Część 61.
Koniec
sierpnia był pełen bardzo owocnej pracy. Musieli dokończyć nagranie płyty jak
najprędzej, bo na początku września Bill wybierał się z Bastienem i Caroline na
festiwal do Atlanty, a to oznaczało tydzień ich nieobecności. Premiera płyty
datowała się na początek października, więc należało się spieszyć.
Bill
trwał nieustannie w swoim postanowieniu, a i Bastien w żaden sposób do niczego
namolnie go nie nakłaniał, jednak nie szczędził mu komplementów i spojrzeń
pełnych uwielbienia, ale do tego Bill już zdołał się przyzwyczaić.
Noc
poprzedzającą jego wylot do Stanów, spędził bardzo intensywnie kochając się z
Tomem. Tego dnia nie musieli ruszać do studia, mieli więc dużo czasu dla
siebie, dlatego też, kiedy przebudzili się koło południa, powtórzyli to, co
robili całą poprzednią noc.
–
Nie wiem jak ja wytrzymam bez ciebie cały tydzień… – jęknął Tom, opadając na
spocone ciało bliźniaka.
–
A jak ja mam wytrzymać? – zaśmiał się Bill, czochrając włosy brata, który
uniósł głowę intensywnie się w niego wpatrując.
–
Mam nadzieję, że z braku seksu mnie tam z nikim nie zdradzisz.
–
No ja to nie będę miał za bardzo z kim, ale ty tutaj zostajesz sam, a Danielle
jak widziałem ostatnio, jest wciąż na ciebie napalona.
–
Przestań – zaśmiał się Tom, przetaczając ciało i opadając tuż obok Billa na
plecy.
–
No co? Nie mam racji?
–
Masz, masz… – Tom położył się na boku i wsparł głowę na łokciu. – Można to
porównać do tego, jak ciągle napalony jest na ciebie Bastien, a jednak nie
dajesz mu dupy.
W
tej samej chwili coś ścisnęło Billa w klatce piersiowej. Takie słowa zawsze
budziły w nim uśpione wyrzuty sumienia, ale nie dając nic po sobie poznać,
przywołał na usta czarujący uśmiech i pogładził go po policzku.
–
Bo mam ciebie, i kocham ciebie, i na pewno nikt nie byłby w łóżku tak dobry jak
ty…
–
Mogę tak samo odpowiedzieć na twoje wątpliwości – odparł Tom, po czym obdarował
czarnowłosego czułym pocałunkiem, i przesunął dłonią po jego udzie, obejmując
finalnie jędrny pośladek. – I żadna laska nie ma takiego tyłeczka i takiej
ciasnej dziurki… – wymruczał i wsunął w niego swój palec. Bill jęknął z
przyjemności.
–
Tommy… Muszę się w końcu spakować, a ty znów mnie kusisz…
–
Zdążysz się spakować – wychrypiał mu do ucha. – Samolot przecież macie w nocy…
– Ale na dziewiętnastą
muszę być u Barona, mówiłem ci, że Caroline ma przyjechać, bo chcemy jeszcze
popróbować.
–
Ćsiii… Jeszcze tylko jeden raz…
***
Oczywiście
Bill był zbyt słaby, aby odmówić Tomowi, dlatego ponownie mu uległ. Ostatecznie
wygramolił się z łóżka późnym popołudniem, przekąsił coś na szybko i od razu
zabrał się za pakowanie. Mimo tego, że miał już naszykowane co ma ze sobą
zabrać to wiedział, że i tak podczas pakowania wszystko może ulec zmianie. I
jak przypuszczał, trzy razy zmieniał decyzję, przepakowując ciuchy. Zawsze miał
dylemat i najchętniej zabrałby całą garderobę. Lecieli tylko na tydzień, a on i
tak wziął tyle rzeczy, że mógł przebierać się trzy razy dziennie. Walizkę
ledwie domknął, siadając na niej. Tom widząc to, śmiał się tylko pod nosem.
–
No i dla kogo się będziesz tam tak stroił?
