czwartek, 20 września 2018

Część 41.


Część 41.

           
            Po męczącym dniu, chłopcy zapakowali się do aut z zamiarem wstąpienia gdzieś na porządną kolację. Tego dnia jedli tylko hamburgery w przerwie na lunch, ale wcześniej już umówili się, że pojadą na jakieś dobre żarcie, dlatego nie zamawiali nic lepszego. Mieli już dość jedzenia w biegu. Gustav spieszył się do dziewczyny, więc dziś odpuścił jedzenie z chłopakami, a Georg zapakował się do auta z bliźniakami. Podjechali pod swoją ulubioną knajpę, ale mimo dość dużego parkingu, Tom nie mógł znaleźć wolnego miejsca, i krążył w poszukiwaniu. Kiedy wreszcie zauważył, że jacyś ludzie wsiadają do swojego samochodu, postanowił zatrzymać się i poczekać aż odjadą, wówczas będzie mógł zająć ich parkingowe miejsce.
            – Ej, chłopaki, obczajcie! – niemal krzyknął z tylnego siedzenia Georg.
            – Co znowu? – warknął Tom, który był głodny, a przez to zły.
            – Patrzcie po prawo, nasz DJ!
            Wszyscy zwrócili spojrzenia w sugerowaną stronę i zauważyli blond czuprynę Bastiena, który stał dwa rzędy aut dalej, bokiem do nich. W objęciach trzymał jakąś długonogą blondynkę, którą mogli zobaczyć w całej okazałości. Tuż obok było jeszcze dwóch młodych mężczyzn, z którymi rozmawiali śmiejąc się i paląc papierosy. Na ten widok przeszył Billa niekontrolowany dreszcz i sam nie potrafił zdefiniować z jakiego powodu poczuł jakieś dziwne napięcie, a tuż potem złość.
            A więc to dlatego nie ma czasu nawet do niego oddzwonić? Cudownie! Jeździł sobie na kolacyjki, śmiał się i bawił, nie racząc nawet się z nim skontaktować.
            – Proszę, proszę, jaki zajęty – warknął Bill. Cieszył się, że teraz jest odwrócony od Toma, bo z pewnością jego mina mogłaby wiele zdradzić.
            – Nie przesadzaj Billy, na pewno ma masę pracy przed jutrem, ale przecież zjeść musi – zaśmiał się Tom i skręcił na właśnie zwolnione, parkingowe miejsce.
            – No, no, niezłą dupę ściska, dla takiej to można zmienić orientację – zaśmiał się Georg.
            – Wcale nie jest taka niezła – fuknął Bill, który nie spuszczał wzroku z Bastiena i towarzyszących mu ludzi.
            – Jest bardzo niezła – odpowiedział wymownie Tom, który także przyglądał się stojącym nieopodal, wciąż nie wysiadając z auta. Bill odwrócił się natychmiast w jego stronę i już miał z czymś wypalić, ale właśnie przypomniał sobie, że z tyłu siedzi Georg, i choć najchętniej dałby teraz bliźniakowi jakiegoś kuksańca, lub trzepnął w głowę, to zmroził go tylko lodowatym spojrzeniem i sapnął:
            – A ty jak zwykle.  
            – Nie bądź zazdrosny Bill – Z tyłu Georg nie mógł powstrzymać się od uwagi, aż Tom odwrócił się, posyłając mu znaczące spojrzenie. Już mieli wysiadać, kiedy Bastien z całym towarzystwem wsiadł do samochodu i odjechali.
            – Niby o Bastiena? – zaśmiał się czarnowłosy, wychodząc z auta. Nie miał pojęcia, że Georg wcale nie ma na myśli blondyna. – My się tylko przyjaźnimy.
            – Dobra, dobra – skwitował kumpel, który nie chciał się wydać, o kogo tak naprawdę mu chodziło.
            Tom nie odzywał się widząc, że Georg stara się nie ujawnić ze swoją wiedzą. Jednak wiedział, że prędzej, czy później będzie musiał uświadomić Billa, że mu się w piątek wygadał.
            W lokalu było dość tłoczno, pokaźna grupa ludzi czekała, aż się coś zwolni, ale oni mieli rezerwację, więc zaraz obsługa zaprowadziła ich do stolika. Szybko też zdecydowali się co chcą zjeść i zaraz czekali na zamówione dania.
