sobota, 28 lipca 2018

Część 36.


Część 36.

            Bastien siedział w studio już dwie godziny i zdążył zmontować sam kilka fragmentów, a Toma wciąż nie było. Kiedy próbował się z nim skontaktować telefonicznie, ten nie odbierał. Był trochę zły, bo nie dość, że go wystawił nie powiadamiając o nieobecności, to jeszcze umknęła mu okazja, aby z niego wyciągnąć coś na temat telefonicznej rozmowy z Billem, a w głowie miał już plan, jak to rozegrać. Właściwie już skapitulował i miał się zbierać, kiedy usłyszał dźwięk swojego telefonu. Dzwonił Tom.
            – No nareszcie! Co jest z tobą?
            – Sorry stary, ale nie dam rady dziś dotrzeć. Dopiero się obudziłem i chyba wciąż nie wytrzeźwiałem – wymamrotał gitarzysta.
            – Szkoda, miałem nadzieję, że coś fajnego ci pokażę – mruknął Bastien, głosem pełnym zawodu. Wiedział, że szatyn jest łasy na nowinki i ściśnie go z ciekawości. Tom jednak tym razem był zainteresowany czymś zupełnie innym, ale zapytał bardziej z grzeczności, niż ciekawości.
            – A co takiego?
            – Zrobiłem nowy montaż, no ale trudno, to najwyżej w poniedziałek. Ty się lecz z kaca, a ja wracam do domu. Bill pewnie jeszcze śpi, ale najwyżej zrobię mu jakąś przyjemną pobudkę – zaśmiał się blondyn i w tym momencie usłyszał jakieś dziwne sapnięcie z drugiej strony słuchawki.
            – Zaczekaj! – Tom, z jakimś trudnym do zidentyfikowania zniecierpliwieniem zatrzymał go, po czym szybko dodał: – Jak nie masz nic ważnego, może wpadłbyś po drodze do mnie? Chętnie bym zobaczył co tam zmontowałeś.
            Bastien tylko uśmiechnął się pod nosem. Niewątpliwie jego podejrzenia zaczynały się składać w jakąś całość, chociaż nadal nie bardzo wiedział o co w tym wszystkim chodzi, ale był pewien, że coś zaczyna tu śmierdzieć. Coś, tylko co…? Tom ewidentnie chciał odwlec moment jego powrotu do domu, w którym był Bill chociaż to wydawało mu się totalnie absurdalne, bo przecież i tak spędzał z nim masę czasu, choćby całe noce, podczas których wiele mogło się wydarzyć. Nie miał przecież żadnej pewności, że wciąż nie wydarzyło się nic.
            – Jasne, nie ma sprawy, wprawdzie to wcale nie po drodze, ale mogę podjechać – odparł wesoło chłopak. Na rękę było mu dzisiejsze spotkanie z Tomem, wiedział, że prędzej czy później, podejmą temat Billa.
            – To wpadaj, ja się za ten czas ogarnę. Czekam!
            – Na razie!
            Blondyn szybko porozłączał sprzęt i spakował się. Był podekscytowany na to spotkanie z Tomem. Wiedział, że musi być czujny i uważny, i nic, żaden gest, czy reakcja chłopaka nie może mu umknąć. Priorytetem w tej chwili dla niego było zagadać o tę wczorajszą, telefoniczną rozmowę braci. Bo jak to powiedział Bill? Ten facet dzwonił z telefonu Toma, bo od niego by nie odebrał? No to ciekawe, jaką wersję usłyszy dziś od niego samego, czy faktycznie potwierdzi ten fakt.
            W niespełna pół godziny był już na miejscu, a kiedy drzwi otworzył mu Tom, zacmokał na jego widok.
            – No, no! Widzę, że było grubo! – zaśmiał się i wchodząc, tuż za jego plecami zobaczył Georga, który właśnie zamierzał wrócić wreszcie do domu.
            – To wy bawcie się dobrze, a ja spadam, kumpel po mnie przyjechał – Podał im dłoń, po czym wyszedł. Tom zamknął za nim drzwi, a Bastien z laptopem pod pachą podążył za gospodarzem do salonu. I znów burza myśli rozpętała się w jego głowie, bo właśnie przypomniał sobie, że wieczorem Georg dwa razy próbował telefonicznie skontaktować się z Billem, a jeśli był z Tomem, zrobił to ewidentnie za jego wiedzą, a może nawet na jego prośbę.
            – Jakaś okazja była, czy męska popijawa? – zapytał.
            – Typowo męska – burknął Tom. Bastien nie wiedział, czy tak kiepsko się czuje z powodu kaca, czy po prostu jest na niego zły, ale w sumie to nie było teraz ważne. Nie odpowiedział nic, tylko postawił laptopa na stoliku i otworzył.
            – Pokaż, co tam masz ciekawego – Szatyn usiadł obok niego i wbił wzrok w ekran. Blondyn podłączył słuchawki i podał mu je, a kiedy miękkie poduszki nauszników otuliły uszy chłopaka, odpalił odpowiedni kawałek. Wpatrywał się w niego, oczekując reakcji, a widząc coraz szerszy uśmiech na jego ustach, sam się uśmiechnął.
            – No, to jest niezłe! – powiedział w końcu Tom, ściągając słuchawki. – Rzekłbym, że świetne!
            – Cieszę się, że ci się podoba. – Promienny uśmiech nie gasł na twarzy DJ’a. Mimo, że każdy z nich miał ochotę wyciągnąć z tego drugiego coś, co tak naprawdę dotyczyło czarnowłosego, to jednak zagłębili się w rozmowę na temat zawodowy. Wydawało się, że żaden z nich nie ma ochoty wyskoczyć z jakimś pytaniem pierwszy, męczyli się więc dłuższy czas obaj, ciągnąć pogawędkę o muzyce, nagraniach i innych, podobnych rzeczach, aż Tom poczuł suchość w ustach i podniósł się, aby przejść do kuchni i wyjąć z lodówki piwo.
            – Tobie nie proponuję, bo przyjechałeś samochodem, chyba że jedno walniesz, co?
            – Nie, dzięki. Ale chętnie napiję się wody, soku, czy co tam masz – odparł Bastien, a wówczas Tom wyjął puszkę coli, po czym wrócił do salonu i postawił ją przed gościem.
            – A mój brat, to w ogóle zamierza wrócić do domu? – Gitarzysta nie wytrzymał.
            – A sam nie możesz go o to zapytać?
            – Próbowałem zrobić to wczoraj, ale nie udało mi się.
            – Rozmawialiście?
            – Poniekąd. Nie dał mi zbyt wiele powiedzieć, rozłączył się.
            Bastien wpatrywał się w Toma zaciekawiony. A więc to tak, rozmawiali… Więc kiedy niby, z komórki Toma dzwonił ten facet, jak twierdził Bill? Teraz była idealna okazja, aby potwierdzić swoje przypuszczenia.
            – A ten jego facet? Narozrabiał i co? Nawet nie próbuje się z nim skontaktować?
            – Nie wiem. Nie widziałem się z nim – odparł Tom wymijająco, popijając piwo. – Powiedz mu, żeby po prostu wrócił do domu. Matka już się zaczyna interesować z kim mieszka, czy sobie kogoś znalazł. Jeszcze gotowa tu przyjechać – skłamał.
            Bastien uśmiechnął się tylko pod nosem. No to wszystko już było jasne, ale… co to w ogóle miało znaczyć? Bill kłócił się przez telefon ze swoim bliźniakiem, robiąc mu wymówki z zazdrości o jakąś lalę? Od początku wydawało mu się dziwne, że wyprowadził się z domu. Czy w takim razie tym mężczyzną, którego przyłapał na zdradzie mógł być Tom? To wszystko wydawało mu się tak absurdalne, że aż śmieszne! Nie… To był jakiś czysty nonsens. Wciąż miał w głowie jeszcze wiele pytań, na jakie nie umiał znaleźć odpowiedzi. Wiele wskazywało na to, że braci łączy jakaś dziwna relacja, i z pewnością nie jest to jedynie braterska więź. A może Bill był tylko zazdrosny o Toma, bez żadnych dodatkowych atrakcji? Ale aż tak, żeby uciekać z domu?
            Nie było innej rady, jak lepiej się temu wszystkiemu przyjrzeć i zwracać uwagę na każdy szczegół, aby w końcu móc ułożyć całą układankę.