–
Jak to dla kogo? Oczywiście, że dla siebie – wyszczerzył się czarnowłosy. Lubił
ładnie wyglądać, lubił też się podobać i z przyjemnością wychwytywał pełne
zachwytu spojrzenia innych ludzi. Dziś z pewnością będzie pławił się w
uwielbieniu Barona, chociaż na podróż ubrał się zupełnie zwyczajnie, bez
jakiejś ekstrawagancji, jednak on zawsze patrzył na niego w taki sam sposób,
niezależnie od tego co miał na sobie i jak wyglądał. Bill uwielbiał mieć nad
nim kontrolę, wtedy czuł się jak sam Bóg i wiedział, że na jedno skinienie jego
palca, gotów zrobić dla niego wszystko. To uczucie było obłędnie przyjemne.
Sprawdził
jeszcze swój podręczny bagaż i czy ma dokumenty. Bilet miał Baron, więc tym się
nie przejmował. Było przed dziewiętnastą, kiedy z czystym sumieniem mógł
stwierdzić, że jest gotów.
–
No to możemy jechać.
Tom
popatrzył na niego z jakimś dziwnym żalem i nostalgią.
–
No nie patrz tak… To tylko tydzień. – Bill podszedł do niego i objął go mocno
się przytulając.
–
Billy… Mam jakieś złe przeczucia.
–
Przestań mnie straszyć, bo zaraz mam najgorsze myśli, że spadnie samolot, albo
coś złego się stanie… Tommy, wrócę cały i zdrów.
–
No już dobrze, ale muszę cię jeszcze pocałować, bo pod chatą Barona nie będzie
jak.
Bill
tylko uśmiechnął się i od razu dopadł do jego ust swoimi, całując szaleńczo,
zaborczo i zachłannie. Dobre kilka minut trwało, nim się od niego oderwał.
–
Wiem, że kiedy tylko wysiądę pod domem Barona, będziesz od razu tęsknił,
podobnie jak ja, ale to tylko tydzień Tommy… – szepnął i odsunął się od niego,
chwytając swoją podręczną torbę. Tom tylko westchnął, złapał za rączkę walizki
i ruszył w stronę zejścia do garażu.
W
drodze pod dom Barona mówili niewiele i wyczuwalne było jakieś dziwne napięcie
spowodowane myślą o niechybnej rozłące. Jeszcze nigdy Bill nie wyjeżdżał
nigdzie sam, zawsze podróżowali razem, a teraz miał być przez tydzień za
oceanem. Tom nie umiał sobie wyobrazić tego czasu, wiedział, że poza tęsknotą
będzie odczuwał obawę. I wcale nie chodziło mu o Caroline i Bastiena, w
towarzystwie których jego brat miał spędzić kilka najbliższych dni, ale o to,
kogo tam spotka i pozna. A jeśli ktoś go zauroczy? Jeśli na tyle go
zainteresuje, że go zdradzi? Ufał mu, ale też doskonale go znał. Bill wariował
bez seksu, dobrze wiedział, że potrzebuje tego jak jedzenia i wody, dlatego tak
bardzo się bał. Nie zdradził mu tej przyczyny swojego strachu. Miał pewność, że
zapewniałby go o tym, że będzie mu wierny, gotów nawet przysięgać na własne
życie i dlatego właśnie milczał w tym temacie. Jeśli już to zrobi, przynajmniej
nie złamie danej mu przysięgi, choć w ten sposób nie ustrzeże go od złamania
wszystkich, danych mu wcześniej.
Zatrzymał
auto i zgasił silnik. Chciał jeszcze kilka chwil móc chociaż patrzeć na niego i
nacieszyć się jego widokiem. Bill objął go ramionami i mocno uścisnął, chociaż
tyle mógł zrobić, w końcu z bratem można się w taki sposób pożegnać.
–
Bądź grzeczny Tommy, okej? – Uśmiechnął się i popatrzył mu w oczy, kiedy już
się odsunął.
–
Ty też Billy – odpowiedział brat, czując, jak zaszczypało go pod powiekami.
Jeszcze tylko brakuje, żeby się tutaj rozpłakał. – No leć już, nie będziemy się
rozckliwiać.
–
Zadzwonię jak będziemy na miejscu i nie martw się, wrócę cały i zdrów – Jeszcze
pochylił się i cmoknął brata w policzek, chociaż zdecydowanie wolałby namiętnie
go pocałować, ale wiedział, że w takim miejscu nie może tego zrobić. Wysiadł i
otworzył bagażnik, z którego wyjął walizkę, po czym podszedł do furtki. Nim
nacisnął guzik videofonu, jeszcze się obejrzał. Tom wciąż nie ruszał, patrząc
jak znika za ogrodzeniem. Dopiero teraz odjechał, dodając za rogiem ulicy gazu,
ale zaraz zwolnił, czując jak łzy napływają mu do oczu.