            Bill wciąż miał przed oczami obraz sprzed kilkunastu minut i nie potrafił sobie z tym poradzić. Niby nic się wielkiego nie stało, Bastien był w towarzystwie znajomych, przyjaciół, a ta dziewczyna to pewnie była jakaś jego koleżanka, może wokalistka, bo przecież z pewnością nie kochanka, ale i tak bardzo go to nurtowało. Dobijał go fakt, że nawet nie oddzwonił, już nie wspominając, że sam nie szukał kontaktu. I nie wiedział co było tego powodem, czy fakt że uciekł bez rozmowy, czy może to, że nie pozwolił mu na nic więcej. Ale przecież nie mógł niczego od niego wymagać, ani oczekiwać. Przecież doskonale wiedział, że jest związany z kimś innym, z kimś, kogo kocha i nie mógł mu zaoferować nic więcej, powinien więc być szczęśliwy, że pozwolił mu aż na tyle, przy ich obopólnej przyjemności. Fakt, że jego była większa niż Bastiena, który musiał zaspokoić się własną ręką, no ale przecież miał ten pieprzony zaszczyt przez kilka minut mu possać, bo więcej takiej okazji mieć nie będzie!
            To, że go dziś zobaczył, totalnie wyprowadziło go z równowagi.
            – Halo, ziemia do Billa! – Georg zamachał mu przed oczami dłonią.
            – Co? – Bill uniósł znad talerza spojrzenie.
            – Pytam, czy ci nie smakuje?
            – Smakuje, jest okay, a co?
            – No grzebiesz tym widelcem i nie ma z tobą kontaktu.
            – Zamyśliłem się – westchnął, wkładając do ust porcję swojego dania.
            – Coś mi się zdaje, że ten widok Bastiena cię tak z równowagi wyprowadził – zachichotał kumpel.
            – Nic mnie z niczego nie wyprowadziło – odparował ostrym tonem czarnowłosy. Nie lubił tej spostrzegawczości przyjaciela, który zawsze zauważał to, czego nie powinien. Tom spojrzał na niego badawczo, ale nic nie powiedział.
            – A mi się coś zdaje, że cię to ruszyło – drążył Georg.
            – Nic mnie nie ruszyło.
            – No to czemu tak nagle wróciłeś do Toma i wszystko mu wybaczyłeś? Pewnie się pokłóciłeś z Bastienem – palnął bez namysłu i nagle zamilkł, orientując się, że powiedział za wiele. Zarówno Tom, jak i Bill wbili w niego swoje spojrzenia; Bill pełne zdziwienia, a Tom karcące.
            – Co ty pierdolisz, Georg? Coś ci dziś totalnie odjebało, naćpałeś się czegoś, czy jak? – Bill spoglądał raz na niego, a raz na swojego bliźniaka, który podejrzanie nic się nie odzywał. Na policzki przyjaciela wpłynął lekki rumieniec, było mu głupio, że tak chlapnął. Tom prosił go przecież, żeby nie robił żadnych głupich uwag, dopóki sam nie powie o swoich zwierzeniach Billowi, a ten właśnie go zawiódł. Skonsternowany spojrzał w oczy przyjacielowi.
            – Sorry Tom – powiedział skruszony. Nie było sensu się tłumaczyć i motać. Czarnowłosy teraz spojrzał pytająco na swojego bliźniaka:
            – Co jest grane, Tommy? Za co on cię przeprasza?
            Szatyn odchrząknął i nabrał w płuca potężny haust powietrza, jakby chciał dodać sobie odwagi. Wiedział, że to nie będzie takie proste i obawiał się, że Bill nie przełknie tego ot tak, po prostu. W powietrzu wisiała kolejna awantura, a dopiero co skończyła się jedna scysja.
            – Bo widzisz Billy, wtedy w piątek, kiedy piliśmy u mnie, ja powiedziałem mu o nas…
            Bill zrobił wielkie oczy, z niedowierzaniem wpatrując się w bliźniaka.
            – Co ty pierdolisz, Tom! – wypalił, aż mężczyzna z sąsiedniego stolika spojrzał na niego wymownie, więc resztę dopowiedział już ściszonym głosem. – Jak mogłeś ty idioto?
