Część 76.
Bastien
siedział na małym, plastikowym krzesełku w korytarzu izby przyjęć szpitala,
który miał właśnie ostry dyżur. W jednej z sal szpitalnego oddziału ratunkowego
był Bill, doskonale wiedział w której, bo właśnie do niej drzwi wciąż się
otwierały i zamykały, ktoś wychodził, ktoś inny wbiegał. Ta nieustanna rotacja
i krzątanina pielęgniarek, i innego personelu medycznego, przyprawiała go o
dreszcz strachu, bo zupełnie nie wiedział co tam się dzieje, i czy z Billem
jest wszystko w porządku. Miał wrażenie, że minuty zamieniają się w godziny,
bardzo się bał i czuł, że żołądek zacisnął mu się w mały węzeł. Z tego
wszystkiego zapomniał zatelefonować do Georga i przypomniał sobie o tym, kiedy
zniecierpliwiony chłopak sam się do niego zaczął dobijać, ale nie odebrał
połączenia. Postanowił, że oddzwoni do niego, kiedy już się dowie, że Billowi
nic nie grozi, bo innej opcji w ogóle nie dopuszczał sobie do głowy. Z powrotem
wsunął telefon do kieszeni i czekał. Nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, że
właśnie uratował mu życie, czuł się zagubiony i bezradny, zupełnie nie wiedząc
co ma robić, choć tak naprawdę w tej chwili mógł tylko czekać. Czas oczekiwania
na jakąś wieść o stanie jego zdrowia, ciągnął się w nieskończoność i zupełnie
zgubił jego poczucie, nie mając pojęcia ile już tutaj tkwi.
Wpatrywał
się w tamte drzwi w niemym oczekiwaniu, kiedy gdzieś z boku usłyszał pełen
wyrzutu głos:
–
Bastien, do jasnej cholery! Czemu nie odbierasz ode mnie telefonu?! – Ku niemu
zmierzał szybkim krokiem Georg, a tuż obok niego dreptała jego dziewczyna,
Sara. Blondyn spojrzał na niego smutnym wzrokiem.
–
Bo jeszcze nic nie wiem, on tam cały czas jest, nie wiem co mu robią, nie wiem
jaki jest jego stan.
–
Kurwa mać, trzeba zadzwonić do jego matki, nie ma wyjścia.
–
Poczekajmy jeszcze chwilę, zadzwonisz jak będzie już pewne, że wszystko z nim
okay.
Georg
tylko skinął głową. Bastien miał rację, nic by to nie dało, jeśliby zadzwonili
w tej chwili, pewnie kobieta jeszcze bardziej by się zdenerwowała, nie mając
pojęcia czy syn będzie żył, chociaż oni nie dopuszczali sobie do głów innej
opcji.
–
Skąd wiedziałeś, że tu go przywieźli? – zapytał po chwili DJ.
–
Nie wiedziałem, zatelefonowałem na pogotowie i zapytałem gdzie mają ostry
dyżur. Wiedziałem, że w końcu w którymś szpitalu cię znajdę.
–
No tak… – mruknął Bastien i niemal w tej samej chwili, otworzyły się drzwi sali
z której wyjechało łóżko z leżącym na nim Billem, a wraz z nim wózek z jakąś
aparaturą, do której był podłączony. Ten widok w obu wzbudził jeszcze większy
lęk. Wyglądało na to, że Bill był nieprzytomny, podłączony do respiratora, a to
nie wróżyło niczego dobrego.
–
Panie doktorze, co z nim? Czy on jest nieprzytomny? – zapytał pełnym
przerażenia głosem lekarza, który właśnie wyszedł z sali. Mężczyzna spojrzał na
niego i spokojnie zapytał:
–
Kim pan jest dla pacjenta?
–
Jestem jego partnerem – skłamał Bastien, widząc zdziwione spojrzenie Georga,
który jednak nic nie powiedział, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że
inaczej niczego by się nie dowiedzieli. – To ja go znalazłem i wezwałem karetkę
– dodał.
–
No cóż, pacjent miał sporo szczęścia. Nie upłynęło zbyt wiele czasu od zażycia
środków, no i wiedzieliśmy co wziął. Odzyskał przytomność, ale wprowadziliśmy go
w krótką śpiączkę farmakologiczną, na dobę, także ze względu na psychiczne
samopoczucie pacjenta. Jutro zgłoszę próbę samobójczą.
–
Ale to nie była próba samobójcza, miał po prostu gorsze dni, nie mógł spać,
stąd to wszystko – wyrecytował Bastien, czując na sobie przenikliwe spojrzenie
kolegi, który zastanawiał się, skąd on to może wiedzieć? Choć sam nigdy by w to
nie uwierzył, że Bill zechce targnąć się na własne życie, teraz raczej
obstawiał, że właśnie to zrobił w chwili słabości.
–
Proszę pana, mamy obowiązek to zgłosić, zostanie objęty opieką psychologa.
–
Ale wyjdzie z tego, tak?
–
Fizycznie mam nadzieję, że tak, co do psychiki, wypowie się inny specjalista.
