Część 70.
Już
nie dawał rady, już chciał tam być. W nim. Zanurzyć się głęboko i wycofać, a
potem znów i znów! Nie potrafił się dłużej powstrzymać. Kolanem bardziej
rozszerzył uda czarnowłosego, a język po chwili zastąpiła jego twarda męskość.
Pchnął zdecydowanie po same jądra, delektując się jękami bliźniaka, który drżał
pod nim oszalały z podniecenia. Już tyle razy to robili, a on wciąż był tak
ciasny... Cholera, cóż to było za wspaniałe uczucie, kiedy zwieracz Billa mocno
zaciskał się na jego główce. Pragnął dać mu siebie w niekończącej się rozkoszy
i nadludzkiej przyjemności. Czy z kimkolwiek mogło mu być wspanialej? Ciasno,
tak cudownie ciasno…
Mruczał
cicho przymykając oczy. Dłonie zaciskały się na biodrach, aby mu nie umknął.
Wierzył, że to właśnie on jest jedynym, którego pożąda ciało czarnowłosego, a
umysł kocha. Tylko on mógł być autorem tej nieziemskiej rozkoszy, jaka rozrywa
jego istnienie. Na tym ciele, schronienie w dotyku mogły znaleźć tylko jego
dłonie... W nim mógł być tylko on. Bo tylko jego kochał.
Biodra
dobijały w rytmicznych pchnięciach. Kiedy wsuwał się do końca, pod
przymkniętymi powiekami ciemność jawiła się feerią barw, pastelowych, tęczowych
i nieziemsko pięknych. Wkrótce zastąpią je wybuchy fajerwerków, jednak nim je
zobaczy, uchylił powieki widząc to cudowne ciało. Przesunął po nim dłońmi nie
zaprzestając ruchów bioder, delikatnie okalał opuszkami palców pacierze
kręgosłupa Billa, a on idealnie zaczął kołysać się w rytm pchnięć, wychodząc mu na przeciw, jakby
pragnął, aby przeniknął go, posiadł bez reszty, co też właśnie czynił.
–
Pieprz mnie Tommy, mocniej… – Chciał mocniej, więcej, głębiej, a on spełniał
natychmiast tę cichą, ledwie wyartykułowaną prośbę. To napływająca rozkosz
sprawiła, że słowa grzęzły Billowi w gardle, dlatego wypowiadał je z takim
trudem.
Tom
czuł, jak praktycznie sam nasuwał się na niego, jak wnętrze pulsowało mu
pragnieniem. I mógłby zatrzymać się w bezruchu, a Bill z pewnością dokończyłby
dzieła. Ponownie mocno chwycił jego biodra, wbijając się z całą mocą i siłą.
Krzyk rozerwał ciszę. Z każdym ruchem stawał się coraz lżejszy, a każdy neuron
w jego ciele pulsował przyjemnością. Pragnął być w nim, brać go na miliard
różnych sposobów, tu i teraz, jutro i pojutrze, za tydzień i miesiąc, zawsze...
Ich ciała w spójnych ruchach oddawały się wzajemnej rozkoszy, a oni byli jak
żywioł, niczym tornado, albo tsunami. I już nie panowali nad wyrażaniem tej
przyjemności, ale czy w ogóle chcieli nad tym panować?
***
Bastien
podjechał pod budynek studia. Zatrzymał się tuż przed i wysiadł. Nie było sensu
otwierać bramy i wjeżdżać na teren, miał przecież tylko wdepnąć tam na chwilę,
aby zabrać swój laptop, a potem odwieźć klucz Marcusowi i wrócić do domu.
Furtka była zamknięta i zapewne wewnątrz nikogo nie było, więc otworzył ją
kluczem, wszedł na teren posesji i ruszył wzdłuż ściany budynku. Kiedy znalazł
się na rogu, zamierzając skręcić, aby dotrzeć do wejściowych drzwi, natychmiast
w oczy rzucił mu się zaparkowany na tyłach samochód Toma. Co on mógł tutaj
robić o tej porze? Spojrzał w okna budynku, ale w żadnym nie paliło się
światło, może więc po prostu tutaj tylko zostawił auto, bo popił i ktoś odwiózł
go do domu? Była też inna opcja, kilka pomieszczeń nie miało okna, jak choćby
pokój prób, albo studio nagrań, może więc tam spędzał wieczór? Mógł też być w
pokoju gościnnym, którego okno było na bocznej ścianie budynku.
