Część 53.
Mimo,
iż Caroline nie zdołała już nic zobaczyć, od razu wyczuła napięcie i
zakłopotanie, którego obaj nie potrafili ukryć. Kiedy wyszła byli blisko
siebie, a wtedy nagle i szybko Bill odszedł od okna, a co za tym idzie także od
Bastiena. Czuła, że coś tu się wydarzyło pod jej nieobecność, coś, co z
pewnością chcieli ukryć przed jej ciekawskim spojrzeniem.
–
Nie przeszkadzajcie sobie. – Znacząco spojrzała na Barona.
–
Nie ma w czym. – Od razu uciął Bill.
–
Dobra, dobra – śmiała się, grożąc mu palcem, ale pominął to milczeniem. Nie
miał zamiaru się tłumaczyć, to mogłoby jedynie utwierdzić ją w przekonaniu, że
miała rację.
–
Zbierajcie się, wszyscy tam pewnie na nas czekają, ale będzie na ciebie, jak
coś. – Wskazał na nią palcem DJ.
–
A niby dlaczego na mnie? – wydęła zabawnie usta.
–
Pindrzyłaś się prawie piętnaście minut.
–
Przynajmniej mieliście czas, żeby się tu miziać.
–
Rozmawialiśmy tylko – zbył ją Baron. Wiedział, że Bill nie chciałby się z tym
afiszować, poza tym nie było w jego stylu rozgłaszać takie rzeczy. Chwycił
kluczyki i ruszył do wyjścia, przepuszczając oboje przodem, po czym zamknął za
sobą drzwi.
–
Jasne. – Caroline nie chciała w to wierzyć. I bez dowodów doskonale widziała
jak między nimi iskrzy. Zeszli po schodach i wyszli na parking, gdzie czekało
auto Barona. Bill otworzył jego przednie drzwi od strony pasażera, ale nie
wsiadł.
–
Proszę, panie mają pierwszeństwo.
–
Oh, jaki szarmancki – zaśmiała się dziewczyna. – Myślałam, że sam chcesz usiąść
z przodu. Może Bastien by się pomylił i zamiast za gałkę od zmiany biegów,
potrzymałby cię za kolano.
Bill
nie skomentował, ale blondyn zdawał się być jej żartami lekko poirytowany.
–
Caroline, wyluzuj z tymi żartami, co? To naprawdę wcale nie jest zabawne.
–
No już dobrze, nie złość się – przechyliła się lekko i ucałowała przyjaciela w
policzek. – Nie wkurzajcie się tak, bo serio pomyślę, że coś jest na rzeczy.
–
Nic nie jest na rzeczy.
Czarnowłosy
usiadł z tyłu i sięgnął do kieszeni po telefon, bo wydawało mu się, że
wcześniej zawibrował, jakby dostał jakąś wiadomość, ale w tamtej chwili nie w
głowie mu było patrzeć na wyświetlacz komórki. Wcześniej był zbyt oszołomiony
tym nagłym zwrotem akcji i dopiero teraz, kiedy już wygodnie usiadł w aucie,
przypomniał sobie o tym. I nie mylił się, to był sms od Toma. Pospiesznie
otworzył wiadomość.
„Występ
był świetny! Dałeś z siebie wszystko, gratuluję! Udanej imprezy Kotku i
pamiętaj, bądź grzeczny… Bardzo cię kocham.”
Przymknął
na chwilę oczy i przyłożył telefon wyświetlaczem do piersi. Poczuł jakiś dziwny
żal i sparaliżował go nagły wyrzut sumienia. Podczas, kiedy on pozwolił sobie
na chwilę słabości w ramionach Bastiena, Tom pisał tę wiadomość… I kolejny raz
okazał się strasznym dupkiem! Niech to szlag! Jak on mógł pozwolić się
pocałować? Tylko, czy wcześniej przypadkiem nie myślał i nie chciał takiej
chwili? Ależ oczywiście, że chciał! A na dodatek sam ją sprowokował. Kochał
Toma, dlaczego więc wciąż pozwalał sobie na takie małe zdrady? Małe? Zdrada to
zdrada, i wiedział, że można zdradzić choćby myślą, a on przecież
niejednokrotnie to robił. Dobra, chrzanić to! Stało się i się nie odstanie, ale
nie pozwoli sobie na nic więcej. Tylko co z dragami, jakie miał w kieszeni
ramoneski, która teraz spoczywała na siedzeniu obok? Oj tam, najwyżej dropsy
wykorzysta z Tomem, a to drugie świństwo wyleje w kiblu. Georg będzie dla niego
dziś dobrym hamulcem, gdyby jego własne puściły. Odpisał Tomowi:
„Właśnie jedziemy z Caroline i Baronem do niego. Myślę o Tobie i obiecuję, będę grzeczny. Zresztą zawsze jestem. I też Cię kocham” - wysłał, po czym skasował wiadomości. Zawsze tak robili, na wypadek, gdyby ich telefony mogły przez przypadek dostać się w jakieś niepowołane ręce. Tom już nie odpisał, najwyraźniej nie chciał mu przeszkadzać. Schował więc aparat do kurtki, którą zamierzał już w domu Barona zostawić w jakimś bezpiecznym miejscu. Stracił nieco humor, co od razu zauważył DJ, kiedy już wysiedli w garażu jego domu.