***

            Mijał szósty dzień bez seksu, a ja dostawałem już istnego pierdolca i chyba sperma rzucała mi się na mózg, bo przez ten czas nawet nie miałem sobie jak strzepać. Ciągle byłem z Bastienem, a kiedy go nie było zazwyczaj wtedy spałem. Mogłem to zrobić pod prysznicem, ale chodziłem tam zawsze wtedy, kiedy byłem już mocno nawalony i nie miałem na to siły. Jednym słowem, od jakichś dwóch dni myślałem tylko o seksie i już nie dawałem rady. Były chwile, kiedy chciałem wziąć torbę, wrócić do Toma i błagać go w drzwiach, choćby na kolanach, aby porządnie mnie zerżnął, jednak na to wciąż nie pozwalała mi moja duma.
            Bastien zachowywał się wobec mnie bardzo przyzwoicie, wprawdzie coś insynuował, patrzył na mnie niczym wygłodniały pies, ale trzymał dystans, bo na nic mu nie pozwalałem.
            Miałem wrażenie, że kiedy wrócił do domu poprzedniego dnia, a ja wreszcie wstałem, przyglądał mi się jakoś inaczej, wnikliwiej. Zagadnąłem go nawet, czy coś się stało, czy może Tom mu coś nagadał, ale stanowczo zaprzeczył. Nie zachowywał się jednak tak samo jak wcześniej, a to świadczyło o tym, że coś się musiało wydarzyć i to coś, z pewnością było związane z moim bliźniakiem, bo z nikim tego przedpołudnia się raczej nie spotkał, a jeśli nawet, to z pewnością nie dotyczyło mnie. Nie drążyłem jednak tematu, mając to po prostu w dupie. Spędziliśmy razem miły, wspólny wieczór gotując kolację (to znaczy gotował Bastien, ja mu tylko trochę pomagałem), potem zjedliśmy razem i opróżniliśmy dwie butelki wina, a, że po winie chce mi się spać, padłem jak mucha.
            Była pierwsza po południu w niedzielę, kiedy obudziłem się. Miejsce obok mnie było puste i od dawna chłodne, więc Baron musiał już dawno wstać. Na szafce obok stało zostawione dla mnie śniadanie. Pod przezroczystym kloszem kusiły dwa, kolorowo ozdobione warzywami tosty, a obok stała szklanka pełna soku. Kawy mi nie zrobił, bo pewnie dawno by wystygła. Uśmiechnąłem się na ten widok. Musiałem przyznać, że bardzo się starał i gdyby nie moja chora miłość do Toma, dawno byłbym pewnie jego i nie musiałbym cierpieć z powodu tej pierdolonej wstrzemięźliwości. Na samą myśl mój kutas lekko nabrzmiał. Ogarnęła mnie złość: na Toma, na samego siebie i w końcu na Bastiena, sam właściwie nie wiem za co akurat na niego. A tak w ogóle gdzie on był? Sięgnąłem po telefon i napisałem mu smsa z pytaniem: „Gdzie jesteś?”, odpowiedź była szybka: „Na dole w studio, dopieszczam naszą piosenkę”. Odpowiedziałem mu zaraz: „Chcę usłyszeć efekt końcowy!”. „Oczywiście”- odpisał.
            Byłem podekscytowany i chociaż już słyszałem wersję roboczą, wiedziałem, że kiedy Bastien doda wszystkie swoje efekty, będzie po prostu zajebista. Nie chciałem schodzić i mu przeszkadzać, chociaż nosiło mnie. Czułem jakieś dziwne podniecenie, przemieszane z radością i zarazem złością na mojego bliźniaka, którego teraz przy mnie nie było, a ja go tak bardzo potrzebowałem. Nie wiedziałem kiedy Baron skończy, ale z pewnością nie miało to stać się za chwilę, miałem więc trochę czasu dla siebie, a co mogłem zrobić w tym czasie? Oczywiście ulżyć sobie. W moim wieku wstrzemięźliwość była bardzo niewskazana, mogłem do cholery nabawić się jakiejś nerwicy! Nie potrzebowałem żadnego wspomagania, wiedziałem, że wystarczy nieco pobudzić wyobraźnię, potem parę ruchów ręką, a wreszcie trochę się rozluźnię. Mimo to odpaliłem telewizor, wcześniej widziałem w odtwarzaczu Bastiena kilka gejowskich pornoli, więc włączyłem jeden z nich. Usadowiłem się na łóżku i oparłem wygodnie o zagłówek, po czym przewinąłem odrobinę. Nie potrzebowałem oglądać żadnego całowania, jakiejś gry wstępnej, już bez tego fiut stał mi niczym wieża Eiffla. Zatrzymałem na akcji, kiedy jeden koleś obciągał drugiemu ze smakiem i sięgnąłem do bokserek. Wprawdzie mi musiała wystarczyć moja niezawodna i jakże pomocna dłoń, ale przynajmniej wiedziałem, że ona mnie nie zawiedzie, że wreszcie spuszczę z krzyża z głośnym jękiem.
            Tylko, czy aby na pewno tu i teraz?

