sobota, 26 maja 2018

Część 32.


Część 32.


Potrzebował ochłody, lodu, wiadra zimnej wody, czegokolwiek! Miał wrażenie, że robi mu się słabo. Musiał jakoś się opanować, przecież nie mógł przed nim zdradzić, jak bardzo ta wiadomość go dotknęła.
– Serio? – zaśmiał się udawanie, choć bardzo starał się być wiarygodnym. – Przynieś jeszcze po skręcie, mam ochotę zapalić. – Na chwilę starał się zmienić temat, odesłać Bastiena na dalszą odległość, zostać samemu i dostać kilka minut na to, aby móc się uspokoić.
– Jasne, już idę. – Roześmiany chłopak tylko skinął głową i znów zniknął na schodach, a Bill oszołomiony, wściekły i jednocześnie załamany, wyszedł na zewnątrz, i kucając na brzegu basenu, nabrał w garść wody, po czym wklepał ją w kark i przetarł mokrą dłonią twarz.
Co za skurwysyn! Nic się jednak nie zmienił! Wystarczyło, że pokazała mu cycki, a ten już poleciał ją zerżnąć! Burza myśli rozrywała go. Tak naprawdę niewiele wiedział, ale jego wyobraźnia pracowała teraz na najwyższych obrotach.
– Proszę. – Bastien podał mu skręta, jakiego właśnie przyniósł i odpalił. Chłopak mocno zaciągnął się. Teraz najchętniej wziąłby coś mocniejszego, ale wiedział, że to może się źle skończyć. Jeszcze dziś czekała go rozmowa z Tomem, a najlepiej zaraz! Tak, wypali i pojedzie do tego klubu, zrobi mu taką jazdę, że popamięta! Nie, chwila… Najpierw dowie się od Bastiena wszystkiego, każdego szczegółu. Ale, jeśli ten chłopak to zmyślił? Wyciągnie od niego ile tylko się da. Najpierw jednak musiał ukoić szalejące w nim nerwy.
– Czemu nic nie mówisz? – zapytał Baron.
– Zastanawiam się. – Już spokojnie odparł Bill.
– Nad czym?
– Kiedy Tom tak poszalał z tą Danielle… Gdy nie jeździłem z nim do studio, wracał do domu dość wcześnie.
– Zdaje się, że w piątek, dwa tygodnie temu, chociaż nie! Nie pracowałem z nim w tamten piątek, to było w czwartek, tak! – zastanowił się Baron. – Był bez samochodu, bo podobno nieźle popiliście poprzedniego dnia. – Czarnowłosy skinął głową, bo dość dobrze pamiętał ten dzień. Spał do południa, a potem męczył go kac.
– Tak, przesadziliśmy trochę z drinkami. I po tym, jak skończyliście w studio pojechał z nią?
– Niezupełnie, poszliśmy na lunch we trójkę. On nie jadł nic od rana, więc był głodny, nie opłacało się zamawiać do firmy, bo trzeba było długo czekać, a ja miałem spotkanie, jakoś za godzinę, czy półtorej, więc zrobiliśmy wypad na miasto. Ja pojechałem na spotkanie, a ona zaproponowała mu u siebie drinka.
– I pojechał z nią?
– Pewnie tak, ja wyszedłem pierwszy, a oni jeszcze chwilę zostali, potem mieli do niej jechać. Laska była cholernie napalona, to było widać gołym okiem, bo cały czas waliła mu jakieś podteksty.
Teraz w Billu się zagotowało. Przypomniał sobie, jak tego popołudnia Tom dzwonił do niego, nawet nie przyznając się, że jest na lunchu w knajpie. Pamiętał, jak zapytał go ile im jeszcze zejdzie, a on powiedział, że pewnie z godzinę. Kłamał! Bezczelnie kłamał, choć faktycznie wrócił wtedy jakoś w miarę punktualnie, ale Bill nawet nie patrzył na zegarek. Uwinął się pewnie mieszcząc w czasie, tak, aby czarnowłosemu nic zdrożnego nawet nie przyszło do głowy. Co za zdrajca… Widać miał wiele do ukrycia.
– No popatrz, nawet się nie pochwalił – mruknął tylko, zdławionym głosem. Miał ochotę się rozpłakać i pewnie, gdyby nie obecność Bastiena, zrobiłby to. Dla zmiany tematu, szybko dodał:
– Chętnie bym się teraz wykąpał.
– No to w czym problem? – Z radości blondynowi zabłyszczały oczy.
– W tym, że będę już uciekał – Zgasił niedopalonego skręta, a słysząc cichy jęk zawodu gospodarza, dodał: – Pojadę do mojego partnera. Masz rację, że gotów sobie jeszcze coś pomyśleć, w końcu jedno nagranie nie trwa trzy godziny, nie?

***

            Miałem ochotę zabrać z domu Bastiena nóż. Naprawdę chodziło mi to po głowie. Wziąć nóż i dźgnąć go, albo lepiej - obciąć mu jaja! Na żywca, bez żadnego znieczulenia. W trakcie drogi, rodziły się we mnie mordercze instynkty. Bastien chciał usilnie mnie odwieźć, tłumacząc że wypił niewiele, że nic się nie stanie, ale jak miałem na to pozwolić? I gdzie niby kazać się odwieźć? Do klubu, w którym bawił się Tom? I tak już bałem się, że moja reakcja była zbyt widoczna i to nagłe wyjście. Ale nie mogłem tam zostać, wszystko we mnie kipiało ze złości, zazdrości i z rozpaczy. Przysięgał, że mnie nie zdradzi, a tymczasem co? Nie wierzyłem, że nic się nie wydarzyło, inaczej nie kłamałby, chociaż jeszcze miałem nadzieję, że Bastien coś kręci, że Tom mi wszystko wyjaśni. I niech lepiej ma na swoje tłumaczenie mocne dowody!
            Kazałem kierowcy zatrzymać się w najodleglejszym zakątku parkingu i na wszelki wypadek zaczekać do dwóch godzin, jeśli bym nie wracał. Zapłaciłem mu jak za całą noc, więc obiecał czekać nawet do rana. Miałem nadzieję jednak wrócić z Tomem do domu, naiwnie wierząc, że to tylko jakieś nieporozumienie i, że on wszystko wiarygodnie mi wyjaśni.
Wciąż zły, ale jednak pełen nadziei wszedłem do klubu, jednak nie ujawniając się. Nie dzwoniłem do niego, zamierzając go znaleźć, tak, żeby mnie nie zauważył. Najpierw chciałem się upewnić, czy faktycznie tu jest z Georgiem, czy przypadkiem i w tej kwestii mnie nie oszukał.
W kapturze na głowie i ciemnych okularach, niczym duch chowałem się za poszczególnymi osobami, abym incognito mógł wypatrzeć gdzieś Toma.

