niedziela, 21 lipca 2019

Część 65.



Część 65.


            Leżałem tak dłuższą chwilę myśląc o wszystkim i o niczym, starałem się za wszelką cenę jakoś rozproszyć, bo wciąż nie mogłem pozbyć się pewnej myśli. Kiedy ona wracała, czułem jak ogarnia mnie żal, ta myśl była dokuczliwa, nieco przykra, nieco bolesna. Sprawiała, że niepewność drążyła ciemne korytarze w moim umyśle, że przez nią zaczynałem już chyba świrować. Jedna taka myśl, uciążliwa, nie pozwalająca chwilami złapać tchu. Myśl o tym, co teraz może robić Tom. Czułem się źle, nie tylko przez to, co ja zrobiłem kilka godzin temu, ale też przez niepewność co dzieje się tam, za oceanem. Miałem cholernie złe przeczucia, a Tom wciąż nie odbierał, ani nie dzwonił. A jeśli Georg mnie oszukał? A jak coś złego się działo, a on nie powiedział mi tego, bo nie chciał mnie zmartwić? Wiedziałem, że jeśli w najbliższych godzinach nie skontaktuję się z Tomem, gotów jestem tu zwariować z niepewności. Miałem wrażenie, że boli mnie całe ciało, to było okropne uczucie. I ta pieprzona, rozrywająca moje wnętrze tęsknota.
            Jak miałem wytrzymać jeszcze prawie cztery dni?

***

            Bastien zapukał do sypialni Billa, a kiedy usłyszał ciche „proszę”, wszedł zamykając za sobą drzwi. Czarnowłosy leżał bokiem na łóżku, wpatrując się w błękitne niebo za oknem i nawet na niego nie spojrzał.
            – Idziemy w miasto, a ty nie wybierasz się z nami?
            – Nie mam ochoty, idźcie sami.
            Baron niepewnie postąpił kilka kroków, przysiadając na brzegu łóżka.
            – Co się dzieje, Bill? Caroline cię zdenerwowała?
            – Mam wyjebane na nią – prychnął wokalista.
            – To co się dzieje?
            – Nic! Mam ochotę zostać tu, poleżeć i pobyć sam, nie mogę?! – podniósł głos, jednocześnie podnosząc się na łokciach. – Idź już.
            – Okay – mruknął blondyn, wstał i wyszedł z pokoju. Bill z powrotem opadł na poduszkę i biorąc telefon w dłoń, kolejny raz wybrał numer do bliźniaka.
            Znów nie odebrał. Nie wytrzymał i zadzwonił do Georga. Miał w dupie, że tam jest wieczór, że może mu w czymś przeszkodzić. Musiał się dowiedzieć co się dzieje z Tomem.
            – No co tam znowu? – odezwał się kumpel.
            – Georg, co się do kurwy dzieje z Tomem? Możesz go przestać wreszcie kryć?
            – O co ci chodzi? W czym mam go niby kryć? Nie wiem gdzie jest i co robi, ale dziś miał być cały dzień w studio.
            – Miał być? Więc nie wiesz czy tam jest.
            – Bill, do cholery, nie jestem jego niańką, po południu tam był, a teraz nie mam pojęcia co robi. I nie będę do niego jechał, wybacz, mam swoje życie.
            Bill rozłączył się bez słowa, a Georg mruknął pod nosem, odkładając telefon.
            – Pojebani.

***

            Danielle zatrzymała samochód pod domem Toma.
            – Dziękuję – odezwał się, a widząc jej niepewną minę dodał. – Zaprosiłbym cię na drinka, ale jestem skonany i zaraz walnę się spać.
            – Nie ma sprawy, Tom – uśmiechnęła się, ale w jej oczach spostrzegł cień zawodu.
– Jutro i pojutrze nie będzie mnie w studio, popracuję w domu, ale może spotkamy się w czwartek? – zaproponował.
– Jasne, z przyjemnością. Powiedz tylko gdzie?
– Hmm, nie wiem, nie mam pomysłu – zaśmiał się. – Zaprosiłbym cię do siebie, ale wtedy wraca Bill, to nie będziemy mieli dostatecznej swobody. Więc może u ciebie? Kiedyś zapraszałaś, więc chętnie skorzystam – Puścił jej oczko. Nie miała pojęcia, że zaproponował to spotkanie z czystą premedytacją.
– Oczywiście, nadal cię zapraszam – Obdarowała go promiennym uśmiechem. – W takim razie dziewiętnasta? Zrobię kolację.
– Super, to jesteśmy umówieni. Dobranoc Danielle – pożegnał ją i miał już wysiąść, nawet otworzył drzwi, ale zawahał się. Jeszcze raz popatrzył na nią, przechylił się i cmoknął dziewczynę w policzek.
– Cześć Tom – pożegnała go brunetka. Znów była zawiedziona, bo miała nadzieję, że pocałuje ją inaczej.
Wysiadł, a otwierając drzwi domu, słyszał jak odjeżdża. Wszedł do środka, zamykając je za sobą i rzucił klucze na szafkę. Najwyższa pora była wreszcie zadzwonić do Billa. Wyciągnął z kieszeni dżinsowej kurtki telefon i zobaczył, że ma trzy kolejne, nieodebrane połączenia od niego. Wiedział, że w końcu musi oddzwonić, bo jeszcze gotów się czegoś domyślić, a tego nie chciał, bo wówczas niespodzianka jaką mu szykował na powitanie, nie smakowałaby tak dobrze.
Postanowił jednak, że przedtem się upali, będzie miał więcej odwagi i może jakoś sobie poradzi. Najwyżej Bill się zorientuje, że się zjarał, a to mniejsze zło. Wyjął z pudełka skręta i wyszedł na taras. Mimo rozluźniającej przyjemności i tak się bał, nie mógł pozbyć się obawy, że czymś się nieopatrznie zdradzi, że w rozmowie Bill doprowadzi go do jakiegoś ataku furii i wykrzyczy mu wszystko do słuchawki. Zawsze był gwałtowny i niecierpliwy. Odczekał kilkanaście minut, wziął kilka głębokich wdechów, a mimo to czuł jak serce wali mu w piersi. Już trzymał telefon w dłoni, ale wciąż nie wybierał połączenia.
– Opanuj się, Tom, opanuj… – wymruczał sam do siebie. Wiedział, że jeśli się z czymś wysypie, zemsta nie będzie już taka słodka. Bill nie mógł się nawet domyślić, że coś wie. Nacisnął zieloną słuchawkę i odczekał tylko jeden sygnał, a bliźniak już odebrał połączenie.
– No nareszcie! – wydarł się. – Co się z tobą dzieje, Tom!?
Nie użył nawet zdrobnienia, jakim zawsze się do niego zwracał, a jeśli tego nie zrobił, musiał być mega wkurwiony.
– Już nic, już wszystko okay – zaśmiał się Tom.
– Ja pierdolę, od zmysłów odchodzę drugi dzień! Dlaczego nie zadzwoniłeś tyle czasu? Co tam robiłeś?!
– Nic nie robiłem, z nadmiaru czasu wolnego piłem.
Ton jego głosu był dziwny, Bill usiadł na łóżku i poczuł jakąś wewnętrzną panikę.
– A to ciekawe, a dziś co robiłeś, że nie oddzwoniłeś, ani nawet nie odebrałeś? Dziś nie piłeś, bo bym to słyszał, chyba, że byłeś czymś innym zajęty. Ujarałeś się?
            Jak on go dobrze znał…
– Dziś byłem w studio i siedziałem w słuchawkach, nie słyszałem, kiedy dzwoniłeś. I tak, ujarałem się.
Odpowiadał jakoś zdawkowo, nienaturalnie. To mocno zastanowiło Billa, ale nie chciał mu robić wymówek.
– Tommy… Nie rób mi tego, ja tu tak strasznie za tobą tęsknię, a ty olewasz mnie tyle czasu, co się dzieje?
– Billy, nic się nie dzieje. Strułem się wódą, nie chciałem dzwonić na kacu – odpowiedział. – Przepraszam.
– Jesteś jakiś dziwny, Tom. Mam złe przeczucia, że coś się dzieje.
– Kochanie… – mruknął szatyn, choć ledwie mu to przeszło przez gardło. Czuł jak mocno wali mu serce, bo słysząc głos bliźniaka, miał przed oczami wszystkie te zdjęcia. – Masz chujowe przeczucia, wszystko jest dobrze, poza tym, że się zachlałem. Czuję się jeszcze bardziej chujowo niż wczoraj, męczy mnie kac i jestem skonany.
– Tommy, tęsknię za tobą… – jęknął Bill, był bliski płaczu i Tom bardzo dobrze to słyszał, bo znał go jak nikt inny.
– Wiem, wiem… Ja też tęsknię. – Gitarzysta próbował wydobyć z siebie czuły ton głosu. – I nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie tu będziesz. – Uśmiechnął się drwiąco. On go nie widział, więc mógł to zrobić.
– Dlaczego się upiłeś? Na dodatek sam.
– Nie wiem, z nudów i z tęsknoty za tobą.
– Tommy… Chcę już wracać, wariuję tutaj bez ciebie. – Bill nie wytrzymał i się rozpłakał. Teraz tak bardzo żałował wszystkich swoich występków. Przeraził się, że Tom może się o tym wszystkim dowiedzieć i go zostawić. Teraz, kiedy był z daleka od niego wiedział, że życie bez brata pozbawione byłoby sensu. Mimo całej swojej głupoty, chorobliwego seksoholizmu i podatności na komplementy, co popchnęło go do zdrady, kochał go ponad wszystko.
– Billy, no co ty, nie płacz. Za kilka dni znów tu będziesz – odpowiedział Tom, ale ani trochę nie było mu go żal. Gdyby nie wiedział, z pewnością płakałby razem z nim, tęsknił równie mocno i boleśnie, i okazałby o wiele więcej czułości niż teraz.
– Kilka dni… – powtórzył za nim Bill. – To dla mnie wieczność. A ty w ogóle za mną tęsknisz?
– Oczywiście, że tęsknię, przecież ci już to mówiłem.
– Kocham cię, Tommy… – wyszeptał Bill przez łzy. Był pewien, że coś się zmieniło, ale nie miał pojęcia co. Tom ewidentnie był jakiś inny, chłodny i dziwny. Nie rozmawiał z nim tak, jak zwykle. Gdyby po prostu tylko się upił, zadzwoniłby od razu, kiedy by wytrzeźwiał, a on uparcie milczał tyle czasu. Coś tu nie grało i to coś napawało Billa niemałym strachem.