***

            Bastien właśnie zapisał ostateczną wersję ich utworu, nad którym pracowali przez ostatni czas, a który był według niego istną, dopieszczoną perełką. Czuł ogromną dumę i już nie mógł się doczekać, kiedy przedstawi ją czarnowłosemu. Pomyślał teraz, że będzie zadowolony, kiedy szybko przyniesie mu tę radosną wieść, wstał przecież jakieś pół godziny temu i z pewnością zdążył już zjeść śniadanie. Wyszedł więc ze studio ruszył na górę, wskakując po dwa schodki, ale na półpiętrze stanowczo zwolnił, kiedy usłyszał jakieś stękania i jęki. Co w tej sypialni się działo? Przecież Bill był tam sam, a do jego uszu z pewnością dochodził niejeden głos, jakieś przekleństwa, sapanie i odgłosy mlaskania. Ostatnie kilka schodów wspiął się w ciszy niemal na palcach i skradł się pod uchylone drzwi. Zerknął przez szparę i wmurowało go w miejscu. Bill leżał wpatrzony w ekran telewizora, a jego dłoń przesuwała się w górę i w dół po wzwiedzionym penisie. Poczuł się głupio tak bezczelnie go podglądając, ale z drugiej strony był zły, że robi to sam, kiedy wystarczyło jedno słowo, a dogodziłby mu w o wiele przyjemniejszy sposób. I wtedy zapragnął to przerwać, nie chciał, aby w ten sposób dokończył. Naparł palcami na drzwi i lekko je pchnął, a te wolno otworzyły się. Czarnowłosy natychmiast odwrócił się w tę stronę, cofnął dłoń i naciągnął bokserki, wstydliwie chowając pokaźne uwypuklenie w kroczu w dwie garści. To jednak był jedynie odruch z powodu zaskoczenia, bo zaraz zabrał dłonie i jęknął z nutą złości:
            – Przeszkodziłeś.
            – Czy naprawdę musisz robić to sam? – rzucił Bastien, uśmiechając się uwodzicielsko i oparłszy się ramieniem o futrynę, zaplótł przedramiona na torsie.
            – Wal się. – Usłyszał w odpowiedzi.
            – Chętnie, ale nie siebie. Chodź na dół, wszystko już gotowe.
            Podniecenie wcale nie opuściło Billa, a teraz doszło jeszcze podekscytowanie. I choć niczego nie sfinalizował, wstał i boso, w samych bokserkach ruszył za Bastienem po schodach na dół, do studia, gdzie gospodarz od razu podał mu słuchawki. Natychmiast je nałożył drżącymi z ekscytacji dłońmi. Stanął przodem do stołu z konsolą i laptopami, i przytrzymując nauszniki, przymknął oczy wsłuchując się w pierwsze takty ich wspólnego dzieła. Około dziewięciominutowa kompozycja zaczęła wprawiać go w dziwny trans, wydała mu się czystą, muzyczną magią, tak piękną, że żadne słowa nie potrafiły jej opisać. I choć tego dnia temperatura była dość wysoka, poczuł na skórze wszechogarniający dreszcz. Drgnął, kiedy w drugiej minucie usłyszał swój głos i był zdumiony jego brzmieniem. Poddał się zupełnie, nie otwierając oczu, zaczął kołysać lekko, bo wciąż jeszcze utwór nie nabrał właściwego sobie, dość szybkiego tempa. I właśnie wówczas, poczuł na ramionach dłonie Bastiena, a na karku ciepły, wilgotny dotyk jego warg. To cielesne doznanie w połączeniu z bodźcem zadającym rozkosz jego zmysłowi słuchu, otuliło go niesamowitą przyjemnością, której zapragnął się poddać.
            Dłonie chłopaka sunęły swoją miękkością po jego plecach, przemieszczając się na lędźwie, w końcu wolno, delikatnie zaczęły pieścić jego tors. Przez głowę Billa przemknęła teraz myśl, że DJ wybrał sobie najlepszy moment, aby go nie odtrącił. Było mu dobrze, błogo i cholernie przyjemnie. Miał wrażenie, że Baron zna go od lat i wie, jak dotykać, aby znów pobudzić, sprawić, że podniecenie rozwinie się w nim jak wonny kwiat. Opuszki zwinnych palców błądziły po napiętym brzuchu, a czarnowłosy zadrżał spazmatycznie. Nie miał najmniejszego zamiaru tego zatrzymać, choć wiedział, że powinien. Do jasnej cholery, nie mogło między nimi do niczego dojść, przecież obiecał to sobie! Obiecał Tomowi! Przysiągł, że nigdy go nie zdradzi! Ale do diabła z obietnicami, skoro on mógł zdradzić jego, i na dodatek od przedwczoraj nawet się nie odezwał?!
            Dziesiątki głosów w jego głowie kłóciły się ze sobą, zupełnie tak, jakby anioł z diabłem spierał się, czy jego uległość będzie niewybaczalnym grzechem, czy jedynie czystą przyjemnością?
