piątek, 24 listopada 2017

Część 21.



Część 21.


            To był pierwszy raz, kiedy Tom z wściekłości i zazdrości tak zajebiście pieprzył moje gardło. Jeszcze nigdy, odkąd połączył nas seks nie był w tym akcie taki brutalny. Były chwile, że dusiłem się, każde jego pchnięcie wyciskało z moich oczu łzy i omal nie porzygałem się. Chociaż jestem w tym naprawdę dobry, a odruch wymiotny zazwyczaj jest mi obcy. Ale on był tak twardy i tak duży, że wbijał się w moje usta po sam przełyk. Byłem cholernie ciekaw, czy już kiedyś w ten sposób zaspokoił się z jakąś panną, chociaż wiedziałem, że z pewnością tak, ale, czy i wówczas był w tym aż tak ostry? Dobra, może to była i moja wina, trochę sprowokowałem go, choć szczerze nawet się tego nie spodziewałem. Z początku miałem taką ochotę, ale potem po prostu zagadałem się z tym chłopakiem, zupełnie nie myśląc o Tomie. I naprawdę wcale o nim nie myślałem, nie dbałem o to z kim i gdzie jest. Było to dla mnie nieco niepokojące, bo od ponad miesiąca, odkąd żyliśmy jak para, nie zdarzyło mi się tak po prostu o nim nie myśleć, a szczególnie na imprezie, kiedy byłem jak jego ogon u dupy, pilnując, żeby tylko przypadkiem nie spodobała mu się jakaś panienka.
            Tego dnia przekonałem się o tym, o czym przekonać się chciałem. Tom był o mnie kurewsko zazdrosny, a przecież nie robiłem zupełnie nic, tylko grzecznie rozmawiałem. Ciekawe co by zrobił, jakby przyłapał mnie na jakimś obmacywaniu, albo pocałunku? Nie, chyba jednak o tym nie chciałem i nie miałem zamiaru się przekonywać. Pewnie wtedy nie miałbym żadnej przyjemności.
            Kiedy zniknął za drzwiami łazienki, poszedłem na górę, do drugiej, tej, przy naszych sypialniach. Wiedziałem, że umyje się szybko, bo on nigdy nie guzdrał się pod prysznicem, więc postanowiłem po swojej kąpieli dołączyć do niego w łóżku i zaspokoić go raz jeszcze, tym razem przy naszej obopólnej przyjemności.

***

            Wracał do domu, kiedy zaczynało już świtać, a pierwsze promienie słońca drażniły nieco rozszerzone źrenice. Nie sięgał często po narkotyki, wiedząc czym to zazwyczaj się kończy, ale czasem na imprezie pozwalał sobie wciągnąć odrobinę koki, tak dla lepszego nastroju. Kiedy wyszedł Bill zrobiło się nudno i nijak, może dlatego się skusił. Chociaż nie, wcale nie dlatego. Nie potrafił wyrzucić czarnowłosego anioła ze swoich myśli, cały czas miał przed oczami jego uwodzicielskie, zniewalające spojrzenie, pełne usta rozchylające się podczas wypowiadanych słów, każdy gest i ruch dłoni. Tak, był zdecydowanie w jego typie, wiedział to już wcześniej, ale dziś poznał go bliżej, przegadali ze sobą dwie godziny, a on miał wrażenie, że były to zaledwie marne minuty. Ton głosu i to, jak mrużył oczy, a potem wolno przymykał, pokrywając powiekami brąz tęczówek, kwestie jakie poruszył i sposób w jaki mówiłRozpamiętywał teraz wszystko, jadąc do domu samochodem swojego agenta. Chyba pierwszy raz zdarzyło mu się podniecić w trakcie rozmowy, a przecież nie raz z różnymi osobami rozmawiał na bardziej śmiałe i sprośne tematy. I ta jego erotyczna, niespełniona fantazja… Przymknął oczy i westchnął cicho.
            - Ty mnie w ogóle słuchasz? – dobiegł do niego jak zza światów głos z prawej strony. Odwrócił głowę i popatrzył na siedzącego obok mężczyznę.
            - Peter, nie teraz. Jestem zmęczony.
            - Chyba przyćpany. Za sześć godzin masz być w studio.
            - Po co? - mruknął niechętnie Bastien.
            - Ma być przecież człowiek od Pioneera, sam dogadywałeś godzinę.
            - O kurwa, zapomniałem. Dobra, przysnę na spidzie i wstanę, jak coś zadzwoń wpół do dwunastej.
            - Jasne, tylko jeszcze ciebie dobudzić po zarwanej nocce graniczy niemal z cudem. Przyjadę po ciebie, tak będzie najlepiej.
            - No dobra, może być. To na razie. – Pożegnał menagera, wysiadając pod swoim domem. Tak naprawdę wcale nie był senny, wręcz przeciwnie - prochy wciąż trzymały go w euforii, a myśli wypełniał jeden człowiek.
            Rzucił klucze na szafkę w holu, zatrzaskując uprzednio drzwi. Dziś miała przyjść babka od sprzątania, więc chwiejnym pismem naskrobał wiadomość dla niej, że jest po całonocnej imprezie i, żeby zachowywała się cicho. Trudno, będzie musiała odkurzanie zostawić na moment, kiedy już pojedzie na umówione spotkanie. Położył zapisaną kartkę obok kluczy i spojrzał w lustro, przeczesując zmierzwioną blond czuprynę palcami. Miejsce, które zazwyczaj zajmował błękit jego tęczówek, wciąż przesłaniała czerń rozszerzonych źrenic. Chyba niepotrzebnie wciągał to gówno, nie będzie mógł spać i nie za bardzo jest co robić, a w południe ma jechać na to pieprzone spotkanie.
            Znów na myśl przyszedł mu ten piękny chłopak, gdyby tak miał go teraz tutaj, doskonale wiedziałby jak zająć sobie czas i z pewnością byłoby bardzo przyjemnie. Skoro powiedział, że czasem posuwa dziewczyny, czemu nie miałby mu na to pozwolić? Zazwyczaj był stroną dominującą, ale i on niekiedy też potrzebował jakiejś odmiany. Cholera, pasowaliby do siebie idealnie, przecież on też był przystojny i miał powodzenie. A Kaulitz nie jest ze stali i o ile się nie mylił, nie ma teraz nikogo. Patrzył na niego tak pięknie i mówił takie rzeczy… Jeśli się postara, może uda mu się go zdobyć, w każdym razie nic nie stało na przeszkodzie. O kontakt nie musi się martwić, wprawdzie nie ma jego numeru telefonu, ale za chwilę nawiążą współpracę i to nie będzie żaden problem.
            Przyjemny dreszcz pokrył jego ciało na samą myśl. Tak, spróbuje, cokolwiek miałoby się stać, bo jeśli tego nie zrobi, nigdy nie przekona się, czy ma jakiekolwiek szanse. Nie wiedział jak, kiedy i gdzie, ale z pewnością postara się do niego zbliżyć, to jedynie było kwestią czasu.

