Część 52.
Bill puścił się biegiem w głąb
korytarza i dopadł do wózka, na którym siedział Tom.
– I co powiedział lekarz?
– Spokojnie, to tylko skręcenie –
odpowiedział brat.
– Więc po co te kule i to coś? –
wskazał na stabilizator, jaki trzymał w ręku Georg.
– Bo nie mogę obciążać nogi, więc
muszę kilka dni poruszać się o kulach, albo wcale. A to stabilizator, mam to
nosić, jak już zacznę chodzić.
– Świetnie – sapnął Bill. – A ciebie
zabiję! – dodał, patrząc złowrogo na kolegę.
– Za co?
– Bo wyciągnąłeś go na tę pieprzoną
ściankę i teraz jest uziemiony!
– Daj spokój Bill, to przecież nie
jego wina – bronił kolegi Tom.
– Stary, wyluzuj, on nie jest
dzieckiem, sam chciał jechać – odezwał się Georg.
Prowadząc tę rozmowę, cały czas
zbliżali się do wyjścia, przy którym wciąż czekał Bastien.
– Co się w końcu stało? – zapytał, bo
był zbyt daleko aby usłyszeć wymianę zdań od początku.
– No skręcenie, niestety.
– Zawsze to lepsze, niż zwichnięcie,
czy złamanie – odpowiedział blondyn.
– Teoretycznie tak – uśmiechnął się
Tom, spoglądając na chłopaka. – Tylko przez to nie będzie mnie jutro na waszej
premierze.
– No właśnie! – wyrwał się Bill, znów
piorunując Georga spojrzeniem, na co ten tylko wywrócił oczami.
– Pomóc wam jakoś? – zaoferował się
Baron. – Bo jak coś, mogę was zawieźć.
– Nie, dzięki. Przyjechaliśmy
samochodem Georga, więc on nas odwiezie. Wracaj spokojnie do siebie i się
wyśpij przed jutrem.
– No dobra, to pamiętaj Bill, jutro
bądź tak z dwie godziny wcześniej, musimy przed wszystkim popróbować, a ty Tom
się kuruj. Cześć chłopaki! – Baron pożegnał się i ruszył w kierunku swojego
auta.
– Cześć! – usłyszał jeszcze na
odchodne i ostatnie tego dnia, słowa Billa:
– Do jutra.
– Do jutra.
Sanitariusz pomógł Tomowi wsiąść do
samochodu i odjechał z wózkiem. Georg wsiadł za kierownicę, a Bill z tyłu
usadowił się obok brata.
– No i taka fajna impreza nas ominie
– sapnął ze smutkiem.
– Mnie ominie, przecież wy z Georgiem
możecie iść.
– Tak? No ciekawe, mam może zostawić
cię samego na całą noc? Nawet nie będziesz miał jak zjeść, albo się napić. Nie
ma mowy! – żachnął się czarnowłosy. Bliźniak się zaśmiał.
– No bez przesady, mogę poruszać się
o kulach.
– No ciekawe w co weźmiesz sobie
kubek z piciem, w zęby?
– Coś się zorganizuje, może Danielle
przyjedzie do Toma? – odezwał się zza kierownicy, Georg. Nawet nie musiał teraz
patrzeć na Billa, bo i tak doskonale widział w wyobraźni tę chęć mordu w jego
oczach.
– A ciebie już chyba całkiem tam
popieprzyło! Jak nie chcesz, żebym ci przypierdolił, to lepiej siedź cicho! –
wrzasnął wściekły. Kumpel tylko zachichotał cicho.
– Dajcie spokój, idźcie i bawcie się
dobrze. Zadzwonię po matkę, ona chętnie przyjedzie. – Tom nie chciał, aby przez
niego Bill zrezygnował z imprezy, jaką Baron zorganizował po premierze. Rzecz
jasna, nie mogło tam go zabraknąć, przecież też miał być gwiazdą tego wieczoru.
Nie chciał go blokować i uziemić, choć najchętniej nigdzie by go nie puścił.
Mimo, że mu ufał, trochę się bał, bo wiedział, że kiedy wypije, bywa
nieobliczalny. Poza tym porozmawia z Georgiem i wyznaczy mu zadanie, aby go
pilnował. Wtedy będzie zupełnie spokojny.
– Ja na imprezie, a mamuśka z tobą –
westchnął Bill. – Nie wiem, czy to dobry pomysł. Poza tym potem nie będzie
chciała za szybko wyjechać.
– A co Billy? Martwisz się, że nie
pobzykacie? – zaśmiał się Georg.
– Tak, dokładnie tak!
– Tom jest niepełnosprawny, więc
pewnie i tak nie dacie rady.
– Spokojna twoja głowa geniuszu, są
takie pozycje w jakich jego noga nawet nie drgnie.
