Część 65.
Leżałem tak dłuższą chwilę myśląc o
wszystkim i o niczym, starałem się za wszelką cenę jakoś rozproszyć, bo wciąż
nie mogłem pozbyć się pewnej myśli. Kiedy ona wracała, czułem jak ogarnia mnie
żal, ta myśl była dokuczliwa, nieco przykra, nieco bolesna. Sprawiała, że
niepewność drążyła ciemne korytarze w moim umyśle, że przez nią zaczynałem już
chyba świrować. Jedna taka myśl, uciążliwa, nie pozwalająca chwilami złapać
tchu. Myśl o tym, co teraz może robić Tom. Czułem się źle, nie tylko przez to,
co ja zrobiłem kilka godzin temu, ale też przez niepewność co dzieje się tam,
za oceanem. Miałem cholernie złe przeczucia, a Tom wciąż nie odbierał, ani nie
dzwonił. A jeśli Georg mnie oszukał? A jak coś złego się działo, a on nie
powiedział mi tego, bo nie chciał mnie zmartwić? Wiedziałem, że jeśli w
najbliższych godzinach nie skontaktuję się z Tomem, gotów jestem tu zwariować z
niepewności. Miałem wrażenie, że boli mnie całe ciało, to było okropne uczucie.
I ta pieprzona, rozrywająca moje wnętrze tęsknota.
Jak
miałem wytrzymać jeszcze prawie cztery dni?
***
Bastien
zapukał do sypialni Billa, a kiedy usłyszał ciche „proszę”, wszedł zamykając za
sobą drzwi. Czarnowłosy leżał bokiem na łóżku, wpatrując się w błękitne niebo
za oknem i nawet na niego nie spojrzał.
–
Idziemy w miasto, a ty nie wybierasz się z nami?
–
Nie mam ochoty, idźcie sami.
Baron
niepewnie postąpił kilka kroków, przysiadając na brzegu łóżka.
–
Co się dzieje, Bill? Caroline cię zdenerwowała?
–
Mam wyjebane na nią – prychnął wokalista.
–
To co się dzieje?
–
Nic! Mam ochotę zostać tu, poleżeć i pobyć sam, nie mogę?! – podniósł głos,
jednocześnie podnosząc się na łokciach. – Idź już.
–
Okay – mruknął blondyn, wstał i wyszedł z pokoju. Bill z powrotem opadł na
poduszkę i biorąc telefon w dłoń, kolejny raz wybrał numer do bliźniaka.
Znów
nie odebrał. Nie wytrzymał i zadzwonił do Georga. Miał w dupie, że tam jest
wieczór, że może mu w czymś przeszkodzić. Musiał się dowiedzieć co się dzieje z
Tomem.
–
No co tam znowu? – odezwał się kumpel.
–
Georg, co się do kurwy dzieje z Tomem? Możesz go przestać wreszcie kryć?
–
O co ci chodzi? W czym mam go niby kryć? Nie wiem gdzie jest i co robi, ale
dziś miał być cały dzień w studio.
–
Miał być? Więc nie wiesz czy tam jest.
–
Bill, do cholery, nie jestem jego niańką, po południu tam był, a teraz nie mam
pojęcia co robi. I nie będę do niego jechał, wybacz, mam swoje życie.
Bill
rozłączył się bez słowa, a Georg mruknął pod nosem, odkładając telefon.
–
Pojebani.
***
Danielle
zatrzymała samochód pod domem Toma.
–
Dziękuję – odezwał się, a widząc jej niepewną minę dodał. – Zaprosiłbym cię na
drinka, ale jestem skonany i zaraz walnę się spać.
–
Nie ma sprawy, Tom – uśmiechnęła się, ale w jej oczach spostrzegł cień zawodu.
– Jutro i pojutrze nie będzie mnie w
studio, popracuję w domu, ale może spotkamy się w czwartek? – zaproponował.
– Jasne, z przyjemnością. Powiedz
tylko gdzie?
