czwartek, 30 maja 2019

Część 61.


Część 61.


            Koniec sierpnia był pełen bardzo owocnej pracy. Musieli dokończyć nagranie płyty jak najprędzej, bo na początku września Bill wybierał się z Bastienem i Caroline na festiwal do Atlanty, a to oznaczało tydzień ich nieobecności. Premiera płyty datowała się na początek października, więc należało się spieszyć.
            Bill trwał nieustannie w swoim postanowieniu, a i Bastien w żaden sposób do niczego namolnie go nie nakłaniał, jednak nie szczędził mu komplementów i spojrzeń pełnych uwielbienia, ale do tego Bill już zdołał się przyzwyczaić.
            Noc poprzedzającą jego wylot do Stanów, spędził bardzo intensywnie kochając się z Tomem. Tego dnia nie musieli ruszać do studia, mieli więc dużo czasu dla siebie, dlatego też, kiedy przebudzili się koło południa, powtórzyli to, co robili całą poprzednią noc.
            – Nie wiem jak ja wytrzymam bez ciebie cały tydzień… – jęknął Tom, opadając na spocone ciało bliźniaka.
            – A jak ja mam wytrzymać? – zaśmiał się Bill, czochrając włosy brata, który uniósł głowę intensywnie się w niego wpatrując.
            – Mam nadzieję, że z braku seksu mnie tam z nikim nie zdradzisz.
            – No ja to nie będę miał za bardzo z kim, ale ty tutaj zostajesz sam, a Danielle jak widziałem ostatnio, jest wciąż na ciebie napalona.
            – Przestań – zaśmiał się Tom, przetaczając ciało i opadając tuż obok Billa na plecy.
            – No co? Nie mam racji?
            – Masz, masz… – Tom położył się na boku i wsparł głowę na łokciu. – Można to porównać do tego, jak ciągle napalony jest na ciebie Bastien, a jednak nie dajesz mu dupy.
            W tej samej chwili coś ścisnęło Billa w klatce piersiowej. Takie słowa zawsze budziły w nim uśpione wyrzuty sumienia, ale nie dając nic po sobie poznać, przywołał na usta czarujący uśmiech i pogładził go po policzku.
            – Bo mam ciebie, i kocham ciebie, i na pewno nikt nie byłby w łóżku tak dobry jak ty…
            – Mogę tak samo odpowiedzieć na twoje wątpliwości – odparł Tom, po czym obdarował czarnowłosego czułym pocałunkiem, i przesunął dłonią po jego udzie, obejmując finalnie jędrny pośladek. – I żadna laska nie ma takiego tyłeczka i takiej ciasnej dziurki… – wymruczał i wsunął w niego swój palec. Bill jęknął z przyjemności.
            – Tommy… Muszę się w końcu spakować, a ty znów mnie kusisz…
            – Zdążysz się spakować – wychrypiał mu do ucha. – Samolot przecież macie w nocy…
            – Ale na dziewiętnastą muszę być u Barona, mówiłem ci, że Caroline ma przyjechać, bo chcemy jeszcze popróbować.
            – Ćsiii… Jeszcze tylko jeden raz…

***

            Oczywiście Bill był zbyt słaby, aby odmówić Tomowi, dlatego ponownie mu uległ. Ostatecznie wygramolił się z łóżka późnym popołudniem, przekąsił coś na szybko i od razu zabrał się za pakowanie. Mimo tego, że miał już naszykowane co ma ze sobą zabrać to wiedział, że i tak podczas pakowania wszystko może ulec zmianie. I jak przypuszczał, trzy razy zmieniał decyzję, przepakowując ciuchy. Zawsze miał dylemat i najchętniej zabrałby całą garderobę. Lecieli tylko na tydzień, a on i tak wziął tyle rzeczy, że mógł przebierać się trzy razy dziennie. Walizkę ledwie domknął, siadając na niej. Tom widząc to, śmiał się tylko pod nosem.
            – No i dla kogo się będziesz tam tak stroił?
            – Jak to dla kogo? Oczywiście, że dla siebie – wyszczerzył się czarnowłosy. Lubił ładnie wyglądać, lubił też się podobać i z przyjemnością wychwytywał pełne zachwytu spojrzenia innych ludzi. Dziś z pewnością będzie pławił się w uwielbieniu Barona, chociaż na podróż ubrał się zupełnie zwyczajnie, bez jakiejś ekstrawagancji, jednak on zawsze patrzył na niego w taki sam sposób, niezależnie od tego co miał na sobie i jak wyglądał. Bill uwielbiał mieć nad nim kontrolę, wtedy czuł się jak sam Bóg i wiedział, że na jedno skinienie jego palca, gotów zrobić dla niego wszystko. To uczucie było obłędnie przyjemne.
            Sprawdził jeszcze swój podręczny bagaż i czy ma dokumenty. Bilet miał Baron, więc tym się nie przejmował. Było przed dziewiętnastą, kiedy z czystym sumieniem mógł stwierdzić, że jest gotów.
            – No to możemy jechać.
            Tom popatrzył na niego z jakimś dziwnym żalem i nostalgią.
            – No nie patrz tak… To tylko tydzień. – Bill podszedł do niego i objął go mocno się przytulając.
            – Billy… Mam jakieś złe przeczucia.
            – Przestań mnie straszyć, bo zaraz mam najgorsze myśli, że spadnie samolot, albo coś złego się stanie… Tommy, wrócę cały i zdrów.
            – No już dobrze, ale muszę cię jeszcze pocałować, bo pod chatą Barona nie będzie jak.
            Bill tylko uśmiechnął się i od razu dopadł do jego ust swoimi, całując szaleńczo, zaborczo i zachłannie. Dobre kilka minut trwało, nim się od niego oderwał.
            – Wiem, że kiedy tylko wysiądę pod domem Barona, będziesz od razu tęsknił, podobnie jak ja, ale to tylko tydzień Tommy… – szepnął i odsunął się od niego, chwytając swoją podręczną torbę. Tom tylko westchnął, złapał za rączkę walizki i ruszył w stronę zejścia do garażu.
            W drodze pod dom Barona mówili niewiele i wyczuwalne było jakieś dziwne napięcie spowodowane myślą o niechybnej rozłące. Jeszcze nigdy Bill nie wyjeżdżał nigdzie sam, zawsze podróżowali razem, a teraz miał być przez tydzień za oceanem. Tom nie umiał sobie wyobrazić tego czasu, wiedział, że poza tęsknotą będzie odczuwał obawę. I wcale nie chodziło mu o Caroline i Bastiena, w towarzystwie których jego brat miał spędzić kilka najbliższych dni, ale o to, kogo tam spotka i pozna. A jeśli ktoś go zauroczy? Jeśli na tyle go zainteresuje, że go zdradzi? Ufał mu, ale też doskonale go znał. Bill wariował bez seksu, dobrze wiedział, że potrzebuje tego jak jedzenia i wody, dlatego tak bardzo się bał. Nie zdradził mu tej przyczyny swojego strachu. Miał pewność, że zapewniałby go o tym, że będzie mu wierny, gotów nawet przysięgać na własne życie i dlatego właśnie milczał w tym temacie. Jeśli już to zrobi, przynajmniej nie złamie danej mu przysięgi, choć w ten sposób nie ustrzeże go od złamania wszystkich, danych mu wcześniej.
            Zatrzymał auto i zgasił silnik. Chciał jeszcze kilka chwil móc chociaż patrzeć na niego i nacieszyć się jego widokiem. Bill objął go ramionami i mocno uścisnął, chociaż tyle mógł zrobić, w końcu z bratem można się w taki sposób pożegnać.
            – Bądź grzeczny Tommy, okej? – Uśmiechnął się i popatrzył mu w oczy, kiedy już się odsunął.
            – Ty też Billy – odpowiedział brat, czując, jak zaszczypało go pod powiekami. Jeszcze tylko brakuje, żeby się tutaj rozpłakał. – No leć już, nie będziemy się rozckliwiać.
            – Zadzwonię jak będziemy na miejscu i nie martw się, wrócę cały i zdrów – Jeszcze pochylił się i cmoknął brata w policzek, chociaż zdecydowanie wolałby namiętnie go pocałować, ale wiedział, że w takim miejscu nie może tego zrobić. Wysiadł i otworzył bagażnik, z którego wyjął walizkę, po czym podszedł do furtki. Nim nacisnął guzik videofonu, jeszcze się obejrzał. Tom wciąż nie ruszał, patrząc jak znika za ogrodzeniem. Dopiero teraz odjechał, dodając za rogiem ulicy gazu, ale zaraz zwolnił, czując jak łzy napływają mu do oczu.

