Cześć 60.
– Co ty
tu robisz? Gdzie jest Valentino? – zapytał Bill, wpatrując się w Severina,
który zapalił lampę i wolnym krokiem szedł w jego stronę. Miał dziwny wyraz
twarzy, uśmiechał się i lubieżnie oblizywał wargi, a kiedy już dostatecznie się
zbliżył Bill zauważył, że jego źrenice są rozszerzone. Wpatrywał się w niego
zachłannie, nie odpowiadając.
– Ogłuchłeś?! – podniósł głos. – Gdzie jest
Valentino?
– Ja
jestem twoim Valentino, kotku… – wymruczał. – Tyle dni mnie zwodziłeś, ale już dłużej
się nie dam robić w chuja, dziś będziesz mój, i jeśli sam nie chcesz mi dać
nagrody, to po prostu ją sobie wezmę – roześmiał się obscenicznie.
– Jesteś pojebany, Severin! Wychodzę stąd! –
Bill wyminął go i chwycił za klamkę, a kiedy drzwi nie ustąpiły, przypomniał
sobie, że chłopak zamknął je na klucz i nawet nie zauważył, co z nim zrobił.
Przez chwilę szamotał się ze złością, aż w końcu odwrócił głowę i krzyknął: – Wypuść mnie stąd ty pojebie!
– Wypuszczę cię, a i owszem, jak wyrucham twój tyłeczek,
więc albo mi dasz po dobroci, albo wezmę sobie sam – śmiał się dziko.
Ewidentnie był naćpany i podpity, to było widać po jego zachowaniu i słychać w
tonie głosu. Wsunął ręce do kieszeni i wpatrywał się w walczącego z drzwiami,
Billa. – Chodź na kanapę, będzie nam wygodniej, no chyba, że chcesz ostro i na
stojąco – zaśmiał się.
– Chyba
śnisz! Możesz sobie tylko o tym pomarzyć – zadrwił Bill. Jeszcze się nie bał,
jeszcze był hardy, nie wierzył, że ten chłopak jest zdolny do tego, aby wziąć
go siłą. Poza tym, nie był jakimś napakowanym mięśniakiem i wierzył, że z
łatwością sobie z nim poradzi.
– To
się jeszcze okaże kochanie… – Severin zmrużył oczy i nie miał nawet zamiaru
ruszyć się z miejsca, w którym stał. Patrzył na Billa i uśmiechał się.
– Radzę
ci, kurwa, otwórz mi te drzwi, bo będziesz miał kłopoty!
– Ha,
ha, ha! No ciekawe, na razie, to ty je masz – zaśmiał się i oparł jednym
ramieniem o ścianę.
Bill
zaczynał tracić cierpliwość. Wiedział, że nic nie wskóra po dobroci, wciąż
jednak myślał, że Severin tylko się z nim droczy, przez to, że się naćpał i
upił. Nie wierzył, że zdobędzie się na to, aby użyć siły.
Ruszył
w jego stronę w zamiarze przeszukania go. Miał nadzieję, że w takim stanie nie
będzie trudnym przeciwnikiem i w końcu odda klucz, ale się zdziwił, bo kiedy
tylko zamierzał wyciągnąć mu z kieszeni ręce, aby je przeszukać, chłopak
pierwszy chwycił go i przygwoździł do ściany, próbując pocałować. Ku zdziwieniu
Billa, brunet miał nad wyraz dużo siły, bo nie mógł wyswobodzić się z jego uścisku
i jedyne co dał radę teraz zrobić, to odwrócić głowę na bok, aby uniknąć
pocałunku. Jednak wtedy, usta Severina zaczęły błądzić po jego szyi. Chciał go
kopnąć w krocze, ale w jakiś dziwny sposób, tamten zdołał zablokować jego nogi.
Co on, do kurwy brał, że miał teraz moc siłacza? Napierał na niego całym ciałem
i całował gdzie popadnie, a Bill nie potrafił go nawet odepchnąć, bo mocno
trzymał jego nadgarstki przy ścianie. Nie mógł oddychać, poczuł ogromną niemoc
i obezwładniający strach. Jasne, że lubił się pieprzyć, ale nie z jakimś
przypadkowym kolesiem! W dodatku, do cholery, nie miał ochoty zostać
zgwałconym! Tylko co miał robić? Jak się wyswobodzić z jego uścisku i jak stąd
uciec? Sytuacja wydawała się bez wyjścia, bo nawet jeśli zacznie krzyczeć, to
przecież nikt go nie usłyszy, w pobliżu nie było nikogo, a tam, gdzie byli
ludzie grała głośna muzyka. Będzie musiał poradzić sobie sam, ale jak to
zrobić, kiedy panika dodatkowo odbierała mu moc i miał ochotę się rozpłakać?
