poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Część 30.


Część 30.


           
            Chciałem, aby skończył w moich ustach, wiedziałem, że to dla niego ogromna przyjemność, miałem nawet wrażenie, że lepsza, niż miałby to zrobić we mnie. Jednak Tom miał w głowie zupełnie inny scenariusz. Może z trudem oparł się pokusie, ale wtedy wcale nie był egoistyczny, on myślał o mnie, a dla mnie był to szczególny przejaw miłości.
            Tornado zmysłów rozszalało się na dobre, kiedy błyskawicznie moje plecy zetknęły się z prześcieradłem, a on rozpoczął zaborczą wędrówkę dłoni po moim ciele. Palce przesunęły się poprzez zagłębienie między pośladkami, z rozkoszą skupiając u progu wejścia tam, gdzie niebawem miał znaleźć ukojenie szalejącej burzy podniecenia. Pragnął nacieszyć się każdą chwilą doprowadzając nas obu na szczyt i wiem, że chciał odkryć ten szczyt ze mną, zdobyć jeszcze niejeden, a każdy coraz wyższy, a każdy coraz bardziej wyrafinowanym sposobem.
            Zatracałem się we wzrokowym kontakcie z nim. To jego spojrzenie... on płonął, a ja uwielbiałem ten widok. Cichy jęk umknął z jego nabrzmiałych ciepłem i pocałunkami ust. Nie mogłem odmówić sobie znów przyjemności połączenia naszych warg, czując jak jego palce niemal natychmiast wniknęły w moje wnętrze. Usta, zamknięte moimi nie mogły wypuścić ani grama powietrza, więc czułem jak jego nadmiar wcześniej wstrzymywany uciekał mu przez nozdrza. Głuchy jęk stłumił pocałunek, kiedy już poczułem namiastkę jego w sobie. Napierał opuszką palca na ten wrażliwy punkt, szykując mnie na podróż do gwiazd.
            Oderwał od siebie nasze usta, a jego palce pozostawiły mnie zupełnie pustego, więc spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, jednak pełnym nadziei, że za chwilę wypełni mnie na powrót sobą, jednak bardziej, mocniej, głębiej...
            Patrzył na mnie z taką miłością, widziałem w jego oczach ten żar i miałem pewność, że kocha mnie nad życie. Ten akt był zupełnie inny od wszystkich poprzednich, choć może odrobinę podobny do tego pierwszego, zmysłowy i czuły, ale o wiele śmielszy. Teraz już znaliśmy swoje ciała, wiedzieliśmy co najbardziej nas podnieca i nie trzeba było szukać tej właściwej drogi.
            Wypełnił mnie sobą powoli, wchodząc do samego końca i zatrzymał się, a ja natychmiast otuliłem go udami, wkradając się w zmysł jego słuchu cichym, ale bardzo zmysłowym jękiem. Nie traciliśmy wzrokowego kontaktu, ale nie mówiliśmy już nic. Pulsował we mnie swoim podnieceniem, a z każdym drgnięciem jego penisa, ja coraz głośniej wyrażałem moją przyjemność. Tylko on jeden działał na mnie w tak wyjątkowy sposób, że mógłby nawet nie poruszać się, a ja i tak spuściłbym się z rozkoszy. Nasze zbliżenia były jedyne i niepowtarzalne, wiedziałem, że już nikt nigdy nie będzie mnie tak podniecał, i z nikim nie będzie mi tak dobrze, bo tylko z moim Tomem mogłem sięgnąć gwiazd.

***

            Po chwili upojnej namiętności, Tom w końcu poruszył biodrami. Każdy jego ruch w ciasnym wnętrzu Billa przybliżał ich do spełnienia. Celebrował tę chwilę czyniąc ją wyjątkową, pragnąc zatrzymać w pamięci najdrobniejszy szczegół; roznamiętniony wyraz jego twarzy, powłóczyste spojrzenie, i każdy, najmniejszy gest jaki w wykonaniu czarnowłosego zawsze doprowadzał go do apogeum podniecenia. Przeciągane w czasie, długie pieszczoty sprawiły, że obaj byli blisko i wystarczyłoby kilka mocnych pchnięć, aby sięgnęli nieba, dlatego też Tom starał się przedłużyć ten akt, wypełniając go sobą powoli i w takim samym tempie cofając się, mimo to jednak niemożliwością było delektować się tą chwilą zbyt długo. Ich ciała drżały, wypełniając coraz silniej rozrastającą się w nich rozkoszą.
