niedziela, 19 stycznia 2020

Część 80.



Część 80.


            Tom siedział  w salonie na kanapie, przy swoim laptopie głowiąc się nad zamówieniem. Od roku był właścicielem salonu z instrumentami w Monachium, a odkąd uruchomił swoje kontakty w Stanach, i zaczął sprowadzać stamtąd sprzęt, interes w krótkim czasie bardzo się rozkręcił. Teraz właśnie usiłował się skupić nad swoją pracą, ale od kilkunastu minut coś nieustannie go rozpraszało. Tym czymś, była dobrze mu znana melodia, którą ostatnio dość często nuciła Laura, a teraz robiła to od jakiegoś czasu non stop, jakby się na niego uwzięła. Na domiar złego, usadowiła się ze swoim laptopem w pobliżu, ze słuchawkami na uszach, i właśnie dlatego zupełnie nie kontrolowała faktu, że śpiewa coraz głośniej.
            Rzucił jej pełne złości i wyrzutu spojrzenie, ale wciąż wpatrzona w monitor, zupełnie tego nie zauważyła, toteż już cały w nerwach, patrzył na nią dłuższy czas, aż w końcu ściągnął spojrzenie jej dużych, niebieskich oczu.
            – Coś się stało, kochanie? – zapytała, zdejmując słuchawki.
            – Przestań do jasnej cholery to śpiewać! – huknął.
            – Dlaczego? To świetny kawałek i sam mówiłeś, że im wyszedł.
            – Ale ja nie muszę go słuchać! – Był zły, nawet bardzo. Do furii doprowadzało go wszystko, co w jakiś sposób wiązało się z Billem, lub mu go przypominało. Od jakiegoś czasu przestał wchodzić na ich kanał w internecie, a dokładnie od dnia premiery nowego kawałka, jaki powstał bez jego udziału. Myślał, że po jego odejściu zespół się rozpadnie, a tymczasem nagrywali coś nowego, a to, czym właśnie dziś zdenerwowała go jego kobieta, było wprost genialne i chyba sam nie skomponowałby niczego lepszego. Ale najgorsze w tym wszystkim było to, że autorem muzyki był Bastien, a słowa napisał Bill. To bolało go najbardziej, w dodatku, że ten utwór nie był melancholijny i w żadnym calu nie mógł się w nim doszukać przekazu cierpienia, czy bólu, a wręcz przeciwnie, był wesoły, radosny i bardzo energiczny. Jego brat nadal śpiewał, został z zespołem i wcale nie było tak, jak przewidywał. I w dodatku wyglądało na to, że on naprawdę znalazł u boku DJ’a szczęście, poza tym tak właśnie mówiła matka.
            Laura wstała od stołu przy którym siedziała i podeszła do kanapy, po czym okrakiem usiadła na kolanach swojego narzeczonego.
            – No już się tak nie denerwuj misiu… – mruknęła i obejmując go, cmoknęła lekko w usta. – No chyba, że żałujesz swojego odejścia z zespołu i jesteś troszkę zazdrosny.
            – Nie jestem zazdrosny, przestań – rzucił szorstko. – Po prostu nie chcę tego słuchać.
            – Ale przecież sam mówiłeś, że to jest dobre.
            – To nie znaczy, że muszę słuchać, okay?
            – Za miesiąc będziemy mężem i żoną, a ty mi nadal nie powiedziałeś, dlaczego tak bardzo pokłóciłeś się ze swoim bratem, a obiecałeś, że mi kiedyś powiesz… – wydęła usta, wciąż okupując kolana swojego faceta.
            – No właśnie, kiedyś ci powiem – odburknął. – A teraz zejdź, bo nie skończyłem jeszcze robić zamówienia.
            Znów drążyła. Nie lubił tego, bo nadal nie wymyślił jakiegoś wiarygodnego motywu, jaki mógłby jej sprzedać, a przecież za nic nie mógł powiedzieć jej prawdy. Bo cóż mogło być powodem na to, że śmiertelnie pogniewał się na brata i aż tak się poróżnili, że od półtora roku nie spotkał się z nim, ani nawet nie zadzwonił? No właśnie, co mogło być powodem, prócz zdrady, o jakiej powiedzieć jej nie mógł, oraz tego, że wciąż tak bardzo go kochał, i bał się takiego spotkania.
            Laura cmoknęła go ponownie i wstała, ale nie oddaliła się, tylko na chwilę usiadła obok.
            – Cieszę się, że go zaprosiłeś, wiesz? Wreszcie go poznam i mam nadzieję, że się w końcu pogodzicie.
            Podniosła się i wróciła do stołu, gdzie znów zajęła się błądzeniem po modowych stronach. Wywrócił tylko oczami, odprowadził ją wzrokiem i wrócił do swojej pracy nie odpowiadając. Zaprosił go, owszem, ale nie z własnej woli, bo on sam wciąż nie był na to gotowy. Zrobił to pod presją matki i narzeczonej, no bo jakżeby mógł ożenić się, bez uczestnictwa w tej ceremonii najbliższej rodziny? Bronił się przed tym, ale one wciąż nie dawały za wygraną, więc w końcu się zgodził, chociaż nadal uważał, że to nie był najlepszy pomysł.
