środa, 29 stycznia 2020

Część 81.


Część 81.


            Czuł się jak jakiś skazaniec, dla którego nieuchronnie zbliżał się dzień wykonania wyroku. A ten dzień miał być już jutro, jednak póki on nastanie, póki kat w postaci księdza małżeńską przysięgą nie wytnie w pień wszystkich jego marzeń, nastąpi jeszcze jedna katastrofa, na którą właśnie z drżeniem serca teraz czekał. Zjeżdżali się wszyscy zaproszeni goście, choć część z nich miała przyjechać dopiero jutro rano, to większość powinna pojawić się właśnie dziś. Od godziny, razem z Laurą kręcił się przy wejściu, witając tych, którzy właśnie przybyli. Dla Toma to była istna katorga, ale jego dziewczyna twierdziła, że wypada gości przywitać osobiście, oczywiście w miarę możliwości, bo przecież nie mogli tkwić tu cały dzień. Będą musieli jeszcze naszykować się na ten szczególny, poprzedzający jutrzejszy dzień, wieczór. Potem mieli zastąpić ich rodzice, jeśli ewentualnie po południu ktoś jeszcze miałby tu się zjawić.
            Nie wiedział o której i czy w ogóle, zawita Bill. I chociaż matka zapewniała, że tak, to jednak nie miał żadnej pewności, bo czarnowłosy mógł zmienić decyzję nie powiadamiając jej o tym. W momencie, kiedy pod drzwi hotelu podjeżdżał kolejny samochód, serce podchodziło mu do gardła, a kiedy dostrzegał, że z auta wysiada ktoś zupełnie inny, uspokajał się. I tak od jakiejś dziesiątej ta huśtawka emocjonalna zabijała go. Od trzech godzin żył w ogromnym napięciu, z mocno podwyższonym ciśnieniem i wysokim pulsem. Chwilami myślał, że jeszcze dostanie tutaj zawału i żaden ślub się nie odbędzie.
            I znów podjechało kolejne auto. Zaczynał już mieć tego serdecznie dość i zastanawiał, jakby tu się wymigać od tego idiotycznego obowiązku, wymyślonego przez rodziców jego narzeczonej. Serce znów tłukło się w piersi mocno, ale zaraz wyciszyło się, kiedy i tym razem nie był to jego bliźniak. Do holu właśnie weszła ciotka Laury z wujem, po czym podeszli do nich witając się z uśmiechem. W międzyczasie pod hotel podjechał kolejny samochód, na widok którego serce Toma znów zabiło mocniej. Albo to był zbieg okoliczności, albo tam stał ten sam van, którym często przemieszczali się, kiedy jeszcze był w zespole. Z tego miejsca, niestety nie widział rejestracji. Laura gawędziła z wujostwem, a on stojąc obok, zupełnie nie angażował się w tę rozmowę, sięgając wzrokiem za oszklone, hotelowe drzwi. I tak, nie mylił się, bo kiedy drzwi vana odsunęły się, pierwszą osobą jaka z niego wysiadła była Sara, dziewczyna Georga, a tuż za nią wyłonił także i jego kumpel. Tom wpatrywał się tam niecierpliwie, czuł jak coraz mocniej wali mu serce, jak kłąb nerwów zbija się w gardle w wielką gulę, jak obezwładnia go strach, a jednocześnie dziwnie przyjemny dreszcz emocji. I ta nadzieja, że może razem z nimi przyjechał także i Bill? Wciąż go nie widział, chociaż wypatrywał usilnie. W sumie przecież wcale nie musiał z nimi tu przyjeżdżać, może zaraz, albo potem zjawi się razem z Bastienem?
