środa, 29 sierpnia 2018

Część 39.


            Serdecznie dziękuję za Wasze opinie dotyczące mojego pytania w temacie erotyki. Na wszystkie komentarze odpowiem po moich wakacjach, wtedy też pojawi się nowa część. Trzymajcie się cieplutko!



Część 39.


            Kiedy Bill zniknął za drzwiami łazienki, Tom posprzątał w kuchni. Starł ze stołu ślady po ich fizycznej miłości i pozbierał z podłogi wszystko, co wcześniej sam zrzucił. W innej sytuacji pewnie poszedłby z nim pod prysznic, ale nie chciał już dziś go kusić. Poczuł się okropnie, kiedy zobaczył, że przez niego krwawi. Gdyby był delikatniejszy i gdyby przedtem choć go jakoś nawilżył, to nie sprawiłby mu takiego bólu. Teraz miał wrażenie, że właśnie przez to się popłakał.
              Bardzo boli? – zapytał czule, widząc zbliżającego się chłopaka, ale ten tylko się uśmiechnął. Podszedł do brata i obejmując go, mocno się przytulił. Wciąż nie zamienili słowa w temacie minionych dni, ale obaj wiedzieli, że to jest nieuniknione.
              Przy tobie nic mnie nie boli i to nie jest twoja wina – szepnął Bill, układając przedramiona na jego barkach i pieszcząc palcami skórę pod włosami na karku. – Po prostu dawno tego nie robiłem, ale chciałem, aby bolało, chciałem to przeżyć właśnie w ten sposób. I było mi zajebiście dobrze…   Poruszył sugestywnie biodrami, ocierając się o krocze bliźniaka który ułożył na jego pośladkach ubranych już w bokserki, swoje dłonie.
              Ale na dzisiaj koniec, tam się musi porządnie wygoić.
            Bill tylko się zaśmiał:
              No jasne, na pewno. Nie będziesz żałował mi siebie, po tylu dniach postu – uniósł do góry brew i namiętnym wyrazem oczu wpatrywał się w niego.
            „Po tylu dniach postu” - zadźwięczało Tomowi w głowie. Mimo, iż po tym akcie był zupełnie spokojny, że Bill go nie zdradził, chyba nie byłby sobą, gdyby nie poruszył teraz tego tematu.
              Przypominam, że sam chciałeś tego postu.
            Na te słowa, Bill odsunął się od niego.
              Okłamałeś mnie Tom, poczułem się zdradzony.
              Nie zdradziłem cię głupolu. Czy naprawę uważasz, że mógłbym to zrobić? Kiedy się kocha, to się nie zdradza – odparował Tom. Te słowa ukłuły Billa w samo serce. „Kiedy się kocha, to się nie zdradza”, rozbrzmiało echem w jego głowie. Nie! Nie będzie się tym zadręczał, to nie była żadna zdrada! On tylko spuścił z krzyża, dogodził sobie, zupełnie tak, jakby zrobił to ręką, przecież nie jego wina, że Bastien wykorzystał stan jego pobudzenia. Chociaż może on wykorzystał Bastiena? Mniejsza. Mówią, że pocałunek to zdrada, ale nie, nie, to przecież żadna zdrada, nic takiego się nie stało i koniec!
            Po chwili zamyślenia, odpowiedział:
              To dlaczego nie powiedziałeś mi całej prawdy?
              Masz rację, to był mój błąd. Pojechaliśmy na obiad, potem zaproponowała, żebyśmy się gdzieś wybrali, Bastien się wymiksował, bo miał spotkanie, więc zostałem ja. Głupio mi było wymyśleć coś naprędce, więc najpierw zgodziłem się. Bastien pojechał, a ja zadzwoniłem do ciebie, że wracam a, że nie słyszała naszej rozmowy, to był idealny pretekst. Powiedziałem, że mi coś wypadło i wróciłem do domu taksówką. Wróciłem do ciebie Bill. I nie chciałem ci o tym mówić, bo to nie miało znaczenia, poza tym czułem, że zaraz będziesz kręcił jakąś aferę – Tom popatrzył mu wymownie w oczy. Teraz wszystko się zgadzało, to dlatego Bastien nie wiedział, że jednak Tom nie wybrał się do Danielle na tego drinka.
