Część
57.
Bastien
wrócił do łóżka, kiedy wszyscy ci, którzy mieli zamiar wyjść już poszli, a
reszta spała po pokojach. Zasnął dość szybko zmęczony i podekscytowany,
wtulając głowę w poduszkę, na której wciąż czuł zapach Billa. Kiedy się obudził
i spojrzał na zegarek, zdziwił się, że jest już ta godzina. Było po
czternastej. Pierwsza myśl, jaka zrodziła się w jego głowie, była o nim, a
wspomnienie nocy obudziło przyjemny dreszcz, jaki zawładnął jego ciałem i
zastanowił się, czy on wciąż tu jest. Wstał, naciągnął spodnie i koszulkę, po
czym wyszedł z sypialni. I już wiedział, że dzisiejszego dnia raczej go nie
zobaczy. Drzwi od pokoju były otwarte, a łóżko, na którym spał razem z Georgiem
pozostało puste. Wprawdzie nie spodziewał się czułego pożegnania, poza tym z
pewnością nie chciał go budzić, kiedy wychodzili, ale może chociaż napisał mu
jakiegoś smsa?
Wrócił
do sypialni i sięgnął po telefon, w którym czekała na niego wiadomość, ale nie
od Billa. Poczuł ukłucie zawodu. Nawet nie odczytał tego, co napisał mu Max, bo
niewiele go to obchodziło. Jedyne co teraz czuł, to wdzięczność, że wciąż był
daleko, miał od niego święty spokój i swobodę, dzięki której spędził
najpiękniejszą w swoim życiu noc. Teraz zastanowił się, po co w ogóle ciągnie
ten chory związek, którego nawet nie powinien tak nazwać? Chyba nie było warto
dla samego seksu, a mimo to wciąż go nie kończył. Zakiełkowała w nim myśl, że może
po tej cudownej nocy nie będzie już potrzebował takiego substytutu? Miał piękne
marzenia, ale mało prawdopodobne było, aby mogły się spełnić. Bill z pewnością
potraktował go jedynie jak kolesia na jeden raz. Mimo to, nadzieja na coś
więcej nie chciała w nim umrzeć.
Wyciągnął
z pudełka skręta i udał się na taras. Dzień był piękny, świeciło słońce i nie
było wielkiego upału. Zaciągnął się używką, usiadł na leżaku, a jego myśli
odpłynęły w kierunku jednej osoby. Osoby którą kochał.
***
Dziękowałem losowi, że jest w domu matka.
Choć zazwyczaj - odkąd z Tomem połączyła nas ta inna, niż braterska więź -
chciałem, żeby szybko wracała do siebie, tak teraz było mi na rękę, że tu była.
Przynajmniej nie było za wiele okazji, aby rozmawiać w cztery oczy. Jedyne
czego żałowałem to tego, że tej nocy nie będę mógł spędzić z Tomem. Tak, wiem…
Dopiero co porządnie zerżnął mnie Bastien, ale co z tego? Potrzebowałem Toma,
brakowało mi jego silnych ramion i kolejnej dawki seksu z nim. Taki już byłem.
Tom
już więcej nie pytał o przebieg imprezy, nie drążył. Nie wiedziałem, czy
wystarczyła mu nasza krótka rozmowa w altanie, ale już nie poruszał tego
tematu. Może nie chciał o nic pytać przy niej? Trochę obawiałem się, że w
poniedziałek rozwiąże mu się język i znów do tego wróci, jednak bardziej od
rozmowy z Tomem, bałem się spotkania z Bastienem. Byłem pewien, że nie puści
pary z ust na ten temat, ale miałem stracha, że wyda się jakimś gestem, choć
nie wierzyłem, że nagle zacznie jawnie manifestować swoje uwielbienie względem
mojej osoby. Jednak tak naprawdę nie wiedziałem, czego mam się po nim
spodziewać po tym, co się między nami wydarzyło. Na szczęście dla mnie, przez
kontuzję Toma, do studia mieliśmy wrócić pod koniec tygodnia, więc miałem
nadzieję, że emocje ostygną.