Zrobiliśmy płukanie żołądka, podaliśmy odtrutkę na leki, jakie zażył. Będzie
teraz spał około doby, żeby organizm się szybciej zregenerował. W tym czasie
będzie na oddziale intensywnej opieki, stale monitorowany. Pobraliśmy materiał
do badań toksykologicznych, ale jesteśmy dobrej myśli, że wątroba i nerki nie
zostały uszkodzone.
–
Co? – palnął Georg.
–
Niestety, leki w nadmiernych dawkach, często powodują nieodwracalne uszkodzenia
tych narządów – zwrócił się do niego lekarz.
–
To jest możliwe w jego przypadku? – zapytał cicho Bastien, z trudem przełykając
ślinę.
–
Wszystko jest możliwe drogi panie, ale w tym przypadku większość toksyn została
wypłukana z żołądka, karetka zabrała go krótko po zażyciu, więc jesteśmy dobrej
myśli. Dostaje teraz dużo płynów dożylnie i leki moczopędne, miejmy nadzieję,
że nie będzie jakichś nieodwracalnych skutków. Proszę iść do domu, on teraz
będzie spał i pan też powinien odpocząć. – Lekarz zwrócił się do Bastiena.
–
Pójdę, niedługo pójdę, teraz jeszcze trochę tu posiedzę – odpowiedział, idąc za
doktorem.
Przez
kilkanaście minut, Bastien i Georg stali w milczeniu za szybą, oddzielającą
salę w której leżał Bill, od szpitalnego korytarza, patrząc jak jeszcze krząta
się przy nim personel medyczny, sprawdzając i poprawiając wszystkie podłączenia
aparatury.
–
A tamten jest chuj wie gdzie i o niczym nie wie… – westchnął Baron, nie
spuszczając wzroku z czarnowłosego.
–
Nie wie, ale się dowie od matki, bo tylko z nią ma kontakt. Swoją drogą, ja
wszystko rozumiem, ale do kurwy, nie rozumiem, jak mógł tak uciec, zupełnie się
od wszystkiego odciąć… – sapnął Georg.
–
Ja też nie rozumiem. Ja bym Billowi wszystko wybaczył, ale może tylko ja tak
beznadziejnie go kocham.
–
A może Tom kocha go jeszcze bardziej beznadziejnie i nie potrafił inaczej…?
–
Może, ale i tak nigdy tego nie zrozumiem. O której będziesz dzwonił do niej?
–
Rano, nie będę jej zrywał telefonem w środku nocy, jeszcze z takimi
wiadomościami. Najważniejsze, że z tego wyjdzie. Idziemy? – zapytał szatyn,
spoglądając na profil DJ’a.
–
Idź, ja jeszcze tu trochę zostanę.
–
Ale po co? Przecież on śpi. – Georg uniósł ze zdziwienia brew.
–
To nic, zostanę.
–
No to trzymaj się.
– Dobranoc, Georg.
***
Bastien
wrócił do domu nad ranem, był zmęczony i zdenerwowany, ale mimo to nie mógł
zasnąć. Długo kręcił się w łóżku, przewracając z boku na bok, aż w końcu
zmorzył go sen. Koło południa obudził go dzwonek telefonu. Natychmiast się
zerwał na równe nogi, bo w szpitalu zostawił swój kontakt, z prośbą o telefon,
gdyby coś się działo z Billem. Na szczęście dzwonił Georg.
–
No co tam? – odebrał zaspanym głosem.
–
Obudziłem cię pewnie. Sorry stary, chciałem tylko powiedzieć, że dzwoniłem z
rana do ich matki, więc pewnie dziś będzie w szpitalu.
–
A, no dobra. A zapytałeś o Toma?
–
Tak, ale on do niej dzwoni co kilka dni z zastrzeżonego, więc ona nie ma jak go
powiadomić. Musi czekać, aż się odezwie.
–
No cóż. Chyba nie za bardzo się martwi o Billa, przecież chyba mu do cholery
mówiła, że jest w kiepskiej formie. A jakby umarł? Ja pierdolę, nie mów mi, że
on go kocha, bo jakoś przestaję w to wierzyć.
–
Ja już nie wiem, co mam o tym myśleć, Bastien. Pewnie nie przypuszczał, że coś
takiego może się stać.
–
Mam nadzieję, że jak się dowie, to wróci.
–
No nie wiem… Wcale nie byłbym tego taki pewien. Dla niego to będzie coś w
rodzaju szantażu, jak teraz się podda, to pozwoli Billowi wejść sobie na głowę.
–
Ja pierdolę! Tu chodzi o jego życie, a nie o jakieś gierki kto górą! –
odpowiedział podniesionym głosem Baron. To co właśnie mówił Georg, było dla
niego jakąś czystą abstrakcją.
–
Nie wiem, Bastien, naprawdę nie wiem… – sapnął kolega.
–
Dobra, mniejsza, dzięki za telefon, cześć.
–
Cześć.
Baron
odłożył komórkę na nocną szafkę i jeszcze chwilę leżał wpatrzony w sufit.
