niedziela, 18 marca 2018

Część 28.


Część 28.


            Nie znałem wystarczająco wielu wulgarnych słów, aby określić mój wkurw na Toma. Byłem głodny, a on tak po prostu sobie pojechał, na dodatek chyba powinienem brać jakieś lekarstwa, no przecież coś tam przepisał mi lekarz, a on co? Miał to w dupie! Miał w dupie mnie! Cholerny egoista! Leżałem tu w gorączce, zupełnie sam, na dodatek musiałem wstać i posprzątać te skorupy po pieprzonym kubku, jaki roztrzaskałem o drzwi. A mam to gdzieś, niech sobie leży. Przecież mi nie przeszkadza.
            Nie ruszałem się z łóżka jeszcze jakiś czas, ale głód naprawdę zaczął mi doskwierać, więc nie było innego wyjścia, jak wstać i pójść na dół. Nie miałem pojęcia o której on wróci, ale jeśli nawet wróci, nie było szans na to, że wpadnie na pomysł, aby zadbać należycie o mój żołądek. Nim wyszedłem z pokoju zatrzymałem się przy drzwiach i pozbierałem skorupy szkła. Znając siebie zapomniałbym, że tu leżą i  prędzej czy później wdepnąłbym w jedną i rozwalił sobie stopę, wolałem więc uniknąć dodatkowego bólu, wystarczającym był ból serca z powodu znieczulicy mojego brata. No dobra, może moja ostatniej nocy była jeszcze większa, choć ja nazwałbym swój postępek brakiem wyobraźni, a nie jakąś tam znieczulicą.
            Z wyzbieranymi co do kawałka i zawiniętymi w koszulkę odłamkami porcelany – bo nic innego pod ręką nie miałem – udałem się na dół, do kuchni. Wywaliłem do kosza na śmieci szkło, po czym sięgnąłem do lodówki. Na małej tacy ułożyłem co tylko mi wpadło w oko, zamierzając się porządnie najeść. Byłem pewien, że mój ukochany nażre się gdzieś na mieście i wróci do domu z pustymi rękoma, wybrałem więc z lodówki wszystko to, co najbardziej lubił, tak po złości, a że za dużo tego nie było, można by rzec, że zostawiłem tam jedynie światło.
            Zabrałem wszystko na górę, usadowiłem się w łóżku, i objadając obejrzałem film, na którym jednak nie mogłem się skupić, bo po głowie chodziła mi uporczywa myśl: jak tu udobruchać Toma? Była jedna rzecz jakiej nigdy nie umiał mi odmówić - seks. Tom nie potrafił oprzeć się mojemu urokowi i czasem wystarczyło ledwie otarcie, czy też śmiałe wyeksponowanie mojej nagości, a każde jego postanowienie o wstrzemięźliwości umierało nagle i bezboleśnie. 
            Musiałem tylko znaleźć na to sposób do wieczora, bo jeśli znów zamknie się przede mną w sypialni, to czeka mnie kolejna noc postu. W dzień zawsze coś się działo i trudniej było mi go skusić. Tak też rozmyślając siedziałem w łóżku i objadałem się. I właśnie wtedy wpadłem na genialny pomysł!
            Teraz tylko trzeba było cierpliwie poczekać na powrót Toma. Wiedziałem, że kiedy usłyszę dźwięk jego podjeżdżającego auta, będę miał dość czasu, aby przygotować cały spektakl. Wówczas należało jedynie trzymać mocno kciuki za to, aby łaskawie pofatygował się do mojego pokoju.

