piątek, 27 października 2017

Część 19.




Część 19.

            Wróciliśmy wypoczęci, szczęśliwi i totalnie w sobie zakochani. Choć staraliśmy się to usilnie ukryć, w końcu przecież spędziliśmy urlop jedynie w swoim towarzystwie, to zmiana jaka w nas zaszła przez ten czas, była widzialna gołym okiem. Wszyscy nas wypytywali jak było i, czy coś się wydarzyło na wakacjach, czy może poznaliśmy kogoś, a my wciąż odpowiadaliśmy, że jedynie porządnie wypoczęliśmy, nie poznaliśmy nikogo znaczącego i wręcz nie wyściubialiśmy nosa z naszego bungalowu. Patrzyli na nas podejrzliwie, a my musieliśmy się bardzo pilnować, żeby nie zdradzić się żadnym gestem.
            Kilka dość luźnych dni po powrocie spędziliśmy starając się wbić w rytm codzienności. Powoli oswajaliśmy się z nową rzeczywistością, starając więcej pracować, jednak wciąż nie robiliśmy niczego ważnego. Tom zamykał się w naszym domowym, małym studio zapisując motywy, jakie przyszły mu do głowy na wakacjach. Czasem wołał mnie, aby zapytać o zdanie, ale gdy już tam wchodziłem, zazwyczaj w tym czasie kończył swoją pracę, bo kiedy już wyraziłem swoją opinię zaczynałem kusić go każdym gestem, pieściłem dotykiem i ustami, oplatałem ramionami. Wtedy brał mnie zaraz, zazwyczaj szybko, gwałtownie i gdziekolwiek, zdarzało się nawet, że na podłodze. Nie mieliśmy siebie dość, pieprzyliśmy się codziennie i nawet spotykając z przyjaciółmi na imprezie, czekaliśmy tylko okazji, aby w jakimś ustronnym miejscu zrobić sobie dobrze lub szybko zmyć się do domu. Nie odstępowałem Toma na krok, byłem czujny w obawie, że może jakaś napalona laska będzie się do niego przystawiać. Byłem zazdrosny, bo on był mój i tylko mój.

