poniedziałek, 6 stycznia 2020

Część 79.



Część 79.

 
Półtora roku później.

– Wstawaj kochanie, już prawie południe… – Bill usłyszał przy swoim uchu cichy, delikatny szept. Zazwyczaj tak budził go Bastien, który leżał obok niego, jednak dziś było inaczej, był już ubrany i wyglądało na to, że wstał o wiele wcześniej.
– Jeszcze trochę… – mruknął czarnowłosy, wciąż leżąc z buzią wtuloną w poduszkę. Myślał, że za chwilę poczuje dotyk dłoni swojego partnera, jak to zwykle bywało, kiedy się budzili, ale tym razem tak się nie stało, dlatego uniósł głowę i powiódł wzrokiem za oddalającym się blondynem. – Gdzie idziesz? I dlaczego jesteś już ubrany? – zapytał zaspanym głosem.
– Idę zrobić ci kawę, sobie zresztą też, bo jeszcze nic nie jadłem. Mówiłem ci wczoraj, że mam spotkanie – Blondyn uśmiechnął się.
– No tak, zapomniałem… – Głowa Billa z powrotem opadła na poduszkę.
– Przejeżdżałem koło twojego domu, to wstąpiłem i zabrałem pocztę. Już niemal ze skrzynki wystawało, ile ty tam nie byłeś?
– Jakoś z tydzień? – Czarnowłosy przewrócił się na plecy i przeciągnął. – I co? Jest coś ciekawego?
– A bo ja wiem, czy to ciekawe? Coś z banku i kilka kopert, chyba jakieś oferty. Zejdziesz na dół?
– Tak, zaraz zejdę, wezmę tylko prysznic.
Bastien wyszedł z pokoju, a Bill wstał i udał się do łazienki. Mieszkali ze sobą od roku, bo skoro i tak zazwyczaj zostawał tu na noc, to w końcu blondyn namówił go na przeprowadzkę. Od chwili kiedy stracił nadzieję na powrót Toma, nie czuł się dobrze w swoim domu. W początkowej fazie związku z Baronem, spotykali się tylko i Bill mieszkał u siebie, jednak tam każdy zakamarek przypominał mu wszystkie, wspólnie spędzone chwile z bratem, i choć wspomnienia były piękne, to jednak nieustannie sprawiały ból. Odejście bliźniaka wciąż tkwiło cierniem w jego sercu. Samotne noce w tym domu nie były przyjemne i przywoływały z pamięci cierpienie, jakie przeżywał tuż po jego zniknięciu. Dlatego też coraz częściej nocował u DJ’a, aż w końcu zdecydował się z nim zamieszkać. Do swojego domu jeździł raz, czasem dwa razy w tygodniu, żeby zabrać pocztę i podlać kwiaty, bo pani Elsa, która kiedyś im sprzątała, przychodziła tylko raz w miesiącu. Nie było sensu sprzątać tam częściej, skoro nikt nie bałaganił.
Bill żył spokojnie i na swój sposób czuł namiastkę szczęścia. Było mu dobrze z blondynem, który bardzo się o niego troszczył i gotów był przychylić mu nieba. Sam DJ czuł jednak nie namiastkę, a bezmiar szczęścia, chociaż wciąż nie miał wszystkiego, ale był wreszcie z ukochaną osobą. Wierzył usilnie, że czarnowłosy w końcu go pokocha, przecież było im ze sobą bardzo dobrze. Bastien nie ograniczał Billa w żaden sposób, nie robił scen zazdrości i nie żądał żadnych tłumaczeń, kiedy wokalista wychodził gdzieś sam. Ale Bill wcale nie miałby się z czego tłumaczyć i może w jego przypadku to było dziwne, ale nigdy go nie zdradził, ani też nie okłamał. Czasem się zastanawiał, dlaczego przestały kręcić go flirty i żartował nawet, że się starzeje. Jednak prawda była zupełnie inna; zmieniło go cierpienie i złe doświadczenie. I choć wiedział, że nawet gdyby wskoczył komuś do łóżka, to Bastien z pewnością by mu wybaczył. Mimo to jednak wolał nie próbować, a nawet nie miał na to zbytniej ochoty. Może po prostu nikt warty grzechu nie przewinął się w ostatnim czasie przez jego życie, ale gdyby nawet, nie stawiał na to, że skorzystałby z okazji, i czasem zastanawiał się dlaczego to właśnie Bastienowi jest wierny, a Tomowi, którego przecież kochał całym sercem, nie potrafił tej wierności dochować. I chwilami nie rozumiał sam siebie.
Życie zawodowe układało się nadzwyczaj dobrze, śpiewał w klubie Bastiena, który wciąż właśnie dla niego komponował nowe i dobre kawałki. W zespole też szło całkiem nieźle, nawet nagrali teledysk w nowym składzie, który promował płytę, a z materiałem na nią zamierzali wejść na jesień do studia. Zostali przy elektronicznym brzmieniu, ale trudno się było temu dziwić, skoro komponował dla nich Bastien.
