niedziela, 15 września 2019

Część 70.



Część 70.


            Już nie dawał rady, już chciał tam być. W nim. Zanurzyć się głęboko i wycofać, a potem znów i znów! Nie potrafił się dłużej powstrzymać. Kolanem bardziej rozszerzył uda czarnowłosego, a język po chwili zastąpiła jego twarda męskość. Pchnął zdecydowanie po same jądra, delektując się jękami bliźniaka, który drżał pod nim oszalały z podniecenia. Już tyle razy to robili, a on wciąż był tak ciasny... Cholera, cóż to było za wspaniałe uczucie, kiedy zwieracz Billa mocno zaciskał się na jego główce. Pragnął dać mu siebie w niekończącej się rozkoszy i nadludzkiej przyjemności. Czy z kimkolwiek mogło mu być wspanialej? Ciasno, tak cudownie ciasno… 
            Mruczał cicho przymykając oczy. Dłonie zaciskały się na biodrach, aby mu nie umknął. Wierzył, że to właśnie on jest jedynym, którego pożąda ciało czarnowłosego, a umysł kocha. Tylko on mógł być autorem tej nieziemskiej rozkoszy, jaka rozrywa jego istnienie. Na tym ciele, schronienie w dotyku mogły znaleźć tylko jego dłonie... W nim mógł być tylko on. Bo tylko jego kochał.
            Biodra dobijały w rytmicznych pchnięciach. Kiedy wsuwał się do końca, pod przymkniętymi powiekami ciemność jawiła się feerią barw, pastelowych, tęczowych i nieziemsko pięknych. Wkrótce zastąpią je wybuchy fajerwerków, jednak nim je zobaczy, uchylił powieki widząc to cudowne ciało. Przesunął po nim dłońmi nie zaprzestając ruchów bioder, delikatnie okalał opuszkami palców pacierze kręgosłupa Billa, a on idealnie zaczął kołysać się w rytm  pchnięć, wychodząc mu na przeciw, jakby pragnął, aby przeniknął go, posiadł bez reszty, co też właśnie czynił.
            – Pieprz mnie Tommy, mocniej… – Chciał mocniej, więcej, głębiej, a on spełniał natychmiast tę cichą, ledwie wyartykułowaną prośbę. To napływająca rozkosz sprawiła, że słowa grzęzły Billowi w gardle, dlatego wypowiadał je z takim trudem.
            Tom czuł, jak praktycznie sam nasuwał się na niego, jak wnętrze pulsowało mu pragnieniem. I mógłby zatrzymać się w bezruchu, a Bill z pewnością dokończyłby dzieła. Ponownie mocno chwycił jego biodra, wbijając się z całą mocą i siłą. Krzyk rozerwał ciszę. Z każdym ruchem stawał się coraz lżejszy, a każdy neuron w jego ciele pulsował przyjemnością. Pragnął być w nim, brać go na miliard różnych sposobów, tu i teraz, jutro i pojutrze, za tydzień i miesiąc, zawsze... Ich ciała w spójnych ruchach oddawały się wzajemnej rozkoszy, a oni byli jak żywioł, niczym tornado, albo tsunami. I już nie panowali nad wyrażaniem tej przyjemności, ale czy w ogóle chcieli nad tym panować?

***

            Bastien podjechał pod budynek studia. Zatrzymał się tuż przed i wysiadł. Nie było sensu otwierać bramy i wjeżdżać na teren, miał przecież tylko wdepnąć tam na chwilę, aby zabrać swój laptop, a potem odwieźć klucz Marcusowi i wrócić do domu. Furtka była zamknięta i zapewne wewnątrz nikogo nie było, więc otworzył ją kluczem, wszedł na teren posesji i ruszył wzdłuż ściany budynku. Kiedy znalazł się na rogu, zamierzając skręcić, aby dotrzeć do wejściowych drzwi, natychmiast w oczy rzucił mu się zaparkowany na tyłach samochód Toma. Co on mógł tutaj robić o tej porze? Spojrzał w okna budynku, ale w żadnym nie paliło się światło, może więc po prostu tutaj tylko zostawił auto, bo popił i ktoś odwiózł go do domu? Była też inna opcja, kilka pomieszczeń nie miało okna, jak choćby pokój prób, albo studio nagrań, może więc tam spędzał wieczór? Mógł też być w pokoju gościnnym, którego okno było na bocznej ścianie budynku.
            No nic, wejdzie, to się przekona. Niewiele myśląc, wsunął klucz w drzwi, ale nie mógł go przekręcić, więc te musiały być otwarte. A jednak ktoś tu był i najprawdopodobniej to był właśnie Tom. Nacisnął klamkę i wszedł po cichu. Tuż za drzwiami miał zamiar od razu się odezwać, bo nie chciał go przestraszyć, ale nim zdążył cokolwiek powiedzieć, do jego uszu dotarły dziwne odgłosy. Ktokolwiek tutaj był, z pewnością nie był sam, a na dodatek był bardzo niegrzeczny. Czyżby to właśnie Tom zabawiał się tutaj z jakąś laską? Bastien uśmiechnął się pod nosem i zerknął w głąb korytarza. Ktoś sprawiał sobie przyjemność w gościnnym pokoju, dlatego nie dostrzegł w żadnym oknie światła, bo ono paliło się tylko w tamtym, niewielkim pomieszczeniu. Do jego uszu dobiegła cicha muzyka, ale ta była zaledwie tłem innych odgłosów przeżywanej właśnie przez kogoś, niewątpliwej przyjemności. No cóż, raczej nie wypadało przeszkadzać nikomu w takiej chwili, pomyślał, że wejdzie po cichu do pokoju prób, bo zazwyczaj tam zostawiał swój sprzęt, zabierze go i niepostrzeżenie wyjdzie. Jednak wsłuchując się w to wszystko przez chwilę, zaczął nabierać pewnych podejrzeń, co do jednej z rozkosznie pojękujących osób. Doskonale znał te odgłosy, był pewien, że to właśnie te, jedyne i najpiękniejsze dźwięki, jakie już dane mu było słyszeć. Nie sposób było nie zapamiętać tak intensywnego przeżywania najwspanialszych dla niego chwil, przez tę drugą osobę. Poświęcił więc jeszcze moment, stojąc w bezruchu tylko po to, aby się upewnić, że jedną z dwóch osób przebywających w tamtym pokoju jest Bill… Tylko z kim on tam był? Czy właśnie tutaj przyprowadził dziś swojego faceta? Czy już się z nim pogodził, i czy właśnie teraz oddawał mu się tam za ścianą? Kim on był do diabła? Kim był ten człowiek, który trzymał go mocno w swoich szponach i tak bardzo od siebie uzależnił? Zdradził go, to fakt, ale z jakiejś głupiej zachcianki, bo Baron miał pewność, że to właśnie tego człowieka Bill kocha ponad wszystko, i to tamten ktoś miał całą jego miłość, której już dla niego zabrakło…
            Zazdrość zacisnęła mu pętlę na gardle. Musiał go zobaczyć, chciał wreszcie dowiedzieć się, kto jest tym człowiekiem, który zagarnął tylko dla siebie jego przychylność i miłość! Rozkoszne jęki nie ustawały, a wręcz przeciwnie, stawały się coraz intensywniejsze, zupełnie jakby za chwilę miał nastąpić orgazm. Nikt go nie usłyszy, tego był pewien. Podejdzie bezszelestnie i tylko zerknie, a oni zbyt zajęci przeżywaniem cielesnych doznań, nawet nie zobaczą jego osoby, która będzie trudno zauważalna stojąc w ciemnym korytarzu. I wówczas zaspokoi swoją ciekawość.
            I zrobił to. Postąpił kilka kroków, cicho, niemal na palcach. Jego sprzymierzeńcem był miękki chodnik, który chronił podłogę przed wydaniem jakiegokolwiek odgłosu stąpania po niej. Zatrzymał się tuż przed drzwiami i lekko wychylił głowę, a to co zobaczył sprawiło, że zamarł w osłupieniu i omal nie wydał z siebie okrzyku przerażenia. Takiego obrazu nie spodziewał się zobaczyć nawet w swoich najgorszych koszmarach; Bill klęczał i wypinając tyłek opierał się dłońmi o siedzisko kanapy, a od tyłu brał go nikt inny, jak jego bliźniak! Nie chciał wierzyć w to, co widzi, ale do jasnej cholery! Jego anioła właśnie posuwał rodzony brat! Czy świat do reszty zwariował, czy po prostu los tak okrutne z niego zadrwił?! Czuł, że robi mu się słabo, wstrzymał na chwilę oddech i cofnął głowę, nie mogąc z wrażenia i zdziwienia złapać tchu. Stał więc chwilę przy ścianie, tuż koło drzwi, a oni robili to dalej, racząc się wzajemnie wydawanymi odgłosami przyjemności, jaką właśnie sobie sprawiali.
            Jeszcze raz zerknął, przez chwilę, bo nawet nie chciał dłużej na to patrzeć i tak samo jak tutaj wszedł, cicho wycofał się, zamykając za sobą drzwi. Na zewnątrz wziął głęboki wdech. Gdyby ktoś mu o tym powiedział, to w życiu by nie uwierzył, chociaż… Już były przecież takie chwile, kiedy ich wzajemna relacja wydawała mu się dziwna i bardzo podejrzana, ale nie chciał dopuścić sobie tego do głowy. Teraz już wszystko było jasne… To dlatego nikt, nigdy nie widział żadnego z ich partnerów, chociaż właściwie widział, każdego dnia, a zupełnie nie miał o tym pojęcia. I właśnie dlatego Bill zawsze zastrzegał sobie, żeby przypadkiem nie wygadał się Tomowi. No i przyleciał z mega awanturą, kiedy jakimś cudem dostały się w ręce gitarzysty ich pikantne zdjęcia. Jak to on wtedy powiedział? Zobaczył je jego facet i Tom? No tak… Teraz wszystko ułożyło mu się w jedną, logiczną całość. Ci bracia żyli jak para, Tom pieprzył Billa, było im razem dobrze, kochali się… Nie mógł zrozumieć tylko jednego; dlaczego czarnowłosy go zdradził? Tak, wiedział, pamiętał jego słowa, zresztą jak wszystko inne: „i kawior jedzony codziennie, może się znudzić”. Potrzebował jakiejś odskoczni, a może po prostu zrobił to z nim, żeby upewnić się w przekonaniu, że to właśnie Tom jest dla niego najlepszy? Jak to on wtedy powiedział…? „Nikt nie jest lepszy w łóżku, od mojego faceta”, tak, dokładnie ubrał to w takie słowa. Gdyby wiedział, że tym facetem jest Tom…
            – O, kurwa… To jakiś absurd… – westchnął ruszając w stronę swojego auta. Nie mógł się z tego otrząsnąć, przed oczami wciąż miał nagie ciało Billa i poruszający się z impetem tyłek jego brata, gdy w niego wchodził.  Oni naprawdę się ostro pieprzyli! Tylko dlaczego robili to tutaj? Przez chwilę się nad tym zastanawiał, a wtedy ułożył ostatni element tych puzzli. No jasne! Że też wcześniej na to nie wpadł, oni się przecież właśnie pogodzili! Na bank wybuchła między nimi awantura przez te zdjęcia, dlatego Tom nie przyjechał po niego na lotnisko, i musiał tutaj koczować przez te dni, a Bill pewnie tu przyszedł, jakoś go ubłagał i w końcu mu wybaczył. Pomyślał jeszcze intensywniej i stwierdził, że Georg musiał coś wiedzieć, bo tak nienaturalnie się zaciął, kiedy mówił, że nie da mu klucza, bo nie ma go w Berlinie. No i, że Marcusa też miało nie być, a jednak był, na dodatek nigdzie się nie wybierał.
            Kiedy wsiadł do samochodu, sam śmiał się do siebie, ale mimo to był wściekły. Wściekły i zazdrosny. Teraz przez myśl przeszło mu, że przecież mógł wyjąć telefon i zwyczajnie zrobić im zdjęcie, a potem po prostu ich zniszczyć! Przecież, do kurwy, obojgu im się to należało! Jednak wiedział, że na powrót tam już się nie zdobędzie, zbyt wiele go to kosztowało. Był roztrzęsiony po tym, co zobaczył. Zaraz odwiezie klucz Marcusowi i powie, że jednak nie pojechał, bo… No bo jego facet zadzwonił, że laptop, znalazł się w domu. I chuj z tym, że obecnie nie miał żadnego faceta.