***
Bill
miał swój plan na poniedziałek. Tylko czekał, kiedy matka wreszcie wyjedzie,
ale jak na złość, ta strasznie ociągała się z opuszczeniem ich domu. Niby
spakowała swoje rzeczy, ale jeszcze biadoliła, czy aby na pewno nie będzie im
już potrzebna. Gorąco zapewniali ją, że mają kilka dni wolnego, a Bill
najgorliwiej jak mógł obiecywał, że dobrze zajmie się bratem, i oczywiście
zrobi to najlepiej jak potrafi. W takim właśnie momencie, wykorzystał fakt, że
na niego nie patrzyła, puszczając Tomowi oczko. Wiedział, że jeśli od razu się
nim odpowiednio zajmie, jak przystało na mocno wyposzczonego, bliźniak nie
będzie miał cienia wątpliwości co do faktu, że pół imprezy przespał mocno
wypity. Wprawdzie nie miał żadnych sygnałów, że mu nie wierzy, ale wolał dmuchać
na zimne. Poza tym i tak miał ochotę na gorący seks, tym bardziej, że noc z
niedzieli na poniedziałek grzecznie przespał w swoim własnym łóżku. Mógł
odczekać, kiedy matka zaśnie i zejść do Toma na szybki numerek, ale wolał nie
ryzykować. Jeszcze by padła na zawał, przyłapując ich na gorącym uczynku, a
tego nawet nie chciał sobie wyobrażać. Przynajmniej się porządnie wyspał.
Zastanawiał
się, czy Tom dzwonił do Georga. Był przy nim całą niedzielę, więc w ciągu dnia
raczej nie miał jak, bo i matka kręciła się w pobliżu, ale kto wie, czy nie
gadał z nim w nocy? Chociaż z tego co wiedział, w niedzielę wieczorem miała
wrócić jego dziewczyna, więc kumpel z pewnością nawet nie miałby wystarczającej
swobody, aby prowadzić taką konwersację. Miał pewność, że prędzej czy później,
Georg zda Tomowi pomyślną dla niego relację. Prócz tego, że urżnął się w trupa,
nic innego nie wiedział bo i wiedzieć nie mógł, więc był spokojny jak
tybetański mnich.
Matka
pożegnała się z siedzącym na kanapie w salonie, kontuzjowanym synem, a drugi
pomógł jej zanieść torbę do samochodu i tam, pouczony jeszcze niejednokrotnie,
jak ma obchodzić się z bratem, ucałował rodzicielkę na do widzenia i z
westchnieniem ulgi, kiedy już ruszyła, pomachał jej. Postał jeszcze chwilę,
patrząc za oddalającym się autem, które w końcu zniknęło za zakrętem, po czym w
podskokach udał się do domu.
–
Nareszcie! – krzyknął od progu, zatrzaskując za sobą drzwi, po czym jak burza
wparował do salonu, i nim Tom zdążył coś powiedzieć, pochylił się nad nim i z
właściwą swojemu zniecierpliwieniu desperacją, pocałował go. Zdezorientowany
bliźniak, z zaskoczenia nie mógł złapać tchu, jednak odwzajemnił szaleńczą
pieszczotę warg, jaką obdarował go czarnowłosy.
–
Billy, ona może się jeszcze wrócić – zaśmiał się pod nosem, kiedy rozłączyli
usta.
–
Zamknąłem drzwi… – szepnął, rozpinając mu pospiesznie guziki u koszuli. – Nawet
jak wróci, to przecież nie wejdzie. Rany… Jak ja się stęskniłem.
***
Bastien
cały dzień siedział w swoim studio, Bill się nie odzywał i zastanawiał się, jak
wytrzyma bez jego widoku do czwartku. Ze względu na niedyspozycję Toma, dopiero
tego dnia mieli się spotkać na próbie u nich. Postanowił właśnie, że jeśli do
jutra nie dostanie od niego żadnej wiadomości, wtedy napisze pierwszy. Ale cóż
on miał w głowie za mrzonki? Jeśli miał nadzieję, że Bill stęskniony się
odezwie, to chyba był jakimś świrem. Oczywiście, prawdopodobnie nawet nie miał
zamiaru do niego pisać i wiedział, że w końcu zrobi to sam, to było więcej jak
pewne. Chciał się z nim zobaczyć, porozmawiać, choć nie miał zamiaru przyciskać
go do muru i oczekiwać jakichś deklaracji. Nie powinien robić sobie żadnej
nadziei, że przez tę jedną noc stanie się dla niego kimś znacznie bliższym, niż
przyjacielem, zresztą Bill, nakazując trzymać język za zębami, wyraźnie dał mu
to do zrozumienia. Jedyne czego teraz pragnął nie obiecując sobie zbyt wiele,
to było jakieś spotkanie przy kawie, czy choćby rozmowa.
