niedziela, 22 grudnia 2019

Część 78.

        

         Zupełnie przypadkiem udało mi się trafić z publikacją tej części  w odpowiedni czas, a co za tym idzie, także i klimat. Wszystkim, którzy jeszcze wytrwale czytają, życzę pięknych i rodzinnych świąt ;*



Część 78.

            Wyjście ze szpitala było dla mnie traumatycznym przeżyciem. Przecież doskonale wiedziałem, że Tom odszedł na dobre, ale i tak, nie wiadomo czemu wkręciłem sobie, że może w domu będzie na mnie czekać miła niespodzianka w  postaci jego osoby. Uparcie trzymałem się tej myśli i może dlatego, kiedy już byłem na miejscu, a jego tam nie było, znów kompletnie się załamałem. Matka załatwiła mi terapeutę, czyli psychologa, który przyjeżdżał do domu. Z początku było ciężko, ale z każdym dniem jego wizyty coraz bardziej pomagały mi się pozbierać. Oczywiście powiedziałem mu, że ktoś mnie porzucił, ale nie wspomniałem ani słowem, że to był mój własny brat. I chociaż wiedziałem, że on ma obowiązek zatrzymać dla siebie tajemnice pacjenta, to jednak wolałem nie ryzykować. Muszę przyznać, że ten człowiek trochę postawił mnie na nogi. Przemyślałem wszystko i nawet zatelefonowałem w końcu do Barona, przeprosiłem go za swoje zachowanie w szpitalu i podziękowałem za uratowanie mi życia.
            Rodzicielka została jeszcze dwa tygodnie, drżąc o mnie i nie pozwalając mi nawet na chwilę zostawać samemu. Kiedy miała wyjeżdżać po zakupy, zawsze zapraszała do mnie Bastiena. I w ten oto sposób nasza przyjacielska więź bardzo się umocniła, chociaż przyjacielska to ona była tylko z mojej strony, bo on był we mnie nadal szaleńczo zakochany, a ja beztrosko marnowałem mu życie, nie potrafiąc odwzajemnić tego uczucia. Matka bardzo go polubiła i nie raz marudziła mi, że powinienem się z nim związać. A ja wciąż myślałem o Tomie i wciąż łudziłem się nadzieją, że wróci…
            Zbliżały się święta, a tuż przed nimi pani Kaulitz wróciła do siebie, chociaż zastanawiała się, czy przypadkiem nie zorganizować ich u mnie, ale wybiłem jej ten pomysł z głowy, obiecując, że przyjadę. Oczywiście nie byłaby sobą, jakby nie zaprosiła także i Bastiena. Doskonale wiedziała, że nie wybiera się z wizytą do swojej rodziny, więc na każdy możliwy sposób wpychała mi go w ramiona, na siłę chcąc zrobić sobie z niego przyszłego zięcia. Haha, zabawnie to zabrzmiało, no ale przecież nie synową. Bo prawda była taka, że jeśli już, to ja nadawałem się bardziej na córkę niż na syna.
            I pojechaliśmy tam razem, jak para. Z jednej strony miałem jakąś dziką satysfakcję z tego, że mamuśka o wszystkim opowie Tomowi. Chciałem, żeby był zazdrosny i, żeby żałował tego co stracił. Miałem ogromną nadzieję, że to go zaboli, chociaż wiedziałem, że nigdy się o tym nie dowiem.