***

            Od powrotu z upojnych wakacji, gdzie wszystko się zaczęło zazwyczaj sypiali razem. Tom przychodził do sypialni Billa i przed snem kochali się, a potem już zostawał i spali razem do rana. Teraz, kiedy cicho zamykał za sobą drzwi łazienki, ruszył w stronę swojego pokoju pewien, że zastanie u siebie brata, jednak tu go nie było, a drzwi od sypialni Toma były zamknięte. Jeśli zamknął je na klucz, było pewne, że dziś, po raz pierwszy od powrotu nie zaśnie u jego boku, o niczym innym nawet nie wspominając. Co za świr… Jak on mógł najpierw dogodzić sobie w jego ustach i zostawić go na głodzie spełnienia? Ma sobie walić sam? Chyba już z miesiąc tego nie robił, przecież do cholery nie musiał, bo od tego miał Toma!
            Delikatnie nacisnął klamkę i odetchnął z ulgą, bo jednak brat nie zrobił tego, czego się obawiał. Tom leżał na brzuchu, z dłońmi pod poduszką, na której spoczywała jego głowa i przykryty do połowy prawdopodobnie dawno spał, a świadczył o tym choćby jego miarowy oddech. Za oknem już było zupełnie jasno, a sypialnia znajdowała się od wschodniej strony, więc opuścił zaciemniającą roletę, jaka dawała przyjemny półmrok.
            - Tommy… - powiedział Bill cicho, jakby chcąc się upewnić, że śpi, ale faktycznie ani drgnął, więc albo dobrze udawał, albo naprawdę spał. Czarnowłosy podszedł do łóżka i oparł dłonie po obu stronach jego ciała po czym ciepłymi, nabrzmiałymi ustami dotknął jego ramienia, znacząc skórę wilgotnymi muśnięciami.
            - Zapomnij – mruknął starszy bliźniak, przebudzając się.
            - To niesprawiedliwie, ja ci dogodziłem.
- Więc musisz dogodzić też i sobie - zachichotał cicho szatyn.
            - Nie ma mowy, nie będę odwalał robótek ręcznych, kiedy mam ciebie.
            - Ale masz karę.
- Za co?
            - Już ty wiesz za co…
            - Tommy… Kocham tylko ciebie i nic nie zrobiłem, za to ty cały czas flirtowałeś z tą całą Danielle.
            Tom wciąż leżał na brzuchu z przymkniętymi powiekami, ledwie przysnął, a już przyszedł Bill z wiadomo jakim zamiarem, ale on zamierzał twardo trzymać się swojego postanowienia, wierząc, że uda mu się nie ulec. Wprawdzie jeszcze nie było między nimi takiej sytuacji, ale wciąż był zły i czuł się na siłach być stanowczym. Bill jednak nie zamierzał dać za wygraną. Kiedy brat nie odpowiedział, zaczął po prostu całować jego plecy. W każdy pocałunek wkładał maksimum uczucia i poprzez dotyk swoich ust pragnął okazać mu, jak jest dla niego ważny, pożądany. Pokrywał wilgotnymi muśnięciami każdy skrawek skóry Toma, poprzez ramiona, kark, łopatki, słał na jego plecach dywan z pocałunków. Chciał rozpalić go do granic możliwości, nie kłaść kresu pieszczotom warg, póki nie będzie mógł już ich znieść w tej biernej pozycji i sam zapragnie go pieścić. Nie wierzył, że jest w stanie, że potrafi mu się oprzeć i wytrzymać to wszystko nie porywając go w końcu w ramiona. Jak dotąd wystarczył tylko dotyk, spojrzenie, gest czy muśnięcie warg, a już był cały jego. Dlatego teraz Bill nie przestawał i właśnie postanowił, że zada mu przyjemność w sposób, jakiego się nie spodziewał, jakiego z pewnością nigdy nie doświadczył. Zwinny język sunął wzdłuż kręgosłupa, a usta naznaczały milimetr po milimetrze, każdy skrawek jego ciała, aż dobrnął pocałunkami do granicy, gdzie tuż nad pośladkami odznaczało się białą połacią cienkie nakrycie. Z wolna i delikatnie zsunął je, zupełnie obnażając cel wędrówki warg. Tom ani drgnął, chociaż Bill doskonale wiedział, że po takiej dawce czułości niemożliwe jest, aby wciąż spał. Uniósł się na chwilę wpatrując w twarde i jędrne pośladki brata, przełknął ślinę oblizując usta, aby zaraz pochylić się na nowo. I właśnie w tej chwili odchylił je zatapiając pomiędzy język, który starał się wcisnąć nieco głębiej. Dopiero wtedy ciało bliźniaka mocno drgnęło i usłyszał cichy pomruk. Liżąc i pieszcząc wrażliwe miejsce jednocześnie mocno przytrzymywał jego uda, aby nie mógł się poruszyć, choć usilnie próbował. Nie miał pojęcia skąd w nim tyle siły. Może wyzwoliła ją ta desperacja, pragnienie spełnienia z nim? Tego nie wiedział, jednak nie zastanawiał się nad tym, pieścił zapamiętale pulsujące miejsce, aż z gardła Toma wydobył się jęk. Tak cudownie było słyszeć go ponad wszystkim, bo teraz wiedział, że czuje tę wyjątkową przyjemność, kiedy językiem torował sobie do niego drogę.
            Wiedział, że jeszcze nikt w ten sposób nie doprowadzał go do obłędu, a on pragnął by właśnie teraz, poprzez taką pieszczotę oszalał tylko dla niego, całkowicie stracił rozum, zaprzedał mu swoją duszę, którą zawładnie już na zawsze. Cały drżący i cały jego... Szaleństwo i pożar zmysłów, a to dopiero przedsionek raju.
            I wtedy Tom resztką sił wyczołgał się spod niego, ogarnięty niemocą pragnienia i słaby, bo wiedział, że przegrał z kretesem. Nie umiał być stanowczy i twardy, chociaż twardy owszem, był, ale zupełne w innym miejscu. Jego wzwód zdradzał stan umysłu. Uniósł się na łokciach i usiadł oddychając ciężko z pragnienia.
            - Nawet nie wiesz, jak cię nienawidzę… - wycharczał, a wtedy Bill z triumfem w oczach usiadł na jego biodrach i wpił się mocno w jego usta. Dopiero wówczas ramiona bliźniaka zakleszczyły się na nim, a on uniósł pośladki nieco w górę. Szybko poczuł całkowite wypełnienie i jęknął poprzez pocałunek. Zafalował biodrami nadając swój własny rytm. Nasuwał się na niego wolno, aby w tym samym tempie unosić w górę. Torsy ocierały się o siebie drażniąc stwardniałe sutki, a pocałunkom nie było końca. Nabrzmiałe, przygryzane, lizane wargi sycili wzajemną pieszczotą aż do końca, do krzyku spełnienia który wybrzmiał niczym najpiękniejsza melodia.

