niedziela, 22 grudnia 2019

Część 78.

        

         Zupełnie przypadkiem udało mi się trafić z publikacją tej części  w odpowiedni czas, a co za tym idzie, także i klimat. Wszystkim, którzy jeszcze wytrwale czytają, życzę pięknych i rodzinnych świąt ;*



Część 78.

            Wyjście ze szpitala było dla mnie traumatycznym przeżyciem. Przecież doskonale wiedziałem, że Tom odszedł na dobre, ale i tak, nie wiadomo czemu wkręciłem sobie, że może w domu będzie na mnie czekać miła niespodzianka w  postaci jego osoby. Uparcie trzymałem się tej myśli i może dlatego, kiedy już byłem na miejscu, a jego tam nie było, znów kompletnie się załamałem. Matka załatwiła mi terapeutę, czyli psychologa, który przyjeżdżał do domu. Z początku było ciężko, ale z każdym dniem jego wizyty coraz bardziej pomagały mi się pozbierać. Oczywiście powiedziałem mu, że ktoś mnie porzucił, ale nie wspomniałem ani słowem, że to był mój własny brat. I chociaż wiedziałem, że on ma obowiązek zatrzymać dla siebie tajemnice pacjenta, to jednak wolałem nie ryzykować. Muszę przyznać, że ten człowiek trochę postawił mnie na nogi. Przemyślałem wszystko i nawet zatelefonowałem w końcu do Barona, przeprosiłem go za swoje zachowanie w szpitalu i podziękowałem za uratowanie mi życia.
            Rodzicielka została jeszcze dwa tygodnie, drżąc o mnie i nie pozwalając mi nawet na chwilę zostawać samemu. Kiedy miała wyjeżdżać po zakupy, zawsze zapraszała do mnie Bastiena. I w ten oto sposób nasza przyjacielska więź bardzo się umocniła, chociaż przyjacielska to ona była tylko z mojej strony, bo on był we mnie nadal szaleńczo zakochany, a ja beztrosko marnowałem mu życie, nie potrafiąc odwzajemnić tego uczucia. Matka bardzo go polubiła i nie raz marudziła mi, że powinienem się z nim związać. A ja wciąż myślałem o Tomie i wciąż łudziłem się nadzieją, że wróci…
            Zbliżały się święta, a tuż przed nimi pani Kaulitz wróciła do siebie, chociaż zastanawiała się, czy przypadkiem nie zorganizować ich u mnie, ale wybiłem jej ten pomysł z głowy, obiecując, że przyjadę. Oczywiście nie byłaby sobą, jakby nie zaprosiła także i Bastiena. Doskonale wiedziała, że nie wybiera się z wizytą do swojej rodziny, więc na każdy możliwy sposób wpychała mi go w ramiona, na siłę chcąc zrobić sobie z niego przyszłego zięcia. Haha, zabawnie to zabrzmiało, no ale przecież nie synową. Bo prawda była taka, że jeśli już, to ja nadawałem się bardziej na córkę niż na syna.
            I pojechaliśmy tam razem, jak para. Z jednej strony miałem jakąś dziką satysfakcję z tego, że mamuśka o wszystkim opowie Tomowi. Chciałem, żeby był zazdrosny i, żeby żałował tego co stracił. Miałem ogromną nadzieję, że to go zaboli, chociaż wiedziałem, że nigdy się o tym nie dowiem.

