sobota, 24 sierpnia 2019

Część 68.


Część 68.


            Była dziesiąta dziesięć. W niewielkiej, konferencyjnej sali studio na pierwszym piętrze, siedzieli czekając już wszyscy. Wszyscy, oprócz Billa.
            – No gdzież on się podziewa! – Zniecierpliwiony Marcus zwrócił się do Toma: – Nie przyjechaliście razem?
            – Nie – odpowiedział krótko gitarzysta, spoglądając porozumiewawczo na Georga. Nikt nie wiedział, że pomieszkuje w studio. Wieczorami zazwyczaj już nikogo tu nie było, a po południu udawał, że zostaje dłużej pracując w spokoju i ciszy. Ta odpowiedź trochę zdziwiła Bastiena, który wbił w niego przenikliwe spojrzenie. Zawsze przyjeżdżali i odjeżdżali razem, a jeśli Tom przyjechał tu sam, to znaczy, że któryś z nich nie nocował w domu, bo o tej porze raczej nie jechaliby stamtąd osobno. Kiedy tak go obserwował, napotkał wzrok gitarzysty i przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie. Tom zmrużył oczy, a Baron zauważył, że jego zaciśnięte szczęki lekko drżą. Wyraźnie był zły, znał go już trochę i nie miał żadnego problemu, aby rozpoznać jego nastrój. Zastanawiał się tylko, jakie podłoże ma ten stan, bo wyczuł także nerwowość w gestach i mimice twarzy szatyna.
            – To nie wiesz, gdzie jest Bill? – zwrócił się do niego z pytaniem, a wtedy jego oczy błysnęły złowrogo.
            – A skąd mam to wiedzieć? – warknął. Jego zdenerwowanie nie umknęło uwadze wszystkich zebranych, tylko Georg nie wykazał żadnego zainteresowania, ani zaskoczenia jego reakcją. Coś się stało, tego DJ był pewien, coś, o czym basista doskonale wiedział. Czyżby zachowanie Toma i fakt, że nie przyjechali dziś razem, było związane ze zdjęciami, jakie zrobił jemu i Billowi w tamtą noc paparazzi?
            – Zadzwoń do niego, bo ileż można czekać? Nie ma czasu – zwrócił się do bliźniaka, zdenerwowany menager zerkając na zegarek. Było dwadzieścia po dziesiątej.
            – Sam zadzwoń – odparował Tom.
            I znów wszystkie oczy zwróciły się na niego.
            – Pokłóciliście się?
            – Pokłóciliśmy, a co, nie można? – Zdenerwowany gitarzysta znów podniósł głos, a wtedy otworzyły się drzwi i szybkim krokiem wszedł Bill.
            – Przepraszam, zaspałem – powiedział cicho siadając i od razu zerknął na Toma, który nie odwzajemnił spojrzenia, nerwowo pstrykając długopisem, jaki trzymał w dłoni. Za to Bastien zaczął mu się bardzo uważnie przyglądać. Już wiedział, że się pokłócili, a udrękę z tegoż powodu obaj mieli wymalowaną na twarzy i głupi by tego nie zauważył, chociaż cała reszta w ogóle nie zwracała już na nich uwagi, skupiając się na słowach menagera. W sumie kogo obchodziły jakieś ich głupie kłótnie?
            Wszyscy trzej, ze wszystkich tu zebranych, byli najmniej zainteresowani planami, jakie przedstawiał im mężczyzna. Każdy z obecnych zadawał pytania, wtrącał jakieś pomysły, czy propozycje, a najbardziej milczącymi uczestnikami tego spotkania był Bill, Tom i Bastien. Oni zdawali się być w swoim świecie, zupełnie nie słuchając tego, co mówi Marcus.
            Bill nie wyglądał dobrze, miał sińce pod oczami, a powieki były lekko zapuchnięte, jakby balował całą noc, albo płakał. Był wyraźnie przybity i bardzo smutny. Bastien nie spuszczał z niego spojrzenia, czasami błądząc nim w stronę Toma, który za to wcale na Billa nie patrzył. Nie miał pojęcia co mogło się stać i teraz wrócił myślami do dnia, kiedy przylecieli z Atlanty. Tom nie przyjechał po Billa na lotnisko, no, chyba, że się spóźnił, ale był raczej punktualnym człowiekiem i bardzo o swojego brata się troszczył, możliwe więc było, że dostał te zdjęcia jeszcze przed ich powrotem i dlatego się nie pojawił. Ale przecież, cholera… Był jego bratem, więc jakie to miało znaczenie? Jeśli chodziło jedynie o medialny wizerunek, to pewnie tylko by się o to spięli i tyle. Tymczasem ich zachowanie mogło świadczyć o tym, że te foty były powodem jakiejś kosmicznej awantury między nimi. Tylko dlaczego? Ich relacja od zawsze wydawała mu się bardzo dziwna, a teraz jedynie utwierdzali go w tym przekonaniu. Bill wyraźnie powiedział, że te zdjęcia dostały się w ręce Toma i jego faceta, to było zastanawiające, że brata wymienił na pierwszym miejscu. Chociaż, może to był jedynie przypadek i wcale nie o to chodziło?
            Znów zwrócił wzrok na gitarzystę, który właśnie w tej chwili zerknął na swojego bliźniaka, a Bastien aż wstrzymał oddech - to nie było spojrzenie, jakim patrzy się na brata, teraz nie pałało ono wściekłością, było jakieś takie łagodne, a zarazem przepełnione żalem i smutkiem. Jeszcze nigdy wcześniej nie widział, żeby Tom tak na niego patrzył, z takim uczuciem i miłością. To spojrzenie diametralnie się zmieniło, kiedy Bill zwrócił ku niemu swój wzrok.
            Blondyn nie miał pojęcia o co w tym wszystkim chodzi, ale ich relacja z pewnością nie była czysto-braterska.
            A jeśli nie taka, to jaka?

