Serdecznie dziękuję za Wasze opinie dotyczące mojego pytania w temacie erotyki. Na wszystkie komentarze odpowiem po moich wakacjach, wtedy też pojawi się nowa część. Trzymajcie się cieplutko!
Część 39.
Kiedy
Bill zniknął za drzwiami łazienki, Tom posprzątał w kuchni. Starł ze stołu
ślady po ich fizycznej miłości i pozbierał z podłogi wszystko, co wcześniej sam
zrzucił. W innej sytuacji pewnie poszedłby z nim pod prysznic, ale nie chciał
już dziś go kusić. Poczuł się okropnie, kiedy zobaczył, że przez niego krwawi.
Gdyby był delikatniejszy i gdyby przedtem choć go jakoś nawilżył, to nie sprawiłby
mu takiego bólu. Teraz miał wrażenie, że właśnie przez to się popłakał.
– Bardzo boli? – zapytał czule, widząc
zbliżającego się chłopaka, ale ten tylko się uśmiechnął. Podszedł do brata i
obejmując go, mocno się przytulił. Wciąż nie zamienili słowa w temacie
minionych dni, ale obaj wiedzieli, że to jest nieuniknione.
– Przy
tobie nic mnie nie boli i to nie jest twoja wina – szepnął Bill, układając
przedramiona na jego barkach i pieszcząc palcami skórę pod włosami na karku. –
Po prostu dawno tego nie robiłem, ale chciałem, aby bolało, chciałem to przeżyć
właśnie w ten sposób. I było mi zajebiście dobrze… – Poruszył sugestywnie biodrami, ocierając się o
krocze bliźniaka który ułożył na jego pośladkach ubranych już w bokserki, swoje
dłonie.
– Ale
na dzisiaj koniec, tam się musi porządnie wygoić.
Bill
tylko się zaśmiał:
– No jasne, na pewno. Nie będziesz żałował mi siebie, po tylu dniach postu – uniósł do góry brew i namiętnym wyrazem oczu wpatrywał się w niego.
– No jasne, na pewno. Nie będziesz żałował mi siebie, po tylu dniach postu – uniósł do góry brew i namiętnym wyrazem oczu wpatrywał się w niego.
„Po tylu dniach postu” - zadźwięczało
Tomowi w głowie. Mimo, iż po tym akcie był zupełnie spokojny, że Bill go nie
zdradził, chyba nie byłby sobą, gdyby nie poruszył teraz tego tematu.
– Przypominam, że sam chciałeś tego postu.
Na
te słowa, Bill odsunął się od niego.
– Okłamałeś
mnie Tom, poczułem się zdradzony.
– Nie
zdradziłem cię głupolu. Czy naprawę uważasz, że mógłbym to zrobić? Kiedy się
kocha, to się nie zdradza – odparował Tom. Te słowa ukłuły Billa w samo serce. „Kiedy się kocha, to się nie zdradza”, rozbrzmiało
echem w jego głowie. Nie! Nie będzie się tym zadręczał, to nie była żadna
zdrada! On tylko spuścił z krzyża, dogodził sobie, zupełnie tak, jakby zrobił
to ręką, przecież nie jego wina, że Bastien wykorzystał stan jego pobudzenia.
Chociaż może on wykorzystał Bastiena? Mniejsza. Mówią, że pocałunek to zdrada,
ale nie, nie, to przecież żadna zdrada, nic takiego się nie stało i koniec!
Po
chwili zamyślenia, odpowiedział:
– To
dlaczego nie powiedziałeś mi całej prawdy?
– Masz
rację, to był mój błąd. Pojechaliśmy na obiad, potem zaproponowała, żebyśmy się
gdzieś wybrali, Bastien się wymiksował, bo miał spotkanie, więc zostałem ja.
Głupio mi było wymyśleć coś naprędce, więc najpierw zgodziłem się. Bastien
pojechał, a ja zadzwoniłem do ciebie, że wracam a, że nie słyszała naszej
rozmowy, to był idealny pretekst. Powiedziałem, że mi coś wypadło i wróciłem do
domu taksówką. Wróciłem do ciebie Bill. I nie chciałem ci o tym mówić, bo to
nie miało znaczenia, poza tym czułem, że zaraz będziesz kręcił jakąś aferę –
Tom popatrzył mu wymownie w oczy. Teraz wszystko się zgadzało, to dlatego
Bastien nie wiedział, że jednak Tom nie wybrał się do Danielle na tego drinka.
