Część 87.
Wypalił
prawie pół paczki papierosów, a siedząc tak dłuższy czas na kamieniu przed
kościołem, wzbudził zainteresowanie księdza, który przechodząc nieopodal drugi
raz, podszedł do niego i zapytał:
–
Widzę cię tu od jakiegoś czasu, synu. Może w czymś ci pomóc?
Bill
podniósł na niego udręczone spojrzenie:
–
Nie, dziękuję, w tym co mnie trapi może pomóc mi tylko jedna osoba, i z
pewnością nie jest to ksiądz, ani Bóg. Już sobie stąd idę. – Wstał, otrzepując
spodnie na pośladkach.
–
Nie zrozum mnie źle, ja cię nie wyganiam. Wyglądasz na strapionego, myślałem, że potrzebujesz pomocy.
–
Dziękuję za troskę, ale i tak już miałem stąd iść, do widzenia.
–
Szczęść Boże – odpowiedział duchowny, wiodąc spojrzeniem za oddalającym się
chłopakiem.
Czarnowłosy
zerknął na zegarek, dochodziła dziewiąta. No to nieźle sobie tu posiedział i
porozmyślał, nawet nie spodziewał się, że czas tak szybko mu upłynął. Miał za
sobą nieprzespaną noc, czuł ogromne zmęczenie, i powinien wrócić do hotelu, aby
chociaż kilka godzin się przespać, bo jeśli da radę tutaj pozostać, to przed
nim kolejna noc, kiedy nie dane mu będzie przyłożyć głowy do poduszki. Wiedział
jednak, że mimo tego zmęczenia, tak zupełnie naturalnie nie da rady zmrużyć
oka, bo jego demony skutecznie będą wyszarpywały go z objęć snu. Z pewnością
będzie zmuszony pospieszyć sobie z pomocą jakąś nasenną tabletką.
Ruszył
przed siebie zdecydowanym, szybkim krokiem, ale nagle zwolnił, czując dreszcz
strachu – tam na górze, od jakiegoś czasu musiał być już Bastien. Tak bardzo
rozemocjonowany, zupełnie nie myślał wychodząc stamtąd – chociaż właściwie
myślał, ale jedynie o Tomie – a właśnie teraz dotarł do niego fakt, że zostawił
łóżko w ogromnym nieładzie, nawet nie próbując zatrzeć jakichkolwiek śladów
tego, co kilka godzin temu tam się wydarzyło. Nie chciał go zranić, nie chciał
skrzywdzić człowieka, który był dla niego aniołem, cierpliwie czekał na choćby
namiastkę jego uczucia, zawsze tak bardzo wyrozumiały i dobry. Nie chciał tego,
ale to prawdopodobnie już się stało. Nie żałował tej nocy z Tomem, przynamniej
miał pewność, że zrobił absolutnie wszystko, by go odzyskać, ale w konsekwencji
tego, ktoś inny z pewnością właśnie teraz cierpiał. Wiedział, że jeśli Bastien
zapyta, wszystko mu opowie, nie zamierzał niczego kryć. Zawsze był z nim
szczery, tego nauczył go związek z Tomem, wiedział, że kłamstwo zawsze znajdzie
swoje ujście, i w najgorszym momencie wypłynie na powierzchnię. Dziś zupełnie bez
sensu byłoby cokolwiek kryć. Przecież blondyn, gdy tylko wszedł do apartamentu,
wszystko miał jak na dłoni, i choćby Bill nawet zasłał łóżko najlepiej jak
potrafił, ślady jego miłosnych uniesień z Tomem, byłyby i tak doskonale
widoczne.
Nie
wiedział jednak czego może się spodziewać, czy nagłego wybuchu zazdrości i
zalewającego go morza pretensji, czy może zupełnej ciszy i wymownego,
oskarżycielskiego spojrzenia, które sprawi, że przysypie go lawina wyrzutów
sumienia. Cokolwiek to miałoby być, trzeba będzie się z tym zmierzyć, a im
szybciej będzie miał to za sobą tym lepiej, zaraz potem weźmie coś na sen, aby
chociaż na kilka godzin się wyciszyć i odpocząć, a potem…
Potem
miało pochłonąć go piekło.
Stanął
u drzwi apartamentu i bardzo ostrożnie wsunął w zamek klucz. Miał ogromną
nadzieję, że Bastien strudzony koncertem, długą drogą, a w rezultacie
nieprzespaną nocą, po prostu zmęczony zasnął mocnym snem, i jeśli będzie
zachowywał się cicho, to nie zdoła go obudzić. Dlatego też, kiedy już wszedł,
starał się poruszać jak najciszej i bardzo ostrożnie zamknął za sobą drzwi, po
czym zerknął w głąb apartamentu. Na tym dużym, małżeńskim łożu, którego widok
teraz przyprawił go o skręt żołądka, leżał tyłem do drzwi, przykryty do pasa
Bastien. Jedyne co w tej chwili widział, to jego nagie plecy i jasną czuprynę.
