czwartek, 27 lipca 2017

Część 13.




Część 13.


            Nie mogłem dłużej udawać. Zadrżałem z podniecenia, kiedy tylko powiedział, że ta sytuacja staje się nie do zniesienia i wiedziałem; tego wieczoru zrobię wszystko aby tylko mnie wziął, abym wreszcie poczuł się w pełni jego, zapominając o więzach krwi, czyniąc z siebie najlepszego kochanka. I nie musiałem się starać ani niczego udawać, to płynęło z głębi mnie. Kochałem go i pragnąłem najbardziej na świecie i wiedziałem, że muszę za wszelką cenę zdobyć na każdym życiowym polu, na co dzień i w łóżku, sprawić, aby już nigdy nie zechciał nikogo innego, żadnej przypadkowo spotkanej Lili, żadnego chłopaka, jeśli już zasmakuje ze mną w gejowskim seksie. Musiałem być dla niego najlepszy, musiałem być kochankiem i dziwką, jego największym pragnieniem. I takim miałem się stać…

***
           
            Przez pocałunek brakowało im tchu, jednak wciąż nie przestawali. Ich języki pieściły się wzajemnie, zachłannie i zaborczo.
            Te usta, te upragnione, wymarzone każdej samotnej nocy, kiedy niemoc rozrywała go od wewnątrz, te usta, które smakowały tak słodko, że nie był w stanie nawet wyobrazić sobie tej słodyczy, ani nigdy wcześniej choć podobnej poczuć. Były jak obietnica raju do którego pragnął wejść. Kiedy na krótką chwilę oderwali się od siebie, jego zamglone spojrzenie miotało się czule między wargami Toma, a głębią najcudowniejszych oczu, w jakie dane mu było teraz patrzeć. I choć malowało się w nich jawne przyzwolenie to sam nie wiedział, czy może jedynie sycić się spojrzeniem, czy po prostu sięgnąć po więcej, gdy droczył się z nim to sięgając po jego usta wilgocią swoich, to cofając je w wahaniu. I chciał tego i nie chciał, pragnął i bał się, jakby to, co nieuchronnie pchało ich do siebie wciąż stanowić miało jakąś granicę nie do przekroczenia, odległość mierzoną niemal w milach. A jednak... Tym razem to on zainicjował dalszy ciąg, a wtedy ich usta spotkały się ponownie w miękkim i czułym dotyku. Dopiero teraz Bill znów przymknął oczy, poddając się całkowicie wargom Toma i oddawał z pasją każde ich drgnienie i każdy ruch języka. Szaleństwo zawładnęło nimi doszczętnie, onieśmielenie zeszło na drugi plan, wysuwając na pierwszy pożądanie, którego płomień było w stanie ugasić jedynie spełnienie.
            Tom, tak przecież obyty w sztuce kochania, teraz był zupełnie nieśmiały i choć całował gorąco, oddając w tej pieszczocie całego siebie, dokładnie ukazując ten żar jaki palił się w jego wnętrzu, myśli plątały w jego głowie setki wątpliwości. Czy naprawdę zdoła posunąć się dalej i sięgnąć po więcej? Przecież nigdy nie był z facetem, a facet, którego właśnie pragnął i zamierzał wziąć, był na domiar złego jego bratem! Czy jednak nie powinien się wycofać? To wszystko było trudniejsze niż się spodziewał, mimo tego ogromu zaangażowania Billa, jaki przecież tak idealnie odczuwał. Teraz, siedząc na nim okrakiem ocierał się o niego w powolnych ruchach bioder. Tak dokładnie czuł twardość jego męskości, jaka przesuwała się przez materiał bokserek po jego, równie wzwiedzionej. Jasna cholera… Może pora na opamiętanie właśnie nadeszła?
            Oderwawszy wargi od ust bliźniaka, z trudem chwytając strzępy oddechu wychrypiał:
            - Billy, nie możemy…
            - Możemy… Ja chcę tego, Tommy. Chcę ciebie, chcę, żebyś mnie wreszcie wziął, tak jak brałeś wszystkie dziewczyny, seks między facetami niczym nie różni się od seksu z laską… - szeptał desperacko Bill, zsuwając się z niego, aż w końcu klęknął pomiędzy jego nogami na podłodze, całując między jednym a drugim słowem jego tors, a dłońmi pieszcząc lędźwie. 
            Tom jęknął. Nie był w stanie się oprzeć tym najcudowniejszym muśnięciom, jakimi obdarowywał go Bill i czuł, że z każdym ruchem jego warg unosi się coraz wyżej i, że nim dojdzie do czegoś więcej podda się tej ekstazie. Zakręciło mu się w głowie, kiedy zęby bliźniaka przygryzły jeden z jego sutków, a po chwili łagodząc ten słodki ból, zaczął go ssać. W każdej pieszczocie był tak idealny, że lepszego scenariusza nie potrafił sobie wyobrazić. Chyba jeszcze żadna dziewczyna nigdy wcześniej nie rozpaliła go w tak krótkim czasie i żadnej nie pragnął bardziej, niż w tej chwili pragnął Billa, który przy jego bierności, a jedynie ostentacyjnym manifestowaniu przyjemności, jaką dawały mu jego wargi, był mocno zaangażowany w to co właśnie robił. Kiedy zbłądził spod odrobinę uchylonych powiek spojrzeniem na jego lekko wypięte pośladki, choć te wciąż odziane były w bokserki, nie potrafił pozbyć się nieustannie powracającego wspomnienia widoku jego, oddającego się Andreasowi. Wciąż nie wyjawił mu tego i nie wiedział, czy kiedykolwiek zdoła wyjawić, ale teraz wiedział jedno: ma szansę być na miejscu tamtego i niczego bardziej nie pragnął, choć tak bardzo bał się, że nie podoła wyzwaniu.
            Rozszalałe usta Billa błądziły po jego ciele, coraz niżej i niżej, a kiedy palce bliźniaka zahaczyły o gumkę w jego bokserkach zadrżał z ekscytacji. Nietrudno było odgadnąć jego intencje… Zdradzał je każdy ruch i głośny, nasycony pragnieniem oddech, a gdy zsuwając z niego jedyną okrywającą go część garderoby obnażył wreszcie mocno wzwiedzioną męskość, z jego gardła wydobył się zdławiony jęk. Drżenie dłoni, kiedy zsuwał z jego łydek bokserki, aby pozbawić go ich zupełnie, zdradzało stan jego ciała i umysłu. Oczy wpatrzone były w zaróżowioną główkę narządu rozkoszy, jaki teraz idealnie eksponował swoją wielkość. Jeszcze chwila, a oszaleje, musi go mieć w sobie jeszcze dziś, lecz nim to nastąpi zasmakuje go, tak samo, jak przed chwilą smakował słodyczy jego warg.
            - Billy… - jęknął rozpaczliwie Tom, jakby w obawie przed tym co teraz nastąpi, a czego przecież się spodziewał. Spojrzenie najcudowniejszych oczu wbiło się teraz wprost w jego źrenice, błagalne i proszące mimo, że przecież nawet ani jednym gestem nie zaprotestował. Siedział przyklejony do kanapy, z dłońmi kurczowo trzymającymi się siedziska, jakby w ogóle nie wiedział co ma z nimi zrobić. Gdyby przed jego wzwodem klęczała panna, dawno wplótłby palce w jej włosy, nakazując tym samym jej się pochylić i wreszcie objąć ustami jego męskość. Ale przed nim nie było kobiety, tam klęczał jego ukochany brat bliźniak, o twarzy anioła i trzymając w delikatnej dłoni jego przyrodzenie, właśnie zaczął go wolno masturbować, jednocześnie oblizując ostentacyjnie nabrzmiałe pocałunkami wargi wpatrywał się w swoją czynność, to znów bacznie obserwował reakcje Toma. Nim stało się to, co było o wiele większym grzechem niż pocałunek ust, Bill szepnął:
            - Nie pożałujesz Tommy, postaram się o to… - Nie wątpił, przecież widział go tamtej nocy, jak sprawiał ustami przyjemność swojemu kochankowi. Byłby cholernym hipokrytą, gdyby powiedział, że tego nie pragnie, ale on teraz po prostu czuł się najzwyczajniej zażenowany i zawstydzony. Wiedział, że to pierwszy raz, że może potem będzie zupełnie inaczej i mimo ogromnego pragnienia, mimo chęci, aby sycić tym widokiem spojrzenie, on tylko jęknął, odrzucając głowę w tył na oparcie kanapy i zamknął oczy. I właśnie wtedy poczuł, jak wsuwa się w coś mokrego, gorącego i ciasnego, jak przenika przez opinający jego penisa pierścień. I przez chwilę przyszło mu do głowy, że może Bill… nie! To przecież nie było możliwe, to stało się tak szybko, a on był wciąż w bokserkach kiedy pochylał się nad nim.
            Bill objął go ustami, pieszcząc subtelnie językiem, jednocześnie przesuwał po nim dłonią. Był bardzo delikatny, jednak z każdym drgnieniem warg, wsuwał sobie męskość Toma coraz głębiej. Doskonale wiedział, że robił to bardzo dobrze, choć nie robił tego zbyt często, a jedynie wówczas, kiedy miał na to ochotę. Faceci z którymi był zawsze twierdzili, że jest w tym mistrzem, a teraz szczególnie zależało mu, aby tak samo uważał Tom. Jedyne czego żałował to tego, że brat na niego nie patrzy, że wciąż ma zamknięte oczy, ale może faktycznie mimo pragnienia czuł się wciąż odrobinę niezręcznie. Bill właśnie w tej chwili poprzysiągł sobie, że przyjdzie taka chwila, kiedy nie będzie chciał zamknąć oczu, kiedy będzie się rozkoszował i jeszcze mocniej podniecał takim widokiem. Nie miał jednak pojęcia, że teraz brat był już wystarczająco podniecony.
            Pod powiekami Toma wizualizowały się wciąż te same obrazy i z każdą chwilą pieszczoty ust Billa żałował, że nie patrzy, aby w pamięci zapisać wszystko na nowo ze swoim i tylko swoim udziałem, tak bardzo innymi obrazami chciał z niej wyprzeć te wcześniejsze. Serce łomotało mu w klatce żeber, tętno przyspieszyło niebotycznie, a on drżał czując rozkosz i pulsując w ustach bliźniaka. Każde wcześniejsze wyobrażenie zaczynało spełniać się jedno po drugim, właśnie teraz tonął swoim wzwodem w ustach Billa i wiedział, że z każdym jego ruchem wnika tam po same jądra, dotykając ścianek gardła chłopaka, ale on sam wciąż przyjmował to biernie, do chwili, aż do jego świadomości dotarło pytanie, czy ma spełnić się w jego ustach? Jak ma to wszystko zatrzymać, jak przerwać?
            Dopiero teraz rozchylił powieki, a widząc wpatrujące się w niego oczy, wstrząsnął nim dreszcz. Ślina czarnowłosego obficie ściekała po dłoni jaka obejmowała go, kiedy usta chłopaka były na górze, a która ustępowała, kiedy sunął nimi w dół. Palce drugiej ręki zaciskały się w intensywnej pieszczocie na jądrach, które czasem obdarowywał wilgocią języka, kiedy na chwilę jego penis pozostawał w uścisku dłoni. Nie wierzył w to, co widzi choć tak intensywnie czuł, dlatego wiedział, że to nie może być sen. I na szczęście nim nie był, bo gotów oszaleć gdyby to wszystko okazało się jedynie iluzją.
            Wreszcie wplótł palce w jego włosy, masując opuszkami skórę głowy, nie spuszczał wzroku z zamglonych oczu bliźniaka. Intensywność pieszczot wzmagała dreszcze, zbliżając go do finału, ale czy właśnie takiego końca chciał Bill? On nie potrafił wyobrazić sobie jeszcze innego, a to co właśnie się działo już przekraczało wszelkie granice.
            - Billy… Ja zaraz się spuszczę – wychrypiał, myśląc, że Bill się wycofa, ale ten zamiast ucieczki uczynił pieszczotę jeszcze intensywniejszą. Teraz zaczął ssać  mocniej, bardziej wzmagając posuwisty ruch warg, a wtedy obfity wytrysk Toma wypełnił jego usta.