***
–
Mmmm… Ale pięknie wyglądasz… – mruknął Baron, otwierając Billowi drzwi. Ten
tylko uśmiechnął się i skwitował:
–
Według ciebie zawsze cudownie wyglądam. Jest już Caroline?
–
Nie ma i nie będzie. Dzwoniła, że nie da rady przyjechać, bo z kimś się bardzo
namiętnie żegna – zaśmiał się gospodarz.
–
No to po co ja się tak spieszyłem? – sapnął Bill, kładąc na walizce podręczną
torbę.
–
Sam popróbujesz, przynajmniej dobrze wypadniesz.
–
Bez niej, to tylko moje kawałki.
–
Duet też możesz, jej kwestie polecą samą linią melodyczną i tyle – rzucił
Baron, wchodząc do salonu. – Zjesz coś?
–
Dzięki, przekąsiłem w domu i nie jestem głodny, ale chętnie się czegoś napiję.
– Bill podążył za blondynem.
–
Whisky?
–
Może być.
Baron
przygotował dwa drinki po czym ruszyli do studio, gdzie zeszło im niewiele
ponad pół godziny. Bill doskonale wiedział, że nawet mimo obecności Caroline
próba nie potrwałaby o wiele dłużej, po prostu tak się wcześniej umówili, że
wieczorem spotkają się u Barona i razem pojadą na lotnisko. Mieli już nawet
zamówioną na konkretną godzinę taksówkę, żeby nikogo nie fatygować w środku
nocy. Kiedy skończyli, Bastien opowiedział Billowi, jak z jego perspektywy wygląda
taki festiwal w plenerze, z tysiącami fanów na ogromnej przestrzeni, choć on
wcześniej obejrzał sobie takie przedsięwzięcia na kanale Barona, to jednak
wiedział, że uczestnictwo w tym osobiście, będzie dla niego niesamowitym
przeżyciem. Przyznał, że ma przed tym lekką tremę, ale blondyn tylko popatrzył
na niego uśmiechając się z politowaniem, oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego
słowa, bo uważał, że kto, jak kto, ale czarnowłosy nie powinien się tym
występem stresować i szybko ubrał w najpiękniejsze słowa, co myśli o jego
obawach.
–
Bill… Akurat ty nie powinieneś mieć żadnej tremy. Pamiętasz, jak się bałeś
przed premierą w klubie? A wyszło ci tak bosko, że wszyscy zapomnieli o moim
istnieniu – odparował i oparł dłonie o stół z konsolą, po czym wpatrując się w
swojego Boga, kontynuował: – Śpiewasz cudownie, nie ma żadnych fałszów, czy
potknięć na żywo, masz świetny głos, wyglądasz idealnie. Jesteś facetem,
którego ludzie kochają i pewnie większość pragnie… – Wyciągnął rękę i
delikatnie dotknął policzka wokalisty, o którym i do którego, przed chwilą
mówił z ogromną czułością. Przez ciało Billa przepłynął dreszcz. Słowa DJ’a
sprawiły, że znów poczuł tę błogość, jaka zawsze ogarniała go, kiedy prawił mu
podobne komplementy. Teraz zastanowił się, dlaczego tylko on działa na niego w
taki sposób. Inni mogli mówić podobne słowa, nawet podobnie go dotykać, ale
tylko jego bliskość paraliżowała go w taki sposób. Oczywiście o wiele silniej
działał na niego jego własny bliźniak, ale to było zupełnie inne doznanie. W
każdym razie tylko oni go podniecali, stanowiąc zupełną odwrotność sytuacji -
związek z Tomem był zakazany z powodów moralnych i społecznych, przez co
musieli się ukrywać. Z Baronem mógłby związać się jawnie, jednak jakiekolwiek
inne, niż przyjacielskie z nim kontakty także musiał trzymać w tajemnicy. I
wcale nie przed światem, a przed własnym bliźniakiem, z którym łączyła go
zupełnie inna, niż braterska więź.
