Część 30.
Chciałem,
aby skończył w moich ustach, wiedziałem, że to dla niego ogromna przyjemność,
miałem nawet wrażenie, że lepsza, niż miałby to zrobić we mnie. Jednak Tom miał
w głowie zupełnie inny scenariusz. Może z trudem oparł się pokusie, ale wtedy
wcale nie był egoistyczny, on myślał o mnie, a dla mnie był to szczególny
przejaw miłości.
Tornado
zmysłów rozszalało się na dobre, kiedy błyskawicznie moje plecy zetknęły się z
prześcieradłem, a on rozpoczął zaborczą wędrówkę dłoni po moim ciele. Palce
przesunęły się poprzez zagłębienie między pośladkami, z rozkoszą skupiając u
progu wejścia tam, gdzie niebawem miał znaleźć ukojenie szalejącej burzy
podniecenia. Pragnął nacieszyć się każdą chwilą doprowadzając nas obu na szczyt
i wiem, że chciał odkryć ten szczyt ze mną, zdobyć jeszcze niejeden, a każdy
coraz wyższy, a każdy coraz bardziej wyrafinowanym sposobem.
Zatracałem
się we wzrokowym kontakcie z nim. To jego spojrzenie... on płonął, a ja uwielbiałem
ten widok. Cichy jęk umknął z jego nabrzmiałych ciepłem i pocałunkami ust. Nie
mogłem odmówić sobie znów przyjemności połączenia naszych warg, czując jak jego
palce niemal natychmiast wniknęły w moje wnętrze. Usta, zamknięte moimi nie
mogły wypuścić ani grama powietrza, więc czułem jak jego nadmiar wcześniej
wstrzymywany uciekał mu przez nozdrza. Głuchy jęk stłumił pocałunek, kiedy już
poczułem namiastkę jego w sobie. Napierał opuszką palca na ten wrażliwy punkt,
szykując mnie na podróż do gwiazd.
Oderwał
od siebie nasze usta, a jego palce pozostawiły mnie zupełnie pustego, więc
spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, jednak pełnym nadziei, że za chwilę
wypełni mnie na powrót sobą, jednak bardziej, mocniej, głębiej...
Patrzył
na mnie z taką miłością, widziałem w jego oczach ten żar i miałem pewność, że
kocha mnie nad życie. Ten akt był zupełnie inny od wszystkich poprzednich, choć
może odrobinę podobny do tego pierwszego, zmysłowy i czuły, ale o wiele
śmielszy. Teraz już znaliśmy swoje ciała, wiedzieliśmy co najbardziej nas
podnieca i nie trzeba było szukać tej właściwej drogi.
Wypełnił
mnie sobą powoli, wchodząc do samego końca i zatrzymał się, a ja natychmiast
otuliłem go udami, wkradając się w zmysł jego słuchu cichym, ale bardzo
zmysłowym jękiem. Nie traciliśmy wzrokowego kontaktu, ale nie mówiliśmy już
nic. Pulsował we mnie swoim podnieceniem, a z każdym drgnięciem jego penisa, ja
coraz głośniej wyrażałem moją przyjemność. Tylko on jeden działał na mnie w tak
wyjątkowy sposób, że mógłby nawet nie poruszać się, a ja i tak spuściłbym się z
rozkoszy. Nasze zbliżenia były jedyne i niepowtarzalne, wiedziałem, że już nikt
nigdy nie będzie mnie tak podniecał, i z nikim nie będzie mi tak dobrze, bo
tylko z moim Tomem mogłem sięgnąć gwiazd.
***
Po
chwili upojnej namiętności, Tom w końcu poruszył biodrami. Każdy jego ruch w
ciasnym wnętrzu Billa przybliżał ich do spełnienia. Celebrował tę chwilę
czyniąc ją wyjątkową, pragnąc zatrzymać w pamięci najdrobniejszy szczegół;
roznamiętniony wyraz jego twarzy, powłóczyste spojrzenie, i każdy, najmniejszy
gest jaki w wykonaniu czarnowłosego zawsze doprowadzał go do apogeum
podniecenia. Przeciągane w czasie, długie pieszczoty sprawiły, że obaj byli
blisko i wystarczyłoby kilka mocnych pchnięć, aby sięgnęli nieba, dlatego też
Tom starał się przedłużyć ten akt, wypełniając go sobą powoli i w takim samym
tempie cofając się, mimo to jednak niemożliwością było delektować się tą chwilą
zbyt długo. Ich ciała drżały, wypełniając coraz silniej rozrastającą się w nich
rozkoszą.