***

            Bill wiedział, że wizyta w rodzinnym domu odbije się na jego psychice. Długo go tutaj nie było, bo zazwyczaj to rodzice przyjeżdżali do nich, a teraz nie dość, że po takim czasie i w takiej sytuacji, to jeszcze przyjechał tu bez Toma. Miejsce w którym się urodził i dorastał razem z ukochanym bliźniakiem, przywołało masę cudownych wspomnień, a jednocześnie czas w jakim znów tu zawitał sprawiał, że przeżywał wszystko ze zdwojoną siłą.
            Paradoksalnie matka naszykowała dla Bastiena pokój Toma i mógł się tylko domyślić dlaczego to zrobiła. Przez to w pierwszej chwili bardzo się na nią zdenerwował. Wszystkie rzeczy bliźniaka traktował w swoim domu jak świętość, chociaż tak naprawdę niewiele ich zostało, ale jego sypialnia stała się swoistym mauzoleum i nigdy nie pozwoliłby nikomu w niej spać. Wszystko co zdołał znaleźć z rzeczy należących do Toma, których tamten z jakiegoś powodu nie zabrał, znajdowało się właśnie tam. Był zły, że tutaj, w rodzinnym domu, pokój w którym dorastał Tom, zajął teraz Bastien, przez co nawet nie mógł tam pójść i wypłakać się w samotności wspominając wspólne chwile. Toteż zrobił to pierwszego wieczoru u siebie, bo od chwili, kiedy przekroczył prób tego domu, nagromadziło się w nim tyle emocji, że musiał dać im upust. Odkąd wyszedł ze szpitala czuł się o wiele lepiej. Psychoterapeuta zrobił swoje i nauczył się z tym wszystkim żyć. Nie miał już tak depresyjnych myśli i doskonale też radził sobie z własnym popędem seksualnym. Wprawdzie od zawsze potrafił go rozładować, ale teraz, będąc sam, już nie myślał o tym tak obsesyjnie jak kiedyś. Wiedział, że mógłby w każdej chwili zaspokoić się z Bastienem, ale wciąż nie był na to gotowy i nie chciał tego z nim robić, nieustannie mając nadzieję, że Tom wróci. Wprawdzie była ona coraz mniejsza, ale wciąż nie umierała. Dla niego chciał być czysty w swoim oczekiwaniu, dopóki ostatnia iskra nadziei w nim nie zgaśnie.
            To miały być pierwsze święta bez niego i mimo siły jaką dały mu psychoterapeutyczne seanse, trochę sobie z tą myślą nie radził. Nawet przez chwilę miał ochotę poprosić Bastiena, żeby go odwiózł z powrotem do domu, ale zaraz zaniechał tego pomysłu. Co by tam robił sam? Chyba byłoby jeszcze gorzej, dlatego już wolał zostać i jakoś uporać się ze wspomnieniami.
            Wyszedł w końcu ze swojego pokoju i zobaczył, że pokój Toma, w którym przez te kilka dni miał nocować Bastien, jest otwarty. Podszedł kilka kroków, zatrzymał się w drzwiach i zobaczył blondyna, który stojąc przyglądał się wiszącemu na ścianie zdjęciu. Uśmiechnął się i wszedł, a wówczas chłopak lekko wzdrygnął się i szybko odwrócił głowę w jego stronę.
            – Sorry, nie chciałem cię przestraszyć – powiedział Bill, spoglądając na fotografię, na którą przed chwilą patrzył Baron.
            – Nic nie szkodzi, zamyśliłem się. Ile mieliście tutaj lat? – zapytał. Teraz już obaj wpatrywali się w zdjęcie, na którym dwóch niemal identycznych chłopców szeroko się uśmiechało.
            – Osiem. Poszliśmy z ojcem do parku i on zrobił nam to zdjęcie – odpowiedział czarnowłosy czując, jak ze wzruszenia zmienia mu się ton głosu. Trudno mu było przebywać w tym pokoju, bo czuł, że za chwilę się rozpacze. Na razie nie potrafił w pełni kontrolować emocji, ale wiedział, że w końcu musi się z tym zmierzyć i nie może od tego uciekać.
            – Jesteś zły, że będę tu spał, prawda?
– Byłem, w pierwszej chwili. Teraz już mi przeszło – uśmiechnął się lekko. – Masz ochotę się przejść?
– Jasne.
Zeszli po schodach na dół, a kiedy zakładali przy drzwiach kurtki, Bill krzyknął:
– Mamo, my idziemy na spacer!
Kobieta wyszła z kuchni i uśmiechnęła się.
– Tylko wróćcie na kolację.
– Wrócimy, jest zimno, to nie będziemy za długo łazić.