***

            To był jeden z najlepszych poranków, jaki pamiętam, choć nie obudziliśmy się obok siebie, a dopiero zamierzaliśmy zasnąć. Może właśnie dlatego był taki wyjątkowy? Gdyby wtedy Tom mógł spojrzeć w moje oczy, z łatwością wyczytałby z nich całą rozkosz, na szczyt jakiej właśnie mnie wiódł, zobaczyłby jak umieram z przyjemności przy nim i dla niego... Dostrzegłby, jak słodko prowadzi mnie przez to umieranie wprost do raju, udając się tam ze mną. Rozkosz przeżywana z nim nie mogła się równać już nigdy z żadną inną. Dlaczego wtedy tak bardzo nie zdawałem sobie z tego sprawy? Tylko przy nim byłem bliski obłędu i tracąc wszelkie panowanie nad sobą dążyłem do spełnienia. Swojego i jego... Był tego wart, był wart wszystkiego co najlepsze i do dziś nie wiem, czy byłem wart choćby jednej chwili z nim, ale tak bardzo  chciałem poczuć, jak wiele wtedy znaczyłem, w tamtej konkretnej minucie... W całym jego życiu.

***

            - Ale nie zdradziłbyś mnie, prawda…? – szepnął Bill, leżąc z przyklejonym do ramienia brata policzkiem. Tak zastała ich godzina dziewiąta rano i choć powieki zaczynały same opadać, oni wciąż nie poddawali się sennej niemocy.
            - A ty? Ty mógłbyś mnie zdradzić? – Zamiast odpowiedzi usłyszał pytanie.
            - Nie odpowiedziałeś, a ja potrzebuję czystej i jasnej odpowiedzi.
            - Nie… Nigdy cię nie zdradzę. – szepnął Tom, układając usta na skroni bliźniaka.
            - Ja też nie zdradzę cię Tommy, przysięgam.
            - A ja chciałem cię dziś zabić, już obmyślałem w głowie plan mordu.
            Czarnowłosy zachichotał cicho.
            - A ja pilnowałem cię bardzo długo i miałem w głowie najgorsze wizje.
            - Jakie?
            - Że na przykład posuwasz tę Danielle na umywalce łazienki, albo w toalecie.
            - Możesz być spokojny, nie jest w moim typie, nawet gdyby nas nic nie łączyło, nie tknąłbym jej. – Tom uniósł się na łokciu sięgając po papierosa. – Ostatni szlug i idziemy spać, ja już ledwie patrzę.
            - Daj macha – mruknął leniwie brat i zaraz objął ustnik, zaciągając się podaną używką. – Ja już nawet nie mam siły zapalić. Ale wiesz, muszę ci coś powiedzieć.
            - Hmm?
            - Specjalnie zagadałem się z tym Bastienem. Chciałem zobaczyć, czy będziesz o mnie zazdrosny – skłamał Bill. Faktycznie, na początku miał taki zamiar, ale bardzo szybko zapomniał o swojej misji, jednak Tom nie musiał o tym wiedzieć, tak było bezpieczniej. Jeśli zaprzyjaźni się z tym chłopakiem, jak przypuszczał, brat nie będzie się na niego o to złościł, nie będzie niczego złego podejrzewał, ani zatruwał się więcej zazdrością.
            - No to zobaczyłeś.
            Czarnowłosy podciągnął się do ust brata i czule go pocałował.
            - Było warto… Zajebiście pieprzysz moje gardło taki wkurwiony.
            - Bo nikt mnie nie wkurwia jak ty - szepnął, zaciskając dłoń na jego pośladku.
            - Uhm… - Z ust Billa wydobył się cichy pomruk. – Chyba chcę jeszcze…
            - Nie ma mowy – Tom przygasił peta w popielniczce na stoliku nocnym i wstał, aby ją wynieść. Przy okazji jeszcze mocniej zaciemnił okno przekręcając żaluzje i wrócił do łóżka.
            Zasnęli niczym niemowlęta nakarmione butelką mleka.

