niedziela, 15 marca 2020

Część 85.




Część 85.



            Bill leżał na wielkim, małżeńskim łożu hotelowego apartamentu, czekając na Toma, który na chwilę zniknął w łazience, aby się odświeżyć. Wracając, zgasił światło.
            – Czemu zgasiłeś? – Uniósł głowę z poduszki.
            – Przecież zaczęło już jaśnieć. – Brat rzucił spojrzeniem w stronę okna.  
            – Za jakieś dwie godziny będzie tu Bastien, musimy wcześniej się stąd zebrać – zauważył czarnowłosy.
            – To jeszcze dużo czasu… – szepnął Tom, który właśnie ułożył się obok niego, ani słowem nie wspominając o swoim zamiarze. Nie chciał niczego psuć, pragnął jeszcze być z nim, najdłużej jak tylko się dla, dlatego nie wypowiedział na głos myśli, że zamierza wyjść stąd sam. Ich świat zamknięty był teraz w hotelowym apartamencie. Przymknął na chwilę powieki, pod którymi miał jedyny obraz i choć wystarczyło je otworzyć, aby znów móc zapisywać w pamięci jego piękno, to wciąż były przymknięte. Bill wtulił się w niego lekko drżąc i leżeli kilka minut przytuleni do siebie tak mocno, jakby stanowili jedno ciało. Po chwili jednak przywarł ustami do ust Toma, pragnąc znów przypomnieć sobie ich smak. Był tak uzależniająco-narkotyczny... Przylgnął do niego jeszcze ciaśniej, mając nawet wrażenie, że za chwilę stopią się w absolutną jedność. Odszukał swoją dłonią dłoni Toma, splatając ich palce. To, co jeszcze wczoraj było tak odległe i nieprawdopodobne, dziś stało się rzeczywistością. Miał go teraz znów przy sobie i czuł wszechogarniające go szczęście.
            Tom kosztował go tej nocy na wiele sposobów i chciał znów skosztować kolejny raz. Bill pozwalał mu tonąć w oceanie rozkoszy, jakby uchylał bramę nieba, by dostrzegł to wszystko, co czeka go na końcu tej drogi. Pragnął być znów wirtuozem krzyków przyjemności, kiedy on stanie się jego instrumentem, dzięki któremu sam popadnie w amok zmysłów. Trwała krótka chwila wytchnienia, między jednym aktem a kolejnym, ale wiedział, że brat nie da mu zbyt długo odpocząć, i sam chciał wykorzystać ten czas jak najpełniej. Bill wyczuwał, że już nie każe mu czekać dłużej, za chwilę weźmie go znów, aby zaprowadzić do gwiazd, ale tym razem to on sam przejął inicjatywę usadawiając się okrakiem na jego biodrach i opadając niezliczoną ilością czułych muśnięć na cudownie wyrzeźbiony tors. Dotykał go wszędzie, po woli, delikatnie i czule pieszcząc opuszkami palców brzuch, dotykał męskości i całował usta. Kiedy Tom próbował się poruszyć i unieść - nie pozwolił. Jedyne na co dał mu swoje przyzwolenie, to był dotyk jego dłoni na szczupłym ciele czarnowłosego, który jednak też po chwili utracił. Zsunął się nieco niżej czując, jak drżą mu uda, a usadawiając się między nimi, gestem dłoni nakazał mu je bardziej rozszerzyć. Pieszcząc dłonią jego męskość, zatonął ustami pomiędzy pośladkami bliźniaka. To dopiero był początek przyjemności, jaką pragnął wymalować w nim fajerwerkami doznań i ogniem pragnienia. Cudownie było słyszeć jego jęk ponad wszystkim, teraz wiedział, że czuł się wyjątkowo i wspaniale, kiedy językiem torował drogę do obopólnego spełnienia. Członek szatyna w jego dłoni natychmiast stwardniał.
            Pokój wypełniły głośne westchnienia. To z ust Toma wypływała co jakiś czas ta upojna dla uszu Billa melodia, ale jeszcze chwila, moment, a wyrywać będą się z nich zupełnie inne dźwięki. Rozstawił szerzej uda, zgodnie z sugestią brata, a na pieszczotę, jaką mu właśnie serwował, serce natychmiast przyspieszyło. Zamilkł na moment, kiedy czarnowłosy przestał zajmując wcześniejszą pozycję i układając kolana po obu stronach jego ciała, uniósł biodra. Chwila elektryzującego oczekiwania i z wolna zaczął opadać, kierując wciąż trzymaną w dłoni jego męskość pomiędzy swoje pośladki.
            Bill jęknął podniecająco, kiedy słodkie napięcie przepłynęło przez rozżarzone ciało w chwili, gdy główka naparła powoli niknąc w nim. Oddychał głośno czując w sobie tę wielkość. Uwielbiał, gdy Tom wypełniał go nim po brzegi, kochał ten specyficzny ból przeradzający się w nieziemską przyjemność. Dokładnie jak teraz.
            Szatyn zakleszczył dłonie na jego biodrach. Czuł tę obłędną ciasnotę i nadal nie wiedział; jak on to robi, że wciąż taki jest? Był już cały w nim, imponująco duży i czekając na jego ruch, podarował mu kilka sekund na kolejne przyzwyczajenie się do tej wielkości, ale już po chwili Bill poruszył biodrami, sygnalizując, że zaraz rozpocznie swój taniec i tak też się stało. Unosił się i opadał, czując całkowite wypełnienie nim i jego miłością, urealniając każde pragnienie i każdy obraz, który dotąd jedynie jawił się pod jego powiekami, czyniąc ze swojego ciała świątynię rozkoszy. Lawina gorących dreszczy spłynęła na nich wraz z nadejściem pierwszych pchnięć. Obaj chłonęli rozkosz, obdarowując się głośnym wyrazem przeżywanego szaleństwa, chociaż to dopiero był początek. Rozdzierająca przyjemność wewnątrz ciała wprawiała uda w lekkie drżenie.
