środa, 27 grudnia 2017

Część 23.



Część 23.

            - Byłeś kiedyś w tej restauracji? – zagadnął Bastien, kiedy czekali na drinki.
            - Może ze dwa razy, zazwyczaj bywamy w różnych lokalach, nie mamy z Tomem jakiegoś ulubionego.
            Blondyn popatrzył na niego z zaciekawieniem. Mówił o swoim bliźniaku tak, jakby był jego partnerem, ale rozumiał to. Łączyło ich wiele, byli rodzeństwem, mieli tę samą pasję i pracowali razem, właściwie nie rozstawali się nigdy, no chyba, że miewali jakieś randki, ale o takich nie było mu nic wiadomo. W sumie chyba nie powinien się dziwić, że wszędzie bywał z Tomem i dlatego w ten sposób teraz mu odpowiedział.
            - To pewnie nie wiesz, że z drugiej strony mają jeszcze lepszy taras, z kanapami i hamakiem. Chodźmy tam – zaproponował, trzymając już w dłoni pełną szklankę.       - Tak się składa, że byłem tu zimową porą, więc raczej nie miałbym wtedy ochoty poleżeć w hamaku – zaśmiał się czarnowłosy.
            Pokonali kilka schodków na górę i mogli cieszyć się zupełnym odosobnieniem, bo na tarasie prócz ich dwóch, nie było nikogo. Bastien od razu skierował kroki w stronę kącika z huśtawką.
            - Ja nie zaryzykuję siedzenia tu z drinkiem – pokręcił głową Bill siadając na jednej z kanap.
            - Masz rację, łatwo można się zalać, oczywiście w tym mniej przyjemnym znaczeniu. – Blondyn także zrezygnował z uprzednio wybranego miejsca i usiadł obok wokalisty, a po chwili milczenia odezwał się: – Nie sądziłem, że nasze drogi zawodowe skrzyżują się kiedykolwiek.
            - Dlaczego? – Bill zwrócił ku niemu swoje spojrzenie.
            - Bo gracie zupełnie inną muzykę, nie spodziewałem się, że zechcecie pójść tą drogą.
            - Jakiś czas jesteś w branży, współpracujesz z wieloma ludźmi i dość często z takimi, którzy bawią się zupełnie innym stylem. Chyba nie powinno cię to dziwić. Mój brat od jakiegoś czasu już o tym myślał, zauroczyły go syntetyczne dźwięki.
            - I to on chciał grać i pracować ze mną? – Bastien wbił w czarnowłosego przenikliwe spojrzenie błękitnych oczu, jakby chciał usłyszeć, że tę propozycję wysunął młodszy z bliźniaków. Niestety nie otrzymał odpowiedzi o jakiej marzył.
            - Tak. Od jakiegoś czasu o tym myślał i wybrał do współpracy ciebie.
            - A dlaczego właśnie mnie?
            Teraz Bill dłużej zatrzymał na nim swój wzrok, a następnie odparł:
            - Bo jesteś najlepszy. Poczęstujesz mnie papierosem? Zostawiłem swoje na stole, wcześniej brałem od Toma - wymruczał, sięgając do kieszeni. – Komórkę chyba zresztą też.
            - Tak, jasne – Rozkojarzony, młody muzyk wyciągnął paczkę papierosów częstując swojego towarzysza. – Może jestem najlepszy, ale ciebie jakoś nie zwaliła z nóg moja propozycja.
            Bill uśmiechnął się pod nosem. Więc jednak nie zauważył oznak jego wewnętrznej euforii, to oznaczało, że udało mu się zagrać wręcz idealnie. Wypuścił wolno papierosowy dym, po czym odparł spokojnym, pewnym siebie tonem:
            - Cieszę się z twojej propozycji. To będzie dla mnie coś nowego, po prostu dostaję często różne oferty, więc nic nie robi na mnie ogromnego wrażenia, trochę już w tym siedzę. I musisz wiedzieć, że mało którą przyjmuję – Tak naprawdę miał w swoim życiu tylko dwie tego typu sugestie, ale przecież nie mógł ujawnić faktu, że jeszcze nie jest tak bardzo rozchwytywanym wokalistą. Teraz miał pewność, że nagranie czegoś z Baronem otworzy mu wiele drzwi.
            - Więc ja się cieszę, że zechciałeś przyjąć moją. Kompozycja jest prawie gotowa.
            - Naprawdę? – Bill niemal podskoczył, ale szybko zreflektował się, że nie może, nie chce i nie powinien okazywać teraz żadnych emocji.
            - Tak i mam nadzieję, że spotkamy się wkrótce. Chciałbym, żebyś posłuchał ścieżki, dam ci też tekst.
            - Nie spodziewałem się, że to nastąpi tak szybko, myślałem, że dopiero po nagraniu naszej płyty.
