niedziela, 20 października 2019

Część 73.


Część 73.


            Tom patrzył na nią w milczeniu. Czuł, jak mocno bije mu serce, jak pod powiekami zbierają się piekące łzy, ale przecież nie mógł się tu rozpłakać, nie teraz, nie przy niej! A tak prosił, żeby powiedział mu wszystko, jeśli byłby z nim szczery może wówczas zdołałby mu wybaczyć, ale on przyznał się jedynie do tego, do czego musiał, bo wyszło na jaw. Co miał jeszcze na sumieniu? Ile zdrad? Robił to z pewnością wiele razy, kłamiąc w żywe oczy! Może w Hannoverze też zrobił to gdzieś szybko z Jurgenem? Nawet jeśli nie, to i tak go okłamał. Już w nic mu nie wierzył i wiedział, że nigdy w nic nie uwierzy. Jak widać, Bill potrafił tylko kłamać. Ale zaraz… Może to ta dziewczyna kłamała? Tylko jaki miała w tym cel, przecież nie miała pojęcia co łączy go z Billem.
            Ona coś jeszcze mówiła, ale już zupełnie się wyłączył mając w głowie totalny mętlik. Odwrócił się poszukując spojrzeniem Billa. Wciąż tam był, stał w grupie razem z Bastienem i Manuelem, zupełnie nieświadomy tego, co tutaj się dzieje. I właśnie w tej chwili w głowie Toma zrodziła się jedna myśl; wyjdzie stąd zaraz, natychmiast, zabierze ze sobą tę dziewczynę i po prostu zniknie! Ale najpierw niech on tu przyjdzie, niech spojrzy mu w oczy! I niech się do wszystkiego przyzna!
            Sięgnął po szklankę z whisky i wychylił wszystko do dna. Znów czuł się dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy dowiedział się o tych zdjęciach, a jednocześnie o jego zdradzie, z tą różnicą, że wtedy to spadło na niego jak grom z jasnego nieba, bo zupełnie się nie spodziewał, a teraz? Teraz mógł to przewidzieć, a właściwie powinien. Nienawidził tego uczucia, nienawidził siebie, i właśnie zaczynał nienawidzić jego! Jak mógł być tak naiwny, znów dać się mu omotać, uwierzyć, że to był tylko ten jeden raz?! Dlaczego w tej niby szczerej rozmowie, Bastien mu niczego nie powiedział? Tak, był wyjątkowo lojalny i dotrzymywał słowa, tak jak mówił o nim Bill, i właśnie się o tym przekonał. Nieważne… Potwierdzenie wydusi z Billa, a potem zniknie, wyparuje jak rosa o poranku, pozostawiając po sobie upalne i trudne do wytrzymania południe. A potem długą noc, która zamieni się w wieczność. Nim jednak to się stanie, wykrzyczy mu w twarz, że o wszystkim wie, że go nienawidzi i nie chce znać! Tylko niech on tu przyjdzie, albo chociaż niech spojrzy w tą stronę, a gdy napotka jego wzrok, wtedy już wszystko będzie wiedział!

***

            Bill w najlepsze rozmawiał z chłopakami i tryskał humorem. Był lekko podpity, ale czuł się świetnie, aż do pewniej chwili, w której poczuł jakiś dziwny niepokój i właśnie wtedy przypomniał sobie, że zostawił Toma samego przy barze. Zastanowił się, czy wciąż tam jest? Spojrzał w tamtą stronę i bez trudu odnalazł go wzrokiem, a wówczas napotkał jego spojrzenie. Było przenikliwe, wściekłe i bliskie obłędu. Zupełnie podobne do tego, jakim obdarzył go tamtego dnia, kiedy pakował się w garderobie, ale w tej chwili dodatkowo przesycone było żalem, bólem i pretensją, mroziło go i przywoływało najgorsze przeczucia. Przy barze, na stołku tuż obok niego siedziała Caroline. Sparaliżował go lodowaty dreszcz, bo jej obecność w tamtym miejscu nie wróżyła niczego dobrego, i jeszcze to spojrzenie brata… Chyba już wiedział co się stało, chociaż wciąż w to nie wierzył, bo przecież mu obiecała.
            Zupełnie oderwany od rzeczywistości w jakiej się znajdował, szepnął sam do siebie:
            – Nie… Tylko nie to…
            Nic nie mówiąc, ruszył przed siebie i niemal w tej samej chwili, kiedy zrobił pierwszy krok, Tom chwycił dziewczynę za rękę i pociągnął za sobą ruszając do wyjścia, jakby właśnie tam przy barze, tylko na to czekał. Coś do niej mówił, ale byli zbyt daleko, żeby Bill mógł to usłyszeć. Puścił się za nimi pędem, a kiedy wyszli na hol, natychmiast za nimi wypadł, krzycząc:
            – Tom! Gdzie idziesz?!
            – Idę do hotelu, udowodnić jej, że w ruchaniu jestem lepszy od ciebie! – warknął i zaraz zwrócił się do dziewczyny: – Weź swój płaszcz, czy co tam masz do ubrania.
            Zatrzymali się przy szatni, która dziś nie miała obsługi, więc obsłużyli się sami. Tom także sięgnął po swoją kurtkę.
            – Dlaczego?! Tom, ja nic nie zrobiłem! Nie rób mi tego!
            Caroline patrzyła na nich zupełnie zdezorientowana. Bill zachowywał się jak jakiś właśnie zdradzany kochanek, nie miała pojęcia dlaczego tak histeryzuje, przecież Tom był jego bratem. Zupełnie nie wiedziała o co chodzi i skąd ten nagły wybuch.
            – Bill, wyluzuj – zaśmiała się.
            – Wyjdź na zewnątrz i zawołaj taksówkę, zaraz do ciebie dołączę – rzucił do niej Tom, więc posłusznie zrobiła to, czego chciał, licząc na resztę udanej nocy. Dopiero teraz mógł swobodnie zamienić kilka ostatnich słów z bratem, chociaż właściwie to nie miała być rozmowa.
            – A co ty mi zrobiłeś, Bill?! No co?! – Brat chwycił czarnowłosego za ramiona i nim potrząsnął. – Przysięgałeś, że to był jeden, jedyny raz podczas, kiedy urządziliście sobie seks-party w Atlancie?! O czym jeszcze nie wiem, co?!
            – Tommy, naćpałem się wtedy, nie wiedziałem co robię! Ja tak strasznie tego żałuję!
– Ja pierdolę, nawet nie zaprzeczasz! Czyli to prawda… A ja jeszcze łudziłem się, że ona to wszystko wymyśliła…
            – Po prostu bałem się ci o tym powiedzieć, bałem się, że mi nie wybaczysz!
            – A żebyś wiedział! Teraz już na pewno ci nie wybaczę i żałuj, bo wtedy może bym to jeszcze jakoś przetrawił, ale teraz to koniec! – wykrzyczał, pospiesznie zakładając kurtkę.
            – Ale ja od powrotu jestem ci wierny Tom, nikomu nie dałem się nawet dotknąć, nie zdradziłem cię i nie okłamałem od kiedy znów jesteśmy razem! – Krzyczał czarnowłosy czując, że sytuacja jest beznadziejna. Ta cholerna dziwka Caroline jednak mu o wszystkim powiedziała, a przecież do jasnej cholery obiecała! Ale przyjdzie czas, że policzy się z tą szmatą, właśnie to sobie obiecał.
            – Ale ty bezczelnie kłamiesz Bill… Jak ty cholernie kłamiesz! – Tomowi załamał się głos. Był zdruzgotany.
            – Przysięgam ci Tom, na wszystko, na moje życie!
            – Daj sobie spokój, już mi kiedyś przysięgałeś, ale ja już w nic ci nie uwierzę, a wiesz dlaczego? Bo każde twoje słowo to kłamstwo! A co było Hannoverze? Myślisz, że nie wiem jak po kryjomu spotykałeś się z Jurgenem? Widziałem cię tamtego wieczoru w knajpie, stałem po drugiej stronie ulicy. Ja już nawet nie byłbym w stanie ci zaufać!
            Billa zatkało. Tom go widział i nic nie mówił? Jak teraz miał się z tego wytłumaczyć? Przecież nie mógł mu o niczym powiedzieć!
            – Tak, spotkałem się z nim, ale nie mogę ci powiedzieć po co! Po prostu nie mogę! Przyjdzie czas, że wszystkiego się dowiesz, ale teraz nie mogę, to ma być niespodzianka Tommy, ja naprawdę nie zrobiłem niczego złego!
            – Ja pierdolę! – zaklął bliźniak. – Nic lepszego nie potrafisz wymyśleć? Niespodzianka?! Jeśli tak, to właśnie zrobiłeś mi zajebistą niespodziankę! I żadnego  czasu już nie będzie!
– Co ty mówisz, Tom?!
            Drzwi wejściowe otworzyły się i ukazała się w nich głowa Caroline.
            – Tom, no chodź, taksówka już jest.
            – Zaczekaj chwilę, zaraz idę! – rzucił do niej i niemal w tej samej chwili, Bill kurczowo chwycił go za rękę.
            – Nie możesz z nią jechać, nie zostawiaj mnie, błagam! Ja naprawdę nie kłamię, przysięgam ci! – powtarzał jak mantrę i szlochając, wciąż mocno trzymał jego dłoń.
            Caroline wytrzeszczyła oczy. Od zawsze wiedziała, że bliźniacy są bardzo ze sobą związani, ale nie spodziewała się, że aż tak. Takiej szopki w życiu nie widziała.
            – Ja pierdolę… – mruknęła sama do siebie i zamknęła drzwi, postanawiając zaczekać na zewnątrz.

