środa, 24 kwietnia 2019

Część 58.


 Tę część chciałabym zadedykować osobie, która jako jedyna zostawiła swoją opinię pod każdą częścią. Mam nadzieję, że nadal mogę na to liczyć, nawet choćby fabuła całkowicie Cię zawiodła. Wierzę, że wówczas powiesz mi to wprost. 
 Dziękuję, że poświęciłaś swój cenny czas i uwagę.
Dziękuję Evo Green ;*
 
Część 58.


            Mimo, że był gościem, Georg nie chcąc nadwyrężać kontuzjowanej nogi gospodarza, sam przyniósł szklanki, butelkę whisky i lód. Wszystko ustawił na stoliku w salonie wraz z pizzą, jaką po drodze kupił i przywiózł. Kiedy rozlewał do szklanek trunek, Tom, który już nie mógł się doczekać relacji, od razu go zaatakował:
              Nosz kurwa, posadź wreszcie ten tyłek i opowiadaj!
              Aleś ty nagrzany, mówiłem ci już, że nie za bardzo jest o czym opowiadać.
              To, że się najebaliście to już wiem, a teraz wytęż swój mały mózg i przypomnij sobie wszystko po kolei, i to, o czym mi wciąż nie powiedziałeś!
            Chłopak westchnął i wziął kilka łyków alkoholu.
              Nie zauważyłem niczego, co mogłoby cię zainteresować. Wszyscy się bawiliśmy, tańczyliśmy, Bill zachowywał się normalnie, jak na imprezie, z nikim nie flirtował. Widziałem, że sporo czasu spędził z Bastienem, ale tylko gadali.
              O czym tyle gadali?
              Nie wiem, nawet jakbym chciał podsłuchać, nie dałbym rady, bo tam było głośno. Jak siedziałem z nimi to była gadka o występie, o ludziach na imprezie, paliliśmy skręty i serio, nie zauważyłem niczego podejrzanego.
              A jakim cudem się tak upiliście, co?
              Chciałbym to sam wiedzieć, stary – Georg cmoknął. – Piliśmy sporo, nie powiem, że nie, ale kontaktowałem wszystko, do czasu. Potem był nagły zjazd, a ostatnią rzeczą jaką pamiętam, to jak zaczęło mi się kręcić w głowie i wszystko rozmazywać, poczułem się gorzej i wyszedłem na zewnątrz. Przy basenie siedział Bill z Bastienem, pamiętam, że pili, poszedłem w ich stronę i tyle.
            Tom patrzył na niego wnikliwie słuchając, a jednocześnie intensywnie myśląc.
              A pamiętasz która to mogła być godzina?
              Weź! – zaśmiał się Georg. – Myślisz, że nie miałem co robić, tylko patrzeć na zegarek?
              Po prostu pytam, bo kiedy Bill do mnie dzwonił było przed północą, ale nie słychać było w głosie, żeby był jakoś zdrowo najebany.
              To jeszcze pamiętam jak poszedł dzwonić, potem piliśmy jakby więcej. – Kumpel znów się roześmiał, a Tom tylko wykrzywił usta w lekkim grymasie. Nie było mu do śmiechu, chociaż właściwie sam nie wiedział co jest powodem jego wewnętrznego niepokoju. Wszystko co we trzej opowiadali, składało się w jedną całość, więc nie powinien się tym zadręczać, jednak fakt, że tak szybko zaliczyli zjazd na bazę, był dla niego z deka dziwny.
              A nie braliście nic? Bo to dziwne, że tak zjechaliście szybko.
              Nie, no chyba, że coś w whisky było, ale nie sądzę, żeby Baron miał takie akcje. Tam dużo ludzi ćpało, chyba, że przypadkiem ktoś nam coś dorzucił, ale nieee…   Georg pokręcił głową. – Paliliśmy dużo trawy, więc to też pewnie miało swój wpływ.
            Tom sączył wolno swój alkohol i na moment zamilkł.
              No przestań już sobie tym nabijać łeb! Bill spał ze mną, więc możesz być spokojny – dodał, kiedy chłopak wciąż nic nie mówił.
              Fakt jest taki, że miałeś go pilnować, a urwał ci się film.
              Jemu też się urwał!
              Dasz się za to pokroić?   Tom zmrużył oczy, wnikliwie go lustrując.
              Wyluzuj, mówię, że spał ze mną w jednym łóżku, więc nie mogło być inaczej. – Trochę zaczynała go bawić, a zarazem irytować ta podejrzliwość chłopaka.
              Obyś miał rację…   westchnął szatyn.
            Georg jeszcze opowiadał o imprezie i o Caroline, wychwalając jej fizyczne walory i nie ukrywał, że bardzo mu się wizualnie spodobała, ale Tom zdawał się już wcale nie zwracać uwagi na to co papla kumpel. W pewnym momencie zupełnie zgubił wątek rozmowy.
              Halo! Ty mnie w ogóle słuchasz? – Szturchnął go przyjaciel.
              Tak, to znaczy zamyśliłem się na chwilę.
              No widzę właśnie! Mówię, że jakbyś ją zobaczył, też by ci się spodobała – wyszczerzył się.
              Problem w tym, że od jakiegoś czasu nie zwracam na laski uwagi – odpowiedział Tom, odstawiając pustą szklankę na stół, po czym zerknął na zegarek. Było po osiemnastej i właśnie zaczął się zastanawiać, o której wróci Bill. Zaczynał pomału tęsknić.