            - To-Tommy… Chcę mocniej, bo ja za-zaraz… - Z ledwością wyartykułował z siebie Bill przerywając słowa łapczywym chwytaniem tchu, ale już nie dokończył zamyślonego zdania, jego ciało niczym w konwulsjach drgnęło i jęk rozkoszy wypełnił pokój, dopiero wówczas Tom przyspieszył, podążając za nim na szczyt. I jemu nie potrzeba było wiele, spełnienie brata nadało tempa i jeszcze silniej pobudziło go. Chwilę po nim sięgnął własnego raju i opadł na jego gorące ciało spełniony, i szczęśliwy. Leżeli chwilę w ciszy uspokajając oddechy i szaleństwo zmysłów, aż po jakimś czasie odezwał się Bill:
            - Tommy…
            - Hmmm…? – mruknął leniwie brat, wtulony w jego szyję.
            - Jak to możliwe, że pragną nas tysiące, a my pragniemy tylko siebie?
            Szatyn podniósł głowę i spojrzał bliźniakowi w oczy.
            - Nie za późno na takie przemyślenia? – zaśmiał się cicho i zerknął na elektroniczny zegarek na szafce, którego niebieskie cyferki wskazywały sześć minut po północy. Już całkiem minęła mu złość o tę sytuację z Bastienem, dlatego też ułożywszy się na plecach obok Billa, objął go ramionami i mocno przytulił, a ten odpowiedział:
            - Wiem, po seksie chce ci się spać, ale jeszcze trochę, proszę…
            - No dobrze, filozofuj więc – przyzwolił szatyn, ale czarnowłosy leżał wtulony w ramiona brata jakiś czas nic nie mówiąc, chcąc nacieszyć się tą chwilą intymnej bliskości. Zatonął w swoich własnych rozmyślaniach i trwało to na tyle długo, aż oddech bliźniaka stał się spokojny i miarowy, aż wystraszył się, że zwyczajnie zasnął.
            - Tommy? – mruknął unosząc lekko głowę, ale Tom nie spał. Leżał lekko się uśmiechając i teraz zwrócił spojrzenie na Billa.
            - Co tym razem?
            - Dlaczego tak rzadko nazywasz mnie swoim kochaniem?
            - No przecież cię nazywam.
            - Ale dlaczego tylko czasem?
            - Bo nie chcę się do tego przyzwyczaić.
            - Dlaczego?
            - Billy, pytasz jak dziecko. Bo jak zacznę tak często na ciebie mówić, to może mi się wymsknąć w najmniej odpowiednim momencie.
            - A jak myślisz? Uda nam się to wszystko ukryć?
            - Nie wiem, obawiam się, że nie, ale musimy się pilnować. Jakby się to wydało, będziemy skończeni.
            - Albo i nie… - mruknął Bill. – Może wtedy nasze płyty będą się jeszcze lepiej sprzedawać.
- Chyba nie wiesz co mówisz, od razu okrzyczeli by nas degeneratami, obrzydliwymi zboczeńcami i zwyrodnialcami. Opluliby nas, zniszczyli, zaszczuli. Wszyscy by się od nas odwrócili – Tom się wzdrygnął na samą o tym myśl. – Dlatego musimy się pilnować. – dodał stanowczo i uniósł się na łokciu, po czym obrócił Billa na plecy i zawisł nad nim, wpatrując się w niego. – A tak zmieniając temat, lepiej się przyznaj mądralo, że dziś chciałeś zrobić mi na złość.
- Ja? Nieee – odparł chłopak, kręcąc głową, ale nie zdołał utrzymać powagi i cicho się zaśmiał.
- Wiedziałem, po prostu wiedziałem!
- Zamknąłeś się przede mną w sypialni, Tommy.
- Bo zasłużyłeś. Odjebałeś taki numer Billy, wszyscy się martwiliśmy o ciebie, nie wyobrażasz sobie co ja przeżywałem.
- Chciałem, żebyś się martwił. Nie obchodziłem cię wcale, nie interesowało cię co robię i gdzie jestem, bo ta dziwka zamachała ci przed oczami swoimi wielkimi cyckami.