-
To-Tommy… Chcę mocniej, bo ja za-zaraz… - Z ledwością wyartykułował z siebie
Bill przerywając słowa łapczywym chwytaniem tchu, ale już nie dokończył
zamyślonego zdania, jego ciało niczym w konwulsjach drgnęło i jęk rozkoszy
wypełnił pokój, dopiero wówczas Tom przyspieszył, podążając za nim na szczyt. I
jemu nie potrzeba było wiele, spełnienie brata nadało tempa i jeszcze silniej
pobudziło go. Chwilę po nim sięgnął własnego raju i opadł na jego gorące ciało
spełniony, i szczęśliwy. Leżeli chwilę w ciszy uspokajając oddechy i szaleństwo
zmysłów, aż po jakimś czasie odezwał się Bill:
-
Tommy…
-
Hmmm…? – mruknął leniwie brat, wtulony w jego szyję.
- Jak to możliwe, że pragną nas
tysiące, a my pragniemy tylko siebie?
Szatyn podniósł głowę i spojrzał
bliźniakowi w oczy.
- Nie za późno na takie przemyślenia?
– zaśmiał się cicho i zerknął na elektroniczny zegarek na szafce, którego
niebieskie cyferki wskazywały sześć minut po północy. Już całkiem minęła mu
złość o tę sytuację z Bastienem, dlatego też ułożywszy się na plecach obok
Billa, objął go ramionami i mocno przytulił, a ten odpowiedział:
- Wiem, po seksie chce ci się spać,
ale jeszcze trochę, proszę…
- No dobrze, filozofuj więc –
przyzwolił szatyn, ale czarnowłosy leżał wtulony w ramiona brata jakiś czas nic
nie mówiąc, chcąc nacieszyć się tą chwilą intymnej bliskości. Zatonął w swoich
własnych rozmyślaniach i trwało to na tyle długo, aż oddech bliźniaka stał się
spokojny i miarowy, aż wystraszył się, że zwyczajnie zasnął.
- Tommy? – mruknął
unosząc lekko głowę, ale Tom nie spał. Leżał lekko się uśmiechając i teraz
zwrócił spojrzenie na Billa.
- Co tym razem?
- Dlaczego tak rzadko nazywasz mnie
swoim kochaniem?
- No przecież cię nazywam.
- Ale dlaczego tylko czasem?
- Bo nie chcę się do tego
przyzwyczaić.
- Dlaczego?
- Billy, pytasz jak dziecko. Bo jak
zacznę tak często na ciebie mówić, to może mi się wymsknąć w najmniej
odpowiednim momencie.
- A jak myślisz? Uda nam się to
wszystko ukryć?
- Nie wiem, obawiam się, że nie, ale
musimy się pilnować. Jakby się to wydało, będziemy skończeni.
- Albo i nie… - mruknął Bill. – Może
wtedy nasze płyty będą się jeszcze lepiej sprzedawać.
- Chyba nie wiesz co mówisz, od razu
okrzyczeli by nas degeneratami, obrzydliwymi zboczeńcami i zwyrodnialcami.
Opluliby nas, zniszczyli, zaszczuli. Wszyscy by się od nas odwrócili – Tom się
wzdrygnął na samą o tym myśl. – Dlatego musimy się pilnować. – dodał stanowczo
i uniósł się na łokciu, po czym obrócił Billa na plecy i zawisł nad nim, wpatrując
się w niego. – A tak zmieniając temat, lepiej się przyznaj mądralo, że dziś
chciałeś zrobić mi na złość.
- Ja? Nieee – odparł chłopak, kręcąc
głową, ale nie zdołał utrzymać powagi i cicho się zaśmiał.
- Wiedziałem, po prostu wiedziałem!
- Zamknąłeś się przede mną w
sypialni, Tommy.
- Bo zasłużyłeś. Odjebałeś taki
numer Billy, wszyscy się martwiliśmy o ciebie, nie wyobrażasz sobie co ja
przeżywałem.
- Chciałem, żebyś się martwił. Nie
obchodziłem cię wcale, nie interesowało cię co robię i gdzie jestem, bo ta
dziwka zamachała ci przed oczami swoimi wielkimi cyckami.