– A
klub? – zapytał.
– Co:
klub?
– No
dlaczego nic nie wiedziałem, że ona też tam będzie, i dlaczego pozwoliłeś jej
się do siebie kleić?
– Bo ja
sam nie wiedziałem, że ona tam będzie, Marcus przyjechał z nią. A to, że się do
mnie kleiła, to fakt, ale nie odtrącałem jej tylko dlatego, żeby wszyscy
myśleli, że nadal lubię posuwać panienki. Ale nie wyruchałbym jej ani w kiblu,
ani nigdzie indziej. Przydałaby się, jako zasłona dymna, żeby nikt się nawet
nie domyślił co nas łączy. I nikt nie musiałby wiedzieć, że nie korzystam z
okazji.
Bill
wyjął z lodówki piwo i usiadł na kanapie w salonie.
– A ja
myślałem, że ją przeleciałeś.
Tom
usadowił się obok i objął go ramieniem, po czym musnął czule w płatek ucha.
– Jesteś głupkiem Bill. Nie skorzystałbym z
okazji, mam ciebie, kocham cię i jest mi z
tobą najlepiej.
Na
ustach Billa wymalował się uśmiech triumfu. To oznaczało, że przy nim wszystkie
panienki mogą się schować, bo Tom i tak zawsze wybierze jego tyłek.
– I tak
jej nie lubię i nie polubię – prychnął, a bliźniak tylko się zaśmiał, ale zaraz
znów spoważniał.
– Ja
powiedziałem ci wszystko, jak było, a teraz opowiedz mi ty, co robiłeś tyle dni
z Bastienem? – Na te słowa przeszyła ciało Billa strzała paniki. W zasadzie nie
miał nic na sumieniu, prócz tego nieszczęsnego loda, jakiego dał sobie zrobić
Bastienowi, ale wiedział, że za nic w świecie Tom nie może się o tym
dowiedzieć. I choć usilnie starał się wyprzeć z pamięci ten fakt, wszystko i
tak wciąż wracało. Może dlatego, że to nie stało się wczoraj, tydzień, czy
miesiąc temu To stało się dziś i tkwiło w jego pamięci jako żywy, świeży obraz.
Musiał jednak jakoś sobie z tym poradzić. Wziął łyk piwa i odpowiedział:
– Po prostu, kiedy Bastien powiedział, że wtedy
pojechałeś z nią na drinka, to dostałem szału. Miałem jeszcze u niego
posiedzieć, bo właśnie zdążyliśmy nagrać, a on zamówił kolację i sobie miło
gawędziliśmy, ale kiedy to usłyszałem, to trafił mnie szlag. A potem, po
rozmowie z tobą nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić, wiec wróciłem do niego.
Chciałem dać ci jakąś karę, nauczkę i zostałem tam.
– No
tyle wiem, ale co robiliście przez te dni?
– Ja
się trochę nudziłem. Bastien dużo pracował w studio, ja oglądałem filmy,
kąpałem się w basenie. Piliśmy, paliliśmy, w sumie nic ciekawego.
– Bill,
nie zbywaj mnie, wiesz o co pytam – Tom oderwał plecy od oparcia kanapy i lekko
zwrócił się w jego stronę.
– Nic
nie było, możesz go sam o to zapytać. Raz, kiedy spałem chciał mnie pocałować,
ale obudziłem się i go odepchnąłem.
– Wiem,
mówił mi, że nie pozwoliłeś się pocałować – Uśmiechnął się lekko szatyn.
– Skoro
wiesz, to po co pytasz? – Billowi zabłyszczały oczy, a promienny uśmiech
ozdobił twarz. Więc Tom wypytywał Bastiena, ale pewnie było to w piątek, lub
jeszcze wcześniej. Miał nadzieję, że już nie będą poruszać tego tematu.
– A
chciałem się dowiedzieć od ciebie… – szepnął i pochylił się, lekko go całując.