***

            Tom przesunął jedną dłoń na pośladek brata, wsuwając palce w zagłębienie. Odnalazł gorące wejście i badał opuszkami palców, jak szczelnie w niego wchodził. Resztką sił, z lekko rozchylonymi ustami, cholernie podniecony opuścił wzrok na dół, tam gdzie łączyły się ich ciała. Widok tego jak wnikał w Billa doprowadzał go do obłędu, potęgując fizyczne doznania. To było takie swoiste połączenie przyjemności czerpanej każdym zmysłem. Jeszcze kilka pchnięć, a mieszanka kumulujących się w nim emocji wybuchnie niepohamowanie dając głęboki, niesamowicie długi orgazm. Jednak zaraz zwolnił... Nie chcąc tak szybko oszaleć, pragnął jeszcze dłuższą chwilę sycić się narastającą w nim przyjemnością. Ale to nie mogło trwać i trwać, nie mogło... Choćby tego nie wiadomo jak bardzo pragnął, to jednak wszystko ma swój kres. Obaj byli już tak mocno podnieceni, że niemal w galopującym tempie zbliżali się do orgazmu. Pragnął spełnienia w nim, ale też wciąż tak usilnie chciał przedłużyć to zbliżenie, na co przecież już nie miał najmniejszych szans.
            Pijany przyjemnością, miał wrażenie, że chwilami już nie kontaktuje z rzeczywistością. Napawał się swoim narkotykiem, jakim był Bill, który właśnie obficie spryskał własną spermą siedzisko kanapy, jęcząc przy tym głośno i przeklinając soczyście. Jeszcze tylko kilka pchnięć i także wulkan w podbrzuszu Toma wybuchł lawą, która po chwili mocno skumulowana paliła ekstazą. Spełnienie bliźniaka było kolejnym bodźcem i przy akompaniamencie jego głośnego wyrażenia przyjemności, nasienie szatyna wypełniło go po brzegi pieczętując ten akt. Opadł na jego plecy, przygniatając sobą. Wciąż był w nim, wypełniał go wręcz idealnie. Mimo spełnienia jego wielkość i twardość wciąż się utrzymywała. Może to dzięki temu gorącu, jaki nadal go obejmował?
            Może odrobinę brutalnie, może zbyt ostro, może za szybko to wszystko się skończyło, ale musiał to przyznać... Było wspaniale i podniecająco. Czy z nim w ogóle mogłoby być inaczej? Wcale nie dziwił się Bastienowi, że tak za nim latał, tak bardzo się starał, a kosztując go, musiał pragnąć jeszcze bardziej. O nie… Nie dla psa kiełbasa, już teraz za nic w świecie by mu go nie oddał.
            Uspokajał oddech mocno przylegając torsem do pleców czarnowłosego. Nie zastanawiał  się, czy jest mu wygodnie, ale jeszcze chwila, jeszcze kilka chwil, póki jeszcze mógł być w nim, przedłużał ten czas jak tylko się da, pieszcząc i całując jego ramię, kark, a kiedy przesunął wargi na drugą stronę, zaczął badać nimi ciepły policzek brata, a w rezultacie usta. Były lekko spierzchłe od łapczywie chwytanego powietrza, dlatego natychmiast je nawilżył swoimi. Uwielbiał te ich chwile bliskości, tak bardzo za nimi tęsknił i cieszył się, że już wszystko co złe za nimi. To naprawdę było wspaniałe uczucie mieć blisko, tak bardzo blisko ukochane ciało, czuć jego ciepło, miękkość skóry, móc całować i pieścić w każdy możliwy sposób. Jak miał sprawić, aby ta chwila trwała i trwała, aby uczucie słodkiego wypełnienia wcale się nie skończyło...? Gdyby tak móc zatrzymać czas, albo wymazać zupełnie te najgorsze chwile, a nawet te mało istotne, scalić wszystkie uniesienia, móc przeżywać tylko momenty spazmatycznych przyjemności? Marzenia.. Może były marzeniami głupca, ale przecież on kochał go… Kochał, najbardziej na świecie. I czy właśnie to nie było sensem jego życia? Kochać, kochać i jeszcze raz kochać... Kochać go, kochać się z nim... Na każdy możliwy sposób, pięknie i idealnie, mocno i gorąco, szalenie...
            Czuł, jak jego ciało opada na życiowy hamak odpoczynku po tych wszystkich szalonych uniesieniach, to jakby niechlubna chwila w życiu mężczyzny, jednak przecież męskość nie może być wiecznie twarda, to byłaby niedogodność. Uśmiechnął się do swoich myśli, w końcu wysuwając z ciepłego wnętrza, i przekręcił jego wciąż lekko bezwładne ciało na bok. Objął ramieniem i popatrzył w oczy.
            – Tak bardzo cię kocham... – szepnął czule. Bill mocno się do niego przytulił.
            – Ja ciebie bardziej, mimo, że pierwszy zdradziłem, ale zrozumiałem, że to ty jesteś całym moim światem i nie chcę nikogo… Bez ciebie życie nie jest nic warte i nic nie zastąpiłoby mi tej pustki…
            Tom czuł na szyi jego gorący oddech i po raz pierwszy od wielu dni, był naprawdę szczęśliwy.