***

            – Mmmm… Ale pięknie wyglądasz… – mruknął Baron, otwierając Billowi drzwi. Ten tylko uśmiechnął się i skwitował:
            – Według ciebie zawsze cudownie wyglądam. Jest już Caroline?
            – Nie ma i nie będzie. Dzwoniła, że nie da rady przyjechać, bo z kimś się bardzo namiętnie żegna – zaśmiał się gospodarz.
            – No to po co ja się tak spieszyłem? – sapnął Bill, kładąc na walizce podręczną torbę.
            – Sam popróbujesz, przynajmniej dobrze wypadniesz.
            – Bez niej, to tylko moje kawałki.
            – Duet też możesz, jej kwestie polecą samą linią melodyczną i tyle – rzucił Baron, wchodząc do salonu. – Zjesz coś?
            – Dzięki, przekąsiłem w domu i nie jestem głodny, ale chętnie się czegoś napiję. – Bill podążył za blondynem.
            – Whisky?
            – Może być.
            Baron przygotował dwa drinki po czym ruszyli do studio, gdzie zeszło im niewiele ponad pół godziny. Bill doskonale wiedział, że nawet mimo obecności Caroline próba nie potrwałaby o wiele dłużej, po prostu tak się wcześniej umówili, że wieczorem spotkają się u Barona i razem pojadą na lotnisko. Mieli już nawet zamówioną na konkretną godzinę taksówkę, żeby nikogo nie fatygować w środku nocy. Kiedy skończyli, Bastien opowiedział Billowi, jak z jego perspektywy wygląda taki festiwal w plenerze, z tysiącami fanów na ogromnej przestrzeni, choć on wcześniej obejrzał sobie takie przedsięwzięcia na kanale Barona, to jednak wiedział, że uczestnictwo w tym osobiście, będzie dla niego niesamowitym przeżyciem. Przyznał, że ma przed tym lekką tremę, ale blondyn tylko popatrzył na niego uśmiechając się z politowaniem, oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa, bo uważał, że kto, jak kto, ale czarnowłosy nie powinien się tym występem stresować i szybko ubrał w najpiękniejsze słowa, co myśli o jego obawach.
            – Bill… Akurat ty nie powinieneś mieć żadnej tremy. Pamiętasz, jak się bałeś przed premierą w klubie? A wyszło ci tak bosko, że wszyscy zapomnieli o moim istnieniu – odparował i oparł dłonie o stół z konsolą, po czym wpatrując się w swojego Boga, kontynuował: – Śpiewasz cudownie, nie ma żadnych fałszów, czy potknięć na żywo, masz świetny głos, wyglądasz idealnie. Jesteś facetem, którego ludzie kochają i pewnie większość pragnie… – Wyciągnął rękę i delikatnie dotknął policzka wokalisty, o którym i do którego, przed chwilą mówił z ogromną czułością. Przez ciało Billa przepłynął dreszcz. Słowa DJ’a sprawiły, że znów poczuł tę błogość, jaka zawsze ogarniała go, kiedy prawił mu podobne komplementy. Teraz zastanowił się, dlaczego tylko on działa na niego w taki sposób. Inni mogli mówić podobne słowa, nawet podobnie go dotykać, ale tylko jego bliskość paraliżowała go w taki sposób. Oczywiście o wiele silniej działał na niego jego własny bliźniak, ale to było zupełnie inne doznanie. W każdym razie tylko oni go podniecali, stanowiąc zupełną odwrotność sytuacji - związek z Tomem był zakazany z powodów moralnych i społecznych, przez co musieli się ukrywać. Z Baronem mógłby związać się jawnie, jednak jakiekolwiek inne, niż przyjacielskie z nim kontakty także musiał trzymać w tajemnicy. I wcale nie przed światem, a przed własnym bliźniakiem, z którym łączyła go zupełnie inna, niż braterska więź.
            Tak, czy inaczej miał bardzo skomplikowane życie, co czasem nieco mu doskwierało, ale i tak wiedział, że nigdy nie zrezygnuje z Toma.
            – Przestań mi tu słodzić, lepiej daj jakiegoś jointa, upalmy się porządnie przed tym długim lotem – zaśmiał się Bill i odsunął nieco, przez co dłoń Bastiena straciła kontakt z jego policzkiem. Wolał nie kusić losu, mieli być jeszcze kilka godzin sami, a on mimo wszystkich swoich postanowień znów stawał się słaby i podatny na jego komplementy i czułe gesty. Wyszli ze studia i skierowali się do salonu, gdzie na komodzie leżało pudełko ze skrętami. Blondyn poczęstował wokalistę, odpalili i wyszli na taras.
            – Huśtawka? – Bill uniósł do góry jedną brew. Lubili tam siedzieć i rozmawiać, chociaż ostatnio nie mieli okazji. Czarnowłosy przyjeżdżał do niego tylko na próby i nagranie nowego kawałka. Czasem zostawał trochę dłużej, ale tylko kiedy była Caroline, gdy był z nim sam zawsze się spieszył i szybko zmywał. Baron nie wiedział, że za tymi ucieczkami kryła się jego słabość, że będąc tu tylko z nim, może mu ulec. Wciąż pamiętał tę niemiłą rozmowę po lunchu i miał pewność, że Bill potraktował go jak przygodę na jedną noc, dlatego nigdy nie zatrzymywał go, ani niczego nie sugerował. Mimo to jednak wciąż obdarowywał go masą komplementów, nie szczędząc mu także innych wyrazów swojego uwielbienia, ale tylko kiedy byli sami. Będąc w studio z całym zespołem, starał zachowywać się względem niego jak dobry kumpel. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że Bill celowo unika sytuacji, kiedy mogliby być tylko we dwóch.
            – Dawno tu nie siedzieliśmy, zawsze się gdzieś spieszyłeś – zauważył Baron, kiedy już wygodnie usadowili się, paląc skręty.
            – Ano dawno – odparł zwięźle czarnowłosy, zaciągając się używką.
            – Przynajmniej teraz nigdzie się nie spieszysz, mamy trochę czasu do odlotu.
            – Nawet trochę więcej, niż trochę. – Wypuścił smugę dymu. – Kilka dobrych godzin… A mogłem jeszcze spędzić wieczór z moim facetem.
            – Chyba nic złego się nie stanie, jeśli spędzisz go ze mną. – Blondyn odwrócił głowę, wpatrując się w jego idealny profil.
            – No nie wiem…
            – Najwyżej twój facet trochę dłużej potęskni.
            – Najwyżej – odparł krótko czarnowłosy i nastała dłuższa chwila niezręcznej ciszy, którą przerwał Baron.
            – Nie wiem czy wiesz, ale ja wciąż żyję tamtą nocą. Dla ciebie nic nie znaczyła, ale ja nie mogę o niej zapomnieć… – westchnął.
            – To niezupełnie tak, Baron. Wiem, że ostatnio nie byłem miły, ale sam rozumiesz… Nie chciałem robić ci nadziei na jakiś związek, ale nie powiedziałem przecież, że to się więcej nie powtórzy.
            – Nie powiedziałeś, owszem, ale dałeś do zrozumienia, że nie było najlepiej.
            – Najlepiej jest tylko wtedy, kiedy się kogoś kocha, ale seks z inną osobą jest przyjemną odskocznią, szczególnie, kiedy się lubi to robić.  – Puścił mu oczko, ponownie się zaciągając.