            - Tak szczerze, to napisałem ją z myślą o tobie, całkiem niedawno – odpowiedział Bastien, a ton jego głosu stał się jeszcze cieplejszy, niż wcześniej. Pewne było to, że obserwuje czarnowłosego, czego ten miał całkowitą świadomość. Bill lubił być adorowany, podziwiany i uwielbiany, jego narcystyczna natura wręcz się tego domagała, więc teraz pozwalał na to blondynowi, czując się w jego towarzystwie dobrze i przyjemnie. On z pewnością nie był zainteresowany nim jako potencjalnym kandydatem do łóżka, czy choćby flirtu, ale przecież nikomu nie zaszkodzi, jeśli usłyszy kilka komplementów, czy miłych słów. Wcale nie zamierzał z tego rezygnować.
            - Niedawno, to znaczy kiedy? – Teraz zwrócił głowę w jego stronę, wyrzucając niedopałek za balustradę.
            - Sam nie wiem czemu, ale zainspirowałeś mnie na tamtej imprezie, kiedy się drugi raz spotkaliśmy. Wróciłem do domu, wciągnąłem co nieco i napisałem to – Patrzyli sobie w oczy zastanawiając się dokąd zmierzają myśli tego drugiego. Bastien nie wspomniał ani słowem jak bardzo wówczas ten chłopak go zauroczył i, że tamtego ranka onanizował się starając rozładować seksualne napięcie, kiedy wizualizował pod powiekami tę piękną twarz i te oczy, w które teraz znów mógł patrzeć, a Bill zastanawiał się, jak wielkie wrażenie musiał na nim wywrzeć, że stał się jego muzą. Jednak nie poruszył tego tematu, a jedynie zapytał:
            - Bierzesz? – Czym zupełnie go rozkojarzył. Blondyn lekko drgnął, odrobinę zawiedziony, że z jego wyznania zainteresował go jedynie fakt, że ćpa.
            - Czasem, kiedy nie potrafię opanować emocji, ale dość rzadko. A ty?
            - Rzadziej, niż czasem – odparł wokalista, odwracając wzrok. To z pewnością nie był wygodny temat, ale nie zamierzając prowokować chłopaka do flirtu, którego tak naprawdę nie chciał, sam wkroczył w te niebezpieczne rewiry. Nietrudno było wyczuć, że podoba się Bastienowi, więc jeśli okazałby mu cień przychylności, rozmowa mogłaby łatwo zejść na płaszczyznę nieco mniej oficjalną. I jakkolwiek był łasy na komplementy, nie zamierzał dawać nikomu choć cienia nadziei na coś bliższego niż koleżeństwo, czy przyjaźń. Miał przecież Toma, to jego kochał i pożądał, nie potrzebne mu były jakieś romanse. Kiedyś z pewnością wszedłby z tym chłopakiem w nieco głębsza relację, ale nie dziś, nie teraz, kiedy miał w sercu jedyną miłość.
            - Ale zdarza ci się? – ciągnął temat Baron.
            - Zazwyczaj są to jakieś lekkie używki, coś na lepszy seks, no sam rozumiesz – uśmiechnął się, puszczając mu oczko.
            - A masz kogoś stałego do tych przyjemności? – wypalił chłopak niespodziewanie.
            - Jasne, że mam.
            - Serio? To chyba was jeszcze nikt nie przyłapał, bo cisza w mediach.
            - I nie przyłapie, jesteśmy ostrożni – zaśmiał się czarnowłosy. Twarz chłopaka przysłonił na krótką chwilę cień zawodu. Bill kogoś miał… W sumie nie powinien się temu dziwić, młody mężczyzna z twarzą anioła, o mlecznej cerze i delikatnej posturze nie mógł być przecież sam. Był piękny, niemal idealny, delikatny, wręcz cudowny i wyglądało na to, że jedyne co zrobi to obliże się smakiem. Logiczne było to, że nie może teraz do niego startować, bo na bank zostanie odrzucony, ale kto zabroni mu się z nim zaprzyjaźnić? Może uda mu się z czasem zdobyć jego przychylność i w jakiś sposób przekonać go do siebie? Ludzie przecież zmieniają partnerów.
            - No tak, rozumiem. W tej branży trzeba się ze wszystkim kryć – odparł starając się ukryć rozczarowanie i zaraz odwrócił wzrok udając zaciekawienie horyzontem, na którym pojawiły się właśnie ciężkie, burzowe chmury.
            - Nie lubię się afiszować swoją prywatnością. Im fani mniej wiedzą, tym większy jest spokój.
            - Dokładnie, wiem coś o tym. Miałem już wiele niefajnych przygód z tym związanych, ale nie mówmy już o tym, lepiej mi powiedz, czy już zdążyliście nad czymś popracować w studio – zmienił drażliwy temat i od tej chwili ich rozmowa przybrała swobodny, wręcz przyjacielski tor.

