Część 84.
Tom niemal wybiegł na korytarz, jakby
uciekał z płonącego pokoju. Istotnie, tam wewnątrz zapłonął ogień, który
niechybnie mógłby go spalić, a nie chciał w tym pożarze zginąć. Szedł szybko w
stronę windy, wszystko w nim wrzało, emocje rozrywały na strzępy, ale po
kilkunastu pospiesznych krokach zatrzymał się w miejscu i stanął jak słup soli.
Serce waliło mu mocno, boleśnie i miał wrażenie, że trawi go jakaś gorączka.
Czuł niemoc i bezradność. Z jednej strony chciał uciec jak najdalej, tak
przynajmniej nakazywał mu jego rozsądek, z drugiej jednak, jakaś - ta bardziej
niepokorna - część jego jestestwa, nakazywała mu wrócić i poddać się pragnieniu,
zatonąć w oceanie miłości. Odwrócił się i opierając dłońmi o zimną ścianę,
przyłożył do niej również czoło. Był rozpalony i miał wrażenie, że wzniecone w
tamtym apartamencie płomienie ognia przedarły się przez drzwi, aby dogonić go
na tym korytarzu i pochłonąć bez reszty. Ale jeśli już miał się spalić, to
dlaczego teraz i tutaj? Czy nie lepiej jednak byłoby tam wrócić? Nie! Nie może
zmarnować tego czasu, kiedy uczył się żyć bez niego, po co ma robić mu nadzieję,
jeśli znów będzie musiał go zostawić? Poza tym, jeśli tam wróci, to czy będzie
miał na tyle sił, aby ponownie stamtąd wyjść? I po cholerę ma wracać? Przecież
wszystko już sobie powiedzieli.
Wątpliwości, wahanie i te myśli
sprawiały, że czuł się jak na jakimś rellercoasterze, unosił się w górę, aby
zaraz spaść boleśnie w dół. I właściwie dlaczego to robił? Czemu wciąż tutaj
tkwił, zamiast pójść do klubu i dalej bawić się na imprezie przygotowanej tylko
dla niego? No właśnie… Czemu wciąż stał w tym samym miejscu korytarza, czując
się tak, jakby jego stopy zostały przyklejone do podłoża. Chciał się wreszcie
ruszyć, ale coś ciągnęło go tylko w jedną stronę i wcale nie była to droga do
windy. Wiedział, że jedynym dobrym i rozsądnym posunięciem będzie odejście
stąd. Powinien zostawić wszystko , jak jest, i tak już zbyt wiele mu
powiedział, może nawet rozpalił w nim nadzieję.
Powinien, ale nie chciał i chyba nie
potrafił. W tej chwili jego jedynym pragnieniem był powrót do apartamentu
wprost w ramiona Billa, więc dlaczego miał z tego zrezygnować? Jakiś głos z
tyłu głowy wciąż krzyczał, że musi odejść, choćby dlatego, że jutro bierze ślub
i nawet jeśli nie kocha, nie może zdradzić na kilka godzin przed nim, bo to
przecież haniebne! Ten drugi zaś szeptał, że może to jedyna szansa, aby znów
poczuć tę błogość, to największe w jego życiu szczęście, ten jeden, jedyny,
ostatni raz! I ten drugi głos namawiający do grzechu, chociaż nieśmiało i
cicho, słyszał o wiele lepiej i był mu milszy, niż ten pierwszy, rozsądny i
prawy. Z każdą minutą jego wahanie malało, a opór własnym pragnieniom słabnął
coraz bardziej. Wciąż go kochał, najbardziej na świecie, i ten czas spędzony z
daleka od niego nie zmienił tej miłości nawet w calu. I sam sobie nie potrafił
odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie mógł się z niej wyleczyć, dlaczego to
uczucie wciąż tak niemożliwie silne, już na zawsze miało pozostać gdzieś w
głębi jego jestestwa. Ale na Boga… wciąż kochał! Kochał wczoraj, kochał dziś, i
wiedział, że będzie kochał także i jutro. Kochał każde wspomnienie o nim, każdą
najmniejszą myśl, kochał tak bardzo, że mógłby całować ślady jego stóp na
piasku. Gdyby Bill tylko mógł wiedzieć, gdyby mógł znać każdą jego myśl... On
sam do dziś nie wiedział jak to się stało, że tak bezgranicznie zawładnął jego
duszą, wyrwał mu serce, które już nie potrafiło pokochać kogoś innego.
Wciąż tkwił w tym samym punkcie
smagany językami ognia, dla którego nie było granic ścian pokoju. Przez jedną,
krótką chwilę, przez jeden dotyk i czuły gest, obudził się w nim demon, który
przypomniał mu chwile upojnej rozkoszy i uświadomił, że z nikim, nigdy już nie
zazna takiego szczęścia, i nie zasmakuje tej słodyczy. To, co odczuwał będąc
przy nim, nie mogło się równać z niczym, a jego przyszła żona w porównaniu z tym
co dawał mu Bill, była zaledwie marną kochanką braną wtedy, kiedy w pobliżu
nie ma lepszych.