- Zastanów się co mówisz – sapnął
Tom. – Miałem się za tobą włóczyć po wszystkich pomieszczeniach, chodzić w krok
w krok i pilnować? To dopiero by było podejrzane! Nie możemy się tak zachowywać
wśród znajomych, trzeba dać sobie luz. Nie znaczy oczywiście, że to jawne
przyzwolenie na jakiś romans, albo co gorsza zdradę, ale powinniśmy rozmawiać,
spotykać się z innymi znajomymi, zachować pozory, że interesują nas inni, bo
inaczej sami się wydamy. A z Dani tylko rozmawiałem, w pokoju pełnym innych
ludzi, więc naprawdę przegiąłeś kochanie – Pochylił się i czule musnął usta
brata.
- Kochanie… Mmmm, podoba mi się –
mruknął czarnowłosy. – Przepraszam Tommy… Naprawdę, aż tak bardzo się
martwiłeś?
- Odchodziłem od zmysłów, szukaliśmy
cię po mieście, byliśmy nawet tutaj, ale ciebie nie było.
- Byłem – wtrącił Bill.
- Jak to: byłeś?
- Byłem, siedziałem w ogrodzie,
jadłem pizzę i patrzyłem, jak zapalają się i gasną światła w pokojach.
- Wiesz co…? Kurwa! Mam ochotę po
prostu ci teraz przyjebać! – Tom znów się zdenerwował, aż zacisnął szczęki, ale
Bill, wykorzystując chwilę jego nieuwagi, odepchnął go i kiedy już plecy
szatyna zetknęły się z pościelą, usiadł na nim okrakiem.
- Ale nie przyjebiesz, najwyżej możesz
znów mnie pieprzyć, ale teraz ostro, do bólu – wymruczał zmysłowo i nie
pozwalając bratu nawet nic powiedzieć, przywarł do jego ust swoimi, całując
zaborczo, a ten zupełnie poddał mu się. Wbrew zamiarowi pójścia spać, pozwolił
się całować i zdobyć po raz kolejny. Tym razem leżąc na plecach, niemal
zupełnie biernie, doznał kolejnej tego wieczoru rozkoszy. To Bill przejął
całkowitą inicjatywę, chcąc wynagrodzić w ten sposób bratu to, co przeżywał z
powodu jego wczorajszego występku, a potem zmęczeni i wtuleni w siebie, zasnęli
błogim snem.
***
Mimo pięknej, letniej i upalnej
pogody jaką przywitał ich początek czerwca, Bill jeszcze kilka dni pozostał w
domu. Miał się porządnie wykurować, wymagało tego jego gardło i zbliżające się
terminy, a także nagranie u Bastiena. Tom jeździł do studio, gdzie pracował
sam, albo z DJ’em. Czasem wpadali też pozostali członkowie zespołu, aby
próbować muzyki, bez wokalu Billa. Do samego nagrywania było jeszcze daleko, bo
kawałki na nową płytę dopiero się tworzyły, jednak pracy i tak już było sporo.
W czwartkowy poranek Tom zbudził się
z potężnym kacem. Winą za niego obarczył poprzedni wieczór, kiedy to podczas
oglądania filmu wypili po kilka mocnych drinków, w rezultacie czego nie byli
nawet w stanie się już kochać i grzecznie poszli spać. Teraz popatrzył na błogo
śpiącego Billa i zastanowił się, czy nie odwołać dzisiejszego spotkania z
Bastienem. Poleżał chwilę namyślając się, ale w końcu zdecydował jednak, że
wstanie. Szybki prysznic i mocna kawa postawiły go na nogi, jednak po takiej
dawce alkoholu, nie mógł jechać własnym autem, zamówił więc taksówkę. Kiedy
dotarł na miejsce, DJ już na niego czekał, majstrując przy sprzęcie.
- Cześć – mruknął, opadając bez życia
na obrotowe krzesło.
- Uhu… Widzę, że jesteś wczorajszy –
zaśmiał się Bastien.
- Niestety – westchnął chłopak.
- Co to? Jakaś impreza była? Nic nie
mówiłeś, bo bym chętnie dołączył.
- Gdzie tam impreza, skuliśmy się
obaj z Billem przy filmie, z tym, że on sobie smacznie odsypia, a ja musiałem
tu przyjechać.
- Trzeba było zadzwonić,
odłożylibyśmy to do jutra.
- Nie, szkoda czasu, dam radę.
Zaczekaj chwilę, pójdę zrobić sobie jeszcze kawę.
Bastien skinął głową, a Tom wyszedł
do kuchni, gdzie zastał Danielle, która właśnie nalewała wody do dzbanka filtrującego.