– Tom,
Bastien jest tylko moim kumplem. Nie dałbym mu dupy – powiedział pewnie. No
fakt, dupy może by mu i nie dał, ale za to dał co inne, do possania. I znów to
głupie, dziwne i nieokreślone bliżej uczucie ukłucia, lub jakby ktoś przeciął
mu naskórek nożem. Ale to minie, czas zatrze to wspomnienie, chociaż… czy tak
naprawdę chciał o tym zapomnieć? To wyrzut sumienia nakazywał mu wyprzeć to z
pamięci, ale tak szczerze, to było przyjemne doznanie. Tom przecież nigdy nie
zrobiłby mu loda.
– Ale
ten kolega na ciebie leci i wiesz co mi powiedział?
– Co? –
zainteresował się Bill.
– Że
zrobi wszystko, aby cię zdobyć. I, że twój facet, znaczy ja… – Tu Tom wskazał
na siebie palcem – …nie jest ciebie wart. Naprawdę, ty też
uważasz, że ja nie jestem ciebie wart?
Czarnowłosy
popatrzył mu w oczy z czułością i zaśmiał się cicho, po czym ogarnął go
ramionami i przytknął swoje czoło, do jego czoła.
– To
raczej ja nie jestem ciebie wart, taki okropny, rozpuszczony bachor… – mruknął. – Kocham cię Tommy…
– Ja
ciebie też kocham, Billy, ty okropny, rozpuszczony bachorze, ale jedyny w swoim
rodzaju – odwzajemnił wyznanie Tom, potwierdzając tę jego samoocenę i pocałował
go, długo, namiętnie i czule. – I cieszę się, że sprawiłeś mi taką
niespodziankę…
Bill
mruknął cicho, czując słodki dreszcz i wszechogarniającą go błogość. Był
szczęśliwy mogąc być z nim znów, w swoim własnym domu, sycić się jego
bliskością i ciepłem ciała.
– Podobała ci się?
– Bardzo… Ta
niespodzianka wynagrodziła mi to milczenie i najgorsze wizje – szepnął i
pochylając się nad nim, znów dawał mu swoją bliskość za jaką tak niesamowicie
mocno tęsknił przez te wszystkie dni. Tonęli w sobie spojrzeniami.
Niewiarygodnym
było to, że klika dni temu zrodziły w Billu znów te uczucia, jakie targały nim,
gdy jeszcze nie byli parą, w tym szczególnym znaczeniu tego słowa. Wciąż
pamiętał, jakie rozgoryczenie płonęło w nim, kiedy Tom spotykał się z tymi
wszystkimi laskami. I teraz poczuł idealnie to samo. Wtedy jeszcze nie miał go
w ten sposób, a teraz, kiedy znał już ten cudowny smak obcowania z nim, bał
się, że to straci i choć wciąż będzie jego bliźniakiem, to przestanie go
pragnąć, bo może cały świat przesłonią mu cycki pięknej Danielle.
– Bałem
się, że może będziesz wolał ją ode mnie – wyrzucił z siebie te myśli.
– Billy, ty chyba oszalałeś.
– Nie,
ale wiesz, że kiedy rozrasta się we mnie zazdrość, dosłownie wariuję...
– Zdążyłem się o tym przekonać.
– I
wiesz, że będę miał na nią oko – kontynuował Bill.
Tom
się zaśmiał głośno. Wytrzeźwiał już zupełnie i przez to wszystko nawet nie
męczył go kac, nie czuł też głodu, chociaż od południa nic nie jadł. Teraz miał
zupełnie inny pokarm, po stokroć lepszy niż zwykłe jedzenie.
– Dobrze
kochanie, możesz mi nawet kazać się do niej nie zbliżać – zażartował.
– Mmm…
Powiedziałeś na mnie kochanie… Jedyne co mógłbym ci teraz kazać to to, żebyś
mnie kochał... – wymruczał czarnowłosy i wolno usadowił się okrakiem na udach
Toma. Poprzez świadomość, że ta rozkoszna i dająca mu zawsze tyle przyjemności
część ciała bliźniaka jest tuż tuż, zaczął delikatnie drżeć, jednak nie
przesunął się wyżej. Zachowywał się tak, jakby nigdy wcześniej nie był z nim
tak blisko, jakby był tym mocno onieśmielony. W przeciwieństwie do brata, był w
samych bokserkach i teraz jęknął, kiedy poczuł na lędźwiach jego dłonie. Nie
poznawał sam siebie. On, pewny siebie gnojek, tak często stawał się miękką,
plastyczną masą w jego dłoniach, którą Tom mógł ulepić na swój własny sposób,
jak tylko zechciał. Wpatrywał się w niego z uwielbieniem, a kiedy jego twarz
zbliżała się wolno, przymknął oczy. Ich usta odnalazły się bezbłędnie.