***

            Nieświadomy niczego Tom, w najlepsze bawił się, grając w kręgle. Już nawet nie wzbraniał się przed wypiciem kolejnych, kilku piw, postanawiając, że wróci do domu taksówką, a auto zostawi pod klubem. Wykupili kilka kolejek, tworząc dwie drużyny po trzy osoby, bo do grupy dołączył także i Gustav.
            Marcus, i oczywiście Danielle, byli w drużynie Toma. To pozwalało dziewczynie niemal po każdym dobrym rzucie, co i rusz zawisać na szyi chłopaka. I o ile z początku czuł z tego powodu pewien dyskomfort, tak po trzecim piwie już w ogóle przestało mu to przeszkadzać, a wręcz przeciwnie. Taka adoracja zaczęła mu się podobać, do tego stopnia, że sam zaczynał pozwalać sobie na takie gesty, jak choćby klepnięcie jej w tyłek. Georg nawet zaczynał żartować, że toalety są tu obszerne i bez wychodzenia na zewnątrz, mogą dać upust swoim emocjom. Tom jednak wiedział, że do czegoś takiego z pewnością nigdy się nie posunie, ale to nie przeszkadzało mu żartować i śmiać się. Dziewczynie jednak słowa kolegi tak bardzo przypadły do gustu, że kiedy czekali na swoją kolej w grze, a Tom sączył kolejne piwo, splotła obie dłonie na jego ramieniu i opierając na nich brodę, szepnęła mu wprost do ucha:
            – Wiesz Tom, to wcale nie jest taki głupi pomysł.
            Chłopak, który właśnie przyglądał się rzutowi kolegi, wytrącony z uwagi z początku nie załapał, co dziewczyna ma na myśli, podczas, kiedy ona jedną dłonią właśnie sunęła po jego torsie, zahaczając paznokciem sutek uwypuklony pod koszulką.
            – Ale co takiego? – zapytał, nieznacznie się odsuwając. Jego gest jednak wcale jej nie zniechęcił, bo przykleiła się do niego na nowo.
            – No ta toaleta… – dodała, śmiejąc się.
            Nie wiedział, czy żartuje, czy naprawdę gotowa była to zrobić, ale ta śmiała propozycja, jaka wypłynęła z jej ust, totalnie go zaskoczyła. Nim jednak zdążył ją jakoś zdystansować, w jego kieszeni zawibrowała komórka. Ramiona Danielle oblepiały go niczym macki ośmiornicy, więc wyjęcie telefonu z kieszeni wcale nie było takie łatwe, a kiedy już mu się to udało, przestał dzwonić.
            – Przepraszam – rzucił do niej, odsuwając się wreszcie i odszedł na bok, aby sprawdzić połączenie. Bill… Zupełnie zapomniał, że miał się z nim skontaktować, kiedy będzie chciał wracać do domu. Pewnie ma nadzieję, że przyjedzie po niego, tymczasem po kilku piwach, nawet nie było o tym mowy. To nic, najwyżej weźmie taksówkę.
            Odszedł w spokojniejsze miejsce, jakim był korytarz prowadzący w stronę toalet i wybrał połączenie do bliźniaka. Jednak dla odmiany teraz ten nie odbierał, za to po chwili przyszedł sms, którego treść wprawiła go w niemałe zdumienie: „Wyjdź z klubu. Czekam za rogiem po prawej stronie przy śmietniku”.

***

            Dostrzegłem Toma stojącego z kulą w dłoni, szykującego się do rzutu. Odetchnąłem, bo to oznaczało, że nie oszukał mnie i naprawdę tu jest. Zatrzymałem się za jednym z filarów. Był on świetną zasłoną dla mojej osoby i jednocześnie idealnym punkiem obserwacyjnym, bo lekko się zza niego wychylając, widziałem jak na dłoni cały tor. Chciałem odczekać kiedy rzuci, wtedy zamierzałem zadzwonić do niego, i go stąd wyciągnąć. Przecież nie będę z nim rozmawiał o tym wszystkim w towarzystwie Georga, miałem pełną świadomość, że może mnie ponieść i po chwili, zdałem sobie sprawę z tego, że poniesie mnie napewno… Właśnie wtedy, zobaczyłem tą szmatę, jak niemal natychmiast po rzucie, podeszła i przykleiła się do Toma. Obejmowała go, kręciła przy tym tą swoją wypiętą dupą i ocierała się o niego wielkimi cyckami.
            A więc to tak! To tak się bawił ten skurwysyn! Miał tu być z Georgiem, a tymczasem umówił się też i z tą ździrą. I już nawet nie miało znaczenia, że gdzieś w pobliżu zobaczyłem Gustava i Marcusa. Najważniejsze teraz było to, że ta niewyżyta, napalona kurwa, omal nie usiadła mu na kutasie przy wszystkich! A zresztą kto wie, co robili, gdzie wychodzili i, czy nie przeleciał jej gdzieś ukradkiem.
            Poczułem jak pocą mi się dłonie, jak cały się pocę z nerwów i strachu. Powinienem poczekać, może mieli zamiar znów jechać do niej? Pewnie przeleciałby ją i wrócił do domu, potulny jak baranek, udając niewinnego. Ale czy mogłem biernie na to patrzeć? Z każdą minutą rosły we mnie mordercze instynkty, stawałem się nieobliczalny w takim stanie i wolałem załatwić to czym prędzej. Każdym spojrzeniem jednak, jeszcze notowałem w pamięci dowody zdrady, ale kiedy zaczęła mu coś szeptać do ucha, moja cierpliwość się skończyła. Sięgnąłem po komórkę i zacząłem dzwonić, obrzucając go - sam do siebie - najgorszymi wyzwiskami:
            – Nic z tego ty skurwysynu, nie zamoczysz dziś w niej swojego parszywego kutasa, we mnie też go nie zamoczysz, już nigdy ty zdrajco! A zaraz zrobię ci taki armageddon, że popamiętasz ty jebany kutasiarzu, a tylko zbliż się do niej bardziej, to osobiście upierdolę ci go w nocy u samych jaj! – Miał nie lada problem, aby w ogóle wyjąć telefon z kieszeni, bo ta pijawka uwiesiła się u jego szyi. Kiedy już mu się to udało, rozłączyłem połączenie, bo chodziło mi tylko o to, żeby go stamtąd wyciągnąć, nie zamierzałem ucinać sobie telefonicznej pogawędki z tym zdrajcą. I dlatego też napisałem mu smsa, że czekam na zewnątrz. Żałowałem jedynie, że nie zobaczę jego miny, gdy go odczytywał, bo w tym czasie już zmierzałem do miejsca, w jakim miałem zamiar na niego zaczekać.