            Zza kierownicy wysiadł także Marcus, a z miejsca pasażera tuż obok niego wyskoczyła Nicole, jego dziewczyna. Był też Gustav ze swoją kobietą, tylko Billa wciąż nie mógł dostrzec. Georg przeszedł z tyłu samochodu i zaczął wystawiać z niego bagaże. Wprawdzie nie miał zbyt dobrego pola widzenia, bo widok częściowo zasłaniały mu drewniane futryny drzwi i wciąż kręcący się ludzie, dlatego usilnie wytężał wzrok, ale wciąż nie widział Billa. Nie mógł też przez przyciemnione szyby samochodu dostrzec, czy ktoś jest wewnątrz. A może jednak wcale z nimi nie przyjechał? I kiedy już serce zaczynało się uspokajać, a rozedrgane nerwy wyciszać, zza samochodu wyłonił się on. Tom doskonale widział, jak Georg wystawił jego walizkę, a Bill nachylając się, lekko wyciągnął jej rączkę i znów wyprostował, coś mówiąc do kumpla, po czym uśmiechnął się tak pięknie, że zabrakło mu tchu. Wyglądał cudownie, jak zawsze, był taki śliczny, ale niestety już nie należał do niego, właściwie na jego własne życzenie… Tom widział, że za chwilę wejdą do holu, bo już wszyscy mieli swoje walizki, a Marcus dał hotelowemu chłopakowi kluczyki, aby odprowadził auto na parking. Poczuł suchość w ustach, nogi miał jak z waty, i wszystko w jego wnętrzu właśnie zaczęło drżeć z przestrachu. I co teraz? Co dalej? Wiedział, że to spotkanie będzie bardzo trudne, ale nie przypuszczał, że aż tak bardzo. Całe jego ciało było sparaliżowane emocjami i wrażeniem, jakie wywarł na nim widok Billa, ten pierwszy raz po tak długim czasie. Zupełnie nie wiedział, jak ma się opanować, a przecież musiał, powinien wziąć się w garść, trzymać w ryzach, aby ani Laura nie poznała po nim tej nagłej zmiany, ani Bill nie domyślił się, jak wciąż na niego działa i jak bardzo nadal go kocha. A kochał, może jeszcze mocniej niż kiedyś i dopiero teraz to wszystko do niego dotarło.
            Zupełnie nie wiedział co ma zrobić, jak się zachować, kiedy tutaj wejdą, czy tak po prostu podejść do wszystkich? Tak, będzie musiał, teraz nie było już odwrotu, bo właśnie drzwi się otworzyły i weszli do środka. Ale on jakby nikogo innego nie widział, bo patrzył tylko na jedną osobę, która właśnie w tej samej chwili go dostrzegła i wbiła w niego spojrzenie takich samych oczu. Zamarł, stając się właśnie w tej samej chwili słupem soli i chociaż bardzo chciał się uśmiechnąć, to nawet nie wiedział, czy mu się to udało.
            – Tom! Ty stary byku! – huknął Marcus i wystartował do niego z rozpostartymi ramionami.
            – Przepraszam – rzucił krótko do wujostwa, z którym stał i ruszył w jego kierunku, aby uściskać dawnego menagera. Teraz, będąc już zupełnie blisko, ponownie napotkał to spojrzenie, z którego jednak niczego nie potrafił wyczytać. Czyżby zupełnie zatracił tę zdolność, czy po prostu naprawdę pozbawione było jakichkolwiek uczuć? Z pewnością wciąż było w nim mnóstwo żalu, chociaż nie umiał teraz go dostrzec, ale Bill od zawsze był dobrym aktorem, jednak nie aż tak dobrym, aby ukryć czające się w tym spojrzeniu emocje. Więc może naprawdę po tym uczuciu, jakim kiedyś go darzył, zupełnie nic nie zostało…?