***

            Obciągnąłem mu najlepiej jak potrafiłem, poświęciłem swój orgazm, jakiego przecież nie mogłem mieć, bo nawet nie dotykałem się wtedy i nie skupiałem na sobie choć byłem tak podjarany, jak nigdy wcześniej. Mój fiut był twardy i aż bolesny z podniecenia. Ale to nie było ważne… Jeśli tej nocy miał mnie nie zaspokoić Tom, wiedziałem, że zwalę sobie sam w łazience, albo na naszym łóżku i zrobię to wtedy, kiedy będzie patrzył. Jednak w tamtej chwili to jemu chciałem dać najlepszą przyjemność, pozwolił mi, więc zrobiłem to niemal idealnie, w taki sposób, aby zapamiętał na długo. Podobało mi się, że patrzył, drżałem kiedy chłonął spojrzeniem każdy ruch moich warg, mimo, że wcześniej zamknął oczy udając, że to nie dzieje się naprawdę. Potem, gdy już uchylił powieki, nie mógł oderwać wzroku od moich poczynań, a ja wylizałem mu bardzo dokładnie, przygryzałem i ssałem wsłuchując się w jego sapanie i ciche jęki. Wiedziałem, że był spięty i zupełnie nie wiedział jak ma się zachować, długo trzymał ręce z dala ode mnie, aż w końcu wplótł palce we włosy, a potem czułem jak pulsuje w moich ustach, usłyszałem jego ostrzeżenie, a ja przecież tylko na to czekałem i wtedy poczułem jego smak…

