niedziela, 15 września 2019

Część 70.



Część 70.


            Już nie dawał rady, już chciał tam być. W nim. Zanurzyć się głęboko i wycofać, a potem znów i znów! Nie potrafił się dłużej powstrzymać. Kolanem bardziej rozszerzył uda czarnowłosego, a język po chwili zastąpiła jego twarda męskość. Pchnął zdecydowanie po same jądra, delektując się jękami bliźniaka, który drżał pod nim oszalały z podniecenia. Już tyle razy to robili, a on wciąż był tak ciasny... Cholera, cóż to było za wspaniałe uczucie, kiedy zwieracz Billa mocno zaciskał się na jego główce. Pragnął dać mu siebie w niekończącej się rozkoszy i nadludzkiej przyjemności. Czy z kimkolwiek mogło mu być wspanialej? Ciasno, tak cudownie ciasno… 
            Mruczał cicho przymykając oczy. Dłonie zaciskały się na biodrach, aby mu nie umknął. Wierzył, że to właśnie on jest jedynym, którego pożąda ciało czarnowłosego, a umysł kocha. Tylko on mógł być autorem tej nieziemskiej rozkoszy, jaka rozrywa jego istnienie. Na tym ciele, schronienie w dotyku mogły znaleźć tylko jego dłonie... W nim mógł być tylko on. Bo tylko jego kochał.
            Biodra dobijały w rytmicznych pchnięciach. Kiedy wsuwał się do końca, pod przymkniętymi powiekami ciemność jawiła się feerią barw, pastelowych, tęczowych i nieziemsko pięknych. Wkrótce zastąpią je wybuchy fajerwerków, jednak nim je zobaczy, uchylił powieki widząc to cudowne ciało. Przesunął po nim dłońmi nie zaprzestając ruchów bioder, delikatnie okalał opuszkami palców pacierze kręgosłupa Billa, a on idealnie zaczął kołysać się w rytm  pchnięć, wychodząc mu na przeciw, jakby pragnął, aby przeniknął go, posiadł bez reszty, co też właśnie czynił.
            – Pieprz mnie Tommy, mocniej… – Chciał mocniej, więcej, głębiej, a on spełniał natychmiast tę cichą, ledwie wyartykułowaną prośbę. To napływająca rozkosz sprawiła, że słowa grzęzły Billowi w gardle, dlatego wypowiadał je z takim trudem.
            Tom czuł, jak praktycznie sam nasuwał się na niego, jak wnętrze pulsowało mu pragnieniem. I mógłby zatrzymać się w bezruchu, a Bill z pewnością dokończyłby dzieła. Ponownie mocno chwycił jego biodra, wbijając się z całą mocą i siłą. Krzyk rozerwał ciszę. Z każdym ruchem stawał się coraz lżejszy, a każdy neuron w jego ciele pulsował przyjemnością. Pragnął być w nim, brać go na miliard różnych sposobów, tu i teraz, jutro i pojutrze, za tydzień i miesiąc, zawsze... Ich ciała w spójnych ruchach oddawały się wzajemnej rozkoszy, a oni byli jak żywioł, niczym tornado, albo tsunami. I już nie panowali nad wyrażaniem tej przyjemności, ale czy w ogóle chcieli nad tym panować?