            Wszyscy zaczęli się witać z nim i z Laurą, a on myślał tylko o tym, kiedy wreszcie będzie mógł uścisnąć Billa, choć wiedział, że ten pierwszy kontakt będzie bardzo oficjalny i krótki. Uciekał wzrokiem gdzie popadnie, ale wciąż wracał w ten jeden, jedyny punkt, jakim były oczy bliźniaka, które nieustannie wpatrywały się w niego i tylko chwilami błądziły gdzieś obok, prawdopodobnie jedynie po to, aby zlustrować tę, która zajęła miejsce u jego boku. I wreszcie nadeszła ta chwila. Może przywitałby się z nim wcześniej, ale Bill trzymał się wciąż jakby nieco z tyłu, jakby na dystans. Wyciągnął do niego ramiona, chociaż czuł, jak drżą, ale miał nadzieję, że nikt tego nie zauważy.
            – Cześć Billy, dziękuję, ze przyjechałeś… – powiedział nieco zdławionym głosem.
            – Cześć Tommy, a ja dziękuję, że zdecydowałeś się mnie zaprosić – odpowiedział oficjalnie, zupełnie nienaturalnie i sztywno. Widać było, że wciąż dzieli ich żal. Uścisnęli się krótko i szybko. Ze zgromadzonego tutaj towarzystwa jedynie Georg wiedział co się wydarzyło w ich życiu, a cała reszta wciąż żyła w nieświadomości, dlaczego Tom wyjechał i tyle czasu nie kontaktował się z bratem. To wszystko wciąż owiane było nutą tajemnicy i masą domysłów, dlatego też nie spuszczano z nich zaciekawionych spojrzeń.
            – To moja przyszła żona, Laura – przedstawił bratu swoją narzeczoną, która stała obok promiennie się uśmiechając. Bill odwzajemnił ten uśmiech, wciąż wnikliwie jej się przyglądając i wyciągnął dłoń:
            – Cześć, jestem Bill, bliźniak twojego przyszłego męża – wyrecytował, ściskając rękę dziewczyny i dodał, śmiejąc się: – Chciałbym powiedzieć, że brat wiele mi o tobie opowiadał, ale nie rozmawialiśmy dłuższy czas, więc nic takiego nie powiem.
            – Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że wreszcie cię poznałam! Nareszcie! – Niewiele myśląc, Laura rzuciła mu się na szyję i mocno uściskała. Skonsternowany Bill powiódł po wszystkich zdziwionym spojrzeniem, ale po chwili zaczął się śmiać.
            – Nie spodziewałem się, że aż tak bardzo – zażartował. Wydawał się taki swobodny i wyluzowany, zero spięcia, żadnych emocji, czy zmieszania, czyżby aż tak potrafił wszystko ukryć? A może aż tak wiele do ukrycia nie miał?
            – Oj, bardzo! A Bastien? Nie przyjechał z tobą? – zapytała, zerkając na swojego narzeczonego, który stał obok niej zupełnie się nie odzywając.
            – No niestety, Bastien ma dziś pierwszy set w swoim klubie po remoncie, bilety były wyprzedane z dużym wyprzedzeniem, więc nie mógł tu ze mną dziś przyjechać, ale na weselu na pewno będzie – uśmiechnął się.
            – To super! Bo jego też chciałabym w końcu poznać, uwielbiam waszą muzykę! – zaszczebiotała.
            – To co? Może rozlokujemy się w pokojach? Jeszcze się nagadacie! – rzucił ktoś z tej gromadki.
            – Tak, jasne, zapraszam! – Tom wskazał dłonią ladę recepcji, gdzie poprosił o odpowiednie klucze zerkając na listę gości. Starał się nie patrzeć na Billa i dopiero kiedy chłopak wziął klucz do małżeńskiego apartamentu jaki miał zajmować z Bastienem, i odszedł z resztą gości w kierunku windy, powiódł za nim wzrokiem.
            Najgorsze z zasadzie miał już za sobą, ale to pierwsze wrażenie po tak długim czasie, było dla niego szokującym przeżyciem. Bill wyglądał wspaniale, nowa fryzura dodawała mu uroku, no i miał na sobie tę białą koszulę, w której tak bardzo go uwielbiał. Doskonale pamiętał, jak zawsze jej materiał zsuwał mu się z ramienia, a on ochoczo je całował. Stał przy ladzie recepcji, zmagając się z dreszczem, i patrzył na jego oddalający się, wciąż tak idealny jak zawsze, tyłek. I znów ta bolesna, przeszywająca go myśl… Nie może go nawet dotknąć.