              A klub? – zapytał.
              Co: klub?
              No dlaczego nic nie wiedziałem, że ona też tam będzie, i dlaczego pozwoliłeś jej się do siebie kleić?
              Bo ja sam nie wiedziałem, że ona tam będzie, Marcus przyjechał z nią. A to, że się do mnie kleiła, to fakt, ale nie odtrącałem jej tylko dlatego, żeby wszyscy myśleli, że nadal lubię posuwać panienki. Ale nie wyruchałbym jej ani w kiblu, ani nigdzie indziej. Przydałaby się, jako zasłona dymna, żeby nikt się nawet nie domyślił co nas łączy. I nikt nie musiałby wiedzieć, że nie korzystam z okazji.
            Bill wyjął z lodówki piwo i usiadł na kanapie w salonie.
              A ja myślałem, że ją przeleciałeś.
            Tom usadowił się obok i objął go ramieniem, po czym musnął czule w płatek ucha.
              Jesteś głupkiem Bill. Nie skorzystałbym z okazji, mam ciebie, kocham cię i jest mi z  tobą najlepiej.
            Na ustach Billa wymalował się uśmiech triumfu. To oznaczało, że przy nim wszystkie panienki mogą się schować, bo Tom i tak zawsze wybierze jego tyłek.
              I tak jej nie lubię i nie polubię – prychnął, a bliźniak tylko się zaśmiał, ale zaraz znów spoważniał.
              Ja powiedziałem ci wszystko, jak było, a teraz opowiedz mi ty, co robiłeś tyle dni z Bastienem? – Na te słowa przeszyła ciało Billa strzała paniki. W zasadzie nie miał nic na sumieniu, prócz tego nieszczęsnego loda, jakiego dał sobie zrobić Bastienowi, ale wiedział, że za nic w świecie Tom nie może się o tym dowiedzieć. I choć usilnie starał się wyprzeć z pamięci ten fakt, wszystko i tak wciąż wracało. Może dlatego, że to nie stało się wczoraj, tydzień, czy miesiąc temu To stało się dziś i tkwiło w jego pamięci jako żywy, świeży obraz. Musiał jednak jakoś sobie z tym poradzić. Wziął łyk piwa i odpowiedział:
               Po prostu, kiedy Bastien powiedział, że wtedy pojechałeś z nią na drinka, to dostałem szału. Miałem jeszcze u niego posiedzieć, bo właśnie zdążyliśmy nagrać, a on zamówił kolację i sobie miło gawędziliśmy, ale kiedy to usłyszałem, to trafił mnie szlag. A potem, po rozmowie z tobą nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić, wiec wróciłem do niego. Chciałem dać ci jakąś karę, nauczkę i zostałem tam.
              No tyle wiem, ale co robiliście przez te dni?
              Ja się trochę nudziłem. Bastien dużo pracował w studio, ja oglądałem filmy, kąpałem się w basenie. Piliśmy, paliliśmy, w sumie nic ciekawego.
              Bill, nie zbywaj mnie, wiesz o co pytam – Tom oderwał plecy od oparcia kanapy i lekko zwrócił się w jego stronę.
              Nic nie było, możesz go sam o to zapytać. Raz, kiedy spałem chciał mnie pocałować, ale obudziłem się i go odepchnąłem.
              Wiem, mówił mi, że nie pozwoliłeś się pocałować – Uśmiechnął się lekko szatyn.
              Skoro wiesz, to po co pytasz? – Billowi zabłyszczały oczy, a promienny uśmiech ozdobił twarz. Więc Tom wypytywał Bastiena, ale pewnie było to w piątek, lub jeszcze wcześniej. Miał nadzieję, że już nie będą poruszać tego tematu.
              A chciałem się dowiedzieć od ciebie…   szepnął i pochylił się, lekko go całując.
