czwartek, 14 lutego 2019

Część 54.



Część 54.


             Im więcej piłem, tym mocniej kręcił mnie Bastien. Jego każdy gest, wypowiadane słowa, spojrzenie… Kiedy nie było w pobliżu Georga, zachowywał się tak niebezpiecznie i tak kurewsko podniecająco, że miękłem. Ciągle gdzieś czułem jego dotyk, niby przypadkowy, niby niewiele znaczący, ale jak nikt inny sprawiał w tamtej chwili, że moje ciało paraliżował dreszcz. Czułem podniecenie, którego zaczynałem się bać, ale to wszystko było tak zajebiście przyjemne… Przy nim poziom serotoniny w moim ciele znacząco wzrastał. Czułem się czasem jak lekko naćpany, mimo, że prócz palenia skrętów jeszcze nic nie wziąłem. No właśnie, jeszcze… Miałem dropsy i fajnie by było wzmocnić nimi wszystkie doznania, ale ten pieprzony Georg nieustannie się kręcił w pobliżu i naprawdę miałem tego serdecznie dość. Bo co mi po nich było, jeśli on wciąż deptał mi po piętach?
            Tak, wiem, niespełna trzy godziny temu obiecałem sobie, że będę się trzymał i nie dam się ponieść żadnej pokusie, ale ja od zawsze byłem słaby, a jeśli ktoś na mnie działał w taki sposób jak wtedy Bastien, na nic mi były wszelkie przyrzeczenia. I wiedziałem, że tylko jedno potrafi mnie otrzeźwić i postawić na nowo do pionu.
            Potrzebowałem rozmowy z Tomem.

***

            Bastien stał jeszcze jakąś chwilę i patrzył, jak Caroline oddala się. W tym czasie Bill nie spuszczał z niego wzroku i kiedy pozostał sam, szybko do niego podszedł.
            – Mogę klucz do twojej sypialni? – zagadnął. Chłopak popatrzył na niego nieco zdezorientowany. – Muszę zadzwonić do Toma, zapytać jak się czuje – dodał, widząc jego minę. Dopiero teraz Baron sięgnął do kieszeni.
            – Tak, jasne. Proszę.
            Bill delikatnie się uśmiechnął i odebrał od niego metalowy przedmiot. Kiedy ruszył w stronę schodów, zaczepił go Georg, czego mógł się spodziewać, bo nie poinformował go o swoim zamiarze.
            – Gdzie idziesz?
            – Zadzwonić do Toma, muszę zapytać, jak się czuje – rzucił, nie zatrzymując się, po czym pokonał po dwa stopnie drogę na pierwsze piętro i choć w korytarzu było ciemno, z łatwością otworzył pokój Bastiena. Tam szybko wydobył telefon z kieszeni i wybrał numer do brata. Mimo zamkniętych drzwi, głośna muzyka mogła zagłuszyć głos bliźniaka, zatkał więc jedno ucho palcem. Po kilku sygnałach w słuchawce odezwał się głos Toma:
            – A myślałem, że nie zadzwonisz…
            – Jak się czujesz? Noga boli? – zapytał od razu Bill.
            – O, nie plącze ci się język? Nie wierzę, że nie jesteś jeszcze nawalony – zaśmiał się. – Noga nie boli, mamuśka o mnie dba. I jak w końcu zadzwoniłeś, to chyba zaraz pójdę spać. A jak impreza?
            – Jest nieźle, naprawdę w porządku. Trochę wypiłem, ale trzymam fason. Z Georgiem jest znacznie gorzej – skłamał spontanicznie i szybko zastanowił się właściwie po co? Rozmowa z Tomem przecież miała go przed wszystkim powstrzymać.
            – Naprawdę? Jak pisał mi smsa, nie pomieszał liter.
            „No proszę, nawet już mu zdał relację…”, pomyślał i szybko zapytał:
            – Słownik czyni cuda. Po co pisał ci smsa?
            – Po prostu, napisał, że dobrze się bawicie. – Bill tylko uśmiechnął się pod nosem i pomyślał: „Mały kłamczuszek…”– A o której wrócisz? – zapytał Tom.