            Bill nie krył wzburzenia, spoglądał na obu swoich towarzyszy na przemian, ale jednemu miał ochotę po prostu przywalić pięścią w zęby, i nie był to Georg.
            – Uspokój się Bill, ja przecież nikomu nie powiem. Tak samo jak wam, zależy mi na dobru całego zespołu – zapewnił go przyjaciel. – I nie mów za głośno.
            – Jasne – warknął wściekły chłopak rozglądając się. – Uchlasz się gdzieś i chlapniesz. A teraz to niby co? Też obiecałeś temu idiocie, że nic nie powiesz, a co zrobiłeś przed chwilą? Może nie bezpośrednio, ale wygadałeś się.
            – Miarkuj, Billy – Tom w końcu coś powiedział, a że nie miał nic na swoje usprawiedliwienie, to i mówił niewiele. – Dobrze wiesz, że Georg jest moim przyjacielem, po prostu poniosło mnie, kiedy ty byłeś u Bastiena i wygadałem się.
            – Świetnie, po prostu świetnie. I co? Pierdoleni z nas zboczeńcy? – zironizował już niemal szeptem, wpatrując się w oczy kolegi, zupełnie nie zwracając uwagi na Toma.
            – Nie oceniam was, chociaż nie jest to normalne, ale to wasza sprawa – odpowiedział cicho chłopak. Tom tylko uśmiechnął się pod nosem, bo doskonale pamiętał, jak zareagował na tę wieść i co wtedy powiedział. Teraz pewnie już oswoił się z tą myślą, choć kiedy w pierwszy dzień zobaczył ich razem, patrzył na nich zupełnie inaczej niż zwykle.
            – Masz przerąbane – Bill teraz spojrzał na Toma. Nie chciał już drążyć tematu i choć nawet w kłótni nie nazwali rzeczy po imieniu, to jednak ktoś tu mógł ich podsłuchać mimo, że wszyscy wokoło wyglądali na niezainteresowanych ich osobami. Szatyn tylko westchnął. Nie miał nic na swoje usprawiedliwienie, doskonale wiedział, że kiedy dowie się Bill, będzie po prostu zły. Zresztą sam byłby zły, gdyby bliźniak się komuś wygadał. Tylko, że z czarnowłosym było zupełnie inaczej, niż byłoby z nim. Ten jak zacznie teraz strzelać fochem, to nigdy nie wiadomo kiedy skończy, a jemu chciało się go przelecieć, jak tylko dojadą do domu. Już w firmie o tym myślał od popołudnia. Że też Georg nie miał kiedy z tym wyskoczyć, niech go szlag!
            Atmosfera zgęstniała i już w zasadzie niewiele mówili. Dokończyli swoje dania praktycznie w milczeniu, a kiedy kelner przyniósł rachunek, zostawili zapłatę z napiwkiem i wyszli.

***

             To, że byłem zły na Toma, było zbyt delikatnie powiedziane. Ja byłem na niego po prostu wkurwiony! Jak on w ogóle mógł wygadać się Georgowi? No jak? Każdy po pijaku miał zbyt lekki język, ale to miało zostać naszą i tylko naszą tajemnicą! Przecież skoro wygadał się Tom, któremu najbardziej powinno zależeć na trzymaniu języka za zębami, to z powodzeniem mógł wygadać się także i Georg. Wprawdzie nikt by w to nie uwierzył i posądził go, że pieprzy bzdury po pijaku, ale zawsze już była jakaś poszlaka do zbadania. Mimo wszystko wprawdzie wierzyłem, że Georg zatrzyma to dla siebie, co jednak nie zmieniało faktu, że miałem kolejny powód do wkurwu. Teraz były już trzy, ale moje wzburzenie mogłem śmiało ukryć pod tym ostatnim, tak do wiadomości Toma.