***


              Zaprosiłeś mnie na lunch, chciałeś rozmawiać, ale nie do końca wiem, czy o czymś konkretnym, czy tak po prostu? – zapytał Bill i odkładając sztućce po zjedzonym posiłku, sięgnął po szklankę z piwem.
              W sumie o wielu rzeczach chciałem pogadać, no i powiedzieć ci o tym nowym kawałku, pokazać go, ale dziś nie możesz. Więc może jutro?
              Nie, jutro odpada. Pewnie pół dnia spędzę na wybiegu, za półtora tygodnia jest pokaz.
              Serio? To jednak weźmiesz udział w tym pokazie?
              Tak, Valentino chce żebym poszedł, nie wiem, czy to ma być fejm dla niego, czy dla mnie – roześmiał się. Był taki piękny… Bastien wpatrywał się w niego uporczywie, z miłością i radością. Patrzeć na ten ideał, to była ogromna przyjemność, czysta magia, a jednocześnie ten widok wciąż sprawiał mu ból, bo mimo iż sobotniej nocy posiadł jego ciało, to jednak miał świadomość, że nigdy nie odda mu się w pełni. Bo szczerze wątpił, czy kiedykolwiek uda mu się skraść jego serce.
              Oczekuję zaproszenia na ten pokaz – uśmiechnął się blondyn, nie spuszczając z niego spojrzenia.
              Jasne, masz to jak w banku. – Czarnowłosy wychylił resztkę piwa ze szklanki i przenikliwie spojrzał mu w oczy:   A teraz do rzeczy, Bastien, bo wiem, że wciąż nie wywaliłeś z siebie tego, co ci leży na sercu.
              Przejdziemy się? – zapytał blondyn, po czym skinął na kelnera, bo ten akurat był w pobliżu. – Proszę rachunek.
              Jeśli spacer pomoże ci w wyduszeniu z siebie wszystkiego, to możemy się przejść.
            Bastien poczuł lekkie zakłopotanie. Doskonale wiedział, na jaki temat chce z nim rozmawiać, ale jak miał tę konwersację zainicjować? Oczywiście, że nie wypali jak z ciężkiego działa: „Bill, kocham cię i chciałbym być z tobą”, to mogłoby się skończyć jego totalną klęską. Wiedział jednak, że jakoś musi go podejść, wybadać i dowiedzieć się w końcu, czy w ogóle ma na co liczyć.
            Pospiesznie sięgnął po etui z rachunkiem, jakie właśnie przyniósł kelner i wyjął z portfela banknot pokrywający wartość zamówienia wraz z napiwkiem. Pozostawiając zapłatę na stoliku, wstał i skierowali się do zejścia z tarasu restauracji schodkami, jakie prowadziły nad brzeg jeziora. Nie mieli pojęcia, że siedzący nieopodal mężczyzna, który wyglądał na bardzo zainteresowanego czymś co właśnie oglądał na ekranie swojej komórki, kilka minut temu uwiecznił ich spotkanie na kilku - jak mu się wydawało - niewiele znaczących zdjęciach, nie zamierzając jednak na tym poprzestać.
            Kilkanaście metrów przeszli w zupełnym milczeniu. Bill nie ponaglał go, doskonale zdając sobie sprawę, że Bastien z czymś wewnętrznie się zmaga. Podświadomie czuł, jaki to demon zawładnął jego umysłem i odrobinę obawiał się o przebieg tej całej rozmowy. Mimo to jednak miał nadzieję, że blondyn nie zachowa się jak dziecko, znał go trochę i wiedział, że jest rozsądnym facetem, choć jeśli naprawdę go kochał, to uczucie bez wzajemności mogło mu nieco tego rozsądku odebrać.
              Zdaję sobie sprawę, że ta noc nie miała dla ciebie zbyt wielkiego znaczenia, prawda? – zaczął, wciąż idąc wolno. Czuł, że zaczynają mu się z nerwów pocić dłonie, więc wsunął palce w kieszenie dżinsów i zerknął na profil czarnowłosego, który lekko uśmiechnął się. I choć nie przyglądał mu się dłużej, to miał wrażenie, że delikatnie pokręcił głową.