            Westchnął głośno i opuścił dłonie. I choć Bastien nieco zatrwożył się, że chce go powstrzymać, on jedynie zacisnął je na blacie stołu. Jedna ręka muzyka wsunęła się pod bokserki wokalisty, ujmując delikatnym uściskiem jego naprężonego penisa. Po wcześniejszych poczynaniach tak naprawdę niewiele mu było trzeba, aby osiągnął pełny wzwód. Bastien jęknął, czując jak pulsuje mu w dłoni. Sam był w identycznym stanie, ale jego męskość wciąż była stłamszona w spodniach. Pragnienie zawładnęło nim doszczętnie. Jeszcze kilka minut temu zupełnie nie spodziewałby się takiego obrotu sprawy. Ustami czule pieścił ramiona i kark czarnowłosego, w dłoni ocierał jego prącie, delikatnie drażniąc wilgotną żołądź, sam przylegając całym ciałem do jego pleców, a miednicą do pośladków. Jego osobisty raj był zamknięty w tych kilku minutach. Bill, zasłuchany w ich muzykę, pozwalał mu na tak wiele, choć z każdą sekundą on sam pragnął o wiele więcej. Czy będąc w stanie podniecenia, kiedy jego ciało drżało z przyjemności, pozwoliłby mu się posiąść od tyłu? Ryzyko odrzucenia było ogromne, ale pokusa jeszcze większa, kiedy na dodatek czarnowłosy sam zsunął ze swoich bioder bokserki. Już miał wolną ręką rozpinać rozporek, ale zdążył jedynie odpiąć guzik, bo chłopak odwrócił się do niego przodem i wplatając mu jedną dłoń we włosy, chwycił za nie i mocno szarpnął w dół. Z jego gardła wydobył się namiętnie stanowczy i bezczelnie wulgarny nakaz:
            – Obciągnij mi.
            Bastien, którego ciałem wstrząsnął nagły dreszcz, natychmiast padł przed nim na kolana. Czyż miał nie spełnić tej zachcianki swojego Boga? Wprawdzie myślał o czymś zupełnie innym, ale teraz, mając przed oczami jego potężny wzwód i tę kuszącą, błyszczącą główkę, tylko oblizał wargi i pochłonął go, nasuwając się na niego po samo gardło. Gdyby jego usta były teraz wolne, z pewnością wymalowałby się na nich uśmiech satysfakcji, bo głośny jęk Billa przeciął panującą w studiu ciszę. On sam, wciąż miał na uszach słuchawki i nie mógł usłyszeć siebie. Uchylił tylko powieki i spojrzał w dół. Wciąż zaciskał palce we włosach chłopaka, szarpiąc je co i rusz z przyjemności. Patrzył, jak jego penis tonie w ustach blondyna, kiedy lubieżnie porusza biodrami. W uszach wciąż brzmiała mu ich muzyka, choć były to już jej ostatnie takty. Obaj stworzyli chyba najprzyjemniejsze okoliczności do jej dziewiczego odsłuchania.
            Jęczał z przyjemności nie słysząc siebie, lecz doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, jakie teraz wydaje odgłosy. Zdecydowanymi pchnięciami penetrował usta Bastiena, od zawsze marzył o tym, aby mógł zrobić to z Tomem, ale on nigdy nie chciał się na to zgodzić. Poczuł teraz ukłucie satysfakcji - gdyby jego bliźniak mógł wiedzieć, że ulżył sobie w tak przyjemny i zajebisty sposób. Uśmiechnął się sam do siebie i nie spuszczał spojrzenia z przyjaciela, który klęczał teraz przed nim niczym jakiś poddany, wielbiąc go własnymi wargami i zadając mu przyjemność, o jakiej zawsze marzył. Wprawdzie wolałby, aby były to inne usta, ale skoro tamte nie chciały…?
            Teraz, obiema dłońmi trzymał głowę chłopaka i nie bacząc na to, że zaczyna się już chwilami krztusić, wsuwał mu się do gardła w coraz szybszym tempie. W słuchawkach brzmiał już zupełnie inny numer, ale była to także kompozycja Bastiena. Mocne bity dudniły w uszach, a on w ich takt wbijał się w usta chłopaka, który silnie podniecony, sięgnął do swojego rozporka i zaczął się onanizować. Ten widok jeszcze bardziej go pobudził.
            – Ssij – jęknął, a blondyn natychmiast spełnił jego prośbę, sam coraz szybciej i gwałtowniej się pieszcząc. Drugą dłonią ugniatał mu jądra i podszczypywał je, doprowadzając go na szczyt.
            Już żadna wątpliwość nie rozpierała się w głowie czarnowłosego, teraz dążył jedynie do spełnienia i zaspokojenia się w ustach Bastiena, bo nie zamierzał nawet w szczytowym momencie się wycofać. Zbyt długo czekał na taki akt, aby miał teraz kończyć gdzieś na podłodze. Kiedy silny, a niemal ostateczny dreszcz zawładnął jego ciałem, zatrzymał ruch swoich bioder. Jego penis zapulsował w ustach chłopaka, po czym wystrzelił obfitym - po tylu dniach seksualnego postu – spełnieniem w ich wnętrzu, spływając po ściankach gardła. Dyszał przy tym głośno i pojękiwał odrzucając głowę w tył. Stał jeszcze kilka minut oparty nagimi pośladkami o stół ze sprzętem, nie wycofując się z jego warg, a ten nie przestawał okrążać jego główki swoim językiem i ssać go, jakby spijał najsłodszy nektar. Sam ze zdławionym jękiem obwieścił, że i on osiągnął spełnienie, spuszczając się na podłogę, ale wciąż pieścił jego penisa językiem i ustami, a dłonią masował jądra. Nie chciał się wycofać, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że po tej chwili słabości Bill sam szybko to zakończy. I nie mylił się. Kiedy tylko echa spełnienia zamilkły, wrócił mu zdrowy rozsądek. Odsunął się od niego i zaciągnął na biodra bokserki. Bez najmniejszego zażenowania, rzucił wciąż klęczącemu i wpatrującemu się w niego, niczym w bóstwo, chłopakowi:
            – Kawałek zajebisty, ale ty masz chyba małe sprzątanie. – Uśmiechnął się pod nosem, obrzucając przelotnym spojrzeniem zachlapaną spermą podłogę i penisa Bastiena, którego on sam wciąż trzymał w dłoni, po czym wyszedł ze studia, zamykając za sobą drzwi.