            Kiedy wsiadł do windy jako ostatni, odwrócił się i znów ich spojrzenia spotkały się, ale tym razem wzrok Billa był wyzywający i hardy, jakby chciał powiedzieć: „Popatrzyłeś sobie? To żałuj, bo to wszystko już nigdy nie będzie twoje”. Drzwi zamknęły się i winda ruszyła na górę, a on został przy recepcji, ze swoją przyszłą żoną. Przed oczami przesunęła się taśma z jego przeszłości i wszystkie najlepsze, przeżyte z nim chwile. Był chyba w najgorszym z możliwych punktów swojego życia, pełen miłości do osoby z którą nie dane mu będzie przez nie iść, a co najgorsze, sam tak to sobie wyreżyserował. Co by było, gdyby mu w końcu wybaczył i wrócił do Berlina? Jego brat z premedytacją oddał swoje miejsce Bastienowi, który musiał być teraz chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, nawet, jeśli Bill go zdradzał. No właśnie… a zdradzał? Tego Tom nie wiedział i był pewien, że nigdy się nie dowie. Przeczuwał, że tak właśnie będzie kiedy znów go zobaczy, żal i ból znów rozerwie mu serce. I chociaż nawet z nim nie porozmawiał, to wystarczył mu jedynie jego widok, żeby na nowo zatęsknić za bliskością i tym wszystkim co dawno przepadło. Był rozdarty na strzępy, rzeczywistość tak bardzo bolała, a najgorsza w tym wszystkim była ta cholerna świadomość, że z tej drogi nie ma już odwrotu.
 I właśnie dotarła do niego bolesna prawda, że do tej pory jedynie bezskutecznie próbował oszukać własne serce, a przecież tak naprawdę serca oszukać się nie da.

***

            Nie wiem, jak przetrwałbym to pierwsze spotkanie bez wspomagaczy. Po drodze wziąłem na uspokojenie. Nie dość, że połknąłem swoją wyciszającą tabletkę, to jeszcze tuż po lunchu, jaki zjedliśmy podczas jednego przystanku, wyjarałem skręta. Dzięki temu byłem wyluzowany i spokojny niczym tybetański mnich podczas medytacji. I miałem nadzieję, że to będzie mnie trzymać do samego spotkania, ale kiedy tylko go zobaczyłem, gdy zmierzał do nas w tym holu, myślałem, że się przewrócę z wrażenia. Był taki przystojny i taki męski… Zapuścił włosy, które miał teraz związane w niewielki koczek na karku, a jego twarz zdobił lekki zarost. To było jak rażenie piorunem i chociaż na zewnątrz trzymałem się dzielnie, starając się nie dać po sobie niczego poznać, to w moim wnętrzu wszystko wrzało. Przywitał się ze mną dość oficjalnie, ale ja też nie byłem wylewny, bo i nie miałem zamiaru być, a już z pewnością nie przy tym całym towarzystwie i przy jego lasce. Zresztą ja w ogóle nie miałem zamiaru być wylewny, nawet jeśli miała zdarzyć się sytuacja, kiedy będziemy sami.
            Obejrzałem sobie tę jego przyszłą żonę bardzo dokładnie i trochę byłem zdziwiony. Przecież Tom zawsze wolał szatynki, czy brunetki, wysokie, zgrabne, a tymczasem miał się ożenić z małą, kruchą blondynką. Może i brzydka to ona nie była, ale zupełnie nie w jego typie. No cóż, widać i jemu zmieniły się gusta.