***

            - Jesteście jak papużki nierozłączki od powrotu z urlopu. Zawsze byliście obok siebie, ale teraz to was normalnie nie poznaję – zaśmiał się Georg sącząc drinka.
            - W końcu byliśmy tam tylko we dwóch, to jakby przyzwyczajenie – odpowiedział Tom, starając się nie okazać, że uwaga przyjaciela odrobinę go zaniepokoiła. To znaczyło, że zmiana w ich zachowaniu jest doskonale widoczna dla wszystkich.
            - No to chyba jesteś w chuj wyposzczony, mam na oku fajną dupę. Spotkałem się z nią już, no i ma niezłą przyjaciółkę. Obie są, że tak powiem… wyluzowane. Może poszedłbyś jutro ze mną? Pogadam, to przyjdą we dwie.
            Słysząc to, Bill nerwowo poruszył się na swoim krześle i omal nie zachłysnął winem. Jeszcze brakuje tego, żeby Georg wyciągnął Toma na dziwki… I jeśli w zasadzie był spokojny, że brat odmówi, to przezornie kopnął go pod stołem w kostkę, aż ten spojrzał na niego wymownie.
            - Mamy już na jutro plany. – dopowiedział pospiesznie.
            - Dzięki stary, ale jesteśmy umówieni, sam wiesz, musimy nadrobić zaległości po urlopie.
            - Nie chce ci się ruchać? – zadziwił się przyjaciel. – Tobie?
            - Spokojnie, nie jestem aż taki wyposzczony, jak ci się wydaje. – Tom uśmiechnął się znacząco.
            - No to czemu ja o niczym nie wiem? – Chłopak aż zatarł dłonie i zaśmiał się. – Koniecznie musisz mi opowiedzieć, co złowiłeś w tym oceanie.
            - Przy okazji, nie ma sprawy, poza tym to nie były łowy, a jednorazowe przyjemności. Jak zawsze.
            Bill spojrzał na brata, ale nie był zaniepokojony. Doskonale wiedział, że Tom nie przeleciał nikogo innego, z pewnością nie zdradził go, a o nich nie piśnie ani słowa, a co najwyżej ściemni coś ciekawskiemu koledze, opowiadając kilka pikantnych szczegółów z ich sypialni i dodając, że była to jakaś dobra dupa. A niech tam, skoro zawsze dzielił się z nim swoimi łóżkowymi podbojami, także i teraz będzie musiał sprzedać mu jakąś historyjkę, a wszystko dla ich dobra i, żeby nikt nie domyślił się, że łączy ich kazirodczy związek. Mógł śmiało powiedzieć, że jest o niego zupełnie spokojny, choć oczywiście wiedział, że będzie wyczulony na każdą osobę, jaka pojawi się w ich otoczeniu, stanowiąc jakieś zagrożenie.
            Rozmawiali, śmiali się i żartowali. Chłopcy dopytywali jak było na wymarzonym urlopie, więc opowiadali o błogim lenistwie przy basenie, o wyprawach do restauracji, a nawet o tym, jak Tom zakupił lekkie dragi, nie wspominając jednak o skutkach ich zażycia, ani o doznaniach, jakich doświadczyli podczas łóżkowych igraszek przy ich pomocy. Nie mogli przecież zabrać prochów ze sobą, więc pewnego wieczoru postanowili zabawić się nieco ostrzej. Na szczęście właśnie Tom kończył tę mocno okrojoną i odrobinę przeinaczoną, ale pikantną opowieść, kiedy właśnie wrócił Marcus w towarzystwie jakiejś nieznajomej brunetki. Zniknął wprawdzie kilkanaście minut wcześniej, ale nikt nie zastanawiał się gdzie wyszedł i po co. Na imprezie było sporo ludzi, ciągle ktoś wychodził i ktoś przychodził.
            - Chłopcy, chcę wam przestawić nasz nowy nabytek. – odezwał się, zatrzymując przy nich. – To jest Danielle.
            Chwila w której wszystkie pary męskich oczu zwróciły się w ich stronę, lustrując dziewczynę swymi przenikliwymi spojrzeniami, mogła być dla młodej kobiety bardzo krępująca, jednak nie dla tej. Obnażyła białe zęby w uroczym uśmiechu i dość pewnym tonem głosu powitała wszystkich krótko: - Cześć, niezmiernie mi miło. – Po czym każdemu uścisnęła delikatnie dłoń. Oczywiście nie musieli się nawet przedstawiać, ale z grzeczności po kolei wypowiadali swoje imiona. Każdy wpatrzony w dziewczynę jak w obrazek, nawet nie zauważył  wnikliwego spojrzenia Billa, którym jako jedyny dla odmiany nie obdarował nowo poznanej, ale swojego bliźniaka. Jak na złość nie mógł dobrze zobaczyć wyrazu twarzy Toma, bo ten odwrócił głowę w jej kierunku, ale doskonale wiedział w jaki sposób przygląda się brunetce, chociaż może wcale nie tak, jak kiedyś, gdy na pierwszy rzut oka oceniał, czy panna jest ładna, zgrabna i nadaje się do łóżka. Chciał wierzyć, że te dziesięć dni całkowicie zmieniło jego światopogląd i stosunek do kobiet, ale czy naprawdę Tom będzie w stanie nasycić się tylko nim? Czy już nigdy nie pójdzie do łóżka z żadną kobietą?
            Nigdy… To było zbyt wielkim słowem, bo on sam nie był tak do końca pewien siebie, czy nie pozwoli nikomu innemu chociażby się dotknąć. Dziś mógłby to przysiąc, ale co będzie za kilka miesięcy, rok, dwa, pięć? Czy kocha na tyle mocno, że nie zapragnie już nikogo? Nigdy nie był dość stały w uczuciach, ale to był przecież Tom, jego najdroższy brat, którego darzył miłością od zawsze, można powiedzieć, że od pierwszej chwili życia. W sferze o jakiej od pewnego czasu marzył, jednak nie do osiągnięcia, kiedy nagle zdarzył się cud i to, co niemożliwe jednak możliwym się stało.
            Nie… Wiedział, że nie zdradzi Toma, nie jego. Nie zrobi tego, nigdy, ale czy mógł być pewien bliźniaka? On przecież tak lubił dziewczyny, ich kobiece kształty i przede wszystkim… cycki. On tego wszystkiego nie miał. Teraz jego wzrok spoczął właśnie na tym atrybucie kobiecości nowopoznanej dziewczyny i zatrwożył się. Miała naprawdę niezłe balony! Jasna cholera!
            - Bill! Gdzie się patrzysz! – rozbrzmiał nieopodal donośny głos Marcusa, a zaraz po chwili gromki śmiech wszystkich wokół. Przebiegł zdezorientowanym spojrzeniem po znajomych twarzach. Kurwa. Ale wtopa, jeszcze będą gotowi pomyśleć, że leci na tę laskę.
            - Chyba coś mu się spodobało!
            - Baby chyba dawno nie miał! – Poprzez śmiech dochodziły do jego uszu niewybredne uwagi. Nawet Tom nie odmówił sobie głupich żartów.
            - Odpierdolcie się ode mnie. Po prostu się zamyśliłem! – odpyskował. – A co ten nowy nabytek będzie robił? – zapytał szybko dla odwrócenia uwagi niezbyt miłym tonem. Znów zaczęli się śmiać. Chyba zagłuszył swoimi wcześniejszymi myślami część rozmowy, bo wyglądało na to, że już była o tym mowa.
            - Ty serio byłeś w innym świecie, bo właśnie przed chwilą powiedziałem chłopakom, że Dani jest z wykształcenia specjalistą do spraw reklamy i promocji.