***

            Tom w oczekiwaniu na Billa właśnie dopijał kolejną porcję alkoholu. Trochę zagadał się z Peterem i Marcusem, zupełnie nie patrząc na zegarek. W tej właśnie chwili poczuł wibracje telefonu w kieszeni i zerknął na wyświetlacz, od kogo mógł nadejść sms. Nie było to jednak nic ważnego, ale właśnie uświadomił sobie, że od pół godziny rodzice siedzą w kinie, bo dokładnie czterdzieści minut temu rozmawiał z matką. Wyglądało na to, że ich plany trafił szlag. Bill gdzieś przepadł i nim go odnajdzie, zanim dojadą do domu upragniony czas w jakim miała być wolna chata przepadnie, a razem z nim ich szansa na seks we własnym domu. Ale co tam szansa… Mogą to zrobić wszędzie, a pojutrze, kiedy już starzy wreszcie wyjadą będą mieć nadto czasu na miłosne igraszki, teraz najważniejsze było to, gdzie do jasnej cholery jest Bill? Z pewnością przepadł gdzieś z tym pieprzonym DJ’em. Tak chciwie na niego patrzył na spotkaniu w wytwórni, no i ta jego propozycja. To wszystko śmierdziało Tomowi chęcią wyrwania go i teraz miał pełną świadomość, że jego własny pomysł tej współpracy okaże się ogromnym błędem, nie z powodów zawodowych, ale tych najbardziej osobistych. Znów w swoje szpony pochwycił go strach.
            Drżącymi palcami wybrał kontakt do swojego bliźniaka i nacisnął zieloną słuchawkę. Ku swojemu zdziwieniu usłyszał znajomą melodię dźwięku nadchodzącego połączenia w telefonie brata, którego wyświetlacz zaświecił się tuż obok talerza, pół metra dalej na stole.
            „Cudownie, zostawił telefon i zapomniał o całym świecie w towarzystwie tego dupka”. Tom poczuł, jak ogarnia go wściekłość, ale nie tylko. W gardle natychmiast urosło mu coś na kształt ogromnej, duszącej guli i najzwyczajniej w świecie pochłonęła go zazdrość.
            - Kurwa – przeklął, ściągając na siebie spojrzenia menagerów.
            - Coś się stało? – zapytał Marcus.
            - Powinniśmy już jechać, a Bill zostawił telefon i nie wiem gdzie jest. Pójdę go poszukać – odparł wstając, na co obaj mężczyźni skinęli głowami.
            Tom wrócił na taras, gdzie przedtem palili papierosy, ale tam nikogo nie było, obszedł toalety i inne pomieszczenia, nie zauważając schodów na górę znajdujących się tuż za barem. Był sfrustrowany, zły i pełen różnych, kłębiących się w jego głowie obaw. Gdzie mógł być teraz Bill? Przecież do jasnej cholery nie rozpłynął się w powietrzu!