***

            Bastien podjechał pod budynek studia. Zatrzymał się tuż przed i wysiadł. Nie było sensu otwierać bramy i wjeżdżać na teren, miał przecież tylko wdepnąć tam na chwilę, aby zabrać swój laptop, a potem odwieźć klucz Marcusowi i wrócić do domu. Furtka była zamknięta i zapewne wewnątrz nikogo nie było, więc otworzył ją kluczem, wszedł na teren posesji i ruszył wzdłuż ściany budynku. Kiedy znalazł się na rogu, zamierzając skręcić, aby dotrzeć do wejściowych drzwi, natychmiast w oczy rzucił mu się zaparkowany na tyłach samochód Toma. Co on mógł tutaj robić o tej porze? Spojrzał w okna budynku, ale w żadnym nie paliło się światło, może więc po prostu tutaj tylko zostawił auto, bo popił i ktoś odwiózł go do domu? Była też inna opcja, kilka pomieszczeń nie miało okna, jak choćby pokój prób, albo studio nagrań, może więc tam spędzał wieczór? Mógł też być w pokoju gościnnym, którego okno było na bocznej ścianie budynku.
            No nic, wejdzie, to się przekona. Niewiele myśląc, wsunął klucz w drzwi, ale nie mógł go przekręcić, więc te musiały być otwarte. A jednak ktoś tu był i najprawdopodobniej to był właśnie Tom. Nacisnął klamkę i wszedł po cichu. Tuż za drzwiami miał zamiar od razu się odezwać, bo nie chciał go przestraszyć, ale nim zdążył cokolwiek powiedzieć, do jego uszu dotarły dziwne odgłosy. Ktokolwiek tutaj był, z pewnością nie był sam, a na dodatek był bardzo niegrzeczny. Czyżby to właśnie Tom zabawiał się tutaj z jakąś laską? Bastien uśmiechnął się pod nosem i zerknął w głąb korytarza. Ktoś sprawiał sobie przyjemność w gościnnym pokoju, dlatego nie dostrzegł w żadnym oknie światła, bo ono paliło się tylko w tamtym, niewielkim pomieszczeniu. Do jego uszu dobiegła cicha muzyka, ale ta była zaledwie tłem innych odgłosów przeżywanej właśnie przez kogoś, niewątpliwej przyjemności. No cóż, raczej nie wypadało przeszkadzać nikomu w takiej chwili, pomyślał, że wejdzie po cichu do pokoju prób, bo zazwyczaj tam zostawiał swój sprzęt, zabierze go i niepostrzeżenie wyjdzie. Jednak wsłuchując się w to wszystko przez chwilę, zaczął nabierać pewnych podejrzeń, co do jednej z rozkosznie pojękujących osób. Doskonale znał te odgłosy, był pewien, że to właśnie te, jedyne i najpiękniejsze dźwięki, jakie już dane mu było słyszeć. Nie sposób było nie zapamiętać tak intensywnego przeżywania najwspanialszych dla niego chwil, przez tę drugą osobę. Poświęcił więc jeszcze moment, stojąc w bezruchu tylko po to, aby się upewnić, że jedną z dwóch osób przebywających w tamtym pokoju jest Bill… Tylko z kim on tam był? Czy właśnie tutaj przyprowadził dziś swojego faceta? Czy już się z nim pogodził, i czy właśnie teraz oddawał mu się tam za ścianą? Kim on był do diabła? Kim był ten człowiek, który trzymał go mocno w swoich szponach i tak bardzo od siebie uzależnił? Zdradził go, to fakt, ale z jakiejś głupiej zachcianki, bo Baron miał pewność, że to właśnie tego człowieka Bill kocha ponad wszystko, i to tamten ktoś miał całą jego miłość, której już dla niego zabrakło…
            Zazdrość zacisnęła mu pętlę na gardle. Musiał go zobaczyć, chciał wreszcie dowiedzieć się, kto jest tym człowiekiem, który zagarnął tylko dla siebie jego przychylność i miłość! Rozkoszne jęki nie ustawały, a wręcz przeciwnie, stawały się coraz intensywniejsze, zupełnie jakby za chwilę miał nastąpić orgazm. Nikt go nie usłyszy, tego był pewien. Podejdzie bezszelestnie i tylko zerknie, a oni zbyt zajęci przeżywaniem cielesnych doznań, nawet nie zobaczą jego osoby, która będzie trudno zauważalna stojąc w ciemnym korytarzu. I wówczas zaspokoi swoją ciekawość.
