piątek, 17 maja 2019

Część 60.



 Cześć 60.


              Co ty tu robisz? Gdzie jest Valentino? – zapytał Bill, wpatrując się w Severina, który zapalił lampę i wolnym krokiem szedł w jego stronę. Miał dziwny wyraz twarzy, uśmiechał się i lubieżnie oblizywał wargi, a kiedy już dostatecznie się zbliżył Bill zauważył, że jego źrenice są rozszerzone. Wpatrywał się w niego zachłannie, nie odpowiadając.
              Ogłuchłeś?! – podniósł głos. – Gdzie jest Valentino?
              Ja jestem twoim Valentino, kotku…   wymruczał. – Tyle dni mnie zwodziłeś, ale już dłużej się nie dam robić w chuja, dziś będziesz mój, i jeśli sam nie chcesz mi dać nagrody, to po prostu ją sobie wezmę – roześmiał się obscenicznie.
              Jesteś pojebany, Severin! Wychodzę stąd! – Bill wyminął go i chwycił za klamkę, a kiedy drzwi nie ustąpiły, przypomniał sobie, że chłopak zamknął je na klucz i nawet nie zauważył, co z nim zrobił. Przez chwilę szamotał się ze złością, aż w końcu odwrócił głowę i krzyknął:   Wypuść mnie stąd ty pojebie!
              Wypuszczę cię, a i owszem, jak wyrucham twój tyłeczek, więc albo mi dasz po dobroci, albo wezmę sobie sam – śmiał się dziko. Ewidentnie był naćpany i podpity, to było widać po jego zachowaniu i słychać w tonie głosu. Wsunął ręce do kieszeni i wpatrywał się w walczącego z drzwiami, Billa. – Chodź na kanapę, będzie nam wygodniej, no chyba, że chcesz ostro i na stojąco   zaśmiał się.
              Chyba śnisz! Możesz sobie tylko o tym pomarzyć – zadrwił Bill. Jeszcze się nie bał, jeszcze był hardy, nie wierzył, że ten chłopak jest zdolny do tego, aby wziąć go siłą. Poza tym, nie był jakimś napakowanym mięśniakiem i wierzył, że z łatwością sobie z nim poradzi.
              To się jeszcze okaże kochanie…   Severin zmrużył oczy i nie miał nawet zamiaru ruszyć się z miejsca, w którym stał. Patrzył na Billa i uśmiechał się.
              Radzę ci, kurwa, otwórz mi te drzwi, bo będziesz miał kłopoty!
              Ha, ha, ha! No ciekawe, na razie, to ty je masz – zaśmiał się i oparł jednym ramieniem o ścianę.
            Bill zaczynał tracić cierpliwość. Wiedział, że nic nie wskóra po dobroci, wciąż jednak myślał, że Severin tylko się z nim droczy, przez to, że się naćpał i upił. Nie wierzył, że zdobędzie się na to, aby użyć siły.
            Ruszył w jego stronę w zamiarze przeszukania go. Miał nadzieję, że w takim stanie nie będzie trudnym przeciwnikiem i w końcu odda klucz, ale się zdziwił, bo kiedy tylko zamierzał wyciągnąć mu z kieszeni ręce, aby je przeszukać, chłopak pierwszy chwycił go i przygwoździł do ściany, próbując pocałować. Ku zdziwieniu Billa, brunet miał nad wyraz dużo siły, bo nie mógł wyswobodzić się z jego uścisku i jedyne co dał radę teraz zrobić, to odwrócić głowę na bok, aby uniknąć pocałunku. Jednak wtedy, usta Severina zaczęły błądzić po jego szyi. Chciał go kopnąć w krocze, ale w jakiś dziwny sposób, tamten zdołał zablokować jego nogi. Co on, do kurwy brał, że miał teraz moc siłacza? Napierał na niego całym ciałem i całował gdzie popadnie, a Bill nie potrafił go nawet odepchnąć, bo mocno trzymał jego nadgarstki przy ścianie. Nie mógł oddychać, poczuł ogromną niemoc i obezwładniający strach. Jasne, że lubił się pieprzyć, ale nie z jakimś przypadkowym kolesiem! W dodatku, do cholery, nie miał ochoty zostać zgwałconym! Tylko co miał robić? Jak się wyswobodzić z jego uścisku i jak stąd uciec? Sytuacja wydawała się bez wyjścia, bo nawet jeśli zacznie krzyczeć, to przecież nikt go nie usłyszy, w pobliżu nie było nikogo, a tam, gdzie byli ludzie grała głośna muzyka. Będzie musiał poradzić sobie sam, ale jak to zrobić, kiedy panika dodatkowo odbierała mu moc i miał ochotę się rozpłakać? Zebrał w sobie całą wściekłość i wszystkie siły, aż w końcu jakoś udało mu się odepchnąć napastnika i wyswobodzić z jego uścisku. Nie zdołał jednak oddalić się nawet na bezpieczną odległość, bo Severin chwycił go od tyłu za kołnierzyk koszuli tak mocno, że omal się nie udusił chcąc się wyrwać. Szamotał się z nim dobre kilka minut, próbował wyswobodzić się i uciec chociaż do sąsiedniego pomieszczenia, aby się tam zamknąć. Może jakoś zyska na czasie, aż wreszcie Tom zacznie go szukać. Nie udało mu się. Napastnik chwycił go mocno, pchnął na pobliską kanapę i całym ciałem opadł na niego, ponownie obezwładniając.
              Ratunku!!! Tooom! – zdołał głośno wykrzyczeć, nieustannie próbując jakoś wyswobodzić się z tego zniewolenia.