Śniegu już nie było. Posypał jedynie na początku grudnia, szybko stopniał i od tamtej pory nie padał, ale było zimno, bo chwycił niewielki mróz. Gdyby nie te wszystkie wspomnienia, jakie spadły na niego w domu, a w końcu przygniotły wywołując nostalgię i jeszcze większą tęsknotę, zapewne nie wystawiłby nosa na zewnątrz, grzejąc tyłek na kanapie w salonie, i trzymając w dłoni kubek ciepłej, cynamonowej herbaty. Wiedział, że jutro będzie już inaczej, lepiej, że oswoi się z każdym bombardującym go uczuciem, dziś jednak wszystkie te emocje w jego wnętrzu nieustannie podsycał każdy drobiazg i nie potrafił usiedzieć na miejscu. Nie zamierzał prowadzić Bastiena w jakieś miejsca, które pobudzą kolejne wspomnienia, ale tutaj było to nadzwyczaj trudne, bo każda ulica, każdy detal i szczegół przypominały mu coś, co przeżył w tych miejscach będąc razem z Tomem, bo od dziecka byli nierozłączni.
Bill jak zwykle nie miał rękawiczek, więc wbił dłonie w kieszenie i w milczeniu, wolno szedł przed siebie, a Bastien dotrzymywał mu kroku. Obaj byli zamyśleni, jednak każdy z nich myślał o czymś innym; czarnowłosy miał głowę pełną wspomnień, a blondyn zastanawiał się jak mu powiedzieć o czymś, o czym jeszcze do tej pory nie zdołał go poinformować, choć wiedział, że już dawno powinien, ale stan psychiczny Billa napawał go obawą, więc wolał zostawić to na potem. Teraz byli z daleka od Berlina, poza tym to wszystko, o czym tuż przed wyjazdem dowiedział się i upewnił, nie stanowiło już dla niego zagrożenia, więc spokojnie mógł mu o wszystkim opowiedzieć.
– Słuchaj Bill… – zaczął spokojnie. – Kiedy byłeś w szpitalu, coś się stało, o czym powinieneś wiedzieć. Wprawdzie żadnego zagrożenia już nie ma, ale muszę ci o tym powiedzieć.
– Zagrożenia? – Czarnowłosy uniósł brwi i spojrzał na chłopaka, uśmiechając się. – To zabrzmiało, jakby co najmniej ominął mnie jakiś kataklizm.
– Bo ominął i nie będę owijał w bawełnę, Max prawdopodobnie chciał cię zabić.
– Co? Ten świr? W sumie zawsze miał coś z głową, ale jak?
– Kiedy leżałeś w szpitalu, ostatniej nocy przyszedł z nożem. Na dole nie zameldował się do kogo idzie i recepcjonistka chciała go zatrzymać, wtedy on ją dziabnął.
– To był on? – Bill ożywił się. – Słyszałem o tym, pielęgniarki gadały, kiedy wychodziłem. – Wydawał się być zupełnie nie przejęty tą wiadomością.
– Tak, on. Ja wtedy byłem u ciebie… – Bastien zamilkł wpół zdania, bo właśnie zdał sobie sprawę z faktu, że się wydał.
– Jak to byłeś u mnie?
– Byłem, ale po tym, kiedy mnie wywaliłeś z sali, nie wchodziłem. Stałem zazwyczaj na korytarzu i tylko podglądałem cię przez okienko.
– Jak to możliwe, że nigdy cię nie widziałem?
– Przychodziłem późno, zazwyczaj już spałeś, a jak nie, to patrzyłem tylko chwilę i starałem się, żebyś mnie nie widział. Ale mniejsza z tym. Chciałbym, żebyś wiedział, że go zgarnęli i z tego co wiem, jest w psychiatryku. Nie wiem, czy będzie miał jakąś sprawę, nie znam się na tym, ale już nic z jego strony ci nie grozi, bo jest na oddziale zamkniętym.
– Desperat… – mruknął Bill. Właśnie zdał sobie sprawę, że tkwi w jakimś dziwnym łańcuchu, którego jest przedostatnim ogniwem i powiedział o tym głośno: – Swoją drogą to chujowo się to wszystko ułożyło, stanowimy jakiś pieprzony łańcuch. Max zakochał się w tobie, ty we mnie, a ja beznadziejnie kocham Toma…
– Ano niestety. Szkoda, że człowiek nie ma na to wpływu.
            – Szkoda, bo mogłem zakochać się w tobie…
            – Mogłeś i wciąż możesz…
            – Nie mogę. Chodź, wracamy do domu.
            Powrotną drogę pokonali w milczeniu. Bill w ogóle nie przejął się tym, co opowiedział mu Bastien, jakby go to wcale nie obeszło. Tamten szaleniec kochał DJ’a, aż z tej miłości zupełnie oszalał. Max doskonale wiedział, jak silnym uczuciem Baron darzył czarnowłosego i nie potrafił sobie z tym poradzić, musiał czuć ogromną frustrację, zawód, i zazdrość, aż z tego wszystkiego doszczętnie stracił rozum. Chociaż tak po prawdzie, zupełnie normalny to on nigdy nie był, a traumatyczne przeżycia z powodu zawodu miłosnego, jedynie się przyczyniły do pogorszenia jego psychicznej kondycji i doprowadziły do nieszczęścia. Bill już nie pytał Bastiena o nic więcej, bo wiedział, że stan tej zranionej pielęgniarki był dobry i jej życiu nic nie zagrażało, tak przynajmniej usłyszał będąc jeszcze w szpitalu, chociaż nie miał wtedy nawet pojęcia kto był tego sprawcą.
Weszli do domu, zdjęli kurtki i buty, po czym udali się do salonu.
– Coś obejrzymy? – zapytał Bill, sięgając po piloty.
– Jasne, możemy. Coś z fantastyki, czy może super bohaterowie? – ożywił się Bastien.
– Wybierz co lubisz, a ja pójdę zrobić nam jakiejś rozgrzewającej herbaty.