            I zrobił to. Postąpił kilka kroków, cicho, niemal na palcach. Jego sprzymierzeńcem był miękki chodnik, który chronił podłogę przed wydaniem jakiegokolwiek odgłosu stąpania po niej. Zatrzymał się tuż przed drzwiami i lekko wychylił głowę, a to co zobaczył sprawiło, że zamarł w osłupieniu i omal nie wydał z siebie okrzyku przerażenia. Takiego obrazu nie spodziewał się zobaczyć nawet w swoich najgorszych koszmarach; Bill klęczał i wypinając tyłek opierał się dłońmi o siedzisko kanapy, a od tyłu brał go nikt inny, jak jego bliźniak! Nie chciał wierzyć w to, co widzi, ale do jasnej cholery! Jego anioła właśnie posuwał rodzony brat! Czy świat do reszty zwariował, czy po prostu los tak okrutne z niego zadrwił?! Czuł, że robi mu się słabo, wstrzymał na chwilę oddech i cofnął głowę, nie mogąc z wrażenia i zdziwienia złapać tchu. Stał więc chwilę przy ścianie, tuż koło drzwi, a oni robili to dalej, racząc się wzajemnie wydawanymi odgłosami przyjemności, jaką właśnie sobie sprawiali.
            Jeszcze raz zerknął, przez chwilę, bo nawet nie chciał dłużej na to patrzeć i tak samo jak tutaj wszedł, cicho wycofał się, zamykając za sobą drzwi. Na zewnątrz wziął głęboki wdech. Gdyby ktoś mu o tym powiedział, to w życiu by nie uwierzył, chociaż… Już były przecież takie chwile, kiedy ich wzajemna relacja wydawała mu się dziwna i bardzo podejrzana, ale nie chciał dopuścić sobie tego do głowy. Teraz już wszystko było jasne… To dlatego nikt, nigdy nie widział żadnego z ich partnerów, chociaż właściwie widział, każdego dnia, a zupełnie nie miał o tym pojęcia. I właśnie dlatego Bill zawsze zastrzegał sobie, żeby przypadkiem nie wygadał się Tomowi. No i przyleciał z mega awanturą, kiedy jakimś cudem dostały się w ręce gitarzysty ich pikantne zdjęcia. Jak to on wtedy powiedział? Zobaczył je jego facet i Tom? No tak… Teraz wszystko ułożyło mu się w jedną, logiczną całość. Ci bracia żyli jak para, Tom pieprzył Billa, było im razem dobrze, kochali się… Nie mógł zrozumieć tylko jednego; dlaczego czarnowłosy go zdradził? Tak, wiedział, pamiętał jego słowa, zresztą jak wszystko inne: „i kawior jedzony codziennie, może się znudzić”. Potrzebował jakiejś odskoczni, a może po prostu zrobił to z nim, żeby upewnić się w przekonaniu, że to właśnie Tom jest dla niego najlepszy? Jak to on wtedy powiedział…? „Nikt nie jest lepszy w łóżku, od mojego faceta”, tak, dokładnie ubrał to w takie słowa. Gdyby wiedział, że tym facetem jest Tom…
            – O, kurwa… To jakiś absurd… – westchnął ruszając w stronę swojego auta. Nie mógł się z tego otrząsnąć, przed oczami wciąż miał nagie ciało Billa i poruszający się z impetem tyłek jego brata, gdy w niego wchodził.  Oni naprawdę się ostro pieprzyli! Tylko dlaczego robili to tutaj? Przez chwilę się nad tym zastanawiał, a wtedy ułożył ostatni element tych puzzli. No jasne! Że też wcześniej na to nie wpadł, oni się przecież właśnie pogodzili! Na bank wybuchła między nimi awantura przez te zdjęcia, dlatego Tom nie przyjechał po niego na lotnisko, i musiał tutaj koczować przez te dni, a Bill pewnie tu przyszedł, jakoś go ubłagał i w końcu mu wybaczył. Pomyślał jeszcze intensywniej i stwierdził, że Georg musiał coś wiedzieć, bo tak nienaturalnie się zaciął, kiedy mówił, że nie da mu klucza, bo nie ma go w Berlinie. No i, że Marcusa też miało nie być, a jednak był, na dodatek nigdzie się nie wybierał.
            Kiedy wsiadł do samochodu, sam śmiał się do siebie, ale mimo to był wściekły. Wściekły i zazdrosny. Teraz przez myśl przeszło mu, że przecież mógł wyjąć telefon i zwyczajnie zrobić im zdjęcie, a potem po prostu ich zniszczyć! Przecież, do kurwy, obojgu im się to należało! Jednak wiedział, że na powrót tam już się nie zdobędzie, zbyt wiele go to kosztowało. Był roztrzęsiony po tym, co zobaczył. Zaraz odwiezie klucz Marcusowi i powie, że jednak nie pojechał, bo… No bo jego facet zadzwonił, że laptop, znalazł się w domu. I chuj z tym, że obecnie nie miał żadnego faceta.