Pieszczota warg i to uczucie - cudowna fala pożądania, jaka zalała ciała od
wewnątrz obezwładniła ich doszczętnie. Znów pragnęli więcej, czuli mocniej...
Każdy
najdelikatniejszy dotyk wnikał w nich ze zdwojoną siłą. Dłonie Toma zaborczo objęły
bliźniaka, rozkładając się wachlarzem palców na jego plecach, a on przylgnął szczelnie
do jego ciała. Już nie było w nim nic z onieśmielenia. Jego pośladki ocierały
się o biodra szatyna, kiedy siadał na nich z całą świadomością pragnienia go w
sobie. Usta były wciąż złączone, a języki splatały się wolno, jakby dopiero
zaczynały się poznawać. Oderwał jednak na chwilę swoje wargi jego, i obejmując
go mocno, popatrzył mu w oczy z tak bliska, że ich czoła znów zetknęły się.
– A
teraz mnie kochaj... Kochaj jak tylko zechcesz, na każdy możliwy sposób. Jestem
cały twój pragnę ciebie i tylko ciebie. Cholernie mocno tęskniłem, chcę, żebyś
mi to wynagrodził… Nie chodźmy dziś spać – wyszeptał Bill wprost w jego usta.
– I
chcesz, żeby znowu bolało…? – wymruczał Tom, który teraz czule pieścił wargami
jego szyję.
– Tak,
chcę. Chcę każdego bólu od ciebie…
– Uwierz, że nie chcesz…
– Nawet możesz mnie bić, a to dla mnie
będzie przyjemnością, tylko mnie nie zdradź, bo tego bólu nie zniosę… – Bill
odchylił głowę i przymknął oczy, odbierając pieszczotliwe muśnięcia brata na
swojej szyi. Z przyjemnością, mieszał się znów ten znajomy, dziwny i
nieprzyjemny dreszcz poczucia winy. Teraz zastanowił się, jakby Tom zniósł
wiadomość o jego zdradzie? Przecież skoro jego bolała tak bardzo sama myśl, że
mógłby to zrobić z Danielle, co poczułby posiadając wiedzę, że to wydarzyło się
naprawdę? Mimo wcześniejszego tłumaczenia samemu sobie, wciąż nie umiał sobie
poradzić z tym zżerającym go od wewnątrz robakiem. Teraz żałował, że to zrobił.
Zupełnie tak samo, kiedy postanowił rzucić palenie, a jednak zapalił. Oby tylko
z tym nie było tak, jak z nałogiem.
Nabrał
w płuca potężny łyk powietrza i objął policzki bliźniaka swoimi dłońmi, po czym
mocno, żarliwie pocałował go, przerywając mu wcześniejsze zajęcie. I jedynym
czego pragnął było to, aby Tom deszczem rąk i kroplami pocałunków, zmył każdą,
ponurą myśl…
***
– To
wszystko, na co było go stać? – Bastien zapytał głośno sam siebie, bo doskonale
wiedział, że nie uzyska żadnej odpowiedzi. Zmiął wściekle kartkę, jaką zostawił
mu Bill i rzucił nią w kąt holu. Zacisnął szczęki, aż zadrżała mu żuchwa i
podparł dłońmi boki. Stał dłuższą chwilę w tym samym miejscu, po czym podszedł
do okna w kuchni. Przed domem i na ulicy było zupełnie pusto. Musiał się zwinąć
zaraz po tym, jak nakazał mu wracać do studia. „Co za pieprzony, niewdzięczny gnojek…”, obdarzył go w myślach
niezbyt wulgarnym epitetem i choć był w tej chwili na niego wściekły, nie
potrafiłby go zwyzywać gorzej, nawet w myślach.