Zebrał w sobie całą wściekłość i wszystkie siły, aż w końcu jakoś udało mu się
odepchnąć napastnika i wyswobodzić z jego uścisku. Nie zdołał jednak oddalić
się nawet na bezpieczną odległość, bo Severin chwycił go od tyłu za kołnierzyk
koszuli tak mocno, że omal się nie udusił chcąc się wyrwać. Szamotał się z nim
dobre kilka minut, próbował wyswobodzić się i uciec chociaż do sąsiedniego
pomieszczenia, aby się tam zamknąć. Może jakoś zyska na czasie, aż wreszcie Tom
zacznie go szukać. Nie udało mu się. Napastnik chwycił go mocno, pchnął na
pobliską kanapę i całym ciałem opadł na niego, ponownie obezwładniając.
– Ratunku!!! Tooom! – zdołał głośno wykrzyczeć,
nieustannie próbując jakoś wyswobodzić się z tego zniewolenia.
***
Tom
trzymał w ręku szklaneczkę whisky i czekał na Billa, stojąc w towarzystwie
Barona i kilku jego znajomych. Minęło dopiero kilkanaście minut, a on miał wrażenie,
że nie ma go całe wieki, a przecież powiedział, że szybko to załatwi. Jedyne o
czym marzył to, żeby wreszcie stąd wyjść i wiedział, że kiedy tylko wróci, to
zaraz się ulotnią. Zerkał co chwilę na zegarek i wciąż patrzył w stronę, w
którą oddalił się jego brat, ale nie tylko. Rozglądał się co chwila po całej
sali, bo nigdy nie wiadomo było skąd finalnie nadejdzie Bill i kiedy po raz
kolejny obejrzał się za siebie, zobaczył projektanta, który właśnie prowadził z
kimś - jak wywnioskował po jego gestykulacji - bardzo
ożywioną rozmowę. Nieco odetchnął z ulgą, bo pomyślał, że skoro on tu jest, to
zapewne i Bill zaraz się pojawi, więc zaczął się baczniej rozglądać, ale
nigdzie nie dostrzegł swojego młodszego brata. Nie zaniepokoiło go to jeszcze,
bo może ktoś go zatrzymał chcąc porozmawiać, albo najzwyczajniej poszedł do
toalety? Jednak kiedy minęło kolejne kilka minut, a on nigdzie nie zdołał go
wypatrzeć, zaczął się denerwować.
– A ty
się na nie wybierasz, Tom? – lekko szturchnął go Baron.
– Co? –
spojrzał na niego, zupełnie nie wiedząc o co pyta, bo myślami był zupełnie
gdzieś indziej i nie skupiał się na rozmowie.
– Pytałem o targi w Hamburgu, ale widzę, że
jesteś w innym świecie.
– Sorry, zamyśliłem się. Chyba pojedziemy na nie
z Georgiem, może wypatrzymy coś dla siebie.
– No,
sporo znajomych się wybiera.
– A ty
jedziesz?
– Nie,
raczej nie, jakby tam były jakieś konsole to pewnie bym pojechał, ale gitary to
mnie niezbyt interesują – zaśmiał się Bastien, ale widząc, że Tom jest dziwnie
spięty, zapytał: – Coś się stało?
– Valentino od jakiegoś czasu tu jest, a Billa
nigdzie nie widzę – odpowiedział, zerkając w stronę projektanta.
– Wyluzuj, może poszedł po prostu do kibla.
– Tyle
czasu by siedział w kiblu?
– Może
zamknął się z kimś w kabinie – wtrącił Max i zaśmiał się ironicznie. Tom
zgromił go spojrzeniem, podobnie jak Bastien. Jednak ani jeden, ani drugi nie
skomentowali tego. Obaj czuli niepokój z tego samego powodu, choć nie mieli
nawet o tym pojęcia.
– Pojdę
go poszukać – rzucił Tom, który odchodząc, jeszcze usłyszał ironiczną uwagę
Maxa i jego drwiący śmiech.
– Współczuję mu takiej niańki w postaci brata,
nawet spokojnie nie może dać nikomu dupy.