            - No i? Co w związku z tym? Przecież mamy Chrisa, co z nim?
            - Z nim wszystko dobrze, Danielle będzie dodatkową osobą, bo przy promocji kolejnej nowej płyty i trasy, będzie dużo pracy. Odkąd David wyjechał, wszystko spada na mnie, a ja sam nie daje rady ze wszystkim.
            - Z tym, że płyty jeszcze nie ma. – warknął Bill. Ewidentnie nie był w dobrym nastroju. Jego czarne myśli i Tom, który nie spuszczał wzroku z dziewczyny, śmiech chłopaków, to wszystko bardzo go zirytowało. Nie potrzebna była w ekipie taka laska, która z pewnością będzie się kręcić koło niego, zawsze miał powodzenie u płci przeciwnej, lubił dziewczyny i jeśli Bill miał nadzieję, że cokolwiek się zmieniło, to chyba teraz zaczynał sądzić, że jest w dużym błędzie. Tylko patrzeć jak mu powie, że to, co stało się na wakacjach było pomyłką, bo jednak woli kobiece kształty.
            - Co cię dziś ugryzło, Bill? – zapytał Marcus i usiadł na wprost, a obok niego ta panna. To pewnie na nią czekało wolne miejsce obok menagera.
            - Nic – mruknął tylko pod nosem w odpowiedzi i znów zerknął na Toma, który teraz odwrócił się i spojrzał mu prosto w oczy. Może był przewrażliwiony, ale miał wrażenie, że wyczytał w nich jakby wahanie i niepewność.
            - Bill nie może się zaaklimatyzować po powrocie, po prostu za dużo lenistwa. – Szatyn starał się jakoś zatuszować powód, dla którego brat stał się opryskliwy. Doskonale wiedział, że teraz będzie go jeszcze bardziej pilnował, uzurpował sobie do niego prawa, jakich nie miał nigdy przedtem, posądzał o flirty i zdrady. Z pewnością nawet nie będzie mógł przyjrzeć się żadnej kobiecie, bo zaraz wyobrazi sobie, że na nią leci. Nie trzeba było nawet na to zbyt długo czekać, bo oto właśnie przed chwilą niemal odwalił teatrzyk, a przecież on tylko chciał dobrze przyjrzeć się nowej współpracownicy. Cały Bill, rozkapryszony i pełen ciągłych pretensji. Ale kochał tą małą, kapryśną gwiazdkę, nie tylko jako brata. Był jego miłością, wspaniałym kochankiem, lepszym od tych wszystkich kobiet jakie miał w łóżku.
            Temat zachowania Billa szybko odszedł w niepamięć. Wszyscy doskonale go znali i wiedzieli, że często dąsał się bez powodu – tak im się zawsze wydawało - choć przecież on swój powód miał. Jednak czasem jego fochy stawały się dość uciążliwe, szczególnie, kiedy w najmniej odpowiednim momencie chciał wyjść z imprezy, a biedny Tom chcąc nie chcąc, jak na dobrego brata przystało, musiał iść razem z nim.
            Dziś jednak czarnowłosy nie przejawiał chęci wyjścia, a kiedy impreza odbywająca się w dużym domu jednego z współwłaścicieli wytwórni z jaką mieli kontrakt przeniosła się nad basen, gdzie niektórzy chętni nawet zaczęli kąpiel, on stał przyglądając się wszystkiemu z boku i wolno sączył drinka. Rozmawiał z ludźmi z branży i wyglądał na dość wyluzowanego. Dzięki temu udało mu się obserwować Toma w sposób niezauważalny dla innych oczu.
            Ta nowa dziewczyna dość mocno wyprowadziła go z równowagi. Oczywiste było to, że nie ma co się martwić na zapas, ale obawiał się, że z czasem Tom może ulec jej urokowi. Chociaż może nie urokowi, a tym kobiecym kształtom, których właścicielką była. Teraz zdawał się być tym zupełnie niezainteresowany, chociaż rozmawiał z nią od dłuższego czasu, nonszalancko wparty o barierkę, trzymając w dłoni szklaneczkę z drinkiem i poruszając nią w taki sposób, że wprawiał znajdującą się na dnie resztkę trunku w kolisty ruch. Spoglądał raz po raz na dziewczynę tym swoim uwodzicielskim, ale zupełnie obojętnym spojrzeniem, po czym wiódł wzrokiem za innymi, kręcącymi się w pobliżu znajomymi. Bill miał wrażenie, że w ogóle nie interesuje się jego osobą, gdzie jest i co robi, dlatego też przez jakiś czas przyglądał mu się natarczywie w nadziei, że może ściągnie go wzrokiem. Nic z tego, Tom nawet na chwilę nie zawiesił na nim spojrzenia. Nie miał pojęcia jednak, że wprawne oko brata dawno wyłowiło go z tłumu gości. Doskonale widział, że nie ma potrzeby wciąż kręcić się koło niego. Obaj potrzebowali trochę swobody o ile w ogóle coś takiego swobodą mogli nazwać. Pilnowali się wzrokiem, jakby zupełnie sobie nie ufali, choć przecież daliby się pokroić za wierność tego drugiego.
            Bill jednak był zły, że Tom w ogóle się nim nie interesuje. Potrzebował atencji brata i świadomości, że jest o niego zazdrosny. No właśnie… Czy Tom w ogóle mógł być o niego zazdrosny, w taki sam sposób jak zawsze był on sam? Odkąd połączyła ich partnerska bliskość, nie było nawet kiedy się o tym przekonać, nie było okazji, nie zdarzyła się sytuacja mogąca tę zazdrość sprowokować. Może więc pora była się o tym przekonać? Tylko co zrobić, aby to uczucie zawładnęło nim bez reszty?
            Czarnowłosy rozejrzał się wokół. Wprawdzie stał w grupie przyjaciół, ale wśród nich nie było nikogo z kim mógłby zagadać się bardziej, żadnego osobnika, który mógłby pobudzić w Tomie zazdrość. Większość gości doskonale znali, a ci, których widzieli pierwszy raz na oczy, zazwyczaj byli tu z kimś, jako para. Odpadało więc integrować się z czyimś partnerem, to mogłoby mieć jakieś fatalne skutki, bo tu nie chodziło o krótką rozmowę, ale o coś na kształt wręcz flirtu. No cóż, pomysł miał przedni, ale za nic nie mógł znaleźć odpowiednej osoby, jaką mógłby się posłużyć do swoich celów. Nie było innej rady, jak przekonać się o tym kiedy indziej. Teraz musi wrócić w pobliże Toma, wejść mu przed oczy i przypomnieć tym samym o swoim istnieniu.
            Cudownie… Właśnie Tom, razem z nową współpracownicą w jakiś dziwny sposób zniknęli mu z oczu. Bill poczuł jak spływa po nim wrzątek, aż sam zagotował się z wściekłości. Miał wzbudzić w bliźniaku zazdrość, a tymczasem sam kipiał nią, aż para buchała mu z nozdrzy. Jak nic, zaciągnął tę dupę w jakieś odosobnione miejsce, aby po prostu zerżnąć. Może właśnie teraz się pieprzą gdzieś w zaułku, albo jakiejś łazience. Znajdzie go, choćby nie wiem co i narobi takiego obciachu! Ale chwila, scenę zazdrości będzie musiał sobie darować, to już byłoby całkiem chore, wręcz idiotyczne. Mniejsza z tym. Cokolwiek zrobi, przeszkodzi mu z pewnością, tylko trzeba go znaleźć.