            Kiedy poznał Laurę, miał wrażenie, że jest darem niebios. Delikatna, zmysłowa blondynka, zupełne przeciwieństwo jego bliźniaka pod każdym względem, już pomijając płeć. I choć przed nią miał kilka przelotnych romansów, bo przez pół roku po odejściu od Billa, żył pod tym względem dość intensywnie, to jednak właśnie ona go oczarowała. Poznał ją w klubie, gdzie był stałym bywalcem odkąd znalazł się w Monachium, i skąd zazwyczaj wygarniał chętne panienki. To był czas, kiedy pieprzył co popadnie, jakby chcąc zresetować pamięć, zatrzeć wspomnienie tej jedynej, najlepszej według niego w tej sztuce osoby, choć i tak mu się to nie udało. Wciąż myślał o nim, nawet podczas seksu z tymi wszystkimi dziewczynami. Najgorzej było, kiedy brał jakąś czarnulę, i choć ani w uncji nie dorównywała w łóżku Billowi, to właśnie wtedy najintensywniej o nim myślał. I między innymi właśnie dlatego wybrał w końcu Laurę. Wpadła mu w oko i nie dała się zaciągnąć od razu do łóżka. Przy niej zdarzało mu się czasem zapominać o Billu i dlatego właśnie z nią się związał. Podniecała go i wydawało mu się, że zaczyna coś do niej czuć, coś, co z czasem miało przerodzić się w miłość, jaka pozwoli mu zacząć życie od nowa. Ale czas mijał, a uczucie do Laury nie zmieniało się ani trochę i nie przestawał myśleć o Billu, poza tymi sporadycznymi przypadkami, które - jak miał nadzieję - miały przerodzić się w constans, jednak wciąż tak się nie stawało. Nieustannie o nim myślał, czasem wręcz rozpamiętywał te piękne chwile spędzone z nim, pamiętał doskonale daty, kiedy pierwszy raz wpadli sobie w ramiona, kiedy Bill uciekł do Bastiena, kiedy się dowiedział o jego zdradzie i kiedy odszedł. Nie miał pojęcia, że brat także świetnie je pamięta, i na dodatek każde wspomnienie notuje w swoim dzienniku. Dziś nie wiedział o nim prawie nic, bo i wiedzieć nie mógł. Matka tylko wspominała, że u niego dobrze, że jest szczęśliwy z Baronem. W przeciwieństwie do Billa i do swojego wcześniejszego postanowienia tuż po rozstaniu, kiedy nie chciał o nim nic wiedzieć, teraz pytał o niego za każdym razem kiedy do niej telefonował i zawsze miał jakieś zdawkowe informacje. I miał wrażenie, że matka nie chce za wiele mu powiedzieć, ale może to i dobrze, bo pewnie gryzł by się z tymi wiadomościami i zadręczał. Jedynym prócz matki informatorem o tym co dzieje się u jego bliźniaka, był Georg, ale i ten był bardzo powściągliwy w przekazywanych informacjach i w zasadzie pokrywały się one z tym, co mówiła rodzicielka.
            Nie pokochał Laury, ale nie była mu obojętna. Na swój sposób coś do niej czuł, chociaż nie umiał tego zdefiniować, było mu z nią dobrze, czasem nawet był szczęśliwy, i głęboko wierzył, że miłość w końcu przyjdzie, że stworzą rodzinę, i będą mieli dzieci. Dlatego oświadczył się i z radością został przyjęty. Ufał, że ślub zwiąże go z nią na tyle mocno, że nie będzie snuł już żadnych mrzonek o Billu. I sam chciał założyć sobie te kajdany, żeby nie budzić się w środku nocy z myślą o ucieczce, lub o powrocie do przeszłości. Kiedy stamtąd uciekał, nie widział innego wyjścia i wierzył, że czas go uleczy z tego szaleństwa. Jednak im więcej go mijało, tym z głębszą nostalgią wspominał i tęsknił. Nie widział dla siebie ratunku innego niż małżeństwo, bo to ono miało go powstrzymać przed popełnieniem jakiegoś głupstwa. No i może jeszcze fakt, że Bill nie jest sam.
            Wahał się długo, czy wysłać mu zaproszenie, bo bał się sam siebie. Jak miał tak po prostu się z nim przywitać, spojrzeć mu w oczy i rozmawiać? Wiedział, że ta pierwsza konfrontacja będzie najgorsza, no ale na szczęście Bill nie miał przyjechać na jego wesele sam, był teraz z Bastienem, więc blondyn także powinien być porządnym hamulcem. Z pewnością nie będzie takiej sytuacji, żeby zostali sam na sam, bo przy nim wciąż będzie Laura, a przy Billu Baron.
            Uspokajał sam siebie, jednak nie miał pojęcia, że okoliczności tego spotkania, wystawią ich na ciężką próbę.

