niedziela, 31 marca 2019

Część 57.


Część 57.
 


          Bastien wrócił do łóżka, kiedy wszyscy ci, którzy mieli zamiar wyjść już poszli, a reszta spała po pokojach. Zasnął dość szybko zmęczony i podekscytowany, wtulając głowę w poduszkę, na której wciąż czuł zapach Billa. Kiedy się obudził i spojrzał na zegarek, zdziwił się, że jest już ta godzina. Było po czternastej. Pierwsza myśl, jaka zrodziła się w jego głowie, była o nim, a wspomnienie nocy obudziło przyjemny dreszcz, jaki zawładnął jego ciałem i zastanowił się, czy on wciąż tu jest. Wstał, naciągnął spodnie i koszulkę, po czym wyszedł z sypialni. I już wiedział, że dzisiejszego dnia raczej go nie zobaczy. Drzwi od pokoju były otwarte, a łóżko, na którym spał razem z Georgiem pozostało puste. Wprawdzie nie spodziewał się czułego pożegnania, poza tym z pewnością nie chciał go budzić, kiedy wychodzili, ale może chociaż napisał mu jakiegoś smsa?
            Wrócił do sypialni i sięgnął po telefon, w którym czekała na niego wiadomość, ale nie od Billa. Poczuł ukłucie zawodu. Nawet nie odczytał tego, co napisał mu Max, bo niewiele go to obchodziło. Jedyne co teraz czuł, to wdzięczność, że wciąż był daleko, miał od niego święty spokój i swobodę, dzięki której spędził najpiękniejszą w swoim życiu noc. Teraz zastanowił się, po co w ogóle ciągnie ten chory związek, którego nawet nie powinien tak nazwać? Chyba nie było warto dla samego seksu, a mimo to wciąż go nie kończył. Zakiełkowała w nim myśl, że może po tej cudownej nocy nie będzie już potrzebował takiego substytutu? Miał piękne marzenia, ale mało prawdopodobne było, aby mogły się spełnić. Bill z pewnością potraktował go jedynie jak kolesia na jeden raz. Mimo to, nadzieja na coś więcej nie chciała w nim umrzeć.
            Wyciągnął z pudełka skręta i udał się na taras. Dzień był piękny, świeciło słońce i nie było wielkiego upału. Zaciągnął się używką, usiadł na leżaku, a jego myśli odpłynęły w kierunku jednej osoby. Osoby którą kochał.

***

            Dziękowałem losowi, że jest w domu matka. Choć zazwyczaj - odkąd z Tomem połączyła nas ta inna, niż braterska więź - chciałem, żeby szybko wracała do siebie, tak teraz było mi na rękę, że tu była. Przynajmniej nie było za wiele okazji, aby rozmawiać w cztery oczy. Jedyne czego żałowałem to tego, że tej nocy nie będę mógł spędzić z Tomem. Tak, wiem… Dopiero co porządnie zerżnął mnie Bastien, ale co z tego? Potrzebowałem Toma, brakowało mi jego silnych ramion i kolejnej dawki seksu z nim. Taki już byłem.
            Tom już więcej nie pytał o przebieg imprezy, nie drążył. Nie wiedziałem, czy wystarczyła mu nasza krótka rozmowa w altanie, ale już nie poruszał tego tematu. Może nie chciał o nic pytać przy niej? Trochę obawiałem się, że w poniedziałek rozwiąże mu się język i znów do tego wróci, jednak bardziej od rozmowy z Tomem, bałem się spotkania z Bastienem. Byłem pewien, że nie puści pary z ust na ten temat, ale miałem stracha, że wyda się jakimś gestem, choć nie wierzyłem, że nagle zacznie jawnie manifestować swoje uwielbienie względem mojej osoby. Jednak tak naprawdę nie wiedziałem, czego mam się po nim spodziewać po tym, co się między nami wydarzyło. Na szczęście dla mnie, przez kontuzję Toma, do studia mieliśmy wrócić pod koniec tygodnia, więc miałem nadzieję, że emocje ostygną.