              Tom, Bastien jest tylko moim kumplem. Nie dałbym mu dupy – powiedział pewnie. No fakt, dupy może by mu i nie dał, ale za to dał co inne, do possania. I znów to głupie, dziwne i nieokreślone bliżej uczucie ukłucia, lub jakby ktoś przeciął mu naskórek nożem. Ale to minie, czas zatrze to wspomnienie, chociaż… czy tak naprawdę chciał o tym zapomnieć? To wyrzut sumienia nakazywał mu wyprzeć to z pamięci, ale tak szczerze, to było przyjemne doznanie. Tom przecież nigdy nie zrobiłby mu loda.
              Ale ten kolega na ciebie leci i wiesz co mi powiedział?
              Co? – zainteresował się Bill.
              Że zrobi wszystko, aby cię zdobyć. I, że twój facet, znaczy ja… – Tu Tom wskazał na siebie palcem   …nie jest ciebie wart. Naprawdę, ty też uważasz, że ja nie jestem ciebie wart?
            Czarnowłosy popatrzył mu w oczy z czułością i zaśmiał się cicho, po czym ogarnął go ramionami i przytknął swoje czoło, do jego czoła.
              To raczej ja nie jestem ciebie wart, taki okropny, rozpuszczony bachor…   mruknął. – Kocham cię Tommy…
              Ja ciebie też kocham, Billy, ty okropny, rozpuszczony bachorze, ale jedyny w swoim rodzaju – odwzajemnił wyznanie Tom, potwierdzając tę jego samoocenę i pocałował go, długo, namiętnie i czule. – I cieszę się, że sprawiłeś mi taką niespodziankę…
            Bill mruknął cicho, czując słodki dreszcz i wszechogarniającą go błogość. Był szczęśliwy mogąc być z nim znów, w swoim własnym domu, sycić się jego bliskością i ciepłem ciała.
              Podobała ci się?
              Bardzo… Ta niespodzianka wynagrodziła mi to milczenie i najgorsze wizje – szepnął i pochylając się nad nim, znów dawał mu swoją bliskość za jaką tak niesamowicie mocno tęsknił przez te wszystkie dni. Tonęli w sobie spojrzeniami.
            Niewiarygodnym było to, że klika dni temu zrodziły w Billu znów te uczucia, jakie targały nim, gdy jeszcze nie byli parą, w tym szczególnym znaczeniu tego słowa. Wciąż pamiętał, jakie rozgoryczenie płonęło w nim, kiedy Tom spotykał się z tymi wszystkimi laskami. I teraz poczuł idealnie to samo. Wtedy jeszcze nie miał go w ten sposób, a teraz, kiedy znał już ten cudowny smak obcowania z nim, bał się, że to straci i choć wciąż będzie jego bliźniakiem, to przestanie go pragnąć, bo może cały świat przesłonią mu cycki pięknej Danielle.
              Bałem się, że może będziesz wolał ją ode mnie – wyrzucił z siebie te myśli.
              Billy, ty chyba oszalałeś.
              Nie, ale wiesz, że kiedy rozrasta się we mnie zazdrość, dosłownie wariuję...
              Zdążyłem się o tym przekonać.
              I wiesz, że będę miał na nią oko – kontynuował Bill.
            Tom się zaśmiał głośno. Wytrzeźwiał już zupełnie i przez to wszystko nawet nie męczył go kac, nie czuł też głodu, chociaż od południa nic nie jadł. Teraz miał zupełnie inny pokarm, po stokroć lepszy niż zwykłe jedzenie.
              Dobrze kochanie, możesz mi nawet kazać się do niej nie zbliżać – zażartował.
              Mmm… Powiedziałeś na mnie kochanie… Jedyne co mógłbym ci teraz kazać to to, żebyś mnie kochał... – wymruczał czarnowłosy i wolno usadowił się okrakiem na udach Toma. Poprzez świadomość, że ta rozkoszna i dająca mu zawsze tyle przyjemności część ciała bliźniaka jest tuż tuż, zaczął delikatnie drżeć, jednak nie przesunął się wyżej. Zachowywał się tak, jakby nigdy wcześniej nie był z nim tak blisko, jakby był tym mocno onieśmielony. W przeciwieństwie do brata, był w samych bokserkach i teraz jęknął, kiedy poczuł na lędźwiach jego dłonie. Nie poznawał sam siebie. On, pewny siebie gnojek, tak często stawał się miękką, plastyczną masą w jego dłoniach, którą Tom mógł ulepić na swój własny sposób, jak tylko zechciał. Wpatrywał się w niego z uwielbieniem, a kiedy jego twarz zbliżała się wolno, przymknął oczy. Ich usta odnalazły się bezbłędnie. Pieszczota warg i to uczucie - cudowna fala pożądania, jaka zalała ciała od wewnątrz obezwładniła ich doszczętnie. Znów pragnęli więcej, czuli mocniej...
