Część 8.
Lekki
wiatr był przyjemny, ale zamiast chłodzić, to bardziej ogrzewał, a słońce
przypiekało. Czarnowłosy chłopak obserwował zza ciemnych okularów profil brata,
który zdawał się drzemać i nie interesował go niesamowity widok lazurowej wody i
mijanych, niemal dziewiczych wysp z ogromnymi palmami. Łódź płynęła niezbyt
szybko, zmierzając do celu, jakim była jedna z nich, wyposażona w kompleks
bungalowów osadzonych na drewnianych konstrukcjach u brzegu oceanu oraz
restauracją w centralnym punkcie tego niewielkiego lądu. Wciąż nie wyjawił mu
swojej tajemnicy, mimo tego, że Tom co jakiś czas mocno naciskał, a to było
naprawdę nie do zniesienia. Dlatego też w pewnym momencie obiecał mu, że wszystko powie na miejscu, dopiero
wówczas odpuścił. Nie miał pojęcia, że ta tajemnica tak naprawdę wyjawi się
sama, kiedy już znajdą się u celu podróży. Teraz Bill zastanawiał się, czy
fakt, że będą dzielić wspólne łóżko rozzłości go, czy po prostu przyjmie tę
nowinę ze spokojem, traktując jak zło konieczne.
W
niewielkiej recepcji zbudowanej z drewnianych bali, podobnie jak widniejące na
końcu mola bungalowy, powitała ich młoda recepcjonistka, a kiedy podali swoje
dane, oraz karty pobytu, z uśmiechem wydała klucz i przyzwoitą angielszczyzną
oznajmiła, który numer mają, dodając, że
jest to domek małżeński i życząc udanego wypoczynku, zaczęła przyjmować kolejną
parę turystów.
Bill
z trudem powstrzymywał śmiech, ale kiedy popatrzył na wyraz twarzy brata nie
wytrzymał. Ten z chmurną miną skwitował cicho:
-
No i co cię tak bawi? Chyba coś się lasce popieprzyło - Ale czarnowłosy nie
odpowiedział, tylko wciąż uśmiechając się, ruszył za chłopakiem z obsługi,
który zapakowawszy na wózek ich bagaże, udał się w stronę molo. Miał wrażenie,
że pokonują kilometry, teraz zaczął po prostu obawiać się o reakcję Toma. Jeśli
na informację, że mają do dyspozycji małżeński bungalow zareagował wręcz
złością, to co będzie, jeśli zobaczy, że mają wspólne łóżko?
Ich
lokum, z zewnątrz identyczne jak pozostałe, we wnętrzu nieco się różniło,
przede wszystkim sypialnią, odrobinę mniejszą niż w tych cztero lub
trzyosobowych, ale jej kosztem chłopcy mieli większy salon, z ogromną kanapą i
dużym telewizorem na ścianie. W niewielkiej kuchni była mikrofala, ekspres do
kawy, czajnik, a także lodówka wypełniona kilkoma butelkami różnego rodzaju
alkoholu, soków i napojów chłodzących, ale też jakimiś przekąskami. W każdej
chwili mogli zamówić z restauracji co tylko chcieli.
Bagażowy
chłopak ściągnął walizki, pozostawił je przy wejściu, i życząc miłego
odpoczynku czym prędzej się oddalił, pozostawiając ich samych. Bill stanął na
krawędzi niewielkiego basenu, jaki mieli do swojej dyspozycji i oparłszy ręce
na biodrach rozejrzał się nie ruszając z miejsca, jakby chciał oddalić chwilę,
w której brat zobaczy jedyne, znajdujące się wewnątrz łóżko.
-
Ale raj… - westchnął, rozglądając się wokoło. Tom jednak tylko pospiesznie ogarnął
wzrokiem dwie leżanki, pomiędzy którymi stał złożony parasol słoneczny i
chwytając za rączkę jednej z walizek, ruszył do wnętrza domku.
-
Pozachwycaj się księżniczko, a ja wniosę to wszystko – rzucił przez ramię. Bill
wyciągnął z podręcznej torebki, jaką miał przy sobie papierosy i odpalił
jednego. Tylko czekał na jakąś reakcję brata, ale ten najwyraźniej jeszcze
niczego nie zobaczył, bo po chwili wyłonił się, aby wnieść całą resztę.
Oczywiście walizka jego bliźniaka była dwa razy większa i zastanawiał się
teraz, czy w ogóle założy te wszystkie ciuchy, jakie w nią zapakował, bo był
pewien, że na tym odludziu raczej nie będzie miał gdzie się wystroić i jego
głównym ubiorem przez ten czas będą kąpielówki, ewentualnie koszulka i jakieś
krótkie spodenki. Ustawił walizki przy rozsuwanej szafie, a że było późne
popołudnie stwierdził, że z pewnością rozpakują się jutro. Dziś musi odpocząć
po tym długim locie, czuł się zmęczony i śpiący, potrzebował prysznica, ale też
z chęcią napiłby się jakiegoś drinka, no i oczywiście koniecznie trzeba będzie
coś zjeść. Na samą myśl o tym, poczuł wyraźny głód, jaki do tej pory nie dawał
mu się we znaki. Bill wciąż siedział na zewnątrz i dziwne było, że nie jest
ciekawy, jak wygląda ich lokum na najbliższy czas, przecież to on zawsze
najbardziej wybrzydzał na hotele i niewygodne w nich łóżka.
Zerknął
przez okno z salonu, skąd widać było główne wejście, basen, a także jego
bliźniaka, który teraz wyłożył się na jednej z leżanek. Wciąż palił papierosa,
więc tylko krzyknął do niego;
-
Ja idę pod prysznic! – Bill odwrócił głowę i kiwnął nią na znak, że słyszał.
Tom wszedł do łazienki, która zachwyciła go, a jeśli tak bardzo spodobała się
jemu, ciekawe co powie na nią Bill? Na jednej ścianie było duże okno,
wychodzące na otwarty ocean i można było wcale nie zaciągać żaluzji, bo kto
będzie stamtąd mógł cokolwiek podejrzeć? No, chyba, że podpłynie łódką, co było
chyba jednak czystą abstrakcją. W rogu była prysznicowa kabina, a tuż pod taflą
szyby, duża wanna z hydromasażem kusiła, aby napełnić ją wodą. Chłopak aż
uśmiechnął się sam do siebie. Fajnie by było wykąpać się razem… Zawiesił się na
chwilę w swoich myślach, które zaczynały się przeradzać w niebezpieczne
marzenia. Szybko otrząsnął się z nich, bo to, co właśnie zrodziło się kuszącą
wizją pod jego powiekami, było zwyczajną mrzonką nie do spełnienia. Kąpiel
razem, owszem, ale nic ponadto. Czy będzie umiał powstrzymać te wszystkie myśli
w miejscu, które było niemal idealne do ich realizacji? Ta plaża, ocean, palmy…
Przecież w takich okolicznościach, będąc w pełni rozluźnionym z pewnością
odczuje palącą potrzebę bliskości i właśnie to z nim chciałby być blisko,
jednak było to tak bardzo nieprawdopodobne! Musi pamiętać, że to jego brat, na
dodatek bliźniak i nie powinien nawet myśleć o nim w ten sposób, nawet jeśli
Bill gromadząc te wszystkie zdjęcia, teksty myślał o nim tak samo. Był jednak
pewien, że jeśli nawet pragnął go w ten sposób, to nie pozwoliłby sobie na
realizację tych pragnień.
Otrząsnął
się wracając do rzeczywistości i z myślą, że musi pojść do walizki po czyste
bokserki, wyszedł z łazienki zupełnie przypadkiem zerkając w stronę drzwi, za
którymi z pewnością musiała kryć się sypialnia, a tam jeszcze nie zaglądał.
Nacisnął klamkę i pierwszym co spostrzegł był przezroczysty woal zwisający z
jakiejś belki umocowanej przy suficie, który całkowicie osłaniał jedyne, duże
łóżko. Zaraz, zaraz… Jedyne?! Zimny dreszcz spłynął mu po plecach. Więc laska w
recepcji wcale niczego nie pokręciła?!
-
Co to, do kurwy nędzy, ma znaczyć?! – rozdarł się na całe gardło.
Bill,
który właśnie przygaszał papierosa w stojącej na niewielkim stoliku
popielniczce aż struchlał. Ot, ma reakcję na jaką czekał… Chociaż, wcale nie
czekał na taką, on się jej obawiał. Było pewne; Tom był zły… Chociaż nie, on
wcale nie był zły, on był wkurwiony! Wstał i ruszył do wnętrza domku. Jak
nigdy, nie oglądał wszystkiego po drodze wnikliwie, a ledwie rzucał okiem,
próbując dotrzeć do pomieszczenia w jakim znajdował się Tom, a kiedy stanął w
progu aż zaparło mu dech w piesiach. Łóżko było ogromne, cudowne, a z sufitu
zwisało coś na kształt baldachimu, spływając zwiewną tkaniną na obrzeża
posłania.
-
Ale zajebiste… - mruknął, zupełnie zapominając o wkurwieniu Toma.
-
Zajebiste, ale jedno. – Usłyszał tuż obok siebie poirytowany głos brata.
Trudno, chyba jednak te usta, które czuł na swojej szyi były naprawdę czystym
przypadkiem i wszystko to, o czym marzył, w sferze marzeń będzie musiało
pozostać. Będą spać obok siebie, ale nie ze sobą.
-
Czyj to cholerny pomysł? – Tom nie dawał za wygraną.
-
Markusa. Stwierdził, że jedno łóżko skutecznie odwiedzie cię od sprowadzania
panienek na noc, bo masz tu wypocząć. – odpowiedział Bill uśmiechając się
chytrze i odciągnął jedną z zasłon, opadając plecami na miękki materac i
rozkładając ręce na boki.
-
Zajebiście jest zabawny, szkoda, że nie zauważył, że nie robię tego od dawna. I
to była ta tajemnica, która tak cię rozbawiła i której nie chciałeś mi wyjawić?
-
Dokładnie ta – odparł czarnowłosy z niewinnym uśmiechem na ustach, podpierając
się na łokciach. Tom popatrzył na niego podejrzliwie. Widać było wczoraj, że
to, czego nie chciał mu powiedzieć, cholernie go radowało, albo bawiło. Zachowywał
się tak, jakby usłyszał najlepszą nowinę. A może naprawdę Bill chciał czegoś
więcej, skoro wiadomość o tym, że przyjdzie im spać w jednym łóżku tak bardzo
go cieszyła?
-
Ja pierdolę… - przeklął siarczyście.
-
I w czym problem? Przecież nie raz spaliśmy w jednym łóżku, nie bój się,
przecież cię nie zgwałcę – zachichotał Bill.
-
A co, jeśli ja zgwałcę ciebie? Upiję się i pomyślę, że śpi ze mną jakaś laska?
– Wydawało mu się, że bliźniak poczerwieniał, jednak nie odpowiedział nic,
wzruszając tylko ramionami. – Idę pod ten jebany prysznic – dodał wychodząc.
-
Chciałbym, żebyś tak pomyślał… - szepnął Bill, ale te słowa, mimo, że ciche,
bardzo wyraźnie dotarły do uszu Toma, który przystanął tuż za drzwiami, w
miejscu, w jakim Bill nie mógł go już widzieć i oparł się barkiem o ścianę.
Miał wrażenie, że przez chwilę zabrakło mu tchu i nie zrobi ani kroku dalej. On
to powiedział, naprawdę to powiedział… Więc to, co miał w swoim komputerze, nie
było jedynie czystą ciekawością, a szczerym pragnieniem? I byłby gotów na coś
bliższego? Bardzo chciał się o tym przekonać, ale jak miał to zrobić? Nie
zamierzał przecież czegokolwiek inicjować, ani tym bardziej się do niego
dobierać. Bill był jego bratem, na dodatek bliźniakiem i to, co od jakiegoś
czasu burzyło spokój jego umysłu nie mogło znaleźć odzwierciedlenia w
rzeczywistości, to przecież było chorym zboczeniem i jakkolwiek go pragnął, nie
mógł z tym nic zrobić. Teoretycznie; nie mógł, nie powinien, nie było mu wolno
i dlatego też wizja spędzania nocy w jednym łóżku była katorgą. Jak teraz, w
obliczu wiedzy jaką posiadł i zasłyszanych przed chwilą słów Billa ma się
powstrzymać? Ma spać obok niego i nawet go nie dotknąć? Owszem, sypiali już
kiedyś w jednym łóżku, może nawet jakoś niechcący ocierali o siebie, jednak,
przynajmniej z jego strony nie było to świadome, a tym bardziej nie poczynione
z żadną perwersyjną myślą, bo nigdy wcześniej nie myślał o nim w ten sposób.
To, że kocha go nieco inną, niż braterska, miłością tak naprawdę dotarło do
jego świadomości w chwili, kiedy skopiował te wszystkie materiały z komputera
Billa, dopiero wówczas odkrył, że tak naprawdę mimo pierwszego, doznanego
szoku, wcale go to nie obrzydza, a wręcz przeciwnie – podnieca. Ale tak
naprawdę mocno zaczął go pragnąć od tamtej nocy, kiedy ciekawy podglądał ich
podczas miłosnych uniesień z Andreasem. I
tylko on jeden wiedział, jak bardzo chciałby znaleźć się wtedy na miejscu tego
chłopaka.
***
A jednak… Zatliła się we mnie ta iskra
nadziei, kiedy powiedział, że mógłby się pomylić… Wyszedł, a ja wpatrzony w
błękit nieba za oknem, sam do siebie wyszeptałem marzenie. Dobrze, że w tamtej
chwili nikt nie mógł mnie widzieć, bo wyraz mojej twarzy z pewnością oznaczał
jedno. Na samą myśl o tym, że tu, w tym wspaniałym łóżku mogłoby do czegoś
dojść, moje ciało obezwładnił rozkoszny dreszcz, a dłoń jakoś samoistnie
powędrowała do krocza. Podnieciłem się i chciałem zaspokoić. Tom był właśnie
pod prysznicem, słyszałem jak tam wszedł, bo zatrzasnęły się drzwi i słychać
też było szum opadającej do brodzika wody, więc miałem sporo czasu, a znając
siebie i swój obecny stan, doszedłbym w kilka minut. Ale ja nie chciałem znów
robić tego sam, jedynie pogrążony w swoich marzeniach, pragnąłem, aby sprawcą
mojego spełnienia był on, choćby miał mnie tylko dotykać, a ja skończyłbym
własną ręką. Pragnąłem jego bliskości, chociaż jakiejś namiastki… Ale
wiedziałem, że on nie odważy się nigdy mnie nawet tknąć, więc to ja będę musiał
coś zrobić, aby zminimalizować odległość między naszymi ciałami przy
najbliższej okazji, czyli prawdopodobnie tej nocy. Tylko, czy ja się na to odważę?
Woda przestała szumieć w łazience,
więc Tom pewnie zaraz z niej wyjdzie. A mój cholerny kutas wciąż stał, więc
musiałem coś zrobić, aby tego nie zauważył, bo niewątpliwie skomentowałby
zgryźliwie moje podniecenie. Przewróciłem się więc na brzuch, udając słodką
drzemkę.
***
Kiedy
Tom wyszedł z łazienki, zerknął mimowolnie za otwarte drzwi sypialni i zobaczył
brata, jak nieruchomo leży na brzuchu, z dłońmi pod głową. Czyżby spał? Zrobił
kilka kroków w jego stronę, aby dostrzec, czy ma zamknięte oczy. Miał…
Postanowił więc nie ruszać go, może był zmęczony tym wielogodzinnym lotem,
niechże się zdrzemnie przed kolacją, na którą mieli pójść do restauracji na
wyspę. Menager kurortu zapewniał, że dziś odbędą się tam imprezy dla turystów,
a atrakcją wieczoru miał być występ jakiegoś żeńskiego zespołu tanecznego.
Cicho
wycofał się z sypialni, założył czystą koszulkę i bermudy, po czym wziął
gitarę, z którą udał się na zewnątrz. Słońce, choć już chyliło się ku
zachodowi, to jednak wciąż grzało mocno, usiadł więc na fotelu przy stoliku pod
zadaszeniem w zupełnym cieniu i oddał się swojej muzyce. Pomyślał, że trochę
pobrzdąka tu, w tym miejscu i, może nawet uda mu się coś skomponować?
Bill
leżał jeszcze kilkanaście minut, przeczekał zastanawiając się co będzie robił
Tom, jeśli zobaczy go drzemiącego, a kiedy zorientował się, że wyszedł na
zewnątrz, poleżał jeszcze chwilę i sam udał się pod prysznic. Był zmęczony
podróżą i wiedział, że dziś raczej dość szybko zaśnie. Może to i lepiej,
przynajmniej jakieś niedorzeczne myśli znów nie będą przychodziły mu do głowy,
tym bardziej czując bliskość Toma w tym ogromnym łóżku. W łazience spędził
sporo czasu, wykąpał się, nabalsamował ciało, wklepał w skórę twarzy odrobinę
kremu i wyprostował włosy. Zastanawiał się chwilę nad lekkim makijażem, ale
stwierdził że tutaj nawet na wieczorne wyjście nie będzie się malował i da
swojej skórze odpocząć.
Kiedy
wyszedł z domku już ubrany, bliźniak wciąż siedział tuż przy wyjściu, na jednym
z foteli i cicho grał na gitarze. Na horyzoncie malował się przepiękny zachód
słońca, którym się zachwycił.
-
Ale bajecznie…
Tom
uniósł na niego swoje spojrzenie. Wyglądał jakoś tak inaczej w blasku
zachodzącego słońca, jakby jeszcze piękniej… Włosy lśniły mu idealnie
wyprostowane, policzki miał lekko zaróżowione, ale to pewnie było zasługą
ciepłej kąpieli, bo w tej chwili na jego twarzy nie zauważył grama makijażu.
Wpatrywał się w horyzont podziwiając to naturalne zjawisko, kiedy słońce tonęło
w morzu. W tym miejscu, przy tym nieskazitelnie czystym niebie bez żadnej
chmurki, wyglądało to rzeczywiście przepięknie, wręcz surrealistycznie, jakby
było wytworem wyobraźni.
Nie
odwracając wzroku przygryzł wargę, ale zrobił to w tak erotyczny sposób, że
przez ciało Toma przebiegł dreszcz. Teraz zastanowił się, czy powinien jakoś
pozbyć się tych wszystkich - tak dalekich od braterskich – uczuć względem
Billa, czy jednak coś zrobić, dać mu jakiś znak, sprowokować, aby przekonać
się, czy i on czuje to samo, bo gromadzenie w pamięci laptopa tych wszystkich
niegrzecznych zdjęć i tekstów, jeszcze nie świadczyło o tym, że chciałby go
dokładnie w taki sposób. Ale, czy nie tak dawno
nie potwierdził tego cichym życzeniem? I jeśli nie było dowodem na to, więc u
licha na cóż innego? No chyba, że może i coś czuł, może i postrzegał go jako
mężczyznę, z jakim mógłby zbliżyć się jak z partnerem, ale przez fakt, że był
jego bratem, nigdy by do czegoś takiego nie dopuścił, przecież to także było
możliwe, a teraz sam przed sobą przyznał, że wcześniej o tym nie pomyślał. No
cóż… Było dużo czasu, aby porządnie zbadać całą tę dziwną sytuację, zrobić coś,
co pozwoli w pełni przekonać się o wszystkim. Jednak nie pora była o tym myśleć,
poczuł właśnie w żołądku uścisk głodu, zdjął gitarę i nim zaniósł do
pomieszczenia, zauważył:
-
Idziemy chyba do restauracji, nie? Pora coś zjeść, bo nie wiem jak ciebie, ale
mnie już ssie. – Bill spojrzał na niego i było widać, że słowa Toma wyrwały go
z głębokiej zadumy. – I o czym to tak rozmyślasz, hmm? – podchwycił brat,
zamykając z sobą drzwi skierował swoje kroki w ślad za bliźniakiem, który
kroczył już po drewnianym pomoście.
-
A wiesz, tak jakoś… Pomyślałem, że wreszcie odpoczniemy, naładujemy baterie -
kłamał jak z nut. Tom nie miał pojęcia, że jego myśli były niemal identyczne, a
Bill dla odmiany nie posiadał wiedzy o tym, że brat jakiś czas temu skradł jego
tajemnicę. Mimo, iż w ostatnim czasie niemal wytłumaczył sobie niedorzeczność
swoich uczuć i prawie odpuścił, to przecież najgorszą rzeczą jaką mógł zrobić,
to nawet nie spróbować i żyć potem w nieświadomości, że, jeśliby się udało…
Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że może narazić się na śmieszność,
odtrącenie, jednak wiedział też, że to ledwie niedogodność, jakiś skutek
uboczny, niewiele znaczący w obliczu wyzwania. Brat nie będzie z niego szydził
i z pewnością zachowa tę wiedzę dla siebie. Wiedział jedno; albo tu odważy się
zrobić jakikolwiek krok, albo nie odważy się go zrobić wcale, bo gdzież mogłoby
być piękniejsze, lepsze i bardziej dogodne miejsce i czas, żeby przekonać się,
czy Tom mógłby choćby w najmniejszy sposób odwzajemnić jego uczucie? Tu było
tak pięknie, romantycznie, wręcz idealnie, aby przeżyć ze sobą pierwszy pocałunek,
pierwsze zbliżenie, całą masę najcudowniejszych chwil… Ale hola, hola! Chyba
zagalopował się aż nadto w swoich wyobrażeniach i chyba naprawdę już zaczynał
świrować… O czym on do cholery myśli? I tak zatopiony w swoich mrzonkach, wcale
nie słuchał, co mówił Tom!
-
Hej, bracie! – wybrzmiał tuż obok jego donośny głos. – Gdzie twoja głowa? Chmur
tu nie ma! – zaśmiał się.
-
Co mówiłeś? – kolejny raz otrząsnął się jakby z letargu. Dość tego, musi
chociaż na jakiś czas ogarnąć te niesforne myśli, które zabierają go w daleką
podróż, czyniąc nieobecnym tu i teraz.
-
Pytam, co będziesz jadł? – Nawet nie zauważył, że zbliżają się do celu.
-
Nie mam pojęcia, ale pewnie coś egzotycznego, nie wiem co tu serwują.
Restauracja
była dość duża, dwupoziomowa, z ogromnym, zewnętrznym tarasem zarówno dolnym,
jak i górnym, ale na dole większość stolików rozstawiona była wprost na części
plaży, na czystym, niemal białym piasku.
-
Góra, czy dół? – Tom wskazał palcem miejsce wyżej, jednocześnie dając
bliźniakowi możliwość wyboru.
-
Góra… - odparł pytany, spoglądając na schody. – Słońce jeszcze nie zaszło
całkiem, tam będzie przyjemnie.
-
Ale na dole ma być występ półnagich panienek.
-
Chyba zapomniałeś, że mamy jedno łóżko i, że masz nie sprowadzać żadnych
kurewek. – zauważył kąśliwie Bill.
-
Od samego patrzenia nie stanę się niegrzeczny. – wyszczerzył się Tom, wspinając
po drewnianych schodkach tuż za bratem, który już jednak nie skomentował jego
słów.
Wybrali
jedno z lepszych miejsc, tuż przy drewnianej balustradzie, z widokiem na ocean.
Słońce już do połowy w nim tonęło, stając się cudną połówką pomarańczy, a niebo
malowniczo zasnuło się odcieniami purpury i fioletu, jakie niebawem miał
zastąpić ciemny granat, a potem czerń nocy. Podczas, kiedy jego brat nie mógł
oderwać oczu od tego malowniczego widoku, co kilka minut robiąc zdjęcie, Tom
już przeglądał kartę dań, nie potrafiąc zupełnie rozszyfrować co kryje się za
tymi wszystkimi dziwnymi daniami, postanowił przywołać kelnera.
-
Czym mogę służyć? Czy już panowie coś wybrali? – zapytał, skłaniając się nisko.
-
Wybierzemy, ale chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o tych potrawach, o na
przykład: „Garudhija”, co to jest takiego? – zapytał, wskazując palcem napis w
karcie.
-
To jest rosół rybny z tuńczyka, z kaszą z prosa i syropem z mleka kokosowego,
serwowany jest z owocami drzewa chlebowego, kawałkami wędzonej ryby, doprawiany
limonką i zieloną papryką chilli. – odpowiedział młody chłopak i dokładnie w
tym samym momencie Bill porzucił obserwację zachodu słońca, choć zdawać by się
mogło, że wcześniej nawet Tom nie miał mocy, aby mu ją przerwać, po czym
oparłszy brodę na kciuku, wpatrywał się w niego. Podczas, gdy brat wskazywał co
i rusz inne potrawy, nie mogąc się zdecydować, czarnowłosy nie spuszczał z
kelnera wzroku. W końcu, kiedy jego bliźniak wybrał jedzenie dla siebie,
spojrzał na niego w zamiarze pytania, na co on reflektuje, ale nie wydusił z
siebie nawet słowa. Bill nie przestawał, a speszony chłopak musiał ponowić
pytanie.
-
Ja poproszę to samo co mój brat. – palnął w końcu bez zastanowienia,
dostrzegając rumieniec na śniadej twarzy pracownika i czując mocne kopnięcie
pod stolikiem.
-
Serio, kurwa?
-
Co? – zwrócił na Toma nieprzytomne spojrzenie, kiedy chłopak już odszedł.
-
Serio to samo co ja? – zachichotał. – Zamówiłem pieczone tarantule. - Widział,
jak oczy Billa powiększają się, aby stać się po chwili zupełnie okrągłe. - Co
Ty odpierdalasz? Rozebrałeś go wzrokiem.
-
A widziałeś, jaki jest zjawiskowo piękny? Mógłby być modelem, a marnuje się w
tej malediwskiej knajpie.
-
Myślałby kto, że szykowałeś mu w głowie karierę, jeśli już, to raczej swoje
wyro.
Bill
uśmiechnął się pod nosem. Fakt, chłopak grzeszył urodą, ale tak naprawdę
doskonale wiedział co robi, chcąc tym samym w jakiś sposób sprowokować Toma.
Jeśli widzi w nim nie tylko brata, będzie zazdrosny, ale teraz nie dostrzegł
wyraźnych oznak tego uczucia, albo też doskonale wszystko maskował żartami i
śmiechem. Postanowił pociągnąć temat.
-
A jeśli nawet, to co? – cmoknął, cwaniacko mrużąc oczy. Starszy z braci
spoważniał i utkwił w nim swoje przenikliwe spojrzenie. Przez chwilę zupełnie
nic nie mówiąc, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią i ważąc słowa, w końcu
odezwał się spokojnym głosem, bez wyraźnego wyrzutu, kryjącym w sobie jakby
nutę tajemnicy.
-
Pamiętaj, że ciebie też obowiązuje ten zakaz, to łóżko jest tylko nasze… -
Wyraźnie i mocno zaakcentował ostatnie
słowo, tym samym budząc w czarnowłosym chłopaku do życia upojny dreszcz, który
ciepłą kaskadą spłynął w to najwrażliwsze miejsce. Powaga skuła niczym lód
radosny uśmiech na jego ustach, jaki jeszcze przed chwilą się na nich malował,
ale serce zabiło szczęśliwie i niemal boleśnie z tego nadmiaru nadziei, jaki
właśnie się w nim zrodził. Sposób, w jaki Tom wypowiedział to proste zdanie,
wydał mu się niesamowity, tajemniczy, a jednocześnie miał wrażenie, że w jakiś
sposób odkrywa się przed nim. Znów zadawał sobie w myślach pytanie, czy to w
ogóle jest możliwe? Tak naprawdę nie widział żadnych symptomów tego, że ta sama
choroba mogłaby opanować i Toma, chociaż przez ostatnie dni zachowywał się
jakoś inaczej, bywał zamyślony, milczący, jednak czy mógł to przypisać czemuś
takiemu? Może to jedynie było zmęczenie, odpocznie tutaj, naładuje baterie i
wszystko wróci do normy, a on do wyrywania panienek, kiedy już wrócą na stały
ląd. Jednak myśl o tym wspólnym łóżku jakie czekało na nich w domku i
stwierdzenie Toma, coraz silniej pobudzało jego wyobraźnię.
Odwrócił
się znów, aby podziwiać zachód słońca, który za niedługi czas miał zamienić się
w piękną, ciepłą noc, z malowniczym księżycem i gwiazdami, na czystym,
bezchmurnym niebie, jednak nie trwało to zbyt długo, bo za chwilę ten sam co
przedtem, zjawiskowy kelner przyniósł im zamówione dania. Bill podziękował, od
razu zabierając się za konsumpcję, bo nie ukrywał, że głód już zaczął mu
doskwierać, a jego przemiana materii domagała się pysznego jedzenia. Tom
natomiast popatrzył przez chwilę na młodzieńca z obsługi i zanim ten odszedł na
dobre, pospiesznie wstał i dogonił go wpół drogi do schodów. Byli wciąż dość
blisko, ale nie na tyle, aby to, o czym rozmawiali docierało do uszu
czarnowłosego chłopaka, który zamarł z łyżką trzymaną między talerzem, a lekko
rozchylonymi ustami. Doskonale widział, jak brat wsuwa mu w kieszonkę jakiś
banknot, lecz nie widział jaka to może być kwota i czy banknot jest jeden, czy
też niekoniecznie. I do cholery dlaczego właśnie teraz dawał mu pieniądze?
Przecież nie płacił już za kolację, więc za co?! To, co zobaczył, wcale mu się
nie spodobało.
-
Za co dawałeś mu kasę? - zapytał od razu poruszony, z pretensją w głosie, kiedy
bliźniak wrócił do stolika, ale Tom tylko usiadł i nic nie mówiąc, zaczął po
prostu jeść. – Pytam, kurwa, za co mu do cholery płaciłeś? – drążył, wbijając w
niego swoje przenikliwie, wyczekujące spojrzenie.
-
Wziąłem go na nockę do naszego łóżka – odparował w końcu bliźniak, a Billowi w
tej samej chwili wypadła łyżka z ręki, i z szeroko otwartymi ustami wciąż
wpatrywał się w niego. – No co? Przecież spodobał ci się i pomyślałem, że
będzie fajnie, kiedy sobie popatrzę. – Szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy,
kiedy to mówił. Oczywiście, że żartował, tak naprawdę nie chciałby widzieć tego
kolejny raz, a już na pewno nie pozwoliłby na nic takiego ani sobie, ani jemu,
ale przerażenie, jakie malowało się na twarzy czarnowłosego, rozbawiło go.
-
Ależ ci się na żarty zebrało.
-
Mówię całkiem serio, bo przecież za kolację chyba już mu nie płaciłem, nie? –
zaśmiał się znów.
-
Jasne… - Bill sięgnął po łyżkę, po czym uniósł na niego swoje spojrzenie. – A
teraz serio, za co?
-
No to serio poprosiłem go, żeby załatwił nam coś na dobry humor. – Puszczając
oczko, sięgnął po swojego drinka.
-
To mamy na dobry humor – Bliźniak skinął głową w kierunku szklaneczki, jaką Tom
trzymał w ręku.
-
To za mało, a ja mam ochotę na większą dawkę dobrego humoru.
-
Mieliśmy nic nie brać od tamtego razu. – Bill wciąż miał w pamięci, jak
ostatnim razem przesadzili, co skończyło się wielką burdą po koncercie.
Odkręcenie tego wszystkiego kosztowało zarówno ich, jak ich menagera sporo
nerwów, już nie wspominając o kwotach, dlatego też wtedy obiecali sobie, że
koniec z okazyjnym nawet braniem narkotyków, jak i różnego typu środków
odurzających.
-
To nie jest nic twardego, ani groźnego, ot zwykły polepszacz nastroju – Tom
spojrzał na niego jakimś dziwnym wzrokiem. Gdyby Bill mógł wiedzieć co
powiedział temu kelnerowi, z pewnością oszalałby ze szczęścia. Teraz ten gość,
tak na wszelki wypadek będzie trzymał z daleka tę swoją - jak to powiedział
brat – zjawiskową urodę, no i dostarczy mu coś, żeby mógł mieć jeszcze większą
ochotę na „seks ze swoim chłopakiem”. Sam nie wiedział, jak te słowa wypowiedziane
przecież o Billu przeszły mu przez gardło. I w ogóle… o czym on w tamtej chwili
myślał? Chyba naprawdę zaczynały mu przychodzić do głowy bardzo dziwne pomysły,
bo w ogóle sobie czegoś takiego nie wyobrażał. Gorzej będzie, jeśli to wezmą, a
skończy się jedynie na silnym podnieceniu, jakie będzie musiał wyładować
masturbując się pod prysznicem.
Cholera!
Chyba serio oszalał! Seks z Billem… Już sama myśl była nieprawdopodobnie
niedorzeczna, a co mówić o jej realizacji.
-
Tom… - Głos brata był jakiś dziwny, pełen wyrzutu. – Nie chcę niczego brać,
napierdolmy się alkoholem, też będzie wesoło.
Ich
spojrzenia spotkały się i trwali tak jakąś dłuższą chwilę, jakby w zawieszeniu,
chcąc odczytać myśli tego drugiego.
-
Już kupiłem, poda mi z rachunkiem, ale okej, jak chcesz.
-
Po prostu nie chcę, żebyśmy zrobili tu coś głupiego, coś, czego obaj będziemy
potem żałować… Ja po prostu chcę się dobrze bawić, nie popełniać głupstw i
wszystko pamiętać z tego czasu.
Tom
wpatrywał się w brata kiedy to mówił i przez chwilę miał całkowity mętlik w głowie,
zupełnie nie wiedział o co chodziło Billowi, ale przecież mówiąc o tych
popełnianych głupstwach, z pewnością nie mógł myśleć o jakimś ewentualnym
zbliżeniu, nie czytał mu przecież w myślach, nie wiedział jakiego typu dragi
zamówił u kelnera. Pewnie obawiał się zupełnie czegoś innego, może jakiejś
bójki lub zniszczeń dokonanych po zażyciu prochów. Uniósł do ust swojego drinka
i wypił do dna.
-
Niech ci będzie, napierdolmy się. – rzucił, po czym kiwnął na tego samego
kelnera i mimo, że Bill nie wypił jeszcze swojego do końca, zamówił drugi raz
to samo.
Siedzieli
jeszcze na górze jakiś czas, a kiedy zapłacił, odbierając przy okazji swoje
prochy, zeszli jeszcze na dół knajpki i zajmując miejsca przy barze, obejrzeli
występ skąpo ubranych tancerek, wypijając przy tym kilka drinków.
-
Co z tym masz zamiar zrobić? – zapytał Bill, wskazując palcem na tylną kieszeń
jego dżinsów, gdzie schowane były zakupione dragi. Zaczynał mu się delikatnie
plątać język i robił się tak słodki, że aż lepki, co było oznaką, że ma już
zdrowo w czubie. Teraz położywszy dłoń na udzie bliźniaka, wpatrywał się z
niego maślanym spojrzeniem.
-
Zachowam na potem, może kiedyś się przyda… - mruknął Tom, opierając głowę na
dłoni, a przedramię na barze. – Chyba będziemy już wracać, bo mnie też trochę
ścina i zmęczenie się daje we znaki. Najebiemy się zdrowo jutro.
Siedzieli
teraz obok, a jednak zwróceni do siebie przodem. Bill wciąż trzymał dłoń na
udzie brata, który chwilami miał wrażenie, że mocniej zaciska na nim palce.
Postronny obserwator z całą pewnością mógł stwierdzić, że są parą. I tak też
się stało.
Przygryziona
przez czarnowłosego chłopaka dolna warga, jakby w zwolnionym tempie uwalniała
się spod jego białych zębów, była nabrzmiała alkoholem i mocno zaróżowiona, i
tylko on jeden wiedział dokąd podążyły właśnie jego myśli. Miał wrażenie, że
napięcie między nimi rośnie jak jakiś mur.
-
Widzę, że szykuje się upojna noc, to co? Jeszcze po drinku? – doszedł do ich
uszu jak zza światów głos barmana, który przerwał ten wzrokowy kontakt, bo obaj
zwrócili spojrzenia na mężczyznę. Zdziwieni, nieco zaskoczeni jego
stwierdzeniem, jednak żaden z nich nie prostował tego, co przed chwilą
powiedział ten gość.
-
Nie, dzięki, wystarczy. – Tom wyjął z kieszeni portfel, aby uregulować
rachunek. – Już spadamy, na dziś koniec. – Sam miał już trochę w czubie,
chociaż nie czuł się pijany. Wypił jednak sporo, a teraz jak bumerang wróciła
myśl, że ze chwilę będzie kładł się spać, na tym dużym, miękkim łóżku, obok
Billa, który teraz chwiejnym krokiem kierował się w stronę wyjścia na plażę.