***

            Bill miał swój plan na poniedziałek. Tylko czekał, kiedy matka wreszcie wyjedzie, ale jak na złość, ta strasznie ociągała się z opuszczeniem ich domu. Niby spakowała swoje rzeczy, ale jeszcze biadoliła, czy aby na pewno nie będzie im już potrzebna. Gorąco zapewniali ją, że mają kilka dni wolnego, a Bill najgorliwiej jak mógł obiecywał, że dobrze zajmie się bratem, i oczywiście zrobi to najlepiej jak potrafi. W takim właśnie momencie, wykorzystał fakt, że na niego nie patrzyła, puszczając Tomowi oczko. Wiedział, że jeśli od razu się nim odpowiednio zajmie, jak przystało na mocno wyposzczonego, bliźniak nie będzie miał cienia wątpliwości co do faktu, że pół imprezy przespał mocno wypity. Wprawdzie nie miał żadnych sygnałów, że mu nie wierzy, ale wolał dmuchać na zimne. Poza tym i tak miał ochotę na gorący seks, tym bardziej, że noc z niedzieli na poniedziałek grzecznie przespał w swoim własnym łóżku. Mógł odczekać, kiedy matka zaśnie i zejść do Toma na szybki numerek, ale wolał nie ryzykować. Jeszcze by padła na zawał, przyłapując ich na gorącym uczynku, a tego nawet nie chciał sobie wyobrażać. Przynajmniej się porządnie wyspał.
            Zastanawiał się, czy Tom dzwonił do Georga. Był przy nim całą niedzielę, więc w ciągu dnia raczej nie miał jak, bo i matka kręciła się w pobliżu, ale kto wie, czy nie gadał z nim w nocy? Chociaż z tego co wiedział, w niedzielę wieczorem miała wrócić jego dziewczyna, więc kumpel z pewnością nawet nie miałby wystarczającej swobody, aby prowadzić taką konwersację. Miał pewność, że prędzej czy później, Georg zda Tomowi pomyślną dla niego relację. Prócz tego, że urżnął się w trupa, nic innego nie wiedział bo i wiedzieć nie mógł, więc był spokojny jak tybetański mnich.
            Matka pożegnała się z siedzącym na kanapie w salonie, kontuzjowanym synem, a drugi pomógł jej zanieść torbę do samochodu i tam, pouczony jeszcze niejednokrotnie, jak ma obchodzić się z bratem, ucałował rodzicielkę na do widzenia i z westchnieniem ulgi, kiedy już ruszyła, pomachał jej. Postał jeszcze chwilę, patrząc za oddalającym się autem, które w końcu zniknęło za zakrętem, po czym w podskokach udał się do domu.
            – Nareszcie! – krzyknął od progu, zatrzaskując za sobą drzwi, po czym jak burza wparował do salonu, i nim Tom zdążył coś powiedzieć, pochylił się nad nim i z właściwą swojemu zniecierpliwieniu desperacją, pocałował go. Zdezorientowany bliźniak, z zaskoczenia nie mógł złapać tchu, jednak odwzajemnił szaleńczą pieszczotę warg, jaką obdarował go czarnowłosy.
            – Billy, ona może się jeszcze wrócić – zaśmiał się pod nosem, kiedy rozłączyli usta.
            – Zamknąłem drzwi… – szepnął, rozpinając mu pospiesznie guziki u koszuli. – Nawet jak wróci, to przecież nie wejdzie. Rany… Jak ja się stęskniłem.

