Część 44.
Gdyby tylko miał trochę więcej
odwagi, zadzwoniłby do niego w środku nocy i przeprosił. Przeprosił za to, że
zachował się jak ostatni idiota manifestując pocałunek z Maxem. Wciąż w uszach
dźwięczały mu jego słowa: „Nie
przeszkadzajcie sobie”, i ten śmiech niczym jawna drwina, kiedy obojętny
odchodził, a zaraz potem wyszedł i więcej go nie zobaczył. Jeśli myślał, że tym
wzbudzi w nim jakąś zazdrość, sprowokuje do rozmowy i tłumaczenia,
najwidoczniej się głęboko mylił. Teraz pewnie już w ogóle nie miał na co
liczyć, choć wcześniej też w to wątpił, ale pokazanie Billowi, że jest
zainteresowany Maxem, z pewnością dyskwalifikowało go całkowicie. Może i nigdy
nie miał szans, ale chociaż miał twarz i honor, a teraz? Dopiero co zarzekał
się, że brunet jest tylko jego byłym kochankiem, a dziś, robiąc z siebie
ostatniego głupca pokazał, że jednak jest obecnym. Był na siebie po prostu
wściekły i nawet nie potrafił się skupić na tym, na czym w tej chwili powinien.
– Delikatniej, kurwa! – syknął,
unosząc głowę i spoglądając w dół, gdzie Max właśnie z pasją polerował językiem
główkę jego penisa i niechcący zbyt mocno przesunął po niej zębami.
– Przepraszam… – szepnął skruszony i
powrócił do swojej czynności. Bastien uniósł lekko biodra, wsuwając się głębiej
w jego usta.
– Wyszedłeś z wprawy, czy co? –
warknął i znów opadł na poduszki, kierując myśli w stronę swojego,
czarnowłosego anioła, zaczął wyobrażać sobie, że to on jest tam na dole i
zajmuje się nim z właściwą sobie czułością. I choć jego zdaniem, były to zbyt
śmiałe marzenia, bo wiedział, że nigdy się nie spełnią, to dzięki nim osiągnął
po chwili pełny wzwód i wystarczyło tylko kilka ruchów warg i języka Maxa, a
wytrysnął spełniając się w jego ustach. Był cholernie niesprawiedliwy względem
tego chłopaka, bo jak zawsze robił to idealnie, i naprawdę był mistrzem w
obciąganiu. Nie był jednak tym, z którym pofrunąłby o kilkanaście chmur wyżej,
mimo, że może zrobiłby to o wiele słabiej.
Leżał teraz uspokajając oddech,
wciąż nie mogąc wyrzucić z głowy tych wszystkich myśli o nim. Max podczołgał
się do jego ust, ale odwrócił głowę, nie pozwalając się pocałować.
– Chcesz tu spać, czy pójdziesz do
domu? – zapytał sucho.
– Dlaczego taki jesteś? – mruknął
chłopak, mocno się do niego przytulając.
– Czego ty chcesz, Max? – uniósł
głowę poirytowany. – Przeleciałem cię, ty obciągnąłeś mi, więc o co ci chodzi?
– Ale tylko jeden raz… Chcę spędzić
z tobą noc, ale nie na spaniu. Chcę, żebyś mnie pieprzył do rana.
Bastien zaśmiał się.
– Ty chyba do reszty zwariowałeś,
jestem zmęczony po koncercie i po imprezie, jest trzecia, więc prawie rano. Idź
lepiej do domu, nim na dobre się wkurwię.
– Kiedyś też koncertowałeś, a potem
nie wychodziliśmy z łóżka cały, kolejny dzień.
– To było kiedyś, a teraz albo
idziesz spać, albo wypierdalaj Max.
Bastien wstał i ruszył w stronę
łazienki. Zdawał sobie sprawę, że zachowuje się jak ostatni, bezduszny
skurwysyn względem tego chłopaka, że nieustannie sprawia mu przykrość swoim
zachowaniem i widoczną obojętnością. Ale nie potrafił okazywać mu czułości, nie
umiał udawać, nie czuł do niego nic, prócz odrobiny sympatii i czasem
pożądania, a i tak musiał się posiłkować marzeniami i wyobrażeniami o seksie ze
swoim Bogiem.