wtorek, 17 lipca 2018

Część 35.


Część 35.


            Tego wieczoru Tom nie mógł sobie znaleźć miejsca. Rozmowa z Billem nie potoczyła się tak, jak oczekiwał i nie zanosiło się, że na weekend wróci do domu. Teraz zaczął zastanawiać się, czy przypadkiem nie pogrywa specjalnie, aby pomieszkać u Bastiena i używać sobie do woli. Doskonale znał jego uzależnienie od seksu i obawiał się, że nie wytrzyma zbyt długo w celibacie. Byli ze sobą w łóżku cztery dni temu, a każdy kolejny zmniejszał jego szanse na dochowanie wierności. Chociaż z drugiej strony był czas, kiedy był sam i nie pamiętał, aby wówczas chodził do łóżka z kimkolwiek. Teraz w dodatku miał jego, byli jakby w związku, przysięgali sobie wierność, więc czy mógłby dopuścić się zdrady?
            – Nie, to niemożliwe – mruknął sam do siebie, opierając się dłońmi o kuchenny blat. Sam siebie ganił za takie myśli. Bill z pewnością nie jest zdolny, aby go zdradzić, a z Bastienem się tylko przyjaźnił, chociaż DJ ewidentnie na niego leciał i mówił o tym jawnie, choćby dziś w studio. Tom wiedział, że wykorzysta z pewnością tę okazję na starania, ale czy czarnowłosy ulegnie pokusie? Musi mu ufać, bo inaczej sam zamęczy się myślami. Tak, ufa mu i musi coś z tym zrobić. Coś, tylko co…? Dziś już zmarnował swoją szansę, ale będzie jutro, pojutrze, a w poniedziałek Bill będzie musiał stawić się w studio, na pierwszych próbach do nagrania jednego kawałka. Wytrzyma jakoś. Tylko co ma zrobić z tym piątkowym wieczorem? Gdyby mógł komuś powierzyć tę tajemnicę, wygadać się, czy choćby poradzić, ale nie miał zupełnie komu. Jednak nie chciał siedzieć sam w pustym domu, miał ochotę się napić, tylko z kim? Pierwszą osobą jaka przyszła mu na myśl był Georg, pospiesznie więc zatelefonował do kumpla i ku jego uciesze okazało się, że nie ma na dzisiaj planów. Chętnie więc umówił się z nim na męską popijawę, a że Tom od razu powiedział, że potrzebuje rozmowy w spokoju, nawet zaoferował się, że do niego przyjedzie. Jak powiedział, tak też i zrobił. Za niespełna godzinę już dzwonił stojąc u bramy.
            – Co takiego się stało, że chcesz rozmowy w spokoju? – zaśmiał się wchodząc i zamachał przed oczami chłopaka pełną butelczyną, z zawartością siedmiuset pięćdziesięciu mililitrów czystej, dobrej wódki. Tom odebrał ją od niego, wkładając zaraz do lodówki, skąd wyjął już wcześniej schłodzoną.
            – Muszę ci się wygadać.
            – Może jeszcze wypłakać, co? – zaśmiał się chłopak, ale Tom nic nie odpowiedział. Wyjmując kieliszki z szafki, zastanawiał się, czy Georg zrozumiałby go w pełni, czy nie wydałby jego tajemnicy nikomu? Nie zamierzał jednak opowiedzieć mu o wszystkim, a tylko wyżalić się na bliźniaka, przez którego teraz mu źle, bez zbędnych szczegółów, o jakich powiedzieć mu nie mógł.

***

            Upiłem się. Upiłem z żalu i tęsknoty za Tomem. Chciałem go, pragnąłem być teraz w jego łóżku. Mijał właśnie czwarty dzień bez seksu, a ja myślałem, że oszaleję. Stałem pod chłodnym prysznicem chcąc jakoś się otrzeźwić i miałem ochotę się onanizować myśląc o nim, ale moja ręka miała jakieś nieskoordynowane ruchy i odmawiała posłuszeństwa, więc odpuściłem sobie. Czułem się okropnie, podniecony, a jednocześnie zły. Dlaczego mnie oskarżał, a sam nie był wobec mnie w porządku? Może jej nie pieprzył, w co szczerze wątpiłem, ale oszukał mnie, zwyczajnie okłamał niejeden raz. Nasza rozmowa nie przebiegła tak, jakbym tego oczekiwał. Miałem nadzieję, że się jakoś wytłumaczy, a tymczasem on zaatakował wpierając mi zdradę. No dobra, może sam poprowadziłem rozmowę złym torem, ale gdyby chciał, szybko mógł mnie udobruchać, tymczasem co? Może na rękę mu było, że nie mieszkałem w domu, może sprowadzał sobie tę lafiryndę pod moją nieobecność i kto wie, może dziś tam była, może właśnie ją pieprzył? Ta myśl rozjuszyła mnie na dobre. I choć nie miałem żadnych dowodów, zacząłem zastanawiać się, czemu jeszcze nie ulżyłem sobie z Bastienem?

