czwartek, 7 grudnia 2017

Część 22.



Część 22.

            Trzy bite dni spędziliśmy z rodzicami. Dawali nam spokój tylko w czasie, kiedy jechaliśmy do studio. Kochaliśmy ich i lubiliśmy spędzać z nimi czas wolny, szczególnie kiedy dłużej się nie widzieliśmy, ale teraz sytuacja była szczególna. Przez ich obecność nie mogliśmy nawet iść do łóżka, bo nie mieliśmy jak. Nie chcieliśmy czekać aż zasną i skradać się do siebie nocą. Nie umieliśmy być cicho w sypialni i niemożliwe było, żebyśmy mogli robić to teraz w domu. Pierwszy dzień celibatu był katorgą. Musiałem onanizować się pod prysznicem, ale drugiego dnia, wracając ze studio pojechaliśmy za miasto, do lasu. Tom rozłożył tylne siedzenie i spędziliśmy tam dwie godziny. W sumie, nie było nas ponad cztery i w trakcie, kiedy brał mnie ostatni raz, oczywiście musiała zadzwonić matka. Ona zawsze miała wyczucie czasu… Tym razem dzwoniła do mnie, więc Tom na chwilę wstrzymał ruch bioder, jednak nie wycofując się. Miałem go w sobie cały czas, kiedy z nią rozmawiałem, przez co mój głos był z pewnością roznamiętniony, bo od razu zapytała co robię. Zdenerwowała mnie i nawrzucałem jej, że jak są daleko, to dzwoni raz na kilka dni i nie ma pojęcia czym się w tym czasie zajmujemy, ale będąc tu, kontroluje nas na każdym kroku i nawet podczas telefonicznej rozmowy, pyta co robię.
            - A co mogę robić? Rozma-aaawiam z tobą ma-aamo – odpowiedziałem na zakończenie swojego wywodu, przeciągając nieznacznie samogłoski, bo właśnie w tej chwili Tom zapulsował we mnie swoim fiutem. Myślałem, że mu przyłożę i miałem ochotę go udusić, ale kiedy szybko rozłączyłem się odrzucając telefon, nakazałem tylko: - Teraz pieprz mnie, mocno, z całych sił Tommy, bo oszaleję!