Miał
gdzieś jego głupie teksty, zresztą co go to obchodziło? Co obchodziły ich
wszystkich jego relacje z Billem? Teraz najważniejsze było go znaleźć, zaczynał
mieć dziwne przeczucie, że dzieje się coś złego, przecież Bill chciał jak
najszybciej wracać do domu, więc skoro rozmowa z Valentino dobiegła końca, już
dawno powinien tu być. Tymczasem on przepadł i nawet nie wiedział, gdzie ma go
szukać. A może źle się poczuł i faktycznie jest w toalecie? Od razu tam
poszedł, jedna kabina była zajęta, więc zapukał w drzwi.
– Bill?
– Nie
kotku, nie Bill, ale jak chcesz to też mogę zrobić ci dobrze – odpowiedział mu
lekko zniewieściały głos. Wywrócił oczami i pomyślał: „Czy tu, do kurwy, są sami geje?”
W
toalecie Billa nie było. Obszedł całą salę, ale nie dostrzegł go nigdzie.
Bastien i Max byli w tym samym miejscu, a kiedy znalazł się w ich pobliżu,
wychwycił jakby zaniepokojone spojrzenie blondyna. Na chwilę zatrzymał się, nie
wiedząc w którą stronę się udać, ale zaraz skierował kroki tam, gdzie ostatni
raz widział oddalającą się sylwetkę czarnowłosego. W rogu sali było wejście do
niewielkiego korytarza, gdzie jak przypuszczał znajdowały się garderoby, więc
postanowił tam pójść. Podążając w jego głąb, wciąż słyszał dość głośną muzykę
dochodzącą z sali głównej, ale im był dalej tym muzyka stawała się cichsza i
przez chwilę miał nieodparte wrażenie, że gdzieś ktoś krzyczy. Zatrzymał się
nasłuchując i chcąc nabrać pewności, że odgłos jaki dochodzi do jego uszu, nie
jest żadnym pogłosem, ani dźwiękiem. Tak, z pewnością ktoś krzyczał, jakby zza
którychś drzwi, jednak po chwili już nie było tego słychać. Póki co, nawet nie
pomyślał, że to może krzyczeć jego brat, nie rozpoznał jego głosu, tym
bardziej, że był on zagłuszany przez muzykę. Zaczął więc po kolei zaglądać do
poszczególnych pomieszczeń, ale każde z nich było puste. I znów to usłyszał! Z
bijącym z niepokoju sercem naciskał kolejne klamki i im był dalej, coraz
bardziej wyraźnie słyszał krzyk, aż wreszcie do jego uszu dobiegło już dobrze
słyszalne, błagalne wołanie o pomoc, i na Boga! Teraz już nabrał całkowitej
pewności, to był głos Billa, który dochodził z ostatniego pomieszczenia! W mgnieniu
oka dopadł do właściwych drzwi i nacisnął klamkę, ale te były zamknięte.
– Bill!
– krzyknął desperacko i dopiero teraz usłyszał, jak z wewnątrz wydobył się
przeraźliwy krzyk.
– Tooom!!! Pomocy!
Niewiele
myśląc, rozpędził się i uderzył w cienką płaszczyznę z całej siły barkiem, ale
na nic się to zdało. Wstąpiła w niego wściekłość, do jasnej cholery, to nie
były jakieś masywne drzwi, ot zwykłe, cienkie, z jakiejś pilśniowej płyty, więc
jak to możliwe, że nie może sobie z nimi poradzić?! Z całej siły kopnął w nie
całą powierzchnią stopy tuż przy zamku, raz, drugi, trzeci, aż w końcu ustąpiły
otwierając się. Nawet nie zauważył, że wyrwał kawałek listwy w futrynie, w
miejscu, gdzie był zamek, bo to co zobaczył sprawiło, że wezbrała w nim jeszcze
większa wściekłość. Jakiś koleś napierał całym ciałem na Billa i szamocząc się
z nim, szarpał jego koszulę, jednocześnie próbując go całować.
– Ty
skurwysynu! Zostaw go! – krzyknął i dopadł do niego, po czym chwytając go mocno
za bety od tyłu, powalił na podłogę, i zaczął okładać pięściami. Był jak w
amoku i bił na oślep.
Bill
przez chwilę patrzył na to w milczeniu, był w szoku, ale widząc furię bliźniaka
przerażony krzyknął:
– Tom!
Zostaw, zabijesz go!!!
Chłopak
miał już rozciętą wargę, popodbijane oczy i z nosa ciekła mu krew. Gdyby nikt
Toma nie powstrzymał, istniało wielkie prawdopodobieństwo, że miałby go na
sumieniu. Nie wiadomo skąd, znalazł się w pokoju Bastien i ktoś jeszcze, kogo
nie znał. Obaj chwycili go mocno za ręce odciągając od Severina. Mimo to, wciąż
rwał się, aby dokończyć dzieła, wściekłość odebrała mu trzeźwość myślenia.