***

            Bałem się tam jechać. Nie wyobrażałem sobie tego dnia i całej tej ceremonii. Miałem siedzieć w kościelnej ławce obok Bastiena i patrzeć, jak Tom będzie składał przysięgę jakiejś pannie? Czy ja w ogóle będę w stanie znieść taki widok? Owszem, mogę się nawet rozpłakać bez jakiegoś wielkiego przypału, bo i tak wszyscy zrzucą to na karb wzruszenia, przecież większość ludzi ryczy na ślubach, to normalne. Tyle, że ja bym rozpłakał się z żalu, że na moich oczach odbywa się mój największy, życiowy dramat. I cholernie bałem się spotkania z Tomem, nie umiałem wyobrazić sobie w jakich okolicznościach to się stanie, ale wiedziałem, że będzie przy mnie Bastien, i tylko dzięki jego obecności będę w stanie zachować zimną krew.
            Wtedy nie miałem pojęcia, że stanie się coś, przez co cały mój plan legnie w gruzach.

***

            Było upalne, lipcowe, sobotnie popołudnie. Chłopcy umówili się, że po próbie pójdą na piwo i ruszyli tam we trzech, bo Gustav i Eric, tym razem się wyłamali, tłumacząc jakimiś osobistymi sprawami.     
            – No i jak tam? Jak przedweselne nastroje? To już za tydzień – wyszczerzył się Georg.
            – No i co z tego? – Bill wzruszył ramionami, a Bastien, sięgnął po kufel z piwem i nie odzywał się ani słowem.
            – Czym będziecie jechać? Bo może zabralibyśmy się razem, co? Może Marcus by wziął na tę okoliczność vana, bo bez sensu, żeby każdy jechał osobno, gadaliście z nim? – trajkotał basista.
            – Nie gadaliśmy – rzucił sucho Bill.
            – To może by z nim pogadać, zapakowalibyśmy się wszyscy w piątek z rana i po sprawie.
            – Kiedy? – W końcu odezwał się Bastien.
            – No w piątek z rana, kawałek trzeba jechać, no i żeby było trochę czasu, żeby przygotować się na wieczór.
            – Ale ślub jest w sobotę, coś ci się pokręciło – Bill zmarszczył brwi.
            – A wieczór kawalerski w piątek. Gadałem z Tomem, przecież też jesteście zaproszeni.
            – My?! – Teraz Bill i Bastien odezwali się równocześnie.
            – Tak, wy. To takie dziwne? Nic ci matka nie mówiła? Tom kazał jej przekazać wam, że w piątek jest impreza. I będzie striptiz. – Georg zachichotał i zatarł dłonie. – Pobalujemy, popijemy, baby będą miały swoją imprezę, więc przynajmniej ja nie będę miał bata nad głową.
            Idiotyczny uśmiech nie schodził z twarzy kumpla, podczas, kiedy chłopcy patrzyli na niego nieco zszokowani tą informacją.
            – Akurat w piątek, to ja mam pierwszy set na żywo, na otwarciu po remoncie – odparł Bastien. – I na pewno nie pojadę na żaden wieczór kawalerski.
– A no tak, zapomniałem – sapnął.
            – To i ja nie pojadę – stanowczo stwierdził Bill.
            – No co ty! Nie świruj! Boisz się czegoś? Pojedziesz z nami, przecież nie będziesz tam sam.
            – Niczego się nie boję! – żachnął się czarnowłosy. – Nie chcę po prostu jechać bez Bastiena.
            DJ popatrzył na niego z wdzięcznością i miłością, to co usłyszał, wlało w jego serce radość. Nie chciał jednak być egoistą. To, że on nie mógł jechać, nie znaczyło, że Bill ma także z tego zrezygnować.
            – Kochanie, co by nie było, to jest w końcu twój brat, więc nie wypada, żebyś nie pojechał – powiedział łagodnie.
            – Ale ja nie chcę jechać, poza tym nikt mnie jeszcze nawet nie zaprosił, dowiedziałem się właśnie przypadkiem – wskazał ręką na Georga.
            – Pewnie matka ci powie, albo i sam Tom zadzwoni.