              Zależy, co masz na myśli Bastien – odpowiedział Bill, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę do czego pije. Wolał się jednak upewnić, a poza tym zupełnie nie wiedział co ma mu powiedzieć. Nie chciał go jakoś obcesowo dystansować, w końcu w pewnym sensie mu na nim zależało. – Gdzie zazwyczaj przesiadujesz, kiedy przyjeżdżasz tutaj? – zapytał, nim Baron zdążył coś powiedzieć, zupełnie zmieniając temat.
              Tam, na tym kawałku trawy przy brzegu, gdzie to drzewo. – Wskazał swoje ulubione miejsce.
              Więc chodźmy tam usiąść, tutaj za dużo osób się kręci, żeby rozmawiać na takie tematy.
            Faktycznie, wokół jeziora spacerowali ludzie i co chwilę ktoś ich mijał, więc już w milczeniu doszli do miejsca, gdzie w pobliżu nie było nikogo. Usiedli na obnażonym korzeniu i dopiero wówczas Bastien odpowiedział:
              Nie będę ukrywał, że mi na tobie zależy, choć pewnie o tym doskonale wiesz…
            Bill cicho westchnął i wyrwał źdźbło trawy, które wsunął sobie do ust. Nie był gotów na taką rozmowę, chociaż w sumie się jej spodziewał. Czuł, że tym pójściem do łóżka narobi mu nadziei, dlatego musiał go jakoś ostudzić.
              Bastien…   jęknął i spojrzał na blondyna, który wpatrywał się w niego w niemym oczekiwaniu. – Czułem, że tak będzie.
              To znaczy: jak? Nie bój się, nie mam zamiaru cię nękać. Po prostu od tamtej nocy myślę o tobie jeszcze intensywniej, niż przedtem…
              A Max o tym wie? – zaśmiał się cicho i wyjął z kieszeni bluzy, papierosy. Wyciągnął dłoń z paczką w stronę Bastiena, który poczęstował się, a kiedy odpalił, jakby z żalem w głosie odpowiedział:
              Daj spokój z tą ironią, dobrze wiesz, że go nie kocham.
              Wiem – odparł już poważnie Bill, zaciągając się używką. – Ale on kocha ciebie i pewnie byłby załamany, jakby się dowiedział.
              I tak się domyśla, dobrze wie, że mi się bardzo podobasz.
              Musi mnie nienawidzić.
              I nienawidzi, ale nie chcę gadać o Maxie.
              To o czym chcesz gadać?
              O nas.
              O jakich nas? – Bill spojrzał na niego unosząc lekko do góry prawą brew. – Bastien, nie ma żadnych nas. Dobrze wiesz, że ja kogoś mam. To był tylko seks i tyle.
              Świetnie…
              No co; świetnie!? Niczego ci nie obiecywałem, miałem na ciebie ochotę, ty też tego chciałeś, więc poszliśmy do łóżka. Chyba jesteśmy dorośli, nie? Nie wiem co ci się zebrało na jakieś wyznania.
 Bastien zamilkł. Nie za bardzo wiedział co ma mu powiedzieć, w sumie to nawet i nie było już sensu mówić czegokolwiek. Właśnie dostał klarowną odpowiedź, że nawet nie ma na co liczyć. I chyba zaczynał tracić nadzieję, że seks z nim się powtórzy. Palili chwilę w milczeniu, a on czuł, jak zbiera w nim żal i wściekłość. A co tam! Powie mu w końcu co czuje, może przynajmniej pobudzi w nim jakieś wyrzuty sumienia. Tylko czy na pewno? Sam przecież ich nie miał względem Maxa, bawił się nim, może nawet w jeszcze gorszy sposób. Co z tego, że z nim był, skoro kochał innego? Bill przynajmniej postawił sprawę jasno; na związek nie ma żadnych szans.
