Część 69.
Tom
przekręcił w zamku klucz i wszedł do budynku, a pierwszym co rzuciło mu się w
oczy, kiedy stanął w ciemnym korytarzu, była smuga nikłego światła sączącego
się ze szpary jaką pozostawiły niedomknięte drzwi jego tymczasowej, studyjnej
sypialni. Przez chwilę pomyślał, że zostawił je tam zapalone, ale zaraz
odrzucił ten pomysł, bo właśnie przypomniał sobie, że na pewno gasił. Na
dodatek cicho grała muzyka, a on wychodząc przecież wszystko wyłączył. Czy
wobec tego ktoś pod jego nieobecność tutaj wszedł? Nie ruszał się z miejsca
nasłuchując jakichś innych odgłosów, ale prócz jakiegoś progresywnego kawałka,
nic więcej nie słyszał. Sparaliżował go strach, bo pierwszą typowaną osobą na
wieczornego gościa, była Danielle. Ostatnio szczególnie jej unikał, niemal tak
samo jak Billa, i czuł się z tym trochę kiepsko. Wprawdzie rozmawiali
następnego dnia po jego wizycie u niej i otwarcie powiedział jej, że nie szuka
związku co przyjęła ze spokojem przyznając, że niczego takiego nie oczekiwała,
ale kto wie, czy nie miała ochoty na kolejny, niezobowiązujący seks. Może Georg
jakoś się przed nią wygadał, że tu nocuje? No trudno, jeśli dziś przyjechała,
będzie musiał jakoś delikatnie ją spławić. Kiedyś nie miał żadnych skrupułów
idąc z dziewczyną do łóżka, wyznając zasadę, że skoro sama tego chciała, to nie
ma sobie nic do zarzucenia. Fakt, niektóre panny traktowały seks bardzo lekko,
ale z pewnością kilka z nich skrzywdził. Wtedy zupełnie się tym nie przejmował
i wykorzystywał swoją sławę, ale teraz nigdy by czegoś takiego nie zrobił i
wiedział, że jego podejście do tych spraw, zmieniła miłość do Billa. Kochał go
do szaleństwa i mimo świadomości, że zdradził, miał ogromne wyrzuty sumienia z
powodu swojej zemsty. Wiedział jednak, że tylko w ten sposób mógł mu odpłacić,
żaden inny nie byłby tak bolesny.
Kilka
minut stał nieruchomo, aż wreszcie ruszył z miejsca wolnym krokiem, odrobinę
zestresowany układał w głowie jakieś mądre tłumaczenie, dlaczego Danielle nie
powinno tu być o tej porze, bo jakoś dziwnie był przekonany, że to właśnie ona
tam na niego czeka. Jednak kiedy otworzył drzwi aby wejść do pomieszczenia,
natychmiast go zamurowało. Na środku pokoju stał Bill i z zatrwożoną miną
wpatrywał się w niego bez słowa. Skąd on się tu, do cholery, wziął? W tym samym
momencie pomyślał, że zabije Georga, jeśli się wygadał, że tu pomieszkuje.
–
Co ty tutaj robisz? – zapytał szorstko i wszedł, zdejmując kurtkę, którą
niedbale rzucił na kanapę.
–
Przyjechałem tu, bo… – zawahał się. Strach sparaliżował go tak bardzo, że nie
wiedział co ma mówić, jak zacząć, mimo, że siedząc tu, po stokroć układał sobie
różne przemowy w głowie.
–
Bo co, kurwa?! – Tom podniósł głos, aż skulił się spanikowany. – Georg się
wygadał, że tu mieszkam?!
–
Nie, ja… Ja po prostu pomyślałem, że może tu będziesz…
–
No to jestem i co? Jeśli na coś liczyłeś, to przeliczyłeś się, a teraz
wypierdalaj!
–
Tommy… Ja już nie mogę bez ciebie, ja nie daję sobie rady… – Bill miał w oczach
łzy i był bliski płaczu, zachowanie bliźniaka zbiło go z tropu i chociaż nie
liczył na czułe powitanie, to jednak miał nadzieję, że wszystko potoczy się
zupełnie inaczej. Tymczasem Tom był nieprzystępny, wściekły i wręcz chamski.
Jeszcze nigdy go tak nie potraktował, nawet wtedy, gdy przyjechał do domu się
spakować. Mimo to wiedział, że nie może stąd wyjść, choćby był dla niego
jeszcze gorszy, to nie odpuści. No, chyba, że wyrzuci go siłą.
–
To twój problem, trzeba było o tym pomyśleć zanim zerżnął cię Bastien – wypalił
i usiadł przy stole tyłem do brata, po czym otworzył laptopa.
Bill
stał przez chwilę bezradny, zupełnie nie wiedział co ma mówić i co robić, ale
zaraz zdesperowany przyklęknął tuż przy krześle, na którym siedział Tom i
oburącz chwycił oparcie.
–
Jestem idiotą, Tommy, ja wiem… Popełniłem straszny błąd, ale żałuję tego, gdybym
mógł cofnąć czas…
–
A gdybym ja mógł cofnąć czas, to nawet bym cię nie dotknął – oschle przerwał mu
brat, który wiedział, że tylko jego zdecydowane i szorstkie odpowiedzi, pomogą
mu konsekwentnie wytrwać przy swoim postanowieniu. Nie mógł się poddać jego
słowom, jego błagalnym prośbom, a wręcz nawet nie chciał do nich dopuścić, bo
zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli nie będzie twardy, to w końcu ulegnie.
