sobota, 19 stycznia 2019

Część 52.



Część 52.

            Bill puścił się biegiem w głąb korytarza i dopadł do wózka, na którym siedział Tom.
            – I co powiedział lekarz?
            – Spokojnie, to tylko skręcenie – odpowiedział brat.
            – Więc po co te kule i to coś? – wskazał na stabilizator, jaki trzymał w ręku Georg.
            – Bo nie mogę obciążać nogi, więc muszę kilka dni poruszać się o kulach, albo wcale. A to stabilizator, mam to nosić, jak już zacznę chodzić.
            – Świetnie – sapnął Bill. – A ciebie zabiję! – dodał, patrząc złowrogo na kolegę.
            – Za co?
            – Bo wyciągnąłeś go na tę pieprzoną ściankę i teraz jest uziemiony!
            – Daj spokój Bill, to przecież nie jego wina – bronił kolegi Tom.
            – Stary, wyluzuj, on nie jest dzieckiem, sam chciał jechać – odezwał się Georg.
            Prowadząc tę rozmowę, cały czas zbliżali się do wyjścia, przy którym wciąż czekał Bastien.
            – Co się w końcu stało? – zapytał, bo był zbyt daleko aby usłyszeć wymianę zdań od początku.
            – No skręcenie, niestety.
            – Zawsze to lepsze, niż zwichnięcie, czy złamanie – odpowiedział blondyn.
            – Teoretycznie tak – uśmiechnął się Tom, spoglądając na chłopaka. – Tylko przez to nie będzie mnie jutro na waszej premierze.
            – No właśnie! – wyrwał się Bill, znów piorunując Georga spojrzeniem, na co ten tylko wywrócił oczami.
            – Pomóc wam jakoś? – zaoferował się Baron. – Bo jak coś, mogę was zawieźć.
            – Nie, dzięki. Przyjechaliśmy samochodem Georga, więc on nas odwiezie. Wracaj spokojnie do siebie i się wyśpij przed jutrem.
            – No dobra, to pamiętaj Bill, jutro bądź tak z dwie godziny wcześniej, musimy przed wszystkim popróbować, a ty Tom się kuruj. Cześć chłopaki! – Baron pożegnał się i ruszył w kierunku swojego auta.
            – Cześć! – usłyszał jeszcze na odchodne i ostatnie tego dnia, słowa Billa:
            – Do jutra.
            Sanitariusz pomógł Tomowi wsiąść do samochodu i odjechał z wózkiem. Georg wsiadł za kierownicę, a Bill z tyłu usadowił się obok brata.
            – No i taka fajna impreza nas ominie – sapnął ze smutkiem.
            – Mnie ominie, przecież wy z Georgiem możecie iść.
            – Tak? No ciekawe, mam może zostawić cię samego na całą noc? Nawet nie będziesz miał jak zjeść, albo się napić. Nie ma mowy! – żachnął się czarnowłosy. Bliźniak się zaśmiał.
            – No bez przesady, mogę poruszać się o kulach.
            – No ciekawe w co weźmiesz sobie kubek z piciem, w zęby?
            – Coś się zorganizuje, może Danielle przyjedzie do Toma? – odezwał się zza kierownicy, Georg. Nawet nie musiał teraz patrzeć na Billa, bo i tak doskonale widział w wyobraźni tę chęć mordu w jego oczach.
            – A ciebie już chyba całkiem tam popieprzyło! Jak nie chcesz, żebym ci przypierdolił, to lepiej siedź cicho! – wrzasnął wściekły. Kumpel tylko zachichotał cicho.
            – Dajcie spokój, idźcie i bawcie się dobrze. Zadzwonię po matkę, ona chętnie przyjedzie. – Tom nie chciał, aby przez niego Bill zrezygnował z imprezy, jaką Baron zorganizował po premierze. Rzecz jasna, nie mogło tam go zabraknąć, przecież też miał być gwiazdą tego wieczoru. Nie chciał go blokować i uziemić, choć najchętniej nigdzie by go nie puścił. Mimo, że mu ufał, trochę się bał, bo wiedział, że kiedy wypije, bywa nieobliczalny. Poza tym porozmawia z Georgiem i wyznaczy mu zadanie, aby go pilnował. Wtedy będzie zupełnie spokojny.