***

            Czułem, że coś jest nie tak, że coś nie gra, ale nie miałem pojęcia co. Przez kolejne dni dzwoniliśmy do siebie na przemian, niby rozmawialiśmy normalnie, ale w głosie Toma było coś, co nie dawało mi spokoju i miałem nieodparte wrażenie, że zmusza się do wyznań i czułych słów, zupełnie tak, jakby chciał, abym był tutaj spokojny. Nie uśpiło to jednak mojej czujności. Cały czas zastanawiałem się, co się stało tego dnia, kiedy się upił, wkręcałem sobie, że poznał może jakąś pannę, ale przez telefon nie chce mi powiedzieć, że z nami koniec. Innym razem znów zastanawiałem się, czy czegoś się o mnie nie dowiedział. Nawet przyparłem do muru Barona i wypytywałem go, czy komuś czegoś nie chlapnął, ale on przysięgał mi, że to jest tylko nasza tajemnica.
            Do końca pobytu czas dłużył mi się, jakbym był tu miesiąc, a czekając na lotnisku w kolejce do odprawy, cieszyłem się jak małe dziecko, że już za ponad dwanaście godzin zatonę w jego ramionach.
            Nie miałem jednak pojęcia, co czeka mnie w Berlinie, tego nie śniłem w najgorszych koszmarach…

***

            Przez niewielkie okno samolotu, widział już migoczące światła Berlina. Serce trzepotało się w klatce jego żeber z radości i ekscytacji. Jeszcze kilkanaście minut i wreszcie zobaczy Toma, a wkrótce będzie mógł bezkarnie wtulić się w jego ramiona. Podczas długiego lotu odgonił wszystkie czarne wizje, upchnął je gdzieś z tyłu głowy i choć one wciąż chciały wydostać się na pierwszy plan, to jednak radość ze spotkania z Tomem wciąż im na to nie pozwalała. Kiedy rozmawiali wczoraj przez telefon, powiedział mu o której ląduje, a Tom zadeklarował się po niego przyjechać i czekać przy wyjściu.
            Słysząc komunikat zapiął pasy. Im niżej był samolot, coraz mocniej biło mu serce. Trzęsły mu się dłonie, kiedy zdejmował z półki swój podręczny bagaż. Bastien przyglądał mu się ukradkiem. Cały lot prawie nie rozmawiali, bo Bill oglądał filmy, słuchał muzyki, i spał. Zresztą od tamtej nocy, kiedy zaszaleli w trójkącie, był jakiś inny, dziwny, jakby nieobecny. Nie chciał już z nimi nigdzie wyjść i pomijając wieczór z drugim występem, każdy inny spędzał w swojej sypialni. Myślał, że kiedy z jego pomocą spełni swoją erotyczną fantazję, wszystko się zmieni z korzyścią dla niego. Tymczasem on zdawał się tego żałować i zupełnie się odizolował. Było widać, że coś go dręczy i trapi, ale kiedy Bastien chciał z nim szczerze o tym pogadać, zbył go. Gdyby wiedział, że to odniesie wręcz odwrotny skutek, nigdy by do tego nie dopuścił. Jednak czasu nie mógł cofnąć, stało się.
            Czekając na bagaż, Bill napisał do Toma sms: „Już wylądowaliśmy, zaraz będę wychodził”. Patrzył na taśmę niecierpliwie, mając nadzieję, że jego walizka wyjedzie jako jedna z pierwszych. Jednak to Caroline najpierwsza odebrała swój bagaż, pożegnała się z nimi i popędziła do wyjścia, bo ktoś miał po nią przyjechać, podobnie jak po Barona Max. Chłopcy jednak musieli zaczekać nieco dłużej, bo ich walizki wyjechały prawie na samym końcu.
            Wyszli z lotniska razem i zatrzymując tuż za wyjściem, zaczęli się rozglądać, jednak ani Toma, ani Maxa nigdzie w pobliżu nie było.
            – No dobra, ja czekał nie będę, skoro go nie ma to ja biorę taksówkę – stwierdził Bastien. – Podrzucić cię?
            Bill pokręcił głową.
            – Nie, ja poczekam, Tom na pewno po mnie przyjedzie, zresztą zaraz do niego zadzwonię.
            – No jak chcesz, ja jadę, trzymaj się – Blondyn przechylił się i cmoknął go w policzek, po czym ruszył w stronę postoju taksówek.
            Wieczór był chłodny i wiał przenikliwy wiatr, na dodatek właśnie zaczął kropić deszcz, który wprawdzie jakoś szczególnie mu nie przeszkadzał, bo stał pod zadaszeniem, ale miał na sobie cienką ramoneskę i zaczynało mu już doskwierać zimno. Z każdą upływającą minutą zaczynał coraz bardziej się niecierpliwić i niepokoić. Rozglądał się wokół bardzo uważnie, ale Toma nadal nie było. W końcu nie wytrzymał i wyciągnął telefon, ale po kilku sygnałach znów się rozczarował. Brat nie odebrał.