„Właśnie jedziemy z Caroline i Baronem do niego. Myślę o Tobie i obiecuję, będę grzeczny. Zresztą zawsze jestem. I też Cię kocham” - wysłał, po czym skasował wiadomości. Zawsze tak robili, na wypadek, gdyby ich telefony mogły przez przypadek dostać się w jakieś niepowołane ręce. Tom już nie odpisał, najwyraźniej nie chciał mu przeszkadzać. Schował więc aparat do kurtki, którą zamierzał już w domu Barona zostawić w jakimś bezpiecznym miejscu. Stracił nieco humor, co od razu zauważył DJ, kiedy już wysiedli w garażu jego domu.
–
Coś się stało? – zapytał, ale on jedynie potrząsnął głową.
–
Nie, wszystko w porządku – uśmiechnął się. Nie mógł przecież się przyznać, skąd
taka nagła utrata dobrego nastroju. Był jednak mistrzem jego zmiany, bo kiedy
tylko wkroczyli do domu, na widok tego, jakie powitanie zgotowali im czekający
w salonie goście, od razu się rozpromienił. Wszyscy skandowali na przemian ich
imiona, przekrzykując głośno grającą muzykę gospodarza. Wystrzeliło kilka
korków szampana i kiedy już wznieśli toast za jeden z najlepszych eventów DJ’a,
od razu zaczęto im gratulować. Podchodzili do niego zupełnie nieznani ludzie,
którzy za to doskonale go znali, ściskali i komplementowali jego głos. Na oko
było tu ze czterdzieści osób, choć mógł się mylić, ale jeśli Bastien - jak
zapewniał - zaprosił ścisłe grono najlepszych znajomych, to miał ich bardzo
wielu.
Gospodarz
idealnie przygotował salon do imprezowania. Została z niego usunięta większość
mebli, pozostał tylko stół, który stojąc pod ścianą stanowił podstawę
poczęstunku, ponieważ właśnie tam rozstawione były wszelkie przekąski i
alkohole w wiaderkach z lodem. Jednak goście nie pozostawieni byli sami sobie w
tej kwestii. Baron zatrudnił na dziś dwóch kelnerów, a oni serwowali jedzenie, jeśli
ktoś sobie życzył. Nie brakowało także barmana, który przygotowywał drinki, gdy
ktoś miał na nie ochotę.
Kiedy
zainteresowanie osobą wokalisty nieco przygasło, wypadało gdzieś zostawić tę
nieszczęsną ramoneskę z telefonem i dragami w kieszeniach. Naprawdę nie chciał,
aby wszystko dostało się w czyjeś łapska. W końcu prawie nikogo tu nie znał.
–
Bastien, przepraszam, ale gdzie mogę zostawić kurtkę? Mam tam telefon, więc
najlepiej gdzieś w zamkniętym miejscu.
Chłopak
sięgnął do kieszeni, z której wyjął mały klucz.
–
Masz, zanieś do mojej sypialni. Jest zamknięta, więc jak już ją zostawisz, też
to zrób.
Bill
nieco się zdziwił, więc zapytał:
–
Czemu zamykasz sypialnię?
–
Bo to mój azyl, za jakieś dwie godziny będą się pieprzyć po kątach, a ja nie
chcę mieć w łóżku czyjejś spermy. Mają inne pokoje na górze, a mój jest tylko
do mojej dyspozycji. – Puścił mu oczko i zaraz się oddalił, nawoływany przez
chłopaka, który dziś zastępował go za konsolą w jego własnym salonie.