            – Taa… Już to widzę. Już prędzej zadzwoni matka.
            I faktycznie tak się stało. Kiedy wrócili do domu wieczorem, Bastien zamknął się w studio, a Bill usiadł z laptopem na tarasie. Przeglądał strony z fryzurami, bo miał ochotę na tę okoliczność coś w swoim wyglądzie zmienić, i był umówiony ze swoim fryzjerem na czwartek, tuż przed sobotą, kiedy miało się odbyć wesele. Teraz właśnie pomyślał, że całe szczęście nie umówił się na piątek, chociaż nadal nic o żadnym wieczorze kawalerskim nie wiedział. I dokładnie w chwili, kiedy o tym pomyślał, rozdzwoniła się w salonie jego komórka.
            – Ja pierdolę… – przeklął zły, że musi odkładać laptop i wstawać z leżaka. Szybkim krokiem podszedł do stołu w salonie i chwycił z niego telefon, na którego wyświetlaczu zobaczył właśnie wyświetlający się kontakt.
– A dobry wieczór mamo. Dlaczego ty zawsze dzwonisz wtedy, kiedy ja już o tym czymś wiem? – sapnął ze złością.
            – O czym wiesz? – zapytała zdzwiona kobieta.
            – No o wieczorze kawalerskim, na który niby jesteśmy z Bastienem zaproszeni.
            – No przecież ci mówiłam! – Kobieta oburzyła się.
            – A niby kiedy, mamo?
            – No jak to kiedy? Wtedy kiedy dzwoniłam ostatnio. Mówiłam ci Bill, tylko ty tak właśnie mnie słuchasz!
            – Słucham cię, ale mi ostatnio nic takiego nie mówiłaś, nawet mnie nie wkurzaj! – zdenerwował się. Owszem, nie zawsze słuchał jej uważnie, ale dałby się teraz pokroić, że właśnie ostatnim razem nawet nie wspomniała kwestii wieczoru kawalerskiego.
            – Na pewno nie mówiłam? – skapitulowała, zdając sobie sprawę, że może jej się tylko wydawało, że przekazała synowi tę wiadomość.
            – Gdybyś mówiła, to bym pamiętał. Ostatnio o wszystkim co dotyczy tej imprezy Toma, dowiaduję się przypadkiem, mamo. – W jego głosie brzmiała pretensja i żal.
            – Przepraszam synku, dałabym sobie rękę uciąć, że ci mówiłam.
            – No to byś ją właśnie straciła.
            – Ale przyjedziecie z Bastienem, prawda?
            – Raczej nie przyjedziemy.
            – Jak to? Dlaczego?
            – Bo Bastien ma w piątek otwarcie klubu po remoncie.
            – No to przyjedź z Georgiem i Gustavem. Oni będą jechać pewnie razem, no synku, nie może cię nie być, Bastien najwyżej dojedzie w sobotę.
            – A w ogóle co to za głupi pomysł, żeby w piątek, dzień przed ślubem robić takie imprezy? Pan młody pójdzie skacowany do ślubu.
            – Ja nie wiem, Bill. Tam są takie dziwne zwyczaje, zresztą młodzi nie mają nic na głowie, tylko się wyszykować do ślubu, więc dadzą radę i się wyspać, i naszykować.
            – Nie chcę tam jechać bez Bastiena… – powiedział już zupełnie cicho czarnowłosy.
            – Czy ty się czegoś obawiasz ze strony Toma? Spokojnie, on się żeni i kocha Laurę, to będzie tylko męska zabawa, będą przecież twoi koledzy. Nie masz się czego bać.
            No tak… Tom nigdy więcej nawet mnie nie dotknie…”, pomyślał, ale nie wypowiedział tych słów na głos, jedynie gdzieś w środku poczuł bolesne ukłucie tęsknoty, że to wszystko już nigdy nie wróci. Poza tym to, co właśnie powiedziała matka, także nie było niczym, co sprawiłoby mu radość, a wręcz przeciwnie. On kochał tę dziewczynę, zresztą to raczej było oczywiste - przecież chyba nie żeniłby się z rozsądku, albo z jakichś innych pobudek.
            – Zobaczymy, ale nic nie obiecuję, mamo.