***

            Bastien cały dzień siedział w swoim studio, Bill się nie odzywał i zastanawiał się, jak wytrzyma bez jego widoku do czwartku. Ze względu na niedyspozycję Toma, dopiero tego dnia mieli się spotkać na próbie u nich. Postanowił właśnie, że jeśli do jutra nie dostanie od niego żadnej wiadomości, wtedy napisze pierwszy. Ale cóż on miał w głowie za mrzonki? Jeśli miał nadzieję, że Bill stęskniony się odezwie, to chyba był jakimś świrem. Oczywiście, prawdopodobnie nawet nie miał zamiaru do niego pisać i wiedział, że w końcu zrobi to sam, to było więcej jak pewne. Chciał się z nim zobaczyć, porozmawiać, choć nie miał zamiaru przyciskać go do muru i oczekiwać jakichś deklaracji. Nie powinien robić sobie żadnej nadziei, że przez tę jedną noc stanie się dla niego kimś znacznie bliższym, niż przyjacielem, zresztą Bill, nakazując trzymać język za zębami, wyraźnie dał mu to do zrozumienia. Jedyne czego teraz pragnął nie obiecując sobie zbyt wiele, to było jakieś spotkanie przy kawie, czy choćby rozmowa.
            Miksując i bawiąc się dźwiękami, zamyślił się i aż wzdrygnął, kiedy komórka zawibrowała tuż obok jego ręki.
            – Max… – mruknął do siebie i zdjął słuchawki, po czym odebrał połączenie.
            – Cześć kochanie, gdzie jesteś? – zapytał chłopak radosnym głosem.
            – W domu.
            – Sam?
            – A z kim miałbym być?
            – No ja nie wiem, może sobie kogoś przygruchałeś na imprezie i teraz jest w twoim łóżku – zachichotał Max. W jego głosie nie brzmiała zazdrość, ani pretensja jak zwykle. Po prostu wyraźnie żartował, nie dopuszczając sobie tej ewentualności do głowy, co było niezwykle dziwne, bo Max miał wieczne pretensje, nawet, kiedy tylko coś podejrzewał. Ale Bastien nie mógł wiedzieć, że wieści, jakie ma od fotografa były dla niego pomyślne, stąd też brał się jego wyśmienity nastrój.
            – Już wróciłeś? – zapytał go. Z jednej strony wcale za nim nie tęsknił, ale z drugiej miał ochotę go przelecieć.
            – Właśnie wjechałem do Berlina i niebawem u ciebie będę, cieszysz się?
            – Jak skurwysyn – mruknął Bastien.
            – Musisz mi koniecznie wszystko opowiedzieć! – Rozłączył się, a blondyn wstał i wyszedł ze studio. Nie było już sensu tam dłużej siedzieć, skoro Max miał zaraz tu być. Zapalił papierosa siadając na tarasie. Jego myśli nieustannie krążyły wokół wydarzeń sobotniej nocy i jednego człowieka o czarnych włosach. Miał wrażenie, że wszystko zawieszone jest w jakiejś próżni, że on sam tam się unosi, zupełnie nie wiedząc co dalej. Od chwili, kiedy Bill wyszedł z jego sypialni nie zamienili ani jednego słowa, nie napisali do siebie żadnej wiadomości i wciąż zastanawiał się co ma zrobić. A jeśli to właśnie czarnowłosy czekał na jakiś znak od niego, na telefon, czy choćby smsa? Trudno mu było odgadnąć jego pragnienia, bo on sam był jedną wielką zagadką. W łóżku spalał go płomieniem, a już po wszystkim skuł mu serce lodem. Czy w ogóle powinien sobie cokolwiek obiecywać? Dla niego to był z pewnością jednorazowy wyskok i jeszcze ten tekst rzucony jakby od niechcenia, że ma o tym zapomnieć…
            Dzwonek videofonu wyrwał go z zamyślenia. Nie patrzył kto idzie, otworzył, bo wiedział, że to Max i faktycznie, po chwili chłopak wparował do salonu. Kilka szybkich kroków w jego stronę i już wpijał się w jego usta, zachłannie i zaborczo.
            – A teraz opowiadaj jak było, już nie mogę się doczekać! – zatarł ręce. Bastien obrzucił go podejrzliwym spojrzeniem, bo chłopak zachowywał się dosyć dziwnie.
            – Nie mam zbyt wiele do opowiadania, większość ludzi się upiła i poszła spać, więc ja też się położyłem pod koniec imprezy. Miałem ludzi do pilnowania tego całego bałaganu, ogólnie było spoko. Bill z Georgiem zalali się w trupa i padli.
Max tylko uśmiechnął się pod nosem. Więc Bastien go nie oszukiwał, z relacji Matthiasa i ze zdjęć jakie od niego dostał, wszystko się potwierdzało.
– A ty?
– Nie byłem pijany, musiałem trzymać fason. Występ też się udał, Bill zrobił furorę.
            – No tak, widziałem na streamie – skrzywił się brunet. – I co? Pewnie teraz będziesz dla niego komponował.
            – No jasne, to żyła złota.
            – Nie podoba mi się, że jedzie z tobą na festiwal.
            – Jedzie też Caroline.
            – No akurat ona w niczym nie będzie wam przeszkadzać.
            Bastien wywrócił oczami.
            – Kiedy dotrze do tej pustej łepetyny, że między nim a mną nic nie ma i nie będzie? – Puknął go palcem w głowę i uśmiechnął się, po czym objął chłopaka. – Chodź na górę… Mam ochotę porządnie cię zerżnąć.