***
           
            - Proszę bardzo – Tom otworzył drzwi i przepuścił gościa przodem, a wówczas Bastien znalazł się w dużym i przestronnym holu. Gospodarz wyprzedził go nieco i kładąc na chwilę na szafce niewielką reklamówkę z lekarstwami dla brata, odebrał od niego kupione po drodze pudełka z obiadem, po czym postawił je na kuchennym barku. Zwrócił spojrzenie ku schodom wiodącym na górę, przez chwilę nasłuchując, jednak stamtąd nie dochodził do jego uszu żaden odgłos.
            - Bill prawdopodobnie śpi, ale chodźmy, zobaczymy, najwyżej zrobimy mu niespodziankę – Cicho zaproponował Tom.
            - Mam tam pójść z tobą? – Ze zdziwieniem zapytał Bastien, a Tom tylko położył palec na ustach i skinął głową. Chłopak poczuł przyspieszone i gwałtowne uderzenia serca. Wspinając się po schodach za gospodarzem cieszył się, że Tom nie ma teraz możliwości przyjrzenia mu się. Uśmiech zagościł na jego ustach, a całe ciało zadrżało w ekscytacji. Zobaczy sypialnię Billa, jego łóżko, a co najważniejsze, znów zobaczy jego.
            Stopień po stopniu pokonywał więc ten ostatni metr, aż stanął tuż za plecami gitarzysty, który właśnie ułożył dłoń na klamce pokoju bliźniaka i wolno, ostrożnie ją nacisnął uchylając drzwi. Dał dwa kroki do przodu, przestępując próg sypialni, ale Bastien nawet nie drgnął. Wciąż stał w tym samym miejscu, poza granicą azylu człowieka, który był dla niego uosobieniem piękna, a którego teraz miał zobaczyć w okolicznościach, o jakich do tej pory mógł jedynie śnić.
            Bill leżał na brzuchu, z wplątaną pomiędzy uda kołdrą, całkiem nagi, a jego jędrne i idealne pośladki, były wyeksponowane na widok obu par oczu. Oliwkowa, dopieszczona słońcem na rajskim atolu skóra, odcinała się kolorytem od śnieżnobiałej pościeli. Czarne włosy rozrzucone były w nieładzie na poduszce, a niektóre kosmyki niedbale przykleiły się do lekko zaróżowionego policzka. Ten drugi, ściśle przylegał do poduszki. Czerwone usta, delikatnie rozwarte, sprawiały wrażenie spragnionych, oczekujących jedynie na to, aby pokryły je inne, równie gorące wargi.
            Widok, jaki ukazał się ich oczom, obu wprawił w zakłopotanie, i choć nie mieli o tym bladego pojęcia, powód zażenowania był taki sam. Obaj mogli przez chwilę bezkarnie patrzeć na to ciało, tak idealnie piękne i zupełnie nagie. Bastien poczuł suchość w ustach, ale jakimś cudem przełknął resztkę śliny, mając wrażenie, że odgłos tej czynności słyszalny jest w promieniu kilometra. Tom właśnie odwrócił się na chwilę zerkając na chłopaka, który nawet nie zdążył zobaczyć wyrazu jego twarzy, bo łapczywie wpatrywał się w młodego, nagiego boga, będącego  tak blisko, jednak wciąż dla niego nieosiągalnego.
            Chwila konsternacji, choć zdawała się trwać wiecznie, to jednak była tylko mgnieniem oka. Gitarzysta szybko odzyskał rezon, postępując kilka kolejnych kroków do przodu i kładąc na nocnej szafce woreczek z zakupionymi lekarstwami, dał czarnowłosemu delikatnego klapsa. Powstrzymał się przed wymierzeniem mu mocno siarczystego jedynie z obawy, że ten zerwie się i wystawi na widok publiczny nie tylko goły tyłek, ale także przyrodzenie i swoje najdroższe klejnoty.
            - Ubierz się księżniczko, mamy gościa! – zakomunikował donośnie.
            Na te słowa Bill natychmiast podniósł głowę, a jego spojrzenie spotkało się z zakłopotanym, ale usilnie wpatrującym się w niego wzrokiem Bastiena, który wciąż stał za otwartymi drzwiami.
            - Tom, kurwa! Jesteś pojebany! – wrzasnął, szybko wyplątując nogę z kołdry i naciągając ją na siebie po samą szyję, obrzucił gniewnym spojrzeniem brata.
            - Skąd miałem wiedzieć, że się tak rozkopiesz dziecinko? – zachichotał bliźniak, a wychodząc z pokoju dodał. – Zejdź na dół, przywieźliśmy obiad.
            „Nie no, kurwa, nie! Dziś zabiję tego gnoja, jak tylko pójdzie Bastien. Przysięgam, zamorduję go!”, zarzekał się w myślach, schodząc za gościem na dół. Gdyby wiedział, że Bill odstawi taki teatrzyk, nie ciągał by chłopaka za sobą na górę. Mało brakowało, a zauważyłby w jaki sposób działa na niego nagość własnego bliźniaka. Właściwie żałował teraz, że nie przypieprzył mu w to dupsko mocniej, może odechciałoby mu się tych idiotycznych prowokacji, bo miał stuprocentową pewność, że to wszystko było zamierzone. Bill nie raz stosował te swoje sztuczki, kusił, a szczególny wydźwięk to wszystko miało wówczas, gdy byli skłóceni. Po chwili jednak minęła mu złość, a w duchu miał niezłą radochę, że sprawy, zupełnie niechcący nabrały takiego obrotu. Oto ten nieoczekiwany przez niego gość, zobaczył jego goły tyłek, a reakcja czarnowłosego była dość zabawna.
- Przepraszam cię za Billa – zwrócił się ze śmiechem do Bastiena.
            - Nic nie szkodzi, przecież nie mogłeś wiedzieć, ale chyba się zdenerwował. - odpowiedział chłopak, sadowiąc się przy kuchennym barku. Wciąż był w lekkim szoku i nie potrafił pozbyć się z głowy widoku, jaki kilka minut temu zobaczył.
            - Mało powiedziane – Tom wciąż nie mógł opanować rozbawienia i nawet wykładając obiad na talerze, wciąż miał na twarzy wymalowany uśmiech. Już sobie wyobrażał, jaki Bill musiał być wściekły. Nie dość, ze plan jego kuszenia zupełnie nie wypalił, to jeszcze Bastien zobaczył jego zupełnie nagie pośladki. Wiedział, że niebawem tu przyjdzie, obrażony na cały świat.