***
           
            Kiedy Bill ruszył za Tomem i Caroline, został odprowadzony czujnym wzrokiem Bastiena. To co widział, wcale mu się nie podobało i nie wróżyło niczego dobrego. Czyżby przecenił dyskrecję swojej przyjaciółki?
            Rozmawiał jeszcze chwilę ze znajomymi Billa, ale kiedy ten dłuższy czas nie wracał, postanowił pójść za nim. I wcale nie mylił się w ocenie powagi sytuacji, bo kiedy tylko otworzył drzwi na hol, jego oczom ukazał się dramatyczny widok. Caroline przez chwilę patrzyła na tę scenę, ale zaraz wyszła, a czarnowłosy wciąż kurczowo trzymając się brata błagał, żeby nie odchodził.
            – Przysięgam ci Tommy, tam w Atlancie to był tylko jeden, jedyny raz! Błagam, nie zostawiaj mnie, ja cię kocham!
            Brat jednak był nieubłagany i uporczywie wyrywał z jego uścisku swoją rękę.
            – Puść mnie do jasnej cholery! – krzyknął.
            – Tommy, ja kocham tylko ciebie, błagam! Odkąd mi wybaczyłeś, ja przez ten cały czas byłem ci wierny!
            Bastien ruszył w ich stronę, bo właśnie nabrał pewności, że przyjaciółka jednak nie dotrzymała danego słowa. W innym przypadku z pewnością by się nie wtrącał.
            – Tom, wybacz mu. Wszyscy pogłupieliśmy w Atlancie, ale on tego żałował, naprawdę, uwierz mu.
            – Adwokat się znalazł! – huknął Tom. – Pieprzyłeś go pewnie nie raz!
            Bastien nie odpowiedział.
            – Tommy… – jęknął Bill, kiedy szatynowi udało się wyszarpnąć dłoń i cofnąć kilka kroków w stronę wyjściowych drzwi.
            – To koniec, Bill! Nienawidzę cię i nie chcę cię więcej widzieć! – krzyknął na koniec i wyszedł, trzasnąwszy drzwiami wejściowymi.
            - Toooom!!! – wrzasnął Bill chcąc za nim biec, ale potknął się i upadł na kolana. Widząc to wszystko, Bastien poczuł bolesny uścisk serca. Od razu podszedł i chwycił go za przedramiona pomagając mu się podnieść. Zupełnie nie wiedział co ma robić, ale w jakimś ludzkim odruchu po prostu go objął. Chłopak zaniósł się płaczem i wtulił się w jego tors. Jego koszulka w tym miejscu, po chwili stała się mokra od łez.

***

            Tom wsiadł do taksówki cały rozdygotany. Nie miał ochoty na żaden seks, zresztą w takiej sytuacji nawet nie miałby z niego żadnej przyjemności, a w obliczu tego co się stało, wątpił, czy jeszcze kiedykolwiek będzie potrafił ją czerpać z takiego zbliżenia. Tamtym razem było zupełnie inaczej, bo kiedy spotkał się w studio z Danielle, zdołał się już trochę wyciszyć i pałał chęcią zemsty. Teraz był emocjonalnie rozbity, kompletnie zdruzgotany i jedyne czego pragnął, to uciec jak najdalej stąd.
            – W jakim hotelu się zatrzymałaś? – zapytał Caroline zdławionym głosem. Dziewczyna, pewna, że Tom chce spędzić z nią resztę nocy, ochoczo wymieniła nazwę, jednocześnie wydając kierowcy dyspozycję:
            – Do Hotelu Mercure, proszę.
            Więcej się nie odezwał, a i ona nic już nie mówiła. Kiedy taksówka zatrzymała się na miejscu, rzucił do kierowcy:
            – Proszę chwilę zaczekać.
            – Po co? – Spojrzała na niego zdumiona, ale szybko wysiadła. Podeszli pod wejście główne, a Tom dopiero wówczas odezwał się:
            – Wybacz Caroline, ale blefowałem. Nie przekonasz się, czy jestem lepszy od Billa, bo ja nie sypiam z takimi co idą do wyra z każdym, i lepiej nie wracaj już na imprezę, bo zrobisz z siebie pośmiewisko, że cię olałem. Miłej nocy, cześć. – Uśmiechnął się drwiąco, odwrócił na pięcie i z powrotem wsiadł do taksówki, zostawiając oniemiałą i wściekłą dziewczynę samą, przy wejściu głównym. Kiedyś, nim coś połączyło go z Billem pewnie skorzystałby z takiej okazji, ale dziś nie tknąłby jej palcem, i wcale nie dlatego, że pieprzyła się z każdym, na kogo miała ochotę, bo to absolutnie by mu nie przeszkadzało. Tymi słowami chciał jej zwyczajnie dokopać, poza tym nie potrafiłby się nawet podniecić, mimo jej urody, świetnej figury i innych walorów. Był załamany tym, o czym się właśnie dowiedział, ale też i zdenerwowany na nią, że dowiedział się w taki sposób, chociaż gdyby nie ona, żyłby pewnie Bóg wie jak długo w nieświadomości. I znów musiał przyznać rację powiedzeniu, że niewiedza jest błogosławieństwem, bo chyba jednak wolałby nie wiedzieć.
            Zimny wiatr owiał palącą z emocji twarz, kiedy wracał do taksówki.
            – Czy pan może teraz jechać do Berlina? – zapytał kierowcę.
            – Nie, o tej porze nie pojadę w taką trasę, jestem po całym dniu pracy, ale mogę panu kogoś znaleźć – odparł taksówkarz.
            – Dobrze, to proszę mnie zawieźć do Hiltona i jak najszybciej kogoś mi wysłać.
            Wiedział, że nie zostanie w Bonn ani minuty dłużej. Był pewien, że teraz w hotelu nikt na niego nie będzie czekał, przecież Bill pomyślał, że jedzie z Caroline. Postanowił więc wrócić, zabrać swoje rzeczy i jak najszybciej wyjechać do Berlina. Stamtąd także miał zamiar uciec, nie miał jeszcze pojęcia dokąd i jak, ale wiedział jedno - nie da rady tak dalej żyć, nie z nim, nie u jego boku, i nie w takim układzie, to już było absolutnie niemożliwe, zbyt wiele się wydarzyło, za bardzo go zranił. Zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli zostanie, życie napisze taki sam scenariusz; wybaczy mu, a on i tak znów będzie go oszukiwał i zdradzał. Nie zniesie tego ani dnia dłużej, nie da rady tak funkcjonować, bo w końcu wyląduje u czubków, a w najlepszym wypadku na kanapie u psychoanalityka, tylko co mu wówczas powie? Że kocha nad życie swojego bliźniaka? Że nie umie bez niego żyć i trwa w takim szaleństwie wybaczając mu kolejne zdrady?
            Nie, nie chciał tego, nie chciał tak wegetować, bo nawet trudno by mu było nazwać to życiem. Nie chciał czekać na niego, drżeć o każdą minutę spóźnienia, umierać z niepewności, kiedy nie będzie odbierał telefonu. Musiał wreszcie z tym skończyć, uciec jak najdalej stąd i być może zacząć wszystko od nowa. Gdyby nie miał do tego powodu, mógłby to nazwać ghostingiem, ale on miał ich co najmniej kilka, i ten jeden, najważniejszy. Nie miał zamiaru zwariować, popaść w jakąś paranoję chociaż, przecież tak naprawdę wcale nie chciał już żyć, więc co za różnica? Może jednak lepiej by było najpierw zwariować z tego bólu, niepewności, a potem dopiero strzelić sobie w łeb? Nie… Na to był zbyt wielkim tchórzem, więc musiał uciekać.
            Szybko i jak najdalej…