***

            Tom trzymał w ręku szklaneczkę whisky i czekał na Billa, stojąc w towarzystwie Barona i kilku jego znajomych. Minęło dopiero kilkanaście minut, a on miał wrażenie, że nie ma go całe wieki, a przecież powiedział, że szybko to załatwi. Jedyne o czym marzył to, żeby wreszcie stąd wyjść i wiedział, że kiedy tylko wróci, to zaraz się ulotnią. Zerkał co chwilę na zegarek i wciąż patrzył w stronę, w którą oddalił się jego brat, ale nie tylko. Rozglądał się co chwila po całej sali, bo nigdy nie wiadomo było skąd finalnie nadejdzie Bill i kiedy po raz kolejny obejrzał się za siebie, zobaczył projektanta, który właśnie prowadził z kimś  -  jak wywnioskował po jego gestykulacji - bardzo ożywioną rozmowę. Nieco odetchnął z ulgą, bo pomyślał, że skoro on tu jest, to zapewne i Bill zaraz się pojawi, więc zaczął się baczniej rozglądać, ale nigdzie nie dostrzegł swojego młodszego brata. Nie zaniepokoiło go to jeszcze, bo może ktoś go zatrzymał chcąc porozmawiać, albo najzwyczajniej poszedł do toalety? Jednak kiedy minęło kolejne kilka minut, a on nigdzie nie zdołał go wypatrzeć, zaczął się denerwować.
              A ty się na nie wybierasz, Tom? – lekko szturchnął go Baron.
              Co? – spojrzał na niego, zupełnie nie wiedząc o co pyta, bo myślami był zupełnie gdzieś indziej i nie skupiał się na rozmowie.
              Pytałem o targi w Hamburgu, ale widzę, że jesteś w innym świecie.
              Sorry, zamyśliłem się. Chyba pojedziemy na nie z Georgiem, może wypatrzymy coś dla siebie.
              No, sporo znajomych się wybiera.
              A ty jedziesz?
              Nie, raczej nie, jakby tam były jakieś konsole to pewnie bym pojechał, ale gitary to mnie niezbyt interesują – zaśmiał się Bastien, ale widząc, że Tom jest dziwnie spięty, zapytał:   Coś się stało?
              Valentino od jakiegoś czasu tu jest, a Billa nigdzie nie widzę – odpowiedział, zerkając w stronę projektanta.
              Wyluzuj, może poszedł po prostu do kibla.
              Tyle czasu by siedział w kiblu?
              Może zamknął się z kimś w kabinie – wtrącił Max i zaśmiał się ironicznie. Tom zgromił go spojrzeniem, podobnie jak Bastien. Jednak ani jeden, ani drugi nie skomentowali tego. Obaj czuli niepokój z tego samego powodu, choć nie mieli nawet o tym pojęcia.
              Pojdę go poszukać – rzucił Tom, który odchodząc, jeszcze usłyszał ironiczną uwagę Maxa i jego drwiący śmiech.
              Współczuję mu takiej niańki w postaci brata, nawet spokojnie nie może dać nikomu dupy.
            Miał gdzieś jego głupie teksty, zresztą co go to obchodziło? Co obchodziły ich wszystkich jego relacje z Billem? Teraz najważniejsze było go znaleźć, zaczynał mieć dziwne przeczucie, że dzieje się coś złego, przecież Bill chciał jak najszybciej wracać do domu, więc skoro rozmowa z Valentino dobiegła końca, już dawno powinien tu być. Tymczasem on przepadł i nawet nie wiedział, gdzie ma go szukać. A może źle się poczuł i faktycznie jest w toalecie? Od razu tam poszedł, jedna kabina była zajęta, więc zapukał w drzwi.
              Bill?
              Nie kotku, nie Bill, ale jak chcesz to też mogę zrobić ci dobrze – odpowiedział mu lekko zniewieściały głos. Wywrócił oczami i pomyślał: „Czy tu, do kurwy, są sami geje?”
            W toalecie Billa nie było. Obszedł całą salę, ale nie dostrzegł go nigdzie. Bastien i Max byli w tym samym miejscu, a kiedy znalazł się w ich pobliżu, wychwycił jakby zaniepokojone spojrzenie blondyna. Na chwilę zatrzymał się, nie wiedząc w którą stronę się udać, ale zaraz skierował kroki tam, gdzie ostatni raz widział oddalającą się sylwetkę czarnowłosego. W rogu sali było wejście do niewielkiego korytarza, gdzie jak przypuszczał znajdowały się garderoby, więc postanowił tam pójść. Podążając w jego głąb, wciąż słyszał dość głośną muzykę dochodzącą z sali głównej, ale im był dalej tym muzyka