            Bastien westchnął. Oczywiście, że nie miał żadnych złudzeń co do jego uczuć, ale nigdy nie opuściła go nadzieja, że kiedyś zdobędzie jego serce. Może rozstanie się z tamtym gościem? A może on swoimi staraniami jakoś zasłuży na coś więcej, niż tylko sympatię czarnowłosego? Mimo strachu o jego reakcję, przesunął rękę i ujął delikatnie jego szczupłą dłoń. Bill mile go zaskoczył, bo jej nie cofnął, a wręcz przeciwnie, pozwolił mu ją pieścić czułym dotykiem. Przyjemne ciepło ogarnęło jego ciało. On też często wspominał tamtą noc, ale nie chciał się do tego przyznać, czasem nawet przed samym sobą. Odsuwał te myśli, próbował gdzieś upchnąć je w głąb umysłu, ale one nieustannie wracały. Tamta noc pozostała już tylko wspomnieniem, ale przecież nic się nie stanie, jak odrobinę odświeży sobie pamięć. Mieli teraz po temu idealną okazję, jaka w Atlancie się nie powtórzy, bo cały czas będzie z nimi Caroline.
            Przyjemnie ogarniające go ciepło, szybko zastąpił nagły dreszcz, jaki zawładnął całym jego jestestwem na samą myśl o tym. Ale do diabła! Przecież niespełna kilka godzin temu namiętnie kochał się z Tomem, a już chciał go znów zdradzić?
            Niespodziewanie cofnął dłoń.
            – Mamy jeszcze masę czasu, a ja mam ochotę się wykąpać! – wypalił nagle wstając z huśtawki. Rzucił peta w trawę i przydeptał go butem, po czym ruszył w stronę basenu, zdejmując po drodze koszulkę. Zdziwiony Bastien, nie spuszczając go z oka, wolno podążył za nim. Czarnowłosy zatrzymał się na krawędzi zbiornika wodnego i zarzuciwszy koszulkę na stojący nieopodal leżak, rozpiął pasek spodni i rozporek, po czym szybko ściągnął z siebie dolną część garderoby. Pozostając w samych bokserkach, spojrzał na Bastiena, który wciąż był kompletnie ubrany, jednak doskonale wiedział, że to tylko kwestia minut, kiedy do niego dołączy. Z salonu dobiegała do ich uszu dość głośna muzyka, a on kołysząc biodrami, zsunął z nich ostatni skrawek materiału, jaki miał na swoim ciele. Wtedy też zauważył zdziwione i oszołomione, ale także pełne zachwytu spojrzenie blondyna.
            – No co? Nie będę grzebał w walizce w poszukiwaniu suchych gaci, ledwie ją domknąłem – usprawiedliwił się i wskoczył do wody.
            – Przecież ja nic nie mówię! – zaśmiał się Baron. Taki zwrot sytuacji, cholernie mu się spodobał. Bill, zupełnie nagi w basenie, sam na sam z nim, a na dodatek upalony… To pachniało słodką obietnicą raju, choć sam nie obiecywał sobie zbyt wiele i doskonale wiedział, że jeśli wyjdzie z jakąkolwiek inicjatywą, może zostać odepchnięty. Dlatego wolał nie ryzykować, ale miał nadzieję, że jego anioł zapała czymś więcej ponad chęć kąpieli.
            Póki co jednak przykucnął na brzegu i wpatrywał się w pływającego chłopaka, który na chwilę zatrzymał się, rzucając w jego stronę:
            – Nie przyłączysz się?
            Jego ciche pytanie było zachętą, więc Bastien wstał i bez zbytniego pośpiechu rozebrał się. Oczywistym było, że zrobi wszystko, czego zapragnie Bill, ale chciał zachować jakieś pozory.
            Już zupełnie nagi obszedł basen dookoła i zatrzymał się z przeciwległej strony, gdzie było głębiej. Stając na skraju po chwili wskoczył do zbiornika nurkując i już pod wodą podpłynął do Billa. Wynurzył się tuż przy nim i przetarł mokrą twarz dłońmi, zaczesując palcami ociekające wodą włosy. Kiedy otworzył oczy, dopiero wówczas zobaczył jak bardzo blisko jest jego anioł. Spojrzał mu w oczy, które błyszczały tym samym blaskiem co tamtej nocy, i nim zdążył zebrać rozproszone myśli, poczuł, jak jego szyję oplatają szczupłe ramiona Billa.
            – No widzisz, jak przyjemnie…? – szepnął wpatrując się w niego. Jego usta były tak blisko, że czuł ciepło oddechu na swoich, jednak nie odważył się po nie sięgać. Może czarnowłosy jedynie się z nim droczył? Wolał uniknąć rozczarowania i za chwilę przekonał się o swojej racji, bo nim zdążył odpowiedzieć, Bill oderwał od niego swoje ramiona, i kładąc się na wodzie w pozycji na plecach, odpłynął.
            – Owszem, przyjemnie – odpowiedział cicho Baron, chociaż wątpił, czy czarnowłosy go usłyszał, więc dopowiedział właściwie już sam do siebie: – Ale mogłoby być jeszcze przyjemniej, gdybyś tylko chciał.
            Jakież było jego zdziwienie, kiedy zaraz usłyszał:
            – Ja przecież chcę!
            Czy potrzebował jaśniejszej i bardziej klarownej deklaracji? Nie miał teraz wątpliwości, że on chce od niego tego, czego sam pragnął i o czym marzył. Przecież nie pominie teraz jego słów milczeniem, nie uda, że nie słyszał, nie będzie się więcej bał, choćby za chwilę jego Bóg miałby zmienić zdanie i zranić go w sposób, w jaki robił to ostatnio. Musi chociaż spróbować i zrobi to! Byłby głupcem, gdyby strach zatrzymał go w miejscu, więc nie myśląc dłużej szybko pokonał tę niewielką odległość i po chwili był już przy nim, obejmując go od tyłu chłodnymi ramionami. Nie czekając ani chwili dłużej, zaczął pieścić jego kark, szyję, delikatnie przygryzając. Bill chwycił obiema rękami drążki od drabinki, ale nie zamierzał wychodzić z basenu. Odchylił głowę na bok i odbierał przyjemną pieszczotę gorących warg chłopaka. Po chwili jednak odwrócił się do niego przodem, spojrzał mu prosto w oczy, po czym musnął pieszczotliwie jego wargi czując, jak ramiona Bastiena zakleszczają się na jego torsie. Podniecenie niemal od razu zaczęło nakłuwać ich ciała igłami rozkoszy, a przyspieszone oddechy obydwu, bardzo intensywnie działały na zmysły.
            Czarnowłosy rozchylił usta i natychmiast wpił się w wargi Barona, od razu wsuwając do ich wnętrza język. Dyszał przez pocałunek z podniecenia, a jego wzwiedziony, twardy członek ocierał się o udo chłopaka, którego dłonie przemierzały szybko połać oddającego mu się ciała, pieszcząc je pod wodą swoim dotykiem. Jedyne czego teraz pragnął i co chciał zrobić, to tylko oddać się w jego ręce. Biła od niego szalona ekscytacja, pragnienie i niefizyczne ciepło, a uczucie jakim go darzył było wręcz namacalne. Bill czuł ten strach odtrącenia, co niesamowicie go rozczuliło. Wiedział też, że on może być źródłem pewnego onieśmielenia w działaniu, a nie chciał, żeby chłopak dziś się ograniczał. Oddawał mu się i pragnął, aby wziął go zdecydowanie, tak, jak tego chce.
            – Nie musisz się niczego bać, dziś należę do ciebie… – szepnął, odrywając od niego usta.
            – Dziękuję – odpowiedział Bastien i uśmiechnął się czule, po czym wplótł mu palce we włosy, przylegając ściśle do wątłego torsu. Jego kochanek bez najmniejszego oporu oddawał każde muśnięcie, każdy pocałunek i najmniejszą pieszczotę warg, nawet wówczas, kiedy brakowało mu tchu. Mocno obejmując go swoimi ramionami, oplótł udami jego biodra. Mimo chłodnej wody doskonale czuł przyjemny gorąc, jaki szalał pod jego skórą.