– Zabiję cię ty skurwysynu! – krzyczał,
wyrywając się.
– Tom,
opamiętaj się! – wrzasnął mu do ucha Bastien. – Zmasakrowałeś mu twarz!
– I
dobrze, kurwa! Chciał zgwałcić Billa!
Bastien
spojrzał na czarnowłosego, który stojąc pod ścianą płakał i trząsł się ze
strachu, próbując zakryć rozerwaną koszulą obnażony tors. Większość guzików była
powyrywana, a na szyi chłopaka widoczne były ślady kąsania. Severin podczołgał
się do kanapy i siedział teraz wsparty o nią na podłodze, ocierając krwawiące
wargi. Wyglądał koszmarnie.
– Pojebało cię człowieku?! – krzyknął na niego
Baron, ale on tylko się wyszczerzył w dziwnym grymasie twarzy i wskazał palcem
na Toma.
– Zrobię obdukcję, wytoczę ci proces o pobicie,
ty pojebie!
– Tylko
spróbuj ty skurwysynu, oskarżę cię o próbę gwałtu, zniszczę cię, rozumiesz?!
Mam świadków! – Tom spojrzał na Bastiena, który tylko skinął głową, po czym
ponownie zerknął z wściekłością na Severina. Z przyjemnością jeszcze by mu
dołożył, bo wciąż kipiał wściekłością, ale odwrócił się i podszedł do Billa.
– Nic
ci nie zrobił? – zapytał z czułością, obejmując go ramieniem. Bill tylko
potrząsnął głową, na znak, że wszystko jest w porządku i poprosił cicho:
– Jedźmy do domu.
***
Tom wpadł w chwili, kiedy już naprawdę
miałem najczarniejsze wizje. Panika, że mogę stać się ofiarą Severina,
odbierała mi resztki sił i już nie mogłem się bronić. Jeszcze nigdy nie czułem
takiego strachu, jak wtedy. Traciłem nadzieję, że ktokolwiek mi pomoże, choć
wciąż wierzyłem, że Tom zacznie mnie szukać, bałem się jedynie, że nie zdąży
odnaleźć na czas. Na szczęście uratował mnie i przybył w samą porę. Był niczym
mój rycerz na białym koniu!
No
dobra, teraz się zgrywam, ale wtedy naprawdę ogarnęła mnie panika i przez
kolejne dni musiałem chadzać do psychoterapeuty, i łykać prochy na uspokojenie.
Tom
nakazał naszemu prawnikowi skontaktować się z tym świrem. Poszedł na ugodę, że
będzie siedział cicho, w zamian za nasze milczenie. Ja bym go chętnie oskarżył,
ale wtedy on oskarżyłby Toma, a tego nie chciałem. W końcu był moim rycerzem i
wybawcą.
***
Bill
dochodził do siebie kilka dni po tym traumatycznym wydarzeniu. I trudno mu było
się dziwić, bo chociaż nie stało się nic najgorszego, to porządnie najadł się
strachu. Baron tylko raz napisał do niego smsa, ale nie dostał odpowiedzi, więc
nie chciał się więcej narzucać. Raz zatelefonował do Toma, z zapytaniem jak się
psychicznie czuje, a kiedy usłyszał że dochodzi do siebie, odetchnął z niemałą
ulgą. Nie było jednak chwili, żeby o nim nie myślał. I tylko on jeden wiedział,
jak bardzo za nim tęsknił. Wciąż nie spotkali się w związku z nowym kawałkiem,
jaki czekał na nagranie i Bill nawet nie słyszał tej ścieżki. Czasu już było
niewiele, ale nie śmiał go w takiej sytuacji ponaglać. Trudno, najwyżej z tym
kawałkiem nie zadebiutują w Atlancie, chociaż bardzo mocno na to liczył. Musiał
czekać, aż Bill będzie w pełni sił, aby zacząć próby.
O
zainicjowanie tej całej akcji z początku podejrzewał Maxa, bo kiedy wówczas
chciał ruszyć za Tomem, ten nagle zaczął go zatrzymywać. Gdy jednak nie uległ
jego namowom, chłopak gdzieś zniknął, co wydało mu się podejrzane. Potem, co do
swojego osądu zmienił zdanie, bo gdy zrelacjonował mu przebieg wydarzeń, brunet
wydawał się być tą opowieścią wstrząśnięty, co wydało mu się dość dziwne, ale
uznał to za przejaw jego współczucia i uwierzył, że nie miał z tym wszystkim
nic wspólnego. Jednak po kilku dniach już nie miał takiej pewności, a to za
sprawą jego własnych słów.
