wtorek, 26 września 2017

Część 17.




Część 17.

            Bill po kolejnym akcie leżał uspokajając oddech. Przekręcając się na bok, wsparł dłonie na klatce piersiowej Toma, a na nich podbródek i przylegając do jego boku swoim ciałem, wpatrywał się w spokojną, spełnioną twarz brata.
            - Jak długo to trwało, Billy?
            - Ale… co? – zapytał cicho czarnowłosy.
            - To, kiedy zacząłeś myśleć o mnie jak o partnerze, facecie do łóżka.
            - Nie wiem… Dobre kilka miesięcy, może nawet rok? Zawsze byłeś dla mnie kimś więcej niż bratem, ale nie potrafiłem zdefiniować tego uczucia, podobałeś mi się, ale nie dopuszczałem do swojej świadomości, że w ten inny sposób, dopiero kiedy w tamtym wywiadzie zapytali nas, czy wiemy, co to jest twincest, pamiętasz?
            Tom popatrzył na niego marszcząc brwi, poszukiwał w pamięci tamtego zdarzenia, ale zupełnie nie mógł sobie przypomnieć. Widać na nim nie zrobiło to wtedy żadnego wrażenia, a już z pewnością nie zapamiętał tego w sposób, w jaki zrobił to brat. Pokręcił przecząco głową.
            - Nie pamiętam takiego wywiadu.
            - A ja pamiętam, bo wtedy znalazłem to słowo w internecie, a idąc w ślad za nim wszystkie te fotomontaże i teksty o nas, jakie znalazłeś w moim komputerze.
            - I tak po prostu, od razu ten pomysł ci się spodobał?
            - Można powiedzieć, że tak, a wiesz dlaczego?
            - Dlaczego?
            - Bo nie poczułem zniesmaczenia, bo już po przeczytaniu definicji tego słowa poczułem dreszcz i zadałem sobie pytanie, czy to mogłoby zaistnieć, od razu odpowiadając sobie samemu, że tak, a wręcz, że bardzo bym tego chciał - Bill uśmiechnął się do wspomnień, jak bardzo wtedy wydawało mu się to nierealne i niemożliwe do spełnienia.
            - Tak długo się z tym męczyłeś… - Tom odgarnął mu z czoła wilgotne kosmyki włosów.
            - Ty wtedy miałeś w łóżku ciągle jakąś dziewczynę, jak mogłem tak po prostu powiedzieć ci, że chętnie zająłbym jej miejsce? Przecież byś mnie wyśmiał, nazwał jakimś zboczonym.
            - Fakt… - Tom uniósł się, sięgając do nocnej szafki po papierosy i częstując Billa, odpalił obojgu. Wiedział, że wtedy nie przyjąłby tego ze spokojem, z pewnością nim dotarłyby do jego świadomości własne uczucia względem brata, bardzo by się jego wyznania przestraszył. Z pewnością o wiele lepiej się stało, że najpierw zobaczył to wszystko będąc niepewnym jego uczuć, a dopiero potem sam pojął, że pragnie go dokładnie w ten sam sposób.
            - A ja byłem taki zazdrosny, Tommy...
            - O te wszystkie nic nie znaczące panny?
            - O wszystkie, bo bałem się, że któraś usidli cię na amen i nawet nigdy nie dostanę szansy, aby wyznać ci jak bardzo cię kocham.
            Tom zaśmiał się cicho siadając, sięgnął po popielniczkę.
            - Żadna laska, która daje dupy nieznajomemu facetowi tylko dlatego, że jest gwiazdą, nie zdołałaby mnie usidlić głupolu. To były zwykłe szmaty, a ja tylko chciałem spuścić z krzyża, jak każdy, zdrowy facet. Lepsze to, niż ręka.
            Teraz zaśmiał się także i Bill.
            - A pamiętasz tę Lili, która była taka głośna, aż Gustav nie mógł zasnąć?
            - No coś tam było, chyba mam jeszcze jej numer gdzieś w telefonie.