***

            Wtedy w studio, doskonale wiedziałem, że Bastien nas obserwuje, ale miałem to w dupie. Tak naprawdę miałem w dupie wszystko i wszystkich oprócz Toma. I jak na ironię losu, wtedy zaczynały dopadać mnie najgorsze myśli, że teraz dla odmiany ma mnie w dupie Tom, który totalnie ignorował każdą moją próbę zbliżenia się do niego. Nie dopuszczał do sytuacji, żebyśmy mogli zostać sam na sam, a na dodatek prawie wcale ze mną nie rozmawiał, bo nie można nazwać rozmową lakonicznych i zwięzłych odpowiedzi na tematy zawodowe. Nie wiedziałem gdzie mieszka i co robi całymi dniami, i zaczynałem już świrować. Jedynym moim oparciem był wtedy Georg, który odwoził mnie do domu po każdym spotkaniu zespołu z menagerem, ludźmi od promocji, czy z wytwórni. Jak się miałem potem dowiedzieć, opiekę nade mną zlecił mu Tom i prawdopodobnie kumpel też miał mnie trochę pilnować, chociaż może źle to ująłem… Miał mieć na mnie oko, czy nie puszczam się z Bastienem. A mi to już w ogóle nie było w głowie, chociaż cholernie brakowało mi seksu, ale wolałem się onanizować, niż znów zdradzić Toma. Żałowałem jedynie, że tak późno przyszedłem po rozum do głowy i doceniłem, jaki miałem skarb. Wciąż wierzyłem, że wszystko się ułoży i tą wiarą żyłem. Do tej chwili zastanawiam się, co ja miałem w głowie…? Dziś wiem, że za wszystko co się stało, ponoszę winę ja i tylko ja. Nikt inny. Ale wtedy pałałem nienawiścią do trzech osób. Na pierwszym miejscu była Danielle, której unikałem, żeby przypadkiem mnie coś nie podkusiło, by zwyzywać ją od szmat, a na to miałem największą ochotę. Czasem, patrząc na nią pełnym nienawiści wzrokiem, zastanawiałem się ile razy wyruchał ją Tom i, czy nadal to robią. Drugą osobą na mojej liście był Max, pieprzony psychopata, któremu zachciało się szpiegować Barona. No a trzecią sam blondyn, którego idiotycznie obwiniałem o moje wszystkie nieszczęścia. Gdyby nie stanął na mojej drodze, prawdopodobnie nigdy nie zdradziłbym Toma. Mówię - prawdopodobnie, bo jasna cholera wie, czy nie zauroczyłby mnie ktoś inny, starający się o mnie tak intensywnie, i komu wówczas chętnie dałbym dupy. Byłem na niego wściekły, a on to doskonale wiedział i niby trzymał się ode mnie z daleka, ale wciąż pisał mi jakieś czułe smsy, prosząc o wybaczenie za postępek Maxa, które z uporem olewałem. Tylko raz zatelefonował, kiedy byłem wieczorem sam w domu. Powiedziałem mu dobitnie, żeby odpierdolił się ode mnie raz na zawsze, a wtedy zamilkł i się rozłączył. Jednak obrażony chyba raczej nie był, bo nie dawał za wygraną i kolejnego dnia znów napisał.   
            I tak minął mi cały tydzień, bardzo pracowity zresztą. Brakowało mi Toma, każdego wieczoru ryczałem do poduszki, a kolejnego dnia przychodziłem z podpuchniętymi ślepiami. Aż pewnego razu menager wziął mnie na stronę i zapytał, czy nie potrzebuję pomocy. Jasne, że potrzebowałem! I to jak jasna cholera! Tą pomocą był mój brat, ale przecież nie mogłem mu o tym powiedzieć. Nie mogłem powiedzieć nikomu, a jedyną osobą jakiej mogłem wypłakać się w rękaw był Georg, który chyba wszystko powtarzał Tomowi, a mi było to na rękę. Musiał wiedzieć, że cierpię, bo każdego dnia mimo, że wciąż mnie ignorował, to jednak patrzył na mnie inaczej, jakby z większym uczuciem, z troską i z miłością, ale w naszej relacji nie zmieniało się absolutnie nic. A może ja tylko dostrzegałem to, co chciałem zobaczyć? Codziennie pisałem mu tęskne i czułe smsy, które pozostawały bez odpowiedzi, aż do pewnego wieczora…

***
           
            Była sobota. Tego dnia nie mieli żadnych spotkań i Bill spał do popołudnia, a potem cały dzień siedział w domu. Dostawał już świra z tej samotności, bo dziś nawet Georg do niego nie przyjechał, chcąc spędzić więcej czasu ze swoją dziewczyną. Oglądał filmy, nad którymi nie umiał się skupić i żłopał piwo. Myślał o Tomie i wracał pamięcią do ich wspólnych, intymnych chwil. Bez większego entuzjazmu sięgnął po komórkę, ale jak się spodziewał, nie czekała na niego żadna wiadomość. Zaczął zastanawiać się, jak długo brat będzie trzymał go na taki dystans i czy w ogóle, kiedykolwiek coś się zmieni? A co, jeśli Tom jednak do niego nie wróci? Na tę myśl, sparaliżował go dreszcz strachu i ogarnęła panika. Takie napady czarnych myśli, miewał po kilka razy dziennie. Znów postanowił do niego napisać, mimo, iż miał stuprocentową pewność, że nie dostanie odpowiedzi.
            „Tom… Bardzo za Tobą tęsknię i zrobiłbym wszystko, aby móc cofnąć czas i nie popełnić tego błędu. Oddałbym wszystko, pieniądze, karierę, byleby móc z Tobą być. Przysięgam, że nigdy więcej nie pozwolę się nikomu nawet dotknąć. Czy Ty mi kiedyś wybaczysz?”, wysłał smsa i zrezygnowany odłożył komórkę. Wstał i poszedł do kuchni, aby wyjąć z lodówki kolejne piwo. Kiedy wrócił, odruchowo zerknął na wyświetlacz telefonu i wtedy zobaczył, że ma jakąś wiadomość. Serce nie podskoczyło mu do gardła, ciała nie owiał dreszcz, ani nie trzęsła mu się dłoń, kiedy brał komórkę do ręki, a to tylko dlatego, że w ogóle nie spodziewał się odpowiedzi od bliźniaka. Już prędzej myślał, że to może Georg coś do niego napisał, albo znów naprzykrza mu się Bastien. Jednak kiedy odblokował wyświetlacz, dopiero wówczas dostrzegł od kogo nadszedł sms i wtedy telefon omal nie wypadł mu z ręki. Tom odpisał! Jedno, jedyne słowo, o jakie kiedyś z pewnością by się obraził, zdenerwował na tak zdawkową wiadomość, a która teraz była dla niego ogromem nadziei i światłem w tunelu. Na ekranie widniało krótkie: „Może”. Serce trzepotało mu w piersi i niemal oszalał ze szczęścia. Już nawet nie otworzył piwa, tylko pospiesznie odpisał, mając nadzieję, że brat znów się odezwie. „Kocham Cię Tom i zawsze będę kochał tylko Ciebie. Odzyskam Twoje zaufanie i już nigdy Cię nie zawiodę, tylko wróć do domu, błagam!”.
            Czekał kilkanaście minut, ale kolejna odpowiedź nie nadeszła. Jedyne o czym teraz marzył, to zobaczyć go, porozmawiać, przytulić się. Może gdyby nadal milczał, nie wpadłby w taką euforię, ale teraz wiedział, że zrobi wszystko, aby go odnaleźć. Postanowił zadzwonić do Georga i znów męczyć go, aby powiedział mu gdzie jest Tom.
            – No co tam, męczyduszo? – odezwał się kumpel na powitanie, bo doskonale wiedział o co znów będzie pytał. To się powtarzało po kilka razy dziennie.
            – Georg! Musisz mi powiedzieć gdzie jest Tom! – wykrzyczał Bill.
            – Daj sobie spokój, a jemu czas. Jakby chciał, wróciłby do domu sam. Musisz być cierpliwy.
            – Ja już mam dość cierpliwości, muszę go zobaczyć i porozmawiać z nim! Błagam cię, powiedz mi!
– Wiesz, że nie mogę, nie pozwolił mi.
– Georg, proszę cię, nie powiem mu, że wiem od ciebie.
– A niby od kogo miałbyś się dowiedzieć? – zaśmiał się kumpel, który szczerze miał już dość tej całej szopki. Gdyby się wreszcie pogodzili, miałby święty spokój od ich problemów, o którym już marzył, ale obiecał Tomowi i nie chciał go zdradzić, chociaż… Był jeden sposób, bo przecież Bill mógłby sam z siebie pojechać do studia, przecież coś takiego mogło mu przyjść do głowy i dziwił się, że jeszcze nie wpadł na ten genialny pomysł
            – Ja muszę go dziś zobaczyć, bo zwariuję tu w tej samotności, rozumiesz? I będę cię nękał telefonami! – zagroził.
            – To go wyłączę i tyle sobie ponękasz – śmiał się przyjaciel.
            – Georg, błagam cię… – jęknął zrezygnowany Bill. – Proszę…
            – Dajże mi spokój, Bill.
            – Błagam, jak mi powiesz gdzie jest, to będziesz miał ten spokój w nadmiarze.
            – No dobra, ja pierdolę, mam was obu już serdecznie dość!
            – Powiesz mi?! – Czarnowłosy ożywił się jak małe dziecko.
            – Jest w studio, cały czas tam był.
            – Jak to? Przecież kiedy przyjeżdżaliśmy, to czasem on przyjeżdżał po nas.
            – Dla niepoznaki wyjeżdżał rano gdzieś na śniadanie, a potem wracał. Nikt nie wiedział, że tam sypia.
            Bill sapnął. Że też nie przyszło mu nigdy do głowy sprawdzić i pojechać tam wieczorem.
            – Dzięki Georg, jesteś kochany! – krzyknął i już miał się rozłączyć, ale jeszcze usłyszał w słuchawce głos przyjaciela:
            – Zaczekaj, Bill! Tylko nie puść pary z gęby, bo on mnie zabije! Powiedz, że sam chciałeś sprawdzić i przyjechałeś. A, i uważaj, jedziesz tam na własną odpowiedzialność, bo nie gwarantuję, że nie zastaniesz go w trakcie seksu z Danielle – zaśmiał się, a Bill zamarł.
            – Jak to? To on ją cały czas posuwa? – zapytał niepewnie. Miał wrażenie, że po tej wiadomości za chwilę się rozpłacze.
            – Z tego co mi powiedział, to nie, ale wiesz, nie ręczę za niego, więc uważaj.
            Te słowa trochę zdenerwowały Billa, ale nie były w stanie przyćmić radości i euforii z powodu posiadania wiedzy, gdzie zatrzymał się Tom. Przez chwilę zastanowił się co ma robić, ale zaraz pobiegł do łazienki, aby wziąć prysznic. Nie mógł przecież pojechać do Toma upocony, po całym dniu obijania się po domu. Kiedy myjąc masował dłonią ciało, mimowolnie zatrzymał się trochę dłużej delikatnie pieszcząc swojego członka, ale zaraz przestał. Mimo narastającej w nim ochoty na seks z własną ręką, tym razem odpuścił sobie. Nie było teraz na to czasu, a poza tym jechał przecież do Toma, więc może… Nie, to było głupie marzenie. Tom z pewnością po tym wszystkim nie będzie chciał go tknąć, o ile nie wywali go za drzwi, i jeśli w ogóle będzie w studio o tej porze. Sobotni wieczór nie sprzyjał siedzeniu samemu, więc może gdzieś wyszedł? A może był faktycznie z Danielle? Spanikował. Wiele obiecywał sobie po tym spotkaniu, a przecież ono wcale mogło nie dojść do skutku.  
            Mimo obaw, włożył wiele starania w swój wygląd. Nabalsamował ciało, wyprostował włosy i zrobił delikatny makijaż. Chciał wyglądać dla niego pięknie, choć przez ostatnie dni zupełnie przestał się o to starać. Wyszedł w końcu  łazienki i szybko pokonał schody na gorę, udając się do garderoby. Celowo wybrał rzeczy w jakich Tom go lubił, obficie spryskał się perfumami i był gotów na kolejny podbój jego serca. Teraz trzeba było tylko zamówić taksówkę i jeszcze wziąć klucze do studio, na wypadek, gdyby Toma nie było, lub nie zechciałby mu otworzyć. Sięgnął po swój komplet do szuflady komody w salonie i zatelefonował po taksówkę. Był sobotni wieczór, więc i czas oczekiwania dłuższy.
Z bijącym sercem zerknął na zegarek, była dwudziesta trzydzieści sześć. Oby tylko zastał Toma samego…