Teraz, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że uratował Billowi życie. Gdyby
tam wczoraj nie pojechał, on mógłby już nie żyć. Nie wiedział, czy zrobił to
celowo, czy to był zupełny przypadek, bo nie myślał logicznie będąc pijanym,
dlatego też miał obawy o to co powie i jak zachowa się Bill, kiedy już się
obudzi. Nie chodziło mu o jego wdzięczność, nie liczył też na żadne
podziękowania i nawet o tym nie myślał, teraz bardzo martwił się o jego
kondycję psychiczną, kiedy już będzie mógł wyjść ze szpitala. A co, jeśli Tom
się nie pojawi, a on ponownie zechce targnąć się na własne życie? Kto będzie go
pilnował, kiedy już wróci do domu?
Bastiena
ogarnął strach. Wiele by dał, żeby mógł się nim zająć i o niego troszczyć, ale
wiedział, że na to ma raczej znikome szanse. Może kiedy Bill już odzyska pełnię
świadomości, w ogóle nie zechce go widzieć? Ostatnio nie bywał dla niego zbyt
miły, czasem nawet nie wpuszczał do domu.
Do
diabła z tym przewidywaniem przyszłości! Póki co, Toma nie było, Bill leżał w
szpitalu w śpiączce, a on powinien zebrać gnaty z wyra i jak najszybciej tam
pójść. Takie kombinowanie, co by było gdyby, sprawiało, że popadał w jakiś
obłęd.
Wstał,
wziął prysznic, bo kiedy wrócił nad ranem zupełnie nie miał na to sił. Ubrał
się, zjadł coś na szybko i już miał schodzić do garażu, kiedy usłyszał dzwonek
videofonu. Był właśnie w kuchni, więc wyjrzał przez okno i aż ze zdziwienia
szerzej otworzył oczy. Za ogrodzeniem stał Max. Co on tutaj, do cholery, robił?
Po co przylazł? Bastien nie zamierzał mu otwierać, nie miał czasu na jakieś
pogawędki, czy też kłótnie. Nie miał pojęcia, czego od niego znów mógł chcieć Max.
Nie odzywał się od czasu, kiedy się rozstali, więc po co przyszedł tu właśnie
dzisiaj?
Zszedł
do garażu i zaraz z niego wyjechał. Widząc, że otwiera się brama, Max podszedł
nieco bliżej. Przed skrętem w ulicę, Bastien zatrzymał się i opuścił szybę.
–
A ty czego tu szukasz? – warknął.
–
Możemy chwilę porozmawiać? – zapytał Max.
–
Nie możemy, nie mam czasu, spieszę się.
–
A może mógłbym przyjść wieczorem?
–
Nie będzie mnie, gadaj, czego chcesz, Max?
–
Bastien, wiem, że nie spotykasz się z nikim… Może mógłbyś dać mi jeszcze jedną
szansę, albo chociaż spotkaj się ze mną. Przecież było nam dobrze w łóżku – Max
nie owijał w bawełnę, od razu przeszedł do sedna sprawy i jak zawsze, prawie
wszystko wiedział.
–
To, że się z nikim nie spotykam, nie znaczy, że nie mam się z kim bzykać.
–
Posuwasz Kaulitza, tak?
–
Nie posuwam Kaulitza, odejdź Max, bo spieszę się do szpitala.
–
Do kogo?
–
Nie twój zasrany interes – odburknął Bastien, po czym zasunął szybę w aucie i
zamykając za sobą bramę, odjechał.
Max powiódł wzrokiem za
odjeżdżającym samochodem.
–
I tak się wszystkiego dowiem i nie dam ci spokoju. Albo ja, albo nikt inny… –
syknął pod nosem.
***
Pani
Kaulitz od dwóch godzin siedziała przy łóżku śpiącego syna. Tuż po telefonie od
Georga, wsiadła w samochód razem z ojczymem i pokonując kilkaset kilometrów,
przyjechała do szpitala. Po rozmowie z lekarzem, nieco się uspokoiła. Dowiedziała
się, że znalazł go jego partner i szybko wezwał pogotowie, dzięki czemu nie
tylko uratował mu życie, ale także większość połkniętych tabletek została
wypłukana z żołądka, dzięki czemu organy wewnętrzne nie zostały uszkodzone, co
potwierdziły wykonane badania. Nie miała pojęcia kim jest osoba, o której
wspomniał lekarz, kto jest jego partnerem, bo Bill nic nie wspominał, że jest z
kimś w związku, ale była wdzięczna temu człowiekowi, kimkolwiek on był, że
uratował jej syna. Nie wierzyła, że Bill chciał popełnić samobójstwo, ale kiedy
zaczęła analizować wydarzenia ostatnich dni, okazało się, że to jednak było
możliwe. Właśnie zdała sobie sprawę z tego, że najpierw Bill żył nadzieją na
powrót Toma, potem na spotkanie z nim u niej w domu, w święta, a wczoraj mu
powiedziała, że jednak nie przyjedzie. I to właśnie wczoraj zupełnie musiał się
załamać… Co się między nimi wydarzyło? Co sprawiło, że Tom uciekł nie wiadomo
gdzie, zrywając wszelkie kontakty z bratem, i ze znajomymi? Wiele razy się nad
tym zastanawiała, pytała obydwu, ale żaden nie chciał jej o niczym powiedzieć.