Kiedy w łazience oparł dłonie o
umywalkę i spojrzał w swoje odbicie w lustrze, jedynie westchnął i wyobraził
sobie, jak on by się poczuł w takiej sytuacji? Miał już namiastkę tego, kiedy
po akcie w studio, Bill po prostu wyszedł, racząc go wcześniej kilkoma,
chłodnymi słowami. To było dla niego jak policzek, mimo, że w zasadzie nie
powiedział nic, co mogłoby mu sprawić przykrość, a on non stop częstował Maxa
gorzką pigułką niezbyt przyjemnych tekstów. Chciał być dla niego milszy, ale
nie potrafił. Irytowały go te ciągłe wyznania chłopaka, wręcz przeszkadzały,
były przyczyną jakichś dziwnych wyrzutów sumienia i poczucia winy. Po jasną
cholerę go pokochał? Właściwie mógłby zadać sam sobie takie samo pytanie: po
cholerę on pokochał Billa? To uczucie bardzo skomplikowało mu życie, nie umiał
bawić się i funkcjonować jak wcześniej, ono wdzierało się w każdą myśl,
sprawiało, że serce biło boleśnie, a z oczu czasem płynęły łzy, choć w zasadzie
nigdy wcześniej prawie nie płakał. Tak samo mógł czuć się teraz Max, a kiedy
dodawał do swojego zachowania większą dozę ignorancji, musiało go to wszystko
boleć jeszcze bardziej. Podobnie bolało jego, kiedy całkowitą obojętnością
wykazywał się Bill. Cierpiał, nie mogąc go mieć, dlatego za wszelką cenę chciał
się z niego wyleczyć, choć wiedział, że to przysłowiowa walka z wiatrakami.
Ulgę przyniosło tych kilka dni z daleka od niego, ale dzisiejszy przysporzył
kolejnych mrzonek i myśli. Wystarczyło, że go zobaczył w tym tłumie, a serce
znów mocniej zabiło i chciał być blisko niego. Miał wszystko, a mimo to był
nieszczęśliwy, bo mogąc mieć niemal każdego, nie mógł mieć tego, którego
pokochał.
To jednak miało też swoje plusy.
Tworzył o wiele lepsze kompozycje, a to wszystko za sprawą muzy, jaką stał się
dla niego czarnowłosy anioł.
***
W poniedziałkowy poranek obudziłem się z
biciem serca, bo kiedy tylko otworzyłem oczy już wiedziałem, że dziś na pewno
spotkam się z Bastienem w studio. Już nie mógł mieć żadnej wymówki, że jest
zapracowany, poza tym był związany kontraktem i musiał się pojawić podejmując
dalszą współpracę. W dodatku tego dnia zaplanowane było spotkanie z naszymi
menagerami. Te kilka dni miał prawo być nieobecny, ale nie mógł przeciągać tego
na dłużej. Wiedziałem jednak, że tam też trudno będzie o chwilę intymności, ale
potrzebowałem jedynie kilku minut spokoju, aby umówić się z nim w innym
miejscu, choćby tego samego dnia. Chciałem się jakoś usprawiedliwić i
wytłumaczyć moje zniknięcie, choć w tamto niedzielne popołudnie w ogóle nie
spodziewałem się, że będę chciał to zrobić. Potrzebowałem jego zainteresowania
moją osobą, chciałem, aby ono wróciło, aby wszystko było jak dawniej.
***
Punktualnie
o dziesiątej, wszyscy już zajęli swoje miejsca w niewielkiej, konferencyjnej
salce, jaka znajdowała się na pierwszym piętrze budynku firmy. Brakowało tylko
jednej osoby - Bastiena. Bill, był już mocno poirytowany, nie dawał jednak po
sobie poznać zniecierpliwienia. Z nosem utopionym na Instagramie, siedział i
nie odzywał się ani słowem, wsłuchując się jednak w rozmowy swoich
współpracowników i przyjaciół. Czekali już piętnaście minut.
–
No gdzież on jest do cholery? – usłyszał zdenerwowany głos jego menagera.