***

            Mimo protestów i wyrywania się z objęć Bastiena, zapłakany Bill w końcu wrócił z nim do klubowej sali. Nim dobrnęli do najodleglejszej, wolnej kanapy, DJ wyłapał sporo zaciekawionych spojrzeń, a nawet usłyszał standardowe w takiej sytuacji pytanie: „co się stało?”. Kiwał tylko zaprzeczająco głową i mrugał oczami na znak, że to nic takiego, czasem odpowiadając, że upił się na smutno i tym podobne. Trzeba było czymś zadowolić ciekawskich, żeby już nikt nie pytał i nie drążył. Wiedział, że trudno będzie go uspokoić, więc w tej sytuacji uznał, że trzeba będzie go upić, to było najlepsze wyjście. Jak odpadnie, to się go zawiezie do hotelu i już. Innej rady nie było, bo wciąż chciał biec za Tomem i niejednokrotnie blondyn musiał go mocno przytrzymywać, tłumacząc mu, że nawet nie wiadomo dokąd oni pojechali. On jednak wiedział w którym hotelu zatrzymała się Caroline i z pewnością oboje właśnie tam się udali, ale przecież nie zamierzał powiedzieć o tym Billowi.
            Skinął na kelnera i poprosił o czyste whisky, bo właśnie to pił cały wieczór Bill, więc niech już tym się doprawi, nie było sensu mieszać i tak jutro to odchoruje.
            – Dlaczego ona mi to zrobiła? Mówiłeś, że nikomu się nie wygada? – mamrotał, ocierając policzki mokre od łez, kiedy już usiedli.
            – Nie wiem, Bill – westchnął Bastien. – Nigdy wcześniej się na niej nie zawiodłem, byłem pewien, że zostawi to dla siebie. – Teraz żałował, że jej nie uprzedził, może lepiej by było, gdyby powiedział o tym co łączy bliźniaków, ale nie miał pewności, czy nie puści takiej informacji dalej, w końcu to byłaby sensacja i mogłaby się pokusić o sprzedaż takiego info jakiejś gazecie, chociaż z pewnością zdawałaby sobie sprawę, jaki wybuchłby skandal.
             – On mi tego nigdy nie wybaczy. – Czarnowłosy zaniósł się płaczem.
            – Wybaczy, zobaczysz, ze wybaczy. Kocha cię – Bastien starał się go jakoś pocieszyć, ale jemu też udzielał się ten smutek.
            – Co się stało? – zapytał Georg, który zobaczył ich z daleka i właśnie usiadł obok Barona. Ten spojrzał niepewnie, nie wiedząc, czy może cokolwiek mówić, ale odezwał się Bill:
– Ta szmata Caroline sprzedała mnie i Tom pojechał z nią do hotelu.
            – Co? Jak to; sprzedała cię? – Georg niewiele z tego zrozumiał, a Bastien wciąż milczał.
            – Opowiedz mu, bo ja nie mam siły. – Wokalista skinął głową w stronę DJ’a, a ten zapytał:
            – To on wie?
            – Wie.
            W sumie wcale go to nie zdziwiło, bo Georg był ich najlepszym przyjacielem, więc kto miał wiedzieć, jak nie on?  Teraz zdziwiony spojrzał na Bastiena.
            – Co wiem?
            – Że oni żyją jak para.
            – A to ty też wiesz? Skąd? Powiedzieli ci? – Georg uniósł brwi w geście zdziwienia, bo przecież to miała być ich tajemnica.
            – Nie powiedzieli, nakryłem ich na seksie w studio.
            Przyjaciel parsknął śmiechem.
            – Wiedziałem, że to się kiedyś głupio wyda, ale o co teraz chodzi? I czemu on ryczy? – Wskazał ruchem dłoni na Billa.
            – W Atlancie zaćpaliśmy i zrobiliśmy sobie trójkąt, on przeleciał Carole, a ja jego. To miało być naszą tajemnicą, a ona o wszystkim powiedziała Tomowi.
            – No kurwa! A nie mówiłem?! – wrzasnął Georg. – Wiedziałem, że nie był tam aniołkiem, wiedziałem, kurwa! I dobrze! Wreszcie się skończy ta wasza pojebana relacja! – Basista wcale nie żałował obydwu, a teraz poczuł ogromną wściekłość: – Swoją drogą, jak mogłeś mu to zrobić ty debilu!? – wydarł się na swojego przyjaciela. Bill jednak nie odpowiadał, ułożył przedramiona na kolanach i skrył w nich głowę, zanosząc się płaczem.
            – Chyba trzeba go odholować do hotelu, bez sensu żeby tu siedział i ryczał.
            – Nie jadę do żadnego hotelu, Toma na pewno tam nie ma. No chyba, że zawieziecie mnie tam gdzie zatrzymała się ta kurwa, to z chęcią ją zajebię – Spojrzał na Barona, unosząc głowę, ale ten się nie odezwał, tylko wyjął chusteczkę i mu podał.
            – I po co? Myślisz, że wpuszczą cię do pokoju, idioto?! – huknął na niego Georg. – Uważam, że dostałeś to, na co zasłużyłeś. W najlepszym wypadku.
            – Jak to? – Czarnowłosy spojrzał na niego oczyma pełnymi łez.
            – Nie chcę być złym prorokiem, ale myślę, że teraz to już koniec. On ci tego nigdy nie wybaczy.
            – Ale ja jestem mu wierny od powrotu z Atlanty! I byłbym, Georg, przysięgam!
            – Taa…? – kumpel uśmiechnął się drwiąco. – To po chuj się spotykałeś z Jurgenem?
            – Nie spotykałem się z nim, kurwa! – Bill walnął zaciśniętą pięścią o podłokietnik siedziska.
            – I czego kłamiesz? Przecież cię wiedzieliśmy z nim w kawiarni.
            – Umówiłem się z nim, żeby zobaczyć motor jaki chcę kupić Tomowi na gwiazdkę, a nie na randkę, do kurwy! To miała być niespodzianka!
            Georg popatrzył na niego i kiwnął głową.
            – No to sam widzisz, nikt nie ma do ciebie już zaufania, po tym co naodpierdalałeś.
            Tragiczny w skutkach finał tego wieczoru, dla Billa nie trwał zbyt długo. Zdruzgotany i załamany szybko się upił i chłopcy odholowali go do hotelu, jednak nie zostawili samego. Dopóki nie wróci Tom, postanowił zostać z nim Georg, który położył się w łóżku kolegi. Do południa powinni opuścić pokoje, więc nastawił sobie budzik na dziesiątą, chociaż miał nadzieję, że wcześniej zostanie obudzony przez Toma, jednak nic takiego się nie stało. Słysząc znajomy i znienawidzony dźwięk pobudki, otworzył oczy i ze zdumieniem zobaczył, że jego przyjaciela nie ma, a tuż obok śpi jedynie Bill. Czyżby Tom aż tak zaszalał? Najwyższa pora była, aby wreszcie wrócił do hotelu, przecież o trzynastej mieli wyjeżdżać do Berlina. Chwycił więc za telefon, aby zadzwonić do kumpla, jednak w słuchawce usłyszał znajomy komunikat: „Abonent jest poza zasięgiem, lub ma wyłączony telefon”. No cóż, nie było rady, trzeba będzie obudzić Billa, żeby chociaż spakował siebie i jego rzeczy, czasu nie zostało zbyt wiele. Jeśli rozładował mu się telefon, z pewnością lada chwila tu będzie.
            – Wstawaj, już dziesiąta, musisz się spakować, bo trzeba opuścić hotel. – Szarpnął go za ramię, potrząsając.
            – Zaraz Tommy, jeszcze chwila – wymamrotał czarnowłosy, zupełnie nie kontaktując z rzeczywistością.
            – Toma nie ma! Wstawaj Bill, bo ja też muszę iść i się spakować! – powiedział teraz zdecydowanie głośniej. Czarnowłosy otworzył oczy i spojrzał na niego nieprzytomnie.
            – A gdzie jest Tom?
            – Nie wiem, nie wrócił jeszcze. Musisz i jego spakować.
            – Jak to nie wrócił? Skąd? – Bill patrzył na Georga ze zdziwieniem, jakby zupełnie nie pamiętał co stało się tej nocy.
            – Nic nie pamiętasz, czy rżniesz głupa?
            Bill natychmiast usiadł, wspierając ciężar ciała na rękach. Dopiero teraz wspomnienia tej nocy wróciły bolesnym ukłuciem serca.
            – Nie-nie ma go jeszcze? – zapytał, zająknąwszy się i uniósł na Georga przerażone spojrzenie.
            – No nie ma, zabalował. Wstawaj, musisz spakować siebie i jego, może zaraz wróci.
            – Zadzwonię – wymamrotał łamiącym się głosem i drżącą dłonią sięgnął po swoją komórkę, która leżała na nocnej szafce. Ktoś musiał mu ją wyjąć z kieszeni kiedy odholowali go do hotelu, ktoś też go rozebrał, ale nie pytał już o nic przyjaciela, bo niewiele go to obchodziło w tej chwili.
            – Padł mu telefon, albo wyłączył. Zresztą chuj go tam wie. Ja idę do siebie, a ty się ogarnij.
            Bill siedział z telefonem przy uchu, musiał sam to sprawdzić, ale Georg miał rację, Tom miał wyłączoną komórkę. Znów zapiekły go oczy, ale wiedział, że nie może się teraz rozkleić. Musiał wstać, pozbierać się naszykować do wyjazdu, może on zaraz pojawi się w drzwiach?
            Zwlókł się z łóżka, poszedł do łazienki, aby się odsikać i przemyć twarz, a potem wrócił do pokoju i dopiero wtedy zauważył, że walizki Toma, ani gitary i innych jego osobistych rzeczy po prostu nie ma. Pociemniało mu w oczach, aż przysiadł na łóżku. Serce waliło mu z przestrachem i zupełnie nie wiedział co to może oznaczać; czy Tom wyjechał z tą dziwką, czy sam wrócił do domu? A jeśli po prostu od niego uciekł? Ogarnęła go rozpacz, bo umysł podsyłał najczarniejsze wizje. Z oczu popłynęły łzy, a po chwili płacz przerodził się w głośny szloch.

