piątek, 21 lutego 2020

Część 83.


Część 83.


            Wypicie w dość krótkim czasie kilku drinków, wiązało się z lekkim uszczerbkiem na trzeźwości, i choć pijany jeszcze nie był, to i tak koordynacja ruchów była już nieco zaburzona. Dlatego też z wolna wszedł po schodach i na chwilę zatrzymał się w holu, patrząc w lewo i w prawo, bo nie do końca wiedział, w którą stronę ma się udać, aby móc w spokoju zapalić. Wyglądało na to, że taras hotelowej restauracji, jaka mieściła się na parterze tuż nad klubem, znajdował się po lewej stronie, ruszył więc w kierunku otwartych drzwi. Mimo późnej pory, w sali głównej wciąż znajdowało kilkoro gości, ale na szczęście na zewnątrz nikogo nie było. Nie zamierzał jednak siadać przy stoliku, przeszedł między nimi i zatrzymał się przy balustradzie. Odpalił papierosa i zerknął przed siebie, gdzie roztaczał się widok na jezioro, nad którym spędził trochę czasu dzisiejszego popołudnia. W jego tafli odbijało się kilka pobliskich latarni, ustawionych wzdłuż okalającej zbiornik ścieżki. Alkohol lekko szumiał mu w głowie, ale nie działał zbyt rozluźniająco. Z przyjemnością zapaliłby teraz skręta, ale zostawił je w apartamencie, a nie za bardzo chciało mu się tam iść. Wprawdzie już oswoił się z myślą, że miał Toma tak blisko i nie był z tego powodu za bardzo spięty, ale wciąż nawiedzały go jakieś uporczywe i dręczące wyobrażenia, które przecież nie miały w ogóle racji bytu. Z podziemi klubu do jego uszu dochodziła muzyka, ale trudno się było temu dziwić, bo cała impreza odbywała się tuż pod nim. Zaciągnął się papierosem, a wypuszczając dym poczuł nagłe ukłucie wyrzutów sumienia. Znów tak długo nawet nie pomyślał o Bastienie, ale jak miał myśleć o nim, kiedy odkąd tu przyjechał, w jego głowie na dobre rozgościł się brat? Szybko się z tego rozgrzeszył, bo dziś mógł sobie na to pozwolić, przynajmniej do rana, albo dopóki nie przyjedzie tu blondyn. Jutro ten ślub wszystko zmieni, nie będzie już z taką ochotą rozmyślał o Tomie, a potem na nowo nauczy się żyć ze świadomością, że to co było między nimi, nigdy nie wróci.
            Odpalił papierosa i wyjął z kieszeni telefon. Nie spodziewał się żadnej wiadomości od Barona, on przecież wciąż grał swój koncert i nie mylił się, bo nawet ta, którą do niego wysłał, nie została jeszcze odczytana. Ponownie zaciągnął się papierosem i spojrzał przed siebie, po czym schował telefon do kieszeni. Nie miał pojęcia, że tuż przy drzwiach, przez które kilka minut temu tu wyszedł, jakieś pięć, może sześć metrów za nim, stoi Tom. Gdyby się odwrócił, nie byłby przynajmniej tak bardzo zaskoczony, bo kiedy brat się odezwał, aż drgnął.
            – Czekasz na wiadomość od Bastiena? – zapytał, a Bill na chwilę zamarł, ale zaraz spojrzał za siebie. Nie spodziewał się, że Tom zostawi wszystkich gości i za nim tutaj przyjdzie. Ale może po prostu zbyt wiele sobie wyobrażał, bo podobnie do niego, miał ochotę tylko zapalić i był to zwyczajny zbieg okoliczności?
            – Nie, nie czekam, on teraz gra i pewnie odezwie się dopiero jak skończy w środku nocy, ale wtedy może będę już spał – odpowiedział, czując jak napięcie ściska go za gardło. Ot, i całe jego bohaterstwo trafił właśnie szlag, może dlatego, że byli tu sam na sam? Pierwsze słowa, jakie wypowiedzieli do siebie po tak długim czasie będąc na osobności, były niewiele znaczące i bardzo prozaiczne, ale wiadome było, że nie zaczną rozmowy od wyznania sobie miłości, o ile w ogóle mieli zamiar jeszcze kiedykolwiek sobie ją wyznać.
            Tom postąpił zwolna kilka kroków i zatrzymał się tuż obok niego opierając o balustradę.
            – Tak wcześnie chcesz iść spać? Impreza ma być do rana. – Popatrzył na Billa, zaciągając się. Dopiero teraz miał go tak blisko, że mógł dokładnie się przyjrzeć. Był taki piękny, praktycznie przez te półtora roku wcale się nie zmienił, chociaż miał wrażenie, że teraz wygląda jeszcze lepiej. Może to ta nowa fryzura dodała mu uroku?
            Czarnowłosy wzruszył ramionami i nim odpowiedział, objął wargami ustnik swojego papierosa, robiąc to samo, co przed chwilą uczynił jego brat.
            – Do rana to pewnie zaliczyłbym zjazd na bazę, bo co tam robić innego?
            – Wcześniej miałem właśnie taki zamiar.
– A teraz już nie masz?
            – Może i się upiję, ale potem, teraz, jeśli już jesteśmy tu sami, chciałbym z tobą w końcu pogadać.
            Bill westchnął. Więc prawdopodobnie to wcale nie był zbieg okoliczności? Wyglądało na to, że brat tylko czekał na taką okazję. Teraz zastanowił się, dlaczego tak mu zależało na tej rozmowie? Bo co do tego raczej nie miał żadnych wątpliwości. Czy chciał jakoś uciszyć swoje sumienie?
            – W końcu? Półtora roku nie chciałeś ze mną rozmawiać, nie kontaktowałeś się, ani razu nawet nie zadzwoniłeś, a teraz mówisz; w końcu? – zapytał z żalem.