Znał go, wiedział, że łatwo go zniechęcić, dlatego nie mógł nawet minimalnie
dać się skruszyć. Nie sądził jednak, że Bill mimo tego nie zamierzał
rezygnować.
–
Przecież wiesz, ze kocham tylko ciebie i nigdy nie pokocham nikogo! Co ja mam
robić, żebyś mi wybaczył? Przysięgam ci na wszystko, że nigdy więcej cię nie
zdradzę, tylko daj mi szansę. Zbłądziłem, ale jestem tylko słabym człowiekiem,
Tommy…
–
Przestań pierdolić Bill i po prostu wyjdź stąd. Nie chce mi się ciebie słuchać
– mruknął i założył słuchawki, włączając głośno swoją muzykę w laptopie. Żałował,
że w przypływie tęsknoty, odpisał mu na tego smsa. Nie wiedział już co ma
zrobić, aby skutecznie go stąd wykurzyć. Doskonale zdawał sobie sprawę, że im
dłużej on tu będzie, im więcej będzie gadał, tym gorzej mu będzie się temu
wszystkiemu oprzeć. Zaczynał mieć wrażenie, że on naprawdę tego żałuje, i chyba
cały ten czas nie umawiał się z Bastienem, i prawie z nim nie rozmawiał, kiedy
mieli wspólne spotkania zawodowe. Nie jeździł też do niego, tego był raczej
pewien. Może jednak powinien dać mu tę szansę o jaką tak prosił? On wciąż coś
mówił, ale nie słyszał już żadnego słowa, bo w uszach dźwięczała mu głośna
muzyka. Zerknął na niego kątem oka i zobaczył, że płacze. Niech to szlag! Nie!
Nie! Nie! I jeszcze raz nie!
Bill
zaczynał tracić nadzieję, że brat zechce z nim choć porozmawiać, już nawet nie
marzył o czymkolwiek innym, a jedynie o jakimś nikłym porozumieniu i rozmowie,
ale nie zamierzał się poddać i stąd wyjść. Założył słuchawki? No dobrze, ale w
końcu kiedyś je zdejmie, a on nie ruszy się z miejsca, choćby miał spędzić w
przyklęku na tej podłodze całą noc.
–
Dlaczego nie chcesz ze mną porozmawiać…? Ty też przeleciałeś Danielle, ale
wiem, że zrobiłeś to z zemsty, dlatego nie mogę mieć o to do ciebie pretensji,
chociaż kurewsko bolało, ale wiem, że ciebie bolało jeszcze bardziej, bo ja
miałem wszystko, a dałem się skusić z powodu zachcianki, byłem strasznym
egoistą, Tommy… Ja wiem, że jestem okropnym narcyzem, lubię piękne słowa, byłem
taki głupi, ale mam za swoje, mam nauczkę. Przysięgam, jeśli mi wybaczysz, to
ja nigdy, przenigdy ciebie nie zdradzę, z tobą było mi najlepiej, i nie wiem
czego szukałem… Żałuję, tak cholernie tego żałuję… – Bill na przemian płakał i
mówił, właściwie sam do siebie, bo Tom wciąż siedział w słuchawkach i tępo
wpatrywał się w monitor, przewijając jakieś nic w tej chwili nie znaczące dla
niego wiadomości. Ale bliźniak nie miał pojęcia, że zupełnie wyciszył muzykę i
słyszał każde jego słowo. – Możesz mnie nie słuchać, możesz nic nie mówić, ale
ja nie odpuszczę, Tommy… Nie chcę bez ciebie żyć, chcę być z tobą i tylko z
tobą, z nikim nie byłem taki szczęśliwy i nigdy nie będę. Miałem wszystko i
wszystko spieprzyłem na własne życzenie, i chociaż miałem pretensje do Bastiena
i całego świata, to dzisiaj wiem, że to tylko moja wina i nienawidzę siebie za
to… Gdybyś tylko dał mi szansę, przysięgam, już nigdy cię nie zawiodę i nie
oszukam…
Czarnowłosy
wsparł czoło na przedramionach opartych o krzesło, mówił patrząc na wzorzysty
dywan na podłodze i widział też, jak kapią na niego jego własne łzy. Zupełnie
się rozkleił, ale to nie było żadną nowością, bo odkąd nie było przy nim Toma,
płakał niemal codziennie, z tęsknoty, z żalu i własnej niemocy. Teraz był obok
niego, ale miał go głęboko gdzieś, jak zapewne i to wszystko co mówił,
prowadząc monolog płynący prosto z jego serca. Powinien już przestać,
zamilknąć, przecież brat i tak go nie słuchał, ale rozkręcił się na dobre i
wywalał wszystko, a dzięki temu było mu jakoś lżej.
–
Boże, jak ja cię kocham, Tommy… Zawsze to wiedziałem, ale nigdy przedtem nie
byliśmy tak daleko od siebie… – Nie wspominał o tej rozłące, kiedy pomieszkiwał
u Barona, gdy zamanifestował swoją zazdrość, nie chciał go tym zdenerwować, na
wypadek, gdyby właśnie usłyszał. – Ale tam w Stanach poczułem to jeszcze
mocniej, tak cholernie za tobą tęskniłem, czułem, że tu dzieje się coś złego.
Nie mogłem doczekać się kiedy wrócę, myślałem, że będziesz na mnie czekał.