– Hmm, nie wiem, nie mam pomysłu –
zaśmiał się. – Zaprosiłbym cię do siebie, ale wtedy wraca Bill, to nie będziemy
mieli dostatecznej swobody. Więc może u ciebie? Kiedyś zapraszałaś, więc
chętnie skorzystam – Puścił jej oczko. Nie miała pojęcia, że zaproponował to
spotkanie z czystą premedytacją.
– Oczywiście, nadal cię zapraszam –
Obdarowała go promiennym uśmiechem. – W takim razie dziewiętnasta? Zrobię
kolację.
– Super, to jesteśmy umówieni.
Dobranoc Danielle – pożegnał ją i miał już wysiąść, nawet otworzył drzwi, ale
zawahał się. Jeszcze raz popatrzył na nią, przechylił się i cmoknął dziewczynę
w policzek.
– Cześć Tom – pożegnała go brunetka.
Znów była zawiedziona, bo miała nadzieję, że pocałuje ją inaczej.
Wysiadł, a otwierając drzwi domu,
słyszał jak odjeżdża. Wszedł do środka, zamykając je za sobą i rzucił klucze na
szafkę. Najwyższa pora była wreszcie zadzwonić do Billa. Wyciągnął z kieszeni
dżinsowej kurtki telefon i zobaczył, że ma trzy kolejne, nieodebrane połączenia
od niego. Wiedział, że w końcu musi oddzwonić, bo jeszcze gotów się czegoś
domyślić, a tego nie chciał, bo wówczas niespodzianka jaką mu szykował na
powitanie, nie smakowałaby tak dobrze.
Postanowił jednak, że przedtem się
upali, będzie miał więcej odwagi i może jakoś sobie poradzi. Najwyżej Bill się
zorientuje, że się zjarał, a to mniejsze zło. Wyjął z pudełka skręta i wyszedł
na taras. Mimo rozluźniającej przyjemności i tak się bał, nie mógł pozbyć się
obawy, że czymś się nieopatrznie zdradzi, że w rozmowie Bill doprowadzi go do
jakiegoś ataku furii i wykrzyczy mu wszystko do słuchawki. Zawsze był gwałtowny
i niecierpliwy. Odczekał kilkanaście minut, wziął kilka głębokich wdechów, a
mimo to czuł jak serce wali mu w piersi. Już trzymał telefon w dłoni, ale wciąż
nie wybierał połączenia.
– Opanuj się, Tom, opanuj… –
wymruczał sam do siebie. Wiedział, że jeśli się z czymś wysypie, zemsta nie
będzie już taka słodka. Bill nie mógł się nawet domyślić, że coś wie. Nacisnął
zieloną słuchawkę i odczekał tylko jeden sygnał, a bliźniak już odebrał połączenie.
– No nareszcie! – wydarł się. – Co
się z tobą dzieje, Tom!?
Nie użył nawet zdrobnienia, jakim
zawsze się do niego zwracał, a jeśli tego nie zrobił, musiał być mega
wkurwiony.
– Już nic, już wszystko okay –
zaśmiał się Tom.
– Ja pierdolę, od zmysłów odchodzę
drugi dzień! Dlaczego nie zadzwoniłeś tyle czasu? Co tam robiłeś?!
– Nic nie robiłem, z nadmiaru czasu
wolnego piłem.
Ton jego głosu był dziwny, Bill
usiadł na łóżku i poczuł jakąś wewnętrzną panikę.
– A to ciekawe, a dziś co robiłeś,
że nie oddzwoniłeś, ani nawet nie odebrałeś? Dziś nie piłeś, bo bym to słyszał,
chyba, że byłeś czymś innym zajęty. Ujarałeś się?
Jak on go dobrze znał…
Jak on go dobrze znał…
– Dziś byłem w studio i siedziałem w
słuchawkach, nie słyszałem, kiedy dzwoniłeś. I tak, ujarałem się.
Odpowiadał jakoś zdawkowo,
nienaturalnie. To mocno zastanowiło Billa, ale nie chciał mu robić wymówek.