            – Ty też jakoś szczególnie o to nie zabiegałeś.
            Nie wierzył w to co słyszy. Czy Tom miał do niego pretensje o rzeczy, na które nie miał wpływu?
– Ja pierdolę! – zdenerwował się. – Czy ty się słyszysz? Zmieniłeś numer telefonu i nie pozwoliłeś matce dać mi nowego, choć tyle razy prosiłem!
– Na początku owszem, potem przestałeś.
– Bo miałem dość tego ciągłego odrzucenia, rozumiesz?
– Przepraszam, potrzebowałem czasu.
– Szkoda, że tak w chuj mało go potrzebowałeś na inne rzeczy – żachnął się Bill.
– A ty jeszcze mniej, przecież od tamtych świąt z nim jesteś! – Tom podniósł głos.
– Bo mnie, kurwa, do tego popchnąłeś! Czekałbym na ciebie choćby i do dziś, ale powiedziałeś, że nie wrócisz, że nas już nie ma i, że nie muszę być ci wierny!
Obydwaj wiedzieli, że jeśli do tej rozmowy kiedykolwiek dojdzie, to nie zabraknie w niej wyrzutów i wzajemnych pretensji, i tak też się działo, właściwie od tego się ona zaczęła.
– A może wtedy chciałem sprawdzić, czy będziesz czekać mimo wszystko?
– I co? Gdybym nie związał się z Bastienem, to niby byś wrócił, tak? To jest jakaś gra, Tom? Chcesz mnie dobić, czy robisz sobie ze mnie jaja? Przecież doskonale wiem, że nie zamierzałeś wrócić! I o co ci w ogóle chodzi, że właśnie teraz masz do mnie o to pretensje? Przecież zaraz się żenisz!
            – Tak, wiem… I masz rację, nie zamierzałem wracać. – Tom zaciągnął się resztką papierosa i zgasił peta. – Przepraszam za to moje nagłe zniknięcie, ale nie było innego wyjścia.
            Czarnowłosy zaśmiał się nerwowo, ale nim zdążył otworzyć usta, aby odpowiedzieć, usłyszał za swoimi plecami:
            – O tu jest nasz pan młody!
            Trzech kumpli Toma, ze śmiechem wytoczyło się na taras.
            – No to sobie pogadaliśmy – rzucił Bill i ruszył w kierunku wyjścia.
            – Bill, zaczekaj! – krzyknął Tom i nie zważając na kolegów, wyrwał za nim. Jednak będąc tuż przed drzwiami, zatrzymał się i zwrócił do jednego z nich:
            – Franz, ja muszę pogadać z bratem, ogarnij imprezę i bawcie się.
            – Ale gdzie ty idziesz, Tom?
            – Nie wiem, muszę pogadać z nim na osobności, to ważne, za jakiś czas wrócę. Jakoś mnie tam usprawiedliwisz – rzucił w pośpiechu i pobiegł za Billem. Dogonił go, kiedy ten był już przy windzie i właśnie naciskał guzik przywołujący dźwig, który stał na parterze, więc drzwi od razu się otworzyły.
            – Proszę cię, zaczekaj, porozmawiajmy spokojnie. – Chwycił brata za rękę, kiedy już wsiadał do windy, w rezultacie czego wszedł do niej razem z nim.
            – O czym chcesz ze mną rozmawiać, Tom? Chcesz mi opowiedzieć, jak świetnie ci było beze mnie przez te półtora roku? Czy może chcesz się dowiedzieć, jak zdychałem z tęsknoty, kiedy zniknąłeś bez słowa? – Bill był wzburzony i nie zamierzał tego kryć, ani udawać, że jest spokojny. Wiedział, że będzie ciężko, ale nie spodziewał się, że aż tak. Nacisnął guzik piętra, na jakim znajdował się jego apartament i winda ruszyła w górę.
            – Chcę ci tylko wszystko wytłumaczyć, Bill.
            – A może chcesz jakoś uspokoić swoje sumienie, co?
            – Nie chcę niczego uspokajać, przestań tak mówić. Chcę porozmawiać, chcę, żebyśmy sobie wszystko wyjaśnili i żyli w zgodzie. Nie mów mi, że ty też tego nie chcesz, jesteś do cholery moim bratem!
 – To nie jest ważne, czego ja chcę, bo i tak nigdy tego nie dostanę! – krzyknął czarnowłosy, patrząc mu prosto w oczy. Zamilkli, bo drzwi windy właśnie się rozsunęły. W milczeniu wyszli na korytarz i przemierzając go bez słowa, stanęli przy apartamencie Billa, który wyjął z kieszeni spodni klucz i go otworzył, a popychając drewniane skrzydło wskazał gestem dłoni, aby bliźniak wszedł pierwszy. – Chcesz gadać, to proszę. Tu przynajmniej nie będzie żadnych świadków, bo chyba nie chcesz, żeby nasza tajemnica tuż przed twoim ślubem wyszła na jaw? – zaśmiał się sztucznie i nerwowo.