Czuł
ogromne rozgoryczenie, żal i zawód, zupełnie jakby nagle jego świat rozpadł się
na tysiąc kawałków, jakby ktoś najdroższy jego sercu go porzucił i miałby go
więcej nie zobaczyć. A przecież miał świadomość, że Bill jest tu tylko na
chwilę, że to się skończy i w końcu wróci do domu. Nie myślał jednak, że to stanie
się tak nagle i właśnie dziś. To, co teraz działo się w jego głowie było
absurdalne i idiotyczne, ale nie potrafił sobie z tym zupełnie poradzić. Miał
ochotę dzwonić do niego i błagać o powrót, choć to już w ogóle byłoby czystym
szaleństwem, ale nagle ogarnęła go taka pustka i nicość, że zachciało mu się
płakać. I to jego odejście, właściwie ucieczka bez pożegnania. Co zrobił nie
tak? Czy naprawdę spłoszył go tym nagłym zbliżeniem? Chyba niepotrzebnie się
tak zagalopował, ale to było silniejsze od niego. Darzył go tak głębokim i
intensywnym pożądaniem, że nie potrafił się wówczas powstrzymać, a jeszcze
mając jego nieme przyzwolenie, to byłoby ponad jego siły. Chyba jednak powinien
trzymać łapy przy sobie, Bill najwidoczniej nie był na to gotowy, uległ mu, bo
był podniecony, na seksualnym głodzie, ale czy w innych okolicznościach w ogóle
na cokolwiek by mu pozwolił? Szczerze w to wątpił, a teraz wątpił także i w to,
że jeszcze kiedykolwiek pozwoli mu się do siebie zbliżyć. A jeśli stracił taką
szansę na zawsze? Ewidentnie to, co zdarzyło się w studio, było właśnie powodem
jego nagłej ucieczki.
Gdyby
mógł cofnąć czas… No i co wówczas? Chyba teraz chciał sobie wmówić, że nie
tknąłby go palcem. Gówno prawda! Zrobiłby to samo, nie byłoby takiej siły, jaka
mogłaby go powstrzymać. Pragnął go jak nigdy nikogo i nie żałował niczego, mimo
iż czuł się głęboko dotknięty. Na dodatek wspominając ten akt, czuł dreszcze,
podniecenie nie opuszczało go ani na moment, mimo złości, jaka wciąż wibrowała
w nim emocjami. Jeszcze nigdy nie był tak zdruzgotany, a jednocześnie
euforycznie roznamiętniony.
Wciąż
rozpamiętywał tę chwilę, wsłuchując się w dochodzące ze studia bity własnej
muzyki, kiedy w jego zmysły wkradł się dźwięk dzwonka, oznajmiającego, że ktoś
czeka u furtki. Aż podskoczył z zaskoczenia, a wtedy dopadła go jedna, jedyna
myśl: „Wrócił!. Nie spoglądając nawet
czy to na pewno on, puścił się niemal biegiem do drzwi i nacisnął drżącym
palcem, otwierający wejście guzik. Serce tłukło mu się w piersi jakby miało za
chwilę wyskoczyć, ale przez moment stał z dłonią ułożoną na klamce, nie
otwierając. Musiał ochłonąć, za nic nie chciał okazać, jak bardzo to wszystko
na niego wpłynęło.
I
otworzył. Stłumiony jęk zawodu i rozczarowania, wyrwał się z jego gardła.
– Max…?
– sapnął zdziwiony, nie potrafiąc ukryć niezadowolenia.
– Zawiedziony? – zapytał chłopak uśmiechając się
szeroko, po czym wszedł za gospodarzem do domu i zamknął za sobą drzwi. Bastien
jednak nie odpowiedział. Tak, był cholernie zawiedziony i rozżalony, jednak nie
chciał, aby cokolwiek po nim poznał.
– Myślałeś, że twoja piękna, czarna księżniczka
wróciła, hmm? – zadrwił brunet. – Niestety, muszę cię rozczarować, jest już w
domu.
– Co? A
ty skąd wiesz? – Blondyn spiorunował go spojrzeniem, odwracając się nagle.
– Bo
sam go tam odwiozłem. – Głośny śmiech chłopaka, odbił się echem od ścian
salonu. Bastien miał ochotę przyłożyć teraz pięść do tej jego ładnej buzi, ale
musiał się powstrzymać. Przecież nie może dać się sprowokować, już i tak
zauważył jego frustrację. Nie za bardzo uwierzył w jego słowa, wątpił czy,
jeśli nawet by mu to zaproponował, Bill wsiadłby do samochodu obcego faceta.