Chciałem umrzeć, kiedy Georg powiedział mi, że pojechałeś do niej, ale przecież
ja pierwszy cię zraniłem, należało mi się, wiem to… Tylko, że to tak bardzo
boli, ale przecież ciebie też bolało Tommy, o wiele bardziej… – Uniósł na
chwilę załzawione oczy, żeby spojrzeć na brata i wtedy zobaczył, że on już nie
ma na uszach słuchawek, i patrzy na niego w milczeniu. Ścisnęło go za serce, w
jego spojrzeniu był czysty żal i coś jeszcze… On wciąż go kochał, tego był
teraz pewien, ale chyba nie potrafił mu wybaczyć, a tego obawiał się
najbardziej.
–
To nie ma sensu, Bill – rzucił sucho.
–
Ma sens Tommy, bo ja już nigdy cię nie zdradzę, przysięgam na wszystko…
–
Już kiedyś przysięgałeś, sam składałeś śluby, i kazałeś przysięgać i mi, a ja i
bez przysięgi byłbym ci wierny. Nie wierzę ci i już raczej nie uwierzę. – Tom
odsunął krzesło i wstał. Nie wiedział co ma robić, bo gdzieś w głębi ten
ogromny mur jaki wybudował przez te dni, zaczynał się kruszyć. Trudno mu będzie
pozbyć się stąd Billa, bo on był zdesperowany i nie dawał się spławić jego
chłodem, ale czy tak naprawdę pragnął, żeby sobie stąd poszedł? Nie chciał
więcej cierpieć, lecz czy to, że będąc blisko niego, ale nie z nim, nie
przyniesie mu jeszcze gorszego cierpienia? Chcąc odpuścić sobie ich związek,
musiałby chyba uciec na koniec świata, bo życie obok niego jedynie w
braterskiej relacji nie byłoby możliwe. Prędzej czy później uległby i poszedł z
nim do łóżka, i znów wszystko byłoby jak wcześniej. A jeśli nawet nie, jeśli
żyliby jedynie jak bracia, to nie umiałby istnieć ze świadomością, że Bill
kogoś poznał i, że z kimś sypia. Sytuacja była wręcz patowa.
–
Ja wiem, Tommy… – Bill, wciąż pozostając w przyklęku obok fotela, powiódł za
nim zrozpaczonym spojrzeniem. – Pamiętam o tym, ale teraz naprawdę mogę ci
przysiąc jeszcze raz, przysięgam, i nie złamię tej przysięgi. Przepraszam cię,
naprawdę bardzo tego żałuję…
Powtarzał
się, wciąż mówił to samo i dobrze o tym wiedział, ale nie miał pojęcia jak
inaczej mógłby przekonać Toma, aby mu wybaczył. Gdyby tylko dał mu szansę,
mógłby to udowodnić, że już nigdy nawet nie spojrzy na innego faceta. Chciał
być z nim i tylko z nim, bo tylko jego kochał. Teraz już miał pewność, że seks
bez miłości jest nic nie warty, i tylko to, kiedy kochał się z nim było
prawdziwym szczęściem, rajem na ziemi, a cała ta reszta z Bastienem głupią,
niewiele wartą zachcianką. To przecież jego kochał prawdziwie i szczerze, jak
nigdy nikogo przed tym najpiękniejszym w jego życiu czasem, jaki spędził z nim.
Tom
sapnął i usiadł na kanapie.
–
Lepiej będzie, jak pójdziesz do domu.
–
Nie pójdę, nie zostawię cię i będę błagał, aż mi wybaczysz… – mruknął Bill i
wolno, na czworaka podpełznął do miejsca, gdzie siedział jego brat, który teraz
zacisnął z niemocy szczęki, bo właśnie przypomniał sobie, że czarnowłosy w taki
sposób często zbliżał się do niego, kiedy kochali się na podłodze. Nie… Niech
on tego nie robi… Było mu coraz trudniej być twardym i nieugiętym, szczególnie
w chwilach, gdy na niego patrzył. Teraz znów w przyklęku usiadł na wprost niego
na dywanie, jakby bał się usiąść obok na kanapie, a może właśnie chciał zostać
w takim położeniu, aby brat miał go przed oczami?
–
I co? Będziesz tak siedział i patrzył? – warknął zniecierpliwiony Tom.
– Nie… Będę cię błagał… – jęknął
bliźniak i zbliżył się nagle, na klęczkach, po czym szybko objął siedzącego
brata w pasie i mocno do niego przylgnął, wtulając głowę w tors.
– Nie, Bill! Daj spokój!
–
Tommy, błagam cię! Mam tylko ciebie, tylko ciebie kocham i pragnę, tamto dla
mnie nic nie znaczyło, Bastien mnie nic nie obchodzi, nie chcę go! Tak bardzo
żałuję! Błagam cię, wybacz mi, jesteś całym moim światem! – szlochał desperacko.
Tom
zamarł i odruchowo podniósł do góry ręce, nie chcąc go dotykać, bo wiedział, że
wówczas może stracić nad sobą kontrolę. Już i tak miękł, czując ciepło jego
ciała, dlatego musiał to natychmiast przerwać. Zacisnął zęby i zaczął odrywać
od siebie jego ramiona, ale na nic się to zdało, ponieważ Bill trzymał się go
kurczowo i jak na jego wątłość, bardzo mocno.