***

            Bill wiedział, że wizyta w rodzinnym domu odbije się na jego psychice. Długo go tutaj nie było, bo zazwyczaj to rodzice przyjeżdżali do nich, a teraz nie dość, że po takim czasie i w takiej sytuacji, to jeszcze przyjechał tu bez Toma. Miejsce w którym się urodził i dorastał razem z ukochanym bliźniakiem, przywołało masę cudownych wspomnień, a jednocześnie czas w jakim znów tu zawitał sprawiał, że przeżywał wszystko ze zdwojoną siłą.
            Paradoksalnie matka naszykowała dla Bastiena pokój Toma i mógł się tylko domyślić dlaczego to zrobiła. Przez to w pierwszej chwili bardzo się na nią zdenerwował. Wszystkie rzeczy bliźniaka traktował w swoim domu jak świętość, chociaż tak naprawdę niewiele ich zostało, ale jego sypialnia stała się swoistym mauzoleum i nigdy nie pozwoliłby nikomu w niej spać. Wszystko co zdołał znaleźć z rzeczy należących do Toma, których tamten z jakiegoś powodu nie zabrał, znajdowało się właśnie tam. Był zły, że tutaj, w rodzinnym domu, pokój w którym dorastał Tom, zajął teraz Bastien, przez co nawet nie mógł tam pójść i wypłakać się w samotności wspominając wspólne chwile. Toteż zrobił to pierwszego wieczoru u siebie, bo od chwili, kiedy przekroczył prób tego domu, nagromadziło się w nim tyle emocji, że musiał dać im upust. Odkąd wyszedł ze szpitala czuł się o wiele lepiej. Psychoterapeuta zrobił swoje i nauczył się z tym wszystkim żyć. Nie miał już tak depresyjnych myśli i doskonale też radził sobie z własnym popędem seksualnym. Wprawdzie od zawsze potrafił go rozładować, ale teraz, będąc sam, już nie myślał o tym tak obsesyjnie jak kiedyś. Wiedział, że mógłby w każdej chwili zaspokoić się z Bastienem, ale wciąż nie był na to gotowy i nie chciał tego z nim robić, nieustannie mając nadzieję, że Tom wróci. Wprawdzie była ona coraz mniejsza, ale wciąż nie umierała. Dla niego chciał być czysty w swoim oczekiwaniu, dopóki ostatnia iskra nadziei w nim nie zgaśnie.
            To miały być pierwsze święta bez niego i mimo siły jaką dały mu psychoterapeutyczne seanse, trochę sobie z tą myślą nie radził. Nawet przez chwilę miał ochotę poprosić Bastiena, żeby go odwiózł z powrotem do domu, ale zaraz zaniechał tego pomysłu. Co by tam robił sam? Chyba byłoby jeszcze gorzej, dlatego już wolał zostać i jakoś uporać się ze wspomnieniami.
            Wyszedł w końcu ze swojego pokoju i zobaczył, że pokój Toma, w którym przez te kilka dni miał nocować Bastien, jest otwarty. Podszedł kilka kroków, zatrzymał się w drzwiach i zobaczył blondyna, który stojąc przyglądał się wiszącemu na ścianie zdjęciu. Uśmiechnął się i wszedł, a wówczas chłopak lekko wzdrygnął się i szybko odwrócił głowę w jego stronę.
            – Sorry, nie chciałem cię przestraszyć – powiedział Bill, spoglądając na fotografię, na którą przed chwilą patrzył Baron.
            – Nic nie szkodzi, zamyśliłem się. Ile mieliście tutaj lat? – zapytał. Teraz już obaj wpatrywali się w zdjęcie, na którym dwóch niemal identycznych chłopców szeroko się uśmiechało.
            – Osiem. Poszliśmy z ojcem do parku i on zrobił nam to zdjęcie – odpowiedział czarnowłosy czując, jak ze wzruszenia zmienia mu się ton głosu. Trudno mu było przebywać w tym pokoju, bo czuł, że za chwilę się rozpacze. Na razie nie potrafił w pełni kontrolować emocji, ale wiedział, że w końcu musi się z tym zmierzyć i nie może od tego uciekać.
            – Jesteś zły, że będę tu spał, prawda?
– Byłem, w pierwszej chwili. Teraz już mi przeszło – uśmiechnął się lekko. – Masz ochotę się przejść?
– Jasne.
Zeszli po schodach na dół, a kiedy zakładali przy drzwiach kurtki, Bill krzyknął:
– Mamo, my idziemy na spacer!
Kobieta wyszła z kuchni i uśmiechnęła się.
– Tylko wróćcie na kolację.
– Wrócimy, jest zimno, to nie będziemy za długo łazić.
Śniegu już nie było. Posypał jedynie na początku grudnia, szybko stopniał i od tamtej pory nie padał, ale było zimno, bo chwycił niewielki mróz. Gdyby nie te wszystkie wspomnienia, jakie spadły na niego w domu, a w końcu przygniotły wywołując nostalgię i jeszcze większą tęsknotę, zapewne nie wystawiłby nosa na zewnątrz, grzejąc tyłek na kanapie w salonie, i trzymając w dłoni kubek ciepłej, cynamonowej herbaty. Wiedział, że jutro będzie już inaczej, lepiej, że oswoi się z każdym bombardującym go uczuciem, dziś jednak wszystkie te emocje w jego wnętrzu nieustannie podsycał każdy drobiazg i nie potrafił usiedzieć na miejscu. Nie zamierzał prowadzić Bastiena w jakieś miejsca, które pobudzą kolejne wspomnienia, ale tutaj było to nadzwyczaj trudne, bo każda ulica, każdy detal i szczegół przypominały mu coś, co przeżył w tych miejscach będąc razem z Tomem, bo od dziecka byli nierozłączni.
Bill jak zwykle nie miał rękawiczek, więc wbił dłonie w kieszenie i w milczeniu, wolno szedł przed siebie, a Bastien dotrzymywał mu kroku. Obaj byli zamyśleni, jednak każdy z nich myślał o czymś innym; czarnowłosy miał głowę pełną wspomnień, a blondyn zastanawiał się jak mu powiedzieć o czymś, o czym jeszcze do tej pory nie zdołał go poinformować, choć wiedział, że już dawno powinien, ale stan psychiczny Billa napawał go obawą, więc wolał zostawić to na potem. Teraz byli z daleka od Berlina, poza tym to wszystko, o czym tuż przed wyjazdem dowiedział się i upewnił, nie stanowiło już dla niego zagrożenia, więc spokojnie mógł mu o wszystkim opowiedzieć.
– Słuchaj Bill… – zaczął spokojnie. – Kiedy byłeś w szpitalu, coś się stało, o czym powinieneś wiedzieć. Wprawdzie żadnego zagrożenia już nie ma, ale muszę ci o tym powiedzieć.
– Zagrożenia? – Czarnowłosy uniósł brwi i spojrzał na chłopaka, uśmiechając się. – To zabrzmiało, jakby co najmniej ominął mnie jakiś kataklizm.
– Bo ominął i nie będę owijał w bawełnę, Max prawdopodobnie chciał cię zabić.
– Co? Ten świr? W sumie zawsze miał coś z głową, ale jak?
– Kiedy leżałeś w szpitalu, ostatniej nocy przyszedł z nożem. Na dole nie zameldował się do kogo idzie i recepcjonistka chciała go zatrzymać, wtedy on ją dziabnął.
– To był on? – Bill ożywił się. – Słyszałem o tym, pielęgniarki gadały, kiedy wychodziłem. – Wydawał się być zupełnie nie przejęty tą wiadomością.
– Tak, on. Ja wtedy byłem u ciebie… – Bastien zamilkł wpół zdania, bo właśnie zdał sobie sprawę z faktu, że się wydał.
– Jak to byłeś u mnie?
– Byłem, ale po tym, kiedy mnie wywaliłeś z sali, nie wchodziłem. Stałem zazwyczaj na korytarzu i tylko podglądałem cię przez okienko.
– Jak to możliwe, że nigdy cię nie widziałem?
– Przychodziłem późno, zazwyczaj już spałeś, a jak nie, to patrzyłem tylko chwilę i starałem się, żebyś mnie nie widział. Ale mniejsza z tym. Chciałbym, żebyś wiedział, że go zgarnęli i z tego co wiem, jest w psychiatryku. Nie wiem, czy będzie miał jakąś sprawę, nie znam się na tym, ale już nic z jego strony ci nie grozi, bo jest na oddziale zamkniętym.
– Desperat… – mruknął Bill. Właśnie zdał sobie sprawę, że tkwi w jakimś dziwnym łańcuchu, którego jest przedostatnim ogniwem i powiedział o tym głośno: – Swoją drogą to chujowo się to wszystko ułożyło, stanowimy jakiś pieprzony łańcuch. Max zakochał się w tobie, ty we mnie, a ja beznadziejnie kocham Toma…
– Ano niestety. Szkoda, że człowiek nie ma na to wpływu.
            – Szkoda, bo mogłem zakochać się w tobie…
            – Mogłeś i wciąż możesz…
            – Nie mogę. Chodź, wracamy do domu.
            Powrotną drogę pokonali w milczeniu. Bill w ogóle nie przejął się tym, co opowiedział mu Bastien, jakby go to wcale nie obeszło. Tamten szaleniec kochał DJ’a, aż z tej miłości zupełnie oszalał. Max doskonale wiedział, jak silnym uczuciem Baron darzył czarnowłosego i nie potrafił sobie z tym poradzić, musiał czuć ogromną frustrację, zawód, i zazdrość, aż z tego wszystkiego doszczętnie stracił rozum. Chociaż tak po prawdzie, zupełnie normalny to on nigdy nie był, a traumatyczne przeżycia z powodu zawodu miłosnego, jedynie się przyczyniły do pogorszenia jego psychicznej kondycji i doprowadziły do nieszczęścia. Bill już nie pytał Bastiena o nic więcej, bo wiedział, że stan tej zranionej pielęgniarki był dobry i jej życiu nic nie zagrażało, tak przynajmniej usłyszał będąc jeszcze w szpitalu, chociaż nie miał wtedy nawet pojęcia kto był tego sprawcą.
Weszli do domu, zdjęli kurtki i buty, po czym udali się do salonu.
– Coś obejrzymy? – zapytał Bill, sięgając po piloty.
– Jasne, możemy. Coś z fantastyki, czy może super bohaterowie? – ożywił się Bastien.
– Wybierz co lubisz, a ja pójdę zrobić nam jakiejś rozgrzewającej herbaty.
– Jeśli już, to może być z prądem – zaśmiał się blondyn.
– Robi się. – Czarnowłosy puścił mu oczko i udał się do kuchni. Włączył czajnik i sięgnął po kubki.
– Zmarzliście chyba – zaśmiała się mama.
– Trochę i musimy się rozgrzać – odpowiedział chłopak radośnie, cmokając ją w policzek. Doskonale widziała jego przemianę od czasu wyjścia ze szpitala, i wiedziała, że prócz spotkań z psychologiem, bardzo pomógł mu Bastien. Chciała, żeby wszystko ułożyło się po jej myśli, a jej synowie mogli być szczęśliwi z wybranymi partnerami, i żeby łączyła ich tylko braterska relacja. Ale to były tylko jej pobożne życzenia, które zupełnie od niej nie zależały.
– Fajny ten Bastien i chyba bardzo ci pomaga, prawda? – zagadnęła.
– Fajny mamo, ale jest i będzie tylko moim przyjacielem, bo wiem do czego zmierzasz – uśmiechnął się Bill, nalewając do kubków wrzątek i odrobinę rumu.
– Synku, ja bym tylko chciała, żebyście byli szczęśliwi, obaj. Ty i Tom.
– On to może będzie, pewnie będzie z kimś innym, ale ja nie – odpowiedział stanowczo. – Może i jestem zdradliwym dupkiem, ale kocham i będę kochał tylko jego, i tego jestem pewien najbardziej na świecie. I z czasem pewnie dam dupy Bastienowi, bo do cholery nie jestem z kamienia, ale w sercu będzie tylko Tom, czy tego chcesz, czy nie chcesz mamo!
Bill podniósł głos, a matka zobaczyła, że zaszkliły mu się oczy.
– Już ćsiii… – Pogładziła go uspokajająco po ramieniu. – A w ogóle, zapomniałam ci powiedzieć, że prezent dla Toma od ciebie, stoi na dole. Wczoraj go przywieźli.
Już brał w dłonie tacę, na której stały dwa kubki z herbatą, ale kiedy to usłyszał, od razu ją postawił i ruszył w stronę drzwi, za którymi było zejście do garażu. Nie zamykając ich za sobą, zbiegł po kilku schodkach i znalazł się na dole. Tuż obok samochodu mamy, stał motocykl dla Toma, cacko o którym zawsze marzył i które teraz miało czekać na moment, w którym je sobie odbierze. Bill poczuł, jak coś zaciska się na jego sercu, z żalu, z bólu, i z tęsknoty. Gdyby nie jego głupota, może właśnie w tej chwili cieszyłby się razem z Tomem, jego radością i chwilą, w której szczęśliwy gitarzysta odpalałby go, aby odbyć pierwszą przejażdżkę.
Przesunął dłonią po siedzisku, wzruszony i odrobinę załamany. Niechże ten dzień, pełen przykrych doznań i wrażeń, się już wreszcie skończy, bo inaczej jego biedne serce nie wytrzyma i pęknie na tysiąc kawałków. Uścisk wzruszenia trzymał je mocno w swoich szponach, nie chcąc odpuścić. Gdzie teraz był Tom, czy o nim myślał, czy tęsknił? Powinien być tu teraz, razem z nim, jak co roku, cieszyć się tymi dniami, spędzić je z rodziną, a tymczasem był gdzieś daleko, zupełnie sam. Chociaż kto wie… Może już sobie znalazł jakąś pocieszycielkę?
Przykucnął, dotykając poszczególnych części motocykla. Walczył z każdą myślą i wspomnieniem, starając się pokonać wszystkie słabości. Powinien zabić w sobie tęsknotę, chociaż na te kilka dni, kiedy tu będzie i cieszyć się świętami w towarzystwie najbliższych osób, wszystkich, prócz jednej, tej, którą teraz usilnie pragnął zastąpić Bastien, chociaż nie było szans, aby mogło mu się to udać.
– Herbata już prawie wystygła, a ciebie wciąż nie ma. – Usłyszał łagodny głos Barona za swoimi plecami. – Twoja mama powiedziała, że tutaj jesteś. Czyj to motocykl?
– Toma… Zamówiłem go dla niego, jako prezent na gwiazdkę. – Podniósł się i spojrzał na niego smutnym wzrokiem. – Szkoda, że go nie odbierze…
– Może teraz nie, ale kiedyś na pewno odbierze. Bill… On wróci w końcu, zobaczysz – powiedział Bastien, chociaż z trudnością przeszło mu to przez gardło. Pragnął, żeby czarnowłosy był szczęśliwy, ale z nim, i tak naprawdę wcale nie chciał, żeby Tom wracał, ale tylko pod jednym warunkiem - gdyby Bill mógł go pokochać. Ale teraz, kiedy patrzył na niego tym swoim pięknym, ale jakże smutnym wzrokiem oddałby wszystko, żeby wlać choć odrobinę radości w to spojrzenie, a doskonale wiedział, że to może się stać tylko z jednego powodu, którego tutaj nie było.
– Nie wróci… – szepnął Bill i mocno wtulił się w ramiona blondyna. Nie płakał, jakimś cudem pokonał w sobie chęć wylania łez i właśnie uzmysłowił sobie, że zawdzięcza to temu chłopakowi, dla którego był całym światem.