            Teraz nie liczyły się żadne słowa, te niemiłe i przykre blondyn wrzucił w otchłań niepamięci. Byli tu tylko oni, sami. Oni i ich namiętność, szaleństwo pragnienia. Ich gorące wargi ocierały się mocno o siebie, wilgotne języki splatały się w tańcu i mimo, że ciężko było oddychać, nie chcieli oderwać się od siebie nawet na milimetr. Mimo chłodnej wody w jakiej nieustannie tkwili, skóra Billa paliła żywym ogniem, gdy dotykał go niemal wszędzie, jakby na nowo chciał przypomnieć sobie jej delikatność i przyjemne ciepło. Pragnął znów sycić się jego bliskością, czerpać z tego jak największą przyjemność, w końcu nie wiedział, kiedy znów pozwoli mu to powtórzyć. Serce biło w nim jak szalone, gdy błądził dłońmi po najpiękniejszych pośladkach. Ściskał je mocno, w międzyczasie układając na szyi Billa namiętną ścieżkę czułych muśnięć. Jego gorący język odbierał mu zdrowy rozsądek, zdolność myślenia i mącił umysł. Zmysłowo odchylał głowę, by Baron miał lepszy dostęp do wrażliwych miejsc i spektakularnie rozkoszował się tymi pieszczotami, wzdychając i pojękując głośno. Blondyn płonął i dzielił się tym ogniem ze swoim czarnowłosym aniołem.
            Bill sięgnął dłońmi tuż za siebie i przytrzymując się metalowych barierek, uniósł się nieco do góry, stając na jednym, a potem wyżej, na drugim stopniu drabinki, tym samym jego penis wyłonił się tuż nad taflę wody. Objął go dłonią i lubieżnie przesunął po nim palcami, przez chwilę pieszcząc delikatnie opuszkami sam czubek. Baron doskonale wiedział czego pragnie, toteż natychmiast nasunął na niego usta, zasysając głęboko i mocno. Zdławiony jęk wydobył się z ust czarnowłosego, który po chwili wymruczał:
            – O tak… Mocniej!
            Doskonale wiedział, że blondyn spełni każdą jego zachciankę, przysiadł więc na ostatnim stopniu drabinki i rozszerzył uda pozwalając mu się pieścić w sposób, jaki uwielbiał. Bastien robił to coraz zachłanniej, a jego dłonie nieustannie błądziły po ciele Billa, czy to pod wodą, czy tuż nad nią. Jej chlupot i płynąca z oddali muzyka nie przeszkadzały mu delektować się anielskimi dźwiękami rozkoszy, jakie wydawał z siebie pod wpływem ruchów jego ust i języka, czarnowłosy. Jednak nie trwało to zbyt długo, bo czując, że w ten sposób mógłby zaraz skończyć, odepchnął go i zsunąwszy z drabinki, odwrócił się tyłem.
            – A teraz mnie zerżnij… Chcę poczuć twojego kutasa głęboko!
            Baron na te słowa przełknął ślinę. Był już od dawna gotów go posiąść, a ten jawny rozkaz sprawił, że wstrząsnął nim dreszcz podniecenia. Uwielbiał to w nim, choć czasem był zbyt szczery i po prostu go ranił. Teraz jednak znów dawał mu największe szczęście. I wiedział, że choćby miał jeszcze nie raz mówić mu przykre słowa, to dla takiej chwili nie zrezygnowałby z tego nigdy.
Obejmując dłońmi jego tors, przez chwilę pieścił mu opuszkami palców sutki, jednocześnie lekko podgryzając kark. Bill mruczał cicho, czując jak gotowa męskość Bastiena drażni zagłębienie między pośladkami. Choć minął miesiąc, miał wrażenie, że nie robili tego całe wieki.
– Nie musimy się tak spieszyć… – szepnął blondyn, chcąc przedłużyć ten akt. Wiedział, że teraz z pewnością go nie odtrąci. Chłodna woda basenu była przyjemnym kontrastem z gorącem ich ciał. Dotyk pod powierzchnią budził całkiem inne, nowe doznania. Obaj byli już maksymalnie podnieceni, a każde, nawet najmniejsze otarcie penisa, powodowało jego bolesną pulsację. Dłonie Barona znów przemierzały to niesamowite ciało milimetr po milimetrze. Był dla niego teraz niczym nowo odkrywany ląd, dziki i całkiem nieznany. Bezceremonialnie okazywał mu swoje podniecenie, drżał, ciężko oddychał, pragnął go, jego dotyku i każdej pieszczoty jaką mu dawał. Odchylał głowę, kiedy zassał palce blondyna, którymi ten chciał obrysować kontur jego warg. Doskonale wiedział czego chce, czytał w jego myślach, odgadywał pragnienia. Usta Bastiena przemierzały każdy dostępny fragment jego ciała, pieściły ucho, szyję, kark, ramiona. 
Kiedy wypuścił z uścisku warg jego palce, blondyn od razu zawędrował nimi pomiędzy jego pośladki, wsuwając je w to miejsce, gdzie oczekiwał go całym sobą. Był już mocno podniecony, bo blondyn nie czuł tam najmniejszego oporu. Oczekiwał tego, pulsując całym wnętrzem bardzo mocno, i chłopak miał wrażenie, że niewiele brakuje, aby się spełnił. Brał swoją przyjemność pełnymi garściami, a DJ pragnął mu ją dawać, jednocześnie sam czerpiąc największą rozkosz. Pojękiwał tak słodko, że od samego słuchania tych cudownych jęków mógłby dojść na szczyt. Prosił o więcej, a on spełniał jego prośby i spełniłby teraz, jak zresztą zawsze, każdą, najbardziej wyuzdaną zachciankę. Poruszał w nim trzema palcami dłoni, wchodząc tak głęboko, jak tylko mógł.
Bill wypiął mocniej swoje pośladki i choć obraz pod wodą nieco się zniekształcał, Baron bardzo dobrze widział jak palce wnikają w niego, jak członek pręży się błagalnie, aby je natychmiast zastąpić. W końcu czy nie tego pragnął jego anioł? Nie wytrzymał dłużej, wycofał dłoń i wszedł w niego zdecydowanym pchnięciem. Był już mocno rozwarty, przygotowany na tę wielkość. Jęknął z przyjemności tak głośno, że z pewnością usłyszeli go wszyscy sąsiedzi. Bastien czuł, że właśnie przestąpił próg raju, jaki miał znów odnaleźć w nim. Rozsmakowywał się w tym rajskim lądzie na dobre i wiedział, że będzie pragnąć go znów i znów...
            Rytmiczny ruch bioder sprawiał, że wnikał w niego po same jądra i wysuwał się do granic możliwości, na tyle, aby się z niego zupełnie nie wyślizgnąć. Napierał na jego wrażliwy punkt, dodatkowo pulsując w nim, tym samym sprawiając mu coraz większą rozkosz. Przylgnął do jego pleców, więżąc go między chłodem ścianki basenu, a gorącem własnego ciała. Gdyby tak mógł kochać się z nim do białego rana, a może popołudnia, zaznać odrobinę snu, a potem znów i znów, niemiłosiernie długo. Być w nim, kochać go, śmiać się, przeklinać, pieścić, całować... A potem zabrać te wspomnienia ze sobą na zawsze, albo wręcz uczynić je każdym, przeżywanym dniem... Wiedział, że to jedynie jego mrzonki, ale to co działo się tu i teraz, wcale mrzonką nie było. Każdy jego w nim ruch sprawiał, że obaj zbliżali się do spełnienia, jakie po chwili nadeszło. Pojękiwali głośno, sięgając własnego nieba, a Bill odwrócił głowę lekko w bok i układając ją na ramieniu Barona, pozwalał mu scałować ze swoich ust tę rozkosz. Namiętnie zasysał jego wargi między swoje, kusił otarciem języka, a kiedy je rozłączyli, blondyn szepnął schryple:
            - Kocham cię…
           