***

            Nie wiedział co ma zrobić z takim ogromem czasu, nie był przyzwyczajony spędzać sobotnich wieczorów sam, ale odkąd Bill wyjechał do Stanów, a on poznał gorzką prawdę, nie miał ochoty na niczyje towarzystwo. Każdy wieczór spędzał samotnie w studio, zazwyczaj tylko wychodził coś zjeść, ale szybko wracał. I chociaż czasem miał ochotę na jakiś spacer, to zazwyczaj nie sprzyjała temu pogoda. Cały tydzień był chłodny i deszczowy, a aura całkowicie odzwierciedlała jego nastrój. Dopiero dziś nieco się ociepliło i nawet w dzień świeciło słońce, a wieczór też był pogodny. Zgłodniał już porządnie, a nie miał ochoty na nic, co miał w lodówce w studyjnej kuchni, więc postanowił, że przejdzie się do najbliższej knajpy na kolację i przy okazji rozrusza kości, bo ostatnio nawet siłownia była mu wrogiem. Na dodatek Bill nieustannie rozstrajał go smsami, które wciąż mu słał, a kiedy w chwili słabości odpisał mu zdawkowo, pierwszy raz od jego powrotu, ten rozzuchwalił się na dobre, więc, żeby nie ulec słabości, już w ogóle ich nie otwierał. Zastanowił się, czy przypadkiem nie zostawić w studio telefonu, pójść na kolację i spacer zupełnie wolnym od tego balastu, ale po chwili wahania jednak wsunął aparat do kieszeni kurtki.
            Był ostatnio strasznym samotnikiem, ale pomału już ta samotność zaczynała mu doskwierać. Bardzo brakowało mu Billa. Wciąż był rozżalony i jeszcze nie potrafiłby mu wybaczyć, tak przynajmniej mu się wydawało, ale może ta jego siła wynikała jedynie z odosobnienia? Kto wie, czy nie uległby mu, gdyby pozostali sami? Łatwo mu było go dystansować, kiedy tuż po spotkaniach w służbowych sprawach, niemal od razu gdzieś wyjeżdżał, a wracał do studia dopiero wówczas, kiedy upewnił się, że Georg odwiózł go bezpiecznie do domu. Nie dopuszczał też do sytuacji, żeby zostać z nim sam na sam, więc z pewnością tylko dlatego wciąż udawało mu się pozostać nieugiętym, bo Bill nawet nie miał kiedy z nim porozmawiać. Potem, każdego wieczoru pisał mu smsy pełne wyznań, które on pozostawiał bez odpowiedzi. W pierwszych dniach nawet próbował dzwonić, ale gdy Tom nigdy nie odbierał telefonu, pozostał jedynie przy wiadomościach tekstowych.
            Wciąż zastanawiał się co przyniesie kolejny dzień i jak długo da radę wytrzymać. Z każdą kolejną godziną tęsknił za Billem coraz mocniej i zaczynał się łamać. Wiedział, że weekend będzie ciężki, ale nie spodziewał się, że aż tak bardzo. Był wczesny sobotni wieczór, a on już zaczynał dostawać jakiejś wariacji i zastanawiał się jak przetrwa noc? Wena na komponowanie nie przychodziła i kompletnie nie miał pomysłu na spędzenie tych kilku godzin, zanim położy się spać. Nie chciał kłaść się za wcześnie, bo pewnie zbudziłby się wyspany jutro o świcie i co będzie robił całą niedzielę? Gdyby mógł, przesypiałby większość dnia, ale jego organizm był już dobrze wypoczęty i buntował się na coraz większe dawki snu.
            No nic, pomyśli jak wróci. Może obejrzy jakiś film? Póki co trzeba pójść na kolację i donikąd się nie spieszyć. Zje, na spokojnie wypije piwo, a potem wróci sobie spacerkiem do studia.
            Miał czas, miał bardzo dużo czasu…