***

            Orgazm wybuchł w nim szybko, był intensywny i długi. Miał wrażenie, że wytrysk nie ma końca, a Bill wciąż pieścił go w ten sam sposób i nie przestawał. Sam nie wiedział, czy pierwsza myśl po odzyskaniu odrobiny świadomości była szalona czy żenująca, ale zastanowił się właśnie: czy on połknął jego spełnienie? Czy jednak wypluł? Czy też spłynęło po jego penisie brudząc siedzisko i jego samego. Jednak chyba nie chciał się dowiedzieć tak szybko, bo wciąż dysząc, oparł głowę o tył kanapy, uspokajając się po tym szaleństwie. Wciąż czuł na sobie jego usta i nie było to jedynie wrażenie, a rzeczywistość, bo Bill pieścił jego podbrzusze, dotykając wnętrza ud.
            I co teraz? Ma wstać, niczym po seksie z laską i iść tak po prostu pod prysznic? Jasna cholera… Jego rodzony brat właśnie przed chwilą zrobił mu zajebistego loda, na dodatek wciąż tu był i nie przestawał całować go i dotykać, jak teraz ma tak po prostu wstać? Czuł się zawstydzony, zażenowany. Będzie musiał jakoś spojrzeć mu w oczy, ale jak ma to zrobić, skoro stało się coś, czego nie cofnie i nawet cofnąć nie chciał. Czuł rozkosz, nieziemską rozkosz… Było mu dobrze, cholernie dobrze! Czemu więc miałby czegokolwiek żałować, przecież wcale tego nie chciał, a wręcz przeciwnie, z przyjemnością by to powtórzył.
            - Nie będziesz już musiał robić tego sam… - usłyszał głos Billa, zawieszony gdzieś obok, tuż przy uchu, wibrujący namiętnością. Przechylił lekko głowę i otworzył oczy i zobaczył tę piękną twarz tuż nad sobą, czerwone wargi, które były znów tak blisko, coraz bardziej się zbliżając, aż posmakował ich, jednocześnie smakując samego siebie. Nienawidził tego, nigdy nie całował potem żadnej laski, ale teraz ani drgnął, nie zaprotestował. To był przecież on, jego ukochany brat, jakże mógł mu czegokolwiek zabronić, jak mógł się czegokolwiek z nim brzydzić, skoro on sam nie czuł żadnej odrazy spijając jego nasienie? Całował go teraz, dzieląc się z nim tym smakiem, wprowadzając w inny wymiar ich wspólnej fizyczności, przekraczając kolejną barierę. Teraz kochał go chyba jeszcze bardziej, mocniej i na pewno inaczej… Nie był już tylko jego najdroższym bratem i przyjacielem, teraz, stawał się jego kochankiem, poznawał z nim inne oblicze fizycznej miłości, poznawał jego ciało, jego pragnienia i potrzeby, dawał mu poznać siebie.
Ale zaraz, co on przed chwilą powiedział?
Błyskawicznie otworzył oczy, przerywając pieszczotę warg.
- Co? Jak to sam? – zapytał chaotycznie, a Bill z nikłym uśmiechem lekko odsunął się od niego, przysiadając na jego udach.
- Widziałem cię pod prysznicem, chciałem się odsikać, ale kiedy zobaczyłem, że sam się obsługujesz, wycofałem się. – Wydawało mu się, że Tom odrobinę się zaczerwienił i wcale się nie mylił. Fatycznie, to wyznanie zawstydziło go. Totalny obciach… Ten, który w każdej chwili bez problemu mógł wyrwać jakąś dupę, sam trzepał się pod prysznicem. Raczej nie mógł tego uznać za powód do dumy.
- Nie miałem wyjścia… - mruknął, uciekając spojrzeniem.
- Miałeś przecież mnie.
- Billy…
- Przestań. Zrobiłem ci dobrze i co? Stało się coś poza przyjemnością? Komuś ubyło? – Bill wstał i całkiem nagi przeparadował przed jego nosem, a po chwili zniknął w małym korytarzu. Tom nieustannie siedział bez ruchu, czuł, że cały się lepi, ale nie potrafił się podnieść, aby iść do łazienki. Wciąż drgało w nim echo spełnienia, a ciało otulał przyjemny dreszcz, kiedy po chwili usłyszał jak brat, który znów stał nad nim podając mu butelkę piwa, kontynuuje swój wywód: - A to dopiero początek Tommy. Teraz ty mi zrobisz dobrze, nie mogę być pokrzywdzony. – Oczy Toma uniosły się do góry napotykając harde spojrzenie bliźniaka, który tylko uniósł do góry jedną brew i pociągnął potężny łyk ze swojej butelki. Prześlizgnął wzrokiem po jego ciele i na moment zatrzymał na lekko wzwiedzionym członku. „Ciekawe, kiedy zdążył zdjąć bokserki?”, pomyślał. Czuł się jak ostatni idiota, siedział pijąc piwo, wpatrywał się w tego małego gnoja, który zdawał się panować nad całą tą sytuacją, podczas, kiedy on wciąż nie mógł się pozbyć odrobiny zawstydzenia i zażenowania, był spięty i nie miał pojęcia, jak ma się zachować. Wiedział, że ten dzień wszystko diametralnie między nimi zmienił, choć to zmieniało się już od jakiegoś czasu, to dziś stało się coś, co odkreśliło ich grubą linią od przeszłości. Bill zawsze był śmiały i - jak się potem dowiedział - bardzo otwarty w łóżkowych sprawach, ale nie spodziewał się, że jeśli do czegoś między nimi dojdzie, będzie taki wyuzdany. Jeśli już w ogóle to sobie wyobrażał, choć jeszcze wczoraj nawet nie dopuszczał, że to się może stać, sądził, że będzie pieszczotliwy i czuły, oddany, zawstydzony i bardzo, bardzo delikatny. Tymczasem właściwie on to wszystko zainicjował, pierwszy pocałował, potem zaczął pieścić, przy jego niemal całkowitej bierności, a w końcu obciągnął mu jak dobra dziwka. Na dodatek teraz bezczelnie domagał się zadośćuczynienia.
- Opłuczę się – mruknął pod nosem i wstał z kanapy. Zabierając ze sobą piwo, wyszedł z bungalowu odprowadzany wzrokiem czarnowłosego, który przez chwilę zastanawiając się, czy ma podążyć za nim, jednak postanowił zostać wewnątrz i dać mu chwilę na przemyślenia.
Noc była idealną przykrywką dla jego nagości. Nie zapalił światła przed domkiem, ani pochodni przy basenie, w końcu nigdy nie było wiadomo, czy przypadkiem ktoś nie czai się na sąsiedniej posesji, albo w jakiejś łódce na oceanie, aby zrobić kompromitujące zdjęcie. Światło księżyca wystarczyło w zupełności, aby mógł iść dokąd chciał. Postawił niemal opróżnioną butelkę i wskoczył do basenu, którego długość natychmiast przepłynął kilka razy w tę i z powrotem. Potrzebował jakiegoś fizycznego wyżycia się i zmęczenia, czasu w samotności na pozbieranie myśli. Co się stało, nie odstanie się, to było pewne. Teraz zaczynał zastanawiać się, czego tak naprawdę chce. Od chwili, kiedy zobaczył te treści w laptopie Billa, zaczęły nawiedzać go wyobrażenia, dopiero wówczas spojrzał na brata inaczej. I ciągnęło go do niego, wyobrażał sobie ich w takich właśnie okolicznościach, lecz jednocześnie to wydawało mu się niedorzeczne i niemożliwe do spełnienia. Najpierw z powodu Billa, kiedy jeszcze żył w nieświadomości posiadanej przez niego wiedzy, bo jak miał cokolwiek zainicjować, jeśli tak do końca nie miał pewności, czego chce on? Gromadzenie i oglądanie takich treści, jeszcze nie dowodziło niczemu. No i przede wszystkim byli braćmi, a to wciąż trzymało go z daleka od realizacji tych wszystkich mrzonek. Nie spodziewał się jednak, że tak szybko sam się wyda przed nim ze swoją wiedzą i, że już kolejnego dnia wyobrażenia staną się jawą.
Podpłynął do miejsca w jakim pozostawił butelkę, było w niej jeszcze ze dwa łyki, więc ją opróżnił. Oparłszy się przedramionami o drewnianą deskę, wsparł na nich brodę i patrzył w okna bungalowu zastanawiając się co robi Bill. Mała lampka, jaka paliła się w saloniku dawała półmrok i niewiele mógł dostrzec. Jednak z pewnością nie widział żadnego ruchu ciała, więc Bill albo leżał na kanapie, albo wcale go tu nie było. Tkwił w basenie, nie mogąc zdecydować się czy już tam wrócić, czy nie. Wciąż rozmyślał nad tym wszystkim. Bill odbierał życie w bardzo prosty sposób, jeśli coś sprawiało mu przyjemność, dlaczego właściwie miałby z tego zrezygnować? Tak, miał rację… Było mu zajebiście dobrze i z pewnością przez to co mu dał, nikomu nie ubyło. Na samo wspomnienie przeszył jego ciało podniecający dreszcz. To nic, że nigdy nie obcował z facetem, przecież instynkt z pewnością wskaże mu drogę. Już wiedział czego chce i czego pragnie, a to pragnienie czekało na niego w ogromnym, małżeńskim łożu wspólnej sypialni.