***

            Tom przesunął jedną dłoń na pośladek brata, wsuwając palce w zagłębienie. Odnalazł gorące wejście i badał opuszkami palców, jak szczelnie w niego wchodził. Resztką sił, z lekko rozchylonymi ustami, cholernie podniecony opuścił wzrok na dół, tam gdzie łączyły się ich ciała. Widok tego jak wnikał w Billa doprowadzał go do obłędu, potęgując fizyczne doznania. To było takie swoiste połączenie przyjemności czerpanej każdym zmysłem. Jeszcze kilka pchnięć, a mieszanka kumulujących się w nim emocji wybuchnie niepohamowanie dając głęboki, niesamowicie długi orgazm. Jednak zaraz zwolnił... Nie chcąc tak szybko oszaleć, pragnął jeszcze dłuższą chwilę sycić się narastającą w nim przyjemnością. Ale to nie mogło trwać i trwać, nie mogło... Choćby tego nie wiadomo jak bardzo pragnął, to jednak wszystko ma swój kres. Obaj byli już tak mocno podnieceni, że niemal w galopującym tempie zbliżali się do orgazmu. Pragnął spełnienia w nim, ale też wciąż tak usilnie chciał przedłużyć to zbliżenie, na co przecież już nie miał najmniejszych szans.
            Pijany przyjemnością, miał wrażenie, że chwilami już nie kontaktuje z rzeczywistością. Napawał się swoim narkotykiem, jakim był Bill, który właśnie obficie spryskał własną spermą siedzisko kanapy, jęcząc przy tym głośno i przeklinając soczyście. Jeszcze tylko kilka pchnięć i także wulkan w podbrzuszu Toma wybuchł lawą, która po chwili mocno skumulowana paliła ekstazą. Spełnienie bliźniaka było kolejnym bodźcem i przy akompaniamencie jego głośnego wyrażenia przyjemności, nasienie szatyna wypełniło go po brzegi pieczętując ten akt. Opadł na jego plecy, przygniatając sobą. Wciąż był w nim, wypełniał go wręcz idealnie. Mimo spełnienia jego wielkość i twardość wciąż się utrzymywała. Może to dzięki temu gorącu, jaki nadal go obejmował?
            Może odrobinę brutalnie, może zbyt ostro, może za szybko to wszystko się skończyło, ale musiał to przyznać... Było wspaniale i podniecająco. Czy z nim w ogóle mogłoby być inaczej? Wcale nie dziwił się Bastienowi, że tak za nim latał, tak bardzo się starał, a kosztując go, musiał pragnąć jeszcze bardziej. O nie… Nie dla psa kiełbasa, już teraz za nic w świecie by mu go nie oddał.
            Uspokajał oddech mocno przylegając torsem do pleców czarnowłosego. Nie zastanawiał  się, czy jest mu wygodnie, ale jeszcze chwila, jeszcze kilka chwil, póki jeszcze mógł być w nim, przedłużał ten czas jak tylko się da, pieszcząc i całując jego ramię, kark, a kiedy przesunął wargi na drugą stronę, zaczął badać nimi ciepły policzek brata, a w rezultacie usta. Były lekko spierzchłe od łapczywie chwytanego powietrza, dlatego natychmiast je nawilżył swoimi. Uwielbiał te ich chwile bliskości, tak bardzo za nimi tęsknił i cieszył się, że już wszystko co złe za nimi. To naprawdę było wspaniałe uczucie mieć blisko, tak bardzo blisko ukochane ciało, czuć jego ciepło, miękkość skóry, móc całować i pieścić w każdy możliwy sposób. Jak miał sprawić, aby ta chwila trwała i trwała, aby uczucie słodkiego wypełnienia wcale się nie skończyło...? Gdyby tak móc zatrzymać czas, albo wymazać zupełnie te najgorsze chwile, a nawet te mało istotne, scalić wszystkie uniesienia, móc przeżywać tylko momenty spazmatycznych przyjemności? Marzenia.. Może były marzeniami głupca, ale przecież on kochał go… Kochał, najbardziej na świecie. I czy właśnie to nie było sensem jego życia? Kochać, kochać i jeszcze raz kochać... Kochać go, kochać się z nim... Na każdy możliwy sposób, pięknie i idealnie, mocno i gorąco, szalenie...
            Czuł, jak jego ciało opada na życiowy hamak odpoczynku po tych wszystkich szalonych uniesieniach, to jakby niechlubna chwila w życiu mężczyzny, jednak przecież męskość nie może być wiecznie twarda, to byłaby niedogodność. Uśmiechnął się do swoich myśli, w końcu wysuwając z ciepłego wnętrza, i przekręcił jego wciąż lekko bezwładne ciało na bok. Objął ramieniem i popatrzył w oczy.
            – Tak bardzo cię kocham... – szepnął czule. Bill mocno się do niego przytulił.
            – Ja ciebie bardziej, mimo, że pierwszy zdradziłem, ale zrozumiałem, że to ty jesteś całym moim światem i nie chcę nikogo… Bez ciebie życie nie jest nic warte i nic nie zastąpiłoby mi tej pustki…
            Tom czuł na szyi jego gorący oddech i po raz pierwszy od wielu dni, był naprawdę szczęśliwy.