– Tommy… Nie rób mi tego, ja tu tak
strasznie za tobą tęsknię, a ty olewasz mnie tyle czasu, co się dzieje?
– Billy, nic się nie dzieje. Strułem
się wódą, nie chciałem dzwonić na kacu – odpowiedział. – Przepraszam.
– Jesteś jakiś dziwny, Tom. Mam złe
przeczucia, że coś się dzieje.
– Kochanie… – mruknął szatyn, choć
ledwie mu to przeszło przez gardło. Czuł jak mocno wali mu serce, bo słysząc
głos bliźniaka, miał przed oczami wszystkie te zdjęcia. – Masz chujowe
przeczucia, wszystko jest dobrze, poza tym, że się zachlałem. Czuję się jeszcze
bardziej chujowo niż wczoraj, męczy mnie kac i jestem skonany.
– Tommy, tęsknię za tobą… – jęknął
Bill, był bliski płaczu i Tom bardzo dobrze to słyszał, bo znał go jak nikt
inny.
– Wiem, wiem… Ja też tęsknię. –
Gitarzysta próbował wydobyć z siebie czuły ton głosu. – I nie mogę się doczekać,
kiedy wreszcie tu będziesz. – Uśmiechnął się drwiąco. On go nie widział, więc
mógł to zrobić.
– Dlaczego się upiłeś? Na dodatek
sam.
– Nie wiem, z nudów i z tęsknoty za
tobą.
– Tommy… Chcę już wracać, wariuję
tutaj bez ciebie. – Bill nie wytrzymał i się rozpłakał. Teraz tak bardzo
żałował wszystkich swoich występków. Przeraził się, że Tom może się o tym
wszystkim dowiedzieć i go zostawić. Teraz, kiedy był z daleka od niego
wiedział, że życie bez brata pozbawione byłoby sensu. Mimo całej swojej
głupoty, chorobliwego seksoholizmu i podatności na komplementy, co popchnęło go
do zdrady, kochał go ponad wszystko.
– Billy, no co ty, nie płacz. Za
kilka dni znów tu będziesz – odpowiedział Tom, ale ani trochę nie było mu go
żal. Gdyby nie wiedział, z pewnością płakałby razem z nim, tęsknił równie mocno
i boleśnie, i okazałby o wiele więcej czułości niż teraz.
– Kilka dni… – powtórzył za nim
Bill. – To dla mnie wieczność. A ty w ogóle za mną tęsknisz?
– Oczywiście, że tęsknię, przecież ci
już to mówiłem.
– Kocham cię, Tommy… – wyszeptał
Bill przez łzy. Był pewien, że coś się zmieniło, ale nie miał pojęcia co. Tom
ewidentnie był jakiś inny, chłodny i dziwny. Nie rozmawiał z nim tak, jak
zwykle. Gdyby po prostu tylko się upił, zadzwoniłby od razu, kiedy by
wytrzeźwiał, a on uparcie milczał tyle czasu. Coś tu nie grało i to coś
napawało Billa niemałym strachem.
***
Czułem,
że coś jest nie tak, że coś nie gra, ale nie miałem pojęcia co. Przez kolejne
dni dzwoniliśmy do siebie na przemian, niby rozmawialiśmy normalnie, ale w
głosie Toma było coś, co nie dawało mi spokoju i miałem nieodparte wrażenie, że
zmusza się do wyznań i czułych słów, zupełnie tak, jakby chciał, abym był tutaj
spokojny. Nie uśpiło to jednak mojej czujności. Cały czas zastanawiałem się, co
się stało tego dnia, kiedy się upił, wkręcałem sobie, że poznał może jakąś
pannę, ale przez telefon nie chce mi powiedzieć, że z nami koniec. Innym razem
znów zastanawiałem się, czy czegoś się o mnie nie dowiedział. Nawet przyparłem
do muru Barona i wypytywałem go, czy komuś czegoś nie chlapnął, ale on
przysięgał mi, że to jest tylko nasza tajemnica.