***

           
            Było już dobrze po dwunastej, kiedy obudził się i patrząc na zegarek, sięgnął po telefon. Był wciąż zaspany, ale to nic dziwnego, skoro zasnęli z Tomem nad ranem, jednak to, co zobaczył na wyświetlaczu sprawiło, że w sekundzie się rozbudził. Nieźle zaczynał się ten wtorek… Zerknął na Toma, ale ten spał w najlepsze, więc szybko otworzył wiadomość: „Masz może dziś ochotę na wspólny lunch? Potrzebuję rozmowy z Tobą”. Westchnął, a ręka trzymająca telefon, bezwładnie opadła na pościel. Ten krótki sms od Bastiena wyprowadził go z równowagi. Podświadomość podpowiadała mu, że z tego będą same kłopoty. Nie wierzył, że on tak po prostu pogodzi się z faktem, że był to jednorazowy numerek, w dodatku, że wcale się z niego nie wyleczył jak planował i Bill wyraźnie to czuł. I choć nigdy nie powiedział mu tego wprost, to doskonale wiedział, że Bastien był w nim zakochany. Chyba teraz nie powinien go olać, bo gotów jeszcze narobić mu niezłego bydła, choć nie wierzył, że do kogokolwiek pochwali się spędzoną z nim nocą. Jednak nikt nie mógł wiedzieć, jak zachowa się mając świadomość, że drugiego razu nie będzie. Wprawdzie nie powiedział mu tego wprost, ale także niczego nie obiecywał. Może nie potrafił sobie z tym poradzić, mając nadzieję na coś więcej?
            Jasna cholera… Zimny dreszcz przepłynął przez jego ciało. Bił się z myślami jakiś czas, nie mogąc już spać, aż w końcu mu odpisał: „Jasne, o której? 15, może 16?”. Odpowiedź przyszła bardzo szybko: „Przyjadę o 16, wejdę na chwilę i odwiedzę Toma, a potem gdzieś pojedziemy.”
            O kurwa… – syknął. Po kiego grzyba chce odwiedzić Toma? On ma się dobrze i bez jego odwiedzin! Jeszcze chlapnie coś głupiego i dopiero będzie… Ale co niby miał zrobić, aby odwieźć go od tego pomysłu? Każde kłamstwo przecież się wyda. Trudno, nie było wyjścia, jednak wiedział, że musi dać mu mało czasu na taką pogawędkę, i nie może spuszczać obu z oka. Odpisał krótkie: „Ok”. Przecież w końcu i tak się spotkają, więc lepiej, jeśli to będzie pod jego czujnym spojrzeniem.
            Wstał nie mogąc już zmrużyć oka, poszedł pod prysznic, a potem przygotował śniadanie. Zrobił tosty, usmażył jajecznicę i zaparzył kawę. Zjadł, a Tom pewnie jeszcze spał, postanowił więc podać mu posiłek do łóżka. Ustawił naczynia na tacy i wspiął się po schodach na górę. Oczywiście jak myślał, jego brat wciąż spał, odstawił więc wszystko na stolik i pochylił się nad nim, czule pieszcząc wargami jego usta. Cichy pomruk, jaki wydał z siebie szatyn, był wyrazem przyjemności.
            – Wstawaj śpiochu, już pierwsza… – zaszeptał mu koło ucha i przygryzł jego płatek. – Zrobiłem ci śniadanie.
            Tom, wciąż nie otwierając oczu, zaśmiał się cicho.
            – Ostatnio jesteś niewiarygodnie kochany.
            – Zawsze jestem kochany, nie tylko ostatnio. – Sięgnął po tacę, po czym postawił ją na łóżku, tuż obok brata, który teraz usiadł. – Jajecznica trochę wystygła, podgrzeję jak chcesz.
            – Nie, daj spokój, zjem taką – Tom, patrząc na to wszystko zrobił się bardzo głodny i nie chciał już dłużej czekać na konsumpcję. Podczas, kiedy z apetytem zajadał, Bill po chwili odezwał się:
            – Bastien chce tu dziś przyjechać, zaprosił mnie na lunch, ale najpierw chce odwiedzić ciebie.
            – No to niech wbija, jak chce. To znaczy, że ja mam potem wolny wieczór, tak? – Tom uniósł na brata spojrzenie.
            – Raczej popołudnie, ale nie wiem, co ci po tym wolnym z tą nogą. – Bliźniak się zaśmiał.
            – Przecież już normalnie chodzę, a tańczył przecież nie będę, ale pić mogę, to zadzwonię po Georga.
            Bill popatrzył na Toma, a kiedy ten nie widział, pokręcił głową i uśmiechnął się pod nosem. Picie piciem, wiedział, że nie posiedzą o suchym pysku, ale doskonale zdawał sobie sprawę, jaki Tom ma w tym spotkaniu priorytet. I z pewnością nie było nim rozpracowanie flaszki. A niech tam, Georg przecież oficjalnie potwierdzi jego zeznania i będzie po sprawie.
            Tego był więcej, jak pewien.

