Część 54.
Im więcej
piłem, tym mocniej kręcił mnie Bastien. Jego każdy gest, wypowiadane słowa,
spojrzenie… Kiedy nie było w pobliżu Georga, zachowywał się tak niebezpiecznie
i tak kurewsko podniecająco, że miękłem. Ciągle gdzieś czułem jego dotyk, niby
przypadkowy, niby niewiele znaczący, ale jak nikt inny sprawiał w tamtej
chwili, że moje ciało paraliżował dreszcz. Czułem podniecenie, którego
zaczynałem się bać, ale to wszystko było tak zajebiście przyjemne… Przy nim
poziom serotoniny w moim ciele znacząco wzrastał. Czułem się czasem jak lekko
naćpany, mimo, że prócz palenia skrętów jeszcze nic nie wziąłem. No właśnie,
jeszcze… Miałem dropsy i fajnie by było wzmocnić nimi wszystkie doznania, ale
ten pieprzony Georg nieustannie się kręcił w pobliżu i naprawdę miałem tego
serdecznie dość. Bo co mi po nich było, jeśli on wciąż deptał mi po piętach?
Tak,
wiem, niespełna trzy godziny temu obiecałem sobie, że będę się trzymał i nie
dam się ponieść żadnej pokusie, ale ja od zawsze byłem słaby, a jeśli ktoś na
mnie działał w taki sposób jak wtedy Bastien, na nic mi były wszelkie
przyrzeczenia. I wiedziałem, że tylko jedno potrafi mnie otrzeźwić i postawić
na nowo do pionu.
Potrzebowałem
rozmowy z Tomem.
***
Bastien
stał jeszcze jakąś chwilę i patrzył, jak Caroline oddala się. W tym czasie Bill
nie spuszczał z niego wzroku i kiedy pozostał sam, szybko do niego podszedł.
–
Mogę klucz do twojej sypialni? – zagadnął. Chłopak popatrzył na niego nieco
zdezorientowany. – Muszę zadzwonić do Toma, zapytać jak się czuje – dodał,
widząc jego minę. Dopiero teraz Baron sięgnął do kieszeni.
–
Tak, jasne. Proszę.
Bill
delikatnie się uśmiechnął i odebrał od niego metalowy przedmiot. Kiedy ruszył w
stronę schodów, zaczepił go Georg, czego mógł się spodziewać, bo nie
poinformował go o swoim zamiarze.
–
Gdzie idziesz?
–
Zadzwonić do Toma, muszę zapytać, jak się czuje – rzucił, nie zatrzymując się,
po czym pokonał po dwa stopnie drogę na pierwsze piętro i choć w korytarzu było
ciemno, z łatwością otworzył pokój Bastiena. Tam szybko wydobył telefon z
kieszeni i wybrał numer do brata. Mimo zamkniętych drzwi, głośna muzyka mogła
zagłuszyć głos bliźniaka, zatkał więc jedno ucho palcem. Po kilku sygnałach w
słuchawce odezwał się głos Toma:
–
A myślałem, że nie zadzwonisz…
–
Jak się czujesz? Noga boli? – zapytał od razu Bill.
–
O, nie plącze ci się język? Nie wierzę, że nie jesteś jeszcze nawalony –
zaśmiał się. – Noga nie boli, mamuśka o mnie dba. I jak w końcu zadzwoniłeś, to
chyba zaraz pójdę spać. A jak impreza?
–
Jest nieźle, naprawdę w porządku. Trochę wypiłem, ale trzymam fason. Z Georgiem
jest znacznie gorzej – skłamał spontanicznie i szybko zastanowił się właściwie
po co? Rozmowa z Tomem przecież miała go przed wszystkim powstrzymać.
–
Naprawdę? Jak pisał mi smsa, nie pomieszał liter.
„No proszę, nawet już mu zdał relację…”,
pomyślał i szybko zapytał:
–
Słownik czyni cuda. Po co pisał ci smsa?
–
Po prostu, napisał, że dobrze się bawicie. – Bill tylko uśmiechnął się pod
nosem i pomyślał: „Mały kłamczuszek…”–
A o której wrócisz? – zapytał Tom.
–
Jeśli chcesz, mogę zaraz – wypalił i szybko ugryzł się w język. Co będzie,
jeśli Tom powie, że tęskni i poprosi, żeby wracał? Jednak nawet nie wiedział,
że tym stwierdzeniem zupełnie go kupił.