            – Ja na imprezie, a mamuśka z tobą – westchnął Bill. – Nie wiem, czy to dobry pomysł. Poza tym potem nie będzie chciała za szybko wyjechać.
            – A co Billy? Martwisz się, że nie pobzykacie? – zaśmiał się Georg.
            – Tak, dokładnie tak!
            – Tom jest niepełnosprawny, więc pewnie i tak nie dacie rady.
            – Spokojna twoja głowa geniuszu, są takie pozycje w jakich jego noga nawet nie drgnie.
            – Rany, o czym ja z tobą rozmawiam – Georg zatrzymał się pod bramą domu bliźniaków, i z zażenowania zakrył twarz dłonią.
            – Ojej, myślałby kto!
            Tom nie brał udziału w tej ich wymianie zdań, ale w końcu się wtrącił:
            – W tej sytuacji to najlepszy pomysł, no chyba, że wolisz, aby zaopiekowała się mną Danielle. – Obaj gitarzyści wybuchnęli śmiechem.
            – Bardzo śmieszne! – huknął Bill.
            Wciąż się śmiejąc wysiedli z auta. Na jakiś czas zaprzestali tych żartów i zajęli się kontuzjowanym chłopakiem, pomagając mu się wygramolić i jakoś wtaszczyli go po schodach.
            – Chyba będziemy spać na razie w gościnnym na dole. Bez sensu, żeby cię targać po schodach na górę, nie będziesz skakał potem na jednej nodze na dół. – Bill podrapał się po głowie.
            – W sumie racja – zgodził się Tom, kiedy z pomocą kolegi usiadł na kanapie w salonie.
            – No dobra, to zniosę pościel. Jak jutro ma przyjechać matka, to najwyżej ona będzie spała w twojej sypialni.
            – To ja już pójdę – odezwał się Georg.
            – Poczekaj jeszcze trochę, przecież nie jest tak późno, może napijemy się po drineczku, co? – zatrzymał go przyjaciel.
            – No nie wiem, a samochód?
            – Nie każę ci się uchlać, ale wypić lekkiego drinka.
            – No dobra, czego się nie robi dla kumpla – wyszczerzył się chłopak.
            – Sięgnij do barku i przynieś lodu. Niestety musisz się obsłużyć sam i przy okazji mnie.
            Bill zniknął na schodach prowadzących na górę, a Georg przygotował w tym czasie dwa drinki.  
            Wrócił z kuchni, gdzie dorzucił do szklanek lód i podał jedną Tomowi, który zerkając w stronę wejścia na schody, skinął ręką, aby kumpel usiadł obok.
            – Mam do ciebie sprawę – powiedział nieco ciszej.
            – Zamieniam się w słuch. – Przyjaciel usiadł obok i upił kilka łyków, po czym zwrócił spojrzenie na chłopaka.
            – Jutro będziesz pilnował Billa, okej? – Tom spojrzał mu w oczy, a Georg tylko się skrzywił. – Proszę cię, zrób to dla mnie. Ufam mu, ale sam wiesz, że jak wypije, to mu odpierdala, a ja nie wiem kto tam będzie. O Barona się nie martwię, ma tego swojego Maxa, ale co jeśli ktoś inny wpadnie mu w oko?
            – Tom, posłuchaj, to trochę bez sensu, nie uważasz, że jeśli zechce, zrobi to i tak, i wcale niekoniecznie na tej imprezie?
            – Tak, wiem, ale będę spokojniejszy, jeśli będziesz miał na niego oko. Obiecaj mi, proszę cię. Idziesz tam sam, nikt nie będzie zaprzątał twojej uwagi, więc możesz zerknąć.
            – A co, jeśli mi ktoś wpadnie w oko?
            – Najpierw musiałbyś znaleźć chętną – zachichotał cicho Tom.
            – No dzięki stary, ale dobra, niech będzie – mruknął przyjaciel i wychylił nieco trunku ze swojej szklanki.
            – Będę wdzięczny – uśmiechnął się.
             