***

            – Tylko się nie utop! – krzyknął Bastien ze śmiechem stając pod drzwiami łazienki, skąd od kilkunastu minut dochodził do jego uszu szum prysznica. Bill był mocno wstawiony i teraz z całą pewnością mógł stwierdzić, że ma o wiele słabszą głowę od niego. Ale to mu było na rękę, taki pijany stawał się bardziej uległy i lepki. Tulił się do niego i nie stawiał sprzeciwu, kiedy dłonie Bastiena śmiało wkradały się pod jego koszulkę. Chłopak nieustannie zastanawiał się, jaki jest w łóżku. Przypuszczał, że musi być bardzo namiętny i słodki, i dałby wiele aby móc uszczknąć co nieco z tej słodyczy. W swoim postępowaniu dążył do upragnionego celu, adorował chłopaka i miał nadzieję skorzystać na tym poróżnieniu z jego facetem. Ciekaw był bardzo, kim był ten gość? Kilka godzin temu Bill pokłócił się z nim telefonicznie, więc z pewnością ten kontakt był jako ostatni na jego liście połączeń w telefonie. A gdyby tak podejrzeć, zadzwonić incognito i umówić się na spotkanie pod pretekstem przekazania jakiejś wiadomości od Billa? Oczywiście nie zamierzał ujawnić się, ale podpatrzeć z jakiegoś ukrycia, kim ten facet jest. Wystarczyło jedynie zajrzeć do telefonu Billa. Pomysł wydał mu się teraz genialny, ale z pewnością niemożliwy do zrealizowania. Wprawdzie czarnowłosy wciąż tkwił pod prysznicem, a jego aparat nieustannie leżał tam, gdzie rzucił go od razu po rozmowie, czyli na łóżku, ale Bastien wątpił, czy osoba taka jak on nie ma założonej żadnej blokady. Nieco ostudzony przez tę myśl, przeszedł  do sypialni, chyba tylko po to, aby przekonać się, że niczego nie uda mu się dowiedzieć. Sięgnął po spoczywający na miękkim pledzie, telefon. No tak, czegóż innego właściwie mógł się spodziewać? Touch id… Musiałby chyba upić Billa do nieprzytomności i może wówczas udałoby mu się przyłożyć jego własnego kciuka, aby zobaczyć to wszystko, co w tej chwili było nieosiągalne. Zważywszy na jego obecny stan, w sumie wcale nie było to niemożliwe, ale chyba nie do końca w jego stylu. Chociaż, przed chwilą miał ochotę sam tam zajrzeć, więc nie był aż tak do bólu lojalny i uczciwy.
            Ułożył telefon w miejscu, w jakim uprzednio się znajdował, a po chwili szum prysznica ustał. Myślał, że zejdzie jeszcze kilka dobrych minut, nim Bill wyjdzie z łazienki, ale pojawił się już po chwili, w okręconym na biodrach ręczniku, zupełnie mokry, przeczesując palcami włosy, z których jeszcze kapała woda. Tuż u wejścia do sypialni lekko się zachwiał.
               Prysznic nie pomógł – wymamrotał pod nosem, chichocząc. Był wciąż nieźle pijany. Bastien, podparty łokciami, w półleżącej pozycji, wpatrywał się w niego. Był taki piękny… To ciało, zdawać by się mogło wiotkie i kruche, było dla niego idealne. Gdyby teraz był jego mężczyzną, nie powstrzymałby się i pewnie uprzednio zdzierając z niego ten ledwie trzymający się na biodrach ręcznik, wziąłby go natychmiast. Po brzoskwiniowej skórze spływały swoimi ścieżkami krople wody, które błyszczały w świetle nocnej lampki. Korzystając z okazji, że wzrok młodego Boga teraz skierowany był gdzie indziej, poprawił w spodniach swoje twardniejące z podniecenia przyrodzenie. Jasna cholera… Jak ten chłopak na niego działał…   
            Przełknął ślinę i miał wrażenie, że on doskonale to słyszał, bo spojrzał na niego, i nadal nie opuszczając rąk, bawił się swoimi włosami przepuszczając mokre kosmyki pomiędzy szczupłymi palcami. Wciąż trochę chwiejąc się na długich i szczupłych nogach podszedł do łóżka. Przez ciało blondyna przetoczył się dreszcz, kiedy Bill usiadł tuż obok, a po chwili opadł na plecy, zarzucając ręce nad głowę. Teraz chłopak odwrócił się na bok i wspierając głowę na łokciu, zachłannie zaczął wodzić spojrzeniem po nagiej, zroszonej skórze.
               Nie miałem seksu cztery, pieprzone dni – wyartykułował Bill plączącym się językiem, jednak zachowywał się jakby był tu zupełnie sam i powiedział to bez wyraźnej przyczyny, ot tak, dla siebie. Wpatrywał się zamglonym spojrzeniem w sufit i westchnął. Do jasnej cholery, czy naprawdę był aż tak pijany, czy najzwyczajniej w świecie prowokował go? Nigdy wcześniej tak nie postępował, ale znaczący był fakt, że jeszcze nie widział go tak zalanego. Gdyby wiedział to wcześniej, to wczoraj by go upił, zamiast dawać mu tabsy.
            Bastien nie mógł oderwać od niego swojego spojrzenia. Już przez sam fakt, że miał go tak blisko, tuż obok, czuł obezwładniające go podniecenie. Chociaż bardzo tego chciał, nie mógł jednak poczynić żadnego kroku w celu zaspokojenia. Czuł się onieśmielony jak nigdy wcześniej i to zadziwiało go. W innym wypadku chociaż spróbowałby dotknąć niemal zupełnie nagiego, leżącego tuż obok chłopaka, a dziś jakaś niewidzialna siła nakazywała mu trzymać ręce przy sobie. Bill miał w sobie jakąś moc, był blisko, a jednocześnie tak bardzo niedostępny. Słyszał jego przyspieszony oddech, patrzył jak klatka piersiowa unosi się, jak spinają się mięśnie na brzuchu… Wzrok zatrzymał na granicy, gdzie resztę zakrywał biały ręcznik.
               Masz obrotowe łóżko, czy sufit się kręci? – zachichotał cicho czarnowłosy, zwracając spojrzenie w kierunku blondyna. Dopiero teraz Bastien przerwał wędrówkę swoich oczu, spoglądając w te ciemne, które wpatrywały się w niego z uwagą. Bill wolno wysunął język i oblizał wargi. Musiał zauważyć, jak chłopak łapczywie pochłaniał wzrokiem widok, jaki się roztaczał przed jego oczyma, bo natychmiast spoważniał, a jego spojrzenie stało się powłóczyste i namiętne. Wpatrywali się w siebie przez chwilę, kiedy nagle zawibrowała komórka, spoczywająca tuż obok, w pościeli. Bill leniwie i niechętnie sięgnął po nią, ale nie od razu, zrobił to wówczas, kiedy ktoś dzwoniący rozłączył się.
               Dwa nieodebrane? – wymamrotał pod nosem i nagle zrobił coś, czego Bastien się nie spodziewał, ale tylko na to czekał. Kiedy chłopak otworzył listę z ostatnimi połączeniami, wytężył wzrok, żeby choć dostrzec jak zapisany jest ten jego facet, może wpisał jego imię? To wprawdzie niewiele mu dawało, ale mógł uruchomić jakieś swoje kontakty, choćby wynająć detektywa, aby delikwenta odnaleźć.
               Od Georga? A cze-czego chciał? – zapytał Bill, przerywając to czkawką i kierując retoryczne pytanie właściwie do siebie, ale Bastien już tego nie słyszał. Ostatnie połączenie przed Georgiem i jedyne dziś, właśnie o mniej więcej tej samej godzinie w jakiej miał telefonować tamten gość, było od Toma. To odkrycie wymalowało na jego twarzy niemałe zdziwienie. Nie powinien był się odzywać, ale teraz zapytał:
               Kiedy Tom do ciebie dzwonił?
               No wcześniej – wymamrotał czarnowłosy, kiedy nagle nieco oprzytomniał, zdając sobie sprawę, że właściwie się wygadał i teraz trzeba było to odkręcić.
               Wcześniej, to dzwonił ten twój facet.
               No właśnie z telefonu Toma. Od niego bym nie odebrał – rzucił wstając. Miał wrażenie, że całkiem otrzeźwiał, choć jeszcze kilka minut temu kręciło mu się w głowie i czuł, że będzie rzygał. – Idę założyć gacie – dodał, i z komórką w dłoni zniknął za drzwiami łazienki. Bastien uniósł się na łokciach i odprowadził go zdezorientowanym spojrzeniem.
            Coś tu zdecydowanie nie grało…