***

            Miałem ochotę mu przypierdolić i miał wielkie szczęście, że szybko się wycofał. Co też przyszło mu do tego łba, żeby przyprowadzać Bastiena, na dodatek ciągnąć go za sobą do mojego pokoju? Byłem taki wściekły, chociaż, czy tak naprawdę był powód? Zaskoczyło mnie to, co się wydarzyło, ale nie miałem się czego wstydzić. Moje ciało było cudowne, idealne, a pośladki miałem jak marzenie, wiedziałem, że Tom nie umiał im się nigdy oprzeć, a teraz, kiedy mieliśmy gościa nie będzie mógł tak po prostu natychmiast mnie mieć. I bardzo dobrze, wiedziałem, że to wcale nie zaszkodzi naszej relacji. Skoro taki mądry, to teraz on sobie trochę poczeka.
            Zauważyłem, że przyniósł mi lekarstwa, więc zażyłem wszystko według instrukcji na kartce, jaką zostawił mi lekarz. Naciągnąłem na tyłek bokserki, zarzuciłem szlafrok, i odczekałem jakiś czas, po czym z wielkim, trochę udawanym fochem i mocnym  postanowieniem, że ja mu jeszcze dziś pokażę, zszedłem na dół.

***

            Chłopcy skończyli jeść i z piwem usadowili się na kanapie w salonie, kiedy czarnowłosy pojawił się w kuchni, a że te dwa pomieszczenia oddzielał od siebie tylko długi barek, doskonale go widzieli. Wyglądał tak, jakby tuż nad głową wisiała mu burzowa chmura, z jakiej lada moment zaczną trzaskać pioruny. Rzucił jedynie w ich stronę wzgardliwe spojrzenie, na co Tom tylko sapnął i włączył telewizor. Bastien nie wiedział jak ma się zachować, atmosfera nie była miła, chociaż właściwie to niemiły tylko był Bill, bo w towarzystwie jego bliźniaka czuł się dobrze. Szatyn zauważył zakłopotanie chłopaka i niepewne zerknięcia w stronę kuchni.
            - Nie przejmuj się nim, zaraz pewnie mu przejdzie – powiedział cicho, tak, aby Bill nie mógł tego usłyszeć, szczególnie, że dźwięk muzyki jaka popłynęła z telewizora wszystko zagłuszał.
            Tymczasem czarnowłosy wstawił do mikrofali talerz ze swoją, obiadową porcją, ponieważ wszystko już dawno wystygło, a kiedy danie było gotowe do konsumpcji, usiadł przy stole w kuchni i zaczął jeść. Tom w najlepsze rozprawiał z Bastienem, nie mówili zbyt głośno, ale ze strzępków rozmowy, jakie do niego docierały zorientował się, że rozmawiają na temat tego nad czym dziś pracowali i planów na kolejne, robocze spotkania.
            Blondyn nie zerkał w stronę Billa, z uwagą wsłuchując się w słowa swojego rozmówcy, sam odpowiadał mu ochoczo wolno sącząc piwo. Jednak niezmiernie trudno było mu się skupić na konwersacji, chociaż bardzo się starał. W każdą jego myśl wdzierała się obecność młodego boga, a świadomość, że jest tak blisko mroziła jego zdrowy rozsądek. Bał się sam siebie i z jednej strony zupełnie na rękę było mu to, że wciąż nie usiadł na prostopadłej kanapie, lub tuż obok, ale z drugiej, chciałby być nieopodal, zupełnie blisko. Denerwował go fakt, że zupełnie gubi swobodę, i jest spięty. Towarzystwo młodszego Kaulitza od początku nieco go paraliżowało, może dlatego, że zależało mu na tej znajomości i chciał wypaść jak najlepiej, ale dziś czuł się onieśmielony bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Miał nadzieję się tego wyzbyć, może po większej dawce alkoholu stanie się bardziej wyluzowany? Nie chciał, aby każdy wyraz grzązł mu w gardle, w obawie, że czymś się przed nim zbłaźni, tym samym grzebiąc nadzieje na bliższe poznanie.
            Teraz bał się tam spojrzeć, nawiązać wzrokowy kontakt, czy choćby zerknąć. A jeśli nie będzie umiał oderwać od niego wzroku? Wolał nie patrzeć, ale w końcu odważył się na ten krok, kiedy Tom ze śmiechem rzucił:
            - O, idzie nasza księżniczka!
            Jego bliźniak właśnie zmierzał w ich stronę, stawiając powolne kroki, a jego bose stopy zapadały się w miękki dywan usłany na całej podłodze salonu. Śnieżnobiały szlafrok, niedbale zawiązany w pasie, przy każdym kroku odsłaniał znaczną część uda, a z lewej strony całkiem zsuwał mu się z ramienia, jednak czarnowłosy zupełnie się tym nie przejmował. Nie był przecież kobietą, aby musiał ukrywać przed światem nagą pierś, zresztą przybysz niespełna godzinę temu widział i tak o wiele więcej. Gdyby teraz trzeba było cokolwiek powiedzieć, blondyn z pewnością nie wydusiłby z siebie żadnego dźwięku. Zahipnotyzowany tym widokiem, chłonął spojrzeniem każdy ruch chłopaka, sunąc łakomie po odkrytych fragmentach ciała.
            Bill, zupełnie nie zwracając uwagi na tekst Toma, podszedł do gościa i wyciągnął ku niemu dłoń.
            - Cześć, przepraszam, że wcześniej nie przywitałem się, ale sam rozumiesz. Sytuacja była hmm, dziwna? – Z uśmiechem uniósł lewą brew. Nie wiedział jak określić fakt, że na dzień dobry pokazał mu gołe pośladki. Teraz jednak wypadało w końcu grzecznie się przywitać. Bastien wstał i uścisnęli sobie ręce.