***

            - To kiedy będziesz miał chwilę, żeby do mnie podjechać? – zapytał Bastien.
            - Dam ci znać, daj mi swój numer – Bill sięgnął do kieszeni, kiedy znów przypomniał sobie, że jego telefon został na stole. Jakiś czas już tu siedział rozmawiając w najlepsze, chyba powinien  wracać, która to mogła być godzina? – Cholera, przecież zostawiłem telefon. Daj, wklepię ci mój numer – sięgnął po aparat, który trzymał w dłoniach blondyn i wstukał kilka cyfr, po czym nacisnął zieloną słuchawkę, aby w nieodebranych połączeniach zapisał mu się kontakt. Jakież było jego zdziwienie, kiedy nieopodal usłyszał znajomy dźwięk. W pierwszej chwili pomyślał, że w roztargnieniu po prostu gdzieś w pobliżu go zgubił, ale gdy spojrzał w tym kierunku zobaczył Toma, z założonymi na piersiach przedramionami, nonszalancko opartego o bal drewna, tuż przy schodach. W dłoni trzymał jego telefoniczny aparat.
            - No pięknie – warknął. Był zły, chociaż nie. On był wściekły, wręcz wkurwiony, a Bill to widział, bo aż drgały mu mięśnie policzkowe i zaciśnięta żuchwa. Zmrużone oczy wpatrywały się w niego, pociemniałe ze złości. – Pół godziny temu mieliśmy być w domu. – dodał po chwili, niemal zgrzytając zębami.
            - O kurwa, faktycznie. Już idę – jęknął Bill, zrywając się na równe nogi, a za nim także ze swojego miejsca podniósł się i Bastien.
            - Teraz to już poszło się jebać. Nie musisz się spieszyć – Tom rzucił w jego stronę telefon, który ledwie udało mu się złapać, po czym odwrócił się na pięcie i zbiegł po schodach na dół.
            - Przepraszam, to przeze mnie. Zagadałem cię. To było coś ważnego? – zapytał blondyn.
            - Poniekąd – mruknął czarnowłosy. – Chodźmy na dół.
            Zeszli po schodach bez pośpiechu. Bill wiedział, że pokpił sprawę. Rozmawiając z Baronem zupełnie zapomniał co zaplanowali na ten wieczór. Kiedy podszedł z blondynem do stołu, Tom już tam siedział z kolejną, pełną szklaneczką. Doskonale wiedział, że nie zamierza natychmiast wyjść z restauracji i z pewnością nie zrobiłby tego, nawet jeśliby go o to prosił. Był wściekły i urażony. Teraz, kiedy usiadł i on, zaczął w myślach wyrzucać sobie to co się stało. Jak mógł tak po prostu zapomnieć o ich planach? Mieli mieć całe dwie i pół godziny dla siebie, a może nawet i trzy, jeśliby zjawili się w domu tuż po wyjściu z niego rodziców. Na samą myśl o tym, co właśnie w tej chwili mógłby z nim robić, zawładnął jego ciałem dreszcz, a kiedy napotkał wzrok brata, wysłał mu błagalne, przepraszające spojrzenie. Teraz z pewnością zemści się na nim i za karę da mu kilka dni zupełnego celibatu.
            - A was gdzie wcięło? – zapytał menager Bastiena.
            - Rozmawialiśmy na górnym tarasie – odparł chłopak.
            - Zdaje się, że będzie burza – zauważył Marcus, spoglądając w stronę okna.
            - Spadamy? – zagadnął Bill.
            - Dopijemy drinki i możemy jechać.
            - Zawieziesz nas? – zapytał czarnowłosy.
            - Jasne, zadzwonię zaraz po kierowcę, że może już po nas wrócić.