            Straciłem nadzieję, że Bastien w ogóle oddzwoni, bo jak sam widziałem był zbyt zajęty, aby to zrobić. Na jutrzejszy dzień w ogóle nie miałem co liczyć. Mieliśmy stawić się punktualnie o dwudziestej w „Baron House” i wiedziałem, że dopiero wtedy go zobaczę. Zobaczę… ale czy będzie miał dla mnie chociaż chwilę? Szczerze w to wątpiłem i wolałem nie nastawiać się, że poświęci mi chociaż kilka minut na rozmowę, choć wciąż miałem na to nadzieję…

***

            Kiedy wracali do domu po odwiezieniu Georga, Bill nie odzywał się ani słowem, za to Tom trajkotał jak najęty, starając się jakoś słownie udobruchać bliźniaka, choć wiedział, że będzie to bardzo trudne. Wskazywało na to milczenie czarnowłosego, który ignorował każdą próbę nawiązania słownego kontaktu i zachowywał się tak, jakby Tom nie istniał, jakby jechał taksówką z jakimś upierdliwym i rozgadanym kierowcą, do którego nie miał zamiaru się odzywać. Pod bramą wysiadł nie wjeżdżając z nim do garażu, jak zwykł był to robić i zanim bliźniak znalazł się już w domu, ten poszedł prosto pod prysznic, zamykając się w łazience. Nim jednak rozebrał się i wszedł do brodzika, popatrzył w lustro opierając dłonie o umywalkę. A może nie powinien się tak obrażać i strzelać fochem? Przecież Tom zrobił to z pewnością niechcący, albo z tęsknoty za nim chciał się komuś wygadać, bo ciężko było mu wszystko w sobie tłumić, a lepszej osoby do powierzenia swoich tajemnic chyba znaleźć nie mógł. Był pewnie sfrustrowany, smutny i trawiła go niepewność co też w tym czasie dzieje się w domu Bastiena. No, w piątek jeszcze nie działo się nic, czego nie można było powiedzieć o niedzieli. I znów przez chwilę dopadły go wyrzuty sumienia, które znów przywiodły na myśl osobę DJ’a. Wciąż nie znał odpowiedzi na pytanie; dlaczego unikał z nim kontaktu? Był urażony jego zniknięciem, czy tym, że nie pozwolił mu na więcej? A może swoją ucieczką, czy też zachowaniem, skutecznie wybił mu siebie z głowy? I co teraz? Czyżby przez to wszystko miał stracić jego uwielbienie i ciągłą adorację? Czyżby miał już nie słyszeć żadnego komplementu z jego ust? Te wszystkie myśli wprawiały go we wściekłość. Zacisnął szczęki i sapnął ze złości sam do siebie. A pieprzyć to! Zrobił, co uznał za stosowne i co mu się podobało. Nie będzie postępował tak, jak chcą inni ludzie!
            Rozebrał się pozostawiając odzienie na podłodze i wszedł pod prysznic. Właśnie spłukiwał pianę, kiedy usłyszał pukanie i prośbę bliźniaka:
            – Billy, otwórz, proszę.
            Nie zareagował. Zakręcił wodę i wyszedł, otulając się ręcznikiem. Umył twarz, którą przecierał właśnie tonikiem, kiedy znów do jego uszu dobiegło niemal błaganie:
            – Billy… Tysiąc razy cię przeprosiłem, a przeproszę jeszcze lepiej jak mnie wpuścisz. Zrobię to tak, jak najbardziej lubisz…
            Teraz spojrzał w swoje odbicie w lustrze i uśmiechnął się chytrze, po czym szepnął sam do siebie:
            – No zobaczymy… – A już po chwili dodał głośno i donośnie, odzywając się do niego po raz pierwszy od wyjścia z restauracji: – A jak?
            – Jak tylko zechcesz… Zrobię ci dobrze niejeden raz.
            – A obciągniesz mi?! – krzyknął Bill zza drzwi łazienki, jednak kiedy brat nic nie odpowiadał, dodał także głośno: – Czyli nie. Tak, jak myślałem.
            – Billy przestań, wiesz, że tego nie zrobię. Ale wszystko inne poza tym, tak.
            – Wiesz co, Tom? Spierdalaj! Gdybyś naprawdę mnie kochał, zrobiłbyś to bez wahania! A jeśli nie chcesz, to idź sobie lepiej na górę i zapomnij, że w najbliższym czasie wyruchasz mój tyłek!
            Odpowiedziała mu cisza. Wiedział, że w tej chwili Tom skapitulował i odszedł od drzwi. Ciekaw był jedynie, czy dziś zupełnie odpuści, czy też za jakiś czas będzie kontynuował swoje błagania. Sam musiał przyznać przed sobą, że uwielbiał, kiedy ktoś o niego zabiegał, prosił go i niemal błagał. I dlatego teraz tak bardzo irytowała go myśl o Bastienie, który najwyraźniej zupełnie go zignorował.
