Tę część chciałabym zadedykować osobie, która jako jedyna zostawiła swoją opinię pod każdą częścią. Mam nadzieję, że nadal mogę na to liczyć, nawet choćby fabuła całkowicie Cię zawiodła. Wierzę, że wówczas powiesz mi to wprost.
Dziękuję, że poświęciłaś swój cenny czas i uwagę.
Dziękuję Evo Green ;*
Część 58.
Mimo,
że był gościem, Georg nie chcąc nadwyrężać kontuzjowanej nogi gospodarza, sam
przyniósł szklanki, butelkę whisky i lód. Wszystko ustawił na stoliku w salonie
wraz z pizzą, jaką po drodze kupił i przywiózł. Kiedy rozlewał do szklanek
trunek, Tom, który już nie mógł się doczekać relacji, od razu go zaatakował:
– Nosz
kurwa, posadź wreszcie ten tyłek i opowiadaj!
– Aleś
ty nagrzany, mówiłem ci już, że nie za bardzo jest o czym opowiadać.
– To,
że się najebaliście to już wiem, a teraz wytęż swój mały mózg i przypomnij
sobie wszystko po kolei, i to, o czym mi wciąż nie powiedziałeś!
Chłopak
westchnął i wziął kilka łyków alkoholu.
– Nie
zauważyłem niczego, co mogłoby cię zainteresować. Wszyscy się bawiliśmy,
tańczyliśmy, Bill zachowywał się normalnie, jak na imprezie, z nikim nie
flirtował. Widziałem, że sporo czasu spędził z Bastienem, ale tylko gadali.
– O
czym tyle gadali?
– Nie
wiem, nawet jakbym chciał podsłuchać, nie dałbym rady, bo tam było głośno. Jak
siedziałem z nimi to była gadka o występie, o ludziach na imprezie, paliliśmy
skręty i serio, nie zauważyłem niczego podejrzanego.
– A
jakim cudem się tak upiliście, co?
– Chciałbym to sam wiedzieć, stary – Georg
cmoknął. – Piliśmy sporo, nie powiem, że nie, ale kontaktowałem wszystko, do
czasu. Potem był nagły zjazd, a ostatnią rzeczą jaką pamiętam, to jak zaczęło
mi się kręcić w głowie i wszystko rozmazywać, poczułem się gorzej i wyszedłem
na zewnątrz. Przy basenie siedział Bill z Bastienem, pamiętam, że pili,
poszedłem w ich stronę i tyle.
Tom
patrzył na niego wnikliwie słuchając, a jednocześnie intensywnie myśląc.
– A
pamiętasz która to mogła być godzina?
– Weź!
– zaśmiał się Georg. – Myślisz, że nie miałem co robić, tylko patrzeć na
zegarek?
– Po
prostu pytam, bo kiedy Bill do mnie dzwonił było przed północą, ale nie słychać
było w głosie, żeby był jakoś zdrowo najebany.
– To
jeszcze pamiętam jak poszedł dzwonić, potem piliśmy jakby więcej. – Kumpel znów
się roześmiał, a Tom tylko wykrzywił usta w lekkim grymasie. Nie było mu do
śmiechu, chociaż właściwie sam nie wiedział co jest powodem jego wewnętrznego
niepokoju. Wszystko co we trzej opowiadali, składało się w jedną całość, więc
nie powinien się tym zadręczać, jednak fakt, że tak szybko zaliczyli zjazd na
bazę, był dla niego z deka dziwny.
– A nie
braliście nic? Bo to dziwne, że tak zjechaliście szybko.
– Nie,
no chyba, że coś w whisky było, ale nie sądzę, żeby Baron miał takie akcje. Tam
dużo ludzi ćpało, chyba, że przypadkiem ktoś nam coś dorzucił, ale nieee… – Georg
pokręcił głową. – Paliliśmy dużo trawy, więc to też pewnie miało swój wpływ.