- Zastanów się co mówisz – sapnął Tom. – Miałem się za tobą włóczyć po wszystkich pomieszczeniach, chodzić w krok w krok i pilnować? To dopiero by było podejrzane! Nie możemy się tak zachowywać wśród znajomych, trzeba dać sobie luz. Nie znaczy oczywiście, że to jawne przyzwolenie na jakiś romans, albo co gorsza zdradę, ale powinniśmy rozmawiać, spotykać się z innymi znajomymi, zachować pozory, że interesują nas inni, bo inaczej sami się wydamy. A z Dani tylko rozmawiałem, w pokoju pełnym innych ludzi, więc naprawdę przegiąłeś kochanie – Pochylił się i czule musnął usta brata.
- Kochanie… Mmmm, podoba mi się – mruknął czarnowłosy. – Przepraszam Tommy… Naprawdę, aż tak bardzo się martwiłeś?
- Odchodziłem od zmysłów, szukaliśmy cię po mieście, byliśmy nawet tutaj, ale ciebie nie było.
- Byłem – wtrącił Bill.
- Jak to: byłeś?
- Byłem, siedziałem w ogrodzie, jadłem pizzę i patrzyłem, jak zapalają się i gasną światła w pokojach.
- Wiesz co…? Kurwa! Mam ochotę po prostu ci teraz przyjebać! – Tom znów się zdenerwował, aż zacisnął szczęki, ale Bill, wykorzystując chwilę jego nieuwagi, odepchnął go i kiedy już plecy szatyna zetknęły się z pościelą, usiadł na nim okrakiem.
- Ale nie przyjebiesz, najwyżej możesz znów mnie pieprzyć, ale teraz ostro, do bólu – wymruczał zmysłowo i nie pozwalając bratu nawet nic powiedzieć, przywarł do jego ust swoimi, całując zaborczo, a ten zupełnie poddał mu się. Wbrew zamiarowi pójścia spać, pozwolił się całować i zdobyć po raz kolejny. Tym razem leżąc na plecach, niemal zupełnie biernie, doznał kolejnej tego wieczoru rozkoszy. To Bill przejął całkowitą inicjatywę, chcąc wynagrodzić w ten sposób bratu to, co przeżywał z powodu jego wczorajszego występku, a potem zmęczeni i wtuleni w siebie, zasnęli błogim snem.

***

            Mimo pięknej, letniej i upalnej pogody jaką przywitał ich początek czerwca, Bill jeszcze kilka dni pozostał w domu. Miał się porządnie wykurować, wymagało tego jego gardło i zbliżające się terminy, a także nagranie u Bastiena. Tom jeździł do studio, gdzie pracował sam, albo z DJ’em. Czasem wpadali też pozostali członkowie zespołu, aby próbować muzyki, bez wokalu Billa. Do samego nagrywania było jeszcze daleko, bo kawałki na nową płytę dopiero się tworzyły, jednak pracy i tak już było sporo.
            W czwartkowy poranek Tom zbudził się z potężnym kacem. Winą za niego obarczył poprzedni wieczór, kiedy to podczas oglądania filmu wypili po kilka mocnych drinków, w rezultacie czego nie byli nawet w stanie się już kochać i grzecznie poszli spać. Teraz popatrzył na błogo śpiącego Billa i zastanowił się, czy nie odwołać dzisiejszego spotkania z Bastienem. Poleżał chwilę namyślając się, ale w końcu zdecydował jednak, że wstanie. Szybki prysznic i mocna kawa postawiły go na nogi, jednak po takiej dawce alkoholu, nie mógł jechać własnym autem, zamówił więc taksówkę. Kiedy dotarł na miejsce, DJ już na niego czekał, majstrując przy sprzęcie.
            - Cześć – mruknął, opadając bez życia na obrotowe krzesło.
            - Uhu… Widzę, że jesteś wczorajszy – zaśmiał się Bastien.
            - Niestety – westchnął chłopak.
            - Co to? Jakaś impreza była? Nic nie mówiłeś, bo bym chętnie dołączył.
            - Gdzie tam impreza, skuliśmy się obaj z Billem przy filmie, z tym, że on sobie smacznie odsypia, a ja musiałem tu przyjechać.
            - Trzeba było zadzwonić, odłożylibyśmy to do jutra.
            - Nie, szkoda czasu, dam radę. Zaczekaj chwilę, pójdę zrobić sobie jeszcze kawę.