***

            Myślałem, że wpadnę w jakiś szał. Już widziałem oczyma wyobraźni, jak posuwa tę lalę na przykład od tyłu, w jednej z moich ulubionych pozycji. A dlaczego właśnie tak sobie wyobraziłem mojego bliźniaka-zdrajcę? Sam nie wiem, jedyne co przyszło mi do głowy to ona oparta dłońmi o marmur w jakim osadzona jest umywalka w tej wypasionej łazience Koeniga, wypięta gołymi pośladkami, z zadartą do góry kiecką, i Tom, który posuwa ją od tyłu, z opuszczonymi do kolan spodniami. Ciekawe, czy chociaż założył prezerwatywę? Nie miałem ochoty czegoś złapać, bo jeśli laska dała mu dupy ot tak, na dzień dobry, to pewnie puszcza się z kim tylko zamarzy.
            Dobra, nie ma co, moja wyobraźnia była niesamowita. Miałem to wszystko przed oczami, przeszukując kolejną łazienkę, już ostatnią. Ale w żadnej nie było Toma. Czekałem nawet, żeby ktoś wyszedł, bo jedna była zajęta, ale to nie był mój brat. Skoro tu ich nie było, to niepowiedziane, że nie rżnął jej gdzieś na przykład w ogrodzie. 
            Wystrzeliłem więc z drzwi na taras jak z procy, aby skręcić za dom w zamiarze osobistego spenetrowania zarośniętej okolicy. Wciąż zagotowany z wściekłości parłem przed siebie mijając kilka osób, kiedy zobaczyłem nikogo innego, jak mojego Toma, stojącego w towarzystwie Danielle, Marcusa i jeszcze dwóch mężczyzn, zupełnie mi nieznanych. Ale zaraz, zaraz… Kiedy podszedłem bliżej z całą pewnością mogłem stwierdzić, że jednym z nich jest Baron, DJ, producent muzyczny i kompozytor muzyki trance, techno i tym podobnych, syntetycznych gatunków. Dokładnie ten sam, o współpracę z którym tak usilnie zabiegał Tom, który teraz stał i gestykulował coś ochoczo, rozmawiając z młodym blondynem.
            No dobra… Właśnie opadła mi cała złość. Wypadało podejść i przywitać się, poznać osobę z jaką mieliśmy niebawem zacząć współpracę. Nie spodziewałem się wówczas, że za jakiś czas poznam go aż za dobrze.


niedziela, 8 października 2017

Część 18.




Część 18.