***

Nigdy nie przypuszczałby, że właśnie w taki sposób będzie spędzał te święta. Leżał na kanapie, wpatrzony w ekran telewizora, gdzieś daleko od rodzinnego domu, w wynajętym mieszkaniu na obrzeżach Monachium, starając się od kilku tygodni samotnie poukładać swoje życie na nowo. Może i skorzystałby z zaproszenia matki i pojechał tam, ale mógł zrobić to jedynie w przypadku, gdyby nie było tam Billa. Nie chciał się z nim spotkać, nie chciał żadnej konfrontacji, tym bardziej, że przez ostatni czas usilnie starał się do wszystkiego zdystansować w tym odosobnieniu i zapomnieć, chociaż to wcale nie było łatwe, bo jeszcze nikt nie wymyślił recepty na to, jak skutecznie się odkochać. To było niemożliwe, ale za to możliwe było życie z daleka od źródła zarówno rozkoszy, jak i wielkiego cierpienia, dlatego też nie mógł się z nim spotkać, nie chciał go zobaczyć, bo wiedział, że wtedy nie dałby rady i z pewnością nie wytrwałby w swoim postanowieniu. Poza tym, z tego co mówiła matka, Bill miał tam przyjechać z Bastienem i wyglądało na to, że ten skurwiel dopnie swego. Nienawidził go szczerze, upatrując w nim wszelkiej przyczyny swoich nieszczęść i uporczywie wypychał z umysłu świadomość o tym, że gdyby Bill sam nie chciał mu ulec, to nic takiego by się nie wydarzyło. Ta prawda była najbardziej bolesna.
Cierpiał w samotności, wciąż kochając go i tęskniąc za nim, i chociaż z każdym dniem czuł się coraz lepiej, to wiedział, że nigdy nie wyrzuci go z serca, choćby minęło kilka lat. Czasem myślał, że może by tak mimo wszystko pojechać do niego, wybaczyć mu i znów poczuć to wszechogarniające go szczęście, ale strach szybko brał górę. Nie chciał przeżywać tego wszystkiego na nowo, nie chciał ponownie w to brnąć i świadomie zadawać sobie ból, kiedy Bill znów by go zdradził. Zbyt wiele go to wszystko kosztowało.
Dzisiaj był pierwszy dzień świąt, tam pewnie wszyscy siedzieli przy stole. Wuj jak zwykle opowiadał zabawne historyjki, a ciotka go strofowała jak zawsze. Matka co chwilę donosiła coś z kuchni i uporczywie dokładała Billowi na talerz, bo przecież on taki chudy, a potem dokładałaby i jemu, ale skoro go nie było, to pewnie kładła coś na talerz Bastienowi, ale może wcale nie? Pewnie pomyślała, że nie wypada tak na siłę wpychać żarcia w gościa, który na dodatek był tam pierwszy raz, i nie chciała psuć dobrego wrażenia, usilnie wierząc, że właśnie takie na nim zrobiła dobrym jedzeniem, wystrojem domu, o jaki zawsze dbała, i miłą atmosferą.
Powinien zadzwonić i złożyć życzenia, ale wciąż się ociągał w obawie, że usłyszy od niej coś, czego usłyszeć nie chciał. Może właśnie teraz oznajmili, że są razem?

***

Było miło i wesoło. Wuj znów opowiadał swoje zabawne historyjki, z których Bastien się zaśmiewał, a ciotka tym razem jakoś za bardzo go nie strofowała, może ze względu na obecność obcej osoby. Bill doskonale widział, jak bardzo Bastien jest szczęśliwy móc tu z nim być. Od kilku lat nie bywał w swoim domu na święta i pewnie już zapomniał, co to rodzinna atmosfera. Z jego opowieści dowiedział się, że zazwyczaj odwiedzała go w te dni matka, i dziś telefonował do niej z życzeniami.
Wszyscy pytali, dlaczego nie ma Toma, ale Bill nie odzywał się w tej kwestii, pozostawiając to kłamstwo matce, a ta niewiele myśląc bez mrugnięcia okiem ściemniła, że nie mógł przyjechać, bo jest chory. Wszyscy łyknęli tę bajeczkę, bo w sumie nikt nie miał podstaw, aby w nią nie wierzyć.
Stół uginał się od całej masy dobrych potraw, a i tak gospodyni domu wciąż coś donosiła z kuchni. Nadszedł czas na kawę i ciasto. Bill zaoferował się, że pomoże mamie wszystko podać, i kiedy z jego pomocą już wszystkie słodkości znalazły się na stole, w filiżankach parowała pachnąca kawa i obje z powrotem usiedli, pani Kaulitz jęknęła:
– Zapomniałam o torcie. – Chciała już wstawać, ale Bill ją powstrzymał.
– Siedź mamo, ja i tak muszę pójść do łazienki, więc zaraz go przyniosę. – Podniósł się i ruszył w kierunku kuchni, obok której była łazienka, odprowadzony czułym wzrokiem Bastiena. Już układał dłoń na klamce, kiedy usłyszał dobiegający do jego uszu dźwięk komórki mamy. Zerknął na szafkę przy wejściowych drzwiach, bo wydawało mu się, że właśnie w tym miejscu widział ją wcześniej, ale tam było pusto. Dzwonek telefonu wyraźnie dobiegał z kuchni. Wszedł tam, odkładając swoją wizytę w łazience na kilka minut, z zamiarem przekazania mamie telefonu, ale kiedy na wyświetlaczu zobaczył, że dzwoni numer zastrzeżony, nie zrobił ani kroku dalej. Wszystko to trwało ułamki sekund, może dlatego wcześniej nawet nie zdążyło wpaść mu do głowy, że to może telefonować Tom. Teraz miał tego niemal stuprocentową pewność, bo kto mógłby dzwonić z zastrzeżonego numeru o tej porze i w dodatku w święta?
Wziął telefon z kuchennego blatu drżącą dłonią, w której aparat ponownie zawibrował i znów zabrzmiał dźwięk dzwonka. Jeszcze chwila, a samoistnie rozłączy się. Czy powinien zmarnować taką okazję? Z drugiej strony brat przecież nie chciał z nim rozmawiać, od swojej wyprowadzki ani razu do niego nie zadzwonił, czy więc teraz powinien odebrać to nieszczęsne połączenie, które w dodatku wcale nie było do niego?
Czuł jak cały drży. Jeszcze przez chwilę się wahał, ale zaraz nacisnął kciukiem zieloną słuchawkę i przystawił komórkę do ucha, jednak nie odezwał się. Wiedział, że jeśli to zrobi, Tom może się po prostu rozłączyć, a on tak bardzo chciał go usłyszeć.
– Mamo, halo! – Usłyszał jego głos i czuł, że traci władzę w nogach, zupełnie jakby w jednej sekundzie został sparaliżowany. – Mamo! Jesteś tam? – odezwał się ponownie Tom.
– To ja, Tommy… Wesołych świąt – wydusił z siebie Bill z ogromnym trudem, czując jak w gardle rozrasta mu się ogromna gula. Z drugiej strony słuchawki zapadła grobowa cisza, ale on nie dopominał się, aby brat się znów odezwał, przeczuwając raczej, że za moment się rozłączy. Jednak po chwili Tom odpowiedział:
– Wesołych świąt, Billy. Możesz dać telefon mamie?
Billa zmroziło. Po takim czasie naprawdę niczego więcej nie chciał mu powiedzieć? Nie wytrzymał.
– Nie masz mi nic więcej do powiedzenia, Tommy? – zapytał z wyrzutem, czując, że zaraz wybuchnie.
– Gdybym miał ci coś do powiedzenia, to bym do ciebie zadzwonił. Poza tym nie jesteś tam sam, więc wracaj do niego. – To oznaczało, że Tom już wiedział, matka z pewnością mu o tym powiedziała, że przyjechał z nim Bastien.
– To, że tu ze mną przyjechał to sprawka matki, to ona go zaprosiła. Tommy, ja wciąż czekam na ciebie i jestem ci wierny… – jęknął czarnowłosy, czując jak łamie mu się głos, mimo to cieszył się, że sam może mu to powiedzieć i przez ułamek sekundy odżyła w nim nadzieja, że jeszcze może być szczęśliwy, aż do chwili, kiedy usłyszał odpowiedź Toma:
             – Nie Bill, ja nie wrócę, tego możesz być pewien. I nie musisz być mi wierny, bo nas już nie ma – odpowiedział sucho, z ogromnym trudem. Mimo ogromnego bólu i emocji, jakie kosztowała go ta rozmowa, wciąż nie rozłączał się. Skoro tak wyszło, że mógł zamienić z nim kilka słów, musiał spalić za sobą wszystkie mosty, aby już nie było odwrotu.
            Jego słowa sprawiły, że w Billu zagotowało się i wybuchł:
– Wiesz co? Jesteś cholernym dupkiem, Tom! Gdybyś mnie naprawdę kochał, wybaczyłbyś mi przeszłość, tym bardziej, że od tamtego czasu byłem ci wierny jak pies! Przez ciebie omal nie umarłem, ale w końcu co cię to może obchodzić, nie? I tak masz wszystko w dupie! Dobra, jak nie chcesz, to nie wracaj i pieprz się, a ja będę to robił od dziś z czystą satysfakcją z Bastienem! – Nie miał pojęcia, czy Tom w ogóle coś mu odpowiedział, bo odjął telefon od ucha i wciąż wzburzony ruszył do salonu, a podając go rodzicielce zakomunikował:
– Do ciebie mamo, Tom chce złożyć ci życzenia.
W tej samej chwili zwrócił się ku niemu wyostrzony wzrok Bastiena. Ich spojrzenia na monet spotkały się, ale Bill wrócił szybko do łazienki. Blondyn zamarł. A więc musiał z nim rozmawiać i to z pewnością nie była miła rozmowa… Tak bardzo chciałby się dowiedzieć jak ona przebiegła, ale wiedział, że nie zapyta go o to, no chyba, że czarnowłosy sam mu o wszystkim powie. Tymczasem zniknął w łazience na dobre i tort, który zaoferował się przynieść w rezultacie podała matka, kiedy już skończyła rozmawiać z Tomem. Oczywiście nie robiła tego przy stole, bo wtedy zdradziłaby się, że jej drugi syn wcale nie jest chory, a jeśli nawet, to z pewnością nie na tę chorobę o której wszystkim mówiła.