Tom
sączył wolno swój alkohol i na moment zamilkł.
– No
przestań już sobie tym nabijać łeb! Bill spał ze mną, więc możesz być spokojny
– dodał, kiedy chłopak wciąż nic nie mówił.
– Fakt
jest taki, że miałeś go pilnować, a urwał ci się film.
– Jemu
też się urwał!
– Dasz
się za to pokroić? – Tom zmrużył oczy, wnikliwie go lustrując.
– Wyluzuj, mówię, że spał ze mną w jednym łóżku,
więc nie mogło być inaczej. – Trochę zaczynała go bawić, a zarazem irytować ta
podejrzliwość chłopaka.
– Obyś
miał rację… – westchnął szatyn.
Georg
jeszcze opowiadał o imprezie i o Caroline, wychwalając jej fizyczne walory i
nie ukrywał, że bardzo mu się wizualnie spodobała, ale Tom zdawał się już wcale
nie zwracać uwagi na to co papla kumpel. W pewnym momencie zupełnie zgubił
wątek rozmowy.
– Halo!
Ty mnie w ogóle słuchasz? – Szturchnął go przyjaciel.
– Tak,
to znaczy zamyśliłem się na chwilę.
– No
widzę właśnie! Mówię, że jakbyś ją zobaczył, też by ci się spodobała –
wyszczerzył się.
– Problem w tym, że od jakiegoś czasu nie
zwracam na laski uwagi – odpowiedział Tom, odstawiając pustą szklankę na stół,
po czym zerknął na zegarek. Było po osiemnastej i właśnie zaczął się
zastanawiać, o której wróci Bill. Zaczynał pomału tęsknić.
***
– Zaprosiłeś mnie na lunch, chciałeś rozmawiać,
ale nie do końca wiem, czy o czymś konkretnym, czy tak po prostu? – zapytał
Bill i odkładając sztućce po zjedzonym posiłku, sięgnął po szklankę z piwem.
– W
sumie o wielu rzeczach chciałem pogadać, no i powiedzieć ci o tym nowym
kawałku, pokazać go, ale dziś nie możesz. Więc może jutro?
– Nie,
jutro odpada. Pewnie pół dnia spędzę na wybiegu, za półtora tygodnia jest
pokaz.
– Serio? To jednak weźmiesz udział w tym pokazie?
– Tak,
Valentino chce żebym poszedł, nie wiem, czy to ma być fejm dla niego, czy dla
mnie – roześmiał się. Był taki piękny… Bastien wpatrywał się w niego uporczywie,
z miłością i radością. Patrzeć na ten ideał, to była ogromna przyjemność,
czysta magia, a jednocześnie ten widok wciąż sprawiał mu ból, bo mimo iż
sobotniej nocy posiadł jego ciało, to jednak miał świadomość, że nigdy nie odda
mu się w pełni. Bo szczerze wątpił, czy kiedykolwiek uda mu się skraść jego
serce.
– Oczekuję zaproszenia na ten pokaz – uśmiechnął
się blondyn, nie spuszczając z niego spojrzenia.
– Jasne, masz to jak w banku. – Czarnowłosy
wychylił resztkę piwa ze szklanki i przenikliwie spojrzał mu w oczy: – A
teraz do rzeczy, Bastien, bo wiem, że wciąż nie wywaliłeś z siebie tego, co ci
leży na sercu.
– Przejdziemy się? – zapytał blondyn, po czym
skinął na kelnera, bo ten akurat był w pobliżu. – Proszę rachunek.
– Jeśli
spacer pomoże ci w wyduszeniu z siebie wszystkiego, to możemy się przejść.
Bastien
poczuł lekkie zakłopotanie. Doskonale wiedział, na jaki temat chce z nim
rozmawiać, ale jak miał tę konwersację zainicjować? Oczywiście, że nie wypali
jak z ciężkiego działa: „Bill, kocham cię i chciałbym być z tobą”, to mogłoby
się skończyć jego totalną klęską. Wiedział jednak, że jakoś musi go podejść,
wybadać i dowiedzieć się w końcu, czy w ogóle ma na co liczyć.