            – Jeśli chcesz, mogę zaraz – wypalił i szybko ugryzł się w język. Co będzie, jeśli Tom powie, że tęskni i poprosi, żeby wracał? Jednak nawet nie wiedział, że tym stwierdzeniem zupełnie go kupił.
            – Nie, nie marnuj sobie wieczoru, baw się dobrze, tylko nie pij za dużo… Ja zaraz pójdę spać.
            – Obiecuję, że będę grzeczny. Kocham cię Tommy.
            – Ja ciebie też kocham, Billy. Pa.
            Urywany dźwięk w słuchawce oznaczał zakończone połączenie. Bill przysiadł na oparciu fotela i wsunął telefon do kieszeni ramoneski, właśnie tej, w której był mały woreczek z dragami. Przez chwilę nie wyciągał z niej dłoni, lekko dotykając opuszkami palców foliowego opakowania, jakby wciąż się wahając czy je chwycić i wyjąć. Tom był jakiś taki chłodny… Ta rozmowa, która miała być blokadą, hamulcem szaleństwa, na jakie miał wielką ochotę, zupełnie nic mu nie dała, chociaż… Wyczuł w głosie bliźniaka jakiś smutek i może, gdyby kazał mu wracać, gdyby powiedział, że tęskni i chce go obok siebie, to wsiadłby w taksówkę i popędził do niego. Nic takiego jednak się nie stało, w zamian brat nakazał mu się dobrze bawić. Przez dłuższą chwilę siedział jeszcze obracając między palcami foliową torebkę wraz z całą jej zawartością, aż w końcu schował ją do kieszeni spodni i wyszedł z pokoju, zamykając go na klucz.
            Na dole schodów wciąż stał Georg, na widok którego tylko wywrócił oczami. Jednak dobrze, że wziął to wszystko z góry. Byli gdzieś mniej więcej w połowie imprezy, więc jeśli się z nim nie upora, będzie tak smęcił mu za uchem do samego rana, a on od tej chwili zamierzał się naprawdę dobrze bawić, bez oddechu przyjaciela na karku. Objął go ramieniem i widząc, że ma prawie pustą szklankę, zagadał:
            – Chodź, zorganizujemy sobie kolejne drinki, bo czuję się jakbym prawie nic nie wypił – zaśmiał się.
            – Nie no, to ja się trochę zakręciłem – odpowiedział przyjaciel, ale ochoczo podążył za nim w stronę barku.
            – Dwa razy whisky z lodem, podwójna – Puścił barmanowi oczko i zaraz trzymali swoje drinki w dłoniach. Napełnienie szklanek alkoholem było najmniejszym problemem, Georga także nie trzeba było namawiać do picia, ale Bill wiedział, że już dolanie mu do szklanki zawartości fiolki będzie niemałym problemem. Powinien też jeszcze oddać Baronowi klucz, ale to w sumie mogło poczekać, poza tym DJ właśnie tańczył z Caroline i z przyjemnością zawiesił na tej parze swoje spojrzenie.
            – No nieźle tańczy – mruknął mu do ucha Georg.
            – Kto? Bastien, czy Caro?
            – Ona to normalne, ale on naprawdę nieźle się rusza.
            Bill patrzył zachłannie na każdy ruch blondyna. Sam nie był jakimś wytrawnym tancerzem, ale chętnie by do niego dołączył. Jednak wiedział, że aby mógł pozwolić sobie na jakieś sugestywne ruchy, czy gesty, Georg musiałby już zjechać na bazę, a tymczasem nawet nie miał okazji go unieszkodliwić i tak szczerze, czarno to widział. Jednak nie od dziś było wiadomo, że miał dużo szczęścia, bo po chwili kumpel odstawiając pustą szklankę na tacę, zakomunikował:
            – Idę się odlać.
 To była najlepsza okazja i wiedział, że lepsza się nie powtórzy.