            Bastien skinął głową, a Tom wyszedł do kuchni, gdzie zastał Danielle, która właśnie nalewała wody do dzbanka filtrującego.
            - Cześć piękna – powitał dziewczynę nieco zmienionym głosem.
            - No, słyszę że się wczoraj pobalowało – zaśmiała się i cmoknęła go w policzek. – Cześć przystojniaku – mruknęła zadziornie.
            - No trochę – uśmiechnął się, spoglądając na nią. Doskonale widział, że jej się podoba, od samego początku, każdym gestem i spojrzeniem dawała mu to odczuć, ale on nieustannie był odporny na jej wdzięki, co – o czym nie miał pojęcia – irytowało ją. Nie pojmowała, dlaczego w ogóle nie zwraca na nią uwagi. Zawsze nienagannie ubrana, kusiła wyeksponowanymi, kobiecymi walorami. Owszem, czasem zerknął jej w dekolt, ale nigdy nie dał nawet cienia nadziei, że skłonny jest obdarować ją czymś więcej, niż tylko przelotnym spojrzeniem. I to właśnie wydawało jej się dziwne, choć dopuszczała ewentualność, że może nie jest w jego typie. Czasem nawet zastanawiała się, czy przypadkiem ta jego odporność nie wiąże się z orientacją, ale wiedziała, że w przeszłości miał jakieś kobiety. I choć, jak sądziła, nie był w stałym związku, wciąż mówiono o jego romansach, więc nie mógł tak po prostu przestać lubić płeć piękną. Czemu więc nie chciał romansować z nią? Nie zależało jej na stałym związku, choć nie miałaby nic przeciwko, jeśli udałoby jej się go usidlić. Póki co jednak, wydawało się, że nie ma nawet szans na przelotny seks.
            - Byłabyś tak dobra i zrobiła mi kawy? – zagadnął po chwili.
            - Oczywiście, z przyjemnością. Wiesz, że dla ciebie wszystko… - wymruczała.
            - Póki co, wystarczy kawa. Dla mnie i dla Bastiena – puścił jej oczko i odwracając się zniknął za drzwiami, za którymi sam do siebie się uśmiechnął. Co ten Bill z nim zrobił? Pół roku wcześniej, z pewnością ta panna już dawno byłaby w jego łóżku, może raz, a może kilka razy, w zależności od jej umiejętności, a teraz? Nie poznawał sam siebie, laska prawie na niego nie działała. No prawie, bo jednak lubił popatrzeć na jej duże cycki, jakie tu w firmie, nieustannie miała prawie na wierzchu, a sprzyjały temu ciepłe, letnie dni. Codziennie ubrana była w zwiewną, krótką sukienkę, bądź spódnicę i bluzkę z głębokim dekoltem.
            Wrócił do studyjnego pokoju roześmiany, co od razu zauważył Bastien.
            - Coś miłego spotkało cię w kuchni?
            - Tak – zaśmiał się Tom. – Dani nieustannie mnie kokietuje.
            - A ty co?
            - A ja nic.
            - Serio? Słyszałem, że nie odpuszczasz pięknym kobietom, a ona się do takich zalicza – skwitował blondyn.
            - Nie odpuszczałem. Kiedyś.
- A co się zmieniło, że teraz już odpuszczasz?
            - Mam kogoś, więc przelotny flirt nie interesuje mnie. Przynajmniej na razie.
            Bastien popatrzył na niego z uwagą.
            - Ty też? Zastanawiam się więc, jak wam się udaje, że nikt nie przyłapał was z tymi osobami.
            - Nas? – Tom odwrócił się, ze zdumieniem spoglądając chłopakowi w oczy.
            - No was. Ciebie i Billa. On też mi opowiadał, że ma kogoś, że z kimś jest.
            Tom uśmiechnął się triumfalnie. Więc Bill rozmawiał z nim na ten temat… Przyjemne ciepło otuliło jego serce. Nie wiedział co ma odpowiedzieć, ale na szczęście właśnie weszła Dani z dzbankiem pełnym kawy na tacy, dwiema pustymi filiżankami i cukiernicą. Stawiając to wszystko na stoliku nieopodal pochyliła się, eksponując w całej okazałości jędrny biust. Bastien spojrzał znacząco na Toma i uśmiechnął się.
            - Dzięki Dani, ratujesz mi życie – Przesłał jej całusa Tom.