stawała się cichsza i przez chwilę miał nieodparte wrażenie, że gdzieś ktoś krzyczy. Zatrzymał się nasłuchując i chcąc nabrać pewności, że odgłos jaki dochodzi do jego uszu, nie jest żadnym pogłosem, ani dźwiękiem. Tak, z pewnością ktoś krzyczał, jakby zza którychś drzwi, jednak po chwili już nie było tego słychać. Póki co, nawet nie pomyślał, że to może krzyczeć jego brat, nie rozpoznał jego głosu, tym bardziej, że był on zagłuszany przez muzykę. Zaczął więc po kolei zaglądać do poszczególnych pomieszczeń, ale każde z nich było puste. I znów to usłyszał! Z bijącym z niepokoju sercem naciskał kolejne klamki i im był dalej, coraz bardziej wyraźnie słyszał krzyk, aż wreszcie do jego uszu dobiegło już dobrze słyszalne, błagalne wołanie o pomoc, i na Boga! Teraz już nabrał całkowitej pewności, to był głos Billa, który dochodził z ostatniego pomieszczenia! W mgnieniu oka dopadł do właściwych drzwi i nacisnął klamkę, ale te były zamknięte.
              Bill! – krzyknął desperacko i dopiero teraz usłyszał, jak z wewnątrz wydobył się przeraźliwy krzyk.
              Tooom!!! Pomocy!
            Niewiele myśląc, rozpędził się i uderzył w cienką płaszczyznę z całej siły barkiem, ale na nic się to zdało. Wstąpiła w niego wściekłość, do jasnej cholery, to nie były jakieś masywne drzwi, ot zwykłe, cienkie, z jakiejś pilśniowej płyty, więc jak to możliwe, że nie może sobie z nimi poradzić?! Z całej siły kopnął w nie całą powierzchnią stopy tuż przy zamku, raz, drugi, trzeci, aż w końcu ustąpiły otwierając się. Nawet nie zauważył, że wyrwał kawałek listwy w futrynie, w miejscu, gdzie był zamek, bo to co zobaczył sprawiło, że wezbrała w nim jeszcze większa wściekłość. Jakiś koleś napierał całym ciałem na Billa i szamocząc się z nim, szarpał jego koszulę, jednocześnie próbując go całować.
              Ty skurwysynu! Zostaw go! – krzyknął i dopadł do niego, po czym chwytając go mocno za bety od tyłu, powalił na podłogę, i zaczął okładać pięściami. Był jak w amoku i bił na oślep.
            Bill przez chwilę patrzył na to w milczeniu, był w szoku, ale widząc furię bliźniaka przerażony krzyknął:
              Tom! Zostaw, zabijesz go!!!
            Chłopak miał już rozciętą wargę, popodbijane oczy i z nosa ciekła mu krew. Gdyby nikt Toma nie powstrzymał, istniało wielkie prawdopodobieństwo, że miałby go na sumieniu. Nie wiadomo skąd, znalazł się w pokoju Bastien i ktoś jeszcze, kogo nie znał. Obaj chwycili go mocno za ręce odciągając od Severina. Mimo to, wciąż rwał się, aby dokończyć dzieła, wściekłość odebrała mu trzeźwość myślenia.
              Zabiję cię ty skurwysynu! – krzyczał, wyrywając się.
              Tom, opamiętaj się! – wrzasnął mu do ucha Bastien. – Zmasakrowałeś mu twarz!
              I dobrze, kurwa! Chciał zgwałcić Billa!
            Bastien spojrzał na czarnowłosego, który stojąc pod ścianą płakał i trząsł się ze strachu, próbując zakryć rozerwaną koszulą obnażony tors. Większość guzików była powyrywana, a na szyi chłopaka widoczne były ślady kąsania. Severin podczołgał się do kanapy i siedział teraz wsparty o nią na podłodze, ocierając krwawiące wargi. Wyglądał koszmarnie.
              Pojebało cię człowieku?! – krzyknął na niego Baron, ale on tylko się wyszczerzył w dziwnym grymasie twarzy i wskazał palcem na Toma.
              Zrobię obdukcję, wytoczę ci proces o pobicie, ty pojebie!
              Tylko spróbuj ty skurwysynu, oskarżę cię o próbę gwałtu, zniszczę cię, rozumiesz?! Mam świadków! – Tom spojrzał na Bastiena, który tylko skinął głową, po czym ponownie zerknął z wściekłością na Severina. Z przyjemnością jeszcze by mu dołożył, bo wciąż kipiał wściekłością, ale odwrócił się i podszedł do Billa.
              Nic ci nie zrobił? – zapytał z czułością, obejmując go ramieniem. Bill tylko potrząsnął głową, na znak, że wszystko jest w porządku i poprosił cicho:
              Jedźmy do domu.