***

            Baron przyjechał pięć minut przed szesnastą, czemu Bill się nieco zdziwił, bo zazwyczaj bywał spóźniony. Chociaż nigdy nie spóźniał się umawiając z nim, widać miał swoje priorytety. Czarnowłosy trochę obawiał się tego spotkania i wolałby, aby te odwiedziny Toma nastąpiły już po ich rozmowie w cztery oczy, ale nie mógł przecież kłamać, aby to jakoś odkręcić, bo i tak wszystko by się wydało, a on nie znalazłby żadnego wytłumaczenia. Miał jednak nadzieję, że Baron zachowa się przyzwoicie i nie mylił się. Kiedy otworzył mu drzwi, przywitał go chłodnym i krótkim: „cześć”, po czym od razu wszedł do salonu, gdzie był Tom, jakby tu przyszedł tylko i wyłącznie z jego powodu.
            – No siema stary! – powitał go i ściskając mu dłoń, usiadł obok niego. – I jak się czujesz? Do czwartku dasz radę wbić do studia?
            – Jasne, że dam radę, bo kto, jak nie ja? – zaśmiał się Tom. – Noga już nie boli, chodzę w ortezie, jak widzisz – Uniósł do góry kończynę, ubraną w dziwny but. – Szkoda, że ominęła mnie impreza, ale co poradzić, pewnie jeszcze będzie okazja się skuć razem.
            Bill odrobinę zesztywniał, bo rozmowa niemal od razu weszła na niebezpieczny dla niego tor, choć wątpił, że Baron z czymś się zdradzi, jednak wolał ich choć na moment rozproszyć:
            – Napijesz się czegoś, Bastien?
            – Jeśli już, to wody – odpowiedział chłopak, zerkając na niego przez ułamek sekundy, po czym znów wrócił spojrzeniem na Toma. – Jedyne czego możesz żałować, to występu Billa. Był naprawdę świetny i już szykuję dla niego nowy projekt.
            – No pięknie, a ja nic o tym nie wiem? – zaśmiał się czarnowłosy, stawiając przed nim szklankę, po czym usiadł na kanapie na wprost.
            – No bo nie mieliśmy okazji pogadać od soboty, dlatego chciałem cię dziś wyciągnąć i omówić wszystko. – No proszę… A jednak Baron umiał się zachować, nie zdradzając się nawet spojrzeniem. Był swobodny i wyluzowany, jakby nic się nie stało, kiedy tymczasem Billa wciąż paraliżował strach. I sam sprytnie wybrnął z tematu o przebiegu imprezy, jednak Tom nie dawał za wygraną:
            – A impreza jak? Bardzo się towarzystwo sponiewierało?
            – Oj bardzo, człowieku… – Baron machnął ręką. – Nachlali się i zaćpali, posnęli mi po pokojach, a tych dwóch, to już po północy zaliczyło zjazd na bazę. – Wymownie spojrzał na Billa.
            – Oj tam, oj tam, po to jest impreza, żeby się nachlać – zaśmiał się.
            Tom popatrzył na niego przenikliwie. Doskonale pamiętał, że kiedy do niego dzwonił jakoś po jedenastej, miał się całkiem dobrze i jeszcze nie plątał mu się język, jednak przemilczał ten temat. Zaraz tu będzie Georg i skonfrontuje swoją wiedzę, z tym co powie mu przyjaciel.
            – Tak się ululali, że ledwie ich zataszczyliśmy na górę. Bill to jeszcze jakoś szedł, ale Georg to padł bez życia. Położyliśmy ich w jednym łóżku, a czy spali, czy coś tam robili to ja już nie wiem – śmiał się Baron. „Kurwa, jak on potrafił świetnie kłamać bez zająknięcia”, pomyślał czarnowłosy nie mogąc wyjść z podziwu, chociaż sam był niezłym łgarzem i aktorem.