***

            To była chwila zapomnienia i przyjemności, która nigdy nie powinna się wydarzyć. Byłem głupi i myślałem, że jeśli raz mi się udało, to z pewnością uda się i kolejny. I kto wie, może gdybyśmy to zrobili zamknięci w studio Bastiena, to i tym razem nikt by się o tym nie dowiedział. Było mi z nim zajebiście dobrze, wprawdzie nie aż tak, jak z Tomem, ale czułem się błogo spełniony.
            Wtedy myślałem, że jak i ten pierwszy raz, tak i ten drugi zostanie naszą słodką tajemnicą.
            Wtedy miałem w planach czasem to powtarzać, przecież nikomu nie stanie się krzywda, bo Tom nigdy się nie dowie.
            Wtedy nie miałem pojęcia, jak bardzo się myliłem.
            Wtedy nie przypuszczałem, że ta chwila przyjemności, całkowicie wywróci moje życie do góry nogami, zaprowadzi do miejsca w jakim się właśnie znalazłem, zniszczy wszystko i sprawi, że za moje grzechy stanę u bram piekła.
            Wtedy byłem takim idiotą…

piątek, 17 maja 2019

Część 60.



 Cześć 60.


              Co ty tu robisz? Gdzie jest Valentino? – zapytał Bill, wpatrując się w Severina, który zapalił lampę i wolnym krokiem szedł w jego stronę. Miał dziwny wyraz twarzy, uśmiechał się i lubieżnie oblizywał wargi, a kiedy już dostatecznie się zbliżył Bill zauważył, że jego źrenice są rozszerzone. Wpatrywał się w niego zachłannie, nie odpowiadając.
              Ogłuchłeś?! – podniósł głos. – Gdzie jest Valentino?
              Ja jestem twoim Valentino, kotku…   wymruczał. – Tyle dni mnie zwodziłeś, ale już dłużej się nie dam robić w chuja, dziś będziesz mój, i jeśli sam nie chcesz mi dać nagrody, to po prostu ją sobie wezmę – roześmiał się obscenicznie.
              Jesteś pojebany, Severin! Wychodzę stąd! – Bill wyminął go i chwycił za klamkę, a kiedy drzwi nie ustąpiły, przypomniał sobie, że chłopak zamknął je na klucz i nawet nie zauważył, co z nim zrobił. Przez chwilę szamotał się ze złością, aż w końcu odwrócił głowę i krzyknął:   Wypuść mnie stąd ty pojebie!
              Wypuszczę cię, a i owszem, jak wyrucham twój tyłeczek, więc albo mi dasz po dobroci, albo wezmę sobie sam – śmiał się dziko. Ewidentnie był naćpany i podpity, to było widać po jego zachowaniu i słychać w tonie głosu. Wsunął ręce do kieszeni i wpatrywał się w walczącego z drzwiami, Billa. – Chodź na kanapę, będzie nam wygodniej, no chyba, że chcesz ostro i na stojąco   zaśmiał się.
              Chyba śnisz! Możesz sobie tylko o tym pomarzyć – zadrwił Bill. Jeszcze się nie bał, jeszcze był hardy, nie wierzył, że ten chłopak jest zdolny do tego, aby wziąć go siłą. Poza tym, nie był jakimś napakowanym mięśniakiem i wierzył, że z łatwością sobie z nim poradzi.
              To się jeszcze okaże kochanie…   Severin zmrużył oczy i nie miał nawet zamiaru ruszyć się z miejsca, w którym stał. Patrzył na Billa i uśmiechał się.
              Radzę ci, kurwa, otwórz mi te drzwi, bo będziesz miał kłopoty!
              Ha, ha, ha! No ciekawe, na razie, to ty je masz – zaśmiał się i oparł jednym ramieniem o ścianę.
            Bill zaczynał tracić cierpliwość. Wiedział, że nic nie wskóra po dobroci, wciąż jednak myślał, że Severin tylko się z nim droczy, przez to, że się naćpał i upił. Nie wierzył, że zdobędzie się na to, aby użyć siły.
            Ruszył w jego stronę w zamiarze przeszukania go. Miał nadzieję, że w takim stanie nie będzie trudnym przeciwnikiem i w końcu odda klucz, ale się zdziwił, bo kiedy tylko zamierzał wyciągnąć mu z kieszeni ręce, aby je przeszukać, chłopak pierwszy chwycił go i przygwoździł do ściany, próbując pocałować. Ku zdziwieniu Billa, brunet miał nad wyraz dużo siły, bo nie mógł wyswobodzić się z jego uścisku i jedyne co dał radę teraz zrobić, to odwrócić głowę na bok, aby uniknąć pocałunku. Jednak wtedy, usta Severina zaczęły błądzić po jego szyi. Chciał go kopnąć w krocze, ale w jakiś dziwny sposób, tamten zdołał zablokować jego nogi. Co on, do kurwy brał, że miał teraz moc siłacza? Napierał na niego całym ciałem i całował gdzie popadnie, a Bill nie potrafił go nawet odepchnąć, bo mocno trzymał jego nadgarstki przy ścianie. Nie mógł oddychać, poczuł ogromną niemoc i obezwładniający strach. Jasne, że lubił się pieprzyć, ale nie z jakimś przypadkowym kolesiem! W dodatku, do cholery, nie miał ochoty zostać zgwałconym! Tylko co miał robić? Jak się wyswobodzić z jego uścisku i jak stąd uciec? Sytuacja wydawała się bez wyjścia, bo nawet jeśli zacznie krzyczeć, to przecież nikt go nie usłyszy, w pobliżu nie było nikogo, a tam, gdzie byli ludzie grała głośna muzyka. Będzie musiał poradzić sobie sam, ale jak to zrobić, kiedy panika dodatkowo odbierała mu moc i miał ochotę się rozpłakać? Zebrał w sobie całą wściekłość i wszystkie siły, aż w końcu jakoś udało mu się odepchnąć napastnika i wyswobodzić z jego uścisku. Nie zdołał jednak oddalić się nawet na bezpieczną odległość, bo Severin chwycił go od tyłu za kołnierzyk koszuli tak mocno, że omal się nie udusił chcąc się wyrwać. Szamotał się z nim dobre kilka minut, próbował wyswobodzić się i uciec chociaż do sąsiedniego pomieszczenia, aby się tam zamknąć. Może jakoś zyska na czasie, aż wreszcie Tom zacznie go szukać. Nie udało mu się. Napastnik chwycił go mocno, pchnął na pobliską kanapę i całym ciałem opadł na niego, ponownie obezwładniając.
              Ratunku!!! Tooom! – zdołał głośno wykrzyczeć, nieustannie próbując jakoś wyswobodzić się z tego zniewolenia.