***

            Tom pospiesznie schował telefon do kieszeni i podszedł do Georga.
            – Grajcie na razie beze mnie, zaraz wrócę.
            – Ale gdzie idziesz?
            – Na chwilę muszę wyjść – odpowiedział, nie zdradzając niczego więcej. Nie miał pojęcia o co chodzi, wolał nie mówić, że jest tu Bill, tym bardziej, że przeczuwał jakąś awanturę. Jeśli kazał mu wyjść na zewnątrz, to mogło oznaczać tylko jedno; jakimś cudem się tu znalazł i z pewnością wszedł do środka, a gdy zobaczył jak mocno klei się do niego Danielle, po prostu się wściekł. I wiedział, że trudno będzie mu cokolwiek wytłumaczyć, bo on sam nie zrobił nic, aby jakoś uwolnić się od jej zalotów i towarzystwa.
            – Tom, dokąd idziesz?! – krzyknęła za nim dziewczyna, ale nie odpowiedział jej. Zerknął jedynie, czy przypadkiem nie stała się jego ogonem, ale widząc to zniechęcające spojrzenie, nie ośmieliła się pójść za nim.
            Kiedy otworzył drzwi klubu, nieco chłodniejsze, nocne powietrze osiadło na jego twarzy. Rozejrzał się, ale na zewnątrz stała jedynie grupka kilku, nieznanych mu osób, ruszył więc w kierunku, jaki w smsie wskazał mu brat. Burza myśli szalała w jego głowie i nie wiedział co powie Billowi, jak się wytłumaczy, o ile chodzi mu o to, o czym wcześniej myślał, ale innego motywu tego nagłego wyciągania go z lokalu nie widział. Po chwili jednak zastanowił się, że przecież to nie jego wina, że laska na niego leci, a on sam nie zrobił niczego złego.
            Bill czekał na niego, wsparty ramieniem o mur, tuż za rogiem lokalu i palił papierosa. Kiedy bliźniak ukazał się jego oczom, nie odezwał się jednak ani słowem, tylko mocno zaciągnął papierosowym dymem, wbijając w niego swoje przenikliwie spojrzenie. Celowo wybrał miejsce, w jakim tuż nad jego głową świeciła latarnia. Chciał dobrze widzieć wyraz jego twarzy, kiedy będzie bezczelnie kłamał, jak przypuszczał.
            – Co jest grane, po co te podchody? – odezwał się, stając na wprost. Bill rzucił niedopałek na ziemię i przydeptał go.
            – W sumie masz rację, po co? Mogłem wejść i zapytać tam w środku, przy wszystkich, kto jest lepszy w łóżku, ja, czy ta kurwa, która wisiała u twojej szyi? – wypalił.
            Tom wywrócił oczami. Jednak nie mylił się.
            – Billy, co ty pieprzysz? Tak czułem, że wszedłeś i z tego co zobaczyłeś, wyciągasz pochopne wnioski.
            – Pochopne wnioski? – Bliźniak zbliżył się na wyciągnięcie ręki.
            – Tak, pochopne wnioski – powtórzył Tom, splatając przed sobą przedramiona. Zachowywał spokój i pewność siebie, przecież niczego nie zrobił i niczemu nie był winien. Jedynym co mógł sobie zarzucić było to, że nie dał jej stanowczo do zrozumienia, aby po prostu odpuściła, bo nic z jej umizgów nie będzie. Tak, to była jego jedyna wina, że nie powstrzymał jej.
            – Widziałem na własne oczy jak się do ciebie klei, a tobie ewidentnie się to podobało, nic a nic mi się nie wydawało. Jesteś zdrajcą braciszku. Zdrajcą i skurwysynem – wycedził Bill, za wszelką cenę starając się zachować spokój i przede wszystkim godność. Nie chciał zrobić z siebie płaczliwej cioty, chociaż czuł jak pod powiekami wzbierają piekące łzy i zaczyna mu się łamać głos.
            – Billy, przestań pieprzyć! – Tom poirytował się. – Nie zdradziłem cię i nie zrobię tego! To, że ona sobie coś wyobraża, nie znaczy, że od razu ją przelecę!

***

            Tego już było za wiele… Miał jeszcze czelność kłamać mi prosto w twarz i irytować się, udając niewiniątko? Nie ma co! Mój braciszek miał tupet i to od zawsze, tylko kiedyś przynajmniej jawnie pieprzył te wszystkie laski, a teraz robił to w ukryciu przede mną. Po co więc składał mi przysięgę wierności, skoro wiedział, że nigdy nie zdoła jej dotrzymać? Wezbrał we mnie gniew. Powstrzymałem chęć płaczu i użalania się nad sobą, w zamian za to miałem ochotę mu przypierdolić, ale nie zamierzałem sobie nim brudzić rąk!
            No dobra… Prawda była taka, że po prostu nawet nie zaczynałem, bo bałem się, że jeszcze mi odda, a ja nie poradzę sobie z nim. Wiedziałem, że potem wściekłość ustąpi, a jej miejsce zajmie żal i ból. Kto był zdradzony dobrze wie, jakie to parszywe uczucie. Nim jednak poddam się rozpaczy, nim żal pochłonie moje serce, musiałem wykorzystać chwilową siłę i powiedzieć mu to, o czym wiem, a z czego on nie zdawał sobie sprawy!

***

            – Taka kiepska była, że nie masz ochoty zrobić tego drugi raz? Jesteś kłamcą i nie zaprzeczaj! – krzyknął czarnowłosy.
            – Billy, ciszej, przestań, bo ktoś nas usłyszy.
            – Mam to w dupie, rozumiesz? Bierz sobie ją, masz wolną chatę, bo ja nie zamierzam dziś wracać z tobą do domu!
            – Billy… – Tom starał się do niego zbliżyć, ale kiedy postępował krok naprzód, Bill cofał się. W końcu stanął, wyciągając do niego rękę.
            – Nie dotykaj mnie! Masz brudne ręce, bo macałeś tę szmatę!
            To już zaczynało zakrawać na jakąś obsesję i nie było, ani śmieszne, ani zabawne, a wręcz przeciwnie – irytujące. Starszy bliźniak zaczynał mieć dość tej szopki, co chwilę rozglądając się starał jakoś zażegnać tą kłótnię, ale z marnym skutkiem, bo kiedy tylko próbował przekonywać brata o swojej niewinności, ten jeszcze bardziej się rozkręcał, rzucając obelgami. W końcu w kilku susach dopadł bliźniaka, usidlając go w uścisku swoich ramion.
            – Billy przestań tu odpierdalać, nie dotknąłem jej nawet w takim sensie, nie myślałem o niej nawet, kocham ciebie i uspokój się wreszcie. Ja się tu tylko dobrze bawię z chłopakami!
            Billa jednak nie można było w tej chwili przekonać. W głowie wyryte miał tylko to, że Tom kłamie, starając się udobruchać go i wyjść na niewinnego. Wyrwał się z jego objęć i odepchnął go, po czym wykrzyczał mu prosto w twarz:
            – W tamten czwartek, kiedy ponoć siedziałeś z Bastienem w studio, a ja leżałem jeszcze chory też się tylko tak dobrze bawiłeś? Dobrze wiem, że byłeś u niej na drinku i z pewnością na tym się nie skończyło! I to jest to twoje pieprzenie o zaufaniu! Spierdalaj Tommy! Nienawidzę cię! Jesteś skurwysynem i zdrajcą! I nie szukaj mnie, bo nie znajdziesz! – Odwrócił się na pięcie i pobiegł znikając za rogiem klubu.
            – Billy! – krzyknął Tom i ruszył za nim, ale nim zdołał go dogonić zobaczył jedynie, jak chłopak wsiadł do taksówki, która odjechała.
 