            – A co ja mogłem robić z Georgiem? Z nim to można tylko spać. – Bill puścił oczko Tomowi.
            – No ja nie wiem, Sara pewnie nie tylko z nim śpi – odpowiedział mu bliźniak.
            – No to chyba tylko Sara może z nim nie spać –  wypalił Bastien i wszyscy wybuchnęli śmiechem. Georg dość często bywał tematem żartów. – Chyba nie miałem kiedy ci powiedzieć Bill, ale ślinił się do Caroline.
            – Wiem! Widziałem, że ma na nią ochotę, tylko ona na niego nie za bardzo.
            – Właśnie! Powiedziała mi, że to straszny nudziarz! – Rozbrzmiała kolejna salwa śmiechu i w ten oto sposób, na temacie porażki podrywu Georga, zakończyli rozmowę o imprezie, z przebiegu której Bill był bardzo zadowolony. Potem jeszcze kilkanaście minut trwała wymiana zdań Barona z Tomem na tematy ściśle zawodowe, po czym pożegnał się i wyszedł razem z Billem, pozostawiając go samego na niedługi czas. Niebawem miał wpaść do niego Georg.
            W milczeniu wyszli z terenu posesji, po czym wsiedli do jego auta, a kiedy ruszył, jakiś czas jechali wciąż nic nie mówiąc. Bastien nie chciał zaczynać rozmowy, kiedy prowadził, a Bill zastanawiał się co mógłby mu właściwie powiedzieć. Obaj czuli dziwne napięcie i każdy w jakimś stopniu był podekscytowany i lekko zdenerwowany. W końcu Bill nie wytrzymał.
            – Dokąd jedziemy tak w ogóle?
            – Do takiej fajnej, kameralnej knajpki kawałek za miasto.
            – Czemu aż tam?
            – Bo w centrum można kogoś spotkać, a ty pewnie nie chcesz się ze mną afiszować – odpowiedział Bastien, z lekką nutą wyrzutu.
            Bill spojrzał teraz na niego i przez chwilę nic nie mówił wpatrując się w jego profil, aż blondyn na chwilę odwrócił głowę.
            – Nie mam racji? – rzucił.
            – Przecież nigdy nie powiedziałem, że nie chcę się z tobą nigdzie pokazywać, współpracujemy i to normalne, że się spotykamy. Nie wiem skąd ci to przyszło do głowy? Chciałem tylko, żebyś zatrzymał dla siebie to, co się stało sobotniej nocy, a ty wyskakujesz z jakąś własną nadinterpretacją.
            – Miałem na myśli twojego faceta, że może będzie zazdrosny.
            Bill sapnął. Gdyby tylko mógł, powiedziałby mu, że właśnie z nim przed chwilą rozmawiał i on doskonale wie, że jadą razem na lunch, więc miejsce gdzie go zjedzą, jest zupełnie nieistotne, ale przecież to było niemożliwe.
            – On wie, że spędzamy dużo czasu ze sobą, więc spokojnie, nie będzie zazdrosny.
            – To dziwne, ja bym był – palnął Bastien.
            – O ciebie akurat nie jest. – Bill odwrócił głowę i patrzył na zmieniający się widok za oknem.
            – No popatrz, jaki błąd – zironizował blondyn.
            – Do czego zmierzasz, Bastien? – Czarnowłosy podniósł głos i znów wpatrywał się w jego profil. – Po to chciałeś się ze mną spotkać, żeby urządzać sobie jakieś słowne gierki?
            – Nie, przepraszam – odparł zbity z tropu. Bill miał rację, głupio zaczął, a na dodatek zaczynała nim władać jakaś głupia zazdrość. Póki jeszcze nie poszedł z nim do łóżka, nie myślał o tym człowieku, z którym rzekomo był Bill, chociaż jakoś wciąż trudno mu było uwierzyć, że istnieje, ale od soboty trafiał go szlag na samą myśl, że ktoś inny może go dotykać, pieścić, być w nim. Gdyby go znał, z pewnością nienawidziłby tak samo, jak Max nienawidził Billa.