            Tom siedział jakby był nieobecny, popijając dużymi łykami swoją whiskey. Już nawet nie patrzył w jego stronę, zupełnie jakby był powietrzem. Do cholery, mógł wcześniej go zawołać, a nie siedział sobie tu w najlepsze zalewając się i zupełnie nie interesując co robi, na dodatek udawał wielce obrażonego. Teraz na niego spłynęła złość i rozżalenie. Wiedział, że kiedy tylko zostaną sam na sam, nie omieszka mu tego wygarnąć. Menagerowie rozmawiali na jakieś zawodowe tematy, podczas, gdy cała reszta siedziała w milczeniu, spoglądając na siebie ukradkiem. Po chwili Bill wstał, nie mogąc już znieść tego dziwnego napięcia udał się do toalety, a gdy wrócił, usłyszał, że van lada moment po nich przyjedzie. Pożegnali się więc, umawiając wstępnie i wyszli, zostawiając zapłatę za przyniesiony rachunek.
            Na parkingu ich drogi rozeszły się zupełnie. Bastien z Peterem udali się do swojego auta, a blondyn jeszcze kilkakrotnie obejrzał się za siebie, o czym bliźniacy nie mogli mieć pojęcia, wsiadając wzburzeni do służbowego vana.
            - A z wami co? – zapytał Marcus, który siedząc obok kierowcy odwrócił się do nich i zauważył ich marsowe miny.
            - Nic. Nie ważne. – mruknął Tom.
            - Gdzieś wam się spieszyło, tak?
            - Spieszyło, wcześniej, ale teraz już się nie spieszy – Wymownie spojrzał na Billa, który tylko wzruszył ramionami.
            - Zagadałem się, ale oczywiście moja wina, bo ty nie mogłeś mnie zawołać.
            - Bo kurwa nie miałem pojęcia gdzie jesteś!
            - Jasne, zgubiłem się na Manhattanie – prychnął czarnowłosy, odwracając się w stronę szyby.
            - Spokojnie, nie kłóćcie się. To było coś ważnego?
            - Dobra, już, koniec tematu. Z rodzicami byliśmy umówieni. – skłamał gitarzysta i w tej samej chwili zaczęły padać wielkie krople deszczu rozbijając się o dach i szybę auta.
            - To jak z rodzicami, to wam odpuszczą. No i mamy burzę – zauważył Marcus.
            Całą drogę nie odezwali się do siebie ani słowem, a kiedy podjechali pod dom, w oknach kuchni paliły się światła, co oznaczało, że rodzice już są. Burza rozpętała się na dobre i niemożliwością było, żeby nie przemoknąć do suchej nitki, przemierzając choćby tę niedaleką drogę od auta, do drzwi domu.
            - Może posiedźmy jeszcze chwilę, powinno zaraz się uspokoić, zmokniecie – odezwał się z troską w głosie menager, ale obaj nie mieli zamiaru zostać ani chwili dłużej w aucie. Choćby w deszczu zamierzali wykrzyczeć jeden drugiemu każde słowo, jakie cisnęło im się na usta.
            - Daj spokój, nie jesteśmy z cukru – rzucił Tom. – To na razie, zadzwoń co z terminami.
            - Dobra, to trzymajcie się!
            - Cześć! – pożegnał się Bill, otwierając drzwi samochodu i natychmiast przebiegł niewielki kawałek drogi, dzielący go od odjeżdżającego właśnie auta do zadaszenia pod boczną ścianą domu, a tuż za nim Tom, który zaraz chwycił czarnowłosego za poły marynarki i przyparł mocno do płaszczyzny za jego plecami.
            - A teraz mów kurwa, co tam się działo? Dotykał cię? Pocałował? Mów, ale już! – wysyczał. Oczy Billa szeroko się rozwarły i nie zważał nawet na to, że krople skapujące z jego włosów wpływają pod powieki.
            - Co ty pieprzysz, Tom? – zapytał z niedowierzaniem, chwytając go za nadgarstki.
            - Mów kurwa, bo cię zapierdolę! Ciebie i tego gnoja!