            - Cześć Bill. Czasem tak się zdarza, mogę ci obiecać, że szybko wymażę to z pamięci – zaśmiał się.
            - Wcale tego nie oczekuję – odparł bez nuty rozbawienia czarnowłosy, po czym usiadł na wprost i mrużąc oczy dodał. – Jeśli coś jest warte, aby pozostać w pamięci, niechże tam pozostanie. – wycedził, po czym objął lekko nabrzmiałymi wargami słomkę utkwioną w szklance z sokiem, którą po chwili wyjął i obracał w palcach.
            Tom zmroził go lodowatym spojrzeniem, czego oczywiście bliźniak mógł się spodziewać, ale z czystą premedytacją w ogóle na niego nie patrzył, za to całą swoją uwagę skupił teraz na gościu, który wyglądał na delikatnie zakłopotanego.
            - Jak się czujesz? – zapytał szybko Bastien, nie nawiązując do słów Billa, które wydały mu się jawną prowokacją do flirtu, ale przecież teraz, przy jego bracie, nie będzie toczył rozmowy z podtekstem.
            - Jest w porządku, wziąłem grzecznie wszystkie lekarstwa, jakie zapisał mi pan doktor, a wcześniej aspirynę i gorączka spadła. Jak widać tryskam dobrym samopoczuciem! – Rozłożył ręce śmiejąc się, a po chwili założył nogę na nogę, oczywiście odsłaniając obydwa uda. Tom aż nabrał głęboki haust powietrza przez chwilę zastanawiając się, czy w ogóle założył bokserki. W sumie mógł się spodziewać po nim, że jednak nie, ale kiedy mignęła mu biel materiału odetchnął z ulgą. Mimo to nie powstrzymał się od uwagi:
            - Może byś się tak ubrał, a nie znów świecisz przy gościu gołym tyłkiem.
            - O, wypraszam sobie! – żartobliwie żachnął się Bill i odwiązawszy pasek szlafroka, odrzucił jego poły na boki, ukazując swoje na wpół nagie ciało. – Świeciłem nim wcześniej, teraz mam bokserki!
            Jak się spodziewał, w bliźniaku się zagotowało. Natychmiast zakrył twarz dłonią w geście zażenowania i wstydu, po czym westchnął głośno i ostentacyjnie, a w chwilę potem zaklął:
            - Ja pierdolę.
            Czarnowłosy z powrotem wolno zaciągnął na siebie szlafrok i przewiązał pasek. Uśmiechnął się pod nosem, zerkając z ogromną satysfakcją na Toma. „Sam tego chciałeś kochanie”, pomyślał z triumfem, wcale nie zamierzając na tym poprzestać. Obiecał sobie, że za to odizolowanie się od niego tej nocy, da mu solidnie popalić.
            - No co? – mruknął niewinnie. – Nie będę się ubierał, bo zaraz idę do łóżka.
            Bastien zupełnie nie wiedział, jak ma się zachować, postanowił nie komentować tego, co robił Bill. Zresztą co miałby powiedzieć? Zauważył, że między bliźniakami iskrzy jakieś dziwne napięcie, nie miał pojęcia o co chodzi, ale zakładał, że prawdopodobnie są ze sobą skłóceni. Przynajmniej w jego oczach tak to wyglądało.
            - Mam nadzieję, że szybko wydobrzejesz.
            - Ja także mam taką nadzieję, mamy się przecież spotkać, moje gardło musi być zupełnie zdrowe – zachichotał Bill, puszczając mu oczko i dopił swój sok. Blondyn znów wyważył w jego słowach podtekst, szczególnie, że on wcale tego nie krył. Lawirował pomiędzy nim, a swoim bliźniakiem rozbawionym spojrzeniem znad szklanki, którą obejmował ustami, jakby w oczekiwaniu jakiejś riposty. Tom jednak nie odzywał się ani słowem, a Bastien postanowił się teraz nie angażować w tę grę słów.
            - Mógłbym pokazać ci ścieżkę dźwiękową, mam laptop w samochodzie, ale w sumie to może poczekać. Wykuruj się porządnie.
            Na te słowa czarnowłosy się ożywił.
            - Serio?! Masz to przy sobie?
            - Jasne, przecież przyjechałem tu z twoim bratem prosto ze studio.
            - To dawaj to szybko! Muszę posłuchać, zobaczyć! Przynieś laptop! – Bill poderwał się z kanapy, jakby sam chciał biec do jego auta, ale kiedy Bastien wstał i ze śmiechem ruszył w stronę wyjściowych drzwi, pobiegł w kierunku schodów na górę. – Przyjdź do mojej sypialni! – rzucił głośno wskakując po dwa schodki.
            Tymczasem Tom wciąż siedział na kanapie w salonie, sącząc resztki piwa, jakie jeszcze pozostały w jego kuflu. Czarne chmury w jego głowie rozpętały burzę myśli. Doskonale wiedział, że te wszystkie wyczyny bliźniaka, to była zemsta za to, że nie wpuścił go nocą do sypialni, ale po co zaprosił teraz tego muzyka do swojej? Przecież równie dobrze mógł odsłuchać tego w salonie. Wstał, zgarnął ze stolika kufel gościa, szklankę brata, i zaniósł wszystko do kuchni. Kiedy blondyn wrócił z laptopem pod pachą i nic nie mówiąc, z uśmiechem wdrapał się po schodach na piętro, został odprowadzony zdezorientowanym wzrokiem szatyna.