***

Bill był już zdrowo podpity, bo od chwili rozmowy z Tomem, nie żałował sobie alkoholu. Bastien doskonale widział tę nagłą zmianę nastroju, ale nic nie mówił na ten temat, rozumiał, że musi to jakoś odreagować. Kiedy wszyscy goście rozeszli się, było już dobrze po północy. Pomogli wynieść wszystkie naczynia do kuchni, chociaż tak naprawdę najwięcej pomagał Bastien, bo kiedy Bill potłukł salaterkę, matka kazała mu iść spać i więcej nie szkodzić. Wszyscy się z niego śmiali, że ledwie przebierał nogami, więc nic dziwnego, że szkło leciało mu z rąk. On tylko zrobił głupią minę i usiadł na kanapie w salonie.
– To ja poczekam na ciebie. – Wskazał palcem na Bastiena, który uśmiechnął się do niego. Zawsze w takim stanie był rozczulający i słodki, pamiętał to z imprez na których razem bywali, a szczególnie jedną, tę pierwszą i najlepszą od której wszystko się zaczęło. Czasem miał wyrzuty, że jest sprawcą jego nieszczęścia, ale przecież Bill sam tego chciał i nikt go nie zmuszał.
– Dobrze, idźcie już na górę, dziękuję. – Gospodyni domu uśmiechnęła się do blondyna, który podszedł do Billa i wziął go za rękę.
– Możemy iść spać.
– Spaaać? O nie, nie… Na pewno nie będziemy spać… – Szeroki uśmiech zagościł na ustach czarnowłosego, który wstał i bezceremonialnie uwiesił się na szyi chłopaka. Matka wyjrzała z kuchni i uśmiechnęła się tylko. To była chyba najlepsza decyzja w jej życiu, aby ich tutaj razem zaprosić. Przynajmniej miała taką nadzieję.
Kiedy znaleźli się na piętrze, Bill zapytał:
– Mam nadzieję, że wziąłeś coś do upalenia?
– Oczywiście, że wziąłem.
– No to idziemy – zakomunikował i pierwszy wszedł do pokoju Toma, jaki chwilowo był sypialnią Bastiena. Wzięli skręty i wyszli na balkon, który od zewnątrz łączył pokoje chłopców i w czasach dzieciństwa często właśnie przez niego przechodzili do siebie.
Zapalili, a Bill mocno zaciągnął się używką, przymykając oczy. Kręciło mu się w głowie, a od tego z pewnością będzie kręciło mu się jeszcze bardziej, ale nie dbał o to. Rozgoryczenie i wściekłość z powodu rozmowy z Tomem, już mu trochę minęły, teraz czuł jedynie żal do niego i ogromne rozczarowanie, przestał właśnie wierzyć, ze brat kiedykolwiek prawdziwie go kochał, bo przecież kiedy się kogoś kocha, nie ma takiej rzeczy, której nie można wybaczyć, a przynajmniej tak mu się zawsze wydawało. Kiedy wrócił do stołu zaczął więcej pić, chcąc o tej rozmowie po prostu zapomnieć, ale wiedział, że to nie będzie łatwe, bo jeśli nawet, to zapomni jedynie na kilka godzin, może noc, a kiedy obudzi się rano, wspomnienie przeszyje go boleśnie jak ostrze noża i znów rozpłacze się jak małe dziecko. Chociaż musiał przyznać, że przy Bastienie jakoś potrafił kontrolować swoje nagłe wybuchy płaczu. Teraz jedyne czego pragnął to po prostu o tym nie myśleć przy pomocy każdej, możliwej używki. Wciąż tańczyły w nim emocje wieczoru, a alkohol i skręt dodatkowo pobudziły go. Może i był trochę śpiący, ale nie chciał jeszcze spać, miał ochotę wygadać się teraz do woli, wyrzucić z siebie cały żal i pretensje.
Ponownie zaciągnął się skrętem i zwrócił do Bastiena, wypuszczając z ust smugę dymu:
– Gdybym był z tobą i cię zdradził, ale potem żałował i prosił o wybaczenie, ty byś mi też nie wybaczył?
– Przecież ci już mówiłem, że tobie wybaczyłbym wszystko. I jemu też to powiedziałem.
– Jemu? Kiedy?
– Kiedy przyjechał do ciebie, do szpitala. Byłem tam, kiedy przyszedł i wtedy mu to powiedziałem.
– Nic mi nie mówiłeś…
– Jakoś nie było okazji, nie chciałem bez powodu zaczynać tego tematu, żeby nie sprawić ci przykrości.
Bill wpatrywał się w Bastiena dłuższą chwilę nie odpowiadając. Jego wzrok był smutny, a jednocześnie tak piękny, że blondyn w duchu dziękował losowi, że mógł tu z nim być i na niego patrzeć. Zaczynał wierzyć, że czasem opatrzność mu sprzyja, był szczęśliwy czując, że wszystko układa się pomyślnie dla niego, choć z pewnością byłoby lepiej, aby to nie odbywało się kosztem cierpienia czarnowłosego i wolałby go zdobywać w zupełnie innych okolicznościach. Jednak mimo to i tak był wdzięczny wszystkim nadprzyrodzonym siłom, że zyskał znów namiastkę jego przychylności.
– I co on ci wtedy powiedział? – zapytał czarnowłosy, lekko przekrzywiając głowę.
– Właściwie to prawie nic, bo to ja się nagadałem. Odpowiedział mi, że gówno wiem i żebym skończył. I jeszcze, żebym sobie poszedł, bo on chce zostać z tobą sam.
– I poszedłeś?
– Popatrzyłem przez chwilę zza szyby i poszedłem, co miałem robić?
Przez chwilę patrzyli na siebie, paląc. Bastien z lekką obawą wyciągnął dłoń, aby objąć delikatnie policzek Billa, chociaż mógł spotkać się z odtrąceniem, ale wiedział, że jeśli nie zaryzykuje, to będzie żałował. Kiedy już go dotknął, lekko pocierając kciukiem, poczuł, jak wtula się w jego dłoń. Ośmielony zdobył się na wyznanie.
– Kocham cię Bill i chcę, żebyś wiedział, że zrobię dla ciebie wszystko. Będę przy tobie, będę cię wspierał dotąd, dokąd będziesz tego potrzebował i chciał… – szepnął, czując, jak jego szyję obejmuje chłodna dłoń chłopaka.
– Ćsiii Bastien, wiem… – usłyszał i zaraz poczuł na swoich wargach czułe muśnięcie jego ciepłych, nabrzmiałych ust, które po chwili naparły na niego gorącą namiętnością pocałunku, jaki szybko odwzajemnił. Wiedział, że to jedynie pragnienie bliskości, jakiej nie miał od kilku tygodni, że to nie miłość, bo wciąż kochał innego, ale chłonął go każdym zmysłem i brał wszystko co zechciał mu dać, całując zachłannie i oddając w tym pocałunku całą swoją miłość do niego.
– Wiem, że nie powinienem pytać i jeśli nie chcesz, nie musisz mi odpowiadać, ale wiem, że rozmawiałeś z nim… Co ci powiedział? – zapytał Baron, kiedy rozłączyli usta.
– Że nie wróci i, że nas już nie ma – rzucił Bill, odwracając głowę i zaciągając się resztką skręta.
– Nigdy go nie zrozumiem… Przecież wie, kogo traci… Bo traci, prawda?
– Traci… – odparł czarnowłosy i wyrzucił niedopałek za balustradę. – A teraz mnie ogrzej, bo strasznie zmarzłem… – szepnął namiętnie.