Weszli do środka, a Bill od razu ruszył w stronę barku. W ustach miał pustynię z nerwów i czuł, że jeśli ich natychmiast nie zwilży, nie wydusi z siebie ani słowa, a zapowiadało się raczej na to, że będzie musiał dużo mówić. Tom przysiadł na rogu łóżka i nieustannie przyglądał się bratu, śledząc każdy jego ruch. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo tęsknił za tym widokiem. Czarnowłosy zrobił dwa drinki i odwrócił się, po czym podszedł i podał mu jeden z nich. Kostki lodu dźwięcznie obijały się o ścianki szklanek, bo nie potrafił opanować drżenia rąk. Wyjeżdżając rano, nigdy by się nie spodziewał takiego finału dnia, i nie wiadomo było, co może go jeszcze czekać, choć na żadne przyjemności raczej nie mógł liczyć. Kiedy Tom odebrał od niego szklankę, cofnął się dwa kroki i usiadł na dywanie, na wprost, po czym upił kilka łyków. Od wejścia, aż do tego momentu żaden nie odezwał się ani słowem, a bolesna wręcz cisza zdawała się trwać w nieskończoność. W końcu Tom zdecydował się powiedzieć coś jako ten pierwszy:
– Przepraszam, że tak nagle zniknąłem, przepraszam, że zadałem ci tyle bólu, ale wtedy nie widziałem lepszego wyjścia. Wiedziałem, że jeśli wrócę z tobą do domu, to z czasem znów ci wybaczę. Nie chciałem dzwonić, nie chciałem z tobą rozmawiać, bo wiem, że w końcu i tak uległbym twoim prośbom, a ja już nie chciałem i nie mogłem tak żyć…
– Jak, Tommy? Tak strasznie było ci ze mną źle? – Bill uniósł na niego spojrzenie swoich ciemnych oczu.
– Dopóki mnie nie zdradziłeś, to były najpiękniejsze chwile w moim życiu i dobrze wiesz, że nie chodzi mi o nie, a o to, co mi zrobiłeś, Billy.
– Popełniłem błąd, którego żałuję jak nigdy niczego, ale przeprosiłem cię za niego, i możesz mi wierzyć, lub nie, od tamtej chwili nawet myślą cię nie zdradziłem! Chciałem ci od razu powiedzieć o tym co się stało w Atlancie, uwierz, naprawdę chciałem! Ale ciągle brakowało mi odwagi! Bałem się, że wszystko się znów między nami popsuje, a przecież było nam tak dobrze, Tommy!
– Owszem, było… Chociaż lepiej mi było, kiedy nie wiedziałem… Jak to mówią? Niewiedza jest błogosławieństwem.
– Gdybyś został, to już nigdy bym cię nie zdradził.
– Zdradziłbyś, Billy… Zdradził – westchnął Tom. Osunął się siadając na podłodze i oparł plecami o materac łóżka.
– Skąd możesz to wiedzieć, Tommy? – zapytał Bill z pretensją.
– Bo cię znam? – Bliźniak spojrzał mu w oczy, a na jego ustach pojawił się lekki, smutny uśmiech.
– Wygląda na to, że gówno mnie znasz. – Ze złością odburknął brat.
– Pamiętasz jak się pogodziliśmy? Powiedziałem ci wtedy, że jeśli jeszcze raz mnie zdradzisz, to z nami koniec. I co? Niedługo trzeba było czekać.
– Ale to stało się przedtem, zanim się pogodziliśmy! – żachnął się Bill.
– A jaka to różnica, Billy? Zdrada to zdrada, nieważne kiedy. Ciekawe ile razy mnie zdradziłeś i o czym jeszcze nie wiem… – Teraz Tom wnikliwie mu się przyglądał. Przez ułamek sekundy na twarzy Billa zagościł cień nerwowego grymasu i już doskonale wiedział, że coś jeszcze ma na sumieniu. Niewątpliwie wciąż skrywał przed nim jakąś tajemnicę.
– Naprawdę chcesz wiedzieć? – zapytał nagle czarnowłosy.
– Chcę – odpowiedział krótko brat.
Bill westchnął ciężko. Nie wiedział, jak będą wyglądały ich relacje po ślubie Toma, nie miał pojęcia, czy da radę się z nim widywać ze świadomością, że wszystko co kiedyś między nimi było, pozostanie tylko pięknym, a zarazem bolesnym wspomnieniem, ale najwyraźniej Tom właśnie tego chciał, choć jego pragnienia były zupełnie inne. Jeśli jednak tak miało się stać, postanowił powiedzieć mu całą prawdę, aby ten nowy etap w ich osobnym życiu, zacząć z zupełnie czystą kartą. Nie miał już żadnej nadziei na inne jutro, więc nie było sensu tego wszystkiego taić, poza tym skoro nadarzyła się taka okazja, też chciał odciążyć swoje sumienie.
Brat wciąż na niego patrzył w niemym oczekiwaniu i w obawie. Od dawna przeczuwał, że Bill coś jeszcze przed nim ukrywał i nie raz zastanawiał się, czy kiedykolwiek dojdzie do takiej rozmowy, a jeśli już, to czy wyzna mu całą prawdę? I chciał wiedzieć i jednocześnie się bał zastanawiając, jak bardzo ta wiedza go zaboli. W tej chwili czuł wszechogarniające go napięcie i strach. Nie chciał więcej bólu i chociaż obydwaj byli związani z innymi partnerami, to jednak wiedział, że i tak go poczuje. To, o czym właśnie miał się dowiedzieć dotyczyło czasu, kiedy byli razem, kiedy łączyło ich coś więcej niż tylko braterska więź.
– No dobrze, zacznijmy nasze nowe, tylko braterskie relacje na czysto, więc powiem ci… – zaczął Bill. – Tak naprawdę, prócz tych dwóch przypadków o jakich wiesz, były jeszcze dwa, ale one wydarzyły się jeszcze przed tym wszystkim.
– Jeszcze wcześniej? – zdławionym głosem przerwał mu Tom. Był trochę zaskoczony, ale tak naprawdę mógł się tego spodziewać, bo Bill miał wiele okazji do niewierności, kiedy bywał u Bastiena, o ile to właśnie on był współtwórcą zdrady, więc szybko dodał: – I oba były z Baronem?
– Tak, za każdym razem zdradziłem cię z Baronem i dodatkowo z tą ździrą, o czym wiesz.
– Ja pierdolę! On wiedział, że kogoś masz i tak po prostu cię rżnął?! – krzyknął szatyn, po czym wstał i wyszedł na balkon. Mimo klimatyzacji w apartamencie, miał wrażenie, że się dusi i musiał zaczerpnąć świeżego powietrza. Czarnowłosy powiódł za nim wzrokiem, postawił na dywanie szklankę z drinkiem i także wstał. Sięgając po paczkę papierosów, wyszedł za nim. Stanął obok, tak samo jak on błądząc spojrzeniem po gładkiej, oświetlonej pobliskimi latarniami tafli jeziora i zaciągnął się papierosem.