***

            Zdaniem Billa wybrał właśnie najlepszą opcję. Dopiero teraz Tom oszaleje, nie mając pojęcia co dzieje się za tymi drzwiami.
            Kiedy wbiegł po schodach na górę, wskoczył do łóżka zacierając ręce. Nie zamykał drzwi w oczekiwaniu na swojego gościa, ale kiedy tylko ten się pojawił, gestem nakazał mu je zamknąć.
            - Siadaj – Wskazał mu fotel tuż obok własnego łóżka, a sam sięgnął po słuchawki, które leżały na komodzie, obok jego laptopa.
            - Czemu nie chciałeś odsłuchać tego na dole? – zapytał młody muzyk.
            - Bo nie chcę, żeby Tom usłyszał, pokażesz mu jak już nagramy, okay?
            - Jasne, ale przecież jak widzę i tak nie masz zamiaru słuchać z głośnika – zauważył Bastien.
            - Jak odpalę na full głośność, to i tak przecież by słyszał.
            Bill usadowił się na łóżku, w siadzie skrzyżnym i skrzętnie zakrył nogi połami szlafroka, teraz już nie było potrzeby w jakiś sposób się obnażać i udawać, że kusi gościa tylko po to, aby wzbudzić w bliźniaku zazdrość. Tutaj nie było Toma, został na dole, czy gdziekolwiek indziej poza tym pokojem w którym zamknął się z Bastienem. Nie zamierzał go podrywać, nie potrzebne były mu żadne romanse, miał przecież kogo kochać i tego kogoś kochał nad życie.
            Ciekaw był bardzo tego, co ma dla niego muzyk, niecierpliwie wpatrywał się w ekran jego laptopa, kiedy otwierał odpowiedni plik, aby zademonstrować mu swoje dzieło, stworzone dla niego i z myślą o nim, czego wiedzieć nie mógł. Trzymając dłonie na słuchawkach zatonął teraz w dźwiękach prezentowanej mu przez chłopaka muzyki.
            Bastien wpatrywał się w niego niemo i zamarł bez ruchu w oczekiwaniu jego reakcji. Serce łomotało mu w piersi z przestrachem, chociaż wiedział, że to, co dla niego skomponował spłynęło prosto z jego serca, a pod wpływem tak wspaniałej inspiracji, jaką była osoba czarnowłosego, nie mogło przecież powstać nic banalnego i marnego. Kiedy uśmiech ozdobił usta Billa, a błysk w oczach zdradził jawną aprobatę, chłopak odetchnął z ulgą.
            - Ja pierdolę, to jest cudowne… - powiedział, wciąż mając w uszach ostatnie takty ścieżki dźwiękowej, a gdy zsunął słuchawki dodał już nieco ciszej. – Wyślij mi słowa, gdyby nie to cholerne przeziębienie, już jutro chciałbym być z tym w studio.
            - Cieszę się, że przypadło ci do gustu. Miałem nadzieję, że w tym tygodniu się spotkamy, ale wylecz się porządnie – Bastien nie patrząc na Billa i nie zdradzając przed nim euforii, jaka rozpierała go, skupił się na ekranie własnego laptopa. – Podaj mi maila, wyślę ci.