– Całe życie kochałem tylko ciebie,
ale teraz wiem, że to jest już na zawsze, słyszysz?! – Czarnowłosy podniósł
głowę i spojrzał na brata. Wyraz twarzy Toma był już zupełnie inny niż
wcześniej, chociaż wciąż starał się jakoś go od siebie odizolować, jednak już z
mniejszą siłą i stanowczością. Bill wyraźnie czuł, że mięknie, a teraz na
dodatek patrzył na niego z odrobiną czułości, a może było to współczucie
wywołane przez łzy, które spływały mu po policzkach? Nie ważne, wiedział, że
musi wykorzystać tę chwilę jego słabości i unosząc nieco w górę, szybko wpił
się w jego usta. Tom odruchowo rozchylił wargi, ale nie poruszył ani nimi, ani
językiem - dla Billa wciąż były martwe, ale on nie rezygnował i coraz bardziej
angażował się w ten nieodwzajemniony pocałunek, a wtedy poczuł mocny uścisk
jego dłoni na swoich przedramionach i w mgnieniu oka wylądował plecami na
kanapie. Tom zerwał się z niej jak poparzony i krzyknął:
– Opanuj się, kurwa! – po czym
szybkim krokiem wyszedł na korytarz. Potrzebował powietrza, dużo powietrza!
Odetchnął głęboko, kiedy trzasnąwszy za sobą drzwiami, znalazł się na zewnątrz.
Wargi paliły go żywym ogniem, a jego ciało tkwiło w ogromnym pożarze i nie
wiedział w jaki sposób ma go ugasić.
***
Baron spędzał sobotni wieczór sam.
Po tym, jak dowiedział się, że zdjęcia jakie zrobił paparazzi dostały się w
ręce Billa, bez mrugnięcia okiem porzucił Maxa. Ten jednak wciąż przychodził
czasem pod jego dom i wystawał po drugiej stronie ulicy, często nękał go
dzwoniąc, chociaż blondyn uparcie nie odbierał, aż w końcu zablokował. I na to
Max znalazł sposób, dzwoniąc co i rusz z innych źródeł. Myślał nawet nad zmianą
numeru telefonu, ale to wiązało się z dużą liczbą osób, jakie musiałby o tym
powiadomić, choć z tym z pewnością jakoś by sobie poradził. Tak naprawdę powód
był jeden - ten numer był także w posiadaniu Billa, i choć też i jego mógłby
zawiadomić o zmianie, to jednak czuł, że nowego numeru telefonu czarnowłosy już
nie zapisze. Fakt, że on mógł skasować i ten stary, ale cały czas miał cień
nadziei, że kiedyś ich kontakt się poprawi. Wciąż go kochał, mimo wielu
upokorzeń i ogromnej rany w sercu, którą nieustannie pogłębiał swoją
obojętnością. Nie było dnia, żeby o nim nie myślał i nie przywoływał wspomnień
o ich intymnych zbliżeniach. Tak bardzo chciałby móc znów go pocałować, pieścić
dotykiem dłoni jego miękką skórę, wdychać jej zapach i słuchać namiętnych
westchnień. Mieć go w ramionach i celebrować tę chwilę. Rozsądek podpowiadał
mu, że to wszystko pozostanie tylko cudownym wspomnieniem, ale jakaś jego mniej
racjonalna cząstka, wciąż żyła nadzieją. Nie potrafił wyrzucić go z głowy, ani
tym bardziej z serca, które rozdzierał na drobne strzępy żal.
Siedział w swoim studio, komponując
najsmutniejsze w swoim życiu kawałki, przepełnione nostalgią i tęsknotą.
Ostatnio powstawało tego mnóstwo. Właśnie łączył pliki ze stworzoną wcześniej
muzyką, z fragmentami innych ścieżek, kiedy przypomniał sobie o kilku
zapisanych na drugim laptopie, a które teraz bardzo by mu się przydały. Tak,
tylko gdzie on był? Wstał i rozejrzał się dookoła. Tu z pewnością nigdzie nie
leżał, może położył go w swoim biurowym pokoju? Udał się tam czym prędzej, ale
go nie znalazł, jak też w żadnym innym pomieszczeniu. Skomponował te fragmenty
jakiś czas temu, kiedy jeszcze pracował w studio chłopaków i teraz przypomniał
sobie, że z pewnością właśnie go tam zostawił.
– Kurwa mać – zaklął zły. Była
sobota, w dodatku dość późno, a studio o tej porze pewnie zamknięte, więc jak
miał go sobie stamtąd odebrać? Do Toma nie chciał dzwonić, ostatnio traktował
go z ogromnym dystansem i niechęcią, więc pewnie pogoniłby go na cztery wiatry.
O Billu już w ogóle nie było mowy. Może więc zadzwoni do Georga, albo Marcusa?
Przecież chodzi jedynie o klucz, który pożyczy, odbierze swoją własność, a
potem odwiezie z powrotem, oddając go. Postanowił, że spróbuje zadzwonić do
Georga.
– Cześć Georg, słuchaj, mam do
ciebie sprawę.
– No hej, co tam? – odezwał się
kolega.
– Zostawiłem w waszym studio laptop,
wiem, ze jest sobota i o tej porze nikogo tam nie ma, ale ten laptop jest mi
bardzo potrzebny, naszła mnie wena na komponowanie, a mam w nim kilka fajnych
fragmentów, które chcę połączyć. Nie chcę dzwonić do bliźniaków, bo ostatnio
jakoś nie pałają do mnie miłością – zaśmiał się cicho. – Mógłbym podjechać do
ciebie po klucz? Tylko wezmę laptop i zaraz ci go odwiozę. – W słuchawce jednak
odpowiedziała mu cisza, a po chwili jakieś dziwne stęknięcie. – Halo, jesteś
tam?