– Jeśli już, to może być z prądem – zaśmiał się blondyn.
– Robi się. – Czarnowłosy puścił mu oczko i udał się do kuchni. Włączył czajnik i sięgnął po kubki.
– Zmarzliście chyba – zaśmiała się mama.
– Trochę i musimy się rozgrzać – odpowiedział chłopak radośnie, cmokając ją w policzek. Doskonale widziała jego przemianę od czasu wyjścia ze szpitala, i wiedziała, że prócz spotkań z psychologiem, bardzo pomógł mu Bastien. Chciała, żeby wszystko ułożyło się po jej myśli, a jej synowie mogli być szczęśliwi z wybranymi partnerami, i żeby łączyła ich tylko braterska relacja. Ale to były tylko jej pobożne życzenia, które zupełnie od niej nie zależały.
– Fajny ten Bastien i chyba bardzo ci pomaga, prawda? – zagadnęła.
– Fajny mamo, ale jest i będzie tylko moim przyjacielem, bo wiem do czego zmierzasz – uśmiechnął się Bill, nalewając do kubków wrzątek i odrobinę rumu.
– Synku, ja bym tylko chciała, żebyście byli szczęśliwi, obaj. Ty i Tom.
– On to może będzie, pewnie będzie z kimś innym, ale ja nie – odpowiedział stanowczo. – Może i jestem zdradliwym dupkiem, ale kocham i będę kochał tylko jego, i tego jestem pewien najbardziej na świecie. I z czasem pewnie dam dupy Bastienowi, bo do cholery nie jestem z kamienia, ale w sercu będzie tylko Tom, czy tego chcesz, czy nie chcesz mamo!
Bill podniósł głos, a matka zobaczyła, że zaszkliły mu się oczy.
– Już ćsiii… – Pogładziła go uspokajająco po ramieniu. – A w ogóle, zapomniałam ci powiedzieć, że prezent dla Toma od ciebie, stoi na dole. Wczoraj go przywieźli.
Już brał w dłonie tacę, na której stały dwa kubki z herbatą, ale kiedy to usłyszał, od razu ją postawił i ruszył w stronę drzwi, za którymi było zejście do garażu. Nie zamykając ich za sobą, zbiegł po kilku schodkach i znalazł się na dole. Tuż obok samochodu mamy, stał motocykl dla Toma, cacko o którym zawsze marzył i które teraz miało czekać na moment, w którym je sobie odbierze. Bill poczuł, jak coś zaciska się na jego sercu, z żalu, z bólu, i z tęsknoty. Gdyby nie jego głupota, może właśnie w tej chwili cieszyłby się razem z Tomem, jego radością i chwilą, w której szczęśliwy gitarzysta odpalałby go, aby odbyć pierwszą przejażdżkę.
Przesunął dłonią po siedzisku, wzruszony i odrobinę załamany. Niechże ten dzień, pełen przykrych doznań i wrażeń, się już wreszcie skończy, bo inaczej jego biedne serce nie wytrzyma i pęknie na tysiąc kawałków. Uścisk wzruszenia trzymał je mocno w swoich szponach, nie chcąc odpuścić. Gdzie teraz był Tom, czy o nim myślał, czy tęsknił? Powinien być tu teraz, razem z nim, jak co roku, cieszyć się tymi dniami, spędzić je z rodziną, a tymczasem był gdzieś daleko, zupełnie sam. Chociaż kto wie… Może już sobie znalazł jakąś pocieszycielkę?
Przykucnął, dotykając poszczególnych części motocykla. Walczył z każdą myślą i wspomnieniem, starając się pokonać wszystkie słabości. Powinien zabić w sobie tęsknotę, chociaż na te kilka dni, kiedy tu będzie i cieszyć się świętami w towarzystwie najbliższych osób, wszystkich, prócz jednej, tej, którą teraz usilnie pragnął zastąpić Bastien, chociaż nie było szans, aby mogło mu się to udać.
– Herbata już prawie wystygła, a ciebie wciąż nie ma. – Usłyszał łagodny głos Barona za swoimi plecami. – Twoja mama powiedziała, że tutaj jesteś. Czyj to motocykl?
– Toma… Zamówiłem go dla niego, jako prezent na gwiazdkę. – Podniósł się i spojrzał na niego smutnym wzrokiem. – Szkoda, że go nie odbierze…
– Może teraz nie, ale kiedyś na pewno odbierze. Bill… On wróci w końcu, zobaczysz – powiedział Bastien, chociaż z trudnością przeszło mu to przez gardło. Pragnął, żeby czarnowłosy był szczęśliwy, ale z nim, i tak naprawdę wcale nie chciał, żeby Tom wracał, ale tylko pod jednym warunkiem - gdyby Bill mógł go pokochać. Ale teraz, kiedy patrzył na niego tym swoim pięknym, ale jakże smutnym wzrokiem oddałby wszystko, żeby wlać choć odrobinę radości w to spojrzenie, a doskonale wiedział, że to może się stać tylko z jednego powodu, którego tutaj nie było.
– Nie wróci… – szepnął Bill i mocno wtulił się w ramiona blondyna. Nie płakał, jakimś cudem pokonał w sobie chęć wylania łez i właśnie uzmysłowił sobie, że zawdzięcza to temu chłopakowi, dla którego był całym światem.