–
Cały zeszły tydzień pracowaliśmy sami, bo on przygotowywał się do swojego
występu, to zrozumiałe, ale dziś powinien już być, tym bardziej, że wiedział o
spotkaniu – odezwał się Tom.
Peter
sięgnął do kieszeni po komórkę.
–
Zaraz do niego zadzwonię.
W
pomieszczeniu nastała cisza. Wszyscy wpatrywali się w mężczyznę, który
oczekiwał na połączenie, kiedy nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich nikt
inny, jak wyczekiwany DJ.
–
Już jestem! Witam i przepraszam wszystkich za spóźnienie.
–
No nareszcie! Co się z tobą dzieje? – zapytał wzburzony Peter.
–
Nic się nie dzieje, spóźniłem się, tak po ludzku – odpowiedział blondyn,
którego zmierzwione i pozostawione w ogólnym nieładzie włosy opadały na twarz.
Zagarnął je palcami do góry i siadając położył przed sobą torbę, z której wyjął
laptop. – No co? Nie można już zaspać? – dodał, znów zwracając się do swojego
menagera, który tylko westchnął.
Bill odłożył komórkę i wpatrywał się
w niego bez słowa, uporczywie i natrętnie, jakby chciał ściągnąć jego wzrok.
Bastien wyglądał na nieco zmęczonego, jakby zarwał noc, co z pewnością miało
miejsce, zważywszy na to, że teraz kogoś miał. Jednak to malujące się na twarzy
niedospanie, dodawało mu uroku, wyglądał bardzo ponętnie i seksownie. Przyduża,
wyciągnięta koszulka odkryła mu ramię, a w jego uchu błyszczał mały brylant.
Szczupłymi palcami przemykał po klawiaturze laptopa, zdając wnikliwą relację ze
swojej pracy, co przez miniony tydzień zdołał przygotować na dalsze próby.
Bill, korzystał z okazji, że Tom zupełnie wsiąkł w tę rozmowę i w ogóle nie
zwracał na niego uwagi, ani nawet na niego nie patrzył siedząc obok Bastiena.
Całkowicie zajmowało go to, co chłopak pokazywał mu na monitorze, więc
czarnowłosy bezkarnie mógł przyglądać się blondynowi. Pochłaniał go wzrokiem,
kiedy ten gestykulując, z pasją opowiadał o przygotowanym materiale. Tylko
dlaczego przez całe piętnaście minut, odkąd przyszedł i zasiadł na wprost,
nawet na niego nie spojrzał, jakby go tu nie było, jakby to siedzenie stało
puste i nie warto było nawet zawiesić na nim swojego wzroku? Patrzył na Toma,
na chłopaków, nawet ma menagerów, a jego pomijał wzrokiem, zupełnie jakby nie
istniał!
Obezwładniła go wściekłość i miał
ochotę stąd wyjść. Chyba był tu zupełnie zbędny, nikt nawet nie zwracał na
niego uwagi, wszyscy dyskutowali o bitach, dźwiękach, całkowicie zapominając o
wokalnej stronie. Siedział więc już nawet nie patrząc w ich kierunku, smętnie
obracając w dłoni paczkę papierosów, aż poczuł nieodpartą chęć, żeby stąd
wyjść. Podniósł się nagle, ale nim dotarł do drzwi usłyszał za sobą głos
Bastiena:
– Bill, dokąd idziesz? Za chwilę
będę cię potrzebował, za moment dojdę do kwestii wokalu!
Nie zatrzymał się jednak wcześniej,
a dopiero przy drzwiach i naciskając na klamkę, rzucił jakby od niechcenia,
obojętnym tonem głosu:
– Więc spokojnie zdążę zapalić. – I
wyszedł.