Pospiesznie
sięgnął po etui z rachunkiem, jakie właśnie przyniósł kelner i wyjął z portfela
banknot pokrywający wartość zamówienia wraz z napiwkiem. Pozostawiając zapłatę
na stoliku, wstał i skierowali się do zejścia z tarasu restauracji schodkami,
jakie prowadziły nad brzeg jeziora. Nie mieli pojęcia, że siedzący nieopodal mężczyzna,
który wyglądał na bardzo zainteresowanego czymś co właśnie oglądał na ekranie
swojej komórki, kilka minut temu uwiecznił ich spotkanie na kilku - jak mu się
wydawało - niewiele znaczących zdjęciach, nie zamierzając jednak na tym
poprzestać.
Kilkanaście
metrów przeszli w zupełnym milczeniu. Bill nie ponaglał go, doskonale zdając
sobie sprawę, że Bastien z czymś wewnętrznie się zmaga. Podświadomie czuł, jaki
to demon zawładnął jego umysłem i odrobinę obawiał się o przebieg tej całej
rozmowy. Mimo to jednak miał nadzieję, że blondyn nie zachowa się jak dziecko,
znał go trochę i wiedział, że jest rozsądnym facetem, choć jeśli naprawdę go
kochał, to uczucie bez wzajemności mogło mu nieco tego rozsądku odebrać.
– Zdaję
sobie sprawę, że ta noc nie miała dla ciebie zbyt wielkiego znaczenia, prawda?
– zaczął, wciąż idąc wolno. Czuł, że zaczynają mu się z nerwów pocić dłonie,
więc wsunął palce w kieszenie dżinsów i zerknął na profil czarnowłosego, który
lekko uśmiechnął się. I choć nie przyglądał mu się dłużej, to miał wrażenie, że
delikatnie pokręcił głową.
– Zależy, co masz na myśli Bastien –
odpowiedział Bill, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę do czego pije. Wolał
się jednak upewnić, a poza tym zupełnie nie wiedział co ma mu powiedzieć. Nie
chciał go jakoś obcesowo dystansować, w końcu w pewnym sensie mu na nim
zależało. – Gdzie zazwyczaj przesiadujesz, kiedy przyjeżdżasz tutaj? – zapytał,
nim Baron zdążył coś powiedzieć, zupełnie zmieniając temat.
– Tam,
na tym kawałku trawy przy brzegu, gdzie to drzewo. – Wskazał swoje ulubione
miejsce.
– Więc
chodźmy tam usiąść, tutaj za dużo osób się kręci, żeby rozmawiać na takie
tematy.
Faktycznie,
wokół jeziora spacerowali ludzie i co chwilę ktoś ich mijał, więc już w
milczeniu doszli do miejsca, gdzie w pobliżu nie było nikogo. Usiedli na
obnażonym korzeniu i dopiero wówczas Bastien odpowiedział:
– Nie
będę ukrywał, że mi na tobie zależy, choć pewnie o tym doskonale wiesz…
Bill
cicho westchnął i wyrwał źdźbło trawy, które wsunął sobie do ust. Nie był gotów
na taką rozmowę, chociaż w sumie się jej spodziewał. Czuł, że tym pójściem do
łóżka narobi mu nadziei, dlatego musiał go jakoś ostudzić.
– Bastien… – jęknął i spojrzał na blondyna, który wpatrywał
się w niego w niemym oczekiwaniu. – Czułem, że tak będzie.