***

Tej nocy zaciągnąłem go do łóżka, chociaż chyba to złe określenie, bo on tego bardzo pragnął, ale nigdy nie śmiałby mi tego zaproponować. Pieprzyliśmy się ostro do rana, a w międzyczasie zupełnie wytrzeźwiałem. Miałem nadzieję, że Tom o tym myśli i przez to nie może spać. Gdybym miał numer jego telefonu, zrobiłbym sobie z Bastienem selfie w łóżku i wysłał mu je z ogromną przyjemnością, może nawet z dopiskiem: „Zobacz, co straciłeś dupku!”.
Kiedy wyjeżdżaliśmy, powiedziałem matce, żeby mu przekazała, jeśli zadzwoni, że zostaliśmy z Bastienem parą (chociaż sam zainteresowany jeszcze o tym nie wiedział) i skoro mną wzgardził, niech sobie robi co chce. Rodzicielce chyba ulżyło, ale mnie niekoniecznie. Ja wciąż go kochałem i wiedziałem, że tak naprawdę nigdy  kochać nie przestanę.
Bastien był dla mnie dobry, troskliwy i czuły, a kiedy go zapytałem, czy chce być z kimś takim jak ja, popłakał się ze szczęścia, i wtedy po raz pierwszy zobaczyłem u niego łzy. Nosił mnie niemal na rękach, a ja i tak wiedziałem, że gdyby Tom wrócił, zostawiłbym go i pobiegł za nim na koniec świata. Ale on, zamiast wrócić, tak po prostu, w styczniu zerwał kontakt i zespół został bez gitarzysty, a co najważniejsze, bez kompozytora. To sprawiło, że wiosenne koncerty zostały odwołane i wszystko stanęło na głowie, ale mieliśmy przecież Bastiena, który zaczął dla nas komponować, no i znaleźliśmy sobie nowego gitarzystę, Erica.
            Mijały dni, tygodnie, miesiące. Uczyłem się żyć bez niego, uczyłem się funkcjonować bez tlenu, co wychodziło mi coraz lepiej. Nie oznaczało to jednak, że o nim zapomniałem. Nie było dnia, żebym o nim nie myślał i na niego nie czekał. Miałem wrażenie, że żyję dla chwil, które nigdy nie nadejdą, ale nie przestawałem marzyć, że wróci.

środa, 11 grudnia 2019

Część 77.


Część 77.


Było po północy, kiedy stanął pod bramą domu w którym przeżył wiele pięknych chwil. Nacisnął guzik videofonu, a po chwili usłyszał charakterystyczny dźwięk. Pchnął furtkę i w tym samym czasie otworzyły się drzwi wejściowe, w których stanęła matka:
– Tom! Nareszcie! – Wyciągnęła ramiona i uścisnęła syna. – No chodź, pewnie jesteś zmęczony i głodny. Rano pojedziemy do Billa, lekarz mówił, że już go wybudzą.
– Ja już u niego byłem, mamo.
– Byłeś? Ale spał jeszcze, tak?
– Tak, spał. – Tom położył w holu podręczną torbę.
– Kiedy rano się obudzi, to porozmawiacie sobie i wszystko się ułoży.
           – Nic się nie ułoży, mamo. Prześpię się i wracam.
– Jak to!? – krzyknęła kobieta. – Nie chcesz z nim nawet porozmawiać?
– Nie chcę, bo nie ma o czym.
– A ja myślę, że jednak jest o czym. – Matka wbiła w niego przenikliwe spojrzenie. – Zrobię ci coś do jedzenia. Najpierw to my musimy porozmawiać.
– Nic mi nie rób, jadłem po drodze, nie jestem głodny. Zrób mi drinka i sobie też.
– Czemu mam robić i sobie o tej porze?
Tom westchnął ciężko.
– Może jak się napijesz, będzie ci łatwiej przyjąć do wiadomości to, o czym będę zmuszony ci powiedzieć…
Kobieta nie odpowiedziała, tylko spojrzała na niego badawczo. Bez słowa ruszyła do kuchni, wrzuciła do szklanek kostki lodu i nalała alkoholu, po czym obie przyniosła do salonu i postawiła na stoliku. Usiadła na kanapie na wprost Toma.
– A teraz mów, co wyście najlepszego narobili? – zwróciła się do syna. Po tym wszystkim co się wydarzyło wiedziała, że to, co zaszło między nimi nie jest z pewnością jakąś błahą kłótnią, ale mimo tego, że od jakiegoś czasu mocno się nad tym głowiła, nie potrafiła odgadnąć przyczyny ich nagłej rozłąki.
– Nawet nie wiem jak zacząć… – sapnął Tom i upił kilka łyków.
– Tom, mów wprost, przecież nie padnę na zawał.
– No nie wiem… – mruknął chłopak. – Ale dobra, skoro chcesz wiedzieć wszystko, więc powiem bez ceregieli. Od jakiegoś czasu żyliśmy z Billem jak para – palnął wpatrując się w rodzicielkę, do której chyba nie do końca dotarło to, co właśnie powiedział, bo zapytała krótko:
– Co?
– Chodzi mi o to, mamo, że zakochaliśmy się w sobie, żyliśmy ze sobą jak para i uprawialiśmy seks. – Tom nieco bardziej rozwinął swoje wyjaśnienie.
Matka patrzyła na niego dłuższą chwilę bez słowa, mrugając nerwowo, aż szeroko otworzyła oczy. Widział jak zadrżały jej wargi, i zaraz jęknęła cicho:
– Co ty mówisz, Tom?
– Wiem, że to dziwne i szokujące, ale tak było. I ja nadal go kocham, mimo, że mnie zranił. Zupełnie przypadkiem dowiedziałem się o jednej zdradzie, wtedy mu wybaczyłem, a on przysięgał, że to był tylko jeden, jedyny raz. A potem dowiedziałem się też przypadkiem o kolejnej. I dlatego wyjechałem, nie chciałem znów takich przypadków, nie chciałem więcej bólu, rozumiesz?
– Jakie zdrady, Tom?! To twój brat, bliźniak, o jakich zdradach ty mówisz?! – krzyknęła w końcu kobieta, wciąż niedowierzając.
– Wiedziałem, że ciężko będzie ci to przyjąć do wiadomości, ale chciałaś prawdy to ją dostałaś. Właśnie z tego powodu zniknąłem z jego życia i dlatego nie chcę z nim rozmawiać. Musimy nauczyć się żyć osobno, rozumiesz? Mieszkając tu razem, znów wszystko by było tak samo, a ja już nie chcę cierpieć, mam dość. Spotkam się z nim, kiedyś, może nawet będziemy w dobrym kontakcie, ale to się stanie dopiero wtedy, kiedy się z niego wyleczę, kiedy przestanę go kochać, jak swojego chłopaka.
– Jak swojego chłopaka…? – Matka powtórzyła po nim jak echo. – Rany boskie, Tom… Przecież to chore, to kazirodztwo… – Załamała ręce i rozpłakała się, chowając twarz w dłoniach. Była tolerancyjną osobą i bez trudu przyszło jej zaakceptować fakt, że jeden z jej synów jest biseksualny, ale, że żyją w kazirodczym związku, to było jednak trochę zbyt wiele w połączeniu z wydarzeniami ostatnich dni.
– Myślisz, że tego nie wiem, mamo? Doskonale to wiem, ale to było silniejsze ode mnie, od nas! Ciągnęło nas do siebie od jakiegoś czasu, Bill podniecał mnie, a ja jego, aż w końcu stało się. Kiedy byliśmy na Malediwach, zrobiliśmy to po raz pierwszy, a potem już nie mogliśmy bez siebie żyć… Pieprzyliśmy się codziennie, czasem kilka razy dziennie.
– Tom! – Matka popatrzyła na niego z oburzeniem.
– No co? Mówię jak było. Byliśmy cholernie szczęśliwi. Nie potrzebowałem nikogo w swoim życiu, bo miałem jego, i kochałem go nad życie. Ale widać ja jemu nie wystarczałem, bo pieprzył się z Bastienem, i to pewnie nie raz, chociaż ja dowiedziałem się tylko o dwóch razach. Ja bym go nigdy nie skrzywdził, tak jak zrobił to on, nigdy! – krzyknął i wychylił resztę alkoholu ze szklanki, po czym wstał i dopełnił jej zawartości.
Matka odjęła dłonie od twarzy i przetarła zapłakane oczy.
– Ale, Tom… Ja nic z tego nie rozumiem. Przecież ty nie jesteś gejem…
– Też tak myślałem, ale teraz to ja już nic nie wiem, mamo. Prawda jest taka, że żaden facet mi się nigdy nie podobał, żaden nie podniecał, i na samą myśl, że miałbym z jakimś iść do łóżka, nadal robi mi się niedobrze. W taki sposób działał na mnie tylko Bill i tylko jego chciałem. W dodatku z nim było mi w łóżku najlepiej, z żadną dziewczyną nie przeżywałem tego tak, jak z nim. Przykro mi mamo, że jestem szczery do bólu, może teraz wolałabyś o tym nie wiedzieć, ale chciałaś, żebym ci powiedział co się stało, więc mówię. Sorry, że z takimi detalami, ale przynajmniej wszystko będzie jasne. – Tom przylgnął plecami do oparcia kanapy i ciężko westchnął.
            – Co wyście najlepszego narobili…? To na pewno dlatego to zrobił… Nie mógł sobie poradzić, kiedy wyjechałeś.
– Czy ty mnie właśnie obwiniasz?
– Nie synku, nie obwiniam cię, ale to musiało go załamać.
– Ale zrozum, ja nie mogłem inaczej, nie mogłem tu zostać, bo znów by mnie omotał. Nawet nie wiesz jaką on ma moc, ja nie potrafię mu się oprzeć. Poza tym ja nie wierzę, że chciał się zabić. On za bardzo kocha życie.
– Ale on za każdym razem, kiedy rozmawialiśmy przez telefon pytał o ciebie, pytał czy przyjedziesz na święta, chciał cię zobaczyć. O Boże, no właśnie… Ta nasza ostatnia rozmowa… – Kobieta przyłożyła dłoń do czoła.
– Ale co? O co chodzi? – zapytał Tom.
– Rozmawialiśmy ostatnio przez telefon i zapytał czy przyjedziesz na święta, bo zamówił dla ciebie jakiś specjalny prezent, który ma być dostarczony na nasz adres, a ja mu powiedziałam, że ciebie nie będzie. On musiał się załamać, Tom. – W jej oczach znów zabłyszczały łzy.
– I niby dlatego miałby popełnić samobójstwo? Nie wierzę.
– A jeśli tak? Tom… Zostań, porozmawiajcie chociaż.
– Nie zostanę mamo, chodzi o to, że nie chcę i nie mogę z nim rozmawiać. Nawet nie wiesz, jaki on potrafi być przekonujący… A ja nie chcę, żeby było jak wcześniej, nie mogę i nie chcę zostać, i brnąć w to dalej. A jeśli to jego szantaż? Nie, nie mogę mu ulec. Musimy nauczyć się żyć osobno, rozumiesz mamo?
– Nie wiem synu, czy ja cokolwiek rozumiem… – jęknęła matka. Wciąż była w szoku po tym co od niego usłyszała. Sięgnęła po szklankę i w kilku łykach wypiła wszystko do dna. Alkohol zapiekł ją w przełyku i czuła jak ciepło promieniuje z żołądka na całe ciało. – Chciałabym, aby to wszystko był tylko zły sen.
– Ja też bym chciał, ale najbardziej to chciałbym, żeby on mnie nie zdradził i żebyśmy mogli żyć sobie tutaj, szczęśliwi jak na początku… Nawet nie wiesz, jak bardzo mi go brakuje i jak za nim tęsknię. – Tomowi załamał się głos. Wstał, wyjął z paczki papierosa i wyszedł na taras, odpalając.
Matka wciąż siedziała na kanapie, wiodąc za synem wzrokiem. Była zdruzgotana i emocjonalnie rozbita. Jej dwaj synowie, bracia bliźniacy, od kilku dobrych miesięcy uprawiali seks, kochali się i żyli tu sobie jak para, a ona nie miała o tym pojęcia. I pewnie wciąż by o niczym nie wiedziała, gdyby Bill potrafił dochować wierności. Dlaczego nic nie zauważyła, kiedy ich odwiedzała? To oczywiste, że przy niej, jak i przy innych ludziach dobrze się maskowali. Teraz zastanowiła się, czy powiedzieć o tym wszystkim ich ojczymowi, ale doszła do wniosku, że jednak będzie musiała. Za dużo się wydarzyło, aby trzymać to przed nim w tajemnicy.
– Daj mi jednego, też chcę zapalić – powiedziała, wychodząc za synem na taras. Z tych emocji nawet nie czuła chłodu, jaki zaczął wypełniać salon, kiedy Tom wyszedł zapalić, zostawiając otwarte drzwi. Zaciągnęła się papierosem, aż zakręciło jej się w głowie. Nie paliła nałogowo, tylko czasem, bardzo sporadycznie na jakiejś imprezie, albo z nerwów, jak teraz. – Czy ktoś w ogóle o tym wie? – zapytała.
– Tak, wie Georg i Bastien – odpowiedział chłopak.
– A no tak, Bastien mówił, że wie o co wam poszło, ale nic mi nie chciał powiedzieć, bo stwierdził, że musicie zrobić to sami.
– Trudno nie przyznać mu racji – mruknął Tom, rzucając niedopałek w śnieg.
– On chyba coś czuje do Billa, prawda?
– No, mowa… Zakochany jest w nim po uszy.
– I o wszystkim wie… Biedny chłopak, musi bardzo cierpieć.
– Nie bardziej, niż my wszyscy, ale może teraz wreszcie mu się uda go zdobyć.
– Wierzysz w to, Tom? – Matka popatrzyła mu w oczy.
– Nie wiem, chciałbym… Dla mojego spokoju, chociaż pewnie umrę z zazdrości. Może jeśli Bill już będzie pewny, że ja nie wrócę, to da mu szansę. Jest to możliwe, bo on potrzebuje seksu.
– Tom… – Kobieta westchnęła z oburzeniem.
– Mamo, musisz się pogodzić z tym, że twój syn jest seksoholikiem i właśnie to doprowadziło do tych wszystkich nieszczęść.
– Chcesz mi powiedzieć, że to on zaciągnął cię do łóżka?
– Niezupełnie, ale skutecznie mnie skusił, nie opamiętałem się w porę i wyszło, co wyszło. Ale miałem na myśli raczej jego skoki w bok.
– Naprawdę nie zostaniesz? – Mama ponowiła pytanie.
– Nie zostanę, tak będzie lepiej dla nas obu. Możesz mu to ode mnie przekazać, jak też i to, że zawsze będę go kochał, i wrócę, żeby się z nim zobaczyć dopiero wtedy, kiedy obaj będziemy gotowi i pewni, że nie wpadniemy sobie znów w ramiona.