–
Nie, nie marnuj sobie wieczoru, baw się dobrze, tylko nie pij za dużo… Ja zaraz
pójdę spać.
–
Obiecuję, że będę grzeczny. Kocham cię Tommy.
–
Ja ciebie też kocham, Billy. Pa.
Urywany
dźwięk w słuchawce oznaczał zakończone połączenie. Bill przysiadł na oparciu
fotela i wsunął telefon do kieszeni ramoneski, właśnie tej, w której był mały
woreczek z dragami. Przez chwilę nie wyciągał z niej dłoni, lekko dotykając
opuszkami palców foliowego opakowania, jakby wciąż się wahając czy je chwycić i
wyjąć. Tom był jakiś taki chłodny… Ta rozmowa, która miała być blokadą,
hamulcem szaleństwa, na jakie miał wielką ochotę, zupełnie nic mu nie dała,
chociaż… Wyczuł w głosie bliźniaka jakiś smutek i może, gdyby kazał mu wracać,
gdyby powiedział, że tęskni i chce go obok siebie, to wsiadłby w taksówkę i popędził
do niego. Nic takiego jednak się nie stało, w zamian brat nakazał mu się dobrze
bawić. Przez dłuższą chwilę siedział jeszcze obracając między palcami foliową
torebkę wraz z całą jej zawartością, aż w końcu schował ją do kieszeni spodni i
wyszedł z pokoju, zamykając go na klucz.
Na
dole schodów wciąż stał Georg, na widok którego tylko wywrócił oczami. Jednak
dobrze, że wziął to wszystko z góry. Byli gdzieś mniej więcej w połowie
imprezy, więc jeśli się z nim nie upora, będzie tak smęcił mu za uchem do
samego rana, a on od tej chwili zamierzał się naprawdę dobrze bawić, bez
oddechu przyjaciela na karku. Objął go ramieniem i widząc, że ma prawie pustą
szklankę, zagadał:
–
Chodź, zorganizujemy sobie kolejne drinki, bo czuję się jakbym prawie nic nie
wypił – zaśmiał się.
–
Nie no, to ja się trochę zakręciłem – odpowiedział przyjaciel, ale ochoczo
podążył za nim w stronę barku.
–
Dwa razy whisky z lodem, podwójna – Puścił barmanowi oczko i zaraz trzymali
swoje drinki w dłoniach. Napełnienie szklanek alkoholem było najmniejszym
problemem, Georga także nie trzeba było namawiać do picia, ale Bill wiedział,
że już dolanie mu do szklanki zawartości fiolki będzie niemałym problemem.
Powinien też jeszcze oddać Baronowi klucz, ale to w sumie mogło poczekać, poza
tym DJ właśnie tańczył z Caroline i z przyjemnością zawiesił na tej parze swoje
spojrzenie.
–
No nieźle tańczy – mruknął mu do ucha Georg.
–
Kto? Bastien, czy Caro?
–
Ona to normalne, ale on naprawdę nieźle się rusza.
Bill
patrzył zachłannie na każdy ruch blondyna. Sam nie był jakimś wytrawnym
tancerzem, ale chętnie by do niego dołączył. Jednak wiedział, że aby mógł
pozwolić sobie na jakieś sugestywne ruchy, czy gesty, Georg musiałby już
zjechać na bazę, a tymczasem nawet nie miał okazji go unieszkodliwić i tak
szczerze, czarno to widział. Jednak nie od dziś było wiadomo, że miał dużo
szczęścia, bo po chwili kumpel odstawiając pustą szklankę na tacę,
zakomunikował:
– Idę się odlać.
To była
najlepsza okazja i wiedział, że lepsza się nie powtórzy.
– To ja załatwię nam kolejnego drinka. – Wychylił
resztkę ze swojej szklanki i pospiesznie podszedł znów do barmana, zamawiając
to samo. Teraz wystarczyło tylko odejść w jakieś spokojniejsze miejsce i zrobić
co należało, udał się więc do kuchni. Postawił obie szklanki na stole i wlał do
drinka Georga zawartość fiolki. Pochwycił je w dłonie i chciał odwrócić się,
aby pójść w to samo miejsce, gdzie rozstał się z Georgiem, kiedy poczuł na
biodrach czyjeś dłonie. Zamarł sparaliżowany strachem. A jeśli Georg przyszedł
tu za nim i wszystko widział? Jednak na szczęście to wcale nie był on, bo zaraz
tuż przy uchu, usłyszał cichy głos gospodarza domu:
– I co tu robimy?