Tak,
czy inaczej miał bardzo skomplikowane życie, co czasem nieco mu doskwierało,
ale i tak wiedział, że nigdy nie zrezygnuje z Toma.
–
Przestań mi tu słodzić, lepiej daj jakiegoś jointa, upalmy się porządnie przed
tym długim lotem – zaśmiał się Bill i odsunął nieco, przez co dłoń Bastiena
straciła kontakt z jego policzkiem. Wolał nie kusić losu, mieli być jeszcze
kilka godzin sami, a on mimo wszystkich swoich postanowień znów stawał się
słaby i podatny na jego komplementy i czułe gesty. Wyszli ze studia i
skierowali się do salonu, gdzie na komodzie leżało pudełko ze skrętami. Blondyn
poczęstował wokalistę, odpalili i wyszli na taras.
–
Huśtawka? – Bill uniósł do góry jedną brew. Lubili tam siedzieć i rozmawiać,
chociaż ostatnio nie mieli okazji. Czarnowłosy przyjeżdżał do niego tylko na
próby i nagranie nowego kawałka. Czasem zostawał trochę dłużej, ale tylko kiedy
była Caroline, gdy był z nim sam zawsze się spieszył i szybko zmywał. Baron nie
wiedział, że za tymi ucieczkami kryła się jego słabość, że będąc tu tylko z nim,
może mu ulec. Wciąż pamiętał tę niemiłą rozmowę po lunchu i miał pewność, że
Bill potraktował go jak przygodę na jedną noc, dlatego nigdy nie zatrzymywał
go, ani niczego nie sugerował. Mimo to jednak wciąż obdarowywał go masą
komplementów, nie szczędząc mu także innych wyrazów swojego uwielbienia, ale
tylko kiedy byli sami. Będąc w studio z całym zespołem, starał zachowywać się
względem niego jak dobry kumpel. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że Bill celowo
unika sytuacji, kiedy mogliby być tylko we dwóch.
–
Dawno tu nie siedzieliśmy, zawsze się gdzieś spieszyłeś – zauważył Baron, kiedy
już wygodnie usadowili się, paląc skręty.
–
Ano dawno – odparł zwięźle czarnowłosy, zaciągając się używką.
–
Przynajmniej teraz nigdzie się nie spieszysz, mamy trochę czasu do odlotu.
–
Nawet trochę więcej, niż trochę. – Wypuścił smugę dymu. – Kilka dobrych godzin…
A mogłem jeszcze spędzić wieczór z moim facetem.
–
Chyba nic złego się nie stanie, jeśli spędzisz go ze mną. – Blondyn odwrócił
głowę, wpatrując się w jego idealny profil.
–
No nie wiem…
–
Najwyżej twój facet trochę dłużej potęskni.
–
Najwyżej – odparł krótko czarnowłosy i nastała dłuższa chwila niezręcznej
ciszy, którą przerwał Baron.
–
Nie wiem czy wiesz, ale ja wciąż żyję tamtą nocą. Dla ciebie nic nie znaczyła,
ale ja nie mogę o niej zapomnieć… – westchnął.
–
To niezupełnie tak, Baron. Wiem, że ostatnio nie byłem miły, ale sam rozumiesz…
Nie chciałem robić ci nadziei na jakiś związek, ale nie powiedziałem przecież,
że to się więcej nie powtórzy.
–
Nie powiedziałeś, owszem, ale dałeś do zrozumienia, że nie było najlepiej.
–
Najlepiej jest tylko wtedy, kiedy się kogoś kocha, ale seks z inną osobą jest
przyjemną odskocznią, szczególnie, kiedy się lubi to robić. – Puścił mu oczko, ponownie się zaciągając.
Bastien
westchnął. Oczywiście, że nie miał żadnych złudzeń co do jego uczuć, ale nigdy
nie opuściła go nadzieja, że kiedyś zdobędzie jego serce. Może rozstanie się z
tamtym gościem? A może on swoimi staraniami jakoś zasłuży na coś więcej, niż
tylko sympatię czarnowłosego? Mimo strachu o jego reakcję, przesunął rękę i
ujął delikatnie jego szczupłą dłoń. Bill mile go zaskoczył, bo jej nie cofnął,
a wręcz przeciwnie, pozwolił mu ją pieścić czułym dotykiem. Przyjemne ciepło
ogarnęło jego ciało. On też często wspominał tamtą noc, ale nie chciał się do
tego przyznać, czasem nawet przed samym sobą. Odsuwał te myśli, próbował gdzieś
upchnąć je w głąb umysłu, ale one nieustannie wracały. Tamta noc pozostała już
tylko wspomnieniem, ale przecież nic się nie stanie, jak odrobinę odświeży
sobie pamięć. Mieli teraz po temu idealną okazję, jaka w Atlancie się nie
powtórzy, bo cały czas będzie z nimi Caroline.
