niedziela, 11 lutego 2018

Część 26.



Część 26.


            Tom wybierał kolejne połączenie do Billa. Był już bardzo zdenerwowany, postawił wszystkich na nogi panikując. Przeszukali dokładnie każde pomieszczenie, ale po Billu nie było ani śladu, a jego komórka wciąż nie odpowiadała i to było najgorsze, bo oznaczało, że nie rozładowała się. On po prostu nie odbierał telefonu, tylko dlaczego? Nie miał jak, nie mógł, coś mu się stało? Marcus w kilka chwil niemal całkowicie wytrzeźwiał, też mocno wystraszony zniknięciem chłopaka.
            - Może ty go czymś wkurwiłeś? Wiesz jaki potrafi być, kiedy się z tobą pokłóci. – zasugerował patrząc na Toma.
            - A skąd, polazł gdzieś, cały czas prawie go nie było. Ja rozmawiałem z Danielle, chciał do domu, więc powiedziałem, żeby znalazł Alexa, a on poszedł i po prostu zniknął.
            Menager przetarł twarz dłonią. Tym razem to on sam spróbował skontaktować się z Billem, lecz bez skutku, chłopak wciąż nie odbierał.
            - Kurwa – zaklął. – Może jest już w domu? Wołaj Alexa.
            - Wątpię, ale jedźmy.
            Wyszli, zgarniając po drodze kierowcę, który czekał przed wejściem paląc papierosa. Jechali niezbyt szybko, rozglądając się po wyludnionych ulicach. Obaj nie wierzyli, że Bill mógłby pójść pieszo, ale nie szkodziło mieć oczy szeroko otwarte na wszystko, nie wiedzieli co się stało i dlaczego zniknął. Może coś brał, może mu odbiło? Wprawdzie nie mieli żadnych sygnałów, by wśród współpracowników ktoś brał, czy miał kontakty z jakimś dilerem, ale tego tak naprawdę zawsze dowiadywano się przy okazji jakiejś afery.
            Im byli bliżej domu, Tom czuł coraz szybsze bicie serca, które już i tak pracowało na przyspieszonych obrotach. Był przerażony i w duchu błagał opatrzność, aby Bill jakimś cudem znalazł się w środku. Kiedy go tam zastanie poprzysiągł sobie, że nie będzie się na niego złościł, byleby tylko tam był. Ale wszystko wskazywało na to, że to tylko jego pobożne życzenia, bo w oknach panowała całkowita ciemność.
            - Nie ma go, kurwa. – jęknął zrezygnowany Tom.
            - Chodź, sprawdzimy dla świętego spokoju, ty idź na górę a ja sprawdzę na dole. – powiedział Marcus, wysiadając.
            Tom otworzył drzwi i wprowadził kod alarmu. Wyglądało na to, że Billa w domu nie było, ale dla pewności obeszli wszystkie pomieszczenia. W sypialni bliźniaka przyszło małe załamanie. Szatyn usiadł na jego łóżku, po czym wsparł łokcie na kolanach i ukrył twarz w dłoniach. Nie płakał, ale tak to mogło wyglądać, kiedy wszedł Marcus.
            - Tom, znajdziemy go… - powiedział cicho, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka, który spojrzał na niego pełnym obawy wzrokiem. – Myślałem, że płaczesz. – dodał.
            - Jeszcze nie, ale wiem jedno - kiedy go znajdę, sam go za to zabiję.
            - Chodź, jedziemy z powrotem.
            Wrócili do vana i ruszyli w miasto powoli, obserwując ulice, choć to wydawało im się bezsensowne i było jak szukanie igły w stogu siana.
            - Nie ma co, Alex jedziemy na policję.
            - Chcecie zgłosić zaginięcie? To dopiero po czterdziestu ośmiu godzinach. – odezwał się kierowca.
            - Bzdura, to mit. Można zgłosić od razu, kiedy wszelkie przesłanki wskazują na zaginięcie.
            - Skąd wiesz? – zapytał Tom.
            - Mam kumpla w policji, jeśli jest podejrzenie, że osoba zaginęła, bądź coś jej się stało, przyjmują od razu, tym bardziej, że to nie jest zwykły obywatel, to celebryta. Poza tym na szczęście jego komórka nie jest wyłączona, więc sprawdzą lokalizację.