            Tom był naprawdę wściekły i dawno go takiego nie widział. Właściwie nigdy go takiego nie widział, nigdy z tego powodu. A powód był tylko jeden: zazdrość. Od dnia, w którym ich życie totalnie się zmieniło, odkąd połączyła ich prócz tej braterskiej, jeszcze partnerska więź, nie dał mu żadnego powodu to tego plugawego uczucia zwanego zazdrością. Ale zaraz, chwila… Czy teraz mu jakikolwiek dał? Przecież on tylko z nim gadał, nie zrobił nic złego, nie dotykał go, nie całował, nie flirtował i nawet nie rozmawiał na zdrożne tematy, choćby takie, jak tamtym razem. I nawet nie pomyślał o nim w ten niegrzeczny sposób. O co więc był ten cały wkurw?
            Oczy Toma płonęły żywym ogniem zazdrości i miłości. Cholera, to się naprawdę działo! To, o czym marzył kiedyś, co śnił po nocach i był cholernym szczęściarzem, że jego sen się spełnia.  
            Puścił nadgarstek brata i wpatrując się w to płomienne spojrzenie, objął dłonią jego mokrą twarz, po której spływały strużki wody, zupełnie, jakby stał pod prysznicem. Nie dbał o to, że on nie jest pod zadaszeniem, po prostu mókł nie chcąc wejść do domu, póki nie usłyszy zapewnienia, że ukochane ciało nie zostało zbrukane obcym dotykiem.
            - Kocham cię ty idioto, kocham jak skurwysyn i nigdy, nikomu nie dam się nawet dotknąć – odpowiedział cicho, ledwie słyszalnie przez ten szum ulewy i już nie pozwolił mu wyartykułować ani jednego słowa. Dopadł do jego ust swoimi, całując zaborczo, mocno, niemal boleśnie. Nie zważając na kolczyk, nie dbając o to, że właśnie z tego pośpiechu rozciął sobie o jego zęby wargę, a metaliczny posmak krwi zmieszał się ze śliną. Obejmując dłońmi szyję Toma, czuł, jak to ukochane, spięte ciało rozluźnia się, jak poddaje się pieszczocie warg, biorąc w tym czynnie udział. Nie ważne było to, że za ścianą ich rodzice być może właśnie jedli kolację. Oni, spowici mrokiem, w ulewnych strugach deszczu oddawali się płomiennym pocałunkom, podczas których Bill jednym obrotem ciała, zamienił ich miejscami. Teraz on mókł, chcąc choć na chwilę ochronić przed deszczem brata, który i tak już nie miał nawet skrawka suchej odzieży na sobie. Przylgnął do niego całym sobą i sugestywnie poruszył biodrami, ocierając się o niego wypukłością, jaka nagle powstała pomiędzy jego udami. Dokładnie to samo wyczuł u Toma i wsunął pomiędzy jego nogi swoje udo, pocierając nim. Odrywając się od niego, wymruczał tym tonem głosu, który brat tak bardzo uwielbiał. Zawsze brzmiał w ten sposób, kiedy tak bardzo go pragnął:
            - Tommy… Ja nie chcę do domu, chcę się z tobą kochać, nieważne gdzie... Na ławce, na trawie, gdziekolwiek. Po prostu weź mnie, bo oszaleję - Spojrzał na jego usta, oblizując własne i charakterystycznie przygryzł wargę. Zawsze to robił w takich chwilach, doprowadzając bliźniaka tym gestem do apogeum pragnienia. Zazdrość i wściekłość szybko zastąpiło pożądanie, jakie mógł zaspokoić natychmiast i nieważne było w jakich warunkach, bo tak naprawdę to wszystko jeszcze bardziej go podniecało. Nie potrzeba było więcej słów, mocnym uściskiem objął Billa za rękę i pociągnął za sobą na tył domu, gdzie mogli skryć się między drzewami i krzewami, chronieni przed ciekawskimi oczami sąsiadów wysokim płotem porośniętym liściastym pnączem, choć w tej chwili to nie było aż tak bardzo niezbędne, bo mrok i ściana deszczu, dostatecznie chroniła ich przed każdym spojrzeniem. Bo kto o zdrowych zmysłach, w taką pogodę zechciałby w ogóle wyjść z domu i robić cokolwiek podczas takiej ulewy?
           