- Cześć piękna – powitał dziewczynę
nieco zmienionym głosem.
- No, słyszę że się wczoraj
pobalowało – zaśmiała się i cmoknęła go w policzek. – Cześć przystojniaku –
mruknęła zadziornie.
- No trochę – uśmiechnął się,
spoglądając na nią. Doskonale widział, że jej się podoba, od samego początku,
każdym gestem i spojrzeniem dawała mu to odczuć, ale on nieustannie był odporny
na jej wdzięki, co – o czym nie miał pojęcia – irytowało ją. Nie pojmowała,
dlaczego w ogóle nie zwraca na nią uwagi. Zawsze nienagannie ubrana, kusiła
wyeksponowanymi, kobiecymi walorami. Owszem, czasem zerknął jej w dekolt, ale
nigdy nie dał nawet cienia nadziei, że skłonny jest obdarować ją czymś więcej,
niż tylko przelotnym spojrzeniem. I to właśnie wydawało jej się dziwne, choć
dopuszczała ewentualność, że może nie jest w jego typie. Czasem nawet
zastanawiała się, czy przypadkiem ta jego odporność nie wiąże się z orientacją,
ale wiedziała, że w przeszłości miał jakieś kobiety. I choć, jak sądziła, nie
był w stałym związku, wciąż mówiono o jego romansach, więc nie mógł tak po
prostu przestać lubić płeć piękną. Czemu więc nie chciał romansować z nią? Nie
zależało jej na stałym związku, choć nie miałaby nic przeciwko, jeśli udałoby
jej się go usidlić. Póki co jednak, wydawało się, że nie ma nawet szans na
przelotny seks.
- Byłabyś tak dobra i zrobiła mi
kawy? – zagadnął po chwili.
- Oczywiście, z przyjemnością. Wiesz,
że dla ciebie wszystko… - wymruczała.
- Póki co, wystarczy kawa. Dla mnie i
dla Bastiena – puścił jej oczko i odwracając się zniknął za drzwiami, za
którymi sam do siebie się uśmiechnął. Co ten Bill z nim zrobił? Pół roku
wcześniej, z pewnością ta panna już dawno byłaby w jego łóżku, może raz, a może
kilka razy, w zależności od jej umiejętności, a teraz? Nie poznawał sam siebie,
laska prawie na niego nie działała. No prawie, bo jednak lubił popatrzeć na jej
duże cycki, jakie tu w firmie, nieustannie miała prawie na wierzchu, a
sprzyjały temu ciepłe, letnie dni. Codziennie ubrana była w zwiewną, krótką
sukienkę, bądź spódnicę i bluzkę z głębokim dekoltem.
Wrócił do studyjnego pokoju
roześmiany, co od razu zauważył Bastien.
- Coś miłego spotkało cię w kuchni?
- Tak – zaśmiał się Tom. – Dani
nieustannie mnie kokietuje.
- A ty co?
- A ja nic.
- Serio? Słyszałem, że nie
odpuszczasz pięknym kobietom, a ona się do takich zalicza – skwitował blondyn.
- Nie odpuszczałem. Kiedyś.
- A co się zmieniło, że teraz już
odpuszczasz?
- Mam kogoś, więc przelotny flirt nie
interesuje mnie. Przynajmniej na razie.
Bastien popatrzył na niego z uwagą.
- Ty też? Zastanawiam się więc, jak
wam się udaje, że nikt nie przyłapał was z tymi osobami.
- Nas? – Tom odwrócił się, ze
zdumieniem spoglądając chłopakowi w oczy.
- No was. Ciebie i Billa. On też mi
opowiadał, że ma kogoś, że z kimś jest.
Tom uśmiechnął się triumfalnie. Więc
Bill rozmawiał z nim na ten temat… Przyjemne ciepło otuliło jego serce. Nie
wiedział co ma odpowiedzieć, ale na szczęście właśnie weszła Dani z dzbankiem
pełnym kawy na tacy, dwiema pustymi filiżankami i cukiernicą. Stawiając to
wszystko na stoliku nieopodal pochyliła się, eksponując w całej okazałości
jędrny biust. Bastien spojrzał znacząco na Toma i uśmiechnął się.
- Dzięki Dani, ratujesz mi życie –
Przesłał jej całusa Tom.
- Jakbyście czegoś potrzebowali,
jeszcze przez godzinę tu będę – zaszczebiotała.