Bill
wziął od niego klucz i zniknął na schodach. Na piętrze otworzył pokój i wszedł.
Wewnątrz, panowała zupełna ciemność, więc zapalił światło. Roleta zaciemniająca
była szczelnie zasłonięta, co go zdziwiło. Przecież kiedy Baron wychodził z
domu było jeszcze jasno, czemu więc już wtedy ją zaciągnął? Nie zastanawiał się
jednak nad tym dłużej, położył kurtkę na fotelu, na tym samym, na którym
zostawiał ubranie, kiedy tu pomieszkiwał. Uśmiechnął się do siebie i wycofał
zamykając na klucz drzwi, tak, jak nakazał mu gospodarz, po czym zszedł na dół.
Przy schodach zauważył Georga, który od razu zapytał:
–
Gdzie byłeś?
–
Zostawiłem kurtkę w sypialni Barona, nie mam ochoty, żeby ktoś się dobrał do
mojego telefonu jak popiję, sam rozumiesz, ludzie są zdolni odblokować go mimo
zabezpieczeń. Będzie tam bezpieczna, zamknąłem drzwi. – Uniósł do góry rękę i
pokazał mu klucz, który trzymał między dwoma palcami, i zaraz oddał go
właścicielowi. Przyjaciel odprowadził go spojrzeniem. „Już się zaczyna…”, pomyślał, ale jeszcze nie zdenerwował się tym.
W duchu śmiał się, że Georg będzie mógł zdać Tomowi pomyślną dla niego relację.
Impreza
rozkręcała się na dobre, część bawiła się w salonie, a część na zewnątrz, przy
basenie. Bill z pełną szklanką w dłoni też tam wyszedł i zaraz dołączył do
niego Georg. Miał już na końcu języka zapytać go, czy Tom kazał mu go pilnować,
o czym przecież doskonale wiedział, jednak powstrzymał się. Nie chciał, aby coś
podejrzewał, tak na wszelki wypadek. Zabawa dopiero się zaczynała, a on nie
odstępował go ani na krok. Może jednak będzie zmuszony użyć zawartości fiolki,
jaką zostawił w sypialni gospodarza? I choć porzucił wcześniej ten zamiar,
teraz zaczynał czuć się odrobinę niekomfortowo. Jeśli Georg nie wypije za dużo,
wyśpiewa Tomowi wszystko minuta po minucie i chociaż naprawdę powziął
postanowienie, że będzie grzeczny, to chciał jednak dobrze się bawić i czuć
swobodnie. A wiedział, że to nigdy się nie stanie, jeśli będzie czuł na plecach
każdy jego oddech.
–
Co tak stoicie chłopaki? Chodźcie tańczyć! – Jak spod ziemi wyrosła przed nimi
Caroline i chwyciła Billa za rękę, ciągnąc do salonu, ten jednak zaparł się ze
śmiechem:
–
Nie, nie! Jeszcze nie wypiłem na tyle, żeby iść tańczyć, weź Georga!
–
A dobrze tańczysz? – spojrzała na chłopaka.
–
Owszem, nieźle! – zareklamował się kumpel.
–
No to chodź, zobaczymy!
Chłopak
tylko uśmiechnął się do Billa i podążył za nią w głąb salonu, wydając się być
zadowolonym z jej towarzystwa. Czarnowłosy wszedł za nimi, jednak skierował
swoje kroki po kolejnego drinka. Odetchnął na chwilę z ulgą, widząc jak
przyjaciel oddaje się ekstatycznym pląsom z piękną dziewczyną. Mógłby właściwie
szepnąć jej, aby bardziej się nim zajęła, ale znając ją, mogłaby się wygadać,
więc wolał nie ryzykować. I tak już się obawiał, że może coś chlapnąć na temat
jego i Bastiena. Jednak tak po prawdzie niczego nie widziała, wszystko opierała
jedynie na domysłach, więc gdyby kumpel o coś zapytał, zawsze mógł obrócić to w
żart. Ale dziewczyna już o tym wszystkim nie myślała, bawiąc się w najlepsze.
Wrócił nad basen, gdzie od razu podszedł do niego Baron:
–
Co z Georgiem jest nie tak?
–
A co ma być? – Bill spojrzał na niego pytająco.
–
Mam wrażenie, że cię pilnuje. Zauważyłem, że cały czas za tobą łazi.
–
Też mam takie wrażenie – westchnął, a Baron się tylko zaśmiał.