***

            Jeszcze tego wieczoru wróciliśmy razem do domu. Moje szczęście nie miało granic, zresztą jak zauważyłem - Toma także. To przecież nie mogło się inaczej skończyć, kochaliśmy się i byliśmy w stanie sobie wybaczyć wszystko, jednak wiedziałem, że gdybym jeszcze raz zrobił coś takiego, to będzie nasz koniec i nie miałem najmniejszego zamiaru podejmować żadnego ryzyka. Nie chciałem już nikogo, bo wiedziałem, że do życia, do pełni szczęścia potrzebuję tylko jego. Zbłądziłem, owszem, ale kto nie błądzi w taki, czy w inny sposób? Najważniejsze było, że potrafiłem to zrozumieć i się opamiętać. Chciałem się z nim zestarzeć, choć wiedziałem, że dla wszystkich to będzie dziwne, że wciąż mieszkamy razem i nikogo nie mamy, ale przecież my mieliśmy siebie, to było najważniejsze i nikt o tym nie musiał wiedzieć. Oczywiście nikt, prócz Georga.
            Tak mi się wtedy wydawało, do czasu zresztą…

***

            Współpraca z Baronem, choć nieco namieszała im w prywatnym życiu, okazała się strzałem w dziesiątkę. Premiera płyty była zaskakującym sukcesem. Tuż po niej chłopcy mieli ruszyć w krótką trasę koncertową po kraju, a na wiosnę planowana była także i ta po europejskich stolicach. Między Billem i Tomem układało się nadzwyczaj dobrze, nie było kłótni, ani scen zazdrości, bo tak naprawdę nie było już o co. Obaj przyrzekli sobie, że nie będzie żadnego wypominania przykrych zdarzeń z przeszłości. Starali się ufać sobie wzajemnie, choć gdzieś tam w podświadomości obydwu, czaił się strach, który nie wynurzał się z odmętów pamięci tylko dlatego, że niemal cały czas spędzali ze sobą.
            Kilkanaście dni po premierze płyty, bliźniacy zorganizowali u siebie małą imprezę dla wszystkich współtwórców ich sukcesu. Chcieli go oblać w swoim domu i kameralnym gronie, bez włóczenia się po klubach. Chcąc nie chcąc, musieli zaprosić także i Bastiena, przecież to głównie jemu zawdzięczali ten triumf. Na szczęście nie był już z Maxem, więc nie musieli się obawiać, że przyprowadzi ze sobą tego świra. Ich relacje układały się poprawnie, chociaż dokładnie od tego sobotniego wieczoru, kiedy Bill pogodził się z Tomem, Baron nagle zamilkł. To właśnie od tamtego dnia nie wysłał już do niego żadnego smsa, ani też nie zadzwonił. Jeśli już w ogóle rozmawiali, to jedynie przy okazji spotkań służbowych i na takież same tematy. Były chwile, że Bill zastanawiał się dlaczego właśnie wtedy tak nagle postanowił odpuścić, przecież to, że pogodził się z własnym bratem nie mogło mieć na to żadnego wpływu. Kiedy nie potrafił znaleźć logicznego wytłumaczenia, po prostu dał sobie spokój z domniemaniami, uznając to za zwykły zbieg okoliczności. A może po prostu Bastien znalazł sobie inny obiekt westchnień? Przyznał sam przed sobą, że poczuł dzięki temu niemałą ulgę. Mimo wszystko lubił go i życzył mu zawsze szczęścia, a beznadziejna miłość do niego, nie mogła czynić go szczęśliwym, bo była nieodwzajemniona.