- Trzeba przyznać, że jest niezła.
Gdybym nie był gejem, to chyba bym się nią zajął – wyszczerzył się Baron, kiedy
zamknęła za sobą drzwi.
- No, gdybym nie miał nikogo, pewnie
bym ją zerżnął na tej konsoli – Gitarzysta zaśmiał się, w czym zawtórował mu
Bastien. – No ale do rzeczy, bo czas leci.
W dobrych nastrojach zabrali się do
pracy. Godziny mijały i w końcu Tom poczuł głód. Był przecież bez śniadania i
choć na początku dnia nie miał ochoty nic przełknąć, teraz czuł, że zjadłby
konia z kopytami. Należało więc albo coś zamówić, albo wyrwać się na lunch do
jakiejś knajpy.
- Opierdoliłbym coś, nic nie jadłem
od rana i już z głodu chyba zaczyna mi się robić pustka w głowie – zamarudził w
końcu.
- Może coś zamówimy? – zasugerował
Bastien.
- Tylko co? Pizza, sushi,
chińszczyzna? A może coś orientalnego? Zaczekaj, zapytam Danielle, ostatnio ona
zamawiała jakieś orientalne żarcie i mówiła, że było w porządku – To mówiąc,
wyszedł z pomieszczenia. Bastien w tym czasie dokończył montaż krótkiej
ścieżki, a kiedy Tom wrócił, siadając z kwaśną miną zakomunikował.
- Nie wiem czy jest sens czekać na
żarcie około godziny, może szybciej będzie gdzieś wyskoczyć?
- No to już na dziś sobie darujmy
robotę, bo ja za dwie godziny jestem umówiony. Ale możemy pojechać coś zjeść,
bo sam nie lubię – Baron uśmiechnął się i zerknął za ramię Toma. W drzwiach
stała Danielle.
- Jeśli nie macie nic przeciwko temu,
możemy jechać razem. Mam fajne miejsce na lunch – zaproponowała.
- Byle szybko! Jestem cholernie
głodny – Tom poderwał się z krzesła. Czuł, jak ssie go w żołądku i z głodu
zaczyna robić mu się niedobrze. Nie pojmował ludzi na drakońskich dietach,
którzy wręcz się głodzą. Miał ogromne szczęście, że nie musi się odchudzać, bo
z pewnością nie dałby rady. Kochał jeść, uwielbiał próbować nowe potrawy i
delektować się nieznanymi smakami.
W pośpiechu wyłączyli sprzęt i po
kilkunastu minutach byli już gotowi.
- Ja dziś bez samochodu, więc muszę
zabrać się z kimś – odezwał się Tom już za drzwiami.
- Więc może ze mną? – Odrobinę
nieśmiało, ale bardzo kokieteryjnie zaproponowała dziewczyna.
Tom porozumiewawczo spojrzał na
Bastiena. W sumie nie zaszkodzi, jeśli sobie pomyśli, że gotów skusić się na
wdzięki Danielle, lepsze to, niż miałby go podejrzewać o romans z własnym
bratem. Dzięki temu, nawet jeśli kiedyś znajdzie go z Billem w dziwnej
sytuacji, lub niefortunny zbieg wydarzeń wplecie ich w jakąś podejrzaną akcję,
wyda mu się to z pewnością absurdem. Tak, zdecydowanie Baron musi uwierzyć, że
gitarzysta uwielbia kobiety.
-
Wybaczysz przyjacielu? – rzucił w jego stronę, wsiadając do auta dziewczyny.
-
Jasne, pojadę za wami – odparł muzyk znacząco, puszczając mu oczko.
Na
szczęście restauracja, do jakiej zmierzała brunetka nie była zbyt daleko, więc
droga zajęła im kilkanaście minut. Ledwie zdążyli zamienić kilka zdań na temat
zawodowych spraw, a już trzeba było wysiadać. Obsługa wskazała im wolny stolik
przy narożnej kanapie, a pierwszeństwo, jakie należało się kobiecie sprawiło,
że zajęła ona miejsce w samym rogu, więc chłopcy – chcąc nie chcąc – usiedli po
obu jej stronach i z uwagą zaczęli studiować kartę dań. Jeszcze kilka miesięcy
temu, Tom, z pewnością by zauważył, że nagle i tak już krótka sukienka Danii,
podsunęła się jeszcze wyżej, zupełnie odkrywając jej uda, ale teraz niezbyt go
to interesowało, poza tym był zbyt głodny, aby zwracać uwagę na takie rzeczy.
