niedziela, 29 marca 2020

Część 86.


Część 86.


Tom przemierzał korytarz zrezygnowanym, wolnym krokiem. Gdyby to było możliwe, najchętniej teraz zapadłby się pod ziemię, zniknął i przestał istnieć. Im bliżej był swojego apartamentu, tym wolniej szedł, zastanawiając się, czy w ogóle jest sens tam wracać. Wiedział, że na pewno nie położy się spać, bo mimo zmęczenia z pewnością nie zmrużyłby oka.
Stało się, wyszedł stamtąd, podjął prawdopodobnie najgorszą w swoim życiu, ostateczną decyzję, a mimo to wciąż się wahał, czy nie wrócić. Cierpiał podwójnie ze świadomością, że kilka minut temu olejny raz zadał cierpienie także i jemu, a wychodząc z jego apartamentu i zamykając za sobą drzwi, jednocześnie zamknął najpiękniejszy rozdział w swoim życiu już na zawsze. Czuł się tak, jakby były w nim dwie osoby, jedna desperacko chciała tam wrócić, a druga ciągnęła w stronę pokoju, za drzwiami którego pewnie już spała jego przyszła żona. Był tak skołowany, jak jeszcze nigdy dotąd, szedł zmagając się z ogromnym wahaniem co ma dalej zrobić ze swoim życiem, wciąż jednak zmierzając w tę zupełnie niechcianą stronę. Zostawił Billa w przekonaniu, że chciał się jedynie zabawić, że wykorzystał go w najgorszy z możliwych sposobów, dając mu nadzieję na inne jutro, a zaraz brutalnie ją odebrał, wychodząc. Czuł się podle, jak ostatni skurwiel.
            Po co mu był cały ten ślub? Dlaczego nie zdobył się na to, aby wcześniej pojechać do Berlina i się z nim spotkać? Na co liczył? Że po tym czasie odosobnienia będzie umiał sobie poradzić z własnymi pragnieniami? Czemu tak usilnie się przed tym bronił, czemu bronił się przed miłością, za wszelką cenę chcąc wyrzucić ją z serca? Przecież wiedział, że to się nigdy nie uda, a teraz miał już tego całkowitą pewność. Bill miał rację, że unieszczęśliwi ich troje, a z czasem zacznie obwiniać za swoje nieszczęście Laurę, która stanie się nieświadomą ofiarą jego złego wyboru. Czuł się spętany niemocą, niczym kajdanami i wiedział, że cokolwiek zrobi, to żaden z wyborów nie będzie dobry, bo teraz już było na to za późno, rozkręcił tę machinę i nie potrafił się z tego wszystkiego wycofać. Z tego całego pobojowiska ocalała jeszcze odrobina honoru i nie zamierzał stąd uciec, jak w jakimś marnym melodramacie. I już nawet nie chodziło o strach przed bólem, jaki mógłby znów zadać mu Bill – to teraz wydawało mu się najbłahszą przeszkodą. Za kilka godzin miał wziąć ślub, zjechała się masa gości, jego smoking wisiał w hotelowym pokoju, a biała, ślubna suknia jego narzeczonej w apartamencie jej rodziców. Kuchenna świta już od czwartku przygotowywała wymyślne potrawy, zaprzyjaźniona kapela, miała zagrać na weselu, a po północy zamówiony był pokaz fajerwerków. Wszystko to kosztowało go majątek, ale nie chodziło mu tutaj o pieniądze. Te mógłby stracić, bo nigdy za nadto nie dbał o stan swojego portfela, ani nie był też skąpy. W tej chwili grało rolę coś zupełnie innego. Bill przyjechał tu na jego ślub i nie mógł oczekiwać, że z tego zrezygnuje, zupełnie też nie spodziewając się, że wydarzenia potoczą się w taki sposób, ale Laura nie miała o niczym pojęcia, zupełnie nieświadoma pewnie spała już dawno w ich apartamencie z przeświadczeniem, że jej przyszły mąż wciąż bawi się na swoim kawalerskim. Ona nie była niczemu winna, była jego niczego nieświadomą ofiarą. Może nie będzie umiał dać jej nigdy szczęścia, ale nie skrzywdzi jej w takim dniu, nie ucieknie teraz, jawiąc się w oczach wszystkich, jako najgorszy dupek bez honoru. Weźmie ten ślub, a jeśli nie będzie umiał sobie poradzić z tym wszystkim, najwyżej za jakiś czas się z nią rozwiedzie, a potem los zdecyduje, jak dalej będzie żył.
            Zatrzymał się na chwilę i walcząc z każdą myślą, bezwiednie przyciskał do piersi dziennik Billa. No właśnie… Jak będzie dalej żył? Wciąż nie wyobrażał sobie życia bez niego, dlatego też teraz zobaczył tę przyszłość tylko w jeden sposób, właśnie z nim. Tylko co, jeśli Bill go już wtedy nie zechce? Przecież wyraźnie powiedział mu, żeby wybierał, albo ona, albo on. Chociaż, może to tyczyło się tylko jego idiotycznej propozycji, która nigdy nie powinna zostać wypowiedziana i teraz, na wspomnienie tego, pokręcił z niedowierzaniem głową. Co też mu do niej wtedy przyszło? Sam w to nie wierzył, że mógł mieć tak kretyński i haniebny pomysł.