– To
znaczy: jak? Nie bój się, nie mam zamiaru cię nękać. Po prostu od tamtej nocy
myślę o tobie jeszcze intensywniej, niż przedtem…
– A Max
o tym wie? – zaśmiał się cicho i wyjął z kieszeni bluzy, papierosy. Wyciągnął
dłoń z paczką w stronę Bastiena, który poczęstował się, a kiedy odpalił, jakby
z żalem w głosie odpowiedział:
– Daj
spokój z tą ironią, dobrze wiesz, że go nie kocham.
– Wiem
– odparł już poważnie Bill, zaciągając się używką. – Ale on kocha ciebie i pewnie
byłby załamany, jakby się dowiedział.
– I tak
się domyśla, dobrze wie, że mi się bardzo podobasz.
– Musi
mnie nienawidzić.
– I
nienawidzi, ale nie chcę gadać o Maxie.
– To o
czym chcesz gadać?
– O
nas.
– O
jakich nas? – Bill spojrzał na niego unosząc lekko do góry prawą brew. –
Bastien, nie ma żadnych nas. Dobrze wiesz, że ja kogoś mam. To był tylko seks i
tyle.
– Świetnie…
– No
co; świetnie!? Niczego ci nie obiecywałem, miałem na ciebie ochotę, ty też tego
chciałeś, więc poszliśmy do łóżka. Chyba jesteśmy dorośli, nie? Nie wiem co ci
się zebrało na jakieś wyznania.
Bastien zamilkł. Nie za bardzo wiedział co ma
mu powiedzieć, w sumie to nawet i nie było już sensu mówić czegokolwiek.
Właśnie dostał klarowną odpowiedź, że nawet nie ma na co liczyć. I chyba zaczynał
tracić nadzieję, że seks z nim się powtórzy. Palili chwilę w milczeniu, a on
czuł, jak zbiera w nim żal i wściekłość. A co tam! Powie mu w końcu co czuje,
może przynajmniej pobudzi w nim jakieś wyrzuty sumienia. Tylko czy na pewno?
Sam przecież ich nie miał względem Maxa, bawił się nim, może nawet w jeszcze
gorszy sposób. Co z tego, że z nim był, skoro kochał innego? Bill przynajmniej
postawił sprawę jasno; na związek nie ma żadnych szans.
– Tak,
zebrało mi się na wyznania, bo się w tobie zakochałem – wypalił po chwili, a w
odpowiedzi usłyszał jedynie zniecierpliwione sapnięcie.
– I po
co mi to mówisz? – skwitował Bill chłodno. No to miał odpowiedź… Chyba jeszcze
nikt nie sprawił mu większej przykrości. Niby nic takiego, przecież nie
spodziewał się podobnego wyznania, ale po tym co usłyszał, poczuł się wyjątkowo
paskudnie. Prawdą były słowa, które kiedyś gdzieś przeczytał, że najboleśniej
potrafią nas zranić osoby, które kochamy.
– Bo
chcę, żebyś wiedział… – odparł zdławionym głosem. Jeszcze tylko
brakuje, żeby się tutaj rozpłakał. Zaciągnął się ostatnim machem i zgasił peta
w trawie.
– Przepraszam, Bastien. To nie powinno się stać,
narobiłem ci tyko niepotrzebnie nadziei.
– Żałujesz?
– Nie,
no co ty! Było fajnie! – zaśmiał się cicho Bill, puszczając mu oczko.
– Tylko
fajnie? – DJ mruknął, nieco zawiedziony takim stwierdzeniem.
– No
cóż… Nie będę cię oszukiwał, nikt nie jest lepszy w łóżku od mojego faceta.
Baron
poczuł, jakby dostał od niego kolejny policzek. I na co mu była w ogóle ta
rozmowa? Chyba byłoby lepiej, jakby żył w nieświadomości i karmił się
mrzonkami.