Miksując
i bawiąc się dźwiękami, zamyślił się i aż wzdrygnął, kiedy komórka zawibrowała
tuż obok jego ręki.
–
Max… – mruknął do siebie i zdjął słuchawki, po czym odebrał połączenie.
–
Cześć kochanie, gdzie jesteś? – zapytał chłopak radosnym głosem.
–
W domu.
–
Sam?
–
A z kim miałbym być?
–
No ja nie wiem, może sobie kogoś przygruchałeś na imprezie i teraz jest w twoim
łóżku – zachichotał Max. W jego głosie nie brzmiała zazdrość, ani pretensja jak
zwykle. Po prostu wyraźnie żartował, nie dopuszczając sobie tej ewentualności
do głowy, co było niezwykle dziwne, bo Max miał wieczne pretensje, nawet, kiedy
tylko coś podejrzewał. Ale Bastien nie mógł wiedzieć, że wieści, jakie ma od
fotografa były dla niego pomyślne, stąd też brał się jego wyśmienity nastrój.
–
Już wróciłeś? – zapytał go. Z jednej strony wcale za nim nie tęsknił, ale z
drugiej miał ochotę go przelecieć.
–
Właśnie wjechałem do Berlina i niebawem u ciebie będę, cieszysz się?
–
Jak skurwysyn – mruknął Bastien.
–
Musisz mi koniecznie wszystko opowiedzieć! – Rozłączył się, a blondyn wstał i
wyszedł ze studio. Nie było już sensu tam dłużej siedzieć, skoro Max miał zaraz
tu być. Zapalił papierosa siadając na tarasie. Jego myśli nieustannie krążyły
wokół wydarzeń sobotniej nocy i jednego człowieka o czarnych włosach. Miał
wrażenie, że wszystko zawieszone jest w jakiejś próżni, że on sam tam się
unosi, zupełnie nie wiedząc co dalej. Od chwili, kiedy Bill wyszedł z jego
sypialni nie zamienili ani jednego słowa, nie napisali do siebie żadnej
wiadomości i wciąż zastanawiał się co ma zrobić. A jeśli to właśnie czarnowłosy
czekał na jakiś znak od niego, na telefon, czy choćby smsa? Trudno mu było
odgadnąć jego pragnienia, bo on sam był jedną wielką zagadką. W łóżku spalał go
płomieniem, a już po wszystkim skuł mu serce lodem. Czy w ogóle powinien sobie
cokolwiek obiecywać? Dla niego to był z pewnością jednorazowy wyskok i jeszcze
ten tekst rzucony jakby od niechcenia, że ma o tym zapomnieć…
Dzwonek
videofonu wyrwał go z zamyślenia. Nie patrzył kto idzie, otworzył, bo wiedział,
że to Max i faktycznie, po chwili chłopak wparował do salonu. Kilka szybkich
kroków w jego stronę i już wpijał się w jego usta, zachłannie i zaborczo.
–
A teraz opowiadaj jak było, już nie mogę się doczekać! – zatarł ręce. Bastien
obrzucił go podejrzliwym spojrzeniem, bo chłopak zachowywał się dosyć dziwnie.
–
Nie mam zbyt wiele do opowiadania, większość ludzi się upiła i poszła spać,
więc ja też się położyłem pod koniec imprezy. Miałem ludzi do pilnowania tego
całego bałaganu, ogólnie było spoko. Bill z Georgiem zalali się w trupa i padli.
Max tylko uśmiechnął się pod nosem.
Więc Bastien go nie oszukiwał, z relacji Matthiasa i ze zdjęć jakie od niego
dostał, wszystko się potwierdzało.
– A ty?
– Nie byłem pijany, musiałem trzymać
fason. Występ też się udał, Bill zrobił furorę.
–
No tak, widziałem na streamie – skrzywił się brunet. – I co? Pewnie teraz
będziesz dla niego komponował.
–
No jasne, to żyła złota.
–
Nie podoba mi się, że jedzie z tobą na festiwal.
–
Jedzie też Caroline.
–
No akurat ona w niczym nie będzie wam przeszkadzać.