            Miałem niemal stuprocentową pewność, że mój plan wypalił w całości. Tom pożerał mnie wzrokiem, bo kto jak kto, ale ja znałem to spojrzenie doskonale, a on nigdy nie potrafił zbyt dobrze się maskować, za to ja byłem w tym mistrzem i świetnie udawałem chłód, przywdziewając maskę obojętności. Tak naprawdę jednak w moim wnętrzu trawił mnie ogień, bo kiedy tylko go zobaczyłem, zapłonął ze zdwojoną siłą. I w nim chyba działo się dokładnie to samo, bo patrzył na mnie nieprzytomnie, z pożądaniem i uwielbieniem. I właśnie przypomniało mi się, jak matka mówiła, że on kocha tę całą Laurę. Serio, kocha? Więc dlaczego to na mnie patrzył z taką miłością i pożądaniem? Widziałem to w jego oczach, dlatego nie uwierzę, że on kocha tamtą dziewczynę. A jeśli nie kocha, to dlaczego się z nią żeni? Wiedziałem, że już niczego nie zmienię, ale chciałem to wiedzieć.

***

            Kiedy Bill wszedł do pokoju, jaki przez te dni miał zajmować z Bastienem, nieco się zdziwił. To był małżeński apartament, z dużym łóżkiem, które w dodatku miało baldachim. Na ten widok uśmiechnął się i kiedy tylko powiesił znajdujący się w pokrowcu swój garnitur, jaki do tej pory trzymał w dłoni, od razu rzucił się na to łoże, zapadając w miękki materac. Po chwili jednak wstał i wyszedł na balkon. Widok stąd był piękny, bo rozciągał się na pobliskie jeziorko, należące zapewne do tego dawnego pałacowego kompleksu. Wciąż myślał o Tomie, ale teraz w jego myśli wkradł się także i Bastien, bo właśnie uzmysłowił sobie, że kiedy jutro rano do niego dołączy, spędzą z pewnością upojne chwile w tym ogromnym łóżku. Wrócił na moment do pokoju i z podręcznego bagażu wyjął paczkę papierosów, po czym znów poszedł na balkon, aby zapalić. Kiedy zaciągnął się używką, poczuł, jak dopiero teraz zaczyna się rozluźniać. Tak naprawdę to wszystko, czym poratował się wcześniej bardzo mu pomogło. Nie wiedział, czy potrafiłby tak chłodno zachować się bez tych wspomagaczy. Może i nawet gotów był się rozpłakać na widok Toma, bo naprawdę wyglądał oszałamiająco. Zresztą nie ważne, jak wyglądał, bo kochał go nieustannie, tak samo silną miłością i nawet gdyby wyglądał jak ostatni dziad, to by niczego nie zmieniło. Zobaczył go wreszcie, po tych wszystkich długich miesiącach tęsknoty i nadziei, bo tak naprawdę to właśnie nadzieja bardzo długo w nim żyła. Mimo, że pogodził się z jego stratą, to wciąż wierzył, że wróci, aż do dnia, kiedy dowiedział się o tym nieszczęsnym ślubie, dopiero wtedy zrozumiał, że on i Tom to dawno zamknięty rozdział.
            Ale dziś, po raz pierwszy od dawna, to właśnie z jego powodu czuł szczęście, bo w jego oczach zobaczył coś, czego w tych okolicznościach ujrzeć się nie spodziewał. To było to samo spojrzenie, jakim darzył go wtedy, kiedy byli razem, zakochani w sobie i szczęśliwi, Tom patrzył na niego z taką samą miłością, tego teraz był pewien, jak nigdy niczego. Nie wierzył, że kocha tamtą dziewczynę, nie mógł jej kochać, bo on z pewnością wciąż kochał jego! Nie rozumiał jedynie tego, po jasną cholerę się z nią żenił? No właśnie; po co? Chciał założyć sobie te kajdany, żeby do końca życia się umartwiać? A może ona była po prostu w ciąży? Nie, to wszystko było zupełnie bez sensu, przecież nie musiał tego robić, i bez ślubu mógł być ojcem, przecież to nie te czasy, że od razu musiał się żenić.