No
nic, wejdzie, to się przekona. Niewiele myśląc, wsunął klucz w drzwi, ale nie
mógł go przekręcić, więc te musiały być otwarte. A jednak ktoś tu był i
najprawdopodobniej to był właśnie Tom. Nacisnął klamkę i wszedł po cichu. Tuż
za drzwiami miał zamiar od razu się odezwać, bo nie chciał go przestraszyć, ale
nim zdążył cokolwiek powiedzieć, do jego uszu dotarły dziwne odgłosy.
Ktokolwiek tutaj był, z pewnością nie był sam, a na dodatek był bardzo
niegrzeczny. Czyżby to właśnie Tom zabawiał się tutaj z jakąś laską? Bastien
uśmiechnął się pod nosem i zerknął w głąb korytarza. Ktoś sprawiał sobie
przyjemność w gościnnym pokoju, dlatego nie dostrzegł w żadnym oknie światła,
bo ono paliło się tylko w tamtym, niewielkim pomieszczeniu. Do jego uszu
dobiegła cicha muzyka, ale ta była zaledwie tłem innych odgłosów przeżywanej
właśnie przez kogoś, niewątpliwej przyjemności. No cóż, raczej nie wypadało
przeszkadzać nikomu w takiej chwili, pomyślał, że wejdzie po cichu do pokoju
prób, bo zazwyczaj tam zostawiał swój sprzęt, zabierze go i niepostrzeżenie
wyjdzie. Jednak wsłuchując się w to wszystko przez chwilę, zaczął nabierać
pewnych podejrzeń, co do jednej z rozkosznie pojękujących osób. Doskonale znał
te odgłosy, był pewien, że to właśnie te, jedyne i najpiękniejsze dźwięki,
jakie już dane mu było słyszeć. Nie sposób było nie zapamiętać tak intensywnego
przeżywania najwspanialszych dla niego chwil, przez tę drugą osobę. Poświęcił
więc jeszcze moment, stojąc w bezruchu tylko po to, aby się upewnić, że jedną z
dwóch osób przebywających w tamtym pokoju jest Bill… Tylko z kim on tam był?
Czy właśnie tutaj przyprowadził dziś swojego faceta? Czy już się z nim
pogodził, i czy właśnie teraz oddawał mu się tam za ścianą? Kim on był do
diabła? Kim był ten człowiek, który trzymał go mocno w swoich szponach i tak
bardzo od siebie uzależnił? Zdradził go, to fakt, ale z jakiejś głupiej zachcianki,
bo Baron miał pewność, że to właśnie tego człowieka Bill kocha ponad wszystko,
i to tamten ktoś miał całą jego miłość, której już dla niego zabrakło…
Zazdrość
zacisnęła mu pętlę na gardle. Musiał go zobaczyć, chciał wreszcie dowiedzieć
się, kto jest tym człowiekiem, który zagarnął tylko dla siebie jego
przychylność i miłość! Rozkoszne jęki nie ustawały, a wręcz przeciwnie, stawały
się coraz intensywniejsze, zupełnie jakby za chwilę miał nastąpić orgazm. Nikt
go nie usłyszy, tego był pewien. Podejdzie bezszelestnie i tylko zerknie, a oni
zbyt zajęci przeżywaniem cielesnych doznań, nawet nie zobaczą jego osoby, która
będzie trudno zauważalna stojąc w ciemnym korytarzu. I wówczas zaspokoi swoją
ciekawość.
I
zrobił to. Postąpił kilka kroków, cicho, niemal na palcach. Jego
sprzymierzeńcem był miękki chodnik, który chronił podłogę przed wydaniem
jakiegokolwiek odgłosu stąpania po niej. Zatrzymał się tuż przed drzwiami i
lekko wychylił głowę, a to co zobaczył sprawiło, że zamarł w osłupieniu i omal
nie wydał z siebie okrzyku przerażenia. Takiego obrazu nie spodziewał się
zobaczyć nawet w swoich najgorszych koszmarach; Bill klęczał i wypinając tyłek
opierał się dłońmi o siedzisko kanapy, a od tyłu brał go nikt inny, jak jego
bliźniak! Nie chciał wierzyć w to, co widzi, ale do jasnej cholery! Jego anioła
właśnie posuwał rodzony brat! Czy świat do reszty zwariował, czy po prostu los
tak okrutne z niego zadrwił?! Czuł, że robi mu się słabo, wstrzymał na chwilę
oddech i cofnął głowę, nie mogąc z wrażenia i zdziwienia złapać tchu. Stał więc
chwilę przy ścianie, tuż koło drzwi, a oni robili to dalej, racząc się
wzajemnie wydawanymi odgłosami przyjemności, jaką właśnie sobie sprawiali.