Nie wiedziała co ma myśleć, dotąd żyła spokojnie wiedząc, że u synów wszystko w
porządku, że mają swoje życie, karierę, są szczęśliwi i dobrze sobie radzą. To
wszystko jednak stało się dla niej przeszłością, a teraz była dodatkowo pełna
obawy o życie jednego z nich, i nawet nie miała jak się skontaktować z tym
drugim, aby mu o wszystkim powiedzieć.
Trzymając
Billa za chłodną dłoń, mówiła do niego, choć on pewnie jej nawet nie słyszał.
–
Wszystko będzie dobrze synku, wszystko się ułoży… Wyjdziesz z tego, a jak tylko
zadzwoni Tom, ja o wszystkim mu powiem. Wtedy na pewno tu przyjedzie, będzie
dobrze, zobaczysz… Pogodzicie się.
Odgłos
otwieranych drzwi sprawił, że uniosła głowę, spoglądając w tamtą stronę.
–
Dzień dobry, nie wiedziałem, że pani już jest. Przepraszam, zaczekam na
korytarzu – powiedział cicho Baron i od razu się wycofał, ale kobieta wstała i
szybko wyszła za nim.
–
Dzień dobry, Bastien – wyciągnęła do niego dłoń, którą chłopak uścisnął.
–
Pewnie rozmawiała pani z lekarzem, jak wyszły badania?
–
Na szczęście wszystko jest dobrze, organy wewnętrzne nie zostały uszkodzone,
problem jest tylko w jego psychice. Powiedz mi, czy ty coś wiesz? Dlaczego on
to zrobił?
–
Myślę, że tego nie wie nikt. Był w kiepskim stanie po wyprowadzce Toma, ale
nikt nie sądził, że nałyka się tabletek, chociaż może to był tylko
nieszczęśliwy wypadek? Upił się, może chciał spać i wziął za dużo… Nie wiem,
ale widziałem, że w listku trochę ich brakowało, tylko nie wiadomo, czy brał
wcześniej, czy wczorajszego popołudnia połknął wszystkie. Tylko, że gdyby tylko
był pijany, to jakoś bym go dobudził…
–
To ty go znalazłeś? – Kobieta spojrzała na niego ze zdziwieniem.
–
Tak, ja.
–
Nie wiedziałam, że jesteście razem.
–
Nie jesteśmy, powiedziałem tak lekarzom, bo inaczej niczego bym się nie
dowiedział.
–
Dziękuję ci, uratowałeś mu życie. Miałam wczoraj złe przeczucia, bo nie mogłam
się do niego dodzwonić, ale zbagatelizowałam to, bo czasem po prostu nie
odbierał, gdyby nie ty… – Ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. Bastien od
razu ją objął i przytulił.
–
Już jest dobrze, na szczęście pojechałem tam, bo ode mnie też nie odbierał. Po
prostu się martwiłem… – Kojącym gestem głaskał ją po plecach.
–
Dziękuję ci… Bill ma w tobie najlepszego przyjaciela.
–
Nie ma za co, każdy by tak zrobił.
–
A jednak to ty go uratowałeś, będę ci wdzięczna do końca życia. Słuchaj, byłeś
z nimi w dobrych stosunkach, powiedz mi, co właściwie się stało? Wiesz coś?
Bastien
westchnął. Oczywiście, że wiedział, wszystko wiedział, ale co miał teraz
powiedzieć tej kobiecie? Że jej synowie żyli jak para? Że byli w związku i ze
sobą sypiali? O tym powinni jej powiedzieć oni sami, a skoro tego nie zrobili,
on nie mógł ich w tym wyręczyć. Nie mógł i nawet nie chciał, ale po części
musiał powiedzieć jej prawdę.
–
Tak, wiem dlaczego Tom się wyprowadził, ale proszę mi wybaczyć, tego musi się
pani dowiedzieć od któregoś z nich, ja nie mogę pani nic powiedzieć,
przepraszam. To jest ich osobista sprawa.
Kobieta
patrzyła na niego w milczeniu i tylko skinęła głową.
–
No tak, jeśli to coś osobistego, to masz rację… Przepraszam, że pytałam. –
Nieustannie zastanawiała się, co takiego się stało, że dotąd bardzo kochający
się bracia, którzy gotowi byli skoczyć za sobą w ogień, rozstali się w takiej
złości. Brała pod uwagę różne opcje, nawet to, że zakochali się w tej samej
osobie, ale w każdym domyśle była jakaś niedorzeczność i prawdziwego powodu ich
rozstania, nie potrafiła odgadnąć. Wiedziała jednak, że w obliczu tego co się
wydarzyło, mocno przyciśnie Toma, kiedy tylko raczy się z nią skontaktować.
–
Myślę, że w końcu sami o tym pani powiedzą.
–
Mam nadzieję… Zostaniesz z nim trochę? Ja pojadę coś zjeść, no i zobaczę co się
dzieje w ich domu. Mąż mnie przywiózł, posiedział jakiś czas, ale musiał
wracać, sam rozumiesz, taka praca.
–
Rozumiem, proszę jechać, ja tu zostanę. I mam ich klucze. – Bastien sięgnął do
kieszeni kurtki. Wciąż tam były, bo wczoraj, kiedy pogotowie zabrało Billa,
zamknął dom.
–
Ja też mam. Tom mi je wysłał, kiedy się wyprowadził. Zostaw je sobie, na
wypadek, kiedy Bill wyjdzie ze szpitala i będzie musiał zostać sam. Nie mogę
się tu przeprowadzić na stałe, ale mam nadzieję, że wróci Tom.
– Też
mam taką nadzieję, że wróci… – odpowiedział blondyn, choć sam nie wiedział, czy
tak naprawdę tego chce.
***
Był
na odwyku od niego. Na takim samym, na jakim się jest od narkotyków i alkoholu.
Wynajął mieszkanie i nawet chodził na terapię. Każdego dnia cierpiał, wciąż
myśląc o nim. Kiedy telefonował do matki starał się o niego nie pytać, ale ona
i tak sama mu o nim mówiła. Nie chciał jej sprawiać przykrości, nie powiedział,
że nie chce o nim nic wiedzieć, dlatego słuchał jej słów czasem płacząc. Chciał
zacząć żyć na nowo, z daleka od wszystkiego, co przypominało mu o nim, o ich
relacji i zażyłości. Nie uprawiał seksu i z nikim się nie spotykał, chociaż
chyba powinien, ale nie potrafił. Onanizując się czasem i tak ciągle myślał o
Billu, więc pewnie wcale nie byłoby inaczej, gdyby poszedł z kimś do łóżka. Na
to było zdecydowanie za wcześnie. Chciałby kogoś poznać, kto go uratuje
pomagając mu zwalczyć w sobie tę beznadziejną miłość. Musiał też zastanowić się
co dalej, może zainwestować w jakiś interes, bo o powrocie do zespołu nie było
nawet mowy i będzie musiał w końcu skontaktować się z Marcusem w tej sprawie,
aby z bólem serca zerwać kontrakt. Na oku miał niewielki domek w małej
miejscowości niedaleko Monachium, skąd przy dobrej pogodzie widać było nawet
Alpy. Musiał jakoś poukładać sobie życie, z daleka od wszelkich pokus.
Brakowało
mu Billa, tęsknił za nim i dałby wiele, aby móc żyć jak dawniej, nim jeszcze
obydwaj oszaleli. Czasem żałował, że się na to wszystko zdobył, ale przecież
przeżył z nim wiele cudownych, o ile nie najcudowniejszych w całym swoim życiu
chwil, które wspominał z rozrzewnieniem. Jednak, gdyby nie dał się ponieść i
nie uległ swojej słabości, nie wiedziałby jak smakuje bliskość z własnym
bliźniakiem i żyliby sobie w spokoju jak bracia. Teraz niestety wiedział,
dlatego musiał zniknąć z jego życia, bo gdyby został w końcu by mu wszystko
wybaczył, jak poprzednim razem, ponownie dając się upokarzać. Nie chciał tego,
nie chciał żyć w strachu o każdy dzień, a potem przeżywać ten sam ból znów i
znów. Może kiedyś odnowi z nim kontakt, ale tylko wówczas, kiedy będzie
zupełnie wolny od tego palącego uczucia, jakie wodziło go na pokuszenie, i
kiedy upłynie wystarczający czas, będący gwarancją, że mu znów nie ulegnie.
Wiedział, że i Bill także w końcu wyleczy się z niego, był seksoholikiem, więc na
pewno kogoś sobie znajdzie, przy kim zapomni o ich relacji.
Było
słoneczne, zimowe popołudnie, a on właśnie wrócił z wizyty u psychoterapeuty.
Minął prawie miesiąc od ostatniego koncertu i od chwili, kiedy po raz ostatni
widział Billa. Nie było dnia, żeby o nim nie myślał, nie wspominał wspólnych
chwil, za którymi tęsknił, i nie do końca był pewien, czy chce o tym wszystkim
zapomnieć, ale starał się chociaż nie myśleć o tym w kontekście sytuacji, jaka
mogłaby się powtórzyć. Czasem miał wrażenie, że te seanse na kanapie u
psychoterapeuty niewiele mu dają, ale chciał wierzyć w to, że tak. Właśnie
pomyślał o matce, nie dzwonił do niej kilka dni i nie za bardzo miał na to
ochotę. Pewnie znów sama, nie pytana, będzie opowiadać mu o Billu i tym samym
wzbudzać poczucie winy, że go zostawił, a on przecież właśnie z tego powodu tak
bardzo cierpi. No jasne, niewiniątko… Czasem miał na niego szczerą złość, a
czasem z chęcią rzuciłby wszystko i popędził na złamanie karku. Na szczęście
takich myśli, jak ta druga, było coraz mniej.
Zebrał
w sobie wszystkie siły, aby bez zbędnych emocji móc wysłuchać opowieści matki,
i nacisnął zieloną słuchawkę.
–
Tom! Nareszcie! To tak nie może być, nie możesz dzwonić kiedy zechcesz, musisz
odblokować swój kontakt, żebym ja mogła się do ciebie dodzwonić! – Kobieta
powitała go pretensją, dziwnie płaczliwym głosem.
–
Spokojnie mamo, a tak w ogóle dzień dobry – powiedział, jednak ton głosu
rodzicielki wzbudził w nim niepokój. – Coś się stało?