Przyjemnie
ogarniające go ciepło, szybko zastąpił nagły dreszcz, jaki zawładnął całym jego
jestestwem na samą myśl o tym. Ale do diabła! Przecież niespełna kilka godzin
temu namiętnie kochał się z Tomem, a już chciał go znów zdradzić?
Niespodziewanie
cofnął dłoń.
–
Mamy jeszcze masę czasu, a ja mam ochotę się wykąpać! – wypalił nagle wstając z
huśtawki. Rzucił peta w trawę i przydeptał go butem, po czym ruszył w stronę
basenu, zdejmując po drodze koszulkę. Zdziwiony Bastien, nie spuszczając go z
oka, wolno podążył za nim. Czarnowłosy zatrzymał się na krawędzi zbiornika
wodnego i zarzuciwszy koszulkę na stojący nieopodal leżak, rozpiął pasek spodni
i rozporek, po czym szybko ściągnął z siebie dolną część garderoby. Pozostając
w samych bokserkach, spojrzał na Bastiena, który wciąż był kompletnie ubrany,
jednak doskonale wiedział, że to tylko kwestia minut, kiedy do niego dołączy. Z
salonu dobiegała do ich uszu dość głośna muzyka, a on kołysząc biodrami, zsunął
z nich ostatni skrawek materiału, jaki miał na swoim ciele. Wtedy też zauważył
zdziwione i oszołomione, ale także pełne zachwytu spojrzenie blondyna.
–
No co? Nie będę grzebał w walizce w poszukiwaniu suchych gaci, ledwie ją
domknąłem – usprawiedliwił się i wskoczył do wody.
–
Przecież ja nic nie mówię! – zaśmiał się Baron. Taki zwrot sytuacji, cholernie
mu się spodobał. Bill, zupełnie nagi w basenie, sam na sam z nim, a na dodatek
upalony… To pachniało słodką obietnicą raju, choć sam nie obiecywał sobie zbyt
wiele i doskonale wiedział, że jeśli wyjdzie z jakąkolwiek inicjatywą, może
zostać odepchnięty. Dlatego wolał nie ryzykować, ale miał nadzieję, że jego
anioł zapała czymś więcej ponad chęć kąpieli.
Póki
co jednak przykucnął na brzegu i wpatrywał się w pływającego chłopaka, który na
chwilę zatrzymał się, rzucając w jego stronę:
–
Nie przyłączysz się?
Jego
ciche pytanie było zachętą, więc Bastien wstał i bez zbytniego pośpiechu
rozebrał się. Oczywistym było, że zrobi wszystko, czego zapragnie Bill, ale
chciał zachować jakieś pozory.
Już
zupełnie nagi obszedł basen dookoła i zatrzymał się z przeciwległej strony,
gdzie było głębiej. Stając na skraju po chwili wskoczył do zbiornika nurkując i
już pod wodą podpłynął do Billa. Wynurzył się tuż przy nim i przetarł mokrą
twarz dłońmi, zaczesując palcami ociekające wodą włosy. Kiedy otworzył oczy,
dopiero wówczas zobaczył jak bardzo blisko jest jego anioł. Spojrzał mu w oczy,
które błyszczały tym samym blaskiem co tamtej nocy, i nim zdążył zebrać
rozproszone myśli, poczuł, jak jego szyję oplatają szczupłe ramiona Billa.
–
No widzisz, jak przyjemnie…? – szepnął wpatrując się w niego. Jego usta były
tak blisko, że czuł ciepło oddechu na swoich, jednak nie odważył się po nie
sięgać. Może czarnowłosy jedynie się z nim droczył? Wolał uniknąć rozczarowania
i za chwilę przekonał się o swojej racji, bo nim zdążył odpowiedzieć, Bill
oderwał od niego swoje ramiona, i kładąc się na wodzie w pozycji na plecach,
odpłynął.