            Oparł się plecami o chłodną ścianę hotelowego korytarza i stał tak w zamyśleniu dobre kilkanaście minut. Wahał się wprawdzie od chwili opuszczenia apartamentu Billa, ale teraz to jego wahanie zdecydowanie przybrało na sile i echem w głowie zaczęło odbijać się pytanie: a jeśli Bill go już nigdy nie zechce? Przez swoją głupią, męską dumę ma tak po prostu  zaprzepaścić szansę na swoje szczęście? Powinien był to wszystko przemyśleć, nim stamtąd wyszedł, zostawił sobie na to zbyt mało czasu, zdecydował zbyt pochopnie, odcinając tym samym drogę powrotu. Czym on właściwie kierował się w tamtej chwili, czym się w ogóle przejmował, jakimiś gośćmi? Przygotowaniami? Tym, że zrobi skandal, może zrani matkę? Chociaż to ostatnie, nie było żadną błahostką, ale to przecież matka, która zawsze chciała dla nich tylko szczęścia. Dopuszczał do głosu idiotyczne argumenty, jakie w ogóle nie powinny były mieć znaczenia. Owszem, żal mu było zostawiać Laurę w tak okropnej sytuacji, uciekać tuż przed ślubem, ale o tym mógł myśleć wcześniej, nim w ogóle się jej oświadczył, doprowadzając tym samym do tej bezsensownej organizacji ślubu i wesela. W obliczu utraty szczęścia i miłości swojego życia, jakie to wszystko miało w ogóle teraz znaczenie? Przez ten cały czas zasłaniał się bólem cierpienia, strachem, że Bill znów mógłby go zdradzić, a teraz to wszystko wydało mu się śmieszne. Dał mu przecież już taką nauczkę, że wątpił, aby kiedykolwiek zechciał to jeszcze zrobić, a jeśli nawet… Chciał spróbować, chciał chwytać szczęście, bo bez niego to życie nie miało żadnej wartości, a bez miłości było powolnym umieraniem. Ale może jeszcze nie było za późno? Może to był najlepszy moment, aby stąd wyjechać tak jak stał, byle tylko z nim…?
            Spojrzał w stronę windy, która być może wciąż jeszcze stała na jego piętrze, a jeśli tak właśnie było, to był znak, że Bastien jeszcze tutaj nie dotarł. Może to była ostatnia chwila, aby zmienić swoje życie, poczuć szczęście i wolność w jego ramionach? Wahanie zamieniło się w kolejną nagłą i szybką decyzję. Tak, wróci tam! Porwie go w ramiona, a potem chwyci za rękę i znikną stąd obaj, najszybciej jak tylko się da. Trudno, najwyżej złamie dziewczynie serce, może nawet wystawi na pośmiewisko, możliwe, że nie pozbędzie się z tego powodu wyrzutów sumienia do końca życia, ale jak to kiedyś sam mówił, w miłości trzeba być egoistą, nie patrzeć na innych, nie starać się uszczęśliwić całego świata, bo wtedy można z łatwością unieszczęśliwić samego siebie.
            Wrócił do windy i nacisnął guzik, drzwi od razu się otworzyły – to był dobry znak, wyglądało na to, że Bastien jeszcze nie dotarł, bo przecież nie wchodziłby z walizką po schodach na trzecie piętro. Przycisk opatrzony numerem trzy zaświecił się na czerwono i w kilka minut Tom znalazł się na tym samym piętrze, z którego ponad dwadzieścia minut temu zjechał niżej. Od drzwi apartamentu Billa dzieliło go zaledwie kilka kroków, dlatego szybko się tam znalazł i od razu nacisnął klamkę. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, kiedy się okazało, że jest zamknięte. Zapukał więc krótko, nie chcąc za bardzo hałasować o tak wczesnej porze, i odezwał się niezbyt głośno:
            – Billy, otwórz, to ja, Tom. – Mówiąc to, wciąż naciskał klamkę, w nadziei, że zamek szybko ustąpi i będzie mógł wejść do środka. Jeśli jeszcze nie było tutaj Bastiena, to mieli naprawdę niewiele czasu. Odczekał jakiś czas, ale drzwi nie otwierały się. Zbliżył się przykładając ucho do drewnianej płaszczyzny, jednak z wewnątrz nie docierał do niego najmniejszy szmer. Czyżby brat nie zamierzał mu otworzyć? A może wcale go tam nie było? Nie, to było niemożliwe, przecież winda stała cały czas na drugim piętrze. Zapukał ponownie i już głośniej wypowiedział swoją błagalną prośbę:
            – Proszę, Billy, otwórz, ja wszystko przemyślałem.
            Ale Billa nie było, a Tom nie miał pojęcia, że spóźnił się minutę, może dwie, bo kiedy wysiadał z windy, jego brat właśnie pokonał kilka pierwszych stopni w dół schodów.