– To ja załatwię nam kolejnego drinka. – Wychylił resztkę ze swojej szklanki i pospiesznie podszedł znów do barmana, zamawiając to samo. Teraz wystarczyło tylko odejść w jakieś spokojniejsze miejsce i zrobić co należało, udał się więc do kuchni. Postawił obie szklanki na stole i wlał do drinka Georga zawartość fiolki. Pochwycił je w dłonie i chciał odwrócić się, aby pójść w to samo miejsce, gdzie rozstał się z Georgiem, kiedy poczuł na biodrach czyjeś dłonie. Zamarł sparaliżowany strachem. A jeśli Georg przyszedł tu za nim i wszystko widział? Jednak na szczęście to wcale nie był on, bo zaraz tuż przy uchu, usłyszał cichy głos gospodarza domu:
– I co tu robimy?
Dopiero teraz odwrócił się, oddychając z ulgą.
– Nic wielkiego, wziąłem drinka dla siebie i Georga, ale oblałem sobie dłoń, więc przyszedłem opłukać.
Baron zaśmiał się cicho i chcąc odebrać od niego jedną z trzymanych szklanek, objął ją swoją dłonią.
– Niech sobie weźmie sam, a ty napijesz się ze mną.
– Nie! – krzyknął Bill w panice, a Baron wciąż trzymając na spółkę z nim jedną ze szklanek, popatrzył na niego zdezorientowany. – Puść, przyniosę ci inny, ten to taka specjalna mieszanka Georga, nie będzie ci smakował! – dodał szybko, wymyślając na poczekaniu, a kiedy blondyn zwolnił uścisk na szklanym naczyniu, oddalił się w pośpiechu.
Georg już stał przy wejściu do salonu, rozglądając się za Billem, a kiedy go zobaczył uśmiechnął się szeroko:
– No, już myślałem, że mi zginąłeś z tym piciem.
– Zalałem sobie rękę, musiałem opłukać – skłamał, tak samo jak zrobił to przed chwilą w kuchni. Podał Georgowi drinka z myślą, że teraz jeszcze będzie musiał dopilnować, żeby go w całości wypił. Jednak zaraz nawiedziła go druga myśl: czy aby na pewno szklankę z mieszanką dla przyjaciela trzymał w prawej ręce?
            Nie miał stuprocentowej pewności, czy dał Georgowi odpowiedniego drinka. Na wszelki wypadek postanowił na razie udawać, że pije swojego, bo jeśli się pomylił, ciężko będzie w takiej sytuacji jakoś to odkręcić. Wiedział, że wystarczy kilkanaście minut, aby zobaczyć skutki, a Georg nie wylewał za kołnierz. Pił ze swojego szkła sporymi łykami, więc jeśli dostał to co trzeba, niebawem zaliczy zjazd na bazę.
            – Obiecałem napić się z Bastienem, więc na razie cię zostawię – rzucił do niego, po czym rozejrzał się. Kiedy nie zobaczył nigdzie gospodarza, postanowił wrócić do kuchni, jednak tam go już nie było. Może i dobrze, przynajmniej mógł zostawić gdzieś w bezpiecznym miejscu szklankę ze swoim drinkiem, tak na wszelki wypadek, gdyby się jednak pomylił. Wrócił do salonu i zamówił dwa, z którymi wyszedł na zewnątrz. Przy basenie na trawie siedział Bastien i z kimś rozmawiał. Podszedł do niego i przykucnął, wręczając mu szkło. Chłopak uniósł na niego spojrzenie niebieskich oczu. Miał też już zdrowo w czubie, a wzrok powłóczysty i roznamiętniony.
            – No to teraz mam dwa – zaśmiał się. – Ale na szczęście to także whisky – dodał, po czym wychylił  swoją resztkę. Bill usiadł obok niego, był spięty i myślał tylko o tym, czy uda mu się pozbyć Georga. Stracił go w tej chwili z oczu, choć najprawdopodobniej wciąż był w salonie, ale przecież nieustannie go pilnował, czy więc nie powinien być teraz w pobliżu? Chyba, że…
            – Bill… Coś się dzieje? – zagadnął siedzący obok Baron.
            – Nic w zasadzie, patrzę gdzie jest Georg – rozejrzał się uważnie.