            Kiedy Tom uniósł się zakleszczając jego szczupły tors w swoich silnych ramionach, Bill od razu oplótł go swoimi. Nie zaprzestając się na nim poruszać, wygiął plecy w lekki łuk, a wtedy poczuł na swojej szyi gorące usta brata. Z jego warg wyrwał się głośny jęk, ale zaraz szepnął schrypłym, oszołomionym przyjemnością głosem;
            – Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham…
            – Ja ciebie też kocham… – usłyszał w odpowiedzi i już niczego więcej mu nie było trzeba.
            Nie zaprzestając ruchów bioder, wtulił się w silne ramiona wiedząc, że to jego miejsce na ziemi, miejsce, jakie znalazł przy nim. To był jego dom, ostoja spokoju i oaza, gdzie zawsze mógł znaleźć krople życiodajnego uczucia i szczęścia. Teraz kompletnie wszystko, oczywiście wszystko oprócz niego, oprócz nich tu i teraz, straciło jakiekolwiek znaczenie. Ich ciała połączone były w tańcu, do którego dążyli tak zachłannie przez ostatnie chwile. Bill miał wrażenie, że czuje go w sobie bardziej, pełniej... Rozgrzana skóra ocierała się o siebie, a usta Toma zaznaczały na jego szyi sobie tylko znane wzory, kradnąc każdy dreszcz należący tylko do niego. Czy był w pełni świadom tego, jaką przyjemność mu sprawia? Gdyby mógł teraz poczuć to samo, może nie zdołałby tego udźwignąć? Ale Tom wcale nie odbierał tego słabiej, kochał go całym sobą i sycił się tymi chwilami, mając świadomość, że nieuchronnie zbliżają się do końca, a to właśnie pokrywało obłędną przyjemność woalem smutku. I chociaż w zasadzie wciąż się wahał, nie mając stuprocentowej pewności, czy zdoła stąd odejść, to jednak rozsądek właśnie to mu nakazywał. Nic więcej nie mógł mu dać, choć tak naprawdę już dawno poświęcił całego siebie. Objął go teraz mocno ramionami, aby pozostawał jak najbliżej, aby ich ciała każdą płaszczyzną skóry ocierały się o siebie. Przesunął dłońmi powoli w dół, zachłannie błądząc po plecach, badając każdy ich centymetr. Pieszczotą ust wciąż malował na jego ramionach i szyi ekstazę, sięgając w końcu i ust.
            Bill poruszał się na nim coraz szybciej, w każdym rytmicznym ruchu, jakby sam jeszcze bardziej chciał się na niego nabić, jakby chciał poczuć go jeszcze głębiej i boleśniej, chociaż nie wiedział, czy to było jeszcze możliwe. Chciał istnieć nieskończenie długo, kołysany w ciepłej łodzi jego ramion. Pragnął czerpać rozkosz z jego rozkoszy, móc tak trwać długo i długo, biec krętą, upojną ścieżką na sam szczyt, gdzie odnajdą spełnienie. Mocniej, głębiej, pełniej.. Tak... Chciał tak trwać, czując w sobie każde drgnienie jego męskości, czuć jak bardzo teraz jest dla niego, jak może posiadać go na własność, jednocześnie oddając mu siebie. Splecione języki, niemal wtopione w siebie ciała, głuche jęki i obezwładniająca ekstaza. Tylko z nim mógł dosięgnąć takiego nieba... Dla tej miłości poświęciłby wszystko.
            Usta znów dopadły do siebie w słodkim, chaotycznym pocałunku, który po chwili przerodził się w gorącą namiętność. Tom słyszał, że spomiędzy warg umyka ciche pojękiwanie bliźniaka i wiedział, że jego szczyt jest już blisko. Sam powstrzymywał się resztką sił, oczekując na niego. Zaprzestał pocałunku, chcąc zapamiętać na zawsze to jego przeżywanie, jakiego nigdy wcześniej, ani przed nim, ani po nim, z nikim nie doświadczył. Wciąż mocno trzymał go w ramionach, czując jego drżenie i pierwsze spazmy orgazmu. Patrzeć w jego oczy, kiedy spełniał się, wsłuchiwać w krzyk układający się w jego imię... Bezcenne. I tylko pragnienie, aby spić każde słowo z tych podniecająco rozchylonych, wilgotnych i nabrzmiałych od pocałunków warg, było tak trudne do pohamowania.
            Sycąc się jego rozkoszą, chłonął to upojne drżenie ciała i chwilę, kiedy wolno uspokajało się. I dopiero teraz poczuł, jak popada w otchłań swojej ekstazy mocno przywierając do ust Billa, wpił się w nie bez opamiętania. Pocałunek stłumił jęk, krzyk i każdy dźwięk, jaki mógłby wydostać się na zewnątrz, kiedy w kilku silnych skurczach zalał jego wnętrze sobą. Ostatnie pchnięcia, ostatnie ruchy… Ostatnie kilka minut, kiedy jeszcze mógł w nim być, dlatego wciąż pozostawał tam wewnątrz, i mocno przyciskając go do siebie, podarował mu także ostatnie krople siebie. Dopiero teraz ciało zaczęło wolno się uspokajać, a każda euforyczna emocja opadła z niego i stał się lekki jak zgubione przez rajskiego ptaka pióro, które wolno opada z przestworzy. Lecz czarnowłosy jeszcze zupełnie nie zdołał wyciszyć swojego rozedrganego ciała. Tom był wciąż w nim twardy, choć już spełniony, a to napędzało nową falę podniecenia. I dopiero po chwili mógł osunąć się do piekieł, sięgnąwszy najpierw raju do jakiego zawiódł go brat.