***

Tom rozmawiał z matką długo i rozeszli się dopiero koło trzeciej. Kiedy wziął prysznic, poszedł do swojej sypialni i położył się. Czuł ogromne zmęczenie, ale nie mógł zasnąć. Wciąż pod powiekami miał obraz Billa leżącego na szpitalnym łóżku i zaczął zastanawiać się, czy nie zostać chociaż do jutra, kiedy już go wybudzą. Wiedział, że to jest zły pomysł, ale mimo to zaczynał się wahać. Najgorsze było to, że sam jego widok sprawił, że zaczynał mięknąć, więc co by było, jeśli jutro udałoby im się porozmawiać? Był pewien, że gotów był mu ponownie ulec, pozwolić się na nowo omotać, zostać i brnąć w to dalej, przeżyć znów piękny czas tylko po to, aby na nowo pozwolić strącić się na samo dno. Bał się o niego, chociaż nie wierzył, że to była próba samobójcza, ale jednak Bill wziął te tabletki, nawet jeśli chciał tylko zasnąć, to  sięgnął po nie, kiedy był pijany, a nikt nie miał pewności, czy rozgoryczony i załamany, znów nie zrobi jakiegoś głupstwa. Nie… Nie mógł tu zostać, nie mógł pozwolić na to, żeby wszystko się powtórzyło. Teraz jest tutaj matka, będzie pod jej opieką, no i pewnie skłonią go do pójścia na jakąś terapię, więc da sobie radę bez niego, najgorsze już przeszli, obydwaj. Nie może być egoistyczny, chociaż czy właśnie taki nie był? Czy aby nie dbał sam o siebie i o to, żeby już więcej nie cierpieć? Nawet jeśli, to nie chciał też, aby cierpiał Bill, nie mógł rozdrapywać jego ran. Z pewnością sobie jakoś poradzi, a w końcu się z kimś zwiąże i zapomni o tej miłości. Musi dać radę, musi zapomnieć, choć on sam na zawsze będzie miał go w sercu.
Poczuł ogromny żal i coraz większą pustkę. Był w tym domu i właśnie zapragnął położyć się w tym samym miejscu, w którym zazwyczaj sypiali razem. Wstał i po cichu poszedł do sypialni Billa, przysiadł na jego łóżku, które nawet nie było zaścielane. Czarnowłosy z pewnością w ostatnim czasie nie myślał o takich rzeczach, a matka pewnie tutaj jeszcze nie zdążyła posprzątać. Pogładził miękką pościel, po czym położył się i wtulił twarz w poduszkę. Wciąż pachniała Billem, ale trudno było się temu dziwić, przecież dwa, może trzy dni temu, spał tutaj. Chciało mu się płakać, to wszystko zbyt mocno bolało. Objął mocno kołdrę. Cudownie byłoby znów poczuć w ramionach to ukochane ciało, ale o tym jedynie mógł pomarzyć. Tęsknota rozdzierała go na strzępy i chociaż wiedział, że musi złapać przed odjazdem choć kilka godzin snu, to wciąż nie spał, rozmyślając i wspominając wszystkie najpiękniejsze chwile, jakie z nim tutaj przeżył.