            – No nie wierzę, że teraz ty go pilnujesz – zaśmiał się blondyn. Mężczyzna, który siedział z Baronem wstał i odszedł, pozostawiając ich samych. Blondyn wpatrywał się zachłannie w profil czarnowłosego, który wzrok miał utkwiony w wejściu do salonu i wtedy właśnie wyszedł z niego Georg. Rozejrzał się i nieco chwiejnym krokiem ruszył przed siebie, a kiedy ich dostrzegł od razu podążył w ich stronę. Wyglądał na nieźle pijanego, a przecież jeszcze kilkanaście minut temu miał się całkiem dobrze. Bill nieco odetchnął, prawdopodobnie uda się wyeliminować go z gry. Szklanka jaką niósł była prawie pusta, tylko odrobina trunku została mu na dnie.
            – O to się chyba, kurwa, zalałem – wybełkotał, siadając obok na trawie.
            – Rzekłbym nawet, że w trupa – zaśmiał się cicho Baron. Bill zerknął na niego, zastanawiając się, czy przypadkiem czegoś nie podejrzewa, ale szybko pozbył się tego wrażenia, bo DJ dodał szeptem tylko do jego ucha: – Mam nadzieję, że skuje się na tyle, aby wreszcie spuścić cię z oka. – Jego ciepły oddech dopieścił płatek ucha, a przyjemny dreszcz doszczętnie obezwładnił, kiedy delikatnie musnął je ciepłymi wargami. I w tamtej chwili potrzebę takiej bliskości nagle zamanifestowało jego ciało, kiedy poczuł, jak ciasno zaczyna robić mu się w spodniach. Chciał mieć go blisko, odbierać każdy dotyk, czuć na skórze miękkość warg. Potrzebował tego i nie zamierzał się bronić, a wręcz przeciwnie, zamierzał prowokować. To wszystko było nieziemsko przyjemne.
            Georg siedział po jego drugiej stronie, z przedramionami wspartymi na kolanach i głową spuszczoną między nie. Niewiele mu było trzeba, aby wyłożył się na trawie jak długi, bo chyba nawet nie kontaktował już z rzeczywistością. Bill miał już pewność, że narkotyk działa. Puściły wszystkie hamulce i od tamtej chwili ważne było tylko to, czego pragnie on sam. Wciąż w myślach bronił się przed zwieńczeniem tego wieczoru w pokoju blondyna, jedynie zamierzając poprzestać na odrobinie pieszczot, jakby chciał sam sobie wmówić, że niczego więcej nie pragnie. Podświadomie jednak wiedział, że niezwykle ciężko mu będzie oprzeć się tej słodkiej pokusie. To, jaki Baron był w łóżku, jak pieścił, jak kochał, jak pieprzył, wciąż było dla niego jedynie w sferze wyobrażeń, ale wiedział, że lepszej okazji, aby doświadczyć tego na własnej skórze miał nie będzie.
            Odrobinę pijany, lekko podniecony, zwrócił twarz w jego kierunku i zatonął spojrzeniem w błękitnej tafli oceanu jego oczu. Niemal w tej samej chwili, poczuł jak tuż za nim, kumpel przechylił się na bok i osunął po jego plecach, aby finalnie legnąć na trawie. Baron zaśmiał się i puścił mu oczko:
            – Wygląda na to, że mamy go z głowy. Ścięło go na amen.
            Bill odwrócił się i spojrzał na przyjaciela, który jeszcze jakimś cudem sam ułożył się na boku i odleciał w najlepsze. Wiedział, że nic złego mu się nie stanie, zamówił taką dawkę, aby film urwał mu się na jakieś cztery, góra sześć godzin. Poza tym czasem coś brał, więc to nie powinno mu zaszkodzić. Pomyślał, że dobrze byłoby go stąd gdzieś zabrać, ale niech tu na razie zostanie i porządnie odpłynie, najwyżej potem go odholują.
            – Słodkich snów, Georg – zachichotał i zwrócił spojrzenie na blondyna. – Chcę z tobą zatańczyć… – szepnął.