***

            Gdyby sytuacja wyglądała inaczej, nigdy by mu tego nie zrobił, a mało to, czekałby na lotnisku nawet kilkanaście minut wcześniej, zniecierpliwiony i stęskniony śledziłby tablicę przylotów, wypatrując samolotu z Atlanty. Jednak po tym, czego się dowiedział i co zobaczył, miał swój własny plan na powitanie bliźniaka. W pierwszym jego punkcie nie zamierzał wyjechać po niego na lotnisko. Drugim punktem było to, co właśnie robił; leżał w łóżku Danielle, którą właśnie przed chwilą przeleciał, nie zamierzając na jednym razie poprzestać. I nie miał z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia, bo skoro Bill zabawiał się z Bastienem, mając Toma na miejscu na każde zawołanie, to nawet nie wątpił, że bezkarnie pieprzył się z DJ’em także i w Atlancie.
            Kiedy dziewczyna poszła do łazienki, wygramolił się z łóżka i wyjął z kieszeni spodni telefon. Bill już dawno powinien być na miejscu, o ile nie opóźnił się samolot, ale kiedy tylko zerknął na wyświetlacz, miał już pewność, że doleciał o czasie. Zarówno sms, jak i trzy nieodebrane połączenia, właśnie o tym świadczyły. W tym momencie przeżył chwilę słabości, jego głupie serce zabiło mocniej i nawet przez myśl przemknęło mu, aby wyjść niepostrzeżenie i po niego pojechać. Dzwonił zaledwie kilka minut temu, więc pewnie by jeszcze zdążył, jednak w domu czekał na Billa punkt trzeci; niespodzianka, jaką na powitanie mu przygotował, więc jeśli by poddał się swojej słabości i po niego pojechał, zemsta nie byłaby tak rozkoszna i wszystko by zepsuł. Wrócił do łóżka, wsuwając z powrotem wyciszony telefon do kieszeni. Leżąc już ze świadomością, że Bill jest w Berlinie, nie miał aż tak dobrego nastroju jak przedtem, kiedy pławił się w myślach, że oddaje mu z nawiązką i choć miał w planach ruchać do rana, to teraz zupełnie stracił na to ochotę. Do domu jednak nie zamierzał wracać przed świtem, musiał tu zostać, aby Bill w pełni dostał za swoje. Wszystko miał opracowane co do minuty, nawet poinstruował Georga co ma powiedzieć, na wypadek, gdyby jak zwykle do niego zadzwonił.
            Czekał w łóżku na Danielle, ale jego myśli były teraz przy osobie, którą mimo tego, że zadała mu największy ból, kochał ponad wszystko. Zaczynał mieć wątpliwości, czy zrobił dobrze działając metodą „oko za oko”, ale doskonale wiedział, że to zaboli Billa najbardziej. Nie wiedział, czy przyniesie jakiś skutek, czy przez to się zmieni, czy to da mu jakąś nauczkę, być może on także nie będzie umiał mu tego darować, i nie miał pojęcia, czy sam mu wszystko wybaczy, na to było jeszcze za wcześnie, a rany zbyt bolesne. Ale chciał zadać mu taki sam ból, jakiego doświadczył przez niego. Możliwe było to, że kiedy czekałby na niego w domu, to po burzliwej awanturze w końcu mógłby mu ulec i odpuścić, sam siebie nie znał aż tak dobrze, nie wiedział jakby wówczas postąpił, bo nigdy nie zmierzył się z takim doświadczeniem. Ale wiedział jedno: musiał być twardy, za nic na świecie nie mógł teraz mu ulec, nie mógł dać się przebłagać, jeśli w ogóle Bill zamierzał go o cokolwiek prosić - jego odwet niósł takie ryzyko. Czas miał pokazać, czy postąpił słusznie.