– Rany, o czym ja z tobą rozmawiam –
Georg zatrzymał się pod bramą domu bliźniaków, i z zażenowania zakrył twarz
dłonią.
– Ojej, myślałby kto!
Tom nie brał udziału w tej ich wymianie
zdań, ale w końcu się wtrącił:
– W tej sytuacji to najlepszy pomysł,
no chyba, że wolisz, aby zaopiekowała się mną Danielle. – Obaj gitarzyści
wybuchnęli śmiechem.
– Bardzo śmieszne! – huknął Bill.
Wciąż się śmiejąc wysiedli z auta. Na
jakiś czas zaprzestali tych żartów i zajęli się kontuzjowanym chłopakiem,
pomagając mu się wygramolić i jakoś wtaszczyli go po schodach.
– Chyba będziemy spać na razie w
gościnnym na dole. Bez sensu, żeby cię targać po schodach na górę, nie będziesz
skakał potem na jednej nodze na dół. – Bill podrapał się po głowie.
– W sumie racja – zgodził się Tom,
kiedy z pomocą kolegi usiadł na kanapie w salonie.
– No dobra, to zniosę pościel. Jak
jutro ma przyjechać matka, to najwyżej ona będzie spała w twojej sypialni.
– To ja już pójdę – odezwał się Georg.
– Poczekaj jeszcze trochę, przecież
nie jest tak późno, może napijemy się po drineczku, co? – zatrzymał go
przyjaciel.
– No nie wiem, a samochód?
– Nie każę ci się uchlać, ale wypić
lekkiego drinka.
– No dobra, czego się nie robi dla
kumpla – wyszczerzył się chłopak.
– Sięgnij do barku i przynieś lodu.
Niestety musisz się obsłużyć sam i przy okazji mnie.
Bill zniknął na schodach prowadzących
na górę, a Georg przygotował w tym czasie dwa drinki.
Wrócił z kuchni, gdzie dorzucił do
szklanek lód i podał jedną Tomowi, który zerkając w stronę wejścia na schody,
skinął ręką, aby kumpel usiadł obok.
– Mam do ciebie sprawę – powiedział
nieco ciszej.
– Zamieniam się w słuch. – Przyjaciel
usiadł obok i upił kilka łyków, po czym zwrócił spojrzenie na chłopaka.
– Jutro będziesz pilnował Billa,
okej? – Tom spojrzał mu w oczy, a Georg tylko się skrzywił. – Proszę cię, zrób
to dla mnie. Ufam mu, ale sam wiesz, że jak wypije, to mu odpierdala, a ja nie
wiem kto tam będzie. O Barona się nie martwię, ma tego swojego Maxa, ale co
jeśli ktoś inny wpadnie mu w oko?
– Tom, posłuchaj, to trochę bez
sensu, nie uważasz, że jeśli zechce, zrobi to i tak, i wcale niekoniecznie na
tej imprezie?
– Tak, wiem, ale będę spokojniejszy,
jeśli będziesz miał na niego oko. Obiecaj mi, proszę cię. Idziesz tam sam, nikt
nie będzie zaprzątał twojej uwagi, więc możesz zerknąć.
– A co, jeśli mi ktoś wpadnie w oko?
– Najpierw musiałbyś znaleźć chętną –
zachichotał cicho Tom.
– No dzięki stary, ale dobra, niech
będzie – mruknął przyjaciel i wychylił nieco trunku ze swojej szklanki.
– Będę wdzięczny – uśmiechnął się.
***
Jeśli
mój brat myślał, że nie będę ich podsłuchiwał, to grubo się mylił. Owszem,
wszedłem na górę, kiedy Georg polazł do kuchni po lód, tylko dlatego, że wtedy
nie mogłem stać za ścianką oddzielającą schody od salonu, bo by mnie widział.
Jednak gdy tylko wrócił do Toma, na palcach zszedłem na dół i zatrzymałem się w
miejscu, gdzie nie mogli mnie dostrzec. Wtedy bardzo dobrze wszystko słyszałem i na słowa Toma
uśmiechnąłem się tylko chytrze pod nosem. Wiedziałem, że muszę coś wymyślić,
aby wyeliminować Georga z tej gry. Nie zamierzałem zdradzać Toma, ale na chuj
mi była na imprezie taka przyzwoitka, która będzie łazić za mną krok w krok i
mnie obserwować? Wtedy moja tam obecność nie miałaby najmniejszego sensu, bo co
to za zabawa, kiedy masz świadomość, że ktoś ciągle depcze ci po piętach?
***
– Dobra, ćsiii… – szepnął Tom, który
usłyszał, że Bill schodzi z góry. Po chwili pojawił się dzierżąc w objęciach
kołdrę i poduszkę.
– Idę pościelić ci w gościnnym –
oznajmił i zniknął w holu.