            Opadli zmęczeni na pościel przymykając na chwilę powieki. Nadzy, spoceni i jeszcze nieziemsko szczęśliwi, leżeli wtuleni w siebie po akcie pieczętującym ich miłość. Tom wiedział, że nawet jeśli wróci do pokoju, w którym być może spała już jego kobieta, z pewnością dziś nie zmruży oka, w dodatku nie potrafił przewidzieć, jak się potoczy finał tej nocy. Leżał tak kilka minut w zamyśleniu, a kiedy uchylił powieki zauważył, że Bill mu się przygląda. Widział w tym spojrzeniu miłość, czułość i oddanie, a on... On nie patrzył na niego teraz wcale inaczej i jedyne czego w tej chwili pragnął, to zatrzymać czas, ale ten uciekał nieubłaganie, i wiedział, jak niewiele im go zostało. Wtopił palce pomiędzy czarne włosy bliźniaka, przeczesując je i wpatrując się w najpiękniejsze oczy. Bill ułożył mu ciepłe dłonie na policzkach, z miłością kradnąc każde spojrzenie. Nie było słów jakimi mógłby opisać, jak cudownie było mu tej nocy z nim, i dzięki niemu. Spełniło się jego marzenie i wiedział, że nigdy nie zapomni tych chwil. Bo tak naprawdę nie był w stanie zapomnieć czegokolwiek, co zrodziło się między nami i co razem przeżyli. Czas spędzony z nim był najpiękniejszym i tak właśnie chciał wieść całe życie, mając go u swojego boku, a w tej chwili nawet nie dopuszczał do głowy innej opcji. Wierzył, że za chwilę wstaną, ubiorą się i wyjdą stąd razem, a potem wyjadą, zostawiając to wszystko, może nawet mijając się gdzieś w drodze z autem Bastiena? Wrócą do Berlina, a może postanowią zamieszkać zupełnie gdzieś indziej? Nie ważne gdzie, ale zaczną nowe, wspólne i szczęśliwe życie już na zawsze razem. Bo czymże było istnienie bez niego? Jakąś pustką i marną wegetacją. Nie chciał już takiego życia, pragnął znów widzieć w nim jego, tym razem już na zawsze. W tej chwili był nieziemsko szczęśliwy i nawet nie przeczuwał, jak szybko znów zostanie strącony w czarną otchłań rozpaczy.
            – To dziwne… – odezwał się w końcu.
            – Co jest dziwne? – Tom zerknął na niego z zaciekawieniem.
            – To, że działasz na mnie jeszcze bardziej intensywnie niż wtedy, kiedy byliśmy razem, sam nie wiem, może to przez tą rozłąkę, a może dlatego, że tak długo na to czekałem? – Uniósł się na łokciu i patrzył mu wnikliwie w oczy.
            Szatyn uśmiechnął się czule. Doskonale to wiedział, ale znów zapragnął usłyszeć słowa, jakie Bill wypowiedział wcześniej, nim jeszcze wylądowali w łóżku.
            – Działam na ciebie bardziej, niż Bastien?
            – Przecież to wiesz, ale jeśli chcesz potwierdzenia ode mnie, to znów mogę to powtórzyć… Nigdy z nikim nie było mi tak dobrze, jak z tobą – odpowiedział Bill i przez chwilę pieścił w zwiewnym pocałunku jego wargi.
             – A zdajesz sobie sprawę, co się właśnie stało? – zapytał nagle Tom, kiedy rozłączyli usta.
            W tej chwili przez głowę Billa przepłynęło kilka odpowiedzi na to pytanie, a nie wiedząc którą ma wybrać, chciał się dowiedzieć, co miał na myśli brat.
– Stało się pewnie niejedno, ale zależy o czym pomyślałeś – uśmiechnął się, wtulając w jego tors.
– Zdradziłeś Bastiena.
            Bill spodziewałby się wielu odpowiedzi, ale nie tej. Że też nie miało mu co przyjść do głowy w takiej chwili!? On akurat pomyślał między innymi o tym, że ta noc wszystko zmienia, że teraz będą już razem, zostawiając za sobą to całe zamieszanie, jakie było konsekwencją ich rozstania, ale nawet przez moment nie przyszło mu do głowy to, o czym powiedział Tom. Te słowa zdenerwowały go i trochę ściągnęły z obłoków, na których wciąż się unosił. Nie wiedział dlaczego właśnie teraz o tym wspomniał, ale nawet nie zamierzał się usprawiedliwiać.
            – A ty właśnie zdradziłeś swoją narzeczoną, z którą miałeś dziś wziąć ślub – zripostował bez dłuższej chwili namysłu.
            Bliźniak westchnął i wbił wzrok z sufit. Najwyższa pora była, aby stąd wyjść i teraz musiał jakoś spokojnie przygotować na to Billa.
            – Z którą wezmę dziś ślub – poprawił go.
            – Co? – zaśmiał się czarnowłosy, obstawiając, że brat jedynie się z nim droczy, ale kiedy Tom był zupełnie poważny i nie odpowiadał, usiadł, czując na całym ciele dreszcz niepewności i strachu. Patrzył na niego kilka sekund, ale zaraz dodał: – Tommy, ty żartujesz, prawda?
            – Nie, nie żartuję – odpowiedział szatyn ze ściśniętym sercem, po czym także usiadł, opuszczając stopy na podłogę. – Ożenię się dziś, Billy. – Odwrócił głowę i spojrzał bratu w oczy, które z wolna napełniały się łzami. Ten widok totalnie złamał mu serce, ale wciąż czuł, że to jest najlepsze wyjście z sytuacji, a to, co właśnie się stało było ich pożegnaniem, chociaż, może wcale nie musiało nim być, gdyby Bill tylko zechciał… Nie, to był idiotyczny pomysł. To należało definitywnie zakończyć.
            – Chcesz powiedzieć, że przespałeś się ze mną tylko dlatego, bo miałeś na mnie ochotę?! Że to niczego nie zmienia? – wybuchnął Bill.