Na zewnątrz zaciągnął się głęboko
papierosem, próbując wyciszyć skołatane nerwy. A naprawdę, musiał przyznać, że
ostatnio nikt nie wyprowadzał go tak z równowagi, jak Bastien. Bił od niego
widoczny chłód, a obojętność była aż przesadnie wyeksponowana. Paląc
zastanawiał się o co w tym wszystkim chodzi i szybko doszedł do wniosku, że to
nie mogło być szczere. Może i przestało mu zależeć na zdobyciu go, wszak miał
tego całego dupka Maxa, więc powinien zachowywać się normalnie, traktować go
jak kumpla. Tymczasem on zbyt ostentacyjnie pokazywał zupełny brak
zainteresowania jego osobą. Gdyby naprawdę przestał się nim interesować, nie
unikałby aż tak jego wzroku, nie pilnowałby się z takim zapałem, aby na niego
nie spojrzeć. Obserwował go dziś nieustannie, cały czas, a on nawet raz nie
zwrócił w jego kierunku wzroku, no może z jednym wyjątkiem - kiedy wychodził z
pomieszczenia. Gdy zaczął się nad tym dłużej zastanawiać, doszedł do wniosku,
że Baron ignorował go celowo. Bo dziwne było to, że z ogromnej adoracji, tak
nagle popadł w zupełną, wręcz rażącą obojętność. Nie wierzył, że nagle aż tak
zawrócił mu w głowie Max, szczególnie, że znał jego zdanie na temat tego
chłopaka. W kilka dni by się wszystko zmieniło? Nie wierzył w to. Tylko po
jasną cholerę była ta cała szopka? Aż tak zabolało go to nagłe zniknięcie?
– Bill, wracaj, bo nie ma czasu! –
usłyszał nawoływanie Marcusa, który wychylił się przez okno.
– Idę. – Przygasił papierosa i
ruszył w kierunku drzwi.
***
Wracając do sali, zastanawiałem się nad tym, jak dalej
przebiegnie to dzisiejsze spotkanie? Wiedziałem, że kiedy wrócę, Bastien będzie
musiał poświęcić mi uwagę choćby w zawodowych kwestiach. Byłem ciekaw, jak się
zachowa, czy zdradzi choćby gestem, czy spojrzeniem. Przez te kilka minut
spędzonych z papierosem i dzięki moim przemyśleniom, nabrałem pewności siebie.
Moje zdenerwowanie uleciało wraz z dymem i wróciłem tam zupełnie rozluźniony i
uśmiechnięty. W głowie wypowiedziałem mu pojedynek na gesty i słowa, a
wchodząc, wbiłem w niego harde i pewne siebie spojrzenie. Kiedy zobaczyłem
wyraz jego oczu, już miałem tę pewność, że właśnie zdobyłem pierwszy punkt.
Wnikliwie rejestrowałem każdy symptom, mający świadczyć o tym, że wciąż na mnie
choruje. Dostrzegłem, że zaczął uciekać spojrzeniem i trzęsły mu się dłonie,
kiedy prezentacja wymagała ich zaangażowania do pracy choćby z klawiaturą
laptopa. I kiedy on z każdą chwilą zdawał się być z powodu mojej bliskości
coraz bardziej spięty, tak ja coraz większą czułem satysfakcję, zupełnie się
rozluźniając. Byłem jak jakiś emocjonalny wampir.
Nie miał pojęcia, że w mojej głowie rozgrywa się między nami
pojedynek. Nie wiedział też, że to ja go wygrałem.
***
Po spotkaniu i ustaleniu niezbędnych
szczegółów dalszej współpracy, wszyscy rozeszli się do swoich zajęć.
Menagerowie wyjechali, a chłopcy zostali na próbie, pierwszej z udziałem
Bastiena. Bill, już pewny swojego przestał kontrolować zachowanie DJ’a.
Doskonale wiedział, że nadal jest obiektem jego westchnień, a to jego udawanie
było spowodowane prawdopodobnie głęboką urazą z powodu tej ucieczki. Pomyślał
jednak, że miło by było upewnić się o tym wszystkim z ust samego Barona.
Potrzebował jedynie odpowiedniej chwili na taką rozmowę, oczywiście sam na sam,
a dziś znów ciężko było o okazję. Przecież nie poprosi go przy wszystkich na
stronę, musiał poczekać na dogodny moment.