– Tylko wiesz, nikomu ani słowa –
dopowiedział cicho szatyn, a Georg tylko skinął głową na znak, że przyjął do
wiadomości i zrobił minę, która mówiła: „Masz mnie za kretyna? Przecież to
oczywiste!”, ale już się nie odezwał w tym temacie. Wcale pomysł Toma mu się
nie podobał, bo skupiając się na Billu, nie będzie się dobrze bawił, ale czy
mógł odmówić przyjacielowi? Wychylił do dna swojego drinka zerknął na zegarek.
– Dobra, to ja już się będę zbierał.
– Już uciekasz? – zapytał Bill, który
właśnie wrócił do salonu i zobaczył, że Georg wstał. Chłopak skinął głową, pożegnał
się i wyszedł, obiecując jeszcze na odchodne jutro do południa odholować im samochód.
Kiedy wyszedł, Tom zadzwonił do
matki, która oczywiście zgodziła się przyjechać, i choćby zaraz zamierzała
wsiąść do auta, ale chłopak uspokoił ją, że nie ma pośpiechu. Bill będzie
wychodził dopiero wieczorem, więc spokojnie może być tu jutro po południu.
Nowa sytuacja w jakiej się znaleźli,
była dla obydwu sporym wyzwaniem. Tom wprawdzie jakoś radził sobie poruszając
się o kulach, ale w łazience był niemały problem z kąpielą w brodziku. Nie
chciał stawać na kontuzjowanej nodze, a jego bliźniak nie był jakimś osiłkiem,
aby mógł się na nim wesprzeć dłuższy czas. W końcu obaj zdecydowali, że wykąpią
się w wannie. Tu nie ograniczały ich ściany i Bill jakoś pomógł mu do niej
wejść. Oczywiście nie mógł odpuścić sobie, aby nie wykorzystać w odpowiedni
sposób tego ostatniego wieczoru, kiedy mieli być sami. Dlatego też po kilku
krótkich pocałunkach, bez zbędnych pieszczot, wgramolił się bez pardonu na
biodra Toma. To była najlepsza pozycja, w jakiej mógł zaspokoić siebie i jego
tak, aby w żaden sposób nie urazić go w bolącą nogę. I choć w ferworze
uniesienia poszkodowany niechcący zrobił to sam, to nawet nie pisnął. Poddał
się błogiej przyjemności, nie myśląc o chwilowym bólu. Jednak nie szaleli tak
jak zwykle i skończyło się na tym jednym razie. Potem Bill pomógł Tomowi wyjść
z wanny, a nawet się wytrzeć, i grzecznie zapakowali się spać w gościnnym
pokoju.
Oczywiście matka wcale nie
przyjechała po południu. Już o dziesiątej zbudził ich dzwonek telefonu Toma, bo
dźwięku domofonu nawet nie słyszeli. Obaj spali jak zabici, to była jak na nich
zbyt wczesna pora na pobudkę. Zaspany Bill ledwie zwlókł się, aby otworzyć jej
drzwi. Wcale nie zamierzał już wstawać, wiedział, że wróci jeszcze do łóżka,
ale przez to wszystko zapomniał zatuszować faktu, że spał razem z Tomem. Jednak
i tak sprytnie potrafił wybrnąć z tej sytuacji, chociaż matka wcale się temu
nie zdziwiła przez stan starszego bliźniaka. Zabrał swoją poduszkę i
powiedział, że skoro ona już tutaj jest, nareszcie może go zostawić pod jej
opieką i porządnie wyspać się we własnej sypialni. Kobiecie nawet przez myśl
nie przeszło, że mogło być inaczej, choć akurat tej nocy faktycznie tylko razem
spali, bo wcześniej dogodzili sobie w wannie.
Bill finalnie wstał po trzynastej i
kiedy zszedł na dół, Tom już dawno po śniadaniu siedział w salonie i coś
oglądał. Na stoliku było pełno różnych przysmaków, jego noga leżała sobie na
pufie, a matka krzątała się w kuchni gotując obiad.
– Od razu widać, że mamusia będzie
synkowi dogadzać – zaśmiał się. – Dawno wstałeś?
– Nie zasnąłem już, nie mogłem. Noga
mnie bolała – odparł Tom.
– Weź te przeciwbólowe, co przepisał
ci lekarz.
– Już brałem – odparł szatyn smętnie.
– Bardzo źle się czujesz? – zapytał z
troską Bill, siadając bokiem obok brata. Widział, że jest jakiś przygaszony,
jakby smutny, ale myślał, że to z powodu dolegliwości jakie odczuwał przez tę
nogę.
– Nie jest tragicznie – rzucił
bliźniak.
– To co się dzieje? Bo widzę, że coś
się dzieje…
– Nic wielkiego, po prostu szkoda, że
mnie tam dziś z tobą nie będzie.