***

Zdenerwowany, pełen obaw, a jednocześnie podekscytowany, z sercem przepełnionym nadzieją, Bill siedział w taksówce, która przemierzała kolejną ulicę miasta, jadąc pod wskazany adres. Kiedy już dotarł, zapłacił i wysiadł, stał jeszcze chwilę nie ruszając się z miejsca. Miał wrażenie, że nogi odmawiają mu posłuszeństwa i z nerwów ogarnęła go jakaś dziwna niemoc. W końcu ruszył, otwierając furtę i wzdłuż muru budynku wszedł na teren posesji. Na niewielkim parkingu na tyłach, stało samotnie auto Toma. A jednak tu był… Nigdzie nie pojechał. Teraz nasunęło się Billowi jedno pytanie: czy jest tam sam? Nie miał pojęcia co zrobi, kiedy zastanie go z Danielle, nie wyobrażał sobie takiej sytuacji. Ucieknie? Stanie jak wmurowany? Rozpłacze się, czy jej nawrzuca? Tego nie wiedział, ale każda z tych opcji wymagała rozważenia, bo on sam nawet nie wyobrażał sobie, jak mógłby się zachować w obliczu czegoś takiego.
Kiedy już stanął pod drzwiami, ostrożnie nacisnął klamkę, ale one nie ustąpiły. Tom musiał je zamknąć od wewnątrz i miał ogromną nadzieję, że użył do tego tylko zasuwki, bo jeśli w dolnym zamku zostawił klucz, za nic się tam nie dostanie i zmuszony będzie pewnie odejść z kwitkiem, bo nawet jeśli zacznie się dobijać, brat z pewnością mu nie otworzy.
Z duszą na ramieniu wsuwał klucz w górny zamek i po chwili odetchnął z ulgą. Na szczęście drzwi ustąpiły, więc Tom musiał być w środku, ale kiedy podążył wzrokiem w głąb korytarza zauważył, że wszystkie pomieszczenia są zamknięte, a spod żadnych drzwi nie sączy się smuga światła i wszędzie jest zupełnie ciemno. Pomyślał nawet, że może Tom jest na pierwszym piętrze, ale tam była tylko sala konferencyjna, studio nagraniowe, sala prób i kilka pomieszczeń gospodarczych. Jeśli naprawdę tu nocował, zapewne spał w małym pokoju z kanapą, gdzie zdarzyło im się czasem kochać. Westchnął na wspomnienie tego pięknego czasu. 
            Po chwili przyszło mu na myśl, że może Tom śpi? Dlatego też cicho, na palcach skradał się w głąb korytarza i zatrzymał pod drzwiami pokoju w którym, jak przypuszczał, mógł być bliźniak. Drzwi nie były zamknięte na klamkę, więc delikatnie je popchnął, a kiedy głośno zaskrzypiały wstrzymał oddech. Jeśli Tom spał, to z pewnością właśnie go obudził. Skulił się w sobie na samą myśl, wyobrażając złość bliźniaka na jego widok.
            W pokoju było zupełnie ciemno. Nie chcąc zapalać światła uaktywnił komórkę, odrobinę oświetlając nią pomieszczenie. Kanapa była pusta, więc Tom z pewnością nie spał i wyglądało na to, że wcale go tutaj nie ma. W takim razie pewnie gdzieś wyszedł, tylko gdzie, skoro jego samochód został na parkingu? Może poszedł na jakiś spacer i zaraz wróci? Na żadne pijaństwo z Georgiem też raczej nie pojechał. Zresztą nieważne dokąd poszedł i kiedy będzie z powrotem, choćby miał przyjść tutaj dopiero rano, Bill wiedział, że nie ruszy się stąd ani na krok, i będzie na niego czekał.

***

Było zaledwie po dwudziestej pierwszej, kiedy zjadł kolację i skończył pić piwo. Wszystko to zajęło mu niespełna godzinę, podczas kiedy normalnie jego konsumpcja trwała jakieś dwadzieścia minut. Ale Tom nigdzie się nie spieszył, bo i dokąd? W studio czekała na niego pusta kanapa i samotny wieczór, więc nie było sensu tam prędko wracać. Jednak też nie miał ochoty już siedzieć samemu w barze, wolał się przejść, trochę zmęczyć po to, aby zasnąć szybko i dobrze spać. Skinął na kelnerkę, aby przyniosła mu rachunek, zostawił zapłatę i wyszedł. Tuż za drzwiami baru rozejrzał się, zastanawiając w którą stronę ma pójść i postanowił, że zrobi sobie długi spacer, zataczając kółko w drodze do studia.
Wbił ręce w kieszenie i ruszył z wolna przed siebie. Wprawdzie była końcówka września i pogoda zrobiła się iście jesienna, ale dziś chociaż nie padało. Powietrze było chłodne i rześkie, w sam raz na wieczorny spacer i ostudzenie gorącej głowy. Znów jego myśli pomknęły do tego nieznośnego, rozkapryszonego, czarnowłosego gnojka, który tak bardzo go zranił i zawiódł. I wciąż zadawał sobie pytanie; gdzie popełnił błąd? Czego mu brakowało w ich związku? Przecież tak bardzo się starał być dla niego najlepszym i myślał, że wszystko jest dobrze, tak jak trzeba. Owszem, były pewne granice, jakich nie umiał przekroczyć choćby w łóżku. Wciąż nie potrafił mu obciągnąć, ani nigdy nie zgodziłby się na żaden trójkąt, o jakim niby w żartach czasem mówił Bill. Gdyby go nie zdradził, nigdy, nawet za jego aprobatą i w jego obecności, nie przeleciałby żadnej panienki i nie pozwoliłby na to jemu.
Miał zasady, miał swoje plusy, ale też i minusów mu nie brakowało. Nigdy nie był dobry w romantycznych przemowach. Nigdy nie potrafił zbyt pięknie mówić o tym, jak bardzo kocha, i jak mocno mu zależy, choć wiedział, że Bill bardzo by tego chciał. To dla niego było trudne, wciąż się tego uczył, ale wiedział, że kiedyś nadejdzie taki dzień w którym będzie gotów, aby swoje uczucie ubrać w najpiękniejsze słowa. Oczywiście mówił mu, że kocha, zresztą Bill doskonale o tym wiedział, że jest dla niego najważniejszy na świecie, ale on zawsze chciał nieustannych zapewnień, wciąż więcej i więcej. Chciał zrobić mu niespodziankę kiedy wróci z Atlanty, miał zamiar powitać go romantyczną gadką, mówić te wszystkie słowa, jakich nigdy wcześniej nie umiał z siebie wydobyć uważając, że to jest takie babskie. Nie wyszło… I obawiał się, że nie będzie miał już okazji. Wyrzucał sobie swoją opieszałość, może gdyby mu wcześniej to tak pięknie powiedział, wszystko potoczyłoby się inaczej? Zdrada Billa dotkliwie go zraniła i oddał mu z nawiązką, Bill doskonale o tym wiedział, że Tom jest cholernie mściwy i powinien się tego spodziewać. Ale pewnie myślał, że to co sam zrobił, nigdy nie wyjdzie na jaw… Naiwny i głupi.
Szatyn miał pewność, że jego bliźniak zdradził dla kaprysu i zachcianki, bo przecież nie przestał go kochać, wciąż w to wierzył. Gdyby jego uczucie wygasło, gdyby powiedział, że odchodzi, gdyby miał poczuć smak jego obojętności, kto wie… Może przystawiłby sobie pistolet do skroni i nie zawahałby się nacisnąć spust? Z jego wszystkimi fanaberiami mógł jakoś dać sobie radę, chwilom bólu nadawać jego uśmiech, ale odejście Billa do innego, byłoby ciosem prosto w serce. W najsłabszy, a zarazem wciąż niepokonany organ miłości.
            Czym byłoby jego życie bez niego? Właśnie teraz dotkliwie to odczuwał, tkwił w tandetnej mieszaninie własnego dramatu, tragicznych momentów i wielkiej niesprawiedliwości. Choćby bardzo się starał nadać swojemu istnieniu właściwy sens, wybawić go od beznadziejności i melancholii, wiedział, że sam nie da sobie z tym rady. Za bardzo potrzebował w swoim życiu Billa, którego jeszcze nie mógł do niego wpuścić. Jeszcze… Bo wiedział, że prędzej, czy później wszystko mu wybaczy. Był prawie pewien, że brat jest sam, że nie spotyka się z Bastienem. Georg chyba go nie oszukiwał, choć kto wie co robił, kiedy kumpel nie miał na niego oka? A może tylko zapalał światło w swojej sypialni i wychodził? A może bywał w niej DJ, kiedy wieczorem przejeżdżał pod ich domem, aby popatrzeć w okna? Tak, wybierał się na takie przejażdżki, a potem długo nie mógł zasnąć, wspominając wspólne chwile.
Spacerował rozmyślając ponad godzinę, aż w końcu stopy same zaniosły go pod furtę, którą wszedł do studia. Trochę zaczynały boleć go nogi, ale to dobrze, zmęczył się, więc weźmie prysznic i spokojnie zaśnie.
Planując to, nie miał pojęcia, że tej nocy nie dane mu będzie spać.

sobota, 17 sierpnia 2019

Część 67.