Był też prawie pewien, że Max nie ma
w jego życiu większego znaczenia. Pewnie zrobił to wszystko tylko po to, aby
zagrać mu na nosie. Tylko, że tak naprawdę Billa to wcale nie obeszło. Czy aby
na pewno wcale? No dobrze, powiedzmy, że trochę go to ruszyło. Zastanawiał się
nawet co jest tego powodem i szybko doszedł do wniosku, że po prostu nie chciał
stracić jego zainteresowania. Schlebiało mu to, dowartościowywało, było jakąś
przednią zabawą, rozrywką i ani przez chwilę nie pomyślał, że chłopak po prostu
cierpi, nie dając sobie rady ze swoim zadurzeniem i świadomością, że nie może
go mieć.
I taka właśnie była gorzka prawda.
Bastien miotał się w pułapce tego uczucia, czuł się jak zamknięty w klatce,
zdany na łaskę swojego pana, który tak naprawdę wcale nie był dla niego
litościwy. Chwilami miał ochotę uciec jak najdalej, gdzieś, gdzie będzie mógł
spokojnie leczyć się ze swojej choroby. Bo jak tu wyzdrowieć, kiedy źródło
zakażenia jest ciągle blisko?
Tego dnia doskonale wiedział, że
każda wcześniejsza, dana samemu sobie obietnica została złamana. Za bardzo
chciał pokazać, że wyrzekł się swojego Boga, zbyt mocno pragnął udowodnić to
właśnie jemu, a dziś obnażył się ze wszystkim i był pewien, że on doskonale
zdawał sobie z tego sprawę. O ile w ogóle go to obchodziło, bo choć wcześniej
dostrzegał jakieś symptomy jego nikłego zainteresowania, tak teraz znów widział
totalną obojętność w jego oczach. Szedł dobrą drogą, ale to uczucie, zupełnie
niechciane i niepotrzebne, pokrzyżowało mu wszystkie szyki i postawiło na
rozdrożu, gdzie wybrał najgorszy kierunek. Nie umiał zbyt dobrze udawać, był
raczej kiepskim aktorem i jak widać, Bill go doskonale rozszyfrował. Może,
gdyby nadal tak dobrze mu szło jak wcześniej, coś udałoby mu się na tym zyskać.
I choć teraz starał się z całych sił, to wiedział, że nie daje już rady. Był
spięty, zdenerwowany i stracił całą pewność siebie, a stabilny grunt swoich
postanowień, usunął mu się spod stóp. Za bardzo go pragnął, za mocno chciał
sycić zmysły jego widokiem. Może gdyby mógł być wciąż z dala od niego, jakoś
udałoby mu się choć w minimalnym stopniu zdystansować, jednak związany
kontraktem musiał dziś tu być. A to oznaczało bliskość, jego widok, dlatego
wszystko posypało się jak domek z kart.
Nie potrafił ujarzmić reakcji
swojego ciała, kiedy był obok niego, ale wciąż jednak trzymał się jednego
postanowienia: nie będzie go więcej adorował.
– W ogóle musimy chyba częściej
bywać w tym twoim klubie – zwrócił się do Bastiena Georg, zdejmując gitarę.
– Będzie mi bardzo miło – uśmiechnął
się chłopak i na krótką chwilę oderwał spojrzenie od monitora. – Byliście
pierwszy raz?
– Nie, byliśmy z Georgiem już
wcześniej, ale w piątek dałeś takiego czadu! – odezwał się Tom, z podziwem
kręcąc głową.
– Ale Bill, to ja doskonale wiem, że
wcześniej nie był – Bastien spojrzał w stronę kanapy, na której siedział
wokalista.
– No nie, masz rację, byłem pierwszy
raz, ale podobało mi się. Dobrze się bawiłem i z chęcią się znów tam pojawię –
odpowiedział wpatrując się w DJ’a, w tym samym czasie przesuwając palcami po
smukłej obudowie mikrofonu. Być może robił to zupełnie bezwiednie, ale zarówno
Bastien, jak i Tom, przez chwilę przypatrywali się temu jak zahipnotyzowani,
uznając ten gest za niezwykle sugestywny.
– Byłoby super, gdybyście przyszli
wszyscy, potem można zmontować jakąś imprezę – rzucił Baron, uciekając
spojrzeniem. Ten gest czarnowłosego przyprawił go o dreszcz. Wiele by dał, aby
mógł poczuć w wiadomym miejscu tę jego delikatną dłoń. To jednak było poza jego
zasięgiem i miał świadomość, że musi się z tym pogodzić. Dlatego z całych sił
starał zachowywać się tak, jakby tego nie widział.