***

            Bill przemarzł już porządnie. Stojąc pod wyjściem z lotniska ponad pół godziny, próbował bezskutecznie kilka razy dodzwonić się do Toma. Zaczynał znów mieć najgorsze przeczucia, to było do niego niepodobne, aby zapomniał o której przylatuje. A nawet jeśli, to dlaczego nie odbierał komórki? A co, jeżeli znów się upił i zasnął? Ostatnio nie wylewał za kołnierz, szczególnie podczas jego nieobecności.
            – Jeżeli naprawdę leży teraz pijany, to kiedy wrócę do domu nie ręczę za siebie – mruknął pod nosem i skapitulował. Ciągnąc za sobą ciężką walizkę, ruszył w kierunku postoju taksówek.
            Jadąc, apatycznie wpatrywał się w krajobraz za oknem. Wieczór nie był jeszcze bardzo późny, więc tu i ówdzie mijał ludzi pod parasolami, bo już rozpadało się na dobre. W myślach stwierdził, że pogoda w Berlinie całkowicie odzwierciedla jego nastrój i zachciało mu się płakać, ale nadzieja, że za kilkanaście minut zobaczy Toma, skutecznie tamowała mające chęć wypłynąć spod jego powiek, łzy. Nawet jeśli leżał teraz pijany, to wszystko mu wybaczy. Najważniejsze było, że już tu jest, tak bardzo blisko niego. Serce waliło mu boleśnie. Tom przecież na pewno też za nim tęsknił i gdyby mógł, przyjechałby po niego, na to nie miał żadnych wątpliwości. Przecież go kochał, tak samo mocno, jak i on jego. Tak, na pewno się upił, ale to nic… Najważniejsze, że teraz już będą razem.
            Przeklinał siebie i swoją głupotę. Przez tę rozłąkę i wydarzenia w Atlancie wiele zrozumiał i poprzysiągł sobie, że już nigdy go nie zdradzi, a gdyby był wierzący to teraz mógłby się wyspowiadać z tego grzechu, szczerze żałując i obiecując poprawę, nigdy więcej nie zamierzając złamać sobie i Bogu danego słowa. I jedynym grzechem z powodu którego nie wyraziłby skruchy i nie mógłby obiecać poprawy, była miłość do Toma, nie braterska, ale partnerska. Ten grzech miał zamiar popełniać do samej śmierci.
            Kierowca zatrzymał się, zapłacił i wysiadł, ale nie od razu ruszył do wejścia, zatrzymał się i spojrzał w górę. Nigdzie nie paliło się światło. Taksówka odjechała, a on stał w siąpiącym deszczu patrząc w ziejące czernią okna ich domu. A jeśli zastanie Toma w łóżku z jakąś kobietą? Jeśli tak bardzo zatracił się w tej przyjemności, że zapomniał po niego przyjechać? Serce podchodziło mu do gardła, kiedy w jego głowie pojawiały się coraz czarniejsze wizje. Deszcz stawał się coraz większy, więc nie było sensu tu stać i moknąć, musiał w końcu wejść do domu.
            Drżenie dłoni nie ustawało i nie mógł trafić kluczem w zamek. Kiedy już mu się to udało, ku jego zdziwieniu drzwi nie ustąpiły, a to musiało oznaczać tylko jedno - były zamknięte także i na dolny zamek, więc Toma nie było w domu. Jak to możliwe? Gdzie on do diabła był? A jeśli jadąc po niego miał jakiś wypadek?
            Dreszcz strachu pochwycił go w swoje szpony, a na karku poczuł lodowaty chłód. I nie wiedział już, czy trzęsie się z zimna, czy z nerwów. Po chwili jednak uspokoił się na chwilę, wsuwając drugi klucz w dolny zamek. Niemożliwe… Przecież jechałby tą samą drogą, którą on wracał taksówką, a nie widział nigdzie nawet śladu po żadnym wypadku, no chyba, że nie jechał po niego z domu.
            A do jasnej cholery z takimi myślami! Z pewnością nic mu nie jest. Popchnął otwarte już drzwi i wciągnął za sobą walizkę, którą postawił w holu, a na niej położył podręczną torbę. Zapalił światło i spojrzał w głąb salonu. Kanapy były puste, więc swoje spojrzenie skierował na schody. Może Tom był na górze?
            – Tom?! – zawołał, ale odpowiedziała mu cisza. Drogę na górę pokonał szybko, wbiegając po dwa schodki, u szczytu których zapalił światło. Przeszukiwanie pomieszczeń zaczął od małego salonu, przez pokoje gościnne i sypialnie. Zajrzał nawet do łazienki, a na końcu do garderoby, ale Toma nigdzie nie było i wyglądało na to, że w ogóle nie było go w domu. Bill już nawet nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Gdzie on mógł teraz się podziewać i dlaczego po niego nie przyjechał? Znów zaczynała ogarniać go panika, postanowił, że zaraz zadzwoni do Georga, choć wiedział, że kumpel prawdopodobnie znów się wkurwi, to jednak miał nadzieję, że może on coś wie? Nim jednak to zrobi, postanowił jeszcze zejść na dół. W całym domu panował zaduch, nie miał pojęcia, czy pod jego nieobecność Tom w ogóle tu był, czy otwierał okna? Było mu niedobrze od tego zapachu, wyraźnie czuł jakiś alkoholowy odór, więc nim zadzwoni do Georga, chciał otworzyć drzwi na taras. Kiedy skierował swoje kroki do salonu, od razu rzucił mu się w oczy duży napis, wydrukowany na biurowej drukarce w studio: „Witaj w domu”. Kartka oparta była o coś stojącego na stoliku i była to prawdopodobnie butelka po wódce. Z wcześniejszej perspektywy w ogóle tego nie widział, bo to miejsce zasłaniała ścianka barku oddzielającego salon od kuchni. Coś podświadomie podpowiadało mu, że to nie wróży nic dobrego, ale zaraz odgonił złe myśli. Wytężył wzrok i zobaczył leżące tuż pod napisem, ale już poziomo, jakieś kolorowe kartki. Przez moment nawet uśmiechnął się, zastanawiając co też ten Tom wykombinował? A może zaraz wpadnie tu z szampanem, naręczem kwiatów, i z kolorowymi balonami?
