Część 21.
To
był pierwszy raz, kiedy Tom z wściekłości i zazdrości tak zajebiście pieprzył
moje gardło. Jeszcze nigdy, odkąd połączył nas seks nie był w tym akcie taki brutalny.
Były chwile, że dusiłem się, każde jego pchnięcie wyciskało z moich oczu łzy i
omal nie porzygałem się. Chociaż jestem w tym
naprawdę dobry, a odruch wymiotny zazwyczaj jest mi obcy. Ale on był tak twardy
i tak duży, że wbijał się w moje usta po sam przełyk. Byłem cholernie ciekaw,
czy już kiedyś w ten sposób zaspokoił się z jakąś panną, chociaż wiedziałem, że
z pewnością tak, ale, czy i wówczas był w tym aż tak ostry? Dobra, może to była
i moja wina, trochę sprowokowałem go, choć szczerze nawet się tego nie
spodziewałem. Z początku miałem taką ochotę, ale potem po prostu zagadałem się
z tym chłopakiem, zupełnie nie myśląc o Tomie. I naprawdę wcale o nim nie
myślałem, nie dbałem o to z kim i gdzie jest. Było
to dla mnie nieco niepokojące, bo od ponad miesiąca, odkąd żyliśmy jak para,
nie zdarzyło mi się tak po prostu o nim nie myśleć, a szczególnie na imprezie,
kiedy byłem jak jego ogon u dupy, pilnując, żeby tylko przypadkiem nie
spodobała mu się jakaś panienka.
Tego
dnia przekonałem się o tym, o czym przekonać się chciałem. Tom był o mnie
kurewsko zazdrosny, a przecież nie robiłem zupełnie nic, tylko grzecznie
rozmawiałem. Ciekawe co by zrobił, jakby przyłapał mnie na jakimś obmacywaniu,
albo pocałunku? Nie, chyba jednak o tym nie chciałem i nie miałem zamiaru się
przekonywać. Pewnie wtedy nie miałbym żadnej przyjemności.
Kiedy
zniknął za drzwiami łazienki, poszedłem na górę, do drugiej, tej, przy naszych
sypialniach. Wiedziałem, że umyje się szybko, bo on nigdy nie guzdrał się pod
prysznicem, więc postanowiłem po swojej kąpieli dołączyć do niego w łóżku i
zaspokoić go raz jeszcze, tym razem przy naszej obopólnej przyjemności.
***
Wracał do domu, kiedy zaczynało już
świtać, a pierwsze promienie słońca drażniły nieco rozszerzone źrenice. Nie
sięgał często po narkotyki, wiedząc czym to zazwyczaj się kończy, ale czasem na
imprezie pozwalał sobie wciągnąć odrobinę koki, tak dla lepszego nastroju.
Kiedy wyszedł Bill zrobiło się nudno i nijak, może dlatego się skusił. Chociaż
nie, wcale nie dlatego. Nie potrafił wyrzucić czarnowłosego anioła ze swoich
myśli, cały czas miał przed oczami jego uwodzicielskie, zniewalające spojrzenie,
pełne usta rozchylające się podczas wypowiadanych słów, każdy gest i ruch
dłoni. Tak, był zdecydowanie w jego typie, wiedział to już wcześniej, ale dziś
poznał go bliżej, przegadali ze sobą dwie godziny, a on miał wrażenie, że były
to zaledwie marne minuty. Ton głosu i to, jak mrużył oczy, a potem wolno
przymykał, pokrywając powiekami brąz tęczówek, kwestie jakie poruszył i sposób
w jaki mówił… Rozpamiętywał teraz wszystko,
jadąc do domu samochodem swojego agenta. Chyba pierwszy raz zdarzyło mu się
podniecić w trakcie rozmowy, a przecież nie raz z różnymi osobami rozmawiał na
bardziej śmiałe i sprośne tematy. I ta jego erotyczna, niespełniona fantazja…
Przymknął oczy i westchnął cicho.