Dopiero teraz odwrócił się, oddychając z ulgą.
– Nic wielkiego, wziąłem drinka dla siebie i
Georga, ale oblałem sobie dłoń, więc przyszedłem opłukać.
Baron zaśmiał się cicho i chcąc odebrać od niego
jedną z trzymanych szklanek, objął ją swoją dłonią.
– Niech sobie weźmie sam, a ty napijesz się ze mną.
– Nie! – krzyknął Bill w panice, a Baron wciąż
trzymając na spółkę z nim jedną ze szklanek, popatrzył na niego
zdezorientowany. – Puść, przyniosę ci inny, ten to taka specjalna mieszanka
Georga, nie będzie ci smakował! – dodał szybko, wymyślając na poczekaniu, a
kiedy blondyn zwolnił uścisk na szklanym naczyniu, oddalił się w pośpiechu.
Georg już stał przy wejściu do salonu, rozglądając
się za Billem, a kiedy go zobaczył uśmiechnął się szeroko:
– No, już myślałem, że mi zginąłeś z tym piciem.
– Zalałem sobie rękę, musiałem opłukać – skłamał,
tak samo jak zrobił to przed chwilą w kuchni. Podał Georgowi drinka z myślą, że
teraz jeszcze będzie musiał dopilnować, żeby go w całości wypił. Jednak zaraz
nawiedziła go druga myśl: czy aby na pewno szklankę z mieszanką dla przyjaciela
trzymał w prawej ręce?
Nie
miał stuprocentowej pewności, czy dał Georgowi odpowiedniego drinka. Na wszelki
wypadek postanowił na razie udawać, że pije swojego, bo jeśli się pomylił,
ciężko będzie w takiej sytuacji jakoś to odkręcić. Wiedział, że wystarczy
kilkanaście minut, aby zobaczyć skutki, a Georg nie wylewał za kołnierz. Pił ze
swojego szkła sporymi łykami, więc jeśli dostał to co trzeba, niebawem zaliczy
zjazd na bazę.
–
Obiecałem napić się z Bastienem, więc na razie cię zostawię – rzucił do niego,
po czym rozejrzał się. Kiedy nie zobaczył nigdzie gospodarza, postanowił wrócić
do kuchni, jednak tam go już nie było. Może i dobrze, przynajmniej mógł
zostawić gdzieś w bezpiecznym miejscu szklankę ze swoim drinkiem, tak na
wszelki wypadek, gdyby się jednak pomylił. Wrócił do salonu i zamówił dwa, z
którymi wyszedł na zewnątrz. Przy basenie na trawie siedział Bastien i z kimś
rozmawiał. Podszedł do niego i przykucnął, wręczając mu szkło. Chłopak uniósł
na niego spojrzenie niebieskich oczu. Miał też już zdrowo w czubie, a wzrok
powłóczysty i roznamiętniony.
–
No to teraz mam dwa – zaśmiał się. – Ale na szczęście to także whisky – dodał,
po czym wychylił swoją resztkę. Bill
usiadł obok niego, był spięty i myślał tylko o tym, czy uda mu się pozbyć
Georga. Stracił go w tej chwili z oczu, choć najprawdopodobniej wciąż był w
salonie, ale przecież nieustannie go pilnował, czy więc nie powinien być teraz
w pobliżu? Chyba, że…
–
Bill… Coś się dzieje? – zagadnął siedzący obok Baron.
–
Nic w zasadzie, patrzę gdzie jest Georg – rozejrzał się uważnie.
–
No nie wierzę, że teraz ty go pilnujesz – zaśmiał się blondyn. Mężczyzna, który
siedział z Baronem wstał i odszedł, pozostawiając ich samych. Blondyn wpatrywał
się zachłannie w profil czarnowłosego, który wzrok miał utkwiony w wejściu do
salonu i wtedy właśnie wyszedł z niego Georg. Rozejrzał się i nieco chwiejnym
krokiem ruszył przed siebie, a kiedy ich dostrzegł od razu podążył w ich
stronę. Wyglądał na nieźle pijanego, a przecież jeszcze kilkanaście minut temu
miał się całkiem dobrze. Bill nieco odetchnął, prawdopodobnie uda się
wyeliminować go z gry. Szklanka jaką niósł była prawie pusta, tylko odrobina
trunku została mu na dnie.