***

Nigdy nie przypuszczałby, że właśnie w taki sposób będzie spędzał te święta. Leżał na kanapie, wpatrzony w ekran telewizora, gdzieś daleko od rodzinnego domu, w wynajętym mieszkaniu na obrzeżach Monachium, starając się od kilku tygodni samotnie poukładać swoje życie na nowo. Może i skorzystałby z zaproszenia matki i pojechał tam, ale mógł zrobić to jedynie w przypadku, gdyby nie było tam Billa. Nie chciał się z nim spotkać, nie chciał żadnej konfrontacji, tym bardziej, że przez ostatni czas usilnie starał się do wszystkiego zdystansować w tym odosobnieniu i zapomnieć, chociaż to wcale nie było łatwe, bo jeszcze nikt nie wymyślił recepty na to, jak skutecznie się odkochać. To było niemożliwe, ale za to możliwe było życie z daleka od źródła zarówno rozkoszy, jak i wielkiego cierpienia, dlatego też nie mógł się z nim spotkać, nie chciał go zobaczyć, bo wiedział, że wtedy nie dałby rady i z pewnością nie wytrwałby w swoim postanowieniu. Poza tym, z tego co mówiła matka, Bill miał tam przyjechać z Bastienem i wyglądało na to, że ten skurwiel dopnie swego. Nienawidził go szczerze, upatrując w nim wszelkiej przyczyny swoich nieszczęść i uporczywie wypychał z umysłu świadomość o tym, że gdyby Bill sam nie chciał mu ulec, to nic takiego by się nie wydarzyło. Ta prawda była najbardziej bolesna.
Cierpiał w samotności, wciąż kochając go i tęskniąc za nim, i chociaż z każdym dniem czuł się coraz lepiej, to wiedział, że nigdy nie wyrzuci go z serca, choćby minęło kilka lat. Czasem myślał, że może by tak mimo wszystko pojechać do niego, wybaczyć mu i znów poczuć to wszechogarniające go szczęście, ale strach szybko brał górę. Nie chciał przeżywać tego wszystkiego na nowo, nie chciał ponownie w to brnąć i świadomie zadawać sobie ból, kiedy Bill znów by go zdradził. Zbyt wiele go to wszystko kosztowało.
Dzisiaj był pierwszy dzień świąt, tam pewnie wszyscy siedzieli przy stole. Wuj jak zwykle opowiadał zabawne historyjki, a ciotka go strofowała jak zawsze. Matka co chwilę donosiła coś z kuchni i uporczywie dokładała Billowi na talerz, bo przecież on taki chudy, a potem dokładałaby i jemu, ale skoro go nie było, to pewnie kładła coś na talerz Bastienowi, ale może wcale nie? Pewnie pomyślała, że nie wypada tak na siłę wpychać żarcia w gościa, który na dodatek był tam pierwszy raz, i nie chciała psuć dobrego wrażenia, usilnie wierząc, że właśnie takie na nim zrobiła dobrym jedzeniem, wystrojem domu, o jaki zawsze dbała, i miłą atmosferą.
Powinien zadzwonić i złożyć życzenia, ale wciąż się ociągał w obawie, że usłyszy od niej coś, czego usłyszeć nie chciał. Może właśnie teraz oznajmili, że są razem?