piątek, 11 października 2019

Część 72.



Część 72.


            Jeszcze raz wyszli na scenę kłaniając się w świetle reflektorów i błyskających fleszy aparatów, słysząc skandowanie i piski fanek. Tym razem było ich pięciu. Ostatni koncert dał im wiele radości, ale byli już zmęczeni tą trasą i potrzebowali odpoczynku, na który wyczekiwali. Zbliżały się święta, a w styczniu chłopcy mieli lecieć na zasłużony urlop. Bill cieszył się na ten czas, na gwiazdkę podaruje Tomowi najlepszy prezent w życiu, a potem tylko z nim spędzi znów cudowne chwile na Malediwach.
            Kiedy zeszli ze sceny, mieli jeszcze trochę czasu na prysznic i przygotowanie się do spotkania z fanami, a potem czekała ich impreza w klubie, jaki wynajęli dla siebie i zaproszonych gości na zakończenie trasy.
            – Było mega, ale nareszcie koniec! – zaśmiał się Georg, kiedy wsiedli do vana, jaki miał zawieźć ich do klubu.
            – Pić mi się chce, jak sam skurwysyn – jęknął Tom.
            – Proszę! – W jego kierunku wyciągnęła się ręka Gustava, która trzymała butelkę z wodą mineralną.
            – Nie tego, idioto!
            Wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem. Oczywiście, że zdawali sobie sprawę z tego, czego teraz chętnie napiłby się gitarzysta, ale trzeba było zaczekać na to jeszcze jakieś kilkanaście minut, nim dojadą na miejsce. Tam powinni już czekać zaproszeni goście, czyli znajomi i wszyscy, którzy pracowali przy płycie i koncertach. Oni nie mieli spotkania z fanami, więc pewnie już się bawili czekając na nich. I faktycznie tak było, kiedy dotarli do klubu, zabawa trwała w najlepsze, jednak kiedy tylko weszli, muzyka na chwilę zamilkła, wszyscy zaczęli skandować nazwę zespołu i wystrzeliły korki od szampanów. Kiedy już chwycili swoje pełne trunku lampki i wypili toast, co chwilę ktoś podchodził, gratulował, podawał dłoń, czy wręcz przyjaźnie ściskał. Każdy z współtwórców zaprosił swoich gości, klub był wynajęty na sto osób i w tej liczbie mieli się zmieścić.
            Bill nie liczył, ile razy tego wieczoru powiedział „dziękuję”, ale w jego życiu bywały takie dni, kiedy używał tego słowa bardzo często. Uśmiechał się przy tym i był szczęśliwy, nie tylko z powodu końca trasy, ale także i perspektywy odpoczynku, dzielenia tego czasu relaksu tylko z Tomem. Przyjmując gratulacje, zgubił gdzieś swojego bliźniaka i teraz rozejrzał się za nim po sali. Kiedy go dostrzegł, odrobinę zrzedła mu mina, bo zobaczył, że właśnie na jego szyi zawisła Danielle. Prawdopodobnie też gratulowała mu sukcesu, ale za nic nie chciał, aby ta zażyłość potrwała nieco dłużej, dlatego też niezwłocznie postanowił ruszyć w ich kierunku. Jednak kiedy zrobił kilka kroków, ktoś chwycił go za rękę i tuż za sobą usłyszał znajomy głos:
            – Hej, przystojniaku! Dokąd to? – Odwrócił się i zobaczył Caroline. Przez głowę przemknęła mu myśl: „Co ona tutaj robi?”, ale szybko przypomniał sobie, że pewnie zaprosił ją Bastien, przecież miał takie prawo.
            – O, cześć! – Uśmiechnął się, ale nie krył swojego zaskoczenia.
            – No chyba się nie dziwisz, że mnie widzisz, gratuluję sukcesu płyty i super koncertów! Nie widzieliśmy się od Atlanty, to nie miałam kiedy ci powiedzieć, że płyta jest genialna!
            – Dzięki! To także wkład twojego przyjaciela i wcale się nie dziwię, przecież Bastien miał prawo zaprosić kogo tam chce, po prostu mnie zaskoczyłaś.
            – Słyszałam, że między wami nic nie wyszło. – Popatrzyła na Billa, przekręcając głowę. Zerknął nerwowo w stronę Toma, który rozmawiał z Danielle, ale w tej chwili nie zmartwiło go to szczególnie, bo byli w towarzystwie kilku innych osób. Teraz bardziej zdenerwowała go Caroline i temat, jaki zaczęła poruszać.
            – Nie miało co wychodzić, bo ja kogoś mam – uciął.
            – Tak, słyszałam – odpaliła, aż go zamurowało. Czyżby Bastien jej o wszystkim powiedział?
            – Co słyszałaś? – Zmarszczył brwi, wbijając w nią przenikliwe spojrzenie.
            – Bastien mi mówił, że jesteś z kimś związany, szkoda tylko, że tego kogoś zdradzałeś – uśmiechnęła się drwiąco. Denerwowała go jeszcze bardziej. Co za bezczelna dziewucha!
            – To nie twoja sprawa, Caroline. Było, minęło, omal nie rozjebał mi się przez to związek, więc nawet nie chcę na ten temat rozmawiać – warknął. Już się wystraszył, że blondyn nie dotrzymał słowa, ale wyglądało na to, że ona nie wie z kim jest.
            – Poznasz mnie ze swoim bratem? – Uśmiechnęła się promiennie. – Kiedyś mi to obiecałeś.
            – Może później, teraz z kimś rozmawia – wymigał się, spoglądając w jego stronę. Tak naprawdę wcale nie chciał, żeby się poznali. Nie chodziło nawet o to, że Caroline może mu się spodobać, choć kiedyś to byłoby bardzo prawdopodobne, ale teraz bardziej bał się, że szczegóły nocy w Atlancie mogą wyjść nieopatrznie na jaw, i choć obiecała mu trzymać język za zębami, to nie ufał jej ani trochę. Chciał się jej pozbyć i po chwili mu się to udało, bo właśnie znów ktoś składał mu gratulacje. Po chwili przerwy, muzyka zaczęła głośno grać i część ludzi ruszyła na parkiet, a inni utknęli przy stolikach i przy barze, gdzie dostrzegł blond czuprynę Bastiena. Trzymał się w pobliżu, chcąc wyczekać odpowiedni moment, aż któryś ze stołków po jego lewej, bądź prawej stronie się zwolni. W międzyczasie rozmawiał z napotkanymi znajomymi, co chwilę wymieniając u kelnera pusty kieliszek na pełny. Jego uwaga tego wieczoru była bardzo podzielna, bo z jednej strony obserwował Toma, a z drugiej pilnował Barona. Lubił imprezy, lubił się bawić, ale teraz marzył jedynie o tym, aby ta szybko się skończyła, to wszystko było nie na jego nerwy.
            Kątem oka spostrzegł, że stołek po prawej stronie blondyna jest pusty, przeprosił więc towarzystwo, w jakim na chwilę się znalazł i ruszył szybkim krokiem w stronę baru, obawiając się, aby ktoś nie zajął mu upatrzonego miejsca.
            – Zaprosiłeś Caroline – zagadnął, siadając. Ku niemu zwróciło się zdziwione spojrzenie niebieskich oczu.
            – Tak, jest moją przyjaciółką. Masz z tym jakiś problem? – Ton głosu Barona był chłodny i oschły. Odkąd dowiedział się o ich bliźniaczej zażyłości, prawie nie rozmawiali towarzysko, a jeśli w ogóle, to zazwyczaj na tematy ściśle zawodowe.
            – Nie mam, o ile nie zacznie za dużo paplać.
            – Przecież ci obiecała, więc to, co zdarzyło się w Atlancie, zatrzyma dla siebie – rzucił blondyn, już nawet nie patrząc na Billa. Jego wzrok wbity był w puste dno szklanki. – Jeszcze raz to samo – skinął na barmana. Nie miał ochoty wdawać się w tą gadkę z Billem, który dbał tylko o swoje interesy. W jego sercu wciąż kłuła cierniem miłość do niego, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, ze jest cholernym dupkiem, to jednak nie umiał tak po prostu przestać go kochać. Nie raz wyrzucał sobie to beznadziejne uczucie, starał się myśleć o nim jak najgorzej, i chciał wybić go sobie z głowy, ale nie potrafił.
            – Rozmawiałeś z nią o moim związku, ale mam nadzieję…
            – Nie rozmawiałem o twoim związku, tylko powiedziałem, że z kimś jesteś. Bill, do cholery! Chyba cię nigdy nie zawiodłem?! – przerwał mu wpół zdania podniesionym tonem głosu.
            – Nie musisz się od razu wkurwiać, tylko się chciałem upewnić – mruknął czarnowłosy, który zdał sobie sprawę, że trochę przesadził.
            – Wiesz co? Daj mi spokój – sapnął zniecierpliwiony blondyn.