–
O to się chyba, kurwa, zalałem – wybełkotał, siadając obok na trawie.
–
Rzekłbym nawet, że w trupa – zaśmiał się cicho Baron. Bill zerknął na niego,
zastanawiając się, czy przypadkiem czegoś nie podejrzewa, ale szybko pozbył się
tego wrażenia, bo DJ dodał szeptem tylko do jego ucha: – Mam nadzieję, że skuje
się na tyle, aby wreszcie spuścić cię z oka. – Jego ciepły oddech dopieścił
płatek ucha, a przyjemny dreszcz doszczętnie obezwładnił, kiedy delikatnie
musnął je ciepłymi wargami. I w tamtej chwili potrzebę takiej bliskości nagle
zamanifestowało jego ciało, kiedy poczuł, jak ciasno zaczyna robić mu się w
spodniach. Chciał mieć go blisko, odbierać każdy dotyk, czuć na skórze miękkość
warg. Potrzebował tego i nie zamierzał się bronić, a wręcz przeciwnie,
zamierzał prowokować. To wszystko było nieziemsko przyjemne.
Georg
siedział po jego drugiej stronie, z przedramionami wspartymi na kolanach i
głową spuszczoną między nie. Niewiele mu było trzeba, aby wyłożył się na trawie
jak długi, bo chyba nawet nie kontaktował już z rzeczywistością. Bill miał już
pewność, że narkotyk działa. Puściły wszystkie hamulce i od tamtej chwili ważne
było tylko to, czego pragnie on sam. Wciąż w myślach bronił się przed
zwieńczeniem tego wieczoru w pokoju blondyna, jedynie zamierzając poprzestać na
odrobinie pieszczot, jakby chciał sam sobie wmówić, że niczego więcej nie
pragnie. Podświadomie jednak wiedział, że niezwykle ciężko mu będzie oprzeć się
tej słodkiej pokusie. To, jaki Baron był w łóżku, jak pieścił, jak kochał, jak
pieprzył, wciąż było dla niego jedynie w sferze wyobrażeń, ale wiedział, że
lepszej okazji, aby doświadczyć tego na własnej skórze miał nie będzie.
Odrobinę
pijany, lekko podniecony, zwrócił twarz w jego kierunku i zatonął spojrzeniem w
błękitnej tafli oceanu jego oczu. Niemal w tej samej chwili, poczuł jak tuż za
nim, kumpel przechylił się na bok i osunął po jego plecach, aby finalnie legnąć
na trawie. Baron zaśmiał się i puścił mu oczko:
–
Wygląda na to, że mamy go z głowy. Ścięło go na amen.
Bill
odwrócił się i spojrzał na przyjaciela, który jeszcze jakimś cudem sam ułożył
się na boku i odleciał w najlepsze. Wiedział, że nic złego mu się nie stanie,
zamówił taką dawkę, aby film urwał mu się na jakieś cztery, góra sześć godzin.
Poza tym czasem coś brał, więc to nie powinno mu zaszkodzić. Pomyślał, że
dobrze byłoby go stąd gdzieś zabrać, ale niech tu na razie zostanie i porządnie
odpłynie, najwyżej potem go odholują.
–
Słodkich snów, Georg – zachichotał i zwrócił spojrzenie na blondyna. – Chcę z
tobą zatańczyć… – szepnął.
Czy
musiał mu powtórzyć swoje pragnienie? Oczywiście, że nie. Bastien był
nadzwyczaj wyczulony na każdy jego gest, czy słowo, gotów na każdą zachciankę i
modlił się o taką chwilę, kiedy będzie mógł zrobić dla niego to, czego zechce.
Ta chwila właśnie nadeszła, to był ten czas. Serce zabiło mu mocno. Czy jego
marzenie właśnie dziś może się spełnić? Czy to naprawdę było możliwe? Nie
utwierdzał się w tym przekonaniu, niczego sam sobie nie obiecywał. To mógł być
tylko zwykły taniec, flirt, pocałunek, czuły dotyk, cała reszta wciąż była
gdzieś wysoko, jakby w chmurach, których wciąż nie mógł dosięgnąć. A jeśli
każdy jego gest to drabina, po której szczeblach będzie mógł się tam wspiąć?