– A jak
tam się czuje nasza czarna modeleczka? – zadrwił, odpalając papierosa, kiedy
pewnego popołudnia siedzieli nad basenem.
– Dochodzi do siebie – odparł sucho Bastien.
– Myślałby kto… Biedaczek. Jak tak to kusił
Severina, umawiał się z nim, a jak przyszło co do czego, to go wystawił. Wiesz,
że to wszystko było udawane?
Bastien,
który leżał na leżaku z zamkniętymi oczami, wystawiając twarz do słońca, nie za
bardzo przysłuchiwał się gadaniu Maxa, ale ostatnie słowa go zdenerwowały:
– Co ty
pierdolisz Max? Co było udawane?
– No
wszystko. Zamknęli się tam, żeby się pieprzyć, a tu ten jego brat niańka wparował.
Niezły świr z niego.
– Weź
ty się pierdolnij w łeb. Jakby chciał dać mu dupy ukradkiem, to wzywałby
pomocy? Przecież sam słyszałeś, że ten pojeb go tam zwabił pod pretekstem
spotkania z tym starym.
– Ale ty
jesteś naiwny, przecież tak się umówili – zaśmiał się Max, a Baron zaczął
przyglądać mu się podejrzliwie.
– To co
pierdolisz, nie trzyma się kupy, Max. Jakby Bill faktycznie tego chciał, to by
poszedł z nim i nawet nikt by nie wiedział. Maczałeś w tym palce, nie? –
wypalił i mrużąc oczy, wbił w Maxa przenikliwe spojrzenie.
– Ja? A
niby po co? – Chłopak wzruszył ramionami, ale odwrócił głowę tak, aby Baron nie
widział jego twarzy.
– Po
to, żebym się do niego zraził. Nie wierzę ci Max, nie udowodnię ci tego, ale
mam pewność, że to poniekąd twoja sprawka.
– Wiesz
co Bastien, nic nie zrobiłem, a wiesz dlaczego? Bo nie wydaje mi się, żeby coś
mogło ciebie do niego zrazić – odpowiedział urażonym tonem głosu chłopak.
– No
właśnie. I tak będę go ubóstwiał, choćby dawał dupy wszystkim, prócz mnie, więc
wyluzuj z takimi chorymi akcjami.
Blondyn
wstał i rzucił mu obojętne spojrzenie, po czym zniknął w drzwiach prowadzących
z tarasu do salonu.
Max
bezsilnie opadł na leżak, wiodąc za Baronem swoim smutnym wzrokiem. Był
rozżalony i zły. Świetnie! Coś, co na pozór zdawało się być idealnym planem,
teraz obróciło się przeciwko niemu. Jego pomysł zupełnie nie wypalił. Severin
miał obitą gębę, Bill stał się biedną, pokrzywdzoną ofiarą, a on przekonał się,
że tak naprawdę nic nie jest w stanie zmienić uczuć Bastiena. Nie chciał nawet
wiedzieć dlaczego wciąż z nim jest, ale kochał go całym sercem i dziękował za
to losowi, mimo, że cierpiał i często czuł się upokorzony. Był przystojny, miał
kasę i mógł mieć wielu, a jego głupie serce pokochało właśnie jego. Ale on i
tak był w o wiele lepszej sytuacji niż Baron, bo przynajmniej miał jego
fizyczną miłość, podczas gdy blondyn mógł jedynie wzdychać do Billa. Z tego
powodu czuł wielką satysfakcję. Nie miał jednak pojęcia, że niebawem zamieni
się ona w czarną rozpacz.
***
Tydzień
po akcji w domu mody, wrócili do studia i finalizowania prac nad nową płytą.
Bill także w końcu odwiedził Bastiena i zabrali się za nagranie nowego kawałka.
Imagine Music Festival w Atlancie,
zbliżał się wielkimi krokami, podobnie jak premiera nowej płyty, więc
wszystkich naglił czas.
Im
częściej Bill spotykał się z Bastienem, tym większa ogarniała go ochota, aby mu
ulec. Najdziwniejsze było to, że DJ niczego mu nie proponował, nie nagabywał
go, a mimo to coraz bardziej zaczynał podniecać czarnowłosego. Może dlatego, że
tak pokornie czekał na jakiś znak, i wpatrywał się w niego z taką miłością i
uwielbieniem? Czasem z pozoru przypadkowy dotyk, czy otarcie powodowało w nim
lawinę dreszczy. Sam się dziwił, że z taką intensywnością reaguje jego ciało na
najmniejszy kontakt z osobą blondyna. I przyłapywał się na tym, że coraz
częściej wspomina tamtą noc. Czuł, że przyjdzie taki dzień, że w końcu ulegnie
pokusie, ale póki co trzymał się dzielnie. Wymyślił nawet na siebie sposób,
żeby przed każdą wizytą u niego zaspokoić się porządnie z Tomem. Takie
lekarstwo świetnie działało.