Część 67.


            Kilka godzin Bill spędził praktycznie na niczym, bo nie bardzo wiedział co ma ze sobą zrobić. Był załamany, zdruzgotany i z każdą chwilą wpadał w coraz głębszą otchłań rozpaczy. Był wściekły i rozżalony na cały świat, chociaż pretensje mógł mieć tylko do siebie. Popełnił tyle błędów tu w Berlinie, dał się ponieść tam w Atlancie, i nie umiał sobie tego wybaczyć. Miał wszystko, jego miłość, wierność i oddanie, a wciąż szukał wrażeń, które były tylko chwilową przyjemnością, a przez którą teraz przeżywał swoją osobistą tragedię. I na dodatek w tej właśnie chwili Tom był prawdopodobnie u Danielle. Na samą myśl o tym znów się rozpłakał. A co, jeśli to definitywny koniec? Jeśli ona go omota i nie zechce już do niego wrócić, to nie będzie miał po co żyć, bo życie bez Toma nie miało najmniejszego sensu.
            W południe przyszła posprzątać pani Elsa. Sam nie miał na nic siły, więc poprosił, aby zajęła się jego walizką. Kobieta zaniosła wszystkie ciuchy do pralni w piwnicy. Podręczną torbę rozpakował sam i ulotnił się na górę, aby mogła w spokoju ogarnąć ogólny syf w mieszkaniu. Nie miała z nimi lekko, zazwyczaj mieli bajzel i rzadko sami sprzątali między jej wizytami, więc była już do tego przyzwyczajona, ale nie narzekała, bo płacili jej nieźle.
            Podczas, kiedy ona sprzątała na dole, Bill wziął w łazience na piętrze prysznic. Wczoraj zupełnie nie miał do tego głowy. W każdym zakątku domu, wszystko przypominało mu o Tomie. W tej prysznicowej kabinie kochali się tyle razy i stojąc pod silnym strumieniem wody na wspomnienie tego, ponownie się rozpłakał. Łzy łączyły się z kroplami wody, spływając po nagim ciele. Jak teraz ma żyć tu bez niego, bez jego rąk, ust i cudownego ciała? Wiedział, że będzie skazany na przymusową abstynencję od seksu i na samą myśl o tym, rozpłakał się jeszcze bardziej. Jak przeżyje najbliższe dni, a może tygodnie i miesiące? Ale nie! Przecież w końcu kiedyś Tom do niego wróci, musi wrócić! Nie wyobrażał sobie życia bez niego, a czy Tom wyobrażał sobie istnienie bez Billa? No właśnie… Nie! To niemożliwe! Zrobi wszystko, żeby znów byli razem!
            Targały nim skrajne odczucia. Od rozpaczy, kiedy wątpił, do euforii, kiedy miał nadzieję, że wszystko się poukłada. Zamknął się w swojej sypialni z komórką, bo nie zamierzał się poddawać, próbując kilkakrotnie dodzwonić się do brata. Kiedy ten nie odbierał, znów wybierał jego numer. Między połączeniami pisał smsy, w których przepraszał, przysięgał, że to się więcej nie powtórzy, błagał, żeby wrócił i wyznawał miłość. Miał gdzieś, że prawdopodobnie jest z Danielle i, że ona może to odczytać. Już na niczym mu nie zależało.
            Na niczym, prócz Toma.

***

            Kiedy Tom układał się do snu na kanapie w studio, przezornie wyciszył komórkę, przypuszczając, że Bill będzie się do niego dobijał. Wziął tabletkę nasenną, chciał się uspokoić i porządnie wyspać. Tego dnia jeszcze nie byli umówieni z całą resztą, aby pracować nad promocją, nie mieli też żadnych spotkań, ale jutro już cały dzień był zaplanowany i tego obawiał się najbardziej. Mieli mieć zebranie z menagerami dotyczące planu promocji płyty, na którym miał być też i Bastien. Obawiał się tej konfrontacji, bo wiedział, że niczego nie może dać po sobie poznać. Ale to wszystko miało być jutro, a dziś miał zamiar się jakoś zregenerować, odespać ciężkie dni i wyciszyć tu w samotności. Jednak kiedy po sześciu godzinach snu się obudził i sięgnął po komórkę, cały odzyskany we śnie spokój pierzchł. Zobaczył niezliczoną ilość połączeń od Billa i kilka smsów. Najpierw nie zamierzał ich otwierać i czytać, ale ciekawość zwyciężyła. W każdej wiadomości - jak się spodziewał - Bill przepraszał, błagał o wybaczenie i pisał, że kocha najbardziej na świecie. Jednak ta ostatnia nieco go zaniepokoiła, choć doskonale wiedział, że to pewnie znów emocjonalny szantaż, jaki od zawsze na nim testował, czasem z błahych powodów. Teraz jednak sytuacja była zupełnie inna. Ten sms napisał dwie godziny temu, jako ostatni, a w nim uderzył w bardzo dramatyczny ton, użalając się nad sobą i finalnie pisząc, że jeśli mu nie wybaczy, odbierze sobie życie. Oczywiście wątpił w to szczerze, Bill za bardzo je kochał, aby się zabić, ale kto tam wie, co w rozpaczy mogło przyjść mu do głowy. Nie zamierzał się ugiąć i do niego dzwonić, ale miał zamiar znów wykorzystać przyjaciela, i choć Georg miał z pewnością już dość jego problemów, to jednak postanowił kolejny raz poprosić go o przysługę.
            – Cześć stary – odezwał się, kiedy kumpel odebrał od niego połączenie. – Co tam robisz? – zapytał jak gdyby nigdy nic, ale chłopak doskonale wiedział, że czegoś od niego chce.
            – Nie owijaj w bawełnę, tylko gadaj czego chcesz – sapnął zniecierpliwiony.
            – A nie przeszkadzam ci?
            – Teoretycznie nie, Sara wyjechała na sesję. A tak szczerze, mam was serdecznie dość, ale za bardzo cię lubię, żeby olać, więc gadaj. Gdzie ty w ogóle jesteś, u Danielle?
            – Nie, jestem w studio. Wziąłem coś na sen, musiałem się porządnie wyspać.
            – Nie widziałeś się jeszcze z Billem?
            – Widziałem.
            – I co?
            Tom westchnął ciężko.
            – Nic, spakowałem się i wyniosłem do studia.
            – A co on na to?
            – Błagał, żebym został, myślał, że wyprowadzam się do Danielle. Pisał mi smsy, dzwonił, ale nie odbierałem, trochę się denerwuję, chociaż w sumie…
            – Co?
            – A nic… To głupie. Przewrażliwiony jestem.
            – No gadaj, jak zacząłeś!
– Napisał mi, że się zabije, ale niepotrzebnie się martwię, to szantaż, żebym się odezwał.
– Oczywiście, ze to szantaż! Nie ulegaj mu, skończ to teraz raz na zawsze! To najlepszy moment, z czasem wasze braterskie relacje się ułożą.
– Nic się nie ułoży Georg, bo ja go wciąż kocham. I to wcale nie jest miłość braterska.
– A co z Danielle? Nie była tak dobra w łóżku jak on? – zachichotał Georg.
– Nie była, ale nie w tym rzecz. Ja po prostu nie mogę przestać o nim myśleć. Pieprzyłem ją, wyobrażając sobie, ze robię to z Billem. To jakaś paranoja… – jęknął Tom.
– Pierdolisz przyjacielu! Może nie teraz, ale poznasz jakąś fajną dziewczynę i ci przejdzie.
– Cokolwiek się stanie, nie przestanę go kochać. Słuchaj… Mógłbyś do niego zadzwonić? Tak po prostu, zapytaj jak się ma, ale nie mów, że ja o to prosiłem.
– Rany, znowu jakieś podchody?
– Po prostu chcę się upewnić, że nic mu nie jest, tylko tyle.
– Pewnie wszystko z nim w porządku, ale dobra, zadzwonię.
– Dzięki stary.
Georg rozłączył się i wybrał numer do Billa, ale on nie odebrał. Sam z siebie postanowił, że tam pojedzie i sprawdzi dla świętego spokoju co się dzieje. Zatelefonował też zaraz do Toma i go o tym poinformował.