***

            Było prawie wpół do ósmej, kiedy Bastien ciągnąc za sobą niewielką walizkę, w drugiej dłoni trzymając pokrowiec z garniturem, przekroczył próg hotelu. Czuł ogromne zmęczenie tą ciężką nocą i jedyne o czym teraz marzył, to wtulić się w ciepłe ramiona Billa i po prostu zasnąć, o ile jego mężczyzna w ogóle mu na to pozwoli. Znał go i wiedział, że po dłuższym rozstaniu zawsze był bardzo spragniony i nie zdarzyło się, aby kiedykolwiek mu odpuścił, nawet kiedy blondyn przysłowiowo padał na pysk ze zmęczenia. Dziś chyba nawet nie chciał, aby mu odpuszczał, a jeśli śpi, z pewnością obudzi go, choćby pocałunkiem niczym śpiącą królewnę. Ta myśl wymalowała mu na ustach błogi uśmiech, z którym właśnie stanął przy ladzie recepcji.
            – Dzień dobry panu, w czym mogę pomóc? – zapytała uprzejmie recepcjonistka i także szeroko się uśmiechnęła.
            – Jestem gościem pana Toma Kaulitza, Bastien von Kreuzberg.
            – Oczywiście, już podaję klucz. – Od razu odwróciła się w stronę tablicy z rozwieszonymi kluczami i nigdzie nie sprawdzając, sięgnęła po ten odpowiedni. W sumie wcale się temu nie dziwił, obaj z Billem byli osobami medialnymi, dlatego też pewnie z łatwością przyszło dziewczynie zapamiętać numer apartamentu. Jednak kiedy zdejmowała go z haczyka, Bastien zauważył coś niepokojącego, co mocno go zastanowiło – drugi klucz także wisiał na swoim miejscu, zupełnie tak, jakby w pokoju nikogo nie było, ale nie zapytał o nic. Podziękował i chwycił ten, który mu podała, ruszając w kierunku windy. A może na tej kawalerskiej imprezie tak dobrze się bawił, że jeszcze z niej nie wrócił? Albo po prostu na tej recepcji mieli powieszony także zapasowy, wcale by się temu nie dziwił, bo zatrzymując się w hotelach, spotykał się z różnymi sytuacjami.
            Wcisnął guzik przywołujący osobowy dźwig, a kiedy rozsunęły się drzwi, wsiadł wciągając za sobą walizkę. Zaraz się przekona, czy jego miłość pogrążona w błogim śnie, czeka na niego w tym wielkim łóżku, które tak bardzo w telefonicznej rozmowie zachwalał.

***

            Tom zapukał kolejny raz i stojąc z wciąż przyklejonym do płaszczyzny drzwi uchem, nasłuchiwał jakiegokolwiek szelestu. Jednak po chwili, rozproszył go zupełnie inny dźwięk – ktoś właśnie ściągnął na parter windę. Jedyna myśl zakiełkowała mu w głowie, powodując również lekki dreszcz paniki – Bastien! No chyba, że ktoś inny właśnie przyjechał do hotelu, być może także na jego wesele. Ktokolwiek to w tej chwili był, nie mógł ryzykować, zostając w tym miejscu, dlatego też wycofał się w stronę schodów i ukrył za ścianą schodowej klatki. Przyklejając się do niej plecami, nasłuchiwał czy winda zatrzyma się na tym samym piętrze i po chwili właśnie się o tym przekonał, bo dźwig stanął i usłyszał charakterystyczny dźwięk rozsuwających się drzwi. Nie słyszał kroków, bo korytarz wyścielony był miękkim chodnikiem, ale kółka od ciągnionej walizki już nie były takie ciche. Ten dźwięk się oddalał, dlatego teraz już nabrał pewności, że to nie może być nikt inny, niż Bastien. Ostrożnie wyjrzał zza ściany, aby się upewnić – blondyn właśnie wsuwał w zamek klucz. I co teraz miał zrobić? Cofnął się i na powrót przylgnął plecami do zimnej płaszczyzny, po czym przymknął oczy i osunął się po niej. Usłyszał, jak drzwi zamykają się. Tkwił jeszcze jakiś czas w kucki w tym samym miejscu i miał ochotę wyć. Wyrzucał sobie w myślach, jakim jest beznadziejnym dupkiem. Od jakiegoś czasu jedyne co potrafił, to skutecznie grzebać swoje szanse pod kupką popiołu marzeń. Wszystko zaprzepaszczał, podejmował błędne decyzje i marnował najlepsze okazje.
            A teraz dotarło do niego tak czytelnie i wyraziście, że to już koniec, że wszystko skończone…