Od czasu, kiedy wyszedł ze szpitala, Bill prowadził pamiętnik, ale z początku nie robił tego z własnej woli, bo wtedy wydawało mu się to głupie i śmieszne. Dlatego, kiedy psycholog mu to wręcz zalecił, w pierwszej chwili go wyśmiał, stwierdzając, że nie jest jakąś panienką, aby pisać takie brednie. W jego przypadku prowadzenie dziennika nie wiązało się jednak z opisywaniem tego, co robił. On miał przelewać na papier swoje uczucia i odczucia, żal i ból, wszystko co tkwiło w jego wnętrzu i zatruwało go od środka, miał pisać, kiedy poczuje się źle, kiedy tęsknota będzie doskwierać ze zdwojoną siłą. Z czasem polubił to i pisał bardzo chętnie, przelewał na papier troski swojego serca i każdą, najmniejszą rozterkę. Bastien wiedział, że prowadzi taki dziennik i chociaż często Bill zostawiał go na wierzchu, to jednak nigdy tam nie zajrzał. Wolał o niczym nie wiedzieć, tak było mu łatwiej, bo przecież zdawał sobie sprawę, że nie ma tam pewnie ani słowa o nim, za to z tych kartek z pewnością wylewa się morze miłości i tęsknoty za Tomem. Nie chciał czytać słów, które by go za bardzo bolały.
Jakieś pół roku temu, Bill dowiedział się, że Tom kogoś ma. O tym oczywiście powiedziała mu matka. Ta kobieta miała na imię Laura i zamieszkała z nim w tym domku, jaki podobno w końcu sobie kupił. Od chwili, kiedy się o tym dowiedział, nie chciał o nim kompletnie słuchać, bo wiedza jaką by posiadł, z pewnością sprawiłaby zbyt duży ból. Zabronił także cokolwiek mówić na ten temat Georgowi, który od jakiegoś czasu miał z nim stały kontakt. Skoro chciał życia bez niego, niech teraz je sobie wiedzie z tą laską, a on nie musi znać żadnych szczegółów. Myślał o nim jednak często, czasem zdarzało mu się płakać, ale tylko wtedy, kiedy był sam. Nigdy nie robił tego przy Bastienie, nie chcąc sprawiać mu przykrości, bo przecież od razu by się domyślił co jest przyczyną jego łez, bo ta mogła być tylko jedna i miała na imię Tom. Zastanawiał się, czy jest szczęśliwy z tą dziewczyną, czy czasem jeszcze o nim myśli, czy wspomina wspólne, te niebraterskie chwile i czy choć trochę tęskni za nim, i za seksem jaki z nim miał. Ciekaw był, czy życie potoczy się w taki sposób, że się w końcu spotkają. Pamiętał, jak matka mówiła, że Tom będzie chciał odnowić z nim braterską relację, gdy już będą na to gotowi, tylko czy kiedykolwiek będą w stanie zwyczajnie się spotkać i ze sobą porozmawiać? Wydawało mu się, że nadejdzie taki czas i bardzo tego chciał, ale sam nie wiedział, czy będzie umiał sobie z tym poradzić. Mimo, że miał kochającego i czułego Bastiena, to na każdej płaszczyźnie życia brakowało mu Toma.
Kiedy wziął prysznic, zszedł na dół. Na stole w kuchni stała już pachnąca kawa, a na talerzu czekały świeże, chrupiące rogaliki. Bastien musiał je kupić po drodze, kiedy wracał ze spotkania. Jakiż on był kochany i jak bardzo się zawsze o niego troszczył.
Bill podszedł do niego, kiedy stał przy kuchennej szafce i pakował brudne naczynia z wczorajszego dnia do zmywarki. Było u nich kilka osób, a kiedy wyszli, było już dość późno, więc woleli spożytkować ten czas inaczej, pozostawiając cały bałagan. Teraz już jednak było wszystko posprzątane i pozostało tylko puścić maszynerię zmywającą w ruch.
– Mój porządnicki facet… – mruknął Bill, oplatając od tyłu tors swojego partnera i wtulając się w jego plecy.
– Wiesz, że nie potrafię funkcjonować w bajzlu, poza tym chciałem, żebyśmy zjedli śniadanie, a cały stół był zawalony – uśmiechnął się blondyn i odwrócił, wciąż pozostając w ramionach swojej miłości. Zaraz też pocałował go czule, z pasją i pożądaniem.
– Uciekłeś dziś tak wcześnie i nie kochaliśmy się z rana, powinienem strzelić focha – Bill zabawnie wydął usta.