Georg zamarł. Przecież tam był Tom,
a co najgorsze właśnie teraz mógł być także i Bill.
– Yyy, nie, to znaczy… Nie ma mnie
teraz w Berlinie! – Szybko znalazł stosowną wymówkę.
– Nie ma cię? O kurwa, to kiepsko.
Może w takim razie zadzwonię do Marcusa.
– Nie dzwoń do niego, on też miał
wyjechać! – Georg prawie krzyknął w panice.
– Tak? To mam pecha – sapnął Baron.
– W poniedziałek sobie go
zabierzesz, nie pracuj w sobotę tak ostro, lepiej idź gdzieś na piwo – zaśmiał
się Georg, ale w jego głosie wyczuł jakieś dziwne podenerwowanie.
– Jakoś nie mam nastroju na wyjście,
no nic. Dzięki stary – Blondyn rozłączył się, ale mimo słów chłopaka, i tak
postanowił spróbować skontaktować się z menagerem. Przecież nic nie tracił, a
nawet nie wiedział, jak cenną informację może zyskać.
***
Stał kilka minut oparty plecami o
drzwi. Oddychał ciężko i szybko, jakby za chwilę miało mu zabraknąć powietrza.
Co teraz? Co ma robić? Tylko on jeden miał taki dar, aby pobudzić go w kilka
chwil ledwie muśnięciem. Nikt wcześniej nie posiadł takich umiejętności, albo
po prostu nie działał na niego tak intensywnie, bo nikogo nie kochał tak mocno.
O ile w ogóle kiedykolwiek kogoś kochał… Mimo całej złości, żalu i bólu, miał
ochotę tam wrócić, wziąć go w ramiona i wszystko wybaczyć. Jakoś podświadomie
czuł, że szczerze żałuje, wiedział, że kocha tylko jego, że tamto nie miało
żadnego znaczenia, podobnie jak jego seks z Danielle, który nie był nawet w
jednej czwartej tak fascynujący, jak seks z Billem. Nie było takich dreszczy,
ani fajerwerków rozkoszy, ot zwyczajnie zaspokoił się zupełnie tak samo, jakby
to robił własną ręką. I co z tego, że to była kobieta, które kiedyś tak bardzo
lubił? Może i była ładna, zgrabna i miała zajebiste ciało, ale nie była Billem.
On był wyjątkowy, namiętny i lubieżny, słodki i delikatny, wulgarny i ostry, to
w nim przecież miał wszystko. Czy przez jego jeden głupi błąd, ma z tego tak po
prostu zrezygnować? Kochał go i nie było dnia, żeby o nim nie myślał, nie
zaspokajał się dłonią marząc o jego ponętnym tyłku, i o jego ustach. I tęsknił
za nim tak bardzo… Przecież wyobrażał sobie nieraz tą chwilę, że tu jest, że
oddaje mu się. I sam siebie oszukiwał, że nie odpuści mu tak szybko. Może i by się
udało jeszcze jakiś czas wytrzymać, gdyby do niego dziś nie przyszedł. Łatwo
było być twardym z daleka od niego, ale w obliczu jego bliskości zupełnie
miękł. Minęło trochę czasu, który ukoił ból i wyciszył złość. Przecież
wiedział, że i tak mu w końcu wybaczy, więc jaki sens było męczyć się jeszcze
kilka kolejnych dni? Gdyby naprawdę powziął takie postanowienie, musiałby teraz
wsiąść w samochód i jechać jak najdalej od niego. Nie mógł tego zrobić, bo
przecież pił. Uśmiechnął się, bo głupszej wymówki nie mógł sobie znaleźć i
przyznał sam przed sobą, że chce tam iść, że pragnie go i chce mu wybaczyć ten
jeden, jedyny raz!
Natychmiast wrócił do pomieszczenia
i stanął w progu pokoju, popychając z impetem drzwi. Bill tkwił na podłodze
płacząc, bo gdy jego brat wyszedł stracił zupełnie nadzieję, ale kiedy tylko z
powrotem go zobaczył, od razu poderwał się na równe nogi. Policzki miał mokre
od łez, a kiedy Tom zbliżył się do niego wstrzymał oddech. Przez kilka chwil
stali na wprost siebie bez słowa. Ich serca biły mocno, boleśnie, jednym rytmem
i znów oddychali tym samym powietrzem. Czarnowłosy był zdezorientowany,
niepewny, nie decydował się na żaden gest. Bardzo chciał się do brata
przytulić, ale bał się, że zostanie odepchnięty. Zamarł, kiedy Tom wyciągnął
dłoń obejmując jego policzek. Biegał wzrokiem po jego twarzy, wplątując
spojrzenie w oczy, a zaraz w podobny sposób rozbiegały się po mokrych
policzkach opuszki jego palców, dotykając w końcu miękkich warg, jakby chciał
tym dotykiem sprawdzić, czy aby na pewno tu jest, czy nie rozmyje się zaraz jak
senne marzenie, a on nie obudzi się gdzieś daleko od niego. I dopiero wówczas,
kiedy przekonał się, że to piękna i tylko ich własna rzeczywistość, ułożył dłoń
na jego karku, przylegając ustami do nabrzmiałych warg bliźniaka. Zatopił
pomiędzy nimi język, całując go mocno, namiętnie, znów czując ten jedyny i
najsłodszy smak swojej miłości. I niczego mu więcej nie było potrzeba, bo do
szczęścia potrzebował tylko jego.