            Każdy najdelikatniejszy dotyk wnikał w nich ze zdwojoną siłą. Dłonie Toma zaborczo objęły bliźniaka, rozkładając się wachlarzem palców na jego plecach, a on przylgnął szczelnie do jego ciała. Już nie było w nim nic z onieśmielenia. Jego pośladki ocierały się o biodra szatyna, kiedy siadał na nich z całą świadomością pragnienia go w sobie. Usta były wciąż złączone, a języki splatały się wolno, jakby dopiero zaczynały się poznawać. Oderwał jednak na chwilę swoje wargi jego, i obejmując go mocno, popatrzył mu w oczy z tak bliska, że ich czoła znów zetknęły się.
              A teraz mnie kochaj... Kochaj jak tylko zechcesz, na każdy możliwy sposób. Jestem cały twój pragnę ciebie i tylko ciebie. Cholernie mocno tęskniłem, chcę, żebyś mi to wynagrodził… Nie chodźmy dziś spać – wyszeptał Bill wprost w jego usta.
              I chcesz, żeby znowu bolało…? – wymruczał Tom, który teraz czule pieścił wargami jego szyję.
              Tak, chcę. Chcę każdego bólu od ciebie…
              Uwierz, że nie chcesz…
              Nawet  możesz mnie bić, a to dla mnie będzie przyjemnością, tylko mnie nie zdradź, bo tego bólu nie zniosę…   Bill odchylił głowę i przymknął oczy, odbierając pieszczotliwe muśnięcia brata na swojej szyi. Z przyjemnością, mieszał się znów ten znajomy, dziwny i nieprzyjemny dreszcz poczucia winy. Teraz zastanowił się, jakby Tom zniósł wiadomość o jego zdradzie? Przecież skoro jego bolała tak bardzo sama myśl, że mógłby to zrobić z Danielle, co poczułby posiadając wiedzę, że to wydarzyło się naprawdę? Mimo wcześniejszego tłumaczenia samemu sobie, wciąż nie umiał sobie poradzić z tym zżerającym go od wewnątrz robakiem. Teraz żałował, że to zrobił. Zupełnie tak samo, kiedy postanowił rzucić palenie, a jednak zapalił. Oby tylko z tym nie było tak, jak z nałogiem.
            Nabrał w płuca potężny łyk powietrza i objął policzki bliźniaka swoimi dłońmi, po czym mocno, żarliwie pocałował go, przerywając mu wcześniejsze zajęcie. I jedynym czego pragnął było to, aby Tom deszczem rąk i kroplami pocałunków, zmył każdą, ponurą myśl…

***
           
              To wszystko, na co było go stać? – Bastien zapytał głośno sam siebie, bo doskonale wiedział, że nie uzyska żadnej odpowiedzi. Zmiął wściekle kartkę, jaką zostawił mu Bill i rzucił nią w kąt holu. Zacisnął szczęki, aż zadrżała mu żuchwa i podparł dłońmi boki. Stał dłuższą chwilę w tym samym miejscu, po czym podszedł do okna w kuchni. Przed domem i na ulicy było zupełnie pusto. Musiał się zwinąć zaraz po tym, jak nakazał mu wracać do studia. „Co za pieprzony, niewdzięczny gnojek…”, obdarzył go w myślach niezbyt wulgarnym epitetem i choć był w tej chwili na niego wściekły, nie potrafiłby go zwyzywać gorzej, nawet w myślach.