– Zakochał się we mnie i za wszelką cenę chciał mnie zdobyć, ale to była tylko i wyłącznie moja wina, to by się nigdy nie stało, gdybym tego nie chciał. – Odwrócił głowę i spojrzał na bliźniaka, kiedy ten właśnie odpalał. Dobrze widział, jak bardzo drży mu dłoń, w której trzymał zapaliczkę, więc to co mówił, wcale nie było mu obojętne.
– Kiedy to się stało? – zapytał.
– Pierwszy raz kiedy jeszcze u niego mieszkałem, ostatniego dnia. Tęskniłem za tobą, za naszym seksem i zacząłem się właśnie onanizować, kiedy wszedł Bastien, chciał zawołać mnie do studia i mi przeszkodził, śmiał się ze mnie, że nie muszę tego robić sam. Byłem podniecony, bo kiedy to robiłem, myślałem o tobie. On właśnie zmontował ten pierwszy kawałek, jaki dla mnie skomponował i potem, już w studio, kiedy go słuchałem, wykorzystał sytuację, wiedział, że tam w sypialni nie skończyłem i mam pełno w bokserkach, zaczął mnie dotykać, a ja wtedy kazałem, żeby mi obciągnął.
– Dobra, już nic nie mów – syknął Tom, bo już nie chciał znać dalszego ciągu. Jak się spodziewał, znów poczuł ból.
– Bo i nie ma o czym, wtedy na tym się skończyło.
– Nie przeleciał cię?
– Nie, bo niczego więcej nie chciałem. Spakowałem się i wróciłem do ciebie.
Teraz Tom ciężko westchnął. Pocieszające było to, że jednak wtedy coś go powstrzymało, żeby nie dać Baronowi dupy, jednak ten następny raz o jakim wciąż nie wiedział, z pewnością nie skończył się jedynie na tym.
– A ten drugi raz?
– Ten drugi raz był na imprezie u Bastiena, wtedy, kiedy skręciłeś nogę.
– Wiedziałem, kurwa… – Szatyn mocno zacisnął dłoń na barierce. – Niech zgadnę, to było wtedy, kiedy Georg spał – zaśmiał się ironicznie i pokręcił głową.
– Tak, ale jest jeszcze coś…
– Co? Domyślam się, że rżnął cię do rana, albo dopóki Georg się nie obudził, co?
– Tak, pieprzyliśmy się wtedy długo, ale nie o to chodzi.
– A o co? – Teraz Tom odwrócił się i wpatrywał w profil brata.
– Georg odpadł, bo wrzuciłem mu do drinka pigułkę.
Oczy Toma najpierw się rozszerzyły, a potem jęknął:
– Co…? Z premedytacją to zaplanowałeś?
– Tak, zaplanowałem to. Słyszałem, jak mówiłeś mu, że ma mnie pilnować, więc chciałem go unieszkodliwić. Sporo wtedy wypiłem, miałem ochotę na Barona, kręcił mnie, sam nie wiem dlaczego…
Bill zamilkł i w takiej ciszy trwali dobre kilka minut. Tom nie mógł wydobyć z siebie słowa, dopalił papierosa i wziął kilka haustów nocnego powietrza. Jego słowa były jak ostrze noża, który z premedytacją dźgał jego świadomość. Znów czuł ten ból i teraz wcale nie był on mniejszy, niż wtedy, kiedy dowiedział się o zdradzie bliźniaka. Chciało mu się płakać, więc musiał to w sobie jakoś stłamsić, ale przecież sam się o to prosił, bo chciał wiedzieć. Po chwili odezwał się cichym, smutnym głosem:
– A ja chyba wiem dlaczego…
– Nie możesz wiedzieć, bo ja sam tego nie wiem do dziś. Nie wiem, jak mogłem cię zdradzać, choć kochałem najbardziej na świecie… Chociaż może faktycznie, było coś, co najbardziej mnie w tym wszystkim kręciło. Starał się o mnie, zabiegał, prawił komplementy i komponował dla mnie niezłe kawałki, to mi imponowało w jakimś sensie.
– Ja wiem, Billy, że nie chodzi tylko o to… Po prostu czegoś jeszcze ci ze mną brakowało i teraz już nawet wiem czego.
Bill się zaśmiał cicho, bo doskonale wiedział, co brat ma na myśli.
– Nie, Tommy, wcale nie chodziło o to, że mi nie obciągasz. Byłem po prostu głupi, szukałem jakichś wrażeń, adrenaliny, a przecież to wszystko miałem przy tobie i zrozumiałem to dopiero wtedy, kiedy omal cię nie straciłem. Może gdybym był szczery i do wszystkiego się od razu przyznał, to wciąż bylibyśmy razem. Po tamtym numerze w Atlancie miałem strasznego, moralnego kaca i czułem się fatalnie. Żałowałem, że zaćpałem i dałem się ponieść, to była moja głupota. Jedyne o czym marzyłem to wrócić do ciebie. I przysięgam ci, od tamtego czasu nie zrobiłem tego więcej, a wtedy, kiedy widziałeś mnie z Jurgenem w tej kawiarni, to właśnie zamawiałem dla ciebie motocykl na gwiazdkę… Tylko on wciąż stoi w garażu u rodziców. Dlaczego? – Bill spojrzał na niego z żalem.
– Nie wiem, jakoś nie umiałem go stamtąd zabrać.
– Więc go zabierz, jest przecież twój.
Znów nastała chwila ciszy, którą ponownie przerwał Tom.