– Nie rób mi tego nigdy więcej…
Słyszysz? – wyszeptał schryple, ale łagodnie. Już nie było tego Toma sprzed
kilku minut, on gdzieś zniknął, rozmył się w niebycie, bo wtedy tak naprawdę
wcale nie był sobą. Zupełnie nie wyszło mu to udawanie niedostępnego
twardziela, ale czyż to nie było do przewidzenia? Przecież go kochał… Kochał
tak bardzo, że nie umiałby dłużej trwać w tym marazmie. Tęsknił za nim,
potrzebował go i pragnął. Pragnął mimo wszystko.
– Nigdy, przenigdy… Przysięgam ci
to. Kocham cię Tommy, najbardziej na świecie… – jęknął Bill, a oczy zaszły mu
mgłą szczęścia. Jeszcze kilkanaście minut temu tylko o tym marzył, a teraz jego
marzenie właśnie się spełniało. Był tak blisko, dotykał go i całował. I
wybaczył mu! Miał ochotę krzyczeć ze szczęścia, ale zamiast tego, na powrót
wpił się łapczywie w jego usta i całował z pasją, stęskniony ich tak bardzo, od
wielu dni. Nie spodziewał się, że dziś ich znów zakosztuje, a kiedy tak pieścił
jego wargi i poddawał się odwzajemnieniu, pomyślał o tym, jak piękna może być
jedna chwila, a jak cudownymi mogą sprawić każdą kolejną.
Przerywając, rozebrali się
pospiesznie. Szkoda już było czasu, zbyt wiele go upłynęło bez tego drugiego, i
tak trudno im było bez siebie. Niecierpliwy Bill, chwycił brata za rękę i
pociągnął za sobą, ale nim obaj znaleźli się na kanapie, już rozpoczął wędrówkę
warg po jego ciele, zaczynając od szyi.
– Jeśli jeszcze kiedykolwiek mnie
oszukasz, zniknę z twojego życia na zawsze, pamiętaj… – wyszeptał Tom, ale Bill
nie odpowiedział. Jego usta były zbyt zajęte spijaniem pragnienia z jego skóry,
sunąc po ramionach i torsie. Po chwili jednak uniósł głowę.
– Nigdy Tommy, nigdy… – szepnął i
znów smakował tego idealnego ciała.
Miał
nieodparte wrażenie, że jego język paraliżuje, a dotyk ust magicznie
układających się na skrawkach skóry, obezwładnia brata. Leżał niemal w bezruchu
i jedynie palce dłoni raz po raz wplatały się między kosmyki czarnych włosów.
Drżenie dosadnie mówiło, że działa na jego zmysły w ten wyjątkowy sposób.
Świadomie ocierał się o niego sprawiając, że powietrze uwalniane spomiędzy ich
ciał niemal parzyło. Po chwili uniósł głowę do góry i natychmiast napotkał
wzrokiem płonące spojrzenie, a wtedy z ust Toma uwolniło się ciche:
– Niżej… – Zsunął się, nie mogąc oderwać oczu od jego ciała. Widział, jak mięśnie pod cienką, miękką skórą podbrzusza napinają się w pragnieniu czegoś więcej, więc oparłszy się obiema dłońmi po obu stronach bioder brata, pochylał głowę coraz niżej i niżej, wbijając spojrzenie w ciemne źrenice bliźniaka. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, nasunął rozkoszne, miękkie wargi na jego męskość, która natychmiast zniknęła mu w ustach zanurzając się niczym w oceanicznej głębinie. Niepostrzeżenie sprawił, że dobiła do jego gardła ocierając się o podniebienie. Otulił ciepłem swoich warg i gardła najwrażliwszą część jego ciała, po czym cofnął się z wolna, zaciskając je w taki sposób, aby jak najmocniej go pobudzić i sprawić, że przyjemność opadnie na niego wodospadem dreszczy, i porwie swoim nurtem gdzieś w bezkresną dal rozkoszy. Między wargami czarnowłosego pozostawał już jedynie czubek penisa Toma. Pieścił językiem słodkie zagłębienie, starając się lekko podrażnić kolczykiem, jaki miał w języku. Wsłuchiwał się w muzykę jego ciała, przy akompaniamencie głośnych oddechów, a czasem łowiąc i bezdech, starał się dać mu największą rozkosz. W końcu był mu to winien, pragnął wynagrodzić swój błąd.
– Niżej… – Zsunął się, nie mogąc oderwać oczu od jego ciała. Widział, jak mięśnie pod cienką, miękką skórą podbrzusza napinają się w pragnieniu czegoś więcej, więc oparłszy się obiema dłońmi po obu stronach bioder brata, pochylał głowę coraz niżej i niżej, wbijając spojrzenie w ciemne źrenice bliźniaka. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, nasunął rozkoszne, miękkie wargi na jego męskość, która natychmiast zniknęła mu w ustach zanurzając się niczym w oceanicznej głębinie. Niepostrzeżenie sprawił, że dobiła do jego gardła ocierając się o podniebienie. Otulił ciepłem swoich warg i gardła najwrażliwszą część jego ciała, po czym cofnął się z wolna, zaciskając je w taki sposób, aby jak najmocniej go pobudzić i sprawić, że przyjemność opadnie na niego wodospadem dreszczy, i porwie swoim nurtem gdzieś w bezkresną dal rozkoszy. Między wargami czarnowłosego pozostawał już jedynie czubek penisa Toma. Pieścił językiem słodkie zagłębienie, starając się lekko podrażnić kolczykiem, jaki miał w języku. Wsłuchiwał się w muzykę jego ciała, przy akompaniamencie głośnych oddechów, a czasem łowiąc i bezdech, starał się dać mu największą rozkosz. W końcu był mu to winien, pragnął wynagrodzić swój błąd.