            Wolnym krokiem ruszył w stronę stolika wytężając wzrok, jednak im bliżej był, tym silniej paraliżował go strach, bo obrazy na porozkładanych kartkach stawały się coraz ostrzejsze i bardziej wyraziste. Zatrzymał się, mając te zdjęcia na wyciagnięcie dłoni i dokładnie widząc co na nich jest, zamarł.          
            Nie było fajerwerków, ani balonów, zamiast słodkiego powitania, czekał na niego dowód jego zdrady. W jednej chwili stracił władzę w nogach i gruchnął na kolana, przesuwając dłonią po porozkładanych obrazkach. Brał każdy z osobna w ręce, które trzęsły mu się z nerwów jeszcze bardziej, niż przedtem, niczym u stuletniego staruszka. W końcu jednym machnięciem dłoni zrzucił je na podłogę. Do oczu zaczęły napływać łzy, a z gardła wydobył się przeraźliwy, opętańczy krzyk.
            Skąd Tom miał te zdjęcia i kto je zrobił w noc, kiedy mieli odlecieć do Atlanty? Nie znał odpowiedzi na te pytania i wiedział, że być może nigdy się nie dowie, ale właśnie zrozumiał dlaczego Tom na tak długo zamilkł, dlaczego pił, dlaczego po niego nie wyjechał, i dlaczego teraz nie było go w domu. Teraz już wszystko wiedział… Bezsilnie osunął się siadając na dywanie i opierając plecy o siedzisko kanapy, wył jak dzikie, zarzynane zwierzę.  
            Zdjęcia były wydrukowane na zwykłej, biurowej, kolorowej drukarce, ale trudno było się temu dziwić. Tom nie chciałby ich wywoływać w żadnym publicznym miejscu, nie ważna była ich jakość, bo nie miały trafić do rodzinnego albumu. On zrobił to tylko po to, aby z premedytacją je tu zostawić jemu na powitanie.
            I co teraz miał zrobić? Gdzie go szukać? Jak się usprawiedliwić? Choć przecież na zdradę żadnego usprawiedliwienia nie było. W chwili, kiedy wszystkiego tak bardzo żałował, kiedy dopiero co obiecał sobie, że już nigdy więcej tego nie zrobi, jego czyn ujrzał światło dzienne, w najgorszy sposób i w najgorszym z możliwych momentów. Tom musiał się dowiedzieć o wszystkim tego samego dnia, kiedy tak nagle zamilkł i choć to było do niego niepodobne, tyle dni trzymał to w tajemnicy i starał się niczym nie zdradzić. Bill czuł, że coś jest nie tak, rozmawiał z nim jakoś inaczej, niż zwykle, ale w najgorszych koszmarach nie przewidział tego, co tu się stało. Był zdruzgotany i załamany, ale pretensje mógł mieć tylko do siebie, i je miał. Chociaż już wcześniej dręczyły go wyrzuty sumienia, tak teraz to odczucie nabrało jeszcze większej mocy.
            Właśnie pomyślał, co mógł czuć Tom, i nawet nie potrafił sobie tego wyobrazić, ale wiedział, co czułby on sam w takim momencie  Jeśli Tom mu tego nie wybaczy, to dla niego życie właśnie się skończyło.
            Kilkanaście minut siedział jak sparaliżowany na dywanie, wyjąc z rozpaczy i zalewając się łzami. Wiedział, że najgorsze przed nim, bo jeśli nawet Tom dziś nie wróci do domu, to przecież w końcu prędzej, czy później i tak się spotkają. Nie wiedział jak będzie mu się tłumaczył, bo na to co zrobił, żadnego wytłumaczenia nie było. Na dodatek nie jeden raz… Ale Tom nie mógł się dowiedzieć o całej tej reszcie, może ten jeden raz jakoś przetrawi, wybaczy, ale wiadomości o pozostałych dwóch na pewno już by nie zniósł.
            Otarł łzy i z trudem pozbierał się z dywanu. Jedyne co teraz chciał zrobić, to go poszukać. A może zaszył się w studio? Nim jednak tam pojedzie, wybrał numer do Georga. Może on jakoś mu pomoże, albo przynajmniej podpowie, gdzie ma po niego pojechać.
            Bill usłyszał, że przyjaciel odebrał, ale po drugiej stronie słuchawki panowała złowroga cisza, i nie powitał go jak zwykle.
            – Georg…? – odezwał się płaczliwym głosem.
            – No cześć Bill, z tego co słyszę, to pewnie jesteś już w domu. – Od razu to poznał.
            – Ty też wiesz, prawda?
            – Tak, wiem. Dałeś dupy Bill, po całej linii i w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ja nie wiem, czy będzie co zbierać.
            – Georg, ja muszę z nim porozmawiać, powiedz mi, gdzie on jest? – Bill znów się rozpłakał.
            – Przykro mi, Bill. Tom jest u Danielle.
            Bill czuł, jak pociemniało mu w oczach, ręka opadła, z niej wypadł telefon, a on sam osunął się po ścianie.
            – Bill! Jesteś tam? – Usłyszał jeszcze z oddali krzyk przyjaciela w słuchawce, ale już nie odpowiedział. Leżąc na podłodze szlochał nie mając żadnych złudzeń. Jak mógł się spodziewać, Tom zadał mu cios prosto w serce, taką samą bronią.
            Tego wieczoru umierał po raz pierwszy.