– Będzie transmisja w necie na kanale
Barona, więc niewiele tracisz. Musisz oglądać, potem mi powiesz, czy dobrze
wypadłem, to mój debiut w klubie, z kimś innym niż nasz zespół.
– Na pewno wszystko pójdzie dobrze –
lekko uśmiechnął się Tom. Oczywiście żałował, że nie będzie go dziś u boku
Billa, ale nie to było główną przyczyną jego kiepskiego nastroju. Pozwolił
pójść Billowi samemu na tę imprezę, ufał mu, ale i tak coś wewnątrz go gryzło.
Miał jakieś złe przeczucie i sam nie wiedział czego się bał. Nie myślał, że
Bill go zdradzi, tego nawet nie dopuszczał do głowy, ale miał w sobie jakiś
dziwny, bliżej nieokreślony niepokój. Może po części była to obawa, że pozna
kogoś nowego? Kogoś, kto przypadnie mu do gustu na tyle, aby zupełnie zmienić
ich relację na tę sprzed kilku miesięcy? Nie miał pojęcia. Wydawało mu się, że
znał go bardzo dobrze, ale kto wiedział co przyniesie kolejny dzień? Tak
naprawdę przecież bywał nieobliczalny.
– Śniadanko dla drugiego synka! –
Mama postawiła przed Billem talerzyk z rumianymi tostami i pachnącą kawę w
kubku, po czym cmoknęła go w policzek.
– O, dziękuję mamusiu – uśmiechnął
się chłopak. – Tego mi brakowało!
– No wiesz co? – żachnął się Tom. –
Ja robiłem ci śniadanie leniu i czasem nawet do łóżka podawałem.
– Ty byś lepiej jakiejś pannie
podawał, a nie bratu – zaśmiała się matka.
– Nie mam dziewczyny, to ćwiczę na
nim. – Dał Billowi lekkiego kuksańca w bok, aż ten omal nie zakrztusił się
tostem.
– Liczę na ciebie Tom, chciałabym
mieć kiedyś jakieś wnuki, bo na niego to nie mam co.
Bill tylko wywrócił oczami.
– Oddam spermę do banku, to gdzieś
tam będziesz je miała – zaśmiał się cicho.
– Ja nie potrzebuję gdzieś tam, tylko
tu.
– Obawiam się mamo, że nie doczekasz
się. – Puścił rodzicielce oczko Tom.
– A ty co? Też zmieniłeś orientację?
– Nie, ale nie potrzebuję dodatkowych
problemów. Na co mi dzieci, skoro mam Billa? On jest jak duże dziecko, masz w
nim syna i jednocześnie wnuka – zachichotał cicho.
Matka tylko westchnęła.
– Z wami nie idzie się dogadać,
lepiej dopilnuję obiadu – sapnęła i wróciła do kuchni.
– Mam nadzieję, że mamuśka nie zabawi
zbyt długo – szepnął Bill, kiedy oddaliła się na bezpieczną odległość.
– Nie mam pojęcia ile będzie siedzieć
– odpowiedział równie cicho bliźniak.
– Trzeba ją jakoś spławić po
niedzieli, nie mam zamiaru zbyt długo pościć – Czarnowłosy puścił bratu oczko.
Miał ochotę go pocałować, ale za barkiem, oddzielającym salon od kuchni kręciła
się rodzicielka, więc mógł sobie tylko o tym pomarzyć. – Na dodatek nawet nie
ma jak się teraz wyrwać z domu – dodał.
– Coś się wymyśli, wyślemy ją po
zakupy to będzie wolna chata.
Obaj zaśmiali się cicho. Bill posiedział
jeszcze trochę w salonie z Tomem jedząc śniadanie. Rozmawiali o jakichś mało
istotnych rzeczach, mając na względzie fakt, że nie są sami. Nie mogli się
nawet przytulić, bo o okazywaniu sobie czułości w tej sytuacji nie było nawet
mowy. Wokalista doskonale widział, że brat jest przygaszony, ale nie pytał już
o przyczynę. Zbliżał się czas, kiedy zacznie się szykować na wieczór, jego
myśli coraz intensywniej krążyły wokół tego wydarzenia i nie potrafił się
skupić na rozmowie z Tomem. W pewnym momencie przypomniał sobie, że powinien
coś załatwić w związku z misją Georga.
– Pójdę się szykować, bo w końcu się spóźnię. –
Wstał z kanapy i już miał się pochylić, aby ucałować bliźniaka, kiedy
przypomniał sobie o matce, która wciąż była w kuchni. Uśmiechnął się tylko
blado i żegnany smutną miną brata, ruszył w kierunku schodów. Na górze szybko
dopadł do telefonu leżącego na nocnej szafce i wybrał numer do znajomego
dealera. Kiedy chłopak odebrał połączenie, odezwał się:
– No cześć, jest potrzeba na dziś.