Odkleił czoło od ściany, ciężki
oddech przyspieszył, a stopy poczyniły pierwsze kroki w powrocie do
przeszłości. Nie umiał już zawrócić, nie potrafił się powstrzymać, to było
silniejsze od rozsądku i jego przyzwoitości. Pragnął zapomnienia, pragnął jego
miłości. Pieprzyć ból, pieprzyć żal! Liczyło się tylko tu i teraz!
Przebiegł te kilka metrów i
natychmiast nacisnął klamkę. Wszystko to stało się tak błyskawicznie, że nie
umiałby nawet odtworzyć minionych sekund, a jedyne co zapadłoby mu w pamięć, to
zapłakana twarz Billa, kiedy nagle odwrócił się na dźwięk otwieranych drzwi. W
mgnieniu oka znalazł się przy nim i drżącymi dłońmi objął jego mokre policzki, po
czym spojrzał mu w oczy z całą wyrażoną tym spojrzeniem miłością i
namiętnością. Chciał coś powiedzieć, ale po chwili uznał, że przecież wystarczy
mowa ciała, bo słowa są tu zupełnie zbędne. Pieszczotą warg scałował płynące po
policzkach brata łzy i choć były słone, to w tej chwili wydały mu się
nieziemską słodyczą. Choćby czarnowłosy usilnie się starał, to nie znalazłby
nawet milimetra na swojej twarzy, której Tom nie pokryłby pocałunkami, wciąż
jednak omijając usta, które być może naprawdę chciał pozostawić nietknięte.
Tylko, czy naprawdę tego chciał? I w tej chwili zadał sobie w myślach to retoryczne,
niewypowiedziane pytanie, które popchnęło go w objęcia bliźniaka. Bill, zakleszczył
go w swoich ramionach, jakby w obawie, że znów zechce mu uciec, ale jeśli już
wrócił, to chyba nie tylko po to, aby pozostawić mu na pocieszenie zaledwie
kilka muśnięć. Słyszał jego ciężki, przyspieszony oddech i zaraz spotkała go ta
upragniona zachłanność, kiedy wreszcie otulił ciepłem swoich warg, jego usta.
Westchnienie czarnowłosego przedarło się przez nieopatrznie pozostawioną
szczelinę niescalonych jeszcze przez moment, zachłannych warg, ale już po
chwili nie zdołała się spomiędzy nich wydostać najmniejsza drobina powietrza.
Bill był zaskoczony i oszołomiony tą
nagłą zmianą, tak niespodziewaną, ale upragnioną. Wrócił do niego i tylko do
niego! I właśnie teraz, kiedy języki roztańczyły się na dobre, a usta
pochłaniały wzajemnie w zaborczym pocałunku, poprzysiągł sobie zrobić wszystko,
aby już nigdy nie zechciał uciec z jego ramion. Po tak długim czasie, wreszcie
go czuł całym sobą, oddychał nim, do cna pochłonięty obezwładniającą
pieszczotą. Zachłanny pocałunek zdawał się nigdy nie skończyć, ale przecież
obaj nie chcieli poprzestać zaledwie na tym, choć wciąż tak trudno było im
rozłączyć wargi. Kiedy w końcu to się stało, znów spojrzeli sobie w oczy, i
zaraz, wciąż nie mówiąc nic, jednocześnie ściągnęli z siebie koszulki. Przez
chwilę wzajemnie sycili się widokiem swoich nagich torsów. Tak dawno nie dane
im było na siebie patrzeć, że obaj nie potrafili sobie tego odmówić, a rozłąka
sprawiła, że w spojrzenia wkradła się delikatna nuta onieśmielenia. Powietrze
drgało i ta niewielka przestrzeń dzieląca ich ciała, skumulowała w sobie całe,
erotyczne napięcie. Ogień rozpalony kilkanaście minut temu wciąż płonął i jeden
pocałunek nie mógłby go ugasić.