  Tak, zebrało mi się na wyznania, bo się w tobie zakochałem – wypalił po chwili, a w odpowiedzi usłyszał jedynie zniecierpliwione sapnięcie.
  I po co mi to mówisz? – skwitował Bill chłodno. No to miał odpowiedź… Chyba jeszcze nikt nie sprawił mu większej przykrości. Niby nic takiego, przecież nie spodziewał się podobnego wyznania, ale po tym co usłyszał, poczuł się wyjątkowo paskudnie. Prawdą były słowa, które kiedyś gdzieś przeczytał, że najboleśniej potrafią nas zranić osoby, które kochamy.
  Bo chcę, żebyś wiedział…   odparł zdławionym głosem. Jeszcze tylko brakuje, żeby się tutaj rozpłakał. Zaciągnął się ostatnim machem i zgasił peta w trawie.
              Przepraszam, Bastien. To nie powinno się stać, narobiłem ci tyko niepotrzebnie nadziei.
              Żałujesz?
              Nie, no co ty! Było fajnie! – zaśmiał się cicho Bill, puszczając mu oczko.
              Tylko fajnie? – DJ mruknął, nieco zawiedziony takim stwierdzeniem.
              No cóż… Nie będę cię oszukiwał, nikt nie jest lepszy w łóżku od mojego faceta.
            Baron poczuł, jakby dostał od niego kolejny policzek. I na co mu była w ogóle ta rozmowa? Chyba byłoby lepiej, jakby żył w nieświadomości i karmił się mrzonkami.
              Więc dlaczego go zdradzasz, Bill? – zapytał, nie spuszczając z niego wzroku. Był ciekaw, czy w ogóle uzyska odpowiedź na to pytanie, bo jeśli on kochał tego swojego faceta, który był taki zajebisty w łóżku, nie było przecież żadnego logicznego wytłumaczenia na to, co zrobił. Ale czarnowłosy tylko uśmiechnął się chytrze i odparł pewnym głosem:
              Dlaczego? Z bardzo prostej przyczyny… I kawior jedzony codziennie może się znudzić. – Uśmiechnął się tak pięknie, że aż ścisnęło go w mostku. Czy on w ogóle zasługiwał na miano anioła? Przecież był pieprzonym diabłem w tej pięknej, anielskiej powłoce. Ranił go każdym słowem i wyglądało na to, że uwielbiał się pastwić nad swoimi ofiarami. Pieprzyć to! Może się i pastwił, ale Baron wiedział, że kiedy tylko kiwnie palcem, poleci za nim, choćby na koniec świata, choćby miał sobie z niego zrobić marną przekąskę, chwilowy odpoczynek od ciągłego jedzenia tego najlepszego przysmaku.
              Skoro tak mówisz, to może to kiedyś powtórzymy, co…? – zapytał cicho i sam nie wierzył, że przeszło mu to przez gardło.
              W tej chwili nie mam na ciebie ochoty, ale kto wie co się kiedyś wydarzy? – zaśmiał się. Ton jego głosu nie był przyjemny, ani kojący, a wręcz przeciwnie. Ukłuł Barona prosto w serce swoją ironią i drwiną, bo właśnie to wyczuł w jego słowach, chociaż może po prostu był przewrażliwiony, bo oczekiwał zupełnie czegoś innego? Ale właściwie czego? Przecież Bill nie kochał go, po prostu poszedł z nim do łóżka, bo miał na to najzwyklejszą ochotę wspomaganą dragami, nie mógł mu więc obiecać, że to się jeszcze kiedyś wydarzy.
            Kiedy wracali, rozgrzeszał go w myślach. On sam nie darzył Maxa miłością i był dla niego po stokroć gorszy, ranił go mocniej, a czasem wręcz poniżał. Dopiero teraz zrozumiał tego chłopaka; przecież Max go kochał, może nawet bardziej niż on czarnowłosego, i dlatego wciąż przy nim był, czekając na odrobinę przychylności i jakąś bliskość.
            Wiedział, że i on będzie tak samo czekać na cokolwiek od swojego anioła i, że zrobi dla niego wszystko.