            - Nie, już dawno go nie masz! – Wyszczerzył się czarnowłosy.
            - Osz ty mała gnido! Skasowałeś go podstępnie! – śmiał się bliźniak, dając mu lekkiego kuksańca w bok. Bill chyba faktycznie musiał się wtedy poczuć mocno zagrożony, chociaż przecież jeszcze nawet nie było mowy o tym, że coś takiego mogłoby ich połączyć, ale tak bardzo bał się utraty Toma.
            - Powiedziałeś, że spodobała ci się i wziąłeś jej numer, a ty nigdy nie brałeś telefonów od przygodnie poznanych panienek. Przestraszyłem się, że może połączyć was coś więcej.
            Tom pobłażliwie pokręcił głową. Naiwność Billa w tym temacie była urocza i dopiero teraz przypomniał sobie ten dzień, kiedy wręcz manifestował swoją zazdrość, a on zrzucił to na karb faktu, że przez tę głośnią panienkę brat się nie wyspał.
            - Wziąłem jej numer na wypadek, gdybyśmy kiedyś znów tam byli, a ja byłbym w potrzebie. Lepsza znajoma laska niż ktokolwiek inny.
            - Ale teraz już nie będziesz w potrzebie… - Czarnowłosy wymruczał zmysłowym tonem wpatrując się w profil brata. Nikt nie odcinał mu tlenu, a mimo to w tej chwili miał nieodparte wrażenie, że Tom nie oddycha, popędził mu więc na ratunek kolejnym muśnięciem warg nasycając go dawką życiodajnej pieszczoty. Całowali się czule dobrych kilka minut, czując posmak przed chwilą wypalonych papierosów.
            - Teraz nie dopuścisz, abym był w potrzebie… Będę nieustannie nasycony, choć wiecznie ciebie spragniony. – szepnął Tom.
            - Dajesz mi wszystko, czego potrzebuję.
            - Więc już nie będziesz potrzebował Andreasa, hmm?
            Bill, którego głowa spoczywała na torsie brata, teraz uniósł ją i uważnie spojrzał mu w oczy.
            - Znowu? Coś bardzo cię ten Andreas martwi, co? Nie bój się, nie zamierzam do niego wrócić, a tym bardziej teraz, kiedy mam ciebie. Gdybym chciał, zrobiłbym to wtedy, kiedy się z nim pieprzyłem, bo miał taką nadzieję. Zresztą mówiłem ci.
            - Tak, wiem. Seks był wtedy chyba udany, co?
            - Owszem, nie narzekałem na niego, za to na ciebie owszem.
            - A co ja miałem z tym wszystkim wspólnego? – Tom uniósł do góry lewą brew.
            - Nie obchodziło cię nawet co się ze mną dzieje.
            - Bo wiedziałem co się dzieje.
            - Wiedziałeś z kim wyszedłem, ale nie miałeś pojęcia dokąd.
            - Billy, ja wiedziałem dokąd i wiedziałem co z nim robisz. - westchnął szatyn.
            - Co wiedziałeś? Niby skąd?
            - Muszę ci coś powiedzieć…
            - Co? – Czarnowłosy szczerze zaniepokoił się.
            - Ja wtedy poszedłem do twojego pokoju zobaczyć, czy dotarłeś bezpiecznie. Miałem dzwonić, pukać i nie wiem co podkusiło mnie, żeby nacisnąć klamkę.
            - I co? Otworzyłeś drzwi, słyszałeś coś?
            - Gorzej… - jęknął Tom, ale Bill tylko uśmiechnął się pod nosem. Dobrze wiedział, jak wtedy odleciał z Andresem i jeśli cokolwiek z tego zobaczył Tom… Odchrząknął.
            - Podglądałeś nas?
            - Tak i to dosyć długo. Przepraszam, sam nie wiem dlaczego stałem jak wryty w tym małym, ciemnym korytarzu i gapiłem się jak jakiś zbok przez szparę jaką zostawiliście nie domykając drzwi sypialni.