***
           
               I widzisz? Nie odbiera – mruknął Tom, kiedy Georg odłożył telefon na stolik. Już drugi raz, po namowach szatyna wybrał numer do Billa, ale jak widać, chłopak nie zamierzał z nim rozmawiać.
               Daj mu trochę spokoju, a zobaczysz, że wróci z podkulonym ogonem jak foch mu przejdzie. Najlepszego! – odparł kumpel, unosząc do góry kieliszek wypełniony czystą wódką. Nie rozumiał tej frustracji Toma, ani tego przejmowania się faktem, że chwilowo zamieszkał z Bastienem. Jeszcze kilkanaście minut temu, niby wytłumaczył mu wszystko bliźniaczą więzią i stanem swojej depresji z powodu kłótni, ale i tak to, co się z nim działo, wydawało mu się dziwne. Kiedyś też się kłócili, ale nie było takiego dramatu i takiej frustracji ze strony żadnego z nich, a to co teraz odstawiali, zakrawało na jakąś kłótnię kochanków. Ta myśl jednak wydawała mu się czystym absurdem.
            Tom przełknął całą zawartość kieliszka pełnego alkoholu i skrzywił się, ocierając wierzchem dłoni kącik ust, którędy umknęła odrobina trunku. Przepił zaraz colą i mruknął, z wciąż kwaśną miną:
               A jeśli będzie wolał zamieszkać z Bastienem?
               No to co? – Basista wzruszył ramionami. – Nawet jeśli, to przecież to jest twój bliźniak, nie obrazi się na ciebie o jakąś pierdołę na wieki wieków amen. Siedzi tam, bo pewnie spodobało mu się, może go Baron dobrze posuwa? – Ledwie zdążył wypowiedzieć ostatnie zdanie, a Tom natychmiast, niczym rażony prądem doskoczył do niego, mocno chwytając za koszulę, aż coś trzasnęło w szwach, i z całą siłą wyrwał z objęć kanapy.
               Wypluj, kurwa, te słowa! – ryknął, a oczy zabłyszczały mu złowrogo. Gdyby był Zeusem, z pewnością teraz uśmierciłby Georga piorunem. Zaskoczony i zdziwiony chłopak, chwycił go za nadgarstki.
               Ochujałeś!? Puść mnie! – zakasłał się, starając jakoś wyrwać z uścisku, ale ten szybko puścił go, pozwalając na powrót opaść na siedzenie. – Co ci odjebało? – dodał, ciężko dysząc. Tom jedynie przystawił sobie dłoń do czoła i zrobił kilka kroków w stronę tarasu, chwytając uprzednio ze stolika paczkę fajek.
               Muszę zapalić – odpowiedział, znikając za szklanymi drzwiami. Georg odprowadził go zdezorientowanym spojrzeniem. Teraz, to już miał totalny mętlik w głowie i wiedział, że dzieje się coś dziwnego, ale jeszcze nie pojmował, ani nie dopuszczał sobie do głowy - co? Wstał i wyszedł za nim, po czym zatrzymał się tuż za plecami chłopaka. Odebrał mu papierosy i sam zapalił jednego, chociaż nie tkwił w szponach nałogu i palił tylko okazjonalnie. Nie wątpił, że dziś jest właśnie taka okazja. Tom rzucił mu tylko dziwne spojrzenie i opadł na wiklinowy fotel.
            – Możesz mi powiedzieć co się w ogóle dzieje? – Georg wypuścił dym i nie spuszczał z przyjaciela wzroku.
            – Nie mogę – odparł pytany.
            – A dlaczego nie możesz?
            – Bo byś nie zrozumiał.
            – A czy ja kiedyś cię nie rozumiałem? No dobra, może nie do końca, ale przynajmniej się starałem. Chyba uważasz mnie za dobrego kumpla, co? – drążył basista. Tom wiedział, że już niejednokrotnie powierzał mu swoje bolączki, sekrety, zawsze mógł się wygadać, a chłopak nie zdradził go. Teraz jednak, skrywana tajemnica była szczególna, obawiał się, że tego by nie zrozumiał, a wręcz mógłby odwrócić się od niego uznając za degenerata i zboczeńca. Mimo to jednak, perspektywa zrzucenia z siebie tego ciężaru była kusząca. Tak bardzo chciał się komuś wygadać, wyżalić, a może nawet poradzić, i nie widział w swoim otoczeniu osoby bardziej godnej zaufania, niż Georg, który wciąż świdrował go przenikliwym spojrzeniem, jakby chciał wyczytać wszystko z jego oczu i wyrazu twarzy. Miał ochotę usiąść na wprost przyjaciela w drugim fotelu, ale nim to zrobił, położył wypalony do połowy papieros w popielniczce, jaka stała na stoliku, stanowiącym zapewne wraz z fotelami komplet ogrodowy, i rzucił:
            – Zaraz wrócę. – Wszedł z powrotem do salonu i przyniósł w połowie opróżnioną butelkę wódki i kieliszki. – Możemy posiedzieć i tutaj, jest przyjemnie i komary nie żrą – rzekł, polewając. Miał ogromną nadzieję, że mimo oporu, jaki wykazywał Tom, coś jednak przy tej rozmownej wodzie uda mu się z niego wyciągnąć, ale on w ogóle przestał się odzywać i wypili kolejkę w milczeniu. Doskonale widać było, że jego myśli ulatują daleko stąd i Georg wiedział, że mkną do Billa. Postanowił jednak nie naciskać, ale jakoś umiejętnie sprowokować go do zwierzeń. Doskonale wiedział, że Tom musi sam chcieć się przed nim otworzyć. Może zrobi to, kiedy wypije więcej? Zmienił więc temat i przez jakiś czas rozmawiali o sprawach zawodowych, ale to było celowe, bo chcąc nie chcąc, tu też wciąż obecny był Bill.
            – Wypadałoby już coś nagrać z wokalem – zauważył.
            – Jak? Skoro księżniczka nie raczy przyjechać do studia, wielce obrażona? – fuknął Tom.
            – A co konkretnie poszło, że aż tak się obraził? – zapytał basista, ale przyjaciel uporczywie milczał i teraz zastanawiał się, dlaczego powód ich kłótni, jest tak pilnie strzeżoną tajemnicą? Wiedział, że to coś, o czym z pewnością nikt, nawet on nie mógł się dowiedzieć, inaczej już dawno wszystko by mu wyśpiewał.
            – Nie mogę ci tego powiedzieć, bo i tak nie zrozumiesz.
            – A co jest w tym takiego trudnego do zrozumienia?
            – Dużo rzeczy. – Tom wciąż niczego nie zdradzał i wydawać by się mogło, że żadnym sposobem nic z niego nie wyciągnie.