***

            Ogarnął mnie lekki strach. A co, jeśli to mu się wcale nie spodobało? Jeśli jednak wcale mnie nie chce, a mi się tylko wydawało, że mogę go usidlić? Ciągle marudził, że jesteśmy braćmi. Doskonale o tym wiedziałem do kurwy nędzy, ale wiedziałem też, że go pragnę i kocham! Był moim marzeniem i oddałbym za jego ziszczenie wszystkie inne, nawet naszą karierę, aby tylko mnie chciał, kochał i pożądał. Kiedy doprowadziłem go do orgazmu, miałem nadzieję, że zapragnie więcej i nie poprzestanie na tym, gdy zrobiłem mu dobrze, myślałem, że odetchnie chwilę i zechce mnie wziąć. Wiedziałem, że siły podczas seksu regenerował dość szybko i po kilkunastu minutach był gotowy na kolejny raz.
            Jednak chyba nie dziś i nie dla mnie… Może gdyby miał pieprzyć jakąś cycatą blondynkę, uwinąłby się raz, dwa, ale właśnie mijała godzina odkąd wskoczył do basenu i jakoś nie chciało mu się do mnie wracać. Wiedziałem, że wciąż tam jest, ukradkiem patrzyłem z kuchni nie zapalając światła, jak pływa. W poświacie księżyca jego przemieszczająca się w basenie sylwetka była dość dobrze widoczna. Potem, kiedy już z niego wyszedł, siedział jakiś czas na leżaku. Nie zamierzałem rezygnować, ale przecież nie zaciągnę go do łóżka na siłę, jeśli nie będzie tego chciał. Trudno, jeśli nie uda się dzisiaj, może jutro, pojutrze…? Wciąż pozostawało nam sporo dni sam na sam w tym raju.
            Wziąłem szybki prysznic, po czym lekko wilgotny i nagi, zapadłem się w materac naszego wielkiego łóżka. Miałem zaspokoić się sam, ale jakoś zupełnie straciłem na to ochotę. Nie wiedziałem, czy zasnę, minuty mijały, i choć bardzo się starałem sen nie przychodził.
            Zamiast niego przyszedł za to Tom…


czwartek, 13 lipca 2017

Część 12.



Część 12.