            Bill opadł na plecy wtapiając się w chłodną pościel, zaczął się cicho śmiać. Sam nie wiedział dlaczego, ale wcale nie był na Toma zły. Może to, co wówczas zobaczył wpłynęło na niego tak silnie, że sam zechciał nabyć podobnych doświadczeń?
            - No to popatrzyłeś sobie… - mruknął, po chwili unosząc głowę. – I dlatego wtedy całą noc nie spałeś?
            Tom tylko potaknął niemo ruchem głowy, już nic nie mówiąc. Tego, że potem onanizował się pod prysznicem rozpamiętując widziane obrazy, nie zamierzał mu wyjawić.
            - Tommy… straszny z ciebie zboczeniec. – wymruczał czarnowłosy, który podciągnął się do góry i delikatnie przygryzł jeden z sutków brata, a czując jak ten zadrżał, znów zaczął go coraz intensywniej pieścić.
            - Ze mną, nie… - Zamilkł na chwilę, z trudem łapiąc powietrze pod wpływem pieszczoty brata.
            - Co z tobą nie? – Bill przerwał na chwilę, unosząc głowę.
            - Ze mną nie byłeś taki… taki wyuzdany. - dokończył.
            - A to źle? Ja nie miałem pojęcia, że byś tego chciał, Tommy… Poza tym kocham cię, a Andreas… No sam wiesz.
            Tom uniósł się na łokciach i przewrócił Billa na plecy, zawisając nad nim wsparty na przedramionach, przyglądał się przez chwilę jego pięknej twarzy. Mleczna cera, czarne kosmyki i te czerwone usta… Oczy, niczym dwie gwiazdy wpatrujące się w niego. Był taki piękny…      
            Delikatnie dotknął jego policzka i miękko pogładził kciukiem dolną wargę.
            - Tej nocy było cudownie, właśnie tak, jak sobie to wyobrażałem, ale chcę z tobą posmakować wszystkiego, Billy, każdej formy oddania, zaspokojenia, chcę, żebyś był taki dziki, chcę to przeżyć na każdy, możliwy sposób. Jedyne na co ci nie pozwolę, to żebyś mi wsadził.
            - Nie mam zamiaru ci wsadzić Tommy – zachichotał cicho Bill. Zawsze wiedział, że nawet jeśli między nimi do czegoś dojdzie, on zawsze będzie pasywem. Tom by nigdy się nie zgodził oddać mu swojego tyłka, tak, jak spełniał jego zachcianki Andreas, chociaż to nie zdarzało się często, bo Bill wolał dawać, jednak bywały i takie chwile, kiedy chciał brać.
            - Ja już i tak przekroczyłem każdą, swoją granicę przyzwoitości. Nie dość, że stałem się gejem, to jeszcze robię to z własnym bratem, Sodoma i Gomora… - jęknął Tom. Mimo całej tej miłości, jaką czuł do bliźniaka, mimo ogromu przyjemności i szczęścia, wciąż gdzieś tam w głębi duszy paliły go wyrzuty sumienia. Czy w ogóle powinien je mieć? Przecież nie robił ani jemu, ani sobie krzywdy, nie robił jej nikomu. Obaj pragnęli siebie, kochali się nieco inaczej, niż rodzeństwo i byli ze sobą bardzo szczęśliwi, czy liczyć się miało coś ponad to? Co mogły ich obchodzić jakieś pieprzone zasady? I kto w ogóle je ustalił? Dlaczego to, co ich połączyło, nazywano czymś grzesznym, niemoralnym i obrzydliwym? Przecież dla nich to było coś cudownego, wzajemna, spełniona miłość, taka, o jakiej marzy ludzkość, a jaka nie jest dana wszystkim istotom na tej ziemi. Czy nie lepiej kochać własnego brata miłością w pełni odwzajemnioną, niż umierać przez złamane serce do kogoś, kto nie czuje tego samego?
            Pieprzyć zasady i kanony, pieprzyć kazirodztwo! Pragnęli siebie, kochali się, i to teraz było najważniejsze.