***

            Po napisaniu ostatniego smsa do Toma, Bill leżąc w swoim łóżku w sypialni, zasnął. Kiedy się obudził zerknął w telefon, choć tak naprawdę żadnej wiadomości się nie spodziewał, ale i tak miał odrobinę nadziei. Zamiast smsa, miał nieodebrane połączenie od Georga, które zignorował. A może brat kazał mu do niego dzwonić? Ta myśl odrobinę go ucieszyła. Nie będzie oddzwaniał, a niech się martwi, jeśli w ogóle to robił. Nie miał pomysłu co zrobić z resztą dnia. Gdyby tu był Tom, z pewnością spożytkowaliby ten czas w wiadomy sposób. Ale Toma nie było i nie wiadomo kiedy będzie mu dane posmakować choćby jego ust… Leżał wpatrzony w sufit, wspominając ich wspólne chwile w tym łóżku, i złorzeczył znów sam sobie. To, co teraz się działo, było tylko i wyłącznie jego winą, chociaż gdyby nie te zdjęcia, Tom by się o tym nie dowiedział, a on już nigdy nie popełniłby tego błędu, i żyliby sobie dalej razem w swojej mydlanej bańce.
            Krótki sen dał chwilę ukojenia skołatanym nerwom, ale teraz na powrót zawładnęła nim wściekłość. Pieprzony Bastien! Gdyby go nie kusił w tym basenie, wszystko byłoby jak dawniej! Ale zaraz, zaraz… Czy to przypadkiem nie on kusił wtedy Bastiena? Zaklął szpetnie w myślach. Szukał usilnie winnych, a tak naprawdę winę ponosił on sam. Zamyślił się, a wtedy dźwięk smsa postawił go na równe nogi i z bijącym sercem sięgnął po telefon, mając nadzieję, że może napisał Tom. Kiedy jednak zobaczył nadawcę, ponownie zaklął, tym razem głośno:
            – Czego ode mnie ten skurwysyn chce?
            Wiadomość była od Bastiena, który jak gdyby nigdy nic pisał: „Cześć Bill, co u Ciebie? Może wpadłbyś do mnie na drinka, albo spotkamy się gdzieś na mieście?”. Na te słowa ogarnęła go wściekłość. To on był przyczyną jego wszystkich nieszczęść i najwyższa pora była w końcu się na nim wyżyć!
            – Już ja ci, kurwa, dam drinka! – warknął i ruszył do garderoby, gdzie pospiesznie się ubrał, tym razem nie zastanawiając godzinę w co, założył pierwsze lepsze spodnie i koszulkę. Wrócił do sypialni i odpisał Bastienowi: ”Jasne, za niedługo u Ciebie będę, czekaj na mnie”. Zbiegł do salonu, gdzie z szuflady komody wyjął jedno ze zdjęć, w popłochu schowanych tam, kiedy przyszła pani Elsa. Złożył je na cztery i wcisnął w kieszeń ramoneski, po czym wybrał numer radio taxi, zamawiając pojazd.

***

            Georg i tak nie miał tego dnia nic do roboty, dlatego zaoferował się, że pojedzie do Billa i sprawdzi jak ma się jego drugi, ten bardziej nieodpowiedzialny kumpel. Zdawał sobie sprawę, że po tym wszystkim musi czuć się fatalnie, z pewnością siedział w domu w złym stanie, zupełnie rozsypany i przybity, ale jakież było jego zdziwienie, kiedy zbliżając się do domu bliźniaków, zobaczył, że Bill właśnie wsiada do taksówki. Ciekawe dokąd się wybierał i co zamierzał? Może jakimś cudem dowiedział się, gdzie mieszka Danielle i postanowił do niej pojechać? Nie wyglądało to dobrze, w takim stanie psychicznym gotów był narobić tam niezłej siary. Postanowił niezwłocznie zatelefonować do Toma.
            – No co tam?
            – Słuchaj, twój brat właśnie wsiadł do taksówki i gdzieś jedzie, obawiam się, że może jechać do Danielle, jeszcze narobi tam jakiegoś bydła! – powiedział szybko i wolno ruszył za oddalającą się taksówką.
            – To jedź za nim i zobacz, żeby czegoś głupiego nie odjebał! – zdenerwował się Tom.
            – No właśnie jadę, dam ci potem znać, co i jak. – Georg rozłączył się i wciąż jadąc za taksówką, która wiozła Billa, trzymał się w odpowiedniej odległości, choć wątpił, że ten będzie się rozglądał i coś podejrzewał. Nie miał pojęcia dokąd go licho niesie, miał tylko jedno podejrzenie, ale taxi nie zmierzała w kierunku dzielnicy, w której mieszkała Danielle, wiedział to, bo kiedyś odwoził ją do domu. Jadąc jego tropem, zaczynał nabierać zupełnie innych podejrzeń i wkrótce okazało się, że tym razem wcale się nie mylił. Kiedy taksówka zatrzymała się pod domem Barona, on stanął kilka metrów dalej. W obawie, że czarnowłosy będzie się rozglądał i pozna jego auto, lekko pochylił się na siedzeniu, tak, żeby go nie dostrzegł, bo numerów rejestracyjnych pewnie nie pamiętał. Ale Bill nawet nie pomyślał, że ktoś może go śledzić i wcale się nie rozglądał. Stając u wejścia do domu DJ’a, wyciągnął z kieszeni ramoneski jakąś kartkę i wcisnął guzik videofonu. W tej samej chwili, Georg wybrał połączenie do Toma.
            – No i co? – odezwał się ten, zniecierpliwionym głosem.
            – Stary, nawet nie miej złudzeń… Jemu chyba brakuje seksu, bo przyjechał do Barona.