***

            Tom wpadł w chwili, kiedy już naprawdę miałem najczarniejsze wizje. Panika, że mogę stać się ofiarą Severina, odbierała mi resztki sił i już nie mogłem się bronić. Jeszcze nigdy nie czułem takiego strachu, jak wtedy. Traciłem nadzieję, że ktokolwiek mi pomoże, choć wciąż wierzyłem, że Tom zacznie mnie szukać, bałem się jedynie, że nie zdąży odnaleźć na czas. Na szczęście uratował mnie i przybył w samą porę. Był niczym mój rycerz na białym koniu!
            No dobra, teraz się zgrywam, ale wtedy naprawdę ogarnęła mnie panika i przez kolejne dni musiałem chadzać do psychoterapeuty, i łykać prochy na uspokojenie.
            Tom nakazał naszemu prawnikowi skontaktować się z tym świrem. Poszedł na ugodę, że będzie siedział cicho, w zamian za nasze milczenie. Ja bym go chętnie oskarżył, ale wtedy on oskarżyłby Toma, a tego nie chciałem. W końcu był moim rycerzem i wybawcą.

***

            Bill dochodził do siebie kilka dni po tym traumatycznym wydarzeniu. I trudno mu było się dziwić, bo chociaż nie stało się nic najgorszego, to porządnie najadł się strachu. Baron tylko raz napisał do niego smsa, ale nie dostał odpowiedzi, więc nie chciał się więcej narzucać. Raz zatelefonował do Toma, z zapytaniem jak się psychicznie czuje, a kiedy usłyszał że dochodzi do siebie, odetchnął z niemałą ulgą. Nie było jednak chwili, żeby o nim nie myślał. I tylko on jeden wiedział, jak bardzo za nim tęsknił. Wciąż nie spotkali się w związku z nowym kawałkiem, jaki czekał na nagranie i Bill nawet nie słyszał tej ścieżki. Czasu już było niewiele, ale nie śmiał go w takiej sytuacji ponaglać. Trudno, najwyżej z tym kawałkiem nie zadebiutują w Atlancie, chociaż bardzo mocno na to liczył. Musiał czekać, aż Bill będzie w pełni sił, aby zacząć próby.
            O zainicjowanie tej całej akcji z początku podejrzewał Maxa, bo kiedy wówczas chciał ruszyć za Tomem, ten nagle zaczął go zatrzymywać. Gdy jednak nie uległ jego namowom, chłopak gdzieś zniknął, co wydało mu się podejrzane. Potem, co do swojego osądu zmienił zdanie, bo gdy zrelacjonował mu przebieg wydarzeń, brunet wydawał się być tą opowieścią wstrząśnięty, co wydało mu się dość dziwne, ale uznał to za przejaw jego współczucia i uwierzył, że nie miał z tym wszystkim nic wspólnego. Jednak po kilku dniach już nie miał takiej pewności, a to za sprawą jego własnych słów.
              A jak tam się czuje nasza czarna modeleczka? – zadrwił, odpalając papierosa, kiedy pewnego popołudnia siedzieli nad basenem.
              Dochodzi do siebie – odparł sucho Bastien.