Bastien
wywrócił oczami.
–
Kiedy dotrze do tej pustej łepetyny, że między nim a mną nic nie ma i nie
będzie? – Puknął go palcem w głowę i uśmiechnął się, po czym objął chłopaka. –
Chodź na górę… Mam ochotę porządnie cię zerżnąć.
***
Było
już dobrze po dwunastej, kiedy obudził się i patrząc na zegarek, sięgnął po
telefon. Był wciąż zaspany, ale to nic dziwnego, skoro zasnęli z Tomem nad
ranem, jednak to, co zobaczył na wyświetlaczu sprawiło, że w sekundzie się
rozbudził. Nieźle zaczynał się ten wtorek… Zerknął na Toma, ale ten spał w
najlepsze, więc szybko otworzył wiadomość: „Masz
może dziś ochotę na wspólny lunch? Potrzebuję rozmowy z Tobą”. Westchnął, a
ręka trzymająca telefon, bezwładnie opadła na pościel. Ten krótki sms od
Bastiena wyprowadził go z równowagi. Podświadomość podpowiadała mu, że z tego
będą same kłopoty. Nie wierzył, że on tak po prostu pogodzi się z faktem, że
był to jednorazowy numerek, w dodatku, że wcale się z niego nie wyleczył jak
planował i Bill wyraźnie to czuł. I choć nigdy nie powiedział mu tego wprost,
to doskonale wiedział, że Bastien był w nim zakochany. Chyba teraz nie powinien
go olać, bo gotów jeszcze narobić mu niezłego bydła, choć nie wierzył, że do
kogokolwiek pochwali się spędzoną z nim nocą. Jednak nikt nie mógł wiedzieć,
jak zachowa się mając świadomość, że drugiego razu nie będzie. Wprawdzie nie
powiedział mu tego wprost, ale także niczego nie obiecywał. Może nie potrafił
sobie z tym poradzić, mając nadzieję na coś więcej?
Jasna
cholera… Zimny dreszcz przepłynął przez jego ciało. Bił się z myślami jakiś
czas, nie mogąc już spać, aż w końcu mu odpisał: „Jasne, o której? 15, może 16?”. Odpowiedź przyszła bardzo szybko: „Przyjadę o 16, wejdę na chwilę i odwiedzę
Toma, a potem gdzieś pojedziemy.”
–
O kurwa… – syknął. Po kiego grzyba
chce odwiedzić Toma? On ma się dobrze i bez jego odwiedzin! Jeszcze chlapnie
coś głupiego i dopiero będzie… Ale co niby miał zrobić, aby odwieźć go od tego
pomysłu? Każde kłamstwo przecież się wyda. Trudno, nie było wyjścia, jednak
wiedział, że musi dać mu mało czasu na taką pogawędkę, i nie może spuszczać obu
z oka. Odpisał krótkie: „Ok”.
Przecież w końcu i tak się spotkają, więc lepiej, jeśli to będzie pod jego
czujnym spojrzeniem.
Wstał
nie mogąc już zmrużyć oka, poszedł pod prysznic, a potem przygotował śniadanie.
Zrobił tosty, usmażył jajecznicę i zaparzył kawę. Zjadł, a Tom pewnie jeszcze
spał, postanowił więc podać mu posiłek do łóżka. Ustawił naczynia na tacy i
wspiął się po schodach na górę. Oczywiście jak myślał, jego brat wciąż spał,
odstawił więc wszystko na stolik i pochylił się nad nim, czule pieszcząc
wargami jego usta. Cichy pomruk, jaki wydał z siebie szatyn, był wyrazem
przyjemności.
–
Wstawaj śpiochu, już pierwsza… – zaszeptał mu koło ucha i przygryzł jego
płatek. – Zrobiłem ci śniadanie.
Tom,
wciąż nie otwierając oczu, zaśmiał się cicho.
–
Ostatnio jesteś niewiarygodnie kochany.
–
Zawsze jestem kochany, nie tylko ostatnio. – Sięgnął po tacę, po czym postawił
ją na łóżku, tuż obok brata, który teraz usiadł. – Jajecznica trochę wystygła,
podgrzeję jak chcesz.