– Nic straconego skarbie, mamy przecież cały dzień dla siebie i możemy go spędzić jak tylko zechcesz. – Prawie zawsze ulegał jego zachciankom, choć miał też swoje zdanie i nie był pod pantoflem Billa. Potrafił też czasem postawić na swoim, ale kiedy zdarzyło im się posprzeczać, co było niezwykle rzadkim zjawiskiem, to umieli szybko dojść do porozumienia. Kochał go bardzo, czarnowłosy był miłością jego życia i odkąd go poznał, marzył tylko o tym, aby móc z nim być. Mimo wszystkich przeciwności losu, to się w końcu udało i teraz był najszczęśliwszy, nawet mając świadomość, że nie ma w tej miłości odwzajemnienia. Wierzył jednak, że to kiedyś w końcu się stanie, i Bill pokocha go całym sercem. Czuł jego przychylność, wiedział, że darzy go jakimś uczuciem, nie do końca dalekim od miłości, ale nigdy nie usłyszał od niego tego upragnionego słowa. I faktycznie, Bill na jakiś tam swój sposób coś do niego czuł. Przy nim był szczęśliwy i spokojny, Bastien dawał mu także pełnię poczucia bezpieczeństwa, jakiego tak po prawdzie nie dawał mu nawet Tom.
– To po śniadaniu idziemy do łóżka, hmm? Albo nie… Zostaniemy w kuchni i zrobimy to tutaj… Może na stole, albo na kuchennej szafce? – zamruczał Baronowi do ucha, przygryzając po chwili jego płatek. Po ciele blondyna przetoczyła się lawina dreszczy. Zawsze niezwykle intensywnie na niego działał i nieziemsko go podniecał, ale w końcu trudno się było temu dziwić, bo nie dość, że pierwsze skrzypce w ich zbliżeniach grała jego miłość do czarnowłosego, to jeszcze od zawsze obłędnie go pociągał.
– Przestań, bo nie zdążysz zjeść śniadania, a zakładam, że jesteś bardzo głodny… – odpowiedział drżącym szeptem Bastien, układając dłonie na jego pośladkach.
– No dobrze, to najpierw śniadanie, bo kawa wystygnie – zaśmiał się cicho Bill i oderwał się od ciała swojego chłopaka, po czym usiadł przy stole i upił kilka łyków kawy. Sięgnął też zaraz po rogalika i ugryzł pierwszy kęs.
– Mmm, pycha… Rozpieszczasz mnie – powiedział z pełną buzią, przesyłając całusa Bastienowi.
– I zawsze będę, do usług – uśmiechnął się blondyn.
– A jak tam idzie remont? Byłeś w klubie? – zapytał.
– Tak, zajrzałem w drodze powrotnej, no w powijakach jeszcze to wszystko, nie ma efektu, dopiero robią ściany. Jak będzie coś już widać, to pojedziemy razem i sam zobaczysz. – Od tygodnia trwał remont w klubie Bastiena. Miał być zmieniony cały, ogólny wystrój i zamontowane nowe oświetlenie, w sprawie którego z samego rana chłopak miał spotkanie z przedstawicielem specjalistycznej firmy, która miała je montować. Wcześniej Bill pomagał mu wybrać odpowiedni projekt i był bardzo ciekaw efektu końcowego.
– Już nie mogę się doczekać, będzie wyglądało zajebiście – stwierdził podekscytowany.
– Mają miesiąc, żeby zdążyć i nie ma bata, że będą jakieś opóźnienia, bo drugiego sierpnia jest otwarcie i pierwszy set na żywo w nowej szacie.
– No przecież wiedzą, mają datę ukończenia w umowie – rzucił Bill, spoglądając na niewielką kupkę ulotek, wśród których było także kilka kopert. – To moje? – zapytał Barona, zagarniając leżące nieopodal na stole papiery w swoją stronę.
– Tak, twoje. Przywiozłem dziś, mówiłem ci.
Wsunął do ust resztkę rogalika i oddzielił ulotki, od innej korespondencji, po czym zaczął przeglądać listy.
– Czemu oni ciągle wciskają mi jakieś kredyty? – prychnął, odrzucając na bok ofertę z banku. W zasadzie nie było w tym co przywiózł z jego skrzynki Baron, nic ciekawego, oprócz jednego listu, który zaintrygował go. Jego imię, nazwisko, oraz adres, było na kopercie wypisane starannie, niemal wykaligrafowane ewidentnie kobiecą ręką, ale kiedy odwrócił ją, z tyłu nie było nadawcy.
– A to co może być? Czyżby jakaś laska do mnie napisała? – zaśmiał się. Bastien od razu spojrzał badawczo na to, co właśnie trzymał w dłoni. Bill podważył niedoklejony róg koperty paznokciem i otworzył ją, po czym wysunął kartonik, na wierzchu którego widniały złote litery napisu. Blondyn spostrzegł, jak w jednej chwili pobladł, ale trzymał to w takiej pozycji, że z drugiej strony stołu niczego nie mógł dostrzec i jedyne co widział, to natychmiastową zmianę w wyrazie jego twarzy i to, jak nagle zaczęły mu się trząść dłonie. Z początku nawet pomyślał, że może to jakieś pisemne zawiadomienie o czyjejś śmierci, ale chyba teraz nic takiego się nie wysyłało, jednak dla Billa to była równie bolesna wiadomość.