– Najbardziej boli mnie świadomość, że pragnąłeś innego…
– I tak zawsze najbardziej pragnąłem ciebie…
– Bastien musi być dobry w łóżku, skoro nie zaprzestałeś na jednym razie.
– Nie w tym rzecz Tommy, mówiłem ci, że byłem głupi, zachowywałem się jak szczeniak, poza tym kręciła mnie zabawa uczuciami Bastiena, to też było z mojej strony podłe. Dawałem mu dupy nie dając nadziei na nic więcej. Ale tak, masz rację, jest dobry, chociaż ty jesteś w tym o niebo lepszy – odparł dobitnie czarnowłosy, wciąż przyglądając się bratu, który teraz także spojrzał mu w oczy. Wciąż tkwili na balkonie.
– Ale z nim jesteś…
– Bo nie mogę być z tobą?
– Tylko dlatego?
– To jest najważniejszy powód, nie chcę być sam, a drugi, to jestem mu wdzięczny, bo mnie uratował. Gdyby nie on, pewnie bym zdechł…
– Przepraszam, że mnie nie było, ale sam wiesz… Nawet nie przypuszczałem, że coś takiego może się stać.
– Wiem, bez sensu do tego wracać.
            – Jak to się stało, że z nim jesteś? – zapytał w końcu Tom, bo nie znał okoliczności, jedyne czego dowiedział się kiedyś od matki to, że są razem.
            – Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę w święta?
            – Pamiętam.
            – Właśnie wtedy odebrałeś mi całą nadzieję, że wrócisz i na złość tobie, chociaż nawet o tym nie wiedziałeś, pozwoliłem mu się zerżnąć tej nocy. I nawet nie wiesz, jaką miałem satysfakcję…
            – Przeczuwałem to, zresztą tak wtedy zapowiedziałeś.
            – Jakoś miesiąc później powiedziałem mu, że możemy być razem. W życiu nie widziałem szczęśliwszego człowieka, wiesz, że się wtedy popłakał?
            – Interesujące – sapnął sarkastycznie Tom.
            – Gdybyś mi wtedy nie powiedział, że nie muszę być ci wierny i, że nie wrócisz, ja wciąż bym na ciebie czekał, Tommy.
            – Chciałem spalić za sobą wszystkie mosty, żebyśmy obaj zaczęli żyć normalnie.
            – Normalnie… – sapnął Bill. – A może dla mnie ta normalność była właśnie z tobą? Nie pomyślałeś o tym?
            – Przestań Bill, to wszystko zbyt wiele bólu mnie kosztowało.
            – Odszedłeś, bo myślałeś, że nie potrafię być ci wierny, tak? Bo myślałeś, że będziesz mi w nieskończoność musiał wybaczać i cierpieć?
            – Tak, właśnie dlatego, i nie wierzę, że byłoby inaczej.
            – To uwierz, bo wyobraź sobie, że jak dotąd nie zdradziłem Bastiena.
            – Cudownie, tylko po chuj mi to mówisz? Chcesz mi dokopać? – Szatyn spiorunował brata wściekłym wzrokiem, po czym odwrócił się i wszedł do apartamentu. Nie wiedział, czy ma mu wierzyć, czy może powiedział tak tylko dlatego, aby żałował każdej swojej decyzji.
            Sięgnął po postawioną na stoliku szklankę z niedopitym trunkiem, po czym dolał sobie alkoholu i usiadł na podłodze, w tym samym miejscu, w którym siedział wcześniej.
            – Może trochę – rzucił Bill, wchodząc za nim do środka i także dolał sobie, po czym usiał obok brata. – Ale ja nie kłamię, Tommy.
– Nawet jeśli go nie zdradziłeś, to tylko patrzeć jak i jemu to zrobisz.
– Mylisz się, nie zrobię – butnie odparł Bill i już chciał dodać; „chyba, że z tobą”, ale powstrzymał się, bo wiedział, że to niemożliwe, poza tym nie chciał być jego przedślubną zabawką, przynajmniej tak pomyślał na tę chwilę.
            – Więc musisz go kochać bardziej niż kochałeś mnie.
            – Czemu mówisz to w czasie przeszłym?
            – Bo to jest czas przeszły.
            – Może dla ciebie, ale na pewno nie dla mnie. – Bill odwrócił głowę, patrząc na bliźniaka, który właśnie upił kilka łyków. – Dobrze wiesz, że wciąż cię kocham, Tommy.
            – Ale jego też kochasz. – W ironicznym półuśmiechu uniósł w górę lewy kącik ust.
            – Nie kocham go. Jest mi bliski, daje mi poczucie bezpieczeństwa, ale nie kocham go.
            – To dlaczego, kurwa, mnie zdradzałeś, skoro tak bardzo mnie kochałeś, a jego nie kochasz, ale nie zdradzasz?! – Tom podniósł głos, w którego tonie wyczuwalny był żal i irytacja. Zupełnie nie rozumiał własnego brata, ale tak naprawdę Bill od zawsze zachowywał się irracjonalnie i wbrew zdrowemu rozsądkowi, więc nawet nie powinno go to dziwić.
            – Wiesz co w tym wszystkim jest najdziwniejsze, Tommy? Ja wiem, że on by mi wszystko wybaczył, a jednak nigdy tego nie zrobiłem.
            – Więc dlaczego, Billy, zrobiłeś to mi? – Szatyn odwrócił głowę, a wtedy Bill spojrzał bliźniakowi prosto w oczy. Dawno nie widział w nich takiego żalu, nie dostrzegł go nawet w holu klubu, kiedy ostatni raz się widzieli. Wtedy z jego oczu biła wściekłość i ból. A teraz, czy to był jedynie żal, czy gdzieś, spoza tej mgły pełnej smutku nie przebijała się nikłym promieniem miłość? A może po prostu teraz widział to, co chciał zobaczyć?
            – Nie potrafię odpowiedzieć na twoje pytanie, Tommy… – szepnął. – Może zmieniły mnie złe doświadczenia? Dziś wiem, że gdybym mógł znów być z tobą, nigdy bym cię nie zdradził.