–
Pewnie ktoś mu kazał, ale nie obawiaj się, nie będę cię tu jawnie wyrywał.
Czarnowłosy
nie odpowiedział, tylko wychylił połowę zawartości swojej szklanki. Miał ochotę
dziś się trochę zakręcić, choć nie zamierzał upić się w trupa, ale chciał czuć
jak te procenty szumią mu w głowie. Ewidentnie DJ coś podejrzewał, miał jednak
nadzieję, że nie domyśla się, kto dał przyjacielowi takie zlecenie.
–
Masz coś do upalenia? – zapytał blondyna, zmieniając temat.
–
A jakże – uśmiechnął się pytany i wyjął z kieszeni małe pudełko z kilkoma
skrętami. – Dziś palę tylko to.
Odpalili
wciąż nie ruszając się z miejsca. Bill zerknął w stronę salonu i dostrzegł, że
Georg wciąż tańczy w towarzystwie Caroline.
–
Chodź na huśtawkę, póki wciąż jest wolna – zaproponował gospodarz i bez chwili
wahania udali się w to samo miejsce, gdzie wczoraj siedzieli i rozmawiali,
kiedy wyszła Caroline. Przez jakiś czas palili w milczeniu, obserwując ludzi
bawiących się przy basenie. Niektórzy nawet do niego wskoczyli, pozbywszy się
uprzednio ubrań. Minęła ledwie godzina, odkąd tu byli, a część towarzystwa
miała już zdrowo w czubie.
–
Sam bym się chętnie ochłodził w tej wodzie – zaśmiał się cicho Bill,
wypuszczając dym.
–
No to w czym problem? Jak chcesz, możemy wskoczyć – zerknął na niego Baron.
–
Nie, daj spokój, fryzura mi się popsuje i cały makijaż szlag trafi.
–
To akurat nie ma znaczenia, w makijażu, czy bez, jesteś tak samo piękny –
blondyn wciąż mu się przyglądał, choć on na niego nie patrzył, jakby czegoś się
obawiając. Czuł w sobie przyjemne mrowienie, które spowodowane było alkoholem i
skrętem, jednak zauważył pewną zależność - kiedy Baron mówił mu takie rzeczy,
wszystko się jakby wzmagało. Obiecał sobie jednak, że powstrzyma dziś żądze i
starał trzymać się dzielne, a przynajmniej nie podejmować słownej gry, która
mogłaby pójść zbyt daleko. Wzrok miał zawieszony na kąpiących się
imprezowiczach, kiedy poczuł na swojej wspartej o siedzisko dłoni, ciepłą dłoń
DJ’a. Lekki dreszcz przepłynął przez jego ciało, wzbierając na sile, kiedy
blondyn delikatnie ją ścisnął, subtelnie pocierając opuszką kciuka o jej
wierzch. Wstrzymał oddech, jednak nawet nie poruszył się. Co on do cholery
robił? Właśnie przez takie gesty stawał się słaby. Westchnął cicho, zdając
sobie sprawę, jak zaczyna na niego działać dotyk Bastiena. Chciał odwrócić
głowę, aby spojrzeć na niego, a wtedy kątem oka zauważył, że w ich stronę
zmierza znajoma postać kumpla. Szybko cofnął rękę, tym samym uwalniając ją z
uścisku chłopaka.
–
Twoja niańka tu idzie – zaśmiał się cicho blondyn.
–
Nie da mi dziś spokoju – mruknął czarnowłosy pod nosem. – Już się wytańczyłeś?
– zagadał do Georga, kiedy ten był już blisko.
–
Na razie. Co palicie? – popatrzył na ich badawczo.
–
Chcesz? – wyciągnął do niego pudełko ze skrętami, Bastien.
–
Jasne, jak się bawić, to się bawić – sięgnął po jednego i zaraz odpalił.
„Już ja ci załatwię dobrą zabawę, kurwa”,
pomyślał Bill ze złością.
***
Matthias
miał sporo dobrych i przydatnych kontaktów właściwie wszędzie, nawet w policji
i ochroniarskich firmach, jakie zawsze się przydały. Wszędzie można było
znaleźć łase na dodatkowy, niemały zarobek, wtyczki. Tak było i tym razem. Dom
sąsiadujący z posesją Bastiena stał od roku pusty, bo właściciele wyjechali na
jakiś czas do Australii. Chyba łatwiejszego zlecenia jeszcze nie miał,
wystarczyło dać komu trzeba w łapę i bez najmniejszego problemu mógł przebywać
tam ile tylko zechciał, i nawet nie musiał wchodzić nielegalnie, bo dostał
klucz od bramy. Chodziło mu tylko o ogród, więc tym bardziej nie było problemu.