            Czuł ogromne rozgoryczenie, żal i zawód, zupełnie jakby nagle jego świat rozpadł się na tysiąc kawałków, jakby ktoś najdroższy jego sercu go porzucił i miałby go więcej nie zobaczyć. A przecież miał świadomość, że Bill jest tu tylko na chwilę, że to się skończy i w końcu wróci do domu. Nie myślał jednak, że to stanie się tak nagle i właśnie dziś. To, co teraz działo się w jego głowie było absurdalne i idiotyczne, ale nie potrafił sobie z tym zupełnie poradzić. Miał ochotę dzwonić do niego i błagać o powrót, choć to już w ogóle byłoby czystym szaleństwem, ale nagle ogarnęła go taka pustka i nicość, że zachciało mu się płakać. I to jego odejście, właściwie ucieczka bez pożegnania. Co zrobił nie tak? Czy naprawdę spłoszył go tym nagłym zbliżeniem? Chyba niepotrzebnie się tak zagalopował, ale to było silniejsze od niego. Darzył go tak głębokim i intensywnym pożądaniem, że nie potrafił się wówczas powstrzymać, a jeszcze mając jego nieme przyzwolenie, to byłoby ponad jego siły. Chyba jednak powinien trzymać łapy przy sobie, Bill najwidoczniej nie był na to gotowy, uległ mu, bo był podniecony, na seksualnym głodzie, ale czy w innych okolicznościach w ogóle na cokolwiek by mu pozwolił? Szczerze w to wątpił, a teraz wątpił także i w to, że jeszcze kiedykolwiek pozwoli mu się do siebie zbliżyć. A jeśli stracił taką szansę na zawsze? Ewidentnie to, co zdarzyło się w studio, było właśnie powodem jego nagłej ucieczki.
            Gdyby mógł cofnąć czas… No i co wówczas? Chyba teraz chciał sobie wmówić, że nie tknąłby go palcem. Gówno prawda! Zrobiłby to samo, nie byłoby takiej siły, jaka mogłaby go powstrzymać. Pragnął go jak nigdy nikogo i nie żałował niczego, mimo iż czuł się głęboko dotknięty. Na dodatek wspominając ten akt, czuł dreszcze, podniecenie nie opuszczało go ani na moment, mimo złości, jaka wciąż wibrowała w nim emocjami. Jeszcze nigdy nie był tak zdruzgotany, a jednocześnie euforycznie roznamiętniony.
            Wciąż rozpamiętywał tę chwilę, wsłuchując się w dochodzące ze studia bity własnej muzyki, kiedy w jego zmysły wkradł się dźwięk dzwonka, oznajmiającego, że ktoś czeka u furtki. Aż podskoczył z zaskoczenia, a wtedy dopadła go jedna, jedyna myśl: „Wrócił!. Nie spoglądając nawet czy to na pewno on, puścił się niemal biegiem do drzwi i nacisnął drżącym palcem, otwierający wejście guzik. Serce tłukło mu się w piersi jakby miało za chwilę wyskoczyć, ale przez moment stał z dłonią ułożoną na klamce, nie otwierając. Musiał ochłonąć, za nic nie chciał okazać, jak bardzo to wszystko na niego wpłynęło.
            I otworzył. Stłumiony jęk zawodu i rozczarowania, wyrwał się z jego gardła.
              Max…? – sapnął zdziwiony, nie potrafiąc ukryć niezadowolenia.
              Zawiedziony? – zapytał chłopak uśmiechając się szeroko, po czym wszedł za gospodarzem do domu i zamknął za sobą drzwi. Bastien jednak nie odpowiedział. Tak, był cholernie zawiedziony i rozżalony, jednak nie chciał, aby cokolwiek po nim poznał.
              Myślałeś, że twoja piękna, czarna księżniczka wróciła, hmm? – zadrwił brunet. – Niestety, muszę cię rozczarować, jest już w domu.
              Co? A ty skąd wiesz? – Blondyn spiorunował go spojrzeniem, odwracając się nagle.
              Bo sam go tam odwiozłem. – Głośny śmiech chłopaka, odbił się echem od ścian salonu. Bastien miał ochotę przyłożyć teraz pięść do tej jego ładnej buzi, ale musiał się powstrzymać. Przecież nie może dać się sprowokować, już i tak zauważył jego frustrację. Nie za bardzo uwierzył w jego słowa, wątpił czy, jeśli nawet by mu to zaproponował, Bill wsiadłby do samochodu obcego faceta. Ale w takim razie skąd u licha to wszystko wiedział?