            Wciąż siedzieli na podłodze, mając za plecami małżeńskie łoże apartamentu. Tom odwrócił głowę i patrzył przez chwilę niemo w jakiś punkt przed sobą, ale zaraz ułożył łokcie na kolanach, opartych o podłogę, lekko ugiętych nóg, zwiesił głowę i ciężko wzdychając, wsparł czoło na splecionych dłoniach.
            – A ja cię tak kochałem… – jęknął patrząc w podłogę. Wszystkie złe wspomnienia wróciły, na nowo poczuł ten ból, który wyrzucał z siebie przez ostatnie półtora roku. Może Georg miał rację, żeby z nim nie rozmawiać, nie wracać do przeszłości, i nie rozdrapywać starych, ledwie zabliźnionych ran. Zresztą może nawet byłoby lepiej, gdyby go nie zapraszał? Po co było chodzić na terapię, kiedy w jeden wieczór zburzył cały swój ciężko wypracowany spokój? Jutro, chociaż może nawet już dziś, bo nawet nie patrzył na zegarek nie wiedząc, która może być godzina, pójdzie do ołtarza z kobietą, której nie kochał, i może nawet czuł do niej dokładnie to samo co Bill do Bastiena? Przecież wciąż, całym sercem kochał człowieka, który siedział tuż obok niego, na podłodze hotelowego apartamentu i miał bolesną świadomość, że to co było piękne między nimi, jest już dawno skończone i nigdy nie wróci, chyba, że w snach.
– Ale już nie kochasz… – usłyszał ciche słowa swojego brata i zarazem jedynej miłości. I co miał mu teraz odpowiedzieć? Wolał to przemilczeć, dla swojego i jego dobra. Wyznanie uczuć nie miało teraz najmniejszego sensu i było zbyt ryzykowne.
Po chwili milczenia, Bill znów się odezwał:
– A ja cię wciąż kocham Tommy, nawet nie wiesz jak bardzo… – wyznał ponownie. Patrzył teraz na pochyloną głowę brata i jedyne czego pragnął, to choćby tylko go dotknąć, przesunąć dłonią po włosach, ściągnąć gumkę i je rozpuścić, czule musnąć szyję, potem pieścić kark, a potem… Nie! Nie powinien nawet o tym myśleć, to były pragnienia, które nigdy nie zostaną spełnione. Tom wciąż milczał, siedząc w tej samej pozycji, a Billowi właśnie przypomniały się słowa, których znaczenia nigdy nie rozumiał, i dopiero teraz boleśnie odczuł ich sens.
            – Wiesz, kiedyś przeczytałem cytat, że najbardziej odczujesz brak jakiejś osoby, kiedy będziesz siedział obok niej i będziesz wiedział, że ona nigdy nie będzie twoja. Wtedy te słowa wydawały mi się takie bez sensu, ale teraz już wiem, jak to jest… Teraz czuję się samotny bardziej niż kiedykolwiek.
            Tom czuł dokładnie to samo, ale nie odniósł się do jego słów.
            – A Bastien… On wie, że go nie kochasz? – zapytał unosząc głowę.
– Wie…
– Musi cię bardzo kochać, skoro mimo to z tobą jest, a jednocześnie musi bardzo cierpieć.
– Powiedział, że jest cierpliwy i wierzy, że w końcu kiedyś go pokocham.
– A pokochasz?
– Nie…
– Marnujesz mu życie, Billy.
– A co za różnica, czy marnuję je jemu, czy komukolwiek innemu. On wie, że kochałem i kocham tylko ciebie, i jestem z nim tylko dlatego, żeby nie być sam, że po prostu jest i potrafi dobrze mnie zerżnąć, chociaż zawsze to ty byłeś w tym najlepszy.
– Przestań…
– No co? Chciałeś, żebym był szczery i chciałeś wszystko wiedzieć, więc mówię.
– Matka mówiła, że jesteś z nim szczęśliwy.
– Jestem, chyba jestem, oczywiście w pewnym sensie, ale nie tak, jak byłem z tobą. A ty? Jesteś z nią szczęśliwy?
– Chyba jestem – odpowiedział Tom, odwracając głowę. Nawet w słowie „chyba” było kłamstwo, bo dopiero teraz zrozumiał, że tak naprawdę nigdy z nią szczęśliwy nie był, bo nie mógł tak nazwać chwilowego spokoju i zapomnienia. Jedyne szczęście jakie w swoim życiu odczuwał, to przy boku tego czarnowłosego gnojka.
– Chyba? Tommy… Tak nie mówi człowiek, który kogoś kocha. – Bill doskonale wiedział, że kłamie, czuł to i teraz zaczynał nabierać pewności, że to żadna miłość, a ten ślub to zwykła ucieczka od przeszłości, i od niego. – Jeśli już mamy noc szczerości, to powiedz mi, czy ty ją kochasz? – zapytał wprost.
Tom wiedział, że wyznanie Billowi prawdy będzie bardzo ryzykownym posunięciem i bardzo się przed tym dotąd bronił, ale jeśli już mieli tę noc szczerości, może powinien wyznać mu prawdę? Wahał się, kiedy bombardowały go takie myśli, jednak wciąż uporczywie w tej kwestii milczał.
– Czemu nie odpowiadasz? Powiedz mi prawdę, jeśli ją kochasz, chcę to wiedzieć.
– Nie kocham jej, zadowolony jesteś?! – krzyknął i odwracając głowę spojrzał bratu prosto w oczy. A jednak odważył się wyrzucić z siebie prawdę. – Wciąż kocham ciebie, ale to niczego nie zmienia! – dodał pospiesznie. Mógł się jedynie domyślać, jaka w tej chwili radość otuliła serce bliźniaka.