– Kochanie, coś się stało? – zapytał z troską.
– Nie wierzę… – łamiącym się głosem odpowiedział czarnowłosy i zaraz podał kartonik Bastienowi, a kiedy ten zobaczył co na nim widnieje, zamarł i zaczął czytać głośno:
– Laura Schütz i Tom Kaulitz, mają zaszczyt zaprosić Billa Kaulitza z osobą towarzyszącą na swój ślub, który odbędzie się trzeciego sierpnia…
– Nie czytaj tego głośno! – zgromił go Bill i przeszył na wskroś wściekłym, a zarazem zrozpaczonym wzrokiem, przez co Bastien już nie zdążył doczytać wzmianki o weselu. Widział, jak drży mu żuchwa i czuł, że zaraz się rozpłacze. A więc nic nie mijało, nic a nic z tego, na co wciąż miał nadzieję, a o czym ostatnio przekonywał go Bill. Teraz, patrząc na jego niemą rozpacz, przypomniał sobie niedawno wypowiedziane słowa: „Już mi na nim nie zależy, może robić co chce, może jeszcze go trochę kocham, ale to mija”. Po raz pierwszy od dawna poczuł ból i żal. Gówno prawda, że to kiedykolwiek minie! Tom się ożeni i ma go w dupie, podczas kiedy on kocha swojego brata wciąż tak samo mocno, jak szaleniec, nie chcąc nawet odsypać dla niego kilku marnych okruchów z tej miłości!
Bill nagle wstał i wyszedł z kuchni. Miał już oczy pełne łez i jak się Bastien domyślił, pewnie poszedł się wypłakać. Jego reakcja na tę wiadomość zabolała go najmocniej i czuł, że to się nigdy nie skończy. I nawet jeśli jego brat będzie miał żonę i dzieci, to i tak wciąż będzie w jego sercu. I pozostanie w nim na zawsze, zajmując całe miejsce, nie odstępując dla niego nawet kilku centymetrów.
Wstał, sprzątnął ze stołu i jedyne na co teraz miał ochotę, to zapalić skręta i trochę wyciszyć skołatane przez tę całą sytuację, nerwy. Nie zamierzał szukać Billa, bo znał go już trochę i wiedział, że w takich chwilach lubi pobyć sam, zresztą nawet jakby do niego poszedł to co miałby mu powiedzieć? To musiał przetrawić sam, w spokoju, i zdecydować, czy chce tam jechać, czy też nie. No właśnie, czy on chciał tam w ogóle jechać? I sam, czy z nim?
Bastien wyjął z pudełka używkę i wyszedł na taras. Odpalił i dopiero wtedy zauważył, że Bill siedzi na leżaku, tępo wpatrzony w przestrzeń przed sobą. Nie wiedział, czy ma podejść i usiąść obok niego, ale zrobił to, jednak milczał paląc. Czarnowłosy bez słowa wstał i wszedł do salonu. Myślał, że uciekł, bo nie ma ochoty na jego towarzystwo, ale on zaraz wrócił ze skrętem, którego także zapalił. Po kilku machach, odezwał się, jakby czytał mu w myślach:
– Pewnie się zastanawiasz, czy chcę tam jechać…
– Zastanawiam się – odpowiedział cicho blondyn.
– Nie wiem, Bastien, naprawdę nie wiem czy chcę na to patrzeć…
– Zrobisz, jak będziesz uważał za stosowne, ale ja myślę, że powinieneś. Cokolwiek was łączyło, to jednak twój brat, bliźniak, i skoro cię zaprosił, to chyba chce, żebyś tam był.
            Bastien od zawsze wyznawał zasadę cytatu z „Małego Księcia”, że jeśli coś kochasz puść to wolno, kiedy do ciebie wróci, jest twoje, jeśli nie, nigdy twoje nie było. Wiedział, że kiedyś nadejdzie ten moment, że się spotkają i bardzo się go bał. To wisiało nad nim jak jakieś fatum i chciał to mieć już za sobą, oczywiście z pozytywnym dla siebie rezultatem. Nie wyobrażał sobie dalszego życia bez Billa, bo wtedy wszystko by się dla niego skończyło. Jednak trudno było mu żyć w takiej niepewności i zawieszeniu, i miał ogromną nadzieję, że po prostu tam pojadą, Tom się ożeni, a oni wrócą i będą żyć w szczęściu, jak dotychczas. Może Bill w końcu zrozumie, jak bardzo mu jest oddany i jak go kocha, i w końcu na zawsze wyrzuci Toma ze swojego serca. I tak naprawdę nie dopuszczał do głowy innej opcji.
            – Pewnie już jest gotowy…
            – To znaczy? – Bastien uniósł do góry lewą brew.