            To był ciepły, październikowy dzień, więc bliźniacy postanowili zrobić także grilla, a przy sprzyjającej aurze goście imprezowali nie tylko w domu, ale także, na tarasie i w ogrodzie. I nawet kiedy nadeszła chłodniejsza już noc, wciąż bawili się na zewnątrz, bo procenty w ich organizmach skutecznie utrzymywały odczuwalnie wyższą temperaturę. Z uwagi na pełnienie obowiązków gospodarzy, chłopcy nie mieli możliwości nieustannie przebywać obok siebie, jednak wciąż byli w pobliżu i nie znikali sobie z oczu. Tom był bardzo wyczulony na Barona, szczególnie w sytuacjach, kiedy zbliżał się do Billa. Jednak nie zauważył, aby w jakiś szczególny sposób go adorował, zazwyczaj były to sytuacje, kiedy nie byli sam na sam, a w towarzystwie innych osób. Ufał, że podobny wyskok jak wówczas w basenie, nigdy się nie powtórzy, zresztą Bill doskonale zdawał sobie sprawę, że to byłby ich koniec.
            Bastien nie szukał sposobności, aby zostać z czarnowłosym sam na sam, a raczej wolał tego unikać. Wciąż go kochał, ale po tym co zobaczył tamtej soboty w studio, zupełnie odpuścił i starał się od niego izolować. Doskonale zdawał sobie sprawę, że stoi na straconej pozycji, bo Bill najwyraźniej kochał swojego brata w dwojaki sposób. Gdyby potrafił go rozkochać w sobie, pewnie zrobiłby to już dawno, odbijając go Tomowi, ale przekonał się, że nie był w stanie sięgnąć tego nieba. 
            Impreza była już porządnie rozkręcona, część ludzi tańczyła w salonie, część adorowała człowieka przy grillu i okupowała barek, a inni rozpierzchli się po ogrodzie. Po chwili rozmowy z Gustavem, Baron ruszył w kierunku altany, chcąc zapalić skręta. Wiedział, że tam siedzi kilka osób, jednak nie miał pojęcia, że wśród nich jest także i Bill. Gdyby wiedział, poszedłby w inne, bardziej ustronne miejsce ogrodu, ale gdy go zobaczył, był bardzo blisko i nie wypadało już dziecinnie uciekać. Usiadł więc i dołączył do prowadzonej rozmowy. Alkohol właściwie już był głównym narratorem tej gadki, bo wszyscy mówili o jakichś bzdurach, zaśmiewając się przy tym do rozpuku, ale na jego nieszczęście, obecni w tym towarzystwie zaczęli się wykruszać odchodząc w inne miejsca i obok niego został jedynie Bill. Głupio mu było wstać i uciekać, więc siedział milczący, skupiając się na paleniu swojej używki.
            – Poczęstujesz mnie? – zapytał nagle Bill.
            – Jasne… – Baron wyciągnął z kieszeni dżinsowej kurtki pudełko ze skrętami i odpalił mu. Czarnowłosy wyczuł w jego głosie jakieś dziwne napięcie, ale nie skomentował tego. Nigdy nie zapytał o powód, przez który blondyn tak nagle odpuścił starania o niego, ale teraz, kiedy alkohol dodawał mu animuszu, palnął nagle nie owijając w bawełnę:
            – A ty co, Bastien? Już ci przeszła ta miłość do mnie? – zaśmiał się cicho i czekał na odpowiedź, jednak chłopak dłuższą chwilę milczał. Patrzył przed siebie w duże, przeszklone drzwi wejścia z tarasu do salonu, aż w końcu odezwał się.
            – Nie, Bill. Nie przeszła… – powiedział cicho, a ta odpowiedź mocno zaskoczyła wokalistę. Więc jeśli wciąż go kochał, czemu tak nagle przestał mu to okazywać?
            – Nie? – uniósł do góry brew. – Myślałem, że ci minęło, bo tak jakoś nagle odpuściłeś.
            Baron odwrócił głowę i spojrzał mu w oczy.
            – Gdybyś był na moim miejscu, też byś odpuścił.