Ale w takim razie skąd u licha to wszystko wiedział?
– Ależ
ty masz bujną wyobraźnię, Max. Nie sądzę, żeby wsiadł do auta nieznajomego –
prychnął i sięgnął po papierosy. Rzadko palił, jeśli już, to wolał dobrego
skręta, ale zdenerwowany zazwyczaj ratował się odrobiną nikotyny.
– Jestem twoim facetem, a nie jakimś tam
nieznajomym, a on twoim przyjacielem, zresztą sam mi to powiedział. – Chłopak wsunął dłonie w kieszenie i z
nonszalanckim uśmieszkiem na ustach, oparł się ramieniem o futrynę wyjściowych
drzwi na taras, gdzie Baron właśnie palił papierosa. Ten słysząc to, aż
zakrztusił się właśnie zaciąganym w płuca dymem. Zakasłał i odwrócił się w
stronę chłopaka.
– Powiedziałeś mu, że jesteś moim facetem?
Serio? – zaśmiał się blondyn spoglądając na niego, po czym znów odwrócił się do
niego tyłem, patrząc na spokojną wodę w basenie, w jakim jeszcze dziś kąpał się
Bill.
– No
jasne, ale wcześniej on powiedział mi, że między wami nic nie ma, że to tylko
sprawy zawodowe i przyjaźń.
Bastien
poczuł nieprzyjemne ukłucie w okolicy serca. I choć doskonale to wiedział,
teraz jakoś mocniej zabolało.
– A ty
co w ogóle tu, kurwa, robiłeś, co? – Teraz jego głos stał się nieprzyjemny i
szorstki.
– Akurat przejeżdżałem.
– Tak,
jasne, już to widzę. Pierdolony przypadek, co? – zadrwił Baron. – Mieszkasz na
drugim końcu Berlina i zawsze przypadkiem jesteś w okolicy. Uważaj, żebym ja
takim samym przypadkiem w to nie uwierzył.
–
Czasem bywam nie przypadkiem,
mówiłem ci, że będę pilnował, żebyś sobie nie przygruchał tego pięknego
Kaulitza do łóżka. – Max wszedł za Bastienem do salonu.
– A
nawet jeśli, to co? Nic nie możesz zrobić.
– Naprawdę tak myślisz? – Chłopak zatrzymał się
tuż za plecami gospodarza, który teraz stojąc przy barku robił sobie drinka.
Musiał się napić, za dużo miał wrażeń jak na jedną niedzielę. – Zrób i dla mnie
– dodał.
– Chyba
przyjechałeś samochodem, nie? – zauważył Baron, pomijając milczeniem jego
wcześniejsze słowa.
– Nic
nie szkodzi, jak mnie złapią to stary zapłaci. A jak się urżnę, to najwyżej
zostanę tu na noc, w końcu jestem TWOIM facetem – zachichotał brunet,
szczególnie akcentując słowo, którym oznaczył się jak jego własność.
– Czy
ty się nie zagalopowałeś, Max? Nie jesteś moim facetem, a jedynie dupą do
rżnięcia – skwitował dobitnie jego wypowiedź i podał mu mocnego drinka. Sam
wychylając swoją szklankę, upił dobrą połowę.
– No
właśnie, zatem dawno tej dupy nie rżnąłeś… – zamruczał chłopak, oblizując nawilżone
trunkiem usta, na których spoczął wzrok blondyna. Przypomniał sobie teraz tamte,
nabrzmiałe, kuszące i ponętne, których zdołał odrobinę zasmakować. Wciąż
przepełniony myślami o Billu, wspomniał teraz to, co wydarzyło się na dole w
studio, a skutkiem tego przyjemne mrowienie spłynęło falą do podbrzusza. Gdyby
wciąż tu był, gotów błagać go na kolanach o najdrobniejszą bliskość, ale on
uciekł, zostawił go jak rzecz bez pożegnania, a te kilka słów na kartce nie
załatwiały niczego, ani nie sprawiły, że poczuł się lepiej. Wręcz przeciwnie. Przez
niego czuł się teraz jak nic nie warty przedmiot, jak zabawka, którą już
niepotrzebną można wyrzucić na śmietnik. Był wyzutym z wszelkiej empatii
dupkiem, który wszystkich traktuje przedmiotowo. Czy kogoś takiego w ogóle
można pokochać? Można, bo teraz palił go ogrom tęsknoty i nieopisany żal. Te kilka
dni z nim, pod jednym dachem, w jednym łóżku, choć nic prócz aktu w studio nie
wydarzyło się, uzmysłowiły mu, że zakochał się po uszy, chociaż chyba ten stan
też miał już za sobą. Kochał go całym sobą i oddałby wszystko, aby być z nim. I
to przez niego wciąż nie potrafił poskromić podniecenia.