***

            Jeszcze tego wieczoru wróciliśmy razem do domu. Moje szczęście nie miało granic, zresztą jak zauważyłem - Toma także. To przecież nie mogło się inaczej skończyć, kochaliśmy się i byliśmy w stanie sobie wybaczyć wszystko, jednak wiedziałem, że gdybym jeszcze raz zrobił coś takiego, to będzie nasz koniec i nie miałem najmniejszego zamiaru podejmować żadnego ryzyka. Nie chciałem już nikogo, bo wiedziałem, że do życia, do pełni szczęścia potrzebuję tylko jego. Zbłądziłem, owszem, ale kto nie błądzi w taki, czy w inny sposób? Najważniejsze było, że potrafiłem to zrozumieć i się opamiętać. Chciałem się z nim zestarzeć, choć wiedziałem, że dla wszystkich to będzie dziwne, że wciąż mieszkamy razem i nikogo nie mamy, ale przecież my mieliśmy siebie, to było najważniejsze i nikt o tym nie musiał wiedzieć. Oczywiście nikt, prócz Georga.
            Tak mi się wtedy wydawało, do czasu zresztą…

***

            Współpraca z Baronem, choć nieco namieszała im w prywatnym życiu, okazała się strzałem w dziesiątkę. Premiera płyty była zaskakującym sukcesem. Tuż po niej chłopcy mieli ruszyć w krótką trasę koncertową po kraju, a na wiosnę planowana była także i ta po europejskich stolicach. Między Billem i Tomem układało się nadzwyczaj dobrze, nie było kłótni, ani scen zazdrości, bo tak naprawdę nie było już o co. Obaj przyrzekli sobie, że nie będzie żadnego wypominania przykrych zdarzeń z przeszłości. Starali się ufać sobie wzajemnie, choć gdzieś tam w podświadomości obydwu, czaił się strach, który nie wynurzał się z odmętów pamięci tylko dlatego, że niemal cały czas spędzali ze sobą.
            Kilkanaście dni po premierze płyty, bliźniacy zorganizowali u siebie małą imprezę dla wszystkich współtwórców ich sukcesu. Chcieli go oblać w swoim domu i kameralnym gronie, bez włóczenia się po klubach. Chcąc nie chcąc, musieli zaprosić także i Bastiena, przecież to głównie jemu zawdzięczali ten triumf. Na szczęście nie był już z Maxem, więc nie musieli się obawiać, że przyprowadzi ze sobą tego świra. Ich relacje układały się poprawnie, chociaż dokładnie od tego sobotniego wieczoru, kiedy Bill pogodził się z Tomem, Baron nagle zamilkł. To właśnie od tamtego dnia nie wysłał już do niego żadnego smsa, ani też nie zadzwonił. Jeśli już w ogóle rozmawiali, to jedynie przy okazji spotkań służbowych i na takież same tematy. Były chwile, że Bill zastanawiał się dlaczego właśnie wtedy tak nagle postanowił odpuścić, przecież to, że pogodził się z własnym bratem nie mogło mieć na to żadnego wpływu. Kiedy nie potrafił znaleźć logicznego wytłumaczenia, po prostu dał sobie spokój z domniemaniami, uznając to za zwykły zbieg okoliczności. A może po prostu Bastien znalazł sobie inny obiekt westchnień? Przyznał sam przed sobą, że poczuł dzięki temu niemałą ulgę. Mimo wszystko lubił go i życzył mu zawsze szczęścia, a beznadziejna miłość do niego, nie mogła czynić go szczęśliwym, bo była nieodwzajemniona.
            To był ciepły, październikowy dzień, więc bliźniacy postanowili zrobić także grilla, a przy sprzyjającej aurze goście imprezowali nie tylko w domu, ale także, na tarasie i w ogrodzie. I nawet kiedy nadeszła chłodniejsza już noc, wciąż bawili się na zewnątrz, bo procenty w ich organizmach skutecznie utrzymywały odczuwalnie wyższą temperaturę. Z uwagi na pełnienie obowiązków gospodarzy, chłopcy nie mieli możliwości nieustannie przebywać obok siebie, jednak wciąż byli w pobliżu i nie znikali sobie z oczu. Tom był bardzo wyczulony na Barona, szczególnie w sytuacjach, kiedy zbliżał się do Billa. Jednak nie zauważył, aby w jakiś szczególny sposób go adorował, zazwyczaj były to sytuacje, kiedy nie byli sam na sam, a w towarzystwie innych osób. Ufał, że podobny wyskok jak wówczas w basenie, nigdy się nie powtórzy, zresztą Bill doskonale zdawał sobie sprawę, że to byłby ich koniec.
            Bastien nie szukał sposobności, aby zostać z czarnowłosym sam na sam, a raczej wolał tego unikać. Wciąż go kochał, ale po tym co zobaczył tamtej soboty w studio, zupełnie odpuścił i starał się od niego izolować. Doskonale zdawał sobie sprawę, że stoi na straconej pozycji, bo Bill najwyraźniej kochał swojego brata w dwojaki sposób. Gdyby potrafił go rozkochać w sobie, pewnie zrobiłby to już dawno, odbijając go Tomowi, ale przekonał się, że nie był w stanie sięgnąć tego nieba. 
            Impreza była już porządnie rozkręcona, część ludzi tańczyła w salonie, część adorowała człowieka przy grillu i okupowała barek, a inni rozpierzchli się po ogrodzie. Po chwili rozmowy z Gustavem, Baron ruszył w kierunku altany, chcąc zapalić skręta. Wiedział, że tam siedzi kilka osób, jednak nie miał pojęcia, że wśród nich jest także i Bill. Gdyby wiedział, poszedłby w inne, bardziej ustronne miejsce ogrodu, ale gdy go zobaczył, był bardzo blisko i nie wypadało już dziecinnie uciekać. Usiadł więc i dołączył do prowadzonej rozmowy. Alkohol właściwie już był głównym narratorem tej gadki, bo wszyscy mówili o jakichś bzdurach, zaśmiewając się przy tym do rozpuku, ale na jego nieszczęście, obecni w tym towarzystwie zaczęli się wykruszać odchodząc w inne miejsca i obok niego został jedynie Bill. Głupio mu było wstać i uciekać, więc siedział milczący, skupiając się na paleniu swojej używki.
            – Poczęstujesz mnie? – zapytał nagle Bill.
            – Jasne… – Baron wyciągnął z kieszeni dżinsowej kurtki pudełko ze skrętami i odpalił mu. Czarnowłosy wyczuł w jego głosie jakieś dziwne napięcie, ale nie skomentował tego. Nigdy nie zapytał o powód, przez który blondyn tak nagle odpuścił starania o niego, ale teraz, kiedy alkohol dodawał mu animuszu, palnął nagle nie owijając w bawełnę:
            – A ty co, Bastien? Już ci przeszła ta miłość do mnie? – zaśmiał się cicho i czekał na odpowiedź, jednak chłopak dłuższą chwilę milczał. Patrzył przed siebie w duże, przeszklone drzwi wejścia z tarasu do salonu, aż w końcu odezwał się.
            – Nie, Bill. Nie przeszła… – powiedział cicho, a ta odpowiedź mocno zaskoczyła wokalistę. Więc jeśli wciąż go kochał, czemu tak nagle przestał mu to okazywać?
            – Nie? – uniósł do góry brew. – Myślałem, że ci minęło, bo tak jakoś nagle odpuściłeś.
            Baron odwrócił głowę i spojrzał mu w oczy.
            – Gdybyś był na moim miejscu, też byś odpuścił.
            – Może i tak, ale nie jestem na twoim miejscu, więc nie wiem o co chodzi. Ale cokolwiek to jest, to w sumie masz rację i lepiej się odkochaj, bo niepotrzebnie się męczysz. – Bill mówił to tak lekko, bo chyba nie wiedział jak to jest kochać bez wzajemności i to zdenerwowało DJ’a. Wcześniej nie miał zamiaru mu powiedzieć o swojej wiedzy, ale po tym co usłyszał od niego, nie wytrzymał.
            – Gdyby to było takie proste, już dawno bym o tobie zapomniał, szczególnie po tym co zobaczyłem – rzucił, piorunując go wzrokiem.
            – A cóż ty takiego zobaczyłeś? – zaśmiał się beztrosko Bill.
            – Was.
            – Nas? Jakich nas? Upaliłeś się Bastien i pieprzysz głupoty. – Śmiał się dalej chichocząc, co doprowadziło Barona do szewskiej pasji. „Zaraz nie będzie ci do śmiechu”, pomyślał i odparował:
            – Tak, was. Byłem tego wieczora w studio po laptop, który tam zostawiłem, ale  zabrałem go w końcu w poniedziałek, nie pamiętasz? Kiedy zobaczyłem jak posuwa cię twój własny brat, myślałem, że się porzygam i musiałem stamtąd wyjść. Jęczałeś, kiedy cię rżnął i byliście obaj zbyt zajęci sobą, żeby w ogóle zauważyć, że ktoś wszedł. Teraz już wiem kim jest twój facet i dlaczego nikt nie widział waszych partnerów.
            Bill zamarł. Wcześniejszy uśmiech zastygł mu na ustach, a ciało obezwładnił dreszcz zdenerwowania i przez chwilę zupełnie nie wiedział co ma powiedzieć, ale to była może minuta, bo zaraz odpalił:
            – Tak, pierdoli mnie mój własny brat i kochamy się, masz z tym jakiś problem? – syknął.
            – Nie, ja nie mam, ale ty masz.
            – Ja? – zaśmiał się nerwowo. – Ja nie mam z tym problemu, wręcz przeciwnie. Dogadza mi jak nikt inny.
            – No, nie wątpię – mruknął Baron, zaciągając się.
            – I co zrobisz z tą wiedzą? Polecisz teraz do gazet? A może jeszcze strzeliłeś nam jakąś fotkę, co?! – Bill podniósł głos. – No nie krępuj się, śmiało, zapierdalaj do paparuchów! W sumie mam wyjebane!
            – Możesz być spokojny, nigdzie z tym nie pójdę i nikomu nie powiem, choć owszem, miałem taką myśl. Pytałeś dlaczego odpuściłem, to ci powiedziałem. Tylko w sumie, to ja ci współczuję, pewnie nie jest lekko tak się ukrywać.
            – Ja nie narzekam. – Billowi trzęsła się ręka, kiedy niósł do ust skręta, aby się nim zaciągnąć.
            – Zastanawia mnie tylko, czemu go zdradzałeś, skoro go kochasz i jest ci z nim dobrze?
            – Może właśnie chciałem się o tym przekonać? Najważniejsze, że mi wybaczył.
            – Wszystko ci wybaczył? – Baron uśmiechnął się drwiąco, co czarnowłosy od razu zauważył.
            – Wie tylko o tym jednym razie w basenie. I o reszcie się nie dowie, rozumiesz? – Wbił w blondyna przenikliwe spojrzenie.
            – Ja mu na pewno nie powiem, obiecałem ci to, a ja zawsze dotrzymuję obietnic. – Bastien wstał, zamierzając odejść, ale jeszcze spojrzał na czarnowłosego i cicho dodał: – Nie wiem, czy kiedykolwiek przestanę cię kochać, Bill, ale chcę, żebyś wiedział, że życzę ci szczęścia. – Po czym odszedł, odprowadzony wzrokiem wokalisty, który w tej samej chwili pomyślał: „Ja pierdolę… Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę…”