środa, 10 lipca 2019

Część 64.


Część 64.


            Georg, który właśnie jadł na dole śniadanie, usłyszał, jak Tom schodzi po schodach i krzyknął:
            – Będziesz coś jadł?
            – Nie, dzięki… – mruknął skacowany przyjaciel, schodząc z ostatnich stopni.
            – Sorry, że porządziłem się sam, ale byłem kurewsko głodny.
            – Jedz na zdrowie. – Chłopak machnął ręką, siadając przy kuchennym stole. – Łeb mi pęka…
            – Nic dziwnego, tyle wczoraj wychlałeś, że ja pierdolę. Masz! – Odwrócił się i postawił przed nim szklankę, do której wrzucił musującą tabletkę. – Poczujesz się od razu lepiej.
            – Taa… Na kaca pomoże, ale na co inne nie bardzo.
            – Tom, nie dołuj się. Po prostu postaraj się o tym nie myśleć. Może coś zaćpali i zgłupieli? Wiesz, jaki jest Bill po dragach.
            – Gorzej, jak częściej tak sobie ćpali, albo właśnie to robią w tej chwili.
            Georg spojrzał na zegarek.
            – O dziewiątej to śpią, a nie się pierdolą – zaśmiał się.
            – A skąd ty wiesz? Może jeszcze się pierdolą i dopiero pójdą spać?
            – Tom, ogarnij się, takim myśleniem się wykończysz, zanim Bill wróci.
            Szatyn siedział z głową opartą na rękach i patrzył w blat stołu.
            – Nie wiem jak będzie, kiedy Bill wróci – mruknął.
            – Ja bym ci radził, żebyście skończyli to wszystko, bądźcie po prostu tylko braćmi. Ty znajdź sobie jakąś dupę, a on niech sobie będzie z Baronem – filozofował Georg. Na te słowa Tom podniósł głowę i wbił w niego wściekłe spojrzenie.
            – Chyba cię zdrowo popierdoliło!
            – Ja nie wiem, tylko ci dobrze radzę. Rozstańcie się jako para, a bądźcie rodziną, to najlepsze wyjście.
            – Łatwo ci pierdolić, uważasz, że moglibyśmy teraz tak po prostu żyć obok siebie?
            – Nie wiem, ale widzisz jakieś inne wyjście? Nie możecie się rozstać jak zwykła para i pójść w swoją stronę, bo jesteście bliźniakami.
            – Ameryki, kurwa, nie odkryłeś! Zresztą przestań już, bo od tego pierdolenia jeszcze bardziej boli mnie głowa.
            – Dobra, już nic nie gadam – Georg wstał od stołu i sprzątnął naczynia. – Ja jadę do domu, a ty co będziesz robił?
            – Poczekaj trochę, ogarnę się i podrzucisz mnie do studio, może trochę popracuję.
            – Będziesz miał do tego głowę?
            – A co mam robić? Jak jestem w dołku, przychodzą mi do głowy najlepsze, smutne nuty.
            – Wrócisz taksówką?
            – Wrócę, albo nie wrócę. Jebać to, najwyżej przekimam się w studio na kanapie.
            Tom wziął szybki prysznic, spakował laptop i wyszedł z Georgiem, zamykając dom. Wciąż czuł w sobie procenty, dlatego nie chciał jechać swoim autem.
            W studio spędził cały dzień i choć miał nadzieję, że jego wena twórcza zagra coś pięknego na smutną nutę, to jednak niewiele udało mu się wymyślić. Często zerkał w telefon i choć był pewien, że Bill się nie odezwie, a po bajce jaką sprzedał mu Georg, to on pierwszy powinien zadzwonić, to jednak wciąż nie był na to gotowy. Wiedział, że kiedy już to zrobi, powinien go przeprosić za wczoraj, udawać skruszonego i z niczym się nie wydać w obliczu swojego planu na powitanie bliźniaka. A to udawanie było właśnie najtrudniejsze.
            Około osiemnastej porządnie zgłodniał i wyszedł ze studia, udając się do pokoju Danielle, która dziś była na miejscu. Przed promocją płyty miała bardzo dużo pracy i często po załatwieniu spraw w terenie, zostawała jeszcze w biurze. Uchylił drzwi i wetknął głowę nie wchodząc. Po wczorajszej nocy i całym tym pijaństwie z żalu, nie wyglądał dobrze.
            – Cześć, możesz zamówić mi jakąś pizzę, albo chińszczyznę, cokolwiek, bo zaraz zejdę z głodu.
            – O, cześć Tom, nie miałam pojęcia, że jesteś. – Zdziwiona uniosła głowę znad jakiejś umowy, którą właśnie analizowała. Wszedł i usiadł na wprost niej.
            – Jestem, jestem. Też staram się pracować. – Przetarł palcami oko.
            – Coś się stało? Jakoś źle wyglądasz… – Popatrzyła na niego z troską.
            – Miałem kiepską noc.
            – No właśnie widzę. – Puściła mu oczko. – Wódka, czy laska? A może jedno i drugie?
            – Wódka i problemy – sapnął.
            – Mogę ci jakoś pomóc? Co cię trapi, Tom?
            – Nic, o czym chciałbym gadać, a raczej coś, o czym bym chciał zapomnieć. Próbowałem utopić to w alkoholu, ale nie pomogło.
            – Stary chłop, a nie wie, że problemów nie da się w nim utopić… Kiedy trzeźwiejesz i tak wypływają na wierzch. – Przekrzywiła głowę, wpatrując się w niego. – Zamówię ci tą pizzę.
            Danielle sięgnęła po telefon, a on kiwnął tylko głową i wstał, wychodząc.
            – Będę w studio.
            Wiedział, że ma jeszcze kilkanaście minut, nim przyjedzie zamówienie. Sięgnął po telefon i otworzył listę kontaktów. Wpatrując się w jeden z nich, bił się z myślami i zamiarem, jaki powziął. A może by tak jakoś się zebrać i do niego zadzwonić? Wahał się kilka minut, ale jednak odłożył komórkę, wiedział, że nie da rady z nim normalnie porozmawiać. Zje, pomyśli i może potem się odważy. Tam było dopiero południe, więc miał sporo czasu. Bał się tej rozmowy, bo wiedział jak trudno mu będzie zachować spokój. Nigdy nie potrafił się opanować, zawsze okazywał natychmiast swoje emocje, a przecież wszystkie te dotychczasowe kłótnie z Billem były o jakieś nieistotne bzdury i teraz, kiedy stało się coś naprawdę strasznego, musiał to zdusić w sobie, nie mogąc się z niczym wydać. Nie wiedział co ma zrobić, żeby udało mu się zachować spokój, bo jeśli Bill powie coś, co może go sprowokować, wybuchnie jak nic. Teraz żal przerodził się w ogromną wściekłość, jaką chętnie by na nim wyładował. Ale jego tu nie było i musiał poczekać jeszcze jakiś czas.
            Tępo wpatrywał się w ekran monitora i zupełnie nie wiedział co ma zrobić, targały nim skrajne emocje, i w takim stanie będzie musiał wytrzymać jeszcze kilka dni. Co robić, czym się zająć, aby przez ten czas nie zwariować? Na powitanie brata miał już pomysł, ale nie wiedział, że wkrótce zrodzi się w jego głowie kolejny.
            – Ktoś tu zamawiał pachnącą pizzę? – Usłyszał głos Danielle i natychmiast się odwrócił. Dziewczyna weszła i postawiła pudełko na stole. – Proszę bardzo, możesz zaspokoić swój głód – uśmiechnęła się, po czym ruszyła z powrotem do drzwi.
            – Dani, zaczekaj, może zjesz ze mną?
            Słysząc to, zatrzymała się w połowie drogi, ale nie zawróciła.
            – Chętnie, ale przyniosę coś jeszcze.
            Tom tylko kiwnął głową. Zapragnął czyjegoś towarzystwa, choćby po to, aby na moment zapomnieć o swoim osobistym dramacie. Potrzebował luźnej, sympatycznej rozmowy i cieszył się, że spędzi z nią trochę czasu.
            Danielle wróciła z tacą, na której stały dwie butelki piwa, dwie szklanki i dwa talerze.
            – Coś na rozluźnienie i żebyśmy się nie zapchali. – Puściła mu oczko.
            – Ratujesz mi życie, naprawdę – Tom otworzył butelki i rozlewał piwo do szklanek. – Ja lubię z butelki, ale z tobą napiję się ze szklanki, żeby nie wyjść na jakiegoś prostaka – zaśmiał się.
            – Mi tylko trochę – wyciągnęła rękę, kiedy jej szklanka wypełniona była w połowie. – Jestem samochodem i muszę potem jakoś wrócić.
            – To może i mnie odwieziesz? Georg mnie podrzucił tutaj, bo po tym pijaństwie nie byłem w stanie prowadzić.
            – A, to znaczy, że obaj się tak wczoraj zaoraliście?
            – Nie, ja sam. On tylko trochę wypił, przyjechał do mnie, kiedy już właściwie byłem zdrowo urżnięty – wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu.
            Pokręciła głową.
            – Oj Tom, piłeś sam do lusterka?
            – Można to tak nazwać – zaśmiał się.
           