***

Było miło i wesoło. Wuj znów opowiadał swoje zabawne historyjki, z których Bastien się zaśmiewał, a ciotka tym razem jakoś za bardzo go nie strofowała, może ze względu na obecność obcej osoby. Bill doskonale widział, jak bardzo Bastien jest szczęśliwy móc tu z nim być. Od kilku lat nie bywał w swoim domu na święta i pewnie już zapomniał, co to rodzinna atmosfera. Z jego opowieści dowiedział się, że zazwyczaj odwiedzała go w te dni matka, i dziś telefonował do niej z życzeniami.
Wszyscy pytali, dlaczego nie ma Toma, ale Bill nie odzywał się w tej kwestii, pozostawiając to kłamstwo matce, a ta niewiele myśląc bez mrugnięcia okiem ściemniła, że nie mógł przyjechać, bo jest chory. Wszyscy łyknęli tę bajeczkę, bo w sumie nikt nie miał podstaw, aby w nią nie wierzyć.
Stół uginał się od całej masy dobrych potraw, a i tak gospodyni domu wciąż coś donosiła z kuchni. Nadszedł czas na kawę i ciasto. Bill zaoferował się, że pomoże mamie wszystko podać, i kiedy z jego pomocą już wszystkie słodkości znalazły się na stole, w filiżankach parowała pachnąca kawa i obje z powrotem usiedli, pani Kaulitz jęknęła:
– Zapomniałam o torcie. – Chciała już wstawać, ale Bill ją powstrzymał.
– Siedź mamo, ja i tak muszę pójść do łazienki, więc zaraz go przyniosę. – Podniósł się i ruszył w kierunku kuchni, obok której była łazienka, odprowadzony czułym wzrokiem Bastiena. Już układał dłoń na klamce, kiedy usłyszał dobiegający do jego uszu dźwięk komórki mamy. Zerknął na szafkę przy wejściowych drzwiach, bo wydawało mu się, że właśnie w tym miejscu widział ją wcześniej, ale tam było pusto. Dzwonek telefonu wyraźnie dobiegał z kuchni. Wszedł tam, odkładając swoją wizytę w łazience na kilka minut, z zamiarem przekazania mamie telefonu, ale kiedy na wyświetlaczu zobaczył, że dzwoni numer zastrzeżony, nie zrobił ani kroku dalej. Wszystko to trwało ułamki sekund, może dlatego wcześniej nawet nie zdążyło wpaść mu do głowy, że to może telefonować Tom. Teraz miał tego niemal stuprocentową pewność, bo kto mógłby dzwonić z zastrzeżonego numeru o tej porze i w dodatku w święta?
Wziął telefon z kuchennego blatu drżącą dłonią, w której aparat ponownie zawibrował i znów zabrzmiał dźwięk dzwonka. Jeszcze chwila, a samoistnie rozłączy się. Czy powinien zmarnować taką okazję? Z drugiej strony brat przecież nie chciał z nim rozmawiać, od swojej wyprowadzki ani razu do niego nie zadzwonił, czy więc teraz powinien odebrać to nieszczęsne połączenie, które w dodatku wcale nie było do niego?
Czuł jak cały drży. Jeszcze przez chwilę się wahał, ale zaraz nacisnął kciukiem zieloną słuchawkę i przystawił komórkę do ucha, jednak nie odezwał się. Wiedział, że jeśli to zrobi, Tom może się po prostu rozłączyć, a on tak bardzo chciał go usłyszeć.
– Mamo, halo! – Usłyszał jego głos i czuł, że traci władzę w nogach, zupełnie jakby w jednej sekundzie został sparaliżowany. – Mamo! Jesteś tam? – odezwał się ponownie Tom.
– To ja, Tommy… Wesołych świąt – wydusił z siebie Bill z ogromnym trudem, czując jak w gardle rozrasta mu się ogromna gula. Z drugiej strony słuchawki zapadła grobowa cisza, ale on nie dopominał się, aby brat się znów odezwał, przeczuwając raczej, że za moment się rozłączy. Jednak po chwili Tom odpowiedział:
– Wesołych świąt, Billy. Możesz dać telefon mamie?
Billa zmroziło. Po takim czasie naprawdę niczego więcej nie chciał mu powiedzieć? Nie wytrzymał.
– Nie masz mi nic więcej do powiedzenia, Tommy? – zapytał z wyrzutem, czując, że zaraz wybuchnie.
– Gdybym miał ci coś do powiedzenia, to bym do ciebie zadzwonił. Poza tym nie jesteś tam sam, więc wracaj do niego. – To oznaczało, że Tom już wiedział, matka z pewnością mu o tym powiedziała, że przyjechał z nim Bastien.
– To, że tu ze mną przyjechał to sprawka matki, to ona go zaprosiła. Tommy, ja wciąż czekam na ciebie i jestem ci wierny… – jęknął czarnowłosy, czując jak łamie mu się głos, mimo to cieszył się, że sam może mu to powiedzieć i przez ułamek sekundy odżyła w nim nadzieja, że jeszcze może być szczęśliwy, aż do chwili, kiedy usłyszał odpowiedź Toma:
             – Nie Bill, ja nie wrócę, tego możesz być pewien. I nie musisz być mi wierny, bo nas już nie ma – odpowiedział sucho, z ogromnym trudem. Mimo ogromnego bólu i emocji, jakie kosztowała go ta rozmowa, wciąż nie rozłączał się. Skoro tak wyszło, że mógł zamienić z nim kilka słów, musiał spalić za sobą wszystkie mosty, aby już nie było odwrotu.
            Jego słowa sprawiły, że w Billu zagotowało się i wybuchł:
– Wiesz co? Jesteś cholernym dupkiem, Tom! Gdybyś mnie naprawdę kochał, wybaczyłbyś mi przeszłość, tym bardziej, że od tamtego czasu byłem ci wierny jak pies! Przez ciebie omal nie umarłem, ale w końcu co cię to może obchodzić, nie? I tak masz wszystko w dupie! Dobra, jak nie chcesz, to nie wracaj i pieprz się, a ja będę to robił od dziś z czystą satysfakcją z Bastienem! – Nie miał pojęcia, czy Tom w ogóle coś mu odpowiedział, bo odjął telefon od ucha i wciąż wzburzony ruszył do salonu, a podając go rodzicielce zakomunikował:
– Do ciebie mamo, Tom chce złożyć ci życzenia.
W tej samej chwili zwrócił się ku niemu wyostrzony wzrok Bastiena. Ich spojrzenia na monet spotkały się, ale Bill wrócił szybko do łazienki. Blondyn zamarł. A więc musiał z nim rozmawiać i to z pewnością nie była miła rozmowa… Tak bardzo chciałby się dowiedzieć jak ona przebiegła, ale wiedział, że nie zapyta go o to, no chyba, że czarnowłosy sam mu o wszystkim powie. Tymczasem zniknął w łazience na dobre i tort, który zaoferował się przynieść w rezultacie podała matka, kiedy już skończyła rozmawiać z Tomem. Oczywiście nie robiła tego przy stole, bo wtedy zdradziłaby się, że jej drugi syn wcale nie jest chory, a jeśli nawet, to z pewnością nie na tę chorobę o której wszystkim mówiła.