***

            – Bill? – zapytał cicho Bastien, kiedy wszedł do apartamentu i z daleka zobaczył puste łóżko. Jak się wcześniej domyślał, czarnowłosego tutaj nie było. Postawił walizkę w korytarzyku i powiesił garnitur, zastanawiając się, gdzie on o tej porze może być. Był zmęczony, jego umysł pracował na zwolnionych obrotach, przez co jeszcze nie zdążył snuć czarnych scenariuszy, ani nie zaczął się nawet martwić. W głowie szumiało mu od długiej jazdy, chciał spać, ale wiedział, że nie zdoła zmrużyć oka, póki nie pojawi się tutaj Bill.
            Wszedł do łazienki, umył ręce, opłukał twarz chłodną wodą, a kiedy osuszał ją hotelowym ręcznikiem, postanowił do niego zatelefonować. Może tym razem odbierze. Ponownie znalazł się w małym korytarzu i wyjął z kieszeni telefon, wybierając połączenie do ukochanego. Tuż po pierwszym sygnale, jaki usłyszał w słuchawce, do jego uszu doszedł także inny, zasłyszany jakby z oddali dźwięk wibracji. Nie odejmując telefonu od ucha, ruszył za tym odgłosem, a gdy znalazł się w sypialni apartamentu, od razu zauważył telefon Billa na nocnej szafce. Nim jednak rozłączył się, przesunął spojrzenie na to wielkie łóżko, które tak zachwalał Bill i dopiero teraz zauważył w jak wielkim jest nieładzie. Stał nieruchomo i patrzył na nie, a ręka z telefonem bezwiednie osunęła się wzdłuż jego ciała. Pościel była zmiętoszona, wręcz skotłowana, obie poduszki nosiły wyraźnie ślady wgnieceń, i nie wyglądało ono tak, jakby spokojnie na nim leżała, lub tylko spała jedna osoba. Zrobiło mu się słabo, wręcz niedobrze, kiedy przysiadł na nim i przesunął dłonią po poszwie cienkiej kołdry, finalnie chwytając między dwa palce jedną z pozostawionych na niej, zesztywniałych plam – z pewnością nie był to źle wypłukany po praniu krochmal.
            Pociemniało mu w oczach i szybko cofnął dłoń, ukrywając już w obu swoją twarz. Dopiero teraz zewsząd zaczęły bombardować go najgorsze myśli. Co tu się wydarzyło i kto tutaj był? A może stało się to, czego najbardziej się obawiał? Wstał tak nagle, aż zakręciło mu się w głowie, ale nie bacząc na swoje samopoczucie, znów znalazł się w korytarzu przy szafie, którą otworzył. Rzeczy Billa były wypakowane i ułożone na półkach, a te co miały wisieć, znajdowały się na wieszakach. Walizka stała na dole. Odetchnął z ulgą, po chwili jednak karcąc się za swoją głupotę. Przecież z pewnością nie uciekłby tak jak stał, w dodatku bez telefonu, który wciąż spoczywał na szafce.
            Znów znalazł się przed tym łóżkiem, którego wygląd niewątpliwie był dowodem zdrady Billa, bo przecież, do cholery, nie wynajął nikomu pokoju na godziny. W tym łóżku ewidentnie ktoś uprawiał seks i nie mógł być to nikt inny. Już nie zadawał sobie więcej pytania, z kim Bill spędził tutaj upojne chwile, bo to było raczej oczywiste, tylko jak do tego doszło, jak to się stało? W sumie spodziewał się tego i dlatego zawsze tak bardzo się bał tej chwili. W odosobnieniu Tom musiał być silny, ale kiedy tylko się spotkali cała ta siła zniknęła, i z pewnością gdy go zobaczył, musiał poczuć się słaby w każdym swoim postanowieniu. I wcale mu się nie dziwił, bo przecież czarnowłosemu tak trudno było się oprzeć, a on wiedział to jak nikt inny. Więc stało się to, co spędzało mu sen z powiek odkąd tylko się z nim związał, dał mu tylko półtora roku szczęścia, które i tak nieustannie naznaczone było strachem.
            Wpatrywał się w ten nieład, którego widok tak bardzo bolał. Poczuł uścisk w mostku i napływające do oczu łzy. Odkąd z nim był bał się od zawsze, ale jeszcze nigdy tak bardzo jak dziś, chociaż właściwie teraz już nie powinien się bać, bo przecież wszystko było jasne. To musiał być koniec, i o ile on sam wybaczyłby mu wszystko, nawet ten wyskok, to raczej nie było sensu się łudzić, że to tylko nic nie znacząca zdrada. Teraz chciałby, żeby tak było, jednak z pewnością to wszystko oznaczało coś więcej. Pewnie jeszcze go zobaczy, wróci choćby po to, żeby zabrać swoje rzeczy, ale na nic więcej nie liczył, a już najmniej na to, że obaj zatańczą na tym weselu, bo jak przypuszczał, żadnego wesela nie będzie. I pomyśleć, że jeszcze kilka godzin temu nie wierzył złym podszeptom, jakie podsyłało mu jego pełne obawy serce, był szczęśliwy i stęskniony, z radością myślał o tym poranku i marzył o jego ramionach – zamiast nich, przywitało go puste łóżko, które nosiło ślady miłości i zapomnienia z innym.
            Ból, którego nie mógł już znieść rozrywał mu serce i właśnie w tej chwili pomyślał, że lepiej by było, jakby wreszcie pękło, a on przestał żyć. Bo bez Billa już nie chciał dalej istnieć, a wyglądało na to, że z nim już nie będzie to możliwe. Ale mięsień, który wciąż bił w klatce jego żeber, nieustannie i boleśnie pompował krew, ani myśląc pękać, choć mówiąc o uczuciach, właśnie tak było. Znów pociemniało mu w oczach aż przysiadł na skraju łóżka, a kiedy na nowo odzyskał widzenie, zaczął katować się widokiem tej pościeli i śladów miłości, której nigdy nie dane mu było skosztować, bo z nim przecież Bill się nie kochał, z nim tylko uprawiał seks. Jeszcze nigdy, żadna chwila w tym związku, nie naznaczona była takim cierpieniem i dopiero teraz mógł odczuć ten najgorszy ból, jakby ktoś z precyzją chirurga, robił mu na sercu powierzchowne nacięcia, jednak wciąż nie pozbawiając go życia, czekając jedynie aż się z wolna wykrwawi. I jedyne o czym teraz marzył, to aby ktoś go dobił, żeby już nie musiał tak cierpieć.
            To był koniec jego samego i zupełnie nie wiedział, co ma teraz zrobić, bo jedyne co mu pozostało w tej chwili to tylko czekać. Siedział więc tak bez życia, wpatrzony w zawiłe wzory dywanu, a wtedy na nocnym stoliku ponownie zawibrowała komórka Billa. Zerwał się na równe nogi i spojrzał na wyświetlacz, ale zaraz znów usiadł z przeświadczeniem, że to jakiś nic nie znaczący, niezapisany kontakt.