            – Nie, to nie tak… Posłuchaj mnie, Billy. Kocham cię i doskonale o tym wiesz, ale tak będzie lepiej dla nas obydwu. Chciałem się z tobą po prostu pożegnać, tak po naszemu… To znaczy chcę mieć z tobą kontakt, ale nie możemy być razem, nie możemy być parą.
            – Niby dlaczego? Nadal boisz się, że będę cię zdradzał? Na co mam ci przysiąc, Tommy? – Billowi załamał się głos.
            – Tak, boję się, ale nie tylko o to chodzi.
            – A o co, Tommy? O co może jeszcze chodzić? Cała reszta nie ma dla mnie żadnego znaczenia, mogę stąd wyjść, wyjechać z tobą gdziekolwiek i mam w dupie resztę świata, bo dla mnie to ty jesteś całym światem, ale jak widać ja dla ciebie już nie jestem nawet jego małym kawałkiem!
            – Przestań tak mówić, dobrze wiesz, że to nieprawda i tylko ciebie kocham, ale zrozum, to się nie uda. Nasze drogi rozeszły się, każdy ma swoje życie, każdy ma kogoś. Jeśli uciekniemy, zranimy ich. Mam ją zostawić kilka godzin przed ślubem? Za chwilę będzie tu Bastien, co mu powiesz? No właśnie, muszę się zbierać. – Wstał i podniósł z podłogi swoje bokserki, które założył.
            – A kto mi kiedyś mówił, że w miłości trzeba być egoistą, co? No kto? I tylko dlatego, chcesz się resztę życia męczyć z laską której nie kochasz? Tylko z obawy, że ktoś niewiele znaczący będzie miał złamane serce, chcesz już na zawsze złamać swoje i moje? – Bill nie dawał za wygraną, z całej siły starał się go przekonać i zatrzymać, w międzyczasie ubierając się. Tom miał w jednym rację, niebawem przyjedzie Bastien, ale nie chciał tu na niego czekać, cokolwiek się stanie.
            – Billy, nie ułatwiasz mi tego… – westchnął Tom, naciągając koszulkę i siadając na łóżku. Czuł się bardzo słaby i właśnie w takiej chwili przyszedł mu do głowy szatański pomysł. Ta miłość, zupełnie odbierała mu rozsądek. – Możemy to jakoś inaczej poukładać…
            – Niby jak? – Czarnowłosy mrużąc oczy, wbił w niego pytające spojrzenie. Też już kompletnie ubrany, usiadł obok.
            – Możemy się przecież spotykać – szepnął.
            Bill nie spuszczał z niego wzroku.
            – Co ty masz na myśli, Tommy?
            – No wiesz… – Tom odwrócił głowę, znacząco patrząc na brata, którego spojrzenie teraz wyrażało zaskoczenie, szok i niedowierzanie.
            – Co? Czy ty się słyszysz!? – Poderwał się z łóżka i odszedł kilka kroków, po czym wrócił i stanął na wprost Toma. Był naprawdę w niemałym szoku, tego po swoim bliźniaku się zupełnie nie spodziewał, bo to jednak zawsze on był tym bardziej uczciwym. Nie wytrzymał. – Myślałem, że wszystko przemyślałeś, że jednak chcesz być ze mną, bo mnie kochasz, a ty mi najpierw wyskakujesz z tekstem, że jednak chcesz się ożenić, a zaraz proponujesz mi, żebym został twoim kochankiem?! Wiesz, jakie to jest nie w porządku wobec tej dziewczyny? Nie dość, że zdradziłeś ją w dzień ślubu, to chcesz to robić nadal? To naprawdę żałosne, Tom.
            – Przecież wiesz, że jej nie kocham.
            – I to jest naprawdę powód, żeby tak ją krzywdzić? Dobrze wiesz, że uczciwiej by było ją po prostu zostawić. A może chcesz mieć i ją, i mnie, co? – Bill pochylił się z wściekłością patrząc mu w oczy. – Bo jeśli tak, to zapomnij. Nie będę twoim kochankiem, niedoczekanie twoje! Musisz wybrać, albo ona, albo ja! Jeśli miałbym zranić Bastiena, to zrobię to tylko raz, wracając do ciebie. Nie będę z premedytacją go zdradzał!
            – A mnie mogłeś, tak?
            – To był mój błąd, za jaki zapłaciłem wysoką cenę i dobrze o tym wiesz, Tommy. Żałuję tego, ale czasu nie cofnę i nie chcę popełniać znów tych samych błędów, bo już zdążyłem się na nich czegoś nauczyć. To, że dziś poszedłem z tobą do łóżka, to tylko dlatego, bo wierzyłem, że rzucisz to wszystko i wyjedziemy, bo mnie kochasz, bo to ja jestem miłością twojego życia, bo chcesz, abyśmy razem byli szczęśliwi! A ty wyjeżdżasz mi z propozycją, żebyśmy zostali kochankami?! Gdybym to wiedział, nie pozwoliłbym ci się dotknąć! – Bill nie krył wzburzenia, był załamany tym, co właśnie powiedział brat. Jednak to ostatnie zdanie było kłamstwem, bo prawdopodobnie, nawet gdyby Tom od razu postawił sprawę jasno, to i tak nie potrafiłby mu się oprzeć. Ale teraz, znając jego punkt widzenia wiedział, że będzie stanowczy i nigdy się na to nie zgodzi.
            Tom westchnął i przesunął dłonią po twarzy.
            – Masz rację, przepraszam, to było głupie z mojej strony, zapomnij o tym, wybacz. Po prostu kocham cię i na samą myśl, że znów cię stracę, totalnie mi odwala. – Bill patrzył na niego w chwilowym milczeniu, z wyrzutem i smutkiem, był załamany. Chyba oszalał, posuwając się do czegoś tak haniebnego, ale oto co zrobiła z nim ta miłość, do czego był zdolny w obliczu kolejnej straty. Może jednak powinien z nim teraz wyjechać, zostawić Laurę? Ale jak ma tak po prostu odejść bez słowa? To też by było wielkim świństwem, w dodatku w taki dzień. I chciał być z Billem, i bał się jednocześnie, bał się ryzyka i nie umiał podjąć właściwej decyzji. Chyba naprawdę zwariował, niepotrzebnie tu wrócił i poszedł z nim do łóżka, to znów zrobiło mu z mózgu papkę. Nie po to zdecydował się na ślub, nie po to chciał zakładać sobie te kajdany, żeby teraz zwyczajnie się poddać. Życie z nim było kuszącą wizją, ale jednocześnie naznaczoną wysokim ryzykiem. Czy po to uciekał, wytrzymując tyle czasu z daleka od niego, aby teraz znów dać mu się omotać?
