Część 28.
Nie
znałem wystarczająco wielu wulgarnych słów, aby określić mój wkurw na Toma.
Byłem głodny, a on tak po prostu sobie pojechał, na dodatek chyba powinienem
brać jakieś lekarstwa, no przecież coś tam przepisał mi lekarz, a on co? Miał
to w dupie! Miał w dupie mnie! Cholerny egoista! Leżałem tu w gorączce,
zupełnie sam, na dodatek musiałem wstać i posprzątać te skorupy po pieprzonym kubku, jaki
roztrzaskałem o drzwi. A mam to gdzieś, niech sobie leży. Przecież mi nie
przeszkadza.
Nie
ruszałem się z łóżka jeszcze jakiś czas, ale głód naprawdę zaczął mi
doskwierać, więc nie było innego wyjścia, jak wstać i pójść na dół. Nie miałem
pojęcia o której on wróci, ale jeśli nawet wróci, nie było szans na to, że
wpadnie na pomysł, aby zadbać należycie o mój żołądek. Nim wyszedłem z pokoju
zatrzymałem się przy drzwiach i pozbierałem skorupy szkła. Znając siebie
zapomniałbym, że tu leżą i prędzej czy
później wdepnąłbym w jedną i rozwalił sobie stopę, wolałem więc uniknąć
dodatkowego bólu, wystarczającym był ból serca z powodu znieczulicy mojego
brata. No dobra, może moja ostatniej nocy była jeszcze większa, choć ja
nazwałbym swój postępek brakiem wyobraźni, a nie jakąś tam znieczulicą.
Z
wyzbieranymi co do kawałka i zawiniętymi w koszulkę odłamkami porcelany – bo
nic innego pod ręką nie miałem – udałem się na dół, do kuchni. Wywaliłem do
kosza na śmieci szkło, po czym sięgnąłem do lodówki. Na małej tacy ułożyłem co
tylko mi wpadło w oko, zamierzając się porządnie najeść. Byłem pewien, że mój
ukochany nażre się gdzieś na mieście i wróci do domu z pustymi rękoma, wybrałem
więc z lodówki wszystko to, co najbardziej lubił, tak po złości, a że za dużo
tego nie było, można by rzec, że zostawiłem tam jedynie światło.
Zabrałem
wszystko na górę, usadowiłem się w łóżku, i objadając obejrzałem film, na
którym jednak nie mogłem się skupić, bo po głowie chodziła mi uporczywa myśl:
jak tu udobruchać Toma? Była jedna rzecz jakiej nigdy nie umiał mi odmówić -
seks. Tom nie potrafił oprzeć się mojemu urokowi i czasem wystarczyło ledwie
otarcie, czy też śmiałe wyeksponowanie mojej nagości, a każde jego
postanowienie o wstrzemięźliwości umierało nagle i bezboleśnie.
Musiałem
tylko znaleźć na to sposób do wieczora, bo jeśli znów zamknie się przede mną w
sypialni, to czeka mnie kolejna noc postu. W dzień zawsze coś się działo i
trudniej było mi go skusić. Tak też rozmyślając siedziałem w łóżku i objadałem
się. I właśnie wtedy wpadłem na genialny pomysł!
Teraz
tylko trzeba było cierpliwie poczekać na powrót Toma. Wiedziałem, że kiedy
usłyszę dźwięk jego podjeżdżającego auta, będę miał dość czasu, aby przygotować
cały spektakl. Wówczas należało jedynie trzymać mocno kciuki za to, aby
łaskawie pofatygował się do mojego pokoju.
***
-
Proszę bardzo – Tom otworzył drzwi i przepuścił gościa przodem, a wówczas
Bastien znalazł się w dużym i przestronnym holu. Gospodarz wyprzedził go nieco
i kładąc na chwilę na szafce niewielką reklamówkę z lekarstwami dla brata,
odebrał od niego kupione po drodze pudełka z obiadem, po czym postawił je na
kuchennym barku. Zwrócił spojrzenie ku schodom wiodącym na górę, przez chwilę
nasłuchując, jednak stamtąd nie dochodził do jego uszu żaden odgłos.
-
Bill prawdopodobnie śpi, ale chodźmy, zobaczymy, najwyżej zrobimy mu
niespodziankę – Cicho zaproponował Tom.
-
Mam tam pójść z tobą? – Ze zdziwieniem zapytał Bastien, a Tom tylko położył
palec na ustach i skinął głową. Chłopak poczuł przyspieszone i gwałtowne
uderzenia serca. Wspinając się po schodach za gospodarzem cieszył się, że Tom
nie ma teraz możliwości przyjrzenia mu się. Uśmiech zagościł na jego ustach, a
całe ciało zadrżało w ekscytacji. Zobaczy sypialnię Billa, jego łóżko, a co
najważniejsze, znów zobaczy jego.
Stopień
po stopniu pokonywał więc ten ostatni metr, aż stanął tuż za plecami
gitarzysty, który właśnie ułożył dłoń na klamce pokoju bliźniaka i wolno,
ostrożnie ją nacisnął uchylając drzwi. Dał dwa kroki do przodu, przestępując
próg sypialni, ale Bastien nawet nie drgnął. Wciąż stał w tym samym miejscu,
poza granicą azylu człowieka, który był dla niego uosobieniem piękna, a którego
teraz miał zobaczyć w okolicznościach, o jakich do tej pory mógł jedynie śnić.
Bill
leżał na brzuchu, z wplątaną pomiędzy uda kołdrą, całkiem nagi, a jego jędrne i
idealne pośladki, były wyeksponowane na widok obu par oczu. Oliwkowa,
dopieszczona słońcem na rajskim atolu skóra, odcinała się kolorytem od
śnieżnobiałej pościeli. Czarne włosy rozrzucone były w nieładzie na poduszce, a
niektóre kosmyki niedbale przykleiły się do lekko zaróżowionego policzka. Ten
drugi, ściśle przylegał do poduszki. Czerwone usta, delikatnie rozwarte,
sprawiały wrażenie spragnionych, oczekujących jedynie na to, aby pokryły je
inne, równie gorące wargi.
Widok,
jaki ukazał się ich oczom, obu wprawił w zakłopotanie, i choć nie mieli o tym bladego
pojęcia, powód zażenowania był taki sam. Obaj mogli przez chwilę bezkarnie
patrzeć na to ciało, tak idealnie piękne i zupełnie nagie. Bastien poczuł
suchość w ustach, ale jakimś cudem przełknął resztkę śliny, mając wrażenie, że
odgłos tej czynności słyszalny jest w promieniu kilometra. Tom właśnie odwrócił
się na chwilę zerkając na chłopaka, który nawet nie zdążył zobaczyć wyrazu jego
twarzy, bo łapczywie wpatrywał się w młodego, nagiego boga, będącego tak blisko, jednak wciąż dla niego
nieosiągalnego.
Chwila
konsternacji, choć zdawała się trwać wiecznie, to jednak była tylko mgnieniem
oka. Gitarzysta szybko odzyskał rezon, postępując kilka kolejnych kroków do
przodu i kładąc na nocnej szafce woreczek z zakupionymi lekarstwami, dał
czarnowłosemu delikatnego klapsa. Powstrzymał się przed wymierzeniem mu mocno
siarczystego jedynie z obawy, że ten zerwie się i wystawi na widok publiczny
nie tylko goły tyłek, ale także przyrodzenie i swoje najdroższe klejnoty.
-
Ubierz się księżniczko, mamy gościa! – zakomunikował donośnie.
Na
te słowa Bill natychmiast podniósł głowę, a jego spojrzenie spotkało się z
zakłopotanym, ale usilnie wpatrującym się w niego wzrokiem Bastiena, który
wciąż stał za otwartymi drzwiami.
-
Tom, kurwa! Jesteś pojebany! – wrzasnął, szybko wyplątując nogę z kołdry i
naciągając ją na siebie po samą szyję, obrzucił gniewnym spojrzeniem brata.
-
Skąd miałem wiedzieć, że się tak rozkopiesz dziecinko? – zachichotał bliźniak,
a wychodząc z pokoju dodał. – Zejdź na dół, przywieźliśmy obiad.
„Nie no, kurwa, nie! Dziś zabiję tego gnoja,
jak tylko pójdzie Bastien. Przysięgam, zamorduję go!”, zarzekał się w
myślach, schodząc za gościem na dół. Gdyby wiedział, że Bill odstawi taki
teatrzyk, nie ciągał by chłopaka za sobą na górę. Mało brakowało, a zauważyłby
w jaki sposób działa na niego nagość własnego bliźniaka. Właściwie żałował
teraz, że nie przypieprzył mu w to dupsko mocniej, może odechciałoby mu się
tych idiotycznych prowokacji, bo miał stuprocentową pewność, że to wszystko
było zamierzone. Bill nie raz stosował te swoje sztuczki, kusił, a szczególny
wydźwięk to wszystko miało wówczas, gdy byli skłóceni. Po chwili jednak minęła
mu złość, a w duchu miał niezłą radochę, że sprawy, zupełnie niechcący nabrały
takiego obrotu. Oto ten nieoczekiwany przez niego gość, zobaczył jego goły
tyłek, a reakcja czarnowłosego była dość zabawna.
- Przepraszam cię za Billa – zwrócił
się ze śmiechem do Bastiena.
-
Nic nie szkodzi, przecież nie mogłeś wiedzieć, ale chyba się zdenerwował. -
odpowiedział chłopak, sadowiąc się przy kuchennym barku. Wciąż był w lekkim
szoku i nie potrafił pozbyć się z głowy widoku, jaki kilka minut temu zobaczył.
-
Mało powiedziane – Tom wciąż nie mógł opanować rozbawienia i nawet wykładając
obiad na talerze, wciąż miał na twarzy wymalowany uśmiech. Już sobie wyobrażał,
jaki Bill musiał być wściekły. Nie dość, ze plan jego kuszenia zupełnie nie
wypalił, to jeszcze Bastien zobaczył jego zupełnie nagie pośladki. Wiedział, że
niebawem tu przyjdzie, obrażony na cały świat.
***
Miałem ochotę mu przypierdolić i miał
wielkie szczęście, że szybko się wycofał. Co też przyszło mu do tego łba, żeby
przyprowadzać Bastiena, na dodatek ciągnąć go za sobą do mojego pokoju? Byłem
taki wściekły, chociaż, czy tak naprawdę był powód? Zaskoczyło mnie to, co się
wydarzyło, ale nie miałem się czego wstydzić. Moje ciało było cudowne, idealne,
a pośladki miałem jak marzenie, wiedziałem, że Tom nie umiał im się nigdy
oprzeć, a teraz, kiedy mieliśmy gościa nie będzie mógł tak po prostu natychmiast
mnie mieć. I bardzo dobrze, wiedziałem, że to wcale nie zaszkodzi naszej
relacji. Skoro taki mądry, to teraz on sobie trochę poczeka.
Zauważyłem,
że przyniósł mi lekarstwa, więc zażyłem wszystko według instrukcji na kartce,
jaką zostawił mi lekarz. Naciągnąłem na tyłek bokserki, zarzuciłem szlafrok, i
odczekałem jakiś czas, po czym z wielkim, trochę udawanym fochem i mocnym postanowieniem, że ja mu jeszcze dziś pokażę,
zszedłem na dół.
***
Chłopcy
skończyli jeść i z piwem usadowili się na kanapie w salonie, kiedy czarnowłosy
pojawił się w kuchni, a że te dwa pomieszczenia oddzielał od siebie tylko długi
barek, doskonale go widzieli. Wyglądał tak, jakby tuż nad głową wisiała mu
burzowa chmura, z jakiej lada moment zaczną trzaskać pioruny. Rzucił jedynie w
ich stronę wzgardliwe spojrzenie, na co Tom tylko sapnął i włączył telewizor.
Bastien nie wiedział jak ma się zachować, atmosfera nie była miła, chociaż
właściwie to niemiły tylko był Bill, bo w towarzystwie jego bliźniaka czuł się
dobrze. Szatyn zauważył zakłopotanie chłopaka i niepewne zerknięcia w stronę
kuchni.
-
Nie przejmuj się nim, zaraz pewnie mu przejdzie – powiedział cicho, tak, aby
Bill nie mógł tego usłyszeć, szczególnie, że dźwięk muzyki jaka popłynęła z
telewizora wszystko zagłuszał.
Tymczasem
czarnowłosy wstawił do mikrofali talerz ze swoją, obiadową porcją, ponieważ
wszystko już dawno wystygło, a kiedy danie było gotowe do konsumpcji, usiadł
przy stole w kuchni i zaczął jeść. Tom w najlepsze rozprawiał z Bastienem, nie
mówili zbyt głośno, ale ze strzępków rozmowy, jakie do niego docierały
zorientował się, że rozmawiają na temat tego nad czym dziś pracowali i planów
na kolejne, robocze spotkania.
Blondyn
nie zerkał w stronę Billa, z uwagą wsłuchując się w słowa swojego rozmówcy, sam
odpowiadał mu ochoczo wolno sącząc piwo. Jednak niezmiernie trudno było mu się
skupić na konwersacji, chociaż bardzo się starał. W każdą jego myśl wdzierała
się obecność młodego boga, a świadomość, że jest tak blisko mroziła jego zdrowy
rozsądek. Bał się sam siebie i z jednej strony zupełnie na rękę było mu to, że
wciąż nie usiadł na prostopadłej kanapie, lub tuż obok, ale z drugiej, chciałby
być nieopodal, zupełnie blisko. Denerwował go fakt, że zupełnie gubi swobodę, i
jest spięty. Towarzystwo młodszego Kaulitza od początku nieco go paraliżowało,
może dlatego, że zależało mu na tej znajomości i chciał wypaść jak najlepiej,
ale dziś czuł się onieśmielony bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Miał
nadzieję się tego wyzbyć, może po większej dawce alkoholu stanie się bardziej
wyluzowany? Nie chciał, aby każdy wyraz grzązł mu w gardle, w obawie, że czymś
się przed nim zbłaźni, tym samym grzebiąc nadzieje na bliższe poznanie.
Teraz
bał się tam spojrzeć, nawiązać wzrokowy kontakt, czy choćby zerknąć. A jeśli
nie będzie umiał oderwać od niego wzroku? Wolał nie patrzeć, ale w końcu
odważył się na ten krok, kiedy Tom ze śmiechem rzucił:
-
O, idzie nasza księżniczka!
Jego
bliźniak właśnie zmierzał w ich stronę, stawiając powolne kroki, a jego bose
stopy zapadały się w miękki dywan usłany na całej podłodze salonu. Śnieżnobiały
szlafrok, niedbale zawiązany w pasie, przy każdym kroku odsłaniał znaczną część
uda, a z lewej strony całkiem zsuwał mu się z ramienia, jednak czarnowłosy
zupełnie się tym nie przejmował. Nie był przecież kobietą, aby musiał ukrywać
przed światem nagą pierś, zresztą przybysz niespełna godzinę temu widział i tak
o wiele więcej. Gdyby teraz trzeba było cokolwiek powiedzieć, blondyn z
pewnością nie wydusiłby z siebie żadnego dźwięku. Zahipnotyzowany tym widokiem,
chłonął spojrzeniem każdy ruch chłopaka, sunąc łakomie po odkrytych fragmentach
ciała.
Bill,
zupełnie nie zwracając uwagi na tekst Toma, podszedł do gościa i wyciągnął ku
niemu dłoń.
-
Cześć, przepraszam, że wcześniej nie przywitałem się, ale sam rozumiesz.
Sytuacja była hmm, dziwna? – Z uśmiechem uniósł lewą brew. Nie wiedział jak
określić fakt, że na dzień dobry pokazał mu gołe pośladki. Teraz jednak
wypadało w końcu grzecznie się przywitać. Bastien wstał i uścisnęli sobie ręce.
-
Cześć Bill. Czasem tak się zdarza, mogę ci obiecać, że szybko wymażę to z
pamięci – zaśmiał się.
-
Wcale tego nie oczekuję – odparł bez nuty rozbawienia czarnowłosy, po czym
usiadł na wprost i mrużąc oczy dodał. – Jeśli coś jest warte, aby pozostać w pamięci,
niechże tam pozostanie. – wycedził, po czym objął lekko nabrzmiałymi wargami
słomkę utkwioną w szklance z sokiem, którą po chwili wyjął i obracał w palcach.
Tom
zmroził go lodowatym spojrzeniem, czego oczywiście bliźniak mógł się
spodziewać, ale z czystą premedytacją w ogóle na niego nie patrzył, za to całą
swoją uwagę skupił teraz na gościu, który wyglądał na delikatnie zakłopotanego.
-
Jak się czujesz? – zapytał szybko Bastien, nie nawiązując do słów Billa, które
wydały mu się jawną prowokacją do flirtu, ale przecież teraz, przy jego bracie,
nie będzie toczył rozmowy z podtekstem.
-
Jest w porządku, wziąłem grzecznie wszystkie lekarstwa, jakie zapisał mi pan
doktor, a wcześniej aspirynę i gorączka spadła. Jak widać tryskam dobrym
samopoczuciem! – Rozłożył ręce śmiejąc się, a po chwili założył nogę na nogę,
oczywiście odsłaniając obydwa uda. Tom aż nabrał głęboki haust powietrza przez
chwilę zastanawiając się, czy w ogóle założył bokserki. W sumie mógł się
spodziewać po nim, że jednak nie, ale kiedy mignęła mu biel materiału odetchnął
z ulgą. Mimo to nie powstrzymał się od uwagi:
-
Może byś się tak ubrał, a nie znów świecisz przy gościu gołym tyłkiem.
-
O, wypraszam sobie! – żartobliwie żachnął się Bill i odwiązawszy pasek
szlafroka, odrzucił jego poły na boki, ukazując swoje na wpół nagie ciało. – Świeciłem
nim wcześniej, teraz mam bokserki!
Jak
się spodziewał, w bliźniaku się zagotowało. Natychmiast zakrył twarz dłonią w
geście zażenowania i wstydu, po czym westchnął głośno i ostentacyjnie, a w
chwilę potem zaklął:
-
Ja pierdolę.
Czarnowłosy
z powrotem wolno zaciągnął na siebie szlafrok i przewiązał pasek. Uśmiechnął
się pod nosem, zerkając z ogromną satysfakcją na Toma. „Sam tego chciałeś kochanie”, pomyślał z triumfem, wcale nie
zamierzając na tym poprzestać. Obiecał sobie, że za to odizolowanie się od
niego tej nocy, da mu solidnie popalić.
-
No co? – mruknął niewinnie. – Nie będę się ubierał, bo zaraz idę do łóżka.
Bastien
zupełnie nie wiedział, jak ma się zachować, postanowił nie komentować tego, co
robił Bill. Zresztą co miałby powiedzieć? Zauważył, że między bliźniakami
iskrzy jakieś dziwne napięcie, nie miał pojęcia o co chodzi, ale zakładał, że
prawdopodobnie są ze sobą skłóceni. Przynajmniej w jego oczach tak to
wyglądało.
-
Mam nadzieję, że szybko wydobrzejesz.
-
Ja także mam taką nadzieję, mamy się przecież spotkać, moje gardło musi być
zupełnie zdrowe – zachichotał Bill, puszczając mu oczko i dopił swój sok.
Blondyn znów wyważył w jego słowach podtekst, szczególnie, że on wcale tego nie
krył. Lawirował pomiędzy nim, a swoim bliźniakiem rozbawionym spojrzeniem znad
szklanki, którą obejmował ustami, jakby w oczekiwaniu jakiejś riposty. Tom
jednak nie odzywał się ani słowem, a Bastien postanowił się teraz nie angażować
w tę grę słów.
-
Mógłbym pokazać ci ścieżkę dźwiękową, mam laptop w samochodzie, ale w sumie to
może poczekać. Wykuruj się porządnie.
Na
te słowa czarnowłosy się ożywił.
-
Serio?! Masz to przy sobie?
-
Jasne, przecież przyjechałem tu z twoim bratem prosto ze studio.
-
To dawaj to szybko! Muszę posłuchać, zobaczyć! Przynieś laptop! – Bill poderwał
się z kanapy, jakby sam chciał biec do jego auta, ale kiedy Bastien wstał i ze
śmiechem ruszył w stronę wyjściowych drzwi, pobiegł w kierunku schodów na górę.
– Przyjdź do mojej sypialni! – rzucił głośno wskakując po dwa schodki.
Tymczasem
Tom wciąż siedział na kanapie w salonie, sącząc resztki piwa, jakie jeszcze
pozostały w jego kuflu. Czarne chmury w jego głowie rozpętały burzę myśli.
Doskonale wiedział, że te wszystkie wyczyny bliźniaka, to była zemsta za to, że
nie wpuścił go nocą do sypialni, ale po co zaprosił teraz tego muzyka do
swojej? Przecież równie dobrze mógł odsłuchać tego w salonie. Wstał, zgarnął ze
stolika kufel gościa, szklankę brata, i zaniósł wszystko do kuchni. Kiedy blondyn
wrócił z laptopem pod pachą i nic nie mówiąc, z uśmiechem wdrapał się po
schodach na piętro, został odprowadzony zdezorientowanym wzrokiem szatyna.
***
Zdaniem
Billa wybrał właśnie najlepszą opcję. Dopiero teraz Tom oszaleje, nie mając
pojęcia co dzieje się za tymi drzwiami.
Kiedy
wbiegł po schodach na górę, wskoczył do łóżka zacierając ręce. Nie zamykał
drzwi w oczekiwaniu na swojego gościa, ale kiedy tylko ten się pojawił, gestem
nakazał mu je zamknąć.
-
Siadaj – Wskazał mu fotel tuż obok własnego łóżka, a sam sięgnął po słuchawki,
które leżały na komodzie, obok jego laptopa.
-
Czemu nie chciałeś odsłuchać tego na dole? – zapytał młody muzyk.
-
Bo nie chcę, żeby Tom usłyszał, pokażesz mu jak już nagramy, okay?
-
Jasne, ale przecież jak widzę i tak nie masz zamiaru słuchać z głośnika –
zauważył Bastien.
-
Jak odpalę na full głośność, to i tak przecież by słyszał.
Bill
usadowił się na łóżku, w siadzie skrzyżnym i skrzętnie zakrył nogi połami
szlafroka, teraz już nie było potrzeby w jakiś sposób się obnażać i udawać, że
kusi gościa tylko po to, aby wzbudzić w bliźniaku zazdrość. Tutaj nie było
Toma, został na dole, czy gdziekolwiek indziej poza tym pokojem w którym
zamknął się z Bastienem. Nie zamierzał go podrywać, nie potrzebne były mu żadne
romanse, miał przecież kogo kochać i tego kogoś kochał nad życie.
Ciekaw
był bardzo tego, co ma dla niego muzyk, niecierpliwie wpatrywał się w ekran
jego laptopa, kiedy otwierał odpowiedni plik, aby zademonstrować mu swoje
dzieło, stworzone dla niego i z myślą o nim, czego wiedzieć nie mógł. Trzymając
dłonie na słuchawkach zatonął teraz w dźwiękach prezentowanej mu przez chłopaka
muzyki.
Bastien
wpatrywał się w niego niemo i zamarł bez ruchu w oczekiwaniu jego reakcji.
Serce łomotało mu w piersi z przestrachem, chociaż wiedział, że to, co dla
niego skomponował spłynęło prosto z jego serca, a pod wpływem tak wspaniałej
inspiracji, jaką była osoba czarnowłosego, nie mogło przecież powstać nic
banalnego i marnego. Kiedy uśmiech ozdobił usta Billa, a błysk w oczach zdradził
jawną aprobatę, chłopak odetchnął z ulgą.
-
Ja pierdolę, to jest cudowne… - powiedział, wciąż mając w uszach ostatnie takty
ścieżki dźwiękowej, a gdy zsunął słuchawki dodał już nieco ciszej. – Wyślij mi
słowa, gdyby nie to cholerne przeziębienie, już jutro chciałbym być z tym w
studio.
-
Cieszę się, że przypadło ci do gustu. Miałem nadzieję, że w tym tygodniu się
spotkamy, ale wylecz się porządnie – Bastien nie patrząc na Billa i nie
zdradzając przed nim euforii, jaka rozpierała go, skupił się na ekranie
własnego laptopa. – Podaj mi maila, wyślę ci.
***
Tom
włożył brudne naczynia do zmywarki, ale nie włączył jej nasłuchując odgłosów
jakie ewentualnie mogłyby dochodzić z góry, jednak prócz jednego wybuchu
śmiechu Billa, nie słyszał niczego istotnego. Otworzył sobie kolejne piwo i
oparłszy się pośladkami o blat kuchennego stołu, wpatrywał w przestrzeń holu i
pierwsze stopnie schodów. Był zły i zazdrosny. Upił kilka potężnych łyków i
odstawił kufel, po czym cicho, na palcach zaczął wchodzić na górę. Robił to
bardzo ostrożnie, ponieważ drewniane stopnie czasem skrzypiały, a nie chciał,
aby go usłyszeli, niech Bill myśli sobie, że wciąż jest na dole. Zatrzymał się
pod drzwiami i z bijącym sercem wstrzymał oddech, przykładając ucho do drewnianej
płaszczyzny. Do jego zmysłu słuchu dochodziły jedynie strzępki cichej rozmowy,
ale nie słyszał wyraźnie ani jednego słowa, więc nie miał pojęcia o jej treści.
No nic… Najważniejsze było, że tylko rozmawiali. Odetchnął z ulgą, ale zaraz
zganił siebie za takie myśli. Przecież do cholery Bill go kochał, a on ufał mu,
więc skąd teraz jakieś podejrzenia go o zdradę, w dodatku w ich domu, pod tym
dachem? Co za niedorzeczne obawy przychodziły mu do głowy?!
Spłynął
na niego spokój i miał ochotę zapalić, a nie chcąc znów dreptać po schodach
skierował swoje kroki do saloniku z kominkiem, tam był niewielki balkon, więc
postanowił właśnie w tym miejscu oddać się przyjemności jednego ze swoich
nałogów. Kiedy już nasycił płuca papierosowym dymem, zasiadł na kanapie i
włączył telewizor, bardzo cicho, aby chłopcy nie słyszeli, że jest nieopodal.
Żałował, że zostawił na dole piwo, nie chciał już schodzić i kręcić się, dając
tym samym jakieś znaki, że jest w pobliżu, dlatego też wyjął sobie z barku wino
i napełnił kieliszek. Sączył go skacząc po telewizyjnych kanałach, zatrzymując
się na niektórych nieco dłużej. Czas upływał i nim się zorientował, wypił ponad
połowę butelki. A Bastien wciąż nie opuszczał sypialni Billa. Powoli zaczynało
go to już irytować, brakowało mu bliskości Billa i drażnił go fakt, że są wciąż
zamknięci. Co oni tam do cholery robili tyle czasu?
Zaczynał
tracić cierpliwość, jeszcze chwila a wparuje tam, i wyciągając kolesia za fraki
po prostu go wyrzuci z domu! Gówno prawda. Nie zrobi tego, nie może, nie
wypada, w końcu razem pracują, z pewnością nie robią niczego złego…
Burza
myśli nawiedzała go, popadał z jednej skrajności w drugą, wino, pomieszane z
piwem robiło swoje, a on sam czuł się lekko podpity. W jednej chwili był
spokojny niczym medytujący, tybetański mnich, a w drugiej szalał z zazdrości,
gotów przynieść z kuchni nóż i ugodzić nim blondyna w samo serce. Wstawał
postępując kilka kroków w stronę korytarza, wciąż jednak nie zbliżając się
nawet do sypialni brata, to znów siadał uspokajając rozszalałe nerwy.
W
końcu nie wytrzymał i skradł się pod same drzwi, nasłuchując. Ale zza tej
niemożliwej w tej chwili do przekroczenia granicy, nie nadchodził żaden odgłos,
więc zbliżył się jeszcze bardziej, przykładając ucho do płaskiej powierzchni,
jaka oddzielała go od tych dwóch za nią. Jednak nie słyszał kompletnie nic, nic
poza biciem własnego serca. Chociaż ono właściwie nie biło, a waliło jak dzwon,
ze strachu i niepewności. Dlaczego tam panowała taka bezwzględna cisza? A może
zbyt pochopnie ufał bratu?
Poddał
się zupełnie własnej panice, ułożył dłonie na płaszczyźnie drzwi i mocniej
przykleił do niej ucho. Dopiero teraz zdawał się słyszeć jakieś szmery, ale i
tak wciąż bardziej słyszał łomot swojego serca, a dopiero po chwili dotarły do
niego wyraźne słowa Bastiena: „No to do zobaczenia”.
Nim
uzmysłowił sobie, co za chwilę może się stać, było już za późno na unik. Drzwi
błyskawicznie otworzyły się, a on nie mogąc złapać równowagi, poprzedzając
efekt końcowy komiczną, akrobatyczną figurą, wylądował wsparty dłońmi o dywan w
sypialni Billa i tuż przed własnym nosem zobaczył jego pastelowe wzory. Tak
samo szybko jak tam wpadł, tak błyskawicznie się podniósł, wystrzeliwując całą
swoją sylwetką w górę, mocno zmieszany. Miał wrażenie, że spalił ogromnego buraka,
a patrząc na Billa utwierdził się jedynie w tym przekonaniu, bo brat wyrzucił z
siebie potężną salwę śmiechu. Na Bastiena wolał już nawet nie patrzeć, było mu
cholernie wstyd. I co teraz ten chłopak sobie pomyśli? Bill zwijał się ze
śmiechu, a za swoimi plecami usłyszał cichy chichot blondyna, który w końcu
odezwał się rozbawiony:
- Sorry Tom.
- Sorry Tom.
Szatyn
jednak nie odezwał się ani słowem, tylko zmroził obu piorunującym spojrzeniem i
pospiesznie wyszedł, zamykając się w małym saloniku z kominkiem.
-
Ja pierdolę – mruknął sam do siebie, pod nosem. Jak on teraz spojrzy Bastienowi
w oczy, kiedy znów spotkają się w studio? Jak ma to wytłumaczyć? Chociaż
właściwie na bank ubiegnie go w tym Bill, który z pewnością będzie musiał to
jakoś skomentować, tylko jak?