              Myślałby kto… Biedaczek. Jak tak to kusił Severina, umawiał się z nim, a jak przyszło co do czego, to go wystawił. Wiesz, że to wszystko było udawane?
            Bastien, który leżał na leżaku z zamkniętymi oczami, wystawiając twarz do słońca, nie za bardzo przysłuchiwał się gadaniu Maxa, ale ostatnie słowa go zdenerwowały:
              Co ty pierdolisz Max? Co było udawane?
              No wszystko. Zamknęli się tam, żeby się pieprzyć, a tu ten jego brat niańka wparował. Niezły świr z niego.
              Weź ty się pierdolnij w łeb. Jakby chciał dać mu dupy ukradkiem, to wzywałby pomocy? Przecież sam słyszałeś, że ten pojeb go tam zwabił pod pretekstem spotkania z tym starym.
              Ale ty jesteś naiwny, przecież tak się umówili – zaśmiał się Max, a Baron zaczął przyglądać mu się podejrzliwie.
              To co pierdolisz, nie trzyma się kupy, Max. Jakby Bill faktycznie tego chciał, to by poszedł z nim i nawet nikt by nie wiedział. Maczałeś w tym palce, nie? – wypalił i mrużąc oczy, wbił w Maxa przenikliwe spojrzenie.
              Ja? A niby po co? – Chłopak wzruszył ramionami, ale odwrócił głowę tak, aby Baron nie widział jego twarzy.
              Po to, żebym się do niego zraził. Nie wierzę ci Max, nie udowodnię ci tego, ale mam pewność, że to poniekąd twoja sprawka.
              Wiesz co Bastien, nic nie zrobiłem, a wiesz dlaczego? Bo nie wydaje mi się, żeby coś mogło ciebie do niego zrazić – odpowiedział urażonym tonem głosu chłopak.
              No właśnie. I tak będę go ubóstwiał, choćby dawał dupy wszystkim, prócz mnie, więc wyluzuj z takimi chorymi akcjami.
            Blondyn wstał i rzucił mu obojętne spojrzenie, po czym zniknął w drzwiach prowadzących z tarasu do salonu.
            Max bezsilnie opadł na leżak, wiodąc za Baronem swoim smutnym wzrokiem. Był rozżalony i zły. Świetnie! Coś, co na pozór zdawało się być idealnym planem, teraz obróciło się przeciwko niemu. Jego pomysł zupełnie nie wypalił. Severin miał obitą gębę, Bill stał się biedną, pokrzywdzoną ofiarą, a on przekonał się, że tak naprawdę nic nie jest w stanie zmienić uczuć Bastiena. Nie chciał nawet wiedzieć dlaczego wciąż z nim jest, ale kochał go całym sercem i dziękował za to losowi, mimo, że cierpiał i często czuł się upokorzony. Był przystojny, miał kasę i mógł mieć wielu, a jego głupie serce pokochało właśnie jego. Ale on i tak był w o wiele lepszej sytuacji niż Baron, bo przynajmniej miał jego fizyczną miłość, podczas gdy blondyn mógł jedynie wzdychać do Billa. Z tego powodu czuł wielką satysfakcję. Nie miał jednak pojęcia, że niebawem zamieni się ona w czarną rozpacz.