– Kiedyś powiedział matce, że spotka się ze mną wtedy, kiedy będzie na to gotowy i pewny, że nie wpadniemy sobie w ramiona. Z tym, że on też mówił to o nas, że obaj mamy być na to gotowi, więc skąd do kurwy może wiedzieć, że ja też już jestem?! – podniósł głos, pełen żalu i goryczy.
Blondyn przymknął oczy i przełknął ślinę. To zabolało i teraz już miał pewność, że gdyby tylko Tom skinął palcem, Bill by od razu za nim poleciał. Ale Tom się żenił, może nawet i z miłości, bo nikt nie wiedział, jak było naprawdę, a on bardzo chciał wierzyć, że właśnie tak jest.
– No właśnie, a ty nie jesteś na to gotowy… – sapnął, bo już z trudem wytrzymywał tę niepewność i napięcie.
– A skąd ty możesz wiedzieć?! – huknął, wyładowując złość na Bastienie i poderwał się z leżaka. – Powiedziałem to czysto hipotetycznie, bo jestem, właśnie teraz jestem, jak nigdy przedtem, i wiesz co? Pojedziemy tam i będziemy się dobrze bawić, niech Tom zobaczy, że się kochamy!
Bastien uniósł na niego zdziwione spojrzenie:
– My się kochamy? Czy ja ciebie kocham? Bo to różnica, Bill.
– Oj tam, przestań łapać mnie za słowa – mruknął, czując, że trochę się wygłupił.
– Mam wrażenie, że chcesz tam pojechać tylko po to, żeby mu pokazać co stracił, i jak świetnie sobie radzisz bez niego…
– A jeśli nawet, to co w tym złego?
– Nic, Bill. Nic.
Bastien też wstał z leżaka, ale od razu wszedł do salonu po czym zniknął w holu. Ewidentnie czuł się urażony i zraniony, i Bill miał tego świadomość. Żałował, że nie ugryzł się w język, tylko sprawił przykrość człowiekowi, który był dla niego prawdziwym aniołem. Czuł, że powinien go za to przeprosić i jakoś mu to wszystko wynagrodzić. Tak… Pójdzie za nim, ale zaraz, najpierw zadzwoni do matki, zapyta dlaczego nawet mu nie wspomniała w ostatniej, telefonicznej rozmowie, że Tom zamierza się ożenić. No właśnie, dlaczego? Przecież musiała od dawna o tym wiedzieć, do jasnej cholery!
Wrócił do domu, wziął z kuchennego stołu swoją komórkę, po czym z powrotem wyszedł na taras, i wybrał połączenie do rodzicielki.
– No cześć synku – odezwała się wesoło, odbierając.
– A ty co taka cała w skowronkach? Tak ci wesoło, że nie powiedziałaś mi prawdy? – zapytał z wyrzutem. Z drugiej strony zapanowała cisza, ale po chwili matka odezwała się.
– Jednak wysłał… – Od razu wiedziała, o co ma do niej pretensje.
– Owszem, wysłał, a miał nie wysyłać?
– Wahał się… Nie wiedział, czy się na to zdecyduje, dlatego ci nic nie powiedziałam, bo mnie o to prosił.
– Ah, wahał się! Cudownie! Ja pierdolę, mój jedyny brat się zastanawiał, czy zaprosić mnie na swój ślub! – wykrzyczał do słuchawki.
– Przecież wiesz dlaczego, Bill.
– No właśnie nie wiem, oświeć mnie mamo! Co? Bał się, ze zrobię mu tam jakąś rozpierduchę? Czy bał się siebie, bo JESZCZE NIE JEST GOTOWY?! – darł się na cały ogród i był pewien, że nawet Bastien zaszyty gdzieś w domu, także go słyszy. Ale nie umiał inaczej, wszystko się w nim gotowało, dawno nie był tak wściekły i rozżalony. Zarówno na Toma, jak i na matkę, która nie puściła nawet przysłowiowej pary z gęby.
– Bill… – jęknęła teraz tylko.
– Wszyscy macie mnie za jakiegoś idiotę, nawet ty? Mogłaś mi, kurwa, powiedzieć, jakoś przygotować, żebym nie doznał szoku, kiedy otworzę tą jebaną kopertę! A on, skoro chce się ożenić, to chyba kocha tę laskę, co? Bo ja nie wyobrażam sobie, że bierze ślub z innych pobudek, to by już była jakaś totalna głupota z jego strony. Kocha ją, tak? Możesz mi odpowiedzieć?
– Tak, powiedział, że ją kocha – odezwała się cicho pani Kaulitz, jakby w obawie kolejnego wybuchu syna.
– No i chuj mu w dupę, niech sobie ją kocha. Możesz mu powiedzieć, że przyjadę z Bastienem i będziemy się dobrze bawić – sapnął i nic więcej nie mówiąc, natychmiast rozłączył się.
Opadł na leżak wzburzony. Miał zamiar iść zaraz i przeprosić Bastiena za swoje słowa, ale przedtem musiał się trochę uspokoić, bo wciąż wszystko w nim płonęło żywym ogniem, i bynajmniej nie z podniecenia.