***

            Jeśli mój brat myślał, że nie będę ich podsłuchiwał, to grubo się mylił. Owszem, wszedłem na górę, kiedy Georg polazł do kuchni po lód, tylko dlatego, że wtedy nie mogłem stać za ścianką oddzielającą schody od salonu, bo by mnie widział. Jednak gdy tylko wrócił do Toma, na palcach zszedłem na dół i zatrzymałem się w miejscu, gdzie nie mogli mnie dostrzec. Wtedy bardzo dobrze  wszystko słyszałem i na słowa Toma uśmiechnąłem się tylko chytrze pod nosem. Wiedziałem, że muszę coś wymyślić, aby wyeliminować Georga z tej gry. Nie zamierzałem zdradzać Toma, ale na chuj mi była na imprezie taka przyzwoitka, która będzie łazić za mną krok w krok i mnie obserwować? Wtedy moja tam obecność nie miałaby najmniejszego sensu, bo co to za zabawa, kiedy masz świadomość, że ktoś ciągle depcze ci po piętach?


***

            – Dobra, ćsiii… – szepnął Tom, który usłyszał, że Bill schodzi z góry. Po chwili pojawił się dzierżąc w objęciach kołdrę i poduszkę.
            – Idę pościelić ci w gościnnym – oznajmił i zniknął w holu.
            – Tylko wiesz, nikomu ani słowa – dopowiedział cicho szatyn, a Georg tylko skinął głową na znak, że przyjął do wiadomości i zrobił minę, która mówiła: „Masz mnie za kretyna? Przecież to oczywiste!”, ale już się nie odezwał w tym temacie. Wcale pomysł Toma mu się nie podobał, bo skupiając się na Billu, nie będzie się dobrze bawił, ale czy mógł odmówić przyjacielowi? Wychylił do dna swojego drinka zerknął na zegarek.
            – Dobra, to ja już się będę zbierał.
            – Już uciekasz? – zapytał Bill, który właśnie wrócił do salonu i zobaczył, że Georg wstał. Chłopak skinął głową, pożegnał się i wyszedł, obiecując jeszcze na odchodne jutro do południa odholować im samochód.
            Kiedy wyszedł, Tom zadzwonił do matki, która oczywiście zgodziła się przyjechać, i choćby zaraz zamierzała wsiąść do auta, ale chłopak uspokoił ją, że nie ma pośpiechu. Bill będzie wychodził dopiero wieczorem, więc spokojnie może być tu jutro po południu.
            Nowa sytuacja w jakiej się znaleźli, była dla obydwu sporym wyzwaniem. Tom wprawdzie jakoś radził sobie poruszając się o kulach, ale w łazience był niemały problem z kąpielą w brodziku. Nie chciał stawać na kontuzjowanej nodze, a jego bliźniak nie był jakimś osiłkiem, aby mógł się na nim wesprzeć dłuższy czas. W końcu obaj zdecydowali, że wykąpią się w wannie. Tu nie ograniczały ich ściany i Bill jakoś pomógł mu do niej wejść. Oczywiście nie mógł odpuścić sobie, aby nie wykorzystać w odpowiedni sposób tego ostatniego wieczoru, kiedy mieli być sami. Dlatego też po kilku krótkich pocałunkach, bez zbędnych pieszczot, wgramolił się bez pardonu na biodra Toma. To była najlepsza pozycja, w jakiej mógł zaspokoić siebie i jego tak, aby w żaden sposób nie urazić go w bolącą nogę. I choć w ferworze uniesienia poszkodowany niechcący zrobił to sam, to nawet nie pisnął. Poddał się błogiej przyjemności, nie myśląc o chwilowym bólu. Jednak nie szaleli tak jak zwykle i skończyło się na tym jednym razie. Potem Bill pomógł Tomowi wyjść z wanny, a nawet się wytrzeć, i grzecznie zapakowali się spać w gościnnym pokoju.
            Oczywiście matka wcale nie przyjechała po południu. Już o dziesiątej zbudził ich dzwonek telefonu Toma, bo dźwięku domofonu nawet nie słyszeli. Obaj spali jak zabici, to była jak na nich zbyt wczesna pora na pobudkę. Zaspany Bill ledwie zwlókł się, aby otworzyć jej drzwi. Wcale nie zamierzał już wstawać, wiedział, że wróci jeszcze do łóżka, ale przez to wszystko zapomniał zatuszować faktu, że spał razem z Tomem. Jednak i tak sprytnie potrafił wybrnąć z tej sytuacji, chociaż matka wcale się temu nie zdziwiła przez stan starszego bliźniaka. Zabrał swoją poduszkę i powiedział, że skoro ona już tutaj jest, nareszcie może go zostawić pod jej opieką i porządnie wyspać się we własnej sypialni. Kobiecie nawet przez myśl nie przeszło, że mogło być inaczej, choć akurat tej nocy faktycznie tylko razem spali, bo wcześniej dogodzili sobie w wannie.
            Bill finalnie wstał po trzynastej i kiedy zszedł na dół, Tom już dawno po śniadaniu siedział w salonie i coś oglądał. Na stoliku było pełno różnych przysmaków, jego noga leżała sobie na pufie, a matka krzątała się w kuchni gotując obiad.
            – Od razu widać, że mamusia będzie synkowi dogadzać – zaśmiał się. – Dawno wstałeś?
            – Nie zasnąłem już, nie mogłem. Noga mnie bolała – odparł Tom.
            – Weź te przeciwbólowe, co przepisał ci lekarz.
            – Już brałem – odparł szatyn smętnie.
            – Bardzo źle się czujesz? – zapytał z troską Bill, siadając bokiem obok brata. Widział, że jest jakiś przygaszony, jakby smutny, ale myślał, że to z powodu dolegliwości jakie odczuwał przez tę nogę.