            – Może i tak, ale nie jestem na twoim miejscu, więc nie wiem o co chodzi. Ale cokolwiek to jest, to w sumie masz rację i lepiej się odkochaj, bo niepotrzebnie się męczysz. – Bill mówił to tak lekko, bo chyba nie wiedział jak to jest kochać bez wzajemności i to zdenerwowało DJ’a. Wcześniej nie miał zamiaru mu powiedzieć o swojej wiedzy, ale po tym co usłyszał od niego, nie wytrzymał.
            – Gdyby to było takie proste, już dawno bym o tobie zapomniał, szczególnie po tym co zobaczyłem – rzucił, piorunując go wzrokiem.
            – A cóż ty takiego zobaczyłeś? – zaśmiał się beztrosko Bill.
            – Was.
            – Nas? Jakich nas? Upaliłeś się Bastien i pieprzysz głupoty. – Śmiał się dalej chichocząc, co doprowadziło Barona do szewskiej pasji. „Zaraz nie będzie ci do śmiechu”, pomyślał i odparował:
            – Tak, was. Byłem tego wieczora w studio po laptop, który tam zostawiłem, ale  zabrałem go w końcu w poniedziałek, nie pamiętasz? Kiedy zobaczyłem jak posuwa cię twój własny brat, myślałem, że się porzygam i musiałem stamtąd wyjść. Jęczałeś, kiedy cię rżnął i byliście obaj zbyt zajęci sobą, żeby w ogóle zauważyć, że ktoś wszedł. Teraz już wiem kim jest twój facet i dlaczego nikt nie widział waszych partnerów.
            Bill zamarł. Wcześniejszy uśmiech zastygł mu na ustach, a ciało obezwładnił dreszcz zdenerwowania i przez chwilę zupełnie nie wiedział co ma powiedzieć, ale to była może minuta, bo zaraz odpalił:
            – Tak, pierdoli mnie mój własny brat i kochamy się, masz z tym jakiś problem? – syknął.
            – Nie, ja nie mam, ale ty masz.
            – Ja? – zaśmiał się nerwowo. – Ja nie mam z tym problemu, wręcz przeciwnie. Dogadza mi jak nikt inny.
            – No, nie wątpię – mruknął Baron, zaciągając się.
            – I co zrobisz z tą wiedzą? Polecisz teraz do gazet? A może jeszcze strzeliłeś nam jakąś fotkę, co?! – Bill podniósł głos. – No nie krępuj się, śmiało, zapierdalaj do paparuchów! W sumie mam wyjebane!
            – Możesz być spokojny, nigdzie z tym nie pójdę i nikomu nie powiem, choć owszem, miałem taką myśl. Pytałeś dlaczego odpuściłem, to ci powiedziałem. Tylko w sumie, to ja ci współczuję, pewnie nie jest lekko tak się ukrywać.
            – Ja nie narzekam. – Billowi trzęsła się ręka, kiedy niósł do ust skręta, aby się nim zaciągnąć.
            – Zastanawia mnie tylko, czemu go zdradzałeś, skoro go kochasz i jest ci z nim dobrze?
            – Może właśnie chciałem się o tym przekonać? Najważniejsze, że mi wybaczył.
            – Wszystko ci wybaczył? – Baron uśmiechnął się drwiąco, co czarnowłosy od razu zauważył.
            – Wie tylko o tym jednym razie w basenie. I o reszcie się nie dowie, rozumiesz? – Wbił w blondyna przenikliwe spojrzenie.
            – Ja mu na pewno nie powiem, obiecałem ci to, a ja zawsze dotrzymuję obietnic. – Bastien wstał, zamierzając odejść, ale jeszcze spojrzał na czarnowłosego i cicho dodał: – Nie wiem, czy kiedykolwiek przestanę cię kochać, Bill, ale chcę, żebyś wiedział, że życzę ci szczęścia. – Po czym odszedł, odprowadzony wzrokiem wokalisty, który w tej samej chwili pomyślał: „Ja pierdolę… Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę…”