–
Owszem, przyjemnie – odpowiedział cicho Baron, chociaż wątpił, czy czarnowłosy
go usłyszał, więc dopowiedział właściwie już sam do siebie: – Ale mogłoby być
jeszcze przyjemniej, gdybyś tylko chciał.
Jakież
było jego zdziwienie, kiedy zaraz usłyszał:
–
Ja przecież chcę!
Czy
potrzebował jaśniejszej i bardziej klarownej deklaracji? Nie miał teraz wątpliwości,
że on chce od niego tego, czego sam pragnął i o czym marzył. Przecież nie
pominie teraz jego słów milczeniem, nie uda, że nie słyszał, nie będzie się
więcej bał, choćby za chwilę jego Bóg miałby zmienić zdanie i zranić go w
sposób, w jaki robił to ostatnio. Musi chociaż spróbować i zrobi to! Byłby
głupcem, gdyby strach zatrzymał go w miejscu, więc nie myśląc dłużej szybko
pokonał tę niewielką odległość i po chwili był już przy nim, obejmując go od
tyłu chłodnymi ramionami. Nie czekając ani chwili dłużej, zaczął pieścić jego
kark, szyję, delikatnie przygryzając. Bill chwycił obiema rękami drążki od
drabinki, ale nie zamierzał wychodzić z basenu. Odchylił głowę na bok i
odbierał przyjemną pieszczotę gorących warg chłopaka. Po chwili jednak odwrócił
się do niego przodem, spojrzał mu prosto w oczy, po czym musnął pieszczotliwie
jego wargi czując, jak ramiona Bastiena zakleszczają się na jego torsie.
Podniecenie niemal od razu zaczęło nakłuwać ich ciała igłami rozkoszy, a
przyspieszone oddechy obydwu, bardzo intensywnie działały na zmysły.
Czarnowłosy
rozchylił usta i natychmiast wpił się w wargi Barona, od razu wsuwając do ich
wnętrza język. Dyszał przez pocałunek z podniecenia, a jego wzwiedziony, twardy
członek ocierał się o udo chłopaka, którego dłonie przemierzały szybko połać
oddającego mu się ciała, pieszcząc je pod wodą swoim dotykiem. Jedyne czego
teraz pragnął i co chciał zrobić, to tylko oddać się w jego ręce. Biła od niego
szalona ekscytacja, pragnienie i niefizyczne ciepło, a uczucie jakim go darzył
było wręcz namacalne. Bill czuł ten strach odtrącenia, co niesamowicie go
rozczuliło. Wiedział też, że on może być źródłem pewnego onieśmielenia w
działaniu, a nie chciał, żeby chłopak dziś się ograniczał. Oddawał mu się i
pragnął, aby wziął go zdecydowanie, tak, jak tego chce.
–
Nie musisz się niczego bać, dziś należę do ciebie… – szepnął, odrywając od
niego usta.
–
Dziękuję – odpowiedział Bastien i uśmiechnął się czule, po czym wplótł mu palce
we włosy, przylegając ściśle do wątłego torsu. Jego kochanek bez najmniejszego
oporu oddawał każde muśnięcie, każdy pocałunek i najmniejszą pieszczotę warg,
nawet wówczas, kiedy brakowało mu tchu. Mocno obejmując go swoimi ramionami,
oplótł udami jego biodra. Mimo chłodnej wody doskonale czuł przyjemny gorąc,
jaki szalał pod jego skórą.
Teraz
nie liczyły się żadne słowa, te niemiłe i przykre blondyn wrzucił w otchłań
niepamięci. Byli tu tylko oni, sami. Oni i ich namiętność, szaleństwo
pragnienia. Ich gorące wargi ocierały się mocno o siebie, wilgotne języki
splatały się w tańcu i mimo, że ciężko było oddychać, nie chcieli oderwać się
od siebie nawet na milimetr. Mimo chłodnej wody w jakiej nieustannie tkwili,
skóra Billa paliła żywym ogniem, gdy dotykał go niemal wszędzie, jakby na nowo
chciał przypomnieć sobie jej delikatność i przyjemne ciepło. Pragnął znów sycić
się jego bliskością, czerpać z tego jak największą przyjemność, w końcu nie
wiedział, kiedy znów pozwoli mu to powtórzyć. Serce biło w nim jak szalone, gdy
błądził dłońmi po najpiękniejszych pośladkach. Ściskał je mocno, w międzyczasie
układając na szyi Billa namiętną ścieżkę czułych muśnięć. Jego gorący język
odbierał mu zdrowy rozsądek, zdolność myślenia i mącił umysł. Zmysłowo odchylał
głowę, by Baron miał lepszy dostęp do wrażliwych miejsc i spektakularnie
rozkoszował się tymi pieszczotami, wzdychając i pojękując głośno. Blondyn
płonął i dzielił się tym ogniem ze swoim czarnowłosym aniołem.