Tom wyciągnął rękę, delikatnie
przesuwając opuszkami palców po policzku Billa, zsunął je na szyję, na której
wyczuł pulsującą tętnicę. Jak szybko teraz musiała w niej płynąć jego gorąca
krew… Spłynęła na niego czułość i zagubił gdzieś okazaną w pocałunku
gwałtowność. Pragnął się nim sycić wolno, przesiąknąć jego miłością do szpiku
kości, jakby na zapas, aby zapamiętać tę noc na długo i czerpać z niej siłę,
kiedy będzie musiał znów odejść. O ile w ogóle będzie potrafił odejść…
Bill czuł na ramieniu rozbiegane
opuszki palców brata, który musiał odbierać drżenie jego ciała. Tylko on mógł
czynić ledwie dotykiem takie cuda i Bastien, choćby poruszył niebo i ziemię,
choćby był czulszy i bardziej pieszczotliwy, to niczym i nigdy nie potrafiłby
mu dorównać w tej umiejętności doprowadzania go do szaleństwa. Ale zdawał sobie
sprawę, że to nie żaden kunszt, a czysta miłość sprawiała, że odczuwał wszystko
tak mocno. Mieć Toma tak blisko, to najlepsze czego mógł dziś doświadczyć. I
choć tak bardzo się tego spotkania bał, to los przechylał właśnie szalę na jego
korzyść. Objął go zaraz swoimi ramionami, pragnąc poczuć jeszcze bliżej. Zaraz
też wstrzymując oddech, schował twarz w zagłębieniu między szyją, a obojczykiem
brata. Pozwalając się pieścić jego dłoniom, pozostawiał mu czułe muśnięcia na
szyi, obdarowując jego plecy delikatnym dotykiem palców. Uwielbiał delektować
zmysły miękkością jego skóry. Okrążając opuszkami korale kręgosłupa, idealnie
wyczuwał każdy z nich i miał wrażenie, że przez ten czas, kiedy nie miał
możliwości go dotykać, jego ciało stało się bardziej umięśnione, jeszcze
idealniejsze, choć wcześniej uważał, że bardziej idealnym być się nie da. Zrobił to, o czym
zamarzył jeszcze tam na dole, w klubie. Ściągnął mu z włosów gumkę,
rozpuszczając je i dopiero teraz zobaczył, że sięgają do ramion. Był taki przystojny… Drżał w niemym pragnieniu, którego wciąż obawiał się wyrazić
słowami, pragnął go całym sobą i czuł, że Tom także go pragnie. Wiedział, że
zrobi wszystko, aby już go stąd nie wypuścić, przecież znał swoją moc względem
Toma. Nie potrafił mu się nigdy oprzeć, jeśli był blisko, i teraz już miał
pewność, że jeśli udałoby mu się wcześniej z nim spotkać, już dawno by mu
uległ. Jeżeli myślał, że ten czas cokolwiek zmienił, to bardzo się mylił i
poprzysiągł sobie, że nie wypuści go stąd samego.
Pociągnął go za sobą w stronę łóżka,
brat nie protestował. Opadli na nie, a Bill nie zamierzał tracić ani minuty
dłużej. Pragnął wrócić mu pamięć, dać z siebie wszystko, być dla niego
najlepszy i idealny, chociaż miał świadomość, że od dawna tak jest, ale ta noc
była wyjątkowa i od niej zależało, jak potoczy się ich dalsze życie, od niej
zależało wszystko. I jeśli już miał taką okazję w dłoniach, nie zamierzał jej z
nich wypuszczać.
Deszczem pocałunków zrosił jego szyję
i ramiona, a ukochane ciało natychmiast poddało się tej pieszczocie. Czuł na
wargach każdy, napięty mięsień pod skórą brata, który wydawał z siebie teraz
ciche pomruki przyjemności, jednocześnie dotykając wszędzie tam, gdzie zdołał w
tej pozycji dosięgnąć. Szczęście tańczyło w każdej komórce jego ciała i
wiedział, że dla tej chwili warto było żyć, cierpieć i kochać.
Tom obserwował poczynania brata,
odbierając przyjemność z dotyku jego ust i dłoni. Zwiewne, słodkie i delikatne
pocałunki uderzały w niego, pobudzając każdy neuron, sprawiając, że pragnął
oddawać mu we władanie całego siebie, zatracić się w tym bez reszty. Potem
posiądzie go, da mu największą rozkosz, ale teraz chciał brać, czerpać
garściami tę przyjemność i zapisać gdzieś w pamięci każdą, bezcenną sekundę.
Bill zsunął się nieco niżej, nie
omijając po drodze nawet milimetra skóry, która tak bardzo pachniała jego
kochaniem. Fragment po fragmencie, bardzo dokładnie układał całun z pocałunków
na jego torsie, pieszcząc najwrażliwsze miejsca, i lekko nadgryzając sutki.
Przecież bardzo dokładnie znał mapę jego ciała i dobrze wiedział co lubi.
Wsłuchiwał się w przyspieszony oddech brata, a to, co docierało do jego uszu,
podniecało go jeszcze mocniej. Każdy zmysł wyczulony był na te reakcje, kiedy
władał jego istnieniem w najczulszej pieszczocie. Klucząc ustami coraz niżej,
odpiął mu zwinnymi palcami pasek i szybko ściągnął to wszystko, co jeszcze Tom
miał na sobie.
Szatyn podniósł teraz lekko głowę.