12 komentarzy:

  1. Co za piękna niespodzianka na wieczór! Dziękuję Ci! Nawet nie masz pojęcia jak ja się cieszę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dziękuję Tobie, że wciąż czytasz i oczywiście pozdrawiam!

      Usuń
  2. W końcu Bill chcąc nie chcąc, niby, że nie chcąc, ale ostatecznie chcąc, przyparty do muru potwierdza, że sypia z własnym bratem, a raczej że ten go posuwa. Brawo! No ma chłopak jaja krzycząc, że wisi mu to jeśli Baron pójdzie z tym do gazet. A i teraz co? Ten cały Bastien znając prawdę będzie unikał Toma żeby ten przypadkiem nie obił mu twarzy? :P I ja na jeszcze więcej czekam, bądź pewna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bill zdał sobie sprawę, jak bardzo mu zależy na Tomie, a ta miłość jest warta każdej ceny.
      Bardzo dziękuję, pozdrawiam!

      Usuń
  3. Ta część jest absolutnym sztosem! :D
    Jestem w takim szoku, że nie potrafię skomentować tego w inny sposób... Dziękuję! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Po takiej części cokolwiek napiszę zabrzmi jak banał. Działo się tyle, że aż nie wiem jak to skomentować. To co zaszło między Billem i Tomem zrobiło niemałe wrażenie, ale interakcje między nimi to jest zawsze mocny punkt tego opowiadania. Zachowanie Bastiena okazało się dla mnie również zaskakujące i może to co zobaczył w studio powinien zachować dla siebie...

    Dialogi, akcja oraz klimat - wszystko na swoim miejscu. I nawet nie muszę powtarzać, że postacie napisane są po prostu bardzo dobrze, ich potencjał jest odpowiednio wykorzystany. Zdecydowanie to ma sens.

    Podsumowując, przeczytałam z przyjemnością :) Ta część, tak jak i pozostałe, zaciekawiła mnie na tyle, że na pewno będę czekać na kontynuację.

    Weny twórczej na dalsze pisanie!

    Pozdrawiam,
    E.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy Bastien zachowa to dla siebie? Raczej powinien, zważywszy, że jak dotąd nie puścił przysłowiowej pary z gęby ;) Mimo wszystko, nie chce mieć w Billu wroga.
      Dziękuję bardzo i oczywiście pozdrawiam!

      Usuń
  5. boże, wiem że piszę to w roku 2024 ale to opowiadanie to najlepsze co mnie spotkało po bodyguard i nasz czwartek...
    ale zastanawia mnie jedno ani razu nie było nic z Gustavem jakby tak po prostu zniknął, ale nic opowiadanie jest super i to chyba jedyne które takocno mnie dotknęło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem w szoku, że jeszcze ktoś tu zajrzał i, że przeczytał. No tak, 5 lat minęło... Fajnie, że się odezwałaś, dziękuję!

      Usuń
    2. Jezu ja tez to czytam! Po tylu latach. Kocham to opowiadanie.

      Usuń
    3. Ale mi milo, że ktoś to jeszcze odkrywa!

      Usuń