            Bill nie mógł tego wszystkiego pojąć, siedział dłuższy czas na tym balkonie rozmyślając. Nie rozumiał w ogóle pobudek Toma i miał nadzieję, że na tym wieczorze kawalerskim, uda mu się z nim chociaż przez chwilę porozmawiać, choć nie do końca był pewien, czy to jest dobry pomysł. Czy w ogóle był sens rozdrapywać stare rany? Może i nie, ale skoro mieli utrzymywać ten jedynie braterski kontakt, powinni szczerze pogadać i wszystko sobie wyjaśnić, żeby zaczynać nowe życie z czystą kartą.
            Na tę chwilę jednak miał już dość myślenia. Teraz powinien zatelefonować do Barona, który pewnie tam już umierał z niepewności i niepokoju, ale postanowił się trochę przejść, zobaczyć okolicę i spacerując pogadać ze swoim facetem. Zjeżdżając windą w dół, miał pewne obawy, że tam w holu przy recepcji znów natknie się na Toma, ale nie chciał siedzieć do samego wieczora w tym pokoju jak w więzieniu. A nawet jeśli, to co? Pewnie wita gości w towarzystwie swojej narzeczonej, więc nie będzie musiał z nim rozmawiać, po prostu przejdzie obok i zniknie za drzwiami.
            I nie mylił się, Tom z Laurą właśnie stali przy recepcji, gdzie jacyś nowo przybyli goście wzięli klucz i kierowali się ku windzie. Zerknął więc tylko w tamtą stronę, uśmiechnął się i wyszedł z hotelu jak gdyby nigdy nic. Był niemal w stu procentach pewien, że Tom znów powiódł za nim spojrzeniem, ale tym razem zrobił to nie tylko on, bo nie spodziewał się nawet, że przyszła żona jego bliźniaka, także odprowadzała go wzrokiem. Ponadto tuż za drzwiami stało jakichś dwóch kolesi, którzy bezczelnie się na niego gapili. Doskonale wiedział, że podoba się ludziom, zresztą nie oni pierwsi się za nim oglądali, a to jedynie napawało go satysfakcją. Możliwe, że Tom też to zobaczył, a takich sytuacji, w których być może żałował co stracił, nigdy nie było dość.
            – Boże, ale on piękny… – westchnęła Laura.
            – To może wyjdź za niego, co? – rzucił szorstko Tom.
            – Kochanie, no chyba nie jesteś zazdrosny – zaśmiała się.
            Nie, nie był zazdrosny, a przynajmniej nie o nią. Był wściekły, że Bill wygląda tak oszałamiająco, że wszyscy patrząc na niego podziwiają jego urodę, a on jedynie może czuć żal.
            – Nie jestem, poza tym on woli facetów.
            – A twoja mama mówiła, ze jest bi.
            – Teoretycznie tak, ale już dawno nie spotyka się z kobietami. Zresztą co to za rozkminy? – fuknął.
            – Jakbym była jego facetem, to bym go pilnowała jak oka w głowie. Widziałeś, jak ci dwaj przy wyjściu się na niego gapili?
            Widział, oczywiście, że widział, ale nie chciał się do tego przyznać.
            – Nie widziałem. Zresztą daj już spokój i chodźmy stąd wreszcie, bo już mam dość tych powitań i bolą mnie nogi. Poza tym jestem głodny. Wołaj tu swoich rodziców, niech teraz oni sobie postoją, skoro wymyślili taką szopkę – warknął.
            – Tom! – Dziewczyna oburzyła się i zgromiła go surowym spojrzeniem, ale on nic sobie z tego nie robiąc ruszył w kierunku windy.
            Bill poszedł nad jezioro, które widział z okna swojego hotelowego pokoju. Było upalne, sierpniowe popołudnie, a w tych skórzanych spodniach było mu gorąco, dlatego usiadł na ławce w cieniu i wyciągnął z kieszeni telefon, aby wreszcie zadzwonić do swojego faceta.