Jeszcze
raz zerknął, przez chwilę, bo nawet nie chciał dłużej na to patrzeć i tak samo
jak tutaj wszedł, cicho wycofał się, zamykając za sobą drzwi. Na zewnątrz wziął
głęboki wdech. Gdyby ktoś mu o tym powiedział, to w życiu by nie uwierzył,
chociaż… Już były przecież takie chwile, kiedy ich wzajemna relacja wydawała mu
się dziwna i bardzo podejrzana, ale nie chciał dopuścić sobie tego do głowy.
Teraz już wszystko było jasne… To dlatego nikt, nigdy nie widział żadnego z ich
partnerów, chociaż właściwie widział, każdego dnia, a zupełnie nie miał o tym
pojęcia. I właśnie dlatego Bill zawsze zastrzegał sobie, żeby przypadkiem nie
wygadał się Tomowi. No i przyleciał z mega awanturą, kiedy jakimś cudem dostały
się w ręce gitarzysty ich pikantne zdjęcia. Jak to on wtedy powiedział?
Zobaczył je jego facet i Tom? No tak… Teraz wszystko ułożyło mu się w jedną,
logiczną całość. Ci bracia żyli jak para, Tom pieprzył Billa, było im razem
dobrze, kochali się… Nie mógł zrozumieć tylko jednego; dlaczego czarnowłosy go
zdradził? Tak, wiedział, pamiętał jego słowa, zresztą jak wszystko inne: „i kawior jedzony codziennie, może się
znudzić”. Potrzebował jakiejś odskoczni, a może po prostu zrobił to z nim,
żeby upewnić się w przekonaniu, że to właśnie Tom jest dla niego najlepszy? Jak
to on wtedy powiedział…? „Nikt nie jest
lepszy w łóżku, od mojego faceta”, tak, dokładnie ubrał to w takie słowa.
Gdyby wiedział, że tym facetem jest Tom…
–
O, kurwa… To jakiś absurd… – westchnął ruszając w stronę swojego auta. Nie mógł
się z tego otrząsnąć, przed oczami wciąż miał nagie ciało Billa i poruszający
się z impetem tyłek jego brata, gdy w niego wchodził. Oni naprawdę się ostro pieprzyli! Tylko
dlaczego robili to tutaj? Przez chwilę się nad tym zastanawiał, a wtedy ułożył
ostatni element tych puzzli. No jasne! Że też wcześniej na to nie wpadł, oni
się przecież właśnie pogodzili! Na bank wybuchła między nimi awantura przez te
zdjęcia, dlatego Tom nie przyjechał po niego na lotnisko, i musiał tutaj
koczować przez te dni, a Bill pewnie tu przyszedł, jakoś go ubłagał i w końcu
mu wybaczył. Pomyślał jeszcze intensywniej i stwierdził, że Georg musiał coś
wiedzieć, bo tak nienaturalnie się zaciął, kiedy mówił, że nie da mu klucza, bo
nie ma go w Berlinie. No i, że Marcusa też miało nie być, a jednak był, na
dodatek nigdzie się nie wybierał.
Kiedy
wsiadł do samochodu, sam śmiał się do siebie, ale mimo to był wściekły.
Wściekły i zazdrosny. Teraz przez myśl przeszło mu, że przecież mógł wyjąć
telefon i zwyczajnie zrobić im zdjęcie, a potem po prostu ich zniszczyć!
Przecież, do kurwy, obojgu im się to należało! Jednak wiedział, że na powrót
tam już się nie zdobędzie, zbyt wiele go to kosztowało. Był roztrzęsiony po
tym, co zobaczył. Zaraz odwiezie klucz Marcusowi i powie, że jednak nie
pojechał, bo… No bo jego facet zadzwonił, że laptop, znalazł się w domu. I chuj
z tym, że obecnie nie miał żadnego faceta.