Na szczęście nie musieli zbyt długo oczekiwać na zamówienie, więc mogli szybko
zaspokoić głód. W międzyczasie toczyli miłą rozmowę, o sprawach zawodowych,
wchodząc w końcu na bardziej osobiste terytorium. Obaj mieli nieodparte
wrażenie, że dziewczyna celowo porusza pewne tematy.
-
Przepraszam was, ale ja muszę zamówić sobie jeszcze jedno piwo, mam to
szczęście, że nie jadę autem – Tom skinął na kelnerkę.
-
Ja niestety nie mam tego szczęścia – zaśmiał się Bastien, który wolno sączył
swoją małą porcję.
-
Ja nie lubię piwa, wolę szampana, a najlepiej w łóżku po ostrym seksie –
stwierdziła Danielle, zerkając na Toma, który zdawał się tego nie zauważać, ani
nie podchwycił tematu, a kiedy nic nie mówił, dziewczyna dodała: - A ty Tom?
-
Ja zdecydowanie wolę Jacka Danielsa – rzucił od niechcenia, spoglądając na
kolegę. Ten jedynie uśmiechał się pod nosem. Chyba głupi i ślepy nie
zauważyłby, że dziewczyna ewidentnie leci na gitarzystę.
-
Po seksie? – zapytała.
-
I przed, i po – zaśmiał się Tom.
-
Tak było głośno o twoich flirtach jeszcze niedawno. Nie masz nikogo, nie
flirtujesz. To dziwne…
-
Jak, nie ma nikogo? Oczywiście, że ma! – zdziwił się jej słowami Bastien.
Dziewczyna, ze zdumienia szeroko otworzyła oczy i odwróciła się, patrząc na
szatyna.
-
Jak to? Przecież mówiłeś mi tydzień temu, że nie jesteś z nikim związany.
-
No nie, nie powiedziałem tego wprost, ty to zasugerowałaś, a ja nie
zaprzeczyłem.
Dziewczyna
wydawała się być nieco zmieszana, chociaż teraz mogła jakoś wytłumaczyć sobie
fakt, że nie czuła jego zainteresowania. Ale zaraz… przecież Tom Kaulitz nie
był chyba uosobieniem wierności?
-
No to uważaj Tom, Belt wyciągnie wszystko, na wywiadzie nie będzie tak łatwo –
przypomniała.
-
Nie ma co wyciągać. Nikt nie wie kto to.
-
To niemożliwe – pokręciła głową, śmiejąc się. – A teraz wybaczcie, muszę do
toalety. – Wstała i kołysząc zmysłowo biodrami, oczywiście przecisnęła się tuż
przed samym nosem Toma, choć ten się
znacznie odsunął, aby ją przepuścić. Kiedy zniknęła w małym korytarzyku prowadzącym
do łazienki, Bastien nie mógł powstrzymać śmiechu.
-
Masz chłopie przerąbane, jeśli oczywiście nie chcesz jej przelecieć.
-
Ani mi to w głowie – Puścił mu oczko Tom. – Jest takie mądre przysłowie: „Gdzie
się mieszka i pracuje, tam się chujem nie wojuje”. Blondyn zaśmiał się, ale po
chwili lekko zasępił. Pracował z nimi i ta współpraca miała potrwać dłużej, gdy
tymczasem snuł jakieś mrzonki o bliźniaku, tego tu oto młodego mężczyzny. Nie
widział go od pamiętnej soboty, a wciąż miał pod powiekami obraz jego idealnego
ciała, pięknej twarzy, oczu. Wiele by dał, aby coś między nimi się zdarzyło,
ale on nie myślał jedynie o flircie, choć jak na razie i tak wszystko było
jedynie w sferze jego marzeń. Póki co Bill był dla niego nieosiągalny, ale
przecież nawet nie miał okazji, aby wziąć sprawy we własne ręce, dopiero snuł
plany, jakby go zdobyć i w sobie rozkochać. Miał przecież czas, miał dużo
czasu…
Danielle
wróciła do stolika i dopiła swój sok.
-
To co panowie dalej robimy? Ja już na dziś skończyłam pracę w firmie, więc może
się gdzieś wybierzemy?
Bastien
spojrzał na zegarek.
-
Beze mnie moi drodzy, jeśli już. Ja mam za pół godziny spotkanie, więc będę się
zbierał – Kiwnął na kelnerkę, prosząc o rachunek.