- Ty mnie w ogóle słuchasz? –
dobiegł do niego jak zza światów głos z prawej strony. Odwrócił głowę i
popatrzył na siedzącego obok mężczyznę.
- Peter, nie teraz. Jestem zmęczony.
- Chyba przyćpany. Za sześć godzin
masz być w studio.
- Po co? - mruknął niechętnie
Bastien.
- Ma być przecież człowiek od Pioneera,
sam dogadywałeś godzinę.
- O kurwa, zapomniałem. Dobra,
przysnę na spidzie i wstanę, jak coś zadzwoń wpół do dwunastej.
- Jasne, tylko jeszcze ciebie
dobudzić po zarwanej nocce graniczy niemal z cudem. Przyjadę po ciebie, tak
będzie najlepiej.
- No dobra, może być. To na razie. –
Pożegnał menagera, wysiadając pod swoim domem. Tak naprawdę wcale nie był
senny, wręcz przeciwnie - prochy wciąż trzymały go w euforii, a myśli wypełniał
jeden człowiek.
Rzucił klucze na szafkę w holu,
zatrzaskując uprzednio drzwi. Dziś miała przyjść babka od sprzątania, więc
chwiejnym pismem naskrobał wiadomość dla niej, że jest po całonocnej imprezie
i, żeby zachowywała się cicho. Trudno, będzie musiała odkurzanie zostawić na
moment, kiedy już pojedzie na umówione spotkanie.
Położył zapisaną kartkę obok kluczy i spojrzał w lustro, przeczesując
zmierzwioną blond czuprynę palcami. Miejsce, które zazwyczaj zajmował błękit
jego tęczówek, wciąż przesłaniała czerń rozszerzonych źrenic. Chyba
niepotrzebnie wciągał to gówno, nie będzie mógł spać i nie za bardzo jest co
robić, a w południe ma jechać na to pieprzone spotkanie.
Znów na myśl przyszedł mu ten piękny
chłopak, gdyby tak miał go teraz tutaj, doskonale wiedziałby jak zająć sobie
czas i z pewnością byłoby bardzo przyjemnie. Skoro powiedział, że czasem posuwa
dziewczyny, czemu nie miałby mu na to pozwolić? Zazwyczaj był stroną
dominującą, ale i on niekiedy też potrzebował jakiejś odmiany. Cholera,
pasowaliby do siebie idealnie, przecież on też był przystojny i miał
powodzenie. A Kaulitz nie jest ze stali i o ile się nie mylił, nie ma teraz
nikogo. Patrzył na niego tak pięknie i mówił takie rzeczy… Jeśli się postara,
może uda mu się go zdobyć, w każdym razie nic nie stało na przeszkodzie. O
kontakt nie musi się martwić, wprawdzie nie ma jego numeru telefonu, ale za
chwilę nawiążą współpracę i to nie będzie żaden problem.
Przyjemny dreszcz pokrył jego ciało
na samą myśl. Tak, spróbuje, cokolwiek miałoby się stać, bo jeśli tego nie
zrobi, nigdy nie przekona się, czy ma jakiekolwiek szanse. Nie wiedział jak,
kiedy i gdzie, ale z pewnością postara się do niego zbliżyć, to jedynie było
kwestią czasu.
***
Od powrotu z upojnych wakacji, gdzie
wszystko się zaczęło zazwyczaj sypiali razem. Tom przychodził do sypialni Billa
i przed snem kochali się, a potem już zostawał i spali razem do rana. Teraz,
kiedy cicho zamykał za sobą drzwi łazienki, ruszył w stronę swojego pokoju
pewien, że zastanie u siebie brata, jednak tu go nie było, a drzwi od sypialni
Toma były zamknięte. Jeśli zamknął je na klucz, było pewne, że dziś, po raz
pierwszy od powrotu nie zaśnie u jego boku, o niczym innym nawet nie
wspominając. Co za świr… Jak on mógł najpierw dogodzić sobie w jego ustach i
zostawić go na głodzie spełnienia? Ma sobie walić sam? Chyba już z miesiąc tego
nie robił, przecież do cholery nie musiał, bo od tego miał Toma!