***

            Im bliżej był ten dzień, tym więcej było w Tomie wątpliwości i obaw. Czy postępuje słusznie, żeniąc się z Laurą? Ten ślub miał być zwieńczeniem ucieczki od przeszłości i jednocześnie blokadą, aby nigdy do niej nie wrócić, ale czy tak naprawdę można było od tego wszystkiego uciec? Przecież nie dalej jak jutro, cała jego przeszłość go dogoni, przybędzie tu nie tylko w osobie Billa, ale także i Bastiena, Georga, Gustava… Oni wszyscy będą mu przypominać te wspólnie przeżyte chwile w Berlinie, zarówno te szczęśliwe, jak i pełne bólu.
            Dzień ślubu nie był przez niego aż tak wyczekiwany, jak przez jego narzeczoną. Podczas, kiedy ona wybierała wystrój i menu, on tylko przytakiwał, zgadzając się na wszystko, bo tak naprawdę było mu zupełnie obojętne, jakie dania będą jedli weselni goście i, czy w kościele będą róże, czy orchidee. Ulegał jej pozwalając się we wszystko wciągnąć, i chociaż nie był człowiekiem wierzącym, dla niej przyjął wszystkie sakramenty, aby móc wziąć ślub przy ołtarzu, bo ona była katoliczką i bardzo tego chciała.
            Ślub miał się odbyć w małym kościółku, należącym do kompleksu pałacowego, spuściźnie rodu Habsburgów, gdzie znajdował się hotel i sala, w której miało być wesele. Zabudowania okalał duży teren z malowniczym parkiem i stadniną koni. Choć goście weselni mieli zjeżdżać od piątku, to państwo młodzi przyjechali na miejsce już w czwartek z samego rana. Wprawdzie mieli od tego wynajętą ekipę, ale Laura chciała osobiście wszystko sprawdzić, zarówno weselne menu, jak i wystrój, a także przydział pokoi w hotelu.
            Właśnie siedzieli na kanapie obok recepcji, a narzeczona pochylona nad listą gości, sprawdzała, czy odpowiednio wszystkich rozlokowano. Czytała cicho nazwiska par, czy też rodzin i odhaczała przy nich cyferkę, oznaczającą ilość łóżek w pokoju. Siedzący obok Tom, zdawał się nie być tym zbyt zainteresowany,  zresztą dla niego to był czysty bezsens sprawdzać takie rzeczy, o które zadbali zatrudnieni do tego ludzie, ale że narzeczona się uparła, więc apatycznie jej w tym towarzyszył, zbytnio się nie udzielając. Zamyślony wpatrywał się w otwarte na oścież drzwi, przez które wlewały się promienie słońca.
            – Bill i Bastien, mają pokój z małżeńskim łożem, chyba będą zadowoleni, co? – Uśmiechnięta Laura, zwróciła się do swojego narzeczonego, który teraz spojrzał na nią z większym zainteresowaniem, ale nieco pobladł. Od razu dostrzegła zmianę w wyrazie jego twarzy.
            – Coś nie tak kochanie? Powinnam dać im osobne łóżka? – zapytała trwożliwie.
            – Nie, wszystko jest okay, będą z pewnością zadowoleni – odpowiedział, starając się nadać swoim słowom swobodny, lekki ton.
            Niczego nieświadoma dziewczyna, wróciła do swojego sprawdzania, podczas kiedy w nim zaczęły się rodzić nowe obawy i po chwili wskoczył w bezkresną i czarną otchłań wątpliwości. Może to nie był wcale dobry pomysł, aby zaprosić tutaj Billa. Bał się tej chwili, kiedy po raz pierwszy go zobaczy i nie wiedział, czy zdoła opanować emocje, jakie z pewnością rozbudzi jego widok po tak długim czasie. Już teraz, na samą myśl o tej chwili, jego ciało opływały dreszcze, więc co będzie jutro, kiedy już tu będzie? No właśnie, to już jutro… Jak to zniesie? Jak zareaguje? I jak zachowa się Bill? Czy tak, jak mówiła matka, było mu tak dobrze z Bastienem, że zupełnie puścił w niepamięć to wszystko, co ich łączyło? Z pewnością dowie się o tym nazajutrz, chociaż oczywiście niewerbalnie, bo nie sądził, że Bill będzie skory mu o tym wszystkim powiedzieć, ale pozna to po nim, pozna po wyrazie twarzy i po spojrzeniu. Mimo, że czarnowłosy był świetnym aktorem, to jednak Tom znał go bardzo dobrze i co, jak co, ale zawsze potrafił wyczytać z jego oczu miłość i pożądanie. On sam z pewnością także nie będzie umiał nic przed nim ukryć, i choć miał nadzieję, że czas w jakimś stopniu go uleczył, to dziś wiedział, że kochał go tak samo mocno, jak kiedyś.
            No cóż, już jutro będzie musiał stawić czoła rzeczywistości i wszystkim swoim słabościom, będzie musiał pokonać samego siebie i wierzył, że mu się to uda, a małżeństwo pozwoli mu wytrwać w tym do końca jego dni.