***

            Tom włożył brudne naczynia do zmywarki, ale nie włączył jej nasłuchując odgłosów jakie ewentualnie mogłyby dochodzić z góry, jednak prócz jednego wybuchu śmiechu Billa, nie słyszał niczego istotnego. Otworzył sobie kolejne piwo i oparłszy się pośladkami o blat kuchennego stołu, wpatrywał w przestrzeń holu i pierwsze stopnie schodów. Był zły i zazdrosny. Upił kilka potężnych łyków i odstawił kufel, po czym cicho, na palcach zaczął wchodzić na górę. Robił to bardzo ostrożnie, ponieważ drewniane stopnie czasem skrzypiały, a nie chciał, aby go usłyszeli, niech Bill myśli sobie, że wciąż jest na dole. Zatrzymał się pod drzwiami i z bijącym sercem wstrzymał oddech, przykładając ucho do drewnianej płaszczyzny. Do jego zmysłu słuchu dochodziły jedynie strzępki cichej rozmowy, ale nie słyszał wyraźnie ani jednego słowa, więc nie miał pojęcia o jej treści. No nic… Najważniejsze było, że tylko rozmawiali. Odetchnął z ulgą, ale zaraz zganił siebie za takie myśli. Przecież do cholery Bill go kochał, a on ufał mu, więc skąd teraz jakieś podejrzenia go o zdradę, w dodatku w ich domu, pod tym dachem? Co za niedorzeczne obawy przychodziły mu do głowy?!
            Spłynął na niego spokój i miał ochotę zapalić, a nie chcąc znów dreptać po schodach skierował swoje kroki do saloniku z kominkiem, tam był niewielki balkon, więc postanowił właśnie w tym miejscu oddać się przyjemności jednego ze swoich nałogów. Kiedy już nasycił płuca papierosowym dymem, zasiadł na kanapie i włączył telewizor, bardzo cicho, aby chłopcy nie słyszeli, że jest nieopodal. Żałował, że zostawił na dole piwo, nie chciał już schodzić i kręcić się, dając tym samym jakieś znaki, że jest w pobliżu, dlatego też wyjął sobie z barku wino i napełnił kieliszek. Sączył go skacząc po telewizyjnych kanałach, zatrzymując się na niektórych nieco dłużej. Czas upływał i nim się zorientował, wypił ponad połowę butelki. A Bastien wciąż nie opuszczał sypialni Billa. Powoli zaczynało go to już irytować, brakowało mu bliskości Billa i drażnił go fakt, że są wciąż zamknięci. Co oni tam do cholery robili tyle czasu?
            Zaczynał tracić cierpliwość, jeszcze chwila a wparuje tam, i wyciągając kolesia za fraki po prostu go wyrzuci z domu! Gówno prawda. Nie zrobi tego, nie może, nie wypada, w końcu razem pracują, z pewnością nie robią niczego złego…
            Burza myśli nawiedzała go, popadał z jednej skrajności w drugą, wino, pomieszane z piwem robiło swoje, a on sam czuł się lekko podpity. W jednej chwili był spokojny niczym medytujący, tybetański mnich, a w drugiej szalał z zazdrości, gotów przynieść z kuchni nóż i ugodzić nim blondyna w samo serce. Wstawał postępując kilka kroków w stronę korytarza, wciąż jednak nie zbliżając się nawet do sypialni brata, to znów siadał uspokajając rozszalałe nerwy.
            W końcu nie wytrzymał i skradł się pod same drzwi, nasłuchując. Ale zza tej niemożliwej w tej chwili do przekroczenia granicy, nie nadchodził żaden odgłos, więc zbliżył się jeszcze bardziej, przykładając ucho do płaskiej powierzchni, jaka oddzielała go od tych dwóch za nią. Jednak nie słyszał kompletnie nic, nic poza biciem własnego serca. Chociaż ono właściwie nie biło, a waliło jak dzwon, ze strachu i niepewności. Dlaczego tam panowała taka bezwzględna cisza? A może zbyt pochopnie ufał bratu?
            Poddał się zupełnie własnej panice, ułożył dłonie na płaszczyźnie drzwi i mocniej przykleił do niej ucho. Dopiero teraz zdawał się słyszeć jakieś szmery, ale i tak wciąż bardziej słyszał łomot swojego serca, a dopiero po chwili dotarły do niego wyraźne słowa Bastiena: „No to do zobaczenia”.
            Nim uzmysłowił sobie, co za chwilę może się stać, było już za późno na unik. Drzwi błyskawicznie otworzyły się, a on nie mogąc złapać równowagi, poprzedzając efekt końcowy komiczną, akrobatyczną figurą, wylądował wsparty dłońmi o dywan w sypialni Billa i tuż przed własnym nosem zobaczył jego pastelowe wzory. Tak samo szybko jak tam wpadł, tak błyskawicznie się podniósł, wystrzeliwując całą swoją sylwetką w górę, mocno zmieszany. Miał wrażenie, że spalił ogromnego buraka, a patrząc na Billa utwierdził się jedynie w tym przekonaniu, bo brat wyrzucił z siebie potężną salwę śmiechu. Na Bastiena wolał już nawet nie patrzeć, było mu cholernie wstyd. I co teraz ten chłopak sobie pomyśli? Bill zwijał się ze śmiechu, a za swoimi plecami usłyszał cichy chichot blondyna, który w końcu odezwał się rozbawiony:
            - Sorry Tom.
            Szatyn jednak nie odezwał się ani słowem, tylko zmroził obu piorunującym spojrzeniem i pospiesznie wyszedł, zamykając się w małym saloniku z kominkiem.
            - Ja pierdolę – mruknął sam do siebie, pod nosem. Jak on teraz spojrzy Bastienowi w oczy, kiedy znów spotkają się w studio? Jak ma to wytłumaczyć? Chociaż właściwie na bank ubiegnie go w tym Bill, który z pewnością będzie musiał to jakoś skomentować, tylko jak?