Nie
chciał się dłużej nad tym zastanawiać. Podniósł się i chwycił jego dłoń, po
czym ruszył w stronę salonu, gdzie muzyka głośnym bitem zachęcała, aby
wprowadzić ciała w trans, co niemal natychmiast obaj uczynili. Alkohol wraz z
ekscytacją krążył w ich żyłach, poziom endorfin niebotycznie się podniósł. W
pierwszych chwilach nie dotykali się, ale tańczyli bardzo blisko. Kołysząc
biodrami nie tracili wzrokowego kontaktu, oddziałując każdym swoim ruchem na
zmysły tego drugiego. W tamtym momencie Bill nie chciał niczego więcej, ta
chwila wystarczająco go pobudzała i dawała wiele przyjemności. Widział w oczach
Barona znów to uwielbienie, dostrzegał jak mocno go podnieca, choć z powodu
mroku i migających w salonie świateł, niemożliwym było dostrzec czegoś więcej.
Gdyby tylko mógł, z ogromną przyjemnością by zobaczył to wybrzuszenie w jego
spodniach. Fakt, widzieć tego nie mógł, ale czemu miałby tego nie poczuć…?
Nie
zatrzymując się ani na moment, zbliżył się do niego odwracając tyłem i
kołysząc, zaczął delikatnie ocierać pośladkami o jego biodra, coraz bardziej
niwelując dystans. Ich ciała wciąż poruszały się w rytmie muzyki, lecz teraz
już przylegały do siebie niemal szczelnie. Każde otarcie wzmagało dreszcze, a
kiedy dołączył elektryzujący dotyk dłoni, było jeszcze przyjemniej. Bill
pochwycił ręce Bastiena, które ułożył sobie na brzuchu, a te niemal od razu
wsunęły mu się pod koszulę. Baron czuł ciepło jego ciała, kiedy palce zaczęły
delikatnie stąpać po miękkiej skórze i kreślić zawiłe wzory gdzieś w obrębie
lędźwi. Nie śmiał posunąć się dalej, wciąż miał w sobie wiele nieśmiałości,
jeśli chodziło o świątynię ciała jego Boga, nawet w alkoholowym upojeniu, nigdy
bez jego przyzwolenia nie zdobyłby się na więcej. Nie był w stanie naciskać,
ani niczego wymuszać. Brał tyle, ile pozwalał mu brać czarnowłosy anioł, a ten
zdawał się być coraz bardziej hojny. Po chwili odwrócił się przodem i
zarzucając mu ręce na szyję, przylgnął biodrami do jego bioder. Już żaden z
nich nie był w stanie niczego przed tym drugim ukryć, bo obaj doskonale czuli,
jak mocno są podnieceni. Tym samym Bill pobudzał wyobrażenia Barona, jakie
kłębiły się w jego głowie w bajecznych kolorach aktu, w którego urealnienie
wciąż nie wierzył, mimo tego tańca, który stał się tak mocno erotyczny. Patrzył
w jego oczy, zsuwał wzrok na błyszczące usta, chwilami ich spojrzenia spotykały
się sypiąc skry. Ta jego twarz, ten namiętny wyraz spojrzenia, to była jakaś
czysta magia i wtedy chciał, aby ta chwila nie miała końca, bo w niej należał
do niego całym sobą.
Dokąd
prowadziła ich ta zmysłowa gra, obecna w każdym ruchu i w każdym geście? Dokąd
podążali spleceni myślą, dotykiem lepkich dłoni spragnionych wzajemności?
Pragnęli trwać w tym akcie uniesienia tak długo, na ile pozwoli im zdrowy
rozsadek. Dopóki nie zostaną rozłączeni i póki to wszystko się nie skończy.
Tylko co potem?
Bill
miał już świadomość, że na tym nie poprzestaną, a jeśli w tej chwili ktoś ich
rozdzieli, to ta chwila będzie jak rażenie piorunem, jak nagłe przebudzenie z
pięknego snu, jak wojna, którą wypowiedział czyjś rozsądek ich zmysłom. Ale czy
ktoś mógł im to zrobić? Georga już tu nie było, a każdy z tańczących był zbyt
zajęty sobą, swoim partnerem, i być może takim samym szaleństwem, jak oni sami.