Pragnął go i to bardzo, był podniecony i rozpalony, patrzył na jego poczynania
w niemym oczekiwaniu, i drżał. Zawsze lubił na niego patrzeć, kiedy tak
zapamiętale pieścił ustami każdy milimetr jego ciała, lubił chłonąć zmysłem
wzroku ten widok, gdy usta bliźniaka sunęły w dół, scałowując z niego
podniecenie i samemu napełniając się nim. Wilgocią warg naznaczał teraz połać
skóry na brzuchu i dobrze wiedział, że on chce więcej. Czarnowłosy także tego
pragnął, więc odrobinę uniósł się na łokciach, aby spojrzeć nieco niżej, tam
gdzie już w apogeum wzwodu prężył się penis bliźniaka. Dreszcz podniecenia
nagłą lawiną przetoczył się przez jego istnienie, kumulując przyjemnym
mrowieniem w podbrzuszu. Chyba jeszcze nigdy, aż tak nie podniecił go sam
widok, ale dziś było zupełnie inaczej, było wyjątkowo.
Bill
objął u nasady jego męskość i tam też z wolna skierował swoje wargi, którymi
sunął od dołu w górę, i jednocześnie oblizując go z każdej, możliwej strony,
skoncentrował się przez chwilę na główce. Tu zatrzymał się, a usta złożone do
pocałunku natychmiast popieściły sam czubek. Zaraz jednak splunął odrobiną
śliny, żeby Tom czuł jeszcze większą wilgoć i ciepło, aby wypełnił się rozkoszą
od czubków palców u stóp, po końce włosów na głowie, aby przez ciało
przepływała ekstatyczna przyjemność, by drżał z tej ekstazy i szeptał lubieżnie
o tym, czego teraz chce. Czarnowłosy wsłuchiwał się w ciche pomruki, kiedy
bliźniak już poddał się zupełnie temu uczuciu nirwany opadając głową na
pościel, a wtedy zaczął ssać czubek jego członka, obejmując go jednocześnie
dłonią i onanizując wolnymi ruchami. Zafundował mu kalejdoskop doznań,
zmieniając natężenie pieszczot, na przemian lekko przygryzając, to znów mocno
ssąc, aż w końcu zanurzył go całego w swoich ustach, i obejmując mocno wargami,
sunął po nim zastępując dłoń, która teraz zaczęła dotykać wrażliwych jąder.
Usłyszał stłumiony jęk Toma. Tak… To było właśnie to, co najbardziej chciał
teraz chłonąć każdym zmysłem, to była najpiękniejsza muzyka i jednocześnie
dowód, jak mu z nim cholernie dobrze. Jego marzenia zaczęły się spełniać.
Wiedział, że jest w stanie doprowadzić go na skraj szaleństwa i miał pewność,
że Tom także jest tego świadom.
Teraz
wystarczyło już niewiele, aby właśnie na tym skraju się znalazł. Bill nie
protestował, kiedy zdecydowanym ruchem przyciągnął go do siebie chwytając za
przedramiona. Z pewnością przyjemnie byłoby skończyć w jego ustach, ale nie
chciał robić tego w tej chwili, kiedy po tak długim czasie znów mógł być w nim.
To zawsze było dla niego najpiękniejszym zwieńczeniem wzajemnego oddania. Teraz
najwyższa pora była zdjąć z czarnowłosego to, z czego tak niedawno on sam go
rozbierał. Spodnie zsunęły się na podłogę, a klamra paska zadźwięczała cicho.
Przesunął pełnym uwielbienia i pożądania wzrokiem, po jego już zupełnie nagim
ciele. Bill wciąż był szczupły, a jego ciało wprost idealne, jednak teraz jakby
bardziej umięśnione. Wyglądało na to, że brat spędzał trochę czasu na siłowni.
I znów dotarło do niego to, że prawie nic nie wiedział o tym, co robił i jak
żył, będąc z daleka od niego. Ten czas był absolutnie stracony, czy więc chciał
tracić go więcej? Chyba jednak będzie musiał… Powrót do niego był kuszącą myślą
i nie pragnął niczego więcej, ale wybrał zupełnie inną drogę z której raczej
nie odważy się zawrócić, bo zaszedł już zbyt daleko.
Bill leżał teraz na
plecach, poddając mu się bez słowa sprzeciwu i bez opamiętania, uległy i tylko jego, trwał w niemym
oczekiwaniu na każdą, pieszczotę jaką za chwilę zechce mu podarować jego
miłość. Spragniony, oddychał niecierpliwie i szybko, łapczywie chwytając
drobiny powietrza, z wzrokiem wlepionym w ukochaną twarz. Tom także wpatrywał
się w niego, czule pieszcząc dłonią jego ciało. Odbierał najpiękniejszą reakcję
na swój dotyk. Jego lekko rozchylone usta, wilgotne od śliny, i ten mętny,
pełen pragnienia wzrok, to wszystko było dla niego bezcenne. Od chwili kiedy tu
wrócił, nie wypowiedzieli ani słowa, sycili tą chwilą bliskości inne zmysły.