            Kiedy wyszedł z łazienki, na dole nie było Toma. Wszedł kilka stopni po schodach i usłyszał, że bierze prysznic na górze. Wrócił więc do kuchni i sięgnął po alkohol, przyrządzając sobie mocnego drinka. Nie chciał się upić, potrzebował jedynie jakiegoś odprężenia, wyciszenia emocji jakie nagromadziły się w nim pod wpływem wrażeń tego dnia. Wyszedł na zewnątrz i usiadł ze szklanką pełną alkoholu w ogrodowej huśtawce. Wychylił drinka niemal duszkiem i poczuł przyjemne ciepło, jakie promieniowało na całe ciało. W jego głowie kłębiły się dziwne myśli i dostrzegał jedynie ich nieporządek. Były poplątane i ledwie czytelne, ale doszedł do wniosku, że sam dziś nie wiedział, czego tak naprawdę chce. I gdyby teraz Tom przyszedł tu do niego z kolejną prośbą o wybaczenie, z pewnością odpuściłby wszystkie jego winy niczym ksiądz w konfesjonale. Ale bliźniak chyba już dziś nie miał najmniejszego zamiaru o cokolwiek go prosić, bo widział, jak w jego sypialni zapaliło się światło. Ot i ma swoje dąsy. I jak wcześniej ze złości wcale nie miał ochoty na seks, tak teraz zapragnął poczuć jego dłonie na swoim ciele, kosztować ukochanych ust, pławić się w rozkoszy spełnienia z nim. Siedział jeszcze jakiś czas w ogrodzie z nadzieją, że jednak brat zainteresuje się, gdzie może być i go tutaj odnajdzie, jednak znów przeliczył się. Zrobiło mu się smutno i źle, kiedy zdał sobie sprawę, że doznał kolejnego zawodu tego dnia i postanowił wrócić do domu.
            Zrobił to ostentacyjnie i głośno. Najpierw zatrzasnął drzwi na taras, potem wszedł na górę i usiadł na kanapie w małym salonie. Włączył telewizor, celowo przełączając na muzyczny kanał i podkręcił głośność. Chciał, żeby Tom wiedział, że już tu jest i choć zamknął się w swojej sypialni, Bill miał nadzieję, że jednak się stamtąd wyłoni. Gdyby teraz stanął przed nim, z pewnością dałby się prosić, ale czekał dobre kilkanaście minut, a brat nie pojawił się. Mało tego, dostrzegł w szparze między podłogą a drzwiami, że zgasło światło. Teraz jego rozgoryczenie sięgnęło zenitu. Mógłby iść do niego, wsunąć się cicho pod kołdrę i po prostu przytulić do jego pleców. Wiedział, że wówczas obyłoby się bez zbędnych słów, ale jego duma mu na to nie pozwalała. Nie… Nie ugnie się, dziś jakoś da sobie radę, a jutro?
 Jutro z pewnością znów będzie go kochał.

***

            Bill obudził się i przez chwilę zastanawiał, dlaczego u jego boku nie ma Toma? Kiedy wróciła mu świadomość, przypomniał sobie czemu tego ranka jest w łóżku sam. Poza tym właśnie dotarło do niego, że jest piątek, dzień premiery krążka Bastiena w jego muzycznym klubie. Zerknął na zegarek i mruknął. Była druga po południu. No to nieźle sobie pospał. Dziś mieli dzień odpoczynku od nagrań, dlatego też Tom nie budził go. Ciekawe gdzie był i co teraz robił? Przypomniał sobie, że kiedy sypiał u Bastiena, zawsze czekało na niego obok łóżka śniadanie. Dziś jednak był u siebie, a Tom z pewnością niczego mu nie zostawił nawet w kuchni, więc trzeba będzie ruszyć tyłek i zrobić sobie coś do żarcia samemu.