***

            Tom rozmawiał z Danielle i jej znajomymi udając, że nie interesuje go nic poza tym. Tak naprawdę jednak wciąż miał oko na to, gdzie podziewa się Bill. Jeszcze nigdy, na żadnej imprezie go aż tak nie kontrolował, nawet wtedy, kiedy bawili się ostatnio u nich w domu i mógł tam zaszyć się z kimś w jakimś pokoju. Wtedy jednak zaufał mu, uwierzył, że drugi raz mu tego nie zrobi, że nie oszuka go po raz kolejny. Będąc w Hannoverze ponownie się na nim zawiódł. Tak naprawdę nie miał pojęcia dlaczego ukrywał to zniknięcie z Jurgenem, może to nie było nic z tych rzeczy, o jakie się obawiał, ale od tamtego czasu znów był czujny. Męczyło go to bardzo, bo nie chciał takiego życia opartego na wzajemnym pilnowaniu się, braku zaufania i szczerości. Wiedział, że mimo największej miłości, taki związek jest bardzo niestabilny i nieustannie czuł się, jakby stąpał po kruchym lodzie. Podświadomie czuł, że wystarczy jakiś drobiazg i wszystko runie jak domek z kart. Trudno mu było funkcjonować z taką świadomością, a w tej chwili, mimo ogromnego starania nie potrafił skupić się na prowadzonej rozmowie, bo właśnie zauważył, że Bill siedzi z Bastienem przy barze. Ich kontakty były ostatnio bardzo ograniczone, żeby nie rzec, że wręcz żadne. Podczas całej trasy prawie ze sobą nie rozmawiali, nawet kiedy spędzali czas po koncercie, siedząc razem ze wszystkimi, w ogóle się do siebie nie odzywali, a teraz proszę bardzo, czyżby nagle rozwiązał im się język przy tym barze? No dobra, póki co nie było sensu drzeć o to szat, przecież pogadać zwyczajnie czasem mogli, jednak Tom profilaktycznie co kilka minut zerkał w tamtą stronę, aż do momentu, kiedy tuż obok niego pojawiła się piękna, intrygująca blondynka. Znał tę twarz, na pewno widział ją na filmikach z występów Bastiena, więc to musiała być jedna z jego wokalistek.
            – Dobry wieczór – Uśmiechnęła się promiennie. – Bill obiecał mi nas sobie przedstawić, ale się wymigał i uciekł, więc zrobię to sama. Miło mi cię poznać, Tom. – Podała mu delikatną dłoń. – Caroline Wise, śpiewałam w duecie z twoim bratem.
            No oczywiście! Więc dobrze kojarzył, to była ta dziewczyna, która poleciała z nimi do Atlanty.
            – Oczywiście, poznaję. – Odwzajemnił uśmiech i szarmancko pocałował jej dłoń. – Na żywo jesteś jeszcze piękniejsza! – zdobył się na szczery komplement zupełnie nie zważając, że wciąż jest w towarzystwie Danielle i jej znajomych. Brunetka spojrzała na niego z wyrzutem i choć tego nie widział, to jednak niemal w tej samej chwili skarcił się w myślach. Nie chciał, aby pomyślała sobie, że ma ochotę na kolejną zdobycz, bo nawet nie było mu to w głowie.
            – To jest Caroline, współpracuje z Baronem – pospiesznie przedstawił dziewczynę koleżance.
             Cześć, miło mi, Danielle od spraw promocji zespołu. – Brunetka uścisnęła blondynce dłoń i zmierzyła ją wzrokiem. Już wcześniej rzuciła jej się w oczy, choć nie miała pojęcia kim jest, nie oglądała setów Bastiena w internecie, ani nie chodziła do jego klubu, ale te nogi nie mogły pozostać niezauważone, zresztą widziała, jak Caroline mierzy wzrokiem niemal każdy mężczyzna. Miała tak krótką mini, że gdyby się nachyliła, z pewnością pokazałaby pośladki, ale najwidoczniej właśnie o takie zwrócenie uwagi jej chodziło. Według Danielle ubrana była wyzywająco, jak zwykła ździra, chociaż w myślach karciła się za złośliwość, ale prócz bardzo krótkiej spódnicy miała opiętą bluzkę z dużym dekoltem, no i była bez stanika, co też od razu zauważyła, bo pod cienkim materiałem prężyły się sterczące sutki. W dodatku wdzięczyła się do Toma, nieustannie kokieteryjnie się uśmiechając, prężąc przed nim, i co rusz przeczesując palcami długie włosy. Zupełnie też zignorowała całą resztę towarzystwa, zwracając się tylko do niego:
            – Fajna impreza, super, że ją zorganizowaliście, wreszcie mogłam cię poznać.
            Gitarzysta też chyba na jej widok zapomniał o całym świecie, a już z pewnością o wszystkich z którymi wcześniej rozmawiał, bo teraz jego wzrok ewidentnie zatrzymał się na jej cyckach.
            – Tak bardzo tego chciałaś? – zaśmiał się.
            – Oczywiście, od dawna, ale nie było okazji, nie wpadłeś na imprezę u Barona, a na to właśnie liczyłam.
            – Niestety, wtedy byłem uziemiony przez nogę.
            – Tak, słyszałam o tym nieszczęściu – Caroline cały czas uśmiechała się, zarzucając do tyłu włosy i nawet ton jej głosu się zmienił. Tom zawsze bardzo jej się podobał, a teraz miała go żywego przed sobą i najlepszą okazję, aby poznać go bliżej. W głowie już snuła wizję wspólnej nocy, albo po tej imprezie, albo w jakiejś najbliższej przyszłości. Wyrwanie faceta do łóżka, nie stanowiło dla niej żadnego problemu, bo jeśli jej się ktoś spodobał, potrafiła wykorzystać okazję i nigdy nie zdarzyło jej się, aby nie postawić na swoim. Nawet jeśli facet nie wychodził sam z inicjatywą, brała sprawy w swoje ręce i nigdy nie spotkała się z odmową. Zerknęła na towarzystwo które przed chwilą było z Tomem, a teraz właśnie się oddaliło, co oznaczało, że miała go tylko dla siebie, o ile znów się ktoś nie przyczepi, więc dobrze by było zaszyć się z nim w jakimś przytulnym kącie. A on jakby czytał jej w myślach.
            – Może gdzieś usiądziemy? – zaproponował, chociaż wcale nie miał w głowie tego samego co ona, ale właśnie uzmysłowił sobie, że dziewczyna była na tej imprezie, o której wiedział tylko tyle, że Bill z Georgiem urżnęli się do nieprzytomności. Nadarzyła się więc dobra okazja, aby wyciągnąć z niej coś więcej, a do tego potrzebował spokojniejszego miejsca. Caroline ochoczo kiwnęła głową.
            – Jasne, z wielką chęcią.
            – Napijesz się czegoś? – zapytał Tom i w międzyczasie skinął na przechadzającego się w celu zbierania zamówień, kelnera.
            – Może być coś mocniejszego, niech zaszumi mi w głowie. – Puściła mu oczko.
– Dwa razy whisky z lodem, będziemy na tamtej kanapie – wskazał jedną z wolnych, gdzie podeszli siadając. Nie mógł sobie odmówić zlustrowania jej nóg, kiedy ostentacyjnie zakładała jedną na drugą. Pomyślał teraz, że trochę za późno ją poznał, bo o wiele bardziej wolałby zemścić się na Billu z nią, niż z Danielle. Wyglądała na taką, co z niejednego pieca chleb jadła i z pewnością zna się na sztuce kochania, chociaż, może to były jedynie pozory?
– No właśnie, podobno impreza była przednia – zaczął, nie wypytując o nic, to mogłoby wzbudzić jej podejrzenia.