Szatyn rozpalał go coraz mocniej, a swym czułym i delikatnym dotykiem,
doprowadzał teraz bliźniaka do szaleństwa i doskonale widział, że już cały
płonie, a przecież wciąż go nie posiadł. Wsunął w niego dwa palce, które
uprzednio ostentacyjnie oblizał, sprowadzając na brata kolejne tsunami
dreszczy, i pocierając z wolna, rytmicznie, odnalazł bez trudu ten punkt, który
stymulując sprawił, że z gardła Billa wyrwał się bezwstydny, podniecający jęk.
Patrzył mu prosto w oczy, wysuwając różowy, mokry język, którym przesunął po
wargach i sam zaczął poruszać biodrami w rytm pchnięć brata, który też już był
na skraju wytrzymałości. Doskonale wiedział, że nie myśli już o niczym innym,
jak o tym, aby wedrzeć się w niego jednym, mocnym pchnięciem, niemal
rozrywającym i bolesnym.
–
Tommy, kochaj mnie teraz… – wymruczał cicho swoje pragnienie. Tak... Chciał
tego, chciał poczuć ten rozkoszny, rozdzierający ból, jego w nim. Płonął
jeszcze bardziej, kiedy brat pochylił się nad nim, i ocierając się o jego tors
swoim, pieścił ustami wrażliwe miejsce koło ucha, owiewając je ciepłym oddechem
i kuszącym szeptem, który w swojej obietnicy tak bardzo zniewalał:
–
Teraz będziesz tylko mój… – Czyżby obiecywał mu raj i spełnienie marzeń? Więc
niech podaruje mu go natychmiast, nim do reszty oszaleje!
Zęby
czarnowłosego wbiły się w dolną z warg, odciągając myśli od sycenia się
przyjemnością jakiej w tej chwili autorem był Tom. Nie chciał zbyt wcześnie się
spełnić. Jak on to robił, że wystarczyło kilka gestów, pocałunków, czuły dotyk,
by cały stawał w płomieniach, a męskość niebezpiecznie pulsowała? Ale on
przecież znał każdy najczulszy punkt galaktyki jego ciała. Wiedział, co lubi i
sprytnie wykorzystywał tę wiedzę, doprowadzając go do obłędu.
I
wreszcie wypełnił go sobą, zastępując palce tą bardziej pożądaną częścią ciała.
Z wolna wsunął się w niego, opierając na dłoniach po obu stronach ukochanego
ciała. Wpatrywał się w tę najpiękniejszą twarz, chłonąc każdy, najmniejszy jej
grymas. Tyle dni tak bardzo łaknął tego widoku, a teraz miał go przed oczami,
uległego, oddanego mu bez reszty. Dobił do końca i zapulsował w nim gwałtownie,
a wówczas znów usłyszał głośny wyraz podniecenia i przyjemności. Poczuł, jak na
jego biodrach zakleszczają się uda bliźniaka, jak obejmuje go błogie ciepło
jego wnętrza. Tak, był w raju, choć przecież wciąż największa rozkosz była
przed nimi, ale z Billem wszystko wiodło go tylko w krainę szczęścia i
nieziemskiej przyjemności. Wprawiając swoje biodra w ruch, pochylił się, aby
także posiąść usta brata, które zaraz połączyli stając się niemal jednym
ciałem. Całowali się łapczywie, zaborczo.
Czarnowłosy
z trudem chwytał powietrze, nie był w stanie świadomie łączyć warg, ale starał
się oddawać pocałunki najlepiej jak potrafił, pozwalając jednocześnie wydobywać
się z nich stłumionym jękom rozkoszy. Jego ciało wiło się pod nim w
nieziemskiej przyjemności i pewnie szeptałby i krzyczał na zmianę jak jest
cudowny, gdyby nie fakt, że w tym amoku już niemal zapomniał swojego imienia.
Czuł w sobie całą jego wielkość, a z każdym mocnym pchnięciem coraz bardziej
zaciskał na nim swoje zwieracze, aby poczuć to wszystko jeszcze pełniej,
jeszcze silniej, tym samym dając tę możliwość także i ukochanemu. Roztańczył
biodra wychodząc mu naprzeciw.
Z każdą minutą obezwładniała ich coraz większa
przyjemność. Tom penetrował go coraz mocniej i szybciej, jednocześnie pieszcząc
ustami w najczulszy sposób jego szyję sprawiał, że Bill był już bardzo blisko
końca. Odchylił głowę w tył, słysząc wręcz idealnie, jak bratu jest dobrze.