            Czy musiał mu powtórzyć swoje pragnienie? Oczywiście, że nie. Bastien był nadzwyczaj wyczulony na każdy jego gest, czy słowo, gotów na każdą zachciankę i modlił się o taką chwilę, kiedy będzie mógł zrobić dla niego to, czego zechce. Ta chwila właśnie nadeszła, to był ten czas. Serce zabiło mu mocno. Czy jego marzenie właśnie dziś może się spełnić? Czy to naprawdę było możliwe? Nie utwierdzał się w tym przekonaniu, niczego sam sobie nie obiecywał. To mógł być tylko zwykły taniec, flirt, pocałunek, czuły dotyk, cała reszta wciąż była gdzieś wysoko, jakby w chmurach, których wciąż nie mógł dosięgnąć. A jeśli każdy jego gest to drabina, po której szczeblach będzie mógł się tam wspiąć?
            Nie chciał się dłużej nad tym zastanawiać. Podniósł się i chwycił jego dłoń, po czym ruszył w stronę salonu, gdzie muzyka głośnym bitem zachęcała, aby wprowadzić ciała w trans, co niemal natychmiast obaj uczynili. Alkohol wraz z ekscytacją krążył w ich żyłach, poziom endorfin niebotycznie się podniósł. W pierwszych chwilach nie dotykali się, ale tańczyli bardzo blisko. Kołysząc biodrami nie tracili wzrokowego kontaktu, oddziałując każdym swoim ruchem na zmysły tego drugiego. W tamtym momencie Bill nie chciał niczego więcej, ta chwila wystarczająco go pobudzała i dawała wiele przyjemności. Widział w oczach Barona znów to uwielbienie, dostrzegał jak mocno go podnieca, choć z powodu mroku i migających w salonie świateł, niemożliwym było dostrzec czegoś więcej. Gdyby tylko mógł, z ogromną przyjemnością by zobaczył to wybrzuszenie w jego spodniach. Fakt, widzieć tego nie mógł, ale czemu miałby tego nie poczuć…?
            Nie zatrzymując się ani na moment, zbliżył się do niego odwracając tyłem i kołysząc, zaczął delikatnie ocierać pośladkami o jego biodra, coraz bardziej niwelując dystans. Ich ciała wciąż poruszały się w rytmie muzyki, lecz teraz już przylegały do siebie niemal szczelnie. Każde otarcie wzmagało dreszcze, a kiedy dołączył elektryzujący dotyk dłoni, było jeszcze przyjemniej. Bill pochwycił ręce Bastiena, które ułożył sobie na brzuchu, a te niemal od razu wsunęły mu się pod koszulę. Baron czuł ciepło jego ciała, kiedy palce zaczęły delikatnie stąpać po miękkiej skórze i kreślić zawiłe wzory gdzieś w obrębie lędźwi. Nie śmiał posunąć się dalej, wciąż miał w sobie wiele nieśmiałości, jeśli chodziło o świątynię ciała jego Boga, nawet w alkoholowym upojeniu, nigdy bez jego przyzwolenia nie zdobyłby się na więcej. Nie był w stanie naciskać, ani niczego wymuszać. Brał tyle, ile pozwalał mu brać czarnowłosy anioł, a ten zdawał się być coraz bardziej hojny. Po chwili odwrócił się przodem i zarzucając mu ręce na szyję, przylgnął biodrami do jego bioder. Już żaden z nich nie był w stanie niczego przed tym drugim ukryć, bo obaj doskonale czuli, jak mocno są podnieceni. Tym samym Bill pobudzał wyobrażenia Barona, jakie kłębiły się w jego głowie w bajecznych kolorach aktu, w którego urealnienie wciąż nie wierzył, mimo tego tańca, który stał się tak mocno erotyczny. Patrzył w jego oczy, zsuwał wzrok na błyszczące usta, chwilami ich spojrzenia spotykały się sypiąc skry. Ta jego twarz, ten namiętny wyraz spojrzenia, to była jakaś czysta magia i wtedy chciał, aby ta chwila nie miała końca, bo w niej należał do niego całym sobą.