***


Bastien zaszył się w studio. W jego głowie wciąż odbijały się echem słowa Billa. Doskonale wiedział, że go nie kocha, ale teraz znów dotarło do niego to, jak wciąż bardzo kocha Toma. Czy miał w ogóle szansę kiedykolwiek wygrać z nim tę nierówną rywalizację?
Siedział nad otwartym laptopem próbując pracować, ale nie potrafił się skupić i wiedział, że raczej zmarnuje ten czas, niż zrobi coś konstruktywnego, ale nie miał ochoty teraz stąd wychodzić. Nie chciał spotkać Billa, w którego spojrzeniu wyczytałby, jak mało jest dla niego ważny i jak niewiele go obchodzi, a jest z nim tylko dlatego, że nie ma obok Toma i nie chce być sam. Zdjął słuchawki i siedział  jakiś czas praktycznie bez ruchu. Do głowy przychodziły mu same bolesne myśli. Zastanawiał się gdzie on jest i co robi, a wtedy usłyszał, jak cicho otwierają się drzwi. Jedyną osobą jaka mogła tu teraz wejść, był Bill, bo raczej nikogo by nie wpuścił bez zapowiedzi. Nie odwrócił się jednak, czekając na jego ruch.
– Przepraszam… – Usłyszał tuż za swoimi plecami, a po chwili poczuł, jak jego szyję oplatają delikatnie dłonie, a w policzek wtula się policzek czarnowłosego.
– Za co? – zapytał sucho i obejmując palcami jego nadgarstki, odsunął mu ręce, wstając. Bill wyprostował się i spojrzeli sobie w oczy.
– Że taki jestem.
– Jesteś po prostu szczery, przecież wiem na czym stoję, Bill. – Odszedł kilka kroków i jak gdyby nigdy nic, wziął drugi laptop, udając, że nic go to nie obeszło. Tylko, że nie potrafił udawać i na twarzy miał wymalowaną przykrość, jaką sprawiły mu jego słowa.
– Bastien, przecież z tobą jestem, czy to mało?
– Dla mnie to bardzo dużo, ale wciąż kochasz jego i nie mów mi więcej, że to mija, bo nie uwierzę. Dziś zobaczyłem, że to nie mija i co najgorsze, nie minie.
– Minie, zobaczysz, że minie… Kiedyś w końcu minie.
– Kiedyś… – Blondyn powtórzył po nim jak echo, a wtedy czarnowłosy dopadł do niego jak błyskawica i momentalnie uwiesił się na jego szyi.
– Jesteś dla mnie w tej chwili najważniejszą osobą w życiu i to się nie zmieni… – wyszeptał, po czym desperacko wpił się w jego usta, jakby miał ochotę po prostu go pożreć. Zaskoczony chłopak poddał się namiętnemu pocałunkowi jaki zainicjował Bill, którego język brutalnie wkroczył poza granicę warg kochanka. I to wystarczyło, żeby cały żal rozpłynął się niczym poranna mgła, bo zawsze tak na niego działał i każdorazowo kończyli jakikolwiek, nawet najmniejszy spór właśnie w taki sposób. Objął go mocno ramionami i obrócił tak, że plecy czarnowłosego mocno zderzyły się z twardą rzeczywistością ściany, tuż obok drzwi studia. Lubił w Bastienie tę gwałtowność i dzikość, z jaką często brał go po każdym spięciu. I dlatego teraz czuł coraz większe podniecenie, kiedy przypierał go do tej zimnej ściany całując szaleńczo. Niemal natychmiast wsunął mu dłonie pod koszulkę, zaczynając pieścić i dotykać każdy milimetr ciała. Po chwili jednak, chwycił jego rękę i nie przerywając pełnego pasji pocałunku, ułożył ją na swoim kroczu, pozwalając zacisnąć w niej wypukłość.
            – Zobacz co ze mną robisz... I chyba dlatego nie umiem się na ciebie gniewać – szepnął blondyn między zaborczymi pocałunkami, przygryzając mu dolną wargę.
            – No to pieprz mnie teraz mocno, chcę zapamiętać twoją dzikość na długo, tak, żebym jutro nie usiadł na tyłku... – odpowiedział mu Bill, głosem pełnym namiętności i podniecenia.
            – Masz jak w banku… – mruknął Bastien.
            Bill nie chciał już myśleć o tym cholernym kartoniku, jaki został na kuchennym stole i jedyne czego teraz pragnął, to słodkiego zapomnienia w jego ramionach, zaborczych pocałunków, dotyku dłoni, i jego w sobie. Chciał, żeby wziął go ostro, z przeszywającym bólem, jaki zamieni się w obłędną przyjemność. Pragnął, aby go rozebrał, zdarł niepotrzebne fatałaszki, chciał być już nago dla niego, aby brał go jak tylko zechce i robił z nim co tylko dusza zażyczy. Pomagał mu drżącymi dłońmi uwolnić się ze spodni, bo im szybciej będą nadzy, tym prędzej będą mogli spełnić jeszcze lepiej każdą swoją erotyczną zachciankę. Podniecenie rozrywało obydwu na strzępy, pulsowało im w podbrzuszach, i mieli wrażenie, że jest w nich tykająca, zegarowa bomba, która za moment ich rozerwie, jeśli jej szybko nie rozbroją. Usta raz po raz zamykały się w objęciach pocałunków.