– Więc po co ten cały ślub? Po co to robisz, Tommy? Ona wie, że jej nie kochasz?
– Nie wie… – odpowiedział cicho.
– Więc ją oszukujesz? – Bill skrzywił się z niesmakiem. – Ty jesteś gorszy ode mnie, bo ja przynajmniej nie kłamię Bastienowi, że go kocham, on wie, że jeśli tylko kiwnąłbyś palcem, poszedłbym za tobą na koniec świata, bo jesteś miłością mojego życia!
– Ale Bastien może być spokojny, bo ja niczym nie będę kiwał – sapnął szatyn.
– Przecież wiem, poza tym prawie od półtora roku nie mam na to żadnej nadziei, nie musisz mi tak dobitnie o tym przypominać, mówię tylko, że tym kłamstwem ją krzywdzisz, ona pewnie cię kocha nie mniej ode mnie. Teraz nie jest tego świadoma, bo jej mówisz, że ją kochasz, ale w końcu zorientuje się, że tej miłości w tobie nie ma, zresztą dziwię się, że wciąż się nie zorientowała.
– Nie zorientuje się, nie jestem dla niej taki, jaki byłem dla ciebie, myśli, że taka moja oschła natura.
– Oschła natura? – Bill lekko uniósł brwi w zdziwieniu. Dla niego Tom nigdy nie bywał oschły, ani kiedy było dobrze, ani nawet kiedy się kłócili. – Tommy, przecież ty taki nie jesteś…
– Dla ciebie nie byłem.
– Jak możesz się żenić bez miłości, po co ty to robisz? Unieszczęśliwisz ją, siebie, a przy okazji mnie…
– Muszę to zrobić, nie mam lepszego wyjścia – odparł Tom, wpatrując się usilnie w kolorowy wzór dywanu. Bał się odwrócić i spojrzeć Billowi w oczy, jego delikatny, pełen ciepła ton głosu przywodził z odmętów pamięci najpiękniejsze wspomnienia, a teraz właśnie na dodatek zaczynał go przekonywać o jego złym wyborze. I choć wcale nie musiał mu tego mówić, bo on doskonale o tym wiedział, to jednak nie zamierzał zawrócić z tej drogi choćby nie wiadomo co się stało. Siedział przy nim, czuł bijące od niego, paraliżujące ciepło i z trudem opierał się pokusie, aby go choć nie dotknąć. Ale Bill wcale nie zamierzał się niczemu opierać. Usiadł lekko bokiem i wyciągnął opartą o materac łóżka rękę. Tom poczuł na swoim karku delikatny dotyk, kiedy brat samymi opuszkami palców zaczął lekko pieścić jego skórę. Bill obserwował jego profil i doskonale widział, jak na moment przymknął oczy i drgnął. Nie zamierzał przestać, chyba, że on go odepchnie, ale póki co nic takiego się nie działo. Teraz miał jedyną okazję, aby obudzić w nim żądze, wszystko mu przypomnieć i może coś zmienić? Nie wierzył w to, ale przecież nikt nigdy nie zakaże mu marzeń i starań o ich spełnienie.
– Masz… I dobrze o tym wiesz – szepnął, nie zaprzestając delikatnej pieszczoty.
Miał inne wyjście i faktycznie, dobrze o tym wiedział, ale nie chciał zboczyć z obranej drogi, choć stał teraz na rozdrożu, gdzie go znów spotkał i bał się tak bardzo… Bał się ponownego bólu, chociaż ten jaki teraz odczuwał, wcale nie był mniejszy. Na końcu drogi jaką właśnie zmierzał czekał go spokój, chociaż czy na pewno? Może i nawet czekało go szczęście. Naprawdę? Czy szczęście z daleka od niego było w ogóle możliwe? Przecież już się przekonał, że nie. Właśnie teraz miał idealną okazję, aby to wszystko zostawić za sobą, uciec stąd i wrócić z nim do Berlina, czerpać pełnymi garściami miłość, radość, szczęście z nim, kochać i być kochanym, codziennie go brać i oddawać mu się, pieścić i całować. Chciał tego, pragnął całym sobą, ale… No właśnie, było jedno „ale” które przykryło mrokiem każdą piękną wizję – strach i ból, niepewność, czy to co wydarzyło się ponad półtora roku temu, nie zdarzy się ponownie. To była bariera nie do pokonania, twierdza nie do zdobycia.
– Nie kochasz jej, po co więc chcesz założyć sobie takie kajdany, Tommy… Kochasz mnie nadal i nigdy nie będziesz z nią szczęśliwy, słyszysz? – Bill się nie poddawał, był niczym szatan szepczący Adamowi w raju, aby zerwał zakazany owoc, i teraz przysunął się jeszcze bliżej tak, że czuł ciepło jego ciała. Obiema dłońmi delikatnie chwycił go za policzki. – Spójrz mi w oczy, przecież byłeś ze mną szczęśliwy, żeniąc się już nigdy nie zaznasz tego uczucia, dobrze o tym wiesz.
– Ale nie zaznam też takiego bólu, jaki mi zadałeś – odpowiedział brat cicho. – I choćbym położył oba uczucia na jakiejś szali, zwycięży strach o ponownie zadany mi przez ciebie ból.