            – Naprawdę potrafiłbyś się mną dzielić…? – odezwał się w końcu czarnowłosy.
            – Nie. – Brat potrząsnął głową. – Przepraszam cię za to, przy tobie po prostu tracę rozum.
            – Nie wiem po co tu wróciłeś, Tommy. Jeśli wiedziałeś, że to nic nie zmieni i mimo tej nocy i tak się ożenisz, nie trzeba było tu wracać. Chociaż… Chyba już wiem dlaczego… – Bill wpatrywał się bratu w oczy, mając swoje już pełne łez. – Widzisz? A jednak stałem się twoją przedślubną zabawką, choć nie wierzyłem, że jesteś do tego zdolny… – Odwrócił się i podszedł do okna, z tej bezradności i rozpaczy po policzkach popłynęły mu łzy.
            – Billy… To nieprawda, nie byłeś żadną cholerną zabawką! – Tom podszedł do niego, obejmując od tyłu ramionami. – Wróciłem tu, bo nie umiałem stąd odejść, bo bardzo za tobą tęskniłem, i cię kocham…
            – Jeśli się kogoś kocha, to chce się z nim być, a ty chcesz wziąć ślub z dziewczyną, której nie kochasz. Dlaczego chcesz jej zniszczyć życie, a przy okazji sobie i mnie? Tommy, co się z tobą stało? Błagam cię, zastanów się, póki jeszcze nie jest za późno! – Bill odwrócił się do niego, wciąż będąc oplecionym jego ramionami.
            – Już jest za późno, Billy… Już nie ma odwrotu…
            – Nieprawda, wcale nie jest za późno! Właśnie teraz jest ostatnia chwila! Co cię do tego pcha, Tommy? Dlaczego chcesz sobie założyć te kajdany? Przecież do cholery tylko ze mną byłeś szczęśliwy!
            – Tak, masz rację. Tylko z tobą byłem szczęśliwy i nie chcę zatrzeć tych wspomnień kolejnym bólem – odpowiedział brat spokojnie i bez życia, jakby uszło z niego powietrze.
            – Ty naprawdę cały czas boisz się, że mógłbym cię zdradzić?
            – Tak… Powiedziałeś mi, że nie zdradzisz Bastiena, a jednak zrobiłeś to ze mną. To by się nie udało, Billy… – Tom opuścił ramiona i cofnął się kilka kroków.
            – Tommy, ty nadal nie rozumiesz, że to zupełnie inna sytuacja?! Kochałem się przecież z tobą, z największą miłością mojego życia, każdego bym zdradził z tobą wierząc, że chcesz być ze mną, ale ciebie nie zdradziłbym już nigdy z nikim! Za błąd jaki popełniłem wtedy, zapłaciłem najwyższą cenę, popełniłem go dla głupiej zachcianki, dla nic nieznaczącego flirtu. Straciłem cię przez to i nigdy więcej bym tego nie zrobił, rozumiesz? Jak mam cię przekonać!?
            – Może z początku byś mnie nie zdradzał, ale w końcu byś to zrobił, Billy…
            – Gówno prawda, ale widzę, że masz swoją teorię i nie przekonam cię… – zrezygnowanie westchnął czarnowłosy. – Trudno, jeśli chcesz to odejdź, jest prawie siódma i pewnie zaraz będzie tu Bastien, więc nie ma już czasu, zresztą miałeś go już wystarczająco dużo na decyzję. To jedynie utwierdza mnie w przekonaniu, że chciałeś się tylko zabawić. Ale jeśli naprawdę mnie kochasz, przypomnij sobie nasze wspólne chwile i to, jak bardzo kiedyś byliśmy szczęśliwi – Billowi załamał się głos, kiedy to mówił. Tom zawahał się i zatrzymał się w połowie drogi do drzwi. Nie było już czasu na tłumaczenie, ani przekonanie Billa, że to wcale nie tak, przecież nie chciał się tylko zabawić. On pragnął jeszcze raz cofnąć się w czasie, i na nowo przeżyć upojne chwile, najlepsze, jakie mógł mieć tylko z nim. Wrócił te kilka kroków, jeszcze raz objął bliźniaka i pocałował ostatni raz, długo i namiętnie, czując na jego ustach smak słonych łez.
            – Chciałbym dać ci szczęście, ale nie mogę… W sumie ja już nic nie mogę ci dać – szepnął, odrywając od jego ust swoje.
            – Możesz… – odpowiedział cicho Bill. – Podaruj mi kłamstwo, że chcesz ze mną być.
            – To nie byłoby kłamstwo, bo bardzo tego chcę, ale nie mogę… Mam nadzieję, że z Bastienem będziesz miał to wszystko, czego nie możesz mieć ze mną.
            Wiedział, że powinien już stąd wyjść, ale z każdą minutą, było mu coraz trudniej go tutaj zostawić, jednak jeśli nie chciał, aby zastał go tutaj Bastien, będzie musiał wziąć się natychmiast w garść. Jeszcze przez chwilę patrzył na zapłakaną twarz brata, serce pękało mu na tysiąc kawałków, ale zaraz odwrócił się i ruszył do drzwi. Nim jednak nacisnął klamkę, zatrzymał go rozpaczliwy głos bliźniaka:
            – Tommy, zaczekaj!
            Nim odwrócił się, przymknął na chwilę oczy. Bill chyba wiedział co robi, bo stawał się coraz słabszy, ale ku jego zdziwieniu, teraz nie zatrzymał go po to, aby znów prosić, żeby z nim był. Kiedy w końcu zerknął za siebie, brat właśnie wyjmował coś z podręcznej torby, z czym po chwili zbliżył się do niego.