Przez kilka minut stał nieruchomo, zastanawiając się czy on naprawdę śpi, ale od
momentu, kiedy tu wszedł, chłopak nie poruszył się, więc z lekką ulgą
stwierdził, że z pewnością faktycznie tak jest. Po cichu wszedł do łazienki,
gdzie znajdowała się kosmetyczka ze wszystkimi specyfikami jakie tutaj
przywiózł, wyjął z niej nasenne tabletki i połknął jedną, popijając wodą z
kranu. Spojrzał w swoje odbicie w lustrze i ciężko westchnął, po czym przemył
twarz chłodną wodą i się rozebrał. Czuł się nieświeżo, koszulkę miał przepoconą,
ale nie chciał teraz wchodzić pod prysznic, żeby za nadto nie hałasować poza
tym jedyne o czym marzył to zasnąć, i chociaż na kilka godzin zapomnieć o bólu
i wszystkich rozterkach. Jednak wiedział, że sen nie przyjdzie tak szybko, bo
nim tabletka zacznie działać minie z pewnością kilkanaście minut.
Już
w samych bokserkach wyszedł z łazienki i bardzo ostrożnie usiadł na wolnej
połowie łóżka, łokcie wsparł na kolanach i bezradnie zwiesił między ramionami
głowę. Od niespełna trzech godzin czuł się tak, jakby stał nad jakąś przepaścią
i nie wiedział, czy ma zrobić ten decydujący krok naprzód. Siedząc tam, przed
tym kościołem nie podjął żadnej decyzji, chociaż nieustannie się wahał, czy
przypadkiem nie wrócić do Berlina, kiedy Bastien trochę się prześpi. Już chyba
nie chciał tutaj być, ani patrzeć na to idiotyczne przedstawienie, na którym
Tom pozwoli odebrać sobie i jemu radość życia. Tak, stracił ją bezpowrotnie i
wiedział, że już nikt, ani nic mu jej nie zwróci. Brat może i mu wybaczył, lecz
mimo jego zapewnień, wciąż jednak się
bał, nie chciał mu uwierzyć, bo prawdopodobnie całkowicie stracił do niego zaufanie.
Nie był w stanie odkupić swoich win względem niego, choćby przez wieczność
poddawał się najwymyślniejszym torturom, jednak wierzył, że w końcu wynagrodzi
mu wszystko uczuciem, a bezgraniczna miłość upchnie te wszystkie najgorsze
wspomnienia, gdzieś w najodleglejsze zakamarki jego umysłu. Ale Tom nie chciał
mu na to pozwolić, zupełnie nie wierząc w jego obietnice. Dlaczego był aż tak
uparty? Dlaczego nie chciał spróbować jeszcze raz? Bill miał pewność, że już na
zawsze zostaliby ze sobą, przecież tylko z nim potrafił unosić się w
przestworza, to w jego sercu na wieczność złotem zapisały się chwile, gdy w
oczach czarnowłosego płonął ogień, dłonie plątały się bez opamiętania, a myśli
ginęły gdzieś w otchłaniach duszy. Jedynie z nim mógł otworzyć złote wrota
raju, wsłuchując się w jeden rytm bicia ich serc, zupełnie tracąc oddech.
Każdy, wspólny dzień przynosił nowe wzruszenia, najpiękniejsze, pełne
ekscytacji chwile, a każda noc szelestem snów upewniała ich, że to właśnie przy
boku tego drugiego, jest ich miejsce na ziemi.
Bez
niego był nikim, jakimś pyłem niesionym przez wiatr, ledwie wegetując przez ten
ostatni czas, cierpiąc może o wiele bardziej niż Tom, który najpierw od niego
uciekł, a teraz najzwyczajniej odtrącił, chociaż mógł mieć wszystko na nowo,
jego całego, z naręczem miłości, która nieustannie płonęła w jego sercu. A może
Tom wcale aż tak mocno go nie kochał? Może dla niego całą wartością tej miłości
był jedynie seks i po prostu oszukał go, bo naprawdę kochał tamtą dziewczyną i
chciał się z nią ożenić?
Dziesiątki
pytań i wątpliwości znów zaczęło bombardować jego umysł, a myśli galopowały
niczym rącze rumaki. Był bardzo zmęczony po całej tej nieprzespanej nocy, a na
dodatek właśnie zaczynała działać tabletka, którą kilkanaście minut temu
połknął. On sam, opierając na kolanach łokcie, ze zwieszoną między barkami
głową, zrezygnowany, jakby uchodziło z niego życie, wciąż siedział w bezruchu na
skraju łóżka. I wtedy usłyszał cichy, spokojny głos tuż za swoimi plecami:
–
Połóż się, odpocznij… Pewnie masz za sobą nieprzespaną noc.