            Tom otworzył oczy i sięgnął po leżącą nieopodal komórkę. Dochodziło południe, czyli obudził się o takiej godzinie jak zazwyczaj, ale czy można było się temu dziwić, skoro chodzili spać nie wcześniej jak o czwartej nad ranem, a czasem i później? Zerknął w swoją lewą stronę, gdzie na poduszce obok rozsypane były czarne kosmyki. Powiódł spojrzeniem w dół po linii pleców zatrzymując się w miejscu, gdzie cienkie nakrycie spoczywało na wypukłych i kuszących pośladkach. Ten widok sprawił, że w jego głowie zaczęły rodzić się niegrzeczne wizje, a ciało zareagowało na nie natychmiast przyjemnym dreszczem podniecenia. Przypomniał sobie wczorajszy dzień, który od popołudnia spędzili niemal nieustannie uprawiając seks. Bill był niesamowity, spełniał jego każde pragnienie, dziki i wyuzdany, po stokroć bardziej niż wówczas, kiedy widział go z Andreasem. Teraz, na samo wspomnienie znów zapragnął go mieć i pomyślał, że jeszcze nie budził go w ten sposób. Wsunął więc dłoń pod cienki materiał, pieszcząc opuszkami palców miękką skórę pośladka, sunął coraz niżej aż dotknął zagłębienia pomiędzy nimi, pocierając to miejsce, które wczoraj dało mu tyle przyjemności. Teraz pod palcami czuł, jak bardzo jest gorące i nabrzmiałe, chyba wyeksploatował je do granic możliwości, ale Bill nie skarżył się przecież, że coś go boli. Poczuł, jak jego penis staje się coraz większy i z trudem stłumił westchnienie. Cofnął dłoń i przybliżył ją do ust, nawilżając śliną opuszki, po czym wrócił do swojej czynności, znów delikatnie pieszcząc to samo miejsce. Naciskał je, czując zwarty pierścień mięśni, który po chwili sforsował jednym palcem. W tym samym momencie usłyszał, jak czarnowłosy cicho jęknął, mocniej zaciskając się na nim, a on pochylił się, zaznaczając wilgocią warg skórę na jego ramieniu. Ścieżką usłaną z lekkich muśnięć podążył w stronę szyi. Pieścił, całował i lizał swojego kochanka, przy akompaniamencie jego westchnień, jednocześnie w tym samym rytmie penetrował go palcami, czując jak brat z rozkoszy wije się pod tą pieszczotą. Leżąc na brzuchu teraz szerzej rozłożył nogi, eksponując gotowość na coś znacznie większego, co kusiło twardością perfekcyjnie ocierając się o jego biodro.
            - Tommy… Weź mnie… - jęknął z niemocą podniecony, rozbudzony i spragniony go w sobie. I nie musiał zbyt długo o to prosić, bo Tom zaraz zastąpił palce wielkością swojego podniecenia. Wsuwając się w niego, bez najmniejszego trudu posiadł go od tyłu, wspierając ciężar ciała na przedramionach. Ułożył się między jego udami znacząc to istnienie pulsującą w nim przyjemnością.
            - Jak… jak ty to robisz, że wciąż jesteś taki ciasny, Billy… O kurwa, jak dobrze… - mruczał, pochylając się i przygryzając skórę na jego karku. Scaleni ciałami, otumanieni pieszczotą ust oddawali się sobie witając w ten sposób kolejny, nowy dzień. Szum oceanu mieszał się z odgłosami ich ciał, rytmicznymi uderzeniami bioder o pośladki, obscenicznym jękiem i wyrzucanymi z przyjemności przekleństwami.
            Bill teraz uniósł biodra wyżej, opierając ciężar ciała na kolanach wypiął pośladki w stronę brata, aby ten mógł jeszcze lepiej i głębiej w niego wejść. Poczuł obejmujące go mocno w pasie ukochane dłonie. Tom, wbijając się w jego gorące wnętrze przyspieszył, pragnąc sięgnąć najwyższej przyjemności. I właśnie, kiedy już był bardzo blisko usłyszał, jak na stoliku tuż obok łóżka właśnie zaczęła dzwonić jego komórka. Obaj odruchowo zwrócili w tamtą stronę swoje spojrzenia.
            - Nie teraz! – krzyknął Bill, który dodatkowo pieszcząc się dłonią czuł, że za chwilę nadejdzie orgazm. Nie chciał, żeby bliźniak przerwał, ktokolwiek dzwoni, przecież nie musi odbierać, nic teraz nie było ważniejsze od ich przyjemności, od rozkoszy jaką wzajemnie sobie zadawali. Ale telefon grał natarczywie, nieustannie ktoś ponawiał połączenie, jakby świadomie chciał im przerwać, rozpraszając i obracając w pył narastającą przyjemność. Tom z pewnością sięgnąłby po niego, by choć zobaczyć kto to, po czym wyciszyć, a najlepiej rozłączyć, jeśliby aparat był tylko w zasięgu jego dłoni, ale żeby móc to zrobić musiałby przerwać, a tego zrobić nie chciał. Jeszcze tylko kilka pchnięć a znów sięgnie nieba, ale dzwonek tak cholernie rozpraszał ich obu, że w końcu z głośnym przekleństwem wysunął się z wnętrza Billa, aby wyładować swoją wściekłość na kimś z drugiej strony słuchawki. Kiedy zobaczył, że jest to ich własny agent nie zamierzał przebierać w słowach.
            - Marcus, kurwa jebana mać! Za chuja nie zrozumiesz, że jak nie odbieram to nie mogę, bo jestem z daleka od telefonu, bo jestem w wannie, bo śpię kurwa, albo kogoś pierdolę?! Jak nie odbiorę to kurwa oddzwonię, ale nie czaisz tego, musisz do chuja tak napierdalać i napierdalać do skutku! – wyrzucił z siebie na jednym wdechu, po czym wsłuchując się w chwilową, głuchą ciszę w słuchawce dodał. – No i co kurwa?! Teraz nie masz nic do powiedzenia? A przecież to coś było takie ważne, skoro napierdalałeś do skutku!
            Wtedy Marc odezwał się zupełnie spokojny:
            - Bo jest ważne, Tom. A ty miałeś nie sprowadzać żadnych panienek. – wypalił. Doskonale znał tę reakcję Toma, obrzucił go podobną wiązanką już dwa razy, kiedy telefonował do niego w momencie, gdy właśnie przelatywał jakąś pannę. Teraz zareagował zupełnie w ten sam sposób i oddychał tak ciężko, jakby właśnie miał eksplodować w dziewczynie.
            - O co ci kurwa chodzi? Po to dzwonisz? – Szatyn nie krył poirytowania.
            - Nie po to, ale doskonale wiem, że nie jesteś sam.
            - Bo nie jestem, jestem z Billem, załatwiłeś nam wspólne łóżko mendo, więc jak mam pierdolić jakąś panienkę? – odparował bez namysłu.
            - Z Billem? – Agent nie krył zdziwienia. Teraz dla odmiany pomyślał, że może obaj urządzili sobie w tym łóżku jakąś orgię zamawiając panienki. Bill bardziej gustował w facetach, ale za namową Toma i pod wpływem alkoholu, lub czegoś mocniejszego, mógł się też skusić na jakąś damską dupcię.
            - Tak, z Billem. – odparł stanowczo Tom i spojrzał teraz na brata, który leżał nieruchomo na brzuchu, z twarzą wtuloną w poduszkę. Kiedy wypowiedział jego imię po raz drugi, podniósł na chwilę głowę i poparzył na niego roznamiętnionym spojrzeniem, zsuwając je na krocze Toma. Wyglądało na to, że podniecenie razem ze wzburzeniem uleciało z niego niczym powietrze z przebitego balonu, bo jego penis spoczywał teraz biernie, zupełnie wiotki. On sam doszedł w ostatniej chwili, kiedy Tom wysunął się z niego i opadając na brzuch pomógł sobie ręką wiedząc, że już nie da rady czekać.
            - Nie wierzę, daj mi go do telefonu. – zabrzmiał w słuchawce głos agenta, ale Tom przestawił tryb w telefonie na głośnomówiący.