              Ależ ty masz bujną wyobraźnię, Max. Nie sądzę, żeby wsiadł do auta nieznajomego – prychnął i sięgnął po papierosy. Rzadko palił, jeśli już, to wolał dobrego skręta, ale zdenerwowany zazwyczaj ratował się odrobiną nikotyny.
              Jestem twoim facetem, a nie jakimś tam nieznajomym, a on twoim przyjacielem, zresztą sam mi to powiedział.   Chłopak wsunął dłonie w kieszenie i z nonszalanckim uśmieszkiem na ustach, oparł się ramieniem o futrynę wyjściowych drzwi na taras, gdzie Baron właśnie palił papierosa. Ten słysząc to, aż zakrztusił się właśnie zaciąganym w płuca dymem. Zakasłał i odwrócił się w stronę chłopaka.
              Powiedziałeś mu, że jesteś moim facetem? Serio? – zaśmiał się blondyn spoglądając na niego, po czym znów odwrócił się do niego tyłem, patrząc na spokojną wodę w basenie, w jakim jeszcze dziś kąpał się Bill.
              No jasne, ale wcześniej on powiedział mi, że między wami nic nie ma, że to tylko sprawy zawodowe i przyjaźń.
            Bastien poczuł nieprzyjemne ukłucie w okolicy serca. I choć doskonale to wiedział, teraz jakoś mocniej zabolało.
              A ty co w ogóle tu, kurwa, robiłeś, co? – Teraz jego głos stał się nieprzyjemny i szorstki.
              Akurat przejeżdżałem.
              Tak, jasne, już to widzę. Pierdolony przypadek, co? – zadrwił Baron. – Mieszkasz na drugim końcu Berlina i zawsze przypadkiem jesteś w okolicy. Uważaj, żebym ja takim samym przypadkiem w to nie uwierzył.
               Czasem bywam nie przypadkiem,  mówiłem ci, że będę pilnował, żebyś sobie nie przygruchał tego pięknego Kaulitza do łóżka. – Max wszedł za Bastienem do salonu.
              A nawet jeśli, to co? Nic nie możesz zrobić.
              Naprawdę tak myślisz? – Chłopak zatrzymał się tuż za plecami gospodarza, który teraz stojąc przy barku robił sobie drinka. Musiał się napić, za dużo miał wrażeń jak na jedną niedzielę. – Zrób i dla mnie – dodał.
              Chyba przyjechałeś samochodem, nie? – zauważył Baron, pomijając milczeniem jego wcześniejsze słowa.
              Nic nie szkodzi, jak mnie złapią to stary zapłaci. A jak się urżnę, to najwyżej zostanę tu na noc, w końcu jestem TWOIM facetem – zachichotał brunet, szczególnie akcentując słowo, którym oznaczył się jak jego własność.
              Czy ty się nie zagalopowałeś, Max? Nie jesteś moim facetem, a jedynie dupą do rżnięcia – skwitował dobitnie jego wypowiedź i podał mu mocnego drinka. Sam wychylając swoją szklankę, upił dobrą połowę.
              No właśnie, zatem dawno tej dupy nie rżnąłeś…   zamruczał chłopak, oblizując nawilżone trunkiem usta, na których spoczął wzrok blondyna. Przypomniał sobie teraz tamte, nabrzmiałe, kuszące i ponętne, których zdołał odrobinę zasmakować. Wciąż przepełniony myślami o Billu, wspomniał teraz to, co wydarzyło się na dole w studio, a skutkiem tego przyjemne mrowienie spłynęło falą do podbrzusza. Gdyby wciąż tu był, gotów błagać go na kolanach o najdrobniejszą bliskość, ale on uciekł, zostawił go jak rzecz bez pożegnania, a te kilka słów na kartce nie załatwiały niczego, ani nie sprawiły, że poczuł się lepiej. Wręcz przeciwnie. Przez niego czuł się teraz jak nic nie warty przedmiot, jak zabawka, którą już niepotrzebną można wyrzucić na śmietnik. Był wyzutym z wszelkiej empatii dupkiem, który wszystkich traktuje przedmiotowo. Czy kogoś takiego w ogóle można pokochać? Można, bo teraz palił go ogrom tęsknoty i nieopisany żal. Te kilka dni z nim, pod jednym dachem, w jednym łóżku, choć nic prócz aktu w studio nie wydarzyło się, uzmysłowiły mu, że zakochał się po uszy, chociaż chyba ten stan też miał już za sobą. Kochał go całym sobą i oddałby wszystko, aby być z nim. I to przez niego wciąż nie potrafił poskromić podniecenia.