***

            Bill do środy nie wiedział, czy zdecyduje się uczestniczyć w tym wieczorze kawalerskim. I choć Bastien wręcz go do tego namawiał, on wciąż się wahał. Z jednej strony wolałby, aby mógł z nim tam jechać, bo o wiele łatwiej uniknąłby jakichkolwiek pokus, chociaż nie wierzył, że w ogóle będzie okazja na nich urealnienie. Poza tym będzie z nim Georg i Gustav, z pewnością także jacyś nowi znajomi Toma, wszyscy pewnie zdrowo popiją i nie będzie nawet chwili na choćby rozmowę. I właśnie tak byłoby najlepiej, bo tak naprawdę chciał uniknąć jakiejkolwiek konfrontacji i żyć dalej tak, jakby między nimi nigdy nic nie zaszło, jakby żyli zawsze jedynie w braterskiej relacji. Zresztą on nie miał bratu nic do powiedzenia, bo to nie on uciekł jak ostatni tchórz, zostawiając go w totalnej rozsypce. Jeśli już Tom chciałby jakiejkolwiek, rozliczającej przeszłość rozmowy, to właśnie on powinien się z tego wytłumaczyć. Ale Bill wiedział, że to właśnie brat czuł się najbardziej pokrzywdzony. Fakt, dowiedział się o kolejnej zdradzie, ale czy to był wystarczający powód, aby uciec od niego na zawsze? Tym bardziej, że czarnowłosy zrozumiał swój błąd, żałował i od tamtej chwili nigdy więcej go nie zdradził, i gdyby z nim został wybaczając mu, z pewnością już nigdy by tego nie zrobił.
            Nie wyobrażał sobie jakiejś, choćby krótkiej chwili rozmowy z bratem w cztery oczy i miał ogromną nadzieję, że nie będzie takiej sposobności. Zresztą cóż ona mogłaby zmienić? Tom się ożeni, a on zostanie z Bastienem, więc nie będzie sensu rozdrapywać starych ran.
            Długo zastanawiał się nad tym, czy jechać, czy też nie, ale po namyśle stwierdził, że jednak pojedzie. Doskonale pamiętał w czym zawsze najbardziej podobał się Tomowi. Wprawdzie nie miał już tych samych skórzanych spodni, bo kiedy pękły mu na tyłku, po prostu je wyrzucił, ale miał za to inne, również czarne i bardzo podobne. W nich jego zgrabny tyłek także rewelacyjnie się prezentował. Wciąż również miał białą, płócienną, cienką koszulę, w której tak uwielbiał go Tom. Rozpięta z kilku guzików, zawsze zsuwała mu się z lewego ramienia, które bliźniak z upodobaniem całował. Właśnie taki komplet zamierzał założyć, aby już na pierwszym spotkaniu po latach, zrobić na nim takie samo wrażenie, jakie robił zawsze, kiedy brat czekał na niego tuż przy schodach na dole, a on schodził z nich widząc jego maślane spojrzenie i rozanielony wyraz twarzy. Wprawdzie nie miał pewności, że teraz, kiedy prawdopodobnie był zakochany w tamtej kobiecie, jego wygląd uderzy go z taką samą siłą, ale wiedział, że doskonale wyczyta to z jego spojrzenia, bo przecież kto, jak kto, ale on znał go jak nikt. Właśnie tym pragnął dać Tomowi znak, że nie zapomniał, że wciąż chce mu się podobać, i nadal go kocha, a jednocześnie wzbudzić w nim zazdrość i uświadomić co stracił. Gdyby mu wtedy wszystko wybaczył, wciąż należałby bezgranicznie do niego, ciałem i duszą, i nigdy, przenigdy by go nie zdradził.
            Teraz, zastanawiając się na tym wszystkim doszedł do wniosku, że pewnie to lepiej, jak przy tym pierwszym spotkaniu twarzą w twarz, nie będzie przy nim Bastiena. Nie chciałby sprawiać mu przykrości taką jawną chęcią podobania się bratu, przecież tyle razy mu mówił, że to uczucie mija. Ale DJ nie był ślepy, poza tym wyczuwał to specyficzne napięcie, kiedy z samego rana w piątek Bill szykował się do drogi. Biegał jak poparzony od łazienki do garderoby, do sypialni i z powrotem. Jego wodą toaletową pachniała cała góra. Nie pamiętał, kiedy ostatnio z takim staraniem gdziekolwiek się szykował, poza tym od jakiegoś roku w ogóle się nie malował, a dziś zrobił sobie delikatny makijaż, podkreślając kontur oczu i malując rzęsy. Wczoraj oprócz fryzjera był chyba także u kosmetyczki, bo miał nienagannie gładką buźkę i pięknie wyregulowane brwi. Urody mogłaby mu pozazdrościć niejedna dziewczyna, no i ta nowa fryzura bezapelacyjnie dodawała mu uroku. Teraz włosy po bokach miał krótko przystrzyżone, z biegnącym od czoła do karku, pozostawionym wąskim pasmem tych zdecydowanie dłuższych, które dziś były nienagannie ułożone i zaczesane do tyłu.