– A co takiego potrzeba?
– GHB, najlepiej w płynie.
– Hoho, niemożliwe, żeby ktoś ci się opierał –
zaśmiał się chłopak.
– Raczej chodzi o unieszkodliwienie kogoś na
kilka godzin – odpowiedział cicho Bill.
– No nie wnikam, a coś jeszcze?
– Nie… Chociaż… – zawahał się. – Wezmę jeszcze
dropsy. Podjadę tam gdzie zawsze przed osiemnastą, pasuje?
– Jasne, będę.
– To na razie – pożegnał dealera i się rozłączył.
Przez chwilę trzymał telefon w ręku, jakby się wahając, ale zaraz rzucił go na
łóżko, tym samym pozbywając się wszelkich wątpliwości.
– Niech się dzieje… – mruknął i ruszył w
kierunku łazienki.
***
Bill miał wrażenie, że dzisiejszego
wieczoru było jeszcze więcej ludzi, niż na premierze krążka Bastiena. Czyżby to
właśnie jego osoba przyciągnęła aż takie tłumy? Wyglądało na to, że tak, bo na
koniec wszyscy skandowali jego imię, domagając się powtórki na bis właśnie tego
numeru, który skomponował dla niego Baron. Był podekscytowany i szczęśliwy,
kiedy zeszli ze sceny już po wszystkim, a w niewielkiej garderobie DJ’a na
backstage’u, wciąż dochodził do jego uszu aplauz publiki w klubie.
– Słyszycie ich? – zaśmiał się Baron.
– Chyba jeszcze takiego szału, to tu nie było. Wygląda na to, że byłeś gwiazdą
wieczoru Bill, sorry Caro. – Puścił dziewczynie oczko i cmoknął ją w policzek.
– No to teraz pójdę w odstawkę, bo
pewnie będziesz pisał tylko dla niego – westchnęła, robiąc żartobliwie udawaną,
smutną minę.
– Skarbie, dla ciebie zawsze będę
komponował – uściskał ją mocno. – Dziękuję ci, byłaś wspaniała.
Bill patrząc, jak DJ tuli w ramionach
swoją przyjaciółkę zapalił papierosa i odszedł kilka kroków w stronę okna. Nie
chcąc zakłócać im ten miłej chwili, obserwował jak tłum wysypuje się z klubu na
ulicę. Wibrowało w nim szczęście i ogromne zadowolenie. Zaśpiewał dziś idealnie
i był z siebie niezwykle dumny. Słyszał gdzieś za plecami, jak gospodarz wieczoru
wciąż zapewniał dziewczynę, że wypadła bardzo dobrze i był ciekaw w jakie słowa
ubierze pochwałę jego występu. Był pewien, że jemu zamierza także podziękować
za ten wieczór.
– Już wystarczy tych czułości. Pójdę
do łazienki poprawić makijaż i się odświeżyć, bo jak dotrzemy już do ciebie, to
będą na nas czekali, więc nie wkroczę tam taka rozmazana – zaśmiała się
Caroline i zniknęła za drzwiami łazienki.
Kiedy Baron odwrócił się, Billa nie
było już w tym samym miejscu co wcześniej. Pokój wypełniał subtelny mrok i
tylko nikła poświata małej lampki, pozwoliła mu odnaleźć jego szczupłą postać,
która stała przy oknie tyłem do niego. Przez chwilę zastanawiał się, czego jego
oczy mogą szukać za szklaną szybą, która oddzielała ich od świata za nią, gdzie
z wolna milkł gwar odjeżdżających, czy też odchodzących klubowiczów. Postąpił
kilka kroków, skradając się niczym złodziej, który nie zamierzał zabierać
niczego materialnego, ale z ogromną radością skradłby mu serce. Bill zdawał się
być zanurzonym w głębi swoich myśli, a on był na siebie zły, że nie potrafi ich
odczytać. Żałował teraz, że nie posiada takich telepatycznych zdolności, aby dzięki
nim przed oczami zawirowała mu każda zgłoska składająca się w zdania, jakie w
tej chwili jego anioł układał w swojej głowie. Patrzył na kontur jego ramion i
szyi czując, że ogarnia go nieposkromiona ochota, aby podobnie, jak przed
chwilą swoją przyjaciółkę, chwycić go w ramiona i tulić mocno. Przymknął oczy
oddychając nim. Przecież był już tak blisko, ledwie na wyciągnięcie dłoni,
której wciąż wyciągnąć nie śmiał.
– Dziękuję… – powiedział cicho stojąc
za nim, a kiedy Bill odwrócił się, ich spojrzenia się spotkały.
– Mimo tych kilku lat na scenie,
wciąż jestem oszołomiony – odpowiedział spokojnie, przygaszając peta w popielniczce,
którą trzymał w dłoni, ale zaraz odstawił ją na okienny parapet.