***

            Tego wieczoru nie wyszliśmy nigdzie. Spędziliśmy go w naszym domku, wyjadając z lodówki wszystkie owoce i co tam jeszcze w niej zostało. Nawet nie zadzwoniliśmy, żeby coś zamówić do jedzenia. Nie mieliśmy ochoty, aby ktokolwiek burzył wtedy nasze szczęście. Chodziliśmy nago kusząc się wzajemnie, prowokowaliśmy i dotykaliśmy niby przypadkiem i przelotnie, aby zaraz dopaść się w najdziwniejszym miejscu i kochać namiętnie, albo pieprzyć dziko jak zwierzęta. Nad ranem, kiedy pierwsze promienie słońca zaczynały wdzierać się przez jedno z okien w salonie, leżąc na kanapie w swoich objęciach poczuliśmy wszechogarniające zmęczenie. Wtedy zgodnie stwierdziliśmy, że pora na sen.

***

            - Zdajesz sobie sprawę, że od jakichś dwunastu godzin, nie robimy praktycznie nic innego, a na dodatek wszędzie, tylko nie w łóżku? – zauważył Tom, przekręcając się na bok.
            - Nieprawda. Zaraz po prysznicu, drugi raz dzisiaj, a właściwie wczoraj, zerżnąłeś mnie w łóżku – wymruczał Bill, kładąc się na brzuchu z rękoma pod poduszką, na której próbował wygodnie ułożyć głowę.
            - Tak, pierwszy raz tak, ale potem już nie.
            - Nie mów, że nie podobało ci się na szafce w kuchni, na kanapie, pod ścianą, na podłodze, w basenie i gdzie jeszcze?
            - Na stole.
            - No właśnie, na stole. – Bill już ledwie wypowiadał słowa, był zmęczony i senny, miał zamknięte oczy i policzek rozpłaszczony na poduszce, przez co także odrobinę deformowały mu się usta i nie mógł mówić wyraźnie. Tom także czuł zmęczenie, ale nie był jeszcze aż tak bardzo śpiący. Wodził wzrokiem po ciele brata, który leżąc na brzuchu miał lekko zgiętą nogę, przez co jeszcze lepiej eksponował jędrne pośladki, przykryte jedynie cienką tkaniną. Wyciągnął dłoń i chwycił dwoma palcami jej skrawek, ściągając ją z Billa i tym samym obnażając go. Ten, czując to, karcąco wymamrotał jego imię.
            - Tommy…
            - Hmmm…?
            - Jeśli masz chęć znów mnie przelecieć, to chcę zakomunikować ci, że moja dupa potrzebuje chociaż kilku godzin snu.
            Tom zaśmiał się cicho i pochylając nad bliźniakiem, czule musnął jego skroń.
            - Rozkochałeś mnie, a teraz każesz mi spać, no ale dobrze… Chyba sam też muszę zregenerować siły. – mówiąc to, zaciągnął na brata nakrycie i sam zakopując się pod cienki materiał, przyłożył głowę do poduszki, dość szybko zasypiając.