–
Nie, daj spokój, zjem taką – Tom, patrząc na to wszystko zrobił się bardzo
głodny i nie chciał już dłużej czekać na konsumpcję. Podczas, kiedy z apetytem
zajadał, Bill po chwili odezwał się:
–
Bastien chce tu dziś przyjechać, zaprosił mnie na lunch, ale najpierw chce
odwiedzić ciebie.
–
No to niech wbija, jak chce. To znaczy, że ja mam potem wolny wieczór, tak? –
Tom uniósł na brata spojrzenie.
–
Raczej popołudnie, ale nie wiem, co ci po tym wolnym z tą nogą. – Bliźniak się
zaśmiał.
–
Przecież już normalnie chodzę, a tańczył przecież nie będę, ale pić mogę, to
zadzwonię po Georga.
Bill
popatrzył na Toma, a kiedy ten nie widział, pokręcił głową i uśmiechnął się pod
nosem. Picie piciem, wiedział, że nie posiedzą o suchym pysku, ale doskonale
zdawał sobie sprawę, jaki Tom ma w tym spotkaniu priorytet. I z pewnością nie
było nim rozpracowanie flaszki. A niech tam, Georg przecież oficjalnie
potwierdzi jego zeznania i będzie po sprawie.
Tego
był więcej, jak pewien.
***
Baron
przyjechał pięć minut przed szesnastą, czemu Bill się nieco zdziwił, bo
zazwyczaj bywał spóźniony. Chociaż nigdy nie spóźniał się umawiając z nim,
widać miał swoje priorytety. Czarnowłosy trochę obawiał się tego spotkania i
wolałby, aby te odwiedziny Toma nastąpiły już po ich rozmowie w cztery oczy,
ale nie mógł przecież kłamać, aby to jakoś odkręcić, bo i tak wszystko by się
wydało, a on nie znalazłby żadnego wytłumaczenia. Miał jednak nadzieję, że
Baron zachowa się przyzwoicie i nie mylił się. Kiedy otworzył mu drzwi, przywitał
go chłodnym i krótkim: „cześć”, po czym od razu wszedł do salonu, gdzie był
Tom, jakby tu przyszedł tylko i wyłącznie z jego powodu.
–
No siema stary! – powitał go i ściskając mu dłoń, usiadł obok niego. – I jak
się czujesz? Do czwartku dasz radę wbić do studia?
–
Jasne, że dam radę, bo kto, jak nie ja? – zaśmiał się Tom. – Noga już nie boli,
chodzę w ortezie, jak widzisz – Uniósł do góry kończynę, ubraną w dziwny but. –
Szkoda, że ominęła mnie impreza, ale co poradzić, pewnie jeszcze będzie okazja
się skuć razem.
Bill
odrobinę zesztywniał, bo rozmowa niemal od razu weszła na niebezpieczny dla
niego tor, choć wątpił, że Baron z czymś się zdradzi, jednak wolał ich choć na
moment rozproszyć:
–
Napijesz się czegoś, Bastien?
–
Jeśli już, to wody – odpowiedział chłopak, zerkając na niego przez ułamek
sekundy, po czym znów wrócił spojrzeniem na Toma. – Jedyne czego możesz
żałować, to występu Billa. Był naprawdę świetny i już szykuję dla niego nowy
projekt.
–
No pięknie, a ja nic o tym nie wiem? – zaśmiał się czarnowłosy, stawiając przed
nim szklankę, po czym usiadł na kanapie na wprost.
–
No bo nie mieliśmy okazji pogadać od soboty, dlatego chciałem cię dziś
wyciągnąć i omówić wszystko. – No proszę… A jednak Baron umiał się zachować,
nie zdradzając się nawet spojrzeniem. Był swobodny i wyluzowany, jakby nic się
nie stało, kiedy tymczasem Billa wciąż paraliżował strach. I sam sprytnie
wybrnął z tematu o przebiegu imprezy, jednak Tom nie dawał za wygraną:
–
A impreza jak? Bardzo się towarzystwo sponiewierało?
–
Oj bardzo, człowieku… – Baron machnął ręką. – Nachlali się i zaćpali, posnęli
mi po pokojach, a tych dwóch, to już po północy zaliczyło zjazd na bazę. –
Wymownie spojrzał na Billa.
–
Oj tam, oj tam, po to jest impreza, żeby się nachlać – zaśmiał się.