– Więc
dlaczego go zdradzasz, Bill? – zapytał, nie spuszczając z niego wzroku. Był
ciekaw, czy w ogóle uzyska odpowiedź na to pytanie, bo jeśli on kochał tego
swojego faceta, który był taki zajebisty w łóżku, nie było przecież żadnego
logicznego wytłumaczenia na to, co zrobił. Ale czarnowłosy tylko uśmiechnął się
chytrze i odparł pewnym głosem:
– Dlaczego? Z bardzo prostej przyczyny… I kawior
jedzony codziennie może się znudzić. – Uśmiechnął się tak pięknie, że aż
ścisnęło go w mostku. Czy on w ogóle zasługiwał na miano anioła? Przecież był
pieprzonym diabłem w tej pięknej, anielskiej powłoce. Ranił go każdym słowem i
wyglądało na to, że uwielbiał się pastwić nad swoimi ofiarami. Pieprzyć to!
Może się i pastwił, ale Baron wiedział, że kiedy tylko kiwnie palcem, poleci za
nim, choćby na koniec świata, choćby miał sobie z niego zrobić marną przekąskę,
chwilowy odpoczynek od ciągłego jedzenia tego najlepszego przysmaku.
– Skoro
tak mówisz, to może to kiedyś powtórzymy, co…? – zapytał cicho i sam nie
wierzył, że przeszło mu to przez gardło.
– W tej
chwili nie mam na ciebie ochoty, ale kto wie co się kiedyś wydarzy? – zaśmiał
się. Ton jego głosu nie był przyjemny, ani kojący, a wręcz przeciwnie. Ukłuł
Barona prosto w serce swoją ironią i drwiną, bo właśnie to wyczuł w jego
słowach, chociaż może po prostu był przewrażliwiony, bo oczekiwał zupełnie
czegoś innego? Ale właściwie czego? Przecież Bill nie kochał go, po prostu
poszedł z nim do łóżka, bo miał na to najzwyklejszą ochotę wspomaganą dragami,
nie mógł mu więc obiecać, że to się jeszcze kiedyś wydarzy.
Kiedy
wracali, rozgrzeszał go w myślach. On sam nie darzył Maxa miłością i był dla
niego po stokroć gorszy, ranił go mocniej, a czasem wręcz poniżał. Dopiero
teraz zrozumiał tego chłopaka; przecież Max go kochał, może nawet bardziej niż
on czarnowłosego, i dlatego wciąż przy nim był, czekając na odrobinę
przychylności i jakąś bliskość.
Wiedział,
że i on będzie tak samo czekać na cokolwiek od swojego anioła i, że zrobi dla
niego wszystko.
***
Mimo
zbieżnych relacji z przebiegu imprezy, Tom nie potrafił się pozbyć dziwnego
wrażenia, że jednak nie do końca było tak, jak przedstawiał to Bill i Georg.
Niby ich opowieści były wiarygodne i jedna relacja pokrywała się z drugą, ale i
tak coś mu nie grało. Do pewnego czasu myśli o tym wciąż plątały się w jego
głowie, ale nie było nadto spokoju, aby mógł złożyć je w jedną, logiczną całość,
a potem, kiedy wypił już kilka drinków, zupełnie przestał się nad tym
zastanawiać, a i do rozmowy znalazł się zupełnie inny temat. Kiedy wrócił Bill
byli już trochę podchmieleni, co nie za bardzo mu się spodobało.
– To ja
się do ciebie spieszę, a ty już się zarąbałeś? – skwitował, kiedy wszedł do
salonu.
– Oj
tam, tylko troszeczkę – zaśmiał się Tom, wbijając w bliźniaka spojrzenie
szklistych oczu. – Cieszę się, że już jesteś.
– Żebym
wiedział, że tak się dobrze bawisz, to pojechałbym do Barona ogarnąć ten nowy
kawałek. – W głosie Billa wyczuwalna była pretensja, co od razu podchwycił
Georg.
– Nie
denerwuj się, ja zaraz jadę.