***
     
            Bill obudził się i zerknął na wyświetlacz telefonu. Chociaż miał na to nadzieję, to wiadomości od Toma nie było. Po cichu wyszedł ze swojej sypialni. Wyglądało na to, że Caroline i Bastien jeszcze spali. I dobrze, bo czuł się okropnie po tym co się stało i wiedział, że mimo swojej bezpruderyjności, będzie mu trudno zachowywać się swobodnie. W łazience załatwił fizjologiczną potrzebę i spojrzał w swoje odbicie w lustrze.
            – Jesteś skurwysynem i zdrajcą – złożył samokrytykę patrząc w swoje lekko podpuchnięte oczy. Czuł się okropnie, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Głowa pulsowała mu tępym bólem, a żołądek skręcał się na samą myśl o śniadaniu i wiedział, że nic nie przełknie. Opłukał twarz chłodną wodą i wyszedł, kierując swoje kroki na taras, po drodze wziął kilka łyków mineralnej prosto z butelki i paczkę papierosów, jaka leżała na stole. Był piękny, słoneczny dzień, w Berlinie jakoś po osiemnastej. Jeśli miał wierzyć w słowa Georga, Tom także musiał mieć dziś kaca, chociaż prawdopodobnie nie tak dwojakiego, jak on. Chociaż kto wie? Może i on wczoraj nieźle się zabawił pod jego nieobecność? Po chwili jednak sapnął z oburzeniem sam na siebie, za takie myśli. Jego brat kiedyś owszem, był kobieciarzem i można by rzec, że brał jak leci, ale wówczas nie był z nikim związany i miał prawo ruchać panienki. Jednak Tom był inny, miał zasady, jakich on sam był pozbawiony. I raczej dałby sobie obciąć członka za to, że Tom by go nie zdradził, w przeciwieństwie do niego. Za siebie by nigdy nie ręczył. No chyba, że brat się czegoś dowiedział… Tom był bardzo mściwy i zawsze oddawał z nawiązką. Po kręgosłupie przebiegł mu zimny dreszcz. Nie, to niemożliwe. Kto mógłby mu o tym powiedzieć? Przecież nie Bastien, który  był tu z nim.
            Wrócił myślami do minionej nocy. Owszem było fajnie, zajebiście dobrze, pewnie także i za sprawą tego procha, jakie załatwił Bastien, ale czy zupełnie świadom i po trzeźwemu, odczuwałby wszystko z taką samą siłą? Pamiętał co się działo i nawet poczuł lekki dreszcz podniecenia, wszystko sobie przypominając, ale w tej chwili przypomniał sobie także, że nawet nie pomyślał o żadnym zabezpieczeniu, ani dla siebie ani dla Bastiena, któremu też oddał się bez tego w basenie. Pal licho, Bastien z pewnością był zdrowy, ale co z Caroline? Wiedział, że dawała dupy komu tylko chciała, a jeśli i ona nie wspomniała o gumce, to może z każdym szła na żywioł? A jeśli coś złapał? Kiedy tylko wróci, będzie musiał zrobić sobie testy. I na dodatek jak ostatni idiota skończył w niej, już bardziej nieodpowiedzialnym nie można było być.
            Na samą myśl o ewentualnych konsekwencjach tego wybryku, zemdliło go i znów poczuł niekontrolowany, bolesny skurcz żołądka. Tak głęboko zatonął w czarnych myślach, że nawet nie słyszał, jak ktoś kręci się po apartamencie i aż się wzdrygnął, kiedy objęły go delikatne dłonie, a ciepły policzek przylgnął do jego pleców.
            – Billy… Całą noc śniłam o twoim twardym sprzęcie – mruknęła Caroline i natychmiast zsunęła dłoń na jego ukrytą w bokserkach męskość.
            – Caroline, przestań! – zaoponował stanowczo i natychmiast odsunął się, chwytając ją za nadgarstek. Zaśmiała się wesoło.
            – Nie masz się czego wstydzić, byłeś zajebisty i naprawdę dobry w te klocki – Przekrzywiła głowę wpatrując się w niego i mrużąc oczy, oblizała usta. – Jeśli chcesz, mogę ci zaraz obciągnąć, przyjemności nigdy nie jest za dużo, albo… – Nie dokończyła zdania, bo zamiast słów użyła gestów, zsuwając z ramienia cienki szlafrok i odsuwając jego połę na bok, przesunęła dłonią po nagim udzie do samej pachwiny. Pod spodem była zupełnie naga.
            – Uspokój się – syknął, i gasząc w popielniczce peta, wyminął ją w drzwiach wyjścia na taras.
            – Możemy to powtórzyć dziś wieczorem, albo teraz bez Barona, bo on jeszcze śpi – rzuciła za nim niezniechęcona.
            – Nie śpi – usłyszała stanowczy, szorstki głos przyjaciela, który właśnie wyszedł ze swojej sypialni. – Zamówię śniadanie.
            – Ja nie jem, napiję się tylko kawy. Idę się ubrać – mruknął czarnowłosy i zatrzasnął za sobą drzwi swojej sypialni.
            Bastien podszedł do dziewczyny i zmroził ją spojrzeniem.
            – Nie będzie żadnych powtórek i lepiej się ubierz.
            – Pan zazdrośnik się odezwał – zaśmiała się, odrzucając do tyłu włosy. – Boisz się, że mu się spodobał seks z dziewczyną, bardziej niż z tobą?
            – Nie boję się, ale mówiłem ci, że to jednorazowy numer i wara od niego.
            – Spokojnie przystojniaku, nie zabiorę ci go, to tylko seks. Już się tak nie złość. – Cmoknęła przyjaciela w policzek i poszła do łazienki.
            Bill kilkanaście minut spędził w swojej sypialni i wyszedł z niej dopiero, jak przyjechało śniadanie. Usiadł przy stole, przy którym jedli już Caroline i Bastien, i w milczeniu nalał sobie kawy.
            – Jak się czujesz? – zapytał go Bastien troskliwym tonem głosu.
            – Fatalnie, fizycznie i psychicznie – odburknął oschle.
            – No nie mów, że ci się nie podobało… Mi bardzo – zalotnie zaszczebiotała Caroline.
            – Podobałoby mi się, gdybym nie był z kimś związany.
            – Bill, nie myśl o tym, zabawiliśmy się, było zajebiście… Nie zaprzątaj sobie głowy jakimiś wyrzutami sumienia, przecież nikt się o tym nie dowie. – Baron sięgnął po jego dłoń chcąc ją uścisnąć, ale Bill cofnął rękę.
            – No właśnie. Mam do was prośbę, i o ile o ciebie mogę być spokojny… – Spojrzał na Barona. – …to nie wiem jak Caro.
            – Spokojnie przystojniaku, nie wypaplam nikomu, choć z przyjemnością bym się pochwaliła przyjaciółce, bo byłeś zajebisty. Ale rozumiem, że kogoś masz i żeby się nie rozniosło, zachowam to dla siebie, albo opowiem nie mówiąc kto mi tak ekstra dogodził.
            Wiedział, że nikt nie da mu żadnych gwarancji, że dziewczyna zachowa tajemnicę, ale kiedy to powiedziała, był spokojniejszy.
            – Sprawa druga… Nie zabezpieczyliśmy się.
            – Wiesz, że ja… – zaczął Bastien, ale Bill mu przerwał.
            – Wiem, badasz się, jesteś ok, a Caro?
            – Billy… – dziewczyna z oburzeniem wydęła usta. – Gdybym szła z nieznajomym ziomkiem, sama bym mu założyła gumkę, ale ty przecież nie szlajasz się z każdym. Mam przy sobie zaświadczenie sprzed dwóch tygodni, spokojnie, badam się co jakiś czas, bo mimo gumek, bywa różnie. A co do wlewki, bo pewnie to też cię martwi, to biorę tabletki, więc śpij spokojnie, bo ja też nie chcę mieć żadnych bachorów.
            Bill był lekko zażenowany tą rozmową, ale chciał się trochę uspokoić. Był zdołowany psychicznie i czuł się okropnie. Na dodatek Tom wciąż milczał. Czekało go jeszcze kilka dni za oceanem, a on już trzeciego miał dość tej rozłąki i siebie samego. Tęsknił za domem, za swoim bliźniakiem i życiem z nim, które - choć nie miał o tym pojęcia - miało ulec diametralnej zmianie. Jedyne czego teraz pragnął, to usłyszeć głos brata. Siedział w swojej sypialni i obsesyjnie wpatrywał się w ekran komórki. Mimo silnego postanowienia, że nie odezwie się pierwszy, w końcu wybrał jego numer, ale po kilku sygnałach włączyła się automatyczna sekretarka. Tom nie odbierał.