            - Jeśli coś mu się stało, nie wybaczę sobie, że go nie pilnowałem. – powiedział bliski płaczu gitarzysta.

***

            Poprosiłem taksówkarza, aby podjechał pod najbliższą pizzerię. Za odpowiednim wynagrodzeniem poszedł kupić jedną dla mnie. Nie chciałem sam pokazywać się w publicznych miejscach, a byłem już cholernie głodny. Potem kazałem zawieźć się do domu, wziąłem pod pachę pizzę i usadowiłem się w altanie za domem. Na szczęście było dość ciepło i nie padało, rozłożyłem na stole pizzę i zasiadłem do konsumpcji, patrząc z dumą, jak rośnie liczba nieodebranych połączeń w moim telefonie. O proszę, nawet Marcus dzwonił. W takim razie Tom musiał podnieść niezły alarm. I dobrze! Niech się martwi, denerwuje i ma za swoje. Byłem ciekaw kiedy wróci do domu i obstawiałem czas, żując kolejny kęs pizzy, gdy nagle olśniło mnie: a co będzie, jeśli wcale nie wróci? Może będzie mnie szukał, może beze mnie nie ruszy się z firmy? O kurwa, tego wcześniej nie przewidziałem. Nie zamierzałem spędzić nocy w altanie, marzyło mi się ciepłe łóżko i… gorące ramiona mojego brata. Teraz ogarnął mnie żal. Po co mi była ta cała szopka? Zmarnowana noc, którą zaplanowaliśmy zupełnie inaczej. Jaki ze mnie debil!
            Dopadło mnie chwilowe zwątpienie i już miałem sięgać po telefon, kiedy w salonie rozbłysło światło. Byłem zbyt daleko, aby cokolwiek zobaczyć i jedyne co mogłem dostrzec, to majaczący za firaną kontur postaci, która szybko zniknęła w ciemności. Serce mi mocniej zabiło i wstrzymałem oddech, kiedy po kolei zaczęły zapalać się wszystkie światła na górze. Wiedziałem, że wrócił Tom i sprawdza czy mnie nie ma. No trudno, odczekam jakiś czas i wrócę na chatę, innego wyjścia nie było, bo wcale nie uśmiechało mi się spać w altanie, ale ku mojemu zdziwieniu wszystkie światła jak szybko się zapalały, tak szybko gasły. Po kilku chwilach, dzięki ciszy nocnej do moich uszu dobiegł wyraźnie słyszalny dźwięk odjeżdżającego samochodu. Wyglądało na to, że mój brat przyjechał tylko na chwilę. Ciekawe dokąd znów pojechał? Może do tej laluni? Ej no, kurwa, byłem idiotą posądzając go o coś takiego w sytuacji, kiedy stracił mnie z oczu i nie miał pojęcia gdzie mogę być. Nie mógł teraz myśleć o jakichś rozrywkach, bo pewnie umierał ze strachu o mnie. Równie dobrze w tej chwili w jego wyobrażeniach moje martwe ciało gwałcił w rowie jakiś bezdomny.
            Byłem sadystą i wiedziałem, że z pewnością mi się za to dostanie. Będzie szlaban na seks i na inne czułości. Mogłem do niego w końcu zadzwonić i nawet znów przez chwilę przemknęło mi to przez myśl, ale byłem zbyt zawzięty i postanowiłem olać temat. Poszedłem do domu, po drodze wywalając do śmietnika pudełko po pizzy, wziąłem prysznic i położyłem się do łóżka.
            Mając wyjebane na wszystko, zasnąłem błogim, spokojnym snem.

***
           
            Była trzecia w nocy, kiedy Alex odwiózł załamanego Toma do domu. Wiedział, że i tak nie zmruży oka, ale nie było sensu kolejny raz objeżdżać miasto, Bill mógł być przecież wszędzie. Znów otwierał drzwi ich azylu, ale tym razem miał pewność, że nie zastanie w nim czarnowłosego. Zamykając je za sobą miał ochotę się rozpłakać. Wierzył, że się jakimś cudem odnajdzie, że może po prostu zapił ostro i najzwyczajniej zasnął, kamuflując się w jakimś dziwnym miejscu. Wciąż jednak bał się tak bardzo i wiedział, że póki nie zobaczy go całego i zdrowego, nie uspokoi się nawet na chwilę.
