niedziela, 25 listopada 2018

Część 47.


Część 47.


            Tom siedział na kanapie, z nogami wspartymi o kawowy stolik. Sączył kolejne piwo i oglądał stary koncert Deep Purple. Powinien zamknąć się w studio, ale jego myśli nieustannie krążyły wokół Billa i nie umiał skupić się na pracy. Wciąż rozważał jedną z opcji sprawdzenia go, miał ochotę podpuścić Marcusa, aby zadzwonił do Bastiena, tylko nie wiedział pod jakim pretekstem miałby to zrobić. Im więcej o tym myślał, tym bardziej wydawało mu się to głupie. Jeśli nie będzie mu ufał, popadnie w jakiś obłęd. Przecież ma prawo spotykać się z przyjaciółmi, nie wierzył, że mógłby go zdradzić. Mimo to, wciąż czuł jakiś wewnętrzny niepokój. Minęła właśnie dwudziesta pierwsza piętnaście i wiedział, że jeszcze trochę się podręczy. Jeśli poszedł gdzieś z Baronem i tym jego kochasiem, to na pewno prędko nie wróci. A jeżeli wzięli ze sobą tego modela z imprezy i baletują razem? O właśnie, o tym zupełnie nie pomyślał! I znów sparaliżował go strach. Może jednak zadzwoni do tego Marcusa, powie po prostu, że martwi się o Billa, poprosi, żeby jakoś wypytał Barona gdzie są i co robią? Sam nie chciał wyjść przed DJ’em jakiegoś spanikowanego brata. Sięgnął po telefon, układając w głowie jakąś śpiewkę dla menagera, kiedy usłyszał kroki. Wzdrygnął się, bo przecież nikt nie mógłby tu wejść, nikt oprócz…
            – Bill?! – krzyknął z zaskoczenia. Ku niemu zmierzał uśmiechnięty bliźniak. – Tak wcześnie?
            – Obgadaliśmy najważniejsze sprawy i jestem. – Pochylił się, czule całując go w usta. – Mam ochotę na wino, jestem niedopity. – Puścił bratu oczko i wrócił do kuchni, a po chwili znów pojawił się z lampką czerwonego trunku. O dziwo, Tom nie był bardziej podpity niż w chwili, kiedy wychodził. Widać nie wypił za wiele pod jego nieobecność.
            – Myślałem, że wrócisz w nocy.
            – Tęskniłem za tobą, dziś miałem nienajlepszy dzień i potrzebuję twoich ramion… – Bezceremonialnie wgramolił się na niego, siadając okrakiem na udach. Tom uśmiechnął się czule. Od razu poczuł słodycz na sercu, jaka mogła się pojawić jedynie za sprawą tego czarnowłosego nieznośnika.
            – Coś się stało na tym spotkaniu? – zapytał.
            – Nie, tam nic. Chodzi mi o to wszystko, co stało się wcześniej. – Bill otulił dłońmi policzki bliźniaka i znów lekko musnął jego wargi swoimi.
            – Mnie też Georg wyprowadził z równowagi, żałuję, że mu powiedziałem.
            – To też, ale nasza kłótnia była niepotrzebna.
            – Jestem o ciebie zazdrosny… – szepnął Tom.
            – Tommy… Nie chcę nikogo innego prócz ciebie, mogę żartować, nawet flirtować, ale kocham tylko ciebie i tak już będzie na zawsze… Będziemy razem do końca naszych dni i nic nas nie rozdzieli. Zaufaj mi… – Czarnowłosy tym razem nie pozwolił mu już mówić, bo jak miał powiedzieć cokolwiek, kiedy jego usta zamknęły słowom drogę, łącząc się w namiętnym pocałunku z wargami brata?
            Bill był bardzo przekonujący w swojej przemowie. Tom zatonął w jego wyznaniu swoją wiarą, a ono uśpiło w nim wszystkie tak bardzo bolesne odczucia; zazdrość i obawę. Postanowił mu zaufać i uwierzyć we wszystko, bo przecież go kochał, tak samo jak Bill kochał jego. Czy mógłby go zdradzić? Z pewnością nie, podobnie jak on. Nie mógłby mu tego zrobić.
            – Nie lubię, kiedy wychodzisz sam… – wyszeptał szatyn.