            – Nie jest tragicznie – rzucił bliźniak.
            – To co się dzieje? Bo widzę, że coś się dzieje…
            – Nic wielkiego, po prostu szkoda, że mnie tam dziś z tobą nie będzie.
            – Będzie transmisja w necie na kanale Barona, więc niewiele tracisz. Musisz oglądać, potem mi powiesz, czy dobrze wypadłem, to mój debiut w klubie, z kimś innym niż nasz zespół.
            – Na pewno wszystko pójdzie dobrze – lekko uśmiechnął się Tom. Oczywiście żałował, że nie będzie go dziś u boku Billa, ale nie to było główną przyczyną jego kiepskiego nastroju. Pozwolił pójść Billowi samemu na tę imprezę, ufał mu, ale i tak coś wewnątrz go gryzło. Miał jakieś złe przeczucie i sam nie wiedział czego się bał. Nie myślał, że Bill go zdradzi, tego nawet nie dopuszczał do głowy, ale miał w sobie jakiś dziwny, bliżej nieokreślony niepokój. Może po części była to obawa, że pozna kogoś nowego? Kogoś, kto przypadnie mu do gustu na tyle, aby zupełnie zmienić ich relację na tę sprzed kilku miesięcy? Nie miał pojęcia. Wydawało mu się, że znał go bardzo dobrze, ale kto wiedział co przyniesie kolejny dzień? Tak naprawdę przecież bywał nieobliczalny.
            – Śniadanko dla drugiego synka! – Mama postawiła przed Billem talerzyk z rumianymi tostami i pachnącą kawę w kubku, po czym cmoknęła go w policzek.
            – O, dziękuję mamusiu – uśmiechnął się chłopak. – Tego mi brakowało!
            – No wiesz co? – żachnął się Tom. – Ja robiłem ci śniadanie leniu i czasem nawet do łóżka podawałem.
            – Ty byś lepiej jakiejś pannie podawał, a nie bratu – zaśmiała się matka.
            – Nie mam dziewczyny, to ćwiczę na nim. – Dał Billowi lekkiego kuksańca w bok, aż ten omal nie zakrztusił się tostem.
            – Liczę na ciebie Tom, chciałabym mieć kiedyś jakieś wnuki, bo na niego to nie mam co.
            Bill tylko wywrócił oczami.
            – Oddam spermę do banku, to gdzieś tam będziesz je miała – zaśmiał się cicho.
            – Ja nie potrzebuję gdzieś tam, tylko tu.
            – Obawiam się mamo, że nie doczekasz się. – Puścił rodzicielce oczko Tom.
            – A ty co? Też zmieniłeś orientację?
            – Nie, ale nie potrzebuję dodatkowych problemów. Na co mi dzieci, skoro mam Billa? On jest jak duże dziecko, masz w nim syna i jednocześnie wnuka – zachichotał cicho.
            Matka tylko westchnęła.
            – Z wami nie idzie się dogadać, lepiej dopilnuję obiadu – sapnęła i wróciła do kuchni.
            – Mam nadzieję, że mamuśka nie zabawi zbyt długo – szepnął Bill, kiedy oddaliła się na bezpieczną odległość.
            – Nie mam pojęcia ile będzie siedzieć – odpowiedział równie cicho bliźniak.
            – Trzeba ją jakoś spławić po niedzieli, nie mam zamiaru zbyt długo pościć – Czarnowłosy puścił bratu oczko. Miał ochotę go pocałować, ale za barkiem, oddzielającym salon od kuchni kręciła się rodzicielka, więc mógł sobie tylko o tym pomarzyć. – Na dodatek nawet nie ma jak się teraz wyrwać z domu – dodał.
            – Coś się wymyśli, wyślemy ją po zakupy to będzie wolna chata.
Obaj zaśmiali się cicho. Bill posiedział jeszcze trochę w salonie z Tomem jedząc śniadanie. Rozmawiali o jakichś mało istotnych rzeczach, mając na względzie fakt, że nie są sami. Nie mogli się nawet przytulić, bo o okazywaniu sobie czułości w tej sytuacji nie było nawet mowy. Wokalista doskonale widział, że brat jest przygaszony, ale nie pytał już o przyczynę. Zbliżał się czas, kiedy zacznie się szykować na wieczór, jego myśli coraz intensywniej krążyły wokół tego wydarzenia i nie potrafił się skupić na rozmowie z Tomem. W pewnym momencie przypomniał sobie, że powinien coś załatwić w związku z misją Georga.
– Pójdę się szykować, bo w końcu się spóźnię. – Wstał z kanapy i już miał się pochylić, aby ucałować bliźniaka, kiedy przypomniał sobie o matce, która wciąż była w kuchni. Uśmiechnął się tylko blado i żegnany smutną miną brata, ruszył w kierunku schodów. Na górze szybko dopadł do telefonu leżącego na nocnej szafce i wybrał numer do znajomego dealera. Kiedy chłopak odebrał połączenie, odezwał się:
– No cześć, jest potrzeba na dziś.
– A co takiego potrzeba?
– GHB, najlepiej w płynie.
– Hoho, niemożliwe, żeby ktoś ci się opierał – zaśmiał się chłopak.
– Raczej chodzi o unieszkodliwienie kogoś na kilka godzin – odpowiedział cicho Bill.
– No nie wnikam, a coś jeszcze?
– Nie… Chociaż… – zawahał się. – Wezmę jeszcze dropsy. Podjadę tam gdzie zawsze przed osiemnastą, pasuje?
– Jasne, będę.
– To na razie – pożegnał dealera i się rozłączył. Przez chwilę trzymał telefon w ręku, jakby się wahając, ale zaraz rzucił go na łóżko, tym samym pozbywając się wszelkich wątpliwości.
– Niech się dzieje… – mruknął i ruszył w kierunku łazienki.