***

            Tom zszedł kilka schodków niżej i usiadł na półpiętrze. Nie miał pojęcia gdzie jest Bill, czy był w apartamencie i mu nie otworzył, czy może gdzieś wyszedł? A może po prostu był u Georga? On był jedynym tutaj, który o wszystkim wiedział i któremu mógł wypłakać się w rękaw. Ta myśl błysnęła mu w głowie niczym iskra i zaraz wybrał kontakt do kumpla, który w ostatniej chwili odezwał się zaspanym głosem:
            – Jezu, stary, czego budzisz skonanego człowieka o tej barbarzyńskiej porze?
            – Jest z tobą Bill? – zapytał od razu.
            – Zwariowałeś? Jestem z babą w łóżku i spałem. Czy wyście pogłupieli? Gdzie was wcięło?
            – Nieważne, na razie. – Tom rozłączył się, bo nie miał zamiaru dyskutować z Georgiem, jedyne czego teraz chciał, to tylko znaleźć Billa. Tylko jak miał to zrobić i gdzie on w ogóle mógł być? Jeśli był w apartamencie to nie było żadnego sensu, żeby tu siedział. A może by tak… No właśnie! Zadzwoni do niego! Przecież wciąż pamiętał jego numer, mimo, że nie miał go zapisanego w kontaktach. Szybko go wystukał na ekraniku telefonu, a potem z drżącym sercem odczekał wszystkie sygnały, aż usłyszał jego głos, tyle, że nagrany: „Cześć, nie mogę odebrać, zostaw wiadomość”.
            – Billy, kocham cię, przemyślałem wszystko, chcę z tobą być. Oddzwoń, jeśli też nadal tego chcesz – powiedział chaotycznym, zdławionym półszeptem.
            Siedział tak jeszcze kilka minut na ostatnim schodku, oparty ramieniem o ścianę, w końcu wstał i ze zrezygnowaniem zszedł na drugie piętro, tam, gdzie znajdował się jego apartament. Najciszej jak mógł, otworzył drzwi, nie chciał obudzić śpiącej Laury, i tak naprawdę nie chciał już w ogóle jej widzieć, ani tym bardziej, nie musieć z nią rozmawiać, jednak kiedy tylko wszedł, dziewczyna się przebudziła i uniosła z poduszki głowę.
            – No nieźle pobalowaliście, ale kładź się już kochanie, bo będziesz wyglądał na ślubie jak zombie. – Z uśmiechem przesłała mu całusa.
            – Śpij, zaraz się położę, tylko zapalę – odpowiedział cicho, chowając za plecami dziennik Billa.
            – Jeszcze ci mało? – westchnęła i ułożyła głowę na poduszce, zaraz z powrotem zapadając w sen.
            Tom wyszedł na balkon i usiadł na niewielkiej stojącej w rogu, ratanowej sofie. Zupełnie nie miał zamiaru spać, co chwilę zerkał na wyświetlacz komórki w nadziei, że czarnowłosy odsłuchał jego wiadomość i oddzwoni. Zapalił papierosa i nawet pomyślał o drinku, jednak zaniechał tego pomysłu. Wprawdzie i tak już dzisiaj pił, ale dużo wcześniej i jednak niezbyt wiele, no i tylko do chwili, kiedy wylądował z Billem w łóżku, dlatego nie chciał już więcej, na wypadek, gdyby przyszło mu niebawem usiąść za kierownicę. Wypalił papierosa, po piętnastu minutach kolejnego, a Bill wciąż nie dawał znaku życia. To nic… Przecież miał czas, więc poczeka…
            Jego spojrzenie zatrzymało się na kolorowej oprawie dziennika, jaki położył na niewielkim, kawowym stoliku. Sięgnął po niego i przekartkował stwierdzając ze zdumieniem, że jest prawie cały zapisany. Wrócił do pierwszych stron i patrząc na daty zauważył, że wtedy Bill pisał prawie codziennie, czasem niedużo, a czasem nieco więcej, potem notatki pojawiały się nieco rzadziej, a ostatnia była z dwudziestego czwartego lipca, po tej dacie Bill już nic tutaj nie napisał. Przeczytał ostatnie słowa:
            „Wciąż waham się, czy mam tam jechać, boję się nie tyle Ciebie, co siebie, bo Ty, jeśli się żenisz, to chyba wiesz co robisz.”
            Ciemne oczy byłego gitarzysty, oderwały się od zgrabnie skreślonych liter i zbłądziły spojrzeniem na zielone liście rosnącego nieopodal drzewa. Zamknął dziennik.
            – Taa… Okazuje się, że wcale nie wiem co robię… – szepnął, sięgając po kolejnego papierosa, zerknął na telefon, który milczał jak zaklęty. To wszystko było tak cholernie trudne… Teraz, od jego odpowiedzi uzależnione było całe, dalsze życie i pomyśleć, że jeszcze jakąś godzinę temu miał wszystko w dłoniach, mógł wybrać miłość i szczęście, a teraz czekał tu w niepewności, zdając się na los i zdecydował właśnie, że jeśli Bill nie da znaku życia, to on za kilka godzin się ożeni.
            Ponownie otworzył pamiętnik, na jakiejś losowej, jednej z pierwszych jego stron. 
            „20 grudnia. Przebudziłem się, boli. Otwieram oczy, boli. Wszystko mnie boli. Każda komórka ciała. Rankiem każdego następnego dnia jest najgorzej. Nie dlatego, że piłem, bo nie miałem w ustach alkoholu od tamtej okropnej nocy, czy tam wieczoru, sam nie wiem. Boli dlatego, że odstawienie każdego nałogu jest trudne. A odstawienie od Ciebie najtrudniejsze, Jednak do tego nałogu chciałbym wrócić, co jest niemożliwe choćby z braku w zasięgu ręki narkotyku, jakim jesteś. To jest przymusowy odwyk, ja wcale go nie chcę, ale muszę mu się poddać. Za cztery dni są święta, pojadę do domu z Bastienem, i wcale nie dlatego, że chcę, to matka go zaprosiła, ale z jednej strony cieszę się, że ze mną pojedzie, może chociaż te kilka dni nie będę się czuł taki samotny i niechciany przez Ciebie. Ja wiem, że strasznie Cię skrzywdziłem, ale odpokutowałem swoje winy boleśnie. Szkoda, że tak mało teraz o mnie wiesz, że przestałem Cię w ogóle obchodzić.”