Wzdrygnął
się, a nagłe poczucie winy zacisnęło mu pętlę na żołądku. Żadnych wyrzutów, ani
pretensji, a przecież nie mógł nie widzieć na tej pościeli śladów jego miłości
z Tomem, nie mógł nie zauważyć w jakim stanie jest łóżko, przecież do cholery zostawił
je w takim nieładzie! Właśnie przez to, jak w takich sytuacjach zachowywał się
Bastien, wyrzucał sobie, że nie umie się w nim zakochać. Zawsze uważał, że
blondyn zasługuje na kogoś lepszego, kogoś, kto będzie go kochał, będzie mu
oddany i wierny, i nigdy go nie zawiedzie. A Bill, właśnie w tej chwili miał
poczucie, że zawiódł go jak nigdy wcześniej. Gdyby mógł, najchętniej teraz
zapadłby się pod ziemię, nie dość, że był zdruzgotany przez to wszystko co
stało się rano, to jeszcze teraz dławił go żal z powodu Bastiena. Nie miał już
na nic sił, nawet na ucieczkę od tego wszystkiego, pod powiekami czuł piekące
łzy i resztką sił hamował płacz.
Nie
odpowiedział, tylko opadł na łóżko i układając się na wznak, wbił spojrzenie w
sufit. Bastien przyglądał się jego profilowi. Nie zamierzał robić mu żadnych
wymówek, bo co mógłby teraz tym osiągnąć? Doskonale widział, że ta noc z
pewnością nie do końca przebiegła tak, jak mógł się tego domyślać, a
przynajmniej jej finał nie był taki, jakiego się obawiał – świadczyła o tym
chociażby jego tu obecność i łza, która właśnie wypłynęła z oka Billa i
potoczyła się po jego skroni. Dopiero teraz przymknął powieki, jakby chciał
zatrzymać pod nimi kolejne, aby już żadna nie wydostała się na zewnątrz.
Po
chwili jednak zwrócił głowę w stronę blondyna, spojrzał na niego załzawionymi
oczami i szepnął płaczliwym głosem:
–
Przepraszam, Bastien.
W
apartamencie było dość chłodno, bo działała klimatyzacja. Blondyn doskonale
widział tę gęsią skórkę, jaka pokryła ciało Billa i pojawiła się z pewnością
nie tylko z zimna, ale także i z nerwów. Uniósł się na łokciu i wyciągnął spod
niego cienką kołdrę, a po chwili przykrył go, zupełnie nie zważając na jego
słowa, bo doskonale zdawał sobie sprawę za co go przeprasza, a tego, mimo całej
swojej miłości i wyrozumiałości jaką miał dla niego, nie potrafił skwitować
krótkim: „nic się nie stało”, dlatego też nie odezwał się.
–
Ja… Ja chyba już nie chcę tu być. – Czarnowłosy zaszczękał zębami. Teraz wydał
mu się taki bezbronny jak małe dziecko, nie miał pojęcia co się stało tej nocy,
ale wiedział, że było to coś, co na tyle mocno go zraniło, że nie chciał tu
dłużej zostać.
–
Dobrze kochanie, jeśli nie chcesz, to wrócimy do Berlina, ale muszę się trochę
przespać, też mam za sobą ciężką noc. Ty też zaśnij, a potem zrobię co tylko
zechcesz… – powiedział Bastien kojącym szeptem, czule gładząc policzek Billa,
który teraz załzawionymi oczami wpatrywał się w niego. Nie był pewien, czy chce
wiedzieć co właściwie się wydarzyło, z jednej strony miał ochotę zwyczajnie
zapytać Billa, a z drugiej po prostu się bał, że to co być może mu wyjawi,
będzie zbyt bolesne. Jedyne czego był niemal pewien to tego, że Bill zdradził go
i, że zrobił to z Tomem, mimo, że wydawało mu się to wręcz nieprawdopodobne.
Przecież za kilka godzin miał być ślub, a jeśli Bill tutaj wrócił w
nienajlepszym stanie psychicznym, to wielce prawdopodobne było to, że ten ślub
jednak się odbędzie. W takim razie skoro Tom zdradził swoją przyszłą żonę tuż
przed wstąpieniem z nią w związek małżeński, to był z niego niezły skurwysyn.
Jak to czasem łatwo pomylić się w ocenie drugiej osoby, bo przecież zawsze miał
o nim dobre zdanie, uważał go za uczciwego i szlachetnego człowieka.
Bill
obejmując go mocno, wtulił się w jego ciało i rozpłakał.
–
Wypłacz się, będzie ci lżej… – szepnął Bastien, tuląc go w ramionach. Jeszcze
kilka minut czuł drżenie jego ciała i spazmatyczne chwytanie powietrza, lecz
wszystko niebawem się uspokoiło, a ciężki oddech zastąpił ten spokojny. Bill
zasnął, a jakiś czas po nim sen zmorzył także i blondyna.
***
Dźwięk budzika komórki natarczywie
wkradał się w jej sny, jakby dochodził gdzieś zza światów. W pierwszej chwili
chciała go po prostu wyłączyć i spać dalej, ale zaraz odzyskała pełnię
świadomości – przecież o drugiej miała umówionego fryzjera. Nie czuła się ani
trochę wyspana po całonocnej imprezie, a dziś czekała ją kolejna zarwana noc.