Dźwięcznie dawał upust swojej przyjemności, owiewając płatek jego ucha ciepłym
oddechem dyszał głośno, jednocześnie pojękując. Chciał już do tego nieba, do
jego nieba rozkoszy... Nie potrafił powstrzymać ani jednego jęku, ani jednego
przepełnionego pasją westchnienia, jakie oddawał mu, jednocześnie okazując jak
jest cudownie.
Bill
zsunął uda, wypychając biodra lekko w górę i objął dłońmi jędrne pośladki
bliźniaka, jakby tym odruchem chciał jeszcze głębiej poczuć go w sobie. Usta
dedykowały mu każdy gorący oddech z coraz głębszymi, dłuższymi pojękiwaniami.
Momentami wręcz krzyczał z rozkoszy, jaka zaczęła doszczętnie go obezwładniać.
W kilka minut obłędny dreszcz targnął jego ciałem. Dlaczego przy nim, jego
świadomość zawsze pędziła niemal galopem do przyjemności, kiedy chciałby sycić
się zbliżeniem o wiele dłużej, najlepiej w nieskończoność? Czemu nie potrafił
okiełznać swojego popędu i przedłużyć tego aktu? Ale obaj zawsze pragnęli się
tak bezgranicznie mocno, że spełnienie ogarniało ich prędzej, niż by tego
chcieli.
–
Kocham cię Tommy, kocham! – krzyknął w ekstazie.
Tom
chłonął spojrzeniem każdą jego reakcję I choć wciąż jeszcze się nie spełnił, to
już pragnął do rana oddawać się pożądaniu, które z pewnością niebawem Bill
rozbudzi w nim na nowo. Przymknął na chwilę powieki, ale zaraz uchylił je z
powrotem. Obraz był lekko zamglony jednak bez wysiłku dostrzegł, jak ukochane
ciało wije się pod uderzającymi w nie falami rozkoszy. To był jego własny punkt
kulminacyjny... Jego własny koniec. Ten widok sprawił, że zalała go gorączka i
nie był w stanie już dłużej tego powstrzymać. Tamowana rozkosz uderzyła w jego
ciało niemal boleśnie. Donośny jęk największej przyjemności wyrwał się na
wolność i poczuł, że euforia opanowuje każdy centymetr ciała. To jakby dusza
rozszczepiła się, unosząc na te sekundy w błogości.
Tom
sięgnął po swoją przyjemność, gdy echa ekstazy wciąż rozbijały swoje drobiny w
ciele Billa, który falą dreszczy przywitał pulsacyjne drgnięcia męskości brata
w sobie, mogąc sycić się widokiem euforii bliźniaka. Zamglone spojrzenie, które
po chwili okryły opadające powieki, jego przylegające ciało, to wszystko
sprawiało, że chciał krzyczeć ze szczęścia. Cudownie było czuć się instrumentem
w dłoniach takiego wirtuoza, dzięki któremu w każdą komórkę ciała wciąż
napływała niewysłowiona rozkosz. Mocno objął go ramionami, silniej przylegając
udami do bioder i bardziej zacisnął się na nim, dbając o to, aby pełniej mógł
przeżyć swój orgazm. Ostatnie, głośne westchnienie oznajmiło mu koniec. Całe
jego wnętrze wciąż pulsowało z przyjemności, gdy Tom jeszcze wypełniał go resztką
wielkości. Pieścił morzem pocałunków jego ramiona, policzki i usta, a Bill
pomrukiwał cicho z przyjemności przymykając oczy. Pragnął tych pocałunków,
pragnął czuć wciąż opętane gorączką, jego usta na sobie. Odpoczną chwilę, a
potem niech weźmie go znów kolejny raz, jak tylko zechce. Pragnął, by brał go
raz po raz, do utraty tchu, do rana... Nigdy nie będzie mu dość, nigdy nie
powie, że nie ma na to ochoty. Chciał go zawsze i wszędzie, z taką samą ogromną
siłą, takim samym szaleńczym pragnieniem, ale dziś bardziej niż kiedykolwiek
wcześniej i marzył, aby to dziś przerodziło się w wieczność.