            - Jakbyście czegoś potrzebowali, jeszcze przez godzinę tu będę – zaszczebiotała.
            - Trzeba przyznać, że jest niezła. Gdybym nie był gejem, to chyba bym się nią zajął – wyszczerzył się Baron, kiedy zamknęła za sobą drzwi.
            - No, gdybym nie miał nikogo, pewnie bym ją zerżnął na tej konsoli – Gitarzysta zaśmiał się, w czym zawtórował mu Bastien. – No ale do rzeczy, bo czas leci.
            W dobrych nastrojach zabrali się do pracy. Godziny mijały i w końcu Tom poczuł głód. Był przecież bez śniadania i choć na początku dnia nie miał ochoty nic przełknąć, teraz czuł, że zjadłby konia z kopytami. Należało więc albo coś zamówić, albo wyrwać się na lunch do jakiejś knajpy.
            - Opierdoliłbym coś, nic nie jadłem od rana i już z głodu chyba zaczyna mi się robić pustka w głowie – zamarudził w końcu.
            - Może coś zamówimy? – zasugerował Bastien.
            - Tylko co? Pizza, sushi, chińszczyzna? A może coś orientalnego? Zaczekaj, zapytam Danielle, ostatnio ona zamawiała jakieś orientalne żarcie i mówiła, że było w porządku – To mówiąc, wyszedł z pomieszczenia. Bastien w tym czasie dokończył montaż krótkiej ścieżki, a kiedy Tom wrócił, siadając z kwaśną miną zakomunikował.
            - Nie wiem czy jest sens czekać na żarcie około godziny, może szybciej będzie gdzieś wyskoczyć?
            - No to już na dziś sobie darujmy robotę, bo ja za dwie godziny jestem umówiony. Ale możemy pojechać coś zjeść, bo sam nie lubię – Baron uśmiechnął się i zerknął za ramię Toma. W drzwiach stała Danielle.
            - Jeśli nie macie nic przeciwko temu, możemy jechać razem. Mam fajne miejsce na lunch – zaproponowała.
            - Byle szybko! Jestem cholernie głodny – Tom poderwał się z krzesła. Czuł, jak ssie go w żołądku i z głodu zaczyna robić mu się niedobrze. Nie pojmował ludzi na drakońskich dietach, którzy wręcz się głodzą. Miał ogromne szczęście, że nie musi się odchudzać, bo z pewnością nie dałby rady. Kochał jeść, uwielbiał próbować nowe potrawy i delektować się nieznanymi smakami.
            W pośpiechu wyłączyli sprzęt i po kilkunastu minutach byli już gotowi.
            - Ja dziś bez samochodu, więc muszę zabrać się z kimś – odezwał się Tom już za drzwiami.
            - Więc może ze mną? – Odrobinę nieśmiało, ale bardzo kokieteryjnie zaproponowała dziewczyna.
            Tom porozumiewawczo spojrzał na Bastiena. W sumie nie zaszkodzi, jeśli sobie pomyśli, że gotów skusić się na wdzięki Danielle, lepsze to, niż miałby go podejrzewać o romans z własnym bratem. Dzięki temu, nawet jeśli kiedyś znajdzie go z Billem w dziwnej sytuacji, lub niefortunny zbieg wydarzeń wplecie ich w jakąś podejrzaną akcję, wyda mu się to z pewnością absurdem. Tak, zdecydowanie Baron musi uwierzyć, że gitarzysta uwielbia kobiety.
            - Wybaczysz przyjacielu? – rzucił w jego stronę, wsiadając do auta dziewczyny.
            - Jasne, pojadę za wami – odparł muzyk znacząco, puszczając mu oczko.
            Na szczęście restauracja, do jakiej zmierzała brunetka nie była zbyt daleko, więc droga zajęła im kilkanaście minut. Ledwie zdążyli zamienić kilka zdań na temat zawodowych spraw, a już trzeba było wysiadać. Obsługa wskazała im wolny stolik przy narożnej kanapie, a pierwszeństwo, jakie należało się kobiecie sprawiło, że zajęła ona miejsce w samym rogu, więc chłopcy – chcąc nie chcąc – usiedli po obu jej stronach i z uwagą zaczęli studiować kartę dań. Jeszcze kilka miesięcy temu, Tom, z pewnością by zauważył, że nagle i tak już krótka sukienka Danii, podsunęła się jeszcze wyżej, zupełnie odkrywając jej uda, ale teraz niezbyt go to interesowało, poza tym był zbyt głodny, aby zwracać uwagę na takie rzeczy. Na szczęście nie musieli zbyt długo oczekiwać na zamówienie, więc mogli szybko zaspokoić głód. W międzyczasie toczyli miłą rozmowę, o sprawach zawodowych, wchodząc w końcu na bardziej osobiste terytorium. Obaj mieli nieodparte wrażenie, że dziewczyna celowo porusza pewne tematy.