            - Marcus, jestem tu, spokojnie… - wymruczał Bill.
            - Macie tam jakieś kurwy, czy co?
- Nie, spaliśmy, obudziłeś nas. Jakbyś nie wiedział, to jesteśmy na urlopie.
- Spaliście, jasne. Wasze głosy nie brzmią raczej jak zaspane. Co wy tam kurwa robicie? – drążył agent.
Tom nie wytrzymał.
- Ruchaliśmy się, kurwa. Mamy wspólne łóżko to się pieprzymy całe noce.
- Bardzo śmieszne, Tom. Naprawdę. – zironizował Marcus, nie mając bladego pojęcia, że to co powiedział chłopak nie było wcale żartem. Bill zachichotał w tle.
- A teraz mów z jakiego powodu nas budzisz i przeszkadzasz?
- Załatwiłem wam tę epkę z Baronem.
- Pierdolisz! Serio? – ożywił się Tom. Od dłuższego czasu czerpał wiele inspiracji z typu muzyki, jaką między innymi tworzył chłopak o tym pseudonimie, dlatego też kiedyś wspomniał menagerowi, że pracuje nad własnymi dźwiękami w tym stylu, ale chciałby, aby taka sława jak on zmiksowała im kilka kawałków na epkę, a potem pomyślą może o czymś poważniejszym. Jeszcze nie wiedział, jakie to miały być utwory, ale zakładał, że z pewnością coś z ostatniej płyty, jak też i coś starszego. To wszystko jeszcze nie było zaplanowane, bo wybór pozostawił na później i uzależniał go także od zdania nowego partnera do współpracy, na jaką szczerze liczył. Dlatego też ta wiadomość sprawiła mu radość i szeroko się uśmiechnął.
- Ja nie pierdolę, nie wiem jak wy – cmoknął mężczyzna. – Szczegóły po waszym powrocie. A póki co, bawcie się dobrze, ale bez problemów. Bill?
- Hmm? – mruknął czarnowłosy, który nie wyrażał żadnej ekscytacji zasłyszaną wiadomością.
- Pewnie się mu wygadałeś, więc zapytam wprost: pilnujesz go, czy obu wam odwala?
Bracia popatrzyli na siebie znacząco się uśmiechając. Gdyby Marcus mógł wiedzieć jak im odwala… Jednak tego nie zamierzali wyjawić nikomu, bo choćby nawet chcieli, to nie mogli. Nikt o zdrowych zmysłach nie zrozumiałby ich pragnień i tego, że chcą siebie w ten wyjątkowy sposób.
- Pilnujemy się nawzajem, jeśli o to ci chodzi i spędzamy czas tylko we dwóch. Wrócimy, cali, zdrowi i wypoczęci. – odpowiedział Bill roznamiętnionym głosem. Nawet Tom nie miał pojęcia, że kilka sekund temu przeżył cudowny orgazm, którego echa wciąż odbijały się przyjemnością w jego wnętrzu. Leżał na brzuchu z rękoma pod brodą, z przymkniętymi powiekami, ale kiedy je uchylił, brat mógł zobaczyć w nich wiele odcieni rozkosznego grzechu.
- Mam taką nadzieję – westchnął Marcus. – To tyle chciałem, trzymajcie się. – zakończył.
- Cześć!
- Do zobaczenia! – zakrzyknęli, jeden przez drugiego.
Tom wyglądał na podekscytowanego informacją, jakiej właśnie dostarczył im menager i wyglądało na to, że już zupełnie nie obchodził go fakt, że ich stosunek został przerwany bez jego spełnienia.
- Wyobrażasz sobie? Mamy to! Współpraca z Baronem! – wykrzyknął radosny.
- Jesteś pewny, że to brzmienie będzie dla nas dobre?
- Najlepsze… - wymruczał Tom, pochylając się nad Billem, a kiedy ten odwrócił się na plecy, zobaczył to co do tej pory skrzętnie ukrywał pod brzuchem. – Mój mały, niegrzeczny braciszek sam się spuścił… O ty paskudo, nie poczekałeś na mnie.
- Odbierałeś telefon, a ja nie mogłem już dłużej czekać.
- Musisz mi to wynagrodzić – To mówiąc, ujął rękę czarnowłosego i poprowadził ją wzdłuż swojego ciała, w okolice krocza. Nic więcej nie musiał dodawać, bo ta ukochana dłoń natychmiast zacisnęła się na jego już lekko wzwiedzionym penisie. Co tu dużo mówić… odkąd posunęli się w swojej relacji do intymnych kontaktów, niemal cały czas będąc przy nim czuł wszechogarniające go podniecenie. Nigdy wcześniej nie podejrzewałby swojego ciała o takie reakcje. Tyle razy byli obok siebie, spali ze sobą, dotykali się, a nigdy wcześniej nie czuł takiego pragnienia jego ciała, ale odkąd zobaczył te wszystkie zdjęcia, wszystko diametralnie się zmieniło. Najpierw odkrył w sobie nieśmiałą chęć bycia blisko niego, choć wciąż nie dopuszczał nawet w wyobraźni do niczego więcej, ale od momentu, gdy znaleźli się tutaj wszystko jakby wybuchło w nim ze zdwojoną siłą. Od chwili, kiedy pierwszy raz go posiadł już wiedział, że nie chce nikogo więcej. Podniecał go każdym ruchem, gestem, drżał pod jego dotykiem, ledwie otarciem skóry o skórę. Jego mały brat… zdawać by się mogło taki niewinny, o twarzy anioła, w którego wnętrzu siedział chyba sam szatan kusząc do grzechu, jaki właśnie znów wspólnie popełniali. On – bo bez słowa sprzeciwu poddawał się każdej jego pieszczocie, czarnowłosy – bo popełniając kolejne przewinienie względem niebios, z penisem własnego bliźniaka w ustach, unosił na niego swoje niewinne, roznamiętnione oczy, raz po raz oblizując wargi, jakby delektował się największą słodyczą świata.
Tom oddychał nim, chłonął każde posyłane mu spojrzenie, przymykał na chwilę powieki z rozkoszy, aby zaraz je znów uchylić i patrzeć, pobudzając się jeszcze mocniejszą podnietą, jaką był ten cudowny widok najwspanialszej pieszczoty, zupełnie jakby ten widok chciał wyryć w swojej pamięci. Przecież nigdy nie nastąpi już taka sama chwila, nie będzie takiego samego spojrzenia. Może być tysiąc innych, zupełnie podobnych, ale wszystko zupełnie inne i niepowtarzalne, można by rzec, że jedyne. Żałował teraz, że nie jest w stanie zapamiętać każdej sekundy, jaką tu razem przeżyli i jeszcze przeżyją, że jego pamięć choć młoda, nie jest w stanie pomieścić każdego obrazu i każdej rozkoszy.
            Opierając się na łokciach, nie odrywał więc spojrzenia od poczynań brata, łudząc się, że jego umysł będzie w stanie pochłonąć i zapisać jak najwięcej tych doznań. Bill, nawet najdelikatniejszym drgnieniem ust rozpalał go do granic możliwości, wsłuchując się w każdy wydawany przez niego odgłos. To, co słyszał w tej chwili nie mogło się równać z żadną wcześniejszą siłą wyrazu rozkoszy, jaką zdołał wlać w ukochane ciało poprzez bliskość i dotyk. Obezwładniał go głośny jęk przyjemności Toma, od którego bardziej wymowny może być już tylko krzyk spełnienia. Zanurzał go w swoich ustach, głęboko, miękko, to znów uwalniał z tego więzienia, jednocześnie pieszcząc dłońmi każdą część ciała, jaką tylko zdołał dosięgnąć. Czuł, jak drżą mu uda, a to był dopiero początek przyjemności, jaką pragnął wymalować fajerwerkami doznań, a w końcu zdławić ten ogień pragnienia najlepszym spełnieniem, spijając z niego rozkosz.
            Detal po detalu realizował swój plan zdobycia go na każdej płaszczyźnie życia, uzależniał go od siebie i zadawanej mu przyjemności, chciał, aby już nigdy nie zapragnął nikogo więcej. Egoistycznie zagarniał dla siebie każdy jego oddech, marzenie, każde uczucie. W rezultacie miał zagarnąć go całego, tylko dla siebie.