            – Czasem muszę. Trochę kiepsko by wyglądało, jakbyś jeździł ze mną do Bastiena na nagranie – zaśmiał się Bill i sięgnął po lampkę wina, jaką wcześniej postawił na stoliku. – Swoją drogą Bastien postawił dobre wino, ale jedna butelka na dwóch to trochę za mało.
            – Na dwóch? – Tom uniósł do góry brew. – Mówiłeś, że był też Max.
            – Był, ale on nie pił, robił Bastienowi za kierowcę – zmyślił na poczekaniu, nie miał jednak pojęcia, że wcale nie minął się z prawdą.
            – Już się bałem, że był z wami też ten trzeci.
            – Jaki trzeci? – Bill wstał, aby przynieść całą butelkę, bo właśnie opróżnił swój kieliszek.
            – No ten model z imprezy.
            – Nie, nie było go, ale… – urwał wpół zdania.
            – Co ale? Chcesz mi coś powiedzieć, Billy? – Tom spojrzał na niego podejrzliwie.
            – Chcę się z nim spotkać, ale to nie będzie żadna randka, bo już widzę twoją minę. Naprawdę Tommy, wyluzuj trochę… – Bill usiadł obok brata kontynuując. – Obiecał pokazać mi świat modelingu od zaplecza, wiesz, że zawsze mnie to kręciło. Chcę to zobaczyć, może nawet dam się namówić na jakiś pokaz? Sam zawsze mówisz, że trzeba spełniać swoje marzenia. Dwa mi się już spełniły, teraz chcę pomóc spełnić się trzeciemu.
            Tom pamiętał, jak Bill zawsze marzył, aby zaistnieć w świece mody, chociaż ostatnio zajęty karierą, zupełnie zapomniał o tym pomyśle.
            – Mówisz, że spełniły ci się już dwa marzenia? Jedno to kariera, a drugie…?
Bill tylko patrzył na bliźniaka. Pragnienie, aby spić każde słowo z tych podniecająco rozchylonych i wilgotnych ust, było tak trudne do pohamowania.
            – Drugie, to kariera, a pierwsze to ty… – odpowiedział szeptem już nie tłumiąc ochoty, aby rozkoszować się słodkim smakiem jego warg.

***

            Miałem swój plan, a do jego realizacji zamierzałem wykorzystać nowego kolegę, Severina. Kolejne dni nie przyniosły żadnych ekscytujących przeżyć. Bastien zachowywał się względem mnie chłodno, traktował jak zwykłego kumpla - znowu. Widać jakoś sobie radził ze sobą i nawet jak byliśmy sam na sam na papierosie, trzymał język na wodzy i nie wracał do poniedziałkowego tematu. Ja już się o to nie wściekałem, bo wiedziałem, że nie jestem mu obojętny. A niech się leczy, jeśli ma taką ochotę, ale skoro zapadł na tę chorobę, to myśl o mnie, niczym ten robak będzie go toczyć, będzie się męczył, a i tak w końcu skapituluje. Wiedziałem, że nie wytrzyma i w końcu pęknie. Wszystko to, było jedynie kwestią czasu. No dobra, może nie oczekiwałem wyznania, że nie może beze mnie żyć, ale, bardziej tego, że zacznie się znów o mnie starać.
            W czwartek zatelefonowałem do Severina, porozmawialiśmy sobie bardzo sympatycznie. Chciał się oczywiście umówić, ale zbyłem go. Zaproponowałem, żeby zadzwonił w piątek do południa, kiedy będę w studio. Zmyśliłem, że mam już jakieś plany na weekend, które mogą ulec zmianie właśnie tego dnia. Miałem nadzieję, że Baron wreszcie zaprosi mnie i zapozna z nowym kawałkiem, o którym wspominał. I liczyłem właśnie na weekend.
            Mój plan był chytry - Severin zadzwoni, ja odbiorę przy Baronie i oczywiście zrobię to tak, żeby wiedział z kim rozmawiam. Jeśli wcześniej Bastien zaproponuje mi spotkanie, umówię się z nim kiedy indziej, a jeśli nie wyjdzie z żadną propozycją, spotkam się z modelem w sobotę.  Chciałem żeby się wkurwił, a niech nawet spłonie z zazdrości!