Delikatnie nacisnął klamkę i
odetchnął z ulgą, bo jednak brat nie zrobił tego, czego się obawiał. Tom leżał
na brzuchu, z dłońmi pod poduszką, na której spoczywała jego głowa i przykryty
do połowy prawdopodobnie dawno spał, a świadczył o tym choćby jego miarowy
oddech. Za oknem już było zupełnie jasno, a sypialnia znajdowała się od
wschodniej strony, więc opuścił zaciemniającą roletę, jaka dawała przyjemny
półmrok.
- Tommy… - powiedział Bill cicho,
jakby chcąc się upewnić, że śpi, ale faktycznie ani drgnął, więc albo dobrze
udawał, albo naprawdę spał. Czarnowłosy podszedł do łóżka i oparł dłonie po obu
stronach jego ciała po czym ciepłymi, nabrzmiałymi ustami dotknął jego
ramienia, znacząc skórę wilgotnymi muśnięciami.
- Zapomnij – mruknął starszy
bliźniak, przebudzając się.
- To niesprawiedliwie, ja ci
dogodziłem.
- Więc musisz dogodzić też i sobie - zachichotał cicho
szatyn.
- Nie ma mowy, nie będę odwalał
robótek ręcznych, kiedy mam ciebie.
- Ale masz karę.
- Za co?
- Już ty wiesz za co…
- Tommy… Kocham tylko ciebie i nic
nie zrobiłem, za to ty cały czas flirtowałeś z tą całą Danielle.
Tom wciąż leżał na brzuchu z
przymkniętymi powiekami, ledwie przysnął, a już przyszedł Bill z wiadomo jakim
zamiarem, ale on zamierzał twardo trzymać się swojego postanowienia, wierząc,
że uda mu się nie ulec. Wprawdzie jeszcze nie było między nimi takiej sytuacji,
ale wciąż był zły i czuł się na siłach być stanowczym. Bill jednak nie
zamierzał dać za wygraną. Kiedy brat nie odpowiedział, zaczął po prostu całować
jego plecy. W każdy pocałunek wkładał maksimum uczucia i poprzez dotyk swoich
ust pragnął okazać mu, jak jest dla niego ważny, pożądany. Pokrywał wilgotnymi
muśnięciami każdy skrawek skóry Toma, poprzez ramiona, kark, łopatki, słał na
jego plecach dywan z pocałunków. Chciał rozpalić go do granic możliwości, nie
kłaść kresu pieszczotom warg, póki nie będzie mógł już ich znieść w tej biernej
pozycji i sam zapragnie go pieścić. Nie wierzył, że jest w stanie, że potrafi
mu się oprzeć i wytrzymać to wszystko nie porywając go w końcu w ramiona. Jak
dotąd wystarczył tylko dotyk, spojrzenie, gest czy muśnięcie warg, a już był
cały jego. Dlatego teraz Bill nie przestawał i właśnie postanowił, że zada mu
przyjemność w sposób, jakiego się nie spodziewał, jakiego z pewnością nigdy nie
doświadczył. Zwinny język sunął wzdłuż kręgosłupa, a usta naznaczały milimetr
po milimetrze, każdy skrawek jego ciała, aż dobrnął pocałunkami do granicy,
gdzie tuż nad pośladkami odznaczało się białą połacią cienkie nakrycie. Z wolna
i delikatnie zsunął je, zupełnie obnażając cel wędrówki warg. Tom ani drgnął, chociaż
Bill doskonale wiedział, że po takiej dawce czułości niemożliwe jest, aby wciąż
spał. Uniósł się na chwilę wpatrując w twarde i jędrne pośladki brata,
przełknął ślinę oblizując usta, aby zaraz pochylić się na nowo. I właśnie w tej
chwili odchylił je zatapiając pomiędzy język, który starał się wcisnąć nieco
głębiej. Dopiero wtedy ciało bliźniaka mocno drgnęło i usłyszał cichy pomruk.