wtorek, 3 września 2019

Część 69.



Część 69.


            Tom przekręcił w zamku klucz i wszedł do budynku, a pierwszym co rzuciło mu się w oczy, kiedy stanął w ciemnym korytarzu, była smuga nikłego światła sączącego się ze szpary jaką pozostawiły niedomknięte drzwi jego tymczasowej, studyjnej sypialni. Przez chwilę pomyślał, że zostawił je tam zapalone, ale zaraz odrzucił ten pomysł, bo właśnie przypomniał sobie, że na pewno gasił. Na dodatek cicho grała muzyka, a on wychodząc przecież wszystko wyłączył. Czy wobec tego ktoś pod jego nieobecność tutaj wszedł? Nie ruszał się z miejsca nasłuchując jakichś innych odgłosów, ale prócz jakiegoś progresywnego kawałka, nic więcej nie słyszał. Sparaliżował go strach, bo pierwszą typowaną osobą na wieczornego gościa, była Danielle. Ostatnio szczególnie jej unikał, niemal tak samo jak Billa, i czuł się z tym trochę kiepsko. Wprawdzie rozmawiali następnego dnia po jego wizycie u niej i otwarcie powiedział jej, że nie szuka związku co przyjęła ze spokojem przyznając, że niczego takiego nie oczekiwała, ale kto wie, czy nie miała ochoty na kolejny, niezobowiązujący seks. Może Georg jakoś się przed nią wygadał, że tu nocuje? No trudno, jeśli dziś przyjechała, będzie musiał jakoś delikatnie ją spławić. Kiedyś nie miał żadnych skrupułów idąc z dziewczyną do łóżka, wyznając zasadę, że skoro sama tego chciała, to nie ma sobie nic do zarzucenia. Fakt, niektóre panny traktowały seks bardzo lekko, ale z pewnością kilka z nich skrzywdził. Wtedy zupełnie się tym nie przejmował i wykorzystywał swoją sławę, ale teraz nigdy by czegoś takiego nie zrobił i wiedział, że jego podejście do tych spraw, zmieniła miłość do Billa. Kochał go do szaleństwa i mimo świadomości, że zdradził, miał ogromne wyrzuty sumienia z powodu swojej zemsty. Wiedział jednak, że tylko w ten sposób mógł mu odpłacić, żaden inny nie byłby tak bolesny.
            Kilka minut stał nieruchomo, aż wreszcie ruszył z miejsca wolnym krokiem, odrobinę zestresowany układał w głowie jakieś mądre tłumaczenie, dlaczego Danielle nie powinno tu być o tej porze, bo jakoś dziwnie był przekonany, że to właśnie ona tam na niego czeka. Jednak kiedy otworzył drzwi aby wejść do pomieszczenia, natychmiast go zamurowało. Na środku pokoju stał Bill i z zatrwożoną miną wpatrywał się w niego bez słowa. Skąd on się tu, do cholery, wziął? W tym samym momencie pomyślał, że zabije Georga, jeśli się wygadał, że tu pomieszkuje.
            – Co ty tutaj robisz? – zapytał szorstko i wszedł, zdejmując kurtkę, którą niedbale rzucił na kanapę.
            – Przyjechałem tu, bo… – zawahał się. Strach sparaliżował go tak bardzo, że nie wiedział co ma mówić, jak zacząć, mimo, że siedząc tu, po stokroć układał sobie różne przemowy w głowie.
            – Bo co, kurwa?! – Tom podniósł głos, aż skulił się spanikowany. – Georg się wygadał, że tu mieszkam?!
            – Nie, ja… Ja po prostu pomyślałem, że może tu będziesz…
            – No to jestem i co? Jeśli na coś liczyłeś, to przeliczyłeś się, a teraz wypierdalaj!
            – Tommy… Ja już nie mogę bez ciebie, ja nie daję sobie rady… – Bill miał w oczach łzy i był bliski płaczu, zachowanie bliźniaka zbiło go z tropu i chociaż nie liczył na czułe powitanie, to jednak miał nadzieję, że wszystko potoczy się zupełnie inaczej. Tymczasem Tom był nieprzystępny, wściekły i wręcz chamski. Jeszcze nigdy go tak nie potraktował, nawet wtedy, gdy przyjechał do domu się spakować. Mimo to wiedział, że nie może stąd wyjść, choćby był dla niego jeszcze gorszy, to nie odpuści. No, chyba, że wyrzuci go siłą.
            – To twój problem, trzeba było o tym pomyśleć zanim zerżnął cię Bastien – wypalił i usiadł przy stole tyłem do brata, po czym otworzył laptopa.
            Bill stał przez chwilę bezradny, zupełnie nie wiedział co ma mówić i co robić, ale zaraz zdesperowany przyklęknął tuż przy krześle, na którym siedział Tom i oburącz chwycił oparcie.
            – Jestem idiotą, Tommy, ja wiem… Popełniłem straszny błąd, ale żałuję tego, gdybym mógł cofnąć czas…
            – A gdybym ja mógł cofnąć czas, to nawet bym cię nie dotknął – oschle przerwał mu brat, który wiedział, że tylko jego zdecydowane i szorstkie odpowiedzi, pomogą mu konsekwentnie wytrwać przy swoim postanowieniu. Nie mógł się poddać jego słowom, jego błagalnym prośbom, a wręcz nawet nie chciał do nich dopuścić, bo zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli nie będzie twardy, to w końcu ulegnie. Znał go, wiedział, że łatwo go zniechęcić, dlatego nie mógł nawet minimalnie dać się skruszyć. Nie sądził jednak, że Bill mimo tego nie zamierzał rezygnować.
            – Przecież wiesz, ze kocham tylko ciebie i nigdy nie pokocham nikogo! Co ja mam robić, żebyś mi wybaczył? Przysięgam ci na wszystko, że nigdy więcej cię nie zdradzę, tylko daj mi szansę. Zbłądziłem, ale jestem tylko słabym człowiekiem, Tommy…
            – Przestań pierdolić Bill i po prostu wyjdź stąd. Nie chce mi się ciebie słuchać – mruknął i założył słuchawki, włączając głośno swoją muzykę w laptopie. Żałował, że w przypływie tęsknoty, odpisał mu na tego smsa. Nie wiedział już co ma zrobić, aby skutecznie go stąd wykurzyć. Doskonale zdawał sobie sprawę, że im dłużej on tu będzie, im więcej będzie gadał, tym gorzej mu będzie się temu wszystkiemu oprzeć. Zaczynał mieć wrażenie, że on naprawdę tego żałuje, i chyba cały ten czas nie umawiał się z Bastienem, i prawie z nim nie rozmawiał, kiedy mieli wspólne spotkania zawodowe. Nie jeździł też do niego, tego był raczej pewien. Może jednak powinien dać mu tę szansę o jaką tak prosił? On wciąż coś mówił, ale nie słyszał już żadnego słowa, bo w uszach dźwięczała mu głośna muzyka. Zerknął na niego kątem oka i zobaczył, że płacze. Niech to szlag! Nie! Nie! Nie! I jeszcze raz nie!
            Bill zaczynał tracić nadzieję, że brat zechce z nim choć porozmawiać, już nawet nie marzył o czymkolwiek innym, a jedynie o jakimś nikłym porozumieniu i rozmowie, ale nie zamierzał się poddać i stąd wyjść. Założył słuchawki? No dobrze, ale w końcu kiedyś je zdejmie, a on nie ruszy się z miejsca, choćby miał spędzić w przyklęku na tej podłodze całą noc.
            – Dlaczego nie chcesz ze mną porozmawiać…? Ty też przeleciałeś Danielle, ale wiem, że zrobiłeś to z zemsty, dlatego nie mogę mieć o to do ciebie pretensji, chociaż kurewsko bolało, ale wiem, że ciebie bolało jeszcze bardziej, bo ja miałem wszystko, a dałem się skusić z powodu zachcianki, byłem strasznym egoistą, Tommy… Ja wiem, że jestem okropnym narcyzem, lubię piękne słowa, byłem taki głupi, ale mam za swoje, mam nauczkę. Przysięgam, jeśli mi wybaczysz, to ja nigdy, przenigdy ciebie nie zdradzę, z tobą było mi najlepiej, i nie wiem czego szukałem… Żałuję, tak cholernie tego żałuję… – Bill na przemian płakał i mówił, właściwie sam do siebie, bo Tom wciąż siedział w słuchawkach i tępo wpatrywał się w monitor, przewijając jakieś nic w tej chwili nie znaczące dla niego wiadomości. Ale bliźniak nie miał pojęcia, że zupełnie wyciszył muzykę i słyszał każde jego słowo. – Możesz mnie nie słuchać, możesz nic nie mówić, ale ja nie odpuszczę, Tommy… Nie chcę bez ciebie żyć, chcę być z tobą i tylko z tobą, z nikim nie byłem taki szczęśliwy i nigdy nie będę. Miałem wszystko i wszystko spieprzyłem na własne życzenie, i chociaż miałem pretensje do Bastiena i całego świata, to dzisiaj wiem, że to tylko moja wina i nienawidzę siebie za to… Gdybyś tylko dał mi szansę, przysięgam, już nigdy cię nie zawiodę i nie oszukam…