***
Tom
przesunął jedną dłoń na pośladek brata, wsuwając palce w zagłębienie. Odnalazł
gorące wejście i badał opuszkami palców, jak szczelnie w niego wchodził.
Resztką sił, z lekko rozchylonymi ustami, cholernie podniecony opuścił wzrok na
dół, tam gdzie łączyły się ich ciała. Widok tego jak wnikał w Billa doprowadzał
go do obłędu, potęgując fizyczne doznania. To było takie swoiste połączenie
przyjemności czerpanej każdym zmysłem. Jeszcze kilka pchnięć, a mieszanka kumulujących
się w nim emocji wybuchnie niepohamowanie dając głęboki, niesamowicie długi
orgazm. Jednak zaraz zwolnił... Nie chcąc tak szybko oszaleć, pragnął jeszcze
dłuższą chwilę sycić się narastającą w nim przyjemnością. Ale to nie mogło
trwać i trwać, nie mogło... Choćby tego nie wiadomo jak bardzo pragnął, to
jednak wszystko ma swój kres. Obaj byli już tak mocno podnieceni, że niemal w
galopującym tempie zbliżali się do orgazmu. Pragnął spełnienia w nim, ale też
wciąż tak usilnie chciał przedłużyć to zbliżenie, na co przecież już nie miał
najmniejszych szans.
Pijany
przyjemnością, miał wrażenie, że chwilami już nie kontaktuje z rzeczywistością.
Napawał się swoim narkotykiem, jakim był Bill, który właśnie obficie spryskał
własną spermą siedzisko kanapy, jęcząc przy tym głośno i przeklinając
soczyście. Jeszcze tylko kilka pchnięć i także wulkan w podbrzuszu Toma wybuchł
lawą, która po chwili mocno skumulowana paliła ekstazą. Spełnienie bliźniaka
było kolejnym bodźcem i przy akompaniamencie jego głośnego wyrażenia
przyjemności, nasienie szatyna wypełniło go po brzegi pieczętując ten akt.
Opadł na jego plecy, przygniatając sobą. Wciąż był w nim, wypełniał go wręcz
idealnie. Mimo spełnienia jego wielkość i twardość wciąż się utrzymywała. Może
to dzięki temu gorącu, jaki nadal go obejmował?
Może
odrobinę brutalnie, może zbyt ostro, może za szybko to wszystko się skończyło,
ale musiał to przyznać... Było wspaniale i podniecająco. Czy z nim w ogóle
mogłoby być inaczej? Wcale nie dziwił się Bastienowi, że tak za nim latał, tak
bardzo się starał, a kosztując go, musiał pragnąć jeszcze bardziej. O nie… Nie
dla psa kiełbasa, już teraz za nic w świecie by mu go nie oddał.
Uspokajał
oddech mocno przylegając torsem do pleców czarnowłosego. Nie zastanawiał się, czy jest mu wygodnie, ale jeszcze
chwila, jeszcze kilka chwil, póki jeszcze mógł być w nim, przedłużał ten czas
jak tylko się da, pieszcząc i całując jego ramię, kark, a kiedy przesunął wargi
na drugą stronę, zaczął badać nimi ciepły policzek brata, a w rezultacie usta.
Były lekko spierzchłe od łapczywie chwytanego powietrza, dlatego natychmiast je
nawilżył swoimi. Uwielbiał te ich chwile bliskości, tak bardzo za nimi tęsknił
i cieszył się, że już wszystko co złe za nimi. To naprawdę było wspaniałe
uczucie mieć blisko, tak bardzo blisko ukochane ciało, czuć jego ciepło,
miękkość skóry, móc całować i pieścić w każdy możliwy sposób. Jak miał sprawić,
aby ta chwila trwała i trwała, aby uczucie słodkiego wypełnienia wcale się nie
skończyło...? Gdyby tak móc zatrzymać czas, albo wymazać zupełnie te najgorsze
chwile, a nawet te mało istotne, scalić wszystkie uniesienia, móc przeżywać
tylko momenty spazmatycznych przyjemności? Marzenia.. Może były marzeniami
głupca, ale przecież on kochał go… Kochał, najbardziej na świecie. I czy
właśnie to nie było sensem jego życia? Kochać, kochać i jeszcze raz kochać...