Ale za to jaka noc… Uśmiechnęła się na tę myśl, wciąż nie otwierając oczu i
przewróciła na drugi bok, chcąc przytulić się do śpiącego narzeczonego.
Sięgnęła ręką na jego stronę, a czując pod opuszkami palców chłód pustej
poduszki, momentalnie otworzyła oczy – Toma nie było, a miejsce, na którym powinien
spać, pozostawało puste. Czyżby już wstał? A jeśli tak, to dlaczego jej nie
obudził? Uniosła się na łokciu, rozglądając nieprzytomnie i zastanawiając, czy
on w ogóle wrócił, bo jego połowa łóżka wyglądała na nietkniętą ludzkim ciałem.
Odetchnęła po chwili z ulgą, bo przypomniała sobie, że przez chwilę rozmawiała
z nim rankiem i wtedy spojrzała na zegarek rejestrując w pamięci ósmą dziesięć.
No dobrze, skoro więc wrócił, to gdzie był teraz?
W apartamencie panował zaduch, co ją
zdziwiło, bo przecież pomieszczenie było klimatyzowane, ale kiedy zerknęła w
stronę okna, od razu wiedziała jaka jest tego przyczyna – drzwi balkonowe były
otwarte.
– Gdzie ten facet ma głowę? –
mruknęła wstając, aby je zamknąć, ale kiedy tylko chwyciła za klamkę zamarła.
Tom siedział… Nie, on leżał połową ciała na kawowym stoliku, jaki znajdował się
na balkonie. Co on, do cholery, tam robił? Szybko znalazła się przy narzeczonym
i niemal od razu zauważyła w połowie opróżnioną butelkę koniaku. Pochyliła się
zaraz nad swoim śpiącym facetem obwąchując go, niczym pies smaczny kąsek, ale w
tej chwili ten nawet odrobinę by jej nie zasmakował, bo śmierdziało od niego
jak z gorzelni.
Szarpnęła go za ramię zdenerwowana.
– Tom! Upiłeś się tutaj sam? –
zapytała bliskim płaczu głosem. Szatyn uniósł na nią swoje zdezorientowane
spojrzenie. Białka oczy miał przekrwione i w pierwszej chwili zupełnie nie
wiedział co się dzieje.
– Co? – zapytał nieprzytomny.
– Co to jest? – Laura stała nad nim,
trzymając dwoma palcami szyjkę niedopitej butelki.
– Która jest godzina? – zapytał,
czując, że wciąż trzyma go alkohol.
– Dochodzi pierwsza, a możesz mi
wytłumaczyć dlaczego piłeś tutaj sam? W dodatku upiłeś się, zamiast wyspać
przed ślubem? – mówiła z żalem i pretensją, a Tom właśnie przypomniał sobie
bieg wydarzeń ostatnich godzin, nim się tutaj znalazł i szybko sięgnął po
telefon. Nie było w nim żadnej wiadomości, ani nieodebranego połączenia.
– Nie wiem – mruknął, a wzrok
blondynki przykuł leżący na stoliku zeszyt w barwnej oprawie.
– Co to jest? – Ledwie zdążyła
sięgnąć po niego, a w tej samej chwili Tom rzucił się na nią, jak broniący
swojej zdobyczy lew. Natychmiast wyrwał dziewczynie dziennik.
– Zostaw! To nie moje! Muszę to
oddać! – Podniósł się z sofy i wyminął ją, wchodząc do apartamentu. Powiodła za
nim zdezorientowanym wzrokiem, mając wrażenie, że natychmiast wytrzeźwiał,
zaraz też weszła za nim do środka, zamykając balkon, dzięki czemu włączyła się
automatycznie klimatyzacja.
Tom schował dziennik do podręcznej
torby, co dziewczyna kątem oka obserwowała.
– Ale co to jest? – zapytała ciekawa.
– Kolega zostawił, muszę mu oddać.
Nic ważnego – sapnął.
– To czemu się tak zdenerwowałeś?
– Bo to czyjeś, osobiste zapiski i
nie wypada tego czytać – mruknął i zaraz przyłożył dłoń do czoła. – Łeb mi
pęka.
– To po co piłeś, zamiast się
położyć? Spójrz w lustro jak wyglądasz, pójdziesz do ślubu z takimi oczami –
wydęła usta, a Tom miał już ochotę odpyskować, że jeszcze chwila i żadnego
ślubu nie będzie, ale powstrzymał się. I tak wszystkie znaki na ziemi i niebie
wskazywały na to, że ślub jednak będzie.
– Idziesz pod prysznic, czy ja mogę
iść? – zapytał, pomijając jej uwagi. Potrzebował jakiegoś orzeźwienia.
– Możemy iść razem… – mruknęła
przymilnie, na co Tom opadł na łóżko, a układając się na wznak, przyłożył wierzch
dłoni do czoła.
– O nie, nie mam na to siły. Weź
prysznic pierwsza, a potem ja pójdę.