            Czarnowłosy wsparł czoło na przedramionach opartych o krzesło, mówił patrząc na wzorzysty dywan na podłodze i widział też, jak kapią na niego jego własne łzy. Zupełnie się rozkleił, ale to nie było żadną nowością, bo odkąd nie było przy nim Toma, płakał niemal codziennie, z tęsknoty, z żalu i własnej niemocy. Teraz był obok niego, ale miał go głęboko gdzieś, jak zapewne i to wszystko co mówił, prowadząc monolog płynący prosto z jego serca. Powinien już przestać, zamilknąć, przecież brat i tak go nie słuchał, ale rozkręcił się na dobre i wywalał wszystko, a dzięki temu było mu jakoś lżej.
            – Boże, jak ja cię kocham, Tommy… Zawsze to wiedziałem, ale nigdy przedtem nie byliśmy tak daleko od siebie… – Nie wspominał o tej rozłące, kiedy pomieszkiwał u Barona, gdy zamanifestował swoją zazdrość, nie chciał go tym zdenerwować, na wypadek, gdyby właśnie usłyszał. – Ale tam w Stanach poczułem to jeszcze mocniej, tak cholernie za tobą tęskniłem, czułem, że tu dzieje się coś złego. Nie mogłem doczekać się kiedy wrócę, myślałem, że będziesz na mnie czekał. Chciałem umrzeć, kiedy Georg powiedział mi, że pojechałeś do niej, ale przecież ja pierwszy cię zraniłem, należało mi się, wiem to… Tylko, że to tak bardzo boli, ale przecież ciebie też bolało Tommy, o wiele bardziej… – Uniósł na chwilę załzawione oczy, żeby spojrzeć na brata i wtedy zobaczył, że on już nie ma na uszach słuchawek, i patrzy na niego w milczeniu. Ścisnęło go za serce, w jego spojrzeniu był czysty żal i coś jeszcze… On wciąż go kochał, tego był teraz pewien, ale chyba nie potrafił mu wybaczyć, a tego obawiał się najbardziej.
            – To nie ma sensu, Bill – rzucił sucho.
            – Ma sens Tommy, bo ja już nigdy cię nie zdradzę, przysięgam na wszystko…
            – Już kiedyś przysięgałeś, sam składałeś śluby, i kazałeś przysięgać i mi, a ja i bez przysięgi byłbym ci wierny. Nie wierzę ci i już raczej nie uwierzę. – Tom odsunął krzesło i wstał. Nie wiedział co ma robić, bo gdzieś w głębi ten ogromny mur jaki wybudował przez te dni, zaczynał się kruszyć. Trudno mu będzie pozbyć się stąd Billa, bo on był zdesperowany i nie dawał się spławić jego chłodem, ale czy tak naprawdę pragnął, żeby sobie stąd poszedł? Nie chciał więcej cierpieć, lecz czy to, że będąc blisko niego, ale nie z nim, nie przyniesie mu jeszcze gorszego cierpienia? Chcąc odpuścić sobie ich związek, musiałby chyba uciec na koniec świata, bo życie obok niego jedynie w braterskiej relacji nie byłoby możliwe. Prędzej czy później uległby i poszedł z nim do łóżka, i znów wszystko byłoby jak wcześniej. A jeśli nawet nie, jeśli żyliby jedynie jak bracia, to nie umiałby istnieć ze świadomością, że Bill kogoś poznał i, że z kimś sypia. Sytuacja była wręcz patowa.
            – Ja wiem, Tommy… – Bill, wciąż pozostając w przyklęku obok fotela, powiódł za nim zrozpaczonym spojrzeniem. – Pamiętam o tym, ale teraz naprawdę mogę ci przysiąc jeszcze raz, przysięgam, i nie złamię tej przysięgi. Przepraszam cię, naprawdę bardzo tego żałuję…
            Powtarzał się, wciąż mówił to samo i dobrze o tym wiedział, ale nie miał pojęcia jak inaczej mógłby przekonać Toma, aby mu wybaczył. Gdyby tylko dał mu szansę, mógłby to udowodnić, że już nigdy nawet nie spojrzy na innego faceta. Chciał być z nim i tylko z nim, bo tylko jego kochał. Teraz już miał pewność, że seks bez miłości jest nic nie warty, i tylko to, kiedy kochał się z nim było prawdziwym szczęściem, rajem na ziemi, a cała ta reszta z Bastienem głupią, niewiele wartą zachcianką. To przecież jego kochał prawdziwie i szczerze, jak nigdy nikogo przed tym najpiękniejszym w jego życiu czasem, jaki spędził z nim.
            Tom sapnął i usiadł na kanapie.
            – Lepiej będzie, jak pójdziesz do domu.
            – Nie pójdę, nie zostawię cię i będę błagał, aż mi wybaczysz… – mruknął Bill i wolno, na czworaka podpełznął do miejsca, gdzie siedział jego brat, który teraz zacisnął z niemocy szczęki, bo właśnie przypomniał sobie, że czarnowłosy w taki sposób często zbliżał się do niego, kiedy kochali się na podłodze. Nie… Niech on tego nie robi… Było mu coraz trudniej być twardym i nieugiętym, szczególnie w chwilach, gdy na niego patrzył. Teraz znów w przyklęku usiadł na wprost niego na dywanie, jakby bał się usiąść obok na kanapie, a może właśnie chciał zostać w takim położeniu, aby brat miał go przed oczami?
            – I co? Będziesz tak siedział i patrzył? – warknął zniecierpliwiony Tom.
– Nie… Będę cię błagał… – jęknął bliźniak i zbliżył się nagle, na klęczkach, po czym szybko objął siedzącego brata w pasie i mocno do niego przylgnął, wtulając głowę w tors.
– Nie, Bill! Daj spokój!
            – Tommy, błagam cię! Mam tylko ciebie, tylko ciebie kocham i pragnę, tamto dla mnie nic nie znaczyło, Bastien mnie nic nie obchodzi, nie chcę go! Tak bardzo żałuję! Błagam cię, wybacz mi, jesteś całym moim światem! – szlochał desperacko.
            Tom zamarł i odruchowo podniósł do góry ręce, nie chcąc go dotykać, bo wiedział, że wówczas może stracić nad sobą kontrolę. Już i tak miękł, czując ciepło jego ciała, dlatego musiał to natychmiast przerwać. Zacisnął zęby i zaczął odrywać od siebie jego ramiona, ale na nic się to zdało, ponieważ Bill trzymał się go kurczowo i jak na jego wątłość, bardzo mocno.
– Całe życie kochałem tylko ciebie, ale teraz wiem, że to jest już na zawsze, słyszysz?! – Czarnowłosy podniósł głowę i spojrzał na brata. Wyraz twarzy Toma był już zupełnie inny niż wcześniej, chociaż wciąż starał się jakoś go od siebie odizolować, jednak już z mniejszą siłą i stanowczością. Bill wyraźnie czuł, że mięknie, a teraz na dodatek patrzył na niego z odrobiną czułości, a może było to współczucie wywołane przez łzy, które spływały mu po policzkach? Nie ważne, wiedział, że musi wykorzystać tę chwilę jego słabości i unosząc nieco w górę, szybko wpił się w jego usta. Tom odruchowo rozchylił wargi, ale nie poruszył ani nimi, ani językiem - dla Billa wciąż były martwe, ale on nie rezygnował i coraz bardziej angażował się w ten nieodwzajemniony pocałunek, a wtedy poczuł mocny uścisk jego dłoni na swoich przedramionach i w mgnieniu oka wylądował plecami na kanapie. Tom zerwał się z niej jak poparzony i krzyknął:
– Opanuj się, kurwa! – po czym szybkim krokiem wyszedł na korytarz. Potrzebował powietrza, dużo powietrza! Odetchnął głęboko, kiedy trzasnąwszy za sobą drzwiami, znalazł się na zewnątrz. Wargi paliły go żywym ogniem, a jego ciało tkwiło w ogromnym pożarze i nie wiedział w jaki sposób ma go ugasić.