***

Tom postanowił zatelefonować do Georga, wszystko mu wyjaśnić i przeprosić za swoje milczenie, oraz całokształt podjętych decyzji. Wprawdzie jeszcze nie zerwał kontraktu, ale zdawał sobie sprawę z tego, że swoim odejściem z zespołu stawia kumpli w bardzo trudnej sytuacji. Wiedział, że nawet jeśli znajdą innego gitarzystę, Bill już z nimi raczej nie będzie śpiewał. Wyjechał z samego rana, obiecując częstszy kontakt i nawet zostawił matce swój numer telefonu, na wypadek gdyby coś się działo, bo nie chciał zmieniać statusu z zastrzeżonego, na ogólnodostępny. Kiedy tylko kobieta go pożegnała, zaraz postanowiła jechać do szpitala. Dziś mieli wybudzać Billa, a nie chciała, żeby w takiej chwili był sam. Jednak kiedy znalazła się przed salą, ze zdziwieniem stwierdziła, że jej syn już nie śpi i nie ma obok niego większości aparatury. Znajdował się w pozycji półleżącej i właśnie jadł jakieś bardzo lekkie śniadanie, a towarzystwa dotrzymywała mu jedna z młodych pielęgniarek.
– Dzień dobry – przywitała się, wchodząc.
– Dzień dobry, skoro pani już jest, to zostawiam pacjenta w dobrych rękach. – Pielęgniarka wstała i wyszła, a pani Kaulitz podeszła do łóżka i pochylając się nad synem, cmoknęła go w czoło.
– Bill, syneczku, tak bardzo się martwiliśmy o ciebie… - Miała oczy pełne łez.
– Mamo, ja nie chciałem popełnić żadnego samobójstwa, nic nie pamiętam, co się stało? – zapytał Bill, odsuwając platformę ze stojącą na niej miską z kleikiem.
To dlaczego wziąłeś tyle tych tabletek? Tego też nie pamiętasz?
– Ja nie wiem, upiłem się. Chciałem tylko spać, było mi źle, wziąłem chyba dwie, a potem jeszcze jedną. A potem to już nic nie pamiętam.
– Wziąłeś więcej, w połowie listek był pusty, no, chyba, że wcześniej je brałeś, nie pamiętasz ile było? Zresztą nieważne… Mało brakowało, a byłaby tragedia. – Kobieta zakryła dłonią oczy.
– Mamo, nie płacz… – Bill wyciągnął rękę i ujął dłoń matki. – Przepraszam, ja naprawdę nie chciałem tego zrobić.
– Kiedy cię wybudzili? – Otarła łzy i przywołała na ustach lekki uśmiech.
– Wybudzili? – Czarnowłosy uniósł brwi. – Sam się obudziłem nad ranem, myślałem, że się uduszę, bo miałem rurkę w gardle. Śniło mi się, że Tom przyjechał i powiedział mi, że nie wróci i musimy nauczyć się żyć osobno… – Popatrzył na matkę smutnym wzrokiem.
– Bill, to ci się chyba nie śniło, bo Tom przyjechał i w nocy u ciebie był.
– Przyjechał? – Chłopak z niedowierzaniem popatrzył na rodzicielkę i szybko usiadł, ale zaraz znów opadł na poduszkę, czując, że jest bardzo słaby.
– Tak, przyjechał tu wieczorem, siedział u ciebie długo. Może już wtedy zaczynałeś się wybudzać i słyszałeś, jak do ciebie mówił.
– A co mówił? – zapytał.
– Nie wiem, był tu sam, ale potem przyjechał do waszego domu i wszystko mi opowiedział.
– Wszystko…? – Bill przełknął ślinę, czuł, jak ze zdenerwowania robi mu się sucho w ustach. – Jakie wszystko, mamo?
– Powiedział mi co się stało, dlaczego się wyprowadził.
– Co ci powiedział? – Jeszcze nie dowierzał, że Tom wyjawił ich tajemnicę matce, dlatego wciąż z niczym się nie zdradzał, chciał usłyszeć od niej co tak naprawdę wie.
– Powiedział, że zakochaliście się w sobie, żyliście jak para, uprawialiście seks i byliście szczęśliwi, ale ty go zdradzałeś i wydało się przypadkiem, że robiłeś to wiele razy, dlatego wyjechał. Powiedział mi, że więcej tego nie zniesie i wróci, aby się z tobą zobaczyć, dopiero wtedy, kiedy obaj będziecie gotowi żyć w braterskiej relacji – powiedziała matka.
Bill wpatrywał się w nią w milczeniu. Wciąż był w kiepskiej formie psychicznej, w tym temacie nic się nie zmieniło, a to o czym się właśnie dowiedział, pogrążyło go w jeszcze większym smutku. Już pal licho, że Tom opowiedział o wszystkim matce, pewnie sam by to kiedyś zrobił, ale wiadomość, że wróci kiedyś tam, w bliżej nieokreślonym czasie, jaki mógłby z pewnością określić mianem „nigdy”, sprawiła, że poczuł ogromny smutek. Bo kiedy to miał zamiar być gotów, aby żyć z nim w braterskiej relacji? W takim razie nie zobaczą się nigdy, bo wiedział, że on z pewnością nie da rady żyć w taki sposób obok niego. A co on miał w ogóle zamiar robić przez ten cały czas, kiedy go tu nie będzie? I co z zespołem?
– Jasne… – Oparł głowę o poduszkę i popatrzył w sufit, aby nie pozwolić wypłynąć łzom, które już zaczęły się zbierać pod powiekami. – Więc niech spierdala, nie będzie takiego czasu, bo ja nigdy nie będę na to gotowy.
– Bill… Wiesz, że to nie miało szans na dłuższą metę. Prędzej czy później by się wydało, ktoś by was gdzieś przyłapał, zrobił zdjęcie. Byłby skandal.
– Mam to w dupie, rozumiesz mamo?! – poderwał się gwałtownie, aż zakręciło mu się w głowie i znów opadł na łóżko. Po policzkach popłynęły mu łzy, bo już nie potrafił ich tłumić. – Ja go kocham i nie chcę nikogo innego, czy to ci się podoba czy nie.
– Ale życie w kazirodczym związku, synu… To chore.
– I co z tego, że to mój brat? Powiedz mi! Jakie to ma znaczenie? Nie zamierzaliśmy mieć dzieci!
Bill był rozgoryczony, a matka nie miała żadnych argumentów. Oni naprawdę się kochali, ale Tom w obawie o własne cierpienie, nie chciał dać mu kolejnej szansy.
– Już dobrze, ćsiii… Uspokój się. – Łagodnym gestem pogładziła Billa po ręku.
– Zostawił chociaż dla mnie jakąś wiadomość? – zapytał po chwili.
– Powiedział, żebym ci przekazała, że zawsze będzie cię kochał.
– Ja jego też, tylko co z tego? Mamo, odkąd mi wybaczył, to ja go nie zdradziłem. Raz spotkałem się w tajemnicy z dawnym kolegą, żeby kupić mu na gwiazdkę motocykl. Potem wyszło coś jeszcze z przeszłości, żałuję, że mu nie powiedziałem, ale czasu nie cofnę. Na imprezie jedna ździra wypaplała mu o czymś, co zdarzyło się wcześniej. Wiem, powinienem mu o tym powiedzieć, ale się bałem. Miałem nadzieję, że to się nigdy nie wyda…
– Czy ja ci kiedyś nie mówiłam, że kłamstwo ma krótkie nogi?
– Ale mamo! Oni się nawet wcześniej nie znali!
            – Przestań już to roztrząsać, to nic nie da, tylko niepotrzebnie się denerwujesz, synku.
– A co mu powiedzieliście? Że dlaczego tu jestem?
– Powiedziałam, że się na pewno załamałeś przez to, że nie chce wrócić, ale nie chciałam go obwiniać.
– Szkoda, mogłaś mu powiedzieć, że chciałem się zabić przez niego. Chociaż pewnie sobie tak pomyślał, ale jak widać jakoś szczególnie go to nie obeszło, i nie chciał zostać – sapnął rozgoryczony.
– Nie wierzył w to, powiedział, że to niemożliwe, żebyś chciał się zabić, bo za bardzo kochasz życie.
– Kochałem życie, kiedy on w nim był…

***

            Ja naprawdę nie zamierzałem popełnić żadnego samobójstwa. Wtedy chciałem tylko spać, chciałem przespać dzień, może dwa, cały pieprzony tydzień. Chciałem przespać ten czas, kiedy nie było go w moim życiu, a kiedy się obudziłem, dowiedziałem się, że prawdopodobnie już nigdy go w nim nie będzie. I wtedy naprawdę straciłem ochotę, aby dalej żyć, ale byłem w szpitalu i nie miałem jak się zabić. Dowiedziałem się, że uratował mnie Bastien, ale kiedy pierwszy raz po moim przebudzeniu do mnie przyszedł, byłem na niego tak wkurwiony, że kazałem mu się wynosić. Byłem zły na cały świat, a najbardziej na Toma, że tak po prostu wszystko sobie odpuścił. W głowie miałem jedną myśl, że nie kochał mnie zbyt mocno, bo nawet nie zaczekał kiedy się obudzę. Przyjechał tu, owszem, przyszedł wieczorem, aby uspokoić swoje sumienie, i gadał niby do mnie, a tak naprawdę do ściany, bo ja przecież spałem. I nie mógł wiedzieć, że chyba już zaczynałem się przebudzać i w mojej głowie pozostały jakieś strzępy jego wyznań, które traktowałem jak sen.
            Zostawił mnie, zupełnie nie interesując się mną i moim losem. Z każdym mijającym dniem, miałem do niego coraz większy żal.