– Jak chcesz. – Dziewczyna wzruszyła
ramionami i zniknęła za drzwiami łazienki. Tom sięgnął po komórkę i obracając
ją w dłoniach, zastanawiał się, czy nie zatelefonować do Billa jeszcze raz.
Może jednak wcale nie odsłuchał tej wiadomości nie wiedząc czyj to numer?
Słysząc dochodzący z łazienki szum wody, wyszedł jeszcze na chwilę na balkon i
ponownie wybrał numer do bliźniaka. I znów Bill nie odebrał, więc nagrał kolejną
wiadomość:
– Będę czekał do końca, nie ożenię
się z nią, jeśli tylko dasz mi jakiś znak.
Po zderzeniu z przykrą rzeczywistością, wrócił
do apartamentu i zrezygnowany położył się na wznak w poprzek łóżka. Z każdą
upływającą minutą, coraz bardziej wątpił, czy Bill się odezwie. Chyba, że wciąż
spał. I ta myśl trzymała go przy życiu, dając nadzieję.
Leżał tak w zamyśleniu, aż Laura
wyszła z łazienki.
– Możesz iść kochanie, ja się ubiorę
i uciekam do fryzjera. Spotkamy się już w kościele. – Podeszła do łóżka i
pochyliła się nad nim, czule całując go w usta, jednak czuła, że coś jest nie
tak. – Kochanie, czyżbyś się bał? Ewidentnie jesteś jakiś spięty – uśmiechnęła
się i opierając obiema rękami po bokach jego ciała, wpatrywała się w niego.
– Daj spokój, wszystko jest w
porządku – skłamał, przywołując uśmiech. – Jestem po prostu skacowany i czuję
się kiepsko. Jak wezmę prysznic, to chyba się jeszcze zdrzemnę, w
przeciwieństwie do ciebie, ja mam jeszcze dużo czasu. – Puścił jej oczko.
– Żebyś tylko nie zaspał – powiedziała
z przestrachem.
– Spokojnie, o szesnastej przyjdzie
Franz pomóc mi się wyszykować, więc jak coś, to mnie obudzi.
– No mam nadzieję, nie chciałabym,
żebyś się spóźnił.
Poczuł nieprzyjemne uczucie w
okolicy serca. „A co, jakbym wcale nie
przyszedł?”, pomyślał. Dopiero teraz zaczynał szczerze żałować tej decyzji.
Czuł się jak w potrzasku pod jej przestraszonym spojrzeniem, jakim patrzyła na
niego jedynie wyobrażając sobie taką sytuację.
Nie odpowiedział, zamykając się w
łazience, a Laura tylko czekała, aż to zrobi. Będąc tam przed nim, wciąż
zastanawiała się co było w tym zeszycie, który Tom z taką zapalczywością wyrwał
jej z rąk, czyj on mógł być, i dlaczego go schował? Te pytania nurtowały ją
podczas kąpieli i nie mogła się już doczekać, kiedy jej przyszły mąż zniknie za
drzwiami łazienki, a ona zostanie tutaj sama i będzie mogła do niego zajrzeć.
Dlatego, kiedy tylko usłyszała szum wody, natychmiast dobrała się do podręcznej
torby Toma i wyciągnęła z niej dziennik. Otworzyła na pierwszej stronie, gdzie
nagłówkiem była data: „18 grudzień”.
Wyglądało na to, że to był czyjś pamiętnik, przeczytała więc pierwsze słowa:
„Mój terapeuta kazał mi go prowadzić, chociaż nie mam
pojęcia po co, przecież nie jestem jakimś pieprzonym samobójcą”.
– Samobójcą? – szepnęła sama do
siebie. – Czyje to jest do diabła?
Otworzyła dalej, w zupełnie losowym
miejscu i mając nadzieję, że dowie się czegoś więcej, zaczęła czytać:
„Byliśmy przykładem
miłości. Byliśmy przykładem ludzi, którzy nie powinni, a jednak nadzwyczaj mocno
się w sobie zakochali. Byliśmy wolni razem. Byliśmy jak dwa białe ptaki lecące
nad głębinami oceanu w którym czyhał koniec. Byliśmy. Chciałbym Ci powiedzieć,
że nie zmarnowałbym nigdy życia na istnieniu obok Ciebie. Mógłbym umierać
każdego dnia, aby kolejnego rodzić się przy Tobie, byleby tylko z Tobą być,
byleby móc trzymać Cię za rękę. Mogliśmy być szczęśliwi, mogliśmy… ale wolałeś
odpuścić. Miałeś moc, miałeś wielką siłę, Ty jeden. Mogliśmy kochać i nigdy nie
przestać. Oddawać się sobie i razem błądzić ścieżkami rozkoszy, mogłeś już
zawsze odbierać mi pamięć i każde, pojedyncze tchnienie.”