***

            Tydzień po akcji w domu mody, wrócili do studia i finalizowania prac nad nową płytą. Bill także w końcu odwiedził Bastiena i zabrali się za nagranie nowego kawałka. Imagine Music Festival w Atlancie, zbliżał się wielkimi krokami, podobnie jak premiera nowej płyty, więc wszystkich naglił czas.
            Im częściej Bill spotykał się z Bastienem, tym większa ogarniała go ochota, aby mu ulec. Najdziwniejsze było to, że DJ niczego mu nie proponował, nie nagabywał go, a mimo to coraz bardziej zaczynał podniecać czarnowłosego. Może dlatego, że tak pokornie czekał na jakiś znak, i wpatrywał się w niego z taką miłością i uwielbieniem? Czasem z pozoru przypadkowy dotyk, czy otarcie powodowało w nim lawinę dreszczy. Sam się dziwił, że z taką intensywnością reaguje jego ciało na najmniejszy kontakt z osobą blondyna. I przyłapywał się na tym, że coraz częściej wspomina tamtą noc. Czuł, że przyjdzie taki dzień, że w końcu ulegnie pokusie, ale póki co trzymał się dzielnie. Wymyślił nawet na siebie sposób, żeby przed każdą wizytą u niego zaspokoić się porządnie z Tomem. Takie lekarstwo świetnie działało.
            Była sobota i na popołudnie znów był umówiony z Baronem. Pech jednak chciał, że kiedy na dwie godziny przed wyjściem miał zamiar znów dobrać się do Toma, przyjechał z niespodziewaną wizytą Georg, więc jego plan spalił na panewce. Miał nadzieję, że kumpel długo nie zabawi, bo wpadł po jakieś pliki, które miał zgrać mu Tom, ale okazało się, że ma je w laptopie, który zostawił w ich studio w firmie. Kazał więc Georgowi poczekać i kiedy będzie odwoził Billa do Barona, wpadną po nie po drodze.
            Wyglądało na to, że dzisiejszego wieczoru będzie musiał mieć o wiele więcej silnej woli, bo tuż przed wizytą u Barona, jego seksoholizm nie zostanie zaspokojony, a to mogło wróżyć kolejne kłopoty.
            Kiedy podjechali pod firmę, Tom z Georgiem weszli do środka, a Bill wysiadł z auta i zapalił papierosa. Miał nadzieję, że nie będzie musiał długo czekać, ale zdążył wypalić, a chłopaków wciąż nie było. I właśnie wtedy zrodził się w jego głowie chytry plan. W sobotnie popołudnie nikogo tu nie było, więc jeśli już Georg weźmie to, po co przyjechał będzie miał Toma tylko dla siebie. Uśmiechnął się pod nosem. Nie wjeżdżali na teren posesji, bo mieli wpaść tu tylko na chwilę, więc musiał wejść bramą za którą ruszył wzdłuż ściany budynku, po czym skręcił udając się w stronę wejściowych drzwi, w których minął się z przyjacielem.
              Do poniedziałku! – rzucił mu tylko w przelocie i zniknął za rogiem udając się do wyjścia. Bill machnął mu tylko na pożegnanie i szybko wszedł do wnętrza. Tom był w pokoju prób i stojąc tyłem do drzwi, pochylony nad laptopem jeszcze coś sprawdzał. Bill szybko podszedł i objął go swoimi ramionami, niczym mackami ośmiornicy, przylegając torsem do jego pleców.
              Billy…   mruknął pod nosem Tom, uśmiechając się, ale wciąż patrzył w ekran monitora. Czuł, jak dłonie brata zsuwają się coraz niżej, i nie protestował, kiedy Bill rozpiął mu pasek, a w końcu rozporek. – Czy ty się nie spieszysz do Barona? – zapytał nieco zmienionym głosem, bo jego męskość właśnie znalazła się w ciepłej dłoni bliźniaka.
              Baron poczeka…   odpowiedział cicho czarnowłosy i posuwistym ruchem zaczął go pieścić, jednak nie robił tego zbyt długo dłonią, bo zaraz wcisnął się między Toma a stół, przed którym stał, i osuwając się w dół, ogarnął ustami jego penisa. Szatyn jęknął z przyjemności, kiedy brat zaczął go pieścić językiem, pochłaniać niemal do końca i z wolna cofać usta, aby powtórzyć tę czynność znów i znów. Uwielbiał, kiedy mu to robił i czasem żałował, że wciąż sam nie może się przemóc, aby odpłacić mu taką samą pieszczotą. Patrzył w dół i chłonął spojrzeniem ten cudowny widok, a to sprawiało, że wystarczyłoby zaledwie kilka ruchów ust Billa, a gotów był eksplodować. Nie chciał jednak tak skończyć, z pewnością nie o to chodziło jego bratu, kiedy tak bezpardonowo to wszystko zainicjował. Zamierzał dać mu to, czego z pewnością pragnął, a jak go znał, chciał znów poczuć w sobie jego wielkość. Cofnął biodra i chwytając Billa za przedramiona, podciągnął w górę. Nim ten zdążył cokolwiek powiedzieć, poczuł na swoich ustach miękkość ukochanych warg. Nie umiał utrzymać dłoni z daleka od jego ciała, dlatego też niemal od razu objął nimi ramiona bliźniaka. Ułożył palce na karku i bez tchu, który mu zabierał, oddał się namiętnemu i szaleńczemu pocałunkowi, niemal scalając ich usta.