            - No i co jesteś taki zbolały, przecież chciałeś się uchlać?
            - Ale to chyba nie tylko to, chyba coś mi zaszkodziło i czuję, że będę rzygał.
            Faktycznie teraz zbladł, a kiedy weszli na molo prowadzące do ich bungalowu, Tom dostrzegł to w świetle latarni.
            - Kurwa, Billy, wytrzymaj chwilę, bo zahaftujesz tu wszystko! – zwrócił się do niego przestraszony.
            - Dam radę.
            Ciągnął go za sobą za rękę, aby jak najszybciej znaleźć się w łazience, a kiedy już tam byli, Bill pochylił się nad sedesem w wiadomym celu. Po chwili jednak uniósł głowę i załzawionymi oczami spojrzał na stojącego tuż nad nim bliźniaka.
            - Nie będę rzygał, chcę do łóżka.
            Tom tylko wywrócił oczami i pomógł mu się podnieść, po czym odholował go do sypialni, gdzie zdjął mu koszulkę.
            - I dupa z bonusu – wymamrotał czarnowłosy, opadając na pościel. Poczuł ulgę w zderzeniu jej przyjemnego chłodu ze swoimi gorącymi, przypalonymi słońcem plecami. Tom uniósł brwi i dopiero teraz przypomniał sobie swoje własne słowa, kiedy obiecał, że posmaruje go wieczorem z takim samym bonusem jak kiedyś przy masażu.
            - Właśnie, odwróć się na brzuch, muszę zobaczyć twoje plecy – Bliźniak posłusznie przekręcił się na brzuch, opierając policzek na przedramionach ułożonych na poduszce, przymknął oczy. Tom delikatnie dotknął zaróżowionej skóry.
            - Boli? – zapytał.
            - Może trochę, ale jestem znieczulony. – zaśmiał się cicho Bill.
            - Leż spokojnie, posmaruję cię. – powiedział szatyn i zaraz przyniósł z łazienki balsam. – Dobrze, że go wzięliśmy, zwykły by nie pomógł. – Ten, który właśnie teraz rozprowadzał w dłoniach był specjalny, na lekkie przedawkowanie promieni słonecznych. Chłodzący kosmetyk, jaki właśnie teraz za pomocą dłoni Toma spoczął na rozpalonej skórze, przyprawił Billa o dreszcze, choć z pewnością nie była to jedynie zasługa balsamu. Bliźniak naprawdę robił to idealnie, przynosił dotykiem nie tylko ukojenie bólu, ale także przyjemność.
            Głośne westchnienie czarnowłosego wwierciło się w jego zmysł słuchu, przywołując  wszystkie niegrzeczne myśli, jakie czasem rodziły mu się w głowie, i podświadomie zaczął  każdą z nich odtwarzać. Z przyjemnością teraz wsunąłby ręce pod jego spodenki, aby choć móc dotknąć tych miękkich, wypukłych pośladków. Tam też musiał mieć gładką i ciepłą skórę, podobnie jak na plecach, po których teraz sunął dotykiem palców, mając wrażenie, że chwilami traci kontakt z rzeczywistością i odpływa gdzieś każdą myślą, zaczynając lekko drżeć. Jeśli tak samo, jak całe jego wnętrze dygotały mu dłonie, Bill z pewnością doskonale to wyczuł. Najprawdopodobniej sprawiał mu przyjemność, bo leżał poddając się z przymkniętymi powiekami i tylko wzdychał, możliwe, że on sam w ogóle kiepsko kontaktował, w końcu przesadził z procentami. A może po prostu przysypiał? Pomyślał teraz, że mógłby go dotykać wszędzie, a Bill nie miałby zapewne nic przeciwko temu. Jak sądził właśnie tego chciał, a ta rozmowa w restauracji o niczym innym nie świadczyła. Jednak mimo to nie potrafił. Ta bariera, jaką miał w głowie była ogromną przeszkodą, wciąż stała, dzieląc ich świat na pół, jakby stali po jej przeciwnych stronach i zdawała się być barierą nie do pokonania, murem nie do rozbicia, czy przeskoczenia. Mimo, że na samą myśl jak ta bliskość mogłaby wspaniale smakować dostawał dreszczy, wciąż coś trzymało go na dystans i nawet wtedy, kiedy jego dłonie przylegały do lędźwi czarnowłosego dalekie były od bardziej intymnego dotyku.
            - Tommy… - Głos bliźniaka wyrwał go z głębokiego zamyślenia. Wciąż leżał w tej samej pozycji, z rękami pod głową i przymkniętymi oczami. Westchnął i zaraz dodał coś, co wprawiło szatyna w osłupienie. - Dlaczego nie chcesz mnie przelecieć, tak jak to robiłeś ze wszystkimi dziewczynami?
            Dłonie Toma zastygły w bezruchu na skórze jego pleców. Porozmawiali szczerze w restauracji i doskonale wiedział czego pragnie, ale tak otwarcie zadanego pytania w tej chwili zupełnie się nie spodziewał, i pewnie dlatego zastygł milcząc. Bill otworzył oczy i przewrócił się na plecy, podpierając na łokciach patrzył na niego w oczekiwaniu. Jego wzrok był wciąż mętny i nie wyglądało na to, aby alkohol choć w niewielkim stopniu uleciał mu z głowy. Usiadł, podpierając się rękoma z tyłu, wciąż wpatrując w bliźniaka, który w końcu musiał coś powiedzieć.
            - Billy, jesteśmy braćmi.
            - Więc to, że jestem chłopakiem wcale ci nie przeszkadza, tak? Gdybym nie był twoim bratem, przeleciałbyś mnie? To dlaczego mówiłeś zawsze, że jesteś hetero? – Zasypał go lawiną pytań zadawanych bez tchu, a na końcu pobladł, zawahał się, ale zaraz mówił dalej. - Nie podobam ci się? Kocham cię Tommy, ty kochasz mnie i to nie jest tylko braterska miłość, ja wiem… - Przechylił się nieco wprzód, wpatrując się w oczy bliźniaka, przeniósł spojrzenie na jego usta, od których dzieliły do zaledwie centymetry, a Tom nie odsuwał się, też błądząc wzrokiem po jego twarzy, jednak wciąż uporczywie milczał chłonąc wolno wypowiadane przez ukochanego brata słowa. Powinien teraz przyznać się, że tak, podoba mu się, jest pociągający i piękny, wcale nie przeszkadza mu to, że jest chłopakiem, pragnie go, chciałby zasmakować tej rozkoszy w jego ramionach, i kocha go… Kocha nad życie. Ale wciąż nie mówił nic, siedział jak sparaliżowany nawet wtedy, kiedy ciepłe dłonie Billa objęły jego policzki, a usta zbliżały się niebezpiecznie. Właśnie w tej chwili powinien objąć go mocno, przycisnąć do swojego ciała i pochłonąć te wargi nawet w obliczu konsekwencji, że ich obu pochłonie za to piekło. Jednak nawet nie drgnął, a jedynym ruchem jaki wykonał było przymknięcie powiek i myśl przelatująca niczym błyskawica; „Niech się dzieje…”.