Laura uniosła do góry brwi. Nie
miała pojęcia czyj to może być dziennik, bo tego, że tym właśnie były te
zapiski, była niemal pewna. Z pewnością nie pisał tego Tom, bo jego charakter
pisma znała, zresztą jej narzeczony nie był przecież gejem, a ewidentnie pisała
to jakaś osoba homoseksualna, wzdychając za niespełnioną miłością. Niczego
złego nie przeczuwała, ale nurtowała ją ciekawość, czyje to może być? To nie
były jakieś zwykłe zapiski, ktoś, kto to pisał robił to w zupełnie inny sposób,
artystycznie, jakby pisał jakiś poemat.
Tom wciąż brał prysznic, więc miała jeszcze
chwilę, aby poczytać, może trafi na jakąś wskazówkę? Przekartkowała więc nieco
dalej.
„Kurz
przeszłości osnuwa wspomnienia, które stają się coraz bardziej mgliste i szare.
Gubiąc się w stalowych myślach idę naprzód, ale czasem, wciąż zapuszczam
korzenie w ziemię swych cierpień. Jednak jest jeszcze siła, która każe mi je
wyrwać i z każdym, kolejnym krokiem brnąć dalej w przyszłość. Jaka ona będzie?
Czy to przyszłość bez Ciebie? To pytanie zadaję sobie codziennie, choć wierzę,
wciąż jeszcze wierzę, że to nie jest nasz koniec. Wiesz, napisałem dla Ciebie
piosenkę, ale nie wiem czy on będzie chciał skomponować do niej muzykę. Może
kiedyś sam to zrobisz? Są takie poranki podczas których nie mam siły wstać, są
takie noce podczas których wkładam dłoń w ciasny materiał bokserek i
bezwstydnie wyobrażam sobie Twoją nagość. Coraz rzadziej oglądam się za siebie,
ale nie… nie żałuję niczego. Z wyjątkiem jednego.”
Jasna cholera! Żadnych imion, żadnych wskazówek, chociaż w
sumie jakaś była; bo kto mógłby pisać piosenki, jak nie jego brat? Tak,
przecież on je pisał, to także tłumaczyło styl tych wszystkich wynurzeń. Więc
czyżby to był dziennik Billa? Ale miał przecież Bastiena, więc kochał kogoś
innego i ten ktoś go zostawił? Niewiele z tych wszystkich słów rozumiała. Z
łazienki wciąż dobiegał szum prysznica, więc jeszcze miała chwilę i nadzieję,
że dowie się czegoś więcej. Przerzuciła kartki prawie na sam koniec.
„Tak
już jest w życiu człowieka, że czasem sam musi zamknąć pewien etap bez
rozpamiętywania, bo pogrążony wciąż w myślach o przeszłości niewątpliwie
pozostaje w tyle, nie mogąc dogonić teraźniejszości. Ale jeśli wspomnienia choć
po części są piękne, pławi się w swoim bólu zadręczając, że nic co dobre go już
nie spotka. Ja miałem swoje pięć minut, miałem swoje szczęście i swoją szansę,
którą zmarnowałem i chyba muszę się pogodzić z myślą, że straciłem Cię na
zawsze. Wczoraj przyszło zaproszenie, więc chyba nie mam się nawet co łudzić…”
Zaproszenie?
Jakie zaproszenie? O co w tym wszystkim chodziło? Przerzuciła kartkę i
przeczytała ostatnie zdanie:
„Wciąż
waham się, czy mam tam jechać, boję się nie tyle Ciebie, co siebie, bo Ty,
jeśli się żenisz, to chyba wiesz co robisz.”
–
Jeśli się żenisz, to chyba wiesz co robisz…? – powtórzyła szeptem ostatnie
słowa i poczuła, jak przepływa przez jej ciało paraliżujący dreszcz strachu. W
łazience ustał szum prysznica i wiedziała, że nie ma już więcej czasu. Zamknęła
dziennik i szybko schowała go z powrotem do torby. Wciąż niewiele z tego
wszystkiego rozumiała, ale te słowa wtłoczyły w nią niepewność i obawę. Czuła trwożliwe
i bolesne bicie serca, kiedy najciszej jak mogła zamykała za sobą apartament,
po czym pospiesznym krokiem skierowała się do windy, aby zjechać nią do salonu
fryzjerskiego, znajdującego się na samym dole.
To
wszystko co przeczytała nie dawało jej spokoju, domyślała się, że ten dziennik
należał do Billa, chociaż wciąż co do tego nie miała pewności, ale kim był
mężczyzna, do którego były skierowane te wszystkie słowa? Wzmianka o ślubie
mogła jedynie świadczyć o tym, że chodziło właśnie o ich ślub, ale co mogły
oznaczać te słowa; „boję się nie tyle ciebie, co siebie”? A może chodziło o zupełnie inny ślub? Ślub
tego, do kogo były skierowane te słowa? No przecież Bill nie mógł wzdychać do
swojego bliźniaka, to był jakiś zupełny nonsens! Chociaż to ich zerwanie ze
sobą kontaktu na półtora roku i te wszystkie daty… Tom zniknął z życia Billa
dokładnie w grudniu, tyle wiedziała, a taką datą był opatrzony pierwszy zapis z
tego pamiętnika, w dodatku to wspomnienie o samobójczej próbie… Co tam się
wydarzyło i o co chodziło? Chyba, że to był absolutny zbieg okoliczności, bo
przecież do cholery byli braćmi i nie mogło ich łączyć coś innego, ponad
braterską więź. A może Bill zakochał się w Tomie i dlatego on od niego uciekł?