Ponowił
kolejny ruch, opadając w dół dotykiem ust, chłonąc to cudo, dzięki któremu Tom,
tyle razy zabierał go w podróż do gwiazd, a teraz on zapragnął zaserwować mu
taką wycieczkę. Do gry dołączyła się dłoń, pieszcząc zwinnym dotykiem palców
wrażliwe jądra, które teraz stwardniały z przyjemności. Z każdym kolejnym
nasunięciem czuł, jak pulsuje. Napawał się słodką świadomością, że właśnie
kreuje jego rozkosz, poprzez każdą pieszczotę warg, języka i palców dłoni.
Teraz już głośniejszy jęk przeciął ciszę i sam nie szczędziłby mu odgłosów
swojej przyjemności, jaką odczuwał poprzez zadawanie jej bratu, gdyby nie miał
tak bardzo zajętych własnych ust.
Wszystko
to trwało zaledwie kilka minut i Bill popatrzył na Toma wzrokiem pełnym
zdziwienia, kiedy ten chwycił go mocno za ramiona i do siebie przyciągnął. Za
bardzo spragniony był jego ciała, aby ten pierwszy raz po tak długim czasie,
pozwolić mu zaspokoić się w taki sposób. Był już bardzo mocno podniecony,
wiedział, że to nie potrwa długo, chociaż mieli przecież przed sobą całą noc i
z pewnością zrobią to dziś jeszcze niejeden raz, ale teraz chciał być znów w
nim. Tak długo na to czekał, aby poczuć ten upragniony gorąc, jakim obejmie
jego męskość, kiedy w niego wniknie. Wstał z kanapy i rozkazał:
–
Wypnij się, tak jak lubię…
Billowi
nie trzeba było mówić więcej, obrócił się i klękając wsparł na dłoniach,
wypinając ponętnie tyłek, po czym zakołysał biodrami. Był szczęśliwy,
podniecony i zrobiłby dla niego wszystko, byleby zadowolić tak, jak tylko tego
pragnął. Tom lubił posuwać go od tyłu, szczególnie w takiej pozycji, a i dla
niego taki seks był najlepszy, chociaż właściwie w każdej pozycji było mu z nim
dobrze.
Jego
zachłanne spojrzenie omiotło całe ciało bliźniaka w tej podniecającej pozie.
Nieustannie płonął żywym ogniem pragnienia, jaki pochłaniał jego wnętrze, choć teraz
bodźcem do tego był zaledwie zmysł wzroku. Jednak nie chciał tylko patrzeć, to
zbyt mało, aby uspokoić żywioł jaki się w nim rozszalał. Po woli sięgnął po
niego dłońmi, jak po swoją własność, ale czyż właśnie tak nie było? Czy Bill
nie należał do niego? Przecież w innym przypadku by tu nie przyszedł, nie
błagał z taką desperacją o przebaczenie.
Opuszki
palców spójnie sunęły po miękkiej skórze jego pośladków, delikatnie i zwiewnie,
jakby w obawie, że to co czuł za chwilę rozproszy się w niebycie. Jednak po
chwili zapragnął pełniejszych i głębszych doznań, pragnął czerpać z tego dotyku
więcej, więc zacisnął mocno dłonie na jędrnych półkulach wyeksponowanych w jego
stronę. Nie mógł się oprzeć, żeby przez chwilę po prostu nie pieścić ich
mocnymi uściskami dłoni. Jednak zaraz wrócił do tych czułych i delikatnych tknięć,
a potem przesuwając ręce wyżej znów zdecydowanie objął jego biodra.
Klęczał
za nim całkowicie gotów, aby wypełnić go sobą. Jego męskość była w apogeum
wzwodu, duża i twarda. Jednak nim wtargnął do przybytku rozkoszy jak złodziej,
zapragnął go posmakować, dlatego też pochylił się i zaczął pieścić pocałunkami
miejsce, gdzie przebiegała granica między plecami a pośladkami. Chciał mu dać w
tym akcie coś więcej, coś, czego jeszcze nigdy mu nie podarował. Pragnął, aby
niczego mu nie brakło i już nigdy nie zechciał skosztować seksu z innym. Spijał
z jego skóry podniecenie, a dłonie nie przestawały mocno go trzymać, z
pewnością nie w obawie przed ucieczką, ale tak po prostu, z chęci posiadania.
Po chwili przerwał, odrobinę się unosząc, zaczął badać opuszkami palców to
miejsce, gdzie tak bardzo pragnął już być, a jednocześnie sam w nieskończoność
przedłużał tę chwilę, kiedy wypełni go swoją wielkością i ciepłem. Podniecający
masochizm władał nim dogłębnie, kiedy znów usta zagrały główną rolę.
Mocniej
objął dłońmi pośladki Billa, rozchylając je na boki i pochylił się, aby
zbłądzić między nie wargami.
–
To-Tommy! Ooaaahhh… – Z trudem wyjęczał czarnowłosy, zupełnie nie spodziewając
się takiej pieszczoty. Jego członek był już mocno wzwiedziony, ale to, co
zrobił mu teraz brat sprawiło, że zrobił się bardzo twardy. To było niesamowite
doznanie, Tom jeszcze nigdy nie pieścił go w ten sposób. Czy tak bardzo był
stęskniony jego ciała, czy może chciał, aby już niczego mu nie brakowało?
–
O kurwa! – I znów krzyknął, przeklinając soczyście z rozkoszy, kiedy po chwili
poczuł gorący język, którym brat wkradł się do jego pulsującego podnieceniem i
odbieraną przyjemnością wnętrza. Tom wiedział czego pragnie, wiedział czego
chce. Zamierzał kosztować go jak najsłodszy owoc, na każdy, możliwy sposób,
nieustannie wwiercając w niego swój język szalenie mocno. Sam był już u kresu
podniecenia, twarde prącie drżało z pragnienia, tak samo jak ich ciała. W
głowie rodziły się obrazy szaleństwa, chciał kochać go jak jeszcze nigdy
przedtem, chłonąć każdy oddech i słodki krzyk.
Aż ciekawi mnie teraz, co przyniesie następna część, skoro ta zakończyła się w ten sposób!
OdpowiedzUsuńMoże lepiej niech ten cały Baron daruje sobie szukanie tego swojego laptopa w tym studiu w sobotę... bo tylko będzie im przeszkadzał.
Jednym słowem - brawo!
Z pewnością jeszcze przez chwilę nacieszycie się ich zbliżeniem, a co dalej... to już pozostawiam wyobraźni każdego czytelnika, wierząc, że nim ta kolejna część będzie opublikowana, każdy będzie miał własną wersję wydarzeń ;)
UsuńDziękuję, pozdrawiam :)
Czytałem ostatnio o jakimś czwartku co do publikacji to pilnuję i jestem w czwartek,a tu nowa część we wtorek wieczorem haha , można i tak, brawo ja. Z zawartości tej części jak najbardziej jestem mega zadowolony i przeczytałem z przyjemnością, wyobraźnia pracuje przy takim tekście nie ma co bo piszesz tak, że to działa na wszystkie zmysły, jakby się ich tam podglądało co oni robią w tym studio. Że realizm w opisach zachowujesz to Ty już dobrze wiesz, pisałem dawno. Innym razem jakąś dłuższą opinie Ci zostawię bo lecę do roboty więc sorry za taki byle jaki komentarz, ale później to już bym w ogóle zapomniał cokolwiek napisać. Trzymaj się, zdolna Ty!
OdpowiedzUsuńJa tam nie wiem, gdzie Ty o tym czwartku czytałeś, ale nic takiego nie obiecywałam ;)
UsuńMiło mi czytać taki komentarz, jeśli to działa na wyobraźnię, to chyba całkiem nieźle mi wychodzi, tak przynajmniej mi tu sugerujesz :D
Dziękuję, pozdrawiam :)
I to jest to, na co wszyscy (prawie) czekali! Podczas najlepszej akcji ta część nagle się urywa, ale żeby rozpalić w zupełności wystarczy. Nie jestem w stanie i nawet nie próbuję sobie wyobrazić tego kiedy Bastien postanowi przyjechać i zobaczy w studio Toma i Billa... Może jednak Baron przeżyje bez swojego laptopa inaczej szok murowany bo raczej na zawał serca Bastien za młody jeszcze jest :D
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie to jak zawsze fantastycznie piszesz kładąc duży nacisk na przeżycia i przemyślenia bohaterów przez co wywołujesz u czytelnika silne emocje związane z odczuwaniem smutku, radości czy wzruszenia. Oczywiście kwestią gustu jest jak dużą dozę dramatyzmu powinna zawierać dana część, ale w mojej ocenie nie da się tego czytać spokojnie ;) Jestem absolutnie zachwycona tym odcinkiem chociaż wiem, że to nie koniec problemów w relacji Bill-Tom.
Dziękuję bardzo i niecierpliwie czekam na ciąg dalszy! :)
Dużo weny twórczej!
Pozdrawiam,
E.G.
Myślę, że większość na to czekała, mimo, że chyba nie wszyscy chcieli, aby tak szybko doszło do zgody, ale mam nadzieję, że jakoś to zrekompensowałam ;)
UsuńTo chyba dobrze, że jakieś tam uczucia w czytelniku wywołuję, gorzej, jakby się to czytało zupełnie obojętnie. Mam nadzieję, że uda mi się trzymać tak do końca.
Dziękuję, pozdrawiam ;)
Aż mnie ciarki przeszły od pierwszej linijki! Genialna część i czekałam z niecierpliwością właśnie na taki rozwój wydarzeń i nadal nie mogę otrząsnąć się z szoku jakie to było dobre! Nic tylko czekać na kontynuację :)
OdpowiedzUsuńNo i o te ciarki mi chodzi, więc jak były, to plusik dla mnie ;) Mam nadzieję, że kolejna część wywoła podobny, albo i większy szok.
UsuńDziękuję, pozdrawiam :)
No co tu się stało XD to dla mnie takie niesamowicie wzruszające i piękne, a zarazem mocne i wyraziste... Choć pewnie w kolejnej części będzie jeszcze większe zamieszanie XD
OdpowiedzUsuńZ pewnością będzie dalszy ciąg tego spektaklu, jaki zaprezentowali nasi główni bohaterowie, a jak się to dalej potoczy okaże się już niebawem.
UsuńDziękuję, pozdrawiam ;)
Ta część jest po prostu M E G A. Totalnie mnie zatkało i chyba nie tylko mnie ;) Oby dalej było tylko lepiej. Napisałaś to tak dobrze, że aż brak mi słów... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCzy dalej będzie lepiej, tego obiecać nie mogę, ale z pewnością wciąż będzie się działo ;)
UsuńDziękuję, pozdrawiam ;)