10 komentarzy:

  1. O łał... to było mocne. Bill tak się zagadał, ze myślałam, ze naprawdę dostanie mu się za to, ze zapomniał o ich planach.. ale skończyło się to całkiem inaczej, lepiej.. : >
    Tom, ten jego wkurw i ostre słowa przed domem + ta przeseksowna akcja w deszczu - zdecydowanie najlepszy moment! I ja poproszę o część dalsza ... ; > są niemozliwi, tak zabawiac się za domem, no brak slow :>
    Odcinek jak zwykle super ! Oby tak dalej !
    Pozdrawiam i ściskam, M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością by mu się dostało, gdyby byli sam na sam, lecz nim to nastąpiło, zdecydowanie ostygły emocje Toma. No a potem już zupełnie załagodził to wszystko Bill, który z pewnością wynagrodzi mu to sowicie.
      Dziękuję serdecznie i ślę buziaki ;*

      Usuń
  2. Bill jest kurwa niereformowalny. Nie dość, że pławi się w komplementach dostawanych od innego faceta, znika z nim bóg wie gdzie, a potem zdziwiony i obrażony, że Tom jest zazdrosny? No cóż, uwielbiam tą małą dziwkę, ale tym razem i mnie zdenerwował. Chociaż seks na wybitnym wkurwie jest najlepszy, więc czuję, że kolejny rozdział będzie totalną rakietą. :D
    Napisane jak zwykle genialnie, co tu dużo mówić. Nawet sprawdza się z przyjemnością. <3

    Buziaczki skarbie ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bill jest narcyzem, nie zapominajmy o tym, wiecznie łasy na komplementy. To, czy kolejny rozdział będzie rakietą, to okaże się, ale powiem jedynie, że będzie się działo.
      Ściskam mocno i całuję ;*

      Usuń
  3. Scena w deszczu- BOSKA! :)
    Oj, w następnym odcinku będzie się działo, coś czuję, że seks będzie totalną orgią dwóch ciał :).
    I powiem szczerze, że to ostatnie zdanie mnie zaniepokoiło... Czyżby ktoś ich przyłapie ...?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta scena dopiero się rozkręca, więc to jedynie słodka obietnica czegoś więcej, na co oczywiście serdecznie zapraszam i nie zdradzając się już ani słowem...
      Dziękuję i ściskam mocno ;*

      Usuń
  4. I znów koniec w takim momencie :P czuje się jakbyście sie nade mną znęcały... ty i Paulina, bo w waszym wspólnym opowiadaniu to samo xD Hahaha
    Teraz to już nie myśle o niczym innym jak tylko o nich w tym deszczu, tarzających się po trawie :D dzięki... Hahaha :P
    Mam tylko nadzieje, ze następny rozdział ukaże się szybko, bo nie wytrzymam :P życzę Ci wiec dużo weny. Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach gdzież tam od razu znęcały, ja tylko lubię podsycać ciekawość i mam ogromną nadzieję, że mi się to udaje.
      Myśl, myśl kochana, w następnej części ciąg dalszy tego, co zaczęło się w tym. Za szybko to nie będzie, zbyt mała motywacja do pisania ;)
      Dziękuję, ściskam, całuję ;*