Znów
poczuła zimny dreszcz. W sumie to było bardzo możliwe, może dlatego Tom nie
chciał z nim więcej mieszkać, kiedy się o tym dowiedział, musiał uciąć to raz
na zawsze, a Bill przez niego chciał popełnić samobójstwo. Kiedy spotkali się
po raz pierwszy w holu przy recepcji, tak dziwnie na niego patrzył, dokładnie
to pamiętała, ale wtedy przecież nie miała pojęcia dlaczego. Dopiero teraz
wszystko zaczęło układać jej się w całość i nabrało sensu. To dlatego Tom nigdy
nie chciał jej powiedzieć, dlaczego przez ten cały czas nie kontaktował się z
Billem. Zrozumiała też, dlaczego tak szybko zabrał jej ten dziennik – nie
chciał zdemaskować brata, ani go ośmieszyć, to w końcu był jego bliźniak,
dlatego chciał wszystko ukryć. Po ślubie powie mu, że wszystkiego się domyśliła
i nie będzie nalegać na odnowienie kontaktu, a wręcz przeciwnie. Nie mogą się
ze sobą spotykać ani kontaktować, choćby ze względu na dobro Billa, który musi
o swojej chorej miłości do bliźniaka po prostu zapomnieć.
***
Chłonął każde czułe wyznanie, tak intensywne
i szczere, tak prawdziwie. Wierzył w każde wypowiedziane słowo, wyznanie, ufał
czułym gestom. Wszystko to między nimi, ich uczucia, to musiało być szczere i
było. Ich miłość była krystalicznie czysta i wiedział, że będzie trwać
wiecznie. I jeśli ktoś teraz powiedziałby mu, że marzenia się nie spełniają, to
z przyjemnością splunąłby mu w twarz. Jego właśnie się spełniało, był tu, tuż
za nim... Czuł ciepło jego ramion, przylegający do pleców tors. Czuł to co
poczuć chciał... po prostu czuł jego. Poddawał się tej obezwładniającej chwili,
wyłączając na moment zmysł wzroku, aby nie rozpraszać myśli niepotrzebnymi
teraz widokami, aby zwizualizować pod powiekami tylko jego obraz, chłonąć
zmysłem odczuwania, każdym kawałkiem skóry.
Wibracje
komórki, jaką wcześniej pozostawił na nocnej szafce sprawiły, że otworzył oczy.
Obejmowały go nie te ramiona, ciepło nie tego ciała czuł na swoich plecach i
żałował, że się obudził, bo chociaż to był tylko sen, mógł się w nim zatracić i
poczuć go każdym zmysłem. Wyplątując się z ramion blondyna, sięgnął po telefon
chcąc sprawdzić, kto mógł się do niego dobijać, ale kiedy zobaczył nieznany
numer, odłożył go na szafkę i opadł zrezygnowany na poduszkę. Odwrócił się w
stronę swojego partnera i spostrzegł, że ten także już nie śpi.
–
Która godzina? – zapytał.
–
Dziesięć po pierwszej – mruknął Bill.
–
Co robimy?
–
Nie wiem… – odpowiedział, bo tak naprawdę nie miał pojęcia co dalej. Bastien
niczego nie sugerował, nie nalegał, pozostawiając decyzję jemu, nie chciał w
żaden sposób na nią wpływać, aby Bill nie miał do niego potem żalu, że namówił
go na wyjazd. Leżeli jakiś czas w milczeniu, a każdy z nich pogrążony we
własnych, ciężkich myślach.
Bill
wciąż nie potrafił podjąć żadnej decyzji, i o ile wcześniej miał właśnie zamiar
stąd uciec, tak teraz wcale nie był pewien, że właśnie tego chce. Wprawdzie nie
miał już żadnej nadziei, że coś się zmieni, ale mimo wszystko chyba wolał tu
zostać, nawet za cenę swojego cierpienia, kiedy będzie patrzył, jak jego miłość
składa swoje życie w inne ręce. A jeśli nie da rady? Jeśli dręczony tym
widokiem zrobi coś głupiego? Doskonale wiedział, jak trudno mu będzie to
wszystko znieść, a przecież będzie musiał jakoś się trzymać chociażby ze
względu na matkę. Widział się z nią wczoraj, przed tą kawalerską imprezą i
wtedy poprosiła go, aby bez względu na wszystko godnie to zniósł, widział jej
spojrzenie pełne troski i prośby, i wiedział, że nie może zachować się
nieodpowiedzialnie. A jeśli mimo to, zrobi coś głupiego? Może naprawdę powinien
stąd wyjechać? Znał siebie i wiedział, że bywa nieobliczalny. Nie… Zostanie i
da sobie z tym wszystkim radę. Przecież musi.