***

            Bill otworzył oczy zastanawiając się, czy to był sen, czy naprawdę coś słyszał. Leżał na brzuchu, zupełnie nagi wsłuchując się w każdy odgłos, ale do jego uszu dochodziło tylko ciche pochrapywanie śpiącego obok Toma. I znów ten dźwięk, zupełnie jakby ktoś wchodził po schodach. Uniósł głowę z poduszki, kiedy teraz już do jego zmysłu słuchu dobiegło wyraźne nawoływanie.
            - Halo, chłopcy, jesteście tam? – I w tej właśnie chwili szatyn szeroko otworzył oczy, wbijając przerażone spojrzenie w Billa.
            - Kurwa, starzy przyjechali – wyszeptał ten w panice. – Tommy, ja pierdolę, co teraz?!
            - Nie wejdzie, na całe szczęście zamknąłem drzwi do sypialni na klamkę.
            Matka faktycznie nigdy nie otwierała u nich w domu zamkniętych drzwi, uprzednio nie pukając. Synowie już byli dorośli i nie chciała narazić ani siebie, ani ich na jakieś żenujące i krępujące sytuacje. Teraz, wciąż tkwili w łóżku, zupełnie nie wiedząc co mają zrobić. We dwóch, zupełnie nadzy w jednej sypialni, no raczej rodzice nie uwierzą, że Bill bał się w tym wieku zasnąć.
            - Ale moje są otwarte, a mnie tam nie ma! Tommy, myśl kurwa, myśl – wyszeptał desperacko czarnowłosy i w tej samej chwili usłyszeli pukanie do sypialni Toma.
            - Synku, jesteś tam?
            - Mama? – odezwał się szatyn, wciąż nie mając pomysłu, jak wybrnąć z całej sytuacji, ale wiedział jedno; za wszelką cenę musi zatrzymać matkę za drzwiami.
            - Tom, mogę wejść?
            - Nie! – krzyknął w panice. – Zaczekaj, jestem nagi, albo lepiej zejdź na dół, może zrób coś dobrego do jedzenia, ja zaraz tam przyjdę!
            Bill patrzył na niego z przerażeniem, wciąż nagi siedząc na łóżku i zatykając usta dłonią.
            - A gdzie jest Bill? On nie spał w domu, prawda?
            Fakt, sypialnia Billa była otwarta a łóżko nienagannie posłane. Więc co teraz? Jaką matce sprzedać bajeczkę i co ma zrobić czarnowłosy? Wyskoczyć oknem a wrócić drzwiami? Sytuacja wydawała się wręcz tragiczna, a jednocześnie kuriozalna.
            - Nie mamo, Bill jest na imprezie, pewnie wróci niebawem.
            - Dlaczego pozwalasz mu samemu gdzieś chodzić?
            Wyglądało na to, że matka rozkręciła się na dobre i nie zamierza wcale odejść od drzwi.
            - Zostań tu, potem, jak zejdę z nią na dół, ubierzesz się i no nie wiem… Może postaraj się zejść jakoś niepostrzeżenie i wyjdź przez taras, wejdź potem drzwiami. – zwrócił się szeptem do bliźniaka Tom, a po chwili do matki naciągając dżinsy. – Mamo, zejdź na dół, Bill nie jest sam, jest u dziewczyny. Zejdę do porozmawiamy.
            Czarnowłosy tylko popukał się w głowę.
            - No zajebiście… Dlaczego akurat dziś musiałeś strzelać focha? Tak to ty spałbyś u mnie!
            - Tak, jak zazwyczaj, przy otwartych drzwiach sypialni i matka by sobie popatrzyła, jak śpimy nadzy, wtuleni w siebie, po ognistym seksie – zironizował szatyn. – Chyba dostałaby zawału. Idę. Wiesz co masz robić - położył dłoń na klamce nasłuchując jeszcze przez chwilę, ale rodzicielka na szczęście zeszła już na dół, więc spokojnie wyszedł.
            Bill jeszcze przez chwilę siedział na łóżku załamany, ale wiedział, że jak najszybciej musi przejść do garderoby, która na szczęście była na piętrze. Czuł się okropnie, nie mogąc teraz wziąć prysznica, ale zrobi to, kiedy tylko uda mu się wszystko zaaranżować, jak sugerował Tom. Po cichu otworzył drzwi i słysząc ich głosy na dole, na palcach przemknął do garderoby, po czym szybko ubrał cokolwiek miał pod ręką, chyba po raz pierwszy w życiu nie zastanawiając się co do czego pasuje i co ma na siebie włożyć. Jedyne nad czym przez chwilę się namyślił, to które adidasy będą najcichsze i takie też założył. Serce waliło mu w piersi i drżały dłonie, kiedy zawiązywał sznurowadła. Wolno uchylił drzwi garderoby nasłuchując odgłosów. Na szczęście strzępy rozmowy, jakie dochodziły z dołu wskazywały na to, że wszyscy są w kuchni.
            Jak najciszej zszedł po schodach i stanął za niewielką ścianką, do której przykleił się plecami i wolno wyjrzał, a widząc Toma machnął mu dłonią, żeby jakoś zajął rodziców bardziej. Na szczęście tym razem wszystko poszło jak z płatka. Podczas, kiedy Tom opowiadał jakąś zmyśloną historyjkę o nurkowaniu na Malediwach, on niepostrzeżenie wymknął się do ogrodu i stamtąd już pod ścianą domu, pochylając w miejscach gdzie były okna, dostał się do frontowych drzwi. Dopiero tu postał chwilę uspokajając szybko bijące serce i oddech, po czym wszedł do domu.
- Mama? – udał zdziwionego, kierując swoje kroki wprost do kuchni. Rodzicielka natychmiast zerwała się od stołu i podeszła, aby uściskać młodszego syna.
            - No nareszcie! Gdzie się włóczysz bez Toma? Słyszałam, że masz dziewczynę.
            Chłopak wywrócił oczami, ale nie było wyjścia, trzeba będzie jakoś wybrnąć z kłamstewka bliźniaka, wymyślonego naprędce, dla dobra sprawy.
            - Nie mam żadnej dziewczyny, mamo. To dobra przyjaciółka i owszem, spędziłem u niej noc, ale nic z tych rzeczy, o jakich myślisz. Jest po prostu modelką i omawialiśmy pewne, związane z tym sprawy, zasiedziałem się, trochę wypiliśmy i zostałem na noc. – łgał jak z nut.
            - Ej, chyba coś mi tu kręcisz. Tom powiedział, że byłeś na imprezie.
            - Raczej było to spotkanie towarzyskie.
            - To dlaczego byłeś bez Toma, jeśli to tylko przyjaciółka?
            Tom, zajadając śniadanie, choć właściwie była już pora na obiad, uśmiechał się pod nosem. Zawsze lepsze było jakieś lawirowanie między kłamstwami, niż matka miałaby ich przyłapać razem, nago, na dodatek w jednym łóżku. Jednak teraz zastanawiał się, jak mają odkręcić fakt, że dali jej klucz i pozwolili przyjeżdżać o każdej porze dnia i nocy. To stawało się w tej sytuacji bardzo niebezpieczne.
            - Mamoooo… - Bill przeciągnął wypowiedziane słowo zniecierpliwiony i już poirytowany. – Tom został w studio, nie interesuje się modą, rozumiesz to czy nie?
            - Dajże chłopakom spokój, nie przyjechaliśmy tu wypytywać ich o prywatne życie, ale spędzić z nimi trochę czasu. – odezwał się ojczym.
            - Trochę? – Starszy bliźniak zaniepokojony tym co usłyszał, odstawił kubek z kawą na blat stołu.
            - Pomyśleliśmy, że wpadniemy do was na jakiś tydzień, skoro już jesteście na miejscu i póki co, nigdzie się nie wybieracie. Będę wam gotowała zdrowe obiady, bo ciągle żywicie się gdzieś na mieście.
            Chłopcy spojrzeli po sobie nieco zaniepokojeni. To oznaczało tylko jedno – zero seksu w domu i zero wspólnego spędzania nocy. Przez cały tydzień?!
            - To był chyba nasz błąd, że daliśmy wam klucze, pozwalając wpadać bez uprzedzenia. – wypalił Bill.
            - No wiesz co, synku? – Matka wydęła usta oburzona.
            - Mamo, powinnaś naprawdę zrozumieć, że nie jesteśmy mali i mamy swoje plany. Może Tom chciał przyprowadzić jakąś dupę na noc? A może chcieliśmy urządzić przyjęcie w sobotę? My nie bronimy wam tu przyjeżdżać, ale musicie nas wcześniej zawiadamiać. – starał się delikatnie wytłumaczyć niezręczność sytuacji, Tom i tak samo jak Bill, pomyślał, że trzeba im odebrać klucze.
            - Chłopaki mają rację. Jeśli macie jakieś plany, oczywiście wyjedziemy wcześniej, ale to akurat był pomysł mamy, chciała wam zrobić niespodziankę. – wtrącił ojczym.
            - Myślałam, ze się ucieszycie – dodała rodzicielka smutnym tonem.
            Czarnowłosy popatrzył na mamę i objął ją ramieniem.
            - Oczywiście, że się cieszymy i zawsze będziemy się cieszyć, ale musicie zawiadamiać nas o swoich wizytach, my także mamy różne plany. Nie gniewaj się mamo. - Cmoknął ją w policzek, spoglądając na Toma porozumiewawczo.
            No cóż, wyglądało na to, że jakoś muszą ten czas przetrwać.


piątek, 10 listopada 2017

Część 20.



Część 20.