            Dalszą część drogi przejechali w zupełnym milczeniu, wsłuchując się w dźwięki muzyki, jaka płynęła z odtwarzacza. Knajpka, do jakiej Bastien zabrał Billa położona była przy lesie, a tuż za nią rozciągało się niewielkie, malownicze jeziorko, o istnieniu którego dowiedział się dopiero wówczas, kiedy weszli do środka i przechodząc przez główną salę, wyszli na duży, zadaszony taras zbudowany tuż nad jego brzegiem. Z pozycji parkingu nie mógł go zobaczyć, bo zasłonięte było zabudowaniami.
            – Fajne miejsce, nigdy tu nie byłem – odezwał się po raz pierwszy od krótkiej wymiany zdań w samochodzie.
            – Czasem przyjeżdżam tu sam, tam są do wynajęcia domki. – Bastien wskazał kilka małych budynków po drugiej stronie jeziorka.
            – I co? Wynajmujesz czasem?
            – Nie, nigdy nie wynajmowałem. Biorę laptop, siadam nad brzegiem ze słuchawkami i coś tworzę. Niezłe pomysły mi tu przychodzą do głowy.
            – Skomponowałeś tutaj kawałek dla mnie?
            Blondyn uśmiechnął się i potrząsnął głową.
            – Nie, ten dla ciebie napisałem w łóżku, w tym samym w którym spałeś, kiedy mieszkałeś u mnie i w którym w sobotę… – Jednak nie dokończył zdania, bo właśnie tuż obok stanął kelner witając ich i podając im karty.
            – Powiedziałeś Tomowi, że masz dla mnie coś nowego. Kiedy będę mógł się z tym zapoznać?
            – Choćby dziś – odpowiedział Bastien wpatrując się w kartę. – Mam ochotę na rybę, a ty?
            – Dziś? – Bill przyglądał mu się z palącą ciekawością, pomijając pytanie o kulinarne chęci.
            – Tak, potem możemy jechać do mnie. – Odłożył kartę. – Co będziesz jadł? – ponowił pytanie, ale Bill wcale nie myślał o jedzeniu, było mu zupełnie obojętne co zje. Doskonale wiedział, że nie powinien dziś jechać do niego, choć propozycja była kusząca, ale kiedy już raz przekroczył z nim pewną granicę wiedział, że może to zrobić ponownie, mimo mocnego postanowienia, że więcej nie wyląduje z nim w łóżku. Ale czego to on sobie nie obiecywał i nie postanawiał, nim to zrobił? Nie ufał już sam sobie.
            Było oczywiste, że kiedyś w końcu będzie musiał się u niego zjawić, żeby przesłuchać i zapoznać się z nowym kawałkiem, ale dziś, to było zdecydowanie za wcześnie. Zbyt dobrze pamiętał smak jego warg i to obłędne uczucie ekstazy, kiedy mu obciągał.
            – Wezmę tagliatelle z łososiem. – odpowiedział, a po chwili dodał: – Nie, Bastien. Nie pojadę dziś do ciebie, muszę wracać do Toma. Musi się jeszcze oszczędzać z tą nogą. – Właściwie przecież mógł jechać, bo u Toma z pewnością już był Georg i pewnie nie zanosiło się, że szybko stamtąd wyjdzie, jednak wolał nie kusić losu.
            – No tak, rozumiem. – Chłopak skinął głową. Wpatrywał się w niego z uwielbieniem i choć jego obraz od dawna miał wymalowany niczym tatuaż na sercu, to nieustannie pragnął tego widoku. Z jego spojrzenia emanowała czysta miłość i choć nie miał o tym bladego pojęcia, właśnie taki wyraz jego twarzy ktoś uwiecznił z ukrycia na jednym ze zdjęć.