            Choć było jeszcze wcześnie, to Bastien także wstał, nie mogąc już przez tą krzątaninę Billa zmrużyć oka.
            – Zrobię ci kawę, więc jak już się ogarniesz, zejdź do kuchni – powiedział blondyn i lekko cmoknął go w przelocie. Było mu przykro, że nie może z nim jechać i czasem miał głupie myśli, że jego brat specjalnie tak to zaplanował. Przecież data pierwszego występu po remoncie, była od dawna na jego internetowej stronie, i fakt, ślub był z pewnością zaplanowany dużo wcześniej, ale kawalerski wieczór mógł zrobić z wyprzedzeniem tygodnia. Jednak z drugiej strony jaki to wszystko by miało sens? Co Tom chciałby zyskać faktem, że Bill pojawi się tam bez niego? Przecież gdyby chciał spróbować go odzyskać, to zamiast się żenić, po prostu by tu przyjechał i się z nim w spokoju spotkał. Nie… Jego domysły były głupie, ale i tak się bał, sam nie wiedział czego.
            Zaparzył kawę i zrobił tosty. Przed Billem było kilka godzin jazdy i pewnie gdzieś się zatrzymają na lunch, ale i tak chciał, żeby nie wychodził z domu głodny. Usiadł przy stole i czekał na niego wolno sącząc swoją kawę, kiedy czarnowłosy pojawił się w drzwiach kuchni. Wyglądał tak obłędnie, że Baronowi zaparło dech w piersiach i z trudem przełknął kęs tosta.
            – O Boże… – jęknął.
            – Wystarczy; Bill – zaśmiał się, siadając.
            – Zawsze wyglądasz świetnie, ale dziś… po prostu niesamowicie – szepnął głosem pełnym uwielbienia.
            – Dziękuję kotku – uśmiechnął się, sięgając po filiżankę kawy. – Mam jeszcze kilkanaście minut, pod warunkiem, że Georg nie zaspał.
            – Szkoda, że wstałeś tak wcześnie, nie pożegnaliśmy się odpowiednio… – Z nutą żalu odezwał się Bastien.
            – To tylko jeden dzień, mam nadzieję, że odpowiednio przywitamy się jutro rano, kiedy przyjedziesz – Bill puścił mu oczko.
            – Przyjadę od razu po występie. Skończy się po pierwszej, ogarnę się i od razu ruszę w drogę, więc jakoś między siódmą a ósmą powinienem być na miejscu.
            – Będę tęsknił… – mruknął czarnowłosy i przechylił się przez stół, po czym przez chwilę pieścił wargi kochanka w namiętnym pocałunku.
            – Chętnie bym cię nie puścił, tylko teraz zaciągnął do łóżka… – Bastien ujął w swoją dłoń, delikatną dłoń swojej miłości.
            – A ja chętnie bym do niego z tobą poszedł… Mmm… – mruknął Bill. – Zadzwoń jak się skończy w klubie, powiesz mi jak poszło. Żałuję, że nie mogę dziś być tam z tobą.
            – Ja też żałuję, ale siła wyższa. Dobrze kochanie, zadzwonię, o ile nie będziesz już spał, chociaż pewnie jeszcze będzie trwała impreza.
            – Nie wiem, czy tak długo tam będę, pewnie pójdę do pokoju i będę na ciebie czekał w łóżku.
            Bastien patrzył na niego z uwielbieniem. Bardzo by chciał, żeby faktycznie tak się stało, i kiedy już tam pojedzie, to Bill będzie czekał na niego w łóżku. Spotkanie z Tomem, którego tak bardzo się bał, będzie miał za sobą i ono nic nie zmieni. Potem będzie ślub, zabawią się na weselu, i wrócą do Berlina. I tak naprawdę bardzo by chciał, żeby już był poniedziałek. To były jego marzenia na najbliższą przyszłość, na spełnienie których miał wielką nadzieję. Telefon Billa zadzwonił, a on natychmiast wstał i dopijając resztkę kawy, sięgnął po aparat.
            – Już schodzę! – odebrał połączenie od Georga, po czym objął mocno Bastiena, który także wstał.
            – No to do jutra, kotku. – Pocałował go długo i namiętnie.
            – Pamiętaj, że kocham cię najbardziej na świecie… – Baron spojrzał mu w oczy.
            – Wiem, zawsze o tym pamiętam – odpowiedział, biorąc podręczną torbę i garnitur na wieszaku. – Pa! – Jeszcze raz cmoknął go lekko, po czym wyszedł i zbiegając z kilku schodków, doszedł do furtki, a zamykając ją za sobą, jeszcze mu pomachał.
            Bastien stał chwilę w drzwiach, odprowadzając wzrokiem samochód, którym odjechał Bill. Gdzieś w jego wnętrzu budził się do życia potwór, który z każdą minutą coraz bardziej go zatruwał. Tym potworem było złe przeczucie, które nie dawało mu spokoju.