8 komentarzy:

  1. Ah... Obaj są siebie warci xd. Jeden gorszy od drugiego xd. Kochają się, a cudują jakieś akcje. Po co im to? Xd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po co? Hmm... dobre pytanie ;) Zazdrość zżera każdego z nich, ale zadziorna, przekorna natura młodszego sprawia, że wychodzą takie oto dziwaczne sytuacje.
      Dziękuję i pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Akcja z gołym tyłkiem bezbłędna Hahaha xD dobrze tak Billowi xD Za to jego późniejszego zachowania to nawet nie skomentuje... xD zamiast normalnie pogadać z Tomem jak już Bastien by wyszedł to ten nie dość, ze go znów zaczął się zachowywać jak rozkapryszony bachor to w dodatku ten biedny Bastien jeszcze sobie pomyśli, ze on serio coś od niego chce... ehhh... nic nie myśli ten chłopak.
    A Toma pod koniec mi było szkoda jak taką gafę popełnił. :( Co ten blondyn musi sobie o nich pomyśleć xD ja bym pomyślała pewnie, ze są walnięci xD Hahahaha
    Nie mogę się już doczekać co będzie dalej, czy w końcu się dogadają, a jeśli tak to bardziej przez słowa czy przez czyny. No i co dalej z tym wątkiem Bastiena :D
    Dużo weny, kochana! I ślę buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak przy tym opowiadaniu ludzie rwą się do komentowania, to aż mi niedobrze... A może serio jest mało ciekawe i czas dać sobie spokój? Muszę to przemyśleć, bo aż się pisać nie chce. Skoro się nie podoba, to może lepiej skupić się na innym?
      Bill tu jest rozkapryszonym bachorem, nie da się ukryć i jeszcze nie raz zachowa się jak dziecko (jeśli będę kontynuować) Bastien jest zdrowo nakręcony i ma nadzieję, przecież Bill podoba mu się, więc taki obrót spraw jest mu na rękę. Nie ma tylko pojęcia o tym co łączy bliźniaków.
      Buziaczki i dziękuję, że jesteś ;*

      Usuń
  3. Myślę i myślę i nie potrafię wymyślić wystarczającej ilości pejoratywnych określeń, żeby chociaż spróbować ocenić zachowanie Billa i wszechogarniającą mnie na jego postępowanie złość. Przedstawiłaś te wszystkie sceny w tak doskonały sposób, że natychmiast poczułam pokłady silnie skrajnych uczuć.