***

Baron spędzał sobotni wieczór sam. Po tym, jak dowiedział się, że zdjęcia jakie zrobił paparazzi dostały się w ręce Billa, bez mrugnięcia okiem porzucił Maxa. Ten jednak wciąż przychodził czasem pod jego dom i wystawał po drugiej stronie ulicy, często nękał go dzwoniąc, chociaż blondyn uparcie nie odbierał, aż w końcu zablokował. I na to Max znalazł sposób, dzwoniąc co i rusz z innych źródeł. Myślał nawet nad zmianą numeru telefonu, ale to wiązało się z dużą liczbą osób, jakie musiałby o tym powiadomić, choć z tym z pewnością jakoś by sobie poradził. Tak naprawdę powód był jeden - ten numer był także w posiadaniu Billa, i choć też i jego mógłby zawiadomić o zmianie, to jednak czuł, że nowego numeru telefonu czarnowłosy już nie zapisze. Fakt, że on mógł skasować i ten stary, ale cały czas miał cień nadziei, że kiedyś ich kontakt się poprawi. Wciąż go kochał, mimo wielu upokorzeń i ogromnej rany w sercu, którą nieustannie pogłębiał swoją obojętnością. Nie było dnia, żeby o nim nie myślał i nie przywoływał wspomnień o ich intymnych zbliżeniach. Tak bardzo chciałby móc znów go pocałować, pieścić dotykiem dłoni jego miękką skórę, wdychać jej zapach i słuchać namiętnych westchnień. Mieć go w ramionach i celebrować tę chwilę. Rozsądek podpowiadał mu, że to wszystko pozostanie tylko cudownym wspomnieniem, ale jakaś jego mniej racjonalna cząstka, wciąż żyła nadzieją. Nie potrafił wyrzucić go z głowy, ani tym bardziej z serca, które rozdzierał na drobne strzępy żal.
Siedział w swoim studio, komponując najsmutniejsze w swoim życiu kawałki, przepełnione nostalgią i tęsknotą. Ostatnio powstawało tego mnóstwo. Właśnie łączył pliki ze stworzoną wcześniej muzyką, z fragmentami innych ścieżek, kiedy przypomniał sobie o kilku zapisanych na drugim laptopie, a które teraz bardzo by mu się przydały. Tak, tylko gdzie on był? Wstał i rozejrzał się dookoła. Tu z pewnością nigdzie nie leżał, może położył go w swoim biurowym pokoju? Udał się tam czym prędzej, ale go nie znalazł, jak też w żadnym innym pomieszczeniu. Skomponował te fragmenty jakiś czas temu, kiedy jeszcze pracował w studio chłopaków i teraz przypomniał sobie, że z pewnością właśnie go tam zostawił.
– Kurwa mać – zaklął zły. Była sobota, w dodatku dość późno, a studio o tej porze pewnie zamknięte, więc jak miał go sobie stamtąd odebrać? Do Toma nie chciał dzwonić, ostatnio traktował go z ogromnym dystansem i niechęcią, więc pewnie pogoniłby go na cztery wiatry. O Billu już w ogóle nie było mowy. Może więc zadzwoni do Georga, albo Marcusa? Przecież chodzi jedynie o klucz, który pożyczy, odbierze swoją własność, a potem odwiezie z powrotem, oddając go. Postanowił, że spróbuje zadzwonić do Georga.
– Cześć Georg, słuchaj, mam do ciebie sprawę.
– No hej, co tam? – odezwał się kolega.
– Zostawiłem w waszym studio laptop, wiem, ze jest sobota i o tej porze nikogo tam nie ma, ale ten laptop jest mi bardzo potrzebny, naszła mnie wena na komponowanie, a mam w nim kilka fajnych fragmentów, które chcę połączyć. Nie chcę dzwonić do bliźniaków, bo ostatnio jakoś nie pałają do mnie miłością – zaśmiał się cicho. – Mógłbym podjechać do ciebie po klucz? Tylko wezmę laptop i zaraz ci go odwiozę. – W słuchawce jednak odpowiedziała mu cisza, a po chwili jakieś dziwne stęknięcie. – Halo, jesteś tam?
Georg zamarł. Przecież tam był Tom, a co najgorsze właśnie teraz mógł być także i Bill.
– Yyy, nie, to znaczy… Nie ma mnie teraz w Berlinie! – Szybko znalazł stosowną wymówkę.
– Nie ma cię? O kurwa, to kiepsko. Może w takim razie zadzwonię do Marcusa.
– Nie dzwoń do niego, on też miał wyjechać! – Georg prawie krzyknął w panice.
– Tak? To mam pecha – sapnął Baron.
– W poniedziałek sobie go zabierzesz, nie pracuj w sobotę tak ostro, lepiej idź gdzieś na piwo – zaśmiał się Georg, ale w jego głosie wyczuł jakieś dziwne podenerwowanie.
– Jakoś nie mam nastroju na wyjście, no nic. Dzięki stary – Blondyn rozłączył się, ale mimo słów chłopaka, i tak postanowił spróbować skontaktować się z menagerem. Przecież nic nie tracił, a nawet nie wiedział, jak cenną informację może zyskać.