Do
końca pobytu czas dłużył mi się, jakbym był tu miesiąc, a czekając na lotnisku
w kolejce do odprawy, cieszyłem się jak małe dziecko, że już za ponad dwanaście
godzin zatonę w jego ramionach.
Nie
miałem jednak pojęcia, co czeka mnie w Berlinie, tego nie śniłem w najgorszych
koszmarach…
***
Przez
niewielkie okno samolotu, widział już migoczące światła Berlina. Serce
trzepotało się w klatce jego żeber z radości i ekscytacji. Jeszcze kilkanaście
minut i wreszcie zobaczy Toma, a wkrótce będzie mógł bezkarnie wtulić się w
jego ramiona. Podczas długiego lotu odgonił wszystkie czarne wizje, upchnął je
gdzieś z tyłu głowy i choć one wciąż chciały wydostać się na pierwszy plan, to
jednak radość ze spotkania z Tomem wciąż im na to nie pozwalała. Kiedy
rozmawiali wczoraj przez telefon, powiedział mu o której ląduje, a Tom
zadeklarował się po niego przyjechać i czekać przy wyjściu.
Słysząc
komunikat zapiął pasy. Im niżej był samolot, coraz mocniej biło mu serce.
Trzęsły mu się dłonie, kiedy zdejmował z półki swój podręczny bagaż. Bastien
przyglądał mu się ukradkiem. Cały lot prawie nie rozmawiali, bo Bill oglądał
filmy, słuchał muzyki, i spał. Zresztą od tamtej nocy, kiedy zaszaleli w
trójkącie, był jakiś inny, dziwny, jakby nieobecny. Nie chciał już z nimi
nigdzie wyjść i pomijając wieczór z drugim występem, każdy inny spędzał w
swojej sypialni. Myślał, że kiedy z jego pomocą spełni swoją erotyczną
fantazję, wszystko się zmieni z korzyścią dla niego. Tymczasem on zdawał się
tego żałować i zupełnie się odizolował. Było widać, że coś go dręczy i trapi,
ale kiedy Bastien chciał z nim szczerze o tym pogadać, zbył go. Gdyby wiedział,
że to odniesie wręcz odwrotny skutek, nigdy by do tego nie dopuścił. Jednak
czasu nie mógł cofnąć, stało się.
Czekając
na bagaż, Bill napisał do Toma sms: „Już
wylądowaliśmy, zaraz będę wychodził”. Patrzył na taśmę niecierpliwie, mając
nadzieję, że jego walizka wyjedzie jako jedna z pierwszych. Jednak to Caroline
najpierwsza odebrała swój bagaż, pożegnała się z nimi i popędziła do wyjścia,
bo ktoś miał po nią przyjechać, podobnie jak po Barona Max. Chłopcy jednak
musieli zaczekać nieco dłużej, bo ich walizki wyjechały prawie na samym końcu.
Wyszli z lotniska razem i
zatrzymując tuż za wyjściem, zaczęli się rozglądać, jednak ani Toma, ani Maxa
nigdzie w pobliżu nie było.
–
No dobra, ja czekał nie będę, skoro go nie ma to ja biorę taksówkę – stwierdził
Bastien. – Podrzucić cię?
Bill
pokręcił głową.
–
Nie, ja poczekam, Tom na pewno po mnie przyjedzie, zresztą zaraz do niego
zadzwonię.
–
No jak chcesz, ja jadę, trzymaj się – Blondyn przechylił się i cmoknął go w
policzek, po czym ruszył w stronę postoju taksówek.
Wieczór
był chłodny i wiał przenikliwy wiatr, na dodatek właśnie zaczął kropić deszcz,
który wprawdzie jakoś szczególnie mu nie przeszkadzał, bo stał pod zadaszeniem,
ale miał na sobie cienką ramoneskę i zaczynało mu już doskwierać zimno. Z każdą
upływającą minutą zaczynał coraz bardziej się niecierpliwić i niepokoić.
Rozglądał się wokół bardzo uważnie, ale Toma nadal nie było. W końcu nie
wytrzymał i wyciągnął telefon, ale po kilku sygnałach znów się rozczarował.