            Zrezygnowany powlókł się do łazienki na dole, aby wziąć szybki prysznic. Łapał się na tym, że zaczyna się modlić. No jasne, jak trwoga, to do Boga… Właściwie skąd modlitwa przychodziła mu do głowy, kiedy był niewierzącym? Zaniechał modłów i zaczął obiecywać sam sobie, że nie okrzyczy go, ani nie zruga, kiedy sam wróci do domu, a wręcz przeciwnie – będzie gotów zacałować i już nigdy nie podniesie na niego głosu, byleby tylko się znalazł, byleby wrócił cały i zdrów.  I żeby nic mu się nie stało. Szeptał te słowa w myślach jak mantrę, kiedy jego ciało zraszał chłodny strumień wody pod prysznicem. Oddałby naprawdę wiele, o ile nie wszystko, aby znów móc wtulić się w niego, poczuć zapach i ciepło ciała. Jego Billy, jego ukochany bliźniak, jego życie i miłość. Wytarłszy się niedbale, owinął szlafrokiem i zajrzał do apteczki, aby wziąć jakiś środek na uspokojenie. Właściwie nigdy tego nie brał, to raczej Bill był tym słabszym psychicznie i to on sięgał czasem po tego typu specyfiki, dlatego jakiś tam wybór zawsze mieli w domu. Teraz jednak wiedział, że bez tego oszaleje. Był zmęczony, cholernie zmęczony i jeszcze bardziej zdenerwowany, nie był w stanie zasnąć bez takiego wspomagacza, a doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że musi odpocząć, aby nabrać sił na kolejny, ciężki dzień w jakim miał nadzieję zobaczyć brata. Wyłuskał z listka opakowania jedną tabletkę i połknął, popijając odrobiną wody z kranu. Już nawet nie miał sił, aby iść do kuchni po butelkę mineralnej. Kiedy uniósł głowę znad umywalki spojrzał w swoje odbicie w lustrze. Sińce pod oczami i niemal szarawy odcień cery zdradzały zmęczenie, w smutnych oczach malowała się rozpacz. Przymknął je na chwilę, chcąc przywołać pod powiekami widok ukochanej twarzy. Miał ogromną nadzieję, że tabletka zacznie szybko działać, chciał paść na poduszkę bez świadomości i obudzić się dopiero wówczas, kiedy będzie miał przy sobie Billa. Otworzył oczy, a spojrzenie spoczęło na pękatej butelce zapachu, jakim się spryskiwał przed wyjściem. Drżącą dłonią sięgnął po perfumy i ściągnął korek. W zmysł powonienia szybko wkradł się znajomy aromat, który sprawił, że oczy dość mocno zaszczypały i natychmiast wypełniły się łzami, a usta bezgłośnie poruszyły się, wypowiadając ukochane imię.
            Zacisnął powieki i odstawił flakonik na swoje miejsce. Nie może się teraz rozkleić jak szczeniak.
            Z trudem wdrapał się po schodach, chodź najpierw rozważał opcję, czy przypadkiem nie przespać się na kanapie w salonie, ale nie chciał tam leżeć cały ten czas, nim specyfik na sen odpowiednio zadziała. Tęsknota za Billem wzmagała się z każdą minutą coraz silniej. Teraz dla odmiany zapragnął wtulić się chociaż na moment w jego poduszkę.
            Kiedy stanął na półpiętrze i spojrzał w stronę pokoju brata coś go zastanowiło. Dałby teraz głowę, że będąc tu niespełna dwie godziny temu zostawił otwarte drzwi do jego sypialni. Może przez uchylone okna zrobił się jakiś przeciąg, który je zatrzasnął?