***

            Telefon dzwonił chyba już od pięciu minut, ale on nie mógł otworzyć oczu. Po ostrej imprezie, suto zakrapianej alkoholem i nie tylko, nawet po niemal całym, przespanym dniu nie miał ochoty wstawać. Miał dopiero dwadzieścia lat, a już osiągnął tak wiele. Teraz śmiało mógł przyznać przed samym sobą, że warto było poświęcać każdą wolną chwilę swojej pasji, którą już jako dziecko, miał Bastien von Kreuzberg. W swoim arystokratycznym domu dusił się, a natura zbuntowanego nastolatka z trudnym charakterem, jaki niewątpliwie miał ten chłopak, kłóciła się z wciąż podnoszonymi poprzeczkami przez wymagającego ojca, który nie podzielał jego zamiłowania do - jak to określił - zabawy w „mieszanie muzyki”. Według dobrze sytuowanego, wysoko postawionego w hierarchii arystokracji mężczyzny, jego syn powinien zdobyć jak najlepsze wykształcenie na prestiżowej uczelni i zostać wziętym prawnikiem, bądź przedsiębiorcą, aby stać się jego godnym następcą. Gdyby chłopak podzielał ambicje ojca i spełnił jego wymagania, miałby taki start w życiu o jakim niejeden może tylko pomarzyć. Jednak on niczego takiego nie chciał. Nie zamierzał zostać ani prawnikiem, ani jego spadkobiercą, ani niczym innym, czego chciał ojciec. On pragnął wolności, pragnął robić to, co kocha, a ponad to bogactwo, jakie w zamian za spełnienie ambicji ojca oferował mu on sam, ukochał tworzenie muzyki i tej pasji oddał się bez reszty. Jego niewątpliwy talent i fascynacja syntetycznymi dźwiękami, stały się szybko dobraną parą. Już w wieku szesnastu lat stworzył pierwsze kompozycje, które zaczęły stopniowo podbijać listy klubowych przebojów, co dało mu pierwszą, samodzielnie zarobioną kasę, dzięki której zaraz po ukończeniu szkoły średniej mógł wyprowadzić się z rodzinnego domu. Niemal przeklęty przez własnego ojca, który na odchodne wykrzyczał mu, że zawsze będzie się go wstydził, zamieszkał we własnym, niezbyt wielkim mieszkaniu, gdzie w jednym pokoju, a właściwie swojej sypialni stworzył nagraniowe studio. Dziś miał własny, niewielki dom i mógł śmiało powiedzieć, że kariera stoi przed nim otworem. Tworzył coraz lepsze remiksy, a także zupełnie własne, autorskie kompozycje, a propozycje współpracy zaczynały napływać zewsząd.
            - Ja pierdolę… - mruknął chłopak pod nosem, sięgając w końcu po wciąż dzwoniący telefon. Musiał być to ktoś, kto niewątpliwie bardzo dobrze go znał i wiedział, że po imprezie nie odbiera telefonów od razu, dlatego też dzwonił do skutku. Spojrzał na wyświetlacz i wywrócił oczami, odbierając połączenie. – Peter… Ja wciąż ledwie żyję. – jęknął.
            - Nie imprezuj tyle, bo niedługo nie będzie z ciebie co zbierać i twój talent trafi szlag. – odezwał się agent chłopaka.
            - Spokojna twoja głowa, poradzę sobie. Bardziej masz ból dupy o to, że byś na mnie nie zarobił – zaśmiał się cicho blondyn, przeczesując palcami zmierzwioną, jasną czuprynę.
            - Dobra, dobra, ty już nie filozofuj.
            - I tylko po to budzisz mnie w środku dnia?
            - No właśnie, w środku dnia. Chyba już wystarczająco się wyspałeś, co? Jest nowa propozycja.
            - Jaka? – ożywił się Bastien, siadając na łóżku.
            - Jest oferta od menagementu Tokio Hotel.
            - Co? Serio? – zapytał z niedowierzaniem chłopak i od razu, jak grom z jasnego nieba uderzyło w niego to nazwisko; Kaulitz… Bill Kaulitz. Wstał z łóżka, czując przyspieszone tętno. Spotkali się już, jakieś pół roku temu na jednej z imprez po kolejnej, muzycznej gali. Bastien był tam gościem, przedstawiono ich sobie i zamienili wówczas kilka zdań, a potem zniknęli sobie z pola widzenia, ale niebieskooki blondyn długo pamiętał to spojrzenie ciemnych oczu w kształcie dużych migdałów, okolonych przez długie, wytuszowane rzęsy. O ile z daleka, czy na ekranie telewizora ekscentryczny, czarnowłosy chłopak prezentował się wyjątkowo interesująco, to  spotkanie twarzą w twarz wywarło na nim niesamowite wrażenie. Z bliska po prostu wyglądał zjawiskowo, był wysoki, szczupły i piękny, z alabastrową cerą niczym porcelanowa lalka. Bastien od zawsze gustował w tym typie męskiej urody, lecz mimo dość rozległych kontaktów takich chłopców spotykał rzadko, może też i dlatego tak szczególnie mocno to właśnie Bill utkwił w jego pamięci. Wówczas jednak nie sądził, że kiedyś nadarzy się okazja współpracy i idącego za tym bliższego poznania. On tworzył zupełnie inny rodzaj muzyki niż Tokio Hotel, choć przeszło mu przez myśl tego wieczoru, że może kiedyś, za jakiś czas zaprosi wokalistę do wspólnego nagrania. I właśnie teraz, prędzej niż by się spodziewał okazja nadarzyła się sama.
            - Serio, serio – odezwał się menager. – Jak tylko chłopcy wrócą z wakacji, spotkamy się, aby dogadać szczegóły. Póki co, wstępnie jest mowa o zremiksowaniu ich kilku kawałków na epkę.
            - Nie wierzę, że chcą wejść w to brzmienie – mruknął wyrwany z zamyślenia Bastien. – Przecież oni tworzą coś zupełnie innego.
            - A jednak chcą, jak widzisz. Wymogi muzycznego rynku ich dopadły, albo chłopakom zmienia się gust – zaśmiał się Peter.
            Kiedy młody muzyk zakończył rozmowę i ułożył opuszkę palca na czerwonej słuchawce, na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wszystko wskazywało na to, że niebawem droga zawodowa uroczego blondyna skrzyżuje się z drogą pełnego uroku, czarnowłosego chłopca.

11 komentarzy:

  1. Megaaa ;) czekam na kolejną część :) mam nadzieje , że ten blondasek nie namiesza za bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to, czy namiesza i w jaki sposób, jeśli już, to się okaże, ale wcale nie tak niebawem.
      Dziękuję serdecznie, pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Meeeeh :/ Bastian ostro tam zamiesza, tak coś czuję. Zawsze, gdy pojawia się osoba, która może zagrozić związkowi bliźniaków, zaczynam mimowolnie czuć do niej niechęć, haha. No cóż, słodka idylia chyba dobiega końca.