            - Przepraszam was, ale ja muszę zamówić sobie jeszcze jedno piwo, mam to szczęście, że nie jadę autem – Tom skinął na kelnerkę.
            - Ja niestety nie mam tego szczęścia – zaśmiał się Bastien, który wolno sączył swoją małą porcję.
            - Ja nie lubię piwa, wolę szampana, a najlepiej w łóżku po ostrym seksie – stwierdziła Danielle, zerkając na Toma, który zdawał się tego nie zauważać, ani nie podchwycił tematu, a kiedy nic nie mówił, dziewczyna dodała: - A ty Tom?
            - Ja zdecydowanie wolę Jacka Danielsa – rzucił od niechcenia, spoglądając na kolegę. Ten jedynie uśmiechał się pod nosem. Chyba głupi i ślepy nie zauważyłby, że dziewczyna ewidentnie leci na gitarzystę.
            - Po seksie? – zapytała.
            - I przed, i po – zaśmiał się Tom.
            - Tak było głośno o twoich flirtach jeszcze niedawno. Nie masz nikogo, nie flirtujesz. To dziwne…
            - Jak, nie ma nikogo? Oczywiście, że ma! – zdziwił się jej słowami Bastien. Dziewczyna, ze zdumienia szeroko otworzyła oczy i odwróciła się, patrząc na szatyna.
            - Jak to? Przecież mówiłeś mi tydzień temu, że nie jesteś z nikim związany.
            - No nie, nie powiedziałem tego wprost, ty to zasugerowałaś, a ja nie zaprzeczyłem.
            Dziewczyna wydawała się być nieco zmieszana, chociaż teraz mogła jakoś wytłumaczyć sobie fakt, że nie czuła jego zainteresowania. Ale zaraz… przecież Tom Kaulitz nie był chyba uosobieniem wierności?
            - No to uważaj Tom, Belt wyciągnie wszystko, na wywiadzie nie będzie tak łatwo – przypomniała.
            - Nie ma co wyciągać. Nikt nie wie kto to.
            - To niemożliwe – pokręciła głową, śmiejąc się. – A teraz wybaczcie, muszę do toalety. – Wstała i kołysząc zmysłowo biodrami, oczywiście przecisnęła się tuż przed samym nosem Toma,  choć ten się znacznie odsunął, aby ją przepuścić. Kiedy zniknęła w małym korytarzyku prowadzącym do łazienki, Bastien nie mógł powstrzymać śmiechu.
            - Masz chłopie przerąbane, jeśli oczywiście nie chcesz jej przelecieć.
            - Ani mi to w głowie – Puścił mu oczko Tom. – Jest takie mądre przysłowie: „Gdzie się mieszka i pracuje, tam się chujem nie wojuje”. Blondyn zaśmiał się, ale po chwili lekko zasępił. Pracował z nimi i ta współpraca miała potrwać dłużej, gdy tymczasem snuł jakieś mrzonki o bliźniaku, tego tu oto młodego mężczyzny. Nie widział go od pamiętnej soboty, a wciąż miał pod powiekami obraz jego idealnego ciała, pięknej twarzy, oczu. Wiele by dał, aby coś między nimi się zdarzyło, ale on nie myślał jedynie o flircie, choć jak na razie i tak wszystko było jedynie w sferze jego marzeń. Póki co Bill był dla niego nieosiągalny, ale przecież nawet nie miał okazji, aby wziąć sprawy we własne ręce, dopiero snuł plany, jakby go zdobyć i w sobie rozkochać. Miał przecież czas, miał dużo czasu…
            Danielle wróciła do stolika i dopiła swój sok.
            - To co panowie dalej robimy? Ja już na dziś skończyłam pracę w firmie, więc może się gdzieś wybierzemy?
            Bastien spojrzał na zegarek.