– Przecież cię nie wyganiam – rzucił Bill, po
czym odwrócił się i poszedł do kuchni, nałożyć sobie do szklanki lód. Kiedy
wrócił nalał sobie whisky i usiadł obok Georga.
– Billy, naprawdę cieszę się, że już wróciłeś… – powtórzył bliźniak.
– A ja
mniej, bo jesteś już pijany.
– Jak
Georg pójdzie, to udowodnię ci, że nie jestem taki pijany – puścił mu oczko.
– Rany…
Nie przy mnie, bo mi się robi niedobrze – skrzywił się kumpel.
– No
co? Nic nie robimy, jak chcesz to go zaraz pocałuję – zaśmiał się Tom.
– No
jasne… I co jeszcze? – rzucił Bill i wpatrując się w niego, zmrużył oczy. Był
zły, ale czy powinien? Sam pojechał przecież z Baronem, lecz wypił tylko jedno
piwo, nie dał się skusić propozycją zaproszenia do niego, wrócił szybko do
domu, bo chciał znaleźć się w ramionach brata, a tymczasem co on zrobił? Zdążył
się już zalać właśnie wtedy, kiedy miał ogromną ochotę na seks. Chociaż w
sumie, gdy był lekko podpity, seks był zawsze zajebisty.
– Co
tylko chcesz, kotku. – Tom cmoknął, wpatrując się w niego, na co Georg tylko
przewrócił oczami, ale Bill się nie odezwał, tylko wychylił swojego drinka do dna
i wstał.
– Wy
sobie siedźcie, a ja idę pod prysznic – rzucił i ruszył w stronę łazienki.
– Dobra, ja to idę, bo widzę, że jest jakiś
wkurwiony. – Kumpel odprowadził Billa wzrokiem.
– Zaczekaj, nalej jeszcze po małym – powiedział
cicho Tom. Wprawdzie bliźniak już był w łazience, ale wolał, żeby tego nie
słyszał. Już i tak był zły, ale miał nadzieję, że za kilkanaście minut zupełnie
go udobrucha.
***
Bill
wyszedł spod prysznica i przyłożył do twarzy ręcznik, aby wchłonął krople wody,
po czym wytarł mokre włosy. Spojrzał na siebie w lustrze, sięgnął po pudełko z
kremem i nabrał odrobinę kosmetyku na palec, po czym posmarował nim skórę
twarzy. Przyglądając się swojemu odbiciu, jednocześnie nasłuchiwał odgłosów z
salonu, ale wyglądało na to, że Georg wyszedł, kiedy był w kabinie, bo teraz
dochodziła do jego uszu jedynie cicha muzyka. I dobrze, że sobie poszedł. Tak
naprawdę już wcale nie był na Toma zły i miał zamiar za chwilę narzucić na
siebie jedynie szlafrok, a potem skusić go wyzierającą spod niego nagością. Już
układał sobie w głowie plan na dzisiejszy wieczór, kiedy drzwi łazienki
otworzyły się cicho, a w lustrze zobaczył odbicie swojego bliźniaka, który
wolno, z lekkim uśmiechem, właśnie się do niego zbliżał. Nim zdążył coś
powiedzieć, już stał za nim i objąwszy go ramionami, wyszeptał wprost do jego
ucha:
– Mmm…
Jeszcze się nie ubrałeś… To dobrze, bo właśnie spławiłem Georga.
Bill
na chwilę wstrzymał oddech i przechylił głowę na bok, pozwalając bratu pieścić
wargami swoją szyję. Jednocześnie chłonął spojrzeniem lustrzane odbicie jego
poczynań czując, jak rozrasta się w nim podniecenie. Był zupełnie nagi, więc
nie potrafił ukryć na to niezbitego dowodu, jakim był jego powiększający swój
rozmiar, członek. Zacisnął dłonie na obrzeżu szafki, w jakiej osadzona była
umywalka i wpatrywał się w lustro, w którym widział ukochane usta, spijające z
jego szyi i ramion pojedyncze krople wody. Palce Toma delikatnie pieściły jego
tors, rozcierając wilgoć, jaka po kąpieli pozostała na jego skórze, finalnie
lekko uciskając nabrzmiałe sutki. Pragnął go tu i teraz, chciał, żeby go zaraz
wziął, ale właśnie przypomniał sobie, że raczej nie powinni robić tego na
stojąco.