– Przednia, to mało powiedziane – odparowała. – Większość się zapiła, zaćpała, a potem sam wiesz, jak to się toczy.
– No domyślam się, o ile nie urwie się film.
– No właśnie, twojemu bratu się wtedy urwał – zaśmiała się.
– No słyszałem, widziałaś to? Może najpierw narozrabiał, jest nieobliczalny gdy się upije. – Tom zawtórował jej śmiechem. Starał się mówić swobodnie, aby nie wzbudzić żadnych podejrzeń. Wiedział, że jest przyjaciółką Bastiena, ale miał nadzieję, że nie powiedział jej o tym, co łączy go z własnym bratem.
– Wiesz, tak szczerze, to chyba nie było jakiejś znaczącej rozróby, coś pewnie by mi się obiło o uszy.
– To niesamowite, że nic na nabroił.
– Może i nabroił, tam wszyscy robili głupstwa, ale niewiele widziałam, bo się zmyłam z kimś w bardziej ustronne miejsce, sam rozumiesz… – Powiedziała to nieco ciszej, ale, aby w tym gwarze Tom mógł usłyszeć, przechyliła się i zbliżyła usta do jego ucha. Przy tejże okazji, wyeksponowała swoje piersi, które obnażał potężny dekolt, a materiał bluzki ledwie zakrywał sutki. Jak przystało na mężczyznę z krwi i kości, gitarzysta nieco dłużej zatrzymał w tym miejscu swój wzrok.
– No tak, chyba rozumiem.
Caroline ostentacyjnie oblizała usta.
– Seks na takich imprezach jest niesamowity, bo do ogólnej przyjemności, dochodzi jeszcze słodki dreszcz niepewności. Ktoś wpada ci w oko, pociąga cię, idziesz z osobą, której nie znasz, albo znasz trochę, ale nie wiesz jaka jest w łóżku. Czasem się zawodzisz, a czasem przyjemnie zaskakujesz na tyle, że chcesz to z tym kimś powtórzyć. – Znów się wyprężyła, tym razem w pozycji siedzącej, wypięła do przodu piersi, a jej sutki odznaczyły się jeszcze bardziej, co od razu przykuło uwagę szatyna. Wysnuł wniosek, że ta opowieść o przypadkowym seksie, musiała ją podniecić. Widać było, że lubi takie przygody, ale dla pewności zapytał:
– Lubisz takie spontaniczne numery?
– Uwielbiam… Kiedyś się ustatkuję, będę miała męża i dzieci, i będę wierną żoną, a póki co korzystam z życia i robię to, na co mam ochotę, a na seks mam niemal nieustanną… Sam rozumiesz! – Znów się śmiała, szczerze i głośno.
– Też to kiedyś lubiłem.
– A teraz już nie? – Uniosła brwi w zaskoczeniu.
– Teraz mam kogoś.
Na te słowa tylko lekko się uśmiechnęła.
– Daj spokój, Tom. Jesteś zbyt przystojny, żeby to robić z jedną osobą i pewnie zajebisty w łóżku. Daj sobie szansę i innym, na więcej przyjemności – mruknęła, znów przesuwając palcami po długich włosach, po czym sięgnęła po szklankę, z której upiła nieco alkoholu.
Pokręcił głową rozbawiony i także wychylił ze swojego szkła. Nie miał zamiaru wskakiwać do jej łóżka, ale czerpał przyjemność z tej rozmowy. Chwilami zastanawiał się, czy nie zakrawa to na jakiś jawny flirt? Ale co tam, pogadać nie zaszkodziło, tym bardziej, że dziewczyna była chętna, ale nie nachalna. Musiał się tylko pilnować, aby nie poruszać takiego tematu przy Billu, bo mógłby się nieźle wkurzyć. Zerknął w stronę baru, gdzie bliźniak wciąż siedział, tylko teraz zmieniło się towarzystwo po jego lewej stronie, Bastiena zastąpił Lucas, ale ten był zupełnie nieszkodliwy. Bill zapalczywie z nim o czymś rozprawiał, co mógł wywnioskować z jego gestów i mowy ciała, i chyba nawet się za nim nie rozglądał po sali. I całe szczęście, bo mimo, iż nie robił niczego złego, to jednak mógłby się wkurzyć, widząc go dłuższy czas w towarzystwie blondynki, która właśnie zaproponowała:
            – A może zatańczymy…?
            – A wiesz, że z chęcią? Dawno nie tańczyłem – zgodził się ochoczo.

***

            – Kocham moją pracę, ale tak naprawdę, to ja jestem już zmęczony – jęknął Bill, popijając swojego drinka.
            – Mamy do wiosny spokój i odpoczynek – odpowiedział Lucas.
            – Szkoda, że wyjeżdżamy dopiero za półtora miesiąca, już bym chętnie pojechał i poleżał na plaży – odparł, a w myślach dodał: „I całe noce kochał się tam z Tomem…”
            – Zobaczysz, jak szybko zleci, po drodze święta.
            – No właśnie, a ja będę miał zajebisty prezent dla Toma – wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
            – A co takiego?
            – Nie mogę powiedzieć, to niespodzianka.
            – No powiedz, przecież nie puszczę pary z gęby.
            – Nie ma mowy, nic nikomu nie powiem, bo jeszcze ktoś się wygada, Tom się dowie i dupa z niespodzianki, a to jest naprawdę zajebiste, takiego prezentu jeszcze nie dostał.
            – No ciekawe.
            – Sam zobaczysz! – Bill poklepał kumpla po ramieniu i przywołał barmana, aby zamówić kolejnego drinka. Siedział tu już dość długo, wprawdzie Bastien zaraz odszedł, ale dosiadł się Lucas z którym sympatycznie mu się gwarzyło, i właśnie uzmysłowił sobie, że nie ma pojęcia gdzie podziewa się jego brat. – No właśnie, ciekawe gdzie on jest? – zastanowił się głośno i odwrócił. Nim jednak wyłowił go wzrokiem, pierwszy dostrzegł go Lucas.
            – Ty, a co za dupę on poderwał? Ale niezła lufa!
            – Gdzie? – zapytał czarnowłosy z przestrachem, bo wciąż nie mógł go dostrzec, ale jedynie dlatego, że wcale nie patrzył na taneczny parkiet. Do głowy by mu nie przyszło, że on teraz tańczy.
            – No tam, tańczy z taką niezłą blondyną. Skądś ją znam. – Głośno myślał kumpel.
            – Tańczy?! – Dopiero teraz Bill skierował wzrok na tańczących i wstrzymał oddech. To, co zobaczył, wcale mu się nie spodobało. Ta cholerna Caroline poradziła sobie sama, jakimś cudem poznała Toma, a mało to, właśnie z nim tańczyła! To, że byli tak blisko i rozmawiali, nie wróżyło niczego dobrego. Musiał go jakoś od niej odciągnąć.
            – Kurwa – mruknął.
            – Co? – Lucas spojrzał na niego zdezorientowany.
            – Nic, to zwykła ździra, lepiej jak go od niej odciągnę. Powiem, że chcesz z nim pogadać.
            – A niby o czym? Szczerze, to wolałbym pogadać z tą laską – zażartował chłopak.
            – To idź mu ją odbij, albo coś wymyśl – palnął Bill, który nawet nie czekał, aż kawałek się skończy i będzie mógł im przerwać. Właśnie podniósł się z barowego stołka i ruszył na parkiet, ale ubiegł go Marcus, który zabrał Toma na stronę, a widząc zbliżającego się Billa, skinął również na niego. Był w towarzystwie kilkorga swoich znajomych, którzy bardzo chcieli ich poznać, bo wcześniej nie mieli okazji. Czarnowłosemu było wszystko jedno, byleby tylko Caroline odczepiła się od Toma i to się w tamtej chwili udało.