            Zawładnęła nim dzika żądza i szalona myśl. Wprawdzie Billa tu nie było, a choćby nawet był, to przecież z pewnością na nic by mu nie pozwolił, ale miał przed sobą piękne ciało, całkiem niezłą buźkę i ponętny tyłek kogoś, kto nie odtrąci go, a wręcz przeciwnie - zrobi wszystko, czego będzie chciał, a tak naprawdę wcale nie chciał wiele, ot jedynie wyżyć się, rozładować to cholerne seksualne napięcie. Ale z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że jeśli zerżnie teraz Maxa, ten gotów znów uzurpować sobie jakieś do niego prawa.
            Westchnął i postąpił kilka kroków w stronę wyjścia na taras, gdzie zatrzymał się i wychylił do dna swój trunek. Max nie odstępował go ani na krok i teraz też był tuż za nim.
              No to jak będzie…? Stęskniłem się za twoim fiutem, nikt nie robił mi tak dobrze, jak ty…   Usłyszał tuż przy uchu podniecający szept i zaraz ręka chłopaka objęła go w pasie. A może jednak…? Przecież nic nie traci, a jedynie ulży sobie w potrzebie, przecież on sam tego chce. Potem jakoś sobie z nim poradzi, jak zresztą zawsze. Mruknął podniecony, kiedy dłoń Maxa wsunęła się w jego spodenki. Chłopak nie musiał radzić sobie z żadnym paskiem, czy rozporkiem, w tej chwili miał na sobie krótkie spodenki na gumkę. Poczuł jak ciepło obejmuje jego pęczniejącą męskość, jak sunie wzdłuż, obciągając napletek, jak masuje kciukiem wilgotną główkę. Drugą dłonią wkradł się pod koszulkę, pieszcząc stwardniałe sutki blondyna, a wargami zassał płatek ucha, pojękując i wzdychając lubieżnie. Teraz Baron już wiedział, że nie przepuści okazji, aby się zaspokoić.
            Odwrócił się i silnym uściskiem ręki, chwycił go za twarz. Momentalnie wpił się w jego usta. Pocałował zachłannie i dziko, przecinając jego dolną wargę zębami. Chłopak tylko wydał z siebie stłumiony jęk, ale nawet nie zaprotestował, kiedy Baron gwałtownie przyparł go do ściany. Nawet o tym nie marzył, choć bardzo tego chciał i gotów był oddać mu się w każdej chwili, jeśli tylko zdecyduje po niego sięgnąć. I sięgał, brutalnie, bez grama delikatności. Nie przerywając pocałunku, rozpiął mu rozporek i zsunął z bioder spodnie, wraz z bielizną. Opadły do kolan, a wtedy przerwał pocałunek i odwrócił go tyłem, uwalniając swojego wzwiedzionego penisa ze spodenek.