–
Tak, Tom, stało się. Twój brat jest w szpitalu, bo próbował popełnić
samobójstwo! – Na te słowa Tom poczuł, że brakuje mu tchu i nie mógł wydusić z
siebie ani słowa. Po chwili stracił władzę w nogach i usiadł na łóżku.
–
Tom! Jesteś tam?!
–
Jestem – wydusił z siebie, czując jak oblewa go zimny pot, a ciało paraliżują
dreszcze strachu. – Co z nim? Żyje? - zapytał głupio.
–
Żyje, na szczęście żyje! Tom, musisz tu przyjechać i musisz mi powiedzieć co
między wami zaszło, że on się do tego posunął! – krzyknęła matka i coś jeszcze
mówiła, ale cała reszta już zupełnie do niego nie docierała. Czuł, że rozpada
się na tysiąc kawałków. Bill próbował popełnić samobójstwo? Przez niego?! Jak
to? Przecież on tak bardzo kochał życie, nigdy by się na nie nie targnął,
przynajmniej zawsze tak mówił. Więc jego odejście sprawiło, że posunął się aż
do tego?
Po
policzkach bezwiednie spłynęły mu łzy i odpowiedział zdławionym głosem.
–
Dobrze mamo, przyjadę. W jakim jest szpitalu?
Z kolejnego potoku słów matki,
wyłowił jedynie nazwę szpitala, w jakim znajdował się jego brat. Nie miał teraz
sił na żadne dyskusje, więc krótko pożegnał się i rozłączył. Siedział jeszcze
dłuższą chwilę starając się zebrać wszystkie myśli, tępo wpatrzony w jeden
punkt. Oddychał z trudem, a serce waliło mu w piersi boleśnie. Logiczne było
to, że musi tam pojechać, zobaczyć Billa. Matka w dodatku domagała się prawdy,
ale jak miał jej o tym wszystkim powiedzieć? To było ponad jego siły, nie dość,
że wciąż dźwigał ciężar wszystkich kłamstw i zdrad, teraz jeszcze dostał na
swoje barki jego samobójczą próbę i odpowiedzialność za to wszystko. I na
dodatek, to właśnie on będzie musiał wyjawić matce całą prawdę…
I
co teraz miał zrobić? Pojedzie tam i wszystkie jego starania, aby zmienić swoje
życie, mają iść teraz iść na marne? Cała terapia ma pójść w mandu? Dlaczego to
stało się właśnie teraz, kiedy nie był jeszcze dość silny, aby wytrwać w swoim
postanowieniu? Bill zawsze umiał wybrać sobie na wszystko odpowiedni moment,
całe życie był górą i teraz też.
Nie…
Nie podda się. Pojedzie tam, ale jeśli nawet będzie go prosił, to powie mu, że
to definitywny koniec. Nie ulegnie, nie tym razem. Nie zmarnuje tego czasu,
który był dla niego cierpieniem i udręką.
***
Bastien
wrócił do domu, kiedy pani Kaulitz znów pojawiła się w szpitalu i chciała do
samego wieczora czuwać przy Billu. Nie musiał znów tam jechać, bo przeniesiono
go do komercyjnej sali, gdzie był sam i miał całodobową opiekę, ale i tak
chciał znów wieczorem go zobaczyć, dlatego też po dwudziestej zjawił się w
szpitalu.
–
O, jesteś. Pewnie chcesz przy nim jeszcze posiedzieć, to ja pojadę już do domu,
prześpię się i rano przyjadę – powiedziała kobieta wstając z krzesła. – Jakby
się coś działo, wzywaj pielęgniarkę. Lekarz mówił, że jutro rano już się
powinien wybudzić.
–
Dobrze, odprowadzę panią do windy i pójdę jeszcze po kawę, bo źle i mało dziś
spałem – uśmiechnął się Bastien.
–
To nie siedź tu długo, też w końcu wypocznij. On ma opiekę.
–
Dobrze, obiecuję. Dobranoc pani – pożegnał się grzecznie, kiedy drzwi windy
otworzyły się.
–
Dobranoc, Bastien.
Poszedł
do automatu po kawę i sącząc gorący napój, szedł wolno skręcając z głównego
korytarza, w ten z salą, na której leżał Bill. Spojrzał w jego głąb i zatrzymał
się, nie wierząc w to co widzi, chociaż tak naprawdę wcale się temu widokowi
nie powinien dziwić. Przy oknie oddzielającym szpitalne łóżko, na którym spał
czarnowłosy, od korytarza, stał Tom. Musiał minąć się z matką, kiedy ta
zjeżdżała windą. Bastien nie wiedział, czy ma tam iść, czy po prostu zawrócić,
ale nie mógł sobie odmówić tej konfrontacji z gitarzystą i chęci wyrzucenia mu
kilku gorzkich słów. Ruszył więc naprzód i dopiero kiedy zatrzymał się, będąc
już bardzo blisko, szatyn zwrócił ku niemu swoje zdziwione spojrzenie.
– Lepiej późno, niż wcale – mruknął Baron drwiąco.