Tom zmroził Billa surowym i karcącym
wzrokiem, kiedy ten wreszcie na niego spojrzał. Jak się mógł spodziewać zrobił
zdezorientowaną minę, ale nie wierzył, że jego gest był zupełnie nieświadomy.
Już on znał wszystkie jego sztuczki, a teraz zastanawiał się kogo tak naprawdę
zamierzał kusić; jego, czy Bastiena?
– Świetny pomysł! – podchwycił
Georg. – Zmontujemy dobrą ekipę na imprezę od nas, oczywiście kilka osób, żeby
było w miarę kameralnie, jakieś dobre dupeczki się weźmie, co nie Tom?
Przyjaciel uniósł na niego swoje
spojrzenie.
– O właśnie, mam świetną
przyjaciółkę, która chętnie cię pozna, Tom. Jest naprawdę niezła, choć akurat dla
mnie najważniejszy jest fakt, że ma świetny głos. – Bastien zerknął na Billa,
który teraz dla odmiany wbił wzrok w swojego bliźniaka. Już nie pierwszy raz
zauważył między nimi jakieś dziwne napięcie, co teraz właśnie przypomniało mu
różne, nietypowe sytuacje między bliźniakami, jakie zaobserwował już wcześniej.
– Mnie też nic prócz głosu nie
interesuje, jak już mówiłem, mam kogoś – odparł Tom i w tej samej chwili Georg
uśmiechnął się dziwnie, jakby z lekką drwiną.
– Oj tam, masz. Wrzuć na luz
przyjacielu, przy jednej dziurze to i kot zdechnie – zaśmiał się.
– Może przypomnę ci to przy twojej
lasce, co? – warknął szorstko Bill.
– Odezwała się twoja przyzwoitka i
strażnik twoich cnót w jednym – zaśmiał się Georg, zwracając do szatyna. Bill
był wściekły, gdyby nie było tu Bastiena z chęcią wygarnąłby Tomowi jego
głupotę. Niepotrzebnie wtajemniczył we wszystko kumpla, teraz, przy najbliżej
okazji używał sobie na nich do woli, sypiąc ciągle aluzjami, podtekstami,
celowo wkurzając ich.
DJ przyglądał się w milczeniu tej
całej akcji. To był kolejny dowód, że bliźniaków łączyła jakaś szczególna więź,
ale na czym to polegało, nie miał pojęcia. A może po prostu kochali się w
szczególny sposób i wyjątkowo dbali, czy też martwili się o siebie? Przecież
nie żyli ze sobą jak para, to było absurdalnym pomysłem. A już pominąwszy
pomysł o ich kazirodztwie, przecież Tom był z pewnością kolesiem o orientacji
hetero.
– Radzę ci się przymknąć Georg –
syknął Bill, już porządnie wkurzony.
– No to przyprowadź tę swoją
dziewczynę, Tom – podchwycił Baron. – Mówisz, że kogoś masz, a nikt was razem
nie widział, chyba, że to jakaś laska widmo.
Georg, nie bacząc na upomnienie
Billa parsknął śmiechem.
– Nie widmo, tylko nie muszę się z
nią afiszować. Po co ma mieć potem paparazzi na karku?
– Popularność ma to do siebie, że
ciężko zachować prywatność. Ja na jej miejscu nie byłbym zadowolony, gdyby mój
facet wszędzie chodził sam – drążył DJ.
Bill tylko zerkał na Toma w
oczekiwaniu na reakcję. Niezaprzeczalnie Bastien zapędzał go w przysłowiowy
kozi róg.
– A ona nie ma nic przeciwko i
koniec tematu! – Gitarzysta w końcu podniósł głos.
– A co tu się dzieje? – zapytał Gustav,
który właśnie wrócił z toalety.
– Nic, już dajcie spokój. – zakończył
gadkę Bill. Tom podniósł się z krzesła i spiorunował Georga złowrogim
spojrzeniem. Teraz on sam pożałował, że cokolwiek wyjawił przyjacielowi.