Brat nie odebrał.
***
Gdyby
sytuacja wyglądała inaczej, nigdy by mu tego nie zrobił, a mało to, czekałby na
lotnisku nawet kilkanaście minut wcześniej, zniecierpliwiony i stęskniony
śledziłby tablicę przylotów, wypatrując samolotu z Atlanty. Jednak po tym,
czego się dowiedział i co zobaczył, miał swój własny plan na powitanie
bliźniaka. W pierwszym jego punkcie nie zamierzał wyjechać po niego na
lotnisko. Drugim punktem było to, co właśnie robił; leżał w łóżku Danielle,
którą właśnie przed chwilą przeleciał, nie zamierzając na jednym razie poprzestać.
I nie miał z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia, bo skoro Bill zabawiał się z
Bastienem, mając Toma na miejscu na każde zawołanie, to nawet nie wątpił, że
bezkarnie pieprzył się z DJ’em także i w Atlancie.
Kiedy
dziewczyna poszła do łazienki, wygramolił się z łóżka i wyjął z kieszeni spodni
telefon. Bill już dawno powinien być na miejscu, o ile nie opóźnił się samolot,
ale kiedy tylko zerknął na wyświetlacz, miał już pewność, że doleciał o czasie.
Zarówno sms, jak i trzy nieodebrane połączenia, właśnie o tym świadczyły. W tym
momencie przeżył chwilę słabości, jego głupie serce zabiło mocniej i nawet
przez myśl przemknęło mu, aby wyjść niepostrzeżenie i po niego pojechać.
Dzwonił zaledwie kilka minut temu, więc pewnie by jeszcze zdążył, jednak w domu
czekał na Billa punkt trzeci; niespodzianka, jaką na powitanie mu przygotował,
więc jeśli by poddał się swojej słabości i po niego pojechał, zemsta nie byłaby
tak rozkoszna i wszystko by zepsuł. Wrócił do łóżka, wsuwając z powrotem
wyciszony telefon do kieszeni. Leżąc już ze świadomością, że Bill jest w
Berlinie, nie miał aż tak dobrego nastroju jak przedtem, kiedy pławił się w
myślach, że oddaje mu z nawiązką i choć miał w planach ruchać do rana, to teraz
zupełnie stracił na to ochotę. Do domu jednak nie zamierzał wracać przed
świtem, musiał tu zostać, aby Bill w pełni dostał za swoje. Wszystko miał
opracowane co do minuty, nawet poinstruował Georga co ma powiedzieć, na
wypadek, gdyby jak zwykle do niego zadzwonił.
Czekał
w łóżku na Danielle, ale jego myśli były teraz przy osobie, którą mimo tego, że
zadała mu największy ból, kochał ponad wszystko. Zaczynał mieć wątpliwości, czy
zrobił dobrze działając metodą „oko za oko”, ale doskonale wiedział, że to
zaboli Billa najbardziej. Nie wiedział, czy przyniesie jakiś skutek, czy przez
to się zmieni, czy to da mu jakąś nauczkę, być może on także nie będzie umiał
mu tego darować, i nie miał pojęcia, czy sam mu wszystko wybaczy, na to było
jeszcze za wcześnie, a rany zbyt bolesne. Ale chciał zadać mu taki sam ból,
jakiego doświadczył przez niego. Możliwe było to, że kiedy czekałby na niego w
domu, to po burzliwej awanturze w końcu mógłby mu ulec i odpuścić, sam siebie
nie znał aż tak dobrze, nie wiedział jakby wówczas postąpił, bo nigdy nie
zmierzył się z takim doświadczeniem. Ale wiedział jedno: musiał być twardy, za
nic na świecie nie mógł teraz mu ulec, nie mógł dać się przebłagać, jeśli w
ogóle Bill zamierzał go o cokolwiek prosić - jego odwet niósł takie ryzyko.
Czas miał pokazać, czy postąpił słusznie.