            Bastien z trudem łapał powietrze, choć przecież teraz wcale go nie potrzebował, bo oddychał nim. Dotykał go, jego dłonie pieściły ukochane ciało pod koszulką jaka za moment opadła na podłogę. Bill wcale nie był mu dłużny i zabierając dla siebie odrobinę jego ciała w dotyku, także szybko pozbył go górnego odzienia. Poczuł się teraz marionetką, którą blondyn odwrócił przodem do ściany. Spojrzenie błądziło po płaszczyźnie, a usta rozchylając się lekko wyrzuciły z siebie westchnienie przyjemności, kiedy poczuł coś wilgotnego między pośladkami. To język Barona właśnie zaczął napierać z właściwą sobie siłą. Jego zwieracze niemal natychmiast rozszerzyły się z podniecenia, wpuszczając go do środka. Czuł jak pulsuje mu wnętrze, w dzikim, niemal zwierzęcym pragnieniu penetracji. To był dopiero początek drogi, jaką mieli do pokonania, drogi do rozkoszy, którą zamierzali sobie ofiarować.
Czarnowłosy pojękiwał coraz głośniej, kiedy czuł w sobie język kochanka, a jego penis dodatkowo już mocno wzwiedziony ocierał się o ścianę. Doskonale wiedział jak bardzo nakręcał Bastiena każdym swoim jękiem i westchnieniem. Zarówno ta cicha, jak i głośna reakcja na najmniejszą pieszczotę sprawiała, że pragnął więcej. Dłonie Billa były mocno rozwarte i przyklejone do ściany, między nimi gorący policzek stykał się z zimną płaszczyzną, a tam na dole płomienie trawiły go całego. Spalał się z podniecenia i blondyn doskonale to czuł, nie przestając, a wtedy stanął w szerszym rozkroku i bardziej wypiął pośladki, jakby chciał poczuć go jeszcze głębiej w sobie. Przyjemna to była pieszczota, ale to wciąż było zbyt mało, to wszystko było wciąż zbyt delikatne, aby mógł poczuć dziką rozkosz. I Baron już widział czego pragnie, bo nieprzytomnego z podniecenia odciągnął od ściany, aby pchnąć po chwili na skórzaną kanapę, jaka stała w studio. Teraz Bill chciał tylko mieć go w sobie, pragnął, aby wniknął w niego swoim twardym członkiem, którego przez chwilę mogło podziwiać spojrzenie.
Wgramolił się więc na czworaka na siedzisko i wypiął spragniony tej słodkiej wielkości tyłek. Drżał, czując jak DJ za nim klęka, a po chwili podrażnił lekkie rozwarcie mokrą główką swojego penisa. Zaraz też przesunął nim między pośladkami, wciąż się drocząc. Znał go już bardzo dobrze i wiedział, że kiedy był bardzo podniecony, nie dawał rady zbyt długim pieszczotom. I tylko czekał na to, aż będzie go błagał, wulgarnie i wyuzdanie, co rozpalało go do czerwoności, i co tak bardzo uwielbiał.
Bill wypiął się jeszcze bardziej, niemal żebrząc, aby wreszcie go wypełnił:
            – Weź mnie, kurwa! Rozerwij wielkością, chcę oszaleć... Rżnij mnie mocno… – jęknął błagalnym tonem.
            I zrobił to. Wbił się w niego z impetem, wkładając w to całe swoje pragnienie. Miał wrażenie, że za chwilę rozerwie go swoim ogromnym penisem. Czarnowłosy pojękiwał, przygryzając wargi i poddawał mu się, wychodząc naprzeciw każdemu pchnięciu swoimi pośladkami. Pragnął go jeszcze mocniej, jeszcze głębiej, jeszcze więcej słodkiego bólu, który już po chwili mieszał się z ogromną przyjemnością. Skrzypienie starej kanapy i dźwięk uderzających o jego pośladki z takim impetem bioder blondyna, pieściły mu zmysły.  
            Dla Bastiena był najlepszy, podniecający i sensualny, a jednocześnie wyuzdany i szalony. I wiedział, że tylko z nim już na zawsze pragnie zażywać tej słodyczy uniesień i szaleństwa płonących podnieceniem ciał. Tylko czy to było możliwe?