***
           
            Bastien nie spodziewał się od Billa podziękowań za uratowanie mu życia, ale nie przypuszczał, że ten, kiedy pierwszy raz po przebudzeniu go zobaczy, każe mu się wynosić. To był dla niego ogromny cios, mimo to jednak i tak przychodził do szpitala. Stawał na korytarzu i ukradkiem, zza szyby zaglądał na salę, gdzie wciąż leżał Bill. Czasem przychodził nawet kilka razy dziennie, chociaż na chwilę, chciał go tylko zobaczyć i upewnić się, że wszystko z nim w porządku. Często widział jego matkę, jak siedziała przy łóżku, a czasem Bill był sam. Leżał ze słuchawkami na uszach, albo coś oglądał. Jednak po tym jego wybuchu nie odważył się wejść. Przyjeżdżał też późnym wieczorem, kiedy już nie było przy jego łóżku pani Kaulitz. Stał chwilę za szybą i patrzył, jak chłopak śpi.  
          Tego wieczoru, chociaż właściwie już nocy, bo kiedy skończył grać w klubie była pierwsza, też wybrał się do szpitala. Jak zawsze jedynie popatrzył zza szyby na swoją śpiącą miłość i nawet wtedy nie odważył się wejść. Wpatrzony w niego, postał kilkanaście minut na korytarzu, przy okazji dowiadując się od pielęgniarki, że czarnowłosy jutro, a właściwie już dziś, zostanie wypisany ze szpitala. Z jednej strony poczuł ulgę, ale z drugiej smutek, bo wiedział, że już nie będzie mógł na niego patrzeć, być może nie zobaczy go długo, a może nawet nigdy? I mógłby tak trwać tutaj do rana, chwytać te chwile, kiedy bezkarnie chłonął wzrokiem jego całego, pogrążonego we śnie, tylko właściwie po co? Jaki był sens, aby wyryć w pamięci taki obraz, a potem katować się tym wspomnieniem przez długie dni z daleka od niego?
          Popatrzył jeszcze przez chwilę i z ogromnym bólem szepnął, właściwie sam do siebie:             – Do zobaczenia, Bill… – Odwrócił się i wolno odszedł w stronę windy, którą przywołał naciśnięciem guzika. Nim przyjechała, jeszcze raz zerknął w stronę sali, gdzie pozostał śpiący chłopak. Zjeżdżał na dół pochłonięty myślami o przyszłości, która była dla niego wielką, bolesną niewiadomą. I co z tego, że tak wiele w swoim życiu osiągnął, skoro nie mógł być z człowiekiem, którego kochał? Chętnie by z tego wszystkiego zrezygnował, aby móc zaznać choć odrobinę szczęścia w miłości. Był załamany wydarzeniami ostatnich dni i nic nie sprawiało mu radości. Jedyne czego pragnął to, żeby znów mieć dobry kontakt z Billem i już nawet nie śmiał marzyć o tym, że połączy ich coś więcej niż przyjaźń. Teraz pragnął tylko tego i możliwości spotykania się z nim, jednak nie miał złudzeń, że to będzie możliwe, a jeśli już, to na pewno nie w najbliższym czasie. Przykra była świadomość, że prawdopodobnie długo go nie zobaczy. Ostatnio w jego życiu wydarzyło się zbyt wiele nieprzyjemnych sytuacji i miał nadzieję, że ten limit wyczerpał na jakiś czas, jednak okazało się, że tego dnia, który niedawno się zaczął, czeka go jeszcze jedna niemiła niespodzianka.   
            Winda zatrzymała się na parterze, a kiedy drzwi się rozsunęły, jego oczom ukazał się makabryczny widok. Na podłodze w holu widniały plamy świeżej krwi, panował ogólny chaos i w pierwszej chwili nawet pomyślał, że może zdarzył się w mieście jakiś wypadek, ale przecież tutaj była tylko recepcja, a nie izba przyjęć, więc co u licha mogło się stać, że było tu tyle krwi?
            Zdezorientowany wysiadł z winy i zrobił kilka kroków, kiedy usłyszał wyraźne polecenie ochroniarza:              
– Proszę przejść bokiem. – Zastosował się do wskazówki i wolno ruszył w kierunku drzwi wyjściowych, zerkając na całe to pobojowisko. Kiedy już znalazł się na zewnątrz, zagadnął innego ochroniarza, który tam stał paląc papierosa. Też zapalił.    
             – Co tutaj się stało?    
 – Jakiś świr zaatakował recepcjonistkę nożem, ale nie wiadomo na razie dlaczego.    
 – Zabił ją?    
 – Nie, na szczęście w pobliżu było dwóch ochroniarzy i szybko go obezwładnili. Dzięki Bogu tylko ją zranił. Ale dziabnął ją nieźle, bo sporo krwi się polało, chociaż praktycznie zaraz ją zabrali.     
 – A co z tym świrem?    
 – Policja dopiero co go zwinęła.    
Bastien, nie przeczuwając niczego złego, kiwnął tylko głową.    
 – W takim razie spokojnej, dalszej nocy życzę.    
 – Dobranoc panu – odpowiedział ochroniarz.    
Chyba miał dość już tego dnia i wszystkich, przykrych doznań ostatniego czasu. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu, we własnym łóżku. I jedynym jego marzeniem w tej chwili było spać i spać, dopóki sam się nie obudzi. Jednak nie miał pojęcia, że i to marzenie się nie spełni, bo zaraz po dziewiątej, natarczywy i kilkukrotny dźwięk dzwonka jego własnej komórki, nie pozwolił mu dłużej spać. Z początku zupełnie to zignorował, po omacku wyciszając aparat, ale telefon co jakiś czas wibrował i w końcu zły sięgnął po niego. Kiedy zobaczył kto dzwoni, tylko mruknął, ale odebrał.    
– Peter, nie masz litości? Wróciłem w nocy i chyba nic takiego się nie wydarzyło, co nie mogłoby poczekać po południa, hmm?    
– A właśnie, że się wydarzyło! – Podekscytowanym głosem oznajmił jego własny menager.    
– Niby co takiego? – zapytał leniwie, wciąż leżąc z zamkniętymi oczami.    
– W nocy przymknęli Maxa.    
– Nie wierzę, że się doigrał. A co takiego zrobił, z czego tatuś nie mógłby go wyciągnąć? – zaśmiał się Bastien, niczego nie przeczuwając.
            – Dźgnął nożem recepcjonistkę w szpitalu, nawet nie wiadomo dlaczego, w dodatku to się stało w tym samym szpitalu, gdzie jest Bill. Nie byłeś tam przypadkiem wczoraj?    
            Na te słowa Bastien momentalnie otworzył oczy i aż usiadł.    
            – O kurwa, byłem… On musiał iść za mną, ja pierdolę. Kiedy wychodziłem, było na dole pełno krwi.    
            – No widzisz! Jemu zupełnie odbiło, Bastien. Nie wiem co miał w głowie idąc za tobą do szpitala z nożem, ale od zawsze wiedziałem, że z nim jest coś nie tak. Pieprzony psychopata! Jak się dowiem czegoś więcej, to do ciebie zadzwonię. Na razie.
– Na razie.
Blondyn odłożył słuchawkę i opadł na pościel. No to już sobie pospał… Wiadome było, że nie zmruży już oka mimo faktu, że wcale się nie wyspał. Zimny dreszcz przetoczył się lawiną po jego plecach, bo właśnie uzmysłowił sobie, że Max prawdopodobnie szedł do Billa. Niepotrzebnie mu wtedy powiedział, że jedzie do szpitala, że też był taki głupi i jeszcze nie nauczył się nie być w stosunku do niego całkowicie szczerym. Przecież mógł przewidzieć, że on wszystko wywęszy. No dobra, ale z drugiej strony, kto by się spodziewał, że będzie zdolny do czegoś takiego?! Przecież niewiele brakowało, a mógł skrzywdzić Billa! Gdyby nie ta biedna kobieta, która może próbowała go zatrzymać, albo była zupełnie przypadkową ofiarą, mógł nawet go zabić! I co z tego, że o tej samej porze Bastien był pod jego salą? Przecież nawet o niczym by nie wiedział, bo Max z pewnością zaczekałby, aż odejdzie.
Serce waliło mu mocno, kiedy to wszystko sobie uzmysłowił. Max naprawdę oszalał i wszystko wskazywało na to, że w ten obłęd wpadł przez nieodwzajemnioną miłość do niego. Czy więc jego czekało to samo?