***

            Mimo zbieżnych relacji z przebiegu imprezy, Tom nie potrafił się pozbyć dziwnego wrażenia, że jednak nie do końca było tak, jak przedstawiał to Bill i Georg. Niby ich opowieści były wiarygodne i jedna relacja pokrywała się z drugą, ale i tak coś mu nie grało. Do pewnego czasu myśli o tym wciąż plątały się w jego głowie, ale nie było nadto spokoju, aby mógł złożyć je w jedną, logiczną całość, a potem, kiedy wypił już kilka drinków, zupełnie przestał się nad tym zastanawiać, a i do rozmowy znalazł się zupełnie inny temat. Kiedy wrócił Bill byli już trochę podchmieleni, co nie za bardzo mu się spodobało.
              To ja się do ciebie spieszę, a ty już się zarąbałeś? – skwitował, kiedy wszedł do salonu.
              Oj tam, tylko troszeczkę – zaśmiał się Tom, wbijając w bliźniaka spojrzenie szklistych oczu. – Cieszę się, że już jesteś.
              Żebym wiedział, że tak się dobrze bawisz, to pojechałbym do Barona ogarnąć ten nowy kawałek. – W głosie Billa wyczuwalna była pretensja, co od razu podchwycił Georg.
              Nie denerwuj się, ja zaraz jadę.
              Przecież cię nie wyganiam – rzucił Bill, po czym odwrócił się i poszedł do kuchni, nałożyć sobie do szklanki lód. Kiedy wrócił nalał sobie whisky i usiadł obok Georga.
              Billy, naprawdę cieszę się, że już wróciłeś…   powtórzył bliźniak.
              A ja mniej, bo jesteś już pijany.
              Jak Georg pójdzie, to udowodnię ci, że nie jestem taki pijany – puścił mu oczko.
              Rany… Nie przy mnie, bo mi się robi niedobrze – skrzywił się kumpel.
              No co? Nic nie robimy, jak chcesz to go zaraz pocałuję – zaśmiał się Tom.
              No jasne… I co jeszcze? – rzucił Bill i wpatrując się w niego, zmrużył oczy. Był zły, ale czy powinien? Sam pojechał przecież z Baronem, lecz wypił tylko jedno piwo, nie dał się skusić propozycją zaproszenia do niego, wrócił szybko do domu, bo chciał znaleźć się w ramionach brata, a tymczasem co on zrobił? Zdążył się już zalać właśnie wtedy, kiedy miał ogromną ochotę na seks. Chociaż w sumie, gdy był lekko podpity, seks był zawsze zajebisty.
              Co tylko chcesz, kotku. – Tom cmoknął, wpatrując się w niego, na co Georg tylko przewrócił oczami, ale Bill się nie odezwał, tylko wychylił swojego drinka do dna i wstał.
              Wy sobie siedźcie, a ja idę pod prysznic – rzucił i ruszył w stronę łazienki.
              Dobra, ja to idę, bo widzę, że jest jakiś wkurwiony. – Kumpel odprowadził Billa wzrokiem.
              Zaczekaj, nalej jeszcze po małym – powiedział cicho Tom. Wprawdzie bliźniak już był w łazience, ale wolał, żeby tego nie słyszał. Już i tak był zły, ale miał nadzieję, że za kilkanaście minut zupełnie go udobrucha.