      Usuń
  5. Zwabienie Billa na taras. Bastien po prostu wiedział, że Tom będzie Billa szukał, albo ja już na siłę doszukuję się jakiś ukrytych teorii spiskowych. Swoim opisem i nienagannym stylem w zaskakujący sposób potrafisz wodzić czytelnika za nos.
    Te Twoje nieśmiałe sugestie z każdej strony, magia. I w moim odczuciu wywierasz na czytelniku bardzo silne wrażenie przykuwając uwagę do takich z pozoru błahych detali. Nie umiem oprzeć się przekonaniu, że u Ciebie w każdym pojedynczym zdaniu każde słowo ma istotne znaczenie lub wartość dla dalszego przebiegu akcji.

    A tutaj...
    "Bill lubił być adorowany, podziwiany i uwielbiany, jego narcystyczna natura wręcz się tego domagała, więc teraz pozwalał na to blondynowi, czując się w jego towarzystwie dobrze i przyjemnie."
    Bill jest jakiś głęboko nienasycony. Czyżby Tom za mało go adorował? Za mało poświęcał Billowi swojej uwagi? Jeszcze sam się pcha do tego Bastiena. Jeszcze chwila i naprawdę zrobi się niebezpiecznie. Bill strasznie się w tym wszystkim miota. A przecież to znów tylko niewinna rozmowa na tarasie.
    Nie jestem nawet zaskoczona, że już teraz Tom pożałował nawiązania współpracy właśnie z Baronem.
    I ta chwila, kiedy Tom zorientował się, że telefon Billa dzwoni na stole - tutaj idealnie ukazałaś jak Bill naprawdę musiał być ostro zakręcony i przejęty tą rozmową z Bastienem.
    Oczywiście wkurwienie Toma na Billa, a co lepsze też Billa na Toma. To już nie pierwsze tak intensywne emocje, które towarzyszą mi podczas czytania, jak i pomiędzy bliźniakami.
    A najlepszym fragmentem tej części była była końcówka czyli... Stormy weather! Zdecydowanie! I pomyliłam się tym razem. Cóż, wcześniej wróżyłam im burzową pogodę nad związkiem, a tutaj tak mnie zaskoczyłaś, że aż wyszłam z siebie i stanęłam obok.
    Genialny opis bo masz genialny styl!
    Zaskakująca akcja bo masz zaskakujące pomysły!
    Unikatowe emocje bo masz unikatowy talent!
    Zaraz się rozpłynę chociaż nie jestem pewna czy potrafię odpowiednio wylewnie wyrazić swoje pozytywne uczucia.

    Absolutnie niczego nie brakowało w tej scenie!
    Zaskakujący zwrot akcji, jest.
    Ostry dialog Billa i Toma, jest.
    Ulewny i intensywny deszcz, jest.
    Wybuchowa mieszanka miłości i zazdrości, jest.
    Czego chcieć więcej?
    Czy można czegoś chcieć więcej?
    Ostrego rżnięcia, ale jestem przekonana, że z pewnością i tego też nie zabraknie.
    Wszystko idealnie dopracowałaś w najdrobniejszym szczególe!

    Lecę czytać dalej,
    E.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, często gdzieś między wierszami daję czytelnikowi jakiś znak, zajawkę, i nic tak naprawdę nie jest przypadkowe.
      Już wspominałam, jak wielkim Bill jest narcyzem i tu całkowicie poddał się komplementom, radości, że jest czyjąś inspiracją. To na niego działa, ten typ po prostu tak ma.
      A z tym moim talentem, to trochę przesadzasz :D
      Buźka, biegnę do następnego komentarza!

      Usuń