            Zakleszczyli się wzajemnie w uścisku ramion, wciąż nie rozłączając spragnionych warg, kiedy Bill sam, niemal natychmiast rozpiął rozporek i ściągnął z bioder spodnie, po czym szybko pozbył się ich wraz z bokserkami. Tom objął jego już nagie pośladki i uniósł go w górę, po czym posadził na stole, tuż obok laptopa.
              Wiesz, że jesteś nienasycony…? – mruknął, pochylając się nad nim, kiedy już na tyle dobrze usadowił się między jego udami, aby celnie w niego wejść.
              I kto to mówi…?   zaśmiał się czarnowłosy, wpatrując się w jego oczy.
            Ich ciała znów drżały w pragnieniu drugiego, w tęsknym, niemym krzyku posiadania siebie wzajemnie. Tom ostentacyjnie oblizał palce, aby przygotować bliźniaka na siebie. Był w apogeum podniecenia, a wzwiedziony członek ocierał się o jego udo, dlatego nie chciał wniknąć w niego na sucho, choć kiedy wsunął w jego wnętrze nawilżone palce poczuł, że jest już na niego gotowy. Bill niesamowicie szybko się podniecał, wystarczyła odrobina pieszczot, aby był rozluźniony. Pojękiwał teraz przez pocałunek, kiedy poczuł w sobie posuwiste ruchy palcami, ale zaraz lekko popchnął brata i przekręcił się na brzuch, eksponując przed oczami szatyna swoje wypięte pośladki i wykazując pełną gotowość, aby go posiadł.
              No już, chcę cię…   mruknął i zakołysał biodrami. Nie musiał zbyt długo zachęcać Toma, aby w niego wniknął, co ten uczynił jednym pchnięciem. Dłonie ułożył na jego ramionach i aby ciało nie sunęło pod wpływem pchnięć po śliskim blacie, przytrzymywał swoją największą miłość w jednym miejscu. Przez chwilę poruszał się w nim rytmicznie, wpatrując się w miejsce, gdzie znikał jego penis, ale zaraz przyległ torsem do jego pleców.
              Billy… Jesteś taki kurewsko ciasny... – wymruczał z zadowoleniem wprost w jego ucho, drażniąc je gorącym oddechem. Nie pozwalając, aby jego policzek oderwał się od gładkiej powierzchni, przygryzł jego płatek, wciskając do wnętrza język. 
            Wciąż trzymając go w matni swojego ciała, niemal leżąc na nim całym swoim ciężarem, chwycił ciepłą dłonią twarz bliźniaka i przekręcił głowę tak, by mógł dosięgnąć skarbu jego ust. Wpił się w nie zachłannie, wciąż mocno go penetrując. I właśnie wtedy zdał sobie sprawę z faktu, jak dawno nie widział tego szaleństwa w jego oczach w chwili, kiedy się spełnia. Ostatnio często brał go od tyłu, albo zbyt oszołomiony swoim orgazmem, zupełnie nie koncentrował się na przeżyciach brata. Ostatnio patrzył na niego w takiej chwili w łazienkowym lustrze, ale nie delektował się zbytnio tym widokiem, za bardzo skupiony na swojej własnej przyjemności.
            Tak… Chciał, pragnął i musiał to zobaczyć, teraz, dziś, zaraz! Wpił się nieprzytomnie w jego wargi, odbierając mu każde tchnienie, po czym gwałtownie cofnął się i Bill już wiedział, jak pragnął dokończyć ten akt. Pochylił się nad nim ponownie, chwycił za ramiona nieco pomagając mu się unieść, aby mógł usiąść na krawędzi stołu, a wtedy natychmiast rozchylił mu uda, znajdując między nimi swoje miejsce. Ramiona czarnowłosego zakleszczyły się na nim, a stopy splótł mu na pośladkach. Miał naręcze pełne jego.
              Kocham cię…   szepnął wpatrując się w jego oczy, omiótł spojrzeniem namiętnie rozchylone wargi i wniknął w niego, aby dokończyć dzieła. Tak bardzo pragnął znów posiąść te usta, ale wiedział, że tym samym odbierze sobie możliwość sycenia się widokiem Billa, który popadał w sidła coraz większej przyjemności. Czując na sobie jego pulsacyjne skurcze, począł jeszcze intensywniej się w niego wbijać. Twarde jądra obijały się o najcudowniejsze pośladki, a uda brata w ferworze uniesienia ześlizgiwały się z jego bioder.
            Stawał się lekki w drżeniu, szybował w swoje własne przestworza, które otworzyła dla niego jego miłość, jego własny brat. Pragnął zabrać go ze sobą tam, gdzie nikt poza nimi nie miał wstępu, gdzie ich miłość zamieniała się w czystą magię fizycznej przyjemności spełnienia. Rozkosz uderzyła w ciało Billa niemal boleśnie. Donośny jęk największej przyjemności wyrwał się na wolność, a euforia opanowała każdy centymetr jego ciała.
            Nim Tom podążył za nim, spełniał swoje pragnienie chłonąc ten najcudowniejszy widok całym sobą.