***

            Od godziny Bastien był w swoim klubie. Wprawdzie jego pierwszy po przerwie występ miał się rozpocząć dopiero o dwudziestej, ale przed otwarciem chciał jeszcze osobiście wszystko sprawdzić. Siedząc sam w domu, tylko nieustannie myślałby o jednym. I chociaż tutaj nie było wcale lepiej, bo wciąż zastanawiał się, jak potoczyło się to spotkanie bliźniaków po tak długim czasie, to jednak chociaż chwilami zajmował głowę zupełnie innymi sprawami. Zerkając co jakiś czas na wyświetlacz komórki, czekał niecierpliwie na telefon od Billa, nie chcąc samemu dzwonić, w końcu przecież obiecał, że się odezwie. Już dawno powinien być na miejscu, a jednak wciąż nie dzwonił. Mijające minuty napawały go strachem i niepewnością. A co, jeśli coś potoczyło się zupełnie nie po jego myśli? Jeśli ich uczucie odżyło, wpadli sobie w ramiona i żadnego wesela nie będzie? Nie! Takie wymysły były zupełnie bez sensu, przecież takie rzeczy nie zdarzają się w prawdziwym życiu! Z każdą chwilą panikował coraz bardziej, snując coraz czarniejsze scenariusze. Wariował, bo kochał Billa i nie wyobrażał sobie życia bez niego. I nawet żyjąc ze świadomością, że on wciąż go nie pokochał, był szczęśliwym człowiekiem.
            Wreszcie komórka zawibrowała mu w kieszeni spodni.
            – Cześć kochanie, no i jak tam? Dawno jesteście na miejscu? – odebrał, starając się zachować spokój i nie wypalić od razu z pytaniem o to, co interesowało go najbardziej.
            – No hej, kotku, jakoś z godzinę temu zajechaliśmy, może ciut więcej – odpowiedział Bill wesoło. – Muszę ci powiedzieć, że mamy małżeński apartament z ogromnym łóżkiem! I już nie mogę się doczekać, kiedy się w nim razem znajdziemy!
            Wyglądało raczej na to, że Bill jeszcze nie spotkał się z Tomem. A może się spotkał, tylko nie za bardzo chciał o tym mówić? Jednak, jeśli minęła dopiero godzina, z pewnością było to jakieś przelotne spotkanie i raczej nie rozmawiali, bo chyba tak szybko by im nie poszło. Tak naprawdę nie interesowało go, w jakim łóżku spędzą noc, bo z Billem mógłby spać wszędzie, byle tylko z nim.
            – Bardzo już za tobą tęsknię i… – zaczął Bastien, ale przerwał wpół zdania.
            – I co…? – podchwycił Bill. Doskonale wiedział, że z pewnością się boi, ale przecież tak naprawdę nie miał czego. Pewnie skręcało go tam z ciekawości, czy już widział Toma i jak przebiegło to spotkanie, dlatego za chwilę zamierzał go uspokoić.
            – I chciałbym, żebyś był już tu ze mną, żebyśmy obaj już tu byli…
            – Będziemy. Będziemy tam razem w poniedziałek… – Czarnowłosy odpowiedział cicho. – Nie musisz się bać, on się jutro żeni, a my zabawimy się na tym weselu i wrócimy razem do Berlina.
            Bastien trochę odetchnął słysząc te słowa, ale i tak wciąż był pełen obaw. Nie wytrzymał i zapytał wprost:
            – Widziałeś się już z nim? Rozmawialiście?
            – Widziałem się, poznałem jego przyszłą żonę, ale w sumie to prawie nie rozmawialiśmy, bo tak szczerze, to chyba nie za bardzo jest o czym. Co było, minęło, bez sensu do tego wracać.
            Ton głosu Billa wydawał się być bardzo przekonujący, ale Bastien i tak wyczuł w nim nutę nerwowości.