***

            Czwartek zapowiadał się dość pracowicie. W planach było spotkanie z Baronem, potem wspólny lunch dla lepszej integracji. Wieczór miał być tylko dla nich, a że rodzice zaplanowali wyjście do kina, usilnie namówili ich na późniejszą godzinę twierdząc, że wówczas będą mogli pójść razem. Jednak był to dość chytry plan – chcieli zatelefonować do nich na pół godziny przed seansem, że niestety nie wyrobią się. Celowo mieli czekać do tak zwanej za pięć dwunastej, żeby już byli w kinie i nie zrezygnowali z seansu, a wtedy będą mieli jakieś trzy godziny dla siebie, wreszcie w swoim własnym domu, a nie na tylnym siedzeniu auta, czy toalecie w studio, gdzie musieli zachować naprawdę maksimum ostrożności.
            Nie pozwalając się budzić, spali do dziesiątej a potem, po zjedzeniu przygotowanego przez matkę pożywnego śniadania pojechali na umówione w południe spotkanie w wytwórni.
            Firmowa sala konferencyjna wyposażona była w podłużny stół z owalnymi zakończeniami, dużą liczbę krzeseł, wielki monitor, zajmujący niemal połowę ściany, odtwarzacz, a także flipchart suchościeralno – magnetyczny. Chłopcy umówili się z resztą zespołu, jak też Marcusem i mężczyzną dopinającym umowy na ostatni guzik od strony prawnej na dole budynku, aby już razem dotrzeć na umówione spotkanie. Kiedy tam weszli, Bastien wraz ze swoim impresario i prawnikiem już na nich czekali na sali. 
            Przywitali się podając sobie ręce. Uwadze Toma nie umknęło, że Baron bardziej uśmiechnął się przy powitaniu z Billem i jakby dłużej przytrzymał jego dłoń, chociaż w trakcie spotkania nie zauważył jakichś szczególnych oznak zainteresowania chłopaka jego bratem, więc wraz z upływającym czasem w ogóle przestał zwracać na nich uwagę uznając, że stał się jakiś w tym temacie przewrażliwiony.
            Sekretarka podała napoje, według życzenia każdego i wszyscy dostali do rąk po jednym, wstępnym egzemplarzu umowy do przeczytania i przeanalizowania, oraz zgłoszenia ewentualnych poprawek, dlatego też jakiś czas panowała na sali niemal zupełna cisza, oznajmiająca zagłębienie się w lekturę. W tym czasie panowie zaznaczali, zakreślając ewentualne nieścisłości.
            - Poprawka przydałaby się w tym punkcie, w klauzuli o oświadczeniu o odpowiedzialności za wadliwe przeniesienie praw autorskich – wskazał prawnik chłopców.
            - Tak, brak tu dopisku; „Autor zapewnia, że jego utwór jest całkowicie oryginalny i nie zawiera żadnych zapożyczeń z innego dzieła, które mogłyby spowodować odpowiedzialność wydawcy” – zauważył ten drugi spec od prawa. Chłopcy tak naprawdę jeszcze nie za bardzo znali się na tych wszystkich paragrafach, więc mogli wyłapać jedynie jakieś formalne, znane im niedociągnięcia i błędy, jednak ta umowa, nie zawierała takich, sporządzona była sięgając dalej w przyszłość i nie dotyczyła jedynie zremiksowania ich starszych piosenek, ale odnosiła się również do współpracy nad nową płytą, do czego usilnie dążył Tom, a co w rezultacie udało się osiągnąć. Po krótkiej analizie i wyłapaniu mniej istotnych nieścisłości, do sali poproszona została Ana, specjalistka od sporządzania umów w wytwórni. Nim naniosła odpowiednie, zasugerowane poprawki i wydrukowała dokumenty do podpisu, mężczyźni mieli sporo czasu na dogadanie innych detali współpracy, które nie były zawarte w umowie.
            - Umowa jest na czas nieokreślony, oczywiście każda ze stron może wypowiedzieć ją, z zachowaniem zawartego czasu wypowiedzenia. – odezwał się jeden z prawników.
            - Raczej mamy w planie dłuższą współpracę – dopowiedział Tom. – Poza epką z remiksami chcemy jeszcze nagrać coś całkiem nowego, nie opartego na tym co już istnieje.
            - To będzie kolejna płyta, czy przedtem coś wydajecie nowego? – zapytał Peter.
            - Nie, na razie nie. Jesteśmy niemal świeżo po trasie, mamy trochę przygotowanego materiału, jest kilka kompozycji, jakie chciałbym ci pokazać – Gitarzysta zwrócił się do Bastiena. – Trochę już montowałem sam, więc niebawem możemy zacząć naszą współpracę. W międzyczasie oczywiście, bo mamy trochę rzeczy jeszcze do ogarnięcia i parę koncertów na różnych imprezach.
            - Ja też akurat w tym czasie mam kilka live’ów i duży festiwal, więc jakoś to poukładamy – wtrącił Bastien.
            - Ustal nam wolne terminy w studio – Tom zwrócił się do Marcusa. – Na wstępie, nim dogadamy czas, zapraszam do nas.
            - Z tym akurat nie ma problemu, możemy popracować i u mnie. – Baron zerknął na Billa, który uśmiechnął się. – Mam także propozycję dla ciebie.
            - Dla mnie? – Czarnowłosy uniósł brwi.
            - Chodzi mi o wokal, mam coś autorskiego i byłbym rad, jakbyś zechciał użyczyć swojego głosu. Jeśli kawałek i moja propozycja spodoba ci się, podpiszemy osobną umowę.