***

            Bill co jakiś czas sprawdzał dyskretnie swój telefon. Bał się, że Severin zadzwoni kiedy będzie śpiewał, nie słysząc, ani nie mogąc odebrać połączenia. W sumie mógł też oddzwonić głośno komunikując do kogo, ale miał prawo nazwać się szczęściarzem w czepku urodzonym, bo chłopak zadzwonił właśnie w chwili, kiedy wyszli na papierosa i żywo rozprawiali o terminie nagrań.
            – Myślisz, że do końca sierpnia damy radę? – zapytał Tom.
            – Chciałbym i wierzę, że tak. Wrzesień będzie u mnie gorący i mam festiwal w Stanach, więc musimy zdążyć, bo inaczej odwlecze się na październik – odpowiedział Bastien, zerkając na Billa. Zastanawiał się, czy pamięta o jego wcześniejszej propozycji. Gdyby z nim tam pojechał, nie byłoby w pobliżu Maxa - zakładając, że ten świr nie poleciałby za nimi - ani nikogo z otoczenia Billa. Miał wrażenie, że Tom w jakiś dziwny sposób ma go na oku. Wciąż pamiętał to napięcie, jakie kilkakrotnie zaobserwował między nimi.
            Jego myśli rozproszył dźwięk telefonu czarnowłosego, który szybko spojrzał na wyświetlacz i odebrał połączenie.
            – Cześć Severin! – Jego twarz rozpromienił uśmiech. A więc jednak skontaktował się z nim… Chyba był bardzo naiwny, mając nadzieję, że po prostu oleje tego chłopaka. Teraz przyglądał się wnikliwie mimice jego twarzy, zupełnie zapominając o całym świecie, jak też i o swoim rozmówcy, którego dzwonek telefonu i słowa Billa, również wytrąciły z uwagi. Jak na komendę, obaj zamilkli, zaciągając się właśnie palonymi papierosami.
            – W sobotę? – Bill bez cienia krępacji, ani też nawet nie odchodząc na bok konwersował sobie zadowolony, w najlepsze klucząc spojrzeniem pomiędzy Bastienem, a Tomem. – Jasne, nie ma sprawy. Tak, mam jednak wolne popołudnie. – To mówiąc zawiesił na dłużej wzrok na blondynie i uśmiechnął się triumfująco, jakby chciał tym samym mu powiedzieć, że ktoś go uprzedził, jeśli w ogóle zamierzał się z nim spotkać. Dopiero teraz, dopieszczony cieniem smutku w jego oczach, odszedł na bok, aby dogadać się co do miejsca i godziny, już bez żadnych świadków. Doskonale wiedział, że ci świadkowie chętnie podążyliby za nim, aby usłyszeć każde słowo, jednak będąc w swoim towarzystwie, nigdy by się na to nie odważyli.
            Chcąc nie chcąc, rozpraszani własnymi myślami o planach czarnowłosego na sobotę, kontynuowali rozmowę. Skończyli palić, a Bill nadal stojąc w odległej części zielonego terenu przed firmą, prowadził swoją telefoniczną konwersację. Do środka wrócił dobre kilkanaście minut po nich. Dalej kontynuowali próbę, jednak wszyscy zauważyli, że wokalista jest jakoś dziwnie rozkojarzony, jakby myślami był zupełnie gdzieś indziej, i jak sądzili wybiegał o jeden dzień w przyszłość.
            – Bill, do kurwy! Skup się! – wrzasnął Tom, który był mocno poirytowany całą tą sytuacją. Owszem, dał mu przyzwolenie na spotkanie w modelem, ale nie spodziewał się, że to aż tak na niego wpłynie. Nie miał pojęcia jednak, że Bill nie cieszy się aż tak na samo spotkanie, jak na to, że Bastien prawdopodobnie z tego powodu zupełnie stracił humor. Tom natomiast nie dawał po sobie poznać, że także go to poruszyło. Manifestował swoje poirytowanie, sprytnie skupiając uwagę wszystkich na fakcie rozkojarzenia i pomyłek Billa, dlatego każdy sądził, że to właśnie dlatego jest taki wściekły.
            – A co niby ja robię?! – Takim samym tonem odpowiedział wokalista.