– Wiedziałem, że wszystko pójdzie
dobrze, ale to nie było tylko dobrze, było idealnie, a ty… Ty jesteś wspaniały…
– Baron zniżył głos do poziomu szeptu. Bill nie ruszał się z miejsca, jakby
czekał na więcej takich słów, więc nie przestając wpatrywać się w jego oczy,
dodał: – Najlepszy…
Uniósł dłoń lekko w górę, jednak nim
delikatnie objął jego ciepły policzek, pozostawało te kilka centymetrów jakie
wciąż dzieliło go od tego dotyku. Celebrował ten moment, jakby był dla niego
świętą relikwią. Ale na Boga przecież on był… Był nią od pierwszej chwili.
Wreszcie położył z ogromną czułością miękkość wnętrza swojej dłoni na jego
delikatnym policzku.
– Cudownie cię poczuć... – szepnął,
ani na moment nie pozwalając sobie zaburzyć jednostajnej linii ich spojrzeń. W
jego sercu zrodziła się obawa; a co, jeśli go zaraz odepchnie?
To, co właśnie zaczynało się tu
dziać, nie powinno nosić miana zwykłego podziękowania i prawdopodobne było to,
że Bill być może za moment ocknie się z tego euforycznego letargu, jaki ogarnął
go po występie, jednak nic takiego się nie stało. Zamiast jakiejkolwiek,
nieprzychylnej mu reakcji, Baron miał wrażenie, że mocnej wtulił policzek w jego
ciepłą dłoń. Powieki czarnowłosego pokryły źrenice oczu, które jeszcze chwilę
temu przyglądały mu się uporczywie. Miał wrażenie, że wciąż zachowana, choć
bardzo znikoma przestrzeń między ich ciałami, naładowana jest elektryzującymi
drobinami. Drżące usta Billa rozchyliły się lekko. Bastien doskonale widział,
jak na jego wilgotnych wargach odbija się światło lampki. Serce zabiło mu
mocniej.
W obliczu takiej bliskości - choć tak
naprawdę Bill wciąż był tak daleki - czuł, że staje się słaby, i chyba była
najwyższa pora, aby zadać sobie pytanie, czy kiedykolwiek przy nim nosił miano
silnego? Pewnie nigdy - ten jego wcześniejszy chłód i dystans był przecież
udawany - a już na pewno nie teraz, kiedy wokalista ułożył mu dłoń na torsie i
czując, jak w klatce żeber mocno tłucze się jego serce, zaśmiał się cicho:
– Zaraz pomyślę, że dostaniesz
zawału.
– Mogę dostać i zawału, pod
warunkiem, że uratujesz mnie sztucznym oddychaniem metodą... – Bastien zawahał się na chwilę, ale przecież
nie było w nim aż takiej nieśmiałości, aby nie dokończyć zaczętej myśli: –
...usta-usta.
Nie potrafił oderwać od niego
spojrzenia, ani tym bardziej dotyku, kiedy ułożona i idealnie dopasowana do
jego policzka dłoń, lekko przesuwała się po nim. Niesforne serce tłukło się w
piesi jak szalone i chyba odpowiednim było stwierdzenie Billa, że może
przyprawić go o zawał.
Czarnowłosy anioł wciąż trzymał rękę
na jego piersi. Bastien wstrzymał oddech, a po chwili poczuł, jak delikatnie
sunie po jego torsie, z niezwykłą subtelnością i lekkością, tak, jakby nie
zamierzał go dotknąć, a jedynie odgadnąć opuszkami palców kierunek osnowy na
koszulce. I niby nie działo się nic, niby wciąż tylko się w siebie wpatrywali,
ale ta chwila była dla niego czystym pięknem, jakiego chyba jeszcze w całym
swoim życiu nie doświadczył. Pragnął go całym sobą, a jednak wciąż nie robił
kroku naprzód. Wiedział, że za chwilę otworzą się drzwi łazienki, z której
wyjdzie Caroline i wszystko pryśnie jak mydlana bańka. Czasu było niewiele,
powinien się spieszyć, a mimo to, bał się zrobić cokolwiek więcej. Topiąc się
pod wpływem jego spojrzenia, sam przymknął powieki i wtedy poczuł, że ich czoła
zetknęły się. Miał wrażenie, że na taką chwilę czekał całą wieczność, i gdyby
jeszcze wczoraj śmiał snuć takie marzenia, sam by się za nie zganił. Nie
spodziewał się, że znajdzie się dziś tu z nim, w sytuacji jaka sprawiała, że
krew w jego żyłach zaczęła płynąć z prędkością wartkiego, górskiego potoku, a
teraz, kiedy w pasie oplotły go szczupłe ręce Billa, zadrżał. Już się nie
wahał, ani nie obawiał. Objął go mocno, czując już bardzo idealnie ciepło jego
ciała i oddech kładący się gorącem na jego ustach. Mimo to, wciąż nie śmiał
sięgnąć po więcej.