            Penetrował go głęboko, a on zaciskał na jego członku ciasne ścianki swojego wnętrza. Z kolejnym ruchem Barona, Bill wyprostował się, wciąż jednak będąc na kolanach. Sięgnął po dłonie kochanka, przesuwając je na swój tors i brzuch. Odchylił głowę do tyłu i poszukując jego ust, wyszeptał cicho:
            – Dotykaj mnie... – Zaraz też zawładnął jego ustami, jednocześnie wciąż czując jak mocno go penetruje. Dłonie blondyna drażniły mu w pieszczocie sutki, brzuch, a on sam objął wzwiedzionego członka, pieszcząc się. Cały drżał czując jak Baron nieustannie wypełnia go, cofając biodra i wchodząc na nowo. Przymykał oczy, kiedy ich języki splatały się rozkosznie. Czuł, jak w każdą komórkę ciała napływa szaleńcza ekstaza, jak niczym pajęczyna oplata całe ciało, które trzepoce się w gorączce spełnienia przy każdym, mocnym pchnięciu po same jądra.
            Oderwali od siebie usta, z trudem chwytając powietrze i wtedy pierwszy wytrysk Billa ochlapał oparcie kanapy, za nim kolejny i kolejny, a uda stały się niemal drętwe z nadmiaru przyjemności. Głośny jęk wkradł się w zmysły Bastiena, pobudzając go jeszcze mocniej i dając tym samym zielone światło, że już nie musi się powstrzymywać.
            Gdyby nie jego ramiona, które wciąż podtrzymywały Billa, z odrętwienia orgazmu opadłby z pewnością na kanapę. Jednak to tylko chwila słabości, bo kiedy błogość opadła jak woal, który bezgraniczną rozkoszą pokrywał jego ciało, znów wypiął pośladki, aby jego kochanek mógł głębiej przeżyć spełnienie. Czuł silne pchnięcia, czuł ciepło, jakie z każdym ruchem coraz obficiej spływało mu między udami. Jeszcze i jeszcze, kolejny raz... Zacisnął się na nim resztką sił, aby mógł pełniej przeżyć swoją przyjemność. Opadli w końcu na kanapę; Bill na brzuch, a Bastien przyległ szczelnie torsem do jego pleców, pieszcząc szeptem okolice ucha:
            – Mówiłem ci już, że jesteś w tym kurewsko perfekcyjny? – Lubił uświadamiać go, że jest i zawsze będzie dla niego Bogiem, a chowając twarz w zagłębienie ciepłej szyi, zaczynał tworzyć mapę subtelnych pocałunków, oddając mu należytą cześć. 
            – Nie jesteś w tym gorszy, kotku... – odpowiedział, ale Bastien nie mógł wiedzieć, że po chwili dodał sobie w myśli: „Ale Tom jest o niebo lepszy…”.
            I wtedy, w jednej chwili wróciła mu pamięć o kartoniku, z wykaligrafowaną złotymi zgłoskami datą otwarcia piekielnych bram.

4 komentarze:

  1. "Półtora roku później." To sformułowanie tak mnie zaskoczyło, że aż ścięło z nóg. Nie wiem w jaki sposób skomentować taki obrót sprawy, z pewnością jako nieoczekiwany, ale to wydaje się niewystarczające. Spodziewałam się tu wszystkiego poza ślubnym zaproszeniem od Toma. To pokazało tyle, że Billowi wcale nie przeszło uczucie do Toma, co z marszu zauważył Bastien. Myślę, że Bill nie wyleczy się z miłości do Toma będąc w związku z Baronem, a i oczywiście nie wierzę, że Tom przez ten czas pozbył się tak silnego uczucia do Billa. Z tego nieszczęścia teraz będą tylko zadawać ból, ale może to u nich rodzinne bo Bill nadal krzywdzi Bastiena na potęgę, a Tom dokładnie w ten sam sposób będzie krzywdził swoją przyszłą żonę. Może się mylę, czas pokaże bo koniec jeszcze przed nami.

    Dużo weny twórczej!
    Pozdrawiam,
    E.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię zaskakiwać i cieszę się, że tym razem mi się to udało :)
      Masz całkowitą rację, ani Billowi,ani Tomowi nic nie przeszło, nie minęło, nie zabili tego uczucia w sobie choć może i chcieli, wtedy wszystko byłoby łatwiejsze.
      Dziękuję i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  2. Nie no co Wy przecież żadnego ślubu nie będzie :P Tom zmyślił to żeby przekonać się czy Bill spojrzy na niego inaczej niż jak na brata. To uczucie się nie wypali po półtora roku czy po dziesięciu latach, nawet nie wiem czy to uczucie wygasłoby gdyby śmierć ich rozłączyła... ale wtedy Bastien zdążył na czas i odratowali Billa. Nie wierzę, że Tom postanowił się ustatkować... Póki co tyle ode mnie :)
    A i jak zawsze przeogromne podziękowania za kolejną część!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ślub będzie, czy go nie będzie tego zdradzić nie mogę, ale masz rację, to uczucie nie umarło, choć gdyby tak się stało, wówczas dla obu wszystko byłoby łatwiejsze.
      Dziękuję i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń