Część 36.
Bastien
siedział w studio już dwie godziny i zdążył zmontować sam kilka fragmentów, a
Toma wciąż nie było. Kiedy próbował się z nim skontaktować telefonicznie, ten
nie odbierał. Był trochę zły, bo nie dość, że go wystawił nie powiadamiając o
nieobecności, to jeszcze umknęła mu okazja, aby z niego wyciągnąć coś na temat
telefonicznej rozmowy z Billem, a w głowie miał już plan, jak to rozegrać.
Właściwie już skapitulował i miał się zbierać, kiedy usłyszał dźwięk swojego
telefonu. Dzwonił Tom.
–
No nareszcie! Co jest z tobą?
–
Sorry stary, ale nie dam rady dziś dotrzeć. Dopiero się obudziłem i chyba wciąż
nie wytrzeźwiałem – wymamrotał gitarzysta.
–
Szkoda, miałem nadzieję, że coś fajnego ci pokażę – mruknął Bastien, głosem
pełnym zawodu. Wiedział, że szatyn jest łasy na nowinki i ściśnie go z
ciekawości. Tom jednak tym razem był zainteresowany czymś zupełnie innym, ale
zapytał bardziej z grzeczności, niż ciekawości.
–
A co takiego?
–
Zrobiłem nowy montaż, no ale trudno, to najwyżej w poniedziałek. Ty się lecz z
kaca, a ja wracam do domu. Bill pewnie jeszcze śpi, ale najwyżej zrobię mu
jakąś przyjemną pobudkę – zaśmiał się blondyn i w tym momencie usłyszał jakieś
dziwne sapnięcie z drugiej strony słuchawki.
–
Zaczekaj! – Tom, z jakimś trudnym do zidentyfikowania zniecierpliwieniem zatrzymał
go, po czym szybko dodał: – Jak nie masz nic ważnego, może wpadłbyś po drodze
do mnie? Chętnie bym zobaczył co tam zmontowałeś.
Bastien
tylko uśmiechnął się pod nosem. Niewątpliwie jego podejrzenia zaczynały się
składać w jakąś całość, chociaż nadal nie bardzo wiedział o co w tym wszystkim
chodzi, ale był pewien, że coś zaczyna tu śmierdzieć. Coś, tylko co…? Tom
ewidentnie chciał odwlec moment jego powrotu do domu, w którym był Bill chociaż
to wydawało mu się totalnie absurdalne, bo przecież i tak spędzał z nim masę
czasu, choćby całe noce, podczas których wiele mogło się wydarzyć. Nie miał
przecież żadnej pewności, że wciąż nie wydarzyło się nic.
–
Jasne, nie ma sprawy, wprawdzie to wcale nie po drodze, ale mogę podjechać –
odparł wesoło chłopak. Na rękę było mu dzisiejsze spotkanie z Tomem, wiedział,
że prędzej czy później, podejmą temat Billa.
–
To wpadaj, ja się za ten czas ogarnę. Czekam!
–
Na razie!
Blondyn
szybko porozłączał sprzęt i spakował się. Był podekscytowany na to spotkanie z
Tomem. Wiedział, że musi być czujny i uważny, i nic, żaden gest, czy reakcja
chłopaka nie może mu umknąć. Priorytetem w tej chwili dla niego było zagadać o
tę wczorajszą, telefoniczną rozmowę braci. Bo jak to powiedział Bill? Ten facet
dzwonił z telefonu Toma, bo od niego by nie odebrał? No to ciekawe, jaką wersję
usłyszy dziś od niego samego, czy faktycznie potwierdzi ten fakt.
W
niespełna pół godziny był już na miejscu, a kiedy drzwi otworzył mu Tom,
zacmokał na jego widok.
–
No, no! Widzę, że było grubo! – zaśmiał się i wchodząc, tuż za jego plecami
zobaczył Georga, który właśnie zamierzał wrócić wreszcie do domu.
–
To wy bawcie się dobrze, a ja spadam, kumpel po mnie przyjechał – Podał im
dłoń, po czym wyszedł. Tom zamknął za nim drzwi, a Bastien z laptopem pod pachą
podążył za gospodarzem do salonu. I znów burza myśli rozpętała się w jego
głowie, bo właśnie przypomniał sobie, że wieczorem Georg dwa razy próbował
telefonicznie skontaktować się z Billem, a jeśli był z Tomem, zrobił to
ewidentnie za jego wiedzą, a może nawet na jego prośbę.
–
Jakaś okazja była, czy męska popijawa? – zapytał.
–
Typowo męska – burknął Tom. Bastien nie wiedział, czy tak kiepsko się czuje z
powodu kaca, czy po prostu jest na niego zły, ale w sumie to nie było teraz
ważne. Nie odpowiedział nic, tylko postawił laptopa na stoliku i otworzył.
–
Pokaż, co tam masz ciekawego – Szatyn usiadł obok niego i wbił wzrok w ekran.
Blondyn podłączył słuchawki i podał mu je, a kiedy miękkie poduszki nauszników
otuliły uszy chłopaka, odpalił odpowiedni kawałek. Wpatrywał się w niego,
oczekując reakcji, a widząc coraz szerszy uśmiech na jego ustach, sam się
uśmiechnął.
–
No, to jest niezłe! – powiedział w końcu Tom, ściągając słuchawki. – Rzekłbym,
że świetne!
–
Cieszę się, że ci się podoba. – Promienny uśmiech nie gasł na twarzy DJ’a.
Mimo, że każdy z nich miał ochotę wyciągnąć z tego drugiego coś, co tak
naprawdę dotyczyło czarnowłosego, to jednak zagłębili się w rozmowę na temat
zawodowy. Wydawało się, że żaden z nich nie ma ochoty wyskoczyć z jakimś
pytaniem pierwszy, męczyli się więc dłuższy czas obaj, ciągnąć pogawędkę o
muzyce, nagraniach i innych, podobnych rzeczach, aż Tom poczuł suchość w ustach
i podniósł się, aby przejść do kuchni i wyjąć z lodówki piwo.
–
Tobie nie proponuję, bo przyjechałeś samochodem, chyba że jedno walniesz, co?
–
Nie, dzięki. Ale chętnie napiję się wody, soku, czy co tam masz – odparł
Bastien, a wówczas Tom wyjął puszkę coli, po czym wrócił do salonu i postawił
ją przed gościem.
–
A mój brat, to w ogóle zamierza wrócić do domu? – Gitarzysta nie wytrzymał.
–
A sam nie możesz go o to zapytać?
–
Próbowałem zrobić to wczoraj, ale nie udało mi się.
–
Rozmawialiście?
–
Poniekąd. Nie dał mi zbyt wiele powiedzieć, rozłączył się.
Bastien
wpatrywał się w Toma zaciekawiony. A więc to tak, rozmawiali… Więc kiedy niby,
z komórki Toma dzwonił ten facet, jak twierdził Bill? Teraz była idealna
okazja, aby potwierdzić swoje przypuszczenia.
–
A ten jego facet? Narozrabiał i co? Nawet nie próbuje się z nim skontaktować?
–
Nie wiem. Nie widziałem się z nim – odparł Tom wymijająco, popijając piwo. –
Powiedz mu, żeby po prostu wrócił do domu. Matka już się zaczyna interesować z
kim mieszka, czy sobie kogoś znalazł. Jeszcze gotowa tu przyjechać – skłamał.
Bastien
uśmiechnął się tylko pod nosem. No to wszystko już było jasne, ale… co to w
ogóle miało znaczyć? Bill kłócił się przez telefon ze swoim bliźniakiem, robiąc
mu wymówki z zazdrości o jakąś lalę? Od początku wydawało mu się dziwne, że
wyprowadził się z domu. Czy w takim razie tym mężczyzną, którego przyłapał na
zdradzie mógł być Tom? To wszystko wydawało mu się tak absurdalne, że aż
śmieszne! Nie… To był jakiś czysty nonsens. Wciąż miał w głowie jeszcze wiele
pytań, na jakie nie umiał znaleźć odpowiedzi. Wiele wskazywało na to, że braci
łączy jakaś dziwna relacja, i z pewnością nie jest to jedynie braterska więź. A
może Bill był tylko zazdrosny o Toma, bez żadnych dodatkowych atrakcji? Ale aż
tak, żeby uciekać z domu?
Nie
było innej rady, jak lepiej się temu wszystkiemu przyjrzeć i zwracać uwagę na
każdy szczegół, aby w końcu móc ułożyć całą układankę.
***
Mijał
szósty dzień bez seksu, a ja dostawałem już istnego pierdolca i chyba sperma
rzucała mi się na mózg, bo przez ten czas nawet nie miałem sobie jak strzepać.
Ciągle byłem z Bastienem, a kiedy go nie było zazwyczaj wtedy spałem. Mogłem to
zrobić pod prysznicem, ale chodziłem tam zawsze wtedy, kiedy byłem już mocno
nawalony i nie miałem na to siły. Jednym słowem, od jakichś dwóch dni myślałem
tylko o seksie i już nie dawałem rady. Były chwile, kiedy chciałem wziąć torbę,
wrócić do Toma i błagać go w drzwiach, choćby na kolanach, aby porządnie mnie
zerżnął, jednak na to wciąż nie pozwalała mi moja duma.
Bastien
zachowywał się wobec mnie bardzo przyzwoicie, wprawdzie coś insynuował, patrzył
na mnie niczym wygłodniały pies, ale trzymał dystans, bo na nic mu nie
pozwalałem.
Miałem
wrażenie, że kiedy wrócił do domu poprzedniego dnia, a ja wreszcie wstałem,
przyglądał mi się jakoś inaczej, wnikliwiej. Zagadnąłem go nawet, czy coś się
stało, czy może Tom mu coś nagadał, ale stanowczo zaprzeczył. Nie zachowywał
się jednak tak samo jak wcześniej, a to świadczyło o tym, że coś się musiało
wydarzyć i to coś, z pewnością było związane z moim bliźniakiem, bo z nikim
tego przedpołudnia się raczej nie spotkał, a jeśli nawet, to z pewnością nie
dotyczyło mnie. Nie drążyłem jednak tematu, mając to po prostu w dupie.
Spędziliśmy razem miły, wspólny wieczór gotując kolację (to znaczy gotował
Bastien, ja mu tylko trochę pomagałem), potem zjedliśmy razem i opróżniliśmy
dwie butelki wina, a, że po winie chce mi się spać, padłem jak mucha.
Była
pierwsza po południu w niedzielę, kiedy obudziłem się. Miejsce obok mnie było
puste i od dawna chłodne, więc Baron musiał już dawno wstać. Na szafce obok
stało zostawione dla mnie śniadanie. Pod przezroczystym kloszem kusiły dwa,
kolorowo ozdobione warzywami tosty, a obok stała szklanka pełna soku. Kawy mi
nie zrobił, bo pewnie dawno by wystygła. Uśmiechnąłem się na ten widok.
Musiałem przyznać, że bardzo się starał i gdyby nie moja chora miłość do Toma,
dawno byłbym pewnie jego i nie musiałbym cierpieć z powodu tej pierdolonej
wstrzemięźliwości. Na samą myśl mój kutas lekko nabrzmiał. Ogarnęła mnie złość:
na Toma, na samego siebie i w końcu na Bastiena, sam właściwie nie wiem za co
akurat na niego. A tak w ogóle gdzie on był? Sięgnąłem po telefon i napisałem
mu smsa z pytaniem: „Gdzie jesteś?”, odpowiedź była szybka: „Na dole w studio,
dopieszczam naszą piosenkę”. Odpowiedziałem mu zaraz: „Chcę usłyszeć efekt
końcowy!”. „Oczywiście”- odpisał.
Byłem
podekscytowany i chociaż już słyszałem wersję roboczą, wiedziałem, że kiedy
Bastien doda wszystkie swoje efekty, będzie po prostu zajebista. Nie chciałem
schodzić i mu przeszkadzać, chociaż nosiło mnie. Czułem jakieś dziwne
podniecenie, przemieszane z radością i zarazem złością na mojego bliźniaka,
którego teraz przy mnie nie było, a ja go tak bardzo potrzebowałem. Nie
wiedziałem kiedy Baron skończy, ale z pewnością nie miało to stać się za
chwilę, miałem więc trochę czasu dla siebie, a co mogłem zrobić w tym czasie?
Oczywiście ulżyć sobie. W moim wieku wstrzemięźliwość była bardzo niewskazana,
mogłem do cholery nabawić się jakiejś nerwicy! Nie potrzebowałem żadnego
wspomagania, wiedziałem, że wystarczy nieco pobudzić wyobraźnię, potem parę
ruchów ręką, a wreszcie trochę się rozluźnię. Mimo to odpaliłem telewizor,
wcześniej widziałem w odtwarzaczu Bastiena kilka gejowskich pornoli, więc
włączyłem jeden z nich. Usadowiłem się na łóżku i oparłem wygodnie o zagłówek,
po czym przewinąłem odrobinę. Nie potrzebowałem oglądać żadnego całowania,
jakiejś gry wstępnej, już bez tego fiut stał mi niczym wieża Eiffla. Zatrzymałem
na akcji, kiedy jeden koleś obciągał drugiemu ze smakiem i sięgnąłem do
bokserek. Wprawdzie mi musiała wystarczyć moja niezawodna i jakże pomocna dłoń,
ale przynajmniej wiedziałem, że ona mnie nie zawiedzie, że wreszcie spuszczę z
krzyża z głośnym jękiem.
Tylko,
czy aby na pewno tu i teraz?
***
Bastien
właśnie zapisał ostateczną wersję ich utworu, nad którym pracowali przez
ostatni czas, a który był według niego istną, dopieszczoną perełką. Czuł
ogromną dumę i już nie mógł się doczekać, kiedy przedstawi ją czarnowłosemu.
Pomyślał teraz, że będzie zadowolony, kiedy szybko przyniesie mu tę radosną
wieść, wstał przecież jakieś pół godziny temu i z pewnością zdążył już zjeść
śniadanie. Wyszedł więc ze studio ruszył na górę, wskakując po dwa schodki, ale
na półpiętrze stanowczo zwolnił, kiedy usłyszał jakieś stękania i jęki. Co w
tej sypialni się działo? Przecież Bill był tam sam, a do jego uszu z pewnością
dochodził niejeden głos, jakieś przekleństwa, sapanie i odgłosy mlaskania.
Ostatnie kilka schodów wspiął się w ciszy niemal na palcach i skradł się pod
uchylone drzwi. Zerknął przez szparę i wmurowało go w miejscu. Bill leżał
wpatrzony w ekran telewizora, a jego dłoń przesuwała się w górę i w dół po
wzwiedzionym penisie. Poczuł się głupio tak bezczelnie go podglądając, ale z
drugiej strony był zły, że robi to sam, kiedy wystarczyło jedno słowo, a
dogodziłby mu w o wiele przyjemniejszy sposób. I wtedy zapragnął to przerwać,
nie chciał, aby w ten sposób dokończył. Naparł palcami na drzwi i lekko je
pchnął, a te wolno otworzyły się. Czarnowłosy natychmiast odwrócił się w tę
stronę, cofnął dłoń i naciągnął bokserki, wstydliwie chowając pokaźne
uwypuklenie w kroczu w dwie garści. To jednak był jedynie odruch z powodu
zaskoczenia, bo zaraz zabrał dłonie i jęknął z nutą złości:
–
Przeszkodziłeś.
–
Czy naprawdę musisz robić to sam? – rzucił Bastien, uśmiechając się
uwodzicielsko i oparłszy się ramieniem o futrynę, zaplótł przedramiona na
torsie.
–
Wal się. – Usłyszał w odpowiedzi.
–
Chętnie, ale nie siebie. Chodź na dół, wszystko już gotowe.
Podniecenie
wcale nie opuściło Billa, a teraz doszło jeszcze podekscytowanie. I choć
niczego nie sfinalizował, wstał i boso, w samych bokserkach ruszył za Bastienem
po schodach na dół, do studia, gdzie gospodarz od razu podał mu słuchawki. Natychmiast
je nałożył drżącymi z ekscytacji dłońmi. Stanął przodem do stołu z konsolą i
laptopami, i przytrzymując nauszniki, przymknął oczy wsłuchując się w pierwsze
takty ich wspólnego dzieła. Około dziewięciominutowa kompozycja zaczęła
wprawiać go w dziwny trans, wydała mu się czystą, muzyczną magią, tak piękną,
że żadne słowa nie potrafiły jej opisać. I choć tego dnia temperatura była dość
wysoka, poczuł na skórze wszechogarniający dreszcz. Drgnął, kiedy w drugiej
minucie usłyszał swój głos i był zdumiony jego brzmieniem. Poddał się zupełnie,
nie otwierając oczu, zaczął kołysać lekko, bo wciąż jeszcze utwór nie nabrał
właściwego sobie, dość szybkiego tempa. I właśnie wówczas, poczuł na ramionach
dłonie Bastiena, a na karku ciepły, wilgotny dotyk jego warg. To cielesne
doznanie w połączeniu z bodźcem zadającym rozkosz jego zmysłowi słuchu, otuliło
go niesamowitą przyjemnością, której zapragnął się poddać.
Dłonie
chłopaka sunęły swoją miękkością po jego plecach, przemieszczając się na lędźwie,
w końcu wolno, delikatnie zaczęły pieścić jego tors. Przez głowę Billa
przemknęła teraz myśl, że DJ wybrał sobie najlepszy moment, aby go nie
odtrącił. Było mu dobrze, błogo i cholernie przyjemnie. Miał wrażenie, że Baron
zna go od lat i wie, jak dotykać, aby znów pobudzić, sprawić, że podniecenie
rozwinie się w nim jak wonny kwiat. Opuszki zwinnych palców błądziły po
napiętym brzuchu, a czarnowłosy zadrżał spazmatycznie. Nie miał najmniejszego
zamiaru tego zatrzymać, choć wiedział, że powinien. Do jasnej cholery, nie
mogło między nimi do niczego dojść, przecież obiecał to sobie! Obiecał Tomowi!
Przysiągł, że nigdy go nie zdradzi! Ale do diabła z obietnicami, skoro on mógł
zdradzić jego, i na dodatek od przedwczoraj nawet się nie odezwał?!
Dziesiątki
głosów w jego głowie kłóciły się ze sobą, zupełnie tak, jakby anioł z diabłem
spierał się, czy jego uległość będzie niewybaczalnym grzechem, czy jedynie
czystą przyjemnością?
Westchnął
głośno i opuścił dłonie. I choć Bastien nieco zatrwożył się, że chce go
powstrzymać, on jedynie zacisnął je na blacie stołu. Jedna ręka muzyka wsunęła
się pod bokserki wokalisty, ujmując delikatnym uściskiem jego naprężonego
penisa. Po wcześniejszych poczynaniach tak naprawdę niewiele mu było trzeba,
aby osiągnął pełny wzwód. Bastien jęknął, czując jak pulsuje mu w dłoni. Sam
był w identycznym stanie, ale jego męskość wciąż była stłamszona w spodniach.
Pragnienie zawładnęło nim doszczętnie. Jeszcze kilka minut temu zupełnie nie
spodziewałby się takiego obrotu sprawy. Ustami czule pieścił ramiona i kark
czarnowłosego, w dłoni ocierał jego prącie, delikatnie drażniąc wilgotną
żołądź, sam przylegając całym ciałem do jego pleców, a miednicą do pośladków.
Jego osobisty raj był zamknięty w tych kilku minutach. Bill, zasłuchany w ich
muzykę, pozwalał mu na tak wiele, choć z każdą sekundą on sam pragnął o wiele
więcej. Czy będąc w stanie podniecenia, kiedy jego ciało drżało z przyjemności,
pozwoliłby mu się posiąść od tyłu? Ryzyko odrzucenia było ogromne, ale pokusa
jeszcze większa, kiedy na dodatek czarnowłosy sam zsunął ze swoich bioder
bokserki. Już miał wolną ręką rozpinać rozporek, ale zdążył jedynie odpiąć
guzik, bo chłopak odwrócił się do niego przodem i wplatając mu jedną dłoń we
włosy, chwycił za nie i mocno szarpnął w dół. Z jego gardła wydobył się
namiętnie stanowczy i bezczelnie wulgarny nakaz:
–
Obciągnij mi.
Bastien,
którego ciałem wstrząsnął nagły dreszcz, natychmiast padł przed nim na kolana.
Czyż miał nie spełnić tej zachcianki swojego Boga? Wprawdzie myślał o czymś
zupełnie innym, ale teraz, mając przed oczami jego potężny wzwód i tę kuszącą,
błyszczącą główkę, tylko oblizał wargi i pochłonął go, nasuwając się na niego
po samo gardło. Gdyby jego usta były teraz wolne, z pewnością wymalowałby się
na nich uśmiech satysfakcji, bo głośny jęk Billa przeciął panującą w studiu
ciszę. On sam, wciąż miał na uszach słuchawki i nie mógł usłyszeć siebie.
Uchylił tylko powieki i spojrzał w dół. Wciąż zaciskał palce we włosach
chłopaka, szarpiąc je co i rusz z przyjemności. Patrzył, jak jego penis tonie w
ustach blondyna, kiedy lubieżnie porusza biodrami. W uszach wciąż brzmiała mu
ich muzyka, choć były to już jej ostatnie takty. Obaj stworzyli chyba
najprzyjemniejsze okoliczności do jej dziewiczego odsłuchania.
Jęczał
z przyjemności nie słysząc siebie, lecz doskonale zdawał sobie sprawę z faktu,
jakie teraz wydaje odgłosy. Zdecydowanymi pchnięciami penetrował usta Bastiena,
od zawsze marzył o tym, aby mógł zrobić to z Tomem, ale on nigdy nie chciał się
na to zgodzić. Poczuł teraz ukłucie satysfakcji - gdyby jego bliźniak mógł
wiedzieć, że ulżył sobie w tak przyjemny i zajebisty sposób. Uśmiechnął się sam
do siebie i nie spuszczał spojrzenia z przyjaciela, który klęczał teraz przed
nim niczym jakiś poddany, wielbiąc go własnymi wargami i zadając mu
przyjemność, o jakiej zawsze marzył. Wprawdzie wolałby, aby były to inne usta,
ale skoro tamte nie chciały…?
Teraz,
obiema dłońmi trzymał głowę chłopaka i nie bacząc na to, że zaczyna się już
chwilami krztusić, wsuwał mu się do gardła w coraz szybszym tempie. W
słuchawkach brzmiał już zupełnie inny numer, ale była to także kompozycja
Bastiena. Mocne bity dudniły w uszach, a on w ich takt wbijał się w usta
chłopaka, który silnie podniecony, sięgnął do swojego rozporka i zaczął się
onanizować. Ten widok jeszcze bardziej go pobudził.
–
Ssij – jęknął, a blondyn natychmiast spełnił jego prośbę, sam coraz szybciej i
gwałtowniej się pieszcząc. Drugą dłonią ugniatał mu jądra i podszczypywał je,
doprowadzając go na szczyt.
Już
żadna wątpliwość nie rozpierała się w głowie czarnowłosego, teraz dążył jedynie
do spełnienia i zaspokojenia się w ustach Bastiena, bo nie zamierzał nawet w
szczytowym momencie się wycofać. Zbyt długo czekał na taki akt, aby miał teraz
kończyć gdzieś na podłodze. Kiedy silny, a niemal ostateczny dreszcz zawładnął
jego ciałem, zatrzymał ruch swoich bioder. Jego penis zapulsował w ustach
chłopaka, po czym wystrzelił obfitym - po tylu dniach seksualnego postu –
spełnieniem w ich wnętrzu, spływając po ściankach gardła. Dyszał przy tym
głośno i pojękiwał odrzucając głowę w tył. Stał jeszcze kilka minut oparty
nagimi pośladkami o stół ze sprzętem, nie wycofując się z jego warg, a ten nie
przestawał okrążać jego główki swoim językiem i ssać go, jakby spijał
najsłodszy nektar. Sam ze zdławionym jękiem obwieścił, że i on osiągnął
spełnienie, spuszczając się na podłogę, ale wciąż pieścił jego penisa językiem
i ustami, a dłonią masował jądra. Nie chciał się wycofać, bo doskonale zdawał
sobie sprawę, że po tej chwili słabości Bill sam szybko to zakończy. I nie
mylił się. Kiedy tylko echa spełnienia zamilkły, wrócił mu zdrowy rozsądek.
Odsunął się od niego i zaciągnął na biodra bokserki. Bez najmniejszego
zażenowania, rzucił wciąż klęczącemu i wpatrującemu się w niego, niczym w
bóstwo, chłopakowi:
–
Kawałek zajebisty, ale ty masz chyba małe sprzątanie. – Uśmiechnął się pod
nosem, obrzucając przelotnym spojrzeniem zachlapaną spermą podłogę i penisa
Bastiena, którego on sam wciąż trzymał w dłoni, po czym wyszedł ze studia,
zamykając za sobą drzwi.