Otworzył oczy widząc, jak idealnie
brązowe są jego tęczówki, kiedy z tak bliska się w niego wpatrywał. To
niepojęte, aby czuł tak wielkie onieśmielenie w obliczu tego wymarzonego.
Przecież nie zamierzał posiąść jego ciała, przecież to tylko usta. Tylko…? To
aż jego usta, te upragnione, wymarzone każdej samotnej nocy, kiedy ból rozrywał
go od wewnątrz, to te usta, które muszą smakować tak słodko, że nie jest w
stanie opisać tego smaku żaden poeta. To obietnica raju, jaki zaklęty jest w
tym czarnym aniele.
– Uratuję cię… – szepnął Bill i zaraz
poczuł na swoich wargach to upragnione ciepło.
Jego, były takie miękkie, delikatne i
słodkie jak miąższ dojrzałego owocu. Bastien mocno zatopił w nich dotyk swoich,
pragnąc zapamiętać ten smak, który oszałamiał i mocno pobudzał każdy zmysł.
Języki splątały się ze sobą zapamiętale, lecz ta chwila nie trwała zbyt długo,
bo właśnie obaj usłyszeli, jak otwierają się drzwi łazienki. Bill natychmiast
odskoczył od Bastiena, który z szaleństwem w spojrzeniu patrząc w jego oczy
zakomunikował:
– Musimy jechać.
Wiesz, ze kocham ten rozdział, a w szczególności jego końcówkę bo już pisałam ci o tym przy okazji poprawiania, ale dlatego powtórzę się i tutaj. Te emocje i to napięcie między panami B&B... czysta magia i mam wrażenie, ze coś takiego umiesz wykreować tylko ty. Dziękuje ci za to i chyba tylko tyle... Bo ty już najlepiej wiesz jak bardzo cenię to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńJuż pod poprzednia częścią napisałaś, ze nie będziesz się odnosić do moich spekulacji bo wiem więcej hahaha xD no to już nic więcej nie pisze xD bo może faktycznie sugeruje się za bardzo tym co wiem, ze się wydarzy hahaha xD
Dziękuje jeszcze raz za ten rozdział i za świetne emocje! Buziaki! I nie trać weny ;*
Niestety, chyba większość nie podziela Twojego entuzjazmu, jeśli o tę część chodzi ;) No, ale fabuła jest, jaka jest, nie mogę pisać pod publikę, poza tym nigdy nie mówiłam, że tu będzie ociekająca słodyczą sielanka. Jak wiesz, u mnie zawsze jest słodko-gorzko. Spekulować oczywiście możesz, ale o wydarzeniach wciąż nieopublikowanych w tekście pogadamy w cztery oczy :D
UsuńPozdrawiam, ściskam i ślę buziaki :)
Niezła ta część!!! Już czekam na kolejną :D
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję i pozdrawiam :)
UsuńJednak Bill stracił głowę i drugi raz pozwolił zbliżyć się Bastienowi bardziej niż powinien. Dopuszczałam taką ewentualność, ale miałam nadzieję, że będzie to w innych okolicznościach... Szkoda mi Toma - to mój ulubiony bohater w tym opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńJak zawsze Twoje wykonanie i styl jest na zachwycająco wysokim poziomie!
Dziękuję i pozdrawiam!
Bill jest, jaki jest. Chyba już go dość dobrze poznaliście, często najpierw robi, a potem myśli. Czasem chociaż zastanawia się nad konsekwencjami swoich czynów. Ale jedno jest pewne – zbyt łatwo daje się ponieść emocjom. Tak też było i tym razem. Toma nie żałuj ;)
UsuńSerdecznie dziękuję i pozdrawiam :)
Aż zastanawiam się czy powinnam pisać ten komentarz bo może lepiej poczekam i zobaczę jak się dalej akcja rozwinie w kolejnej części.
OdpowiedzUsuńTa część od strony technicznej jest niezwykle dopracowana i to po raz kolejny jest wręcz jakiś szalony nadpoziom.
Nie wiem jak to ująć, ale taki zwrot akcji w fabule do mnie nie przemawia. Mam tu na myśli ten pocałunek w ostatniej scenie.
Oczywiście pocałunek między Billem a Bastienem już się pojawił, ale to był zupełnie inny pocałunek - skradziony totalnie z zaskoczenia, a nie śmiały flirt z premedytacją tak jak w tej części. Gdyby chociaż Bill był pod wpływem alkoholu, a on całował się z Baronem na trzeźwo. I znowu Bastien mnie drażni :/ jak tylko krążył wokół Billa to jeszcze go tolerowałam, ale teraz i Bill i Bastien stracili w moich oczach.