–
No dobrze, zamykam ten rozdział raz na zawsze – powiedział nagle, zdecydowanym
tonem. – Zostajemy.
Szokuje czytanie przez Laurę dziennika Billa, choć w jakimś stopniu każdy się tego spodziewał. Zresztą Laura nie ma pewności czy Bill pisze o jej przyszłym mężu...
OdpowiedzUsuńDobrze Ci wyszło przeniesienie ciężaru akcji nieco bardziej na dotychczas mniej znaną postać trzeciego planu. Inaczej się to czyta, przynajmniej ja jestem lekko zdezorientowany co Laura z tym zrobi... To dopiero czas pokaże, co w tej kwestii przyniosą kolejne części.
Dzięki!! pozdrawiam
Laura nie ma pewności, że to dziennik Billa, a zapiski dotyczą Toma, składa wszystko w swojej głowie, ale wciąż to wydaje jej się bardzo nieprawdopodobne. Mam ogromną nadzieję, ze kolejna część nie zawiedzie Cię.
UsuńDziękuję i pozdrawiam serdecznie :)
no i znów nadeszła pora na komentarz ode mnie, udana część i to bardzo, a Laurze po kryjomu czytającej schowany przez Toma dziennik radzę dwa razy pomyśleć czy przypadkiem w tym wszystkim nie o to chodzi żeby bokiem ukryć coś ciekawszego tuż przed ślubem
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy tak do końca Laura dopuszcza sobie do głowy swoje podejrzenia, chyba jakoś podświadomie nie chce jej się w to wierzyć.
UsuńDziękuję i pozdrawiam serdecznie :)
Manipulacja wspomnieniami Billa i to w wyśmienitym wykonaniu skoro Laura nie ma pewności, kto jest autorem zapisów w tym dzienniku. Przypadło mi do gustu ukazanie jak Laura z ogromnym trudem lub właściwie nie dopuszcza do siebie myśli, że ten ukryty dziennik mógł napisać brat jej przyszłego męża.
OdpowiedzUsuńTempo akcji w tej części jest wyważone i nie pozwala na nudę. Ponadto w tej (jak i w każdej poprzedniej) części jest sporo treści, bez poczucia, że cokolwiek przedstawiane jest za szybko.
Nie ma też powodów, by na tym etapie oczekiwać odkrywczych wniosków i chwytających za serce scen, ale treść w zupełności wystarcza żeby podtrzymać zainteresowanie Czytelnika na dalsze losy bohaterów.
Muszę przyznać, że akcja urywa się w idealnym momencie, podsumowującym przemianę, jaką w wyniku trudnych doświadczeń przechodzi Bill.
Weny twórczej do pisania kolejnych części!
Pozdrawiam,
E.G.
Laura chyba musiałaby mieć wszystko napisane czarno na białym, a poza tym zbyt mało przeczytała, żeby mieć pewność. I fakt, nie dopuszcza do siebie tej myśli, a raczej nie chce dopuścić.
UsuńMam nadzieję, że kolejna część Cię nie rozczaruje.
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie :)
Witaj! Jestem właściwie baaardzo zadowolona po przeczytaniu części, ale nie potrafię czerpać większej przyjemności kiedy aż tak bardzo irytuje mnie jakiś bohater. Jestem tu wwłaściwie po to żeby napisać o Bastienie. Dziwi mnie, że prawie nikt ostatnio go nie ocenia i nie komentuje. Dla mnie Bastien wypada dość źle i do tragedii niewiele mu brakuje. Nie mogę przetrawić motywów jego działania nie wiem czy nie działa już tylko na własną zgubę. W momencie kiedy Bill odwala takie numery (zdrada) czym już totalnie pogrąża swój związek z Bastienem zachowanie Bastiena jest tak niewiarygodne i tak wali po oczach, że masakra. Nie ma bata i moim zdaniem nie ma już nadziei - to już koniec związku Billa z Bastienem bo mimo wszystko każdy kto nie jest Tomem nie liczy się dla Billa tak czy inaczej. Jest to dla mnie nie do ogarnięcia
OdpowiedzUsuńOczywiście to nie jest zarzut do Ciebie bo piszesz świetnie, styl masz niesamowity i nie chcę żebyś mnie źle zrozumiała bo opowiadanie mi się podoba!!!
Bastien to przypadek beznadziejny (znałam taki! to tak na marginesie, żeby nie było zarzutu, że to niemożliwe ;)) Kocha Billa tak bardzo, że jest w stanie wybaczyć mu wszystko, cierpi, a jednak wciąż z nim jest w ogromnej nadziei że kiedyś będzie miał całą jego miłość. Wiążąc się z nim miał przecież świadomość, jak bardzo Bill kocha Toma, a wizja tego, że kiedyś do siebie wrócą była wciąż prawdopodobna. I masz rację, każdy kto nie jest Tomem nigdy dla Billa liczył się w taki sposób nie będzie.
UsuńDziękuję i serdecznie pozdrawiam :)