            – To jest twój ślubny prezent ode mnie. Myślałem, że dam ci go kiedyś, kiedy znów będziemy razem, ale jeśli nie chcesz już ze mną być, daję ci go teraz. – W dłoni trzymał jakiś gruby zeszyt w ładnej oprawie.
            – Co to jest? – zapytał.
            – Mój dziennik, najpierw musiałem go pisać po wyjściu ze szpitala, potem  robiłem to bo chciałem. Może go wcale nie przeczytasz, ale chcę, żebyś go miał, mi już nie będzie potrzebny.
            Tom wziął w dłoń to, co podarował mu brat, zdając sobie sprawę, jaką jest skarbnicą wiedzy o całym tym czasie, kiedy zupełnie nie wiedział co się u niego dzieje. Wtedy dałby wszystko, żeby móc się o tym dowiedzieć, a teraz chyba już wiedzieć tego nie chciał. Skinął tylko głową i jeszcze raz spojrzał na niego, po czym wyszedł bez słowa, zamykając za sobą drzwi.
            Bill pozostał w bezruchu, stojąc w tym samym miejscu w jakim zostawił go Tom. Czy tak to wszystko miało się zakończyć? Już naprawdę nie było odwrotu? Kiedy zdał sobie sprawę z tego, że to jest definitywny koniec i, że nawet nie powinien mieć cienia nadziei, wrócił w głąb apartamentu i osuwając się na łóżko, które jeszcze pachniało ich miłością, rozpłakał się rzewnie, nie próbując już tłumić w sobie żalu. Nie dbał o to, że będzie miał podpuchnięte oczy, nie dbał o nic, a wręcz zastanawiał się, czy nie wrócić zaraz z Bastienem do Berlina, aby nie uczestniczyć nawet w tej ceremonii, która miała być jednym, wielkim oszustwem. Tonął we łzach, choć wolałby w jego objęciach, ale na to już nie miał żadnego wpływu, bo zrobił wszystko co mógł, starał się najlepiej jak umiał, aby przekonać go o swojej miłości i żalu za wszystkie popełnione względem niego grzechy. Tom zostawił go kolejny raz, był zagubiony i załamany. Za kilka godzin miał uczestniczyć w ceremonii, która definitywnie miała pogrzebać wszystkie jego marzenia, nadzieje, i miłość. Przecież nie zdoła wykrzesać z siebie nawet cienia uśmiechu, nie widział też sensu w swoim dalszym życiu, ani w kolejnych godzinach, i zupełnie nie wiedział co ma teraz robić. Zacisnął pięści na i tak już zmiętoszonej pościeli, i wcisnął w nią twarz. Bastien lada chwila tu będzie, jak więc ukryje przed nim swoją rozpacz? Przecież wszystko po nim pozna, od razu się domyśli, że coś się wydarzyło. Doskonale go znał i wiedział, kiedy trawiło go najmniejsze strapienie, a dziś to była lawina zgryzoty, jaka spadła na niego w kilka minut, więc tym bardziej jego aktorstwo na nic się dziś nie przyda.
            Dobre kilkanaście minut leżał na łóżku bez życia i tylko z jego oczu wciąż wypływały nowe łzy. Już nawet nie czuł bicia swojego serca, mając wrażenie, że zupełnie umarło. A może jednak nie był za nadto zdeterminowany w tym przekonywaniu Toma? Może powinien się lepiej postarać i jakoś o niego zawalczyć? A jeśli by poszedł do tej dziewczyny i powiedział jej prawdę? Czy uwierzyłaby? Może jeszcze nie wszystko było stracone? Co miał więc zrobić?
            Znów poczuł bicie swojego serca. Pełen wątpliwości i pytań do samego siebie, zerknął na zegarek. Było dwanaście po siódmej, Bastien będzie tu lada chwila i nie chciał, żeby go w takim stanie zobaczył. Postanowił się przejść, przewietrzyć i pomyśleć, odrobinę uspokoić. W serce znów wkradła się mała kropelka nadziei.
            Ruszył do drzwi zabierając ze sobą tylko papierosy i zapaliczkę, a wychodząc zatrzasnął je za sobą i w obawie przed tym, że może spotkać przy windzie Bastiena, ruszył schodami na dół. Cały czas był bardzo ostrożny, bo za nic nie chciał się teraz na niego natknąć. Schodząc z ostatnich stopni, wpatrywał się w drzwi wyjściowe, czy czasem nie zatrzymał się za nimi jakiś samochód. Zostawił klucz w recepcji i wychodząc na zewnątrz, dokładnie się rozejrzał. Na szczęście przed hotelem było zupełnie pusto, był ciepły poranek i zapowiadał się piękny dzień, w pobliskich drzewach śpiewały ptaki, a promienie kierującego się ku górze słońca, właśnie zaczęły wyłaniać się zza sąsiedniego budynku. Bill zupełnie nie wiedział dokąd ma iść, ale musiał jak najszybciej stąd zniknąć, bo w każdej chwili mógł podjechać pod hotel samochód Bastiena. Skierował się w prawą stronę, gdzie zaraz skręcił za sąsiednim budynkiem, a tam już nie był widoczny dla kogoś, kto teraz ewentualnie podjechałby pod hotel. Szedł, zupełnie nie wiedząc dokąd, omotany dręczącymi go myślami, aż w końcu zatrzymał się nieopodal małego kościoła, w którym to miała odbyć się dzisiejsza ceremonia. Zapalił papierosa i patrzył na ten budynek w zamyśleniu.
            Czas zatrzymał się w miejscu i mimo, że przybytek, przed którym właśnie się znalazł, był domem samego Boga, to dla niego był piekłem, w którego wnętrzu miał za kilka godzin spłonąć, a teraz właśnie stał u jego bram.