Liżąc i pieszcząc wrażliwe miejsce jednocześnie mocno przytrzymywał jego uda,
aby nie mógł się poruszyć, choć usilnie próbował. Nie miał pojęcia skąd w nim
tyle siły. Może wyzwoliła ją ta desperacja, pragnienie spełnienia z nim? Tego
nie wiedział, jednak nie zastanawiał się nad tym, pieścił zapamiętale pulsujące
miejsce, aż z gardła Toma wydobył się jęk. Tak cudownie było słyszeć go ponad
wszystkim, bo teraz wiedział, że czuje tę wyjątkową przyjemność, kiedy językiem
torował sobie do niego drogę.
Wiedział, że jeszcze nikt w ten
sposób nie doprowadzał go do obłędu, a on pragnął by właśnie teraz, poprzez
taką pieszczotę oszalał tylko dla niego, całkowicie stracił rozum, zaprzedał mu
swoją duszę, którą zawładnie już na zawsze. Cały drżący i cały jego...
Szaleństwo i pożar zmysłów, a to dopiero przedsionek raju.
I wtedy Tom resztką sił wyczołgał
się spod niego, ogarnięty niemocą pragnienia i słaby, bo wiedział, że przegrał
z kretesem. Nie umiał być stanowczy i twardy, chociaż twardy owszem, był, ale
zupełne w innym miejscu. Jego wzwód zdradzał stan umysłu. Uniósł się na
łokciach i usiadł oddychając ciężko z pragnienia.
- Nawet nie wiesz, jak cię
nienawidzę… - wycharczał, a wtedy Bill z triumfem w oczach usiadł na jego
biodrach i wpił się mocno w jego usta. Dopiero wówczas ramiona bliźniaka
zakleszczyły się na nim, a on uniósł pośladki nieco w górę. Szybko poczuł
całkowite wypełnienie i jęknął poprzez pocałunek. Zafalował biodrami nadając
swój własny rytm. Nasuwał się na niego wolno, aby w tym samym tempie unosić w
górę. Torsy ocierały się o siebie drażniąc stwardniałe sutki, a pocałunkom nie
było końca. Nabrzmiałe, przygryzane, lizane wargi sycili wzajemną pieszczotą aż
do końca, do krzyku spełnienia który wybrzmiał niczym najpiękniejsza melodia.
***
To
był jeden z najlepszych poranków, jaki pamiętam, choć nie obudziliśmy się obok
siebie, a dopiero zamierzaliśmy zasnąć. Może właśnie dlatego był taki
wyjątkowy? Gdyby wtedy Tom mógł spojrzeć w moje oczy, z łatwością wyczytałby z
nich całą rozkosz, na szczyt jakiej właśnie mnie wiódł, zobaczyłby jak umieram
z przyjemności przy nim i dla niego... Dostrzegłby, jak słodko prowadzi mnie
przez to umieranie wprost do raju, udając się tam ze mną. Rozkosz przeżywana z
nim nie mogła się równać już nigdy z żadną inną. Dlaczego wtedy tak bardzo nie
zdawałem sobie z tego sprawy? Tylko przy nim byłem bliski obłędu i tracąc
wszelkie panowanie nad sobą dążyłem do spełnienia. Swojego i jego... Był tego
wart, był wart wszystkiego co najlepsze i do dziś nie wiem, czy byłem wart
choćby jednej chwili z nim, ale tak bardzo
chciałem poczuć, jak wiele wtedy znaczyłem, w tamtej konkretnej minucie...
W całym jego życiu.
***
- Ale nie zdradziłbyś mnie, prawda…?
– szepnął Bill, leżąc z przyklejonym do ramienia brata policzkiem. Tak zastała
ich godzina dziewiąta rano i choć powieki zaczynały same opadać, oni wciąż nie
poddawali się sennej niemocy.
- A ty? Ty mógłbyś mnie zdradzić? –
Zamiast odpowiedzi usłyszał pytanie.
- Nie odpowiedziałeś, a ja
potrzebuję czystej i jasnej odpowiedzi.