***

            Bill wyszedł spod prysznica i przyłożył do twarzy ręcznik, aby wchłonął krople wody, po czym wytarł mokre włosy. Spojrzał na siebie w lustrze, sięgnął po pudełko z kremem i nabrał odrobinę kosmetyku na palec, po czym posmarował nim skórę twarzy. Przyglądając się swojemu odbiciu, jednocześnie nasłuchiwał odgłosów z salonu, ale wyglądało na to, że Georg wyszedł, kiedy był w kabinie, bo teraz dochodziła do jego uszu jedynie cicha muzyka. I dobrze, że sobie poszedł. Tak naprawdę już wcale nie był na Toma zły i miał zamiar za chwilę narzucić na siebie jedynie szlafrok, a potem skusić go wyzierającą spod niego nagością. Już układał sobie w głowie plan na dzisiejszy wieczór, kiedy drzwi łazienki otworzyły się cicho, a w lustrze zobaczył odbicie swojego bliźniaka, który wolno, z lekkim uśmiechem, właśnie się do niego zbliżał. Nim zdążył coś powiedzieć, już stał za nim i objąwszy go ramionami, wyszeptał wprost do jego ucha:
              Mmm… Jeszcze się nie ubrałeś… To dobrze, bo właśnie spławiłem Georga.
            Bill na chwilę wstrzymał oddech i przechylił głowę na bok, pozwalając bratu pieścić wargami swoją szyję. Jednocześnie chłonął spojrzeniem lustrzane odbicie jego poczynań czując, jak rozrasta się w nim podniecenie. Był zupełnie nagi, więc nie potrafił ukryć na to niezbitego dowodu, jakim był jego powiększający swój rozmiar, członek. Zacisnął dłonie na obrzeżu szafki, w jakiej osadzona była umywalka i wpatrywał się w lustro, w którym widział ukochane usta, spijające z jego szyi i ramion pojedyncze krople wody. Palce Toma delikatnie pieściły jego tors, rozcierając wilgoć, jaka po kąpieli pozostała na jego skórze, finalnie lekko uciskając nabrzmiałe sutki. Pragnął go tu i teraz, chciał, żeby go zaraz wziął, ale właśnie przypomniał sobie, że raczej nie powinni robić tego na stojąco.
              Tommy…   mruknął . – Jeszcze za wcześnie na takie akcje z tą nogą…
              Ćsiii…   syknął brat, obracając go przodem do siebie i nim zdążył zaprotestować, szybko posadził go na szafce zamykając mu usta pocałunkiem. Bill poczuł, jak jego plecy przylgnęły do zimnej powierzchni lustra, a ciepłe dłonie bliźniaka objęły jego pośladki. Poddał się pocałunkowi i władczemu dotykowi, kiedy nagłym ruchem przysunął go do rantu, rozszerzając jego uda. Nie wykazał się w tej chwili rozsądkiem, bo to, co właśnie robił brat cholernie mu się podobało, był podniecony, spragniony, i nie chciał mu przerywać, ani się sprzeciwić. Miał tylko nadzieję, że Tom wie co robi i nie nadwyręży tym szaleństwem kontuzjowanej nogi, choć z każdym jego poczynaniem zaczynał mieć wątpliwości, czy to wszystko dobrze się skończy. Czułość, jaką z początku emanował, zamieniła się nagle w dzikość i gwałtowność, którą tak bardzo w nim kochał. Był niesamowity, kiedy władała nim żądza i szaleństwo. Całował z pasją, dotykał zaborczo i Bill, poddając się doszczętnie jego woli, nawet nie zarejestrował chwili, kiedy zsunął z bioder spodnie. Wówczas chwycił go za łydki i układając jego stopy na swoich ramionach, wtargnął w niego jednym pchnięciem.
            Bliźniak jęknął głośno, czując rozpierającą wielkość w sobie. Oczy zaszły mu mgłą, ale doskonale widział to szaleństwo w spojrzeniu brata, kiedy lekko wycofał biodra, aby ponownie wypełnić go sobą do końca.