***
Bill
przemarzł już porządnie. Stojąc pod wyjściem z lotniska ponad pół godziny,
próbował bezskutecznie kilka razy dodzwonić się do Toma. Zaczynał znów mieć
najgorsze przeczucia, to było do niego niepodobne, aby zapomniał o której
przylatuje. A nawet jeśli, to dlaczego nie odbierał komórki? A co, jeżeli znów
się upił i zasnął? Ostatnio nie wylewał za kołnierz, szczególnie podczas jego
nieobecności.
–
Jeżeli naprawdę leży teraz pijany, to kiedy wrócę do domu nie ręczę za siebie –
mruknął pod nosem i skapitulował. Ciągnąc za sobą ciężką walizkę, ruszył w
kierunku postoju taksówek.
Jadąc,
apatycznie wpatrywał się w krajobraz za oknem. Wieczór nie był jeszcze bardzo
późny, więc tu i ówdzie mijał ludzi pod parasolami, bo już rozpadało się na dobre.
W myślach stwierdził, że pogoda w Berlinie całkowicie odzwierciedla jego
nastrój i zachciało mu się płakać, ale nadzieja, że za kilkanaście minut
zobaczy Toma, skutecznie tamowała mające chęć wypłynąć spod jego powiek, łzy.
Nawet jeśli leżał teraz pijany, to wszystko mu wybaczy. Najważniejsze było, że
już tu jest, tak bardzo blisko niego. Serce waliło mu boleśnie. Tom przecież na
pewno też za nim tęsknił i gdyby mógł, przyjechałby po niego, na to nie miał
żadnych wątpliwości. Przecież go kochał, tak samo mocno, jak i on jego. Tak, na
pewno się upił, ale to nic… Najważniejsze, że teraz już będą razem.
Przeklinał
siebie i swoją głupotę. Przez tę rozłąkę i wydarzenia w Atlancie wiele
zrozumiał i poprzysiągł sobie, że już nigdy go nie zdradzi, a gdyby był
wierzący to teraz mógłby się wyspowiadać z tego grzechu, szczerze żałując i
obiecując poprawę, nigdy więcej nie zamierzając złamać sobie i Bogu danego
słowa. I jedynym grzechem z powodu którego nie wyraziłby skruchy i nie mógłby
obiecać poprawy, była miłość do Toma, nie braterska, ale partnerska. Ten grzech
miał zamiar popełniać do samej śmierci.
Kierowca
zatrzymał się, zapłacił i wysiadł, ale nie od razu ruszył do wejścia, zatrzymał
się i spojrzał w górę. Nigdzie nie paliło się światło. Taksówka odjechała, a on
stał w siąpiącym deszczu patrząc w ziejące czernią okna ich domu. A jeśli
zastanie Toma w łóżku z jakąś kobietą? Jeśli tak bardzo zatracił się w tej
przyjemności, że zapomniał po niego przyjechać? Serce podchodziło mu do gardła,
kiedy w jego głowie pojawiały się coraz czarniejsze wizje. Deszcz stawał się
coraz większy, więc nie było sensu tu stać i moknąć, musiał w końcu wejść do
domu.
Drżenie
dłoni nie ustawało i nie mógł trafić kluczem w zamek. Kiedy już mu się to
udało, ku jego zdziwieniu drzwi nie ustąpiły, a to musiało oznaczać tylko jedno
- były zamknięte także i na dolny zamek, więc Toma nie było w domu. Jak to
możliwe? Gdzie on do diabła był? A jeśli jadąc po niego miał jakiś wypadek?
Dreszcz
strachu pochwycił go w swoje szpony, a na karku poczuł lodowaty chłód. I nie
wiedział już, czy trzęsie się z zimna, czy z nerwów. Po chwili jednak uspokoił
się na chwilę, wsuwając drugi klucz w dolny zamek. Niemożliwe… Przecież
jechałby tą samą drogą, którą on wracał taksówką, a nie widział nigdzie nawet
śladu po żadnym wypadku, no chyba, że nie jechał po niego z domu.