– Tommy… – mruknął . – Jeszcze za wcześnie na takie akcje
z tą nogą…
– Ćsiii…
– syknął brat, obracając go przodem do siebie i
nim zdążył zaprotestować, szybko posadził go na szafce zamykając mu usta
pocałunkiem. Bill poczuł, jak jego plecy przylgnęły do zimnej powierzchni
lustra, a ciepłe dłonie bliźniaka objęły jego pośladki. Poddał się pocałunkowi
i władczemu dotykowi, kiedy nagłym ruchem przysunął go do rantu, rozszerzając
jego uda. Nie wykazał się w tej chwili rozsądkiem, bo to, co właśnie robił brat
cholernie mu się podobało, był podniecony, spragniony, i nie chciał mu przerywać,
ani się sprzeciwić. Miał tylko nadzieję, że Tom wie co robi i nie nadwyręży tym
szaleństwem kontuzjowanej nogi, choć z każdym jego poczynaniem zaczynał mieć
wątpliwości, czy to wszystko dobrze się skończy. Czułość, jaką z początku
emanował, zamieniła się nagle w dzikość i gwałtowność, którą tak bardzo w nim
kochał. Był niesamowity, kiedy władała nim żądza i szaleństwo. Całował z pasją,
dotykał zaborczo i Bill, poddając się doszczętnie jego woli, nawet nie
zarejestrował chwili, kiedy zsunął z bioder spodnie. Wówczas chwycił go za
łydki i układając jego stopy na swoich ramionach, wtargnął w niego jednym
pchnięciem.
Bliźniak
jęknął głośno, czując rozpierającą wielkość w sobie. Oczy zaszły mu mgłą, ale
doskonale widział to szaleństwo w spojrzeniu brata, kiedy lekko wycofał biodra,
aby ponownie wypełnić go sobą do końca.
***
To był jeden z najlepiej spędzonych wieczorów, kiedy już
nawet nie pomyślałem o Bastienie, ani nie wspominałem chwili, kiedy mnie
pieprzył, bo wtedy miałem kogoś zdecydowanie lepszego! Byłem marionetką w
dłoniach Toma i - o kurwa! - jak bardzo mi się to podobało, wiedziałem tylko
ja!
Posuwał mnie mocno. Podczas kiedy moje stopy oparte były na
jego ramionach, ja dłońmi trzymałem się szafki, a plecy przylegały do zimnego
lustra, ale nie skończyliśmy w takiej pozycji. Po chwili Tom wyszedł ze mnie i
ściągnął mnie stamtąd, a kiedy stanąłem na posadzce, obrócił mnie tyłem.
Spojrzałem w swoje odbicie i za plecami zobaczyłem jego, wpatrującego się we
mnie płomiennym wzrokiem i tak zdecydowanego… Zdecydowanego, aby wejść we mnie
swoją wielkością i mocno mnie zerżnąć. Wiedziałem, że tylko ułamki sekund
dzieliły mnie od chwili, kiedy przyjemność będzie rozrywać mnie od wewnątrz,
nakłuwać ciało igłami rozkoszy, i sprawiać, że znów oszaleję.