-
Więc zapraszam cię do mnie Tom, na Jacka Danielsa. W sumie mam z tobą do
przedyskutowania pewien zawodowy temat.
-
No nie wiem, muszę jeszcze do kogoś zadzwonić – zawahał się gitarzysta. Mimo
wszystko coś go kusiło, aby skorzystać z propozycji, ale miał jakieś dziwne
obawy. I nie chodziło o to, że mógłby zdradzić bliźniaka, bo tego nie zrobiłby
mu na pewno, ale zrodziła się w nim jakaś nieodparta chęć czerpania
przyjemności z nieustannych zabiegów Danielle. Jej kokieteria i widoczne nim
zainteresowanie, dawały mu tak lubianą satysfakcję.
Bastien
wyciągnął z portfela banknot, dwukrotnie pokrywający jego zamówienie i położył
go na stoliku.
-
To ja uciekam, a wy barwcie się dobrze – Znacząco się uśmiechnął i zniknął za
drzwiami lokalu. Po uregulowaniu rachunku Tom i Danielle także opuścili
restaurację, udając się w kierunku jej auta.
-
Zapalę i zatelefonuję, poczekaj w samochodzie – zwrócił się do dziewczyny,
oddalając na bezpieczną odległość. Nie chciał, aby cokolwiek usłyszała z tej
rozmowy, szczególnie że chciał porozmawiać z Billem. Odpalił papierosa i wybrał
połączenie do bliźniaka, który szybko odebrał:
-
No, co tam?
-
Co robisz? – zapytał go.
-
Oglądam jakiś set Bastiena, a wam jeszcze długo zejdzie?
Tom
zastanowił się co ma powiedzieć. Nie chciał za nic wydać się, że właśnie
zamierza jeszcze wybrać się do Danielle na drinka, to dopiero rozpętałoby
burzę. Ale chciał właśnie teraz skontaktować się z nim, na wypadek, gdyby ten
zniecierpliwił się i zatelefonował, kiedy będzie u dziewczyny.
-
Myślę, że za jakąś godzinę będę w domu.
-
Zamówić coś na kolację? – zapytał Bill.
-
No możesz, ale to na jakąś dwudziestą. Byłem z Bastienem na obiedzie i jestem
nażarty.
-
No proszę, jak to sobie sami dogadzają. Od jutra dołączam do was! – zaśmiał
się, niczego nie świadom Bill. – To pa! Czekam!
-
No pa – odpowiedział Tom, który rozłączył się. I właśnie w tej chwili
nawiedziły go wątpliwości. A jeśli ulegnie pokusie? Teraz był pewien, że zaloty
dziewczyny i każda forma adoracji, są dla niego jedynie duchową przyjemnością,
ale jeżeli nie wytrzyma i zechce ją pocałować, czy dotknąć? Jest przecież do
cholery tylko samcem, z dość marną silną wolą, jeśli chodzi o walory
kobiecości. Lepiej będzie, jeśli nie skusi losu. Tak, to będzie stanowczo
najlepsza decyzja.
Przygasił
peta i zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku auta. Szyby były odsunięte, więc
nie wsiadając, podszedł od strony kierowcy i pochylił się.
-
Przepraszam, ale z naszego drinka dziś nic nie będzie. Muszę jeszcze coś
załatwić – Na twarzy Danielle wymalowało się widoczne rozczarowanie.
-
Tak nagle? – zapytała z niedowierzaniem.
-
Niestety, to wyszło niespodziewanie.
Czuła,
że jednak chce się wymigać, ale wiedziała, że nic nie może zrobić.
-
Więc wsiadaj, podwiozę cię chociaż – zaproponowała.
-
Nie, dzięki. To niedaleko, przejdę się, a potem wezmę taksówkę.
-
No w porządku, jeśli nie, to jadę do domu. Do jutra, Tom.
-
Do jutra – pożegnał ją, a idąc wolno odprowadził wzrokiem także jej auto,
znikające za rogiem ulicy. Nie chcąc być zbyt wcześnie w domu, co mogłoby
spowodować jakieś niewygodne pytania, zrobił sobie krótki spacer do
najbliższego postoju taksówek, a potem pojechał tam, gdzie czekała na niego
ukochana osoba, której za nic w świecie nie chciał skrzywdzić.