           
            - O, Bill! Dobrze, że jesteś! – zakrzyknął Marcus, kiedy tylko zobaczył go z daleka. – Musisz poznać kogoś, chodź!
            No oczywiście, że miał zamiar podejść, jakżeby inaczej. Skoro mieli współpracować wypadało poznać go bliżej, bo przelotnie już się przecież spotkali.
            - A oto nasz słynny Baron! – kontynuował menager, kiedy chłopak z uśmiechem wyciągnął ku niemu dłoń. Czarnowłosy uścisnął ją i odwzajemnił uśmiech.
            - Wiem przecież – odparował.
            - Ja wiem, że wiesz, ale się chyba nie znacie.
            - Może nie za dobrze, ale już poznaliśmy się – powiedział łagodnie blondyn, fachowiec od syntetycznych dźwięków.
            - Tak? – Marcus uniósł do góry brwi. Fakt, mógł nie wiedzieć, albo nie pamiętać. Na afterparty po ostatniej EMA nie stronił od alkoholu i z pewnością miał w pamięci dziurę pokaźnych rozmiarów.
            - Wybaczam ci, że nie pamiętasz, sporo wtedy wypiłeś. Poznaliśmy się po EMA – zaśmiał się Bill, wracając spojrzeniem w stronę niebieskookiego chłopaka. Wtedy zamienili jedynie kilka słów, obaj byli w czyimś towarzystwie i nie rozmawiali dłużej. Teraz zanosiło się na współpracę, więc chcąc czy nie chcąc, poznają się lepiej.
            - Jesteśmy umówieni, zdaje się w czwartek, prawda? – wtrącił Tom, wciąż mając po swojej prawej stronie piękną Danielle.
            - I wtedy pogadamy na tematy zawodowe, a teraz bawmy się! – Uciął Bill, który zwęszył idealną okazję, aby dać Tomowi nauczkę. Właśnie postanowił, że jeśli oczywiście się uda, spędzi resztę wieczoru z tym chłopakiem, wyglądał na sympatycznego no i, tu i ówdzie słyszało się, że jest gejem, więc był idealnym materiałem na jakiś lekki rewanż za brunetkę, która nijak nie zamierzała się od niego odkleić. No dobra, ona miała może w tym jakiś cel, ale Tom jak widać, nawet nie próbował jej spławiać. – Chodź Baronie, napijemy się! – dodał i obejmując chłopaka ramieniem poprowadził w stronę kelnera, który właśnie przemieszczał się nieopodal z tacą napełnionych kieliszków.
            - Bastien, mów mi Bastien. Baron to pseudonim artystyczny – powiedział młody muzyk sięgając po pełne szkło. – Dlaczego chcecie uderzyć w DJ-owskie klimaty? Myślałem, że raczej będziecie wierni muzyce pop. – zapytał po chwili, upijając nieco wina.
            - Mój brat ma ostatnio jakąś zajawkę na te klimaty. Wyposażył nawet nasze studio w czarny stół z dwoma tarczami do miksowania i scretchowania, chociaż pewnie DJ’em to on nie będzie. Ja się zbytnio na tym nie znam, ale wiesz co mam na myśli – Zaraźliwy śmiech Billa odbił się echem o pobliską ścianę domu.
            - Tak, wiem – zawtórował mu chłopak. – Typowo DJ-owski sprzęt, z tym, że on pewnie nie chce zostać DJ-em, a jedynie komponować coś opartego na bardziej syntetycznych dźwiękach, ale z pewnością zaopatrzył się też w sporo laptopów z dobrym oprogramowaniem i da radę z produkcją.
            - No jasne, dostał kompletnego świra na tym punkcie i dlatego chciał nawiązać z tobą współpracę, w końcu jesteś fachowcem.
            Rozgadali się na muzyczne tematy i tak wciągnęli w rozmowę, że Bill zupełnie zapomniał o swojej misji. Ten młody, niebieskooki blondyn był nadzwyczaj sympatyczny i miał wrażenie, że dawno z nikim tak dobrze mu się nie rozmawiało. Z muzyki wypłynęli na szerokie wody osobistych spraw, koligacji rodzinnych i powinowactw. Po wspólnie spędzonej godzinie, wiedzieli o sobie już bardzo wiele. Bill kiedyś czytał gdzieś, że Bastien ma dość zamożnego ojca, na dodatek z jakimś arystokratycznym rodowodem, jednak nie miał bladego pojęcia, że mężczyźni nie żyją ze sobą w zgodzie od kilku lat.
Stali teraz przy barierce ogromnego tarasu, skąd rozpościerał się widok na kawałek miasta, bowiem dom znajdował się na niewielkim pagórku, i właśnie zaczęli rozmowę na temat rodziców, kiedy Bill zapytał:
- A twój ojciec? Jest z ciebie dumny, że odniosłeś taki sukces?
Chłopak tylko westchnął. Ten temat najchętniej pominąłby milczeniem. Brak akceptacji ojca, był dla niego wciąż bardzo bolesny. Tak bardzo chciałby, aby go wspierał w tym czym się zajmuje, ale Hugo von Kreuzberg nie umiał się pogodzić ze swoją – jak to nazywał – wychowawczą porażką.
- Nie… - odpowiedział cicho, spuszczając wzrok na ciemne o tej porze zarośla, jakie porastały zbocze. Bill odwrócił się i spojrzał na niego, nieco zdziwiony tak krótką odpowiedzią rozgadanego jak do tej pory chłopaka, który wolałby o tym nie mówić, ale nie miał pojęcia, jak odebrałby to czarnowłosy. Tak świetnie im się do tej pory rozmawiało i nie chciał zepsuć tego dobrego wrażenia, jakie z pewnością miał także i on, bo czyż spędziłby z nim tyle czasu, gdyby go coś nudziło? Kontynuował więc: - Wolałby, żebym był wziętym prawnikiem lub zarządzał marketingiem w jego firmach.
- To znaczy, że nie masz łatwo…
- Nie miałem. Mój ojciec jest bardzo majętnym człowiekiem, ale ja do wszystkiego musiałem dojść sam. Teraz jest naprawdę dobrze, ale zaczynałem praktycznie od zera, bo nawet kieszonkowe mi uciął, kiedy dowiedział się, że nie pójdę na prawnicze studia. – Bastien uśmiechnął się gorzko. Bill nie wiedział zupełnie co to znaczy i jak ciężko na początku musiało być temu chłopakowi. Ich rodzice wspierali od samego początku, pomagali im i akceptowali wszystkie wybory, nie znał uczucia zawodu, nie znał bólu, jaki z pewnością odczuwał ten młody muzyk, kiedy nie miał nawet odrobiny wsparcia ze strony bliskich, gdy zmuszali go, aby poprowadził swoje życie na przekór pasji i temu, czym chciałby się w przyszłości zająć.
- Współczuję ci. – powiedział cicho. – Moi, to znaczy nasi rodzice zawsze nas wspierali w dążeniu do celu, z pewnością gdyby nie oni, nie bylibyśmy w miejscu, w jakim teraz jesteśmy. A mama? Też była wszystkiemu przeciwna?
- Mama była pod presją ojca, chociaż w ciężkich chwilach zawsze poratowała mnie gotówką. Na samym początku, nim się cokolwiek rozkręciło, czasem nie miałem na czynsz, bo zaraz po maturze, gdy nie chciałem iść na studia jakie wybrał mi ojciec, musiałem się wyprowadzić i radzić sobie sam.
Billowi teraz przyszło do głowy, że jego ojciec musiał być zimnym potworem. Kosztem syna chciał zaspokoić jakieś chore ambicje, zamiast wspierać go w dążeniu do obranego celu i pomóc w realizowaniu się. Czy ten człowiek nie wiedział, jak ważne jest zarabiać na życie w sposób który sprawia komuś przyjemność? Widocznie nie. Ciekaw był, jak kiedyś wyglądała młodość tego szacownego arystokraty.