            Nie przestał go obchodzić, choć przecież Bill o tym nie wiedział, bo Tom odgrodził się od niego murem milczenia. Wtedy cierpiał wcale nie mniej niż Bill, nieustannie rozpamiętując zdradę, ale także z powodu izolacji. Przesunął palcem kilka kartek dalej.
            „30 stycznia. Jesteś tylko w moich myślach. Tam jesteś stale obecny. W nocy jesteś w snach, a za dnia, wciąż w tej kolejnej z uporczywie powtarzalnych nadziei, że coś się jednak zmieni. Fizycznie Cię nie ma i już nie będzie. Przestaję powoli się łudzić, że wrócisz, chociaż ciągle o tym marzę, że może stanie się coś…. Nie, nic się nie stanie. Żyjesz sobie gdzieś tam, nawet nie wiem gdzie, ale przy mnie Cię nie ma. Jest za to Bastien i tylko w tę obecność mogę wierzyć. Tu i teraz to początek czekania na następny czuły moment – już nie od Ciebie, na chwilę zapomnienia – od niego. Czekanie z nadzieją na godziny, w których dane mi będzie poczuć, że mogę być dla kogoś, a ktoś dla mnie. Ktoś, kto mnie chce i potrzebuje. Jednak to nie Ty.”
            Zaczerpnął potężny haust powietrza, czując, jak wypełnia płuca, a potem wypuścił je ze świstem. Kiedy Bill go potrzebował, jego przy nim nie było. Zasłaniał się cierpieniem i bólem, pozwalając mu wpaść w ramiona Bastiena, a właściwie samemu go w nie popychając tamtego, świątecznego wieczoru. Dopiero teraz zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, jakim był idiotą. Cierpiał tyle czasu, nie mniej niż on, a jednak przedłużał to cierpienie brnąc w jeszcze większe, chodził na jakąś głupią terapię podczas, kiedy najlepsza terapia czekała w Berlinie, terapia w jego ramionach. Mógł przecież zaryzykować i wrócić, ale wolał być daleko, oddać go innemu, a samemu masochistycznie poddawać się najgorszym mękom, kiedy w myślach wyobrażał sobie, jak robi to z Bastienem. Był najgorszym tchórzem i jak widać jest nim do dziś.
            „23 luty. Nie ma Cię już ze mną od trzech miesięcy, a ja nadal, każdego niemal dnia, ulegam złudzeniu, że wyszedłeś z domu tylko na chwilę, pojechałeś coś załatwić, albo do studia, i zaraz zapewne wrócisz. Ciągle czekam w nadziei, że siedząc w salonie usłyszę chrobot klucza w zamku, a będąc w sypialni Twoje nawoływanie i kroki na schodach, a potem wpadniesz stęskniony i będziesz mnie całował. A potem… Potem… Potem… Potem wiesz, jak zawsze kończyły się Twoje powroty. Tylko, że tego potem już nie ma, a ja tylko mogę sobie wszystko wyobrazić.”
             – Był już z Bastienem, a jednak wciąż na mnie czekał… – szepnął czując, jak obraz liter zamazuje się przez napływające pod powieki łzy. Bolało, znów tak cholernie bolało, a przecież teraz zupełnie z innego powodu. Już wiedział, że ten ból nie zniknie i jego powodem wcale nie była zdrada Billa, bo powodów aby go czuć miał teraz tysiąc innych. A wystarczyło tylko go stamtąd zabrać, póki był jeszcze czas, wystarczyło być przy nim, z nim, może już daleko stąd, aby zniwelować ten ból. Przecież to on był jego terapią, lekiem na całe zło tego świata. Znów zamknął dziennik, nie mogąc już więcej czytać, a przecież zobaczył tak niewiele, jednak z każdym słowem coś w jego wnętrzu napinało się, naciągało boleśnie do granic możliwości, a on sam miał wrażenie, że za chwilę pęknie.
            Znów zerknął na leżący spokojnie telefon, dochodziła dziewiąta i raczej już nie miał nadziei, że Bill się odezwie. Czuł się ciężki od natłoku bolesnych myśli i mógł sobie tylko wyobrazić, jak czuł się Bill, kiedy zostawił go w apartamencie na piętrze powyżej. Powiódł wzrokiem po balkonowych platformach tuż nad nim, ale nie miał pojęcia, który to może być balkon, może czwarty, albo piąty? Czy Bill tam był? Czy odczytał jego wiadomość? Tego nie wiedział, ale wiedział, że dla niego wszystko straciło już jakikolwiek sens. Cicho, na palcach, aby znów nie obudzić śpiącej dziewczyny podszedł do barku i wyjął stamtąd pierwszą lepszą butelkę, po czym znów udał się na balkon siadając na sofie. Odkręcił flaszkę i wziął z gwintu kilka siermiężnych łyków. Alkohol zapiekł w przełyku, a on tylko skrzywił się i otarł wierzchem dłoni usta. Nie obchodziło go to, czy się upije, czy też nie, jedyne czego pragnął to znieczulić ból, a najlepiej po prostu zasnąć i więcej się nie obudzić. Znów sięgnął po butelkę i powtórzył wcześniejszą czynność, a po chwili znów i znów, aż w końcu złożył bezwiednie głowę na leżącym na kawowym stoliku, kolorowym zeszycie.