***

Bill był już zdrowo podpity, bo od chwili rozmowy z Tomem, nie żałował sobie alkoholu. Bastien doskonale widział tę nagłą zmianę nastroju, ale nic nie mówił na ten temat, rozumiał, że musi to jakoś odreagować. Kiedy wszyscy goście rozeszli się, było już dobrze po północy. Pomogli wynieść wszystkie naczynia do kuchni, chociaż tak naprawdę najwięcej pomagał Bastien, bo kiedy Bill potłukł salaterkę, matka kazała mu iść spać i więcej nie szkodzić. Wszyscy się z niego śmiali, że ledwie przebierał nogami, więc nic dziwnego, że szkło leciało mu z rąk. On tylko zrobił głupią minę i usiadł na kanapie w salonie.
– To ja poczekam na ciebie. – Wskazał palcem na Bastiena, który uśmiechnął się do niego. Zawsze w takim stanie był rozczulający i słodki, pamiętał to z imprez na których razem bywali, a szczególnie jedną, tę pierwszą i najlepszą od której wszystko się zaczęło. Czasem miał wyrzuty, że jest sprawcą jego nieszczęścia, ale przecież Bill sam tego chciał i nikt go nie zmuszał.
– Dobrze, idźcie już na górę, dziękuję. – Gospodyni domu uśmiechnęła się do blondyna, który podszedł do Billa i wziął go za rękę.
– Możemy iść spać.
– Spaaać? O nie, nie… Na pewno nie będziemy spać… – Szeroki uśmiech zagościł na ustach czarnowłosego, który wstał i bezceremonialnie uwiesił się na szyi chłopaka. Matka wyjrzała z kuchni i uśmiechnęła się tylko. To była chyba najlepsza decyzja w jej życiu, aby ich tutaj razem zaprosić. Przynajmniej miała taką nadzieję.
Kiedy znaleźli się na piętrze, Bill zapytał:
– Mam nadzieję, że wziąłeś coś do upalenia?
– Oczywiście, że wziąłem.
– No to idziemy – zakomunikował i pierwszy wszedł do pokoju Toma, jaki chwilowo był sypialnią Bastiena. Wzięli skręty i wyszli na balkon, który od zewnątrz łączył pokoje chłopców i w czasach dzieciństwa często właśnie przez niego przechodzili do siebie.
Zapalili, a Bill mocno zaciągnął się używką, przymykając oczy. Kręciło mu się w głowie, a od tego z pewnością będzie kręciło mu się jeszcze bardziej, ale nie dbał o to. Rozgoryczenie i wściekłość z powodu rozmowy z Tomem, już mu trochę minęły, teraz czuł jedynie żal do niego i ogromne rozczarowanie, przestał właśnie wierzyć, ze brat kiedykolwiek prawdziwie go kochał, bo przecież kiedy się kogoś kocha, nie ma takiej rzeczy, której nie można wybaczyć, a przynajmniej tak mu się zawsze wydawało. Kiedy wrócił do stołu zaczął więcej pić, chcąc o tej rozmowie po prostu zapomnieć, ale wiedział, że to nie będzie łatwe, bo jeśli nawet, to zapomni jedynie na kilka godzin, może noc, a kiedy obudzi się rano, wspomnienie przeszyje go boleśnie jak ostrze noża i znów rozpłacze się jak małe dziecko. Chociaż musiał przyznać, że przy Bastienie jakoś potrafił kontrolować swoje nagłe wybuchy płaczu. Teraz jedyne czego pragnął to po prostu o tym nie myśleć przy pomocy każdej, możliwej używki. Wciąż tańczyły w nim emocje wieczoru, a alkohol i skręt dodatkowo pobudziły go. Może i był trochę śpiący, ale nie chciał jeszcze spać, miał ochotę wygadać się teraz do woli, wyrzucić z siebie cały żal i pretensje.
Ponownie zaciągnął się skrętem i zwrócił do Bastiena, wypuszczając z ust smugę dymu:
– Gdybym był z tobą i cię zdradził, ale potem żałował i prosił o wybaczenie, ty byś mi też nie wybaczył?
– Przecież ci już mówiłem, że tobie wybaczyłbym wszystko. I jemu też to powiedziałem.
– Jemu? Kiedy?
– Kiedy przyjechał do ciebie, do szpitala. Byłem tam, kiedy przyszedł i wtedy mu to powiedziałem.
– Nic mi nie mówiłeś…
– Jakoś nie było okazji, nie chciałem bez powodu zaczynać tego tematu, żeby nie sprawić ci przykrości.
Bill wpatrywał się w Bastiena dłuższą chwilę nie odpowiadając. Jego wzrok był smutny, a jednocześnie tak piękny, że blondyn w duchu dziękował losowi, że mógł tu z nim być i na niego patrzeć. Zaczynał wierzyć, że czasem opatrzność mu sprzyja, był szczęśliwy czując, że wszystko układa się pomyślnie dla niego, choć z pewnością byłoby lepiej, aby to nie odbywało się kosztem cierpienia czarnowłosego i wolałby go zdobywać w zupełnie innych okolicznościach. Jednak mimo to i tak był wdzięczny wszystkim nadprzyrodzonym siłom, że zyskał znów namiastkę jego przychylności.
– I co on ci wtedy powiedział? – zapytał czarnowłosy, lekko przekrzywiając głowę.
– Właściwie to prawie nic, bo to ja się nagadałem. Odpowiedział mi, że gówno wiem i żebym skończył. I jeszcze, żebym sobie poszedł, bo on chce zostać z tobą sam.
– I poszedłeś?
– Popatrzyłem przez chwilę zza szyby i poszedłem, co miałem robić?
Przez chwilę patrzyli na siebie, paląc. Bastien z lekką obawą wyciągnął dłoń, aby objąć delikatnie policzek Billa, chociaż mógł spotkać się z odtrąceniem, ale wiedział, że jeśli nie zaryzykuje, to będzie żałował. Kiedy już go dotknął, lekko pocierając kciukiem, poczuł, jak wtula się w jego dłoń. Ośmielony zdobył się na wyznanie.
– Kocham cię Bill i chcę, żebyś wiedział, że zrobię dla ciebie wszystko. Będę przy tobie, będę cię wspierał dotąd, dokąd będziesz tego potrzebował i chciał… – szepnął, czując, jak jego szyję obejmuje chłodna dłoń chłopaka.
– Ćsiii Bastien, wiem… – usłyszał i zaraz poczuł na swoich wargach czułe muśnięcie jego ciepłych, nabrzmiałych ust, które po chwili naparły na niego gorącą namiętnością pocałunku, jaki szybko odwzajemnił. Wiedział, że to jedynie pragnienie bliskości, jakiej nie miał od kilku tygodni, że to nie miłość, bo wciąż kochał innego, ale chłonął go każdym zmysłem i brał wszystko co zechciał mu dać, całując zachłannie i oddając w tym pocałunku całą swoją miłość do niego.
– Wiem, że nie powinienem pytać i jeśli nie chcesz, nie musisz mi odpowiadać, ale wiem, że rozmawiałeś z nim… Co ci powiedział? – zapytał Baron, kiedy rozłączyli usta.
– Że nie wróci i, że nas już nie ma – rzucił Bill, odwracając głowę i zaciągając się resztką skręta.
– Nigdy go nie zrozumiem… Przecież wie, kogo traci… Bo traci, prawda?
– Traci… – odparł czarnowłosy i wyrzucił niedopałek za balustradę. – A teraz mnie ogrzej, bo strasznie zmarzłem… – szepnął namiętnie.

***

Tej nocy zaciągnąłem go do łóżka, chociaż chyba to złe określenie, bo on tego bardzo pragnął, ale nigdy nie śmiałby mi tego zaproponować. Pieprzyliśmy się ostro do rana, a w międzyczasie zupełnie wytrzeźwiałem. Miałem nadzieję, że Tom o tym myśli i przez to nie może spać. Gdybym miał numer jego telefonu, zrobiłbym sobie z Bastienem selfie w łóżku i wysłał mu je z ogromną przyjemnością, może nawet z dopiskiem: „Zobacz, co straciłeś dupku!”.
Kiedy wyjeżdżaliśmy, powiedziałem matce, żeby mu przekazała, jeśli zadzwoni, że zostaliśmy z Bastienem parą (chociaż sam zainteresowany jeszcze o tym nie wiedział) i skoro mną wzgardził, niech sobie robi co chce. Rodzicielce chyba ulżyło, ale mnie niekoniecznie. Ja wciąż go kochałem i wiedziałem, że tak naprawdę nigdy  kochać nie przestanę.
Bastien był dla mnie dobry, troskliwy i czuły, a kiedy go zapytałem, czy chce być z kimś takim jak ja, popłakał się ze szczęścia, i wtedy po raz pierwszy zobaczyłem u niego łzy. Nosił mnie niemal na rękach, a ja i tak wiedziałem, że gdyby Tom wrócił, zostawiłbym go i pobiegł za nim na koniec świata. Ale on, zamiast wrócić, tak po prostu, w styczniu zerwał kontakt i zespół został bez gitarzysty, a co najważniejsze, bez kompozytora. To sprawiło, że wiosenne koncerty zostały odwołane i wszystko stanęło na głowie, ale mieliśmy przecież Bastiena, który zaczął dla nas komponować, no i znaleźliśmy sobie nowego gitarzystę, Erica.
            Mijały dni, tygodnie, miesiące. Uczyłem się żyć bez niego, uczyłem się funkcjonować bez tlenu, co wychodziło mi coraz lepiej. Nie oznaczało to jednak, że o nim zapomniałem. Nie było dnia, żebym o nim nie myślał i na niego nie czekał. Miałem wrażenie, że żyję dla chwil, które nigdy nie nadejdą, ale nie przestawałem marzyć, że wróci.