- Nie… Nigdy cię nie zdradzę. –
szepnął Tom, układając usta na skroni bliźniaka.
- Ja też nie zdradzę cię Tommy,
przysięgam.
- A ja chciałem cię dziś zabić, już
obmyślałem w głowie plan mordu.
Czarnowłosy zachichotał cicho.
- A ja pilnowałem cię bardzo długo i
miałem w głowie najgorsze wizje.
- Jakie?
- Że na przykład posuwasz tę
Danielle na umywalce łazienki, albo w toalecie.
- Możesz być spokojny, nie jest w
moim typie, nawet gdyby nas nic nie łączyło, nie tknąłbym jej. – Tom uniósł się
na łokciu sięgając po papierosa. – Ostatni szlug i idziemy spać, ja już ledwie
patrzę.
- Daj macha – mruknął leniwie brat i
zaraz objął ustnik, zaciągając się podaną używką. – Ja już nawet nie mam siły
zapalić. Ale wiesz, muszę ci coś powiedzieć.
- Hmm?
- Specjalnie zagadałem się z tym
Bastienem. Chciałem zobaczyć, czy będziesz o mnie zazdrosny – skłamał Bill. Faktycznie,
na początku miał taki zamiar, ale bardzo szybko zapomniał o swojej misji,
jednak Tom nie musiał o tym wiedzieć, tak było bezpieczniej. Jeśli zaprzyjaźni
się z tym chłopakiem, jak przypuszczał, brat nie będzie się na niego o to
złościł, nie będzie niczego złego podejrzewał, ani zatruwał się więcej
zazdrością.
- No to zobaczyłeś.
Czarnowłosy podciągnął się do ust
brata i czule go pocałował.
- Było warto… Zajebiście pieprzysz
moje gardło taki wkurwiony.
- Bo nikt mnie nie wkurwia jak ty -
szepnął, zaciskając dłoń na jego pośladku.
- Uhm… - Z ust Billa wydobył się
cichy pomruk. – Chyba chcę jeszcze…
- Nie ma mowy – Tom przygasił peta w
popielniczce na stoliku nocnym i wstał, aby ją wynieść. Przy okazji jeszcze
mocniej zaciemnił okno przekręcając żaluzje i wrócił do łóżka.
Zasnęli niczym niemowlęta nakarmione
butelką mleka.
***
Bill otworzył oczy zastanawiając
się, czy to był sen, czy naprawdę coś słyszał. Leżał na brzuchu, zupełnie nagi
wsłuchując się w każdy odgłos, ale do jego uszu dochodziło tylko ciche
pochrapywanie śpiącego obok Toma. I znów ten dźwięk, zupełnie jakby ktoś
wchodził po schodach. Uniósł głowę z poduszki, kiedy teraz już do jego zmysłu
słuchu dobiegło wyraźne nawoływanie.
- Halo, chłopcy, jesteście tam? – I
w tej właśnie chwili szatyn szeroko otworzył oczy, wbijając przerażone
spojrzenie w Billa.
- Kurwa, starzy przyjechali –
wyszeptał ten w panice. – Tommy, ja pierdolę, co teraz?!
- Nie wejdzie, na całe szczęście
zamknąłem drzwi do sypialni na klamkę.
Matka faktycznie nigdy nie otwierała
u nich w domu zamkniętych drzwi, uprzednio nie pukając. Synowie już byli
dorośli i nie chciała narazić ani siebie, ani ich na jakieś żenujące i
krępujące sytuacje. Teraz, wciąż tkwili w łóżku, zupełnie nie wiedząc co mają
zrobić. We dwóch, zupełnie nadzy w jednej sypialni, no raczej rodzice nie
uwierzą, że Bill bał się w tym wieku zasnąć.
- Ale moje są otwarte, a mnie tam
nie ma! Tommy, myśl kurwa, myśl – wyszeptał desperacko czarnowłosy i w tej
samej chwili usłyszeli pukanie do sypialni Toma.
- Synku, jesteś tam?
- Mama? – odezwał się szatyn, wciąż
nie mając pomysłu, jak wybrnąć z całej sytuacji, ale wiedział jedno; za wszelką
cenę musi zatrzymać matkę za drzwiami.
- Tom, mogę wejść?
- Nie! – krzyknął w panice. –
Zaczekaj, jestem nagi, albo lepiej zejdź na dół, może zrób coś dobrego do
jedzenia, ja zaraz tam przyjdę!
Bill patrzył na niego z
przerażeniem, wciąż nagi siedząc na łóżku i zatykając usta dłonią.
- A gdzie jest Bill? On nie spał w
domu, prawda?
Fakt, sypialnia Billa była otwarta a
łóżko nienagannie posłane. Więc co teraz? Jaką matce sprzedać bajeczkę i co ma
zrobić czarnowłosy? Wyskoczyć oknem a wrócić drzwiami? Sytuacja wydawała się
wręcz tragiczna, a jednocześnie kuriozalna.
- Nie mamo, Bill jest na imprezie,
pewnie wróci niebawem.
- Dlaczego pozwalasz mu samemu
gdzieś chodzić?
Wyglądało na to, że matka rozkręciła
się na dobre i nie zamierza wcale odejść od drzwi.
- Zostań tu, potem, jak zejdę z nią
na dół, ubierzesz się i no nie wiem… Może postaraj się zejść jakoś
niepostrzeżenie i wyjdź przez taras, wejdź potem drzwiami. – zwrócił się
szeptem do bliźniaka Tom, a po chwili do matki naciągając dżinsy. – Mamo, zejdź
na dół, Bill nie jest sam, jest u dziewczyny. Zejdę do porozmawiamy.
Czarnowłosy tylko popukał się w głowę.
- No zajebiście… Dlaczego akurat
dziś musiałeś strzelać focha? Tak to ty spałbyś u mnie!
- Tak, jak zazwyczaj, przy otwartych
drzwiach sypialni i matka by sobie popatrzyła, jak śpimy nadzy, wtuleni w
siebie, po ognistym seksie – zironizował szatyn. – Chyba dostałaby zawału. Idę.
Wiesz co masz robić - położył dłoń na klamce nasłuchując jeszcze przez chwilę,
ale rodzicielka na szczęście zeszła już na dół, więc spokojnie wyszedł.
Bill jeszcze przez chwilę siedział
na łóżku załamany, ale wiedział, że jak najszybciej musi przejść do garderoby,
która na szczęście była na piętrze. Czuł się okropnie, nie mogąc teraz wziąć
prysznica, ale zrobi to, kiedy tylko uda mu się wszystko zaaranżować, jak
sugerował Tom. Po cichu otworzył drzwi i słysząc ich głosy na dole, na palcach
przemknął do garderoby, po czym szybko ubrał cokolwiek miał pod ręką, chyba po
raz pierwszy w życiu nie zastanawiając się co do czego pasuje i co ma na siebie
włożyć. Jedyne nad czym przez chwilę się namyślił, to które adidasy będą najcichsze
i takie też założył. Serce waliło mu w piersi i drżały dłonie, kiedy zawiązywał
sznurowadła. Wolno uchylił drzwi garderoby nasłuchując odgłosów. Na szczęście
strzępy rozmowy, jakie dochodziły z dołu wskazywały na to, że wszyscy są w
kuchni.
Jak najciszej zszedł po schodach i
stanął za niewielką ścianką, do której przykleił się plecami i wolno wyjrzał, a
widząc Toma machnął mu dłonią, żeby jakoś zajął rodziców bardziej. Na szczęście
tym razem wszystko poszło jak z płatka. Podczas, kiedy Tom opowiadał jakąś
zmyśloną historyjkę o nurkowaniu na Malediwach, on niepostrzeżenie wymknął się
do ogrodu i stamtąd już pod ścianą domu, pochylając w miejscach gdzie były
okna, dostał się do frontowych drzwi. Dopiero tu postał chwilę uspokajając
szybko bijące serce i oddech, po czym wszedł do domu.