Zawładnęła
nim dzika żądza i szalona myśl. Wprawdzie Billa tu nie było, a choćby nawet był,
to przecież z pewnością na nic by mu nie pozwolił, ale miał przed sobą piękne
ciało, całkiem niezłą buźkę i ponętny tyłek kogoś, kto nie odtrąci go, a wręcz
przeciwnie - zrobi wszystko, czego będzie chciał, a tak naprawdę wcale nie
chciał wiele, ot jedynie wyżyć się, rozładować to cholerne seksualne napięcie.
Ale z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że jeśli zerżnie teraz Maxa, ten
gotów znów uzurpować sobie jakieś do niego prawa.
Westchnął
i postąpił kilka kroków w stronę wyjścia na taras, gdzie zatrzymał się i
wychylił do dna swój trunek. Max nie odstępował go ani na krok i teraz też był
tuż za nim.
– No to
jak będzie…? Stęskniłem się za twoim fiutem, nikt nie robił mi tak dobrze, jak
ty… – Usłyszał tuż przy uchu podniecający szept i
zaraz ręka chłopaka objęła go w pasie. A może jednak…? Przecież nic nie traci,
a jedynie ulży sobie w potrzebie, przecież on sam tego chce. Potem jakoś sobie
z nim poradzi, jak zresztą zawsze. Mruknął podniecony, kiedy dłoń Maxa wsunęła
się w jego spodenki. Chłopak nie musiał radzić sobie z żadnym paskiem, czy
rozporkiem, w tej chwili miał na sobie krótkie spodenki na gumkę. Poczuł jak
ciepło obejmuje jego pęczniejącą męskość, jak sunie wzdłuż, obciągając
napletek, jak masuje kciukiem wilgotną główkę. Drugą dłonią wkradł się pod
koszulkę, pieszcząc stwardniałe sutki blondyna, a wargami zassał płatek ucha,
pojękując i wzdychając lubieżnie. Teraz Baron już wiedział, że nie przepuści
okazji, aby się zaspokoić.
Odwrócił
się i silnym uściskiem ręki, chwycił go za twarz. Momentalnie wpił się w jego
usta. Pocałował zachłannie i dziko, przecinając jego dolną wargę zębami.
Chłopak tylko wydał z siebie stłumiony jęk, ale nawet nie zaprotestował, kiedy
Baron gwałtownie przyparł go do ściany. Nawet o tym nie marzył, choć bardzo
tego chciał i gotów był oddać mu się w każdej chwili, jeśli tylko zdecyduje po
niego sięgnąć. I sięgał, brutalnie, bez grama delikatności. Nie przerywając
pocałunku, rozpiął mu rozporek i zsunął z bioder spodnie, wraz z bielizną.
Opadły do kolan, a wtedy przerwał pocałunek i odwrócił go tyłem, uwalniając
swojego wzwiedzionego penisa ze spodenek.
– Lubrykant… – jęknął
Max, ale Bastien nawet nie zareagował. Nie zamierzał także zaciągać
prezerwatywy, choć miał świadomość, że chłopak daje dupy komu tylko zapragnie.
Wierzył, że on sam nie pozwala innym pieprzyć go bez gumek. Teraz chciał po
prostu go zerżnąć, ostro, bez grama delikatności, wbić się w niego czując opór
i ciasnotę. I zrobił to. Bez pardonu pchnął, wchodząc w niego brutalnie. Brunet
krzyknął z bólu, a Bastien przywołał na ustach jedynie uśmiech zadowolenia,
jakby chciał mu powiedzieć, że przecież sam tego chciał. Chłopak jednak
przyciśnięty do ściany, oparł o nią dłonie i policzek, wypinając jedynie tyłek,
który teraz penetrował blondyn, i nie mógł widzieć wyrazu jego twarzy. Jęczał
tylko z rozkoszy i jednocześnie z bólu, a kiedy zastąpiła go błoga przyjemność,
tylko bardziej wypinał pośladki, aby blondyn mógł posuwać go jeszcze mocniej.