***

            Od chwili, kiedy wyszedł Bill, Bastien nie mógł znaleźć sobie miejsca. Wiązał z tym wieczorem ogromne nadzieje, miał ochotę napić się, upalić i spędzić z nim o wiele więcej czasu, niż te trzy godziny. To jego nagłe wyjście wydawało mu się dość dziwne, przecież było przyjemnie, rozmawiali, starał się dać mu do zrozumienia, że jest nim zafascynowany, choć on sam doskonale pewnie to wyczuwał. Trudno było nie zauważyć maślanego wzroku Bastiena, jaki często starał się ukryć, ale nie raz zdarzyło się czarnowłosemu przyłapać go na gorącym uczynku, gdy wpatrywał się w niego jak w bóstwo. Dziś miał wrażenie, że powoli chłopak obdarowuje go jakąś niewielką przychylnością, małymi kroczkami dążył do obranego celu, aż tu nagle Bill tak po prostu wyszedł, w najmniej odpowiednim momencie przypominając sobie o swoim partnerze. Kim był ten człowiek i czy w ogóle istniał? To pytanie zadawał sobie od chwili, kiedy się o tym dowiedział. Nikt nigdy nie widział go z osobą, którą można by było w jakiś sposób skojarzyć z tą rolą. Chyba, że był to któryś z chłopaków ekipy, z jaką współpracowali, albo z zespołu, ale taka myśl wydawała mu się wręcz absurdalna. Bill przecież najczęściej był widywany ze swoim bliźniakiem, który w ogóle był poza wszelkimi domniemaniami, no i ostatnio najwięcej prywatnego czasu spędzał z nim samym. Gdyby nie pił, może pokusiłby się o śledzenie go swoim autem, wówczas chociaż poznałby adres tego kogoś, kogo tak naprawdę nikt nie widział i nie znał.
            Sięgnął po papierosy i wyjął jednego z paczki wychodząc na taras. W tym samym czasie kolejny raz tego wieczoru rozdzwoniła się jego komórka, leżąca na stole w salonie, z którego już zdążył posprzątać, wynosząc wszystko do kuchni. Wrócił na chwilę, zerknął na wyświetlacz i mruknął sam do siebie:
            – Kurwa, Max.
            Wyglądało na to, że były kochanek nie dawał za wygraną. Bastien chwycił telefon i już miał zamiar mu nawrzucać, ale w ostatniej chwili powstrzymał się. Jedynie niegrzecznie warknął, odbierając połączenie:
            – Czego?
            – Wiem, że twoja piękność dawno wyszła, więc może w jakiś sposób mogę zrekompensować ci jego nieobecność? – zapytał głos po drugiej stronie.
            – Daj mi spokój Max, miałem pracowity i ciężki dzień. Uprzedzę twoje insynuacje – nie pieprzyłem go, więc nie dlatego jestem zmęczony. Miałem dużo pracy, chcę iść do łóżka, sam. Wreszcie porządnie się wyspać. I przestań do kurwy dzwonić, bo cię zablokuję!
            Nim brunet zdążył cokolwiek odpowiedzieć, chłopak rozłączył się, odrzucając telefon na stolik, a sam opadł ciężko na ratanowy fotel, stojący na tarasie, tuż przy basenie. Był pobudzony swoimi wyobrażeniami, nadziejami, które tak nagle od spełnienia oddzieliło grubym murem nagłe wyjście Billa. Zaciągnął się papierosem i uśmiechnął sam do siebie. „I co ty idioto sobie wyobrażałeś? Że zaciągniesz go do łóżka?”, pomyślał. Chcąc rozładować to seksualne napięcie, znów będzie zmuszony zwalić sobie sam i grzecznie położy się spać. Ale zaraz… Czy naprawdę tak musi być? Miał przecież Maxa, mógł znów wykorzystać go i zerżnąć z głową pełną marzeń o posiadaniu innego. Wystarczył jeden sms, a chłopak, posłuszny jak pies stanie u jego drzwi, pozwoli mu się wziąć, jak tylko zechce.
            Przygasił papierosa, wsunął telefon do kieszeni i wrócił do domu, kierując swoje kroki do sypialni na górę, gdzie podszedł do okna. Auta Maxa już nie było, choć jeszcze kilkanaście minut temu stało po drugiej stronie ulicy. Widać dziś mu odpuścił, chociaż może niepotrzebnie? Znów sięgnął po telefon, jednak dłuższy czas trzymał go w dłoni bijąc się z myślami. Zamysł był niezwykle kuszący, tak dawno z nikim nie był w łóżku, mając wypełnioną głowę mrzonkami, ale czy to był naprawdę dobry pomysł? Wiedział, że Max może znów narobi sobie nadziei i się przyczepi, a z tego mogą wyniknąć jedynie kłopoty. W obliczu planów jakie miał, to naprawdę nie było rozsądne. Chyba jednak lepiej będzie zabawić się z własną ręką. W chwili, kiedy te wszystkie myśli przepływały przez jego głowę, niczym wezbrana rzeka, w jego dłoni ponownie zadźwięczała komórka. Był pewien, że to znów Max, ale gdy spojrzał na wyświetlacz serce zabiło mu mocniej, a ręka zadrżała. Miał wrażenie, że to mu się śni, chociaż to nie było niczym niezwykłym, że dzwoni Bill. Pewnie coś sobie przypomniał  siedząc u tego swojego partnera, i postanowił niezwłocznie mu o tym powiedzieć, na wypadek, gdyby potem miał nie pamiętać.
            – No co tam? Czyżbyś o czymś zapomniał? – zaśmiał się odbierając, ale dziwnie przybity, wręcz płaczliwy głos wokalisty, wprawił go w niemałe osłupienie.
            – Bastien… – jęknął cicho, jakby przez łzy.
            – Bill! Coś się stało? – zapytał, zaniepokojony muzyk.
            – Tak… I mam do ciebie prośbę.
            – Mów, zamieniam się w słuch.
            – Czy mogę przyjechać i spędzić u ciebie noc?
            Blondyn usiadł na łóżku, bo miał wrażenie, że po tym co usłyszał, nie zdoła ustać na drżących nogach.
            – Jasne! Czekam! – odpowiedział pospiesznie, jakby w obawie, że jego Bóg się rozmyśli.


niedziela, 13 maja 2018

Część 31.


Część 31.