***

To był jeden z najlepiej spędzonych wieczorów, kiedy już nawet nie pomyślałem o Bastienie, ani nie wspominałem chwili, kiedy mnie pieprzył, bo wtedy miałem kogoś zdecydowanie lepszego! Byłem marionetką w dłoniach Toma i - o kurwa! - jak bardzo mi się to podobało, wiedziałem tylko ja!
Posuwał mnie mocno. Podczas kiedy moje stopy oparte były na jego ramionach, ja dłońmi trzymałem się szafki, a plecy przylegały do zimnego lustra, ale nie skończyliśmy w takiej pozycji. Po chwili Tom wyszedł ze mnie i ściągnął mnie stamtąd, a kiedy stanąłem na posadzce, obrócił mnie tyłem. Spojrzałem w swoje odbicie i za plecami zobaczyłem jego, wpatrującego się we mnie płomiennym wzrokiem i tak zdecydowanego… Zdecydowanego, aby wejść we mnie swoją wielkością i mocno mnie zerżnąć. Wiedziałem, że tylko ułamki sekund dzieliły mnie od chwili, kiedy przyjemność będzie rozrywać mnie od wewnątrz, nakłuwać ciało igłami rozkoszy, i sprawiać, że znów oszaleję.
Odrzuciłem głowę w tył, ponownie czując na mojej szyi jego usta, a w rezultacie zęby, które kąsały delikatną skórę. Przeszyły mnie dreszcze, a wtedy jego twardy penis - tym razem bez oporu i trudu - wniknął we mnie. Zadrżałem z przyjemności i dostrzegłem lekki uśmiech na ustach Toma. Tak… Mógł być z siebie dumny, bo z nikim nie było mi tak dobrze, nikt nie pieprzył mnie tak zajebiście, nikt nie penetrował tak głęboko! Zapulsował w moim wnętrzu i po chwili zaczął się we mnie wbijać z szaleńczym impetem, raz za razem, szybko i mocno, znów i znów. I te dłonie na moim ciele... Tak upragnione i ukochane, dłonie mojej miłości, jego dłonie... Mocno przyciskały mnie do najcudowniejszego ciała, które swoim ciepłem znów nagrzało zziębnięte przez chwilę od lodowatego lustra plecy. Zimno, gorąco... Gorąco i zimno... Magia i kalejdoskop doznań, kiedy czułem go w sobie, kiedy tak zapamiętale we mnie wchodził.
            I znów z moich warg umknął głośny jęk. Odbierając każde jego pchnięcie, na chwilę przymknąłem oczy, delektując się tym doznaniem, ale kiedy uchyliłem powieki, linia naszych spojrzeń zbiegła się w jednym punkcie, tam, gdzie spotkały się, aby rozkoszować reakcją tego drugiego. Oblizałem ostentacyjnie nabrzmiałe od pocałunków wargi, czując, jak właśnie w tej samej chwili jeszcze mocniej wbił się we mnie. Ponownie z moich rozchylonych ust wydobył się jęk, muzyka, w którą tak uwielbiał się wsłuchiwać. Wypchnąłem mocniej pośladki, jakbym chciał czuć go w sobie jeszcze głębiej, a przecież wchodził we mnie do końca, boleśnie i dziko, ale jakże rozkosznie! O ja nienasycony... Ale zawsze chciałem go więcej w sobie, do granicy możliwości naszych ciał, do końca! Pragnąłem w pełni czuć tę wielkość i najcudowniejszy ból.
            Jęczałem, żeby robił to mocno i brutalnie, a on spełniał moją każdą zachciankę, podczas kiedy ja sunąłem dłonią wzdłuż mojego ciała, niżej i niżej. Objąłem w końcu moją nabrzmiałą, twardą męskość ciepłą dłonią, rzucając mu powłóczyste spojrzenie, odbijające się w lustrze. A on patrzył nie przestając, kiedy wytrysnąłem na szafkę. Wtedy znów z moich rozchylonych warg wydobył się głośny wyraz przeżytej właśnie przyjemności. Tom doszedł kilka minut po mnie, a kiedy drżąc w ostatniej fazie spełnienia mocniej przylgnął do moich pleców, powiedział coś, co pobudziło we mnie uśpione wcześniej wyrzuty sumienia i paniczny strach…

***
            Tom nie pamiętał dokładnie, jak przeżywał orgazm z wszystkimi kobietami, z jakimi niegdyś sypiał, ale wiedział jedno: rozkosz przeżywana z Billem, była bardzo silna i miał wrażenie, że trwała o wiele dłużej. Może dlatego, że to właśnie jego tak bardzo kochał?
            Wciąż był w nim, choć czuł, że jego członek za chwilę samoistnie się wyślizgnie z ciepłego wnętrza, ale pragnął przedłużyć tę chwilę przyjemności. Był takim szczęściarzem, że go miał, czuł dumę z faktu, że właśnie jego Bill pokochał w ten sposób, że oddawał się tylko jemu i czerpał z tego aktu równie ogromną rozkosz jak on sam. Co do tego nie miał cienia wątpliwości i ufał mu, ale jakoś tak z przekory, albo może dlatego, aby Bill czuł się tak bardzo kochany i wyjątkowy, na sam koniec wychrypiał mu do ucha, wciąż uspokajając oddech:
              Jeśli kiedyś mnie zdradzisz, pamiętaj… Nie daruję ci tego…