Tom
popatrzył na niego przenikliwie. Doskonale pamiętał, że kiedy do niego dzwonił
jakoś po jedenastej, miał się całkiem dobrze i jeszcze nie plątał mu się język,
jednak przemilczał ten temat. Zaraz tu będzie Georg i skonfrontuje swoją wiedzę,
z tym co powie mu przyjaciel.
–
Tak się ululali, że ledwie ich zataszczyliśmy na górę. Bill to jeszcze jakoś
szedł, ale Georg to padł bez życia. Położyliśmy ich w jednym łóżku, a czy
spali, czy coś tam robili to ja już nie wiem – śmiał się Baron. „Kurwa, jak on potrafił świetnie kłamać bez
zająknięcia”, pomyślał czarnowłosy nie mogąc wyjść z podziwu, chociaż sam
był niezłym łgarzem i aktorem.
–
A co ja mogłem robić z Georgiem? Z nim to można tylko spać. – Bill puścił oczko
Tomowi.
–
No ja nie wiem, Sara pewnie nie tylko z nim śpi – odpowiedział mu bliźniak.
–
No to chyba tylko Sara może z nim nie spać –
wypalił Bastien i wszyscy wybuchnęli śmiechem. Georg dość często bywał
tematem żartów. – Chyba nie miałem kiedy ci powiedzieć Bill, ale ślinił się do
Caroline.
–
Wiem! Widziałem, że ma na nią ochotę, tylko ona na niego nie za bardzo.
–
Właśnie! Powiedziała mi, że to straszny nudziarz! – Rozbrzmiała kolejna salwa
śmiechu i w ten oto sposób, na temacie porażki podrywu Georga, zakończyli rozmowę
o imprezie, z przebiegu której Bill był bardzo zadowolony. Potem jeszcze
kilkanaście minut trwała wymiana zdań Barona z Tomem na tematy ściśle zawodowe,
po czym pożegnał się i wyszedł razem z Billem, pozostawiając go samego na
niedługi czas. Niebawem miał wpaść do niego Georg.
W
milczeniu wyszli z terenu posesji, po czym wsiedli do jego auta, a kiedy
ruszył, jakiś czas jechali wciąż nic nie mówiąc. Bastien nie chciał zaczynać
rozmowy, kiedy prowadził, a Bill zastanawiał się co mógłby mu właściwie powiedzieć.
Obaj czuli dziwne napięcie i każdy w jakimś stopniu był podekscytowany i lekko
zdenerwowany. W końcu Bill nie wytrzymał.
–
Dokąd jedziemy tak w ogóle?
–
Do takiej fajnej, kameralnej knajpki kawałek za miasto.
–
Czemu aż tam?
–
Bo w centrum można kogoś spotkać, a ty pewnie nie chcesz się ze mną afiszować –
odpowiedział Bastien, z lekką nutą wyrzutu.
Bill
spojrzał teraz na niego i przez chwilę nic nie mówił wpatrując się w jego
profil, aż blondyn na chwilę odwrócił głowę.
–
Nie mam racji? – rzucił.
–
Przecież nigdy nie powiedziałem, że nie chcę się z tobą nigdzie pokazywać,
współpracujemy i to normalne, że się spotykamy. Nie wiem skąd ci to przyszło do
głowy? Chciałem tylko, żebyś zatrzymał dla siebie to, co się stało sobotniej
nocy, a ty wyskakujesz z jakąś własną nadinterpretacją.
–
Miałem na myśli twojego faceta, że może będzie zazdrosny.
Bill
sapnął. Gdyby tylko mógł, powiedziałby mu, że właśnie z nim przed chwilą
rozmawiał i on doskonale wie, że jadą razem na lunch, więc miejsce gdzie go
zjedzą, jest zupełnie nieistotne, ale przecież to było niemożliwe.
–
On wie, że spędzamy dużo czasu ze sobą, więc spokojnie, nie będzie zazdrosny.
–
To dziwne, ja bym był – palnął Bastien.
–
O ciebie akurat nie jest. – Bill odwrócił głowę i patrzył na zmieniający się
widok za oknem.
–
No popatrz, jaki błąd – zironizował blondyn.
–
Do czego zmierzasz, Bastien? – Czarnowłosy podniósł głos i znów wpatrywał się w
jego profil. – Po to chciałeś się ze mną spotkać, żeby urządzać sobie jakieś
słowne gierki?