            Kiedy wyszedł z sypialni, u Toma były otwarte drzwi i nienagannie zaścielane łóżko. Nie chciało mu się brać prysznica, spał dziś grzecznie sam, więc nawet nie spocił się. Stwierdził że umyje się przed wieczornym wyjściem. Ochlapał w łazience twarz wodą, umył ręce i zęby, po czym zszedł do kuchni. Jak się spodziewał, nic dla niego nie było naszykowane, wstawił więc ekspres i zrobił sobie jajecznicę. Zjadł niespiesznie, zasiadając w salonie z laptopem. Potem zapalił i nim się obejrzał była piętnasta.
            Pomału zaczął się niecierpliwić, gdzie też może być brat. Mieli dziś po prostu odpocząć, ale może z nudów zaszył się w studio? To było bardzo możliwe, przecież nawet tam dziś nie zajrzał. Ruszył więc w kierunku drzwi i po cichu je otworzył. I faktycznie nie pomylił się, Tom siedział tyłem, wpatrzony w monitor laptopa, na którym widoczny był cyfrowy zapis fal dźwiękowych. Na uszach miał słuchawki, nieco pochylony, wyraźnie skupiony był na pracy, najprawdopodobniej coś montował. Bill nie musiał jakoś szczególnie się skradać, brat go nie słyszał, ani nie widział. Zaskoczył go więc, w dosłownym tego słowa znaczeniu, aż Tom drgnął, kiedy nagle, okrakiem usiadł mu na kolanach i bezceremonialnie ściągnął słuchawki.
            – Kocham cię i nieważne co zrobisz, wszystko ci wybaczę – wyznał, po czym wpił się w jego usta. Uznał ten pomysł za najlepszy, w jakim bez zbędnych słów wszystko wróci do normy, a te najlepsze pomysły zawsze przychodziły mu do głowy pod wpływem chwili i impulsu. Brat odwzajemnił nagły i czuły pocałunek, angażując się w niego z całą swoją miłością. Bill zawsze potrafił w kilka minut zupełnie go skruszyć i choćby nie wiadomo jak obiecywał sobie, że mu nie ulegnie, to i tak zazwyczaj nic z tego nie wychodziło. Dłonie od razu porzuciły pracę, aby pieścić pośladki ukochanego. Spłynęło na niego podniecenie i wiedział, że wczoraj podjął dobrą decyzję, aby odpuścić. Bill przyszedł do niego sam, bez żadnych roszczeń. Siedział mu na kolanach, całował go i doskonale wiedział czego chce. Czuł jego podniecenie, a i sam został rozpalony w kilka chwil.
 – Wspominałem ci już, że nie spotkałem nikogo kto działałby na mnie tak cholernie mocno? – zapytał Tom, ale zamiast odpowiedzi poczuł, jak przyspieszony oddech bliźniaka rozbija się o jego rozchylone wargi, a on chłonął w tajemnicy jego słodką nutę. Był jak uzależniony od tego specyficznego narkotyku i potrzebował  nieustannie zwiększać jego dawki. Pragnął wszystkiego; werbalnych zapewnień, niemych gestów, po prostu jego całego. Nie był już w stanie skupić się na pracy, kiedy tak blisko miał Billa, kiedy likwidował odległość kilku centymetrów, jakie jeszcze dzieliły ich rozgrzane torsy, gdy już po chwili bliźniak, ocierając się o niego, każdym ruchem doprowadzał do szaleństwa. Ciche westchnienie umykające z jego ust ginęło pomiędzy wargami czarnowłosego, które były tak blisko, że czuł ich wyjątkowy smak.
I znów kosztował go, zamykając zaborczymi ramionami szczupłe ciało w ich uścisku, aż w końcu jedna z dłoni przesunęła się po udzie bliźniaka, na nowo poznając każdy milimetr gładkiej skóry. Usta zsunęły się niżej, a on nie zaprotestował, gdy odnalazły ukojenie w zagłębieniu szyi, tworząc ścieżkę niemych wyznań zachwytu. Subtelna woń ciała pomieszana ze smakiem skóry rozbudzała zmysły, doprowadzając je do obłędu.