            Czas płynął sielsko-anielsko. Od dnia, kiedy lekarz uznał, że mój głos jest już w dobrej kondycji, regularnie jeździłem z Tomem do studio. Pracowaliśmy nad nową płytą, to znaczy bardziej on pracował, a ja się trochę opierdalałem. Czasem podsunąłem mu jakiś pomysł, ale kiedy był z nami Bastien, wolałem się nie wtrącać. Zazwyczaj tylko coś im podśpiewałem, ale tylko wtedy, kiedy mnie o to prosili, no i kiedy przyjeżdżała reszta chłopaków, i chcieli próbować.  
            Od czasu mojej nocnej ucieczki z firmy, żyliśmy jak w mydlanej bańce, tylko naszej bańce. Nie było żadnego spięcia, żaden z nas nie kipiał zazdrością. Dzięki tłumaczeniu Toma, zrozumiałem, że musimy żyć w miarę normalnie, w dobrych kontaktach z ludźmi, i dla dobra wizerunku nie stronić od spotkań ze znajomymi, bez nieustannego towarzystwa tego drugiego. Nie mogliśmy ciągle, wszędzie ze sobą chodzić. Teraz, kiedy łączyło nas to, o czym wiedzieliśmy tylko my, trzeba było zachować podwójną ostrożność. I wszystko układało się wspaniale, Tom pozwolił mi jeździć samemu na próby u Bastiena, zgadzał się też na wspólne wypady na zakupy, co bardzo mi się podobało, a w zamian za to, ja nie miałem nic przeciwko, żeby w tym czasie wyskoczył z chłopakami na drinka, kręgle, czy na bilard. Ufałem mu i wiedziałem, że on ufa mi. Ja nie poddawałem się komplementom i słodkim słówkom, jakimi obdarowywał mnie Baron, dlatego też wierzyłem, że on także nie poddaje się żadnym pokusom.
            Ale nadszedł dzień, kiedy moje zaufanie względem Toma, posypało się jak domek z kart…