***


I tak oto znalazłem się na początku końca moich zwierzeń. Opowiedziałem Wam już wszystko, mogliście poznać kawałek mojego życia, ten najpiękniejszy czas, który był dla mnie największym szczęściem, jaki wspominam z czułością. Znacie też te chwile, które przez moją własną głupotę naznaczone były cierpieniem i bólem, stając się moim największym dramatem. Już wiecie, jak wyglądało moje i Toma życie, znacie niemal każdy jego szczegół do tej minuty, do chwili, kiedy rozterki przywiodły mnie w to miejsce. Miejsce, w jakim za kilka godzin rozegra się największa tragedia mojego życia. Stoję przed tym kościołem, te drzwi wciąż jeszcze zamknięte, są teraz dla mnie bramą do piekła. Patrzę w nie, zastanawiając się, czy będę w stanie przez nie przejść, czy w ogóle dam radę uczestniczyć w tym wszystkim? Nie wiem…
Jestem załamany i zrozpaczony, dawno nikt nie zafundował mi takiej emocjonalnej huśtawki, chociaż od zawsze to on był autorem wszystkich uniesień, zarówno tych najpiękniejszych jak i tych najbardziej bolesnych. Dziś zabrał mnie do nieba tylko po to, aby po chwili strącić na samo dno piekła. Wciąż nie wiem, dlaczego to zrobił, czy tylko uległ swojej pokusie, a może jednak przez chwilę wahał się, czy nie uciec stąd ze mną i nie wrócić do tego, co nas kiedyś łączyło? Nie mam pojęcia i pewnie nigdy się o tym nie dowiem. Jadąc tu, nie spodziewałem się, że będę mógł go jeszcze kiedykolwiek dotknąć, kochać i pieścić. Jeszcze kilka godzin temu wydawało mi się to bezsensowną mrzonką, jedynie marzeniem, które się nie spełni, i wtedy dałbym wiele za tę odrobinę szczęścia, za to, abym mógł spędzić z nim chociaż te kilka godzin w ten sposób, a teraz? Teraz to zbyt mało, teraz chciałbym więcej… Pragnę jego całego dla mnie, już na zawsze… Naprawdę chciałem go odzyskać, starałem się z całych sił, pragnąłem, aby na nowo mi zaufał, i wierzyłem, że mi się to uda. Wiedziałem jak na niego działam, jak potrafię go omotać, myślałem, że zdobędę go kolejny raz i, że zechce ze mną być, zostawiając to wszystko za sobą. A jednak nie udało się, może Tom nie kochał mnie tak bardzo, jak zawsze mnie o tym zapewniał? Obiecałem sobie nie być jego przedślubną zabawką, a jednak nią się stałem. Oszukał mnie, może od pierwszej chwili, kiedy wrócił do mnie, do tego apartamentu, miał właśnie taki zamiar, a ja beznadziejnie wierzyłem, że jednak kierują nim jakieś uczucia wyższe. A może i faktycznie tak było? Może wciąż wahał się, chciał być ze mną, a wrócił do tej dziewczyny jedynie z czystej przyzwoitości i honoru, nie chcąc wystawić jej na pośmiewisko? Ale czy naprawdę było warto za cenę swojego i mojego nieszczęścia? W dodatku przecież wiedział, że w końcu i ją unieszczęśliwi, bo przez dalszą część życia, wciąż będzie za to wszystko obwiniał. Co on najlepszego robił? Przecież to był czysty bezsens.
Siadam na kamieniu i odpalam papierosa. Wciąż w mojej głowie walczą ze sobą myśli, w sercu ból rozpiera się raniąc jego ścianki swoimi szponami. Walczę sam ze sobą i z każdą pokusą, jaki wykonać krok, w którą stronę pójść i co zrobić. Może naprawdę powinienem iść do niej, o wszystkim opowiedzieć, nie wyłączając z tej opowieści żadnego, pikantnego szczegółu tej nocy. Czy uwierzy? Nie wiem, ale może mnie byłoby lżej ze świadomością, że ze swojej strony zrobiłem wszystko, aby znów móc być szczęśliwym. Tylko czy wówczas byłbym? Czy obaj byśmy byli?
Bastien już pewnie dawno w hotelu, może nawet na mnie tam czeka, a ja wciąż tkwię tutaj i nie wracam. Nie mogę, nie potrafię i nie chcę teraz z nim być. Przecież od razu by poznał, że coś jest nie tak, on by już nawet wiedział co… I tak wiem, że go skrzywdziłem, że nieustannie przez ten ostatni czas to robię, choć nie chcę. Czy życie nie byłoby łatwiejsze, gdybym potrafił go pokochać? Tak byłoby o wiele prościej, gdybym tylko mógł, gdyby Tom umiał pokochać tamtą dziewczynę, ale przecież nikt nie powiedział, że będzie łatwo, nikt nie daje nam przepisu i gwarancji na szczęście, albo je mamy i potrafimy utrzymać, albo wypuszczamy je z rąk przez swoją własną głupotę, tak jak zrobiłem to ja.
Boże! Boże! Boże! Jeśli naprawdę istniejesz, pomóż mi podjąć odpowiednią decyzję!
            Nieustannie zadaję sobie pytania, na które nie znajduję teraz odpowiedzi. Co przyniosą kolejne godziny, jak zakończy się ten dzień? Czy ja w ogóle dam radę wytrwać do końca tej ceremonii? Co mam robić, wyjechać stąd teraz, czy zostać i spróbować jeszcze o niego zawalczyć? A może po prostu nim złożą przysięgę, stanąć na środku kościoła i wszystko publicznie wyznać? Nie, choćby ze względu na matkę nie mogę zrobić takiego skandalu… Więc co w takim razie mam robić? Błagać go, prosić i upokarzać się? Czy ktokolwiek i cokolwiek może mi jeszcze pomóc?
            A może Wy podpowiecie mi jak mam postąpić?
            Błagam… Niech mi ktoś pomoże!