            Tyle może się zdarzyć między jednym pocałunkiem, a drugim... Tak oto w kilka chwil, jednym zdaniem, Tom uczynił Billa najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, upewniając go, że jest dla niego jedyny i wyjątkowy. Jego słowa zawsze potrafiły ukoić największą wątpliwość jaka się w nim zrodziła. Uwielbiał, kiedy mówił do niego między pieszczotą warg, a dotykiem dłoni. Oddając jego wargom miękką skórę szyi, odchylił do tyłu głowę. Miał wrażenie, że z przyjemności wiruje nad nim sufit. Te usta, ten dotyk... jeden jedyny i tak bardzo jego. Miał ochotę krzyczeć, jak bardzo kocha własnego bliźniaka, który go teraz pieści, którego czuje tak dogłębnie, jakby ich ciała stapiały się w jedność, na którego biodrach opiera pośladki, czując wielkość jego podniecenia.
            – Przyrzeknij, że zawsze tak będzie... I, że nigdy, nikt nie dotknie cię nawet... – schryple zażądał potwierdzenia na słowa, jakie kilka minut temu wypowiedział Tom, ale nim ten zdążył odpowiedzieć, znów szeptał w ferworze podniecenia: – Chcę, żebyś dotykał mnie wszędzie, chcę się z tobą kochać, chcę, żebyś mnie mocno zerżnął, chcę… Chcę wszystkiego! – Chaos jego wypowiedzi był dowodem niecierpliwości w oczekiwaniu na spełnienie każdego z pragnień, jakie w niej zawarł. W istocie chciał z nim wszystkiego, i czułej delikatności, i ostrej brutalności, a sam nie wiedział czego najpierw. Do wieczora było tyle czasu i mogli go spożytkować jak tylko chcieli.
            – Dla mnie liczysz się tylko ty – odpowiedział w końcu Tom.
            Bill wodził dłońmi po jego ciele, dotykał go, oplatając drżącymi palcami szyję, ramiona i wciąż mocniej przyciskał do jego bioder pośladki, brzuch do brzucha tak, że jego męskość pomiędzy nimi zaczynała pulsować podnieceniem. Delikatne pieszczoty przywiodły mu na myśl pytanie; czy brat posiadał jeszcze jakąś nie odkrytą przez niego tajemnicę? Czy było coś o czym nie wiedział, jakiś niewielki, erogenny fragment na ciele, jaki mógłby pobudzić dotykiem, muśnięciem warg i sprawić, że wulkan w jego wnętrzu wybuchnie ze zdwojoną siłą?
            Niemym wyzwaniem spojrzenia w jego oczy, zamanifestował pragnienie, po czym odebrał zaborczy, krótki pocałunek bliźniaka. A potem Tom, nie pozwalając już się pocałować, skupiał się jedynie na dotyku, spełniając prośbę, a jednocześnie zachciankę ukochanego. W tym czasie Bill zatopił dłoń w jego bokserkach, którą objął nabrzmiałą męskość. Pieszczota spłynęła na nią poprzez dotyk – pragnął doprowadzić go do szaleństwa, nim ponownie oszaleją obaj.
            Tom przymknął powieki. Czuł, że im dłużej patrzy mu w oczy, tym silniej reaguje na każdą z pieszczot, a nie chciał przecież zaraz dojść w jego dłoni, i nieważne, że mogli to powtórzyć niezliczoną ilość razy. Objął mocno jego pośladki, wsuwając palce pod jedyny skrawek materiału, jaki miał na sobie Bill, i zaraz wbił w jego gorące wnętrze wskazujący palec. Stłumiony jęk chłopaka rozbił się echem w jego głowie i zapulsował mu w dłoni swoją męskością. Pieścili się wzajemnie i znów całowali, raz po raz spoglądając sobie w oczy i wzdychając z przyjemności.
            Ta świadomość, że nikt nie działał na Toma tak jak on, że jest jedyny i nikogo nie potrafiłby dotknąć, ta pewność obezwładniała go, unosiła na wyżyny dumy, szczęścia, doprawiała skrzydeł dzięki którym czuł, że może latać.
            Na chwilę przerwał, aby pozbyć siebie i jego bokserek, które niewątpliwie były teraz niekomfortową niedogodnością. Zrobił to niezwykle szybko, aby zaraz wrócić do przyjemnych czynności.