Wiedział, że nikomu nie powie, ale nieźle się bawił ich kosztem przy okazji
takich sytuacji i na dodatek jeszcze podjudzał. Miał ochotę teraz przyłożyć mu
w twarz, ale ze względu na Bastiena i Gustava, powstrzymywał się resztką sił.
Baron miał ochotę dolać jeszcze
trochę oliwy do ognia, ale Bill uciął temat, więc nie chciał już się w to
angażować. Po chwili jednak błysnął mu w głowie pewien pomysł. Właściwie wcale
nie miał nawet zamiaru Billa o to pytać, ale teraz był dobry moment, aby to
wykorzystać i przy okazji wnikliwie zaobserwować minę Toma.
– Mówiliśmy o jakiejś imprezce u
mnie, oczywiście po jednym z występów w moim klubie, co ty na to Gustav? –
zaczął.
– Ja jestem jak najbardziej na tak –
odparł chłopak.
– Ustalimy tylko datę, a ja zaproszę
kilka osób. O właśnie, byłbym zapomniał, Severin męczył Maxa o kontakt z tobą,
Bill. – Baron spojrzał ukradkiem na Toma, który przemierzając pokój, miał
zamiar wyjść do kuchni po coś do picia, jednak niczym sparaliżowany zatrzymał
się w miejscu i odwrócił. – Oczywiście nie dałem mu twojego numeru, ale zapisz
sobie jego. Jeśli będziesz miał ochotę, to napisz mu smsa.
Bastien wyjął z kieszeni komórkę i
przesłał Billowi wizytówkę kontaktową.
– A co to za jeden? – zapytał Tom,
wracając od drzwi.
– Nie pamiętasz? To ten model,
kolega Maxa, poznaliśmy go na koncercie – szybko odpowiedział Bill, a jego
bliźniak tylko sapnął, śląc mu znaczące spojrzenie. Na jego twarzy malowało się
widoczne zdenerwowanie.
– Tak szybko się zmyłeś z tej ławki,
gdzie siedzieliście razem, że nie zdążył cię poprosić – kontynuował DJ. Tom
miał ochotę zapytać, na jakiej ławce siedzieli i gdzie, bo nic mu na ten temat
nie było wiadomo, ale widząc cicho śmiejącego się w kącie pokoju Georga, już
wolał nie pogarszać sprawy.
– Dzięki – mruknął Bill, nie chcąc
już drążyć tego tematu.
– To ja się zbieram, muszę jeszcze
jechać do mojego klubu, do jutra chłopaki – Bastien zamknął laptop i schował do
torby, po czym z głową pełną domysłów, wyszedł.
***
Tego dnia celowo zatrzymali Georga
pod byle jakim pretekstem, a kiedy Gustav pojechał do domu, zrobili mu porządne
pranie mózgu. Bill musiał powstrzymywać Toma, w obawie, że ten gotów jeszcze
porządnie przyłożyć przyjacielowi. Uświadomili go, że jego docinki i wszelkie
insynuacje, są dla nich bardzo nieprzyjemne i stanowią zagrożenie, bo w chwili frustracji
z tego powodu mogą wydać się jakimś
nieopatrznym słowem, czy też gestem. Zrugali,
że zachowuje się jak dziecko, a prawdziwy przyjaciel tak nie postępuje, i jeśli
zależy mu na nich i na dalszej karierze, powinien się opamiętać. Kumpel
skruszony przyznał im rację i przyrzekł, że więcej tak się nie zachowa.
Obawiali się, że mimo to przyjdzie taki dzień i znów się na nim zawiodą, ale
postanowili mu zaufać.
Wracając do domu obaj byli milczący
i zgaszeni. Pierwszy jednak odezwał się Tom i to wcale nie w temacie żarcików
Georga.
– Będziesz dzwonił do tego chłopaka?
– Jakiego znów chłopaka? – Bill
odwrócił się i spojrzał na niego zdezorientowany. Zupełnie nie wiedział o co
pyta, wciąż wspominając to, co zdarzyło się w studio, jednak jego myśli bardziej
krążyły wokół Bastiena, niż występku przyjaciela.
– No tego Severina, czy jak mu tam.