***
Bastien
nie widział Billa cały dzień i bardzo za nim tęsknił. Zawsze doskwierał mu jego
brak, kiedy byli rozłączeni choćby na kilka godzin, a co mówić na cały dzień i
noc. Miał nadzieję, że kiedy już będzie na miejscu, ukochany odpowiednio go
przywita, czego już nie mógł się doczekać. Rozmowa z nim po południu nieco go
uspokoiła, ale potem miał być przecież kawalerski wieczór i ten czas mógł wiele
zmienić. Chociaż w sumie nie byli tam sami i może nawet nie mieli okazji do
rozmowy w cztery oczy. Skrajne myśli przetaczały się przez jego głowę, kiedy
wracał do swojej garderoby. Te pełne obawy, po chwili wypierały zupełnie
uspokajające, ale zaraz znów zaczynał się bać. Nie miał przecież żadnej
pewności, co teraz robi Bill, czy może dobrze się bawi, czy znudzony imprezą
wrócił do hotelowego łóżka. A jeśli nie wrócił tam sam? Nie, to niedorzeczność,
Tom za kilkanaście godzin miał stanąć na ślubnym kobiercu, a jeśli wtedy uciekł
od Billa, to przecież nie po to, żeby wszystko zaprzepaścić i zacząć to
szaleństwo na nowo. Teraz, kiedy było już po koncercie, wreszcie mógł dorwać
się do swojej komórki, aby do niego zatelefonować. Kiedy chwycił aparat w dłoń,
uśmiechnął się sam do siebie, widząc wiadomość od ukochanego. Nim jednak ją
otworzył, sparaliżował go dreszcz strachu. Co ona zawierała? Czy pomyślne dla
niego wiadomości? Drżącą dłonią odblokował telefon i przeczytał to, co Bill
napisał mu jeszcze z imprezy; „Nuda
straszna, jakaś laska macha właśnie gołą dupą, a ja tęsknię za Tobą. Pewnie
niebawem pójdę do pokoju i wyśpię się porządnie, żeby odpowiednio Cię przywitać
jak już przyjedziesz”. Teraz usta Bastiena ozdobił jeszcze szerszy uśmiech,
a serce zabiło mu mocniej. Kochany… Myślał o nim i nawet do niego napisał,
wszystko składało się lepiej niż się spodziewał. Zadzwoni do niego, teraz,
natychmiast, było zaledwie dwadzieścia po pierwszej, więc z pewnością go nie
obudzi, może jeszcze jest na tej nudnej imprezie i pije z Georgiem? A może już
się upił i kumpel odholował go do łóżka? Nieważne co teraz robił, przecież obiecał
mu zadzwonić po koncercie, więc to zrobi.
Wybrał
połączenie. Jeden sygnał, drugi, trzeci, kolejny… Bill nie odebrał. Może po
prostu wyciszył komórkę, ale z pewnością nie miał jej już w kieszeni, bo
przecież musiałby poczuć wibracje. A może naprawdę się upił i już śpi, albo nie
zdążył odebrać? Spróbował raz jeszcze i jeszcze raz. Nie odebrał. Pełen obaw
odłożył telefon na stolik. A jeśli stało się to, czego najbardziej się bał…?
Nie, to niemożliwe, przecież Tom nie zaciągnąłby go do łóżka tuż przed swoim
ślubem, nie powinien w ogóle o czymś takim myśleć, ani dopuszczać sobie do
głowy najczarniejszych wizji, do jakich zawsze miał tendencje. Nie było sensu
zadręczać się takimi myślami, które pewnie były jedynie jego demonami.
W
bagażniku samochodu miał spakowaną torbę i garnitur na ten cały ślub, bo od
razu po występie, chciał jak najszybciej ruszyć w drogę. Zrobi to, jak tylko
weźmie prysznic i założy czyste ciuchy, bo to co miał na sobie po koncertowych
szaleństwach, było mocno przepocone. Dodając sobie w myślach otuchy i
uspokajając się nieco, ruszył do łazienki.
***
Kolejny raz poszukał namiętności w
jego ustach, łącząc wspólny oddech i właśnie wtedy na nocnej szafce zawibrowała
komórka Billa. Raz i drugi, a w końcu trzeci. Tom uniósł się na łokciu i
spojrzał bratu w oczy.
–
Nie odbierzesz? To pewnie on…
–
Nie odbiorę… – szepnął Bill.
–
Dlaczego? Bo twój głos by cię zdradził i wszystkiego by się domyślił?
–
Nie dlatego… Nie odbiorę, bo to już nie ma sensu, Tommy. Przecież nie wrócę do
niego – odpowiedział Bill wpatrując się w brata i wtedy dostrzegł w jego oczach
cień smutku. – Zostaniesz ze mną, Tommy, prawda? I wrócimy razem do Berlina,
tak? – zapytał trwożliwie. Miał ogromną nadzieję, że to co właśnie przeżyli
wszystko w ich życiu zmieni.
Szatyn
opadł na poduszkę i wbił wzrok w sufit. Jak miał mu teraz powiedzieć, że nie
zamierza niczego zmieniać? Wiedział, że jeśli wróci do tego pokoju i jeśli
będzie się z nim kochał, Bill odbierze to jednoznacznie.
–
Dlaczego nie odpowiadasz Tommy? – Teraz Bill uniósł się na łokciu i uporczywie
w niego wpatrywał, szukając w jego oczach odpowiedzi na to pytanie. – Mam
rozumieć, że byłem tylko twoją przedślubną zabawką?