            Mniejsza z tym, chyba po prostu z tego wszystkiego zaczynał już tracić zmysły, przez co zaczęła szwankować mu pamięć. Ułożył dłoń na klamce naciskając ostrożnie, jakby nakazywała mu to podświadomość, choć doskonale wiedział, że nie zastanie tam Billa, ale kiedy stanął w drzwiach pomyślał, że chyba naprawdę oszalał do reszty. W pokoju panował mrok, jednak nie było zupełnie ciemno, bo przez lekko niedomknięte żaluzje wślizgiwała się nikła poświata księżyca, dlatego też Tom dostrzegł leżącą na łóżku postać, której włosy rozsypały się na poduszce jawiąc się jako czarna plama. Czuł, jak mocniej bije mu serce.
            Bill… Czy to było w ogóle możliwe? Nie, to jego chory ze zgryzoty umysł podsyła takie wizje, widzi po prostu to, co tak bardzo chce zobaczyć. Niczym rozbitek płynący na tratwie dostrzega w oddali nieistniejący ląd, tak on oczyma wyobraźni zobaczył w tym łóżku ukochaną postać. Zacisnął mocno powieki, wciąż stojąc w drzwiach i trzymając dłoń na klamce, jakby chcąc odegnać tę przyjemną, ale nierealną wizję, lecz kiedy znów je uchylił, obraz nie zmienił się, a wręcz usłyszał coś na kształt wydanego przez sen pomruku. Znów serce załomotało mu w klatce. Nie! Nie da się zwieść swoim wyobrażeniom, za chwilę się przekona, że to jedynie omamy!
            Szybko położył palce na włączniku światła, a gdy ono rozbłysło, z taką samą prędkością wybuchła w nim radość. To nie były senne majaki, w łóżku leżał Bill, jego ukochany bliźniak, cały, zdrowy i śpiący! Z gardła wydobył się cichy jęk.
            - Billy… – szepnął, nie chcąc krzyczeć, aby nie wystraszyć go. W kilku szybkich krokach przemierzył sypialnię i pochylił się nad nim, delikatnie dotykając jego policzka, a kiedy ten uchylił powieki, natychmiast porwał go w ramiona, przysiadając na łóżku. – Boże jedyny! Billy, tak się martwiłem! Jak dobrze, że jesteś! - Mógł znów trzymać go w mocnym uścisku, mógł wdychać jego zapach! Nieważne gdzie był, co robił, nie będzie go pytał, przecież poprzysiągł sobie nie być złym, jeśli znajdzie się cały i zdrowy. Radość i szczęście, że widzi go żywego w tej chwili wysunęły się na pierwszy plan i zdawać się mogło, że nic nie jest w stanie odsunąć tych uczuć w cień, ale słowa czarnowłosego jakie po chwili wypowiedział, obróciły natychmiast w pył każde jego wcześniejsze przyrzeczenie.
            - Taaa… No to bardzo się cieszę, że się martwiłeś. O to mi właśnie chodziło, będziesz miał nauczkę, żeby nie kleić się do tej ździry – mruknął rozbudzony Bill i uśmiechnął się z triumfem, odrobinę ironicznie i złośliwie.
            W jednej sekundzie Tom odsunął go na odległość wyciągniętych rąk. Jak rażony piorunem wbił w niego swoje wściekłe spojrzenie, zdezorientowany zacisnął mocno dłonie na jego ramionach i gwałtownie nim potrząsnął. Euforia, jaka jeszcze przed chwilą w nim płonęła, zgasła w jednej chwili. Czy on przypadkiem się nie przesłyszał?!
            - Co ty pierdolisz?! – huknął.
            Bill machnął rękoma, strącając ze swoich ramion dłonie bliźniaka.
            - To, co słyszałeś – odpowiedział głosem pełnym wyrzutu, pretensji, po czym osunął się znów do pozycji leżącej i odwrócił plecami, zamierzając nakryć kołdrą.
            Tom, będąc wciąż w lekkim szoku nie wierzył w to co widzi i słyszy, miał wrażenie, że to wszystko mu się śni. To cudowne odnalezienie Billa, wcale takie cudowne nie było, a jego reakcja zaskoczyła go tak bardzo, że przez chwilę siedział bez słowa na brzegu łóżka, wpatrując się, jak czarnowłosy spokojnie układa się do snu. Co to miało być? Czy to oznaczało, że przez ten cały czas, kiedy oni wszyscy szukali go, kiedy on sam odchodził od zmysłów, ten cholerny gnojek celowo nie dawał znaku życia, nie odbierał telefonów i spokojnie gdzieś to wszystko przeczekał?! Przypominając sobie teraz jego słowa, które kilka minut temu wypowiedział mógł się domyśleć, że tak. Zaginięcie Billa było po prostu celowe. Ewidentnie zrobił to specjalnie, komórka leżała w najlepsze na nocnej szafce, włączona, a kiedy sięgnął po nią chcąc sprawdzić, czy wyświetlają się powiadomienia o nieodebranych połączeniach stwierdził, że żadnych, widocznych powiadomień po prostu nie ma, a telefon jest wyciszony. Więc Bill doskonale widział kto dzwonił, sprawdzał to, z premedytacją żadnego połączenia nie odebrał, najwyraźniej ze wszystkich sobie drwiąc. Do kurwy nędzy, czy ten gówniarz nie miał sumienia?! Czy nawet przez moment nie przemknęło mu przez myśl, że on umierał przez ten czas ze strachu? I jeszcze teraz nie okazywał ani grama skruchy.
            Cała obawa, żal, panika opuściły Toma, a w ich miejsce zrodziła się złość, wręcz wściekłość i chęć mordu na własnym bliźniaku.
            - Ty cholerny, pierdolony, rozkapryszony gówniarzu! – wrzasnął na całe gardło, aż Bill drgnął, ale wciąż leżał w tej samej pozycji, nawet teraz mając za nic emocje brata, więc ten mocno chwycił go za ramiona i ponownie wyszarpał z objęć poduszki. – Co ty do kurwy nędzy masz w tym pustym łbie!? Coś ty odpierdolił?! To ja cię szukam wszędzie, stawiam wszystkich na nogi, odchodzę od zmysłów, a ty urządzasz sobie jakieś chore ucieczki!? – krzyczał, po czym potrząsnął mocno czarnowłosym, który znów tylko uśmiechnął się drwiąco. Tego już było za wiele, przecież ten gnojek nie przejął się ani jednym, wykrzyczanym przez brata słowem! 
            Widział, jak bardzo wzburzony jest Tom, jak mocno zdenerwowany, ale jego to zupełnie nie obchodziło, ani na moment nie zmienił wyrazu twarzy i nie odezwał się słowem.
            Tom nie wytrzymał i pchnął go z powrotem na łóżko. Cały się trząsł z nerwów, a jeszcze bardziej rozjuszył go całkowity brak reakcji Billa. Był środek nocy, ale należało zawiadomić Marcusa, że ten mały, rozwydrzony dzieciak jest cały i zdrowy. Nie miał jednak pod ręką telefonu, zostawił go w łazience na dole, kiedy kolejny raz próbował się do niego dodzwonić, więc niewiele myśląc sięgnął po aparat Billa wybierając numer menagera.
            - Bill?! – usłyszał w słuchawce rozentuzjazmowany głos mężczyzny.
            - Nie, to ja, Tom. Zostawiłem swój telefon na dole, a on się znalazł, śpi w najlepsze w swoim łóżku. To znaczy spał, bo go obudziłem.
            - Jak to?! – krzyknął Marcus. – Przecież byliśmy w domu i go nie było! Gdzie on się podziewał? Co się stało? Mów!
            - Nie wiem Marcus, nie mam pojęcia co mu odwaliło. Zajebał jakimś fochem, nie wiem gdzie był i co robił,  nie wiem o co mu chodzi, sam go o to zapytasz. A teraz najważniejsze, żebyś dał znać temu policjantowi, że się znalazł, odwołał fałszywy alarm. – Na te słowa Bill uniósł się na łokciach, wbijając pytające spojrzenie w bliźniaka.
            - A ja właśnie miałem dzwonić do ciebie, bo sprawdzili, że telefon Billa logował się w pobliżu waszego domu.
            - No jakoś mnie to nie dziwi. Dobra, idę spać, do potem – Tom, żegnając się z menagerem, rozłączył się.
            - O jakim policjancie mówisz? Chyba nie poszliście na policję – Czarnowłosy wpatrywał się z bliźniaka.
            - Nie mieliśmy na co czekać, przepadłeś bez wieści, nie odbierałeś telefonów, ale to nic. Będę miał nauczkę, żeby następnym razem olać temat. – warknął, kierując kroki w stronę drzwi. – Jesteś pierdolonym, rozpuszczonym gówniarzem, Bill – dodał wychodząc.
            - Tommy, zaczekaj! – krzyknął za nim, ale widząc, że bliźniak wyszedł nie zatrzymując się, poderwał się z łóżka i pobiegł za nim. Drzwi sypialni brata zatrzasnęły mu się jednak przed nosem i usłyszał zgrzyt klucza przekręcanego w zamku. Naparł dłonią na klamkę kilkakrotnie ją naciskając, jednocześnie waląc w drewnianą płaszczyznę pięścią.
            - Tommy, otwórz! – krzyknął, wciąż wierząc w słuszność swojego występku. – To wszystko przez ciebie! To ty kleiłeś się do tej pizdy, w ogóle nie zauważając mnie! A ja chciałem jechać do domu, bo źle się czułem!
            - Pytałem cię kilka razy, czy chcesz jechać, nie chciałeś, potem kiedy już chciałeś powiedziałem, żebyś znalazł Alexa i pojedziemy, ale zniknąłeś po prostu bez słowa! – odpowiedział Tom zza drzwi.
            - Nieprawda! Nic takiego nie mówiłeś, gadałeś w najlepsze z tą głupią cipą!
            - Mówiłem i ona jest świadkiem, ale ty sobie poszedłeś mając to w dupie!
            - To ty miałeś mnie w dupie, Tommy! Wolałeś tą pieprzoną ździrę! Masz mnie gdzieś, masz gdzieś, że jestem zazdrosny!
            Bill nie mógł tego widzieć, ale właśnie w tej chwili jego bliźniak sięgnął po zatyczki. Nie zamierzał mu otwierać, bo wiedział, że w końcu prędzej, czy później wylądowaliby razem w łóżku. Czarnowłosy jak zawsze, znalazłby sposób, aby go udobruchać, choć teraz, wciąż wydawał się być zły i rozgoryczony, nawet go nie przepraszał, jednak przy stanowczej postawie Toma w końcu z pewnością uznałby, że przesadził, bo bliźniak ani z nikim nie flirtował, ani nie zamierzał go zdradzić.
            - Nie miałeś o co być zazdrosny, ja po prostu z nią rozmawiałem podczas, gdy ty szlajałeś się cholera wie gdzie. A teraz spierdalaj spod drzwi, bo kiedy ty sobie smacznie spałeś, ja szukałem cię po całym mieście, jestem zmęczony, na uspokajających prochach i nie produkuj się więcej na korytarzu, bo informuję cię, że wkładam zatyczki do uszu i kładę się spać, więc szkoda twojego chorego gardła!
            Tom wskoczył do łóżka, kątem oka zerkając, jak klamka pod naporem dłoni Billa opada kilka razy. Mimo zatyczek w uszach jeszcze chwilę słyszał jego wrzask jak zza światów, ale zaraz, zmorzony działaniem środka na uspokojenie, zasnął.
            Bill, wiedząc, że w tej chwili już nic nie wskóra wrócił do swojej sypialni, zgasił światło i kładąc się na łóżku wbił wzrok z ciemny sufit. Chyba jednak przesadził z tą ucieczką, że też on zawsze miał takie głupie pomysły… Może faktycznie Tom mówił, żeby znalazł Alexa, a on nie usłyszał? I nagle to, co zrobił, co jeszcze kilkanaście minut temu było doskonałą zemstą, teraz wydało mu się bardzo głupim i szczeniackim wyskokiem. Tom musiał się bardzo martwić, skoro szukał go z przyjaciółmi kilka godzin i nawet poszedł z tym na policję. Co musiał czuć? Jak bardzo się bał? Był jednak cholernym egoistą widząc tylko czubek własnego nosa. Zupełnie nie pomyślał o uczuciach brata, oskarżając go o coś, czego przecież by nigdy nie zrobił. Kochał go. Kochał nad życie i na pewno nie zdradziłby go. Tom miał teraz prawo być na niego złym i wiedział, że raczej ciężko mu będzie go udobruchać.