Była
sobota i na popołudnie znów był umówiony z Baronem. Pech jednak chciał, że
kiedy na dwie godziny przed wyjściem miał zamiar znów dobrać się do Toma,
przyjechał z niespodziewaną wizytą Georg, więc jego plan spalił na panewce.
Miał nadzieję, że kumpel długo nie zabawi, bo wpadł po jakieś pliki, które miał
zgrać mu Tom, ale okazało się, że ma je w laptopie, który zostawił w ich studio
w firmie. Kazał więc Georgowi poczekać i kiedy będzie odwoził Billa do Barona,
wpadną po nie po drodze.
Wyglądało
na to, że dzisiejszego wieczoru będzie musiał mieć o wiele więcej silnej woli,
bo tuż przed wizytą u Barona, jego seksoholizm nie zostanie zaspokojony, a to
mogło wróżyć kolejne kłopoty.
Kiedy
podjechali pod firmę, Tom z Georgiem weszli do środka, a Bill wysiadł z auta i
zapalił papierosa. Miał nadzieję, że nie będzie musiał długo czekać, ale zdążył
wypalić, a chłopaków wciąż nie było. I właśnie wtedy zrodził się w jego głowie
chytry plan. W sobotnie popołudnie nikogo tu nie było, więc jeśli już Georg
weźmie to, po co przyjechał będzie miał Toma tylko dla siebie. Uśmiechnął się
pod nosem. Nie wjeżdżali na teren posesji, bo mieli wpaść tu tylko na chwilę,
więc musiał wejść bramą za którą ruszył wzdłuż ściany budynku, po czym skręcił
udając się w stronę wejściowych drzwi, w których minął się z przyjacielem.
– Do
poniedziałku! – rzucił mu tylko w przelocie i zniknął za rogiem udając się do
wyjścia. Bill machnął mu tylko na pożegnanie i szybko wszedł do wnętrza. Tom
był w pokoju prób i stojąc tyłem do drzwi, pochylony nad laptopem jeszcze coś
sprawdzał. Bill szybko podszedł i objął go swoimi ramionami, niczym mackami ośmiornicy,
przylegając torsem do jego pleców.
– Billy… – mruknął pod nosem Tom, uśmiechając się, ale
wciąż patrzył w ekran monitora. Czuł, jak dłonie brata zsuwają się coraz niżej,
i nie protestował, kiedy Bill rozpiął mu pasek, a w końcu rozporek. – Czy ty
się nie spieszysz do Barona? – zapytał nieco zmienionym głosem, bo jego męskość
właśnie znalazła się w ciepłej dłoni bliźniaka.
– Baron
poczeka… – odpowiedział cicho czarnowłosy i posuwistym
ruchem zaczął go pieścić, jednak nie robił tego zbyt długo dłonią, bo zaraz
wcisnął się między Toma a stół, przed którym stał, i osuwając się w dół, ogarnął
ustami jego penisa. Szatyn jęknął z przyjemności, kiedy brat zaczął go pieścić
językiem, pochłaniać niemal do końca i z wolna cofać usta, aby powtórzyć tę
czynność znów i znów. Uwielbiał, kiedy mu to robił i czasem żałował, że wciąż
sam nie może się przemóc, aby odpłacić mu taką samą pieszczotą. Patrzył w dół i
chłonął spojrzeniem ten cudowny widok, a to sprawiało, że wystarczyłoby
zaledwie kilka ruchów ust Billa, a gotów był eksplodować. Nie chciał jednak tak
skończyć, z pewnością nie o to chodziło jego bratu, kiedy tak bezpardonowo to
wszystko zainicjował. Zamierzał dać mu to, czego z pewnością pragnął, a jak go
znał, chciał znów poczuć w sobie jego wielkość. Cofnął biodra i chwytając Billa
za przedramiona, podciągnął w górę. Nim ten zdążył cokolwiek powiedzieć, poczuł
na swoich ustach miękkość ukochanych warg. Nie umiał utrzymać dłoni z daleka od
jego ciała, dlatego też niemal od razu objął nimi ramiona bliźniaka. Ułożył
palce na karku i bez tchu, który mu zabierał, oddał się namiętnemu i
szaleńczemu pocałunkowi, niemal scalając ich usta.