– Daruj sobie, Bastien. I co ty w ogóle tu
robisz? – zapytał Tom. Teraz przyszło mu na myśl, że może Bill wcale tak za nim
nie tęsknił, ani nie cierpiał przez te dni rozłąki, bo znalazł sobie
pocieszenie. W sumie wszystkiego mógł się po nim spodziewać.
– Uratowałem go, więc mam prawo tu być. Przyszedłem
w samą porę, bo w przeciwieństwie do ciebie, bardzo się o niego martwiłem,
kiedy nie odbierał telefonu. A ty nawet nie interesowałeś się, co z nim się
dzieje, zero kontaktu i ty śmiesz twierdzić, ze go kochasz?!
– Gówno wiesz, Bastien… Przyszedłeś
do niego tak po prostu, nie? Ciekawe jak cię wpuścił do domu? Jeśli twierdzisz, że go uratowałeś, to jakim cudem był w stanie otworzyć ci drzwi, co? – zironizował bliźniak. Blondyn
uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową.
–
Drzwi akurat były otwarte. Nie do wiary… Ty naprawdę we wszystkim
widzisz tylko kłamstwo. Przez te wszystkie dni zdychał tu z tęsknoty i z
nadziei, że wrócisz. Myślisz, że co? Że przez ten cały czas dawał mi dupy?! Nie
tknąłem go, bo odkąd wróciliśmy z Atlanty, nigdy mi na to nie pozwolił. Wtedy
zaćpaliśmy wszyscy, odbiło nam, ale nawet nie wiesz, jakiego na następny dzień
miał moralnego kaca. Nie powiedział ci o tym, bo się bał, że mu nie wybaczysz.
On naprawdę cię kocha, a ciebie nawet nie było przy nim, kiedy cię potrzebował!
– DJ podniósł głos.
– Skończ, Bastien – warknął Tom,
który wcale nie miał ochoty tego słuchać, bo tak naprawdę nie wierzył w ani
jedno jego słowo.
– Gdybym ja był na twoim miejscu,
wybaczyłbym mu wszystko, gdyby tylko mnie chciał.
– Na szczęście nie jesteś na moim
miejscu – Tom położył dłoń na klamce.
Słowa Bastiena w niczym mu nie pomagały, a widok leżącego Billa sprawiał, że do
oczu zaczynały napływać łzy. – I nie wchodź za mną, chcę pobyć z nim sam.
Możesz już iść.
Otworzył drzwi i wszedł. W
jednoosobowej sali słychać było tylko ciche odgłosy pracy medycznej aparatury.
Popatrzył na spokojną, lecz bladą twarz brata, w ustach którego tkwiła rurka, a
czarne, rozsypane na poduszce włosy, kontrastowały z jej bielą. Poczuł w klatce
piersiowej mocny uścisk i z trudem przełknął ślinę. Na korytarzu, za szybą
wciąż stał Bastien co potwornie go irytowało i wiedział, że jeśli zaraz nie
przestanie się gapić, to wstanie i powie mu, żeby spieprzał, ale na szczęście
po chwili blondyn stamtąd zniknął. Dopiero wtedy Tom usiadł obok łóżka i delikatnie
ujął w swoją, dłoń bliźniaka.
– Przepraszam… – szepnął. –
Przepraszam, że nie było mnie przy tobie, mam nadzieję, że nie chciałeś zrobić
tego przez mnie… Że w ogóle nie chciałeś tego zrobić. Chcę wierzyć, że to był
przypadek, a nie żaden szantaż. Wybacz mi Billy, ale nie mogłem inaczej
postąpić, nie mogłem zostać. To bolało i wciąż boli, i nie potrafię sobie nadal
z tym wszystkim poradzić. Chciałbym przestać kochać cię w ten sposób, ale nie
umiem. I nie umiem tak żyć, a przede wszystkim nie chcę. Gdybym został i chciał
żyć z tobą jak z bratem, obaj wiemy, że to by się nie udało i prędzej, czy
później, wylądowalibyśmy w łóżku. A potem ty znów byś mnie zdradził, bo wiem,
że byś zdradził, choćbym nie wiem jak się starał… Nie chcę cierpieć i nie chcę,
żebyś ty cierpiał. Nauczymy się żyć bez siebie, ty sobie kogoś znajdziesz, może
nawet Bastiena? On zawsze ci wybaczy twoje skoki w bok, może po prostu kocha
cię bardziej bezwarunkowo, a ja nie
potrafiłbym się tobą z nikim dzielić. Z czasem pewnie i ja sobie z kimś ułożę życie,
ale obiecuję ci, że zawsze będę cię kochał i zawsze będziesz w moim sercu. – Po
policzkach Toma spłynęły łzy i lekko uniósł dłoń Billa, po czym czule musnął
jej wierzch. – Nie wyszło nam, tak bywa… Ty nie umiesz pohamować swojej żądzy,
a ja nie potrafię ci wiecznie wybaczać… Gdybyś od razu powiedział mi o
wszystkim, może jakoś dałbym radę to przełknąć, choć pewnie nie byłoby to
łatwe. Ciekaw jestem, o czym się jeszcze nie dowiedziałem i pewnie nie dowiem,
chociaż teraz to i tak już nie ma żadnego znaczenia. Prawda jest taka Billy, że
nie umiem żyć bez zaufania, nie da się bez tego zbudować żadnego związku, a
tobie nie potrafiłbym już zaufać…
Gitarzysta westchnął ciężko i
zamilkł. Dłuższy czas siedział przy łóżku brata wpatrując się w niego, ale już
nic nie mówił. Trzymał jego delikatną dłoń i przez chwilę nawet miał wrażenie,
że lekko się zacisnęła. Popatrzył na twarz czarnowłosego. Widział, jak pod jego
powiekami przesuwają się gałki oczne raz w jedną, raz w drugą stronę. Czyżby
Bill właśnie się budził? Nie miał pojęcia, zupełnie nie znał się na tego typu
symptomach. Gdyby jednak to miało mieć miejsce w tym czasie, to nie chciał,
żeby to stało się przy nim. Powinien już iść, ale to było bardzo trudne, o
wiele trudniejsze, niż wyjście z klubu tamtej nocy. Wpatrywał się w niego długo
i milczał. Serce ściskał żal i ból.