***

            Bill miał wrażenie, że dzisiejszego wieczoru było jeszcze więcej ludzi, niż na premierze krążka Bastiena. Czyżby to właśnie jego osoba przyciągnęła aż takie tłumy? Wyglądało na to, że tak, bo na koniec wszyscy skandowali jego imię, domagając się powtórki na bis właśnie tego numeru, który skomponował dla niego Baron. Był podekscytowany i szczęśliwy, kiedy zeszli ze sceny już po wszystkim, a w niewielkiej garderobie DJ’a na backstage’u, wciąż dochodził do jego uszu aplauz publiki w klubie.
            – Słyszycie ich? – zaśmiał się Baron. – Chyba jeszcze takiego szału, to tu nie było. Wygląda na to, że byłeś gwiazdą wieczoru Bill, sorry Caro. – Puścił dziewczynie oczko i cmoknął ją w policzek.
            – No to teraz pójdę w odstawkę, bo pewnie będziesz pisał tylko dla niego – westchnęła, robiąc żartobliwie udawaną, smutną minę.
            – Skarbie, dla ciebie zawsze będę komponował – uściskał ją mocno. – Dziękuję ci, byłaś wspaniała.
            Bill patrząc, jak DJ tuli w ramionach swoją przyjaciółkę zapalił papierosa i odszedł kilka kroków w stronę okna. Nie chcąc zakłócać im ten miłej chwili, obserwował jak tłum wysypuje się z klubu na ulicę. Wibrowało w nim szczęście i ogromne zadowolenie. Zaśpiewał dziś idealnie i był z siebie niezwykle dumny. Słyszał gdzieś za plecami, jak gospodarz wieczoru wciąż zapewniał dziewczynę, że wypadła bardzo dobrze i był ciekaw w jakie słowa ubierze pochwałę jego występu. Był pewien, że jemu zamierza także podziękować za ten wieczór.
            – Już wystarczy tych czułości. Pójdę do łazienki poprawić makijaż i się odświeżyć, bo jak dotrzemy już do ciebie, to będą na nas czekali, więc nie wkroczę tam taka rozmazana – zaśmiała się Caroline i zniknęła za drzwiami łazienki.
            Kiedy Baron odwrócił się, Billa nie było już w tym samym miejscu co wcześniej. Pokój wypełniał subtelny mrok i tylko nikła poświata małej lampki, pozwoliła mu odnaleźć jego szczupłą postać, która stała przy oknie tyłem do niego. Przez chwilę zastanawiał się, czego jego oczy mogą szukać za szklaną szybą, która oddzielała ich od świata za nią, gdzie z wolna milkł gwar odjeżdżających, czy też odchodzących klubowiczów. Postąpił kilka kroków, skradając się niczym złodziej, który nie zamierzał zabierać niczego materialnego, ale z ogromną radością skradłby mu serce. Bill zdawał się być zanurzonym w głębi swoich myśli, a on był na siebie zły, że nie potrafi ich odczytać. Żałował teraz, że nie posiada takich telepatycznych zdolności, aby dzięki nim przed oczami zawirowała mu każda zgłoska składająca się w zdania, jakie w tej chwili jego anioł układał w swojej głowie. Patrzył na kontur jego ramion i szyi czując, że ogarnia go nieposkromiona ochota, aby podobnie, jak przed chwilą swoją przyjaciółkę, chwycić go w ramiona i tulić mocno. Przymknął oczy oddychając nim. Przecież był już tak blisko, ledwie na wyciągnięcie dłoni, której wciąż wyciągnąć nie śmiał.
            – Dziękuję… – powiedział cicho stojąc za nim, a kiedy Bill odwrócił się, ich spojrzenia się spotkały.
            – Mimo tych kilku lat na scenie, wciąż jestem oszołomiony – odpowiedział spokojnie, przygaszając peta w popielniczce, którą trzymał w dłoni, ale zaraz odstawił ją na okienny parapet.
            – Wiedziałem, że wszystko pójdzie dobrze, ale to nie było tylko dobrze, było idealnie, a ty… Ty jesteś wspaniały… – Baron zniżył głos do poziomu szeptu. Bill nie ruszał się z miejsca, jakby czekał na więcej takich słów, więc nie przestając wpatrywać się w jego oczy, dodał: – Najlepszy…
            Uniósł dłoń lekko w górę, jednak nim delikatnie objął jego ciepły policzek, pozostawało te kilka centymetrów jakie wciąż dzieliło go od tego dotyku. Celebrował ten moment, jakby był dla niego świętą relikwią. Ale na Boga przecież on był… Był nią od pierwszej chwili. Wreszcie położył z ogromną czułością miękkość wnętrza swojej dłoni na jego delikatnym policzku.
            – Cudownie cię poczuć... – szepnął, ani na moment nie pozwalając sobie zaburzyć jednostajnej linii ich spojrzeń. W jego sercu zrodziła się obawa; a co, jeśli go zaraz odepchnie?
            To, co właśnie zaczynało się tu dziać, nie powinno nosić miana zwykłego podziękowania i prawdopodobne było to, że Bill być może za moment ocknie się z tego euforycznego letargu, jaki ogarnął go po występie, jednak nic takiego się nie stało. Zamiast jakiejkolwiek, nieprzychylnej mu reakcji, Baron miał wrażenie, że mocnej wtulił policzek w jego ciepłą dłoń. Powieki czarnowłosego pokryły źrenice oczu, które jeszcze chwilę temu przyglądały mu się uporczywie. Miał wrażenie, że wciąż zachowana, choć bardzo znikoma przestrzeń między ich ciałami, naładowana jest elektryzującymi drobinami. Drżące usta Billa rozchyliły się lekko. Bastien doskonale widział, jak na jego wilgotnych wargach odbija się światło lampki. Serce zabiło mu mocniej.
            W obliczu takiej bliskości - choć tak naprawdę Bill wciąż był tak daleki - czuł, że staje się słaby, i chyba była najwyższa pora, aby zadać sobie pytanie, czy kiedykolwiek przy nim nosił miano silnego? Pewnie nigdy - ten jego wcześniejszy chłód i dystans był przecież udawany - a już na pewno nie teraz, kiedy wokalista ułożył mu dłoń na torsie i czując, jak w klatce żeber mocno tłucze się jego serce, zaśmiał się cicho:
            – Zaraz pomyślę, że dostaniesz zawału.
            – Mogę dostać i zawału, pod warunkiem, że uratujesz mnie sztucznym oddychaniem metodą...  – Bastien zawahał się na chwilę, ale przecież nie było w nim aż takiej nieśmiałości, aby nie dokończyć zaczętej myśli: – ...usta-usta.
            Nie potrafił oderwać od niego spojrzenia, ani tym bardziej dotyku, kiedy ułożona i idealnie dopasowana do jego policzka dłoń, lekko przesuwała się po nim. Niesforne serce tłukło się w piesi jak szalone i chyba odpowiednim było stwierdzenie Billa, że może przyprawić go o zawał.
            Czarnowłosy anioł wciąż trzymał rękę na jego piersi. Bastien wstrzymał oddech, a po chwili poczuł, jak delikatnie sunie po jego torsie, z niezwykłą subtelnością i lekkością, tak, jakby nie zamierzał go dotknąć, a jedynie odgadnąć opuszkami palców kierunek osnowy na koszulce. I niby nie działo się nic, niby wciąż tylko się w siebie wpatrywali, ale ta chwila była dla niego czystym pięknem, jakiego chyba jeszcze w całym swoim życiu nie doświadczył. Pragnął go całym sobą, a jednak wciąż nie robił kroku naprzód. Wiedział, że za chwilę otworzą się drzwi łazienki, z której wyjdzie Caroline i wszystko pryśnie jak mydlana bańka. Czasu było niewiele, powinien się spieszyć, a mimo to, bał się zrobić cokolwiek więcej. Topiąc się pod wpływem jego spojrzenia, sam przymknął powieki i wtedy poczuł, że ich czoła zetknęły się. Miał wrażenie, że na taką chwilę czekał całą wieczność, i gdyby jeszcze wczoraj śmiał snuć takie marzenia, sam by się za nie zganił. Nie spodziewał się, że znajdzie się dziś tu z nim, w sytuacji jaka sprawiała, że krew w jego żyłach zaczęła płynąć z prędkością wartkiego, górskiego potoku, a teraz, kiedy w pasie oplotły go szczupłe ręce Billa, zadrżał. Już się nie wahał, ani nie obawiał. Objął go mocno, czując już bardzo idealnie ciepło jego ciała i oddech kładący się gorącem na jego ustach. Mimo to, wciąż nie śmiał sięgnąć po więcej.
            Otworzył oczy widząc, jak idealnie brązowe są jego tęczówki, kiedy z tak bliska się w niego wpatrywał. To niepojęte, aby czuł tak wielkie onieśmielenie w obliczu tego wymarzonego. Przecież nie zamierzał posiąść jego ciała, przecież to tylko usta. Tylko…? To aż jego usta, te upragnione, wymarzone każdej samotnej nocy, kiedy ból rozrywał go od wewnątrz, to te usta, które muszą smakować tak słodko, że nie jest w stanie opisać tego smaku żaden poeta. To obietnica raju, jaki zaklęty jest w tym czarnym aniele.
            – Uratuję cię… – szepnął Bill i zaraz poczuł na swoich wargach to upragnione ciepło.
            Jego, były takie miękkie, delikatne i słodkie jak miąższ dojrzałego owocu. Bastien mocno zatopił w nich dotyk swoich, pragnąc zapamiętać ten smak, który oszałamiał i mocno pobudzał każdy zmysł. Języki splątały się ze sobą zapamiętale, lecz ta chwila nie trwała zbyt długo, bo właśnie obaj usłyszeli, jak otwierają się drzwi łazienki. Bill natychmiast odskoczył od Bastiena, który z szaleństwem w spojrzeniu patrząc w jego oczy zakomunikował:
            – Musimy jechać.