***

            Była osiemnasta, kiedy Tom zatrzymał się pod domem Barona.
            - Mam po ciebie przyjechać? – zapytał.
            - Raczej nie, Bastien pewnie mnie odwiezie, kiedy skończymy, ale jak coś, zatelefonuję – odpowiedział Bill. – A ty gdzie będziesz?
            - Umówiłem się z Georgiem na kręgielni przy klubie Magic. Może Gustav też dołączy. A tak po prawdzie, nie podoba mi się to wszystko.
            - Co ci się nie podoba? – Czarnowłosy uniósł lewą brew. Nie miał pojęcia, co brat może mieć na myśli.
            - Nie spędzasz z nim przypadkiem za dużo czasu? Jeden kawałek próbowaliście nagrać przez pięć wieczorów, i jeszcze nie jest nagrany. Poza tym wspólne zakupy, włóczenie po knajpach, jakieś lunche, wiecznie coś.
            - Tommy! Bastien jest tylko moim przyjacielem, TYLKO, rozumiesz? – Bill zaakcentował słowo, które miało mu dobitnie przypomnieć, jakie relacje łączą go z DJ’em. – Nagrywam z nim kawałek, ja wiem, że to tylko jeden kawałek, ale musi być idealnie. Niedługo wystąpię z nim na żywo w Baron House na secie, z bezpośrednią transmisją w necie, i nie mam zamiaru czegoś spierdolić. Sam mówiłeś, że mamy żyć normalnie i ufać sobie, a teraz co?
            Gitarzysta westchnął tylko w bezsilności i oparł głowę o zagłówek fotela.
            - Wiem, przepraszam. Wydaje mi się, chociaż nie… Mam pewność, że podobasz mu się. Może nie napiera jakoś bezpośrednio, bo wie, że masz kogoś, ale ewidentnie ma na ciebie chrapkę, to dlatego.
            - Niejeden ma na mnie chrapkę, to znaczy, że potencjalnie każdemu daję dupy?
            - Tego nie powiedziałem, ale z nim spędzasz masę czasu.
            - Jesteś idiotą, Tom. To ciebie kocham, przecież wiesz, poza tym sam mi tłumaczyłeś, że mamy żyć normalnie i nie dać się zwariować, a tymczasem kto tu wariuje…? – Czarnowłosy zmienił ton i miał ogromną ochotę teraz wpić się w wargi bliźniaka, ale dobrze wiedział gdzie się znajdują. Za szybą auta, od strony Toma miał jak na dłoni posesję Bastiena, więc niemożliwe było w tej chwili ziszczenie własnego pragnienia, z jakim będzie musiał zaczekać do późnego wieczora, a wręcz nocy.
            - Ja już dawno zwariowałem… - uśmiechnął się bliźniak. – Sam widzisz co ze mną robisz, Billy.
            - Lepiej już pójdę, bo właśnie mi stanął przez ciebie, a na dodatek nie mogę nawet cię pocałować – Bill przygryzł dolną wargę.
            - Osz, kurwa mać, Billy! Lepiej już idź, bo dopadnę cię i za chwilę będziemy skończeni!
            - Ale jak wrócimy do domu, to ci nie podaruję – mruknął czarnowłosy i szybko wysiadł, aby już nie mieć więcej pokus.
            - To ja ci nie podaruję! – Usłyszał jeszcze głos brata, nim zatrzasnął drzwi. Już nie odwracając się, przebiegł na drugą stronę ulicy i nim nacisnął guzik przy bramie posesji Barona, usłyszał charakterystyczny dźwięk, że może wejść. Więc dobrze, że nie zdobył się na żaden kompromitujący gest, bo blondyn musiał obserwować ich z okna. Pchnął kratę, której zamek ustąpił i pokonawszy kilka metrów prostej drogi do wejścia, wybrukowanej wykwintną kostką, stanął u drzwi posiadłości, które szeroko otworzył mu sam gospodarz.
            - Cześć – z szerokim uśmiechem powitał go i cmoknął w policzek. Bill zastanowił się, dlaczego nigdy nie witał się z nim w ten sposób w towarzystwie innych osób, tylko zawsze sam na sam. Może wydawało mu się to mało męskie? Chociaż w sumie, przecież Bastien był zdeklarowanym gejem i pewnie nikt nie dziwiłby się takim powitaniom. A może po prostu w towarzystwie mężczyzn typowo hetero, nie chciał tego robić, aby nie stawiać ich w sytuacjach, w jakich postawieni być nie chcieli?
            - Zamówiłem kolację i dobrego szampana – uśmiechnął się, zamykając za gościem i jednocześnie współpracownikiem, drzwi. Bill spojrzał na niego nieco zdziwiony.
            - Będziemy coś opijać? Ktoś jeszcze ma przyjść?
            - Nie, będziemy sami opijać nagranie.
            - Chcesz już dziś to nagrać na sztywno? – zapytał czarnowłosy podążając za gospodarzem.
            - Tak, jesteś gotów?
            - Myślę, że tak, jestem gotów – odparł Bill, jednak jego ton głosu zabrzmiał trochę niepewnie.
            - Cieszę się, chociaż wolałbym, żebyś jeszcze przychodził na próby – Z dziwną melancholią odpowiedział Bastien, otwierając drzwi do studio i przepuszczając Billa przodem.
            - Dlaczego? Chciałbyś, żebyśmy próbowali w nieskończoność jeden kawałek? – zaśmiał się.
            - Nie… Po prostu byłby pretekst, żebyś mógł przyjść – Blondyn wbił w niego spojrzenie swoich niebieskich oczu, które wprawiło chłopaka przez moment w zakłopotanie. W ten sposób nie patrzył jedynie przyjaciel i choć doskonale wiedział, że podoba mu się, poczuł się trochę niekomfortowo.
            Bastien był naprawdę bardzo przystojny, jego uroda była niepospolita, do tego wysoki, szczupły, z pięknie wyrzeźbionym torsem, miał powodzenie, nie tylko z powodu swojej sławy i o tym Bill doskonale wiedział. Z pewnością gdyby nie Tom, uległby jego czarowi, ale w sytuacji, w jakiej było teraz jego serce, nawet nie myślał o nim jak o kimś innym, niż przyjacielu, ale jego komplementy i słodkie słowa odbierał z przyjemnością. I choć czasem obawiał się, że chłopak zanadto się zagalopuje, nie robił niczego, aby temu zapobiec.
            - Przecież my nie potrzebujemy pretekstu, żeby się spotykać – odpowiedział wesoło niwecząc tworzący się nastrój. – Dziś nagramy, a jutro może jakieś zakupy? – uniósł do góry lewą brew i uśmiechał się zawadiacko. Bastien lubił tę jego minę, ale tak naprawdę chyba nie było gestu, miny, spojrzenia, jakiego w nim nie lubił.
            - Obiecujesz? – zaśmiał się.
            - Oczywiście, obiecuję! – wypalił wokalista.
            - No to zabieramy się do pracy, im szybciej nagramy tym więcej będzie czasu na przyjemności – puścił mu oczko i nim Bill zamknął się w wygłuszonym pomieszczeniu, udzielił jeszcze kilka wskazówek: - Pamiętaj o tych fajnych melizmatach, jakie dodawałeś na próbach, robimy rozśpiewkę, a potem już pójdzie na czysto, no, chyba, że rozśpiewka wyjdzie tak świetnie, że wystarczy.
            - Okej, to dajesz.
            Bill zamknął się w środku i stanął przed mikrofonem, nakładając słuchawki, a Bastien zajął miejsce za konsolą. Czarnowłosy nie miał pojęcia, że niemal idealnie wykonał swoją pracę już przy pierwszym podejściu, ale DJ zrobił jeszcze trzy nagrania. Studio było jego własnością, w jego domu, nie musiał płacić za wynajem, nie liczył się z żadną kasą, ani z czasem, mógł próbować i nagrywać ile razy tylko zechciał, i nie chodziło tu jedynie o Billa, z którym tak naprawdę chciał spędzić więcej czasu poza pracą. Blondyn był perfekcjonistą, poddając potem nagrania miksowi i masteringowi, chciał mieć niejedną wersję i wybrać te najlepsze, pociąć i połączyć, a jeśli zajdzie taka potrzeba, zrobić jedną idealną z kilku dobrych. Tak też zamierzał zmontować to w przypadku piosenki dla Billa.
            - Koniec na dziś! – oznajmił chłopakowi, który wciąż był zamknięty w kabinie z gąbkowych ścian, a gdy ten to usłyszał, z uśmiechem zdjął słuchawki i wyszedł.
            - I jak?
            - Oczywiście wspaniale! – zaśmiał się promiennie.
            - Kiedy zmontujesz?
            - W ciągu najbliższych kilku dni, jak najszybciej. Przyjedziesz odsłuchać, nie wyślę ci przed premierą, sam rozumiesz.
            - Rozumiem, internet to kurwa – Kiwnął głową Bill. – To co z tą kolacją? Głodny jestem.
            - Za pół godziny, będą idealnie o dziewiętnastej trzydzieści. Chodź nad basen, zapalimy – zaproponował i niemal w tym samym czasie rozbrzmiał dźwięk wideofonu. – Czyżby się pospieszyli? – zdziwił się i ruszył w kierunku holu, ale kiedy zobaczył kto stoi przy bramie, nie nacisnął złotego guzika, tylko szybko wrócił do Billa, który spojrzał na niego pytając:
            - I co, kolacja?
            - Niestety nie. To mój były.
            - Nie wpuścisz go?
            - Nie ma mowy, po co? Chcę spędzić ten wieczór z tobą, w spokoju. Chodźmy zapalić – rzucił, kierując się w stronę salonu, z którego było wyjście na tylny taras i basen. – Tylko co będziemy palić? Masz ochotę na trawkę?
- Chcesz mnie upalić? – zażartował Bill.
- Czemu nie…? Gdybyś dzięki temu był łatwiejszy…
- Jeśli mam ochotę na seks, nie potrzebuję żadnych ułatwień – Teraz spoważniał i wbijając spojrzenie w Bastiena, który miał wrażenie, że tymi słowami poczuł się dziwnie dotknięty.
- Wiem, to znaczy domyślam się. Wiesz, że nigdy nie miałem cię za łatwego, ja tylko żartowałem, przepraszam.
- Ale ja się nie pogniewałem. Gdybym chciał seksu, nie potrzebowałbym do tego niczego – powtórzył czarnowłosy łagodnym i ciepłym tonem. Bastien miał teraz nieodparte wrażenie, że to jakaś obietnica. Czuł, że chce czekać na taką chwilę, a jeśli kiedykolwiek ma się zdarzyć, uczyni go najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Chwila konsternacji zatrzymała czas w miejscu, a po chwili znów odezwał się Bill:
- To przynieś te skręty, upalmy się, upijmy, najwyżej nie wrócę na noc i Tom mnie zabije.
- Czemu Tom miałby cię zabić? Ma przecież swoje życie, nie? Zaczekaj tu, już przynoszę – zniknął wbiegając po dwa schodki na górę, a pozostający na dole gość jedynie cicho westchnął, i mruknął sam do siebie:
- No nie, my mamy wspólne życie… - zamyślił się zastanawiając, co mogłoby się dziać, gdyby faktycznie spędził noc u Bastiena, nawet śpiąc grzecznie na kanapie, zupełnie sam. Przecież Tom by mu tego nie darował i nigdy nie uwierzył, że nie dał mu dupy. Lepiej jednak pozostawić to jedynie w sferze wyobraźni, jak i zachować dla siebie wszystko to, co do tej pory powiedział mu Bastien, a także ewentualne komplementy i propozycje, jakie zapewne padną z jego ust do końca tego wieczoru.
Dźwięk komórki gospodarza domu wyrwał go z objęć własnych myśli. Leżała na stole w salonie i dzwoniła uporczywie, ale zaraz tuż obok zjawił się jej właściciel. Chwycił aparat do ręki lecz nie odbierał, przyglądał się tylko temu, co ukazało się na wyświetlaczu, z niezbyt zadowoloną miną.
- Nie odbierzesz?
- To znowu Max, czego on, do jasnej cholery, chce? – zdenerwował się.
- Nie dowiesz się, jeśli nie odbierzesz – stwierdził Bill z uśmiechem, ale chłopak tak naprawdę wcale nie chciał odbierać, miał dość jego ciągłych pretensji. Nazwał go swoim byłym chociaż przecież nigdy nie stanowili pary, ale może to nie było takie złe określenie. Max był jego byłym od seksu. Telefon zamilkł, a chłopak zdawał się odetchnąć z ulgą. Wyszli na zewnątrz, nim jednak zdołał odpalić skręta, komórka znów rozdzwoniła się. Zdenerwowany wrócił do salonu i tym razem odebrał połączenie. Wiedział, że jeśli tego nie zrobi, chłopak nie da mu spokoju, a wyłączyć aparatu nie chciał, bo czekał na telefon z restauracji.
- Czego ty do cholery chcesz? – Niezbyt przyjemnym tonem odezwał się, a wysłuchawszy co osoba po drugiej stronie ma mu do powiedzenia, odparł nie mniej niemile: - To oczywiste, i nie zamierzam cię wpuścić, bo nagrywamy. Nie mam także zamiaru z niczego ci się tłumaczyć. Nie, nie spotkam się dziś z tobą, bo nie mam czasu. Ani dziś, ani jutro, rozumiesz? I daj mi spokój! – Rozłączył się, odkładając telefon.
- Czyżby chciał do nas dołączyć? – Bill już odpalił swoją używkę i właśnie się zaciągnął, wypuszczając chmurę słodkawego dymu.
- Tak, wyobraź sobie, że był chyba gdzieś w pobliżu, bo widział cię, jak tu wchodziłeś. Dostał jakiejś białej gorączki z zazdrości, a już mu tłumaczyłem, że nic nas nie łączy, prócz spraw zawodowych i przyjaźni.
- A co go to może obchodzić? Przecież to twój były.
- Tak, wciąż cholernie zazdrosny były. Właściwie to nawet nie byliśmy razem, łączył nas tylko seks, pieprzyłem go, kiedy miałem ochotę, był, chociaż może nawet wciąż jest, w tym dobry – Bastien zmrużył oczy wpatrując się w Billa, którego widok na chwilę przesłoniła mu chmura białego dymu.
- A ty?
- Co ja?
- Czy ty jesteś w tym równie dobry? – zapytał czarnowłosy, oblizując kusząco wargi, aż blondyna przeszył dreszcz podniecenia.
- Nie wiem, musiałbyś sam się o tym przekonać – odparł hardo, po chwili w jakiej błogość zwirowała w jego lędźwiach. Czy było możliwe to, że jego marzenie wreszcie się spełni?