–
Nie mów tak, bo to nieprawda – Tom ogarnął go mocno ramionami i przytulił.
Dławił go żal, że będzie musiał mu w końcu zdradzić swoje zamiary, ale nie
chciał tego robić w tej chwili. Do świtu było daleko, a on pragnął się jeszcze
nim nacieszyć, móc dotykać, pieścić i całować. Może ostatni raz w życiu…
–
To dlaczego nie chcesz mi tego powiedzieć? – szepnął Bill układając głowę na
jego torsie.
– Po prostu nie mówmy teraz o tym,
chcę mieć cię blisko bez zbędnych słów.
–
Przecież wiesz, że nie pozwolę na to, żebyś znów odszedł, ani nie dopuszczę do
żadnego ślubu, przecież wcale tego nie chcesz, Tommy, kochasz mnie, a ja kocham
ciebie. Przecież tęskniłeś za mną, prawda? I z nią nie jest ci tak dobrze, jak
ze mną… – Bill uniósł znów głowę patrząc na brata, w oczekiwaniu potwierdzenia
jego słów.
–
Masz rację, nie jest. I z żadną inną nie było mi dobrze i w każdej poszukiwałem
ciebie – odpowiedział, chcąc jakoś odwieść go od tematu ślubu.
–
W każdej? – Czarnowłosy uniósł lekko do góry brwi.
–
Tak, w każdej, a trochę ich było.
–
Ile? Myślałem, że tylko ta jedna.
Tom
zaśmiał się cicho.
–
Zdziwisz się… Było ich dużo, nie umiałbym policzyć. Pierzyłem co popadnie,
kiedy związałeś się z Bastienem. Chciałem zresetować pamięć, ale tak naprawdę,
każda czarnowłosa dziewczyna przypominała mi o tobie, nawet ta dzisiejsza
striptizerka…
–
Naprawdę? – Teraz zaśmiał się Bill i zmienił pozycję, splatając dłonie na
torsie brata, ułożył na nich brodę, wpatrując się w ukochanego.
–
Naprawdę… Wyobrażałem sobie, że to ty robisz dla mnie striptiz…
–
Zrobię ci striptiz, jak wrócisz ze mną do Berlina, zrobię wszystko, co tylko
zechcesz… Kocham cię Tommy… – szepnął, podczołgując się do jego ust, w których
zatonął namiętnym pocałunkiem. Przekona go, zrobi to i jeszcze dziś po
południu, będą się kochać w ich domu, w którymś z ich łóżek, albo na kanapie,
czy też kuchennym blacie, tego był niemal pewien. Jednak nie miał pojęcia, że
Tom wcale nie zamierza z nim wrócić.
Nie no, no nie...ale jak to? Jestem w szoku, jestem w takim szoku,że nie wiem, nie mam słów i chyba normalnie nie rozumiem co tu się dzieje i co się tu stało...
OdpowiedzUsuńAno tak to, po prostu ;) Stało się :D
UsuńDziękuję i pozdrawiam!
Tu buzowało emocjami! Poza tym skomplikowana relacja Billa i Toma, ich własne zmagania z życiem - to wszystko przedstawiłaś bardzo realnie, brawurowo poprowadzona fabuła. Tylko co znowu wymyślił Tom? Dlaczego nie chce wracać z Billem? No chyba nie będzie się żenił po tym wszystkim...
OdpowiedzUsuńTo tak na szybko,dzięki i do następnego!
Tom... Co ja mogę powiedzieć, chłopak chyba totalnie się pogubił, a jak bardzo, dowiesz się już w kolejnej części.
UsuńCieszę się, że się podobało, Twoje zdanie bardzo cenię w tej kwestii.
Dziękuję i pozdrawiam!
Bardzo dobra i solidna część, od początku do końca trzyma wysoki poziom. Trudno mi teraz zebrać myśli... Szczerze to nie spodziewałam się, że Tom wróci do tego apartamentu Billa, a i dzięki temu wyszła niesamowita akcja z dozą dramatu w tle. W interesujący sposób i dość szczegółowo pokazałaś wewnętrzną walkę Toma z samym sobą.
OdpowiedzUsuńPo tym zbliżeniu z Billem Tom już raczej ślubu nie weźmie, a skoro Tom nie ma zamiaru wracać z Billem do Berlina to co on zamierza? Kolejny raz uciec? No bo chyba się nie zabije... Choć mam wrażenie, że tutaj już dosłownie wszystko jest możliwe.
Dziękuję i życzę weny twórczej przy pisaniu kolejnych części!
Pozdrawiam,
E.G.
Nie myślałam, że ta część aż tak rozproszy myśli ;)
UsuńTom tej walki jeszcze nie skończył, on wciąż zmaga się z samym sobą i ze swoimi uczuciami.
Dziękuję i pozdrawiam!