    Pozdrawiam,
    An

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. * Bastien
      Nawet jego imię przekręcam!

      Usuń
    2. Kto wie, może go jeszcze polubisz, a znienawidzisz innego bohatera? Sama nie wiem jeszcze do końca, jak poprowadzę losy wszystkich, ale jakiś plan już jest.
      Dziękuję, ściskam ;*

      Usuń
  3. Jestem ciekawa jak to będzie jak już wrócą z tych wakacji...
    I w ogóle to czekałam na to aż Tom przyzna się Billowi, że ich podglądał no i stało się. I też czekam aż Bill w końcu będzie taki wyuzdany jak z Andreasem :D Takiego go najbardziej lubię.
    Co do Bastiena... nie mogę się doczekać konfrontacji... Lubię jak coś się dzieje... nie mogłoby być zbyt kolorowo :D
    I ja za to mam troszkę inaczej niż koleżanka wyżej... czasem nawet lubię te dodatkowe osoby... zależy też jak są opisane, a one z pewnością być muszą, bo inaczej to by była tylko nuda, sielanka i porno hahahaha :P
    Powiem Ci..., że jak zawsze niecierpliwie czekam na kolejny rozdział. I życzę Ci dużo weny!
    Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, już pewnie był, ale nie mogę opisywać każdej scenki, więc czasem jedynie nadmieniam o zbliżeniach, to i tak jest prawie porno kochana, więc trochę innej fabuły musi być. Jednak oczywiście będą jeszcze takie z opisami.
      Nowych osób jeszcze trochę się przewinie tutaj, obiecałam, że będzie długo.
      Buziaki i dziękuję serdecznie ;*

      Usuń
  4. Uwielbiam to opowiadanie i już nie mogę się doczekać kolejnych części Zwłaszcza, że mam przeczucie, że Bastien namiesza u bliźniaków Pozdrawiam i życzę duuużo weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie, muszę mieć poczucie, że mam dla kogo pisać, wtedy pisze się o wiele lepiej. Jeśli chodzi o nową postać, myślę, że będzie się działo. I nie tylko w związku z nową postacią.
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  5. Super kolejna część to mało powiedziane.
    Potrzebny był taki odcinek, w którym Bill i Tom porozmawiają ze sobą żeby w końcu szczerze wyjaśnić wszystkie ostatnie nieporozumienia.
    Znakomicie to opisałaś! Nie mogę wyjść z podziwu :) Nawet jakbym chciała spróbować do czegokolwiek się przyczepić to nie mam do czego. Nie mam! :) Piszesz w znakomitym stylu, a ja mam wrażenie, że tylko w kółko się powtarzam.

    Wszystko pięknie ładnie, Bill i Tom robią TO niemalże wszędzie i prawie że o każdej porze dnia i nocy.
    I nagle... BOOM.
    Bastien von Kreuzberg
    Ja się grzecznie pytam WTF?!
    Nie ma to jak wprowadzić do opowiadania nową postać i to na dodatek przystojnego otwarcie zadeklarowanego geja.
    Cóż.
    Sielanka nie mogła trwać wiecznie.
    A na horyzoncie...
    Stormy weather.
    Tak, dokładnie.
    To będzie STORMY WEATHER :(
    Będą kłopoty. KŁOPOTY :( czuję to :(

    PS. A to jak Tom powiedział Billowi, że nie pozwoli mu sobie wsadzić to było na serio? Tak serio serio? Wolałabym żeby jednak nie :D chociaż zabrzmiało to zdecydowanie i poważnie. No nic.

    Lecę czytać dalej,
    E.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wprost niewiarygodne, że nie masz do czego się przyczepić ;) Ja nigdy nie jestem w pełni zadowolona z tego co tworzę, chciałabym aby było lepiej!
      I tu wkracza Bastien. Oczywiście nie bez powodu wprowadzam nowe postacie, z każdą wiąże się jakiś plan. Choć nie zawsze do końca wiem co przyniesie moja wyobraźnia, bo mimo jakiegoś zarysu w mojej głowie i tak potem coś zmieniam w trakcie.
      Co do Twojego PS to tak, Tom mówił to bardzo serio.
      No to hop do kolejnej części. Buźka wielka za każdy komentarz ;*

      Usuń