- Ktoś, kto cię nie zna pewnie pomyśli, że miałeś bardzo łatwo w życiu.
Chłopak uśmiechnął się tylko, ale w jego oczach widać było smutek i piętno lat, kiedy musiał o wszystko walczyć zupełnie sam.
- No niestety, nie.
- Wiesz, to chore, kiedy rodzice chcą poprzez dziecko spełniać jakieś własne ambicje. Czy twój ojciec też musiał iść na jakieś studia, bo twój dziadek tak chciał?
- Nie wiem do końca. Wiem jedynie, że mój ojciec ukończył prawo na Harwardzie, nic mi nie wiadomo, czy był zmuszany. Ja tylko całe życie słyszałem, że przede wszystkim muszę ukończyć dobre studia na prestiżowej uczelni, miałem taką presję od dziecka.
- Ja nigdy nie zrobiłbym własnemu dziecku czegoś takiego i szkoda, że nie będę miał nigdy dzieci, bo myślę, że byłbym dobrym i tolerancyjnym ojcem – zażartował Bill, starając się jakoś rozładować napiętą tym ciężkim tematem atmosferę. Sięgnął do kieszeni wyjmując papierosa i skierował paczkę w stronę Bastiena.
- A daj, ja mało palę, właściwie tylko na imprezach.
- Chociaż jeden mądry – mruknął pod nosem czarnowłosy i odpalił chłopakowi, a także sobie, po czym z powrotem oparł się o metalową poręcz.
            Bastien odwrócił się tyłem do barierki i wspierając na niej łokcie, popatrzył na profil Billa.
            - Dlaczego z góry zakładasz, że nie będziesz miał dzieci? Szkoda tak dobrego materiału genetycznego - zauważył, a wtedy czarnowłosy odwrócił się, tonąc spojrzeniem w błękicie jego oczu. Nie czuł zmieszania, był przecież świadom swojej urody o ile chłopak miał na myśli jego zewnętrzną powłokę, ale raczej nie mógł wysnuć takiej teorii, kierując się czymś innym, przecież znali się naprawdę krótko, aby mówić o cechach charakteru. Przez dłuższą chwilę patrzył mu w oczy, czerpiąc z tego wzrokowego kontaktu jakąś dziwną przyjemność. Podświadomie czuł, że podoba mu się.
            - Bo nie jestem w stanie być w związku z kobietą, a nie jestem aż takim egoistą, aby zwalić kwestię wychowania jedynie na matkę. Lubię kobiety, są pociągające, pieszczotliwe i mają pewne walory, jakich nie mają mężczyźni, ale ja mogę tylko uprawiać z nimi seks, bez zaangażowania uczuciowego, powiedzmy, że traktuję je jako przyjemną odskocznię od ciągłego dawania dupy – odpalił, a wtedy oczy Bastiena jakby rozszerzyły się nieznacznie, a na policzki wystąpił lekki rumieniec. Bill był taki wyluzowany i bezpruderyjny, mówił o swojej orientacji bardzo otwarcie i podziwiał go za to. On nadal nie potrafił powiedzieć wprost ledwie poznanemu mężczyźnie, że lubi pieprzyć facetów, a czasem sam im się nadstawiać, zależy od okoliczności. Ale z tego co przed chwilą usłyszał wywnioskował, że on wcale nie był homoseksualistą. Więc ten piękny chłopak lubił także czasem posunąć jakąś panienkę - tego o nim nie wiedział. Słyszał, że miał jakiś romans z modelem i, że był w związku z facetem, jednak o jego kontaktach z kobietami nie miał pojęcia. Teraz już rozumiał dlaczego; on preferował tylko jednorazowy seks z płcią piękną.
            - Wow… Nie miałem pojęcia, że dziewczyny też wchodzą w grę.
            - Rzadko, ale wchodzą, a raczej ja w nie wchodzę i lubię to robić w bardzo dziwnych miejscach, taki fetysz – zaśmiał się i rzucił niedopałek w dół. Nie miał pojęcia, że jego słowa wzbudziły w chłopaku podniecenie. Niby były to tylko słowa, ale dość sugestywne, a on miał ogromną wyobraźnię. Widział jej oczyma, jak ten uroczy, młody mężczyzna, który teraz, wsparty jednym łokciem o barierkę z uwodzicielskim uśmiechem wpatrywał się w blondyna, bierze kobietę na przykład na masce samochodu.
            - A chciałbyś zrobić to z kobietą w jakiś szczególny sposób, a jeszcze tego nie zrobiłeś? Czy może spróbowałeś już wszystkich swoich fantazji? – zapytał niebieskooki.
            - Nie, oczywiście, że nie spróbowałem wszystkiego – zaśmiał się. - Mam taką swoją fantazję, która jednak raczej się nie spełni.
            - Dlaczego?
            - Bo żaden mój partner nie zgodziłby się zerżnąć mnie od tyłu, kiedy ja będę w kobiecie – wyszeptał Bill pochylając się do jego ucha, na którego płatku osiadł ciepły oddech czarnowłosego, a wtedy zadrżał. Poczuł, że w jego spodniach robi się coraz ciaśniej, aż dyskretnie musiał poprawić swoje nieco stwardniałe przyrodzenie. Nie powinien kontynuować z nim tego tematu, jeszcze niechcący jakoś obnaży swoje erotyczne pobudzenie i skompromituje się.
            Na szczęście jednak w pobliżu znalazł się kelner z alkoholem, więc chwycili pełne kieliszki. Przy tej okazji, zupełnie przypadkiem Bill wyłowił spojrzenie Toma. Sam przed sobą teraz musiał przyznać, że przez ten czas, jaki spędził z młodym muzykiem zupełnie o nim nie myślał, przecież w tym czasie jego brat mógłby przelecieć tę całą Danielle z dziesięć razy, podczas gdy on zatopił się w tej przyjemnej rozmowie. Ale fakt, dawno w niczyim towarzystwie nie czuł się na tyle dobrze, aby rozmawiać na takie tematy, zapominając o bożym świecie. Tom patrzył na niego wnikliwie, zaborczo, a kiedy ich spojrzenia spotkały się, podniósł do góry swój telefon, potrząsając nim nieznacznie. Bliźniak sięgnął do kieszeni i dopiero teraz spostrzegł, że kilkanaście minut temu napisał mu smsa. Świetnie… nawet nie poczuł wibracji w swoich dość mocno opiętych spodniach.
            - Przepraszam – rzucił przez ramię do Bastiena i oddalił się kilka kroków, odczytując smsa: „Powiedz mu, że źle się poczułem, albo cokolwiek, i znikamy stąd. Potrzebuję tego, natychmiast. Samochód czeka”. Doskonale wiedział, czego potrzebuje jego miłość, bo właśnie w tej chwili on potrzebował tego samego i na samą myśl poczuł przyjemny dreszcz. Temat jaki ostatnio roztrząsał z nowo poznanym kolegą także odrobinę go pobudził, a teraz, przez słowa Toma zawładnęło nim podniecenie. Wrócił czym prędzej do blondyna.
            - Przepraszam cię Bastien, ale muszę już spadać. Tom źle się poczuł i właśnie przyjechał po nas ochroniarz, w takim razie do czwartku – Podał mu rękę, żegnając się. – Ale czekam na rewanż, przy najbliższej okazji.
            - Rewanż…? – wydusił z siebie blondyn, nie mając pojęcia o czym mówi Bill.
            - Tak. Następnym razem ty mi opowiedz o swoich fantazjach – Puścił mu oczko, po czym oddalił się w stronę, gdzie czekał na niego brat.