Zakleszczyli
się wzajemnie w uścisku ramion, wciąż nie rozłączając spragnionych warg, kiedy
Bill sam, niemal natychmiast rozpiął rozporek i ściągnął z bioder spodnie, po
czym szybko pozbył się ich wraz z bokserkami. Tom objął jego już nagie pośladki
i uniósł go w górę, po czym posadził na stole, tuż obok laptopa.
– Wiesz, że jesteś nienasycony…? – mruknął,
pochylając się nad nim, kiedy już na tyle dobrze usadowił się między jego
udami, aby celnie w niego wejść.
– I kto
to mówi…? – zaśmiał się czarnowłosy, wpatrując się w jego
oczy.
Ich
ciała znów drżały w pragnieniu drugiego, w tęsknym, niemym krzyku posiadania
siebie wzajemnie. Tom ostentacyjnie oblizał palce, aby przygotować bliźniaka na
siebie. Był w apogeum podniecenia, a wzwiedziony członek ocierał się o jego
udo, dlatego nie chciał wniknąć w niego na sucho, choć kiedy wsunął w jego
wnętrze nawilżone palce poczuł, że jest już na niego gotowy. Bill niesamowicie
szybko się podniecał, wystarczyła odrobina pieszczot, aby był rozluźniony.
Pojękiwał teraz przez pocałunek, kiedy poczuł w sobie posuwiste ruchy palcami,
ale zaraz lekko popchnął brata i przekręcił się na brzuch, eksponując przed
oczami szatyna swoje wypięte pośladki i wykazując pełną gotowość, aby go
posiadł.
– No
już, chcę cię… – mruknął i zakołysał biodrami. Nie musiał zbyt
długo zachęcać Toma, aby w niego wniknął, co ten uczynił jednym pchnięciem.
Dłonie ułożył na jego ramionach i aby ciało nie sunęło pod wpływem pchnięć po
śliskim blacie, przytrzymywał swoją największą miłość w jednym miejscu. Przez
chwilę poruszał się w nim rytmicznie, wpatrując się w miejsce, gdzie znikał
jego penis, ale zaraz przyległ torsem do jego pleców.
– Billy… Jesteś taki kurewsko ciasny... –
wymruczał z zadowoleniem wprost w jego ucho, drażniąc je gorącym oddechem. Nie
pozwalając, aby jego policzek oderwał się od gładkiej powierzchni, przygryzł
jego płatek, wciskając do wnętrza język.
Wciąż
trzymając go w matni swojego ciała, niemal leżąc na nim całym swoim ciężarem,
chwycił ciepłą dłonią twarz bliźniaka i przekręcił głowę tak, by mógł dosięgnąć
skarbu jego ust. Wpił się w nie zachłannie, wciąż mocno go penetrując. I
właśnie wtedy zdał sobie sprawę z faktu, jak dawno nie widział tego szaleństwa
w jego oczach w chwili, kiedy się spełnia. Ostatnio często brał go od tyłu,
albo zbyt oszołomiony swoim orgazmem, zupełnie nie koncentrował się na
przeżyciach brata. Ostatnio patrzył na niego w takiej chwili w łazienkowym
lustrze, ale nie delektował się zbytnio tym widokiem, za bardzo skupiony na
swojej własnej przyjemności.
Tak…
Chciał, pragnął i musiał to zobaczyć, teraz, dziś, zaraz! Wpił się
nieprzytomnie w jego wargi, odbierając mu każde tchnienie, po czym gwałtownie
cofnął się i Bill już wiedział, jak pragnął dokończyć ten akt. Pochylił się nad
nim ponownie, chwycił za ramiona nieco pomagając mu się unieść, aby mógł usiąść
na krawędzi stołu, a wtedy natychmiast rozchylił mu uda, znajdując między nimi
swoje miejsce. Ramiona czarnowłosego zakleszczyły się na nim, a stopy splótł mu
na pośladkach. Miał naręcze pełne jego.
– Kocham cię… – szepnął wpatrując się w jego oczy, omiótł
spojrzeniem namiętnie rozchylone wargi i wniknął w niego, aby dokończyć dzieła.
Tak bardzo pragnął znów posiąść te usta, ale wiedział, że tym samym odbierze
sobie możliwość sycenia się widokiem Billa, który popadał w sidła coraz
większej przyjemności. Czując na sobie jego pulsacyjne skurcze, począł jeszcze
intensywniej się w niego wbijać. Twarde jądra obijały się o najcudowniejsze
pośladki, a uda brata w ferworze uniesienia ześlizgiwały się z jego bioder.