            – Jezu, człowieku… Powiedz mi wreszcie, dusisz tylko w sobie to wszystko, jak chcesz, mogę przysiąc, że nikomu nie powiem.
            – Ale dlaczego tak się uparłeś, żeby to ze mnie wyciągnąć?
            – A nie po to mnie tu zawołałeś? Chcesz topić smutki, ale zawsze, kiedy to ze mną robiłeś, wyjawiałeś mi powód – stwierdził Georg, znów napełniając kieliszki. Obu zaczynały pomału plątać się języki.
            – Ale teraz kurwa nie mogę, zrozum! – Tom krzyknął. – Chciałbym, ale tu chodzi o mnie, i o Billa.
            – No kurwa, też mi nowina, o tym to ja doskonale wiem, ale o co się tak pożarliście, że aż spierdolił z domu?
            – On jest zazdrosny o Danielle – wypalił szatyn i szybko ugryzł się  język, zdając sobie sprawę z tego, że powiedział zbyt wiele, ale Georg wcale nie wydawał się być tym zaskoczony.
            – Też mi nowość, przecież on zawsze wkurwiał się o panienki, które ruchałeś.
            – Ale jej nie ruchałem, teraz to inna sprawa, ja pierdolę, kurwa, nie mogę ci powiedzieć! – Tom już na dobre się zamotał, a przyjaciel zamyślił się i sięgnął pamięcią wstecz. Faktycznie, odkąd się znali, Bill zawsze stroił fochy, kiedy tylko jego bliźniak miał bliższy kontakt z jakąś dziewczyną, zawsze wtedy był zły, obrażony na cały świat i nie szło się z nim dogadać, ale w końcu mu przechodziło. Co działo się teraz, że mimo, iż Tom - jak twierdził - nie posunął tej panny, Bill tak bardzo się wkurzył, że aż wyniósł się do Bastiena. No właśnie… Kiedy dziś napomknął mu, że wylądują w łóżku, przyjaciel tak bardzo się zirytował, aż miał ochotę mu przyłożyć. Co tu, do cholery, się odwalało? Wiedział, że teraz nie odpuści.
            – Bill jest zazdrosny, spierdala do Bastiena, mimo, że ty nie wyruchałeś tej panny, a ty chcesz mi przypierdolić tylko za to, że powiedziałem, że może Baron go dobrze posuwa. Kurwa, Tom, co tu się dzieje? Co wy obaj odpierdalacie, co ty odpierdalasz koleś? – przechylił się, patrząc kumplowi w oczy, choć już zaczynało mu się trochę przed swoimi dwoić.
            – Kocham go. – Usłyszał krótką, lecz wymowną odpowiedź.
            – To ja wiem, że go kochasz, ale jak go kochasz? Jak brata?
            – Tak, ale kocham go też jak… Kurwa, nie chcę o tym gadać! – Tom nie dokończył, wstał z wiklinowego fotela, chwycił swój kieliszek, prawie już pustą flaszkę, i wszedł chwiejnym krokiem do salonu. Nawet nie wiedział, że odprowadza go wzrok zszokowanego Georga, który właściwie już domyślił się wszystkiego. Wciąż jednak tkwił na tarasie skonsternowany, stał jak wryty i chętnie teraz zapaliłby kolejnego papierosa, ale zamiast tego wypalił za Tomem do salonu.
            – Co ty, kurwa, pierdolisz, Tom? Kochasz go jak laskę, a on kocha ciebie jak swojego faceta!? – zapytał prawie krzycząc, ale nie otrzymał odpowiedzi, w zamian przyjaciel obrzucił go wymownym spojrzeniem, po czym przyniósł z lodówki kolejną, pełną butelkę wódki i polał. Georg szybko posadził swoje cztery litery na kanapie, tuż obok kumpla.
            – No powiedz coś, kurwa!
            – Po chuj, przecież już wszystko wiesz – warknął Tom i wypił kolejny kieliszek. Czuł, że ma już dość, na dodatek wygadał się przed Georgiem. Chciał już zaliczyć zgon, zasnąć i spać ile fabryka dała. Nie ważne, że był na jutro umówiony z DJ’em. A niech go trafi szlag, może to przez niego większość kłopotów?
            – Ja nie wiem, czy wiem, domyślam się jedynie, ale to czysty absurd, Tom, kurwa, powiedz, że to niemożliwe!
            – Co? – mruknął apatycznie szatyn.
            – Że ty i Bill, jesteście kochankami!
            – Jesteśmy – odparł krótko. Skoro i tak się wygadał, chciał to mieć za sobą. Georg z pewnością nie puści pary z gęby, był przecież jednym z bezpośrednio zainteresowanych, aby zespół nadal istniał, a skandal z tego powodu mógł doprowadzić do jego rozpadu. Obwiał się tylko o jego bezpośrednią reakcję. I fakt, jego mina nie wróżyła niczego dobrego.
            – Ja pierdolę… – jęknął Georg. – I uprawiacie kazirodczy seks?
            Tom jedynie kiwnął głową. Nie miał zamiaru opowiadać mu pikantnych szczegółów z ich sypialni.
            – Ale jak to? Przecież ty nie jesteś pedałem! Tom, ty zawsze lubiłeś damskie cipki, a teraz nagle ładujesz swojego bliźniaka w dupsko? Fuj! Obrzydliwe! – skrzywił się i wychylił pełny kieliszek do dna, jakby chciał zdezynfekować swoje usta po wypowiedzeniu tych słów. Czuł się mocno zniesmaczony tą nowiną i teraz żałował, że tak drążył temat, bo chyba wolałby nie wiedzieć.
            – Mówiłem, że nie zrozumiesz – rzucił oschle przyjaciel. – Pewnie się nami brzydzisz, co? – uśmiechnął się z ironią.
            – Nie, to nie tak, nie zrozum mnie źle! – przechylił się i chwycił kumpla za nadgarstek. – To po prostu jest dla mnie szok.
            – Tylko nikomu ani słowa. Obiecałeś.
            – No proszę cię, to by znaczyło koniec naszej kariery, a akurat na tym mi nie zależy.
            Georg to doskonale wiedział i był pewien, ze zatrzyma to dla siebie. Nie mógł powiedzieć o tym nikomu, ale miał świadomość, że posiadając taką wiedzę, będzie mu dość trudno z nimi współpracować. Dopiero teraz przypomniał sobie pewne detale, po których można było się tego domyślić, ale wówczas myślał, że to jedynie braterska troska. Od tej chwili jednak wszystko będzie interpretował inaczej.
            Trzeciej butelki już nie zdołali dokończyć. Rozmawiali przy niej jeszcze jakiś czas, aż obaj zasnęli na przeciwległych kanapach, nie próbując nawet wejść na piętro, gdzie znajdowały się sypialnie.