            - Beze mnie moi drodzy, jeśli już. Ja mam za pół godziny spotkanie, więc będę się zbierał – Kiwnął na kelnerkę, prosząc o rachunek.
            - Więc zapraszam cię do mnie Tom, na Jacka Danielsa. W sumie mam z tobą do przedyskutowania pewien zawodowy temat.
            - No nie wiem, muszę jeszcze do kogoś zadzwonić – zawahał się gitarzysta. Mimo wszystko coś go kusiło, aby skorzystać z propozycji, ale miał jakieś dziwne obawy. I nie chodziło o to, że mógłby zdradzić bliźniaka, bo tego nie zrobiłby mu na pewno, ale zrodziła się w nim jakaś nieodparta chęć czerpania przyjemności z nieustannych zabiegów Danielle. Jej kokieteria i widoczne nim zainteresowanie, dawały mu tak lubianą satysfakcję.
            Bastien wyciągnął z portfela banknot, dwukrotnie pokrywający jego zamówienie i położył go na stoliku.
            - To ja uciekam, a wy barwcie się dobrze – Znacząco się uśmiechnął i zniknął za drzwiami lokalu. Po uregulowaniu rachunku Tom i Danielle także opuścili restaurację, udając się w kierunku jej auta.
            - Zapalę i zatelefonuję, poczekaj w samochodzie – zwrócił się do dziewczyny, oddalając na bezpieczną odległość. Nie chciał, aby cokolwiek usłyszała z tej rozmowy, szczególnie że chciał porozmawiać z Billem. Odpalił papierosa i wybrał połączenie do bliźniaka, który szybko odebrał:
            - No, co tam?
            - Co robisz? – zapytał go.
            - Oglądam jakiś set Bastiena, a wam jeszcze długo zejdzie?
            Tom zastanowił się co ma powiedzieć. Nie chciał za nic wydać się, że właśnie zamierza jeszcze wybrać się do Danielle na drinka, to dopiero rozpętałoby burzę. Ale chciał właśnie teraz skontaktować się z nim, na wypadek, gdyby ten zniecierpliwił się i zatelefonował, kiedy będzie u dziewczyny.
            - Myślę, że za jakąś godzinę będę w domu.
            - Zamówić coś na kolację? – zapytał Bill.
            - No możesz, ale to na jakąś dwudziestą. Byłem z Bastienem na obiedzie i jestem nażarty.
            - No proszę, jak to sobie sami dogadzają. Od jutra dołączam do was! – zaśmiał się, niczego nie świadom Bill. – To pa! Czekam!
            - No pa – odpowiedział Tom, który rozłączył się. I właśnie w tej chwili nawiedziły go wątpliwości. A jeśli ulegnie pokusie? Teraz był pewien, że zaloty dziewczyny i każda forma adoracji, są dla niego jedynie duchową przyjemnością, ale jeżeli nie wytrzyma i zechce ją pocałować, czy dotknąć? Jest przecież do cholery tylko samcem, z dość marną silną wolą, jeśli chodzi o walory kobiecości. Lepiej będzie, jeśli nie skusi losu. Tak, to będzie stanowczo najlepsza decyzja.
            Przygasił peta i zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku auta. Szyby były odsunięte, więc nie wsiadając, podszedł od strony kierowcy i pochylił się.
            - Przepraszam, ale z naszego drinka dziś nic nie będzie. Muszę jeszcze coś załatwić – Na twarzy Danielle wymalowało się widoczne rozczarowanie.
            - Tak nagle? – zapytała z niedowierzaniem.
            - Niestety, to wyszło niespodziewanie.
            Czuła, że jednak chce się wymigać, ale wiedziała, że nic nie może zrobić.
            - Więc wsiadaj, podwiozę cię chociaż – zaproponowała.
            - Nie, dzięki. To niedaleko, przejdę się, a potem wezmę taksówkę.
            - No w porządku, jeśli nie, to jadę do domu. Do jutra, Tom.
            - Do jutra – pożegnał ją, a idąc wolno odprowadził wzrokiem także jej auto, znikające za rogiem ulicy. Nie chcąc być zbyt wcześnie w domu, co mogłoby spowodować jakieś niewygodne pytania, zrobił sobie krótki spacer do najbliższego postoju taksówek, a potem pojechał tam, gdzie czekała na niego ukochana osoba, której za nic w świecie nie chciał skrzywdzić.