6 komentarzy:

  1. No szybko Bill pocieszył się Bastienem. Tak kocha Toma, a nawet dupy nie ruszy żeby próbować go odnaleźć, przecież Tom nie wyjechał na koniec świata...ale łatwiej dawać dupy Bastienowi niż walczyć o uczucie kiedy trzeba zadać sobie wiele trudu. Może niesprawiedliwe oceniam nie znając finału, ale po tej części inaczej nie potrafię.
    Dzięki wielkie za wszystkie dotychczasowe części, udanego pisania i spokojnych świąt!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno byłoby szukać Toma po całym kraju, w dodatku, że on sam nie chce, aby ktokolwiek go znalazł, więc akurat w tym wcale się Billowi nie dziwię, bo to jak szukanie igły w stogu siana. Co do pocieszenia, może i racja, że za szybko wpadł Bastienowi w ramiona, ale czy aby ta rozmowa z Tomem właśnie go do tego nie popchnęła?
      Bardzo dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  2. Wiem, że nie należy wyciągać pochopnych wniosków, ale Bill to już przeszedł samego siebie. I mam tu na myśli ten jego pseudozwiązek z Bastienem, który kompletnie mnie nie bierze, ale z podejściem do postaci Barona mam problem nie od dziś. A to, że Bill jest z nim z braku lepszych opcji jest tak oczywiste dla wszystkich, że nawet Bastien zdaje sobie z tego sprawę i wchodzi w to zaklinając rzeczywistość jak tylko może. Nie wiem czy ostatecznie byłam przygotowana na taki dramat i to aż czterech bohaterów bo niestety żaden z nich nie jest szczęśliwy, chyba że tam ma być jeszcze coś innego... Toma najbardziej mi żal, nie zasłużył na to, z kolei Max, cóż, tu ciężko ocenić bo jakby nie spojrzeć to bohater szkodliwy społecznie.
    Jednak nadal jestem absolutnie pod wrażeniem pisania tak wielowątkowego opowiadania. Masz ogromne umiejętności żeby to wszystko pospinać tak, że ma to jak najwięcej sensu i że wątki są według spójnego klucza, a akcenty są odpowiednio rozłożone, logicznie dopasowane do całości.

    Dużo weny twórczej!
    Pozdrawiam,
    E.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po rozmowie z Tomem Bill stracił nadzieję, ale prawda jest taka, że brat sam pozbawił go jej w bardzo obcesowy sposób i choć w zasadzie nigdy mu jej nie dawał zupełnie się z nim nie kontaktując, to jednak Bill wciąż ją miał, aż do tego dnia. Każdy człowiek jest inny, każdy ma jakąś granicę wytrzymałości, ale gdyby nie ta krótka rozmowa, to Bill wciąż by na niego czekał. Owszem, nie jest bez winy, właściwie całą może zawdzięczać jedynie sobie, ale... No właśnie, gdzieś wciąż jest to małe "ale".
      Mówiłam, że to nie będzie sielanka i, że w ogóle nie będzie łatwo, może dlatego trochę czytelników zniknęło, a zostali Ci najwytrwalsi, którzy lubią dramaty.
      Bardzo Ci dziękuję za komentarz i ślę pozdrowienia!

      Usuń
  3. Powiem tak... nie spodziewałam się, że Bill aż tak szybko zacznie działać. I niby cały czas w głębi duszy kibicowałam temu pairingowi to jednak wiem, że Bill zrobił to absolutnie po złości i "z braku laku", a uważam, że Bastien absolutnie na coś takiego nie zasłużył. :( Coś czuję, że biedny się jeszcze na Billu przejedzie. Zastanawia mnie jednak jak to się wszystko skończy bo coś mi podpowiada, że coś tu się jeszcze namiesza, mimo że ewidentnie jesteśmy już na ostatniej prostej.
    W ogóle przepraszam, że tak późno komentuję, ale jakoś dopiero się dorwałam na dłużej do kompa. A na telefonie niestety nadal nie działa dodawanie komentarzy ;/ A czytam jednak raczej na telefonie.
    W każdym razie... życzę weny, o ile nie skończyłaś przypadkiem już pisać hahahaha xD
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że zrobił to po złości, w myśl słowom Toma, który powiedział, że nie musi już być mu wierny, a Bastien, no cóż, jest dla Billa za dobry, ale zazwyczaj tak bywa, że Ci dobrzy najbardziej dostają po tyłku.
      Nie musisz mnie za nic przepraszać, najważniejsze, że zostawiłaś kilka słów opinii ;*
      Jeszcze nie skończyłam, niestety, jadę na małym zapasie, jaki napisałam wcześniej i mimo tych kilku wolnych dni, to nie miałam za bardzo kiedy pisać, tak że życzenie weny mile widziane :D
      Serdecznie dziękuję za komentarz i pozdrawiam cieplutko!

      Usuń