12 komentarzy:

  1. Tak myślałam, że odcinek pojawi się w niedzielę i pojawił się! Ale zawartość tej części sprawia, że nie wiem co dalej napisać... cóż wspaniale opisane i bardzo podobały mi cytaty z dziennika Billa i jak już jestem przy Billu to przyznam, że nie rozumiem jego sposobu postępowania... dlaczego uciekł i to uciekł w taki sposób, że zostawił swój telefon... No chyba nie przyszło mu do głowy żeby coś sobie zrobić... Tom niestety zasnął z tym dziennikiem i podejrzewam, że to spowoduje, że jego przyszła żona dowie się prawdy. Wystarczy, że zerknie do zapisków kiedy Tom upity alkoholem będzie spał i po pierwszym zdaniu po prostu sama ucieknie jak to przeczyta, a oby oni się odnaleźli.
    No chyba tyle ode mnie :) dzięki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedź na Twoje pytanie, dlaczego Bill uciekł jest w poprzedniej części - w tym czasie siedzi pod kościołem i zastanawia się co ma robić, nie chciał, żeby Bastien go zastał w takim stanie emocjonalnym.
      Tom zasnął na dzienniku, więc nie będzie tak łatwo tam zajrzeć, aby o nie obudzić ;)
      Dziękuję bardzo za komentarz ;*