***

            Danielle nie pytała już o przyczynę jego kiepskiego nastroju, nie ciągnęła go podchwytliwie za język, i wykazała się taktem całkowicie zmieniając temat. Rozmawiało im się bardzo dobrze i Tom odzyskał trochę dobrego nastroju, do chwili, kiedy nie rozdzwoniła się jego komórka, bo gdy spojrzał na wyświetlacz, zamarł. Dzwonił Bill. A jednak… Nie doczekawszy się telefonu od niego, zaczynał się dobijać. Teraz nie mógł i nie chciał odebrać, więc wyciszył, a widząc lekko zdziwioną  minę dziewczyny, skwitował:
            – To tylko Bill.
            – Może trzeba było odebrać, pewnie chciał ci opowiedzieć co tam porabia za oceanem.
            – Taa… Z pewnością. Oddzwonię do niego potem – odpowiedział, ale w głowie od razu zrodziły się najgorsze myśli: „Ciekawe o czym nie zamierzał mi powiedzieć…”. Telefon od bliźniaka jednak wyprowadził go trochę z równowagi. – Idziemy zajarać? – rzucił.
            Wyszli na zewnątrz kontynuując wcześniejszą, przerwaną przez dźwięk komórki rozmowę, ale Tom zdawał się być już nieco inny, zamyślał się i Danielle miała wrażenie, że nie słucha jej zbyt uważnie. Nawet przez myśl jej przemknęło, że jego strapienie związane jest z Billem, ale zaniechała tego pomysłu. To było głupie, przecież Billa tu nie było, no, chyba, że przed wyjazdem się pokłócili, ale nie dalej jak przedwczoraj miał całkiem dobry nastrój. Nie ważne, cokolwiek to było, miała zamiar jakoś poprawić mu humor. Kiedy wrócili do studio przyjrzała mu się uważniej.
            – Nie mogę patrzeć jak się męczysz, Tom. Jesteś strasznie spięty.
            Wstała i stanęła za nim, po czym układając dłonie na jego karku, zaczęła zwinnymi palcami delikatnie ugniatać jego ciało.
            – Zaraz się rozluźnisz, damy sobie z tym radę… – powiedziała cicho. – Zrobię ci taki lekki, relaksujący masaż.
            Tom uśmiechnął się i przymknął oczy. Rzeczywiście dłonie dziewczyny sprawiały, że zaczynał się rozluźniać. Smukłe palce biegały po jego ramionach, do karku i z powrotem czyniąc cuda. Stawał się lekki jak piórko i wszystkie troski odpływały gdzieś w niebyt, jakby nigdy ich nie było. Miał wrażenie, że dryfuje po jakimś innym wymiarze, a wtedy Danielle przerwała i wciąż trzymając dłonie na barkach szatyna, pochyliła się przez jego ramię spoglądając na niego.
            – I jak? Dobrze? – zapytała cicho. Wówczas otworzył przymknięte powieki i spotkał jej przenikliwie spojrzenie ciemnych oczu. Przez chwilę nic nie mówił, tylko wpatrywał się w nią nieprzytomnie, aż w końcu odezwał się:
            – Bardzo dobrze, ale może być jeszcze lepiej… 
            Nie przerywając kontaktu wzrokowego ułożył swoją dłoń na jej dłoni, i wolno obrócił się na fotelu. Stała przed nim, trzymając go za rękę. Dopiero teraz przyjrzał jej się uważnie i dostrzegł to wszystko, czego wcześniej przez swoje zaślepienie nie potrafił zobaczyć. Miała na sobie zwiewną sukienkę w hiszpańskim stylu, długie pukle ciemnych włosów opadały na nagie ramiona, a na smukłej szyi połyskiwał cieniutki, złoty łańcuszek. Puścił jej dłoń i wstał, obejmując ciepły policzek dziewczyny. Teraz dla odmiany ona zdawała się być spięta i odrobinę onieśmielona, ale faktycznie, zdziwił ją ten nagły gest gitarzysty. I patrzył na nią w taki sposób, jak nigdy przedtem. Nieco speszona zsunęła wzrok na jego usta, które były coraz bliżej.
            „Oko za oko, Bill”, pomyślał Tom i pocałował ją zachłannie, obejmując i przyciskając do swojego rozgrzanego ciała. Zaraz też obrócił się i trzymając ją w mocnym uścisku ramion, posadził na stole, tym samym, na którym kilka dni temu pieprzył Billa. Całowali się dziko, jakby mieli za chwilę się pożreć. Podczas, gdy Danielle rozpinała mu guziki koszuli, on zsunął z jej ramion sukienkę, obnażając jędrne piersi i zaraz dopadł do nich swoimi ustami, ssąc sutki i lekko je przygryzając. Miała piękną, aksamitną, muśniętą słońcem skórę. I pachniała oszałamiająco jakimiś dobrymi perfumami i kobietą. Słyszał jej głośny oddech i pojękiwanie. Tak dawno nie pieścił kobiecego ciała, że już zapomniał jakie to może być przyjemne, a teraz czerpał z tego podwójną satysfakcję. Może i wyjdzie na skończonego dupka, ale chciał dokopać Billowi i w przeciwieństwie do niego, nie zamierzał zachować tego w tajemnicy. Był mściwy i zawsze oddawał w taki sam sposób. Niech cierpi, tak samo jak cierpiał on!
            Dziewczyna wyswobodziła z rękawów sukienki ręce i zsunęła ją na biodra, nie mogąc całkowicie zdjąć, bo wciąż przyciskała ją pośladkami, siedząc na stole. Czerpiąc przyjemność z pieszczot Toma, sięgnęła do jego rozporka, a kiedy już sobie z nim poradziła, zsunęła mu z bioder spodnie i bokserki. W dłoniach miała jego największy skarb, już twardy i gotowy, który miał jej dać dziś rozkosz. Czując dotyk jej zwinnych palców, pomrukiwał nie przestając delektować się atrybutem jej kobiecości. Ale zaraz, zaraz… Właśnie przemknęło mu przez myśl, że nie na samych cyckach to wszystko miało polegać. Przecież między nogami miała coś, o czym właśnie sobie przypomniał i na samą myśl o tym stwierdził, że też chętnie przypomni sobie ten smak. Podniósł się i podwinął do góry jej sukienkę. Danielle wypuściła z dłoni jego penisa i opadła plecami na zimny stół. Jednym ruchem ściągnął z niej koronkowe majtki i rozszerzając dłońmi jej uda, od razu zatonął pomiędzy nimi wargami. Ssał i lizał, pieścił spijając z jej płatków kobiecą słodycz. Wsłuchiwał się w jej jęki, a kiedy ciało dziewczyny zaczęło spazmatycznie drżeć, przerwał.
            I znów coś sobie przypomniał.
            – Danielle, nie mam prezerwatywy… – Odkąd połączył go seks z Billem, nie nosił przy sobie zabezpieczenia, bo po prostu już go nie potrzebował. Wsparł się dłońmi po obu stronach jej ciała.  Uniosła się na łokciach, rozpalona i drżąca.
            – To nic… Zrób to, Tom, ale nie kończ we mnie… – wyjąkała.
            Skinął tylko głową i oburącz trzymając ją za biodra, zsunął do krawędzi stołu, po czym wszedł w nią natychmiast. Głośny jęk pobudził jego zmysły, a męskość otuliło mu ciepłe, kobiece wnętrze.
            – O, kurwa! – zaklął z przyjemności i satysfakcji, po czym w rytmicznych pchnięciach wypełniał ją wchodząc po same jądra, a ona mocno się na nim zaciskała. Pieprzył ją szybko, dobijając do końca i trzymał za biodra, aby - podobnie jak Bill kilka dni wcześniej - nie uciekała mu, zsuwając się po śliskim blacie stołu. Nie trwało to zbyt długo, bo dziewczyna pobudzona jego wcześniejszymi pieszczotami szybko przeżyła swój orgazm, pojękując i wijąc się pod nim w spazmatycznych drgnięciach. Pozwolił jej uspokoić ciało, poruszając się już wolniej, aż zupełnie się wycofał. Wtedy ona szybko zeszła ze stołu i klękając, objęła dłonią ociekającą jej spełnieniem męskość, a obejmując ją wargami, mocno zassała.
            Fale przyjemności zalały jego ciało, kiedy wniknął w jej usta. Z każdym najdelikatniejszym ruchem języka Danielle czuł, że popada w sidła coraz głębszych i silniejszych emocji. Wplótł palce w jej włosy, nie mogąc powstrzymać cichego pojękiwania, które przeradzało się w coraz głośniejsze. Elektryzujące dreszcze przenikały go na wskroś. Wiedział, że jeszcze tylko kilka ruchów jej ust, jeszcze kilka drgnięć języka, a osiągnie swój szczyt. Oczy zaszły mu mgłą i lekkość jego ciała nie miała żadnego znaczenia, bo nie wiedział czy tonie, czy fruwa. Sufit zawirował. Chyba oszalał, a może jeszcze nie, może za chwilę oszaleje? Rozkosz zawładnęła nim doszczętnie, a nasienie w kilku mocnych skurczach penisa wypełniło jej usta słodko-gorzkim smakiem. Oszołomienie odebrało mu zdolność poznawania rzeczywistości i przez chwilę nie wiedział gdzie jest. I już chciał wyszeptać ukochane imię, kiedy otworzył oczy spoglądając w dół.
            To nie był Bill i nie wiedział dlaczego przez chwilę tak właśnie pomyślał. Patrzyły na niego inne oczy, choć tego samego koloru, uśmiechały się inne usta.
            – Odwieziesz mnie do domu? – zapytał.