Odrzuciłem głowę w tył, ponownie czując na mojej szyi jego
usta, a w rezultacie zęby, które kąsały delikatną skórę. Przeszyły mnie dreszcze,
a wtedy jego twardy penis - tym razem bez oporu i trudu - wniknął we mnie. Zadrżałem
z przyjemności i dostrzegłem lekki uśmiech na ustach Toma. Tak… Mógł być z
siebie dumny, bo z nikim nie było mi tak dobrze, nikt nie pieprzył mnie tak
zajebiście, nikt nie penetrował tak głęboko! Zapulsował w moim wnętrzu i po
chwili zaczął się we mnie wbijać z szaleńczym impetem, raz za razem, szybko i
mocno, znów i znów. I te dłonie na moim ciele... Tak upragnione i ukochane,
dłonie mojej miłości, jego dłonie... Mocno przyciskały mnie do
najcudowniejszego ciała, które swoim ciepłem znów nagrzało zziębnięte przez
chwilę od lodowatego lustra plecy. Zimno, gorąco... Gorąco i zimno... Magia i
kalejdoskop doznań, kiedy czułem go w sobie, kiedy tak zapamiętale we mnie
wchodził.
I
znów z moich warg umknął głośny jęk. Odbierając każde jego pchnięcie, na chwilę
przymknąłem oczy, delektując się tym doznaniem, ale kiedy uchyliłem powieki,
linia naszych spojrzeń zbiegła się w jednym punkcie, tam, gdzie spotkały się,
aby rozkoszować reakcją tego drugiego. Oblizałem ostentacyjnie nabrzmiałe od
pocałunków wargi, czując, jak właśnie w tej samej chwili jeszcze mocniej wbił
się we mnie. Ponownie z moich rozchylonych ust wydobył się jęk, muzyka, w którą
tak uwielbiał się wsłuchiwać. Wypchnąłem mocniej pośladki, jakbym chciał czuć
go w sobie jeszcze głębiej, a przecież wchodził we mnie do końca, boleśnie i
dziko, ale jakże rozkosznie! O ja nienasycony... Ale zawsze chciałem go więcej
w sobie, do granicy możliwości naszych ciał, do końca! Pragnąłem w pełni czuć
tę wielkość i najcudowniejszy ból.
Jęczałem,
żeby robił to mocno i brutalnie, a on spełniał moją każdą zachciankę, podczas
kiedy ja sunąłem dłonią wzdłuż mojego ciała, niżej i niżej. Objąłem w końcu
moją nabrzmiałą, twardą męskość ciepłą dłonią, rzucając mu powłóczyste
spojrzenie, odbijające się w lustrze. A on patrzył nie przestając, kiedy
wytrysnąłem na szafkę. Wtedy znów z moich rozchylonych warg wydobył się głośny
wyraz przeżytej właśnie przyjemności. Tom doszedł kilka minut po mnie, a kiedy
drżąc w ostatniej fazie spełnienia mocniej przylgnął do moich pleców,
powiedział coś, co pobudziło we mnie uśpione wcześniej wyrzuty sumienia i
paniczny strach…
***
Tom
nie pamiętał dokładnie, jak przeżywał orgazm z wszystkimi kobietami, z jakimi
niegdyś sypiał, ale wiedział jedno: rozkosz przeżywana z Billem, była bardzo
silna i miał wrażenie, że trwała o wiele dłużej. Może dlatego, że to właśnie
jego tak bardzo kochał?
Wciąż
był w nim, choć czuł, że jego członek za chwilę samoistnie się wyślizgnie z
ciepłego wnętrza, ale pragnął przedłużyć tę chwilę przyjemności. Był takim
szczęściarzem, że go miał, czuł dumę z faktu, że właśnie jego Bill pokochał w
ten sposób, że oddawał się tylko jemu i czerpał z tego aktu równie ogromną
rozkosz jak on sam. Co do tego nie miał cienia wątpliwości i ufał mu, ale jakoś
tak z przekory, albo może dlatego, aby Bill czuł się tak bardzo kochany i
wyjątkowy, na sam koniec wychrypiał mu do ucha, wciąż uspokajając oddech:
– Jeśli
kiedyś mnie zdradzisz, pamiętaj… Nie daruję ci tego…