            Dokąd prowadziła ich ta zmysłowa gra, obecna w każdym ruchu i w każdym geście? Dokąd podążali spleceni myślą, dotykiem lepkich dłoni spragnionych wzajemności? Pragnęli trwać w tym akcie uniesienia tak długo, na ile pozwoli im zdrowy rozsadek. Dopóki nie zostaną rozłączeni i póki to wszystko się nie skończy. Tylko co potem?
            Bill miał już świadomość, że na tym nie poprzestaną, a jeśli w tej chwili ktoś ich rozdzieli, to ta chwila będzie jak rażenie piorunem, jak nagłe przebudzenie z pięknego snu, jak wojna, którą wypowiedział czyjś rozsądek ich zmysłom. Ale czy ktoś mógł im to zrobić? Georga już tu nie było, a każdy z tańczących był zbyt zajęty sobą, swoim partnerem, i być może takim samym szaleństwem, jak oni sami.
            Wciąż tkwili pomiędzy tańczącymi, ale tego co robili nie można było już nazwać tańcem. Wprawdzie wciąż poruszali się w rytmie nieco spokojniejszego kawałka, ale ich uwaga była skupiona tylko na nich samych, na spokojnym, falującym zmysłowo ruchu bioder, na drżeniu warg i dotyku dłoni. Bastien wstrzymał na chwilę oddech, kiedy Bill wsunął palce pomiędzy szczelnie przylegające do siebie biodra i zanurkował nimi w swojej kieszeni. Pierwsza myśl absolutnie sparaliżowała go; przecież wciąż miał klucz do jego sypialni, ale on zdawał się o tym w ogóle nie pamiętać i zamiast przedmiotu, jaki powinien mu oddać, wyciągnął coś, co zaraz znalazło się w jego ustach. Nim Baron zdążył czegokolwiek się domyślić, zbliżył twarz do jego twarzy i delikatnie musnął jego wargi, wpychając pomiędzy nie język. Tym samym wsunął mu między nie małą tabletkę w kształcie serca. Nie musiał nic mówić, bo w tej chwili blondyn już wiedział co to było, ale Bill szepnął mu wprost do ucha:
            – Ja też wziąłem… – po czym odchylił głowę do tyłu, tym samym wskazując mu drogę, jaką znaczyła pulsująca tętnica. Cały drżący z podniecenia i ekscytacji Bastien, delikatnie przesunął po niej językiem Miał nieodparte wrażenie, że w tej samej chwili krew zaczęła płynąć w jej wnętrzu szybciej, zamieniając się w wartki potok. To ciało, wciąż tak bardzo niedostępne, pełne ezoteryki i mistycyzmu, ocierało się o niego i w tamtej chwili już nie chciał nawet myśleć, że miałoby ono pozostać jedynie w kręgu tej niespełnionej fantazji. Objął go, mocno do siebie przyciskając. I chociaż ta chwila była czymś cudownym, zdawał sobie sprawę, że kiedyś się skończy, a to, w jaki sposób zapisze się w jego pamięci dalszy ciąg tej nocy, zależy także od niego samego. Ktoś mądry nie na darmo wymyślił przysłowie, które właśnie teraz sobie przypomniał i powtórzył w myślach: „Kuj żelazo, póki gorące”. Musiał tylko znaleźć pretekst, aby udali się na piętro.
            – Chodź, zabierzemy Georga na górę – powiedział, obejmując dłonią policzek Billa. Ten, patrząc na niego nieprzytomnym wzrokiem skinął tylko głową i zaraz podążył za nim, wychodząc z salonu.
            Kumpel spał w tym samym miejscu i w tej samej pozycji, czemu nie trudno było się dziwić zważywszy na jego stan. Pochylili się i chwyciwszy go pod pachy z trudem podnieśli. Zarzucając sobie na ramiona jego bezwładne ręce, zaciągnęli do salonu, co wcale nie było takie łatwe, bo praktycznie nieprzytomny chłopak nie był w stanie współpracować. Największy problem stanowiły schody.
            – To chyba nie sam alkohol go tak sponiewierał – wysapał Bastien. Bill tylko zagryzł wargę i dziękował losowi, że jest zbyt ciemno, aby blondyn zauważył, jak bardzo w tej chwili się zmieszał.