6 komentarzy:

  1. Moim zdaniem ślub Toma stoi pod znakiem zapytania i to bardzo dużym. Jednak co tam ślub, zapowiada się, że pierwsze spotkanie Billa i Toma po tak długim czasie będzie na wieczorze kawalerskim i co ciekawe Tom będzie tam oczywiście bez swojej narzeczonej, a Bastien z racji swoich obowiązków nie będzie mógł towarzyszyć Billowi.
    To daje pewne możliwości i buduje napięcie bo wystarczy jedno spojrzenie i może zdarzyć się dosłownie wszystko. Nie dowierzam w ten ślub Toma, ale dalej nie chcę gdybać, chcę przeczytać jak to się potoczy.
    Twój opis fabuły jak za każdym razem jednoznaczny i konsekwentny bo wszystko tu działa jak należy. Widać, że nie idziesz na skróty i nic się tutaj nie wykłada. Powtórzę się, ale na poziomie kreacji i budowania bohaterów to jest satysfakcjonujące - iskrzy między nimi, a wiele momentów, sprawia, że znów jesteśmy trochę bliżej z tymi bohaterami i nieco bardziej ich rozumiemy. U Ciebie wszystkie elementy są przemyślane, pasujące do całości - to nie jest zbiór anegdot tylko po to żeby szokować - w tym wszystkim jest próba opowiedzenia konkretnej historii, a cała ta opowieść ma bardzo niezły rytm i tworzy spójną całość.

    Dużo weny twórczej!
    Pozdrawiam,
    E.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten zbieg okoliczności, wystawi bliźniaków na ciężką próbę. Czy uda im się porozmawiać w cztery oczy, czy jednak nie? A jeśli już, to czy wyjaśnią sobie wszystko i będą żyli w zgodzie, a może rozstaną się w żalu? Odpowiedź na te pytania niebawem, a i koniec już bliski.
      Chcę Ci podziękować, że jesteś tu zawsze, a ja czekam właściwie już tylko na Twój komentarz, bo jeśli jeszcze ktoś tu się odzywa, to nieregularnie, i gdyby nie Ty, to z pewnością porzuciłabym już dawno to opowiadanie, bo nikłe zainteresowanie mnie zniechęca i zawsze zadaję sobie pytanie, czy to jest naprawdę takie złe, że nie warte kilku słów opinii?
      Pozdrawiam Cię gorąco ;*

      Usuń
  2. Napięcie rośnie z każdym kolejnym akapitem i z każdym zadaniem. Nie wiem skąd we mnie to przekonanie, że żadnego ślubu nie będzie, ale chyba nie wierzycie, że będzie... Chyba po prostu mam silne przeczucia, a w tej części wyszło czym kierował się Tom... niech nie popełnia tego błędu.
    Niecierpliwie czekam na kolejną część!! Dziękuję Ci bardzo :) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że dostrzegasz to napięcie, a może jednak tylko my je widzimy? Chciałam je zbudować, nie wiem do końca czy udało mi się chociaż w jakimś stopniu. Cały czas się zastanawiasz, czy ślub dojdzie do skutku, czy też nie, i dobrze. Tak ma być, ale szczerze, to wszystko może się zdarzyć. Nie wiem, czy coś jest w stanie odwieść Toma od tego zamiaru, ale jeśli już, może zrobić to tylko Bill, o ile uda im się porozmawiać, ale też nie ma pewnika, co z tej rozmowy wyniknie.
      Bardzo dziękuję, że ostatnio się dość często odzywasz, z tego tłumu komentujących zostałyście mi tylko dwie, ale cieszę się, że części nie pozostają bez komentarza i, że jesteście :)
      Pozdrawiam cieplutko ;*

      Usuń
  3. Witam... Po pierwsze tego ślubu nie będzie. Nie będzie i już. Ktoś tu w ogóle sądzi, że Tom ożeni się z tą Laurą?... Odcinek ten, jak i pozostałe, których nie skomentowałam, a przeczytałam, doskonale pokazał, że ta seria nadal ma w sobie dużo ducha i energii, zwłaszcza cenię te postacie z pasją.
    Ponadto końcowa scena tu, kiedy Bastien znów uświadamia sobie, że jego związek z Billem jest jak domek z kart, że na tym wieczorze kawalerskim znów straci Billa, przemawia do mnie i trzyma wysoki poziom.
    Tu jeszcze wszystko może się zdarzyć...

    Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
    Przepraszam za brak regularności komentowania... zresztą widzę, że nie tylko ja mniej piszę opinii.
    Weny do pisania! :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że wszyscy obstawiają, że ślub się nie odbędzie ;) Niestety, pary z gęby nie mogę puścić, ale fakt, że tu wszystko jeszcze zdarzyć się może, jak zauważyłaś.
      No zauważyłam właśnie, że pojawiasz się i znikasz;) Oczywiście nie ma przymusu pisania komentarzy, absolutnie, ale jest mi miło, kiedy widzę czyjąś, choćby krótką opinię, wtedy wiem, że jest sens pisać.
      Bardzo dziękuję, że się odezwałaś i oczywiście pozdrawiam ciepło ;*

      Usuń