***

            Snułem plany, marzenia… Jeśli udało mi się w końcu sięgnąć po coś, co do tej pory istniało jedynie w sferze fantazji, to czemu nie miało mi się udać całkowicie go od siebie  uzależnić? Każdego dnia poznawaliśmy coraz dokładnej mapy naszych ciał. Codzienna porcja seksu zbliżała nas do siebie jeszcze bardziej i silniej przywiązywała. Czuliśmy przynależność, jeszcze większą niż kiedykolwiek. Uczucie płonęło w nas, pragnęliśmy siebie każdą cząstką ciała. Dni mijały, a my żyliśmy jak w mydlanej bańce. Dni rozpoczynaliśmy namiętnym seksem na dzień dobry. Odprężeni i spełnieni uzupełnialiśmy stracone kalorie dobrym śniadaniem, po którym zazwyczaj opalaliśmy się, lub pływaliśmy, jednak to zazwyczaj kończyło się kolejną porcją seksu. Wciąż jednak nie robiliśmy tego poza domkiem, w obawie o jakiegoś zbłąkanego paparazzi, dlatego kiedy pragnienie wyciągało do nas ramiona, szybko znikaliśmy w naszych czterech ścianach. Potem zazwyczaj znów coś jedliśmy, oglądaliśmy film, albo Tom grał na gitarze, przy okazji coś komponując. Wieczorem szliśmy do restauracji, a potem znów rozochoceni wracaliśmy szybko do bungalowu, aby skończyć w wannie, pod prysznicem, a potem szaleć niemal do rana w łóżku. Każdy z kolejnych dni miał bardzo podobny scenariusz. Kochaliśmy się kilkakrotnie, nieustannie pieściliśmy i całowaliśmy, nie zdając sobie sprawy z tego, jak diametralnie zmieni się nasze życie po powrocie. W tamtych chwilach po prostu wcale o tym nie myśleliśmy, jednak nadszedł taki dzień, który w pełni nam to uświadomił.