              Lubrykant…   jęknął Max, ale Bastien nawet nie zareagował. Nie zamierzał także zaciągać prezerwatywy, choć miał świadomość, że chłopak daje dupy komu tylko zapragnie. Wierzył, że on sam nie pozwala innym pieprzyć go bez gumek. Teraz chciał po prostu go zerżnąć, ostro, bez grama delikatności, wbić się w niego czując opór i ciasnotę. I zrobił to. Bez pardonu pchnął, wchodząc w niego brutalnie. Brunet krzyknął z bólu, a Bastien przywołał na ustach jedynie uśmiech zadowolenia, jakby chciał mu powiedzieć, że przecież sam tego chciał. Chłopak jednak przyciśnięty do ściany, oparł o nią dłonie i policzek, wypinając jedynie tyłek, który teraz penetrował blondyn, i nie mógł widzieć wyrazu jego twarzy. Jęczał tylko z rozkoszy i jednocześnie z bólu, a kiedy zastąpiła go błoga przyjemność, tylko bardziej wypinał pośladki, aby blondyn mógł posuwać go jeszcze mocniej. Nie dbał o to, czy go zaspokoi, bo myślał tylko i wyłącznie o sobie, no i o tym, którego tu nie było, a wiele by dał, aby zamiast bruneta, był tu jego czarnowłosy bóg. Chociaż z nim pewnie byłoby inaczej, o wiele lepiej. Jego by kochał, a nie brutalnie rżnął. Z nim sięgałby gwiazd przeżywając cudowny orgazm, a nie pieprzył jedynie dla zaspokojenia swojej żądzy.  
            „Bill, dlaczego nie mogę cię mieć…”, ta myśl przeszyła go jak strzała, a ciałem wstrząsnął dreszcz. Z myślą o nim osiągnął szczyt, jeszcze kilkakrotnie, mocno wbijając się pomiędzy pośladki Maxa, który pojękiwał cicho, po czym szybko wycofał się, zaciągając spodenki.
              Ja idę do łazienki, a ty jak spuściłeś się na ścianę, to masz posprzątać tak, aby nie było śladu – zakomunikował beznamiętnie, lekko dysząc, po czym zniknął w holu. Nie wiedział jednak, że nie zdążył zaspokoić Maxa, który odwrócił się i oparł plecami o ścianę. Nim Bastien wrócił, dokończył sam dzieła własną ręką, będąc szczęśliwy i zadowolony. I choć zachlapał tyko podłogę, posprzątał wszystko po sobie, przynosząc z kuchni papierowy ręcznik, tak, jak nakazał mu gospodarz.
              Jeszcze tu jesteś? – rzucił Baron, wracając z łazienki, a Max podszedł do niego oplatając ramionami.
              Było zajebiście. Jak chcesz, mogę częściej przyjeżdżać…
              Idź już Max, muszę wracać do studio i nie mam czasu pierdolić o bzdetach.
              Dobrze, ale przyznaj, że było fajnie, a za to coś mi się należy…   mruczał kokieteryjnie chłopak.
              Niby co? – Bastien zmarszczył brwi, obawiając się teraz roszczeń chłopaka, który uwieszony na nim niczym oplatający pień drzewa bluszcz, wpatrywał się w jego oczy.
              Obiecałeś mi zaproszenia na twoją premierę w sobotę, a nadal ich nie dostałem.
            Uff… co za ulga, że tylko o to mu chodziło, a już obawiał się czegoś gorszego.
              Nie martw się, dostaniesz je.
              Teraz?
              Wyślę ci je, spokojnie.
              Wolałbym dostać teraz, potem to zapomnisz. Daj mi je i po prostu znikam.
            Baron wyswobodził się z objęć Maxa i poszedł do swojego biurowego pokoju. Tam wyciągnął z szuflady zaproszenie, wpisał imię i nazwisko swojego kochanka, po czym podał mu je.
              A mogę jeszcze jedno? – uśmiechnął się przymilnie brunet.
              Dla kogo? – sapnął Baron, wyciągając kolejne. Tak naprawdę wcale nie interesowało go, kogo zamierza przyprowadzić Max, chciał tylko już się go stąd pozbyć.
              Severin Hauer.
              Jakiś nowy kolega? – zapytał jednak z przekąsem.
  Można tak to nazwać. Wiesz, że z tobą jest mi najlepiej i wystarczy jedno twoje słowo…
              Dość, Max – przerwał mu ten wywód, bo doskonale wiedział, do czego prowadzi. – Idź już.
              Będę tęsknił, ale wiesz, że jeden telefon i jestem.
              Do zobaczenia w sobotę. – Bastien otworzył mu drzwi, pomijając milczeniem wszystkie słowa chłopaka. Ten, już stając w progu skradł mu jeszcze przelotny pocałunek, po czym już bez słowa wyszedł.