Kochać go, kochać się z nim... Na każdy możliwy sposób, pięknie i idealnie,
mocno i gorąco, szalenie...
Czuł,
jak jego ciało opada na życiowy hamak odpoczynku po tych wszystkich szalonych
uniesieniach, to jakby niechlubna chwila w życiu mężczyzny, jednak przecież
męskość nie może być wiecznie twarda, to byłaby niedogodność. Uśmiechnął się do
swoich myśli, w końcu wysuwając z ciepłego wnętrza, i przekręcił jego wciąż
lekko bezwładne ciało na bok. Objął ramieniem i popatrzył w oczy.
–
Tak bardzo cię kocham... – szepnął czule. Bill mocno się do niego przytulił.
–
Ja ciebie bardziej, mimo, że pierwszy zdradziłem, ale zrozumiałem, że to ty
jesteś całym moim światem i nie chcę nikogo… Bez ciebie życie nie jest nic
warte i nic nie zastąpiłoby mi tej pustki…
Tom
czuł na szyi jego gorący oddech i po raz pierwszy od wielu dni, był naprawdę
szczęśliwy.
***
Jeszcze tego wieczoru wróciliśmy razem do
domu. Moje szczęście nie miało granic, zresztą jak zauważyłem - Toma także. To
przecież nie mogło się inaczej skończyć, kochaliśmy się i byliśmy w stanie
sobie wybaczyć wszystko, jednak wiedziałem, że gdybym jeszcze raz zrobił coś
takiego, to będzie nasz koniec i nie miałem najmniejszego zamiaru podejmować
żadnego ryzyka. Nie chciałem już nikogo, bo wiedziałem, że do życia, do pełni
szczęścia potrzebuję tylko jego. Zbłądziłem, owszem, ale kto nie błądzi w taki,
czy w inny sposób? Najważniejsze było, że potrafiłem to zrozumieć i się opamiętać.
Chciałem się z nim zestarzeć, choć wiedziałem, że dla wszystkich to będzie
dziwne, że wciąż mieszkamy razem i nikogo nie mamy, ale przecież my mieliśmy
siebie, to było najważniejsze i nikt o tym nie musiał wiedzieć. Oczywiście
nikt, prócz Georga.
Tak
mi się wtedy wydawało, do czasu zresztą…
***
Współpraca
z Baronem, choć nieco namieszała im w prywatnym życiu, okazała się strzałem w
dziesiątkę. Premiera płyty była zaskakującym sukcesem. Tuż po niej chłopcy
mieli ruszyć w krótką trasę koncertową po kraju, a na wiosnę planowana była
także i ta po europejskich stolicach. Między Billem i Tomem układało się
nadzwyczaj dobrze, nie było kłótni, ani scen zazdrości, bo tak naprawdę nie
było już o co. Obaj przyrzekli sobie, że nie będzie żadnego wypominania przykrych
zdarzeń z przeszłości. Starali się ufać sobie wzajemnie, choć gdzieś tam w
podświadomości obydwu, czaił się strach, który nie wynurzał się z odmętów
pamięci tylko dlatego, że niemal cały czas spędzali ze sobą.
Kilkanaście
dni po premierze płyty, bliźniacy zorganizowali u siebie małą imprezę dla
wszystkich współtwórców ich sukcesu. Chcieli go oblać w swoim domu i kameralnym
gronie, bez włóczenia się po klubach. Chcąc nie chcąc, musieli zaprosić także i
Bastiena, przecież to głównie jemu zawdzięczali ten triumf. Na szczęście nie
był już z Maxem, więc nie musieli się obawiać, że przyprowadzi ze sobą tego
świra. Ich relacje układały się poprawnie, chociaż dokładnie od tego sobotniego
wieczoru, kiedy Bill pogodził się z Tomem, Baron nagle zamilkł. To właśnie od
tamtego dnia nie wysłał już do niego żadnego smsa, ani też nie zadzwonił. Jeśli
już w ogóle rozmawiali, to jedynie przy okazji spotkań służbowych i na takież
same tematy. Były chwile, że Bill zastanawiał się dlaczego właśnie wtedy tak
nagle postanowił odpuścić, przecież to, że pogodził się z własnym bratem nie
mogło mieć na to żadnego wpływu. Kiedy nie potrafił znaleźć logicznego
wytłumaczenia, po prostu dał sobie spokój z domniemaniami, uznając to za zwykły
zbieg okoliczności. A może po prostu Bastien znalazł sobie inny obiekt
westchnień? Przyznał sam przed sobą, że poczuł dzięki temu niemałą ulgę. Mimo
wszystko lubił go i życzył mu zawsze szczęścia, a beznadziejna miłość do niego,
nie mogła czynić go szczęśliwym, bo była nieodwzajemniona.