    A Bill poprzez to śmiałe wyeksponowanie nagości... Cóż, może będzie miał nauczkę, że kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Bo nie ma to jak wyeksponować jędrne i idealne pośladki przed napalonym gejem. Po prostu nie wierzę :D Uśmiałam się do łez!
    I kto jest bardziej pojebany? :D Bill prowokująco leżący ze zgrabnym gołym tyłkiem czy Tom przyprowadzający bez uprzedzenia Bastiena wprost do pokoju Billa? Chyba po prostu ich obu równo pojebało :D Bliźniacy po prostu mają zadziorny charakterek.

    Bill chciał Tomowi pokazać na co go stać i pokazał. Tylko przez chwilę było mi szkoda Bastiena, który został potraktowany tutaj w bardzo instrumentalny sposób.

    Czy można być jeszcze większym prowokatorem niż Bill? Nie można.
    Czy można być jeszcze większym kusicielem niż Bill? Nie można.
    Czy można być jeszcze większym intrygantem niż Bill? Nie można.
    Bill, kurwa, niech Cię szlag!
    Mało Ci jeszcze ty wyuzdany
    nieprzyzwoity, obsceniczny, perwersyjny, sprośny, wulgarny zboczeńcu?! Chyba nie. Czuję, że nie. Billa stać na więcej. Wykreowanego przez Ciebie Billa zdecydowanie stać na więcej. Zamykanie się w pokoju sam na sam z Bastienem pod byle jakim pretekstem odsłuchania nagrania to idealny przykład jak Bill zawzięcie dąży do swojego celu, którym jest według mnie totalne zawładnięcie sercem Toma. Bill zrobi wszystko, WSZYSTKO, żeby Tom pragnął go jak tlenu, jak wody. I właśnie Tom wobec Billa tak się zachowuje tylko teraz mu tego nie okazuje nadal mając w pamięci te jego wszystkie ostatnie niedorzeczne wyskoki.

    Aż kręci mi się w głowie i chyba już nie wiem co piszę.
    Cały czas ekscytuję się i zachwycam się jak z taką gracją i wdziękiem opisujesz takie sceny. Delektuję się każdym zdaniem bo to niemożliwa do opisania przyjemność. Jakiekolwiek pochwały to i tak za mało bo dla mnie każdy odcinek to istne arcydzieło na wysokim poziomie.

    Lecę czytać dalej,
    E.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę Bill chciał zadziałać na Toma, nie miał pojęcia, że ten przywiezie Bastiena, ale wyszło, jak wyszło ;) Choć on wcale się tym nie przejął, wręcz przeciwnie, obrócił wszystko na swoją korzyść, jak to on ;)
      No i oczywiście pozostaje mi podziękować za tyle komplementów pod moim adresem, jestem w totalnym szoku! No i biegnę odpowiadać dalej ;*

      Usuń
  4. Postanowiłam przedłużyć przyjemność lektury i z lektury do maksimum, rozmyślnie dozując sobie czas, ale gdzie tam! Nic z tego. Nie dość, że chodzę na rzęsch to już jestem przy 28. części i tylko kilka do czytania mi zostało.
    W każdym razie uwielbiam Billa :) żeby być takim rozkapryszonym bachorem, który zawsze obróci kota ogonem to trzeba się już takim urodzić.
    Wspaniale piszesz! Cały czas się nad tym Twoim opowiadaniem zachwycam!
    Teraz to już nie wiem, która część tego Twojego opowiadania jest najlepsza bo wszystkie są tak samo dobre, a w zasadzie to każda kolejna jest lepsza od poprzedniej. A może nie lepsza tylko bardziej zaskakująca od poprzedniej.
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezmiernie się cieszę, że tak Cię wciągnęło. Jeśli czytelnik nie może się oderwać, to oznacza, że nie jest nudno ;)
      No tak, ten Bill stworzony przeze mnie, ma bardzo barwny charakter, trzeba przyznać. Jeszcze nie raz Cię wszystko tutaj zaskoczy.
      Dziękuję ;*

      Usuń