***

            Bastien czuł, że powinien szczerze pogadać z Tomem. Od czasu, kiedy jego romans z Billem wyszedł na jaw, gitarzysta traktował go z ogromnym dystansem i wiedział, że właśnie to jest tego przyczyną. Wcześniej mieli bardzo dobre relacje i świetnie im się ze sobą pracowało. Wiedział, że już raczej nie ma co liczyć na podobną współpracę, ale nie chciał mieć w nim wroga. Jednak nie było nigdy dobrej okazji do rozmowy, bo Tom zazwyczaj go unikał. Tutaj także raczej na to nie liczył, bo koło bliźniaków nieustannie się ktoś kręcił, a nie miał za bardzo czasu pilnować chwili, kiedy Tom będzie sam, bo wątpił, czy taki moment nastąpi. Na dodatek chyba spodobał się Caroline, bo ciągle była w pobliżu i zapewne postanowiła nie przegapić żadnej okazji. Widział, jak Bill się o to wkurzył, robiąc mu chyba jakieś wymówki, jak zorientował się po mimice ich twarzy. Miał nawet ochotę jej powiedzieć, że na darmo się trudzi, ale pewnie by wypytywała skąd to wie, dlaczego, i tym podobne, więc wolał sobie tego oszczędzić. No i miał trochę zabawy przyglądając się, jak mu nadskakuje, i jak się przed nim pręży. Wydawało mu się, że podoba się Tomowi i gdyby nie Bill, pewnie chętnie by ją przeleciał, a jej towarzystwo z pewnością nie było mu niemiłe. Gitarzysta był stuprocentowym facetem i pamiętał, że kiedyś bardzo lubił kobiety, dlatego wciąż zastanawiał się, jakim cudem związał się z własnym bratem? Nigdy by go nie podejrzewał o jakieś homoseksualne związki, chociaż czarnowłosy był z pewnością wart nawet tego, aby zmienić orientację i tu zupełnie mu się nie dziwił.
            Kiedy Bill gdzieś zniknął, może poszedł do toalety, albo zapalić, zauważył, że Tom siedzi przy barze i właśnie został sam. Rozejrzał się w poszukiwaniu Caroline, bo nie wierzył, że przepuściła taką okazję, ale jej także nigdzie w pobliżu nie było. Po jego prawej stronie krzesło nie było puste, ale ten ktoś był zajęty rozmową z inną osobą, natomiast po lewej nie było nikogo i szatyn samotnie sączył trunek ze swojej szklanki. Bastien postanowił wykorzystać okazję i wiedział, że musi zająć to miejsce szybko, bo właśnie dostrzegł, że zmierza ku niemu Caroline, która wyrosła jakby spod ziemi. Na szczęście zobaczyła go, a on machnął jej dłonią i pokręcił głową na znak, żeby na razie dała sobie spokój. Zrobiła zrezygnowaną minę i odpuściła.
            DJ zajął stołek obok Toma, który odwrócił się, aby spojrzeć kto siada obok niego, ale nie odezwał się.
            – Jeszcze jedną whisky – skinął na kelnera.
            – Dwie – dodał Baron i po chwili tuż przed nimi stały pełne szklanki. – Wreszcie dorwałem cię samego – zaczął.
            – To już trzecia osoba, która dziś na mnie poluje – zaśmiał się gitarzysta.
            – Tak, zauważyłem to i nie myślałem, że mi się uda. – Wesoło odparł Bastien. Czyli Tom miał świadomość, kto go pilnuje, czemu w sumie wcale się nie dziwił. Zarówno Bill, jak i Caroline, robili to bardzo ostentacyjnie.
            – Masz jakąś sprawę, czy tak chciałeś pogadać? – zapytał.
            – Właściwie to sam nie wiem, chciałem się wytłumaczyć i przeprosić.
            – Za co? – Tom ze zdziwieniem podniósł brew i spojrzał na blondyna.
            – Za całokształt. Wiesz, ja nie miałem pojęcia co was łączy, nawet bym nie przypuszczał, kiedy mówiliście, że kogoś macie. W zasadzie wiedząc, że Bill jest z kimś związany, powinienem odpuścić, ale myślałem, że uda mi się go odbić temu komuś, nie znałem gościa i walczyłem o swoje szczęście, gdybym wiedział, że to ty…
            – Daj spokój, było minęło. W sumie nie powinienem cię winić, byłem po prostu zły. Bill doskonale wiedział co robi i myślał, że to nie wyjdzie na jaw, ale miał pecha. Chociaż gdyby nie to, pewnie nie raz doprawiłby mi rogi, a ja nic bym nie wiedział, bo miał farta, że jesteś dyskretny.
            Bastien wziął potężny łyk alkoholu. A jednak, tak jak przypuszczał, czarnowłosy nie powiedział bratu o pozostałych dwóch razach, nie przyznał się, ale w sumie nie dziwił mu się, pewnie się bał. On też nie zamierzał go zdradzić, pogodził się z faktem, że między nimi wszystko skończone i nie chciał zniszczyć jego szczęścia. Kochał go i mimo swojego złamanego serca, życzył mu jak najlepiej.
            – Ale ma nauczkę i już cię nie zawiedzie – odpowiedział.
            Tom westchnął, lecz nic nie powiedział. Słowa Bastiena były pokrzepiające, ale nie miał co do Billa stuprocentowej pewności. Wprawdzie po tym wypadzie w Hannoverze już nigdzie się sam nie wypuszczał, ani nie zauważył niczego niepokojącego, to jednak jego zaufanie było bardzo ograniczone.
            – Tak szczerze, to ja już nie ufam mu w stu procentach, nie potrafię.
            – Wierzę ci, mam jednak nadzieję, że już nic się między wami nie zepsuje.
            – Jeśli był i będzie ze mną szczery, to będzie w porządku.
            Bastien nie odpowiedział, ale to co usłyszał wzbudziło w nim lęk. Miał jednak nadzieję, że Tom nigdy nie dowie się o tym, co zataił przed nim Bill, no bo w sumie niby od kogo miałby się dowiedzieć? On z pewnością nie zamierzał mu o niczym powiedzieć, pozostawała jeszcze Caroline, ale ona też obiecała Billowi dyskrecję. Raczej mógł być spokojny. Zmienili temat rozmawiając jeszcze jakiś czas, aż do chwili, kiedy za nimi stanął Bill.
            – A co tu za jakieś ploteczki?
            – No skoro gdzieś zniknąłeś, to my ucinamy pogawędkę – odpowiedział Bastien.
            – No właśnie, gdzie byłeś? – zapytał Tom, odwracając się.
            – Nie mogłem tu dotrzeć, bo ciągle mnie ktoś zatrzymywał po drodze. Właściwie to chciałem zabrać Bastiena, bo ktoś chce go poznać.
            – Kto? – zapytał blondyn.
            – Przyjaciel, no chodź! – Pociągnął go za rękę. – Tom, ty też chodź.
            – Ale kto chce go poznać? – Tym razem zapytał gitarzysta.
            – Manuel, no chodźcie! – Na drugim końcu sali, czekał przyjaciel z dzieciństwa bliźniaków. Bardzo lubił muzyką Bastiena i od początku imprezy, co jakiś czas męczył Billa, żeby go z nim poznał.
            – Nie, ja posiedzę, idźcie sami, po co ja tam potrzebny? Zresztą już dziś z nim gadałem - odparł brat, któremu nie chciało się ruszyć i miał ochotę dopić swojego drinka.
            – Ale nie ruszaj się stąd – napomniał go Bill, po czym odeszli. Gdyby wiedział, że nieopodal Caroline tylko czyha na taką okazję, z pewnością nigdzie by się nie oddalał i pilnował bliźniaka do końca imprezy.