To
był ciepły, październikowy dzień, więc bliźniacy postanowili zrobić także
grilla, a przy sprzyjającej aurze goście imprezowali nie tylko w domu, ale
także, na tarasie i w ogrodzie. I nawet kiedy nadeszła chłodniejsza już noc,
wciąż bawili się na zewnątrz, bo procenty w ich organizmach skutecznie
utrzymywały odczuwalnie wyższą temperaturę. Z uwagi na pełnienie obowiązków
gospodarzy, chłopcy nie mieli możliwości nieustannie przebywać obok siebie,
jednak wciąż byli w pobliżu i nie znikali sobie z oczu. Tom był bardzo
wyczulony na Barona, szczególnie w sytuacjach, kiedy zbliżał się do Billa.
Jednak nie zauważył, aby w jakiś szczególny sposób go adorował, zazwyczaj były
to sytuacje, kiedy nie byli sam na sam, a w towarzystwie innych osób. Ufał, że
podobny wyskok jak wówczas w basenie, nigdy się nie powtórzy, zresztą Bill
doskonale zdawał sobie sprawę, że to byłby ich koniec.
Bastien
nie szukał sposobności, aby zostać z czarnowłosym sam na sam, a raczej wolał
tego unikać. Wciąż go kochał, ale po tym co zobaczył tamtej soboty w studio,
zupełnie odpuścił i starał się od niego izolować. Doskonale zdawał sobie
sprawę, że stoi na straconej pozycji, bo Bill najwyraźniej kochał swojego brata
w dwojaki sposób. Gdyby potrafił go rozkochać w sobie, pewnie zrobiłby to już
dawno, odbijając go Tomowi, ale przekonał się, że nie był w stanie sięgnąć tego
nieba.
Impreza
była już porządnie rozkręcona, część ludzi tańczyła w salonie, część adorowała
człowieka przy grillu i okupowała barek, a inni rozpierzchli się po ogrodzie.
Po chwili rozmowy z Gustavem, Baron ruszył w kierunku altany, chcąc zapalić
skręta. Wiedział, że tam siedzi kilka osób, jednak nie miał pojęcia, że wśród
nich jest także i Bill. Gdyby wiedział, poszedłby w inne, bardziej ustronne
miejsce ogrodu, ale gdy go zobaczył, był bardzo blisko i nie wypadało już
dziecinnie uciekać. Usiadł więc i dołączył do prowadzonej rozmowy. Alkohol
właściwie już był głównym narratorem tej gadki, bo wszyscy mówili o jakichś
bzdurach, zaśmiewając się przy tym do rozpuku, ale na jego nieszczęście, obecni
w tym towarzystwie zaczęli się wykruszać odchodząc w inne miejsca i obok niego
został jedynie Bill. Głupio mu było wstać i uciekać, więc siedział milczący,
skupiając się na paleniu swojej używki.
–
Poczęstujesz mnie? – zapytał nagle Bill.
–
Jasne… – Baron wyciągnął z kieszeni dżinsowej kurtki pudełko ze skrętami i
odpalił mu. Czarnowłosy wyczuł w jego głosie jakieś dziwne napięcie, ale nie
skomentował tego. Nigdy nie zapytał o powód, przez który blondyn tak nagle
odpuścił starania o niego, ale teraz, kiedy alkohol dodawał mu animuszu, palnął
nagle nie owijając w bawełnę:
–
A ty co, Bastien? Już ci przeszła ta miłość do mnie? – zaśmiał się cicho i
czekał na odpowiedź, jednak chłopak dłuższą chwilę milczał. Patrzył przed
siebie w duże, przeszklone drzwi wejścia z tarasu do salonu, aż w końcu odezwał
się.
–
Nie, Bill. Nie przeszła… – powiedział cicho, a ta odpowiedź mocno zaskoczyła
wokalistę. Więc jeśli wciąż go kochał, czemu tak nagle przestał mu to okazywać?