            Ale nie stało się nic z tych rzeczy o jakich właśnie teraz pomyślał, bo gdy usłyszał głuchy jęk i już nie czuł tak mocno jego bliskości, otworzył oczy, a wtedy zobaczył brata, który zakrywszy usta dłonią, jak strzała wypadł z sypialni. Zaraz też do jego uszu dobiegł z łazienki odgłos torsji, jakie niewątpliwie wstrząsały ciałem czarnowłosego. Teraz on westchnął głęboko i opadł w tył, na chłodną pościel łóżka. Idealną chwilę wybrał sobie na rzyganie, nie ma co...
            Nie mógł go jednak zostawić tam samego, jeszcze gotów się zadławić. Zawsze był małą niezdarą i kiedy dorastali nic w tej kwestii się nie zmieniało. Wstał więc zaraz i skierował kroki wprost do łazienki, gdzie zastał wiszącego nad toaletą bliźniaka. Pokręcił tylko głową i ściągnął dłońmi do tyłu jego półdługie włosy, aby nie leżały na desce klozetowej podczas tej wątpliwej przyjemności. Klęczący przy sedesie chłopak obejmował go ramionami i oddawał całą zawartość swojego żołądka. Tom uśmiechnął się, bo właśnie coś głupiego przyszło mu do głowy, czego oczywiście nie potrafił zachować dla siebie. Trzymając włosy Billa w dłoni skwitował całą sprawę;
            - Chciałeś mnie pocałować Billy i zobacz jak to się skończyło, więc lepiej nie próbuj więcej. – Starał się być poważny, ale kiedy bliźniak odwrócił się w jego stronę, ocierając wierzchem dłoni usta i spojrzał na niego wymownie, już nie umiał się powstrzymać i wybuchł śmiechem.
            - To wcale nie jest zabawne Tommy… Jest mi ciągle niedobrze. – wymamrotał, siadając na podłodze obok klozetu, ale po chwili znów poderwał się i pochylając nad nim kontynuował wcześniej rozpoczęte dzieło.
            - I na dodatek ciągle ci niedobrze!
            Tom wciąż się śmiał tym samym rozładowując napięcie, jakie się skumulowało w jego wnętrzu. Współczuł Billowi, ale jednocześnie pomyślał, że może to i lepiej, że chyba coś nad nimi czuwa, aby nie popełnili tego głupstwa wpadając sobie w ramiona, bo doskonale wiedział, że przecież niewiele brakowało i jeśli Bill pocałowałby go, wątpił w swoją silną wolę, aby móc mu się oprzeć. Już wystarczająco męczył się poprzedniej nocy, kiedy poczuł na swoich jego miękkie usta. Był zbyt pociągający; te różowe wargi, zamglone spojrzenie i ciepłe dłonie… Uległby mu jak nic. Na szczęście wypite wino przyszło z odsieczą, Bill pójdzie spokojnie spać. Z pewnością czuł się okropnie i o dzisiejszą noc mógł być spokojny. O dzisiejszą owszem, ale co z kolejnymi?
            Westchnął głęboko, kiedy nareszcie skończył. Pomógł mu się podnieść i podejść do umywalki.
            - Umyj zęby, a ja zrobię ci mocnej herbaty. – zaproponował, pozostawiając go w łazience samego i udał się do kuchni. Spojrzał na zegarek, było po pierwszej, ale nie czuł się senny. Chyba te wszystkie wrażenia dzisiejszego dnia wciąż utrzymywały go rześkim. Nieźle się zaczął ten ich urlop, a jeśli się tak zaczął, to jak się skończy? Otrząsnął się, nawet nie chcąc już o tym myśleć. Czajnik kliknął, dając znak, że woda się zagotowała, zaparzył herbatę i z kubkiem w dłoni poczłapał do sypialni, gdzie Bill już w samych bokserkach leżał na łóżku na wznak. Mimo tego, że dziś się trochę opalił, już nie wspominając o lekko oparzonych plecach, jego twarz teraz niewiele różniła się kolorytem od pościeli, która była biała.
            - Wypijesz herbatę i pójdziesz spać. – powiedział łagodnie Tom, stawiając kubek na nocnej szafce i dotykając dłonią jego czoła. Było na szczęście lekko ciepłe, więc gorączki nie miał, choć zazwyczaj zwykł ją mieć, przy różnych problemach z żołądkiem.
            - Spieprzyłem nam wieczór – jęknął.
            - Noc Billy, noc. I nie spieprzyłeś, obaj się trochę nagrzaliśmy, ale tobie to bardziej zaszkodziło.
            - Piorunująca mieszanka - uśmiechnął się, patrząc błyszczącymi oczami na brata.
            - Jest już lepiej czy ciągle ci niedobrze? – zapytał ten spokojnie, gładząc go po włosach.
            - Już jest okej, a najlepiej kiedy tu jesteś, przy mnie…
            Tom poczuł przyjemne ciepło obejmujące teraz okolice jego serca. Biło jednak spokojnym rytmem, aż do chwili w której Bill przesunął dłonią po chłodnej pościeli, aby dosięgnąć jego ręki i spleść palce w delikatnym uścisku. Kiedyś robił to tak często w różnych sytuacjach, kiedy byli mali i on czegoś się bał, potem, kiedy był chory, podobnie jak teraz, ale czasem Bill po prostu chwytał jego dłoń w serdecznym uścisku. Teraz jednak ten dotyk zdecydowanie się różnił, stanowił przeciwieństwo wszystkich dotychczasowych: był czuły i delikatny, a jednocześnie emanował jakąś ogromną siłą, która sprawiała, że uścisk był niczym węzeł nie do rozwiązania. Splecione palce, których opuszki lekko pocierały kłykcie zdawały się przyciągać do siebie niczym magnes.
            - Pij tę herbatę nim wystygnie – mruknął Tom.
            - Jesteśmy w tropikach, a ty każesz mi pić gorącą herbatę, brawo – zaśmiał się cicho Bill.
            - Nie moja wina, że się strułeś. Siadaj.
            Kiedy posłusznie usiadł, Tom delikatnie wyswobodził dłoń z jego uścisku po czym sięgnął po kubek i podał mu. Dopilnował, żeby wypił przynajmniej dwie trzecie bez marudzenia, a potem kazał mu się kłaść i postarać zasnąć. Zgasił światło i położył się obok, a wtedy Bill przylgnął do boku jego ciała i wtulił się. Ogarnął go ramieniem, był cały rozpalony, więc pewnie skoczyła mu temperatura. Oby tylko jakoś poważnie się nie rozchorował, już nie chodziło o te całe wakacje, że będą zmarnowane, ale po prostu bardzo martwił się o niego. Jeśli rano nie będzie poprawy, z pewnością popędzi do recepcji wzywać lekarza. I kiedy młodszy bliźniak wtulony w niego już spokojnie spał, on wciąż lekko podenerwowany nie mógł zasnąć, co jakiś czas kładąc troskliwie dłoń na jego czole.

***

            Tej nocy zasnąłem jak kamień i nawet nie miałem już żadnych obscenicznych zapędów względem Toma. Pamiętam jedynie, jak wtuliłem się w jego bok i odleciałem. Czułem się fatalnie, dawno tak nie zaszkodził mi alkohol i potem zastanawiałem się, czy to na pewno tylko on, czy może coś z jedzenia. Kiedy obudziłem się wreszcie było już dobrze po południu i miejsce obok mnie nie było już ciepłe, znakiem czego Tom musiał dawno wstać. W domku jednak panowała błoga cisza i tylko szum fal z zewnątrz dochodził do moich uszu. Usiadłem i poczułem jak kręci mi się w głowie. Wokół opuszczony był woal moskitiery, a na nocnym stoliku obok stała szklanka pełna wody i leżała okrągła tabletka, a także kartka na której skreślone ręką Toma litery układały się w napis; „Nie pij samej wody, wrzuć tę tabletkę, przyniosłem specjalnie dla ciebie i wypij dopiero, kiedy się rozpuści”. Jaki kochany, zadbał o wszystko. Ciekawe, gdzie mógł teraz być? Może opalał się albo pływał? Musiało mu się samemu nudzić, kiedy spałem.
            Czułem się źle, byłem słaby po tym wczorajszym rzyganiu i strasznie głodny, już nie wspominając o tym, że chciało mi się siku. Chcąc, nie chcąc musiałem wstać i jakoś dowlec się do łazienki. Zupełnie nie miałem sił i wiedziałem, że ten dzień pędzimy także na miejscu. Wyjrzałem przez okno w salonie, ale na zewnątrz, ani w basenie nie widziałem Toma i zastanowiłem się gdzie może być. Zorientowałem się dopiero wówczas, kiedy stanąłem u wejścia do łazienki, i dobiegł do mnie dźwięk kropel wody rozbijających się o dno brodzika – brał prysznic. Delikatnie nacisnąłem klamkę i uchyliłem drzwi, nie chcąc go wystraszyć. Nie mogłem czekać, chciało mi się strasznie sikać, a nie wiedziałem, kiedy Tom skończy. Kiedy tylko stanąłem w progu, nawet nie wchodząc dalej, zobaczyłem zza matowej szyby brodzika obłędnie zgrabną sylwetkę mojego brata – idealnie zarysowane plecy, a tuż poniżej chyba najpiękniejsze, męskie pośladki, jakie kiedykolwiek widziałem. Oczywiście poza moimi, bo te były poza wszelką konkurencją.
            Wstrząsnął moim ciałem potężny dreszcz na samą myśl, co mógłbym z nim robić pod tym prysznicem i teraz poprzysiągłem sobie, że to się stanie. Nim opuścimy to miejsce naznaczymy je sobą, naszym seksem.
            Zanim zorientowałem się, że mój brat też jest w świecie fantazji, stałem dłuższą chwilę pełen swoich własnych, wstrzymując oddech i oddając się im bez reszty, nawet tego nie zauważyłem i kiedy już miałem podejść do kibla, aby wreszcie się odpryskać, zdałem sobie sprawę, że Tom wcale się nie myje. Przez te kilka minut stał cały czas odwrócony tyłem, jedną ręką oparty o ścianę, a sugestywne ruchy drugiej mówiły same za siebie. Woda ściekała po nim strumieniami, a on najzwyczajniej w świecie onanizował się. Jasna cholera, Tom robił sobie dobrze pod prysznicem, sam, ręką! To byłby naprawdę dobry moment, abym po prostu tam wszedł i dogodził mu ustami, dłonią, albo… sobą, choć nie wiem, czy na to ostatnie by się zgodził, ale to był wyraźny znak, że bardzo potrzebuje seksu, był wyposzczony i ja doskonale o tym wiedziałem. A kto mógł tutaj kochać się z nim, jak nie ja?
            Ale teraz, kurwa mać! Ledwie trzymałem się na nogach, czułem się źle i to nie była dobra chwila na nasz pierwszy raz, cokolwiek mielibyśmy robić, więc niech w spokoju dokończy. Wycofałem się równie cicho, jak i otwierałem drzwi. Cóż było robić? Odlałem się do oceanu.