            Wyostrzone spojrzenie Toma spoczęło na blondynie, a po chwili przeniosło się na bliźniaka. I choć już był spokojny, a obawy prawie całkowicie w sobie uśpił, to jednak lustrował obu swoim wzrokiem. Bill na pozór nie wyglądał na tryskającego szczęściem, ale on potrafił zachować pozory. Z pewnością nagranie z Baronem autorskiego kawałka, było dla niego smakowitym kąskiem i widział to w jego błyszczących oczach. Tylko on znał go tak dobrze. Wprawdzie już kiedyś nagrywał z kimś piosenkę do filmu, ale ta propozycja była o wiele bardziej interesująca. To byłaby współpraca z DJ’owską gwiazdą, a nie od dziś było wiadomo, że Baron wybiera naprawdę dobre głosy dla swoich utworów, z których każdy stawał się przebojem.
            - Nie ma sprawy, z chęcią rzucę okiem - odpowiedział jakby od niechcenia, beznamiętnym tonem głosu. Od zawsze potrafił trzymać emocje na wodzy, a i teraz nie chciał, aby chłopak zorientował się, że wewnątrz aż płonie z radości na samą myśl o tym przedsięwzięciu.
            - W takim razie umówimy się na jakiś dzień. Z góry uprzedzam, że to także będzie się wiązało z występem na żywo na kilku festiwalach po jej premierze, chociaż pewnie o tym wiesz. – Uśmiechnął się Bastien.
            Bill oczywiście doskonale wiedział, że wokaliści, jacy nagrywali z Baronem, występowali potem na tych wielkich, DJ’owskich festiwalach, na live’ach. Na samo wyobrażenie tego, zawładnęła nim wewnętrzna euforia, bo on koncertował także w Stanach, a jeśli ta współpraca dojdzie do skutku, z pewnością będzie jego gościem i wystąpi potem na każdym z tych wielkich festiwali.  
            Kiedy Baron zwrócił się, coś mówiąc do swojego menagera, szeroki uśmiech mimowolnie zagościł na jego ustach, czym znów przykuł uwagę brata. Teraz Tom wydawał się być odrobinę zaniepokojony i z pewnością pomyślał dokładnie o tym samym. Oczywiste było, że to nie stanie się jutro, ale jeśli już się stanie, będzie musiał wypuścić Billa z rąk, bo w jakim charakterze miałby pojechać z nim za ocean? Partnera, a może nadopiekuńczego bliźniaka, tudzież niańki? To, co ich połączyło było wyjątkowe i silne, ale przecież należało zachować odrobinę rozsądku. Czym się tak przejął na zapas? Przecież Bill go kochał, obiecał mu siebie do końca dni. Każda para czasem się rozstawała z konieczności, a oni byli ze sobą i tak niemal non stop. Mieszkali razem, byli braćmi i nikt nie wiedział co łączy ich ponadto, mieli ten komfort wspólnie pracując i tworząc, dzięki czemu spędzali ze sobą więcej czasu, niż inni ludzie będąc w związkach, skazani na wiele godzin bez siebie chociażby w pracy. On obcował z Billem niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę, w domu wszystko robili razem, odkąd wrócili nie było dnia, aby rozstali się chociaż na krótko, jadali razem, kładli się spać i wstawali o tej samej porze, brali wspólnie kąpiel, prysznic, i wyjątkiem od tego był jedynie czas, kiedy mieli na karku rodziców, dlatego też ich sytuacja była wyjątkowa, zupełnie inna od każdej, przeciętnej pary. Miał Billa tylko dla siebie, całego, o każdej porze dnia i nocy, a teraz myśl, że kiedyś będzie musiał się z nim rozstać choćby na jeden, czy kilka dni paraliżowała go strachem. Ktoś kiedyś powiedział, że tęsknota jedynie wzmaga uczucie, ale on wcale nie chciał tęsknić, nie potrzebował takiego doświadczenia. On kochał mocno, wystarczająco i wiedział, że bardziej nie można, że nic już nie jest w stanie pogłębić tego uczucia. Ufał mu, wierzył, że nigdy go nie zdradzi, ale skąd mógł mieć pewność, że czarnowłosy nie zakocha się w kimś innym? Tęskniąc za normalnością w związku, może w końcu mieć dość ich relacji, kiedy nie mogą nikomu wyjawić swoich uczuć, ani tego co ich łączy. Zapragnie pokazać się światu ze swoim partnerem, a z Tomem w tej roli nie będzie mógł pokazać się nigdy.
            I tego właśnie szatyn obawiał się najbardziej. Teraz, widząc rozpromienionego bliźniaka, który cieszył się jak dziecko po propozycji Barona, coraz bardziej zaczynał się bać. Podczas, gdy w jego głowie szalała burza obaw, oni rozmawiali w najlepsze snując plany współpracy. Teraz zaczynał żałować tego, bo sam był tego przyczyną. Przecież to on marzył o pracy z DJ’em, nagraniu płyty w kooperacji z nim, więc sam tego chciał, choć tak naprawdę zupełnie czegoś innego, z pewnością nie tego, żeby Bill zainteresował się kimkolwiek innym.
            - To co panowie? Wspólny lunch, tak jak się umawialiśmy? – rzucił Marcus, a Peter niemal od razu wstał od stołu.
            - Zarezerwowałem u Friedricha, chyba, że chcecie gdzie indziej.
            - Może być.
            - Tak, pasuje.
            - Dobre żarcie mają. – odezwali się jeden po drugim.
            Po opuszczeniu gmachu wytwórni, udali się na parking tuż obok budynku, skąd ruszyli autami w umówione miejsce. Dojazd na miejsce zajął im niespełna dwadzieścia minut. Tom z Billem przyjechali taksówką, bo wiedzieli, że potem zabiorą się służbowym vanem. Marcus zawsze po tego typu spotkaniach nakazywał kierowcy odwieźć wszystkich. Odkąd David wyjechał do Stanów, to właśnie on przejął wszelkie obowiązki związane z karierą zespołu, nie tylko samych bliźniaków, czym zajmował się uprzednio, i wyglądało na to, że tak już pozostanie. Lada dzień mieli się spotkać u prawnika, aby przepisać wszelkie pełnomocnictwa i zmienić umowę. David nie zamierzał wracać.

***

            Byłem świetnym aktorem, słowo daję. Mógłbym grać w filmach, ale taka kariera nie marzyła mi się. O wiele bardziej kręciło mnie granie w reality-show, zwanym życiem, to wychodziło mi idealnie, a w przyszłości, jeśli już miałbym robić coś innego, niż śpiewanie, to chciałem się zająć modą.
            W tamtej chwili grałem jedną z moich życiowych ról: udawanie przed Bastienem ledwie zainteresowanego propozycją wychodziło mi świetnie, w przekonaniu o czym utwierdził mnie on sam już będąc w restauracji. Tylko Tom zauważył, jak bardzo ta propozycja mnie ucieszyła. To była dla mnie ogromna szansa, chciałem kiedyś zaistnieć jako wokalista, nie tylko jednego zespołu. W drodze do restauracji nie potrafiłem myśleć o niczym innym, wyobrażenie tego wyparło z mojej głowy nawet obsceniczne scenki seksu z Tomem, o czym wcześniej myślałem niemal nieustannie, więc wiadomo, jak wiele to musiało dla mnie znaczyć. W duchu cieszyłem się jak dziecko, zamyślony siedziałem z nosem przyklejonym do szyby, aż w pewnej chwili poczułem ból pod jednym z żeber, jaki zadał mi łokieć Toma. Kiedy zwróciłem ku niemu spojrzenie uśmiechnął się tylko szyderczo i syknął coś pod nosem. Nikt tego jednak tego nie zauważył i nic nie słyszał, bo wokoło toczyła się głośna rozmowa. Wiedziałem, że jest zły, wręcz wściekły, musiałem więc jakoś go uspokoić, bo gotów rzucać mi pod nogi jakieś kłody. Choć tak naprawdę, był moim bratem, powinien się cieszyć z moich sukcesów. I cieszył się, wiedziałem to… Cieszył, a jednocześnie bał, i wiedziałem też czego. Wtedy miałem tylko jeden priorytet; przekonać go, że wcale nie ma czego się obawiać, że mi zależy jedynie na karierze w zespole, a także tej solowej i, że przede wszystkim zależy mi na nim.

***

            Stolik w restauracji zarezerwował Peter, choć właściwie trudno było go nazwać stolikiem, bo był to stół. Siedem miejsc czekało na ich zajęcie, a tuż po przybyciu usadowili się na nich chłopcy z zespołu, Bastien i ich menagerowie. Po chwili zjawił się kelner i podał karty dań. Cały czas towarzyszyła im spokojna rozmowa dotycząca zagadnień z branży, jak też i przyszłej współpracy, i tylko podczas konsumpcji stali się bardziej milczący. Blondyn, nie chcąc się z niczym afiszować, bardzo dyskretnie przyglądał się czarnowłosemu. Najchętniej wyciągnąłby go z tego obiadu, albo sprawił, żeby wszyscy inni po prostu sobie poszli, ale doskonale wiedział, że na wszystko potrzeba czasu. Dopiero przed nim były wszelkie inicjacje jakichś spotkań sam na sam, na początku pod pretekstem współpracy, oczywiście tej, dotyczącej jego autorskiej kompozycji, a potem… czas pokaże. Praca nad płytą zespołu nie wymagała ciągłej obecności Billa, który miał jedynie zaśpiewać na próbach i nagraniu. Ścieżkę dźwiękową miał tworzyć z jego bratem, i to z nim będzie spędzał najwięcej czasu, więc to nie stwarzało okazji do bliższego kontaktu z tym młodym Bogiem, a on chciał być blisko niego, właściwie jak najbliżej. Od chwili poznania, oczywiście nie od tej pierwszej, zupełnie przelotnej, a od tej drugiej, kiedy spędził z nim kawałek czasu na ciekawej rozmowie, nie umiał się pozbyć go ze swojej głowy. Był zafascynowany jego osobą i wiedział, że zrobi wszystko, aby poznać go jeszcze lepiej i pobyć w jego towarzystwie dłużej. Póki co, nie miał jakichś wielkich nadziei na coś więcej, nie miał pojęcia, czy tak do końca obaj przypadną sobie do gustu, bo to, że Bill wpadł mu w oko nie oznaczało jeszcze uczucia, ponadto nie wiedział, czy on sam spodobał się chłopakowi. Możliwe, że z jego strony nic nie zaiskrzy, ale wiedział, że wokalista jest sam w sensie związku, w innym wypadku tabloidy już dawno huczałyby od tej sensacji. Nie pozostawało nic innego, jak zacząć starać się o niego. Jednak nie miał zamiaru podać mu siebie od razu na tacy. Nie może zachowywać się tak, aby wszyscy od razu odgadli, że czarnowłosy bardzo mu się podoba, ale nie będzie mógł też okazać, że zupełnie go nie interesuje. Tę rundę należało rozegrać umiejętnie, a Baron był w tym mistrzem. Dlatego nie wgapiał się bezczelnie w chłopaka, starał się zachowywać naturalnie i na początek zdobyć jego przyjaźń, jak też i jego brata. Nie zaszkodziło mieć takiego sojusznika po swojej stronie. Jednak muzyk nie wiedział o jednym, bardzo istotnym szczególe, bo jak wszyscy inni nie miał bladego pojęcia co bliźniaków łączy.
            - Ktoś idzie zapalić? – zwrócił się do ogółu, doskonale wiedząc, że wszyscy chłopcy są w posiadaniu tego nałogu, dlatego też nawet nie marzył, że pobędzie z Billem sam na sam i jak się spodziewał, chęć wyrazili jednogłośnie, udając się na taras i gromadząc wokół dużej popielniczki. Rozmawiali śmiejąc się, wymieniali poglądy i poddawali ocenie kawałek, jaki właśnie sączył się z głośników. Bastien doskonale wiedział, że dziś nie wskóra kompletnie nic, a nawet nie dogada z nim żadnego, konkretnego terminu spotkania, dotyczącego spraw zawodowych. Musiał uzbroić się w cierpliwość, choć wcale nie była ona jedną z jego cnót, a wręcz przeciwnie; jeśli na czymś zaczynało mu zależeć, chciał to mieć teraz, już! I tak samo było z faktem, że upodobał sobie jego. Gdyby tylko mógł, od razu zaproponowałby mu jakieś spotkanie, ale wiedział, że w tym wypadku musi być ostrożny, nie miał ochoty go spłoszyć, a w konsekwencji stracić. Ale zbieg okoliczności, czy też czysty przypadek sprawił, że jednak udało mu się ukraść strzępek czasu w jakim mógł pobyć z nim sam na sam. Dokładnie w chwili, kiedy dwaj pozostali członkowie zespołu dogasili w popielniczce pety, żegnając się i udając w stronę wyjścia, w kieszeni Toma rozdzwoniła się komórka, w rezultacie czego oddalił się, odbierając połączenie.
            - Masz ochotę może jeszcze na drinka? – zagadnął Bastien.
            - A wiesz, że chętnie? – odparł Bill, ruszając za nim w stronę baru.

***
           
            - Gdzie wy jesteście? Za kilka minut rozpocznie się seans! – rozbrzmiał rozpaczliwy głos matki, kiedy tylko Tom odebrał telefon. Zupełnie zapomniał o ich idealnym planie, w którym to mieli właśnie mniej więcej o tej porze zatelefonować do niej powiadamiając, że nie wyrobią się, ale w tym czasie powinni być już w drodze do domu, aby nie stracić ani minuty z cennego czasu, kiedy to znów będą mieli własne sypialnie tylko dla siebie. Jednak wyglądało na to, że tego czasu pozostanie im naprawdę bardzo mało. Wciąż tkwili w restauracji i nie zanosiło się na to, że opuszczą ją natychmiast.
            - Mamo, przepraszamy. Miałem właśnie dzwonić, nie damy rady, jesteśmy jeszcze w restauracji i nie możemy się wyrwać, jesteśmy z ludźmi, z którymi zaczynamy współpracę. Ale wy idźcie, my i tak jeszcze tu pobędziemy.
            - No trudno, dobrze synku, przecież ja to rozumiem. Zobaczymy się wieczorem, pa kochanie.
            Tom westchnął i rozłączył się odwracając w stronę, gdzie pozostawił Billa z Bastienem, ale ich już tam nie było, pomyślał więc, że z pewnością wrócili do stołu. Po drodze zaliczył toaletę, a kiedy dotarł na salę w której uprzednio siedzieli ze zdziwieniem stwierdził, że na swoich miejscach jest jedynie Peter i Marcus, a zajęci jakąś żarliwą dyskusją nawet nie zwrócili na niego uwagi. Gdzie, do jasnej cholery, podziało się tamtych dwóch? Nie chciał jednak zrobić z siebie idioty i nie zamierzał ich szukać. Skinął na kelnera i zamawiając kolejną szklaneczkę whiskey, postanowił cierpliwie poczekać w nadziei, że lada moment się pojawią.
            Ale moment zamieniał się w długie, bezlitosne minuty.

8 komentarzy:

  1. To się wydaje takie krótkie... takie krótkie! Coś załomotało w mojej piersi i po prostu czuję się jak Tom. Jestem zła, z obawami. Zastanawiam się, co teraz myśli Bill? Mam wątpliwoścci co do tego, że mógłby zapomnieć o ich zamiar i liczę, że za drinkiem z Bastienem stoi jakiś plan. Mam taką nadzieję. Tak się łudzę, heh.
    Swoją drogą, wiedząc o relacji bliźniaków, mam ochotę się śmiać, gdy tak czytam o uczuciach DJ'a. Biedaczek, nie wie w co się pakuje!

    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział

    Buziaki,
    An

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długość jest jak zwykle, 6-7 stron w wordzie. Mam trochę zapasu, ale teraz kompletny brak głowy do pisania, więc szybko nastąpiłaby dłuższa przerwa.
      Trudno mi odnieść się do Twoich domysłów i przemyśleń, bo zdradziłabym fabułę, a z pewnością nie chcesz żadnego spoilera. Powiem jedynie, że Bastien, jak i cała reszta nie wie o relacji bliźniaków, dlatego też będzie starał się jakoś poderwać Billa.
      Dziękuję za komentarz i ściskam mocno! ;*

      Usuń
  2. No to chyba z upojnych chwil tylko we dwoje nic nie wyjdzie ;>
    No ale kurde... niech się nie zachowują jak jakieś króliki Hahaha xD chociaż według mnie by mogli, ale może nawet i mnie by się to w końcu znudziło xD
    Za to Bastien... naprawdę go lubie... <3 i w ogóle widzę, ze mam z nim cechę wspólna... tą niecierpliwość... ze jak czegoś chce to chce to teraz i juz :P może dlatego wydaje mi się taki... bliski :D
    Ale widzę, ze z tą propozycją to nie próżnuje ;> i dobrze... niech się dzieje :D
    I tak jak obiecałam, poprawiłam się, komentarz jest od razu :D
    Jak zwykle czekam na więcej, życzę we by i śle buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie zdradzę, plan z pewnością nie wypali, czas ucieka, a nie zanosi się aby szybko wrócili do domu, ale kto wie, jaki spontan przyniesie los...
      Bastien jest całkiem w porządku, może gdyby wiedział o ich relacji, wziąłby nogi za pas, ale skoro nie wie, to się chłopak stara ;)
      Dziękuję, całuję i ściskam! ;*

      Usuń
  3. Oszalałaś, kończąc w takim momencie :O
    Tom się nakręca, myślałam na początku, że może niepotrzebnie, ale ta końcówka wybiła mnie z rytmu.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ajj... jak ja lubię kończyć w momentach, kiedy zdaję sobie sprawę, że czytelnik chce więcej. Czyż to nie rozpala ciekawości?
      Tom jest zwyczajnie zazdrosny i w chwilach kiedy Bill znika mu z oczu, poważnie zaczyna się bać.
      Dziękuję, pozdrawiam, ściskam! ;*

      Usuń
  4. Nawet doszło do tego, że musieli pojechać do lasu.
    Ukrywanie się nie jest fajne, ale coś za coś.
    Oboje od początku są świadomi, że nie mogą otwarcie manifestować swojej miłości, afiszować się z tym związkiem i zachowywać się względem siebie inaczej niż bracia.
    Jeśli to się wyda to będą skończeni. Rozdzielą ich. Chociaż ja tego nie rozumiem. Przecież miłość nie wybiera. Nikt nikogo nie zmusza. A kazirodztwo jest zakazane przede wszystkim z powodu wysokiego prawdopodobieństwa, że z takiego związku urodzą się chore dzieci. A w przypadku Billa i Toma to oczywiste, że z tego żadnych dzieci nie będzie. Wybacz, zagalopowałam się i nawet nie zastanawiam się co piszę, a przede wszystkim powinnam i chcę skomentować rozdział.

    Pojechali do lasu, zadzwoniła ich matka, hahaha. Potrafisz rozbawić choć to przecież takie niewinne niby nic.

    Jak tylko przeczytałam, że będzie spotkanie z Baronem, potem wspólny lunch dla lepszej integracji to momentalnie ogarnął mnie niepokój. Chociaż w zasadzie to przecież było tam kilka osób to jednak. Jednak Bastien znalazł okazję żeby zostać z Billem sam na sam. I taka z pozoru niewinna prośba żeby Bill użyczył swojego wokalu. I co jeszcze?! Może ma mu użyczyć dupy też?! Coś czuję, że to zmierza w złym kierunku. A Bill to chyba jest jakiś nieprzytomny i ślepy. Wkurzył mnie, że tak nagle zapomniał, że specjalnie i podstępnie wysłali rodziców do kina żeby mieć z Tomem kilka godzin w domu tylko dla siebie. Bill tak po prostu zgodził się pójść z Bastienem na drinka. Szalony! Igra z ogniem i tylko wzbudza zazdrość u Toma.

    Potrafisz tak napisać i tak umiejętnie poprowadzić akcje, że w jednej chwili kocha się Billa, a w drugiej nienawidzi. I to właśnie o to chodzi żeby zaskakiwać czytelnika na każdym kroku, a mam wrażenie, że Ty tą sztukę opanowałaś niemalże do perfekcji. Kiedyś ja po prostu zemdleje z wrażenia przez te doznania radości, zachwytu, podziwu, olśnienia, lęku, strachu bo to wszystko tworzy taką mieszankę, że aż ścina mnie z nóg.

    Lecę czytać dalej,
    E.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby to się wydało, może by ich nie rozdzielono, ale z pewnością ich kariera legła by w gruzach. Okrzyknięto by ich zboczeńcami i degeneratami.
      Baron zrobi wszystko, aby tylko jak najbardziej zbliżyć się do Billa. Nie da się ukryć, że wokalista mocno zafascynował DJ'a. Dlatego ta propozycja współpracy. A adorowany Bill zapomina jak widać o Bożym świecie.
      Dziękuję i pędzę dalej ;*

      Usuń