            – Znowu się wysypałeś! Mylisz się non stop! Spóźniasz! Tak się nie da pracować!
            – To się pierdol! – Bill cisnął mikrofonem o kanapę i obrażony wyszedł trzasnąwszy drzwiami.
            – No tośmy sobie popróbowali – sapnął Georg ściągając gitarę. Gustav jeszcze chwilę stukał pałeczkami w talerze, ale też je odłożył i wstał.
            – Dobra, piątek, piąteczek, piątunio, to możemy już sobie darować. Księżniczka się obraziła, to i nie wróci.
            Tom był zły. Mogli jeszcze pograć z dwie godziny, ale teraz wiedział, że i tak nic z tego nie wyjdzie.
            – To jesteście wolni, możecie iść – rzucił do chłopaków. Zwinęli się i zaraz wyszli. Został tylko Bastien, który wciąż siedział przy laptopie.
            – Jesteś w stanie popracować ze mną? Próba się rypła, ale my możemy pobawić się dźwiękami – zwrócił się do Toma.
            – Dobra, tylko sprawdzę gdzie jest Bill. – Nim jednak zdążył ruszyć do wyjścia, Bastien chwycił go za nadgarstek.
            – Zaczekaj, Tom. Po co za nim idziesz? Nie jest już dzieckiem. Wkurwił się i obraził, ale mu przejdzie i wróci.
            Gitarzysta zatrzymał się, a DJ zwolnił uścisk dłoni.
            – Nie znasz go, bywa, że wkurwiony robi głupstwa. – Usiadł obok blondyna.
            – A jakie on głupstwo może zrobić? Przecież się nie zabije z tego powodu – zaśmiał się. – Tom, ja rozumiem, że bliźniacy mają specyficzną więź, ale wasza jest bardziej, niż specyficzna. – Basiten odwrócił głowę i spojrzał mu w oczy. Widział w nich jakby cień paniki.
            – Co chcesz przez to powiedzieć?
            – Sam nie wiem, myślę, że ty to wiesz najlepiej. Traktujesz go jak brata, który nie jest młodszy o kilka minut, ale o kilkanaście lat. Jak jakieś małe dziecko. Chłopie, wyluzuj. On tobą manipuluje. – Tom wciąż patrzył na niego i poczuł ulgę. Już się wystraszył, że Baron zauważył coś, czego nikt nie powinien widzieć. – Wie, że się o niego martwisz i odwala ci takie numery. Siedź, a sam zobaczysz, że on tu zaraz wróci – dodał. W duchu śmiał się sam z siebie. Dawał jego bratu takie mądre wskazówki, a sam nie raz poddał się manipulacji czarnowłosego.
            Ewidentnie obaj mieli do niego słabość, ale każdy innego rodzaju. Tak mu się przynajmniej wciąż wydawało. Ich więź była specyficzna, nie znał żadnych bliźniąt prócz nich, choć nie raz słyszał o takim uzależnieniu od siebie tego typu rodzeństwa, ale to, co działo się z nimi przeszło jego najśmielsze wyobrażenia. Gdyby nie wiedział, że są braćmi, patrząc czasem z boku mógłby stwierdzić, że są parą: Tom facetem, a Bill kobietą w tym związku, przynajmniej tak się czasem zachowywali. Bill strzelał nieraz takim fochem, jak laska z PMS, w dodatku wodził Toma za nos, a on niemal we wszystkim mu ulegał. I zauważył, że postępuje tak tylko w ich relacji. Kiedy mieszkał u niego zachowywał się jak typowy facet. Nie miał pojęcia co tu jest grane. Już wcześniej postanowił lepiej im się przyjrzeć, a teraz wiedział, że musi robić to wnikliwiej, choć nadal nie wierzył, że łączy ich coś ponad więzy krwi.
            – Dobra, mniejsza – sapnął Tom. – Pokaż co tam masz, coś nowego?
            – A jakże – ożywił się Bastien. Był w swoim żywiole, kiedy mógł się z kimś dzielić swoimi pomysłami, a ostatnio najczęściej taką osobą był Tom. I tak minęła kolejna godzina, a Bill nadal nie wrócił. Gitarzysta w końcu zerknął na zegarek.
            – Mówiłem, że nie przyjdzie? – zauważył.