***

            Bastien był cały w skowronkach, kiedy Bill odpisał mu, że przyjedzie. Pisał swojego smsa z duszą na ramieniu, bo po ostatnich, nie wróżących niczego dobrego, spędzonych wspólnie dniach, nie spodziewał się, że w ogóle zechce się z nim spotkać. Postanowił jednak zaryzykować i jak widać, opłacało się. Bill miał tu niebawem być! Wprawdzie nie zerwał z Maxem, ale tylko przez jego szantaż. Nie chciał, aby te foty trafiły do gazet, więc mu uległ. Jednak nie zamierzał rezygnować ze swoich marzeń, bo jeśli Bill chciałby z nim być, to te zdjęcia przestawały mieć jakiekolwiek znaczenie. Trudno, najwyżej mu o nich powie i chłopak nie będzie zaskoczony, jeśli nawet Max zrobi z nich użytek.
Chodził od okna, do okna, gotowy na spotkanie, i wyglądał przybycia swojej miłości. Kiedy zobaczył, że pod jego domem zatrzymuje się taksówka, serce zabiło mu mocniej i popędził do holu, aby go wpuścić. Naciskając guzik videofonu, zaraz otworzył także i drzwi, ale widząc minę zbliżającego się Billa, zamarł. Na jego twarzy zamiast uśmiechu na jego widok, malowała się wściekłość. Wparował jak burza i natychmiast podstawił mu pod nos trzymaną w ręku kartkę.
– Wiesz coś na ten temat, Bastien?! – ryknął, przenikliwie się w niego wpatrując. Barona zamurowało. Zupełnie zaskoczył go tym zdjęciem, skąd on je do cholery miał?! Czyżby Max nie dotrzymał słowa? Jeśli tak, to wszystko pozamiatane, pozbędzie się tego chłopaka raz na zawsze! – No co? Nie masz mi nic do powiedzenia?! Wynająłeś paparucha, bo chciałeś mieć ze mną pornograficzną sesję?!
Blondyn cofnął się kilka kroków i milczał, bo tak naprawdę nie wiedział co ma mu odpowiedzieć. Miał ściemniać, że nic o tym nie wie? Na to chyba było już za późno, bo owszem, był zaskoczony, ale nie istnieniem samego zdjęcia, tylko tym, że znalazło się w jego posiadaniu. Jedynie powiedzenie całej prawdy, mogło uratować ich relację, choć wątpił, czy jeszcze choć jakaś przyjacielska będzie możliwa.
– To nie tak, Bill… – wymamrotał.
– A jak, Bastien?! No jak?! – krzyczał wzburzony Bill. – Nikt się miał nie dowiedzieć, a ty rozwaliłeś mi tym związek, zjebałeś mi życie, rozumiesz?! Po chuj ci to było człowieku?! No gadaj?!
Teraz Bastien zdenerwował się i też podniósł głos:
– Ja ci coś zjebałem, Bill? Serio tak myślisz?! Przypominam ci, że też tego chciałeś! – Wskazał na niego palcem.
– Tak, chciałem! Ale obiecałeś mi, że nikt się nie dowie!
Baron nie wierzył w to, co słyszał. Co z niego był za człowiek? Zdradzał i miał nadzieję, że będzie to ciągnął w nieskończoność, i to nie wyjdzie na jaw? Chyba jednak przeceniał go w myślach i nazbyt idealizował, bo jego Bóg okazał się zwykłym gówniarzem, który nie umiał ponieść konsekwencji swoich czynów. Chyba właśnie zrozumiał znaczenie słowa, że miłość jest ślepa.
– Ja nikomu nie powiedziałem, Bill, tak jak obiecałem, nie moja wina, że Max nasłał paparazzi, żeby mnie szpiegował.
– Co?! – Czarnowłosy wytrzeszczył oczy i wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. – Ja pierdolę… – jęknął i złapał się za głowę. – Skąd o tym wiesz? Nie mogłeś mi powiedzieć wcześniej?!
– Nie mogłem, bo kilka godzin po moim powrocie, przyszedł do mnie z awanturą i pokazał mi te zdjęcia. Dopiero wtedy sam się dowiedziałem, groził, że jeśli go rzucę, to wyśle je do gazet, ale wygląda na to, że tobie je wysłał wcześniej…
– Nie mnie. Nie wiem komu, nie wiem jak, ale dostały się w ręce Toma i mojego faceta. – Bill zacisnął pięść. – Przysięgam, gdybym go dorwał, chyba bym go zabił. Jak mogłeś związać się z takim idiotą? Dowiedz się, komu je wysyłał! A zresztą, wyjebane! Powiedz mu, żeby wsadził je sobie w dupę! – dodał i rzucił zdjęcie na podłogę, po czym zaraz odwrócił się i wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.

***

            Tom zrezygnowany opadł na kanapę. A więc jednak… To taka była ta jego miłość, takie obietnice.
            – To się więcej nie powtórzy… Jasne – mruknął pod nosem, ironicznie się uśmiechając. – Co za pieprzony kłamca!
            Nie spodziewał się, że Bill od tej chwili będzie grzecznym aniołkiem, ale myślał, że chociaż teraz, przez jakiś czas będzie się starał. No przecież zaledwie wczoraj dowiedział się, że Tom odkrył gorzką prawdę, a już poleciał do Bastiena? Co za gówniarz! Że też chociaż w takiej chwili nie umiał się powstrzymać! Jeśli już tak bardzo mu się chciało, mógł sobie zwalić konia sam, ale nie, oczywiście on musiał poczuć to dogłębnie!
            Tomowi już nawet nie było z tego powodu przykro, w końcu niczego innego nie spodziewał się po Billu. Był po prostu zły. Był bardzo zły, wręcz wściekły, ale był też ciekaw, ile mu zajmie ten szybki numerek i dlatego poprosił Georga, żeby czekał pod domem Barona i, żeby dał mu znać, kiedy stamtąd wyjdzie. Jeśli znów przyjdzie go prosić o wybaczenie, to będzie jego asem w rękawie. Wtedy dopiero wyśpiewa mu co o nim myśli, bo dziś rano był nadzwyczaj małomówny, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Przyjdzie czas, że wyrzyga mu w twarz każdą swoją bolączkę.
Miał ochotę na piwo, a wiedział, że jego zapas jest w lodówce w kuchni. Chciał tam iść, ale obawiał się, czy przypadkiem nie napatoczy się gdzieś na Dani. Wprawdzie dziś cały dzień miała być poza swoim biurem, ale mogła po coś wpaść do studia choćby na chwilę, a przy jego pechu możliwe było spotkanie z nią oko w oko. Tego nie chciał, a z pewnością nie dziś. Chyłkiem przemknął przez korytarz obok jej biura, a kiedy znalazł się w kuchni szybko wyjął z lodówki piwo, i w takim samym tempie zmył się do swojego, studyjnego pokoju. Na swoje szczęście nigdzie jej nie spotkał. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, rozdzwoniła się jego komórka. Podszedł szybko do stolika, a kiedy zobaczył, że dzwoni Georg, nieco się zdziwił. Minęło zaledwie dziesięć minut, odkąd mu mówił, że Bill wszedł do domu Barona, czyżby to był kosmicznie szybki numerek? Trochę wydawało mu się to dziwne, a wręcz niemożliwe, że w tak krótkim czasie zrobili co trzeba. Bill lubił szybkie numerki, ale lubił także pieszczoty i taki dziesięciominutowy seks, byłby dla niego zdecydowanie za szybki.
– Wiesz co? Wydaje mi się, że jednak się nie pieprzyli, a Bill chyba przyjechał do niego z jakąś awanturą, bo wyszedł taki wkurwiony i idzie mega szybko. Poza tym wchodząc tam, miał w ręku jakąś kartkę, a teraz już jej nie ma. Pojadę za nim i zobaczę co zrobi.
Tom poczuł ulgę i dopiero teraz przyznał sam przed sobą, jak ogromną miał nadzieję, że tam się nic nie wydarzy.
– Dobra – odpowiedział krótko, a Georg rozłączył się.