Była
to świetna lokalizacja do obserwacji, jak też i strzelenia doskonałych fot,
ponieważ dom znajdował się nie obok, ale z tyłu, i nawet dość wysokie
ogrodzenie, nie stanowiło dla fotografa żadnej przeszkody, tym bardziej, że na
końcu zielonego terenu pustej posesji, stały dwa dość duże drzewa i wystarczyło
na jednym z nich umościć sobie jakieś wygodne gniazdko służące do obserwacji.
Tak też zrobił i tego dnia. Od trzech godzin siedział w koronie drzewa, robiąc
zdjęcia. Jednak nie był zadowolony z przebiegu sytuacji. Osoby, jakie miał
przyłapać na jakichś seksualnych ekscesach, były nad wyraz powściągliwie i w
tej kwestii nie działo się nic. Miał kilka nic nie znaczących fot, kiedy byli
sam na sam, ale najwyraźniej nie mieli ochoty na nic ponad rozmowę. Tak
naprawdę nie było co fotografować, bo na co komu zdjęcie, jak siedzą na
ogrodowej huśtawce i palą skręty? Już pomału zaczynał mu drętwieć tyłek i
tracił cierpliwość. Chyba jego zleceniodawca coś sobie ubzdurał, bo jeśli
faktycznie by ich coś łączyło, choćby na tej huśtawce polecieliby w ślinę, albo
zniknęli na schodach prowadzących na piętro. Akurat ten moment mógł uchwycić
przez któreś z okien, jednak oni, albo siedzieli i palili, albo bawili się z
resztą. Nie miał więc dla Maxa zbyt dobrych wieści w tym temacie, a może wręcz
przeciwnie; to były najlepsze wieści, jakie mógł mu przekazać. Tak czy inaczej
ten czas uznawał za stracony, jednak postanowił zostać tu do końca imprezy, bez
względu na wszelkie związane z tym niedogodności. I pewnie tak też by się
stało, tkwiłby na tym drzewie do bladego świtu, gdyby nie sms, w zupełnie innej
sprawie: „Gdzie jesteś? Zbieraj tyłek, bo
inaczej zmarnujesz szansę, aby dopaść pannę Krüger”. To była wiadomość od
jednego ze współpracowników, który śledził dla niego niektóre osoby i jak coś
się działo, dawał znać. Zamknął obiektyw aparatu, zawiesił go przez ramię i
postawił stopę na pierwszym stopniu drabiny. Zerknął jeszcze w szeroko otwarte,
okienne drzwi salonu Barona, gdzie wszyscy bawili się w najlepsze i doskonale
widział, jak tańczą, po czym zszedł. „Nic
tu się nie zadzieje, przez godzinę, czy dwie. Wrócę i może wtedy coś złapię”,
pomyślał, po czym opuścił posesję, spiesząc przyłapać kogoś innego.
***
Tom
patrzył co jakiś czas na wyświetlacz komórki. Wprawdzie nie liczył, że Bill
będzie do niego co chwilę pisał, ale miał cichą nadzieję, że odezwie się w
trakcie imprezy. Na domiar złego Georg też nie dał znaku życia, a przecież
obiecywał, że się odezwie. Dochodziła północ, matka poszła spać, a on oglądał
jakiś film, na którym w ogóle nie potrafił się skupić. W końcu zniecierpliwiony
napisał do Georga: „Jak tam? Miałeś
pisać”. Wiedział, że prędzej, czy później odpowie, bo jego telefon był
niczym smycz, kiedy Sara gdzieś wyjeżdżała. Spróbowałby tylko milczeć, to
dopiero byłaby afera. I nie pomylił się, zaraz przyszła odpowiedź: „Wszystko w porządku, bawimy się świetnie, a
Bill jest grzeczny i właśnie tańczy”. Tom widząc te słowa, uniósł do góry
brew. Bill tańczył? A to dobre sobie, przecież on prawie nigdy tego nie robił.
Pewnie się już upił. Zaniepokoił się. „Jeśli
jest pijany, uważaj na niego”. Georg odpisał: ”Spoko, będę uważał, ale śpij spokojnie, nic się nie dzieje”.
Bill
faktycznie sporo wypił, ale nie na tyle, aby przestać kontaktować ze światem.