–
Nie? – uniósł do góry brew. – Myślałem, że ci minęło, bo tak jakoś nagle
odpuściłeś.
Baron
odwrócił głowę i spojrzał mu w oczy.
–
Gdybyś był na moim miejscu, też byś odpuścił.
–
Może i tak, ale nie jestem na twoim miejscu, więc nie wiem o co chodzi. Ale cokolwiek
to jest, to w sumie masz rację i lepiej się odkochaj, bo niepotrzebnie się
męczysz. – Bill mówił to tak lekko, bo chyba nie wiedział jak to jest kochać
bez wzajemności i to zdenerwowało DJ’a. Wcześniej nie miał zamiaru mu
powiedzieć o swojej wiedzy, ale po tym co usłyszał od niego, nie wytrzymał.
–
Gdyby to było takie proste, już dawno bym o tobie zapomniał, szczególnie po tym
co zobaczyłem – rzucił, piorunując go wzrokiem.
–
A cóż ty takiego zobaczyłeś? – zaśmiał się beztrosko Bill.
–
Was.
–
Nas? Jakich nas? Upaliłeś się Bastien i pieprzysz głupoty. – Śmiał się dalej
chichocząc, co doprowadziło Barona do szewskiej pasji. „Zaraz nie będzie ci do śmiechu”, pomyślał i odparował:
–
Tak, was. Byłem tego wieczora w studio po laptop, który tam zostawiłem, ale zabrałem go w końcu w poniedziałek, nie
pamiętasz? Kiedy zobaczyłem jak posuwa cię twój własny brat, myślałem, że się
porzygam i musiałem stamtąd wyjść. Jęczałeś, kiedy cię rżnął i byliście obaj
zbyt zajęci sobą, żeby w ogóle zauważyć, że ktoś wszedł. Teraz już wiem kim
jest twój facet i dlaczego nikt nie widział waszych partnerów.
Bill
zamarł. Wcześniejszy uśmiech zastygł mu na ustach, a ciało obezwładnił dreszcz
zdenerwowania i przez chwilę zupełnie nie wiedział co ma powiedzieć, ale to
była może minuta, bo zaraz odpalił:
–
Tak, pierdoli mnie mój własny brat i kochamy się, masz z tym jakiś problem? –
syknął.
–
Nie, ja nie mam, ale ty masz.
–
Ja? – zaśmiał się nerwowo. – Ja nie mam z tym problemu, wręcz przeciwnie.
Dogadza mi jak nikt inny.
–
No, nie wątpię – mruknął Baron, zaciągając się.
–
I co zrobisz z tą wiedzą? Polecisz teraz do gazet? A może jeszcze strzeliłeś
nam jakąś fotkę, co?! – Bill podniósł głos. – No nie krępuj się, śmiało,
zapierdalaj do paparuchów! W sumie mam wyjebane!
–
Możesz być spokojny, nigdzie z tym nie pójdę i nikomu nie powiem, choć owszem,
miałem taką myśl. Pytałeś dlaczego odpuściłem, to ci powiedziałem. Tylko w
sumie, to ja ci współczuję, pewnie nie jest lekko tak się ukrywać.
–
Ja nie narzekam. – Billowi trzęsła się ręka, kiedy niósł do ust skręta, aby się
nim zaciągnąć.
–
Zastanawia mnie tylko, czemu go zdradzałeś, skoro go kochasz i jest ci z nim
dobrze?
–
Może właśnie chciałem się o tym przekonać? Najważniejsze, że mi wybaczył.
–
Wszystko ci wybaczył? – Baron uśmiechnął się drwiąco, co czarnowłosy od razu
zauważył.
–
Wie tylko o tym jednym razie w basenie. I o reszcie się nie dowie, rozumiesz? –
Wbił w blondyna przenikliwe spojrzenie.
–
Ja mu na pewno nie powiem, obiecałem ci to, a ja zawsze dotrzymuję obietnic. –
Bastien wstał, zamierzając odejść, ale jeszcze spojrzał na czarnowłosego i
cicho dodał: – Nie wiem, czy kiedykolwiek przestanę cię kochać, Bill, ale chcę,
żebyś wiedział, że życzę ci szczęścia. – Po czym odszedł, odprowadzony wzrokiem
wokalisty, który w tej samej chwili pomyślał: „Ja pierdolę… Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę…”