– Nigdy ci go już nie zadam, to przeszłość, Tommy, przecież wiesz, jak bardzo tego żałuję, ale nie cofnę czasu. Odpokutowałem swoje winy, też cierpiałem kiedy odszedłeś, omal nie umarłem z żalu, bólu i tęsknoty, omal nie zdechłem naprawdę, kiedy matka powiedziała, że nie przyjedziesz na święta, bo tak bardzo wtedy liczyłem na to spotkanie. Przysięgam, że już nigdy cię nie zdradzę, błagam, zostaw to wszystko i wróć ze mną do Berlina… – szeptał desperacko, widząc w oczach bliźniaka miłość. Nie liczył na to, nie łudził się, ale gdzieś tam w głębi serca zapaliła się mała iskra nadziei, że może jakimś cudem go przekona? Wciąż trzymał dłonie na jego policzkach i patrzył mu w oczy, aż w końcu zsunął spojrzenie na jego usta, lekko rozwarte, jakby zapraszały do pocałunku. Powinien teraz wpić się w nie bez opamiętania, ale czy mógł tak po prostu to zrobić? Kiedyś sam wziąłby sobie ten słodki pocałunek bez wahania, mając pewność, że brat go odwzajemni i nie odepchnie, ale teraz? Tom nie był już jego, jego ciało należało do innej kobiety, i chociaż serce wciąż było przy nim, to jednak bał się tego kroku, bał się jego reakcji, która mogłaby go zaboleć.
Tom czuł elektryzujący dreszcz, jakiego nigdy wcześniej nie poczuł, będąc ze swoją kobietą, nawet gdy pieściła go i całowała. Tylko jego brat, zaledwie dotykiem mógł zdziałać takie cuda. Jedynie przy nim czuł to płonące pragnienie, bezgraniczną miłość i pożądanie, tylko z nim sięgał gwiazd i stawał u bram raju, tylko dzięki niemu jego spełniona dusza odrywała się od ciała, szybując gdzieś w przestworzach. I mógł to wszystko mieć, z powrotem, teraz, zaraz! Jego usta były tak blisko, kuszące i błyszczące, lekko rozchylone. Dobrze wiedział, że on tego chciał, i sam z pewnością nie pragnął go mniej. Może nieidealny i zepsuty, ale wciąż cały był jego, wtapiał w niego każdą swoją myśl i pragnął, jak nigdy nikogo wiedząc, że cokolwiek się wydarzy to się nie zmieni, tak już będzie do końca ich dni.
Te usta kusiły z każdą sekundą coraz bardziej, i chociaż nie chciał, to jakaś siła wciąż popychała go do tego pocałunku, jakby przyciągał magnez. Cholerny mały kusiciel! Czy Georg go nie ostrzegał przed tą rozmową?! Czy nie ostrzegał sam siebie?! Przecież doskonale wiedział, jak to się może skończyć, widział, jak wielką ma nad nim władzę, jak zawsze nim manipulował, jak robił co chciał. Tylko z daleka od niego mógł czuć się całkowicie bezpieczny, więc po co tu przyszedł? Chciał tej rozgrzeszającej rozmowy, to ma właśnie jej efekty!
            Jego usta były coraz bliżej i już nie wiedział, czy to on, czy Bill tak bardzo się zbliżył, wystarczyło tylko sięgnąć po ten słodki, zakazany owoc, by znów poczuć  zniewalający wszystkie zmysły smak, jeszcze tylko kilka centymetrów i znów zatonie w obezwładniającej rozkoszy.
            Nagły błysk powracających wspomnień bólu, rozczarowania i ogromnego cierpienia sprawił, że niespodziewanie się odsunął, jednocześnie pozostawiając gdzieś w przestrzeni puste dłonie Billa.
            – Nie, Billy! – krzyknął wstając. – Nie wrócę z tobą i ożenię się, choćby tylko po to, żeby nie ulec tej pokusie nigdy więcej, zbyt wiele mnie to kosztowało, żeby znów dać ci się omotać! – To mówiąc, ruszył w stronę drzwi i wyszedł, zatrzaskując je za sobą i pozostawiając za nimi brata.
            Bill jeszcze chwilę patrzył w nie, mając nadzieję, że może wróci? Ale już nie raz mamiła go, ta złudna oszustka, matka wszystkich głupców, do których się zaliczał. Pozbierał się z podłogi i wyjął z kieszeni telefon, po czym położył go na szafce. Czuł się okropnie. Widział w oczach Toma miłość, widział, jak zaczyna wątpić i się łamać, doskonale to wiedział, kiedy nagle po prostu stąd uciekł. Nie chciał go, ale to wszystko była tylko i wyłącznie jego wina, gdyby nie ta zdrada, z pewnością wciąż byłby przy nim, bez tego całego zamieszania. Wyglądało na to, że teraz już nigdy go nie odzyska.

***
           
            Było już tak blisko, a może tylko mi się wydawało? Dotykałem go pierwszy raz po tak długim czasie, czułem ciepło jego skóry, i nawet nie wyobrażacie sobie jaką ta namiastka bliskości była rozkoszą. To było niesamowite! Bez miłości, bliskość drugiego człowieka jest taka nijaka, a seks to jedynie żądza i potrzeba wyżycia się. Kochałem Toma, kocham i będę kochał zawsze. Dziś już wiem, że tylko z nim było mi zawsze najlepiej, nigdy nie czułem się tak cudownie, tak szczęśliwie, jak wtedy, kiedy byłem z nim, i gdy należeliśmy do siebie wzajemnie. Tej nocy zrozumiałem, że tylko kochając człowieka, który także kocha mnie, mogę czuć się całkowicie spełniony, i kiedyś to właśnie miałem, wtedy miałem wszystko i z własnej głupoty to wszystko straciłem.
            Kiedy wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi, czułem się zdruzgotany i załamany. Może powinienem za nim pobiec? Nie… Z pewnością bym go nie zawrócił z obranej drogi. On już mnie nie chciał, chociaż kochał. Bał się, że ponownie zadam mu ból i nie ufał moim zapewnieniom, że nigdy tego nie zrobię. I trudno było mu się dziwić, sam pewnie bym mu po takim czymś nie zaufał, chociaż w sumie to nie wiem, gdybym kochał go tak jak teraz, pewnie tak jak Bastien gotów był wybaczyć mi, to i ja wybaczyłbym mu wszystko.
            Nie wiedziałem co mam robić, ale z pewnością nie zamierzałem wrócić na tamtą imprezę, bo i po co? Z tej niemocy i żalu rozpłakałem się.