Wciąż był inwigilowany przez Georga, jednak to wcale nie przeszkodziło mu w
słownym flircie z Baronem. Oczywiście poddawał się mu wtedy, kiedy kumpel był
daleko i nie mógł nic słyszeć, a mrok i migające światła nie pozwalały
spostrzec często widocznych oznak, że tych dwóch coś przyciąga jak magnes.
Wciąż jednak zachowywali się względem siebie tak, jakby to, co nieuchronnie
pchało ich do siebie, stanowiło granicę niemal nie do przekroczenia. W pewnym
momencie Bill przyłapał się na tym, że zamiast pilnować, gdzie w danej chwili
jest zagrażający mu Georg, on uporczywie wypatrywał Bastiena, kiedy ten zniknął
mu z oczu. W takiej chwili czuł się bardzo dziwnie i nie potrafił nazwać tego
uczucia żadnym mianem. To było coś na kształt zazdrości, że może właśnie w tej
chwili zabrał kogoś do swojego azylu. Jednak zaraz znów miał go w polu widzenia
i wówczas oddychał z ulgą. Przecież był tutaj gospodarzem i czasem musiał
czegoś dopilnować. Teraz znów mu zniknął, ale za chwilę zobaczył go, jak
rozmawia z Caroline, mógł więc spokojnie sączyć drinka. Zauważył, że tej dwójce
także przygląda się Georg.
–
Co, podoba ci się, nie? – zagadnął go.
–
No i co z tego? – palnął chłopak.
–
No właśnie nic – zaśmiał się Bill. – Niestety nic.
–
Mam Sarę, jakbyś nie pamiętał.
–
Pamiętam też, że to wcale nie przeszkodziło ci przelecieć chętną panienkę po
koncercie w Hannoverze.
–
To było dawno.
–
No, jeśli według ciebie pół roku, to dawno… – drwił przyjaciel.
–
Odpierdol się, jakbym chciał, to bym ją przeleciał – odparował, na co
czarnowłosy nie mógł już powstrzymać serdecznego śmiechu. Jakoś w to nie
wierzył, że taka laska jak Caroline, dałaby się przelecieć kolesiowi takiemu
jak Georg, i wcale nie z powodu jej wstrzemięźliwości, bo już trochę ją poznał.
I choć o tym nie wiedział, miał rację, bo zupełnie niedaleko Baron prowadził z
nią rozmowę niemal na ten sam temat.
–
Słuchaj, mam do ciebie sprawę…
–
No co tam? – zwróciła na niego spojrzenie rozbawiona dziewczyna.
–
Zajęłabyś się Georgiem, co?
–
Co przez to rozumiesz? – zapytała upijając drinka. – Mam iść się z nim
pieprzyć?
–
No nie zaszkodziłoby, to by wam zajęło trochę czasu – uśmiechnął się tajemniczo
Baron, a widząc jej zdezorientowaną minę, dodał: – Czasu, którego ja
potrzebuję…
–
Chyba cię popieprzyło Baron, mam iść do łóżka z tym nudziarzem? Sorry, dobrze
się bawię i mam oko na kogoś zupełnie innego, tamten koleś w ogóle mnie nie kręci
– rzuciła i już chciała odejść, ale jeszcze na chwilę się zatrzymała: – Ale o
co tak naprawdę ci chodzi w związku z nim?
–
Tak wiesz, między nami… Chodzi mi o to, że pilnuje Billa, nie wiem kto mu to
zlecił, ale gdybym wiedział, wcale bym go tu nie zapraszał.
–
A co na to Bill? Nie chce, żeby go pilnował? – Kokieteryjnie przekrzywiła
głowę, zerkając w stronę chłopaka, o którym mówili, i zauważyła, że właśnie im
się przygląda.
–
No właśnie wydaje mi się, że nie chce… – Teraz Baron zerknął w jego stronę.
–
To go upijcie.
–
To nie jest takie proste, do gardła mu nie naleję.
–
No to nie wiem, sorry przyjacielu, ale nie pomogę. Nie będę się męczyć, kiedy
ty będziesz cały w skowronkach. Kocham cię jak brata, ale siostrą miłosierdzia
nie jestem – zaśmiała się i okręcając na pięcie, czmychnęła w stronę basenu.
Bastien odprowadził ją spojrzeniem i wsparł ręce na biodrach, po czym powtórzył
po niej cicho sam do siebie:
–
Radź sobie sam… A to dobre.