***

            Bill niewiele myśląc, rozejrzał się wokoło i odsikał z pomostu. Na szczęście o tej porze wszyscy wylegiwali się na słońcu w swoich bungalowach lub na pobliskiej plaży i nikt się nie kręcił. Zapalił papierosa, siadając na leżaku pod parasolem. Po wczorajszym, słońca miał dość chociaż już nie bolały go plecy, albo może i wciąż trochę bolały, teraz po prostu o tym wcale nie myślał. W tej chwili jego umysł zaprzątał widok brata pod prysznicem; jego plecy, do których mógłby przylgnąć swoim torsem, pośladki, których chciałby dotykać i pieścić ustami, a także to, co chciałby z nim zrobić, całkowicie zastępując jego dłoń…
            Mimowolnie zerknął w wyjście z domku, ale Tom wciąż się stamtąd nie wyłaniał. Czyżby ciągle tkwił w łazience? Jeśli tak, to długo to robił… Znów poczuł ten znajomy dreszcz podniecenia, kiedy odtwarzał swoje własne wyobrażenia i miał wrażenie, ze zaczął się od nich już uzależniać. Tak wiele by dał, aby wreszcie móc je wszystkie przeżyć prawdziwie, nie musieć jedynie o tym wszystkim fantazjować.
            Przymknął oczy leniwie wyciągając się na leżaku. Czuł się trochę lepiej, co z pewnością zawdzięczał rozpuszczonej i wypitej z wodą tabletce, jaką zostawił dla niego Tom, ale czuł też wręcz ssący głód. Nie chciał jednak ruszyć się stąd, póki nie zobaczy go w pobliżu, a jeśli wciąż nie wychodził z bungalowu, oznaczało, że jeszcze nie opuścił łazienki, bo gdyby było inaczej, z pewnością zajrzałby do sypialni i zobaczył, że nie ma go w łóżku. Ledwie zdążył o tym pomyśleć, usłyszał z oddali ukochany głos.
            - Billy, co tam robisz?
            - Leżę sobie – odpowiedział, uchylając powieki i zaraz zobaczył nad sobą twarz brata, który już przykładał mu dłoń do skroni.
            - Jak się czujesz? – zapytał. I właśnie w tej chwili Billowi przyszło do głowy coś głupiego, a jednocześnie oczywistego. Czuł na czole ciepłe palce brata, te same którymi kilkanaście minut temu przesuwał po swoim twardym penisie i teraz pomyślał, że jeszcze nigdy nie widział jak mu stoi, nawet dziś, kiedy onanizował się pod prysznicem. Jedyne co zobaczył to jego tyły, które wprawdzie były cholernie seksowne, ale jednak wolałby obejrzeć go wreszcie z przodu, będącego w pełnej gotowości.
            - Masz ciepłą dłoń – mruknął tylko, uśmiechając się pod nosem.
            - A ty na szczęście chyba już nie masz gorączki – odparł Tom, nieświadom niczego.
            - A miałem? – zapytał nieco zdziwiony, unosząc się do pozycji siedzącej.
            - Miałeś w nocy, byłeś cały rozpalony. Chodź, zamówiłem lekkie śniadanie, musisz coś zjeść, no i dziś siedzimy na dupie w chacie, powinieneś wydobrzeć, pewnie jesteś słaby.
            - Umieram z głodu – jęknął Bill, wstając i podążając za bliźniakiem.
            Niebawem dostarczono z restauracji śniadanie, które faktycznie było bardzo lekkie i delikatne, za to dość obfite, ale po jego zjedzeniu czarnowłosy poczuł się już dużo lepiej. I choć zapewnił o tym bliźniaka, ten jeszcze kilkakrotnie pytał o jego samopoczucie.
            Popołudnie minęło im leniwie i typowo relaksacyjnie. Najpierw wylegiwali się na leżakach przy basenie, pod parasolami, trochę pływali, a potem zamówili obiadokolację i ulokowali się na kanapie w ich przytulnym saloniku. Tom wziął gitarę akustyczną, jaką ze sobą przywiózł i zaczął grać próbując coś skomponować, a Bill zapisywał w zeszycie te piękniejsze frazy dźwięków. Wszystko to kiedyś z pewnością im się przyda.
            Kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi powolnie zatapiając swoją tarczę w oceanie, zgodnie postanowili obejrzeć jakiś film. Gdyby ktokolwiek miał ich zapytać o czym jest jego fabuła, nie potrafiliby opowiedzieć. Każdy z nich pogrążony był w swoich własnych myślach tej samej treści, a na dodatek mieli zupełną świadomość tego, o czym tak intensywnie duma ten drugi. I choć nietaktem było nawet o to pytać, Bill, jak zawsze ciekawski i przekorny, odważył się:
            - Tommy… - mruknął, leniwie wyciągnięty na kanapie.
            - Hmm...? – odezwał się bliźniak.
            - O czym myślisz? – Dopiero teraz na niego spojrzał, odwracając głowę i lekko zadzierając ją do góry, bo Tom siedział nieco bardziej w pionie, niż on sam. Także się trochę odwrócił i zerknął na niego, opuszczając wzrok.
            - Przecież wiesz… Nie wierzę, że nie myślisz o tym samym. Odkąd tu przyjechaliśmy, to co dzieje się między nami, pomału staje się nieznośne. – wymamrotał pod nosem. Wciąż żywo miał w pamięci wczorajszy wieczór, kiedy siedząc na łóżku, dobrze wstawieni, byli o włos od pocałunku. Chciał tego, a jednocześnie się bał. Jego pragnienia rozbijały się z hukiem o mur rozsądku, jaki wciąż skutecznie chronił go przed podobnymi czynami. Nie był nigdy jakiś szczególnie przyzwoity, z chęcią swego czasu zabawiał się z przygodnymi pannami, zawsze brał to, czego chciał, posiadał to czego pragnął, nie bacząc zbytnio na konsekwencje. Tym razem chyba kusił go sam diabeł, bo on chciał własnego brata, a po niego mimo i jego pragnienia nie powinien był nigdy sięgnąć. Ich więź była niczym świętość, czysta i idealna, czy mieli prawo ją zbrukać i sprawić, że już nigdy taka nie będzie?
            Te wszystkie idee były wzniosłe, niemal patetyczne, ale… niewystarczające, aby być w pełni szczęśliwym. Bliskość Billa, tej wspaniałej istoty, tego diabła w anielskiej powłoce sprawiała, że ten mur zdrowego rozsądku kruszał. Jego urok był niczym kropla, która drąży skałę. Teraz uniósł się z półleżącej pozycji, usiadł tuż obok, podkulając nogi i wpatrywał się w niego tym swoim maślanym wzrokiem, jaki przyprawiał o rozkoszne dreszcze i niweczył każdą formę obrony przed jego urokiem. I jakby tego było mało, oblizał ostentacyjnie wargi, poczym wolno, cedząc każde słowo odparł:
            - Tak, masz rację… To staje się bardzo nieznośne, dlatego musimy coś z tym zrobić… - Jednak wciąż były to tylko słowa, wprawdzie niezwykle obiecujące, ale tylko słowa. Tom, pełnym nieśmiałości gestem wyciągnął w jego stronę rękę, nim jednak delikatnie objął ciepły policzek, wciąż te kilka centymetrów stanowiło barierę, ostatnią przeszkodę jaką musiał zniszczyć, a on sam celebrował ten moment, jakby bliźniak był dla niego świętą relikwią. Wreszcie kładąc miękkość wnętrza dłoni z ogromną czułością na jego ciepłej skórze, westchnął. Bill natychmiast, jakby w odpowiedzi na ten gest przymknął oczy, po czym wolno przekręcił głowę sięgając wargami powierzchni skóry i zaczął ją pieścić czule, delikatnie poruszając ustami.
            Jego Tom… Czyżby nadszedł ten dzień, kiedy spełnią się wszystkie marzenia? Czy one w ogóle mogły się spełnić? Miał wrażenie, że to jest sen. Uchylił powieki zatracając się w głębi tego spojrzenia. Nie miał pojęcia jakie teraz są jego myśli i żałował, że nie potrafił ich odczytać, że tak mało w nim empatii, by pod powiekami zawirowała mu każda zgłoska składająca się na ich treść. Przytrzymał jego dłoń swoją, mając wrażenie, że delikatnie zaczyna mu się wymykać i bojąc, że cokolwiek zamierzył, rozmyśli się. Musnął ustami jej wierzch, nie odrywając wzroku od twarzy Toma, która zdawała się w ogóle nie zmieniać wyrazu. Jednak reakcja szatyna była tylko pozorna, bo ten gest, gdzieś w jego wnętrzu znów pobudził do erupcji wulkan i z każdą chwilą wszystko stawało się nie do opanowania. Wiedział co powinien teraz zrobić, należało to przerwać, odsunąć się, wyrwać rękę, może nawet uciec, tak podpowiadał mu rozum, ale ciało…? Ono nie oddaliło się nawet o centymetr, wciąż trwając tu, każdą komórką wołając o bliskość.
            Dotyk ust bliźniaka był coraz śmielszy, coraz intensywniejszy, a język właśnie zaczynał pieścić każdy pojedynczy palec Toma, obejmując uprzednio miękkością warg i nie przerywając żadnej z tych czynności, usiadł na nim okrakiem.
            I nagle, nadwątlona tama, przez którą przedzierały się już wcześniej jakieś pojedyncze krople pragnienia, pękła, wylewając je całe z nieziemską siłą, topiąc resztki oporu i zdrowy rozsądek, dając upust wszystkim żądzom, tłumionym do dawna gdzieś wewnętrznie. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy oddychając coraz szybciej i coraz zachłanniej łapiąc powietrze, wiedzieli, że już żadna siła nie powstrzyma ich przed smakowaniem siebie wzajemnie. Czarnowłosy chłopak natychmiast objął dłońmi policzki brata, czule gładząc je i pieszcząc opuszkami palców, nie wyczuwając ani grama sprzeciwu, wręcz jasną aprobatę swoich czynów, kiedy poczuł na swoich plecach jego dotyk, odrobinę przechylił głowę. Wciąż po nic więcej nie sięgał, chociaż czuł jego gorący oddech na swoich wargach i doskonale widział, jak powieki Toma pokrywają oczy w biernym oczekiwaniu. Niemożliwe było, że tak samo zachowywał się przy tych wszystkich dziewczynach jakie brał, czemu więc teraz był taki nieśmiały i niezdecydowany? Przecież chciał tego tak samo mocno jak Bill, a ciało reagowało na każdą pieszczotę słodkim drżeniem. Jednak nie pozostawiał czarnowłosemu żadnego wyboru, jeśli czegoś chciał, będzie musiał sięgnąć po to pierwszy.
            I sięgnął...
            Mimo, że ich usta dzieliły milimetry miał wrażenie, że połączenie ich trwa wieczność, aż w końcu otarł lekko fakturą swojej dolnej wargi o jego, zaczynając je muskać.
 Jak bardzo go pragnął wiedział tylko on sam, ale teraz miał też już pewność, że tą wiedzę zaraz posiądzie także i Tom, który rozchylił usta, dając mu tym samym jawne przyzwolenie, aby wreszcie, przy świadomości obojgu mógł w pełni nasycić się jego smakiem. Połączyli je więc, z początku nieśmiałe i delikatne ruchy przerodziły się w zuchwałe i zachłanne, jakby mieli za moment się pożreć, zdawały się nie mieć końca, niczym w obawie, że nigdy więcej nie odważą się na tak desperacki krok. Ale ich ciała, spragnione bliskości drugiego, wysyłały zupełnie inne sygnały i żaden z nich nie zamierzał poprzestać dziś jedynie na pocałunku. Skoro już zdecydowali się na to, nie potrafiąc dłużej tłumić pragnień i tłumaczyć się przed samymi sobą, że nigdy nie mogą do tego dopuścić, z pewnością tej nocy posuną się dalej.