A
do jasnej cholery z takimi myślami! Z pewnością nic mu nie jest. Popchnął
otwarte już drzwi i wciągnął za sobą walizkę, którą postawił w holu, a na niej
położył podręczną torbę. Zapalił światło i spojrzał w głąb salonu. Kanapy były
puste, więc swoje spojrzenie skierował na schody. Może Tom był na górze?
–
Tom?! – zawołał, ale odpowiedziała mu cisza. Drogę na górę pokonał szybko,
wbiegając po dwa schodki, u szczytu których zapalił światło. Przeszukiwanie
pomieszczeń zaczął od małego salonu, przez pokoje gościnne i sypialnie. Zajrzał
nawet do łazienki, a na końcu do garderoby, ale Toma nigdzie nie było i
wyglądało na to, że w ogóle nie było go w domu. Bill już nawet nie wiedział co
ma o tym wszystkim myśleć. Gdzie on mógł teraz się podziewać i dlaczego po
niego nie przyjechał? Znów zaczynała ogarniać go panika, postanowił, że zaraz
zadzwoni do Georga, choć wiedział, że kumpel prawdopodobnie znów się wkurwi, to
jednak miał nadzieję, że może on coś wie? Nim jednak to zrobi, postanowił
jeszcze zejść na dół. W całym domu panował zaduch, nie miał pojęcia, czy pod
jego nieobecność Tom w ogóle tu był, czy otwierał okna? Było mu niedobrze od
tego zapachu, wyraźnie czuł jakiś alkoholowy odór, więc nim zadzwoni do Georga,
chciał otworzyć drzwi na taras. Kiedy skierował swoje kroki do salonu, od razu
rzucił mu się w oczy duży napis, wydrukowany na biurowej drukarce w studio:
„Witaj w domu”. Kartka oparta była o coś stojącego na stoliku i była to
prawdopodobnie butelka po wódce. Z wcześniejszej perspektywy w ogóle tego nie
widział, bo to miejsce zasłaniała ścianka barku oddzielającego salon od kuchni.
Coś podświadomie podpowiadało mu, że to nie wróży nic dobrego, ale zaraz
odgonił złe myśli. Wytężył wzrok i zobaczył leżące tuż pod napisem, ale już
poziomo, jakieś kolorowe kartki. Przez moment nawet uśmiechnął się,
zastanawiając co też ten Tom wykombinował? A może zaraz wpadnie tu z szampanem,
naręczem kwiatów, i z kolorowymi balonami?
Wolnym
krokiem ruszył w stronę stolika wytężając wzrok, jednak im bliżej był, tym
silniej paraliżował go strach, bo obrazy na porozkładanych kartkach stawały się
coraz ostrzejsze i bardziej wyraziste. Zatrzymał się, mając te zdjęcia na
wyciagnięcie dłoni i dokładnie widząc co na nich jest, zamarł.
Nie
było fajerwerków, ani balonów, zamiast słodkiego powitania, czekał na niego
dowód jego zdrady. W jednej chwili stracił władzę w nogach i gruchnął na
kolana, przesuwając dłonią po porozkładanych obrazkach. Brał każdy z osobna w
ręce, które trzęsły mu się z nerwów jeszcze bardziej, niż przedtem, niczym u
stuletniego staruszka. W końcu jednym machnięciem dłoni zrzucił je na podłogę.
Do oczu zaczęły napływać łzy, a z gardła wydobył się przeraźliwy, opętańczy
krzyk.
Skąd
Tom miał te zdjęcia i kto je zrobił w noc, kiedy mieli odlecieć do Atlanty? Nie
znał odpowiedzi na te pytania i wiedział, że być może nigdy się nie dowie, ale
właśnie zrozumiał dlaczego Tom na tak długo zamilkł, dlaczego pił, dlaczego po
niego nie wyjechał, i dlaczego teraz nie było go w domu. Teraz już wszystko
wiedział… Bezsilnie osunął się siadając na dywanie i opierając plecy o
siedzisko kanapy, wył jak dzikie, zarzynane zwierzę.