Jestem dumna z Toma, że odrzucił zaloty tego dziewuszyska :). Oby tylko ta cała Danielle nie narobila Tomowi kłopotów... Baby są wredne, kiedy się je odrzuci xd
OdpowiedzUsuńToma wciąż ciągnie do kobiet, dlatego odpuścił sobie jej towarzystwo sam na sam, choć jest siebie pewny, to jednak licho nie śpi...
UsuńDziękuję, pozdrawiam ;*
Zdecydowanie czuję dumę z tego, ze Tom jednak spławił tą dziunię Haha xD jakoś... tak jak Bastien garnący się do Billa wcale mi nie przeszkadza, tak ona działa mi na nerwy. Być może dlatego, ze on nie robi tego w żaden nachalny sposób, a ona... No właśnie xD
OdpowiedzUsuńNo i cieszę się bardzo, ze bliźniacy doszli do prawdziwego porozumienia i je należycie skonsumowali :D teraz tylko czekać co dalej stanie na ich drodze, bo tego, ze coś stanie to jestem absolutnie pewna... w twoich opowiadaniach w końcu zawsze musi się coś dziać i zawsze jest to jak najlepiej ukazane :D czekam wiec, kochana na następny rozdział i życzę ci duuuuużoooo weny ;*
No powiem szczerze, że będzie różnie, ale trochę spokoju i takiej sielanki też, jednak nie za dużo żeby za nudno nie było ;) Staram się przynajmniej, bo sama nie wiem, czy czasem nie jest nudno?
UsuńDziękuję, że jesteś, buziaki ;*
To uczucie, kiedy kolejna część opowiadania zaczyna się od wyrafinowanego opisu seksu jest bezcenne.
OdpowiedzUsuńCytuję " - Jak to możliwe, że pragną nas tysiące, a my pragniemy tylko siebie?" czyli Bill i jego nagłe, zaskakujące refleksje o życiu. Nie dostrzegam nic nadzwyczajnego w tym, że taka skomplikowana postać jak Bill lubi sobie długo rozmyślać i filozofować.
Najważniejsze, że wyjaśnili sobie, że nie mogą tak chodzić za sobą krok w krok i pilnować bo muszą zachowywać się jak najbardziej naturalnie żeby nie wzbudzać podejrzeń. I z jednej strony doskonale wiedzą, że każdy z nich jest jednostką, która ma prawo do własnego życia, ale z drugiej strony nie potrafią znieść myśli, że nie mają nad sobą wzajemnie żadnej kontroli. To boli. Jestem zadowolona, że mimo wszystko szczerze ze sobą porozmawiali bo mam wrażenie, że skupianie się jedynie na dawaniu sobie cielesnych przyjemności zaprowadzi ich wprost do piekła.
Jednak w tej części dała o sobie znać, napalona na Toma, Danielle. Ona jest zdecydowanie gorsza od Bastiena. Mam jakieś dziwne przeczucie, że nie cofnie się przed niczym żeby uwieść Toma bo kusi go jak tylko może wykorzystując każdą nadarzającą się okazję. Gra mi na nerwach ta żmija. Zresztą Bastien też. Danielle ostrzy sobie zęby na Toma, a Bastien na Billa. Być może taki jest zamysł. Dobrze, że w ostatniej chwili Tom opamiętał się i zrezygnował z tego jej zaproszenia na drinka. Ta dziewczyna momentami nie ma wstydu, gdyby tylko mogła to od razu rozłożyłaby przed Tomem swoje nogi. To jest żenujące, ale i tacy bohaterowie są potrzebni bo musi być kontrast.
Twój styl i niezwykła lekkość pisania jest wyrazem wysokiego poziomu artystycznego i nie mam co do tego absolutnie żadnych wątpliwości. Nie da się ukryć, że prezentujesz tutaj tak wiele wymyślnych sposobów kształtowania wypowiedzi poszczególnych bohaterów, że po prostu wstrzymuję oddech dusząc się z podziwu.
Czy pisałam już, że bogactwo słownictwa, które przedstawiasz w tym opowiadaniu zwala mnie z nóg? Nie? To teraz piszę.
To opowiadanie jest z piekła rodem.
Lecę czytać dalej,
E.G.
Z jednej strony Bastien, a z drugiej Danielle. Tom jednak nie jest tak łasy i podatny na komplementy, jak Bill. Jemu nie jest potrzebna do szczęścia żadna adoracja kobiety. Kocha Billa i ta miłość w zupełności mu wystarcza. Są tak różni od siebie. Niedojrzały Bill i dojrzały emocjonalnie Tom.
UsuńNo to dziękuję i do następnego ;*