            – Uparta z niego bestia, pójdę do toalety i rozejrzę się. – DJ wstał, a kiedy Tom zrobił to samo od razu go skarcił. – A ty gdzie? Siedź i go przetrzymaj. Wrócę, to ci powiem co i jak.
            Wyszedł z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi, jednak nie dotarł do toalety, bo mijając sąsiednie pomieszczenie, jakim był gościnny pokoik, postanowił tam zajrzeć. Otworzył wolno drzwi i jego oczom ukazał się siedzący na kanapie Bill. Nogi miał wsparte na ławie i wpatrywał się w ekranik swojej komórki.
            Bastien jednak nie przekroczył progu, tylko oparł się ramieniem o futrynę i wciąż trzymając dłoń na klamce zapytał:
            – Czemu siedzisz tu sam? – Ale Bill nawet nie podniósł na niego swojego spojrzenia, ani nie odpowiedział. DJ wszedł i zamknął za sobą drzwi, po czym usiadł obok niego.
            – Może Tom za bardzo na ciebie naskoczył, ale sam doskonale wiesz, że byłeś rozkojarzony.
            Dopiero teraz spojrzał na niego. Był wciąż zły i to malowało się w jego oczach.
– Byłem, no i co z tego? Jestem tylko człowiekiem i jak na każdego innego, tak samo i na mnie mają wpływ różne sytuacje. To nie powód, żeby od razu się drzeć, każdy miewa gorszy dzień.
            – Coś złego się stało?
            – Wręcz przeciwnie. – Bill lekko uniósł głowę i z hardym uśmieszkiem wpatrywał się w DJ’a.
            – Ach, to pewnie jutrzejsza randka tak wytrąciła cię z równowagi.
            – Na razie to pierwsze spotkanie, a nie randka – odparł, żeby być wiarygodnym. W duchu bardzo się ucieszył, że Bastien niby tylko o tym wspomina, ale i tak zapachniało mu to wymówką.
            – Na razie? – DJ uniósł do góry brwi. Był zdziwiony, bo właściwie miał pewność, że Bill raczej go zruga za to stwierdzenie, tymczasem tym określeniem przyznał, że to bardzo prawdopodobne.
            – Oczywiście, że na razie. Może będzie sympatycznie i mi się spodoba? W sumie przystojny z niego facet – skwitował nie gasząc bezczelnego uśmiechu. Widać było, że w takiej rozmowie czuje się jak ryba w wodzie. Chyba uwielbiał wzbudzać w nim zazdrość. Bastien resztką sił trzymał na wodzy swoje nerwy i choć miał ochotę wykrzyczeć swoje żale, zapytać, w czym ten chłoptaś jest lepszy od niego, to jednak ugryzł się w język. Czuł, że to wszystko tylko po to, by zrobić mu na złość, ukarać za to, że odpuścił. A co, jeśli ma u niego jakieś szanse?
            – A no to super. Ciekawe tylko, co na to twój facet – zauważył. Bill tylko zaśmiał się.
            – Nie musisz się o to martwić, mamy pewien układ.
            – Układ? – Bastien otworzył szerzej oczy ze zdziwienia.
            – A i owszem, czasem dajemy sobie wolną rękę.
            – I w ramach tej wolnej ręki, dajesz zrobić sobie loda, jeśli masz na to ochotę? – wypalił, jak z ciężkiego działa Baron i widząc minę Billa, już szykował się na policzek, ale nic takiego się nie stało. W pierwszej chwili oburzony, szybko odzyskał spokój, bo wiedział, że DJ’em miota zazdrość.
            – Jasne, ty już dostąpiłeś tego zaszczytu wtedy, kiedy się starałeś – zripostował Bill i wstał, zbliżając się do drzwi.
            To było oczywiste! Był wściekły o to, że Bastien przestał o niego zabiegać. Ale jak miał nadal to robić, płaszczyć się przed nim i ciągle starać, kiedy nie dawał mu nawet cienia nadziei, że coś między nimi mogłoby się wydarzyć? Chociaż w sumie, jakiś tam cień dał mu w poniedziałek… Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że Bill blefuje. Doskonale wiedział, że lubi seks, ale nie sądził, że robi to z kim popadnie.