20 komentarzy:

  1. Wiesz, ze kocham ten rozdział, a w szczególności jego końcówkę bo już pisałam ci o tym przy okazji poprawiania, ale dlatego powtórzę się i tutaj. Te emocje i to napięcie między panami B&B... czysta magia i mam wrażenie, ze coś takiego umiesz wykreować tylko ty. Dziękuje ci za to i chyba tylko tyle... Bo ty już najlepiej wiesz jak bardzo cenię to opowiadanie <3
    Już pod poprzednia częścią napisałaś, ze nie będziesz się odnosić do moich spekulacji bo wiem więcej hahaha xD no to już nic więcej nie pisze xD bo może faktycznie sugeruje się za bardzo tym co wiem, ze się wydarzy hahaha xD
    Dziękuje jeszcze raz za ten rozdział i za świetne emocje! Buziaki! I nie trać weny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, chyba większość nie podziela Twojego entuzjazmu, jeśli o tę część chodzi ;) No, ale fabuła jest, jaka jest, nie mogę pisać pod publikę, poza tym nigdy nie mówiłam, że tu będzie ociekająca słodyczą sielanka. Jak wiesz, u mnie zawsze jest słodko-gorzko. Spekulować oczywiście możesz, ale o wydarzeniach wciąż nieopublikowanych w tekście pogadamy w cztery oczy :D
      Pozdrawiam, ściskam i ślę buziaki :)

      Usuń
  2. Niezła ta część!!! Już czekam na kolejną :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jednak Bill stracił głowę i drugi raz pozwolił zbliżyć się Bastienowi bardziej niż powinien. Dopuszczałam taką ewentualność, ale miałam nadzieję, że będzie to w innych okolicznościach... Szkoda mi Toma - to mój ulubiony bohater w tym opowiadaniu.
    Jak zawsze Twoje wykonanie i styl jest na zachwycająco wysokim poziomie!

    Dziękuję i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bill jest, jaki jest. Chyba już go dość dobrze poznaliście, często najpierw robi, a potem myśli. Czasem chociaż zastanawia się nad konsekwencjami swoich czynów. Ale jedno jest pewne – zbyt łatwo daje się ponieść emocjom. Tak też było i tym razem. Toma nie żałuj ;)
      Serdecznie dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Aż zastanawiam się czy powinnam pisać ten komentarz bo może lepiej poczekam i zobaczę jak się dalej akcja rozwinie w kolejnej części.
    Ta część od strony technicznej jest niezwykle dopracowana i to po raz kolejny jest wręcz jakiś szalony nadpoziom.
    Nie wiem jak to ująć, ale taki zwrot akcji w fabule do mnie nie przemawia. Mam tu na myśli ten pocałunek w ostatniej scenie.
    Oczywiście pocałunek między Billem a Bastienem już się pojawił, ale to był zupełnie inny pocałunek - skradziony totalnie z zaskoczenia, a nie śmiały flirt z premedytacją tak jak w tej części. Gdyby chociaż Bill był pod wpływem alkoholu, a on całował się z Baronem na trzeźwo. I znowu Bastien mnie drażni :/ jak tylko krążył wokół Billa to jeszcze go tolerowałam, ale teraz i Bill i Bastien stracili w moich oczach.