Nie dbał o to, czy go zaspokoi, bo myślał tylko i wyłącznie o sobie, no i o
tym, którego tu nie było, a wiele by dał, aby zamiast bruneta, był tu jego
czarnowłosy bóg. Chociaż z nim pewnie byłoby inaczej, o wiele lepiej. Jego by
kochał, a nie brutalnie rżnął. Z nim sięgałby gwiazd przeżywając cudowny
orgazm, a nie pieprzył jedynie dla zaspokojenia swojej żądzy.
„Bill, dlaczego nie mogę cię mieć…”, ta
myśl przeszyła go jak strzała, a ciałem wstrząsnął dreszcz. Z myślą o nim
osiągnął szczyt, jeszcze kilkakrotnie, mocno wbijając się pomiędzy pośladki
Maxa, który pojękiwał cicho, po czym szybko wycofał się, zaciągając spodenki.
– Ja
idę do łazienki, a ty jak spuściłeś się na ścianę, to masz posprzątać tak, aby
nie było śladu – zakomunikował beznamiętnie, lekko dysząc, po czym zniknął w
holu. Nie wiedział jednak, że nie zdążył zaspokoić Maxa, który odwrócił się i
oparł plecami o ścianę. Nim Bastien wrócił, dokończył sam dzieła własną ręką,
będąc szczęśliwy i zadowolony. I choć zachlapał tyko podłogę, posprzątał
wszystko po sobie, przynosząc z kuchni papierowy ręcznik, tak, jak nakazał mu
gospodarz.
– Jeszcze tu jesteś? – rzucił Baron, wracając z
łazienki, a Max podszedł do niego oplatając ramionami.
– Było
zajebiście. Jak chcesz, mogę częściej przyjeżdżać…
– Idź
już Max, muszę wracać do studio i nie mam czasu pierdolić o bzdetach.
– Dobrze, ale przyznaj, że było fajnie, a za to
coś mi się należy… – mruczał kokieteryjnie chłopak.
– Niby
co? – Bastien zmarszczył brwi, obawiając się teraz roszczeń chłopaka, który
uwieszony na nim niczym oplatający pień drzewa bluszcz, wpatrywał się w jego
oczy.
– Obiecałeś mi zaproszenia na twoją premierę w
sobotę, a nadal ich nie dostałem.
Uff…
co za ulga, że tylko o to mu chodziło, a już obawiał się czegoś gorszego.
– Nie
martw się, dostaniesz je.
– Teraz?
– Wyślę
ci je, spokojnie.
– Wolałbym dostać teraz, potem to zapomnisz. Daj
mi je i po prostu znikam.
Baron
wyswobodził się z objęć Maxa i poszedł do swojego biurowego pokoju. Tam
wyciągnął z szuflady zaproszenie, wpisał imię i nazwisko swojego kochanka, po
czym podał mu je.
– A
mogę jeszcze jedno? – uśmiechnął się przymilnie brunet.
– Dla
kogo? – sapnął Baron, wyciągając kolejne. Tak naprawdę wcale nie interesowało
go, kogo zamierza przyprowadzić Max, chciał tylko już się go stąd pozbyć.
– Severin Hauer.
– Jakiś
nowy kolega? – zapytał jednak z przekąsem.
– Można
tak to nazwać. Wiesz, że z tobą jest mi najlepiej i wystarczy jedno twoje
słowo…
– Dość,
Max – przerwał mu ten wywód, bo doskonale wiedział, do czego prowadzi. – Idź
już.
– Będę
tęsknił, ale wiesz, że jeden telefon i jestem.
– Do
zobaczenia w sobotę. – Bastien otworzył mu drzwi, pomijając milczeniem
wszystkie słowa chłopaka. Ten, już stając w progu skradł mu jeszcze przelotny
pocałunek, po czym już bez słowa wyszedł.