***

            Tom dobrze bawił się na kręglach. Wprawdzie przyjechał swoim autem i miał nie brać alkoholu do ust, ale w końcu namawiany przez Georga i jego przyjaciela, skusił się. Tak naprawdę jedno piwo nie stanowiło przeszkody, aby mógł wsiąść za kierownicę, ale po jakimś czasie okazało się, że jednak tylko na jednym się nie skończy. Kiedy w kieszeni Toma zawibrowała komórka, myśląc, że może to Bill, pospiesznie ją wyjął i wówczas okazało się, że to Marcus. Odebrał więc połączenie, a kiedy mężczyzna dowiedział się gdzie są, stwierdził, że po ciężkim dniu z przyjemnością do nich dołączy i opiją intratny, reklamowy kontrakt, jaki razem z Danielle udało się dziś załatwić, i dopiąć wszystko na ostatni guzik. Jednak Tom nie spodziewał się, że menager zjawi się tu z piękną brunetką, miał raczej pewność, że to będzie tylko męski wieczór, dlatego kiedy zobaczył go w jej towarzystwie, na jego twarzy wymalowało się zdziwienie.
            - O ja cię pierdolę. Po cholerę ją tu przywlókł? – zaklął szpetnie, zwracając się do Georga.
            - Nie narzekaj, możesz śmiało zamoczyć, bo na twój widok jej nogi same rozchodzą się na boki – zażartował przyjaciel.
            - I to mnie właśnie wkurwia, wiesz? Nie lubię łatwych lasek, a ona jest zbyt łatwa – mruknął ciszej, bo para przybyszów była już bardzo blisko. Tak naprawdę kłamał, bo jak dotąd wcale nie przeszkadzało mu, że laska szybko rozkładała przed nim nogi. Gdyby nie Bill, z miłą chęcią już dawno by ją zaliczył, teraz jednak zastanowił się co zrobić, aby o tym z kim spędzał ten wieczór, nie dowiedział się bliźniak. Mało prawdopodobne było, aby przy jakiejś luźniej rozmowie to nie wyszło na jaw, może więc powinien pożegnać się i pojechać do domu? Ale do diabła! Przecież on się z nią nie umawiał i to nie jego wina, że Marcus ją tu przywlókł. Poza tym przecież nie spędzi z nią wieczoru sam na sam, będą bawić się wszyscy razem. Bill tak naprawdę wcale nie będzie miał o co się złościć.
 Kiedy już sam sobie wszystko poukładał w głowie i uspokoił sumienie, bez zbędnych, myślowych obciążeń, z wielką przyjemnością poddał się dalszej grze w kręgle. Właśnie była kolej na jego rzut.