***

            Tom trzymał w ręku szklaneczkę whisky i czekał na Billa, stojąc w towarzystwie Barona i kilku jego znajomych. Minęło dopiero kilkanaście minut, a on miał wrażenie, że nie ma go całe wieki, a przecież powiedział, że szybko to załatwi. Jedyne o czym marzył to, żeby wreszcie stąd wyjść i wiedział, że kiedy tylko wróci, to zaraz się ulotnią. Zerkał co chwilę na zegarek i wciąż patrzył w stronę, w którą oddalił się jego brat, ale nie tylko. Rozglądał się co chwila po całej sali, bo nigdy nie wiadomo było skąd finalnie nadejdzie Bill i kiedy po raz kolejny obejrzał się za siebie, zobaczył projektanta, który właśnie prowadził z kimś  -  jak wywnioskował po jego gestykulacji - bardzo ożywioną rozmowę. Nieco odetchnął z ulgą, bo pomyślał, że skoro on tu jest, to zapewne i Bill zaraz się pojawi, więc zaczął się baczniej rozglądać, ale nigdzie nie dostrzegł swojego młodszego brata. Nie zaniepokoiło go to jeszcze, bo może ktoś go zatrzymał chcąc porozmawiać, albo najzwyczajniej poszedł do toalety? Jednak kiedy minęło kolejne kilka minut, a on nigdzie nie zdołał go wypatrzeć, zaczął się denerwować.
              A ty się na nie wybierasz, Tom? – lekko szturchnął go Baron.
              Co? – spojrzał na niego, zupełnie nie wiedząc o co pyta, bo myślami był zupełnie gdzieś indziej i nie skupiał się na rozmowie.
              Pytałem o targi w Hamburgu, ale widzę, że jesteś w innym świecie.
              Sorry, zamyśliłem się. Chyba pojedziemy na nie z Georgiem, może wypatrzymy coś dla siebie.
              No, sporo znajomych się wybiera.
              A ty jedziesz?
              Nie, raczej nie, jakby tam były jakieś konsole to pewnie bym pojechał, ale gitary to mnie niezbyt interesują – zaśmiał się Bastien, ale widząc, że Tom jest dziwnie spięty, zapytał:   Coś się stało?
              Valentino od jakiegoś czasu tu jest, a Billa nigdzie nie widzę – odpowiedział, zerkając w stronę projektanta.
              Wyluzuj, może poszedł po prostu do kibla.
              Tyle czasu by siedział w kiblu?
              Może zamknął się z kimś w kabinie – wtrącił Max i zaśmiał się ironicznie. Tom zgromił go spojrzeniem, podobnie jak Bastien. Jednak ani jeden, ani drugi nie skomentowali tego. Obaj czuli niepokój z tego samego powodu, choć nie mieli nawet o tym pojęcia.
              Pojdę go poszukać – rzucił Tom, który odchodząc, jeszcze usłyszał ironiczną uwagę Maxa i jego drwiący śmiech.
              Współczuję mu takiej niańki w postaci brata, nawet spokojnie nie może dać nikomu dupy.
            Miał gdzieś jego głupie teksty, zresztą co go to obchodziło? Co obchodziły ich wszystkich jego relacje z Billem? Teraz najważniejsze było go znaleźć, zaczynał mieć dziwne przeczucie, że dzieje się coś złego, przecież Bill chciał jak najszybciej wracać do domu, więc skoro rozmowa z Valentino dobiegła końca, już dawno powinien tu być. Tymczasem on przepadł i nawet nie wiedział, gdzie ma go szukać. A może źle się poczuł i faktycznie jest w toalecie? Od razu tam poszedł, jedna kabina była zajęta, więc zapukał w drzwi.
              Bill?
              Nie kotku, nie Bill, ale jak chcesz to też mogę zrobić ci dobrze – odpowiedział mu lekko zniewieściały głos. Wywrócił oczami i pomyślał: „Czy tu, do kurwy, są sami geje?”
            W toalecie Billa nie było. Obszedł całą salę, ale nie dostrzegł go nigdzie. Bastien i Max byli w tym samym miejscu, a kiedy znalazł się w ich pobliżu, wychwycił jakby zaniepokojone spojrzenie blondyna. Na chwilę zatrzymał się, nie wiedząc w którą stronę się udać, ale zaraz skierował kroki tam, gdzie ostatni raz widział oddalającą się sylwetkę czarnowłosego. W rogu sali było wejście do niewielkiego korytarza, gdzie jak przypuszczał znajdowały się garderoby, więc postanowił tam pójść. Podążając w jego głąb, wciąż słyszał dość głośną muzykę dochodzącą z sali głównej, ale im był dalej tym muzyka stawała się cichsza i przez chwilę miał nieodparte wrażenie, że gdzieś ktoś krzyczy. Zatrzymał się nasłuchując i chcąc nabrać pewności, że odgłos jaki dochodzi do jego uszu, nie jest żadnym pogłosem, ani dźwiękiem. Tak, z pewnością ktoś krzyczał, jakby zza którychś drzwi, jednak po chwili już nie było tego słychać. Póki co, nawet nie pomyślał, że to może krzyczeć jego brat, nie rozpoznał jego głosu, tym bardziej, że był on zagłuszany przez muzykę. Zaczął więc po kolei zaglądać do poszczególnych pomieszczeń, ale każde z nich było puste. I znów to usłyszał! Z bijącym z niepokoju sercem naciskał kolejne klamki i im był dalej, coraz bardziej wyraźnie słyszał krzyk, aż wreszcie do jego uszu dobiegło już dobrze słyszalne, błagalne wołanie o pomoc, i na Boga! Teraz już nabrał całkowitej pewności, to był głos Billa, który dochodził z ostatniego pomieszczenia! W mgnieniu oka dopadł do właściwych drzwi i nacisnął klamkę, ale te były zamknięte.
              Bill! – krzyknął desperacko i dopiero teraz usłyszał, jak z wewnątrz wydobył się przeraźliwy krzyk.
              Tooom!!! Pomocy!
            Niewiele myśląc, rozpędził się i uderzył w cienką płaszczyznę z całej siły barkiem, ale na nic się to zdało. Wstąpiła w niego wściekłość, do jasnej cholery, to nie były jakieś masywne drzwi, ot zwykłe, cienkie, z jakiejś pilśniowej płyty, więc jak to możliwe, że nie może sobie z nimi poradzić?! Z całej siły kopnął w nie całą powierzchnią stopy tuż przy zamku, raz, drugi, trzeci, aż w końcu ustąpiły otwierając się. Nawet nie zauważył, że wyrwał kawałek listwy w futrynie, w miejscu, gdzie był zamek, bo to co zobaczył sprawiło, że wezbrała w nim jeszcze większa wściekłość. Jakiś koleś napierał całym ciałem na Billa i szamocząc się z nim, szarpał jego koszulę, jednocześnie próbując go całować.
              Ty skurwysynu! Zostaw go! – krzyknął i dopadł do niego, po czym chwytając go mocno za bety od tyłu, powalił na podłogę, i zaczął okładać pięściami. Był jak w amoku i bił na oślep.
            Bill przez chwilę patrzył na to w milczeniu, był w szoku, ale widząc furię bliźniaka przerażony krzyknął:
              Tom! Zostaw, zabijesz go!!!
            Chłopak miał już rozciętą wargę, popodbijane oczy i z nosa ciekła mu krew. Gdyby nikt Toma nie powstrzymał, istniało wielkie prawdopodobieństwo, że miałby go na sumieniu. Nie wiadomo skąd, znalazł się w pokoju Bastien i ktoś jeszcze, kogo nie znał. Obaj chwycili go mocno za ręce odciągając od Severina. Mimo to, wciąż rwał się, aby dokończyć dzieła, wściekłość odebrała mu trzeźwość myślenia.
              Zabiję cię ty skurwysynu! – krzyczał, wyrywając się.
              Tom, opamiętaj się! – wrzasnął mu do ucha Bastien. – Zmasakrowałeś mu twarz!
              I dobrze, kurwa! Chciał zgwałcić Billa!
            Bastien spojrzał na czarnowłosego, który stojąc pod ścianą płakał i trząsł się ze strachu, próbując zakryć rozerwaną koszulą obnażony tors. Większość guzików była powyrywana, a na szyi chłopaka widoczne były ślady kąsania. Severin podczołgał się do kanapy i siedział teraz wsparty o nią na podłodze, ocierając krwawiące wargi. Wyglądał koszmarnie.
              Pojebało cię człowieku?! – krzyknął na niego Baron, ale on tylko się wyszczerzył w dziwnym grymasie twarzy i wskazał palcem na Toma.
              Zrobię obdukcję, wytoczę ci proces o pobicie, ty pojebie!
              Tylko spróbuj ty skurwysynu, oskarżę cię o próbę gwałtu, zniszczę cię, rozumiesz?! Mam świadków! – Tom spojrzał na Bastiena, który tylko skinął głową, po czym ponownie zerknął z wściekłością na Severina. Z przyjemnością jeszcze by mu dołożył, bo wciąż kipiał wściekłością, ale odwrócił się i podszedł do Billa.
              Nic ci nie zrobił? – zapytał z czułością, obejmując go ramieniem. Bill tylko potrząsnął głową, na znak, że wszystko jest w porządku i poprosił cicho:
              Jedźmy do domu.

***

            Tom wpadł w chwili, kiedy już naprawdę miałem najczarniejsze wizje. Panika, że mogę stać się ofiarą Severina, odbierała mi resztki sił i już nie mogłem się bronić. Jeszcze nigdy nie czułem takiego strachu, jak wtedy. Traciłem nadzieję, że ktokolwiek mi pomoże, choć wciąż wierzyłem, że Tom zacznie mnie szukać, bałem się jedynie, że nie zdąży odnaleźć na czas. Na szczęście uratował mnie i przybył w samą porę. Był niczym mój rycerz na białym koniu!
            No dobra, teraz się zgrywam, ale wtedy naprawdę ogarnęła mnie panika i przez kolejne dni musiałem chadzać do psychoterapeuty, i łykać prochy na uspokojenie.
            Tom nakazał naszemu prawnikowi skontaktować się z tym świrem. Poszedł na ugodę, że będzie siedział cicho, w zamian za nasze milczenie. Ja bym go chętnie oskarżył, ale wtedy on oskarżyłby Toma, a tego nie chciałem. W końcu był moim rycerzem i wybawcą.