            – To znowu ja… – mruknęła, siadając na stołku tuż obok, na którym dopiero co siedział Bastien, bokiem do baru, tak, aby mogła wyeksponować swoje nogi. Jeden łokieć oparła o ladę i przekrzywiła głowę, z uśmiechem patrząc na Toma. Ten zerknął na nią, obdarzając podobnym grymasem ust.
            – No, dopiero co się śmiałem do Barona, że ciągle ktoś mnie pilnuje, żebym nie był pięciu minut sam – zażartował.
            – Jesteś tego wart, a ja pilnuję cię cały wieczór i najlepiej wiem, jak bardzo trudno dorwać cię znów samego. Skoro mi się to w końcu udało, już cię nie wypuszczę. – Ostentacyjnie założyła nogę na nogę. Każdy jej gest i ruch był bardzo erotyczny, wręcz zachęcający. Faktycznie, pewnie niejeden koleś nie mógł jej się oprzeć, ale Tom nie zamierzał ulec jej czarowi, chociaż to pewnie byłoby niezłe doznanie, lecz nigdy nie zdradziłby Billa, ot tak dla zachcianki.
            – Jaka groźba! – zaśmiał się. – Napijesz się czegoś?
            – Tego samego co wcześniej, nie będę mieszać – odparła i wspierając brodę na dłoni, wciąż wpatrywała się w Toma, który skinął na barmana zamawiając kolejne whisky dla niej i dla siebie.
            – Ciekawe ile takich potrzeba, żeby cię upić – puścił jej oczko.
            – Sporo, mam mocną głowę, ale wcale nie trzeba mnie upijać, żeby wykorzystać – odparowała.
            – Nie zamierzałem cię wykorzystać.
            – Nawet gdybyś to zrobił, nazwałabym to zupełnie inaczej.
            – Jak?
            – Obopólną przyjemnością… – Przesunęła opuszką palca po dekolcie, zsunęła go na materiał bluzki i zatoczyła nim kółko wokół sutka, który jeszcze bardziej się uwydatnił.
            – Nie wątpię, zazwyczaj czerpie się przyjemność z takich chwil. – Tom odwrócił głowę, mierząc ją wzrokiem. Przyglądał się jej gestom, ale jakoś szczególnie go one nie poruszały. Kiedyś pewnie wziąłby ją za rękę i zaciągnął w jakieś ustronne miejsce, szybko się zaspokajając, a potem zabrałby do hotelu i nie wypuścił do rana, albo i do południa, ale nie teraz, nie dziś. Dziś miał Billa, którego kochał nad życie i tylko on się liczył, i to z nim zamierzał spędzić ostatni skrawek tej nocy.
            – Możemy czerpać ją wspólnie, w każdej chwili… – mruknęła.
            Tom uśmiechnął się tylko, ale nie odpowiedział, bo właśnie barman postawił przed nimi pełne szkło, więc chwycił swoją szklankę i upił kilka łyków. Obejrzał się za siebie, czy przypadkiem nie zbliża się Bill z odsieczą, ale on gadał w najlepsze z przyjaciółmi i chyba nawet nie zauważył, w czyim towarzystwie jest jego bliźniak. W tym samym czasie Caroline przechyliła się i szepnęła mu do ucha:
            – W tajemnicy ci powiem, że bardzo mnie podniecasz…
            Tom aż drgnął, ta dziewczyna jednak robiła się bardzo namolna, ale w pewnym sensie go to bawiło i ciekaw był jej miny, kiedy powie wprost, że nie ma na co liczyć.
            – Gdybym nie był w związku, pewnie już byśmy stąd wyszli – odpowiedział jej na razie wymijająco.
            – Oj tam związek… Chyba dziś nie ma tu twojej dziewczyny, więc się nie dowie i w każdej chwili możemy stąd wyjść, albo najpierw zrobić to szybko i wyuzdanie w toalecie. – Zagryzła wargę wpatrując się w Toma, a kiedy zauważyła, że zerknął w dół na jej nogi, lekko rozchyliła uda. – Jeśli chcesz, to sam sprawdź, jaka na samą myśl o tym jestem mokra… – Chwyciła jego dłoń i już chciała wsunął ją między nogi, ale szatyn zdecydowanie się cofnął.
            – Niestety, muszę cię zawieść. Nic z tego nie będzie, musisz znaleźć sobie kogoś innego do tych zabaw – odparł wreszcie stanowczo, chcąc skutecznie ją ostudzić.
            – Hmmm… No cóż, szkoda. – Złączyła uda, upiła kilka łyków ze swojej szklanki i dodała: – Myślałam, że przekonam się, że jesteś w tym równie dobry, jak twój brat, albo nawet lepszy.
            Tom wywrócił oczami i tylko westchnął. Dziewczyna za wszelką cenę chciała dopiąć swego i nie przebierała w środkach.
            – O tym akurat nikt się nie przekona, bo Bill nikogo nie rucha, on tylko daje dupy. Nie wiem co ci Baron naopowiadał, ale to on rżnął Billa, a nie odwrotnie – odparował.
            – Hahaha! A to dobre sobie! – zaśmiała się serdecznie Caroline. – Nie mów mi Tom, że o niczym nie wiesz.
            – O czym mam niby wiedzieć?
            – Że Bill też czasem lubi wyruchać kobietę.
            Teraz Tom się zaśmiał.
            – Za dużo się naczytałaś plotek. Kiedyś może i mu się to zdarzało, ale teraz woli facetów – odparł pewnie.
            – Nie czytam, ani nie słucham plotek, Tom. Ty naprawdę o niczym nie wiesz? Myślałam, że bliźniacy mówią sobie wszystko. – Uśmiechała się drwiąco, z wyższością i teraz to doprowadzało Toma do pasji. Czy Bill coś przed nim ukrywał? Czy nie powiedział mu całej prawdy? Jeśli faktycznie tak było, jeśli już zaczęła, musi skończyć i opowiedzieć mu o wszystkim.
            – No to mów to, czego według ciebie nie powiedział mi Bill. – Zdenerwował się i to bardzo. Ta dziewczyna musiała coś wiedzieć, o czym nie wiedział on, gdyby blefowała, nie byłaby tak pewna siebie.
            – Sądząc po twoich słowach, nie masz pojęcia, że Bill ostro wyruchał mnie w Atlancie i było mi z nim kurewsko dobrze.
            Szatyn czuł, jak krew odpływa mu w dolne partie ciała. Czy on aby się nie przesłyszał? Co ona właśnie powiedziała? Jeszcze w to nie wierzył, jeszcze wypierał z umysłu, więc wykrzesał z siebie nerwowy śmiech i już mniej pewnie odpowiedział:
            – Co ty dziewczyno pieprzysz? Mój brat od dawna nie przelatuje lasek, on daje dupy chłopakom, chyba byłaś zdrowo naćpana i nie wiedziałaś kto cię rucha.
            Na ustach Caroline nie gasł drwiący uśmiech. Miała ogromną satysfakcję z zaskoczenia Toma. Fakt, Bill ją prosił, aby nikomu o tym nie mówiła, ale kto by się teraz tym przejmował? Już dostatecznie długo trzymała język za zębami, poza tym nie mówiła o tym nikomu obcemu, a jego bratu. Teraz właściwie miała ochotę dokopać obydwu; Billowi - że już nie chciał jej wtedy mieć, i Tomowi - że nie chciał jej teraz. Skoro Bill mu o tym nie powiedział, widać był jakiś powód, aby to zataić, a ona miała z tego niebywałą przyjemność i swego rodzaju zemstę za odtrącenie. „Mnie się nie odmawia…”, pomyślała i wyrecytowała jak z nut:
            – Owszem, byłam. Wszyscy byliśmy, ale dobrze pamiętam ten wieczór. Urządziliśmy sobie takie seks-party i wtedy twój brat mnie ostro przeleciał, w tym samym czasie, kiedy rżnął go od tyłu Bastien. Szkoda, że ciebie tam nie było, może urządzilibyśmy sobie czworokąt, a nie trójkąt…