10 komentarzy:

  1. Nie no co tu się porobiło... Co za drama! Dlaczego Tom nie odwoła tego swojego ślubu?!?! Przecież to nonsens... Nie no Bill, też nie jest bez winy, ale po co Tom mu to robi... Ja tego nie ogarniam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydawać by się mogło, że Bill to swoje winy już odpokutował, ale jak widać Tom nieustannie przedłuża mu tę pokutę, bez nadziei na szczęście.
      Dziękuję, pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Ale czemu tak... Tom...no bez sensu pcha się w ten ślub jakby to miał być lek na całe zło, a nie jest i nie będzie. To niech ta dziewczyna ucieka! A tak, zapomniałam, że nie dość, że ona o niczym nie wie to jeszcze go kocha.
    Nie rozumiem co tu się dzieje i czy jest jeszcze cokolwiek co mogłoby przekonać Toma... masakra

    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy i na kolejne części!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tom przestał myśleć, boi się każdego kroku i konsekwencji, jakie poniesie, cokolwiek by zrobił. Wszystko zabrnęło za daleko, dlatego zupełnie nie wie co ma zrobić.
      Pozdrawiam, dziękuję :)

      Usuń
  3. Nie wiem co napisać - zatkało mnie szczerze powiedziawszy. Tom tak strasznie uparł się na ten ślub, że nie wiem co lub kto Billowi może pomóc. Ten dziennik, no może, ale skąd Tom weźmie czas żeby go przeczytać. Chciałbym coś sensownego napisać, ale pustka w głowie i nie jestem w stanie przewidzieć biegu dalszej akcji nawet gdybym chciał.
    Napięcie naprawdę potrafisz zbudować.
    Nie zazdroszczę tak skomplikowanej sytuacji, to już naprawdę zabrnęło za daleko z tym całym ślubem Toma. Po prostu na miejscu Billa nie patrzyłbym na to i nie uczestniczyłbym w tej ceremonii...

    Dzięki wielkie za kolejną część, naprawdę to kawał solidnej roboty i dużo Twojej pracy! Doceniam,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasu Tom faktycznie zbyt wiele nie ma, ale z pewnością nie oprze się, aby do tego pamiętnika zajrzeć, to zbyt kuszące. I masz całkowitą rację - to już zabrnęło za daleko.
      Dziękuję, pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej choć przypuszczałam, że to już nie będzie możliwe, a jednak. Trudno mi tutaj cokolwiek doradzić bo Tom przy każdej okazji powtarza, że żeni się z tą dziewczyną...
    Bill, cóż on robi co może i tysiąc razy zapewniał Toma, że już więcej go nie zdradzi. No i zastanawiam się, co Bill może jeszcze zrobić... no bo chwilami mam wrażenie, że on zrobił wszystko, co mógł i tak naprawdę reszta zależy tu od Toma. A wygląda na to, że Tom po prostu nie dopuszcza do siebie myśli, że Bill mówi prawdę, Tom nie potrafi mu uwierzyć i woli tkwić w przeświadczeniu, że zachowanie Billa nigdy się nie zmieni i że mimo obietnic będzie go zdradzał... Nawet nie jestem w stanie stwierdzić, co on ma w głowie, ale myślę, że Tom uznał, że to go przerasta bo nie potrafi zapomnieć i nie będzie potrafił żyć z tym, że nie ufa Billowi i że będzie go podejrzewał o niewierność przy każdej okazji...
    To chyba chodzi właśnie o brak zaufania i Tom nie dostrzega szansy odbudowania tego, pewnie ciągle ma przed oczami te zdrady, tak mocno go to zraniło, że nie potrafi sobie z tym poradzić, cały czas jakby przeżywa to od nowa i próbuję czymś to zagłuszyć no i po to mu ślub, ale wszyscy wiemy, że ten ślub nie jest dobrym rozwiązaniem, a z pewnością krzywdzącym wobec dziewczyny, której Tom nie kocha.
    Tom jest strasznie uparty, a na zmianę decyzji zostało niewiele czasu. Oby jednak wystarczyło czasu żeby Tom ją zmienił...

    Weny twórczej do pisania kolejnych części!

    Pozdrawiam,
    E.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, czy w ogóle ktoś obstawia jeszcze większe komplikacje ;) Wiem, że strasznie mieszam moim bohaterom w życiu i może te moje pomysły są pokręcone, ale innych nie mam :D
      Tom ma dużo wątpliwości i wie, że cokolwiek nie zrobi, to żadne rozwiązanie nie będzie dobre, ale...
      Dziękuję, pozdrawiam ;)

      Usuń
  5. Zasadniczo zgadzam się z tymi komentarzami powyżej.
    Nie mam pomysłu jak bohaterom można pomóc w tej skomplikowanej sytuacji choć właściwie o pomoc błaga Bill...
    Uczucie bezradności jest okropne. Ślub Toma będzie strasznym błędem.


    Czekam z niecierpliwością co dalej w kolejnych częściach!

    Dzięki!! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedynie Bill błagał o jakąś podpowiedź, co ma dalej robić, ale żadna podpowiedź nie przyszła ;) Chyba nikt nie umie mu w tym wszystkim doradzić. I fakt, jest bardzo bezradny.
      Pozdrawiam, dziękuję :)

      Usuń