            Teraz zupełnie nie wiedział co ma mu odpowiedzieć. Miał ochotę rzucić za nim, że to był raczej wątpliwy zaszczyt, ale nie chciał go do siebie zrazić, bo to byłby pewnie koniec nawet ich przyjaźni. No i mimo wszystko wciąż skrycie marzył, że może coś, kiedyś…
            – Tak, dostąpiłem – mruknął tylko, po czym szybko dodał, nim wokalista wyszedł z pokoju. – No cóż, szkoda. Myślałem, że jutro trochę popracujemy nad nowością.
            Bill zatrzymał się w drzwiach. „Rychło w czas…”, pomyślał odwracając się, ale odpowiedział tylko:
            – Sorry, Bastien. Spóźniłeś się.
            Tego dnia Tom utwierdził się w przekonaniu, że Baron ma głowę na karku. Jego taktyka poskutkowała, nie wiedział, czy znalazł Billa, ale nawet się nie spodziewał, że on tak szybko wróci. Może nawet się minęli? W sumie nie zdążył się dowiedzieć, bo Bill jak gdyby nigdy nic zapytał, czy długo jeszcze będą tu siedzieć i stwierdził, że jest głodny. Nim Baron wrócił z toalety, zdążył już czułym pocałunkiem udobruchać gitarzystę i wysnuć plany na piątkowy wieczór tylko we dwóch.

***

            Naprawdę miałem ochotę mu przypierdolić, jak słowo daję! Przecież on mnie po prostu obraził! Jednak tak naprawdę, sam byłem sobie winny. Po co pieprzyłem te wszystkie głupoty o dawaniu sobie wolnej ręki? Przecież nie od dziś wiadomo, że Tom poszatkowałby mnie za to na drobne kawałki, ale w tamtej chwili nic lepszego nie przychodziło mi do głowy, żeby zdenerwować Barona. W sumie wiedziałem, że i tak jest już wkurwiony, że umówiłem się z Severinem, ale chciałem dopiec mu bardziej i pokazać, że gdybym nadal czuł jego uwagę, byłoby zupełnie inaczej, choć nie wiem, czy on tak do końca to zrozumiał.
            Niezaprzeczalny jednak był, jest i będzie fakt, że jestem zdrowo popierdolony.

***

            – Jestem taki podekscytowany! – Radośnie stwierdził Bill.
            – A nie mówiłem, że masz idealną figurę? – zaśmiał się Severin, skręcając w jedną z ulic. – Naprawdę chcesz już jechać do domu?
            – Tak, obiecałem bratu, że nie wrócę zbyt późno. Gdyby nie fakt, że przyjechali nasi rodzice, z chęcią wyskoczyłbym z tobą jeszcze na drinka – skłamał. Wcale nie spodziewali się ich odwiedzin, ale nie miał już ochoty nigdzie jechać. Tęsknił za Tomem i chciał z nim spędzić wieczór.
            – A no, jeśli rodzice to zrozumiałe, ale kolejnym razem nie puszczę cię tak łatwo – Severin zerknął kątem oka na czarnowłosego, który siedział obok z wyraźnie zadowoloną miną.
            – On naprawdę tak ci powiedział? – zagadnął go po chwili.
            – Valentino? Tak, powiedział, że idealnie się nadajesz i pomyśli o tobie, przy prezentacji nowej kolekcji.
            – Ale ja nie umiem chodzić po wybiegu – zaśmiał się Bill.
            – Przecież to żadna filozofia, sam widziałeś. Zresztą nauczę cię wszystkiego, jeśli chcesz.
            – Jasne, że chcę! – krzyknął, rozentuzjazmowany. – I w ogóle dziękuję, że mnie dziś tam zabrałeś.
            – Nie ma za co, przecież obiecałem ci. Wiem, że jesteś wspaniałym muzykiem, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś był najlepszym modelem. Masz do tego warunki.
            Bill siedział uśmiechnięty, patrząc na drogę. Dzisiejszy wieczór spędził na pokazie, oglądając wszystko od tak zwanej kuchni. Severin poznał go osobiście z głównym projektantem kolekcji, któremu wybitnie przypadł do gustu. Dowiedział się, że nowy kolega jest jednym z najlepszych modeli w agencji, z której usług korzystał. Trochę się tym zdziwił, bo bywał dość często na pokazach, ale twarz Severina wcale nie była mu znajoma. Chociaż może akurat w tych pokazach, na których bywał, chłopak po prostu nie brał udziału. Był bardzo młody, więc może dopiero stał u progu największej kariery.