Dużo weny twórczej!
Pozdrawiam,
E.G.
Że Bill stracił w Twoich oczach, to jestem w stanie zrozumieć, ale, że Bastien? Przecież on kiedyś wręcz powiedział Billowi, że zrobi wszystko, aby go zdobyć, więc jego postępowanie nie powinno dziwić. Zdawałam sobie sprawę, że to co się tu wydarzyło, nie wszystkim przypadnie do gustu i, że część czytelników będzie za to co zrobił, potępiać Billa. Cóż, nigdy nie twierdziłam, że będzie rozsądny i lojalny, to typ, który zbyt łatwo daje się ponieść chwili i towarzyszącym jej emocjom. Jest bardzo chwiejny, zmienia decyzje z prędkością światła. Obiecuje sobie coś, czego potem nie spełnia. Czasem żałuje, a czasem nie. Co się wydarzy, czas pokaże. Mam nadzieję, że wciąż tu będziesz, nawet jeśli jego decyzje Ci się nie spodobają. Do końca daleko i wiele może się zdarzyć.
UsuńBardzo dziękuję i pozdrawiam :)
Po prostu uwielbiam styl jakim piszesz to opowiadanie i czekam na każdy kolejny nowy odcinek!
OdpowiedzUsuńPrzykro mi bardzo, że Bill zdradził Toma całując się z Bastienem...
Zastanawiam się, czy ktoś z czytelników wierzył, że Bill będzie mu w 100% wierny. Bill nie jest aniołem bez skazy, a czy tych skaz będzie więcej, czas pokaże.
UsuńBardzo dziękuję i pozdrawiam :)
Bardzo dobra część, bardzo interesująca i bardzo ciekawa akcja :D I co będzie dalej nie sposób przewidzieć bo Bill to znów odleciał... :D
OdpowiedzUsuńBill ma tendencje do tego typu odlotów, taki już jest.
UsuńBardzo dziękuję i pozdrawiam :)
Tym razem słów kilka z serii nie znam się, ale się wypowiem. Myślę, że tymi wszystkimi dotychczasowymi częściami pozamiatałaś już tak bardzo, że tej poprzeczki (ustawionej przez samą siebie) chyba nie przeskoczysz. Krótka wypowiedź, ale oczywiście opowiadanie jest zacne.
OdpowiedzUsuńZ oceną przebiegu fabuły poczekam czy Bill pójdzie do łóżka z Bastienem czy nie.
Dziękuję i na jakiś czas zamilknę.
Szczerze, to ja tu tylko piszę i nigdy nie ustawiałam sobie żadnej poprzeczki, ani tym bardziej nie zamierzam jej przeskakiwać ;) Jedna część jest lepsza, inna gorsza, biorąc pod uwagę styl, jak i fabułę. Mam nadzieję, że jeszcze tu wrócisz.
UsuńDziękuję i gorąco pozdrawiam :)
Na razie jest naprawdę bardzo dobrze. Moim zdaniem tempo póki co odpowiednie, z niczym się specjalnie nie spieszysz, a jednocześnie nie czuć żadnych dłużyzn. Miło, że dostajemy łącznie kilkadziesiąt odcinków bo to pozwola na dokładne przedstawienie fabuły. Fabuły, która się mocno komplikuje...
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam!
Nie spieszę się, bo i nie mam do czego ;) Gdybym gnała, szybko bym zakończyła, ale nie chcę skracać wątków, mam na wszystko swój plan, a przecież się nie pali.
UsuńBardzo dziękuję i pozdrawiam :)
No i co ten Bill znowu wyprawia...?!
OdpowiedzUsuńNie wiem do czego mu ten "flirt-romans" z Bastienem potrzebny, ale na pewno nie do szczęścia :P jednak jest dramat i są emocje, można się wczuć, a to najważniejsze! xd
No przecież nie od dziś wiadomo, że to narwany koleś, który szybciej robi niż myśli. Przyjdzie czas na przemyślenia, ale czy na wyrzuty sumienia także? Pożyjemy, zobaczymy, pewnie wszystko to będzie zależne od przebiegu wielu spraw.
UsuńDziękuję i serdecznie pozdrawiam :)
Ciekawi mnie mina wszystkich tych, którzy już wyrobili sobie zdanie na temat dalszych losów związku Billa i Toma tylko na podstawie tego, ewentualnie też poprzedniego, pocałunku z Bastienem, a i po tym co zaszło między nimi w studio.
OdpowiedzUsuńA ja się zastanawiam, jakie to wyobrażenie ich dalszych losów jest… Mam nadzieję, że z czasem Was wszystkich zaskoczę, choć może ktoś chociaż trochę wpadnie na dobry trop, prócz tych rzeczy oczywistych ;)
UsuńDziękuję i serdecznie pozdrawiam :)