    Dużo weny twórczej!
    Pozdrawiam,
    E.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że Bill stracił w Twoich oczach, to jestem w stanie zrozumieć, ale, że Bastien? Przecież on kiedyś wręcz powiedział Billowi, że zrobi wszystko, aby go zdobyć, więc jego postępowanie nie powinno dziwić. Zdawałam sobie sprawę, że to co się tu wydarzyło, nie wszystkim przypadnie do gustu i, że część czytelników będzie za to co zrobił, potępiać Billa. Cóż, nigdy nie twierdziłam, że będzie rozsądny i lojalny, to typ, który zbyt łatwo daje się ponieść chwili i towarzyszącym jej emocjom. Jest bardzo chwiejny, zmienia decyzje z prędkością światła. Obiecuje sobie coś, czego potem nie spełnia. Czasem żałuje, a czasem nie. Co się wydarzy, czas pokaże. Mam nadzieję, że wciąż tu będziesz, nawet jeśli jego decyzje Ci się nie spodobają. Do końca daleko i wiele może się zdarzyć.
      Bardzo dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Po prostu uwielbiam styl jakim piszesz to opowiadanie i czekam na każdy kolejny nowy odcinek!
    Przykro mi bardzo, że Bill zdradził Toma całując się z Bastienem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiam się, czy ktoś z czytelników wierzył, że Bill będzie mu w 100% wierny. Bill nie jest aniołem bez skazy, a czy tych skaz będzie więcej, czas pokaże.
      Bardzo dziękuję i pozdrawiam :)


      Usuń
  6. Bardzo dobra część, bardzo interesująca i bardzo ciekawa akcja :D I co będzie dalej nie sposób przewidzieć bo Bill to znów odleciał... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bill ma tendencje do tego typu odlotów, taki już jest.
      Bardzo dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Tym razem słów kilka z serii nie znam się, ale się wypowiem. Myślę, że tymi wszystkimi dotychczasowymi częściami pozamiatałaś już tak bardzo, że tej poprzeczki (ustawionej przez samą siebie) chyba nie przeskoczysz. Krótka wypowiedź, ale oczywiście opowiadanie jest zacne.
    Z oceną przebiegu fabuły poczekam czy Bill pójdzie do łóżka z Bastienem czy nie.
    Dziękuję i na jakiś czas zamilknę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze, to ja tu tylko piszę i nigdy nie ustawiałam sobie żadnej poprzeczki, ani tym bardziej nie zamierzam jej przeskakiwać ;) Jedna część jest lepsza, inna gorsza, biorąc pod uwagę styl, jak i fabułę. Mam nadzieję, że jeszcze tu wrócisz.
      Dziękuję i gorąco pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Na razie jest naprawdę bardzo dobrze. Moim zdaniem tempo póki co odpowiednie, z niczym się specjalnie nie spieszysz, a jednocześnie nie czuć żadnych dłużyzn. Miło, że dostajemy łącznie kilkadziesiąt odcinków bo to pozwola na dokładne przedstawienie fabuły. Fabuły, która się mocno komplikuje...

    Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spieszę się, bo i nie mam do czego ;) Gdybym gnała, szybko bym zakończyła, ale nie chcę skracać wątków, mam na wszystko swój plan, a przecież się nie pali.
      Bardzo dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  9. No i co ten Bill znowu wyprawia...?!
    Nie wiem do czego mu ten "flirt-romans" z Bastienem potrzebny, ale na pewno nie do szczęścia :P jednak jest dramat i są emocje, można się wczuć, a to najważniejsze! xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przecież nie od dziś wiadomo, że to narwany koleś, który szybciej robi niż myśli. Przyjdzie czas na przemyślenia, ale czy na wyrzuty sumienia także? Pożyjemy, zobaczymy, pewnie wszystko to będzie zależne od przebiegu wielu spraw.
      Dziękuję i serdecznie pozdrawiam :)

      Usuń
  10. Ciekawi mnie mina wszystkich tych, którzy już wyrobili sobie zdanie na temat dalszych losów związku Billa i Toma tylko na podstawie tego, ewentualnie też poprzedniego, pocałunku z Bastienem, a i po tym co zaszło między nimi w studio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się zastanawiam, jakie to wyobrażenie ich dalszych losów jest… Mam nadzieję, że z czasem Was wszystkich zaskoczę, choć może ktoś chociaż trochę wpadnie na dobry trop, prócz tych rzeczy oczywistych ;)
      Dziękuję i serdecznie pozdrawiam :)

      Usuń