***

            Bill wypadł od Bastiena szybki jak błyskawica. Zbiegł ze schodków ganku po dwa stopnie i natychmiast znalazł się przy furtce, zatrzaskując ją za sobą z hukiem.
            – Pierdolony psychopata – mruknął pod nosem i nie oglądając się za siebie parł szybkim, zdecydowanym krokiem naprzód. Od zawsze wiedział, że ten koleś ma coś z głową, ale nie zdawał sobie sprawy, że jest aż tak popaprany. Szpiegował swojego faceta, chcąc przyłapać go na zdradzie, czy po to, aby łudzić się, że Baron jest mu wierny? Musiał być naiwny wierząc w to. Nie kochał Maxa, to było więcej jak pewne, więc nie powinien oczekiwać wierności, no chyba, że blondyn mu to obiecał, więc może chciał się upewnić, czy nie doprawia mu rogów. Co by o tym wszystkim nie myśleć, to przez przypadek zaliczył wpadkę i on. Tylko w jaki sposób te zdjęcia znalazły się u Toma? Czy ten psychol mu je wysłał? To było jedną wielką zagadką, miał nadzieję, że jeśli nie teraz od Bastiena, to kiedyś się dowie od swojego brata.
            Idąc szybkim krokiem wzdłuż ulicy, wyciągnął z kieszeni komórkę, mając zamiar zatelefonować po taksówkę, ale podobnie jak kiedyś usłyszał tuż za sobą silnik podjeżdżającego auta, a gdy kątem oka dostrzegł, że jedzie tuż obok niego, znacznie zwolnił. Jednak tym razem nie było to żółte Ferrari, wyraźnie zauważył ciemno-bordowy kolor karoserii. Chwila moment, przecież samochód Georga miał taki kolor, jednak wciąż bał się odwrócić, bo niewykluczone było, że Max też ma jakieś bordowe auto, chociaż czego właściwie się bał? Jeśli to on, nie zamierzał wsiadać, stojąc na ulicy także może mu porządnie nawrzucać. Zatrzymał się i szybko odwrócił, a wtedy poczuł ulgę:
            – Georg? – Przez chwilę nawet się ucieszył, ale zaraz ponownie zdenerwował: – No nie wierzę, kurwa! Co ty, szpiegujesz mnie? Ciebie też pojebało?! – krzyknął, ale Georg tylko się uśmiechnął i otworzył mu drzwi:
            – Nie pierdol, tylko wsiadaj, podwiozę cię.
            Bill jeszcze chwilę stał na chodniku, jakby się wahał, ale zaraz wsiadł.
            – Czy ja jestem w jakimś pierdolonym Matrixie, wariatkowie, czy jak to nazwać? –  zaczął swój lament, kiedy już posadził tyłek na siedzeniu. – Zazdrosny Max wynajmuje paparucha, który śledzi Bastiena, ja staję się przypadkową ofiarą, a zdjęcia trafiają dziwnym trafem w ręce Toma. Co tu jest grane, możesz mi powiedzieć Georg?
            Kumpel spojrzał na niego zdziwiony, ale po chwili się zaśmiał:
            – Czyli to zlecił Max? Serio? O kurwa, ja pierdolę, ale ty masz pecha!
            – No w chuj śmieszne, wiesz? – Czarnowłosy spiorunował go wzrokiem.
            Georg ruszył, nie mogąc opanować śmiechu.
            – Zawieźć cię do domu?
            – Najpierw mi powiedz, skąd Tom miał te zdjęcia?
            – Zwykły przypadek, przyjacielu. Po prostu przyjechał sobie jak gdyby nigdy nic popracować do studia, chłopaki w pokoju technicznych z czegoś się śmiali i usłyszał, że są jakieś zdjęcia, jak Bastien posuwa cię w basenie. Przyparł do muru Petera, bo to on mówił, że je widział, no i kupił je od niego.
            – Jak to kupił? To co on, kurwa, moimi porno-fotami handluje?! – Bill aż poczerwieniał ze złości.
            – Nie, ale jakiś jego kolega, który pracuje dla tego fotografa mu o nich powiedział, i Tom wymusił na nim, żeby mu wysłał. Wykosztował się chłopak, bo za jedno pięć stów wybulił, czyli w sumie dwa pięćset.
            Bill westchnął. Miał cholernego pecha, chociaż jeśli brat nie dowiedziałby się teraz, to Max i tak pewnie by je jakoś rozpowszechnił. Po tym kretynie można było się wszystkiego spodziewać. Ech… Gdyby mógł cofnąć czas… Znów westchnął.
            – Przez jedną głupią zachciankę, wszystko spieprzyłem...
            – No… Niezaprzeczalnie. – Georg zatrzymał się na światłach i zerknął na przyjaciela. – Kiepsko wyglądasz, Bill.
            – No raczej. Ryczałem prawie całą noc, jestem na psychotropach i alko, zawaliło mi się życie, więc jak mam wyglądać?
            – Nie będę prawił ci morałów, ale zdajesz sobie sprawę, że to tylko twoja wina.
            – Wiem.
            – Przyjechałeś do Barona, zrobić mu aferę o te zdjęcia?
            – No, a jak? Chyba nie myślisz, że chciałem dać mu dupy.
            – A wiesz, że na początku tak myślałem? – zachichotał Georg.
– Bardzo śmieszne…. – mruknął Bill. – A tak w ogóle, śledziłeś mnie?
            – Tylko kawałek. Pojechałem do ciebie, żeby sprawdzić jak się czujesz, bo wczoraj tak nagle zamilkłeś, ale kiedy zobaczyłem, że wsiadasz do taksówki, postanowiłem za nią pojechać, bo najpierw pomyślałem, że jedziesz do Daniele narobić jakiejś siary, ale potem, kiedy już zbliżała się do dzielnicy Barona, to wiesz co pomyślałem…
            – Serio myślałeś, że po tym wszystkim jadę się z nim pieprzyć?
            – No, tak pomyślałem, bo znając ciebie…
            – Dzięki Georg, wiesz? – żachnął się czarnowłosy.
            – No Bill, nie od dziś wiadomo, że lubisz ten sport i nie możesz bez niego żyć, a teraz, kiedy nie masz Toma, to trzeba się gdzieś zaspokoić, nie?
            – Nie potrzebuję nikogo, mam ręce.
            – Ale twoja rąsia, nie jest tak dobra jak żywy fiut.
            – Jakoś sobie poradzę – odpowiedział cicho Bill i na chwilę zamilkł. Wsparł głowę o zagłówek i wpatrywał się w ludzi idących ulicami. Zachciało mu się płakać, bo w tej chwili Georg poruszył bardzo bolesny temat. Wyobraził sobie, że Tom właśnie zaspokaja Danielle i przez tę myśl, zapiekło go pod powiekami.
            – Georg…? – jęknął cicho, zwracając głowę w stronę chłopaka. – Czy on naprawdę pojechał do Danielle?
            Kumpel zerknął na niego. Mimo całej złości jaką pałał o to całe zmieszanie, zrobiło mu się go żal, bo widział jak cierpi i chyba szczerze żałował.
            – Nie – odpowiedział, a słysząc to krótkie słowo, Bill się ożywił.
            – Nie?! Nie pojechał do niej? To gdzie on jest? W studio?
            – Nie, ale nie mogę ci powiedzieć, gdzie się zatrzymał, zabronił mi. Mogę tylko powiedzieć, że jest sam i potrzebuje czasu nawet na to, żeby znów wrócić na spokojnie do waszej braterskiej relacji.
            – Ale ja nie chcę żadnej, braterskiej relacji, Georg! Ja go kocham i chcę, żeby było jak dawniej! – Po policzkach czarnowłosego popłynęły łzy.
            – Kochasz go? To na chuja go zdradziłeś? – Kumpel nie przebierał w słowach.
            – Bo byłem głupi, szukałem wrażeń, lubiłem, kiedy Baron się tak stara, imponowało mi to, ale żałuję, uwierz mi! Żałuję, jak nigdy niczego…
            – Ale jakby nie wyciekły te zdjęcia, to pewnie nawet byś się nie przyznał i ruchał z nim dalej, co?
             Georg zatrzymał się pod domem chłopaków, a Bill potrząsnął głową.
            – Wcześniej może i miałem na to ochotę, ale kiedy byłem w Atlancie, tak za nim tęskniłem, że nie potrafiłem wyobrazić sobie dalszego życia bez niego. I wtedy zrozumiałem, że to jest bez sensu i, że zrobiłem Tomowi okropne świństwo… Przysiągłem sobie, że to się nigdy więcej nie powtórzy.
            – I chcesz mi powiedzieć, że w Atlancie byłeś taki święty? – kumpel uniósł lewą brew do góry.
            – Tam nic się nie działo, mieszkaliśmy w trzyosobowym apartamencie.
            – To co szkodziło odjebać trójkącik? – wyszczerzył się Georg, żartując. Nie miał jednak pojęcia, że wcale nie mija się z prawdą. Billowi mocniej zabiło, serce. Wiedział, że nikt się nie może o tym dowiedzieć i nikt się nie dowie, przecież tam nie było paparazzich.
            – Nie rób sobie żartów, Georg, bo mi wcale się śmiać nie chce – mruknął Bill, wysiadając.
            – Pamiętaj, jutro o dziesiątej spotkanie w studio! – Kumpel machnął mu na pożegnanie ręką i odjechał.
            Tego wieczoru Bill wysłał Tomowi tylko jednego smsa: „Kocham tylko Ciebie i nigdy nie przestanę.”