***

Stał kilka minut oparty plecami o drzwi. Oddychał ciężko i szybko, jakby za chwilę miało mu zabraknąć powietrza. Co teraz? Co ma robić? Tylko on jeden miał taki dar, aby pobudzić go w kilka chwil ledwie muśnięciem. Nikt wcześniej nie posiadł takich umiejętności, albo po prostu nie działał na niego tak intensywnie, bo nikogo nie kochał tak mocno. O ile w ogóle kiedykolwiek kogoś kochał… Mimo całej złości, żalu i bólu, miał ochotę tam wrócić, wziąć go w ramiona i wszystko wybaczyć. Jakoś podświadomie czuł, że szczerze żałuje, wiedział, że kocha tylko jego, że tamto nie miało żadnego znaczenia, podobnie jak jego seks z Danielle, który nie był nawet w jednej czwartej tak fascynujący, jak seks z Billem. Nie było takich dreszczy, ani fajerwerków rozkoszy, ot zwyczajnie zaspokoił się zupełnie tak samo, jakby to robił własną ręką. I co z tego, że to była kobieta, które kiedyś tak bardzo lubił? Może i była ładna, zgrabna i miała zajebiste ciało, ale nie była Billem. On był wyjątkowy, namiętny i lubieżny, słodki i delikatny, wulgarny i ostry, to w nim przecież miał wszystko. Czy przez jego jeden głupi błąd, ma z tego tak po prostu zrezygnować? Kochał go i nie było dnia, żeby o nim nie myślał, nie zaspokajał się dłonią marząc o jego ponętnym tyłku, i o jego ustach. I tęsknił za nim tak bardzo… Przecież wyobrażał sobie nieraz tą chwilę, że tu jest, że oddaje mu się. I sam siebie oszukiwał, że nie odpuści mu tak szybko. Może i by się udało jeszcze jakiś czas wytrzymać, gdyby do niego dziś nie przyszedł. Łatwo było być twardym z daleka od niego, ale w obliczu jego bliskości zupełnie miękł. Minęło trochę czasu, który ukoił ból i wyciszył złość. Przecież wiedział, że i tak mu w końcu wybaczy, więc jaki sens było męczyć się jeszcze kilka kolejnych dni? Gdyby naprawdę powziął takie postanowienie, musiałby teraz wsiąść w samochód i jechać jak najdalej od niego. Nie mógł tego zrobić, bo przecież pił. Uśmiechnął się, bo głupszej wymówki nie mógł sobie znaleźć i przyznał sam przed sobą, że chce tam iść, że pragnie go i chce mu wybaczyć ten jeden, jedyny raz!
Natychmiast wrócił do pomieszczenia i stanął w progu pokoju, popychając z impetem drzwi. Bill tkwił na podłodze płacząc, bo gdy jego brat wyszedł stracił zupełnie nadzieję, ale kiedy tylko z powrotem go zobaczył, od razu poderwał się na równe nogi. Policzki miał mokre od łez, a kiedy Tom zbliżył się do niego wstrzymał oddech. Przez kilka chwil stali na wprost siebie bez słowa. Ich serca biły mocno, boleśnie, jednym rytmem i znów oddychali tym samym powietrzem. Czarnowłosy był zdezorientowany, niepewny, nie decydował się na żaden gest. Bardzo chciał się do brata przytulić, ale bał się, że zostanie odepchnięty. Zamarł, kiedy Tom wyciągnął dłoń obejmując jego policzek. Biegał wzrokiem po jego twarzy, wplątując spojrzenie w oczy, a zaraz w podobny sposób rozbiegały się po mokrych policzkach opuszki jego palców, dotykając w końcu miękkich warg, jakby chciał tym dotykiem sprawdzić, czy aby na pewno tu jest, czy nie rozmyje się zaraz jak senne marzenie, a on nie obudzi się gdzieś daleko od niego. I dopiero wówczas, kiedy przekonał się, że to piękna i tylko ich własna rzeczywistość, ułożył dłoń na jego karku, przylegając ustami do nabrzmiałych warg bliźniaka. Zatopił pomiędzy nimi język, całując go mocno, namiętnie, znów czując ten jedyny i najsłodszy smak swojej miłości. I niczego mu więcej nie było potrzeba, bo do szczęścia potrzebował tylko jego.
– Nie rób mi tego nigdy więcej… Słyszysz? – wyszeptał schryple, ale łagodnie. Już nie było tego Toma sprzed kilku minut, on gdzieś zniknął, rozmył się w niebycie, bo wtedy tak naprawdę wcale nie był sobą. Zupełnie nie wyszło mu to udawanie niedostępnego twardziela, ale czyż to nie było do przewidzenia? Przecież go kochał… Kochał tak bardzo, że nie umiałby dłużej trwać w tym marazmie. Tęsknił za nim, potrzebował go i pragnął. Pragnął mimo wszystko.
– Nigdy, przenigdy… Przysięgam ci to. Kocham cię Tommy, najbardziej na świecie… – jęknął Bill, a oczy zaszły mu mgłą szczęścia. Jeszcze kilkanaście minut temu tylko o tym marzył, a teraz jego marzenie właśnie się spełniało. Był tak blisko, dotykał go i całował. I wybaczył mu! Miał ochotę krzyczeć ze szczęścia, ale zamiast tego, na powrót wpił się łapczywie w jego usta i całował z pasją, stęskniony ich tak bardzo, od wielu dni. Nie spodziewał się, że dziś ich znów zakosztuje, a kiedy tak pieścił jego wargi i poddawał się odwzajemnieniu, pomyślał o tym, jak piękna może być jedna chwila, a jak cudownymi mogą sprawić każdą kolejną.
Przerywając, rozebrali się pospiesznie. Szkoda już było czasu, zbyt wiele go upłynęło bez tego drugiego, i tak trudno im było bez siebie. Niecierpliwy Bill, chwycił brata za rękę i pociągnął za sobą, ale nim obaj znaleźli się na kanapie, już rozpoczął wędrówkę warg po jego ciele, zaczynając od szyi.
– Jeśli jeszcze kiedykolwiek mnie oszukasz, zniknę z twojego życia na zawsze, pamiętaj… – wyszeptał Tom, ale Bill nie odpowiedział. Jego usta były zbyt zajęte spijaniem pragnienia z jego skóry, sunąc po ramionach i torsie. Po chwili jednak uniósł głowę.
– Nigdy Tommy, nigdy… – szepnął i znów smakował tego idealnego ciała.
            Miał nieodparte wrażenie, że jego język paraliżuje, a dotyk ust magicznie układających się na skrawkach skóry, obezwładnia brata. Leżał niemal w bezruchu i jedynie palce dłoni raz po raz wplatały się między kosmyki czarnych włosów. Drżenie dosadnie mówiło, że działa na jego zmysły w ten wyjątkowy sposób. Świadomie ocierał się o niego sprawiając, że powietrze uwalniane spomiędzy ich ciał niemal parzyło. Po chwili uniósł głowę do góry i natychmiast napotkał wzrokiem płonące spojrzenie, a wtedy z ust Toma uwolniło się ciche:
            – Niżej… – Zsunął się, nie mogąc oderwać oczu od jego ciała. Widział, jak mięśnie pod cienką, miękką skórą podbrzusza napinają się w pragnieniu czegoś więcej, więc oparłszy się obiema dłońmi po obu stronach bioder brata, pochylał głowę coraz niżej i niżej, wbijając spojrzenie w ciemne źrenice bliźniaka. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, nasunął rozkoszne, miękkie wargi na jego męskość, która natychmiast zniknęła mu w ustach zanurzając się niczym w oceanicznej głębinie. Niepostrzeżenie sprawił, że dobiła do jego gardła ocierając się o podniebienie. Otulił ciepłem swoich warg i gardła najwrażliwszą część jego ciała, po czym cofnął się z wolna, zaciskając je w taki sposób, aby jak najmocniej go pobudzić i sprawić, że przyjemność opadnie na niego wodospadem dreszczy, i porwie swoim nurtem gdzieś w bezkresną dal rozkoszy. Między wargami czarnowłosego pozostawał już jedynie czubek penisa Toma. Pieścił językiem słodkie zagłębienie, starając się lekko podrażnić kolczykiem, jaki miał w języku. Wsłuchiwał się w muzykę jego ciała, przy akompaniamencie głośnych oddechów, a czasem łowiąc i bezdech, starał się dać mu największą rozkosz. W końcu był mu to winien, pragnął wynagrodzić swój błąd.
            Ponowił kolejny ruch, opadając w dół dotykiem ust, chłonąc to cudo, dzięki któremu Tom, tyle razy zabierał go w podróż do gwiazd, a teraz on zapragnął zaserwować mu taką wycieczkę. Do gry dołączyła się dłoń, pieszcząc zwinnym dotykiem palców wrażliwe jądra, które teraz stwardniały z przyjemności. Z każdym kolejnym nasunięciem czuł, jak pulsuje. Napawał się słodką świadomością, że właśnie kreuje jego rozkosz, poprzez każdą pieszczotę warg, języka i palców dłoni. Teraz już głośniejszy jęk przeciął ciszę i sam nie szczędziłby mu odgłosów swojej przyjemności, jaką odczuwał poprzez zadawanie jej bratu, gdyby nie miał tak bardzo zajętych własnych ust.
            Wszystko to trwało zaledwie kilka minut i Bill popatrzył na Toma wzrokiem pełnym zdziwienia, kiedy ten chwycił go mocno za ramiona i do siebie przyciągnął. Za bardzo spragniony był jego ciała, aby ten pierwszy raz po tak długim czasie, pozwolić mu zaspokoić się w taki sposób. Był już bardzo mocno podniecony, wiedział, że to nie potrwa długo, chociaż mieli przecież przed sobą całą noc i z pewnością zrobią to dziś jeszcze niejeden raz, ale teraz chciał być znów w nim. Tak długo na to czekał, aby poczuć ten upragniony gorąc, jakim obejmie jego męskość, kiedy w niego wniknie. Wstał z kanapy i rozkazał:
            – Wypnij się, tak jak lubię…
            Billowi nie trzeba było mówić więcej, obrócił się i klękając wsparł na dłoniach, wypinając ponętnie tyłek, po czym zakołysał biodrami. Był szczęśliwy, podniecony i zrobiłby dla niego wszystko, byleby zadowolić tak, jak tylko tego pragnął. Tom lubił posuwać go od tyłu, szczególnie w takiej pozycji, a i dla niego taki seks był najlepszy, chociaż właściwie w każdej pozycji było mu z nim dobrze.
            Jego zachłanne spojrzenie omiotło całe ciało bliźniaka w tej podniecającej pozie. Nieustannie płonął żywym ogniem pragnienia, jaki pochłaniał jego wnętrze, choć teraz bodźcem do tego był zaledwie zmysł wzroku. Jednak nie chciał tylko patrzeć, to zbyt mało, aby uspokoić żywioł jaki się w nim rozszalał. Po woli sięgnął po niego dłońmi, jak po swoją własność, ale czyż właśnie tak nie było? Czy Bill nie należał do niego? Przecież w innym przypadku by tu nie przyszedł, nie błagał z taką desperacją o przebaczenie.
            Opuszki palców spójnie sunęły po miękkiej skórze jego pośladków, delikatnie i zwiewnie, jakby w obawie, że to co czuł za chwilę rozproszy się w niebycie. Jednak po chwili zapragnął pełniejszych i głębszych doznań, pragnął czerpać z tego dotyku więcej, więc zacisnął mocno dłonie na jędrnych półkulach wyeksponowanych w jego stronę. Nie mógł się oprzeć, żeby przez chwilę po prostu nie pieścić ich mocnymi uściskami dłoni. Jednak zaraz wrócił do tych czułych i delikatnych tknięć, a potem przesuwając ręce wyżej znów zdecydowanie objął jego biodra.
            Klęczał za nim całkowicie gotów, aby wypełnić go sobą. Jego męskość była w apogeum wzwodu, duża i twarda. Jednak nim wtargnął do przybytku rozkoszy jak złodziej, zapragnął go posmakować, dlatego też pochylił się i zaczął pieścić pocałunkami miejsce, gdzie przebiegała granica między plecami a pośladkami. Chciał mu dać w tym akcie coś więcej, coś, czego jeszcze nigdy mu nie podarował. Pragnął, aby niczego mu nie brakło i już nigdy nie zechciał skosztować seksu z innym. Spijał z jego skóry podniecenie, a dłonie nie przestawały mocno go trzymać, z pewnością nie w obawie przed ucieczką, ale tak po prostu, z chęci posiadania. Po chwili przerwał, odrobinę się unosząc, zaczął badać opuszkami palców to miejsce, gdzie tak bardzo pragnął już być, a jednocześnie sam w nieskończoność przedłużał tę chwilę, kiedy wypełni go swoją wielkością i ciepłem. Podniecający masochizm władał nim dogłębnie, kiedy znów usta zagrały główną rolę.
            Mocniej objął dłońmi pośladki Billa, rozchylając je na boki i pochylił się, aby zbłądzić między nie wargami.
            – To-Tommy! Ooaaahhh… – Z trudem wyjęczał czarnowłosy, zupełnie nie spodziewając się takiej pieszczoty. Jego członek był już mocno wzwiedziony, ale to, co zrobił mu teraz brat sprawiło, że zrobił się bardzo twardy. To było niesamowite doznanie, Tom jeszcze nigdy nie pieścił go w ten sposób. Czy tak bardzo był stęskniony jego ciała, czy może chciał, aby już niczego mu nie brakowało?
            – O kurwa! – I znów krzyknął, przeklinając soczyście z rozkoszy, kiedy po chwili poczuł gorący język, którym brat wkradł się do jego pulsującego podnieceniem i odbieraną przyjemnością wnętrza. Tom wiedział czego pragnie, wiedział czego chce. Zamierzał kosztować go jak najsłodszy owoc, na każdy, możliwy sposób, nieustannie wwiercając w niego swój język szalenie mocno. Sam był już u kresu podniecenia, twarde prącie drżało z pragnienia, tak samo jak ich ciała. W głowie rodziły się obrazy szaleństwa, chciał kochać go jak jeszcze nigdy przedtem, chłonąć każdy oddech i słodki krzyk.