Wciąż
tkwili pomiędzy tańczącymi, ale tego co robili nie można było już nazwać
tańcem. Wprawdzie wciąż poruszali się w rytmie nieco spokojniejszego kawałka,
ale ich uwaga była skupiona tylko na nich samych, na spokojnym, falującym
zmysłowo ruchu bioder, na drżeniu warg i dotyku dłoni. Bastien wstrzymał na
chwilę oddech, kiedy Bill wsunął palce pomiędzy szczelnie przylegające do
siebie biodra i zanurkował nimi w swojej kieszeni. Pierwsza myśl absolutnie
sparaliżowała go; przecież wciąż miał klucz do jego sypialni, ale on zdawał się
o tym w ogóle nie pamiętać i zamiast przedmiotu, jaki powinien mu oddać,
wyciągnął coś, co zaraz znalazło się w jego ustach. Nim Baron zdążył
czegokolwiek się domyślić, zbliżył twarz do jego twarzy i delikatnie musnął
jego wargi, wpychając pomiędzy nie język. Tym samym wsunął mu między nie małą
tabletkę w kształcie serca. Nie musiał nic mówić, bo w tej chwili blondyn już
wiedział co to było, ale Bill szepnął mu wprost do ucha:
–
Ja też wziąłem… – po czym odchylił głowę do tyłu, tym samym wskazując mu drogę,
jaką znaczyła pulsująca tętnica. Cały drżący z podniecenia i ekscytacji
Bastien, delikatnie przesunął po niej językiem Miał nieodparte wrażenie, że w
tej samej chwili krew zaczęła płynąć w jej wnętrzu szybciej, zamieniając się w
wartki potok. To ciało, wciąż tak bardzo niedostępne, pełne ezoteryki i
mistycyzmu, ocierało się o niego i w tamtej chwili już nie chciał nawet myśleć,
że miałoby ono pozostać jedynie w kręgu tej niespełnionej fantazji. Objął go,
mocno do siebie przyciskając. I chociaż ta chwila była czymś cudownym, zdawał
sobie sprawę, że kiedyś się skończy, a to, w jaki sposób zapisze się w jego
pamięci dalszy ciąg tej nocy, zależy także od niego samego. Ktoś mądry nie na
darmo wymyślił przysłowie, które właśnie teraz sobie przypomniał i powtórzył w
myślach: „Kuj żelazo, póki gorące”. Musiał
tylko znaleźć pretekst, aby udali się na piętro.
–
Chodź, zabierzemy Georga na górę – powiedział, obejmując dłonią policzek Billa.
Ten, patrząc na niego nieprzytomnym wzrokiem skinął tylko głową i zaraz podążył
za nim, wychodząc z salonu.
Kumpel
spał w tym samym miejscu i w tej samej pozycji, czemu nie trudno było się
dziwić zważywszy na jego stan. Pochylili się i chwyciwszy go pod pachy z trudem
podnieśli. Zarzucając sobie na ramiona jego bezwładne ręce, zaciągnęli do
salonu, co wcale nie było takie łatwe, bo praktycznie nieprzytomny chłopak nie
był w stanie współpracować. Największy problem stanowiły schody.
–
To chyba nie sam alkohol go tak sponiewierał – wysapał Bastien. Bill tylko
zagryzł wargę i dziękował losowi, że jest zbyt ciemno, aby blondyn zauważył,
jak bardzo w tej chwili się zmieszał.
We
dwóch, naprawdę trudno im było sobie poradzić z taką kłodą, zważywszy, że nie
byli przecież jakimiś siłaczami, dlatego Baron poprosił o pomoc nieco
silniejszych kumpli, którzy zanieśli chłopaka na piętro. Na szczęście wciąż był
wolny pokój na wprost jego sypialni i właśnie tam mogli ulokować nieświadomego
Georga.
–
Dzięki chłopaki – rzucił gospodarz do dwóch mężczyzn, którzy położyli go na
łóżku i zaraz wyszli.
–
Słuchaj Bill, może on coś brał…? Widziałeś coś? – zapytał cicho, stojący przy
drzwiach Bastien w chwili, gdy czarnowłosy był pochylony i przykrywał
przyjaciela kocem.
–
Widziałem… – odpowiedział równie cicho. Wyprostował się i odwrócił w jego
stronę, zaczesując palcami włosy, jakie opadły mu na twarz.
–
Cholera, nie chcę jakichś problemów.
–
Nie będzie żadnych problemów, to zwykła pigułka gwałtu, którą sam mu dałem –
odparował, zbliżając się do blondyna i zatrzymując tuż przed nim. Sam nie
wiedział, dlaczego mu się do tego przyznał, może przez ten frasunek, jaki
usłyszał w jego głosie?
–
T-ty…? – zająknął się Bastien, jakby nie dowierzając temu, co przed chwilą
usłyszał. W tej chwili w jego głowie zrodziła się masa pytań, których obawiał
się mu zadać, ale wiedział jedno: Bill musiał mieć w tym swój cel, którego się
domyślał, choć wciąż nie wierzył, że to możliwe. Teraz stał na wprost tak
blisko i miał wrażenie, że ta odległość z każdą sekundą maleje. A kiedy
zniknęła zupełnie, poczuł lekkie muśnięcie na swoich wargach i usłyszał szept:
–
Ja…
Niemal
w tej samej chwili zgasło światło, a z tej ekscytacji Bastien nawet nie
zauważył, kiedy Bill sięgnął do wyłącznika, który tkwił w ścianie tuż za jego
plecami przy samych drzwiach. Już nie miał żadnych wątpliwości, czego w tej
chwili pragnął czarnowłosy anioł, który w sekundzie dopadł do jego warg swoimi,
złakniony jak wampir świeżej krwi. Blondyn natychmiast objął go, jedną ręką
przyciskając do siebie, a drugą po omacku chwycił za klamkę, przecież nie mogli
tu zostać. Pociągnął Billa za sobą okręcając wokół własnej osi i obaj wytoczyli
się na ciemny korytarz, nie przerywając zachłannego pocałunku. Mocno pchnięte
drzwi od pokoju w jakim został Georg, zatrzasnęły się z hukiem, który ledwie
usłyszeli, bo z dołu wciąż dochodził dudniący, zagłuszający każdy inny odgłos,
rytm muzyki trance.
Oszołomiony
tak nagłym zwrotem wydarzeń Bastien, zupełnie stracił rezon, choć w jego towarzystwie
prawdopodobnie nigdy go nie miał. On, zawsze zdecydowany i dominujący, pozwolił
przyprzeć się do ściany inicjatorowi pocałunku, niczym bezwolna marionetka.
Jednak jego dłonie już takie bezwolne nie były. Bez chwili wahania wtargnął
nimi pod koszulę Billa, dotykając rozgrzanej skóry, jaką już tam na dole, miał
możliwość pieścić opuszkami palców. Kręciło mu się w głowie od tej nagłej
przyjemności, a podniecenie euforycznie pulsowało w podbrzuszu. Znów poczuł,
jak dłoń jego anioła wsuwa się pomiędzy ich biodra, ale nim zdążył odgadnąć po
co, ich wargi rozłączyły się i zobaczył, jak w jego dłoni coś błysnęło.
Wprawdzie w korytarzu było ciemno, ale zakradające się po schodach, migające
światło z dołu, czasem było mocniejsze i w takiej właśnie chwili między palcami
Billa zobaczył klucz do swojej sypialni, a wtedy usłyszał jego słowa:
–
Chcę do twojego azylu…
Rzeknę ascetycznie: jaki, kurwa, pięćdziesiąty czwarty rozdział?
OdpowiedzUsuńPamiętam dziewiętnasty.
Minęło tyle czasu.
Muszę nadrobić.
<3
Nie, byłaś chyba trochę dalej, ale mniejsza z tym.
UsuńZachęcam w takim razie :)
Ciężko mi to skomentować bo na obecnym etapie fabuła może pójść do przodu w każdym możliwym kierunku... A tak ogólnie to czytało mi się bardzo dobrze :)
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że większość miała problem, aby skomentować tę część, ale Ty powiedziałaś o tym szczerze. Dziękuję Ci za to i oczywiście pozdrawiam :)
UsuńTo uczucie kiedy część kończy się w takim kluczowo-krytycznym momencie jest nie do opisania.
OdpowiedzUsuńMimo, że w takich okolicznościach jestem przeciwko pogłębianiu zażyłości między Billem a Bastienem to jednak bardzo podobał mi się ten odcinek ze względu na Twój niezwykle dopracowany warsztat pisarski.
Czas pokaże co dalej, jestem ciekawa czy odpowiednio typuję dalszy ciąg wydarzeń... :)
Dużo weny twórczej!
Pozdrawiam,
E.G.
Cieszę się, że wciąż doceniasz moje starania mimo faktu, że fabuła nie idzie po Twojej myśli. Wena niestety umarła :(
UsuńDziękuję za opinię i pozdrawiam :)
Bill i Bastien w końcu doprowadzili do sytuacji sam na sam ze sobą. A poza tym przyćpali, całują się i dążą do tego żeby iść na całość... Ja nie wiem jak to skomentować bo nie wiem co wydarzy się dalej... Jedynie mogę podzielić się swoim przypuszczeniem - moim zdaniem jednak coś lub ktoś im przeszkodzi. A jazda będzie jak w całym ferworze czy w stanie uniesienia Bill wypowie imię Toma i momentalnie będzie zwrot akcji, przy okazji ciekawe co by Bastien zrobił, ciekawe... A może będzie zupełnie inaczej, to już czas pokaże.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
To oczywiste, że w tym momencie trudno opiniować: nie można jeszcze Billa zmieszać z błotem, ani pochwalić. I mam nadzieję, że tylko dlatego większość wstrzymała się od wyrażenia opinii. Bardzo dziękuję, że mimo to zechciałaś zostawić kilka słów od siebie i cieplutko pozdrawiam :)
UsuńA ja nie na temat bo brakuje mi Maxa :D nadal wiernie z nim sympatyzuję :D w moim odczuciu Max generuje najwięcej fabularnych zwrotów akcji oprócz Billa xd nadal zacny poziom także czerpię pełnymi garściami przyjemność z lektury xd
OdpowiedzUsuńMax oczywiście jeszcze się pojawi, jest jedną z dość znaczących, drugoplanowych postaci.
UsuńDziękuję i serdecznie pozdrawiam :)
Generalnie nie wiem co napisać. Na pewno wszystkie części tego Twojego opowiadania mają jeden wspólny mianownik - są napisane niezwykle starannie na bardzo wysokim poziomie. Fabuła jest bardzo dynamiczna i różnorodna więc każdy znajdzie coś dla siebie, choć ja akurat w tej części nie znalazłam bo akcja nie do końca idzie po mojej myśli, ale zanim zmieszam Billa z błotem poczekam do kolejnej części.
OdpowiedzUsuńMusisz wiedzieć, że czekam na więcej.
Nie trać weny! :)
Pozdrawiam serdecznie.
Myślę, że jesteś jedną z wielu, którym fabuła nie za bardzo przypadła do gustu. No cóż mam powiedzieć… Może tylko tyle, że będę czekać co powiesz po kolejnej części, o ile w ogóle coś powiesz, bo komentujący znikają, tak samo jak w tej chwili moja wena ;)
UsuńDziękuję i ciepło pozdrawiam :)
Ja za to chyba jestem jedyną, która po przeczytaniu ostatniego zdania krzyczałam w myślach „tak! idźcie do tego azylu! Już! Teraz!” XD hahaha No cóż... ja to zawsze mam jakieś inne spojrzenie na wszystko bo chociażby te piosenki na nowa trase do setlisty tez wybrałabym w większości przypadków zupełnie inaczej niż większość... no cóż... nie ma to jak być alienem wśród alienow xD
OdpowiedzUsuńA wracając do rozdziału to... doskonale pamietam, ze czytając to pierwszy raz miałam aż ciarki. Świetne napięcie między Billem a Bastienem. Między nimi tak iskrzy, ze no... musiało w końcu dojść między nimi do takich scen i ostatecznie do tej prośby zawartej w ostatnim zdaniu. No nie było innego wyjścia!!! :D
Kochana, nie trać weny!!! Przesyłam ci buziaki ;*
A Tobie powiem, że jesteś pewnie jedną z nielicznych, którym fakt, dokąd zmierza fabuła bardzo się podoba. Cieszę się, że dostrzegłaś detale tej części, ten magnetyzm jaki chciałam ukazać.
UsuńDziękuję i ściskam :*