***

            Znużony Tom siedział na kanapie jednego z butików stolicy archipelagu. Stukając palcami o skórzane obicie oparcia kanapy, rozglądał się starając ukryć potężne ziewnięcie. Bill, który już niespełna dwadzieścia minut temu zniknął w przymierzalni, co jakiś czas wychylał z niej głowę, aby przywołać brata. Wówczas Tom snuł się w tamtym kierunku, jak w tej chwili, aby z dezaprobatą skrzywić się, bądź też kiwnąć głową na znak, że to co ma na sobie bliźniak, podoba mu się. Tak naprawdę jednak było mu zupełnie obojętne co zakłada na siebie Bill. Dla niego i tak we wszystkim wyglądał pięknie, a świat mody był czystą abstrakcją. Sam preferował wygodne, typowo męskie ciuchy i żadnych wymysłów, jakie teraz prezentował na sobie Bill, który uwielbiał ekstrawagancję nie stroniąc od wymyślnych i dziwnych okryć znanych projektantów.
            - Długo to jeszcze potrwa? – zapytał zniecierpliwiony, nim wycofał się z przymierzalni.
            - Troszeczkę – Niewinnie uśmiechnął się bliźniak, wskazując na wieszak pełen ciuchów przeznaczonych do przymiarki. Tom na ten widok tylko wywrócił oczami.
            - Zlituj się. To już dziewiąty butik, a ja umieram z głodu i nie wejdę do żadnego kolejnego, póki nie zjemy czegoś po drodze.
            - Obiecuję, że się pospieszę – odparł czarnowłosy, ściągając kolejne, przymierzane spodnie, skutkiem czego pochylił się, wypinając pośladki w stronę Toma, którego spojrzenie niemal natychmiast skupiło się na tym widoku.
            - Od rana na głodzie. Nie wiem, jak ty mi to wynagrodzisz. – mruknął tylko i wycofał się z przymierzalni, wracając na swoją kanapę. Nim do Billa dotarło znaczenie tych słów, Toma nie było już obok, ale na samą myśl o tym, że teraz mogliby się kochać poczuł lekkie podniecenie. Ten wypad to był jego pomysł, lecz tyle dni spędzili tylko ze sobą w domku, lub w jego pobliżu, tylko dwa razy byli na plaży, a wieczorami wychodzili do restauracji. Było cudownie, ale kiedy Bill zobaczył w recepcji , że codziennie odpływa łódź do Mali pomyślał o tym, jak dobrze by było chociaż jeden dzień spędzić nieco inaczej. Miał nadzieję, że i Tomowi dobrze to zrobi, jednak teraz uzmysłowił sobie, że od przybycia tutaj nie robią niczego innego, tylko włóczą się po butikach. Dotarło do niego, jakim jest pieprzonym egoistą… Tom, chyba najzwyczajniej miał dość. Był pewnie głodny i zmęczony. Przymierzył więc szybko resztę rzeczy, nie zawracając już głowy bratu, oczywiście kilka z nich wybrał i udał się do kasy. Tom, widząc to odetchnął nieco, choć wciąż obawiał się, że kiedy stąd wyjdą, wzrok brata znów przyciągnie jakiś szyld znanej marki i na kolejne pół godziny ponownie utknie w przymierzalni.
            - Chyba wystarczy na dziś, bo jeszcze jeden sklep, a ja tego nie uniosę. – Wzrok Toma powędrował w dół, od jednej ręki do drugiej w których już trzymał kilka toreb z zakupami brata. Sam nic nawet nie zmierzył, choć miał na to masę czasu, kiedy bliźniak spędzał go w przymierzalniach, bądź na oglądaniu. Nie miał na to zupełnie ochoty, przyjechał tu tylko i jedynie dlatego, że tak chciał czarnowłosy, który teraz, trzymając w ręku tylko jedną, lekką torbę popatrzył na pakunki.
            - Ups… Przesadziłem chyba. Będzie trzeba nadać część rzeczy paczką, bo na bank będzie nadbagaż przy powrocie. Same ciuchy nie są takie ciężkie, ale buty to już sprawa problematyczna. – skwitował, zatrzymując spojrzenie po przeciwnej stronie ulicy. Tom aż zamarł, bo jeśli spostrzegł kolejny butik i właśnie stwierdził, że warto tam zajrzeć, to ma przechlapane. Nim jednak zdążył jakoś zaprotestować, usłyszał:
            - Jakaś dobra restauracja, idziemy!
            Szatyn mógł wreszcie odetchnąć z ulgą i teraz bardzo ochoczo pomaszerował za bratem, modląc się w duchu, żeby były wolne stoliki. Bill nie oglądając się za siebie parł do przodu, a kiedy przekroczył próg lokalu, zatrzymał się starając złowić wzrokiem wolne miejsce. Niemal natychmiast podeszła do nich kobieta z obsługi wskazując kilka lokalizacji. Od razu wybrał stolik w najodleglejszym zakamarku sali, stojący w samym rogu, i otoczony narożną kanapą z wysokim oparciem.
            - Myślałem, że wybierzesz ten pod oknem, żeby patrzeć na ludzi. – powiedział Tom, ustawiając na podłodze torby z zakupami.
            - Nie potrzebuję patrzeć na ludzi, ty mi w zupełności wystarczysz – odparł czarnowłosy, wspierając brodę na dłoni i wpatrując się w brata błyszczącymi oczyma. – Stęskniłem się, wiesz za czym…
            - To nie ja chciałem tej wycieczki, że tak zauważę nieśmiało.
            - Wiem, to ja. Pewnie teraz byśmy się pieprzyli pod prysznicem – mruknął, zerkając na zegarek, po czym ostentacyjnie i prowokująco oblizał usta. Dochodziła osiemnasta. Zazwyczaj o tej porze brali razem kąpiel, a potem szli na obiad do restauracji. Tom wpatrywał się w niego, jakby chcąc nasycić się samym widokiem, podczas, gdy on kontynuował: - Może bym ci obciągał, albo właśnie byś mi wkładał wbijając się do końca. Albo byś mnie mocno posuwał, czując, że zaraz się spuścisz.
            - Billy – upomniał go, czując jak żar pali go już na samo wspomnienie, ale brat nic nie robił sobie z jego karcącego tonu. Pochylił się w jego stronę i przygryzł wargę tym swoimi kuszącym gestem, jakiemu Tom nigdy nie potrafił się oprzeć.
            - Może rżnąłbyś mnie teraz ostro, przyciskając do kabiny prysznica… – To wypowiedziawszy zamilkł nagle, bo kelnerka właśnie przyniosła im karty dań. Podziękowali niemal jednocześnie, lecz kiedy Tom otworzył menu zastanawiając się co wybrać, Bill ani trochę nie był tym zainteresowany. On czuł zupełnie inny głód, dlatego też, gdy kobieta oddaliła się na bezpieczną odległość zsunął dłoń pod stolik, po czym wspiął się palcami po udzie brata i zakleszczył je na jego męskości ukrytej pod warstwą materiału bokserek i spodenek. Tom w jednej sekundzie zbladł, a zaraz poczerwieniał, po czym jęknął cicho.
            - Billy, oszalałeś do reszty? – wykrztusił zdławionym tonem głosu.
            - Tak… Na twoim punkcie totalnie zbzikowałem. – zamruczał mu do ucha, bardziej się przechylając. – Gdyby tu były dłuższe obrusy, już bym siedział pod stolikiem i ssał ci mocno… - To mówiąc pieścił w palcach wypukłość, jaka z każdą chwilą rosła w spodenkach brata, a kiedy to poczuł, szybkim niczym błyskawica ruchem odpiął mu rozporek i wsunął dłoń w bokserki.
            - Billy… – Tom ledwie wydobył z siebie głos, starając się jakoś go powstrzymać, ale ten tylko oblizywał wargi i mruczał lubieżnie, masturbując go już dłonią. Po całym dniu seksualnego postu niewiele obojgu było trzeba. Jednak ktoś w tej chwili musiał to zatrzymać i Bill poczuł jak na jego nadgarstku zaplata się silny uścisk dłoni brata. – Nie tutaj, kurwa. Zaraz podejdzie kelnerka przyjąć zamówienie, a ja może właśnie będę się spuszczał pod stolikiem na posadzkę, co?
            Czarnowłosy zachichotał cicho i grzecznie ustępując chwycił w dłonie kartę dań, otwierając ją i sunąc wzrokiem po zapisanych literach menu.
            - To może, kiedy zamówimy już, pójdziemy do toalety? – Zatrzepotał zalotnie rzęsami.
            - Nie. – Tom był nieugięty. – Chciałeś tej wycieczki, to poczekasz do wieczora. – Popatrzył, jak brat wydął usta, niczym obrażone małe dziecko, ale nie skomentował już tego. Nie miał ochoty na jakieś ekstremalne doznania, a już najmniej na to, żeby ktoś ich nakrył. Z tego mogły być tutaj tylko same kłopoty, dlatego jeden z nich musiał wykazać się odrobiną rozsądku.
            Kiedy wróciła kelnerka zamówili wybrane dania i w oczekiwaniu na ich podanie, zajęli czas rozmową.
            - Nie wyobrażam sobie, jak to będzie kiedy wrócimy. Póki jesteśmy w domu to okej, ale w trasie…
            - W trasie zawsze się znajdzie jakiś kibel w pobliżu – Bill w odpowiedzi wyszczerzył zęby w uśmiechu i sięgnął po zimne piwo, jakie przed chwilą postawiła przed nim kobieta z obsługi. Tom tylko westchnął. Chciałby być takim optymistą. Dla czarnowłosego zawsze to wszystko było bardzo proste, nigdy nie martwił się na zapas i mimo, że był jego bliźniakiem, miał zupełnie inny charakter. Podczas kiedy on zawsze wszystkim przejmował się naprzód, młodszy bliźniak wyznawał zasadę; jakoś tam będzie. I było, bo niemal zawsze okazywało się, że obawy Toma są nieuzasadnione, a wszystko układa się zdecydowanie lepiej, niż się tego spodziewał. Nienawidził w sobie tej cechy, ale nie potrafił wyplenić. Tego dnia jednak postanowił zupełnie się nie martwić przyszłością i wszystkie obawy całkowicie go opuściły. Cieszył się wspólnymi chwilami, jakie spędzał sam na sam z bratem, a to były ich ostatnie, beztroskie dni tutaj, ostatnie chwile odpoczynku przed powrotem do pracy, komponowania i nagrań, spędzania wielu godzin w studio. Rzeczywistość nadchodziła wielkimi krokami.