            – No tak… Każdy z was ma teraz swoje życie – mruknął. Nie zamierzał namawiać go na to, aby szczerze porozmawiał z bratem, chociaż wiedział, że prędzej czy później i tak do tego dojdzie. Miał tylko nadzieję, że to naprawdę będzie ostatecznie wyjaśniająca wszystko rozmowa braci, a nie kochanków. – A ta jego przyszła żona? Jaka jest? – zapytał.
            – Jest zupełnym przeciwieństwem wszystkich dziewczyn, jakie kiedyś mu się podobały i zupełnie nie w jego typie, on zawsze lubił brunetki, a ona jest drobną blondynką Jest dość ładna i chyba miła, ale w sumie może to pozory, bo zamieniliśmy tylko kilka słów. – Powinien teraz dodać, że nawet jeśli jest miła, to i tak nigdy jej nie polubi, ale nie zrobił tego, bo nie chciał sprawiać Bastienowi przykrości. Wiedział, że pewne rzeczy wciąż będzie musiał stłumić w sobie.
            – Pewnie dopiero jutro będziesz miał okazję, aby ją lepiej poznać.
            – Wiesz kotku, jakoś nie palę się do tego – zaśmiał się Bill. – Nie zależy mi na przyjaźni z bratową, zresztą pewnie i tak nie będziemy się często widywać.
            – A może wszystko się wreszcie ułoży i będziecie mieć wszyscy dobry kontakt?
            – Bastien… – westchnął Bill. Tak naprawdę nie miał już ochoty rozmawiać na ten temat. – Mniejsza z tym! Lepiej mi mów jak tam twój nastrój? I jak w klubie? Wszystko dopięte na ostatni guzik?
            Baron zaczął opowiadać, ale Bill nie za bardzo mógł skupić się na jego słowach. Jego myśli wyfrunęły teraz w przyszłość, kilka godzin naprzód, do wieczoru, który dla nich obu był specjalny; dla Bastiena pewne fascynujący i magiczny, a dla Billa? No właśnie… Niczego specjalnego nie oczekiwał, może jedynie jakiejś ostatecznie wyjaśniającej wszystko rozmowy z Tomem, która być może rozdrapie stare, wciąż niezagojone rany na jego sercu, a potem pewnie upije się prawie do nieprzytomności, zaniosą go do apartamentu i wyląduje w tym ogromnym łóżku, a rano obudzi go Bastien pocałunkiem, niczym śpiącą królewnę.
            Tak, taki właśnie miał plan na ten wieczór, ale jak to w życiu bywa, plany zazwyczaj biorą w łeb. Tak też miało być i tym razem.

4 komentarze:

  1. Nie mam jakiegoś pomysłu na ten komentarz, ale chcę Ci podziękować za umilenie mi czasu tym opowiadaniem!:) Dziękuję!:)
    Nie mogę się doczekać rozstrzygnięcia oraz jak to się poukłada... ale i tak trzymam kciuki za Billa i Toma :) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja także dziękuję Ci, że jesteś. Trzymaj kciuki, to im się bardzo przyda w obecnej sytuacji ;)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. To opowiadanie naprawdę, jak mało które, świetnie się sprawdza jako dramat. Przyjemnie się czyta, ale nie będę rozkładać tej części na czynniki pierwsze bo po co się doszukiwać czwartego, czy piątego dna skoro powierzchnia i pierwsze dno jest tak bardzo interesujące ;) Zwłaszcza, że dobrych i przemyślanych historii w świecie fanfiction jest jak na lekarstwo.
    Tak jak przypuszczałam Bill nadal działa na Toma, a Tom działa na Billa i tego żaden czas nie zmieni... A jak bardzo dramatyczne okażą się kolejne wydarzenia to już pokażą następne części, na które czekam z niecierpliwością! :)

    Dużo weny twórczej!
    Pozdrawiam,
    E.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już zdążyłaś poznać moją twórczość, lubię dramaty, więc i tutaj nie obyło się bez takich sytuacji. I chyba nadal się nie obędzie ;)
      Dziękuję, pozdrawiam serdecznie!

      Usuń