Bill
sięgnął dłońmi tuż za siebie i przytrzymując się metalowych barierek, uniósł
się nieco do góry, stając na jednym, a potem wyżej, na drugim stopniu drabinki,
tym samym jego penis wyłonił się tuż nad taflę wody. Objął go dłonią i
lubieżnie przesunął po nim palcami, przez chwilę pieszcząc delikatnie opuszkami
sam czubek. Baron doskonale wiedział czego pragnie, toteż natychmiast nasunął
na niego usta, zasysając głęboko i mocno. Zdławiony jęk wydobył się z ust
czarnowłosego, który po chwili wymruczał:
–
O tak… Mocniej!
Doskonale
wiedział, że blondyn spełni każdą jego zachciankę, przysiadł więc na ostatnim
stopniu drabinki i rozszerzył uda pozwalając mu się pieścić w sposób, jaki
uwielbiał. Bastien robił to coraz zachłanniej, a jego dłonie nieustannie
błądziły po ciele Billa, czy to pod wodą, czy tuż nad nią. Jej chlupot i
płynąca z oddali muzyka nie przeszkadzały mu delektować się anielskimi
dźwiękami rozkoszy, jakie wydawał z siebie pod wpływem ruchów jego ust i
języka, czarnowłosy. Jednak nie trwało to zbyt długo, bo czując, że w ten
sposób mógłby zaraz skończyć, odepchnął go i zsunąwszy z drabinki, odwrócił się
tyłem.
–
A teraz mnie zerżnij… Chcę poczuć twojego kutasa głęboko!
Baron
na te słowa przełknął ślinę. Był już od dawna gotów go posiąść, a ten jawny
rozkaz sprawił, że wstrząsnął nim dreszcz podniecenia. Uwielbiał to w nim, choć
czasem był zbyt szczery i po prostu go ranił. Teraz jednak znów dawał mu
największe szczęście. I wiedział, że choćby miał jeszcze nie raz mówić mu przykre
słowa, to dla takiej chwili nie zrezygnowałby z tego nigdy.
Obejmując dłońmi jego tors, przez
chwilę pieścił mu opuszkami palców sutki, jednocześnie lekko podgryzając kark.
Bill mruczał cicho, czując jak gotowa męskość Bastiena drażni zagłębienie
między pośladkami. Choć minął miesiąc, miał wrażenie, że nie robili tego całe
wieki.
– Nie musimy się tak spieszyć… – szepnął
blondyn, chcąc przedłużyć ten akt. Wiedział, że teraz z pewnością go nie
odtrąci. Chłodna woda basenu była przyjemnym kontrastem z gorącem ich ciał.
Dotyk pod powierzchnią budził całkiem inne, nowe doznania. Obaj byli już
maksymalnie podnieceni, a każde, nawet najmniejsze otarcie penisa, powodowało jego
bolesną pulsację. Dłonie Barona znów przemierzały to niesamowite ciało milimetr
po milimetrze. Był dla niego teraz niczym nowo odkrywany ląd, dziki i całkiem
nieznany. Bezceremonialnie okazywał mu swoje podniecenie, drżał, ciężko
oddychał, pragnął go, jego dotyku i każdej pieszczoty jaką mu dawał. Odchylał
głowę, kiedy zassał palce blondyna, którymi ten chciał obrysować kontur jego
warg. Doskonale wiedział czego chce, czytał w jego myślach, odgadywał pragnienia.
Usta Bastiena przemierzały każdy dostępny fragment jego ciała, pieściły ucho,
szyję, kark, ramiona.