***

            Bill dochodził do siebie kilka dni po tym traumatycznym wydarzeniu. I trudno mu było się dziwić, bo chociaż nie stało się nic najgorszego, to porządnie najadł się strachu. Baron tylko raz napisał do niego smsa, ale nie dostał odpowiedzi, więc nie chciał się więcej narzucać. Raz zatelefonował do Toma, z zapytaniem jak się psychicznie czuje, a kiedy usłyszał że dochodzi do siebie, odetchnął z niemałą ulgą. Nie było jednak chwili, żeby o nim nie myślał. I tylko on jeden wiedział, jak bardzo za nim tęsknił. Wciąż nie spotkali się w związku z nowym kawałkiem, jaki czekał na nagranie i Bill nawet nie słyszał tej ścieżki. Czasu już było niewiele, ale nie śmiał go w takiej sytuacji ponaglać. Trudno, najwyżej z tym kawałkiem nie zadebiutują w Atlancie, chociaż bardzo mocno na to liczył. Musiał czekać, aż Bill będzie w pełni sił, aby zacząć próby.
            O zainicjowanie tej całej akcji z początku podejrzewał Maxa, bo kiedy wówczas chciał ruszyć za Tomem, ten nagle zaczął go zatrzymywać. Gdy jednak nie uległ jego namowom, chłopak gdzieś zniknął, co wydało mu się podejrzane. Potem, co do swojego osądu zmienił zdanie, bo gdy zrelacjonował mu przebieg wydarzeń, brunet wydawał się być tą opowieścią wstrząśnięty, co wydało mu się dość dziwne, ale uznał to za przejaw jego współczucia i uwierzył, że nie miał z tym wszystkim nic wspólnego. Jednak po kilku dniach już nie miał takiej pewności, a to za sprawą jego własnych słów.
              A jak tam się czuje nasza czarna modeleczka? – zadrwił, odpalając papierosa, kiedy pewnego popołudnia siedzieli nad basenem.
              Dochodzi do siebie – odparł sucho Bastien.
              Myślałby kto… Biedaczek. Jak tak to kusił Severina, umawiał się z nim, a jak przyszło co do czego, to go wystawił. Wiesz, że to wszystko było udawane?
            Bastien, który leżał na leżaku z zamkniętymi oczami, wystawiając twarz do słońca, nie za bardzo przysłuchiwał się gadaniu Maxa, ale ostatnie słowa go zdenerwowały:
              Co ty pierdolisz Max? Co było udawane?
              No wszystko. Zamknęli się tam, żeby się pieprzyć, a tu ten jego brat niańka wparował. Niezły świr z niego.
              Weź ty się pierdolnij w łeb. Jakby chciał dać mu dupy ukradkiem, to wzywałby pomocy? Przecież sam słyszałeś, że ten pojeb go tam zwabił pod pretekstem spotkania z tym starym.
              Ale ty jesteś naiwny, przecież tak się umówili – zaśmiał się Max, a Baron zaczął przyglądać mu się podejrzliwie.
              To co pierdolisz, nie trzyma się kupy, Max. Jakby Bill faktycznie tego chciał, to by poszedł z nim i nawet nikt by nie wiedział. Maczałeś w tym palce, nie? – wypalił i mrużąc oczy, wbił w Maxa przenikliwe spojrzenie.
              Ja? A niby po co? – Chłopak wzruszył ramionami, ale odwrócił głowę tak, aby Baron nie widział jego twarzy.
              Po to, żebym się do niego zraził. Nie wierzę ci Max, nie udowodnię ci tego, ale mam pewność, że to poniekąd twoja sprawka.
              Wiesz co Bastien, nic nie zrobiłem, a wiesz dlaczego? Bo nie wydaje mi się, żeby coś mogło ciebie do niego zrazić – odpowiedział urażonym tonem głosu chłopak.
              No właśnie. I tak będę go ubóstwiał, choćby dawał dupy wszystkim, prócz mnie, więc wyluzuj z takimi chorymi akcjami.
            Blondyn wstał i rzucił mu obojętne spojrzenie, po czym zniknął w drzwiach prowadzących z tarasu do salonu.
            Max bezsilnie opadł na leżak, wiodąc za Baronem swoim smutnym wzrokiem. Był rozżalony i zły. Świetnie! Coś, co na pozór zdawało się być idealnym planem, teraz obróciło się przeciwko niemu. Jego pomysł zupełnie nie wypalił. Severin miał obitą gębę, Bill stał się biedną, pokrzywdzoną ofiarą, a on przekonał się, że tak naprawdę nic nie jest w stanie zmienić uczuć Bastiena. Nie chciał nawet wiedzieć dlaczego wciąż z nim jest, ale kochał go całym sercem i dziękował za to losowi, mimo, że cierpiał i często czuł się upokorzony. Był przystojny, miał kasę i mógł mieć wielu, a jego głupie serce pokochało właśnie jego. Ale on i tak był w o wiele lepszej sytuacji niż Baron, bo przynajmniej miał jego fizyczną miłość, podczas gdy blondyn mógł jedynie wzdychać do Billa. Z tego powodu czuł wielką satysfakcję. Nie miał jednak pojęcia, że niebawem zamieni się ona w czarną rozpacz.