            We dwóch, naprawdę trudno im było sobie poradzić z taką kłodą, zważywszy, że nie byli przecież jakimiś siłaczami, dlatego Baron poprosił o pomoc nieco silniejszych kumpli, którzy zanieśli chłopaka na piętro. Na szczęście wciąż był wolny pokój na wprost jego sypialni i właśnie tam mogli ulokować nieświadomego Georga.
            – Dzięki chłopaki – rzucił gospodarz do dwóch mężczyzn, którzy położyli go na łóżku i zaraz wyszli.
            – Słuchaj Bill, może on coś brał…? Widziałeś coś? – zapytał cicho, stojący przy drzwiach Bastien w chwili, gdy czarnowłosy był pochylony i przykrywał przyjaciela kocem.
            – Widziałem… – odpowiedział równie cicho. Wyprostował się i odwrócił w jego stronę, zaczesując palcami włosy, jakie opadły mu na twarz.
            – Cholera, nie chcę jakichś problemów.
            – Nie będzie żadnych problemów, to zwykła pigułka gwałtu, którą sam mu dałem – odparował, zbliżając się do blondyna i zatrzymując tuż przed nim. Sam nie wiedział, dlaczego mu się do tego przyznał, może przez ten frasunek, jaki usłyszał w jego głosie?
            – T-ty…? – zająknął się Bastien, jakby nie dowierzając temu, co przed chwilą usłyszał. W tej chwili w jego głowie zrodziła się masa pytań, których obawiał się mu zadać, ale wiedział jedno: Bill musiał mieć w tym swój cel, którego się domyślał, choć wciąż nie wierzył, że to możliwe. Teraz stał na wprost tak blisko i miał wrażenie, że ta odległość z każdą sekundą maleje. A kiedy zniknęła zupełnie, poczuł lekkie muśnięcie na swoich wargach i usłyszał szept:
            – Ja…
            Niemal w tej samej chwili zgasło światło, a z tej ekscytacji Bastien nawet nie zauważył, kiedy Bill sięgnął do wyłącznika, który tkwił w ścianie tuż za jego plecami przy samych drzwiach. Już nie miał żadnych wątpliwości, czego w tej chwili pragnął czarnowłosy anioł, który w sekundzie dopadł do jego warg swoimi, złakniony jak wampir świeżej krwi. Blondyn natychmiast objął go, jedną ręką przyciskając do siebie, a drugą po omacku chwycił za klamkę, przecież nie mogli tu zostać. Pociągnął Billa za sobą okręcając wokół własnej osi i obaj wytoczyli się na ciemny korytarz, nie przerywając zachłannego pocałunku. Mocno pchnięte drzwi od pokoju w jakim został Georg, zatrzasnęły się z hukiem, który ledwie usłyszeli, bo z dołu wciąż dochodził dudniący, zagłuszający każdy inny odgłos, rytm muzyki trance.
            Oszołomiony tak nagłym zwrotem wydarzeń Bastien, zupełnie stracił rezon, choć w jego towarzystwie prawdopodobnie nigdy go nie miał. On, zawsze zdecydowany i dominujący, pozwolił przyprzeć się do ściany inicjatorowi pocałunku, niczym bezwolna marionetka. Jednak jego dłonie już takie bezwolne nie były. Bez chwili wahania wtargnął nimi pod koszulę Billa, dotykając rozgrzanej skóry, jaką już tam na dole, miał możliwość pieścić opuszkami palców. Kręciło mu się w głowie od tej nagłej przyjemności, a podniecenie euforycznie pulsowało w podbrzuszu. Znów poczuł, jak dłoń jego anioła wsuwa się pomiędzy ich biodra, ale nim zdążył odgadnąć po co, ich wargi rozłączyły się i zobaczył, jak w jego dłoni coś błysnęło. Wprawdzie w korytarzu było ciemno, ale zakradające się po schodach, migające światło z dołu, czasem było mocniejsze i w takiej właśnie chwili między palcami Billa zobaczył klucz do swojej sypialni, a wtedy usłyszał jego słowa:
            – Chcę do twojego azylu…