***

Tylko ja jeden wiem, jak bardzo go kochałem. Pewnie powiecie, że jestem skończonym idiotą, bo miałem z nim wszystko, a jednak wciąż czegoś poszukiwałem, aż w rezultacie zdradziłem. Ale przecież to nie była moja wina, że miałem w sobie jakiś pieprzony defekt! Dziś wiem, jaki byłem głupi, ale wtedy miałem swoje zachcianki, chciałem jakiejś odmiany, potrzebowałem nieustannych wyrazów uwielbienia, jakich nie miałem u Toma. 
Usprawiedliwiałem się sam przed sobą, że dobrze zrobiłem pieprząc się z Bastienem, bo przynajmniej dowiedziałem się, że najlepiej jest mi z Tomem. Naiwnie wierzyłem, że to się nigdy nie wyda, a co najważniejsze - nigdy nie powtórzy. I powiem wam, że to pierwsze może by i miało rację bytu, a moja zdrada uszłaby mi na sucho, czasem przecież bywa i tak, ale to mogłoby się stać tylko wtedy, kiedy to drugie faktycznie - jak zakładałem i sam sobie obiecywałem - nigdy by się nie wydarzyło.


8 komentarzy:

  1. Nie wiem co napisać... Po prostu wow! Mało brakowało żeby Bill został zgwałcony, a na szczęście uratował go Tom. Co za niesamowity odcinek więc znów stokrotne dzięki! :) Niecierpliwie czekam na kolejną część!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano niewiele brakowało i o ile można go winić za wiele rzeczy, tak tu jego winy nie było ;)
      Dziękuję serdecznie i gorąco pozdrawiam!

      Usuń
  2. No powiem tak: jeśli będziesz dalej pisać i utrzymasz poziom klimatu z tej i z każdej poprzedniej części to będzie to nadal bardzo mocny tytuł...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się, żeby nie popsuć niczego do końca tej historii :)
      Bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  3. Co tu można skomentować? :) Tak naprawdę mój komentarz nie jest tu potrzebny bo nie odda więcej ponad to co przeczytaliśmy w tej części, a to było coś wspaniałego! :)
    Nie bardzo jestem w stanie cokolwiek więcej napisać żeby przybliżyć emocje, które towarzyszyły mi przy czytaniu tej części... Niesamowite i wyjątkowe jest to opowiadanie!

    Oby tak dalej! Dziękuję! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odda, czy nie odda, dla mnie każdy komentarz jest ważny, bo mam świadomość, że jest dla kogo dalej pisać :)
      Gorąco pozdrawiam i bardzo dziękuję!

      Usuń
  4. Po tej części jestem rozbita emocjonalnie. Ależ to było dobre! :) Całe opowiadanie jest dobre, ba, genialne! Na wstępie powinnam napisać coś bardziej konstruktywnego, ale obecnie brak mi słów, tak jestem zachwycona.

    Bez cienia wątpliwości mocnym punktem tej części było to co się działo między Billem a Severinem za tymi zamkniętymi drzwiami, ale oczywiście nie jedynym. Generalnie choć zachowanie Billa mnie irytuje to jednak poszczególne wątki z jego udziałem pozostają zachwycająco spójne i konsekwentne.

    Aspekt techniczno-stylistyczny tego odcinka pomijam bo wydaje mi się, że doskonale się broni samą prezentacją.

    Wyjątkowe opowiadanie - jeszcze raz to powtarzam i będę.

    Dużo weny twórczej!
    Pozdrawiam,
    E.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam obawy, czy ta scena wyszła mi dobrze, ale skoro tak mówisz to bardzo się cieszę! Bill ma irytować, więc zadowolona jestem, że to słyszę, bo Twoje słowa oznaczają, że osiągnęłam cel :)
      Ogromnie dziękuję i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń