czwartek, 13 lipca 2017

Część 12.



Część 12.



            - No i co jesteś taki zbolały, przecież chciałeś się uchlać?
            - Ale to chyba nie tylko to, chyba coś mi zaszkodziło i czuję, że będę rzygał.
            Faktycznie teraz zbladł, a kiedy weszli na molo prowadzące do ich bungalowu, Tom dostrzegł to w świetle latarni.
            - Kurwa, Billy, wytrzymaj chwilę, bo zahaftujesz tu wszystko! – zwrócił się do niego przestraszony.
            - Dam radę.
            Ciągnął go za sobą za rękę, aby jak najszybciej znaleźć się w łazience, a kiedy już tam byli, Bill pochylił się nad sedesem w wiadomym celu. Po chwili jednak uniósł głowę i załzawionymi oczami spojrzał na stojącego tuż nad nim bliźniaka.
            - Nie będę rzygał, chcę do łóżka.
            Tom tylko wywrócił oczami i pomógł mu się podnieść, po czym odholował go do sypialni, gdzie zdjął mu koszulkę.
            - I dupa z bonusu – wymamrotał czarnowłosy, opadając na pościel. Poczuł ulgę w zderzeniu jej przyjemnego chłodu ze swoimi gorącymi, przypalonymi słońcem plecami. Tom uniósł brwi i dopiero teraz przypomniał sobie swoje własne słowa, kiedy obiecał, że posmaruje go wieczorem z takim samym bonusem jak kiedyś przy masażu.
            - Właśnie, odwróć się na brzuch, muszę zobaczyć twoje plecy – Bliźniak posłusznie przekręcił się na brzuch, opierając policzek na przedramionach ułożonych na poduszce, przymknął oczy. Tom delikatnie dotknął zaróżowionej skóry.
            - Boli? – zapytał.
            - Może trochę, ale jestem znieczulony. – zaśmiał się cicho Bill.
            - Leż spokojnie, posmaruję cię. – powiedział szatyn i zaraz przyniósł z łazienki balsam. – Dobrze, że go wzięliśmy, zwykły by nie pomógł. – Ten, który właśnie teraz rozprowadzał w dłoniach był specjalny, na lekkie przedawkowanie promieni słonecznych. Chłodzący kosmetyk, jaki właśnie teraz za pomocą dłoni Toma spoczął na rozpalonej skórze, przyprawił Billa o dreszcze, choć z pewnością nie była to jedynie zasługa balsamu. Bliźniak naprawdę robił to idealnie, przynosił dotykiem nie tylko ukojenie bólu, ale także przyjemność.
            Głośne westchnienie czarnowłosego wwierciło się w jego zmysł słuchu, przywołując  wszystkie niegrzeczne myśli, jakie czasem rodziły mu się w głowie, i podświadomie zaczął  każdą z nich odtwarzać. Z przyjemnością teraz wsunąłby ręce pod jego spodenki, aby choć móc dotknąć tych miękkich, wypukłych pośladków. Tam też musiał mieć gładką i ciepłą skórę, podobnie jak na plecach, po których teraz sunął dotykiem palców, mając wrażenie, że chwilami traci kontakt z rzeczywistością i odpływa gdzieś każdą myślą, zaczynając lekko drżeć. Jeśli tak samo, jak całe jego wnętrze dygotały mu dłonie, Bill z pewnością doskonale to wyczuł. Najprawdopodobniej sprawiał mu przyjemność, bo leżał poddając się z przymkniętymi powiekami i tylko wzdychał, możliwe, że on sam w ogóle kiepsko kontaktował, w końcu przesadził z procentami. A może po prostu przysypiał? Pomyślał teraz, że mógłby go dotykać wszędzie, a Bill nie miałby zapewne nic przeciwko temu. Jak sądził właśnie tego chciał, a ta rozmowa w restauracji o niczym innym nie świadczyła. Jednak mimo to nie potrafił. Ta bariera, jaką miał w głowie była ogromną przeszkodą, wciąż stała, dzieląc ich świat na pół, jakby stali po jej przeciwnych stronach i zdawała się być barierą nie do pokonania, murem nie do rozbicia, czy przeskoczenia. Mimo, że na samą myśl jak ta bliskość mogłaby wspaniale smakować dostawał dreszczy, wciąż coś trzymało go na dystans i nawet wtedy, kiedy jego dłonie przylegały do lędźwi czarnowłosego dalekie były od bardziej intymnego dotyku.
            - Tommy… - Głos bliźniaka wyrwał go z głębokiego zamyślenia. Wciąż leżał w tej samej pozycji, z rękami pod głową i przymkniętymi oczami. Westchnął i zaraz dodał coś, co wprawiło szatyna w osłupienie. - Dlaczego nie chcesz mnie przelecieć, tak jak to robiłeś ze wszystkimi dziewczynami?
            Dłonie Toma zastygły w bezruchu na skórze jego pleców. Porozmawiali szczerze w restauracji i doskonale wiedział czego pragnie, ale tak otwarcie zadanego pytania w tej chwili zupełnie się nie spodziewał, i pewnie dlatego zastygł milcząc. Bill otworzył oczy i przewrócił się na plecy, podpierając na łokciach patrzył na niego w oczekiwaniu. Jego wzrok był wciąż mętny i nie wyglądało na to, aby alkohol choć w niewielkim stopniu uleciał mu z głowy. Usiadł, podpierając się rękoma z tyłu, wciąż wpatrując w bliźniaka, który w końcu musiał coś powiedzieć.
            - Billy, jesteśmy braćmi.
            - Więc to, że jestem chłopakiem wcale ci nie przeszkadza, tak? Gdybym nie był twoim bratem, przeleciałbyś mnie? To dlaczego mówiłeś zawsze, że jesteś hetero? – Zasypał go lawiną pytań zadawanych bez tchu, a na końcu pobladł, zawahał się, ale zaraz mówił dalej. - Nie podobam ci się? Kocham cię Tommy, ty kochasz mnie i to nie jest tylko braterska miłość, ja wiem… - Przechylił się nieco wprzód, wpatrując się w oczy bliźniaka, przeniósł spojrzenie na jego usta, od których dzieliły do zaledwie centymetry, a Tom nie odsuwał się, też błądząc wzrokiem po jego twarzy, jednak wciąż uporczywie milczał chłonąc wolno wypowiadane przez ukochanego brata słowa. Powinien teraz przyznać się, że tak, podoba mu się, jest pociągający i piękny, wcale nie przeszkadza mu to, że jest chłopakiem, pragnie go, chciałby zasmakować tej rozkoszy w jego ramionach, i kocha go… Kocha nad życie. Ale wciąż nie mówił nic, siedział jak sparaliżowany nawet wtedy, kiedy ciepłe dłonie Billa objęły jego policzki, a usta zbliżały się niebezpiecznie. Właśnie w tej chwili powinien objąć go mocno, przycisnąć do swojego ciała i pochłonąć te wargi nawet w obliczu konsekwencji, że ich obu pochłonie za to piekło. Jednak nawet nie drgnął, a jedynym ruchem jaki wykonał było przymknięcie powiek i myśl przelatująca niczym błyskawica; „Niech się dzieje…”.
            Ale nie stało się nic z tych rzeczy o jakich właśnie teraz pomyślał, bo gdy usłyszał głuchy jęk i już nie czuł tak mocno jego bliskości, otworzył oczy, a wtedy zobaczył brata, który zakrywszy usta dłonią, jak strzała wypadł z sypialni. Zaraz też do jego uszu dobiegł z łazienki odgłos torsji, jakie niewątpliwie wstrząsały ciałem czarnowłosego. Teraz on westchnął głęboko i opadł w tył, na chłodną pościel łóżka. Idealną chwilę wybrał sobie na rzyganie, nie ma co...
            Nie mógł go jednak zostawić tam samego, jeszcze gotów się zadławić. Zawsze był małą niezdarą i kiedy dorastali nic w tej kwestii się nie zmieniało. Wstał więc zaraz i skierował kroki wprost do łazienki, gdzie zastał wiszącego nad toaletą bliźniaka. Pokręcił tylko głową i ściągnął dłońmi do tyłu jego półdługie włosy, aby nie leżały na desce klozetowej podczas tej wątpliwej przyjemności. Klęczący przy sedesie chłopak obejmował go ramionami i oddawał całą zawartość swojego żołądka. Tom uśmiechnął się, bo właśnie coś głupiego przyszło mu do głowy, czego oczywiście nie potrafił zachować dla siebie. Trzymając włosy Billa w dłoni skwitował całą sprawę;
            - Chciałeś mnie pocałować Billy i zobacz jak to się skończyło, więc lepiej nie próbuj więcej. – Starał się być poważny, ale kiedy bliźniak odwrócił się w jego stronę, ocierając wierzchem dłoni usta i spojrzał na niego wymownie, już nie umiał się powstrzymać i wybuchł śmiechem.
            - To wcale nie jest zabawne Tommy… Jest mi ciągle niedobrze. – wymamrotał, siadając na podłodze obok klozetu, ale po chwili znów poderwał się i pochylając nad nim kontynuował wcześniej rozpoczęte dzieło.
            - I na dodatek ciągle ci niedobrze!
            Tom wciąż się śmiał tym samym rozładowując napięcie, jakie się skumulowało w jego wnętrzu. Współczuł Billowi, ale jednocześnie pomyślał, że może to i lepiej, że chyba coś nad nimi czuwa, aby nie popełnili tego głupstwa wpadając sobie w ramiona, bo doskonale wiedział, że przecież niewiele brakowało i jeśli Bill pocałowałby go, wątpił w swoją silną wolę, aby móc mu się oprzeć. Już wystarczająco męczył się poprzedniej nocy, kiedy poczuł na swoich jego miękkie usta. Był zbyt pociągający; te różowe wargi, zamglone spojrzenie i ciepłe dłonie… Uległby mu jak nic. Na szczęście wypite wino przyszło z odsieczą, Bill pójdzie spokojnie spać. Z pewnością czuł się okropnie i o dzisiejszą noc mógł być spokojny. O dzisiejszą owszem, ale co z kolejnymi?
            Westchnął głęboko, kiedy nareszcie skończył. Pomógł mu się podnieść i podejść do umywalki.
            - Umyj zęby, a ja zrobię ci mocnej herbaty. – zaproponował, pozostawiając go w łazience samego i udał się do kuchni. Spojrzał na zegarek, było po pierwszej, ale nie czuł się senny. Chyba te wszystkie wrażenia dzisiejszego dnia wciąż utrzymywały go rześkim. Nieźle się zaczął ten ich urlop, a jeśli się tak zaczął, to jak się skończy? Otrząsnął się, nawet nie chcąc już o tym myśleć. Czajnik kliknął, dając znak, że woda się zagotowała, zaparzył herbatę i z kubkiem w dłoni poczłapał do sypialni, gdzie Bill już w samych bokserkach leżał na łóżku na wznak. Mimo tego, że dziś się trochę opalił, już nie wspominając o lekko oparzonych plecach, jego twarz teraz niewiele różniła się kolorytem od pościeli, która była biała.
            - Wypijesz herbatę i pójdziesz spać. – powiedział łagodnie Tom, stawiając kubek na nocnej szafce i dotykając dłonią jego czoła. Było na szczęście lekko ciepłe, więc gorączki nie miał, choć zazwyczaj zwykł ją mieć, przy różnych problemach z żołądkiem.
            - Spieprzyłem nam wieczór – jęknął.
            - Noc Billy, noc. I nie spieprzyłeś, obaj się trochę nagrzaliśmy, ale tobie to bardziej zaszkodziło.
            - Piorunująca mieszanka - uśmiechnął się, patrząc błyszczącymi oczami na brata.
            - Jest już lepiej czy ciągle ci niedobrze? – zapytał ten spokojnie, gładząc go po włosach.
            - Już jest okej, a najlepiej kiedy tu jesteś, przy mnie…
            Tom poczuł przyjemne ciepło obejmujące teraz okolice jego serca. Biło jednak spokojnym rytmem, aż do chwili w której Bill przesunął dłonią po chłodnej pościeli, aby dosięgnąć jego ręki i spleść palce w delikatnym uścisku. Kiedyś robił to tak często w różnych sytuacjach, kiedy byli mali i on czegoś się bał, potem, kiedy był chory, podobnie jak teraz, ale czasem Bill po prostu chwytał jego dłoń w serdecznym uścisku. Teraz jednak ten dotyk zdecydowanie się różnił, stanowił przeciwieństwo wszystkich dotychczasowych: był czuły i delikatny, a jednocześnie emanował jakąś ogromną siłą, która sprawiała, że uścisk był niczym węzeł nie do rozwiązania. Splecione palce, których opuszki lekko pocierały kłykcie zdawały się przyciągać do siebie niczym magnes.
            - Pij tę herbatę nim wystygnie – mruknął Tom.
            - Jesteśmy w tropikach, a ty każesz mi pić gorącą herbatę, brawo – zaśmiał się cicho Bill.
            - Nie moja wina, że się strułeś. Siadaj.
            Kiedy posłusznie usiadł, Tom delikatnie wyswobodził dłoń z jego uścisku po czym sięgnął po kubek i podał mu. Dopilnował, żeby wypił przynajmniej dwie trzecie bez marudzenia, a potem kazał mu się kłaść i postarać zasnąć. Zgasił światło i położył się obok, a wtedy Bill przylgnął do boku jego ciała i wtulił się. Ogarnął go ramieniem, był cały rozpalony, więc pewnie skoczyła mu temperatura. Oby tylko jakoś poważnie się nie rozchorował, już nie chodziło o te całe wakacje, że będą zmarnowane, ale po prostu bardzo martwił się o niego. Jeśli rano nie będzie poprawy, z pewnością popędzi do recepcji wzywać lekarza. I kiedy młodszy bliźniak wtulony w niego już spokojnie spał, on wciąż lekko podenerwowany nie mógł zasnąć, co jakiś czas kładąc troskliwie dłoń na jego czole.

***

            Tej nocy zasnąłem jak kamień i nawet nie miałem już żadnych obscenicznych zapędów względem Toma. Pamiętam jedynie, jak wtuliłem się w jego bok i odleciałem. Czułem się fatalnie, dawno tak nie zaszkodził mi alkohol i potem zastanawiałem się, czy to na pewno tylko on, czy może coś z jedzenia. Kiedy obudziłem się wreszcie było już dobrze po południu i miejsce obok mnie nie było już ciepłe, znakiem czego Tom musiał dawno wstać. W domku jednak panowała błoga cisza i tylko szum fal z zewnątrz dochodził do moich uszu. Usiadłem i poczułem jak kręci mi się w głowie. Wokół opuszczony był woal moskitiery, a na nocnym stoliku obok stała szklanka pełna wody i leżała okrągła tabletka, a także kartka na której skreślone ręką Toma litery układały się w napis; „Nie pij samej wody, wrzuć tę tabletkę, przyniosłem specjalnie dla ciebie i wypij dopiero, kiedy się rozpuści”. Jaki kochany, zadbał o wszystko. Ciekawe, gdzie mógł teraz być? Może opalał się albo pływał? Musiało mu się samemu nudzić, kiedy spałem.
            Czułem się źle, byłem słaby po tym wczorajszym rzyganiu i strasznie głodny, już nie wspominając o tym, że chciało mi się siku. Chcąc, nie chcąc musiałem wstać i jakoś dowlec się do łazienki. Zupełnie nie miałem sił i wiedziałem, że ten dzień pędzimy także na miejscu. Wyjrzałem przez okno w salonie, ale na zewnątrz, ani w basenie nie widziałem Toma i zastanowiłem się gdzie może być. Zorientowałem się dopiero wówczas, kiedy stanąłem u wejścia do łazienki, i dobiegł do mnie dźwięk kropel wody rozbijających się o dno brodzika – brał prysznic. Delikatnie nacisnąłem klamkę i uchyliłem drzwi, nie chcąc go wystraszyć. Nie mogłem czekać, chciało mi się strasznie sikać, a nie wiedziałem, kiedy Tom skończy. Kiedy tylko stanąłem w progu, nawet nie wchodząc dalej, zobaczyłem zza matowej szyby brodzika obłędnie zgrabną sylwetkę mojego brata – idealnie zarysowane plecy, a tuż poniżej chyba najpiękniejsze, męskie pośladki, jakie kiedykolwiek widziałem. Oczywiście poza moimi, bo te były poza wszelką konkurencją.
            Wstrząsnął moim ciałem potężny dreszcz na samą myśl, co mógłbym z nim robić pod tym prysznicem i teraz poprzysiągłem sobie, że to się stanie. Nim opuścimy to miejsce naznaczymy je sobą, naszym seksem.
            Zanim zorientowałem się, że mój brat też jest w świecie fantazji, stałem dłuższą chwilę pełen swoich własnych, wstrzymując oddech i oddając się im bez reszty, nawet tego nie zauważyłem i kiedy już miałem podejść do kibla, aby wreszcie się odpryskać, zdałem sobie sprawę, że Tom wcale się nie myje. Przez te kilka minut stał cały czas odwrócony tyłem, jedną ręką oparty o ścianę, a sugestywne ruchy drugiej mówiły same za siebie. Woda ściekała po nim strumieniami, a on najzwyczajniej w świecie onanizował się. Jasna cholera, Tom robił sobie dobrze pod prysznicem, sam, ręką! To byłby naprawdę dobry moment, abym po prostu tam wszedł i dogodził mu ustami, dłonią, albo… sobą, choć nie wiem, czy na to ostatnie by się zgodził, ale to był wyraźny znak, że bardzo potrzebuje seksu, był wyposzczony i ja doskonale o tym wiedziałem. A kto mógł tutaj kochać się z nim, jak nie ja?
            Ale teraz, kurwa mać! Ledwie trzymałem się na nogach, czułem się źle i to nie była dobra chwila na nasz pierwszy raz, cokolwiek mielibyśmy robić, więc niech w spokoju dokończy. Wycofałem się równie cicho, jak i otwierałem drzwi. Cóż było robić? Odlałem się do oceanu.

***

            Bill niewiele myśląc, rozejrzał się wokoło i odsikał z pomostu. Na szczęście o tej porze wszyscy wylegiwali się na słońcu w swoich bungalowach lub na pobliskiej plaży i nikt się nie kręcił. Zapalił papierosa, siadając na leżaku pod parasolem. Po wczorajszym, słońca miał dość chociaż już nie bolały go plecy, albo może i wciąż trochę bolały, teraz po prostu o tym wcale nie myślał. W tej chwili jego umysł zaprzątał widok brata pod prysznicem; jego plecy, do których mógłby przylgnąć swoim torsem, pośladki, których chciałby dotykać i pieścić ustami, a także to, co chciałby z nim zrobić, całkowicie zastępując jego dłoń…
            Mimowolnie zerknął w wyjście z domku, ale Tom wciąż się stamtąd nie wyłaniał. Czyżby ciągle tkwił w łazience? Jeśli tak, to długo to robił… Znów poczuł ten znajomy dreszcz podniecenia, kiedy odtwarzał swoje własne wyobrażenia i miał wrażenie, ze zaczął się od nich już uzależniać. Tak wiele by dał, aby wreszcie móc je wszystkie przeżyć prawdziwie, nie musieć jedynie o tym wszystkim fantazjować.
            Przymknął oczy leniwie wyciągając się na leżaku. Czuł się trochę lepiej, co z pewnością zawdzięczał rozpuszczonej i wypitej z wodą tabletce, jaką zostawił dla niego Tom, ale czuł też wręcz ssący głód. Nie chciał jednak ruszyć się stąd, póki nie zobaczy go w pobliżu, a jeśli wciąż nie wychodził z bungalowu, oznaczało, że jeszcze nie opuścił łazienki, bo gdyby było inaczej, z pewnością zajrzałby do sypialni i zobaczył, że nie ma go w łóżku. Ledwie zdążył o tym pomyśleć, usłyszał z oddali ukochany głos.
            - Billy, co tam robisz?
            - Leżę sobie – odpowiedział, uchylając powieki i zaraz zobaczył nad sobą twarz brata, który już przykładał mu dłoń do skroni.
            - Jak się czujesz? – zapytał. I właśnie w tej chwili Billowi przyszło do głowy coś głupiego, a jednocześnie oczywistego. Czuł na czole ciepłe palce brata, te same którymi kilkanaście minut temu przesuwał po swoim twardym penisie i teraz pomyślał, że jeszcze nigdy nie widział jak mu stoi, nawet dziś, kiedy onanizował się pod prysznicem. Jedyne co zobaczył to jego tyły, które wprawdzie były cholernie seksowne, ale jednak wolałby obejrzeć go wreszcie z przodu, będącego w pełnej gotowości.
            - Masz ciepłą dłoń – mruknął tylko, uśmiechając się pod nosem.
            - A ty na szczęście chyba już nie masz gorączki – odparł Tom, nieświadom niczego.
            - A miałem? – zapytał nieco zdziwiony, unosząc się do pozycji siedzącej.
            - Miałeś w nocy, byłeś cały rozpalony. Chodź, zamówiłem lekkie śniadanie, musisz coś zjeść, no i dziś siedzimy na dupie w chacie, powinieneś wydobrzeć, pewnie jesteś słaby.
            - Umieram z głodu – jęknął Bill, wstając i podążając za bliźniakiem.
            Niebawem dostarczono z restauracji śniadanie, które faktycznie było bardzo lekkie i delikatne, za to dość obfite, ale po jego zjedzeniu czarnowłosy poczuł się już dużo lepiej. I choć zapewnił o tym bliźniaka, ten jeszcze kilkakrotnie pytał o jego samopoczucie.
            Popołudnie minęło im leniwie i typowo relaksacyjnie. Najpierw wylegiwali się na leżakach przy basenie, pod parasolami, trochę pływali, a potem zamówili obiadokolację i ulokowali się na kanapie w ich przytulnym saloniku. Tom wziął gitarę akustyczną, jaką ze sobą przywiózł i zaczął grać próbując coś skomponować, a Bill zapisywał w zeszycie te piękniejsze frazy dźwięków. Wszystko to kiedyś z pewnością im się przyda.
            Kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi powolnie zatapiając swoją tarczę w oceanie, zgodnie postanowili obejrzeć jakiś film. Gdyby ktokolwiek miał ich zapytać o czym jest jego fabuła, nie potrafiliby opowiedzieć. Każdy z nich pogrążony był w swoich własnych myślach tej samej treści, a na dodatek mieli zupełną świadomość tego, o czym tak intensywnie duma ten drugi. I choć nietaktem było nawet o to pytać, Bill, jak zawsze ciekawski i przekorny, odważył się:
            - Tommy… - mruknął, leniwie wyciągnięty na kanapie.
            - Hmm...? – odezwał się bliźniak.
            - O czym myślisz? – Dopiero teraz na niego spojrzał, odwracając głowę i lekko zadzierając ją do góry, bo Tom siedział nieco bardziej w pionie, niż on sam. Także się trochę odwrócił i zerknął na niego, opuszczając wzrok.
            - Przecież wiesz… Nie wierzę, że nie myślisz o tym samym. Odkąd tu przyjechaliśmy, to co dzieje się między nami, pomału staje się nieznośne. – wymamrotał pod nosem. Wciąż żywo miał w pamięci wczorajszy wieczór, kiedy siedząc na łóżku, dobrze wstawieni, byli o włos od pocałunku. Chciał tego, a jednocześnie się bał. Jego pragnienia rozbijały się z hukiem o mur rozsądku, jaki wciąż skutecznie chronił go przed podobnymi czynami. Nie był nigdy jakiś szczególnie przyzwoity, z chęcią swego czasu zabawiał się z przygodnymi pannami, zawsze brał to, czego chciał, posiadał to czego pragnął, nie bacząc zbytnio na konsekwencje. Tym razem chyba kusił go sam diabeł, bo on chciał własnego brata, a po niego mimo i jego pragnienia nie powinien był nigdy sięgnąć. Ich więź była niczym świętość, czysta i idealna, czy mieli prawo ją zbrukać i sprawić, że już nigdy taka nie będzie?
            Te wszystkie idee były wzniosłe, niemal patetyczne, ale… niewystarczające, aby być w pełni szczęśliwym. Bliskość Billa, tej wspaniałej istoty, tego diabła w anielskiej powłoce sprawiała, że ten mur zdrowego rozsądku kruszał. Jego urok był niczym kropla, która drąży skałę. Teraz uniósł się z półleżącej pozycji, usiadł tuż obok, podkulając nogi i wpatrywał się w niego tym swoim maślanym wzrokiem, jaki przyprawiał o rozkoszne dreszcze i niweczył każdą formę obrony przed jego urokiem. I jakby tego było mało, oblizał ostentacyjnie wargi, poczym wolno, cedząc każde słowo odparł:
            - Tak, masz rację… To staje się bardzo nieznośne, dlatego musimy coś z tym zrobić… - Jednak wciąż były to tylko słowa, wprawdzie niezwykle obiecujące, ale tylko słowa. Tom, pełnym nieśmiałości gestem wyciągnął w jego stronę rękę, nim jednak delikatnie objął ciepły policzek, wciąż te kilka centymetrów stanowiło barierę, ostatnią przeszkodę jaką musiał zniszczyć, a on sam celebrował ten moment, jakby bliźniak był dla niego świętą relikwią. Wreszcie kładąc miękkość wnętrza dłoni z ogromną czułością na jego ciepłej skórze, westchnął. Bill natychmiast, jakby w odpowiedzi na ten gest przymknął oczy, po czym wolno przekręcił głowę sięgając wargami powierzchni skóry i zaczął ją pieścić czule, delikatnie poruszając ustami.
            Jego Tom… Czyżby nadszedł ten dzień, kiedy spełnią się wszystkie marzenia? Czy one w ogóle mogły się spełnić? Miał wrażenie, że to jest sen. Uchylił powieki zatracając się w głębi tego spojrzenia. Nie miał pojęcia jakie teraz są jego myśli i żałował, że nie potrafił ich odczytać, że tak mało w nim empatii, by pod powiekami zawirowała mu każda zgłoska składająca się na ich treść. Przytrzymał jego dłoń swoją, mając wrażenie, że delikatnie zaczyna mu się wymykać i bojąc, że cokolwiek zamierzył, rozmyśli się. Musnął ustami jej wierzch, nie odrywając wzroku od twarzy Toma, która zdawała się w ogóle nie zmieniać wyrazu. Jednak reakcja szatyna była tylko pozorna, bo ten gest, gdzieś w jego wnętrzu znów pobudził do erupcji wulkan i z każdą chwilą wszystko stawało się nie do opanowania. Wiedział co powinien teraz zrobić, należało to przerwać, odsunąć się, wyrwać rękę, może nawet uciec, tak podpowiadał mu rozum, ale ciało…? Ono nie oddaliło się nawet o centymetr, wciąż trwając tu, każdą komórką wołając o bliskość.
            Dotyk ust bliźniaka był coraz śmielszy, coraz intensywniejszy, a język właśnie zaczynał pieścić każdy pojedynczy palec Toma, obejmując uprzednio miękkością warg i nie przerywając żadnej z tych czynności, usiadł na nim okrakiem.
            I nagle, nadwątlona tama, przez którą przedzierały się już wcześniej jakieś pojedyncze krople pragnienia, pękła, wylewając je całe z nieziemską siłą, topiąc resztki oporu i zdrowy rozsądek, dając upust wszystkim żądzom, tłumionym do dawna gdzieś wewnętrznie. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy oddychając coraz szybciej i coraz zachłanniej łapiąc powietrze, wiedzieli, że już żadna siła nie powstrzyma ich przed smakowaniem siebie wzajemnie. Czarnowłosy chłopak natychmiast objął dłońmi policzki brata, czule gładząc je i pieszcząc opuszkami palców, nie wyczuwając ani grama sprzeciwu, wręcz jasną aprobatę swoich czynów, kiedy poczuł na swoich plecach jego dotyk, odrobinę przechylił głowę. Wciąż po nic więcej nie sięgał, chociaż czuł jego gorący oddech na swoich wargach i doskonale widział, jak powieki Toma pokrywają oczy w biernym oczekiwaniu. Niemożliwe było, że tak samo zachowywał się przy tych wszystkich dziewczynach jakie brał, czemu więc teraz był taki nieśmiały i niezdecydowany? Przecież chciał tego tak samo mocno jak Bill, a ciało reagowało na każdą pieszczotę słodkim drżeniem. Jednak nie pozostawiał czarnowłosemu żadnego wyboru, jeśli czegoś chciał, będzie musiał sięgnąć po to pierwszy.
            I sięgnął...
            Mimo, że ich usta dzieliły milimetry miał wrażenie, że połączenie ich trwa wieczność, aż w końcu otarł lekko fakturą swojej dolnej wargi o jego, zaczynając je muskać.
 Jak bardzo go pragnął wiedział tylko on sam, ale teraz miał też już pewność, że tą wiedzę zaraz posiądzie także i Tom, który rozchylił usta, dając mu tym samym jawne przyzwolenie, aby wreszcie, przy świadomości obojgu mógł w pełni nasycić się jego smakiem. Połączyli je więc, z początku nieśmiałe i delikatne ruchy przerodziły się w zuchwałe i zachłanne, jakby mieli za moment się pożreć, zdawały się nie mieć końca, niczym w obawie, że nigdy więcej nie odważą się na tak desperacki krok. Ale ich ciała, spragnione bliskości drugiego, wysyłały zupełnie inne sygnały i żaden z nich nie zamierzał poprzestać dziś jedynie na pocałunku. Skoro już zdecydowali się na to, nie potrafiąc dłużej tłumić pragnień i tłumaczyć się przed samymi sobą, że nigdy nie mogą do tego dopuścić, z pewnością tej nocy posuną się dalej.

12 komentarzy:

  1. No nie No nie No nie... ja chce dalej... xD teraz jak już się do siebie dopadli to chce dalej xD szczególnie, ze Ty to wszystko tak pięknie ubierasz w słowa! Nie wytrzymam :<
    I w ogóle współczuje Billowi tych pleców. Sama się ostatnio tak spiekłam xD ale on ma ciemniejsza karnację to da sobie radę ^^
    No to nic... czekam na następny... ale teraz to czekam już naprawdę niecierpliwie, wiec może się jakoś zlitujesz xD
    Buziaki :* i dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak szczerze to opuściła mnie wena, brak motywacji i w ogóle... Mam wrażenie, że ludzie tego nie czytają. Nie wiem, kiedy będzie część, mam wprawdzie trochę zapasu, ale od trzech tygodni nic nie napisałam, więc raczej krucho z moją litością.
      Buziaki i dziękuję ;*

      Usuń
  2. Tak!! Tom nareszcie się przełamał! Tylko dlaczego skończyłaś w TAKIM momencie?! Już się tak nakręciłam, że w końcu TO się wydarzy, a tu nagle koniec...
    Strasznie nie mogę doczekać się kolejnej części, szczególnie po tym co wydarzyło się na końcu :D
    Pozdrawiam: *

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo pewnie się wydarzy... kiedyś. Ale nie wiem kiedy, bo wena popłynęła wraz z deszczem chyba. W każdym razie od jakiegoś czasu mam zawieszenie.
      Dziękuję, że jesteś, bo ciężko o motywację, buziaki ;*

      Usuń
  3. uwielbiam twój styl pisania w każdym opowiadaniu ! teraz praktycznie nie ma dobrych opowiadań, twoje jest zdecydowanie wyjątkiem. a ten odcinek mega, ale dlaczego koniec w takim momencie? no nie rób nam tego :D ... ja chcę wiecej :( mam nadzieję, że wena Ci powróci, bo już nie mogę się doczekać! :* i myślę, że na pewno sporo ludzi czyta, ale nie chce się komentować z lenistwa ;/ pozdrawiam cię i buziaki :* wracaj do nas <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa, ale i krytykę przyjmę, jeśli będzie trzeba. Staram się nie zanudzić fabułą, także mam nadzieję, że wena wróci lada dzień, a urlop będzie owocny.
      Buziaki ;*

      Usuń
  4. Cudowne opowiadanie To jak budujesz napięcie jest naprawdę niesamowite! Nie przestawaj pisać PROSZĘ!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się, a motywacja bardzo wskazana aby wena wróciła.
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  5. Dobra, zabiorę się w końcu do pisania komentarzy, może pomoże ci to w znalezieniu motywacji. ;)
    Opowiadanie czytam od początku, a pokochałam je już po pierwszych linijkach tekstu. Jest to naprawdę dobrze napisane. Każde słowo czyta się się z błogą przyjemnością, a zbliżający się koniec rozdziału nadchodzi ze ściskiem żołądka. Nie żartuję. Historia trzyma w lekkim napięciu i wodzi czytelnika za nos, skazuje na frustrację, nie dając od razu tego, co on chce. Przeciąga najlepsze i sprawia, że emocje są silniejsze, gdy już dojdzie do upragnionego momentu.
    Jedyny minus to czas oczekiwania. Doskonale rozumiem problem, gdy pisanie nie idzie, w końcu sama także coś czasem naskrobię. Jednocześnie jestem niecierpliwa i rwę sobie włosy z głowy, nie mogąc się doczekać dalszego ciągu. No cóż, takie oczekiwanie też czegoś uczy.

    Ściskam,
    An

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak... Taka motywacja bardzo potrzebna, człowiek zupełnie inaczej podchodzi do pisania, bo najważniejsze to mieć dla kogo, a jeśli się podoba, jest sens w pisaniu. Bardzo chciałabym dodawać części szybciej, ale jeśli zrobię jakiś zapas, nie chcę się od razu go pozbyć, żeby potem nie przeciągać chwili publikacji w nieskończoność.
      Serdecznie dziękuję za miły komentarz, ale nie rwij włosów, nie chcę mieć na sumieniu żadnej łysiny ;)
      Buziaki :*

      Usuń
  6. Cóż,
    Bill.
    "Idealną chwilę wybrał sobie na rzyganie, nie ma co..."
    To zdanie wyraża więcej niż tysiąc słów :D
    Uwielbiam takie poczucie humoru. Komedio-dramat :)

    Wspominałam już, że uwielbiam te przemyślenia Billa? Wspominałam. I wspomnę raz jeszcze :D
    A teraz dał już popis po całości myśląc sobie "To byłby naprawdę dobry moment, abym po prostu tam wszedł i dogodził mu ustami, dłonią, albo… sobą, choć nie wiem, czy na to ostatnie by się zgodził(...)".
    Jak Ty możesz tak pisać? To znaczy wróć. Jak Ty w taki sposób potrafisz pisać? Taki, czyli nieobcesowy i niewulgarny. To jakiś kosmos. Fenomen. A opis ich pierwszego pocałunku... Żadne słowa nie będą odpowiednie żebym mogła wyrazić to co czuję. Chyba miałaś w szkole szóstkę z języka polskiego. Ta historia Billa i Toma tak wciąga, że nie potrafię przestać jej czytać.

    Po co ja właściwie piszę ten komentarz zamiast natychmiast uciekać do kolejnej części...

    Lecę czytać dalej,
    E.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To moje pisanie... Chwalisz je na każdym kroku, właściwie w każdym komentarzu. Jakoś przychodzi mi wszystko na ogół z łatwością, chociaż mam czasem takie dni, że nie potrafię sklecić sensownego zdania, ale czasem, kiedy zasiądę do pisania palce nie nadążają biegać po klawiaturze, aby zapisać myśli. Ja kończyłam szkołę, kiedy nie było jeszcze szóstek ;)
      Pozdrawiam ;*

      Usuń