W ogóle na jakiej ławce ty z nim siedziałeś?
– O rany, Tom… – Bill westchnął z
lekkim zniecierpliwieniem. – Daj spokój, paliliśmy fajki i gadaliśmy, kiedy ty
byłeś z Marcusem i Peterem.
– Nic mi nie mówiłeś.
– A o czym miałem ci mówić? Że
czekałem na ciebie i z nudów gadałem z tym kolesiem? Przestań, kurwa, teraz mi
robić chore wymówki o jakieś bzdety, tam było pełno ludzi i nie martw się, nie
wyruchał mnie na tej ławce!
– Ja pierdolę, czego się wkurwiasz?!
– wrzasnął Tom, uderzając otwartą dłonią o kierownicę. – Tylko pytam, nie mogę?
– Możesz, ale ty od razu masz jakieś
pretensje, że ci o tym nie powiedziałem. Jak poszedłem do kibla się odlać, też
miałem ci mówić? Przestań mnie wkurwiać, bo już dziś to zrobił Georg! Potrzebuję
do kurwy trochę spokoju! – Teraz dla odmiany krzyczał Bill. Obaj byli
poirytowani, więc taka rozmowa mogła doprowadzić jedynie do kłótni.
Tom nie odpowiedział. Tak niedawno
tłumaczył Billowi, że muszą mieć swobodę, nie mogą się wzajemnie kontrolować,
powinni ufać sobie i być wobec siebie fair, a teraz co sam robił? Bill miał
rację, nie miał mu o czym opowiadać, w dodatku pewnie nie siedział z nim tam
zbyt długo, bo kiedy wrócił do środka, zaraz pojechali i pamiętał akurat ten
moment. Stawał się zbyt przewrażliwiony i doskonale wiedział, że musi
wyluzować.
Kiedy wrócili do domu, zamówili
sobie obiad, ale nim go dostarczono, Bill przygotował sobie relaksacyjną
kąpiel. Nie proponował Tomowi, aby do niego dołączył, a i ten jakoś szczególnie
się do tego nie rwał. Chyba obaj potrzebowali odrobiny spokoju i wyciszenia
emocji. Podczas, kiedy Bill zaszył się w łazience na górze, Tom został w
salonie z piwem i telewizorem.
Czarnowłosy zanurzył się w wannie i
zapalił papierosa. Sytuację z Georgiem już całkowicie wyrzucił z głowy,
natomiast wszystkie jego myśli zajął teraz Bastien. Oczywiście w klubie nie
udało im się porozmawiać sam na sam. Wiedział, że taka rozmowa jest im
potrzebna, aby oczyścić wzajemne relacje. Miał pewność, że nadal jest dla niego
ważny w ten szczególny sposób i to przyniosło mu ulgę. Chciał jakoś to z niego
wyciągnąć, jednak obawiał się, że mimo to wiele się zmieniło. Nie wiedział, czy
nadal będzie chciał z nim współpracować, spotykać się, wychodzić na zakupy, czy
do knajpy. Brakowało mu tego, poza tym musiał mu jakoś wyjaśnić powód tej
ucieczki. Baron powinien też wiedzieć, że jest dla niego w jakiś sposób ważny,
przecież on z pewnością też potrzebował takiej wiedzy, aby ich przyjaźń mogła
dalej trwać. A teraz chciał tego bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Nie miał
pojęcia dlaczego, ale kiedy go dziś zobaczył, poczuł coś dziwnego, czego
zdefiniować nie potrafił. Po prostu potrzebował przy sobie jego obecności.
Sięgnął po leżącą na półce przy
wannie, komórkę i napisał krótkiego smsa:
„Chcę się z Tobą spotkać sam na sam”. Był ciekaw, czy doczeka się odpowiedzi, czy też blondyn
zignoruje wiadomość, jak kilka dni temu zignorował telefoniczne połączenie, ale
nim odłożył aparat przyszła odpowiedź:
„Ja chyba też chcę. Będę o 20.00 w Del Mar, jeśli Ci nie
pasuje, czekam na inną propozycję”.
„Pasuje, będę na pewno” – odpisał
Bill, po czym z ulgą odłożył telefon na półkę.