Kiedy wypuścił z uścisku warg jego
palce, blondyn od razu zawędrował nimi pomiędzy jego pośladki, wsuwając je w to
miejsce, gdzie oczekiwał go całym sobą. Był już mocno podniecony, bo blondyn
nie czuł tam najmniejszego oporu. Oczekiwał tego, pulsując całym wnętrzem
bardzo mocno, i chłopak miał wrażenie, że niewiele brakuje, aby się spełnił.
Brał swoją przyjemność pełnymi garściami, a DJ pragnął mu ją dawać,
jednocześnie sam czerpiąc największą rozkosz. Pojękiwał tak słodko, że od
samego słuchania tych cudownych jęków mógłby dojść na szczyt. Prosił o więcej,
a on spełniał jego prośby i spełniłby teraz, jak zresztą zawsze, każdą,
najbardziej wyuzdaną zachciankę. Poruszał w nim trzema palcami dłoni, wchodząc
tak głęboko, jak tylko mógł.
Bill wypiął mocniej swoje pośladki i
choć obraz pod wodą nieco się zniekształcał, Baron bardzo dobrze widział jak
palce wnikają w niego, jak członek pręży się błagalnie, aby je natychmiast
zastąpić. W końcu czy nie tego pragnął jego anioł? Nie wytrzymał dłużej,
wycofał dłoń i wszedł w niego zdecydowanym pchnięciem. Był już mocno rozwarty,
przygotowany na tę wielkość. Jęknął z przyjemności tak głośno, że z pewnością usłyszeli
go wszyscy sąsiedzi. Bastien czuł, że właśnie przestąpił próg raju, jaki miał
znów odnaleźć w nim. Rozsmakowywał się w tym rajskim lądzie na dobre i
wiedział, że będzie pragnąć go znów i znów...
Rytmiczny ruch bioder sprawiał, że
wnikał w niego po same jądra i wysuwał się do granic możliwości, na tyle, aby
się z niego zupełnie nie wyślizgnąć. Napierał na jego wrażliwy punkt, dodatkowo
pulsując w nim, tym samym sprawiając mu coraz większą rozkosz. Przylgnął do
jego pleców, więżąc go między chłodem ścianki basenu, a gorącem własnego ciała.
Gdyby tak mógł kochać się z nim do białego rana, a może popołudnia, zaznać
odrobinę snu, a potem znów i znów, niemiłosiernie długo. Być w nim, kochać go,
śmiać się, przeklinać, pieścić, całować... A potem zabrać te wspomnienia ze
sobą na zawsze, albo wręcz uczynić je każdym, przeżywanym dniem... Wiedział, że
to jedynie jego mrzonki, ale to co działo się tu i teraz, wcale mrzonką nie
było. Każdy jego w nim ruch sprawiał, że obaj zbliżali się do spełnienia, jakie
po chwili nadeszło. Pojękiwali głośno, sięgając własnego nieba, a Bill odwrócił
głowę lekko w bok i układając ją na ramieniu Barona, pozwalał mu scałować ze swoich ust tę rozkosz. Namiętnie zasysał jego wargi między swoje, kusił otarciem
języka, a kiedy je rozłączyli, blondyn szepnął schryple:
- Kocham cię…
***
To była chwila zapomnienia i przyjemności,
która nigdy nie powinna się wydarzyć. Byłem głupi i myślałem, że jeśli raz mi
się udało, to z pewnością uda się i kolejny. I kto wie, może gdybyśmy to
zrobili zamknięci w studio Bastiena, to i tym razem nikt by się o tym nie
dowiedział. Było mi z nim zajebiście dobrze, wprawdzie nie aż tak, jak z Tomem,
ale czułem się błogo spełniony.
Wtedy
myślałem, że jak i ten pierwszy raz, tak i ten drugi zostanie naszą słodką
tajemnicą.
Wtedy
miałem w planach czasem to powtarzać, przecież nikomu nie stanie się krzywda, bo
Tom nigdy się nie dowie.
Wtedy
nie miałem pojęcia, jak bardzo się myliłem.
Wtedy
nie przypuszczałem, że ta chwila przyjemności, całkowicie wywróci moje życie do
góry nogami, zaprowadzi do miejsca w jakim się właśnie znalazłem, zniszczy
wszystko i sprawi, że za moje grzechy stanę u bram piekła.
Wtedy
byłem takim idiotą…