***

            Sam się sobie dziwiłem, z jaką łatwością przyszło mi rozmawiać z Bastienem na tak intymne tematy. Ten chłopak miał w sobie coś przyciągającego, był inny i wiedziałem, że obieramy na tych samych falach. Czułem podświadomie, że nadaje się na przyjaciela, bo niemal natychmiast, od pierwszych zdań, połączyła nas jakaś więź i wiedziałem, że to nie będzie tylko przelotna znajomość. Czułem, że mogę z nim rozmawiać o wszystkim, może dlatego tak mnie poniosło. A może to nadmiar alkoholu rozwiązał mi język, bo nigdy wcześniej nie rozmawiałem o tym z nowopoznaną osobą. Nawet Tom nie wiedział o mojej fantazji w trójkącie i jakieś dwie godziny potem zdecydowałem, że raczej nigdy się nie dowie. Prędzej by mnie zabił, niż pozwolił posunąć jakąś panienkę i jeszcze miałby na to patrzeć.
            Tej nocy chciałem się przekonać, czy w ogóle jest o mnie zazdrosny i przekonałem się jak bardzo, kiedy poranek budził do życia uśpiony świat.

***

            - Halo, ziemia do Billa! – Tom pomachał mu przed oczami dłonią, kiedy już był obok i zdążyli pożegnać się ze swoimi znajomymi. – Gdybyś, kurwa, przypadkiem na mnie nie spojrzał, musiałbym chyba tam po ciebie iść! – warknął.
            - Czego się czepiasz? Dobrze nam się rozmawiało. – odparł czarnowłosy idąc w kierunku wyjścia, gdzie czekał samochód.
            - No wręcz bardzo dobrze! I widziałem jak na ciebie patrzył, kurwa.
            Bill kątem oka spostrzegł, że aż drżą mu szczęki. Tom był bardzo zły, wręcz wkurwiony. Wiedział to, bo znał go przecież nie od dziś. Dłonie zaciśnięte w pięści wbił w kieszenie.
            - Przesadzasz. My tylko rozmawialiśmy, nie moja wina, że akurat wydaje się być moją bratnią duszą.
            - Co kurwa?! Ja ci dam bratnią duszę! – Bliźniak zatrzymał się przy samochodzie i otworzył drzwi. – Wsiadaj, kurwa.
            Czarnowłosy, już nic nie mówiąc wsiadł posłusznie i uniósł spojrzenie na brata, który wciąż stał, trzymając klamkę w dłoni. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie usiąść z przodu, przynajmniej jego bliskość nie będzie kusząca, choć teraz najchętniej by mu przypierdolił. Jednak po chwili namysłu trzasnął drzwiami zamykając je i przeszedł z drugiej strony, siadając z tyłu za kierowcą.
            - Jedź! – wydał suche, stanowcze polecenie, a mężczyzna od razu ruszył. Bill teraz najchętniej by się do niego przytulił, objął, pocałował i po prostu nakazał się wziąć, ale tu w samochodzie, z własnym ochroniarzem jako kierowcą, nie miał pola do popisu. Do domu mieli dobre dwadzieścia minut jazdy i musiał jakoś to przetrwać, a i Tom, choć doskonale widział, że go nosi, zamilkł. Nie mogli zdradzić się żadnym gestem, ani słowem. Jednak Alex, choć jeszcze wciąż było ciemno i niewiele mógł dostrzec zerkając w lusterko, doskonale wiedział, że Tom jest wręcz wściekły. O tej porze nocy, właściwie nad ranem ruch na ulicach był znikomy i nie mijali zbyt często żadnego auta, aby jego reflektory rozświetliły mu widok, więc tylko zapytał:
            - Coś się stało na tej imprezie, że jesteś taki zły? – Tom jednak milczał, odwrócony do okna udawał, że bardzo interesuje go ciemność za nim, a Billowi w tej chwili wpadł do głowy iście szatański pomysł.
            - Jest zły, że się zalałem – zaśmiał się, udając mocno pijanego, po czym czknął głośno. Szatyn momentalnie odwrócił się w jego stronę, zastanawiając w co pogrywa? Przecież nie był pijany, a jeśli nawet coś zaszumiało mu w głowie, to na pewno nie w takim stopniu, jaki udawał. Po chwili jednak, czując na swoim udzie jego ciepłą dłoń domyślił się, co ten gnojek knuje. Zwinne palce pięły się do rozporka i szybko odsunęły suwak. Wiedział co teraz powinien zrobić, ale nie potrafił ani drgnąć, siedział jak sparaliżowany, wpatrując się w jego błyszczące w mroku oczy. Przymknął swoje, kiedy ciepła dłoń czarnowłosego objęła jego tężejącą męskość, a palce zwinnie zacisnęły się, aby zaraz wolno przesuwać po trzonie. Przełknął ślinę, mając wrażenie, że ten dźwięk jest słyszalny na kilometr. Wiedział, że w takiej sytuacji nie będzie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa.
            - Serio aż tak się zalałeś? – Ochroniarz znów zerknął w lusterko, jednak nie miał pojęcia co młodszy bliźniak właśnie wyprawia. Ciemność była teraz ich sprzymierzeńcem.
            - Tak, i jest mi niedobrze, ale spokojnie, nie będę rzygał. – odpowiedział pytany udając pijacki bełkot, i wciąż pieszcząc przyrodzenie brata, czuł, jak wilgotnieje i przesunął kciukiem po mokrej główce, zsuwając napletek. Adrenalina jaka w tej chwili płynęła w ich żyłach, mieszała się z przyjemnością, a Tom zadrżał, czując mrowienie w dole brzucha. Obaj usłyszeli, jak ochroniarz się zaśmiał, ale już nie patrzył w lusterko. Bill miał nadzieję, że nie zatrzyma się na światłach, bo wtedy jeszcze gotów odwrócić się do tyłu. Na szczęście jednak teraz jechali już prostą drogą, prowadzącą wprost do ich domu, więc spokojnie mógł zrobić to, co zamierzał.
            - Tom, położę się na chwilę na twoich kolanach, muszę – wymamrotał i nim bliźniak zaprotestował, już pochylił się.