***

            Tydzień po akcji w domu mody, wrócili do studia i finalizowania prac nad nową płytą. Bill także w końcu odwiedził Bastiena i zabrali się za nagranie nowego kawałka. Imagine Music Festival w Atlancie, zbliżał się wielkimi krokami, podobnie jak premiera nowej płyty, więc wszystkich naglił czas.
            Im częściej Bill spotykał się z Bastienem, tym większa ogarniała go ochota, aby mu ulec. Najdziwniejsze było to, że DJ niczego mu nie proponował, nie nagabywał go, a mimo to coraz bardziej zaczynał podniecać czarnowłosego. Może dlatego, że tak pokornie czekał na jakiś znak, i wpatrywał się w niego z taką miłością i uwielbieniem? Czasem z pozoru przypadkowy dotyk, czy otarcie powodowało w nim lawinę dreszczy. Sam się dziwił, że z taką intensywnością reaguje jego ciało na najmniejszy kontakt z osobą blondyna. I przyłapywał się na tym, że coraz częściej wspomina tamtą noc. Czuł, że przyjdzie taki dzień, że w końcu ulegnie pokusie, ale póki co trzymał się dzielnie. Wymyślił nawet na siebie sposób, żeby przed każdą wizytą u niego zaspokoić się porządnie z Tomem. Takie lekarstwo świetnie działało.
            Była sobota i na popołudnie znów był umówiony z Baronem. Pech jednak chciał, że kiedy na dwie godziny przed wyjściem miał zamiar znów dobrać się do Toma, przyjechał z niespodziewaną wizytą Georg, więc jego plan spalił na panewce. Miał nadzieję, że kumpel długo nie zabawi, bo wpadł po jakieś pliki, które miał zgrać mu Tom, ale okazało się, że ma je w laptopie, który zostawił w ich studio w firmie. Kazał więc Georgowi poczekać i kiedy będzie odwoził Billa do Barona, wpadną po nie po drodze.
            Wyglądało na to, że dzisiejszego wieczoru będzie musiał mieć o wiele więcej silnej woli, bo tuż przed wizytą u Barona, jego seksoholizm nie zostanie zaspokojony, a to mogło wróżyć kolejne kłopoty.
            Kiedy podjechali pod firmę, Tom z Georgiem weszli do środka, a Bill wysiadł z auta i zapalił papierosa. Miał nadzieję, że nie będzie musiał długo czekać, ale zdążył wypalić, a chłopaków wciąż nie było. I właśnie wtedy zrodził się w jego głowie chytry plan. W sobotnie popołudnie nikogo tu nie było, więc jeśli już Georg weźmie to, po co przyjechał będzie miał Toma tylko dla siebie. Uśmiechnął się pod nosem. Nie wjeżdżali na teren posesji, bo mieli wpaść tu tylko na chwilę, więc musiał wejść bramą za którą ruszył wzdłuż ściany budynku, po czym skręcił udając się w stronę wejściowych drzwi, w których minął się z przyjacielem.
              Do poniedziałku! – rzucił mu tylko w przelocie i zniknął za rogiem udając się do wyjścia. Bill machnął mu tylko na pożegnanie i szybko wszedł do wnętrza. Tom był w pokoju prób i stojąc tyłem do drzwi, pochylony nad laptopem jeszcze coś sprawdzał. Bill szybko podszedł i objął go swoimi ramionami, niczym mackami ośmiornicy, przylegając torsem do jego pleców.
              Billy…   mruknął pod nosem Tom, uśmiechając się, ale wciąż patrzył w ekran monitora. Czuł, jak dłonie brata zsuwają się coraz niżej, i nie protestował, kiedy Bill rozpiął mu pasek, a w końcu rozporek. – Czy ty się nie spieszysz do Barona? – zapytał nieco zmienionym głosem, bo jego męskość właśnie znalazła się w ciepłej dłoni bliźniaka.
              Baron poczeka…   odpowiedział cicho czarnowłosy i posuwistym ruchem zaczął go pieścić, jednak nie robił tego zbyt długo dłonią, bo zaraz wcisnął się między Toma a stół, przed którym stał, i osuwając się w dół, ogarnął ustami jego penisa. Szatyn jęknął z przyjemności, kiedy brat zaczął go pieścić językiem, pochłaniać niemal do końca i z wolna cofać usta, aby powtórzyć tę czynność znów i znów. Uwielbiał, kiedy mu to robił i czasem żałował, że wciąż sam nie może się przemóc, aby odpłacić mu taką samą pieszczotą. Patrzył w dół i chłonął spojrzeniem ten cudowny widok, a to sprawiało, że wystarczyłoby zaledwie kilka ruchów ust Billa, a gotów był eksplodować. Nie chciał jednak tak skończyć, z pewnością nie o to chodziło jego bratu, kiedy tak bezpardonowo to wszystko zainicjował. Zamierzał dać mu to, czego z pewnością pragnął, a jak go znał, chciał znów poczuć w sobie jego wielkość. Cofnął biodra i chwytając Billa za przedramiona, podciągnął w górę. Nim ten zdążył cokolwiek powiedzieć, poczuł na swoich ustach miękkość ukochanych warg. Nie umiał utrzymać dłoni z daleka od jego ciała, dlatego też niemal od razu objął nimi ramiona bliźniaka. Ułożył palce na karku i bez tchu, który mu zabierał, oddał się namiętnemu i szaleńczemu pocałunkowi, niemal scalając ich usta.
            Zakleszczyli się wzajemnie w uścisku ramion, wciąż nie rozłączając spragnionych warg, kiedy Bill sam, niemal natychmiast rozpiął rozporek i ściągnął z bioder spodnie, po czym szybko pozbył się ich wraz z bokserkami. Tom objął jego już nagie pośladki i uniósł go w górę, po czym posadził na stole, tuż obok laptopa.
              Wiesz, że jesteś nienasycony…? – mruknął, pochylając się nad nim, kiedy już na tyle dobrze usadowił się między jego udami, aby celnie w niego wejść.
              I kto to mówi…?   zaśmiał się czarnowłosy, wpatrując się w jego oczy.
            Ich ciała znów drżały w pragnieniu drugiego, w tęsknym, niemym krzyku posiadania siebie wzajemnie. Tom ostentacyjnie oblizał palce, aby przygotować bliźniaka na siebie. Był w apogeum podniecenia, a wzwiedziony członek ocierał się o jego udo, dlatego nie chciał wniknąć w niego na sucho, choć kiedy wsunął w jego wnętrze nawilżone palce poczuł, że jest już na niego gotowy. Bill niesamowicie szybko się podniecał, wystarczyła odrobina pieszczot, aby był rozluźniony. Pojękiwał teraz przez pocałunek, kiedy poczuł w sobie posuwiste ruchy palcami, ale zaraz lekko popchnął brata i przekręcił się na brzuch, eksponując przed oczami szatyna swoje wypięte pośladki i wykazując pełną gotowość, aby go posiadł.
              No już, chcę cię…   mruknął i zakołysał biodrami. Nie musiał zbyt długo zachęcać Toma, aby w niego wniknął, co ten uczynił jednym pchnięciem. Dłonie ułożył na jego ramionach i aby ciało nie sunęło pod wpływem pchnięć po śliskim blacie, przytrzymywał swoją największą miłość w jednym miejscu. Przez chwilę poruszał się w nim rytmicznie, wpatrując się w miejsce, gdzie znikał jego penis, ale zaraz przyległ torsem do jego pleców.
              Billy… Jesteś taki kurewsko ciasny... – wymruczał z zadowoleniem wprost w jego ucho, drażniąc je gorącym oddechem. Nie pozwalając, aby jego policzek oderwał się od gładkiej powierzchni, przygryzł jego płatek, wciskając do wnętrza język. 
            Wciąż trzymając go w matni swojego ciała, niemal leżąc na nim całym swoim ciężarem, chwycił ciepłą dłonią twarz bliźniaka i przekręcił głowę tak, by mógł dosięgnąć skarbu jego ust. Wpił się w nie zachłannie, wciąż mocno go penetrując. I właśnie wtedy zdał sobie sprawę z faktu, jak dawno nie widział tego szaleństwa w jego oczach w chwili, kiedy się spełnia. Ostatnio często brał go od tyłu, albo zbyt oszołomiony swoim orgazmem, zupełnie nie koncentrował się na przeżyciach brata. Ostatnio patrzył na niego w takiej chwili w łazienkowym lustrze, ale nie delektował się zbytnio tym widokiem, za bardzo skupiony na swojej własnej przyjemności.
            Tak… Chciał, pragnął i musiał to zobaczyć, teraz, dziś, zaraz! Wpił się nieprzytomnie w jego wargi, odbierając mu każde tchnienie, po czym gwałtownie cofnął się i Bill już wiedział, jak pragnął dokończyć ten akt. Pochylił się nad nim ponownie, chwycił za ramiona nieco pomagając mu się unieść, aby mógł usiąść na krawędzi stołu, a wtedy natychmiast rozchylił mu uda, znajdując między nimi swoje miejsce. Ramiona czarnowłosego zakleszczyły się na nim, a stopy splótł mu na pośladkach. Miał naręcze pełne jego.
              Kocham cię…   szepnął wpatrując się w jego oczy, omiótł spojrzeniem namiętnie rozchylone wargi i wniknął w niego, aby dokończyć dzieła. Tak bardzo pragnął znów posiąść te usta, ale wiedział, że tym samym odbierze sobie możliwość sycenia się widokiem Billa, który popadał w sidła coraz większej przyjemności. Czując na sobie jego pulsacyjne skurcze, począł jeszcze intensywniej się w niego wbijać. Twarde jądra obijały się o najcudowniejsze pośladki, a uda brata w ferworze uniesienia ześlizgiwały się z jego bioder.
            Stawał się lekki w drżeniu, szybował w swoje własne przestworza, które otworzyła dla niego jego miłość, jego własny brat. Pragnął zabrać go ze sobą tam, gdzie nikt poza nimi nie miał wstępu, gdzie ich miłość zamieniała się w czystą magię fizycznej przyjemności spełnienia. Rozkosz uderzyła w ciało Billa niemal boleśnie. Donośny jęk największej przyjemności wyrwał się na wolność, a euforia opanowała każdy centymetr jego ciała.
            Nim Tom podążył za nim, spełniał swoje pragnienie chłonąc ten najcudowniejszy widok całym sobą.

***

Tylko ja jeden wiem, jak bardzo go kochałem. Pewnie powiecie, że jestem skończonym idiotą, bo miałem z nim wszystko, a jednak wciąż czegoś poszukiwałem, aż w rezultacie zdradziłem. Ale przecież to nie była moja wina, że miałem w sobie jakiś pieprzony defekt! Dziś wiem, jaki byłem głupi, ale wtedy miałem swoje zachcianki, chciałem jakiejś odmiany, potrzebowałem nieustannych wyrazów uwielbienia, jakich nie miałem u Toma. 
Usprawiedliwiałem się sam przed sobą, że dobrze zrobiłem pieprząc się z Bastienem, bo przynajmniej dowiedziałem się, że najlepiej jest mi z Tomem. Naiwnie wierzyłem, że to się nigdy nie wyda, a co najważniejsze - nigdy nie powtórzy. I powiem wam, że to pierwsze może by i miało rację bytu, a moja zdrada uszłaby mi na sucho, czasem przecież bywa i tak, ale to mogłoby się stać tylko wtedy, kiedy to drugie faktycznie - jak zakładałem i sam sobie obiecywałem - nigdy by się nie wydarzyło.