      Usuń
  2. Ja chcę NATYCHMIAST kolejną część! AAAAA! Cenię to opowiadanie, te postacie, te relacje... Wybitny ten ostatni odcinek i bardzo dobra, złożona fabuła. Mam nadzieję, że będzie więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejna część będzie na święta.
      Dziękuję za miłe słowa i za komentarz ;*

      Usuń
  3. Trochę mnie zatkało z wrażenia po przeczytaniu tej części.
    Bez cienia wątpliwości część jest napisana na wysokim poziomie, zaskakująco ciekawy pomysł z tym dziennikiem, a i bohaterowie znów narobili tu znów sporo zamieszania.
    Bill zniknął bez słowa bo miał ku temu swoje powody i nie dziwię się, że nie chce w ogóle patrzeć i uczestniczyć w tym ślubie. Tak czy inaczej bez telefonu trudno będzie się z nim skontaktować bo nawet nie wiadomo dokąd poszedł i co się z nim dzieje... Tom też dosyć długo wzbraniał się przed tym, co tak naprawdę myśli i czuje. Tyle dobrego, że zaczął czytać ten dziennik, co tylko utwierdziło go w tym, że Bill jest dla niego całym światem i nie chce innego.
    Mimo wszystko z odcinka na odcinek coraz więcej się wyjaśnia i mam wrażenie że powoli wszystko układa się w całość.
    Nie będę spekulować co do dalszego biegu wydarzeń. Cały czas widzę, że jest tu pomysł na tę historię i jego konsekwentną realizację.
    Oczywiście jestem bardzo ciekawa jak daleko to wszystko pójdzie z tym dziennikiem i nie tylko...

    Weny twórczej!
    Pozdrawiam,
    E.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bill nie chciał się spotkać z Bastienem, będąc w tak kiepskim stanie, minął się z Tomem i teraz siedzi pod kościołem, rozmyślając co ma dalej począć biedaczyna ;) Telefonu nie zabrał z czystego roztargnienia.
      Dziękuję bardzo za komentarz ;*

      Usuń
  4. Nawet nie będę próbowała przewidzieć jak dalej potoczą się ich losy w kolejnych częściach bo mimo że Bill wyszedł bez słowa bez telefonu to nadal jest wiele możliwości... Czekam niecierpliwie!!
    Podoba mi się w jaki sposób przekazujesz czytelnikom to, co masz do przekazania. Cała zasługa w konstrukcji tej historii, która zabiera w podróż po różnych planach i marzeniach bohaterów.
    Dziękuję!! :)

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bill z pewnością nie zginie, musiał tylko jakoś się uspokoić, a że akurat minął się z Tomem, to pech dla obu, a może i nie...?
      Dziękuję serdecznie za komentarz ;*

      Usuń
  5. Ode mnie po prostu dziękuję! Dziękuję:) Widzisz, nie mam pomysłu co napisać, ale nie chcę żebyś pomyślała, że przestałem czytać... Cały czas jestem z tym Twoim opowiadaniem i jego bohaterami! Czekam równie niecierpliwie, co wszyscy na następne części i pozdrawiam Cię mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że wciąż trwasz przy czytaniu.
      I ja także dziękuję za miłe słowa i oczywiście też pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Ostatnio rzadko piszę tu komentarze, ale czytam. Dużo oczekuję od tego opowiadania i dużo dostaję bo nie marnujesz tak dobrze zapowiadającego się tytułu. Atmosfera tajemnicy, skrajne emocje, dramat bohaterów, dobrze nakreślone postacie, człowiek tak naprawdę nie wie czego się spodziewać dalej... Absolutnie nie chcę też powtarzać treści moich poprzednich komentarzy bo sama dobrze wiesz, że pisanie idzie Ci znakomicie.
    Widać, że Bill i Tom wkładają bardzo duży wysiłek w wyjaśnienie i odbudowę swojej relacji, każdy z nich robi co może i czasem nie do końca zdają sobie z tego sprawę. Pozostaje tylko obserwować czy te ich zmagania skończą się w pozytywny sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się cieszę, że jesteś i wciąż czytasz. Teraz trudny okres na pisanie, choć czasu nieco więcej, ale więcej też zmartwień, a trochę mniej chęci, ale jakoś ciągnę.
      Dziękuję pięknie za komentarz :)

      Usuń