Stawał
się lekki w drżeniu, szybował w swoje własne przestworza, które otworzyła dla
niego jego miłość, jego własny brat. Pragnął zabrać go ze sobą tam, gdzie nikt
poza nimi nie miał wstępu, gdzie ich miłość zamieniała się w czystą magię fizycznej
przyjemności spełnienia. Rozkosz uderzyła w ciało Billa niemal boleśnie. Donośny jęk
największej przyjemności wyrwał się na wolność, a euforia opanowała każdy
centymetr jego ciała.
Nim
Tom podążył za nim, spełniał swoje pragnienie chłonąc ten najcudowniejszy widok
całym sobą.
***
Tylko ja jeden wiem, jak bardzo go kochałem. Pewnie
powiecie, że jestem skończonym idiotą, bo miałem z nim wszystko, a jednak wciąż
czegoś poszukiwałem, aż w rezultacie zdradziłem. Ale przecież to nie była moja wina, że miałem w sobie jakiś pieprzony
defekt! Dziś wiem, jaki byłem głupi, ale wtedy miałem swoje zachcianki,
chciałem jakiejś odmiany, potrzebowałem nieustannych wyrazów uwielbienia,
jakich nie miałem u Toma.
Usprawiedliwiałem się sam przed sobą, że dobrze zrobiłem
pieprząc się z Bastienem, bo przynajmniej dowiedziałem się, że najlepiej jest
mi z Tomem. Naiwnie wierzyłem, że to się nigdy nie wyda, a co najważniejsze -
nigdy nie powtórzy. I powiem wam, że to pierwsze może by i miało rację bytu, a
moja zdrada uszłaby mi na sucho, czasem przecież bywa i tak, ale to mogłoby się
stać tylko wtedy, kiedy to drugie faktycznie - jak zakładałem i sam sobie
obiecywałem - nigdy by się nie wydarzyło.
Nie wiem co napisać... Po prostu wow! Mało brakowało żeby Bill został zgwałcony, a na szczęście uratował go Tom. Co za niesamowity odcinek więc znów stokrotne dzięki! :) Niecierpliwie czekam na kolejną część!
OdpowiedzUsuńAno niewiele brakowało i o ile można go winić za wiele rzeczy, tak tu jego winy nie było ;)
UsuńDziękuję serdecznie i gorąco pozdrawiam!
No powiem tak: jeśli będziesz dalej pisać i utrzymasz poziom klimatu z tej i z każdej poprzedniej części to będzie to nadal bardzo mocny tytuł...
OdpowiedzUsuńPostaram się, żeby nie popsuć niczego do końca tej historii :)
UsuńBardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam!
Co tu można skomentować? :) Tak naprawdę mój komentarz nie jest tu potrzebny bo nie odda więcej ponad to co przeczytaliśmy w tej części, a to było coś wspaniałego! :)
OdpowiedzUsuńNie bardzo jestem w stanie cokolwiek więcej napisać żeby przybliżyć emocje, które towarzyszyły mi przy czytaniu tej części... Niesamowite i wyjątkowe jest to opowiadanie!
Oby tak dalej! Dziękuję! Pozdrawiam!
Odda, czy nie odda, dla mnie każdy komentarz jest ważny, bo mam świadomość, że jest dla kogo dalej pisać :)
UsuńGorąco pozdrawiam i bardzo dziękuję!
Po tej części jestem rozbita emocjonalnie. Ależ to było dobre! :) Całe opowiadanie jest dobre, ba, genialne! Na wstępie powinnam napisać coś bardziej konstruktywnego, ale obecnie brak mi słów, tak jestem zachwycona.
OdpowiedzUsuńBez cienia wątpliwości mocnym punktem tej części było to co się działo między Billem a Severinem za tymi zamkniętymi drzwiami, ale oczywiście nie jedynym. Generalnie choć zachowanie Billa mnie irytuje to jednak poszczególne wątki z jego udziałem pozostają zachwycająco spójne i konsekwentne.
Aspekt techniczno-stylistyczny tego odcinka pomijam bo wydaje mi się, że doskonale się broni samą prezentacją.
Wyjątkowe opowiadanie - jeszcze raz to powtarzam i będę.
Dużo weny twórczej!
Pozdrawiam,
E.G.
Miałam obawy, czy ta scena wyszła mi dobrze, ale skoro tak mówisz to bardzo się cieszę! Bill ma irytować, więc zadowolona jestem, że to słyszę, bo Twoje słowa oznaczają, że osiągnęłam cel :)
UsuńOgromnie dziękuję i serdecznie pozdrawiam!