sobota, 29 kwietnia 2017

Część 6.



Część 6.


            Bóg jeden raczy wiedzieć, jaki byłem zły, wręcz wściekły, a jaki zazdrosny…? Tom na pewno nie zmrużył oka, wręcz byłem tego pewien, zawsze po nieprzespanej nocy miał właśnie takie wory pod oczami. A jeśli nie spał, to co mógł robić? Kiedy w tajemnicy, przy pożegnaniu z chłopakami zapytałem Georga o której wyszedł z imprezy, dowiedziałem się, że koło trzeciej, więc co do jasnej cholery robił do tej dziesiątej, kiedy poszedł do chłopaków na śniadanie? Sam pieprzyłem się pół nocy z Andreasem, Tom musiał to wiedzieć, zresztą przecież wyszliśmy razem i to nie było żadną tajemnicą, a potem dowiedziałem się, że widział, jak Andreas wychodzi ode mnie po jedenastej. Ale co tam ja… Przecież nigdy nie obchodziło go z kim sypiam i nie wydawał się być tym jakoś wzruszony, przynajmniej w tamtej chwili nic o tym nie wiedziałem, ale ja… Ja musiałem się dowiedzieć kogo tej nocy miał, po prostu musiałem!

***

            Całą drogę nie zamienili ze sobą słowa, Tom wtulił się w zagłówek udając, że śpi, choć finalnie faktycznie się zdrzemnął ze zmęczenia. Bill ciężko obrażony siedział zwrócony do okna, chociaż kiedy Tom spał, zerkał na niego raz po raz. W jego głowie roiło się od pytań. Nie zauważył, aby na imprezie flirtował z jakąś panną, praktycznie większość przesiedział sącząc coś przy barze, wiedział to, bo obserwował go, bardziej udając pijanego, niż faktycznie był. Z kim więc spędził tę cholerną noc? Teraz to nurtowało go jak nigdy wcześniej i jak zawsze bał się, że pozna kogoś, kto zawróci mu na dobre w głowie, choć nie miał pojęcia i w najśmielszych marzeniach nie wiedział, że w tej chwili on sam zawładnął każdą jego myślą.
            Tom z zamkniętymi oczami znów wracał do wizji tamtej nocy. Gdyby Bill wiedział, że z jego imieniem na ustach masturbował się pod prysznicem… No właśnie, nie wiedział, czy mogłoby mu się to spodobać. Czy faktycznie myślał o nim w ten wyjątkowy sposób oglądając i czytając to wszystko? Teraz on fantazjował wspominając ostatnie wydarzenia. A gdyby coś takiego im się zdarzyło…? Nie miał doświadczenia w sypianiu z mężczyznami, nie gustował w chłopcach, nie miał nawet pojęcia jakby mogło być. Kiedyś sama myśl o tym obrzydzała go, zdecydowanie wolał jędrne piersi i brak penisa w kroczu, a w zamian rozkosznie wilgotne, kobiece wnętrze. Ale ostatnio wcale o tych atutach nie myślał, za to myślał o Billu, zastanawiając się, jakby było, gdyby mógł kochać się z nim. Przez wydarzenia ostatniej nocy dziś zaprzątało to jego myśli jeszcze intensywniej jak wcześniej. Już nie pomogło odpychanie od siebie tej wizji, wmawianie sobie, że myśleć tak o własnym bracie zakrawa na jakąś dewiację, zboczenie, na jakąś psychiczną chorobę. W tej chwili z przymkniętymi powiekami i rozanielonym wyrazem twarzy zatapiał się we własnych, rozkosznych wyobrażeniach.
            Bill, widząc wyraz jego twarzy stawał się coraz bardziej wściekły i zazdrosny. Bolało go, że nie dość, że pewnie spędził pół nocy i kawałek dnia z jakąś cizią, to jeszcze nawet nie zainteresował się, co się z nim dzieje. Jeszcze nie zdarzyło się tak, żeby nie zapukał, czy też nie zadzwonił, kiedy osobno wyszli z jakiejś imprezy, nawet kiedy spędzał noc z jakąś panną, nie wiedząc gdzie jest, zawsze do niego dzwonił, a jeśli ten spał mając wyciszony telefon, z samego rana dobijał się do jego drzwi.
            Dziś było zupełnie inaczej i to cholernie mu doskwierało. Najchętniej obudziłby go kuksańcem zmazując z ust ten pełen błogości uśmieszek, ale w busie, przy osobach trzecich nie chciał się z nim kłócić, a wiedział, że tak właśnie może przebiec ich najbliższa rozmowa. Za jakieś dwie godziny mieli znaleźć się we własnym domu, tyle, że tam też nie da się od razu skonfrontować, bo czekała na nich matka i ojczym, którzy z pewnością będą żądni opowieści i dopiero kiedy ich jakoś spławią, będą mogli pójść na górę i w cztery oczy zamienić kilka słów. Boże… Czy oni zawsze musieli na nich czekać, kiedy wracali z drogi? Przecież nie byli już dziećmi! Dorośli, ale rodzice za to nie zmieniali się wcale. Za chwilę zaczną się te wszystkie głupie pytania, chore teksty i wyrażanie nadmiernej troski.
            Kiedy przyjeżdżali z długiej trasy, chociaż starali się zachować to w jak największej tajemnicy, zazwyczaj w jakiś cudowny sposób i tak rozchodziła się wieść o dacie powrotu do domu. Tego dnia zwykle gdzieś w okolicy gromadziły się grupki fanów, żądne chociaż z daleka zobaczyć chłopców, dlatego też za dość pokaźną sumę pieniędzy zapłaconą za możliwość dojazdu jak i milczenie, dogadali się z sąsiadem, którego posesja graniczyła z ich działką z tyłu domu. Wbudowano więc w ogrodzenie bramę, aby swobodnie i niepostrzeżenie mogli wjeżdżać z drugiej strony, bez narażania się na żadne ataki.
W taki właśnie sposób i tego dnia znaleźli się w domu, w którym czekała matka i ojczym, pachniało świeżo upieczonym ciastem i innymi smakołykami, jakie rodzicielka przygotowała na ich powrót. Cieszyła się z ich sukcesów, była dumna i dla niej dzień, kiedy chłopcy wracali z trasy był po prostu wielkim świętem, a oni zawsze pełni radości i entuzjazmu, pochłaniali wszystko, co dla nich przygotowała, opowiadając jeden przez drugiego co ciekawsze zdarzenia z trasy. Teraz jednak było zupełnie inaczej, wprawdzie przywitali się z nią bardzo spontanicznie, czuło się ich tęsknotę za domem, ale obaj byli jakoś dziwnie rozdrażnieni, nie mówili zbyt wiele, nie jedli z takim apetytem jak zwykle i matka nawet zaczęła doszukiwać się w nich jakiejś choroby.
- Bill, synku, ty aby na pewno dobrze się czujesz? – Nie wytrzymując, przyłożyła w końcu dłoń do czoła czarnowłosego. Chłopak tylko ostentacyjnie wywrócił oczami i westchnął:
- Mamo, jestem zupełnie zdrowy, tylko cholernie zmęczony, mało spałem. – Spojrzał na Toma, niemal w tej samej chwili co i on, wymownie mrużąc oczy. – Tom zresztą też. – dodał zaraz z nutą ironii i jakby pretensji w głosie.
- Balowaliście pewnie całą noc, nie dbacie wcale o swoje zdrowie, źle się odżywiacie i zarywacie noce, palicie i pijecie, to źle się skończy… - zaczęła labidzić kobieta.
- Mamo, daj spokój… Jesteśmy zmęczeni. – odezwał się Tom, który do tej pory praktycznie nie mówił nic. – Twoje gadanie na nic się nie zda, to, czym się zajmujemy nie sprzyja chodzeniu spać o dwudziestej drugiej, więc daruj sobie. Nie jesteśmy pijakami, ani ćpunami, choć przez takie życie moglibyśmy się już stoczyć, ale mamy swój rozum, więc skończ.
Matka spojrzała na niego ze zdziwieniem. Poczuła się dotknięta ostrą ripostą na jej narzekanie, ale w duchu musiała przyznać starszemu rację; chłopcy byli rozsądni, nie popłynęli z prądem sławy, nie wciągnęli się w narkotyki, a że czasem na imprezach wypili, to przecież nie upijali się notorycznie i nie było powodu do wyrzutów. Na szczęście nie miała pojęcia, że czasem zdarzyło im się coś wciągnąć, więc nie panikowała z tego powodu, i naprawdę mogła z całą pewnością przyznać, że jest z nich dumna.
- Ja idę na górę, chcę się wykąpać i porządnie wyspać – ogłosił w końcu Bill, wstając od stołu. Był dopiero wczesny wieczór i nie zamierzał już iść spać, ale chciał po prostu w spokoju odpocząć, poleżeć do woli w wannie i może wreszcie porozmawiać na spokojnie z Tomem, oczywiście w cztery oczy, o ich i tylko ich sprawach. Może jakoś wyciągnie z niego z kim spędził ostatnią noc? Musiał to wiedzieć, choć zdawał sobie sprawę, że ta relacja, jak i każda poprzednia będzie dla niego bolesna. Zazdrościł cholernie tym wszystkim laskom choćby tego, że mogły poczuć na swojej skórze dotyk jego miękkich dłoni w ten wyjątkowy sposób, podczas kiedy on miał tę okazję jedynie przy jakimś braterskim uścisku, lub zwykłym kuksańcu, a tak naprawdę marzył o tym w zupełnie innym charakterze. Pomasował się dłonią po ścierpniętym karku. Tylko krótką chwilę zdrzemnął się w busie, ale ułożył głowę w jakiejś bardzo niedogodnej pozycji i teraz bolała go nawet szyja i ramię.
- Idźcie obaj, odpocznijcie, my tu sprzątniemy. – stwierdziła w końcu matka, widząc, że są nie w sosie. Wiedzieli, że do chwili wyjazdu nie mają szans pozbyć się jej i ojczyma, zawsze po trasie spędzali u nich kilka dni, ale nie mieli pojęcia, że tym razem ich obecność, tak bardzo będzie im obu przeszkadzać.
Nim Tom zorientował się, Bill już zniknął na schodach prowadzących na piętro. Tam był ich azyl, ich garderoba, sypialnie, mały salon z kominkiem i wielka łazienka, z ogromną, zaopatrzoną w hydromasaż wanną. Pokoje gościnne, salon i kuchnia, niewielka siłownia, oraz mniejsza łazienka, były na dole. Po chwili i on zostawił rodziców, udając się w ślad za bratem.

***

            Sam nie wiedziałem, dlaczego właśnie teraz z godziny na godzinę myślę o nim z coraz większą intensywnością. Wcześniej byłem całkowicie pogodzony z rzeczywistością, że w taki sposób nie mogę go mieć. Dziś było zupełnie inaczej, może po tygodniach życia w całkowitym celibacie, ta ostatnia noc obudziła we mnie to, co do tej pory starałem się skutecznie uśpić? Pragnienie jego bliskości siedziało we mnie jak jakiś demon, wodziło na pokuszenie, a rozmaite wizje nas razem, wypełniały mój umysł. Chciałem znaleźć się w jakimś ustronnym miejscu, aby rozładować kumulujące się we mnie napięcie i najlepszym do tego była nasza łazienka. Kiedy tylko zamknąłem za sobą jej drzwi, od razu odkręciłem kran, aby napełnić wannę wodą, nalałem wonnego olejku, którego zapach po chwili rozszedł się po całym pomieszczeniu. Patrząc w duże lustro na przeciwległej ścianie, zobaczyłem własne odbicie i przypomniałem sobie wszystkie te słodkie wyznania, jakie mówił mi tej nocy Andreas; „Jesteś piękny, cudowny i to twoje ciało… Kocham je, ubóstwiam…”. Uśmiechnąłem się do siebie, świadom swojej urody. Szkoda, że Tom nie postrzegał mnie w ten sam sposób…
            Z wolna rozsunąłem suwak bluzy i zdjąłem ją, porzucając niedbale na posadzce. Po chwili tuż obok leżała także koszulka. Odpiąłem pasek spodni, potem guzik i znów popatrzyłem na siebie, oblizując usta w taki sam sposób, jak robiłem to podczas seksu z moim byłym. Zastanowiłem się, czy byłbym w stanie uwieść mojego brata, czy eksponując przed nim w tak erotyczny, odrobinę wulgarny sposób wszystkie atuty mojego ciała, zdołałbym go w ogóle podniecić… Ta myśl stała się iskrą, z jakiej zrodził się i zaczął płonąć we mnie płomień pożądania. I w tej właśnie chwili w mojej wyobraźni stanął za mną Tom, z obnażonym torsem, którym przylgnął do moich pleców i obejmując mnie ramionami usłał dywan pocałunków na moim karku. Kreowałem w myślach tę wizję sunąc dłonią po swoim ciele, jakoby to on mnie dotykał. Oblizałem ostentacyjnie palec, wpatrując się w błyszczące namiętnością odbicie moich oczu, a potem taką wilgotną opuszką podrażniłem obydwa sutki. Kiedy zsunąłem z bioder spodnie i bokserki, byłem już mocno podniecony…
            Samo wyobrażenie jego bliskości doprowadzało mnie do obłędu, więc co byłoby, gdybym rzeczywiście mógł poczuć go w taki sposób...?

***

            Nie potrafił się pozbyć z głowy tych wszystkich podniecających wizji, potrzebował zaspokojenia, ale tym razem nie miał pod ręką Andreasa, więc musiał zrobić to sam. Wcześniej oczywiście też mu się zdarzało robić to z myślą o Tomie, ale od wczoraj jakby coś w niego wstąpiło, nagle stał się bardziej spragniony niż zwykle i na samą myśl podniecenie obezwładniało go z taką łatwością, a na dodatek ta nagląca potrzeba zaspokojenia. Omotany własną wyobraźnią czuł, jak jego ciało pokrywa się dreszczem, kiedy sunął po nim własnymi dłońmi intensywnie wpajając sobie własną mrzonkę.
            - Tommy… - szeptał wpatrując się w drżenie własnych warg. Tak bardzo chciał mieć go przy sobie, potrzebował go chociaż dotknąć, bo nawet nie marzył o tej intymnej bliskości.
            Kiedy poczuł na swoim ciele chłód spostrzegł, że wanna już dostatecznie napełniła się ciepłą wodą, pokrytą białą, wonną pianą. Pod nią właśnie mógł ukryć swoje podniecenie, jakie teraz było widoczne gołym okiem na prężącej się męskości, a kiedy tylko zanurzył się, pod powierzchnię poszła także i jego dłoń. Potrzebował dokończyć i rozładować skumulowaną w jego podbrzuszu gorączkę.


***


            Tom zatrzymał się pod drzwiami łazienki i słysząc szum lejącej się do wanny wody, ruszył po chwili w stronę swojej sypialni, przed drzwiami której nagle zatrzymał się chwilę namyślając. Widząc, że drzwi u Billa są uchylone, cofnął się, aby do niego zajrzeć. Miał wrażenie, że nie rozmawiali całe wieki… Najpierw impreza, potem jego zniknięcie, a w busie nie było nawet szans na szczerą wymianę zdań. Czuł się jak na jakimś narkotycznym głodzie, po prostu potrzebował nieustannego kontaktu z nim, ciągłej obecności. Teraz w głowie miał misternie utkany swój własny plan, jak spędzą ten wieczór, razem, tylko we dwóch.
            Stanąwszy w drzwiach jego azylu zobaczył, że go tu nie ma, a więc musiał być już w łazience. I właśnie o to mu chodziło, weźmie tylko wino i do niego dołączy. Z dołu dochodziły odgłosy włączonego telewizora, więc wiedział, że raczej nikogo nie zastanie w kuchni. W zasadzie nie miał się co kryć, ale mimo wszystko chciał uniknąć karcącego spojrzenia matki, kiedy będzie wyciągał z lodówki butelczynę. Zawsze trzymali tam jakieś na wypadek nagłej na nie chęci, żeby były porządnie schłodzone. No i tak jak się spodziewał, kuchnia była zupełnie pusta. Zaopatrzony po chwili w czerwone wino i dwa kieliszki wrócił na górę, jednak nie bezpośrednio do łazienki, ale do swojego pokoju, gdzie stawiając na chwilę szkło na komodzie, rozebrał się do naga, narzucając na siebie jedynie szlafrok. W zasadzie mógłby od razu pójść tam bez okrycia, ale gdyby matce przyszło do głowy wejść nagle po coś na górę, mogłoby to wyglądać niezręcznie, kiedy w całkowitym negliżu skradałby się z takim wyposażeniem do łazienki, w której był już Bill.
            Po chwili też stanął u jej drzwi, skąd nie dochodził już żaden dźwięk, najwidoczniej woda dawno zdążyła się nalać i brat siedział już w ciepłej, wonnej kąpieli. I właśnie w tej chwili naszła go dziwna wątpliwość i refleksja. Ma wejść z nim do jednej wanny zupełnie nagi, po tym wszystkim co zobaczył ostatniej nocy…? Ale zaraz… Przecież to do licha jego brat, nie raz się razem kąpali, niejednokrotnie widzieli swoją nagość, to było normalne i naturalne, czemu nagle zaczął odczuwać jakiś niewytłumaczalny wstyd? Chociaż, może to nie był wcale wstyd, a jakaś obawa, że nie zdoła zapanować nad swoim ciałem i wcale nie chodziło jedynie o to, co zobaczył kilkanaście godzin temu. Większe zażenowanie poczuł na wspomnienie tego, co zrobił zainspirowany tym widokiem. Przecież do jasnej cholery on sprawił sobie przyjemność fantazjując o Billu, jak więc teraz miał tak po prostu, swobodnie siedzieć z nim całkowicie nagi w jednej wannie? Stał więc dłuższą chwilę pod drzwiami, zupełnie nie wiedząc co zrobić, ale jedno było pewne – nie wykąpie się z nim dziś, nie jest w stanie tego zrobić, za bardzo się boi reakcji własnego ciała. Postanowił tylko zakomunikować mu, jakie ma plany na wieczór, więc zapukał, pytając cicho:
            - Billy? Jesteś tam?
            Zanurzony w wodzie, zupełnie rozluźniony i będący w stanie totalnej błogości bliźniak zesztywniał w tej samej chwili, kiedy zza drzwi dobiegło go pytanie brata. Wystarczyło kilka minut, aby Tom przyłapał go na lubieżnym samozaspokojeniu się w wannie, lub co gorsza, kiedy obmacywał się zupełnie nagi przed lustrem, eksponując swój pokaźny wzwód. Nigdy nie zamykał się w domowej łazience, bo najzwyczajniej nie miał takiej potrzeby, dlatego też teraz nie musiał nawet wychodzić z wanny, aby otworzyć Tomowi drzwi.
            - Jasne! Wchodź! – krzyknął, zanurzając się w wannie po samą szyję tak, aby całkowicie przykryła go biała piana. Mimo, że jego erekcja już pozostała jedynie wspomnieniem i tak czuł się nieswojo, jak skrywający złe uczynki grzesznik i bał się, czy przypadkiem policzków nie pokrył mu lekki pąs.
            Jednak drzwi nie rozwarły się i jego oczom nie ukazała się sylwetka brata, usłyszał tylko zza nich jego głos.
            - Wezmę szybki prysznic na dole, ale potem będę czekał w małym salonie na górze, musimy pogadać.
            Billa zatkało. Głos Toma był jakoś dziwnie oficjalny, jakby sztuczny i nieswój. Ten jego suchy komunikat brzmiał niemal jak jakaś groźba.
            - Spoko! – wydusił z siebie tylko w odpowiedzi, nasłuchując odgłosów zza drzwi. Miał nieodparte wrażenie, że słyszy brzęk szkła o szkło, który oddalał się coraz bardziej, aż ucichł. Poczuł obawę. O czym tak bardzo bliźniak chciał z nim rozmawiać? On sam wciąż był obrażony o ostatnią noc i nieustannie przekonany, że Tom zgarnął do pokoju jakąś pannę. A może po prostu ostatniej nocy spotkał się z kimś, na kim zaczynało mu zależeć? A jeśli od jakiegoś czasu to przed nim ukrywał, jeżeli to coś było na tyle poważne, że wreszcie nadszedł moment, aby się do tego przyznać?
            Sparaliżował go strach. Od zawsze bał się tylko jednego i wiedział, że kiedyś, nieuchronnie nadejdzie ta chwila, kiedy Tom zakocha się i będzie chciał kogoś mieć, i z pewnością będzie to jakaś kobieta. I choć usilnie się tego wypierał, zasłaniając wszelaką niezdolnością do tego typu uczuć wyższych, to przecież nikt nie mógł tego wiedzieć, kiedy i w jakich okolicznościach przeszyje go strzała amora. Więc jeśli ta chwila właśnie nadeszła?
            Siedział w wannie jeszcze dobrą godzinę, jakby chcąc oddalić tę bolesną chwilę, kiedy jego marzeniom, choć tak bardzo nierealnym, zostaną ścięte głowy taką, prawdopodobną wiadomością. Bo o czymże chciałby rozmawiać z nim Tom, oznajmiając to tak poważnym tonem? Przecież nigdy nie tłumaczył mu się z jednorazowych przygód.
            Tom wziąwszy szybki prysznic na dole, założył szlafrok, po czym zamelinował się w małym salonie na górze, rozpalił w kominku ogień, nalał do kielichów wina i czekał oglądając jakiś film, na którym wcale nie potrafił się skupić. Myśli mieszały mu się w głowie, przewijając obrazy z poprzedniej nocy, które przeplatały się z tymi, jakie widział na stronach internetowych, do których linki skradł z laptopa Billa. Wciąż nie wiedział, dlaczego brat to wszystko oglądał, jaką rolę w jego myślach pełniła jego osoba, czy naprawdę traktował go jedynie jako ukochanego bliźniaka, nie myśląc o nim w żaden intymny sposób, czy może oglądając to wszystko fantazjował o nim właśnie w takich, erotycznych wyobrażeniach?
            Tyle czasu nosił, dusząc w sobie tę tajemną wiedzę i coraz bardziej mu ona ciążyła. A może powinien zapytać Billa o to wprost? Po co to czyta, dlaczego to wszystko ogląda? Jednak to byłoby jednocześnie przyznaniem się do faktu, że bez jego pozwolenia grzebał w mu w laptopie. Nie… To był bardzo głupi pomysł, ale musiał w jakiś sposób dowiedzieć się co myśli i czuje Bill, już za długo z tym wszystkim zwlekał, za kilka dni pojadą na urlop, zupełnie sami… Jakiś dziwny dreszcz owiał jego ciało. Przecież nie był to pierwszy raz, kiedy wyjeżdżali tylko we dwóch, a jednak teraz ta myśl budziła w nim jakieś dziwne emocje, których nie znał.
            - No to jestem. – Głos Billa wyrwał go z głębin myśli i natychmiast wypłynął na powierzchnię rzeczywistości, tego co tu i teraz. Nie wiedział jak ma zacząć, ale w tej właśnie chwili pomyślał, że musi po prostu powiedzieć mu wprost, że ten czas w przeciwieństwie do niego spędził zupełnie sam, tylko jak miał go o tym przekonać? Brat nie wydawał się być w jakimś szampańskim humorze, mimo, że jego poprzednia noc z pewnością należała do udanych. Przynajmniej on wyładował się seksualnie, lecz Tom wciąż nie potrafił zrozumieć, dlaczego zrobił to właśnie z Andreasem?
            Wstał i podszedł do stolika, na jakim wcześniej ustawił butelkę wina i dwa kieliszki.
            - Napijesz się? – zapytał, napełniając pierwszy. Bill tylko skinął głową i spojrzał na niego kątem oka. Serce w nim kołatało niepewnością. Czyżby chciał coś uczcić, świętować? Nie mógł wyzbyć się ze swojej głowy złego przeczucia, że za chwilę oznajmi mu coś, co już do reszty pogrzebie jego uczucia pod lawiną tej informacji. A może czas najwyższy przestać wreszcie myśleć o nim w ten sposób? Przecież tylko dręczy tym i dobija sam siebie, przecież to jego złe uczucie nigdy nie stanie się dobrym, zawsze będzie czymś co wszyscy potępiają. Chore, nieczyste, nienormalne, zboczone… Musi, powinien przestać myśleć o Tomie w ten sposób, ale jak ma to zrobić, kiedy już na samą myśl, że ten szlafrok okrywa prawdopodobnie tylko jego nagość - bo jak go znał, nie założył po kąpieli nawet bokserek – dostawał dreszczy. Co za cholera… Nigdy w życiu nie spełni swoich mrzonek…
            - Bill, w ogóle mnie słuchasz? – Dosłyszał jak zza światów głos brata, który już wcześniej zdążył powiedzieć coś, co zupełnie do niego nie dotarło. Ale jak miało cokolwiek racjonalnego dotrzeć, kiedy w głowie jawił mu się obraz, jak własnoręcznie odchyla te poły szlafroka i sięga po zakazany owoc...?
 Stał tuż nad nim trzymając w dłoni kielich wypełniony bordowym winem. Pora wrócić do tej okrutnej rzeczywistości.
- Sorry, zamyśliłem się… - mruknął, odbierając pełne szkło. – Co mówiłeś?
- Powiedziałem, że nie dobijałem się do ciebie rano, bo wiedziałem, że spędziłeś noc z Andreasem, nie chciałem przeszkadzać.
- Taaa… Jasne. A nie przypadkiem dlatego, że przygarnąłeś do swojej stajni jakąś piękną, młodą klacz? – Bill łypnął na niego, po czym wypił kilka łyków wina, zawieszając wzrok na telewizyjnym obrazie, choć w ogóle nie miał pojęcia, co tam jest grane. – No mów, co tam chciałeś mi powiedzieć, bo chyba nie to? – dodał, chcąc to mieć już za sobą. Był wciąż nieswój, jakby obrażony, choć tak naprawdę nie miał o co. Usilnie trzymał się tego głupiego powodu, że Tom nie zapukał rano do jego pokoju, ani też nie zadzwonił, choć tak naprawdę kipiała w nim zazdrość o te kilka godzin, kiedy on sam oddawał się byłemu facetowi, wyobrażając sobie, że w tym samym czasie z obcowania z jakąś panną, czerpał przyjemność jego brat. A co najgorsze, wciąż rósł w nim dziwny niepokój, że całkowicie go straci, choć przecież w życiu Toma nie było żadnej, stałej partnerki, a jedynie jakieś jednorazowe przygody, to wciąż bał się, że jedna z nich przerodzi się w coś głębszego, i może to stało się właśnie teraz.
- No wyobraź sobie, że nie. – Tom usiadł obok niego z kieliszkiem w dłoni. Obaj patrzyli w ekran telewizora zupełnie nie potrafiąc się skupić na przewijających się tam obrazach. Bill zaśmiał się cicho.
- To ciekawe, czemu nie zmrużyłeś oka… Nie kituj mi, że spałeś, bo doskonale to widzę, masz sińce pod oczami, zawsze takie masz po zarwanej nocce – Odwrócił głowę i spojrzał mu prosto w oczy, jakby wyczekując jakiegoś tłumaczenia.
- Bo nie spałem. – odparł Tom. Bill tylko sapnął, jakby chciał zaraz powiedzieć: „a nie mówiłem?”, ale nie zdążył, bo brat szybko dodał. – Ale to nie znaczy, że ruchałem jakąś panienkę, za to ty użyłeś sobie chyba za nas dwóch. Tylko dlaczego znów dopuściłeś do siebie Andreasa?
Gdyby teraz Bill mógł mu powiedzieć, z myślą o kim pozwolił byłemu facetowi się posiąść, gdyby tylko mógł…
            - Nie mam nikogo i też mam swoje potrzeby Tom. – rzucił z lekkim podenerwowaniem w głosie, po czym dodał z ironicznym uśmiechem. – A jego chociaż znam.
            Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy, zupełnie nie mając pojęcia co dzieje się w głowie tego drugiego, kiedy Bill pierwszy skapitulował uciekając spojrzeniem.
            Potrzeby… No tak, z pewnością miał je i możliwe, że sam z przyjemnością by wyręczył w zaspokajaniu ich Andreasa, ale… Jasna cholera, co też roiło się w jego głowie? Nigdy wcześniej nawet nie pomyślałby w ten sposób o facecie, a już na pewno nie o własnym bracie, jednak pod wpływem skradzionych linków, zdjęć i tekstów, jakie wciąż miał na swoim pendrivie, jak też i obrazów ostatniej nocy, łapał się na tym, że myśli o Billu w ten sposób coraz częściej i co gorsza myśli te sprawiały mu przyjemność. Obserwował teraz piękny profil bliźniaka, który zawiesił nieobecny wzrok gdzieś na płonących w kominku drwach. Mokre, czarne kosmyki przykleiły mu się do policzka i poczuł nieodpartą chęć, aby po prostu odgarnąć mu je z twarzy, dlatego też wyciągnął rękę i delikatnie je odkleił. Pod pływem jego niespodziewanego dotyku Bill zadrżał i odwrócił głowę. Spojrzenie Toma było jakieś takie… Sam nie wiedział jak je sklasyfikować, ale był pewien jednego – jeszcze nigdy brat nie patrzył na niego w ten sposób…


poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Część 5.






Część 5.


Ruszył przed siebie postępując kilka kroków naprzód, kiedy zorientował się, że idzie w złą stronę, zawrócił. Oszalał, a jeśli jeszcze nie, to właśnie zaczynał wariować. Nie mogąc wyrzucić z głowy tak niedawno widzianych obrazów, szedł korytarzem jak pijany, naćpany wizjami, jakie teraz pod wpływem tamtego bodźca zaczynały się tworzyć w jego głowie, wyobrażeniami, które były nieprawdopodobnie nierealne. Żałował, że w ogóle tam poszedł, bo wiedział, że teraz cholernie trudno będzie mu poradzić sobie z tym wszystkim. Jak jutro, chociaż nie… właściwie jeszcze dziś, jak spojrzy na Billa? Przecież przed oczami zwizualizuje się tylko obraz dzisiejszej nocy, tyle pozycji, tyle sytuacji, a każda tak podniecająca…
Drżącą dłonią otworzył drzwi do swojego pokoju, wszedł pospiesznie, zrzucając po drodze bluzę, dopadł do barku skąd wyjął butelkę Brandy i nalał sobie do małej szklanki. Musiał się napić, jakoś znieczulić, może zapomni, a kiedy obudzi się koło południa uzna, że to był tylko jakiś dziwny sen? Ale co ma do cholery zrobić ze swoim ciałem, które płonęło i domagało się teraz spełnienia? Gdyby dziś wyczesał z imprezy jakąś pannę, gdyby przestał tak bardzo interesować się tym, co robi Bill, byłby teraz z pewnością szczęśliwszy, zaspokoiłby własne żądze i potrzeby, a może już by spokojnie spał?
Jednak nie zrobił tego, nie przeleciał żadnej i nie spał spokojnie. W zamian czuł twardą erekcję w swoich spodniach i wiedział, że jeśli czegoś z tym nie zrobi, nie będzie w stanie zmrużyć oka. Pociągnął jeszcze kilka łyków alkoholu, czując jak pali mu przełyk i z głośnym stuknięciem odstawił puste szkło na stolik. Rozebrał się szybko do naga, pozostawiając niedbale ubrania obok łóżka. Rzut okiem w dół, na swoją pobudzoną męskość uzmysłowił mu, że teraz po prostu musi to zrobić, zaspokoi się sam, choćby po to, żeby nie oszaleć z pragnienia.
Błyskawicznie znalazł się w łazience i zamknął w kabinie natrysku, odkręcił kurek z letnią wodą, czując po chwili jak mocny strumień rosi jego rozpalone ciało. Oparł się dłońmi o jedną ze ścian i pochylił głowę. Jego pobudzenie nie ustępowało, ale jak miałoby się to stać, kiedy jego piekielnie niegrzeczny, młodszy brat wciąż siedział mu w głowie..? Kiedy pod powiekami miał jego anielskie, czerwone wargi, okalający je język, na wpół przymknięte, zamglone podnieceniem oczy…? Jak miał opanować drżenie ciała, kiedy widział jego jędrne, wypięte pośladki i ten niewielki otwór będący źródłem rozkoszy dla innego…?
Wzmocnił strumień, otworzył boczne natryski i poddawał się temu biczowaniu jak jakiś męczennik. Patrzył, jak strużki wody spływają po jego ciele, napiętych pod skórą mięśniach, które raz po raz drgały, jak kumulują się na jego wyprężonym wzwodzie, spływając wzdłuż każdej, pulsującej żyły i opadając w końcu na dno brodzika. Zmniejszył siłę natrysku, sięgnął po żel i wylał odrobinę na dłoń. Rozcierając go na swoim ciele, nastrajał każdą grzeszną myśl, pobudzał fantazje i kąpał je w rzece namiętności, jaka teraz płynęła w nim wartkim nurtem rwąc po drodze na strzępy wszelkie dotychczasowe zasady, skłonności, niwecząc upodobania i preferencje, zmieniając go, tworząc na nowo wraz z każdym wyobrażeniem siebie z nim.
            Sunął dłonią w dół po swoim opływającym wodą ciele obejmując pulsujący, wręcz bolesny pragnieniem wzwód. Jęknął cicho wtapiając ten odgłos w szum wodnego strumienia, oparł czoło na przedramieniu spoczywającym na chłodnej ścianie. Pieszczota stawała się coraz bardziej stanowcza, zaciskając palce przesuwał nimi wzdłuż, aż do końca twardej męskości, po czym naciągając napletek wracał, dotykając jąder. Drżał w pragnieniu, spalał się od wewnątrz tworząc wyszukane fantasmagorie, oczyma wyobraźni widział wyraz jego oczu, rozchylone wargi, w imaginacji wsłuchiwał się w poszarpany oddech, namiętne szepty i wulgarne rozkazy. Dłoń sunęła zapalczywie i rytmicznie po pobudzonej męskości, drażniąc szorstkim kciukiem obnażoną żołądź, a gorący policzek przywarł do zimnej ściany. Rozchylił usta czując wpływające do wnętrza krople, wysuwając miękki język oblizał wargi spijając krystaliczną ciecz. Rozkładając na zroszonej powierzchni palce drugiej dłoni, podtrzymywał z trudem wciąż będące w pionie ciało. Napięta do granic możliwości skóra powlekała każdy drgający pod nią mięsień, twardy niczym kamień, a wprawiona w synchroniczny ruch ręka zadawała namiastkę rozkoszy, bo czymże w porównaniu z prawdziwym kontaktem, ocieraniem się żywego ciała o drugie, z wypełnieniem tego ciała sobą, równało się samozaspokojenie..?
            Jednak dziś nie miał nic ponadto, a nawet gdyby miał to jednak nie to, czego w tej chwili jego chora głowa pragnęła, a wszystko poza tym stawało się nagle niewiele warte, niechciane, niepożądane. Oszalał, zwariował, postradał wszelkie zmysły, bo jak mógł teraz nazwać swój beznadziejny stan ducha i ciała, jaki błagał o niego, w pragnieniu którego chciałby tu ponad wszystko własnego brata?
            Kolejny ruch dłoni, silniejszy uścisk, mocniejsze posunięcia, jeszcze i jeszcze, byle to przeżyć, kąpać duszę w ekstazie, jaką w myślach dawało mu jego ciało. Zdławiony jęk, rozrywający podbrzusze przyjemny skurcz i szept, czule wypowiedziane jego imię, zmyła razem z nasieniem wciąż spływająca po gorącym ciele woda.
            Osunął się na dno brodzika i skulił, pławiąc jeszcze chwilę w echu mijającego spełnienia. Wczepił smukłe palce w nasiąknięte wodą warkoczyki, uspokajał oddech i szalejące zmysły, wyciszał krzyk pragnienia i rozmywał wciąż żywy pod powiekami obraz idealnego, najpiękniejszego istnienia. Miał ochotę wyć, zupełnie nie wiedział co ma teraz ze sobą począć, nie miał siły nawet wstać i wyjść stąd. Musiało upłynąć sporo czasu, kiedy tak siedział na dnie, skulony, i zupełnie  zziębnięty, bo dawno już zamknął dopływ wody. W końcu wstał, nie było zbyt wiele czasu na sen, bo pokój trzeba będzie opuścić do południa, potem długa droga do domu i upragnione wakacje. Na samą myśl o tych dniach dziwny dreszcz zawładnął jego ciałem.
            Lazurowe morze i niebiańska plaża. On i Bill, sami, tylko ze sobą… Czyż to nie brzmiało cudownie?

***

            Pięć razy… Obudziłem się spełniony, rozluźniony, licząc w pamięci ile razy oddałem się Andreasowi. Chyba mogłem nazwać to seksem mojego życia, podobno byłem cudowny, wspaniały, i najlepszy, jakiego kiedykolwiek mnie miał, tak przynajmniej mi szeptał tuż przed zaśnięciem, no i jeszcze, jak cholernie za mną tęsknił i jak bardzo mnie kocha, ale o tym chciałem po prostu zapomnieć. Nie kochałem już Andreasa, o ile kiedykolwiek w ogóle czułem do niego coś na ten kształt. Miałem z nim zajebisty seks, fizyczną miłość, czułem do niego jakieś erotyczne przywiązanie, było nam ze sobą dobrze, ale nie chciałem już z nim być, nawet jeśli znów na zupełnym spontanie wylądowaliśmy w łóżku. Ktoś kiedyś powiedział mi, że nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki i kurczowo się tego powiedzenia trzymałem, poza tym kochałem Toma, to o jego dłoniach marzyłem, choć moje marzenia były czystą utopią, mrzonką nie do spełnienia, ale będąc z innym po prostu nie potrafiłbym dać mu całego siebie, bo przecież ciało to nie wszystko. Wiedziałem, że po tej nocy w Andreasie odżyła nadzieja, wiedziałem, że wciąż mnie kocha, a ja perfidnie wykorzystałem go do zaspokojenia się, na dodatek myśląc w tym akcie o Tomie…
Za kilka godzin wrócimy do domu, a za kilka dni wyjedziemy razem, tylko we dwóch… Moje marzenia o nim – jak wówczas myślałem - miały się nigdy nie spełnić, mimo to tak bardzo cieszyłem się na ten czas, bo wiedziałem, że będziemy nierozłączni i spędzimy go razem, on będzie blisko, a ja wypełnię mu każdą chwilę i sprawię, że nawet nie pomyśli o żadnej dziewczynie… Nie liczyłem nawet na najmniejszą pieszczotę, pocałunek, już nie mówiąc o jakimś bliższym kontakcie. Tom, nigdy nie dowie się w jaki sposób o nim myślę, jak marzę o jego ciele, dłoniach, ustach…
Nie miałem pojęcia, jak bardzo się myliłem…


***

            Kiedy Bill obudził się, Andreas siedział nagi na sofie i palił papierosa, czekając. Zamówił śniadanie do apartamentu i miał jedynie dać znak, kiedy będą mogli je przynieść. Był szczęśliwy i pełen nadziei, że znów będą razem. Ta noc była niesamowita, Bill był taki gorący, wyuzdany i przede wszystkim – jak mu się wydawało – cholernie jego spragniony. Czuł dumę, że było mu z nim tak dobrze, bo przecież gdyby było inaczej, czy pozwoliłby mu tyle razy się posiąść? Nim zdążył złapać oddech i odpocząć, on już podniecony na nowo, inicjował kolejne zbliżenie. Gdyby mógł wiedzieć, co wówczas rodziło się w głowie czarnowłosego…
            Przygasił papierosa nasłuchując odgłosów z sypialni, łóżko wprawdzie nie skrzypiało, ale wyraźnie słyszał szelest posłania. Podniósł się więc i stanął w wejściu. Widok najpiękniejszego dla niego człowieka w spienionej, białej pościeli naznaczonej ich fizyczną miłością otulił przyjemnym dreszczem jego ciało.
            - Nareszcie… Ja tu czekam i czekam… - mruknął podchodząc do niego i siadając na brzegu łóżka. Bill uniósł głowę i widząc jego całkowity negliż wywrócił oczami i z powrotem opadł na poduszkę przymykając powieki. No cóż… sam tego chciał, ale najgorsze było przed nim.
            Andreas przez chwilę pożerał go wzrokiem, był taki piękny… Nabrzmiałe od pocałunków wargi, lekko zaróżowione policzki, cudownie gładka skóra, naznaczona kilkoma niewielkimi, zrobionymi przez niego malinkami, rozsypane na poduszce czarne, lekko zmierzwione włosy… Jego Bill, tylko jego... Po takiej nocy przecież nawet nie myślał, że mogłoby być inaczej, tymczasem ten o którego zawłaszczeniu właśnie marzył, skupiał się na tym, jak ma to wszystko bezboleśnie i szybko rozegrać. Blondyn już chciał się nad nim pochylić, aby złożyć na dzień dobry czuły pocałunek na jego ustach, ale zamiast wylewności na powitanie, usłyszał oschłe;
            - Lepiej będzie, jak się ubierzesz i już pójdziesz. – Nawet nie otworzył oczu i nie podniósł się z łóżka, rzucił te słowa jak gdyby nigdy nic. I to po takiej nocy...? Chłopak poczuł się, jakby ktoś wylał właśnie na niego wiadro lodowatej wody i nawet nie poruszył się z miejsca, wciąż lekko pochylony wpatrywał się z niedowierzaniem w jego profil.
- Kochanie, no co ty… Śniadanie zamówiłem, zaraz przyniosą i podam ci do łóżka.
Teraz Bill szeroko otworzył oczy, odrzucił kołdrę z nagiego ciała i przesunął się na przeciwległą stronę łóżka, po czym wstał. Pożądliwe spojrzenie Andreasa natychmiast objęło jego nagą sylwetkę, a on niczym nieskrępowany sięgnął po paczkę papierosów, po czym odpalił jednego i odwrócił się w stronę byłego faceta.
- Po prostu idź już i nie wygłupiaj się, było miło, ale bez takich tam… - Zaciągnął się papierosem sięgając do nesesera po czystą bieliznę. Nawet nie było sensu się rozpakowywać, jeśli zabawili tu tylko dwie noce. Wciągnął na siebie bokserki, nie chcąc już skupiać na sobie w tym miejscu spojrzenia Andreasa, który wstał nagle i zaczął powoli się ubierać. Jego słowa zbiły go z tropu i w jednej chwili zniszczyły całe pokłady nadziei, poczuł się okropnie.
- Mam rozumieć, że to wszystko nic dla ciebie nie znaczyło? – zapytał z wyrzutem. Bill tylko westchnął.
- Posłuchaj Andreas... Niczego ci nie obiecywałem, nie mówiłem o miłości, nie składałem deklaracji, chciałem się tylko pieprzyć, to był niezobowiązujący seks. – odpowiedział mu zupełnie obojętnym tonem, jakby mówił o czymś oczywistym i normalnym, po czym wsunął papierosa w usta, sięgając po leżące nieopodal na podłodze spodnie.
- Nie wierzę… - jęknął blondyn podchodząc. – Po prostu kurwa nie wierzę! Jak możesz być tak cyniczny?!
- Jestem po prostu z tobą szczery. Poszliśmy do łóżka, bo miałem na ciebie ochotę, dawno tego nie robiłem, a ciebie znam, i wiedziałem, że też tego chcesz. No i… byłeś całkiem niezły, a tego mi było trzeba – odpowiedział Bill spokojnie, lekko się uśmiechając i zakładając koszulkę, popatrzył byłemu chłopakowi w oczy. Widział, jak krew odpływa mu z twarzy, jak blednie nagle, ale wciąż starał się, aby nerwy trzymać na wodzy, choć na słowa czarnowłosego wszystko w nim wrzało. Mimo to miał wciąż nadzieję, wyciągnął dłoń, obejmując jego policzek gładził go delikatnie kciukiem zahaczając o dolną wargę.
- Myślałem, że ta noc coś zmieniła, że chcesz być ze mną… - szepnął, przybliżając do niego twarz. Bill odsunął się.
- Andreas, proszę cię. Nie utrudniaj tego, muszę się zbierać i ty też, trzeba opuścić zaraz apartament. – Zerknął na zegarek, było już dobrze po jedenastej.
- Ja pierdolę, Bill… Nie poznaję cię… Co oni z tobą zrobili? – pokręcił głową blondyn. - Chcesz mi teraz powiedzieć, że nic z tego nie będzie, tak? Że to tylko kaprys gwiazdy? Ty skurwysynu… Wykorzystałeś mnie! – krzyknął w końcu, chwytając go za koszulkę.
            - O co ci do cholery chodzi?! – Bill podniósł głos, po czym strząsnął jego ręce ze swojego ubrania. – Zerżnąłeś mnie pięć razy i było zajebiście dobrze, no nie? Też miałeś z tego przyjemność, więc czego kurwa chcesz? Deklaracji miłości? Skończyłem ze związkami Andreas, ja nie umiem kochać! – wykrzyczał.
            Chłopak odsunął się od niego z wyrzutem wymalowanym na twarzy. Odwrócił się zbierając w milczeniu swoje rzeczy i pospiesznie ubrał całą resztę. Billowi zdawało się, że ma w oczach łzy, ale nie mógł stwierdzić tego z całą pewnością, bo nie chciał mu się przyglądać.
            Na odchodne chłopak rzucił tylko już stojąc przy drzwiach;
            - Nie zapraszaj mnie więcej na takie imprezy, skoro nic dla ciebie nie znaczę, bo nawet nie przyjadę. – Po czym wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.

***

            Tom praktycznie nie zmrużył oka, najpierw męczył się, aby wysuszyć mokre warkoczyki, a kiedy po pół godzinie położył się do łóżka, sen nie chciał nadejść. Starał się zasnąć, bo była dopiero szósta, więc przydałyby się choć te cztery godziny przespać, a nie czułby się tak paskudnie. Jednak sen nie przychodził, kręcił się z boku na bok, a nawiedzające go wciąż myśli nie pozwalały spać. Po dziesiątej wstał i ubrał się, po czym umówił się z chłopakami na śniadanie. Zamówili je do pokoju Georga, gdzie we trzech spotkali się, aby wspólnie zjeść. Brakowało tylko Billa.
            - A gdzie nasza Diva? Nie ma ochoty jeść, czy nie ma ochoty z nami jeść? – zaśmiał się Gustav. Tom tylko wykrzywił usta w sugestywnym uśmiechu.
            - Nie będę go nawet pytał, bo raczej nie jest sam.
            - A jednak… Czyżby Andreas? Skąd wiesz? – uniósł do góry brew Georg.
            - Chciałem po powrocie sprawdzić jak się czuje, ale zza drzwi dochodziły pewne odgłosy… No wiecie. - Tom zaśmiał się udając rozbawionego. Kłamał, bo przecież nie mógł powiedzieć jak było naprawdę, to musiało zostać tylko jego tajemnicą, a na wspomnienie swojego wybryku znów poczuł bolesny skurcz żołądka.
            - Był aż tak pijany, żeby iść z Andreasem do łóżka? – Georg z niedowierzaniem pokręcił głową. – Co w niego wstąpiło? Był aż tak zdesperowany? Przecież mówił, że między nim nigdy nic więcej nie będzie…
            - Widocznie zmienił zdanie – wtrącił się Gustaw rzeczowo, biorąc kolejny kęs rogalika.
            Tom nie bardzo miał ochotę ten temat ciągnąć, zbyt wiele to wszystko go kosztowało, ale nie mógł się zdradzić przed kumplami, jak bardzo jest on dla niego drażliwy, więc chcąc nie chcąc uczestniczył w rozmowie. Zastanawiał się, czemu Bill jeszcze do niego nie dzwonił, bo nawet jeśli pukał do jego pokoju, to przecież go nie zastał. Możliwe jednak było to, że do ostatniej chwili będzie z Andreasem, więc postanowił poczekać na niego w swoim apartamencie.
            Było wpół do dwunastej, kiedy wyszedł na korytarz, aby iść do siebie i wtedy niemal zderzył się z szybko idącym, zdawać by się mogło wściekłym Andreasem, który wyminął go bez słowa.
            - Andreas, zaczekaj! – krzyknął za nim. Chłopak zatrzymał się niechętnie, odwracając. - Wiesz, gdzie jest Bill, u siebie, czy…? - wskazał palcem na niego.
            - U siebie. – odpalił krótko, po czym odwrócił się i odszedł. Tom popatrzył za nim przez chwilę i wrócił do swojego apartamentu. Był ciekaw, co takiego się stało, że blondyn był jakiś dziwnie wzburzony, ale miał nadzieję, że Bill bez ciągania go za język, wszystko mu opowie, jak zwykł był to robić.
            Spakował wszystkie rzeczy, nie było tego wiele, bo wyciągnął z walizki tylko to, czego potrzebował, bez jakiegoś wielkiego rozpakowywania się. Czuł się fatalnie i miał nadzieję, że da radę przespać się w busie, że w końcu mimo natłoku myśli padnie ze zmęczenia. Wychodząc spojrzał na swoje odbicie w wiszącym w korytarzyku dużym lustrze, wyglądał okropnie, na jego twarzy malowało się wyraźne zmęczenie po nieprzespanej nocy, jakby spędził ją całą na łóżkowych igraszkach. Uśmiechnął się ironicznie do własnego odbicia.
            - Igraszki… Ze sobą samym pod prysznicem… - westchnął i wyszedł na korytarz. Kiedy zamykał drzwi, zobaczył zmierzającego w jego stronę Billa, który ciągnął za sobą swój duży neseser na kółkach. Jeszcze nigdy w życiu na jego widok nie poczuł się tak dziwnie. Sam nie wiedział jakim mianem ma nazwać to coś, co kumulowało się w jego wnętrzu i nasycało przekonaniem, że okradł go z prywatności, jak najzwyklejszy oszust i kłamca.  Wiedział, że za nic w świecie, tej tajemnicy wyjawić mu nie może.
            - Zdechłbym, a nawet nie zainteresowałbyś się. – rzucił bliźniak z pretensją w głosie, kiedy zatrzymał się przy nim. Gdy tylko Andreas wyszedł od razu sięgnął po telefon, aby sprawdzić, czy ma jakieś połączenie od Toma, bo na noc wyciszył aparat, ale brat najwyraźniej w ogóle nie zainteresował się co się z nim dzieje. Sam zastanawiał się co tej nocy robił Tom, ale teraz, kiedy się do niego odwrócił i spojrzał z jakąś dziwną beztroską, chyba już wiedział… Na dodatek jego odpowiedź zdenerwowała go.
            - Po co ja miałem się interesować, przecież miał kto, no nie? – wyszczerzył się w głupkowatym uśmiechu.
            - Noo… Odezwał się ten, co spędził noc sam. – odparował Bill z ironicznym wyrzutem.
            - Że niby ja?
            - Spójrz w lustro, jak wyglądasz? Brunetka, czy blondynka? Przecież widzę, że całą noc ruchałeś. – Bill był wściekły, nie zaszczycił go już ani jednym spojrzeniem, tylko wyminął z głową uniesioną do góry, i parł przed siebie do windy. Tom powiódł za nim zdezorientowanym spojrzeniem, a Georg, który właśnie wyszedł ze swojego pokoju zaczął się śmiać, klepiąc go po ramieniu.
            - Serio? Tym razem nie pochwaliłeś się.
            Tom westchnął zostając wyraźnie w tyle.
            Gdyby tylko wiedzieli…