***

            Bastien bardzo zadziwił Billa. Kolacja, jaką dostarczono z restauracji, składała się z kilku dań. Chłopak nie poznał jeszcze do końca gustu swojego gościa, dlatego też zamówił nie jedną, a wiele potraw do wyboru.
            - Przesadziłeś… - mruknął czarnowłosy z uśmiechem sięgając po serwetkę i wytarł nią nabrzmiałe ciepłem dania i pitego szampana, usta.
            - Co masz na myśli, wytykając mi przesadę? – zapytał chłopak.
            - Bardzo dobre było, ale co ty zrobisz z całą tą resztą? Przepraszam, że nie dałem rady zjeść wszystkiego – zaśmiał się.
            Bastien wzruszył ramionami i z radością w głosie odpowiedział:
            - Chciałem, aby ci smakowało, a to czego nie daliśmy rady zjeść, włożę do lodówki, zjem jutro, pojutrze, albo dam moim psom, to co będzie się nadawało. A jak się zepsuje, po prostu wyrzucę. Zmieścisz deser?
            Bill zaśmiał się głośno.
            - Koniecznie chcesz, żebym utył? A co na deser? – Doskonale wiedział, że nie odmówi, był zbyt wielkim łasuchem, uwielbiał każdy rodzaj słodyczy.
            - Pucharki bezowe z serkiem mascarpone, bitą śmietaną i owocami.
            - Rany! No dawaj je! – Entuzjazm, z jakim wypowiedział te słowa rozbawił obu, a gospodarz natychmiast przyniósł obiecaną łakoć.
            Po wypalonych skrętach i butelce szampana mieli dobre humory, ale daleko im było do jakiegokolwiek upojenia. Deser jedli powoli, a to tylko dlatego, że byli już najedzeni i jedli go z czystego łakomstwa, delektując się. Między każdym kolejnym wypełnieniem ust słodyczą, rozmawiali, trochę planując najbliższy czas. Data zaprezentowania nowych kawałków Bastiena na żywo w jego klubie, była już ustalona, a wszystko to miało mieć miejsce dwa dni po premierze jego płyty. Nagranie z Billem, jak i jeszcze jedna piosenka, którą nagrywał z pewną wokalistką, miały się ukazać na singlu, ale tę datę miał dopiero ustalić, więc nie był to najbliższy czas.
            - Pojawicie się wszyscy na premierze live mojego krążka, mam nadzieję?
            - Jasne, kiedy dokładnie?
            - Trzydziestego czerwca, oczywiście zaproszenia przekażę.
            - Kupię wcześniej płytę.
            - Dostaniesz ją ode mnie, z dedykacją… - mruknął Bastien, przechylając się nieco przez stół. Wpatrywał się w Billa, jakby chciał wyryć sobie jego obraz w pamięci, a przecież to już dawno się stało. Pamiętał każdy, najdrobniejszy szczegół jego twarzy, najmniejszy pieprzyk i miejsce z blizną. Czarnowłosy na chwilę uciekł spojrzeniem, sięgając po kielich z szampanem, ale zaraz znów patrzył mu w oczy znad szkła, wolno sącząc trunek.
            - Uwielbiam na ciebie patrzeć, wiesz? – szepnął blondyn.
- Myślę, że wiem. I chyba wiem dlaczego…
- Więc dlaczego twoim zdaniem?
- Podobam ci się – wypalił Bill.
- No tak, zgadłeś. I dlaczego jeszcze?
- To proste. Chciałbyś mnie po prostu przelecieć, zgadłem?
Bastien uśmiechnął się pod nosem i dolał obojgu szampana, po czym chwycił swój kieliszek i nim odpowiedział, zamoczył usta w trunku.
- Tak szczerze, to wolałbym się z tobą kochać, ale do kochania potrzebne jest uczucie trochę silniejsze niż przyjaźń.
- Ale my nie jesteśmy w sobie zakochani – zakończył wywód blondyna, wokalista.
- Racja – Gospodarz puścił mu oczko, śmiejąc się. Tak naprawdę, niewiele mu brakowało do tego stanu, z każdym dniem, z każdą godziną, kiedy przebywał w jego towarzystwie, usprawiedliwiając chęć bycia obok współpracą, czy choćby zwykłą przyjaźnią, po prostu zaczynał czuć do niego coś więcej, i oczywiście cholernie go pragnął. Czasem wręcz obawiał się, że Bill zauważy tworzące się wybrzuszenie w jego spodniach, kiedy jakaś nagła i niezamierzona bliskość tak mocno pobudzała go. Miał ogromną nadzieję, że tego wieczoru coś się wydarzy, przecież ten chłopak nie mógł być ze stali. Wprawdzie ciągle gdzieś z tyłu głowy świtała mu myśl, że podobno kogoś ma, ale kimże był ten ktoś? Osoba, jakiej nikt nigdy nie widział. I jak spędzał z nim czas, kiedy ostatnio tak często spotykali się, a gdy nie byli razem przebywał albo w studio, albo z bratem. Jeśli się z kimś jest, przecież poświęca mu się sporo czasu, a już na pewno wspólnie spędza wieczory, chociaż dwa, trzy w ciągu tygodnia. Czasem więc zaczynał wątpić w istnienie tej drugiej połówki młodszego Kaulitza, zresztą podobnie jak i starszego. Ten wypad po pracy do Danielle, nie świadczył o tym, że kogoś ma. Wprawdzie mogli wówczas jechać faktycznie tylko na drinka, ale widząc, jak dziewczyna na niego leci, Bastien szczerze wątpił, czy chłopak nie wykorzystał sytuacji. Miał nieodparte wrażenie, że tych swoich domniemanych partnerów, po prostu obaj wymyślili, aby uniknąć jakichś niepotrzebnych zalotów.
Teraz był dobry moment, aby jakoś wyciągnąć to z Billa, sprytnie wymanewrować słowami tak, aby nakłonić go do zwierzeń.
- A twój partner Bill, co o tym wszystkim sądzi?
- Ale o czym? – Chwila, w jakiej ciszę wypełniała tylko łagodna muzyka, wytrąciła czarnowłosego z uwagi i zupełnie nie wiedział, co chłopak ma na myśli.
- Chyba ostatnio się z nim nie widujesz. Pracujesz, jesteś z Tomem, albo spędzamy dużo czasu razem… Nie jest zazdrosny?
Tego Bill się nie spodziewał. Zupełnie rozkojarzony wcześniejszą rozmową nie miał pojęcia, co ma powiedzieć.
- No ostatnio akurat jestem trochę zajęty, ale nie sądzę, żeby był zazdrosny – odpalił.
- Ja bym był… - Bastien znów wkraczał w niebezpieczne sfery.
- Ufa mi.
- Ja bałbym się ufać, a będąc twoim partnerem, byłbym wściekle zazdrosny już o samą taką rozmowę.
- Baron, to tylko rozmowa…
- Ale jesteś tu ze mną, on nie wie co robimy, zaufanie można mieć, ale ja bym się bał, że może coś ukrywasz. A partner twojego brata też ma do niego takie zaufanie?
Bill nerwowo poruszył się na krześle. Wciąż siedzieli przy stole, na wprost siebie, pijąc szampana.
- Nie rozumiem, co ma do tego wszystkiego Tom? – zapytał, uważnie mu się przyglądając. Nie wiedział do czego blondyn zmierza, czyżby coś między nimi zauważył, że tak drąży temat?
- No jesteście bliźniakami, on też kogoś ma, kto pewnie mu ufa, ale jego kobietą chyba nie jest Danielle? – palnął.
- Oszalałeś? – Z nutą nerwowości w głosie zaśmiał się Bill. – Co ci przyszło do głowy? Co ma do tego Danielle? – Teraz poczuł się niepewnie, nie miał bladego pojęcia o co tak naprawdę chodzi.
            - Mam na myśli to, że podobnie jak ty, jest z kimś, a pewnego popołudnia pojechał z Danielle do jej mieszkania, niby na drinka – Baron puścił mu oczko, śmiejąc się, a Bill w jednej chwili zbladł. Czuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Miał ochotę znów sięgnąć po kieliszek, ale bał się, że nadto okaże emocje, jakie właśnie nim zawładnęły i, że za bardzo będą trzęsły mu się ręce. 
            Co, do kurwy, ten chłopak przed chwilą powiedział?!