- Mama? – udał
zdziwionego, kierując swoje kroki wprost do kuchni. Rodzicielka natychmiast
zerwała się od stołu i podeszła, aby uściskać młodszego syna.
- No nareszcie! Gdzie się włóczysz
bez Toma? Słyszałam, że masz dziewczynę.
Chłopak wywrócił oczami, ale nie
było wyjścia, trzeba będzie jakoś wybrnąć z kłamstewka bliźniaka, wymyślonego
naprędce, dla dobra sprawy.
- Nie mam żadnej dziewczyny, mamo.
To dobra przyjaciółka i owszem, spędziłem u niej noc, ale nic z tych rzeczy, o
jakich myślisz. Jest po prostu modelką i omawialiśmy pewne, związane z tym
sprawy, zasiedziałem się, trochę wypiliśmy i zostałem na noc. – łgał jak z nut.
- Ej, chyba coś mi tu kręcisz. Tom
powiedział, że byłeś na imprezie.
- Raczej było to spotkanie
towarzyskie.
- To dlaczego byłeś bez Toma, jeśli
to tylko przyjaciółka?
Tom, zajadając śniadanie, choć
właściwie była już pora na obiad, uśmiechał się pod nosem. Zawsze lepsze było
jakieś lawirowanie między kłamstwami, niż matka miałaby ich przyłapać razem,
nago, na dodatek w jednym łóżku. Jednak teraz zastanawiał się, jak mają
odkręcić fakt, że dali jej klucz i pozwolili przyjeżdżać o każdej porze dnia i
nocy. To stawało się w tej sytuacji bardzo niebezpieczne.
- Mamoooo… - Bill przeciągnął
wypowiedziane słowo zniecierpliwiony i już poirytowany. – Tom został w studio,
nie interesuje się modą, rozumiesz to czy nie?
- Dajże chłopakom spokój, nie
przyjechaliśmy tu wypytywać ich o prywatne życie, ale spędzić z nimi trochę
czasu. – odezwał się ojczym.
- Trochę? – Starszy bliźniak
zaniepokojony tym co usłyszał, odstawił kubek z kawą na blat stołu.
- Pomyśleliśmy, że wpadniemy do was
na jakiś tydzień, skoro już jesteście na miejscu i póki co, nigdzie się nie
wybieracie. Będę wam gotowała zdrowe obiady, bo ciągle żywicie się gdzieś na
mieście.
Chłopcy spojrzeli po sobie nieco
zaniepokojeni. To oznaczało tylko jedno – zero seksu w domu i zero wspólnego
spędzania nocy. Przez cały tydzień?!
- To był chyba nasz błąd, że daliśmy
wam klucze, pozwalając wpadać bez uprzedzenia. – wypalił Bill.
- No wiesz co, synku? – Matka wydęła
usta oburzona.
- Mamo, powinnaś naprawdę zrozumieć,
że nie jesteśmy mali i mamy swoje plany. Może Tom chciał przyprowadzić jakąś
dupę na noc? A może chcieliśmy urządzić przyjęcie w sobotę? My nie bronimy wam
tu przyjeżdżać, ale musicie nas wcześniej zawiadamiać. – starał się delikatnie
wytłumaczyć niezręczność sytuacji, Tom i tak samo jak Bill, pomyślał, że trzeba
im odebrać klucze.
- Chłopaki mają rację. Jeśli macie
jakieś plany, oczywiście wyjedziemy wcześniej, ale to akurat był pomysł mamy,
chciała wam zrobić niespodziankę. – wtrącił ojczym.
- Myślałam, ze się ucieszycie –
dodała rodzicielka smutnym tonem.
Czarnowłosy popatrzył na mamę i
objął ją ramieniem.
- Oczywiście, że się cieszymy i
zawsze będziemy się cieszyć, ale musicie zawiadamiać nas o swoich wizytach, my
także mamy różne plany. Nie gniewaj się mamo. - Cmoknął ją w policzek,
spoglądając na Toma porozumiewawczo.
No
cóż, wyglądało na to, że jakoś muszą ten czas przetrwać.