–
Nie, przepraszam – odparł zbity z tropu. Bill miał rację, głupio zaczął, a na
dodatek zaczynała nim władać jakaś głupia zazdrość. Póki jeszcze nie poszedł z
nim do łóżka, nie myślał o tym człowieku, z którym rzekomo był Bill, chociaż
jakoś wciąż trudno mu było uwierzyć, że istnieje, ale od soboty trafiał go
szlag na samą myśl, że ktoś inny może go dotykać, pieścić, być w nim. Gdyby go
znał, z pewnością nienawidziłby tak samo, jak Max nienawidził Billa.
Dalszą
część drogi przejechali w zupełnym milczeniu, wsłuchując się w dźwięki muzyki,
jaka płynęła z odtwarzacza. Knajpka, do jakiej Bastien zabrał Billa położona
była przy lesie, a tuż za nią rozciągało się niewielkie, malownicze jeziorko, o
istnieniu którego dowiedział się dopiero wówczas, kiedy weszli do środka i
przechodząc przez główną salę, wyszli na duży, zadaszony taras zbudowany tuż
nad jego brzegiem. Z pozycji parkingu nie mógł go zobaczyć, bo zasłonięte było
zabudowaniami.
–
Fajne miejsce, nigdy tu nie byłem – odezwał się po raz pierwszy od krótkiej
wymiany zdań w samochodzie.
–
Czasem przyjeżdżam tu sam, tam są do wynajęcia domki. – Bastien wskazał kilka
małych budynków po drugiej stronie jeziorka.
–
I co? Wynajmujesz czasem?
–
Nie, nigdy nie wynajmowałem. Biorę laptop, siadam nad brzegiem ze słuchawkami i
coś tworzę. Niezłe pomysły mi tu przychodzą do głowy.
–
Skomponowałeś tutaj kawałek dla mnie?
Blondyn
uśmiechnął się i potrząsnął głową.
–
Nie, ten dla ciebie napisałem w łóżku, w tym samym w którym spałeś, kiedy mieszkałeś
u mnie i w którym w sobotę… – Jednak nie dokończył zdania, bo właśnie tuż obok
stanął kelner witając ich i podając im karty.
–
Powiedziałeś Tomowi, że masz dla mnie coś nowego. Kiedy będę mógł się z tym
zapoznać?
–
Choćby dziś – odpowiedział Bastien wpatrując się w kartę. – Mam ochotę na rybę,
a ty?
–
Dziś? – Bill przyglądał mu się z palącą ciekawością, pomijając pytanie o
kulinarne chęci.
–
Tak, potem możemy jechać do mnie. – Odłożył kartę. – Co będziesz jadł? –
ponowił pytanie, ale Bill wcale nie myślał o jedzeniu, było mu zupełnie
obojętne co zje. Doskonale wiedział, że nie powinien dziś jechać do niego, choć
propozycja była kusząca, ale kiedy już raz przekroczył z nim pewną granicę
wiedział, że może to zrobić ponownie, mimo mocnego postanowienia, że więcej nie
wyląduje z nim w łóżku. Ale czego to on sobie nie obiecywał i nie postanawiał,
nim to zrobił? Nie ufał już sam sobie.
Było
oczywiste, że kiedyś w końcu będzie musiał się u niego zjawić, żeby przesłuchać
i zapoznać się z nowym kawałkiem, ale dziś, to było zdecydowanie za wcześnie.
Zbyt dobrze pamiętał smak jego warg i to obłędne uczucie ekstazy, kiedy mu
obciągał.
–
Wezmę tagliatelle z łososiem. – odpowiedział, a po chwili dodał: – Nie,
Bastien. Nie pojadę dziś do ciebie, muszę wracać do Toma. Musi się jeszcze
oszczędzać z tą nogą. – Właściwie przecież mógł jechać, bo u Toma z pewnością
już był Georg i pewnie nie zanosiło się, że szybko stamtąd wyjdzie, jednak
wolał nie kusić losu.
–
No tak, rozumiem. – Chłopak skinął głową. Wpatrywał się w niego z uwielbieniem
i choć jego obraz od dawna miał wymalowany niczym tatuaż na sercu, to
nieustannie pragnął tego widoku. Z jego spojrzenia emanowała czysta miłość i
choć nie miał o tym bladego pojęcia, właśnie taki wyraz jego twarzy ktoś uwiecznił
z ukrycia na jednym ze zdjęć.