            - No nieźle się ululał – zauważył Alex w chwili, kiedy obejmował ustami  wzwiedzionego członka brata, który w tym momencie zupełnie zesztywniał. On naprawdę oszalał! Wiedział, że Bill miał zwariowane pomysły, jeśli chodziło o seks w ekstremalnych miejscach, ale teraz najzwyczajniej zwariował. Właśnie obciągał mu na tylnym siedzeniu ich samochodu, tuż za plecami własnego ochroniarza jako kierowcy! Cholerny, bezwstydny szczeniak! Co będzie, jeśli Alex pod byle pretekstem odwróci się? Nie mieli takich pieniędzy, jakie musieliby wówczas zapłacić mu za trzymanie gęby na kłódkę. Miał wrażenie, że udusi się powietrzem, którym oddychał. Nie mógł westchnąć, ani jęknąć, nie mógł zrobić totalnie nic, już nie wspominając o wypowiedzeniu czegokolwiek, bo ton jego głosu absolutnie zdradziłby stan ciała i umysłu. Miał pomiędzy udami głowę brata, który jak pijawka przyssał się do jego członka, zwinnie oplatając go językiem, wsunął sobie po same gardło, obficie zwilżając własną śliną, i ssał teraz zapamiętale. Z bezsilności zacisnął palce na jego długich włosach, omal mu ich nie wyrywając, kiedy na zakręcie kierowca gwałtowniej zahamował. Dopiero wtedy Bill podniósł głowę, zdezorientowany, czy nie są pod swoją posesją. Było już naprawdę bardzo blisko, więc wspaniałomyślnie podarował bratu te kilka minut, aby mógł wszystko schować w spodnie. W jego oczach było szaleństwo i realna groźba morderstwa, ale łapiąc głęboki oddech, odezwał się wreszcie:
- Dzięki Alex.
            - Jutro wam odstawię wóz, na którą?
            - Obojętne, raczej nie wybieramy się nigdzie.
            - Okej, to na razie! Trzymaj się Bill – zaśmiał się na koniec, ale Bill tylko machnął ręką i zatrzasnął za sobą drzwi, po czym udawanym, chwiejnym krokiem ruszył za Tomem w stronę wejścia.
            - Już nie żyjesz ty mały skurwysynu – syknął przez zęby, próbując wcelować kluczem w zamek. Nie był ani trochę pijany, ale trzęsły mu się dłonie przez to co działo się przed chwilą na tylnym siedzeniu, a za swoimi plecami usłyszał tylko stłumiony chichot. Naprawdę miał niewysłowioną ochotę mu przypieprzyć, ale zamiast tego tylko wciągnął go szybko do domu i tuż za drzwiami przyparł do ściany natychmiast wpijając się w jego usta. Bill tylko jęknął poprzez tak zaborczy pocałunek, a kiedy oderwał się od niego wymruczał:
            - Jesteś zajebiście podniecający, taki wkurwiony… - Ale Tom nie chciał marnować ani chwili, ułożył mu dłonie na ramionach i docisnął, skłaniając aby przykucnął, czy też uklęknął.
            - A teraz dokończysz to, co zacząłeś w samochodzie – wychrypiał podniecony i odpiął rozporek, wyciągając szybko swoją męskość, która jeszcze nie zdążyła zwiotczeć, a kiedy tylko Bill objął ustami sam czubek, jednym pchnięciem bioder wsunął mu ją po same migdałki, czując ciasnotę. Dopiero teraz swobodny, mógł wydać z siebie zwierzęcy, głośny ryk i oparłszy dłonie o ścianę poruszał biodrami penetrując gardło bliźniaka. Był zły, był zazdrosny, wściekły i cholernie podniecony. Wiedział, że za chwilę wypełni jego usta nie tylko swoją twardą męskością i nie dbał o to, że nie zaspokoi tym razem Billa. Należało mu się za te niespełna dwie godziny, kiedy pozwalał rozbierać się wzrokiem temu blondasowi. I po cholerę mu była ta współpraca? Chyba ukręcił bicz na własny tyłek, ale poprzysiągł sobie, że jeśli tylko zobaczy, że coś się między nimi szykuje, zerwie każdy kontrakt nie bacząc na koszta. Nie potrzebował takiego bonusu, żeby ten koleś jeszcze na dodatek, przy okazji zapiął mu brata. Jednak teraz już nie chciał o tym myśleć. Przy wtórze własnych, głośnych odgłosów przyjemności i zdławionych jęków bliźniaka, właśnie zaspokajał się między jego wargami. Zadrżał, czując, że rozkosz rozdziera go niczym marną szatę i spojrzał w dół, gdzie spomiędzy kącików ust bliźniaka obficie ściekała ślina pomieszana z jego nasieniem. Jeszcze kilka leniwych ruchów bioder i zatrzymał się, przylegając policzkiem do ściany, z penisem wciąż w jego ustach. Dyszał ciężko owładnięty przyjemnością, której echa wciąż w nim drgały. Po chwili jednak, kiedy się wycofał, zobaczył go, siedzącego na podłodze, ocierającego wierzchem dłoni usta. Był kompletnie rozmazany, a tusz ściekał mu wraz ze łzami z zewnętrznych kącików oczu. Uniósł na Toma swoje harde, zadowolone spojrzenie i uśmiechnął się, nic nie mówiąc. Wyglądał jak mała, cwana, i zadowolona dziwka, która dobrze obciągnęła swojemu klientowi.
            - Należało ci się. – rzucił Tom, biorąc w garść opuszczone do kolan spodnie, po czym udał się wprost do łazienki.
            - Przecież wiesz, że uwielbiam ci ssać! A wkurwiony jesteś jeszcze twardszy! – rzucił za nim ze śmiechem, podnosząc się z podłogi.
            - Wal się Bill!
            Jak ten gówniarz go czasem irytował… Jego pewność siebie, to cwaniactwo i brak nawet grama wstydu. To wszystko niesamowicie go wkurzało, ale i kurewsko podniecało. Czasem już na samą myśl o jego wyuzdaniu czuł twardość w spodniach. Zamknął za sobą drzwi łazienki zupełnie nie przejmując się Billem, który z pewnością był bardzo zadowolony, dlatego też obiecał sobie, że dziś już nawet nie tknie go palcem. Za oknem właśnie zaczynało jaśnieć, wstawało słońce i budził się do życia nowy dzień. Był zmęczony i cholernie śpiący, a co najważniejsze przed chwilą przeżył kolejny, cudowny orgazm, więc z pewnością uda mu się nie ulec czarnowłosemu, który pewnie będzie chciał, aby go zaspokoił. „O nie maleńki… Dziś będziesz musiał zwalić sobie sam i będziesz mógł tylko pomarzyć o mojej anakondzie”, pomyślał, uśmiechając się do siebie szeroko.