W końcu wstał i pochylił się nad
nim, po czym czule ucałował kącik jego ust. Z największą przyjemnością, po raz
ostatni, wpiłby się w te rozkoszne wargi, ale pomiędzy nimi tkwiła ta cholerna
rurka. Zaraz zawoła pielęgniarkę i powie, że coś się dzieje, zaraz, tylko się z
nim jeszcze pożegna… W końcu szepnął:
– Żegnaj Billy. Kocham cię i będę
kochał… Zawsze.
Bill to ma zdecydowanie więcej szczęścia niż rozumu. Mam nadzieję, że jak już się obudzi to wyciągnie z tego jakąś lekcję... I tak szczerze? Mam nadzieję, że Tom wytrwa w swoim postanowieniu i jednak do niego nie wróci. Wiem, że pewnie jestem jedyną osobą, która ma nadzieję na takie zakończenie, ale kurde... Tom zasłużył na coś lepszego, a ta relacja zepsuła życie im obojgu. A Bill może się właśnie nauczy, że jeśli chce być z kimś to tą osobę trzeba przede wszystkim szanować. Albo..., żeby się nie pakować w monogamiczne związki jak nie umie się zachować wierności.
OdpowiedzUsuńW tym rozdziale mamy jednak jeszcze dość intrygujący powrót, równie intrygującej postaci. Znając ciebie, nieprzypadkowy... Czekam więc na dalszy rozwój wydarzeń. Na pobudkę Billa i... na to co zamierza Max... Bo, że coś zamierza to raczej pewne.
Do następnego, kochana! <3 Buziaki ;*
Nie wiem, czy do niego cokolwiek dotrze. Z pewnością będzie czuł się najbardziej pokrzywdzony w tym wszystkim. Chociaż, może i jakąś lekcję także dostanie i coś jednak w swoim życiu zmieni.
UsuńTylko jeden komentarz? ;( Smutno, tym bardziej, że rok temu o tę porę bywało kilkanaście, a ja trochę naiwnie wierzyłam, że plus-minus, będzie tak do końca. No cóż, cytując klasyka; "kończ waść, wstydu oszczędź". Hejterzy jednak mieli rację, że to jest do bani.
Mimo wszystko bardzo się cieszę, że skomentowałaś, inaczej nie byłoby tutaj żadnej opinii :(
Bardzo Ci dziękuję i ślę buziaki ;*
Niestety mój komentarz z dużym opóźnieniem, ale mimo to chciałabym zostawić tu swoją opinię. Sytuacja między głównymi bohaterami ewidentnie należy do tych skomplikowanych znacznie bardziej niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka zatem trudno wyrazić moje emocje, których ta część dostarczyła mi nie mało. Odniosłam wrażenie, że tym razem puściły nerwy i niemal każdy wykrzyczał drugiemu co tak naprawdę o nim myśli (Maxa nie liczę bo nigdy tak do końca nie wiadomo o co mu tak naprawdę chodzi). I z jednej strony Tom przyjechał do szpitala najszybciej jak się dało, a z drugiej strony jak zostaje sam na sam przy łóżku nieprzytomnego Billa to urządza mu jakieś dziwne pożegnania. Straszny chaos musi mieć w głowie... Kiedy chodzi o tak silne uczucia racjonalna decyzja jest niemożliwa do podjęcia.
OdpowiedzUsuńLiczę na to, że w kolejnej części więcej się wyjaśni. Póki co oddajesz wszystko niesamowicie autentycznie, a to pozwala związać się emocjonalnie z tą historią.
Dużo weny twórczej!
Pozdrawiam,
E.G.
Tak, Tom ma w głowie totalny mętlik. Wierzy, że postępuje dobrze, a jednocześnie to boli go najbardziej i wciąż się waha, czy nie zostać chociaż trochę dłużej. Jednak wie, jak to może się skończyć, gdy już obudzi się Bill. Przy nim jest i zawsze był bardzo słaby.
UsuńLepiej późni, niż wcale ;) Cieszę się, że jesteś, bo już się obawiałam, że i Ty mnie tutaj opuściłaś :(
Dziękuję bardzo gorąco i ślę buziaki ;*