Zdjęcia
były wydrukowane na zwykłej, biurowej, kolorowej drukarce, ale trudno było się
temu dziwić. Tom nie chciałby ich wywoływać w żadnym publicznym miejscu, nie
ważna była ich jakość, bo nie miały trafić do rodzinnego albumu. On zrobił to
tylko po to, aby z premedytacją je tu zostawić jemu na powitanie.
I
co teraz miał zrobić? Gdzie go szukać? Jak się usprawiedliwić? Choć przecież na
zdradę żadnego usprawiedliwienia nie było. W chwili, kiedy wszystkiego tak
bardzo żałował, kiedy dopiero co obiecał sobie, że już nigdy więcej tego nie
zrobi, jego czyn ujrzał światło dzienne, w najgorszy sposób i w najgorszym z
możliwych momentów. Tom musiał się dowiedzieć o wszystkim tego samego dnia,
kiedy tak nagle zamilkł i choć to było do niego niepodobne, tyle dni trzymał to
w tajemnicy i starał się niczym nie zdradzić. Bill czuł, że coś jest nie tak,
rozmawiał z nim jakoś inaczej, niż zwykle, ale w najgorszych koszmarach nie
przewidział tego, co tu się stało. Był zdruzgotany i załamany, ale pretensje
mógł mieć tylko do siebie, i je miał. Chociaż już wcześniej dręczyły go wyrzuty
sumienia, tak teraz to odczucie nabrało jeszcze większej mocy.
Właśnie
pomyślał, co mógł czuć Tom, i nawet nie potrafił sobie tego wyobrazić, ale
wiedział, co czułby on sam w takim momencie
Jeśli Tom mu tego nie wybaczy, to dla niego życie właśnie się skończyło.
Kilkanaście
minut siedział jak sparaliżowany na dywanie, wyjąc z rozpaczy i zalewając się
łzami. Wiedział, że najgorsze przed nim, bo jeśli nawet Tom dziś nie wróci do
domu, to przecież w końcu prędzej, czy później i tak się spotkają. Nie wiedział
jak będzie mu się tłumaczył, bo na to co zrobił, żadnego wytłumaczenia nie
było. Na dodatek nie jeden raz… Ale Tom nie mógł się dowiedzieć o całej tej
reszcie, może ten jeden raz jakoś przetrawi, wybaczy, ale wiadomości o pozostałych
dwóch na pewno już by nie zniósł.
Otarł
łzy i z trudem pozbierał się z dywanu. Jedyne co teraz chciał zrobić, to go
poszukać. A może zaszył się w studio? Nim jednak tam pojedzie, wybrał numer do
Georga. Może on jakoś mu pomoże, albo przynajmniej podpowie, gdzie ma po niego
pojechać.
Bill
usłyszał, że przyjaciel odebrał, ale po drugiej stronie słuchawki panowała
złowroga cisza, i nie powitał go jak zwykle.
–
Georg…? – odezwał się płaczliwym głosem.
–
No cześć Bill, z tego co słyszę, to pewnie jesteś już w domu. – Od razu to
poznał.
–
Ty też wiesz, prawda?
–
Tak, wiem. Dałeś dupy Bill, po całej linii i w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Ja nie wiem, czy będzie co zbierać.
–
Georg, ja muszę z nim porozmawiać, powiedz mi, gdzie on jest? – Bill znów się
rozpłakał.
–
Przykro mi, Bill. Tom jest u Danielle.
Bill
czuł, jak pociemniało mu w oczach, ręka opadła, z niej wypadł telefon, a on sam
osunął się po ścianie.
–
Bill! Jesteś tam? – Usłyszał jeszcze z oddali krzyk przyjaciela w słuchawce,
ale już nie odpowiedział. Leżąc na podłodze szlochał nie mając żadnych złudzeń.
Jak mógł się spodziewać, Tom zadał mu cios prosto w serce, taką samą bronią.
Tego
wieczoru umierał po raz pierwszy.