            Podniecenie wibrowało w nich i zatracali się w każdym doznaniu, a to dopiero był start do największej, fizycznej rozkoszy, jaką człowiek może dać kochanemu partnerowi. Chcieli przeżywać to w pełni, najdłużej, najlepiej całą cholerną wieczność. Ekscytować się sobą i czerpać ze źródła przyjemności. Wzdychali między już nieco gwałtowniejszymi pocałunkami, a kiedy zwinne palce znów zakradły się między pośladki Billa wnikając w zagłębienie między nimi, rozchylił usta uwalniając z nich głośniejszy już jęk. Unosił się lekko sam i opadał, czując w sobie jego namiastkę, niecierpliwie poruszał biodrami pragnąc więcej i więcej. Więcej jego w sobie. Tym bardziej, że czuł jak jest twardy, jak gotowy by wypełnić go całego do końca, powodując lekki ból, który za chwilę zniweluje słodka, zniewalająca przyjemność. Pojękiwał w jego usta, czując jak główka penisa brata już ociera się w tym miejscu, z którego właśnie zabrał palce. Tak... Pragnął tego zastępstwa natychmiast, teraz, już! Kiedy uniósł biodra w górę, Tom bezbłędnie odnalazł w nim cel, a gdy opadł w dół, wniknął w niego natychmiast.
            Bill na krótką chwilę zatrzymał się i łącząc ich usta zacisnął zwieracze, powodując tym samym głębsze doznania, a zaraz znów wprawił swoje biodra w ekstatyczny taniec. Wir szaleńczej przyjemności wciągał ich coraz silniej. Unosił się i opadał. Najpierw wolno, do granic możliwości w górę, po czym w dół, kiedy to bliźniak mógł wniknąć w niego aż po same jądra. Wtedy pławił się w rozkoszy, patrząc mu w oczy i czując, jak pulsuje w nim podnieceniem. Z trudem chwytał powietrze, wyznaczając ciału ścieżkę do rozkoszy w jego ramionach. Pozbawiał go z łatwością oddechu, kiedy znów obejmował wargami jego usta, tak po prostu wychodząc z założenia, że po co ma oddychać powietrzem? To przecież Bill stanowił jego oddech, to nim oddychał, chłonąc każdy dotyk, każdą pieszczotę.
            Nie chciał nawet na moment odrywać się od niego, pragnął czuć ten gorąc jaki go przenikał, mieć go tak blisko, być spójną jednością z każdym tchnieniem, z każdym ruchem bioder czując, jak ociera się w jego wnętrzu prowadząc na szczyt.
            Tom nie zaprotestował, kiedy Bill będąc już bliski spełnienia wbił paznokcie w skórę jego łopatek, ale ku zdziwieniu brata, mocniej zacisnął dłonie na jego pośladkach i wstał, a już po chwili Bill poczuł na plecach miękką płaszczyznę stojącej nieopodal kanapy. Szatyn zawisł nad nim, opierając dłonie po obu stronach jego torsu.
            – Uwielbiam, kiedy pokrywa mnie twoje ciało… – szepnął Bill, wpatrując się w niego roziskrzonymi oczami. Wtedy zawsze czuł go mocniej, goręcej, a to sprawiało, że pragnął zatrzymać w miejscu czas. Przesunął stopy wzdłuż jego ud i oplótł go nogami, niczym bluszcz.
            Tom, zaangażowany w tworzenie ich wspólnej rozkoszy ponownie okrył jego usta swoimi, jak przed chwilą otulił go swoim ciałem. Rytmicznie wchodził w niego, a Bill znów objął szczelnie swoim wnętrzem jego męskość, dając jeszcze lepszą spójność cudownym otarciom. Obaj poddali się rozkoszy, jaka wezbrała w nich wysoką falą, pochłaniając każdą myśl i każdy oddech. I na kilka chwil przestali oddychać, chłonąc przyjemność, jaką wzajemnie się obdarowywali. Bill przymknął na moment powieki, czując jak jest bliski słodkiego szybowania w przestworzach i wystarczyło jeszcze tylko kilka pchnięć, a ekstaza obezwładniła go i nie wiedział już czy tonie, czy unosi się. Umierał tu z rozkoszy, a dusza oddzieliła się od ciała, żeby po chwili znów brutalnie w nie wtargnąć uspokajając rozszalałe zmysły. Jego krzyk oznaczał goszczącą w nim, wszechobecną rozkosz.
            Sprawcą tego wszystkiego mógł być jedyny człowiek, dzięki któremu był teraz w swoim własnym niebie.