            To jednak nie było teraz ważne i nie było sensu się nad tym zastanawiać. Najważniejszy był fakt, że spodobał się wziętemu projektantowi, a co za tym szło, miał szansę zaistnieć jako model. Oczywiście nie wiązał z tym żadnej przyszłości, chciał tylko pokazać się, zaistnieć tam na chwilę i spełnić swoje marzenie.
            – Traktuję to raczej jako przygodę i promocję swojej osoby – zaśmiał się.
            – Doskonale wiesz, że ty wcale nie musisz się promować. Wystarczy na ciebie spojrzeć, a miękną nogi – zauważył Severin, a po chwili dodał, śmiejąc się: – Co inne za to twardnieje.
            Teraz śmiali się już obaj. Chłopak nieustannie prawił mu komplementy, ale ten tekst Bill wziął za dobry żart.
            – Coś ci stwardniało, Severin? – palnął bez zastanowienia.
            – No wiesz, pewnie nie mnie jednemu. Dziś widziałem, jak kolesie i nie tylko, zachłannie na ciebie patrzą.
            – Przyzwyczaiłem się – odparł pewnie czarnowłosy.
            – Nie dziwię się, na pewno non stop ktoś się do ciebie przystawia.
            Tego wieczoru nie dało się nie zauważyć adoracji modela, jednak Billa to niezbyt obchodziło. Zamierzał wykorzystać to jego zainteresowanie do własnych celów, nie tylko do pomocy przy stawianiu pierwszych kroków na wybiegu. Jeśli nadarzy się okazja i jeśli Bastien nadal będzie taki zdystansowany, za jego sprawą postara się kolejny raz wzbudzić w nim zazdrość. Właśnie stwierdził, że bardzo lubił to uczucie.
            – Nie zwracam na to uwagi, no chyba, że ktoś mi się podoba – stwierdził, spoglądając na chłopaka, który zwolnił, aby zatrzymać się pod jego domem.
            – A ja ci się podobam?
            – Może trochę… – odpowiedział czarnowłosy. Severin uśmiechnął się zadowolony, po czym zatrzymał auto.
            – No to niestety, jesteśmy na miejscu.
            – Niestety? – Bill uniósł do góry brwi.
            – Niestety, bo chętnie spędziłbym z tobą jeszcze trochę czasu.
            – Obiecuję, że innym razem poświęcę ci go więcej, a teraz muszę już iść. Dziękuję ci za wszystko – podał Severinowi rękę, a ten lekko się przechylił i cmoknął go w policzek. Bill miał wrażenie, że chce go pocałować, ale sprytnie odwrócił głowę.
            – Nie ma za co, cała przyjemność po mojej stronie i mam nadzieję, że takich przyjemności będzie jeszcze więcej. Miłego wieczoru, Bill.
            – Wzajemnie, trzymaj się – pożegnał chłopaka z szerokim uśmiechem i wysiadł, po czym zniknął za furtką swojej posesji.
            Severin stał jeszcze chwilę, wpatrując się w jedno z rozświetlonych okien, po czym odjechał, ale kilka metrów dalej zatrzymał się. Przełączył się z nawigacji, na telefon i wybrał jeden z numerów. Po kilku sygnałach, odezwał się głos rozmówcy:
            – Mam nadzieję, że masz dla mnie dobre wieści.
            – Tak jakbyś zgadł. Właśnie go odwiozłem do domu.
            – A co tak wcześnie?
            – Musiał wracać, bo przyjechali jego rodzice w odwiedziny, ale kolejnym razem nie wypuszczę go tak łatwo. Chyba rybka połknęła haczyk.
            – To przypadkiem nie wypuść wędki z ręki, bo to gruba ryba. I nie zapominaj, że od tego zależy twoja dalsza kariera. Jeśli dobrze się spiszesz, będziesz chodził u najlepszych.
 Severin uśmiechnął się zadowolony. Wiedział, że musi jak najlepiej wykonać swoje zadanie, stawka była wysoka.